• Nie Znaleziono Wyników

Autorka podkreślała, jak istotną rolę odegrali w popularyzowaniu polskiej tkaniny Jean

W dokumencie Wojciech Sadley. Tkanina życia (Stron 48-51)

Lurçat, Pierre Pauli i André Kuenzi. Pisała:

Polem turniejów w wielkim stylu [o nową tkaninę – JB], z zachowaniem reguł „fair play”, było

zasad-niczo kilka kolejnych Biennale lozańskich, których obaj patroni, Jean Lurçat i Pierre Pauli, należeli do ludzi nieprzeciętnego formatu. Świadczył o tym choćby ich entuzjastyczny stosunek do nieoczekiwanej przez nich rewolucji w tkaninie, objawionej w Lozannie w sposób żywiołowy. Trzecim z tego grona był André Kuenzi, „nadworny” recenzent imprezy. Jego wnikliwe i obszerne krytyki towarzyszyły kolejnym wystawom, pobudzały do analizy i porównań, bez wątpienia nadawały kierunek znacznej części artykułów, pisanych przez odwiedzających licznie Lozannę dziennikarzy z różnych stron świata.

34 Danuta Wróblewska, Tkactwo Wojciecha Sadleya, „Projekt” 1963, nr 3, s. 21–24.

35 W naszej rozmowie Wojciech Sadley powiedział, że z jego dzieł wybierali wtedy tylko gobeliny, ponieważ prace w technice własnej były dla nich jeszcze zbyt śmiałe.

50

Dokumentem szczególnej wagi są one dla historii polskiej tkaniny współczesnej. Ukazują bowiem drogę jej sukcesu oraz przyswajanie zdobyczy polskiej szkoły przez nurt międzynarodowy37.

W archiwum Wojciecha Sadleya zachował się list z Galerie Pauli podpisany przez

Pierre’a Paulego, datowany: „Lozanna 6 marca 1963 r.”, zapowiadający przyjazd marszanda do

Warszawy 13 marca 1963 r.

Jolanta Owidzka wspominała podczas naszej rozmowy amarantową marynarkę Sadleya, która

bardzo podobała się Paulemu. Chciał odkupić ją od Sadleya, ale ten nie zgodził się, ponieważ

trudno było wtedy kupić w Polsce takie rzeczy. W rozmowie ze mną Sadley powiedział, że

tę marynarkę przysłał mu stryj mieszkający w Paryżu. Dodał też, że wtedy takie ubrania były

rzadko spotykane i chodził w niej tylko na przyjęcia.

O podróży do Polski, odbytej wspólnie z Pierre’em Paulim, André Kuenzi napisał artykuł,

który ukazał się na łamach „Gazette de Lausanne” w wydaniu sobotnio-niedzielnym

20–21 kwiet-nia 1963 r., pod znamiennym tytułem La Tapisserie de demain est née en Pologne (Tkanina przyszłości

narodziła się w Polsce). W części zatytułowanej Od tradycji do awangardy Kuenzi pisał na gorąco

o wrażeniach ze spotkań z polskimi artystami:

Trudno jest dokonać oceny, „bilansu kulturalnego” po zaledwie kilku dniach pobytu w Polsce, tak kraj ten pełen jest bogactw i tak intensywna jest jego aktywność kulturalna. Pewne jest to, że Polska to kraj otwarty na najśmielsze, najbardziej nowo czesne eksperymenty duchowe i techniczne. Wkład polskich artystów we współczesną sztukę jest wyjątkowo efektywny, i to zarówno w dziedzinie teatru, literatury, poezji, jak i malarstw a, sztuki grafi cznej i tkaniny. Jest to zauważa ne coraz częściej na Zachodzie i można stwierdzić, że więcej interesujących rzeczy tworzy się dziś w Polsce niż w samym Paryżu. Nie mówiąc już o Teatrze Laboratorium Jerzego38 Grotowskiego, Polska posiada około stu teatrów, powstaje tutaj rocznie około czterystu sześćdziesięciu premier teatralnych. Dürrenmatt jest honorowany na równi z Beckettem i Ionesco. Opera Warszawska jest jedną z najsłynniejszych na świecie: właśnie tam widzieliśmy w wyszukanej inscenizacji Oedipus Rex Strawińskiego. Ale to w sztuce tkaniny Polska zdaje się być najbardziej rewolucyjna. Paryż i Aubusson niepokoją się tym – i słusznie. Można z całą pewnością napisać, że tkanina przyszłości tkana jest dzisiaj w Polsce. Widzieliśmy na własne oczy dziesiątki dzieł utkanych – od Warszawy do Łodzi, od Łodzi do Krakowa, od Krakowa do Warszawy… Polska znajduje się na czele „peletonu”.

Streszczenie tego wspaniałego kalejdoskopu do dwóch lub trzech punktów jest niezwykle ograniczające, a nawet kłamliwe: prosimy naszych przyjaciół Polaków o wybaczenie naszych błędów, niedociągnięć, skrótowych ocen i aberracji: zbyt dużo obrazów zachwyciło nasze oczy. Zbyt dużo słów mogłoby przyćmić to wspaniałe braterskie święto duchowe. Obszerne i pretensjonalne komentarze zawsze stają się zasłoną dymną!

Podczas ostatniego Biennale w Lozannie obecność Polaków była wyraźnie zauważona: niezwykłe tkaniny Magdaleny Abakanowicz  – między innymi  – wzbudzają liczne komentarze […]. Zarówno ze względu na oryginalność techniki, jak i na moc rytmu i piękno zbudowanych form, tkaniny te szybko wzbudziły krytyki i pochwały. W rzeczywistości te szczególne gobeliny przynosiły pytanie, czy wpisują się one w wielką tradycję. Puryści w dziedzinie tkaniny mają rację: przez niektóre ze swych odkryć i przez swą śmiałość Magdalena Abakanowicz oddala się od klasycznych gobelinów… Ale na szczęście jurorzy Biennale zauważyli natychmiast nowatorską stronę i geniusz tych dzieł, wnoszących sporo świeżego oddechu do świata tkaniny, który, z małymi wyjątkami, ogranicza się powoli do roli dekoracyjnej, stereotypów i powtórzeń. Te polskie tkaniny otwierają również olbrzymie możliwości, znacznie rozszerzając skalę możliwości artysty i możliwości tkaniny. Dyrektor Szkoły Sztuki Dekora-cyjnej w Aubusson mógł napisać ostatnio w przedmowie katalogu paryskiej wystawy polskiej artystki: „Ta wolność wyrazu w tkaninach Magdaleny Abakanowicz jest bardzo ważna, tym bardziej, że podkreśla i potwierdza wielką wartość plastyczną”.

Znam mało artystów umiejących w tak inteligentny sposób podkreślić piękno materiału i wyrazić jego ekspresyjność. Magdalena Abakanowicz wełną realizuje swoje obrazy, określa swój styl i w pełni się

37 Ibidem, s. 33–34.

51

wyraża: nie można być lepszym mistrzem warsztatu, lepiej i z większą pasją i prawdziwością wyrazić swój przekaz.

Sympatyczna artystka przyjęła nas w swojej warszawskiej pracowni. Pracownia skromna, prosty warsztat, wódka 80%. Czego wiecej potrzeba dla pobudzenia kreatywności.

„Pani metoda pracy?”

„Moja metoda? Bardzo gruby wątek. Bardzo luźny splot. Zaczynam od modelu, ktory interpretuję, tkając. Nie podkładam szkicu kartonowego pod tkaninę. Mam tylko w pamięci naszkicowany z grubsza, czarno-biały zarys kompozycji…”

I artystka pokazuje mi kawałek papieru, na którym naszkicowanych jest kilka linii. To wszystko… „Nie robię nigdy kolorowych projektów. Linia jest moim jedynym przewodnikiem, co pozwala mi oddać wyrazistość tworzywa. Sama doglądam farbowania. W Akademii uczymy się tkaniny i malar-stwa. Praktykujemy warsztat. Cartonnier francuski nie. Niektórzy cartonniers francuscy powiedzieli mi, że chcieliby realizować swoje projekty w Polsce. Wyniki naszego tkactwa i tkanina polska wzbudzają na ogół zainteresowanie, sam pan widzi…”

„To naturalne, ponieważ tworzy pani, wraz z innymi artystami, których znamy z pani kraju, tkaninę przyszłości, poetyczną i monumentalną”.

O d t r a d y c j i d o a w a n g a r d y

Tradycja tkaniny w Polsce sięga średniowiecza, ale tkanina jako sztuka rozwijała się dopiero od XVII w. Jednak po pewnym czasie nastąpił jej upadek i przez dziesiątki lat polska tkanina praktycznie nie istniała, przetrwała jedynie w sztuce ludowej. Początek „odnowy” tkaniny przypada na pierwsze 25-lecie XX w. Po II wojnie światowej centrum tkaniny przenosi się z Krakowa do Warszawy, artyści tworzą wów-czas niezwykłe tkaniny inspirowane tkaninami i kilimami z XVIII w. Akademie i wyższe szkoły sztuk pięknych otwierają się w Warszawie. Eksperymentalne pracownie szkolą artystów zainteresowanych tkaniną, którzy około 1950 r. przyjmują nowe kierunki dzięki poszerzeniu technik i powiewowi nowego ducha, który zawitał nad krosnami.

Od tej chwili pojawiają się nowe doświadczenia i tkanina polska z roku na rok utwierdza swoją pozycję. Mogliśmy zobaczyć licznych artystów wychodzących z atelier tkaniny w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, wszyscy oddają w słowach hołd Wielkiej Damie, profesor Eleonorze Plutyńskiej. W rozległych salach Desy (centrali artystycznej kraju, mieszczącej się w Warszawie), gdzie spotkaliśmy się z licznymi artystami, którzy przybyli, żeby przedstawić nam swoje tkaniny, pani Plutyńska uprzejmie udzieliła nam kilku informacji na temat odrodzenia się tkaniny w Polsce.

„Około 1934 r. zaczęłam studiować z bliska tkacką sztukę ludową wśród chłopstwa. Przywróciłam do łask starą ludową technikę nazywaną splotem podwójnym (fr. double chaine) – która była także używana przez artystów z dawnego Peru. Technika ta dziś już nie jest stosowana w Polsce. Chodzi o podwójny materiał, odwracalny. Żeby wykonać taki materiał, używa się podwójnego splotu wątku w dwóch kolo-rach. Od chłopów nauczyłam się wykorzystywać naturalne barwniki. Dzięki barwnikom naturalnym tkaniny nabierają szlachetności i wyrafi nowania. W Akademii uczę moich studentów różnych technik. Na wsi pracuję, używając techniki podwójnego splotu.

Wielu moich uczniów praktykuje w ten sam sposób. Proszę na przykład zwiedzić atelier «Wystawa tkaniny», w którym tkają trzy młode artystki: Barbara Falkowska, Alicja Francman i Barbara Latocha. Wykonuje się często tkaniny odwracalne, z białej lub brązowej naturalnej wełny, zawsze tkanej ręcznie. Trzeba zobaczyć rezultat!”

Widzieliśmy je w Desie, gdzie pani Plutyńska przedstawiła nam wiele swoich dzieł, bardzo rzetelnie, a zarazem poetycko skomponowanych i zrealizowanych, oraz w innych pracowniach. Nie zapominając o wspaniałej kolekcji tkaniny w Łodzi, która zawiera (między innymi) bardzo piękną serię tkanin dwu-stronnych z motywami fi guratywnymi (stylizowanymi) i abstrakcyjnymi (geometrycznymi). Została nam ona przedstawiona przez dyrektor Muzeum, panią Kondratiuk.

Inną cechą charakterystyczną polskiej tkaniny jest używanie najróżniejszych materiałów, np. w trady-cyjnych kilimach artysta używa grubej i umyślnie nieregularnej wełny oraz owczego runa. Te różne materie powodują intensywne „wibrowanie” tkaniny i dają dziełu oryginalność. Naturalny lub sztuczny jedwab, sznurek, wiklina, metalowe łańcuszki, wełna wchodzą w skład tkaniny, tworząc zadziwiający efekt plastyczny. Ale widzieliśmy jeszcze inne doświadczenia: artysta bardzo zręcznie łączy otwory i grubość tkaniny, mimo trudności technicznych realizując zadziwiające „ażurowe” kompozycje z motywami fi guratywnymi lub abstrakcyjnymi. Tutaj również duch inicjatywy, wyobraźnia twórcza, wolność wyrazu polskich artystów wydają się niezrównane. Wszędzie, we wszystkich pracowniach, które mogliśmy zwiedzić, ta sama dynamika, ten sam entuzjazm, ten sam duch twórczy. Od tradycji

52

do awangardy. To wspaniałe, zwłaszcza gdy pomyśli się przez chwilę o niezliczonych trudnościach, które artyści ci muszą pokonać.

Zwiedziliśmy, w siedem dni, imponującą liczbę pracowni malarskich i tkactwa. Niestety nie możemy ich wszystkich wymienić. W Krakowie (oddalonym o godzinę lotu samolotem od Warszawy) uczest-niczyliśmy w prawdziwie akrobatycznym i oszałamiającym spektaklu w pracowniach słynnej pary Heleny i Stefana Gałkowskich: wulkaniczna prezentacja astronomicznej liczby tkanin i projektów. Sztuczne ognie, niesamowita magia! Przez ponad trzy godziny kilometry tkanin i gwaszy bez przerwy paradowały przed naszymi oczami; w środku tego wspaniałego przedstawienia, gdy byliśmy na granicy zmęczenia, szklanka wody przywróciła nam siły… Gra ta warta była świeczki: tkaniny Heleny i Ste-fana Gałkowskich przypominały nam czasami tradycyjną sztukę ludową i przeszłość, a zarazem tych dwoje artystów potrafi ło inteligentnie przetransponować tę wiedzę i stworzyć współczesne tkaniny fi guratywne, bardzo interesujące z punktu widzenia plastycznego i poetyckiego. A do tego wspaniale „ustrukturyzowane” i posiadające śmiałe zestawienia kolorów, bez zbędnego rozdrobnienia, bez przejść tonalnych lub sztucznych stonowań.

To właśnie jest prawdziwa tkanina. Cała fantazja i poezja artystów wspaniale inkarnuje się na tych ścianach wełny, które powiewają wokół nas. Po przedstawieniu Tkaniny pojawił się las rulonów: peł-nowymiarowe projekty malowane gwaszem: cóż za święto, moi przyjaciele! Można być pod wrażeniem do końca swoich dni! Podziękujmy jeszcze raz profesor A. Śledziewskiej, że otworzyła nam swoją pracownię, w której mogliśmy kontemplować serię tkanin w najbardziej wyrafi nowanych barwach i wariantach.

Złożmy przyjacielski ukłon enigmatycznemu Wojciechowi Sadleyowi, u którego przeżyliśmy nie-zapomniany, przyjacielski wieczór wypełniony tatarem, oliwkami, wódką i bon motami. Sadley jest artystą ultrawrażliwym, marzycielem, medytującym, potrafi ącym dać nowe życie tkaninie i nadać jej magiczną, hipnotyzującą siłę. Maluje on również serię „współczesnych ikon”, tajemniczych i uderza-jących, promieniujących duchowością.

Pamiętna pozostanie również wizyta w pracowni Zofi i Butrymowicz, innej księżnej tkaniny. Podziwiamy wolność i szczerość wyrazu plastycznego i wrażliwą dyscyplinę kompozycji o głębokim brzmieniu: wszystkie te dzieła poruszają naszą duszę.

Najbardziej wzruszająca wizyta spośród wszystkich: eksperymentalna pracownia na Bielanach w War-szawie. Przyjmuje nas wielka artystka: Maria Łaszkiewicz, założycielka i dyrektorka tej pracowni  – cudownie, że udostępnia artystom, we własnej willi, swoje warsztaty. Ta niestrudzona artystka poświę-ciła się ciałem i duszą sprawie tkaniny polskiej. Mimo skończonych osiemdziesięciu lat ma w głowie pełno projektów: tkaniny w ciemnych kolorach i zdecydowanych rytmach są naznaczone wielką szlachetnością.

Trzeba jeszcze wspomnieć o bardzo kordialnym przyjęciu przez poetkę tkaniny o wyjątkowej wyobraźni: Krystynę Wojtynę-Drouet, o ujmujących dziełach Krystyny Szczepanowskiej, Zofi i Kodis-Freyer, Ady Kierzkowskiej, Jolanty Owidzkiej, Janiny Trawińskiej i wielu innych renowatorów polskiej tkaniny. Zostawiamy ich na następną podróż39.

Oprócz wyjątkowych osobowości Pierre’a Paulego i André Kuenziego do rozsławienia

W dokumencie Wojciech Sadley. Tkanina życia (Stron 48-51)