• Nie Znaleziono Wyników

Jezus ukrzyżowany i opuszczony – Oblubieniec

3. Próby fizyczne i duchowe w życiu osobistym

3.1. Droga do zatwierdzenia w Kościele

Poruszona słowami Ewangelii „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10,16), Chiara już w pierwszych latach działalności w Trydencie, zwróciła się spontanicznie do miejscowego ordynariusza, arcybiskupa Carlo de Ferrrari, aby opowiedzieć mu o rodzącej się wspólnocie. Od samego początku jego wsparcie i błogosławieństwo było dla niej bardzo ważne i tej więzi z autorytetem Kościoła przypisywała ona dynamiczny rozwój Focolari. Najstarsza oficjalna aprobata ze strony arcybiskupa Trydentu pochodzi z dnia 1 maja 1947 roku, kiedy to zatwierdził pierwszy statut „Apostołów Jedności”178. W 1956 roku, kiedy wiele było głosów szerzących wątpliwość i krytykę wobec fokolarinów, de Ferrari wydał oświadczenie: „Do każdego! Łatwo jest powiedzieć, co myślę o FOCOLARI. Widziałem ich, jak narodzili się w mojej diecezji i zawsze ich uważałem za niezwykłą grupę pięknych dusz […]. Od 12 lat uważnie i troskliwie opiekuję się nimi i nie tylko nigdy nie mogłem im niczego zarzucić, ale zawsze byli dla mnie powodem ogromnej i pełnej radości, pociechy, jak rzadko mi się zdarzało w ponad 50-letniej pracy pasterskiej. Powiedziałem to, napisałem już kiedyś i powtarzam: OBY FOKOLARINI STALI SIĘ LEGIONEM!"179

Głos arcybiskupa Trydentu wybrzmiewał samotnie, gdyż z wielu innych miejsc płynęły poważne oskarżenia, z powodu których Kościół już w 1948 roku rozpoczął

176 Zob. L. Abignente, L’unità: un comune sentire nello spirito. Una riflessione sul rapporto tra Chiara Lubich e P. Leone Veuthey alla luce di documenti inediti, „Miscellanea Francescana” (114)2014, nr 3-4, s. 466-501; L. Abignente, Chiara Lubich e il Movimento dei Focolari all’epoca del Concilio Vaticano II, NU (36)2014, nr 1, s. 7-22; L. Abignente, Generare un’Opera di Dio, dz. cyt., s. 109-125.

177 Zob. E. Folonari, Testimonianza sull’ultimo tempo di Chiara Lubich, NU (31)2009, nr 2, s. 177-189; E. Folonari, Testimonianza su Chiara Lubich e le sue „notti”, NU (32)2010, nr 3, s. 361-375; G. Folonari, Lo spartito scritto in cielo. Cinquant’anni con Chiara Lubich, Roma 2012; G. Minuta, Nessuna notte è infinita. Biografia di Sergio Infantino, Roma 2009, s. 67-74.

178 Pełna nazwa statutu brzmiała: Statuto dei Focolari della Carità (gli Apostoli dell’Unità), por. L. Abignente, Generare un’Opera di Dio, dz. cyt., s. 109. Na temat roli, jaką odegrał w początkach Ruchu abp Carlo de Ferrari, zob. L. Abignente, Riconobbe: „Qui c’è il dito di Dio”, CN (56)2012, nr 23–24, s. 30-32.

124 dogłębne, trwające kilkanaście lat badanie Ruchu. Przyjazd Chiary do wiecznego miasta oznaczał przeniesienie centrum nowej wspólnoty, która została tym samym włączona pod bezpośrednią jurysdykcję Stolicy Apostolskiej. Zarzuty pojawiające się wcześniej w Trydencie dotarły także do Rzymu180. W roku 1951 Kongregacja Świętego Oficjum wyznaczyła na wizytatora apostolskiego franciszkanina konwentualnego, Enrico Corrà, który pełnił tę funkcję przez trzy lata181. W tym delikatnym okresie, towarzyszył Chiarze jako asystent Ruchu, oddelegowany przez arcybiskupa Trydentu, Giovanni Battista Tomasi, były generał Zgromadzenia Najświętszych Stygmatów182. O tym, jak bezcenne było wówczas Jego wsparcie, świadczą słowa listu Lubich: „Jezus dał nam […] «ojca», który był dla nas «matką» i wszystkim po trochę, w tym znaczeniu, że poprzez niego odczuwaliśmy wolę i miłość Kościoła. Sądzę, że był to jeden

z najpiękniejszych darów, jaki Ksiądz Arcybiskup nam uczynił […]. I czuję, że nie

można wyrazić słowami tego, kim był o. Tomasi dla nas, a szczególnie dla mojej duszy”183.

Wskutek postępowania wszczętego przez Święte Oficjum, w 1952 roku Chiara została odsunięta od kierowania Ruchem. Był to czas ciężkiej próby, a konieczność zachowania treści przesłuchań w tajemnicy, dla osoby przyzwyczajonej do głębokiego życia wspólnotowego, pomnażała jeszcze cierpienie. Tymczasem nawet najbliżsi jej współpracownicy nie znali szczegółów tego dochodzenia, choć widzieli ból założycielki184. Ona sama po latach opowiedziała raczej oględnie: „I nastała noc. Jak jest straszna, wie tylko ten, kto jej doświadcza. Zabrała mi ona wszystko: Boga Miłość, jak Go poznałam w tych latach, życie fizyczne i duchowe. Utraciłam zdrowie w okrutny

180 Zarzucano m.in. fokolarinom, że przyjmując Ewangelię jako jedyną regułę życia, zbliżają się do protestantyzmu. Ponadto, podejrzewano, iż proponują jakąś nową formę komunizmu, zachęcając do radykalnej wspólnoty dóbr. Tak pisała po latach Lubich o tych pierwszych oskarżeniach: „Niektóre zarzuty były znane. Zaczynały w owym czasie krążyć różne krytyki, pojawiać się różnego rodzaju niezrozumienia. Na przykład: czy nie byliśmy może protestantami, my, tacy entuzjaści Ewangelii? Czy nie było też przesadą dawanie wspólnocie swych skromnych dóbr, aby żyć miłością wzajemną na wzór pierwszych chrześcijan? Czy Ruch nie był przypadkiem nową, niebezpieczną formą komunizmu? Oczywiście wszystko to było nieprawdą. Owszem, były bezsprzecznie wśród nas – młodych i niedoświadczonych – zachowania zapewne zbyt prostoduszne, a zatem potrzebujące oczyszczenia, większej dojrzałości, a więc zastosowania jakiegoś «lekarstwa»”. Tamże, s. 72-73.

181 W ciągu tego okresu Corrà przekonał się o „dobrym przykładzie życia” i „szlachetnych intencjach” fokolarinów, które – jak sam pisał w liście do Lubich 4.08.1954 roku – pozostały w nim niezapomniane. Ze względu na zakończenie powierzonej mu misji, nie mógł jednak uczestniczyć dalej w ich życiu. Por. L. Abignente, Generare un’Opera di Dio, dz. cyt., s. 117.

182 Sam Carlo de Ferrari także był stygmatystą.

183 Tamże, s. 115-116.

184 Folonari, która przeżyła u boku Lubich ponad 50 lat, wspomina ogromną dyskrecję tamtego czasu. Kiedy Chiara miała stawić się na przesłuchaniu w Kongregacji, jechała wraz z innymi fokolarinami tramwajem nr 5 do rzymskiego kościoła Il Gesù. Gdy pozostałe – nawet się nie odwracając – trwały na modlitwie, Chiara wychodziła samotnie, potem zaś wracała zawsze z oczami spuchniętymi od płaczu. Mówiła tylko, że dzieło Boże, dopóki nie osiągnie dojrzałości, nie może ujrzeć światła dziennego. Por. G. Folonari, Lo spartito scritto in cielo. Cinquant’anni con Chiara Lubich, dz. cyt., s. 95-96.

125 sposób i utraciłam pokój... Zrozumiałam w tych dniach, że miłość jest wszystkim, że życie jest miłością. Kiedy utraciłam miłość, utraciłam życie. Bóg wie, że przyjęłam wśród nie dających się opisać cierpień i tę ciemność, w której nic już nie ma wartości...”185.

W tym okresie, jak wspominają świadkowie pierwszych lat w Rzymie186, Giovanni Battista Tomasi podarował Chiarze dzieło Jana od Krzyża: Droga na Górę

Karmel. Poruszona tym opisem doświadczenia nocy, pewne jego fragmenty czytała

najbliższym fokolarinom, dając im do zrozumienia, że oddają one bardzo dobrze stan jej duszy. Według spisanych po latach wspomnień świadków187, szczególnie pociągało ją to, co hiszpański mistyk pisał o poczuciu własnej niedoskonałości, grzeszności, aż po niemożność zbawienia. Osoba przechodząca taką próbę jest przekonana, że czeka ją piekło, podczas gdy spowiednik nie potrafi ocenić ciężaru jej grzechów, a tym samym osądzić właściwie jej bolesnej sytuacji. Wydaje się jej wówczas, że wolałaby nie posiadać własnej woli, lecz żyć jak zwierzęta podlegające prawom przyrody, stać się owadem, pająkiem188. Podobne sprzeczne uczucia targały wówczas Lubich: choćby tego dnia, kiedy patrząc przez okno na pobliskie pola, powiedziała: „Jakże chciałabym być owcą!”189.

W tym niezwykle bolesnym okresie Chiara doświadczyła także realnej obecności szatana, który chciał przekonać ją, że jej spojrzenie na rzeczywistość jest iluzją, kłamstwem. Podpowiadał: „Stworzyłaś sobie świat, który nie istnieje. To zupełne złudzenie ten Bóg-Miłość, ta miłość do braci, ta wzajemna miłość. Zbudowałaś sobie zamek w chmurach. Popatrz na rzeczywistość, na otaczający świat. Życie to coś innego…”190. Zdawało się Chiarze, że poznanie i światło płynące z miłości, których doświadczała wcześniej, mogły nie wyrażać prawdy. Pewnego dnia, pośród takiej próby, spojrzała na opiekującą się nią z wielką troską fokolarinę191 i odczuła, że nie

185 Krzyk opuszczenia, dz. cyt., s. 70.

186 Por. E. Folonari, Testimonianza su Chiara Lubich e le sue „notti”, dz. cyt., s. 362; A. Torno, Chiara Lubich. Życie i dzieło, dz. cyt., s. 91-93.

187 Pośród tych świadków szczególne miejsce zajmuje Giulia Folonari, która poznała Chiarę latem 1951 roku, a we wrześniu tego samego roku wstąpiła do wspólnoty focolare w Rzymie. Przez ponad 50 lat żyła u boku założycielki, służąc jej między innymi jako kierowca i sekretarka. Lubich nazwała ją Eli (ze względu na wołanie „Eli, Eli, lama sabachthani”) i pod takim imieniem znana jest w Ruchu, co tłumaczy, dlaczego niektóre jej wspomnienia zostały opublikowane pod imieniem Giulia, inne – Eli. Chodzi zawszę o tę samą osobę.

188 W swoich wspomnieniach, Folonari łączy ten obraz z lekturą pism Jana od Krzyża, trudno jednak powiązać go z konkretnym fragmentem hiszpańskiego mistyka. Por. E. Folonari, Testimonianza su Chiara Lubich e le sue „notti”, dz. cyt., s. 362.

189 Por. A. Torno, Chiara Lubich. Życie i dzieło, dz. cyt., s. 93.

190 Tamże, s. 94.

126 może jej nie kochać. Ten zdecydowany akt woli, podjęty w ciemnościach nocy, zamknął dany okres próby i otworzył na nowo przed Lubich drogę do światła.

Badanie przez Kościół nowego ruchu trwało jednak nadal. W marcu 1952 roku Eli Folonari nawiązała kontakt ze swoim dalekim krewnym, ks. Giovannim Battistą Montinim, ówczesnym substytutem w Sekretariacie Stanu. W liście do arcybiskupa Trydentu z 29 stycznia 1953 roku, Lubich pisała o kolejnym spotkaniu dwóch fokolarin z watykańskim prałatem, przytaczając jego słowa, które napełniły ją wielką nadzieją: „to jest dzieło Boże. Były tego znaki i będzie ich coraz więcej […]. Dla was Święte Oficjum jest teraz gwarancją i ochroną. Święte Oficjum to Kościół, Matka Kościół”192. Montini spotkał się kilkakrotnie z fokolarinami, także z samą Chiarą, a potem umożliwił jej pierwszą rozmowę z Piusem XII, która odbyła się 21 maja 1953 roku193. Z jednej strony, był on dla Ruchu znakiem „miłości Kościoła”194, z drugiej zaś wskazywał wyraźnie na konieczność stworzenia reguły i nadania Ruchowi bardziej konkretnego kształtu195.

We wrześniu 1953 roku kolejne oskarżenia dotarły do Świętego Oficjum z Sycylii, gdzie pewna osoba blisko związana z Ruchem poprosiła o pomoc w sformułowaniu zarzutów uznanego teologa, Sebastiano Gozzo196. W oparciu między innymi o przekazane z prostotą relacje z doświadczenia roku 1949, fokolarinów posądzano o ezoteryzm, o przywiązywanie zbyt wielkiej wagi do charyzmatu i sfery emocjonalnej. Pod koniec roku 1953 Konferencja Episkopatu Włoch zakazała kapłanom i zakonnikom uczestnictwa w Ruchu, a jego całkowite rozwiązanie wydawało się bardzo bliskie.

192 L. Abignente, Paolo VI e Chiara Lubich: un cammino di comunione in ascolto dello Spirito, w: Paolo VI e Chiara Lubich. La profezia di una Chiesa che si fa dialogo, red. P. Siniscalco, X. Toscani, Brescia 2015, s. 58. Z perspektywy lat Lubich tak wspominała te wydarzenia: „w tamtych czasach należało po prostu umrzeć; choć to bolesne zawieszenie, tak życiodajne w zamyśle Boga, dla niektórych osób było wyraźnym znakiem, że to Dzieło jest Dziełem Bożym. Giovanni Battista Montini, wówczas prałat z Sekretariatu Stanu, powiedział nam, że być pod obserwacją ze strony Kościoła świętego to dla nas ochrona i gwarancja”. Krzyk opuszczenia, dz. cyt., s. 78.

193 Przy okazji spotkań z Lubich Pius XII wyraził swoje uznanie dla Ruchu i pomimo decyzji Konferencji Episkopatu Włoch nie podpisał dokumentu dotyczącego jego rozwiązania. Według Folonari, sytuacja ta powtórzyła się aż trzy razy. Tym większym ciosem była niespodziewana śmierć Piusa XII w 1958 roku, kiedy aprobata wydawała się już bardzo bliska. Por. G. Folonari, Lo spartito scritto in cielo. Cinquant’anni con Chiara Lubich, dz. cyt., s. 93.

194 Tak pisała o nim Lubich w kolejnym liście do arcybiskupa Trydentu z 19 lutego 1953 roku. Por. L. Abignente, Paolo VI e Chiara Lubich: un cammino di comunione in ascolto dello Spirito, dz. cyt., s. 58.

195 Pierwsza reguła, którą zatwierdził w Trydencie w 1947 roku abp Carlo de Ferrari, po kilku latach okazała się niewystarczająca. Do listu do Piusa XII z 26 czerwca 1953 roku, Lubich dołączyła nową jej wersję, opierając się na aktualnym doświadczeniu życia. Dla odtworzenia historii poszczególnych reguł zob. A. Cosseddu, Carisma e istituzione: riconoscimento ecclesiale e Statuti, w: Paolo VI e Chiara Lubich. La profezia di una Chiesa che si fa dialogo, red. P. Siniscalco, X. Toscani, Brescia 2015, s. 151-181; Commenti di Chiara Lubich agli Statuti dell’Opera di Maria, red. E.M. Fondi, Marino (Roma) 2007, s. 11-27.

127 W tym właśnie okresie, Giovanni Battista Tomasi niespodziewanie zachorował i w krótkim czasie zmarł. Ta okoliczność okazała się tak poważnym ciosem dla Chiary, że jej samej i najbliższemu jej otoczeniu wydawało się, iż także dla niej nadchodzi koniec, pośród niewyjaśnionej próby duchowej i fizycznej. Zdawała się pogrążona w całkowitej ciemności, pozbawiona jakichkolwiek sił do życia. Tak pisała do innych fokolarinów Lia Brunet, która towarzyszyła Lubich w tych dniach z bliska: „Teraz Chiara jakby powróciła do nas, ale jej dusza, która dotknęła tamtej strony, tutaj nie znajduje miejsca. Dziś mówiła nam o Maryi, która w śmierci Jezusa dosięgła pełni swych cierpień i potem nie mogła już tu znaleźć miejsca. Jednak dla wypełnienia swej misji Matki ludzkości, musiała pozostać ze względu na rodzący się Kościół, pozostać dla Apostołów… być może bez niej, wiążącej w jedno, rozproszyliby się. Podczas gdy Chiara tak mówiła, zdawało nam się, jakby mówiła też o sobie… My nie wiemy, do jakiego opuszczenia, wciąż nowego, Jezus ją wzywa”197. 25 stycznia 1954 roku sama Lubich potwierdziła swój stopniowy powrót do zdrowia, pisząc do fokolarinów: „non moriar sed vivam et narrabo opera Domini”198.

W 1954 roku dalsze badanie Ruchu z ramienia Kongregacji Świętego Oficjum przejął inny franciszkanin, Alfonso Orlini199. O tym okresie tak pisała Lubich do arcybiskupa Trydentu: „Powinniśmy powiedzieć, że jesteśmy całkowicie na krzyżu, chociaż dochodzące wiadomości dają nam pewność co do dobrych intencji o. Orliniego, który chce osiągnąć aprobatę Focolari według swojej linii. My natomiast jesteśmy wszyscy przeszczęśliwi, ponieważ Dzieło jest w ręku Boga i tylko On – właśnie dlatego, że my oddajemy się w pełni w ręce tego, kto wobec nas reprezentuje Jego Kościół – ocali je tak, jak On je zechciał. W tych momentach tak delikatnych i zatrważających, gdy wydaje się, że owszem rodzi się, ale rodzi się «coś innego», kto wie, jak nasz Ojciec Tomasi się modli i opiekuje się nami!”200 Z innych relacji wynika, że Orlini chciał przedstawić Świętemu Oficjum prowizoryczny projekt nowego statutu Ruchu201, na którego czele stanąłby kapłan nie przynależący ściśle do focolare, być może jako pierwszy on sam. Trudno było mu zrozumieć rolę wspólnot żeńskich, szczególnie Chiary, a także pełne zaangażowanie osób żyjących w małżeństwie.

Wydaje się, że wiadomość, iż reguła opracowana przez Orliniego nie została zaakceptowana, fokolarini przyjęli z pewną ulgą. Z jednej strony była ona kolejną próbą

197 L. Abignente, Generare un’Opera di Dio, dz. cyt., s. 114.

198 Tamże, s. 115.

199 Por. A. Cosseddu, Carisma e istituzione: riconoscimento ecclesiale e Statuti, dz. cyt., s. 162.

200 L. Abignente, Generare un’Opera di Dio, dz. cyt., s. 118.

201 Proponował nazwać go ruchem na rzecz jedności chrześcijańskiej: Movimento per l’Unità cristiana. Por. tamże, s. 118-119.

128 zatwierdzenia wspólnoty będącej w stanie zawieszenia i niepewności, a więc drogą do osiągnięcia jakiegokolwiek statusu w Kościele, jednakże z drugiej – Lubich i jej najbliżsi współpracownicy cierpieli, ponieważ projekt ten nie oddawał ich doświadczenia życia. Pisała Chiara, odnosząc się do trudu tworzenia nowej reguły w okresie, gdy prawo kanoniczne nie przewidywało adekwatnej formuły dla zrzeszeń świeckich: „wśród przedstawicieli Kościoła były osoby bardziej lub mniej przychylne Ruchowi (chociaż później wszyscy, nawet ci nieprzychylni, kiedy spełnili swe zadanie, rozstawali się z nami nieraz ze łzami w oczach, przekonani, że jest to Dzieło Boże). Jedni i drudzy często wprowadzali do nowej wersji Statutów (Kodeks Prawa Kanonicznego z roku 1917 nie przewidywał Ruchów) elementy innych duchowości, których my nie mogliśmy przyjąć, ponieważ zagrażały, burzyły wszystko i wywoływały w nas... krwawy pot. Poza tym nie wystarczająco dojrzali, aby wyrazić wówczas to, czego Bóg oczekiwał od nas. […] widzieliśmy jasno, że jest to czas, gdy to Dzieło kształtuje się w łonie Kościoła, jako jego nowe dziecko”202.

Lubich ogromnie cierpiała, ponieważ była przekonana, że jedynie w Kościele znajduje zjednoczenie z Bogiem, a jednocześnie ze względu na przedłużające się badanie i wciąż nowe oskarżenia i trudności, czuła się pozbawiona tej życiodajnej komunii. Ponadto, mniej lub bardziej życzliwe próby pomocy ze strony oddelegowanych do tego osób, zdawały się zupełnie nie oddawać i nie rozumieć trwającego już kilkanaście lat doświadczenia życia i światła. Ta samotność i duchowe obumieranie, ze względu na pozorne odcięcie od źródła komunii, przypominały jej po raz kolejny wołanie Chrystusa na krzyżu. „Nasze cierpienie – pisała – było z pewnością bardzo małe wobec cierpienia Jezusa opuszczonego, ale nie było do niego niepodobne […]. Czuliśmy się sami. Jezus opuszczony, samotny w najpełniejszym sensie tego słowa, zawsze On, podtrzymywał nas w tej próbie, w tej śmierci, w tym oczyszczaniu, w tym radykalnym przycinaniu gałęzi już rozwiniętego drzewa Dzieła. Czyż On nie jest

najboleśniej Oczyszczonym na ziemi i w Niebie?”203

Poczucie opuszczenia przez ludzi i przez Boga, niemożność wypowiedzenia swojej tożsamości, a jednocześnie wewnętrzna pewność, że rodzące się dzieło przynależy do Ducha Świętego i wypływa całkowicie z Jego daru – wszystko to kształtowało osobiste doświadczenie Chiary w latach 50. Jak ona sama określiła, był to konieczny czas wrzucenia ziarna pszenicznego w ziemię i jego obumierania, aby

202 Krzyk opuszczenia, dz. cyt., s. 76. Kursywa, przejęta z oryginału włoskiego, pochodzi od autorki.

129 w swoim czasie mogło przynieść obfity plon204. Z drugiej strony, owoce już istniały, o czym świadczy przytoczony wyżej obraz rozwiniętego drzewa, któremu przycina się gałęzie. Realne zagrożenie, iż Ruch zostanie ostatecznie rozwiązany, oznaczało dla Lubich perspektywę odcięcia od ewangelicznego życia wielu osób, które dokonały już radykalnego wyboru Boga na wspólnotowej drodze focolare.

Próbę taką przeszli przede wszystkim kapłani diecezjalni i zakonnicy, którym w 1960 roku, decyzją Konferencji Episkopatu Włoch, po raz kolejny zabroniono utrzymywania wszelkich kontaktów. W pochodzącym z tego okresu liście Chiary do pewnego księdza czytamy: „oczekiwanie, zawieszenie, to Jezus opuszczony. Poczucie, że nie jest się na swoim miejscu, to Jezus opuszczony: On, Bóg wszechświata, Bóg Jedyny, został usunięty z Nieba i ziemi... W Jezusie opuszczonym także wszyscy, którzy nie czują się na swoim miejscu, znajdują swój pierwowzór. Jezus był jedno z Ojcem! Któż bardziej z Ojcem zjednoczony niż On? A jednak dla nas był zmuszony wołać: «Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?». Podobnie jest teraz w Księdza przypadku. Kochajmy tylko Opuszczonego […]. On jest zawsze tam, gdzie wszystkich zabrakło. W ciemności, w samotności, w oziębłości, tam gdzie nikt nie chce przebywać. A my z Nim, aby zaczerpnąć światła, które strumieniami przelejemy na świat”205.

Nie ulega wątpliwości, że wspomniane ciemność, samotność, oziębłość, nie były jedynie przedmiotem duchowej rady udzielanej adresatowi listu, ale w pierwszym rzędzie stanowiły doświadczenie Chiary. Ona także czuła się pozbawiona właściwego sobie miejsca, pośród pełnego udręki oczekiwania. Paradoksalnie, w tym samym czasie doznawała szczególnej miłości i wybrania przez Boga i była przekonana, że właśnie tego rodzaju próba jest najbardziej odpowiednią formą naśladowania Jezusa opuszczonego206. Takie było od początku jej specyficzne powołanie. Co więcej, pomimo ciągnących się w czasie zakazów i bolesnych cięć, była ona – w oblubieńczej relacji z Opuszczonym – duchową matką rodzącego się dzieła. Po latach, wyznając własną marność oraz ogromną łaskę Boga, powtarzała jako swoje słowa Apostoła Pawła: „choćbyście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie”

204 Tak komentowała dalej to doświadczenie próby: „Dzisiaj, po wielu latach, jest dla nas oczywiste, że skoro także my – jak wszyscy, którzy starają się w radykalny sposób przeżywać wiarę – musieliśmy przejść przez próby – i czuliśmy nawet ich potrzebę – nie mogły one być inne niż te, których doświadczył nasz przywódca: Jezus opuszczony. On doświadczył opuszczenia ze strony Tego, którego nazywał Ojcem – Abba i którego tak bardzo kochał. Do nas te próby musiały przyjść w pewien sposób przez tego, kto był dla nas przedstawicielem Ojca na ziemi, a także Matką, czyli przez Kościół, który niezmiernie kochaliśmy, i w którym i dla którego chcieliśmy przeżyć swe życie”. Tamże, s. 77.