• Nie Znaleziono Wyników

Z Tomaszem Samojlikiem rozmawia Edyta Antoniak-Kiedos

caniu, infantylizowaniu tematyki przyrodni-czej zrodziły się Pana historie? Bo raprzyrodni-czej nie z potrzeby moralizowania…

T. S.: Powtórzę się, przepraszam więc osoby, które czytały jakiś wywiad ze mną lub od-wiedziły spotkanie autorskie – najsilniejszą motywacją mojej pisaniny było, za przepro-szeniem, wkurzenie. Na literaturę dla dzie-ci, pięknie wydaną i atrakcyjną, działającą jak magnes na uwagę dzieci, a jednocześnie sprzedającą dzieciom kompletnie bzdurny obraz świata przyrody. Żeby nie musieć na żywo poprawiać i korygować książek czyta-nych przed snem moim dzieciom, zacząłem wymyślać własne historie o żubrze Pompiku.

Pompik stał się niejako narzędziem do prze-lewania na moje biedne dzieciaki moich fa-scynacji przyrodniczych.

E. A.-K.: Pewnie każdy pyta Pana o Pusz-czę Białowieską. To miejsce na stałe wpisane jest w Pana twórczość. Jakim pisarzem był-by Pan bez tej pięknej przyrody, która wy-pełnia Pana życie zawodowe i karty kolej-nych książek?

T. S.: W ogóle nie byłbym pisarzem. Próbo-wałem pisania na studiach, w Lublinie, za-nim wróciłem do Puszczy – będący efektem tych prób pierwszy tom wiekopomnej trylo-gii fantasy do dziś leży w mojej szufladzie, podobnie jak kilka, jeśli nie kilkanaście ko-miksów, które z wielką werwą zaczynałem rysować, by je porzucić po paru stronach.

Dopiero w Puszczy znalazłem „swój” temat, a przede wszystkim motywację, by nie zra-żać się pierwszą, drugą czy dwunastą od-mowną odpowiedzią z różnych wydawnictw.

E. A.-K.: Czy są jednak inne miejsca, które chciałby Pan poznać, zarówno jako badacz, ale też eksplorując ich potencjał jako pi-sarz? Może walcząc o niepowtarzalny krajo-braz, faunę i florę, a może po prostu wpisując

tam przygody znanych już bohaterów… Czy choćby część z tych miejsc została niedawno uchwycona w picture booku pt. O rety! Przy-roda świata?

T. S.: Przyznam się Pani, że wprost nie cier-pię podróżowania, a zarazem uwielbiam po-znawanie nowych miejsc, ekosystemów, ga-tunków.

E. A.-K.: Tom Bartnik Ignat i skarb Pusz-czy wzbudził spore zainteresowanie nie tyl-ko w kraju, ale i zagranicą. Ukazały się tłu-maczenia na angielski, białoruski, czeski. Fa-buła odnosi się do wydarzeń z czasów zabo-rów, ale destrukcja lasów to temat niezwy-kle aktualny. Jeśli postrzegać tę książkę jako ostrzeżenie i protest przeciwko bezrefleksyj-nym działaniom człowieka w świecie przy-rody to na jaki język chciałby Pan, aby była przetłumaczona? Gdzie na świecie, oprócz naszego kraju oczywiście, taka lekcja by się szczególnie przydała?

Z toMasZeM saMojlikieMroZMaWia edyta antoniak-kiedos: pisaćna/iołoniEnatury

T. S.: Niestety przedmiotowe i władcze trak-towanie świata przyrody jest problemem globalnym, więc tych języków uzbierało-by się sporo. Ja cieszyłuzbierało-bym się bardzo,

gdy-by Ignat, nawet pośrednio, zmienił myślenie na temat potrzeby ochrony dziedzictwa przy-rodniczego choć jednego decydenta, gdzie-kolwiek na świecie.

E. A.-K.: Stworzył Pan liczne postaci zwie-rzęce takie jak znany wszystkim żubr Pom-pik, ale też malutka ryjówka Dobrzyk, wilk Ambaras, wydra Salwinka i wiele innych.

Który z nich jest Pana ukochanym bohate-rem, czy Pompik, któremu poświęcił Pan swój najbardziej znany cykl, a który od-wdzięczył się zdobyciem ogromnej popular-ności, a może klan ryjówek, rzęsorków, zę-biełków z „Sagi o ryjówce”.

T. S.: Jestem bardzo przywiązany do wszyst-kich moich bohaterów – w stworzenie każde-go włożyłem kawałek swojekażde-go serca,

prze-myśleń, nawet osobowości (ciamajdowa-tość Dobrzyka nie wzięła się znikąd!) – za-tem nie odpowiem na to pytanie wprost. Bar-dziej interesujące jest dla mnie obserwowa-nie, jak moich bohaterów oceniają i hierarchi-zują czytelnicy. Oni zdecydowanie mają swo-je preferencswo-je, niekoniecznie związane z wie-kiem. Znam wspaniałych fanów Pompika niewiele młodszych ode mnie, jak też miło-śników krwawych bohaterów Zewu padliny,

którzy ciągle jeszcze chodzą do przedszkola.

E. A.-K.: Przyglądając się temu jak Pan kreuje charaktery swoich bohaterów za-stanawiam się, czy w jakikolwiek sposób wpłynęły na Pana pisarstwo obserwacje ta-kich badaczy jak Konrad Lorenz. Czy wi-dzi Pan w książkach takich jak Opowiada-nia o zwierzętach, Tak zwane zło albo I tak człowiek trafił na psa wciąż aktualne praw-dy o powinowactwie zachowań ludzi i zwie-rząt? A może są bliżsi Panu badacze, jest Pan w końcu współautorem książki o przyrod-nikach i podróżprzyrod-nikach, którzy eksplorowali Pana ukochaną Puszczę Białowieską…

T. S.: Posunąłbym się nawet do tego, że w tych moich książkach zwierzęcy bohate-rowie są bardziej ludzcy od człowieka. A

lu-Tomasz Samojlik podpisuje Zew padliny, foto. Paulina Młodzianowska

dzie potrafią być „zezwierzęceni” (choć to bardzo krzywdzące określenie, jak wiele klisz językowych w stylu „człowiek człowie-kowi wilkiem”).

E. A.-K.: Jakie w dzieciństwie czytał Pan książki o przyrodzie? Czy podobały się Panu może książki takich klasyków jak Jan Antoni Grabowski – autor Czarnej owieczki i Puca, Bursztyna i gości, albo Jan Żabiński z jego Walką o żubra na czele? A może marzył Pan, by zostać nowym Doktorem Dolitte?

T. S.: Uwielbiałem książki Geralda Durrella – do dziś mam jego klasyczne pozycje Moja rodzina i inne zwierzęta i Moje ptaki, zwie-rzaki i krewni. Ale uwaga, dziś już bym ich nie przeczytał z takim zachwytem! O ile pa-miętam, dość bezpardonowo obchodzono się w nich ze zwierzętami...

E. A.-K.: Pana komiksy są połączeniem nie-banalnych dialogów, często komizmu słow-nego i sytuacyjsłow-nego, ale też kolorów i detali.

Jak rodzi się Pana książka? Najpierw są ilu-stracje, a może historia, do której szuka Pan odpowiednich słów i obrazów?

T. S.: Zawsze na początku jest pomysł na fa-bułę. Z pomysłami nie mam problemów, to znaczy mam – problem ich nadmiaru. Dru-gim, żmudnym etapem jest układanie sen-sownej i spójnej historii wokół tej początko-wej idei, czasem trwa to miesiącami, bo jakiś element układanki za nic nie chce się wpa-sować. To wtedy krystalizują się charaktery i funkcje bohaterów, ich motywacje, powsta-je mniej lub bardziej dokładny konspekt ca-łości opowieści. Kiedy już to wszystko mam w głowie, wiem, dokąd historia zmierza, mogę zasiąść do rysowania... które też jest żmudne i bolesne (dla moich palców, nad-garstka i oczu). I tak, po miesiącach walki, czytelnik otrzymuje nowy komiks, a ja je-stem w stanie totalnego wyczerpania. Przez

tydzień. Bo potem zaczynam pracę nad ko-lejnym projektem.

E. A.-K.: Jednym z wyjątkowych i niezwy-kle docenianych projektów w Pana twórczo-ści jest wspólny z Adamem Wajrakiem cykl

„Umarły Las”. To już prawdziwie zaangażo-wana seria komiksów o Dzikim Wschodzie.

Którą z części robiło się Panu najtrudniej, czy pierwszą Umarły las jeszcze nieznaną, bez presji społeczeństwa, ale z kornikową awanturą w tle; drugą Nieumarły las, w któ-rej miała się pojawić recepta, a może trzecią Zew padliny, która podejmuje temat nieprzy-jemny, dotąd unikany, i też tak była zapowia-dana jako „najohydniejsza książka roku”?

T. S.: Z pierwszą było najciężej, bo po raz pierwszy miałem pokazać na kartach moje-go komiksu śmierć i rozkład. Bałem się re-akcji czytelników, zwłaszcza tych najmłod-szych, a oni... kompletnie nie zwrócili uwagi na moje twórcze rozterki.

Z toMasZeM saMojlikieMroZMaWia edyta antoniak-kiedos: pisaćna/iołoniEnatury

E. A.-K.: Trylogia Umarły las, Nieumar-ły las i Zew padliny mówi nie tylko o życiu, ale w sposób szczególny akcentuje obecność śmierci. Jak Pan to robi, że temat rugowa-ny z kultury, trudrugowa-ny i delikatnie mówiąc nie-przyjemny staje się tak prosty i łatwy do zro-zumienia?

T. S.: Śmierć w przyrodzie dużo łatwiej wy-jaśnić i oswoić niż śmierć w społeczeństwie.

W moich komiksach – ale też w badaniach naukowych – śmierć jakiegoś osobnika, czy będzie to drzewo, czy jeleń, jest po pro-stu częścią naturalnego procesu, równie po-trzebną, co tego osobnika narodziny. Co wię-cej, razem z Adamem pokazujemy, że śmierć niesie za sobą nowe życie – tak martwe drze-wo, jak martwy jeleń dają schronienie, po-karm i miejsce rozrodu dziesiątkom, jeśli nie setkom tysięcy gatunków.

E. A.-K.: Tworzy Pan też autorskie jedno-obrazkowe komiksy naukowe popularyzują-ce wyniki badań Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży. Otrzymał Pan też presti-żowe nagrody za swą działalność populary-zatorską na rzecz nauki polskiej. Jakie jesz-cze krążą Panu po głowie pomysły, by krze-wić wiedzę o przyrodzie, ekologii, a zwłasz-cza życiu zwierząt?

T. S.: Staram się być tak multimedialny, jak to możliwe – w produkcji jest drugi już sezon serialu animowanego o żubrze Pompiku oraz pełnometrażowa animacja Ryjówka przezna-czenia, jakiś czas temu ten ostatni tytuł uka-zał się jako słuchowisko radiowe z udzia-łem całej plejady świetnych aktorów, przy-gotowałem grę karcianą o ryjówkach, rzę-sorkach i zębiełkach (premiera, mam nadzie-ję, w tym roku), mam na koncie zeszyty edu-kacyjne, kolorowanki i grę memo. A gdzieś tam, na horyzoncie, majaczy wizja gry kom-puterowej.

E. A.-K.: Prowadzi Pan autorskie warsztaty ekologiczno-komiksowe dla dzieciaków, spo-tyka się z uczniami w wielu miejscach w Pol-sce. Jaka jest Pana recepta, przesłanie, aby Ci młodzi ludzie nie byli tylko konsumen-tami, bezrefleksyjnymi użytkownikami no-wych technologii, lecz by tworzyli świat lep-szy i piękniejlep-szy? W jakimś sensie Pana twór-czość to apel do nich, ale też do dorosłych.

T. S.: Apel jest prosty: Jesteście szczęściarza-mi – urodziliście się, gdy ciągle jeszcze istnie-je dzika, niezniszczona przyroda. Cieszcie się nią, poznawajcie i zadbajcie, by Wasze poko-lenie nie było ostatnim, które może to robić.

E. A.-K.: Czy możemy się kiedyś spodzie-wać komiksu o treści ekologicznej dla do-rosłego odbiorcy? Zanim zaczął Pan popu-laryzować wiedzę o przyrodzie wśród dzie-ci i młodzieży był Pan autorem satyryczne-go albumu Wiedźmun. Dwie wieże fundu-szu emerytalnego, luźno nawiązującego do słynnego ostatnio głównie za sprawą seria-lu Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego. Czy to już przeszłość, czy dopiero przyszłość To-masza Samojlika? Jakie ma Pan plany wy-dawnicze na najbliższe miesiące?

T. S.: Wiedźmun powróci, i to już niedłu-go, w zupełnie nowej odsłonie. Pierwszy tom planowanego cyklu nosi tytuł Słodki za-pach potwora o zmierzchu i ukaże się w serii

„Krótkie Gatki” wydawnictwa Kultura Gnie-wu w maju. Będzie skierowany zarówno do dorosłego, jak i całkiem młodego odbiorcy.

Na swój użytek nazywam to nowe wciele-nie mojego dawnego bohatera „ekologiczną fantasy”. W tym roku na pewno nie zabrak-nie nowych przygód żubra Pompika, jesienią powinna się też pojawić duża książka o pew-nym bardzo sympatyczpew-nym gatunku... Ale o tym na razie nie mogę mówić.

E. A.-K.: Czekamy zatem z niecierpliwością.

Zuzanna Guty: Jesteście Państwo redakto-rami książki Ekomodernizmy. Jest to zbiór tekstów naukowych różnych autorów, podej-mujących problematykę szeroko rozumianej ekologii, nie tylko w literaturze polskiej, ale i światowej. Ta tematyka jest Państwu bliska, skąd takie zainteresowania?

Dariusz Piechota: Ekologią interesowa-łem się od czasów licealnych. Byinteresowa-łem wtedy w klasie o profilu ekologicznym. Rozpoczy-nając studia polonistyczne, zostałem wege-tarianinem. Moje zainteresowania związka-mi ekologii z literaturą pojawiły się dopie-ro po obdopie-ronie doktoratu, kiedy to w Polsce popularna stawała się humanistyka niean-tropocentryczna. Wtedy też wraz z koleżan-ką Agnieszkoleżan-ką postanowiliśmy przygotować tom Emancypacja

zwie-rząt? Pomysł ten niezwy-kle spodobał się Profesor Eugenii Łoch, która bar-dzo pomogła nam w jego realizacji.

Agnieszka Trześniew-ska-Nowak: Wspomnia-na już Emancypacja zwie-rząt?, obok Między empa-tią a okrucieństwem, Eko-modernizmami oraz Za-pomnianymi zwierzętami, stanowi pierwszy tom se-rii „Zielona Historia Lite-ratury”, którą to zapocząt-kowaliśmy jeszcze kilka lat temu.

D. P.: Ekologia, posthumanizm, wegetaria-nizm, weganizm stały się modnymi poję-ciami, ale ważne jest to, żeby nie stanowi-ły przejściowego zjawiska, ale zapowiadastanowi-ły długofalowe zmiany w świadomości całego społeczeństwa.

Z. G.: Mają Państwo może w planach kolej-ne publikacje?

D. P.: Obecnie w Wydawnictwie Katedra znaj-duje się tom (Nie)zapomniane zwierzęta, który zamyka cykl. Być może w przyszłości wróci-my do serii „Zielona Historia Literatury”.

Z. G.: Z czym kojarzyć takie hasło: „ekolo-gia w literaturze?”.

D. P.: Hasło to, moim zdaniem, wiąże się z uważnym czytaniem (close reading) tek-stów literackich, w których na szczególną

Dariusz Piechota i Agnieszka Trześniewska-Nowak podczas spotkania promującego tom Emancypacja zwierząt?, foto. archiwum autorów