• Nie Znaleziono Wyników

M.-F.: Rewanż rewanżem, zresztą to też ciekawe słowo, takie brzmieniowo

O ekologii i nie tylko

B. M.-F.: Rewanż rewanżem, zresztą to też ciekawe słowo, takie brzmieniowo

wę-żowe, ale aciumpa, którą Ci zawdzięczam, opowiada prześmiesznie, jak dla mnie, hi-storię naukowych odkryć i wynalazków. Bo przezabawna historia tajemniczego odkrycia ujawnia z jednej strony językową nonsza-lancję zwykłych użytkowników „aciumpy”, którzy po prostu „aciumpują”, oraz pragnie-nie naukowców, by „aciumpę” zaklasyfiko-wać i tym samym zatrzymać w ruchu. Słowo

„aciumpa” jest jednak szybsze niż prędkość zawsze spóźnionej względem rzeczywisto-ści nauki, język jak ruchliwe zwierzę ucie-ka w swoją stronę. I możemy się zżymać, ob-rażać, odwracać plecami albo roześmiać, bo to książka, która bawi w sposób, który naj-bardziej lubię − nakierowując uwagę

czytel-nika na język, z jego szelestami, mlaskami, trzeszczeniem. Upraszczając mocno spra-wę to książka poetycka, choć nie jest pisana wierszem. Ale sposób, w jaki oglądamy ję-zyk, jest natury poetyckiej właśnie. A Ciebie co w niej cieszy najbardziej?

I. G.-W.: Dla mnie ta książka to takie krzywe, choć jednocześnie przyjazne, zwier-ciadło. Ludzie, w tym ludzie nauki, są tu bo-haterami uroczego prześmiewczego portre-ciku. Jego ważną częścią jest scjentyczna aura retro, wiążąca się z przekonaniem, że oto jest gdzieś zapomniana Księga, w której zamknięto wiedzę. Sens tajemniczego słowa

„aciumpa” odkrywa, a jednocześnie stwa-rza badacz słownika, do społu z archetypicz-ną „starą kobietą, która wie”, 137-letnią pa-nią Zulmirą. Tu też zaczyna się utopijny wy-miar opowieści Sobral: wszyscy wsłuchu-ją się w kolejne gramatyczne wykładnie (już sama powszechna znajomość części mowy ma w sobie rys niesamowitego) i posłuszni werdyktom uczonych, upowszechniają rewe-lacje nauki niczym najnowsze trendy mody.

W tej pogoni za językowym must have boha-terowie książki tworzą rozczulającą wspól-notę, w której nikt nic nie wie, choć wszy-scy znają się na rzeczy. Na gruncie literatury dla dzieci tego rodzaju diagnozy wybrzmie-wają dobitnie, ale nie napastliwie. Może dla-tego bez przykrości rozpoznaję się w każdej postaci tej opowiastki. Poza tym znaleźć się w takiej pięknej, kolorowej książce to musi być sama przyjemność…

B. M.-F.: Książka rzeczywiście jest kolo-rystycznie ciekawa, choć mnie te kolory tro-chę zastanawiają. Są żywe, ale równocześnie melancholijne. Tak jakby za żartobliwą hi-storyjką krył się jednak zawód, że nic tak na-prawdę nie wiadomo na pewno. Ludzie wy-dają się zagubieni, miotani kolejnymi

nauko-wymi hipotezami, które sprawiają, że tak na-prawdę kręcą się w kółko, bo przecież przej-ście od „aciumpy” do „perliśnika” to zapro-szenie do zabawy w stylu: Zagraj w to jesz-cze raz, Sam. Nie wiadomo, gdzie czytelni-ków zaprowadziłby „perliśnik”, ale na pewno nie będzie to definicja tego słowa. Może jest to książka o języku, w którym zawsze goni-my sens, trochę jak pies własny ogon. Lepiej go jednak nie złapać, bo to koniec gry. A gdy-by trochę z przymrużeniem oka zapytać, co to takiego „aciumpa”, to co byś powiedziała?

Boję się, że „aciumpnij się w głowę”.

I. G.-W.: W żadnym wypadku! Pozosta-ję wierna starej zasadzie interpretacyjne-go warsztatu nakazującej zawierzyć reflek-sji, która rodzi się w kontakcie z tekstem jako pierwsza, w tym wypadku tylko na pod-stawie lektury samego tytułu tej historyjki, przed zapoznaniem się z jej fabułą. „Acium-pa” to oczywiście zwierzę. Nieduże, miłe w dotyku, troszeczkę zagubione, wymagają-ce czułej opieki i nieustannego towarzystwa.

Ta czułość jest pochodną miękkiego „ci”

i nosowego „m” zachęcających do przytule-nia „aciumpy”. Z kolei zwarto-wybuchowe

„p” konotuje typową dla tego zwierza żywio-łowość, sprzężoną z radością i chęcią do za-bawy, jakie są wpisane w podwojoną otwartą samogłoskę „a”, wyznaczającą granice tego niezwykłego słowa. Podobnie zresztą, jak w oryginale, który brzmi „achimpa”, choć to już zupełnie inna historia. Tak czy inaczej

„aciumpa” to rzeczownik zwierzęcy – takie jest moje zdanie jako badaczki ksiąg (nieko-niecznie starych).

B. M.-F.: O, to mnie zaskoczyłaś. Aż by się chciało podrapać taką „aciumpę” za uchem.

Mnie ona się wydaje bardziej abstrakcyjna, a przez to tajemnicza. Jak jakaś część języ-ka, niezbędna do konstruowania

wypowie-dzi, bo przecież bywa i czasownikiem, i rze-czownikiem, przymiotnikiem, przysłówkiem i w gruncie rzeczy każdą inną częścią mowy.

Takie coś, nie wiadomo co, ale na tyle atrak-cyjne, że wszyscy wyrywają je sobie i próbują nim mówić. Po polsku wygląda na leksem ro-dzaju żeńskiego, to ta „aciumpa”. A ponieważ zaciekawiło mnie samo słowo, postanowiłam znaleźć je w słowniku. Szukałam wersji ory-ginalnej, czyli wyrazu „achimpa” i wyobraź sobie, że wprawdzie po portugalsku to taka sama „aciumpa” jak po polsku, ale jest taki ję-zyk egzotyczny jak njandża, którym mówią mieszkańcy trzech afrykańskich państw: Ma-lawi, Zambii i Mozambiku. W tym języku sło-wo „achimpa” znaczy „dając mu” i może to jest odpowiedź na tę książkę. Narracja o ję-zyku sytuowałaby się blisko ekonomii daru, w gruncie rzeczy słowa to takie podarunki przekazywane z ust do ust. Rozmowa była-by rodzajem wymiany podarków. Ale to wiel-ki temat z obfitą bibliografią, a mała acium-pa Catariny Sobral pragnie po prostu zapro-sić do gry w słowa i do przyjemnego zwycza-ju przyglądania się językowi. Jako filolożka bardzo takie gry i obserwacje lubię. A dziecię-cy odbiorca, który używa języka jak klocków Lego, pewnie też się ucieszy.

I. G.-W.: No i jest w tej zabawie słowem jeszcze jeden budujący element: ciągłość.

Trudno o tym mówić, nie zdradzając puen-ty opowieści, ale historia o słowie, którym mówią wszyscy, jest otwarta, a jednocześnie zamknięta, bo cykliczna. Powtarza się w ko-lejnych odsłonach, na swój sposób gwaran-tując trwanie świata, o którym czytamy. Lu-dzie i słowo – o tym jest aciumpa. Potrze-bują siebie nawzajem, tworząc, niczym stare, dobre małżeństwo trudny związek, w którym jest miejsce na szczere porozumienie, dobrą zabawę, ale i na konflikt, który nie w każdym

roZMoWy Beaty Mytych-Forajteri iWony graleWicZ-Wolny

przypadku da się załagodzić słownikową de-finicją czy poradą eksperta językoznawcy.

Więc może ta książka jest też o tym, że nie zawsze można wiedzieć/mieć wszystko, cza-sem po prostu trzeba zgodzić się na niezna-ne, choć zgoda ta nie powinna oznaczać re-zygnacji z dociekania sensu.

B. M.-F.: Dorzuciłabym na koniec, bo chy-ba powoli słyszę koniec naszej rozmowy, że najważniejszy okazuje się w tym wszystkim żywioł ludyczny, który potrafi ocalić od śmier-telnej powagi najbardziej tajemnicze i skom-plikowane kwestie ludzkiej egzystencji, a więc także bycia w słowie. A literatura dla młodego odbiorcy niejako z zasady musi do niego się-gać, bo jej czytelnik wręcz domaga się zaba-wy, która gwarantuje przecież rozwój wszech-stronny, nie tylko intelektualny. Pozostaje na koniec powiedzieć „aciumpa” i kropka.

Iwona Gralewicz-Wolny i Beata Mytych-Forajter, literaturoznawczynie z Uniwersyte-tu Śląskiego, wspólnie opublikowały tomy szkiców poświęconych literaUniwersyte-turze dziecięcej pt. Uwolnić Pippi! Twórczość dla dzieci wobec przemian kultury (Katowice 2013) oraz Po pierwsze. O literaturze dla dzieci (i nie tylko) (Kraków 2019), a także zredagowały książ-kę zbiorową pt. Par cœur. Twórczość dla dzieci i młodzieży raz jeszcze (Katowice 2016).

Członkinie Polskiej Sekcji IBBY. Od stycznia 2020 roku w składzie Rady Naukowej cza-sopisma „Guliwer”.