• Nie Znaleziono Wyników

Nie jestem w stanie dziś tego zrobić, nie mogę i nie wiem, kiedy będę w stanie wykonać to, co mi poczucie godności pisarza polskiego uczynić nakazuje.

I tę niemożność moją, to upokorzenie, podwójnie wskutek niemożności tej bolesne, zaciążyć powinno na duszach komitetu konkursowego jako nowy i najcięższy wyrzut; a jeżeli i tego komitet konkursowy nie odczuje – to jedynym uczuciem moim względem dusz takich może być najgłębsze politowanie. A jeżeli wam, sędziowie kon-kursowi, przy czytaniu tego wybiegnie na usta z lekka ironiczny uśmiech, mający oznaczać: „nie odda pienię-dzy, a jednak mówi” – to podwójnie, potrójnie nad wami ubolewam. Strzeżcie się tego uśmiechu – bo będzie on dla dusz waszych stygmatem nieuleczalnego pohańbienia, przegryzającego wszystko cynizmu.

Artykuł p. Kaprysa to d oku m e nt cenny, przez to właśnie, że tak gorzki i bolesny dla społeczeństwa, które głosom takim pośród siebie powstawać pozwala. Nie wiadomo co tu właściwie jest najznamienniejsze: czy bezczelność, z jaką p. Kaprys udaje, że nie rozumie, o co mi chodziło, czy bezduszność, jeżeli istotnie nie rozumie, czy naiwność, z jaką traktuje poważnie swój ton uroczysty, czy wyuzdanie, które mu ton podobny przybrać pozwo-liło; nie wiadomo, czy należy się tu śmiać, czy szydzić, czy też płakać nad podobnym duszy ludzkiej upośledzeniem.

W moim artykule70 p. Kaprys odczuł tylko napaść i chłodne szyderstwo, śmiech i urąganie dojrzał w tym tylko, co było krwawiącym się bólem i męką. Widząc, że wszystko idzie w rozsypkę, wodzowie milczą, a ten, na kim najwięcej spoczywa oczu, rzuca słowa lekkomyślne,

70 I smutek tego wszystkiego… Nr 10 r.b. [przyp. – S.B.]. Chodzi o replikę na słowa Sienkiewicza z ankiety „Kuriera Teatralnego”, czyli artykuł Brzozowskiego I smutek tego wszystkiego… (zob.

Teksty źródłowe, s. 79–86).

wydaje hasła powiększające zamęt i  zgubę; żołnierz, nowozaciężny żołnierz, od wczoraj zaledwie na listy ar-mii wciągnięty, wystąpił z szeregu i zawołał: nie urodziłeś się wodzem, nie możesz prowadzić, ale przynajmniej ma-nifestami swymi nie zwiększaj zamętu. Żołnierz – widział, że wszyscy naokoło niego w szeregach milczą i milczeć będą, że musi on mówić, bo nikt nie chce zdjąć z niego tego obowiązku, więc nie zważał na to, że z rąk tego sa-mego człowieka, o którym mówić miał, otrzymał przed chwilą ostrogi rycerskie, nie zważał na posądzenia i bunt własnej słabości. W tym p. Kaprys dostrzegł tylko szyder-stwo, napaść obojętną i chłodno obmyślaną, nie zrozu-miał, że tu kierowało mną przekonanie, że ponade mną, młodym i nieznanym literatem polskim, i Henrykiem Sienkiewiczem, okrytym sławą i blaskiem, jest sprawa, której służymy: Literatura Polska, życie duchowe społe-czeństwa naszego. Wierzyłem i wierzę, że do Henryka Sienkiewicza można i godzi się przemawiać w imieniu tej sprawy, artykuł p. Kaprysa jest właściwie zaprzeczeniem tej mojej wiary; p. Kaprys stosuje w nim do człowieka, w obronie którego występuje, miarę własną, sprowadza go do własnego poziomu. A że nie chcę i nie mogę wierzyć, by p. Kaprys miał słuszność, artykuł p. Kaprysa uważam za zniewagę wyrządzoną Sienkiewiczowi. Że zaś p. Kaprys tego nie czuje, to jest zupełnie w porządku rzeczy: ja mu tłumaczyć nie mogę i nie będę.

Napisałem, że Henryk Sienkiewicz jest dla nas

„ludzi wielu już pokoleń, wśród których działal-ność jego upływa, c z ł ow i e k i e m o b c y m”71. Po- wtarzam to. Ludzie pokoleń poprzedzających i współ-cześni moi: Aleksander Świętochowski72, Ludwik

71 Ibidem, s. 149 (zob. Teksty źródłowe, s. 86).

72 Aleksander Świętochowski (1849–1938)  – lider pozytywi-stów warszawskich, autorytet postępowej inteligencji polskiej,

Krzywicki73, Zenon Przesmycki74, Stefan Żeromski75, Sta-nisław Przybyszewski – niech mi zaprzeczą, jeżeli istotnie Sienkiewicz uczynił kiedy coś dla ich wewnętrznego du-chowego życia, jeżeli uczynił ich tym, czym są. Tysiące zmian dokonywało się w społeczeństwie i duszach: po-wstawały zagadnienia palące i nieprzemożone, rodziły się bóle i smutki, a on, jeżeli dla nich słowo miał jakie, to było ono zawsze słowem dziecka, które nie wie, co po-rusza. Umierały w nas wiary, dusza w proch lękliwy się rozsypywała, a Henryk Sienkiewicz mówił to nam tylko, że „systematy filozoficzne przemijają, a msza się zawsze odprawia”76. Myśleliśmy więc, że potrafi może wskrzesić w nas istotnie wiarę dawno pomarłą i w chwilach znu-żenia pragnęliśmy tego cudu. Ale przyszło Quo vadis77 – pomimo wszystko tak dziecinnie, naiwnie uśmiechnięte, tak operowe, i znów, wzruszywszy ramionami, odcho-dziliśmy. Nędze społeczne, bóle, antagonizmy, krwawe konflikty osobistych ideałów i społecznych obowiązków, cała treść naszego moralnego życia nie znalazła w dziełach

publicysta „Przeglądu Tygodniowego”, literat, twórca tygodnika

„Prawda”.

73 Ludwik Krzywicki (1859–1941) – wybitny socjolog i ekonomi-sta, zwolennik socjalizmu i marksizmu, krytyk literacki, współ-pracownik Aleksandra Świętochowskiego.

74 Zenon Przesmycki, pseud. „Miriam” (1861–1944) – główny pro-pagator modernizmu literackiego, redaktor warszawskiej „Chi-mery”.

75 Stefan Żeromski (1864–1925) – wybitny powieściopisarz i dra-matopisarz. Wypracował własny styl zaangażowanej społecznie prozy modernistycznej oraz powieści historycznej (Popioły).

76 Niedokładny cytat z Rodziny Połanieckich Sienkiewicza. W ory-ginale: „systemy filozoficzne mijają jak cienie, a msza po sta-remu się odprawia”.

77 Quo vadis. Powieść z  czasów Nerona  – powieść historyczna Henryka Sienkiewicza, wydana w  1896 roku; jedno z  najbar-dziej znanych dzieł autora.

Sienkiewicza ani jednego wyrazu. W imię czego prze-mówić on może do dra Judyma78: czy w imię perkalików przez Połanieckiego umiejętnie farbowanych, czy w imię Petroniuszowskiej wytworności? Ale na pierwsze dr Ju-dym zaklnie, na drugie westchnie może, ale zakryje oczy i odejdzie.

Jest jeszcze gloria przeszłości, upajanie się jej chwałą;

ale to dobre dla tych, co z przyszłością i teraźniejszością w żadnym nie pozostają związku. Dusza może rośnie przy czytaniu powieści historycznych Sienkiewicza, ale jest to wzrastanie bardzo wygodne, nie przeszkadzające w ni-czym w życiu. Przypomina mi się ta wielka dama, która płakała nad nędzą rozgrywającą się przed nią na deskach teatralnych, podczas gdy stangret jej marzł na mrozie.

Dusza jej zapewne także rosła, ale nie przeszkodziłoby to stangretowi nawet na śmierć zmarznąć, tak jak p. Po-łanieckiemu rozpamiętywanie tryumfów polskiej husarii miażdżącej nędzne chłopstwo nie przeszkadza w farbo-wanych perkalikach widzieć jedyny sprawdzian duchowy i społeczny. Farbować perkaliki i czytać Trylogię – oto program społeczny całej generacji. Może i sam p. Kaprys swoje usprawiedliwienie społeczne w tym znajduje, że jemu przy czytaniu Trylogii „dusza rośnie”. Jeżeli Trylogia przyczyniła się w czymkolwiek do wzrostu p. Kaprysa, to żal mi jej: być drożdżami użytymi do takiego ciasta nie jest to znowu rzecz godna zazdrości.

Nie oskarżam Sienkiewicza, że jest takim, jakim jest, mam zamiar nawet dowieść tego, że to, co stanowi jego indywidualność artystyczną, nie pozwala mu być innym.

Stwierdzam tylko, że ta indywidualność właśnie czyni go bezwzględnie niezdolnym do roli przywódcy duchowego,

78 Tomasz Judym – główny bohater powieści Stefana Żeromskiego Ludzie bezdomni (1899, wyd. 1900), lekarz społecznik, czuły na ludzką nędzę, poświęcający się dla innych.

kierownika swego społeczeństwa i że łudząc się co do tego, wyrządza on i społeczeństwu, i samemu sobie krzywdę.

P. Kaprys wprawdzie dowodzi, że ostatnie orzecze-nie Sienkiewicza było tak sobie obojętnym, ogólnikowym protestem. Istotnie zdumiewające określenie „ogólni-kowy protest”. Gdybym jednak np. ja rozpisał ankietę, czy felietony p. Kaprysa, które nazwałbym dajmy na to kabotyńsko- bezczelnymi, są lub nie są szkodliwe, i gdyby Sienkiewicz z tego powodu napisał, że na kłamstwie przed samym sobą i całym światem, żadna działalność oprzeć się nie da, że pisma oparte na nim są czynnikiem zatru-wającym życie moralne społeczeństwa, czy p. Kaprys nie uważałby takiego odezwania się za odpowiedź na ankietę?

Mniejsza o p. Kaprysa; pisał on coś o mojej „prze-wrotnej etyce”, zarzucił mi, żem napisał „świadomą nieprawdę” – nie będę żądał nawet odwołania tego, skon-statuję jedynie, kto to powiedział. Napisanie świadomej nieprawdy nie stanowi może zresztą w oczach p. Kaprysa poważnego zarzutu. Kto zwykle kłamie bezwiednie, przy codziennej wprawie doszedł do tego, że sam sobie wie-rzy – a zdumiewające to zjawisko, p. Kaprysa biorącego samego siebie na serio, spostrzec można dość często – w oczach jego świadoma nieprawda jest już postępem, jeżeli nie etycznym, to przynajmniej psychologicznym.

Jules Lemaître79 pisał kiedyś o Albercie Wolffie80: „Jeżeli

79 François Élie Jules Lemaître (1853–1914) – francuski dramatopi-sarz i krytyk literacki. Autor siedmiu tomów szkiców literackich Les Contemporains (1886–1899) oraz dziesięciu tomów recenzji teatralnych Impressions de Théàtre (1888–1898). W Polsce wy-dano jego powieść Królowie (Kraków 1893, tłum. anonimowe), a  także szkic Jan Jakób Rousseau (Kraków–Warszawa 1910, tłum. S. Turowski i K. Woźnicki).

80 Albert Abraham Wolff (1825–1891) – niemieckiego pochodzenia francuski literat, dramaturg i dziennikarz. Pracował jako sekre-tarz Aleksandra Dumasa ojca.

jest on tak, powiedzmy grzecznie, naiwny umyślnie – to go podziwiam, jeżeli zaś niechcący – to go żałuję. Oba-wiam się jednak, że nie jest to umyślne”81. Tego samego i ja się obawiam względem p. Kaprysa.

81 Nie udało się zidentyfikować źródła cytatu.