• Nie Znaleziono Wyników

Asceza i ubóstwo

Elementem koniecznym do budowania komunii z Bogiem, jak i osobistego rozwoju człowieka jest asceza128. Jak konsekwentnie przypomina teologia duchowy wzrost, chociaż ma swoją podstawę w działaniu Bożym

w Chrystusie, nie może się realizować bez czynnej i odpowiedzialnej współpracy

127

I. Michalska, Klub przyjaciół Marii Szymanowskiej w Kaliszu, Kalisz 1994, s. 1. 128

człowieka. Wysiłek, ćwiczenie, wierność, stanowią konstytutywny element życia duchowego na każdym jego etapie129.

Współcześnie obserwujemy lekceważenie wartości dyscypliny, niechęć oraz pogardę wobec umartwienia, zwłaszcza cielesnego, nieufność w stosunku do postaw tzw. biernych, jak pokora, cierpliwość, duch umartwienia, ofiary130. Maria Szymanowska bardzo dobrze rozumiała potrzebę prowadzenia skromnego i ubogiego życia, co było również widoczne w jej sposobie ubierania się:

Nawet wyglądem zewnętrznym odróżniała się: podczas gdy pozostałe panie, mimo nędzy, starały się o kobiecą elegancję, pani Maria nosiła zawsze ten sam czarny szkolny fartuch przepasany paskiem, była gładko uczesana, a druciane okulary wyraźnie ją szpeciły. Po upadku powstania można było dostać w RGO różne rzeczy przywożone ze spalonej Warszawy i nasze panie zaopatrzyły się w odzież, sukienki, itp. W zewnętrznym wyglądzie pani Marii nic się nie zmieniło. Może uważała swój strój za rodzaj habitu? Z pewnej rozmowy wywnioskowałam, że należy do jakiegoś bractwa, czy też, że składała śluby prywatne – nie pamiętam131.

Na skromność w ubieraniu się zwraca uwagę również Paulina Rembilas – koleżanka z pracy, mówiąc, że Szymanowska zawsze bardzo skromnie się ubierała i lubiła ciemne kolory. Nigdy nie używała żadnej biżuterii, jedynie na prawej ręce nosiła srebrną obrączkę, której symbolika stanowiła jej tajemnicę. Okulary, które nosiła miały zawsze bardzo prostą i tanią oprawę132. Maria

ze swojej skromnej nauczycielskiej pensji utrzymywała matkę i siostrę. Stąd też bardzo często nie wystarczało pieniędzy na wiele rzeczy. W latach 1945-1953 Szymanowska dwa razy wyjechała do sanatorium, nie miała nawet swojego płaszcza kąpielowego, a nie była w stanie go sobie kupić. Kiedy Paulina Rembilas pożyczyła jej swój własny, cieszyła się, że jest właśnie taki ubogi 129 Tamże. 130 Tamże, s. 195. 131 Ch. Soczek, dz.cyt., s. 2. 132 P. Rembilas, dz.cyt., s. 1.

i prosty133. Na praktykowane przez Szymanowską ubóstwo zwraca także uwagę siostra Zofia Komada, która uważa, że nawet żadna z sióstr zakonnych nie była tak uboga, mimo że przecież to one składają ślub ubóstwa. Ubrania Marii często były przetarte do granic wytrzymałości. Spódnice aż przeświecały. Zawsze chodziła tylko w jednych butach, przez cały rok w tych samych134.

Obok ubóstwa widać u niej również ducha ascezy i umiejętność nieprzywiązywania się do rzeczy materialnych i do ludzi. Wspomina inny świadek – Władysława Dumianka – że Szymanowska podarowała jej kiedyś obrazek szczególnie jej drogi, „Mater Dolorosa”, który otrzymała od siostry Emilii Lucht – klaryski z krakowskiego klasztoru. W momencie wręczania go zakomunikowała, że pragnie go ofiarować po to, żeby odmówić sobie radości z posiadania go, gdyż jeśli chce się zostać świętym, nie wolno się przywiązywać do nikogo ani do niczego. Sama Szymanowska przyznała koleżance, że kiedy była w Krakowie, miała nieodparte pragnienie, żeby odwiedzić siostrę Emilię, ale nie poszła. Zadała sobie ten ból jako ofiarę dla Boga135

. Inna osoba

wspomina, że kiedy Szymanowska mieszkała w domu nauczycielskim, otrzymała kawałek ziemi na terenie przyległym do tego domu. Dowiedziała się, że rodzina, która mieszka w tym samym domu nie ma działki, a bardzo by jej potrzebowała ze względu na kilkuletnie dziecko. Udała się do tej rodziny i sama delikatnie zaproponowała odstąpienie działki. Oznajmiła, że jej działka nie jest potrzebna i może ją odstąpić136.

Cierpienie

Patrząc na życie i pisma polskiej mistyczki, można zauważyć trzy dominujące elementy: miłość do Boga, cierpienie i wypełnianie woli Bożej. Szymanowska na pierwszym miejscu stawiała miłość do Boga i bliźniego. Wielokrotnie taka postawa wymagała od niej ponoszenia różnych cierpień 133 Tamże, s. 2. 134 Z. Komada, dz.cyt., s. 1. 135 W. Dumianka, dz.cyt., s. 3. 136

zarówno tych fizycznych, jak i duchowych, a wszystko było motywowane pragnieniem wiernego wypełniania woli Boga137. Ci, którzy osiągnęli wysoki

poziom życia duchowego, odznaczają się głębokim zjednoczeniem z Chrystusem cierpiącym i gotowością na przyjęcie każdej postaci cierpienia. Jest to bardzo widoczne właśnie w życiu Marii Szymanowskiej, która praktycznie przez całe swoje życie nosiła stygmat cierpienia.

Klaryska siostra Janina Skolarczyk pisze, że kaliska katechetka była osobą pełną humoru i pogody ducha. Mimo że ciągle towarzyszyło jej doświadczenie cierpienia, choćby z uwagi na trud związany z opieką nad starszą matką czy nerwowo chorą siostrą, zawsze była radosna i nie dała nikomu poznać, co przeżywa w środku. Nawet jeśli nieraz opowiadała o czymś trudnym ze swojego życia, to robiła to w tak subtelny sposób, żeby nikt się nie zorientował. Potrzeba było dużego wyczucia i wrażliwości, żeby w treściach przekazanych z niezwykłym humorem dostrzec przekaz cierpienia i bólu. Bardzo ciężko było jej zwłaszcza w obcowaniu z chorą nerwowo siostrą, o którą musiała się troszczyć przez wiele lat138. Wiele trudności napotykała również ze strony

osób posługujących i pracujących przy licheńskim sanktuarium139.

Pewnej nocy, pod koniec lutego 1983 roku Szymanowska, wracając z łazienki, upadła na korytarzu. Zanim ją usłyszano, leżała kilka godzin na ziemi. Bardzo się poobijała, co bardzo wiązało się z dużym cierpieniem. Wtedy też wydawała tylko lekkie jęki. Całe życie była bardzo heroiczna w znoszeniu

137

M. Chmielewski, Nauczycielka, katechetka i mistyk…, dz.cyt., s. 160. 138

J. Skolarczyk, Wspomnienie o świętym człowieku, s. 1. 139

H. Stasiak, Była mi najlepszym przyjacielem, s. 3-4: Pomimo, że tak gorąco ukochała

Sanktuarium Licheńskie, że była mu bezgranicznie oddana, miała tam nieraz dni usłane cierniami. Odczuwała zwłaszcza brak serca ze strony otoczenia, nieraz gorzką łzę połknęła – szczególnie w ostatnich latach życia. Spotkało ją wiele cierpień, przykrości, upokorzeń – choć była prawą ręką księdza Proboszcza Makulskiego. Cierpienia swe ofiarowała za dusze w czyśćcu cierpiące i mnie też do tego zachęcała. Kiedy widziała, że cierpię z powodu przykrości, jakich doznawała, mówiła mi: „Halinko, nie martw się, nie przeżywaj tego tak bardzo. Ofiarujemy to wszystko Matce Bożej Bolesnej i Jej Synowi. […] Nigdy nie skarżyła się. Powtarzała mi nieraz: „Ofiara, skarżąca się przed innymi to żadna ofiara.” A kiedy indziej mówiła: „Pamiętaj, gdybym kiedyś uległa słabości ludzkiej i poskarżyła się, nie powtarzaj tego nikomu. Nie chciałabym, aby o kimś źle myślano…” Jednak nigdy nie uległa tej słabości, nigdy nie słyszałam z jej ust najmniejszej skargi. Promienny uśmiech, pogoda ducha nigdy jej nie opuszczały – nawet w największych cierpieniach fizycznych i moralnych. Był to człowiek całopalnej ofiary.

cierpienia, które przyjmowała z uśmiechem. Nie była już w stanie podnieść się o własnych siłach. Musiała wyrazić zgodę na to, żeby być obsługiwaną przez otoczenie, a było to dla niej okazją do jeszcze większej ofiary140. Bardzo wiele

wysiłku woli kosztowała ją zgoda na obnażenie ciała w celu obmycia. Była bardzo wstydliwa i skromna. W takich chwilach nic nie mówiła, choć było widać, że jest to dla niej duże cierpienie i upokorzenie141

.

Cierpienie fizyczne, wynikające z wielu chorób, jakie nękały ją przez całe życie, znosiła z wielkim męstwem, po bohatersku. Zwłaszcza pod koniec życia towarzyszyło jej wiele chorób, tj. angina pectoris, reumatyzm stawowy, rany pod stopami, nieustanny szum w uszach na skutek pęknięcia bębenka usznego, które były źródłem wielkiego cierpienia. Do tego można dodać cierpienia spowodowane nowotworem narządów wewnętrznych. Bardzo dobrze zdawała sobie sprawę ze swojej poważnej choroby, ale nigdy nie chciała korzystać z porady lekarza. Nigdy też nie skarżyła się na swoje cierpienia, nie mówiła o nich – kwitowała je zawsze uśmiechem, a nawet żartem. Lekarze, którzy badali Marię, kiedy przebywała w szpitalu, nie mogli wyjść z podziwu, że w tak ciężkim stanie, w jakim się znajdowała, potrafiła do końca tak intensywnie pracować. Byli również pełni podziwu dla jej cierpliwości, z jaką znosiła cierpienie, jak również dla jej inteligencji i wielkiej kultury osobistej142. Choroba

nowotworowa powodowała, że ciało jej było obrzękłe i nabrzmiałe, co utrudniało schylanie się i poruszanie. Nieściągany przez kilka lat płyn, który rozkładał się pod skórą, wydawał przykry zapach, co było dla niej powodem wielu przykrości. Zarówno Maria Szymanowska, jak i jej matka rozumiały sens i wartość cierpienia, toteż kiedy ono się pojawiało, potrafiły je twórczo, z duchowym pożytkiem wykorzystać. Ojciec Franciszek Wicha wspomina taki epizod:

Zaopatrywałem na śmierć sakramentami świętymi Jej matkę. Widziałem, że bardzo ona cierpi, mówię więc do pani Marii: „Proszę Pani, chyba trzeba podać Mamusi lekarstwa, które by znieczuliły ból, zmniejszyły to cierpienie”.

140

O. Bajkowska, Wzór doskonałości chrześcijańskiej, Licheń Stary 1984, s. 1-4. 141

Tejże, Najpiękniejsza dusza, jaką widziałam, Otwock 1988, s. 2. 142

Pani Maria odpowiedziała: „Mamusia prosiła, żeby nie podawać żadnych lekarstw – ma jakąś specjalną intencję w cierpieniu”. Fakt ten dobrze świadczy zarówno o matce, jak o córce – ta ostatnia zrozumiała nadprzyrodzony sens bólu Matki i jej intencje w znoszeniu go bez środków znieczulających143

.