• Nie Znaleziono Wyników

Historycyzm jako próba oceny Kościoła w Młodej Polsce

Jeśli przez historycyzm będziemy rozumieć interpretację dziejów, skie‑

rowaną w stronę analizy dziejów i widzenie innych zjawisk społecznych przez owe dzieje, to wydaje się, że losy Kościoła w Polsce przechodziły takie znamienne przeobrażenia. Eksponowanie historii, widoczne zwłasz‑

cza w romantycznej filozofii niemieckiej i francuskiej, znalazło swe ujście w pozytywizmie.

Szczególny ogląd spraw narodowych prezentowała szkoła krakow‑

ska, ale w ślad za nią pojawiły się wcale liczne głosy o zgubnych wiekach naszej historii. Stanisław Szczepanowski w Idei polskiej wobec prądów kosmo-politycznych za współczesny upadek katolicyzmu wini jezuitów. Pisał: „Cała falanga duchowych przywódców narodu, pracujących od Konarskiego nad duchowym odrodzeniem Polski, była jednego zdania co do zgubnego dzia‑

łania wychowania jezuickiego. Kołłątaj, Staszic, Tadeusz Czacki, Mickie‑

wicz, Słowacki, Krasiński, Trentowski, Cieszkowski, Libelt — jednozgodnie upatrują w nim zgubę Polski. Ale dziś o. Załęski nam przeciwnie tłuma‑

czy, że nie jezuici zgubili Polskę, ale że Polacy byli narodem tak niedojrza‑

łym i niedołężnym, że własną ciasnotą i anarchią zepsuli i spaczyli nawet szlachetność i cnotę tak niezawodną, jak cnota i szlachetność jezuitów”1. Dalej Szczepanowski rozwija pierwotną myśl o zniewoleniu przez jezuitów krajów Europy i opłakanych tego konsekwencjach. W końcu tych wywo‑

dów podniósł lament: „Zaprawdę, zaprawdę Polska dzieli losy katolicyzmu!

Nie jest nawet ostatnio pomostem między narodami katolickimi. Psycho‑

1 S. Szczepanowski: Idea polska wobec prądów kosmopolitycznych. Lwów 1901, s. 8.

logiczne podobieństwo jest także aż nadto przerażające. W losach katoli‑

cyzmu i losach Polski ta sama przepaść pomiędzy wspaniałą zapowiedzią a mizernym wykonaniem, to samo spaczenie najwznioślejszych idei […]”2.

Poglądy Szczepanowskiego nie są niczym nowym na przełomie XIX i XX wieku. Wtedy odżywa z całą mocą czarna legenda jezuitów, których rozliczne wady tak chętnie wypominano, nie pamiętając o niewątpliwych zasługach3.

Historycyzm odgrywa tu rolę pierwszorzędną, do niego bowiem spro‑

wadza się klęski i niepowodzenia Polaków. I nie byłoby w tym nic dziwne‑

go, gdyby nie fakt, że historycyzm ten tak chętnie łączy się z katolicyzmem i w tym mariażu upatruje wszelkie nieszczęścia. Szczepanowski celowo pominął głosy apologetyczne, ponieważ tworzą one historię optymistycz‑

ną, chciałoby się rzec „obłaskawioną”. Opinie negatywne są o tyle istot‑

niejsze, że tworzą wyraźną prawidłowość, sprowadzają losy kraju do histo‑

rycznych zaszłości, mało tego — ich oddziaływanie przenoszą do czasów współczesnych.

Inny punkt widzenia przyjął Wojciech Dzieduszycki, który zestawił kato‑

licyzm z protestantyzmem i dostrzegł słabość tego pierwszego: „W krajach katolickich duchowieństwo przywołane do swego obowiązku dawało nieraz przykład cnót najwyższych, umiało rzesze do głębokiej nakłonić dewocji, ale przerażone odszczepieństwem tylu narodów stało się do zbytku lękli‑

wym, posłusznym na każde skinienie władzy, mogącej zwalczać herezję, ale mogącej także cały naród popchnąć do odszczepieństwa; bało się indywidu‑

alnych natchnień, niezawisłej nauki, postępu nauk przyrodniczych, nawet swobodniejszej sztuki kościelnej; utrzymywało wprawdzie wzorowe szko‑

ły, ale nie dopuszczając żadnej samodzielności umysłów, powstrzymywało nieraz rozwój oświaty i sprawiło, że kraje katolickie pozostały po najwięk‑

szej części w tyle za protestanckimi, że się trzymały nauk i form przesta‑

rzałych”4. Autor słusznie konstatował, sięgając do historycyzmu, że w katoli‑

cyzmie nastąpił zastój, podczas gdy protestantyzm nieustannie się rozwijał.

Wytykane błędy miały uświadomić katolicyzmowi, że nowoczesny, idący z duchem czasu rozwój Kościoła mógł katolicyzmowi zapewnić duchowe pierwszeństwo. Reformacja na krótko wstrząsnęła papiestwem: „Kościół katolicki przejęła trwoga, gdy się dokonało wielkie odszczepieństwo prote‑

stanckich narodów. Wszedł w siebie, przyznał się do winy, że lubował się w świeckiej wspaniałości i świeckiej nauce; przywrócił karność i reformował obyczaje duchowieństwa, zwrócił się z zapałem ku pełnieniu różnorodnych

2 Ibidem, s. 14.

3 C. Hollis: Historia jezuitów. Tłum. J.S. Łoś. Warszawa 1974.

4 W. Dzieduszycki: Dokąd nam iść wypada. Brody 1910, s. 102. Interpunkcja i ortogra‑

fia zgodna z oryginałem.

uczynków miłosierdzia i ku pielęgnowaniu teologicznej nauki, ale ze śmia‑

łego niegdyś inicjatora wielkiej nauki, stał się lękliwym i podejrzliwym tak dalece, że na każdym kroku hamował rozwój narodów, które pozostały wier‑

ne papiestwu. Niegdyś dawano jawnym panteistom kapelusz kardynalski, a mimo to, że wszystkie uniwersytety kościelne uległy nadzorowi, zezwala‑

no na nich na wykład bardzo nieprawowiernej filozofii arabskiej; teraz zaka‑

zywano nie tylko książki dogmatycznie podejrzane, ale sprzeciwiano się uporczywie wszelkiej filozofii, która by się od średniowiecznej scholastyki w czymkolwiek różniła, choćby w niczym wierze nie uwłaczała, nakłada‑

jąc tym samym na myśl ludzką nieznośne pęta; co gorsza, uważano wszel‑

ki nauk przyrodniczych postęp za rzecz niebezpieczną, przeczono systemo‑

wi Kopernika i nauce o krążeniu krwi, dlatego tylko, że w średnich wiekach były nieznane, a w dziewiętnastym jeszcze nie chciano zrazu zezwolić na wyniki badań paleontologicznych, sprzeciwiano się później nauce o ewolu‑

cji rodzajów organicznych, a narażano tym samym powagę, której naduży‑

wano, na porażki i na poniżenie. Lękano się tak dalece herezji, że prześla‑

dowano mistyków katolickich, wtedy zwłaszcza, jak świeckimi byli ludźmi, a wysadzano biurokratyczne komisje, aby zbadać, czy cuda były prawdzi‑

we; sztukę i poezję, o ile się tyczyły świętych przedmiotów, poddano ścisłej cenzurze krępując nawet artystyczne i poetyczne natchnienie i skazywano posłusznych katolików na oschły formalizm, który musiał przygasić ogień religijnego uczucia”5. Dzieduszycki, jak widać, szedł tu tropem wielu refor‑

matorów kościelnych. Kościół katolicki miał w pierwszej fazie reformacji szereg zasług w podnoszeniu wiary ludzi, później jednak stracił te warto‑

ści. Historycyzm w tym przypadku tkwi mocno korzeniami w przekonaniu o stagnacji, a nawet cofaniu się Kościoła w rozwoju. Zabieg ten ma na celu udowodnienie wyższości protestantyzmu nad katolicyzmem. Nie chodzi tu wyłącznie o jednoznaczną krytykę. To raczej zauważenie słabych stron Kościoła, które powodują jego martwotę. Autor miał niestety rację, albowiem

„stało się zatem, że pod koniec osiemnastego wieku większość klas oświe‑

conych po krajach katolickich popisywała się jawnym niedowiarstwem, a obsypywała Kościół szyderstwami, widząc w nim skostniałego wszyst‑

kich zestarzałych nadużyć obrońcę. Kto tylko chciał reform w państwie, był katolicyzmu przeciwnikiem, a świat urzędowy opiekował się katolicyzmem jako instytucją dla wykształconych zbyteczną, ale zdolną motłoch utrzymać w posłuszeństwie”6.

Ważny punkt w rozważaniach omawianego autora stanowi kwestia rozdziału państwa od Kościoła. Było sprawą oczywistą, popieraną ency‑

5 Ibidem, s. 185—186.

6 Ibidem, s. 186.

klikami papieskimi, że o takim rozdziale nie mogło być mowy. Wzajem‑

ne relacje zaczęły się jednak coraz bardziej rozluźniać: „Kościół stracił zupełnie swoją władzę nad państwem i nie może jej odzyskać, jak długo będzie istniał stan społeczeństw i umysłu dzisiejszy albo od dzisiejszego pochodny. Istnienie katolicyzmu wcale zagrożonym nie jest, pozostanie silnie utwierdzoną wiarą niezliczonych rzesz, ale czasy, w których władza świecka wyznawanie katolickiej przynajmniej religii wymuszała, minę‑

ły niepowrotnie, a daje się przewidzieć chwila, w której pozorne należe‑

nie do Kościoła obojętnych nastanie. We wszystkich krajach będą katolicy tworzyć liczną, najliczniejszą zapewne sektę chrześcijańską, ale ich wiara nie będzie nigdzie wyłącznie religią społeczeństwa, wszędzie walczyć będzie z innymi wyznaniami i z jawnym brakiem religii tych, którzy dzie‑

ci swoje chrzcić przestaną”7.

Dzieduszycki widział przyczynę takiego stanu rzeczy w uporze papie‑

stwa, które chciało za wszelką cenę narzucić swój punkt widzenia, podczas gdy katolicyzm rozwijał się tam, gdzie ingerencja czynników kościelnych była najmniejsza. Historycyzm łączy się tutaj z czasami autorowi najbliż‑

szymi. Dzieduszycki dostrzega kolejne błędne kroki Kościoła, które odwo‑

dzą lud od niego. W swym historycznym myśleniu musi również uznać potęgę protestantyzmu i dostrzec jego zalety. Pisze: „Protestantyzm mniej od katolicyzmu sprzyjał rozwojowi sztuk pięknych z jednym wyjątkiem poezji; nie stawiał za to żadnych przeszkód ani badaniom naukowym, ani spekulacji filozoficznej i sprawił, że narody protestanckie stanęły na czele ruchu naukowego. Że były to narody młodsze, w których życie lokal‑

ne i autonomiczne posiadało niebywałą w krajach romańskich żywot‑

ność, stawały się niebawem dziwnie potężnymi; gdy wreszcie wstrząśnie‑

nia rewolucyjne stanęły w jawnej sprzeczności z wewnętrzną istotą wiel‑

kich państw katolickich, stało się, że potęga przeszła w ręce protestantów, a w chwili, w której piszemy, Prusy, Anglia i Ameryka są jawnie potężniej‑

sze od mocarstw katolickich”8.

Autor wyraźnie boleje nad tą sytuacją, ale musi uznać stan obiektyw‑

ny. Historycyzm, w jego ujęciu, pokazuje zepsucie Kościoła i wady, często będące wielowiekowymi zaniedbaniami. Dzieduszycki dostrzegł, że gdyby losy potężnej instytucji potoczyły się inaczej, współczesny katoli‑

cyzm niewątpliwie kwitnąłby. Niestety, sytuacja wygląda zgoła inaczej.

Dzieduszycki szansę dla Kościoła upatrywał w konieczności zgody jako historycznego kompromisu. Historycyzm podpowiada tutaj, że jeśli róż‑

nice są już tak znaczne, to trzeba koniecznie szukać zgody. Właściwie można

7 Ibidem, s. 191.

8 Ibidem, s. 192.

mówić w tym przypadku o swoistym ekumenizmie wyrastającym właśnie z historycznych doświadczeń zarówno katolicyzmu, jak i protestantyzmu.

Dzieduszycki stwierdzał: „Żyć muszą religie w sąsiedztwie bezpośrednim innych religii, a żyć muszą w spokoju, szanując się nawzajem. Niektóre posiadają jeszcze przywileje dane im w zamian za urzędniczą niemal wo‑

bec swych państw usłużność, ale muszą wiedzieć, że prędzej lub później te przywileje utracą, biorąc w zamian swobodę wobec państwa. Przemocą nie będzie żadna religia wyznawców nabywać, nie zdoła nawet przemocą wier‑

nych utrzymać i prawo świeckie nikogo za religijne odstępstwa karać nie będzie. Coraz mniej będzie się świeckie ustawodawstwo państw stosować do przepisów wyznaniowych, a przyjdzie chwila, w której kościoły będą wieść życie zupełnie od życia państw niezawisłe. Mogą kościoły potężne protestować przeciw rozdziałowi Kościoła i państwa, ale winny się przygo‑

tować do stanu rzeczy, który po tym rozdziale nastanie, starać się nieunik‑

nioną kiedyś chwilę co najwięcej odroczyć aż do dnia, w którym Kościół będzie gotów do życia niezawisłego, ale także nie popartego już przez państwo, coraz bardziej ograniczające atrybucje swoje”9.

Autor manifestujący się jako wierzący i praktykujący katolik mógł‑

by być uznany za odszczepieńczego modernistę katolickiego. Nie o to tu jednak chodzi. Przytoczony fragment jest syntezą historycyzmu Kościo‑

ła — od walki i nienawiści wyznaniowej, przez obojętność i pogardę, aż do konieczności wzajemnej tolerancji, wspólnego porozumiewania się, przy jednoczesnej niezależności religii od państwa. Można powiedzieć, że poglądy Dzieduszyckiego były bardzo nowoczesne; dzisiaj jesteśmy świad‑

kami wprowadzania w czyn jego propozycji.

Oryginalne podejście do historycyzmu prezentował Stanisław Brzo‑

zowski. Nie uważał on historii za niezależną grę żywiołów czy mas ludz‑

kich, ale postrzegał ją jako część procesu kulturalnego ewoluowania społe‑

czeństwa. W filozofii autora Legendy Młodej Polski odnaleźć można wiele pierwiastków romantycznych, pozytywistycznych i modernistycznych, ale za jeden z najważniejszych Brzozowski uważał twórczy indywidualizm oparty na konsekwencji przekonań. Z przekąsem tedy pisał: „Wszystko zależało od dobrej woli: dziś się było członkiem sodalicji, jutro darwinistą;

dziś bełkotało się coś o zachowaniu energii, jutro mówiło się o nieomylno‑

ści papieskiej. Panowało głębokie przekonanie, że co się z kultury podo‑

ba, co się do nawyknień nada — to się przyjmie, resztę zaś odrzuca się jako niepotrzebną naleciałość”10.

 9 Ibidem, s. 502—503.

10 S. Brzozowski: Legenda Młodej Polski. Lwów 1910, s. 40. Interpunkcja i ortografia zgodne z oryginałem.

W końcu Brzozowski, wychodząc z założeń historycyzmu, usiłował zbudować własny system religijny. Korzystał tutaj z myśli zarówno Ciesz‑

kowskiego i Hoene ‑Wrońskiego, jak i Newmana, Blake`a, Bergsona i moder‑

nistów katolickich; miał na celu dążenie do wartości najwyższych, które rozstrzygałyby dylemat życia i śmierci. W założeniu miał to być system perfekcjonistyczny, oparty na najwznioślejszych wzorcach etycznych.

Brzozowski walczył więc z polską odmianą katolicyzmu, którą uważał za zbiór mniej lub bardziej uprawdopodobnionych przesądów, psujących ludzi: „Nigdzie chyba na świecie stosunki pomiędzy katolicyzmem jako religią ludową a katolicyzmem, jako głęboką dyscypliną moralną, obej‑

mującą całe życie człowieka, pomiędzy katolicyzmem maluczkich i kato‑

licyzmem doktorów nie ułożyły się w sposób tak straszliwie demoralizu‑

jący, jak u nas. Nie wątpię, że wśród naszego duchowieństwa mogą istnieć jednostki o wybitnej wiedzy teologicznej, to pewna, że w życiu umysło‑

wym oświeconych laików katolicyzm nie odgrywa niemal żadnej roli”11. Brzozowski z całą mocą atakował pospolitość i bylejakość katolicyzmu w polskim wydaniu: „Żadne pogłębienia i uzasadnienia nie są polskie‑

mu katolikowi potrzebne; to już należy do księdza. Polak wie, że msza się odprawia, że żona i służba chodzą do spowiedzi, że jest święcone i że przed śmiercią trzeba będzie o tym wszystkim pomyśleć. Ignorancja co do właściwego przedmiotu wiary, dziejów kościoła i jego organizacji wprost nieprawdopodobna: a przecież ten martwy fakt przynależności do kościo‑

ła pozwala nie myśleć o całym szeregu kwestii, pozwala zbywać niczym, ot, przeżegnaniem się lub zdjęciem czapki przy spotkaniu księdza, omija‑

niu kościoła. Czego nie zabija, od czego nie uwalnia ten jeden gest? Oto nie muszę już kłopotać głowy różnymi filozofiami, truć sobie duszę wątpli‑

wościami: przecież tam w kościele co dzień na mszę dzwonią. I co dzień po wszystkich kościołach odbywa się msza żałobna za setki tysięcy myśli nie rozbudzonych, sumień na wieki pogrzebanych. Ite missa est! Wracajcie dziateczki do swych zatrudnień, idźcie wszyscy razem: lichwiarz, złodziej, adwokat, prostytutka. Coś tam wy robicie w życiu, siebie, przyszłość własną w błoto spychacie. Nic to. Msza się odprawia. Tu załatwiają się wszystkie wasze z wszechświatem zatargi. I tak od odcienia do odcienia dochodzimy do absolutnego względem katolicyzmu indyferentyzmu, do punktu widze‑

nia: »lud nasz potrzebuje wiary«. I tak nie wiedząc, czym jest ta wiara, nie chcąc o tym myśleć lub lekceważąc ją, o ile idzie o nią samą, nasza inteli‑

gencja ochrania w »katolicyzmie« jakiś skarb ludowy. Jestem w stanie pojąć punkt widzenia głęboko myślącego katolicyzmu; zna on wszystkie arka‑

na, wszystkie rozgałęzienia potężnej nauki, żyje pod jej sklepieniami, choć

11 Ibidem, s. 65.

widzi, że katolicyzm maluczkich jest czymś bardzo odmiennym, pociesza się, że to jest tylko pierwszy stopień; ta jednak polska beztroskliwa poła‑

niecczyzna, która ukuła sobie religię po prostu z niechęci myślenia, zasta‑

nawiania się nad czymkolwiek, która rezygnuje ze wszystkiego, byle się jej dobrze spało, jest rzeczą wzbudzającą głęboką wzgardę i obrzydzenie”12.

Znamienne dla historycyzmu Brzozowskiego są słowa: „jezuityzm tkwi w nas samych, wszyscy jesteśmy mniej lub więcej jezu‑

itami. Istnieją różne odcienie jezuityzmu: fakt moralny w istocie pozostaje niezmiennym. W zasadzie polega jezuityzm na eksploatowaniu wyników osiągniętych przez formy życia i działania potępiane, odrzucane, nie uzna‑

wane przez nas. Jezuityzm w powstaniu swym był wyzyskaniem zdoby‑

czy nowoczesnej myśli i sztuki, nowoczesnego rozwoju ludzkości dla celów z rozwojem tym niezgodnych, wręcz mu wrogich. Odrzuca on pracę i trud, odpowiedzialność i mękę, sam mękę tę potęguje, lecz przyswaja sobie wynik, czyni przedmiot użycia i wygody dla swych wiernych z rezultatu pracy, dokonywanej poza ich obrębem, wyklinanej przez nich… Jezuityzm oznacza kapitulację moralną katolicyzmu: od tego momentu kościół prze‑

staje być samoistnym organizmem moralnym, staje się pasożytem, od tego momentu przestaje on żyć własną prawdą i poprzestaje na znieprawianiu prawd poza nim zdobytych. Jezuityzm nie jest przypadkiem: powstanie jego w pewnym momencie dziejów chrześcijaństwa było koniecznością.

Musimy to zrozumieć, jeżeli nie chcemy poprzestawać w swych pracach i zamierzeniach kulturalnych na tej powierzchni, jaką nam przyjęty jako force majeure katolicyzm pozostawia, lecz jeżeli w samej rzeczy praco‑

wać chcemy dla stworzenia całkowitej kultury, jasnej, całe życie naro‑

du obejmującej świadości”13.

Brzozowskiemu zależało na przejściu od indyferentyzmu religijne‑

go, szeroko nazywanego jezuityzmem, do takiej kultury, w której każdy jest świadomy swych myśli i czynów. Historycyzm stanowi dla auto‑

ra Legendy Młodej Polski jedynie punkt wyjścia wyższego stanu umysłu, ciągłej pracy nad sobą i nad narodem. Autor dobitnie wnioskował: „Kato‑

licyzm jest typem zachowania kulturalnego: odnajdywać go będzie‑

my na swojej drodze, póki nie wyjdziemy naprawdę z tego błędnego koła, tworząc nowy typ zachowania i tworzenia kultury, przekazywania dóbr kulturalnych. Tak postawione jest zagadnienie; ująć je trzeba w całej isto‑

cie. Ten tylko zostaje się w historii, tworzy w niej, kto umie czynić z życia swego organ rzeczy trwałych. Kto zaś sam siebie nie utrwala, ten przera‑

biany jest w trwały wynik przez tych, którzy posiadają dzięki dyscyplinie

12 Ibidem, s. 66—67, podkr. — K.B.

13 Ibidem, s. 68—69.

życia i tworzenia moc nad przyszłością. Kto nie troszczy się o zagadnienie budowania, ten już sam idzie na budulec, na wapno i spój, ale zaiste nie wie, co z niego wyrasta”14.

Rozważania Dzieduszyckiego, Szczepanowskiego czy Brzozowskiego nie mają, paradoksalnie, na celu druzgocącej krytyki katolicyzmu. Wyra‑

stają one raczej z typowych założeń historycyzmu. Dla Dzieduszyckiego kryzys religii katolickiej rozpoczął się wtedy, gdy na arenę dziejów wkro‑

czyła reformacja. Pod wieloma względami wyprzedzała dotychczasowe formy kościelne, które zamiast podnosić swój poziom, obumierały. Dla Szczepanowskiego katolicyzm znajduje się w stanie upadku, a wraz z nim Polska. Autor także dostrzega historyczne zaszłości Kościoła — państwa katolickie przegrywały konkurencję z państwami protestanckimi. Szcze‑

panowski wini za to jezuityzm będący zgubnym wynikiem wychowania narodowego. Przesiąknięcie myślą jezuicką narodu spowodowało, jego zdaniem gnuśność i marazm. Z kolei dla Brzozowskiego winę za istnie‑

jący stan katolicyzmu ponoszą wszyscy. Zdaniem filozofa, naród dał się zniewolić i teraz bezkrytycznie pojmuje zasady katolicyzmu. Należy to zmienić dzięki ustawicznej pracy indywidualnej i narodowej, która dopro‑

wadzi ludzi do świadomych wyborów, także religijnych. Wtedy dopiero będzie można powiedzieć, że historycyzm przeobraził się w wartościową pracę kulturalną. Trzeba zaznaczyć, że ani Dzieduszyckiemu, ani Szczepa‑

nowskiemu, ani Brzozowskiemu nie chodziło o szerzenie antyklerykaliz‑

mu, wszyscy oni mieli na uwadze dobro religii.

14 Ibidem, s. 72—73.

Pan Cogito o cnocie Zbigniewa Herberta