• Nie Znaleziono Wyników

Jako przedstawiciel grupy wiekowej 20-30 latków - wedle ukutej przez kanadyjskie-go socjologa Douglasa Couplanda definicji - należą do tak zwanekanadyjskie-go „pokolenia X" (Ge-neration X). Pokolenia bez konkretnych wizji, zainteresowań, autorytetów, które cechu-je nastawienie na konsumpcję, hołdującego zasadzie „minimum wysiłku - maksimum

korzyści". Tymczasem osobiście nie czuję się związany z tym pokoleniem. Dzieje się tak dlatego, gdyż moja życiowa postawa jest dokładnym zaprzeczeniem tego, co założył Coupland. Jeśli chodzi o większość młodzieży - problem „X" niestety istnieje.

I nie jestem do końca przekonany, czy moi rówieśnicy zdają sobie z tego sprawę. Część na pewno tak. A co z resztą?

Zanim jednak dam odpowiedź na powyższe pytanie, chciałbym dokonać pewnej ana-lizy pokolenia roku 1989. Tych wszystkich, którzy w przełomowym dla nas roku mieli lat 20-30. Jaki cel im przyświecał, jakie autorytety, w co się angażowali, wreszcie, co dawało im motywację do życia.

W 1989 roku byłem za młody, by brać aktywny udział w przemianach społeczno -ustrojowych. Nie miałem także specjalnie pojęcia o innych autorytetach, niż rodzice. Je-dynym wyznacznikiem ówczesnej rzeczywistości była ilość wyprodukowanych domo-wym sposobem petard z saletry i cukru oraz liczba posiadanych samochodzików ma-tchbox. Obok tego świata był drugi, ten prawdziwy, który rządził się swoimi prawami i niekoniecznie był przeze mnie i moich rówieśników zrozumiały.

Dzieci Przełomu - jak określa je Paweł Wujec w artykule pt. Na wyspie skarbów (Gazeta Wyborcza, 9-10.01.1999) - nie w pełni dorośli, a jednak świadomi przemian za-chodzących w naszym kraju. Dzieci Przełomu - które wraz ze starszymi kolegami, pod osłoną nocy w Warszawie zakradały się pod pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, po to, by pomalować jego ręce czerwoną farbą. To wreszcie ci, którzy nie doświadczyli na własnej skórze pałki ZOMO-wca, a jednak ryzykujący zatrzymanie w trakcie roznosze-nia ulotek i rozlepiaroznosze-nia plakatów przed wyborami 4 czerwca 1989. Niejedna grupa stu-dentów i licealistów spędziła długie noce na rozmowach o wolności, o sprawiedliwości, o nowym lepszym ustroju. W wolnych chwilach dominowała książka. Dobra lektura była czymś więcej niż tylko formą odpoczynku biernego. Z książki czerpało się wiedzę, która była traktowana wręcz jak wielka przygoda. Ileż było sensacji i radości, kiedy udało się zdobyć publikację z tzw. „drugiego obiegu". Wreszcie studia. Najlepsze lata

Pokolenie 1989 - pokolenie 1999 57 życia spędzone na intelektualnym ucztowaniu. Całe tygodnie spędzone w bibliotekach, z rzadkimi przerwami na posiłek, czy też kawę. I nie z przymusu, a z własnej woli. Bar-dzo popularne były kierunki humanistyczne, takie jak filozofia, psychologia, czy socjo-logia. Dyskoteka dla owego pokolenia była rzeczą raczej mało znaną. Bardziej stosow-ne było przebywanie na różstosow-nego rodzaju prywatkach, gdzie słuchano Doorsów, Floy-d'ów, czy Perfectu. Takie postacie sceny muzycznej jak Kaczmarski, czy Gintrowski były chodzącymi symbolami sprzeciwu.

Dwudziestolatkowie roku 1999 są już diametralnie innym pokoleniem niż ich rówie-śnicy roku 1989. Przez dziesięć lat doszło do niewiarygodnie radykalnych zmian w spo-sobie myślenia młodych obywateli III Rzeczpospolitej.

Bo oto nagle okazuje się, że przeciętnemu młodemu człowiekowi śmierć górników z kopalni „Wujek" po prostu „wisi" i mają poważne trudności ze wskazaniem swojego autorytetu. Książka? Dziś pytanie o to, „co się czyta?" nie ma najmniejszego sensu. Bar-dziej właściwe jest pytanie „czy się czyta?" . Książka umiera, a na jej miejsce wchodzą głupawe programy telewizyjne i internet. Nie ma także mowy o poważnych dyskusjach w gronie znajomych. Dziś dla wielu moich rówieśników jedynym tematem do konwer-sacji jest temat seksu, ilości spożytego alkoholu, czy nawet stanu fizycznego po wypale-niu kilku „lufek" trawki. Kultura muzyczna ogranicza się do jednostajnych dźwięków i rytmów generowanych przez urządzenia komputerowe. Kto choć raz miał styczność z muzyką techno doskonale wie, jaką „wartość" ona ze sobą niesie.

Swoistym signum dzisiejszej młodzieży stał się walkman. Przez nasze miasto przemie-rzają całe rzesze młodych ludzi ze słuchawkami na uszach. Co chcą zagłuszyć? Własne pytania? Wewnętrzne ja? Od czego chcą się odizolować? A może nie chcą słyszeć innych głosów, by nie burzyć wewnętrznego poczucia beztroski i nieustającej zabawy.

Bardzo niepokojącym zjawiskiem jest nasilająca się agresja w szkołach, zarówno tych podstawowych, jak i ponadpodstawowych. Nie muszę chyba tu przytaczać przykładów bestialskich zachowań uczniów wobec swoich rówieśników. Tak potępiane przez nas zjawisko „fali" - znane nam z wojska i potępiane w czambuł, ukradkiem prze-niosło się do szkół. Podam tylko najbardziej charakterystyczne cechy „fali" w szkole:

wymuszanie pieniędzy od młodszych kolegów, fizyczne znęcanie się, przymuszanie do wykonywania upokarzających czynności. Jakby tego było mało, nawet zorganizowany letni wypoczynek dla młodzieży naszpikowany jest tego typu zachowaniami. Oto na ko-loniach mają miejsce zachowania takie same jak w szkołach. Jedna z młodszych latoro-śli w mojej rodzinie musiała opuścić kolonie ze względu na to, że została okradziona, a nawet bita przez rówieśników.

Pytam więc, skąd takie pokłady agresji wśród czternastolatków?

Jeśli chodzi o studia akademickie - wiem to z własnych obserwacji, bardzo duża część ambitnej młodzieży wpada jak burza na zajęcia, a po ich zakończeniu jeszcze szybciej ucieka z uniwersytetu, gdzieś tam do swoich zajęć. Wspólne spotkania towa-rzyskie? Kto ma na to czas! Tak zwane dyskusje akademickie? Prowadzą je ci, którzy posiadają luksus wolnego czasu.

Przyznam się szczerze, że sam go nie posiadam. Na swoim roku znam raptem kilka osób, z którymi zetknąłem się dodatkowo gdzieś w swojej pracy. Reszta kolegów i kole-żanek jest dla mnie anonimowym tłumem..

58 Maciej Serweta

Dziś studiuje się po to, by zdobyć szybko i w miarę bezboleśnie niezgorsze wy-kształcenie. Potem pracę. Mam obawy, że na uniwersytetach pojawi się w niedalekim czasie zjawisko zwane „wyścigiem szczurów". Po to tylko, by być o tych kilka pun-któw lepszym od konkurenta? Jeżeli tak, to z trwogą patrzę na miejsce uniwersytetów w wychowaniu nowych pokoleń młodzieży. Obym się mylił.

Dlaczego więc przez ostatnie dziesięć lat tak diametralnie zmienił się sposób myśle-nia młodzieży? Czyżby takie były konsekwencje gorąco dyskutowanej i wreszcie wy-walczonej wolności? Złożyło się na to wiele czynników.

Ja przywołam w moim przekonaniu najważniejszy: jest to brak „przeżycia pokole-niowego". Ewidentny brak jakiegokolwiek celu do realizacji, który jednoczyłby w je-den organizm większość młodego społeczeństwa. Brak jednego jasno i wyraźnie wska-zanego pozytywnego celu, który komasowałby duży procent młodych. I właśnie ten brak jest głównym czynnikiem sprawiającym, że moi rówieśnicy trwają w jakimś dziw-nym zawieszeniu pomiędzy tym, co dobre, a tym, co złe. I to jest w moim mniemaniu istota problemu „generacji X" Couplanda.

Dla przykładu przytoczę tu pewne dziwne zjawisko. Ilość młodych, zażywających narkotyki rośnie z każdym rokiem. Jednocześnie na spotkania z Ojcem Świętym przy-chodzą niezliczone zastępy młodzieży. Gdzie jest zasada, wedle której można wyjaśnić to zjawisko?

Jak wobec tego przeciwdziałać negatywnym postawom wśród moich rówieśników?

Po pierwsze wykreślić z życia pewnego idiotę, który wszystkich przyrównuje z wiel-kim powodzeniem do siebie. Jest nim telewizor. Kiedy wreszcie filmy bez jakiejkol-wiek pozytywnej treści przestaną wśród młodzieży zacierać granice między tym, co etycznie właściwe, a tym, co dyktuje prawo kałasznikowa, należy zacząć usilne poszu-kiwanie alternatywnych propozycji, które staną się celem dla większej części młodego pokolenia. Nie dla jakichś 25% młodych, ale 60% tych, którzy na ulicy mijają nas z walkmanami na uszach, izolujących się od reszty społeczeństwa. Czy dziś jest to możli-we? Mam poważne wątpliwości. Obawiam się, że gdyby moi rówieśnicy zaczęli już dziś nad tym pracować, to efekty będą odczuwalne dopiero przez pokolenie naszych wnuków.

Niemniej jednak takowe starania należy podjąć już dziś. Choćby po to, by została przynajmniej w pewnym stopniu zahamowana tendencja do zniżania się do poziomu

„generacji X". Gdzie z kolei szukać pozytywnych, alternatywnych wartości? To już całkiem inna historia!

przed.

Małgorzata Kulik