• Nie Znaleziono Wyników

Kultura literacka i życie literackie nie stanowią odrębnego, całkowicie autonomicz-nego systemu, ale są częścią szeroko pojętej kultury daautonomicz-nego społeczeństwa. Podob-nie bycie czytelnikiem jest tylko jedną z możliwych ról danej osoby, i to wcale Podob-nie najważniejszą. Czytelnik empiryczny, którego opis postulowała teoria recepcji, jest, mimo wszystko, pewnym pojęciem teoretycznym. W rzeczywistości nie istnieje, bo nikt nie jest wyłącznie czytelnikiem, lecz odgrywa jednocześnie wiele różnych ról społecznych. Jeśli tak, to zasadne wydaje się przyjęcie założenia, że doświadczenia lekturowe nie oddziałują wyłącznie na świadomość czytelniczą jednostki, ale mogą się przenosić także na inne sfery jej działalności i wrażliwości oraz, przeciwnie, do-świadczenia będące wynikiem odgrywania innych ról społecznych mogą wpływać na wybory czytelnicze i sposób odbioru dzieła. Zatem motywacje lektury i wybo-ru tekstów do czytania mogą być bardzo różne, niekoniecznie wynikają wyłącznie z konieczności zaspokojenia potrzeb estetycznych. Taką motywacją może być chęć nadążania za modą literacką. Może nią być także dążenie do budowania własnego wizerunku intelektualisty, osoby oczytanej. Inaczej mówiąc, lektura może być środ-kiem budowania własnego prestiżu28. Wreszcie czytanie dzieła literackiego może być spowodowane chęcią poznania, literatura może być postrzegana przez czytelnika jako źródło wiedzy. W wypadku przekładu literackiego wiąże się to z zamiarem po-znania Innego. Oznacza to pewien wysiłek i pewne ryzyko świadomie podejmowane przez czytelnika. Zazwyczaj zdaje on sobie sprawę, że zetknięcie się z Innym ozna-cza konieczność zmierzenia się ze sprawami i problemami nieznanymi, być może częściowo lub całkowicie niezrozumiałymi. Wola zrozumienia takich kwestii zawsze wiąże się ze zwiększonym niż w wypadku czytania utworów napisanych w języku rodzimym wydatkowaniem energii poznawczej. Wymaga to wyjścia na spotkanie In-nego, czyli porzucenia przestrzeni bezpiecznej, tej, w której są tylko swoi, i podjęcia próby wykreowania „przestrzeni pomiędzy”, niezbędnej, jeśli dąży się do spotkania z Obcym, do zainicjowania z nim dialogu. Przekład jest do tego konieczny, bo dzięki niemu Inny przemawia do nas zrozumiałym językiem.

Tymczasem w powszechnym mniemaniu przekład jest czymś „gorszym”. „Każdy wie, jak przekład spłaszcza to, co powiedziane w oryginale” – twierdził autorytatyw-nie Gadamer29 (2004: 158), odzwierciedlając przekonanie, że tłumaczenie nie jest w stanie przekazać wszystkich znaczeń tekstu wyjściowego. I dodawał: „przekładowi brakuje przestrzeni. Brakuje mu trzeciego wymiaru, właściwego temu, co

powiedzia-28 Markiewicz uważa jednak, że ta rola literatury pięknej przestaje być dzisiaj istotna. W wywiadzie udzielonym „Tygodnikowi Powszechnemu” (14/2009, s. 22) stwierdza: „dawniej człowiekowi inteligen-tnemu wypadało wiedzieć, kto to jest Kuncewiczowa i wypadało przeczytać Cudzoziemkę, bo wszyscy o niej mówili. Dzisiaj to już nie jest takie konieczne i nieznajomość książek np. Pilcha czy Stasiuka nie kompromituje nikogo”.

29 Przytoczone słowa pochodzą ze szkicu Człowiek i język z roku 1966. Referencja w tekście odnosi do polskiego przekładu tego tekstu, dokonanego przez Michalskiego, opublikowanego w tomie Antropologia słowa. Zagadnienia i wybór tekstów, pod red. Godlewskiego, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2004, s. 153–159.

ne pierwotnie, to znaczy w oryginale (....)”. Gadamer sugeruje zatem, że przekład ni-gdy nie dorówna oryginałowi. Podobne podejście można znaleźć także w fachowych opracowaniach translatorycznych, przede wszystkim tych, które opisują przekład, biorąc za punkt odniesienia tekst oryginalny. I tak np. Stanisław Barańczak (1992) zatytułował swój zbiór esejów Ocalone w tłumaczeniu, jakby z góry zakładając, że podczas tego procesu coś musi zostać zaprzepaszczone. Temat „ocalania” w prze-kładzie różnych wartości oryginału powraca w przedmowie do tego tomu kilkakrot-nie. Podobnie Jean-René Ladmiral (1979: 18) określił pracę tłumacza jako „wybór mniejszego zła”. Innym jaskrawym przykładem jest koncepcja Popoviča (1975), który posługiwał się pojęciem „straty semantycznej”. Strata semantyczna miała być nieuniknioną konsekwencją relacji mocy, jakie zachodzą między językiem przekładu a językiem oryginału. I tak, jego zdaniem, jeśli język oryginału ma większą moc niż język przekładu, tłumaczenie najczęściej zachowuje niektóre cechy charakterystycz-ne składni tego pierwszego i realia kultury wyjściowej, co może prowadzić do tego, że tekst przekładu okaże się niezrozumiały dla odbiorcy. W przeciwnym wypadku, tj.

wtedy, gdy kultura docelowa okazuje się silniejsza, czytelnik przekładu najprawdo-podobniej otrzyma tekst napisany płynnym językiem, bez znamion obcości zarówno kulturowych, jak systemowych, a zatem pozbawiony elementów specyfi cznych kul-tury wyjściowej. W sytuacji, gdy moc obu języków jest podobna, strata semantyczna ujawni się najprawdopodobniej częściowo w strukturze językowej przekładu, częś-ciowo zaś na poziomie realiów. Jeśli przyjąć taki punkt widzenia, strata semantycz-na w tłumaczeniu okaże się czymś nieuniknionym, ponieważ jest funkcją dystansu kulturowego między przekładem a oryginałem.

Tekst przekładu rzadko jest postrzegany jako pewna wartość sama w sobie, po-wstała na styku dwóch języków i dwóch kultur, ale nowa i autonomiczna. Taką jego wizję znakomicie oddaje metafora tłumaczenia jako skrzyżowania, na którym przeci-nają się drogi dwóch kultur (Bravo Utera 2004: 213). Podkreśla ona, że tłumaczenie nie przynależy ani do kultury wyjściowej, ani do kultury docelowej. Tak właśnie rozumiał przekład Zenon Klemensiewicz (1955: 85): w jego ujęciu jest to struktu-ra językowa, „któstruktu-ra stanowi środek wymiany, środek wzajemnego przekazywania sobie i przyswajania sobie dorobku kulturalnego przez różne narody”. Tylko takie postrzeganie tłumaczenia nie stawia w uprzywilejowanej pozycji ani kultury wyj-ściowej, ani docelowej. Pozwala widzieć przekład jako to, co dzieje się między nimi i co jednocześnie je łączy. Pięknie wyraża to metafora Gadamera, który po latach zmodyfi kował swój stosunek do przekładu. W tekście z 1993 roku nazwał pracę tłu-macza przeprawą „z brzegu na brzeg, z jednego lądu na drugi, z tekstu na tekst”

(2009: 324)30. W tłumaczeniu widział środek budowania wzajemnego zrozumienia między uczestnikami kultury wyjściowej i docelowej: „(...) tekst tłumacza współ-tworzy szlak wszelkiej naszej lektury i rozumienia. Ma własną substancję, złożoną z sensu i brzmienia. Jest jak most, na który można wejść z obu stron, most między

30 Chodzi o esej pt. Lektura jest przekładem, który ukazał się w roku 1993. Cytat pochodzi z polskiej wersji tego artykułu, opublikowanego w tomie Współczesne teorie przekładu. Antologia w przekładzie Łukasiewicz.

brzegami w jednym kraju. Tą drogą odbywa się nieustanny przepływ komunikacji”.

Takie rozumienie przekładu pozwala zobaczyć w nim czynnik budujący przestrzeń dialogu z Innym. Stworzenie takiej przestrzeni daje nadzieję na spotkanie z nim.

Prawdziwe spotkanie zazwyczaj zostawia u jego uczestników jakieś ślady, mniej lub bardziej uchwytne. Ta książka jest próbą odnalezienia takich śladów.

LOSY PROZY HISPANOAMERYKAŃSKIEJ

NA POLSKIM RYNKU WYDAWNICZYM