• Nie Znaleziono Wyników

Tak zwana stawka godzinowa

XI. Destrukcja systemu prawa

2. Tak zwana stawka godzinowa

Zacznijmy od głośno fetowanej jako sukces społeczny tak zwanej usta-wy o stawce godzinowej. Przypomnijmy, że gwarantuje ona owe sławne już 13 PLN za godzinę241 dla – upraszczając nieco – zleceniobiorców oraz

241 Używam tej kwoty jako symbolicznej, należy jednak pamiętać, że odnosi się ona do roku 2017, później ma podlegać zmianie.

DESTRUKCJA SYSTEMU PRAWA

192

samozatrudnionych242 wykonujących zlecenia lub usługi na podstawie umów, o których mowa w art. 734 i art. 750 k.c. Przyjrzyjmy się krytycznie tej regulacji, a jest czemu.

Po pierwsze, wprowadzenie stawki godzinowej ma oczywisty sens socjal-ny, czyli taki, jaki odpowiada istocie wynagrodzenia minimalnego pracow-ników. A skoro tak, to dlaczego stawka ta nie dotyczy usług wykonywanych na rzecz osób fizycznych243, jeżeli Kodeks pracy – o czym była mowa – prze-widuje zatrudnienie pracownicze w stosunku do osób fizycznych, a mimo to z wynagrodzenia minimalnego w takim przypadku nie rezygnuje? Chcę być oczywiście dobrze zrozumiany i nie postuluję, aby stawkę 13 PLN za go-dzinę wprowadzić za usługi wykonywane w stosunku do takich osób. Uka-zuję jedynie pierwszą z modelowych niespójności ustawy.

Po drugie, wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej zapewnia przychody odpowiadające mniej więcej wynagrodzeniu minimalnemu za pracę, a w każdym razie cel regulacji jest ten sam. Chodzi o zapewnienie osobom świadczącym usługi życia godnego w sferze materialnej. Tyle tyl-ko, że pomiędzy „niepracownikiem” a pracownikiem istnieje dość istotna różnica. Otóż w stosunku do tych pierwszych nie mają zastosowania prze-pisy o czasie pracy. Tym samym, z perspektywy równości, osoba niebędąca pracownikiem ma większe możliwości osiągania dochodu niż pracownik, któremu – dla jego zresztą dobra – zakazujemy pracy ponad normy. Tyle tylko, że dotykamy w tym miejscu pytania o wolność wyboru. Skoro nie pozwalamy pracownikowi pracować powyżej norm czasu pracy, chroniąc jego zdrowie i życie, to państwo nie może także pozwolić pracować dłużej zleceniobiorcom dokładnie z tych samych powodów. Co więcej, państwo ma obowiązek wprowadzić taki zakaz, albowiem zagwarantowało tym oso-bom „wynagrodzenie” godziwe za pracę przez około 40 godzin na tydzień.

242 Zgodnie z art. 1. ustawy z dnia 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (Dz.U. z 2015 r. poz. 2008) chodzi o tzw. przyjmujących zlecenie lub świadczących usługi, tj. osoby fizyczne wykonujące działalność gospodarczą zarejestrowaną w Rzeczypospo-litej Polskiej albo w państwie niebędącym państwem członkowskim Unii Europejskiej lub pań-stwem Europejskiego Obszaru Gospodarczego, niezatrudniające pracowników lub niezawiera-jące umów ze zleceniobiorcami oraz osoby fizyczne niewykonuniezawiera-jące działalności gospodarczej, które przyjmują zlecenie lub świadczą usługi na podstawie umów, o których mowa w art. 734 i art. 750 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz. U. z 2016 r. poz. 380 i 585), na rzecz przedsiębiorcy w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 2 lipca 2004 r. o swobodzie działalności gospodarczej (Dz. U. z 2015 r. poz. 584, z późn. zm. 2) albo na rzecz innej jednostki organizacyjnej, w ramach prowadzonej przez te podmioty działalności.

243 Ustawa przewiduje wyłączenia także w stosunku do niektórych czynności i podmiotów.

TAK ZWANA STAWKA GODZINOWA

193

A skoro tak, to dlaczego nie przyznać niepracownikom urlopów płat-nych, które wszak także należą do sfery BHP? W ten sposób wcześniej czy później dojdziemy do zrównania praw pracowników i niepracowników.

Krok po kroku będą padać kolejne rzekome mury różnicujące pracowni-ków i rzekomych niepracownipracowni-ków. Powyższe dowodzi jedynie tego, że już dziś popełniamy błąd, nie dostrzegając, że tak zwani zleceniobiorcy mogą być albo pracownikami, albo przedsiębiorcami w pełnym tego słowa zna-czeniu, i innej możliwości nie ma.

Po trzecie, ustawa w sposób dość oczywisty narusza spójność systemu prawa. W gruncie rzeczy zrównuje bowiem samozatrudnienie oraz tak zwane umowy-zlecenia jako rozwiązania w pełni alternatywne. Nie bu-dzi wszak wątpliwości, że stawka gobu-dzinowa została wprowadzona z tego powodu, iż traktuje oba rozwiązania jako źródła osiągania stałych przy-chodów. A skoro tak, to ustawa jest sprzeczna z art. 2 ustawy o swobo-dzie działalności gospodarczej, sugerując, że zarejestrowanie lub niezare-jestrowanie działalności gospodarczej jest jedynie sprawą dobrej woli, a nie pochodną obowiązku prawnego. Według ustawodawcy społeczna wartość usługi „zorganizowanej” i „niezorganizowanej” jest taka sama (13 PLN).

Tym samym „organizacyjność” – czyli dodatkowy wysiłek człowieka pro-wadzącego działalność gospodarczą – nie ma żadnej wartości. A musimy tu mówić o wartości społecznej, albowiem stawka godzinowa jest publiczną ingerencją w sferę obrotu gospodarczego, a skoro tak, to musimy się kiero-wać kryteriami społecznymi.

Powyższe nie dość, że jest niespójne (zrównuje nieporównywalne sytua-cje prawne), to jeszcze narusza zasadę równości. Ten, który ma koszty zwią-zane z prowadzeniem działalności, uzyskuje taką samą gwarancję przycho-dów jak zleceniobiorca, który kosztów nie ponosi. Chyba że ustawodawca postrzega samozatrudnienie i zlecenie jako dwie postaci działalności gospo-darczej (zarejestrowaną i niezarejestrowaną), ale w takim wypadku musiał-by najpierw zmienić art. 2 ustawy o swobodzie działalności gospodarczej.

Ponadto w takim przypadku ewentualna różnica powinna dotyczyć jedynie kosztów uzyskania przychodów (zryczałtowane vs. ewidencjonowane), ale już nie powinna dotyczyć VAT-u oraz ubezpieczeń społecznych. A tak nie jest. Nie ma więc co bronić racjonalności ustawodawcy, bo takowej nie ma.

Po czwarte, przepisy naruszają zasadę równości wobec prawa z jeszcze innego powodu. Ustawa gwarantuje te same 13 PLN za godzinę „usługi”

DESTRUKCJA SYSTEMU PRAWA

194

przedsiębiorcy oraz osobie nieprowadzącej działalności gospodarczej.

Problem w tym, że przedsiębiorca poza usługą wykonuje jeszcze pracę, która usługą nie jest. Powyższe dotyczy choćby rozliczeń z państwem. Tym samym wykonanie przez przedsiębiorcę godziny usługi wymaga nie tylko poniesienia dodatkowych kosztów, ale wykonania wymaganej przez prawo pracy dodatkowej, której tak zwany zleceniobiorca nie tylko nie wykonuje, ale wykonuje ją za niego zleceniodawca.

Równocześnie ustawa nie gwarantuje stawki minimalnej za usługi wy-konywane przez przedsiębiorcę, który zatrudnia pracowników lub „zle-ceniobiorców”, zobowiązując ich do tego, aby oni takowe stawki swoim pracownikom i zleceniobiorcom zapewnili. A przecież poza pracą pracow-ników i zleceniobiorców przedsiębiorca też pracuje oraz ponosi inne koszty.

Kierując się „logiką” ustawową, takim pracodawcom należałoby zagwaran-tować kwotę wyższą niż 13 PLN, aby zapewnić wynagrodzenie także dla pracującego przedsiębiorcy. Ustawodawca uznał zapewne, że taki przedsię-biorca zadba o siebie sam. Dlaczego przyjął, że przedsięprzedsię-biorca zatrudniający pracowników lub „zleceniobiorców” jest lepszym negocjatorem w obrocie gospodarczym niż ten niezatrudniający, tego nie wiemy.

Wreszcie ustawodawca nie widzi, że przedsiębiorca zatrudniający pra-cowników może także wykonywać usługi. Dlaczego jego osobista praca nie zasługuje na owe gwarantowane 13 PLN, a praca pracowników, zlecenio-biorców lub przedsięzlecenio-biorców wykonujących pracę osobiście tak, tego nie wiadomo. Choć właściwie to wiadomo. Niewypowiedzianym argumentem jest to, że osoba taka zarabia na pracy innych.

Powyższe mankamenty nie są jedynymi. Analizowana tu ustawa literal-nie burzy w moim przekonaniu model prawa pracy na poziomie wartości.

Zrównuje bowiem pracę z towarem, przeciwko czemu tak protestujemy.

Przypomnijmy, że wynagrodzenie minimalne wiąże się z tym, że iden-tyfikujemy pracę z człowiekiem i jego potrzebami. Dlatego z powodów godnościowych zapewniamy dochody gwarantowane, albowiem punktem odniesienia jest dla nas człowiek, a nie praca. Tymczasem, literalnie rzecz ujmując, ustawa odnosi się do wartości usługi, czyli do towaru. Wszyscy jednak wiemy, że celem ustawy jest zapewnienie „usługodawcom” godnego życia. Tym samym twierdzimy, że „świadczenie usługi przez tak zwanego zleceniobiorcę” też nie jest towarem, skoro nie podlega wycenie rynkowej.

A w takim razie musi być pracą. Powyższe widać w szczególności w tych

TAK ZWANA STAWKA GODZINOWA

195

przepisach ustawy, które pozwalają nie wypłacać stawki gwarantowanej w sytuacji wykonywania czynności mierzalnych244.

Równocześnie nie ma możliwości uniknięcia obowiązku zapłaty tej stawki w przypadku świadczeń niewynikowych, czyli de facto pracy. Mó-wiąc wprost, odrywamy się od „wykonania usługi” na rzecz „wykonywa-nia usługi”, co ostatecznie oznacza „wykonywanie pracy”, czyli pracę. Tę oczywistą intuicję oddaje powszechnie wypowiadany w nauce prawa pracy zwrot „zatrudnienie na umowie-zleceniu”, który jest dotknięty wewnętrzną sprzecznością, o czym wielokrotnie pisałem. Zatrudniać na umowie cywil-nej się nie da. Można natomiast zlecić wykonanie usługi.

Z kolei w kontekście równości można jeszcze przypomnieć wspomniany wyżej wyłom w zasadzie solidarności. Skoro ktoś korzysta z zapewnionego ustawą bezpieczeństwa przychodów w relacji do danej organizacji, to nie może być wolny od solidarnościowych obowiązków (np. pracy w nadgodzi-nach, podróży służbowych, dyżurów). Dlatego przy założeniu, że „zlecenio-biorcy” w ogóle istnieją i że istnieją „samozatrudnieni” wykonujący usługi jednoosobowo bez oparcia na własnym przedsiębiorstwie, konstrukcja wy-nagrodzenia godzinowego jest tylko postępowa jedynie na pozór. W rzeczy-wistości jest legalizowaniem dumpingu w stosunku do załogi zakładu pra-cy. „Wyprowadza” bowiem gwarantowane środki z organizacji (wspólnoty) na rzecz osób, które do niej nie należą i które nie mają wobec niej żadnych solidarnościowych zobowiązań. Co więcej, osoby te generują inne koszty dla wspólnoty zakładowej, jak na przykład koszty ewidencjonowania czasu świadczenia usług czy też archiwizowania stosownej dokumentacji.

Powyższe uwagi nie są jedynymi krytycznymi z perspektywy spójności systemu. Ustawa wprowadza na przykład zakaz zrzeczenia się wynagrodze-nia, a nie wprowadza ograniczeń w egzekucji. A przecież ideą przepisów socjalnych – a taka niewątpliwie przyświeca tej ustawie – nie jest ochrona

244 Zgodnie z art. 8d ust. 1 przepisów o stawce godzinowej nie stosuje się do umów, o któ-rych mowa w art. 734 i art. 750 Kodeksu cywilnego, jeżeli o miejscu i czasie wykonania zlecenia lub świadczenia usług decyduje przyjmujący zlecenie lub świadczący usługi i przysługuje mu wyłącznie wynagrodzenie prowizyjne. Zgodnie z ust. 3 przez wynagrodzenie prowizyjne, o któ-rym mowa w ust. 1 pkt 1, należy rozumieć wynagrodzenie uzależnione od wyników 1) uzy-skanych przez przyjmującego zlecenie lub świadczącego usługi w ramach wykonania zlecenia lub świadczenia usług lub 2) działalności przedsiębiorcy albo innej jednostki organizacyjnej, na rzecz których jest wykonywane zlecenie lub są świadczone usługi – takich jak liczba zawar-tych umów, wartość zawarzawar-tych umów, sprzedaż, obrót, pozyskane zlecenia, wykonane usługi lub uzyskane należności.

DESTRUKCJA SYSTEMU PRAWA

196

potrzeb przedsiębiorcy lub tak zwanego zleceniobiorcy, lecz także jego bli-skich. Nie po to wprowadza się gwarantowany – czyli socjalny w swej isto-cie – przychód, aby zaspokajał on bez ograniczeń roszczenia wierzycieli.

Reasumując, ustawa o stawce godzinowej jest konsekwencją porażki prawników w zwalczaniu tak zwanego zatrudnienia niepracowniczego. Jest ostatecznie aktem szkodliwym, albowiem nie tylko nie usuwa patologii, ale legalizuje ją. Nie dostrzega, że nie da się wprowadzić rozwiązań socjalnych w przestrzeni prywatnej. Gdy prawnicy uporządkują wykładnię prawa pra-cy i prawa gospodarczego, to dość szybko ujawni się, w jak wielu miejscach jest ona niezgodna z konstytucją.