• Nie Znaleziono Wyników

walki dobra i zła? Omów to zagadnienie odwołując się do

W dokumencie Ania z Zielonego Wzgórza (Stron 73-82)

wybranych przez siebie dzieł.

Każda epoka, a zatem i literatura wytworzona przez nią, miała swoje wyobrażenia na temat odwiecznego konfliktu pomiędzy siłami dobra oraz siłami zła. Taka jest bowiem dążność psychiki ludzkiej, że ujmuje ona całą rzeczywistość jako konflikt przeciwieństw, zatem także na planie wartości ma on swoje odzwierciedlenie. Literatura, szerzej sztuka, oddaje go za pomocą symboli dlań właściwych. Dobro to zwykle światłość, piękno, to wszystko, co przyciąga do siebie, natomiast zło, to ciemność, brzydota, wszystko to, co odpycha i napawa wstrętem. W naszej kulturze pierwszy przykład tego konfliktu znajdujemy w biblijnej Księdze Rodzaju, gdzie człowiek wybrawszy zło skazuje się tym samym na wieczną tułaczkę i cierpienie.

Dobrym przykładem walki, jaką toczą ze sobą te dwa pierwiastki, są dzieje Makbeta, a dokładnie rzecz ujmując jego duszy. Gdy go poznajemy wracającego ze zwycięskiej bitwy, jawi się on nam jako dzielny i mężny rycerz, który bez reszty jest oddany swemu suwerenowi. Jednakże w miarę rozwoju akcji utworu powoli ukazuje się jego zupełnie odmienne oblicze. Preludium do tego stanowi jedna z pierwszych scen dramatu Szekspira, w której Makbet spotyka trzy wiedźmy. Podsuwają mu one pomysł, że tak dzielny i szlachetny rycerz nie jest stworzony by służyć, wręcz przeciwnie, to on powinien wydawać rozkazy.

Oczywiście, czarownice symbolizują tu nieświadome treści psychiki rycerza. On jeszcze nie w pełni uświadomił sobie jak bardzo pragnie władzy, ma tylko pewne niewyraźne uczucia.

Wkrótce jednak, pod przemożnym wpływem Lady Makbet, poczyna je wcielać w czyn. Morduje swego pana i króla Dunkana, obejmując tym samym tron Szkocji. Jego duszę powoli zaczyna zatruwać zło, wypierając z niej wszelkie odruchy świadczące

o tym, że znajduje się w niej choćby odrobina dobra. Wraz z tym pogrążaniem się Makbeta w otchłani ekspozycja dramatu robi się coraz mroczniejsza i gęstsza, zło bowiem nie lubi światła. Nasz bohater w końcu ginie bez nadziei i bez wybaczenia, a ścieżkę jego życia znaczą trupy ofiar, które miały to nieszczęście, że stanęły na jego drodze do władzy.

Stąd płynie dla nas wniosek: zło zawsze pociąga za sobą zło, zatem lepiej nie wkraczać do jego królestwa choćby na chwilę.

Jeżeli natomiast chodzi o walkę doba i zła na planie społecznym, to niezastąpionym przykładem będzie tu Nie – Boska komedia Zygmunta Krasińskiego, w której autor ukazał konflikt pomiędzy dwoma przeciwstawnymi sobie obozami: arystokratów i rewolucjonistów. Co prawda, nie można powiedzieć, że ci są dobrzy, a tamci źli, o powodach takiego stanu rzeczy nieco dalej, ale za to jest możliwym wskazanie bardziej wyrazistego przykładu na to, jak zachowuje się i do czego doprowadza człowieka zwycięskie zło. Jest nim obóz rewolucjonistów.

Widzimy go oczami hrabiego Henryka, który jest przywódcą arystokratów. Ukazuje się nam zatem społeczność ludzka, której poszczególni członkowie bardziej przypominają zwierzęta niż ludzi. Ich zachowanie – bluźniercze parodie obrzędów chrześcijańskich, rozpusta, morderstwa, złodziejstwo – jest przykładem na to, jak ważne dla społeczności jest istnienie takich wartości, jak dobro i piękno, bez nich bowiem jesteśmy istotami pragnącymi wyłącznie: „Chleba, zarobku, drzewa na opał w zimę, odpoczynku w lecie! (…)„, a to degeneruje i przygotowuje miejsce na wkroczenie zła. Ci ludzie są teraz gotowi do popełnienia każdej zbrodni, byle tylko móc zaspokoić swoje żądze i chęć zemsty. Znak do ostatecznego szturmu na szańce, za którymi skryły się niedobitki arystokracji (okopy św. Trójcy), ma dać zrewoltowanemu tłumowi jego przywódca Pankracy.

Hrabia przybył do tego obozu w niewielką nadzieją, że może uda się wynegocjować jakiś sensowny kompromis. Po tym, co zobaczył, wyzbył się wszelkiej nadziei. Zresztą zdawał

s o b i e s p r a w ę , ż e a r y s t o k r a c i n i e s ą w c a l e l e p s i od rewolucjonistów. Oni także byli zdegenerowani i zepsuci, tyle tylko, że potrafili własną obłudę schować za pięknymi maskami, ale każdy, kto ich poznał lepiej, widział zgniliznę moralną, czającą się za ich wystudiowanymi pozami. Nie było więc szansy na zgodę. Tym bardziej, że Pankracy by fanatycznie pewnym swych racji, a hrabia z dwojga złego skłaniał się bardziej ku ludziom ze swej sfery. Rozpoczęła się walka, którą wygrali rewolucjoniści.

Ich triumf był jednak krótkotrwały, oto bowiem na niebie pojawia się postać Chrystusa, wzorowana na opisie, jaki się znajduje w Apokalipsie św. Jana. To on jest ostatecznym zwycięzcą, co przyznaje nawet sam Pankracy, krzycząc:

„Galilejczyku, zwyciężyłeś!„. Dzieje się tak, gdyż ludzie bez Boga mogą tylko, według Krasińskiego, popaść w jeszcze większe zło, a nie, obaliwszy uprzednio stary, niedobry, porządek (arystokraci), stworzyć raj na ziemi, o czym roili sobie rewolucjoniści. Dlatego też obydwa te obozy poniosły klęskę. Zatem nawet na planie społecznym ludzkość nie jest w stanie obyć się bez dobra, bez Boga, który interweniowałby w jej szalone zamierzenia.

Doskonały przykład na to, jak odzwierciedla się w literaturze konflikt pomiędzy dobrem i złem, przynoszą nam Hymny Jana Kasprowicza, w których dochodzi do głosu manichejska świadomość autora. Świat to pole zmagań dwóch sił – światła i ciemności, a najważniejszym polem bitwy jest tu dusza człowieka. Taka kondycja człowiecza budzi w nas poczucie lęku i z a g r o ż e n i a , c o K a s p r o w i c z w y r a ż a z a p o m o c ą ekspresjonistycznego, mocno emocjonalnie nacechowanego, języka. On także znajduje, podobnie jak Krasiński, nadzieję w Bogu, o czym świadczy hymn zatytułowany „Przestałem się wadzić z Bogiem„.

Interesującym przykładem walki dobra i zła w duszy człowieka jest Lord Jim Josepha Conrada. Jej tytułowy bohater jest młodym człowiekiem, który marzy o dokonaniu wielkich czynów.

Zdaje się mu, że zna siebie i dlatego jest przekonany, że w chwili próby nie zawiedzie. Będąc oficerem na statku ma szansę dość szybko zweryfikować tą dobrą opinię na swój temat. Patma okazała się być słabo przystosowana do przewozu takiej ilości pasażerów, jaka na niej została umieszczona. Tonie. Jim zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji – ilość szalup ratunkowych jest niewystarczająca, zatem niektórzy będą musieli ponieść śmierć w odmętach oceanu. On nie chce być pośród nich – wszakże kapitan i oficerowie schodzą z pokładu jako ostatni. Skacze zatem do szalupy, ratując w ten sposób życie, ale tracąc jednocześnie honor. Ta chwila, ten ułamek sekundy, zadecydowały o jego całym dalszym życiu. Okazało się, że nie jest on człowiekiem, za jakiego się uważał, nie podołał próbie, jaką zesłał nań los. Nic zatem dziwnego, że czuł się podle, niemal jak zbrodniarz. To doświadczenie uświadomiło mu, że wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono. Nie ma co się zatem zbytnio przywiązywać do wyobrażeń, jakie mamy o sobie, gdyż te bardzo szybko zweryfikuje życie, będące sędzią tyle surowym, co sprawiedliwym.

Nadzieję na odkupienie grzechów odnajduje na wyspie zwanej Patusaną. Zostaje on przyjęty przez miejscowe plemię Bugisów niemal jak ich krajan, gdyż wykazał się wobec nich szlachetnością i wielkim uwrażliwieniem na ich problemy.

Wchodzi w zażyłe stosunki z wodzem plemienia Doraminem oraz jego synem Dainem Wariasem. Zaufanie, jakim darzą go ci dwaj oraz pozostali członkowie plemienia, pozwala mu spojrzeć na siebie z trochę innej perspektywy. Nie jest już Jimem, k t ó r y z a w i ó d ł , k t ó r y s k a z a ł t y l u l u d z i n a ś m i e r ć , ale człowiekiem, na którym ktoś może polegać, którego towarzystwa ktoś może potrzebować i pragnąć całym sercem.

Wkrótce Jim ma okazje ponownie wykazać się charakterem.

Początkowo wydaje się, że ponownie zawiedzie, na szczęście tym razem pokazuje, że stać go na poniesienie najwyższych i ostatecznych konsekwencji, gdy w grę wchodzi jego honor.

Ginie, ale jako człowiek, którego wymarzył sobie w swoich snach.

Rodion Raskolnikow główny bohater powieści Fiodora Dostojewskiego zatytułowanej Zbrodnia i kara jest przekonany, że świat, na którym przyszło mu żyć, nie jest zbyt mądrze urządzony. Czym innym bowiem tłumaczyć fakt, że on człowiek młody i wartościowy musi przerywać swe studia medyczne na uniwersytecie w Petersburgu z powodu braku pieniędzy, a wokół widać tylu bogatych szubrawców? Czy to są w ogóle ludzie? O czym oni myślą? O czym śnią? Zresztą po co pytać, wszakże wszy, a w tym ich specjalny podgatunek, ludzki dodajmy, nie może myśleć o niczym innym jak krew, czyli pieniądze. Nie godzi się zatem zabić takiego szubrawca i wspomóc jego majątkiem młodego człowieka w potrzebie? Tak.

Zdecydowanie Alona Iwanowa zasługuje na to, by spotkał ją taki los – widział bowiem kto na świecie większą lichwiarkę i pasożyta?

Ten tok myślenia doprowadza młodego Rodiona do popełnienia zbrodni. Zabija z zimną krwią siekierą lichwiarkę i rabuje pieniądze, które ona zgromadziła. Wkrótce jednak okazuje się, że wbrew jego oczekiwaniom śmierć staruchy nie była dlań absolutnie obojętną, że nie jest nad – człowiekiem, którego nie obowiązują powszechna moralność. Zaczyna odczuwać wyrzuty sumienia, które wzmagają się z każdą chwilą, powodując w jego wnętrzu straszliwe spustoszenie. Raskolnikow zachowuje się niemal jak szaleniec – wędruje po ulicach Petersburga bez celu, mamrocząc cały czas coś do siebie. Z tego stanu próbuje wyrwać go jego narzeczona Sonia Marmieładowa, ale dopiero, gdy Rodion przyznaje się do dokonania zbrodni przed śledczym Porfirym Piotrowiczem, otwiera się przed nim szansa na ratunek. Na Syberii odnajduje, głównie dzięki Sonii, która podsunęła mu Biblię, spokój ducha, będący zaczątkiem jego moralnego odrodzenia. Jak się zdaje Fiodor Dostojewski chce nam za pomocą tej powieści i postaci Raskolnikowa pokazać, iż nie istnieje coś takiego jak człowiek stojący poza moralnością, gdyż dobro zawarte w nas zawsze wyrazi sprzeciw wobec zła, które nieraz zdarza się nam czynić.

I nie pomoże w tej mierze żadna żelazna logika, która

wykazywałaby niezbicie, iż nie musimy przejmować się takimi detalami jak moralność, gdyż przekonamy się wcześniej czy później, że jest zgoła inaczej.

Józef K. był niczym nie wyróżniającym się z tłumu człowiekiem, nie licząc jednej drobnej sprawy. Otóż, toczył się przeciwko niemu proces. Główny bohater powieści Franza Kafki nie wiedział o co jest oskarżony. Po prostu, pewnego dnia przyszło do domu, w który mieszkał w wynajmowanym pokoju, dwóch smutnych panów, oznajmiając mu, że jest aresztowany, ale na razie może swobodnie poruszać się po Pradze. Wszystkie usiłowania K. by dowiedzieć się co mu się zarzuca i w ogóle co to za sąd postawił go w stań oskarżenia, spełzły na niczym.

To było dla niego straszne doświadczenie, gdyż nie znajdował w s o b i e ż a d n e j w i n y , n i e u c z y n i ł n i c , c o b y m o g ł o usprawiedliwić potraktowanie go jako przestępcy. Józef K. rozpoczął zatem poszukiwanie sprawiedliwości. Nie znalazł jej, gdyż ona nie jest w pełni dostępna człowiekowi, jakkolwiek tylko dla niego jest przeznaczona – takie jest, jak się zdaje przesłanie, alegorycznej opowieści kaznodziei, którego nasz bohater spotkał w katedrze na Hradczanach. Zło, które w nas jest, nie pozwoli nam nigdy zakosztować jej owoców, ale, co gorsza, jeśli go w ogóle nie dostrzeżemy, co było udziałem Józefa K., jesteśmy skazani na bezsensowną tułaczkę po tym świecie, a tak możemy przynajmniej czegoś, jej (sprawiedliwości), wyglądać z utęsknieniem. Za tą niewiedzę K. otrzymał wyrok skazujący.

Czasem, który wystawia nas szczególnie na próbę, jest ten, w którym toczy się wojna, lub też wybucha rewolucja. Ludzie są wtedy wystawiani na ekstremalne doświadczenia, z których jedni wychodzą jako moralni zwycięzcy, drudzy natomiast jako jednostki o złamanym charakterze. Dlatego też w literaturze polskiej okresu okupacji odnajdziemy tyle przypadków najwyższego poświęcenia i dobra oraz, wręcz przeciwnie, tyle postaci będących szubrawcami, a niekiedy nawet uosobieniem zła. W tym kontekście najlepiej przyjrzeć się następującym

książkom: Medalionom Zofii Nałkowskiej, Opowiadaniom Tadeusza Borowskiego oraz Innemu światowi Gustawa Herlinga – Grudzińskiego.

Z b i ó r ś w i a d e c t w , j a k i e d a l i w i ę ź n i o w i e o b o z ó w koncentracyjnych, a spisanych przez Nałkowską, przynosi wstrząsające relacje o rzeczywistości za drutami. Więźniowie byli w nich traktowani gorzej niż zwierzęta. Nazistowscy

„lekarze” dokonywali na nich różnego rodzaju eksperymentów, które często prowadziły do śmierci w niewyobrażalnych wręcz męczarniach biedaka, który miał to nieszczęście, że został wyznaczony do roli królika doświadczanego. W barakach również czaiło się niebezpieczeństwo pod postacią kapo, którym zostawał zwykle osobnik o sadystycznych skłonnościach. Lepiej mu było schodzić z oczu. Więźniowie słabsi lub chorzy byli dobijani, za najmniejsze uchybienie można było trafić do bunkra, gdzie czekała śmierć głodowa. Gdy wynoszono ich ciała, na wargach niektórych z nich znajdowały się kawałki mięsa. W bunkrze często dochodziło w do aktów ludożerstwa.

Trudno sobie wyobrazić bardziej namacalne ślady istnienia zła w świecie.

Jednakże niektórzy ludzie wystawieni na takie doświadczenia zaczęli zasmakowywać w nim. Jeden z więźniów powiedział:

„…była taka we mnie ciekawość jak w gestapowcu„. Znakomitym przykładem na to, jak nieludzki system zmienia ludzi, był przypadek młodego pomocnika jednego z profesorów, który przeprowadzał badania na więźniach (opowiadanie: Profesor Spanner). Początkowo ów młodzieniec z odrazą traktował poczynania swego pryncypała, starającego się wynaleźć jak najlepszą metodę pozyskiwania mydła ze zwłok ludzkich, jednakże z czasem przyzwyczaił się do zadań zlecanych mu przez profesora i przestał się przejmować ich charakterem.

Co więcej, czuł coś w rodzaju podziwu dla Niemców, którzy niczego nie marnowali. Inny przykład na to, jak tego typu ekstremalne doświadczenie zmienia człowieka, można było odnaleźć pod bramą obozu. Znajdowała się tam gromada dzieci.

Gdy ktoś je zapytał co robią z tymi patykami, odpowiadały, że bawią się w palenie Żydów. Chyba nie ma w literaturze polskiej i światowej bardziej przerażającej sceny niż ta.

Na szczęście te nieludzkie czasy wydały także ludzi, którzy im sprostali. Nie zawsze musiało być to coś wielkiego, czasami wystarczał zwykły śpiew, jak w przypadku Greczynek, które gdy zbliżała się śmierć, wyśpiewały swój hymn narodowy. Takie czyny w kontekście tej epoki są czymś wielkim i dającym nadzieję.

Podobny obraz losu człowieka przynoszą Opowiadania Borowskiego. Ich bohaterem jest „człowiek zlagrowany” jak go określa sam autor (nosi on zresztą takie samo imię jak Borowski, więzień niemieckich obozów koncentracyjnych).

Jest to ktoś, kto potrafił się odnaleźć w rzeczywistości obozu, zna prawa w nim rządzące i potrafi się do nich dostosować na tyle, by móc przeżyć. Widzi on codziennie śmierć, spotykającą jego współtowarzyszy niedoli, ale każdy odruch współczucia stara się zgnieść w zarodku, gdyż tego typu uczucie mogłoby doprowadzić go do podjęcia jakichś nieprzemyślanych działań, a to zapewne skończyłoby się dla niego tragicznie. Lepiej nie myśleć i nie odczuwać za wiele, działanie jest wszystkim, reszta niczym. Cóż, jak pisał o nim Borowski: „Nie był to człowiek zły, ale był przyzwyczajony„, a wszakże przyzwyczajenie jest naszą drugą naturą. Poza tym jest w Tadeuszu jakaś niezłomność i siła woli, które nie pozwalają się mu poddać. Dopóki żyje, będzie walczył o przetrwanie. To musi budzić podziw, mimo zastrzeżeń, jakie mamy w stosunku do jego postępowania. Czyż jednak możemy oceniać Tadeusza z perspektywy naszych bezpiecznych domów?

Chyba nie.

Nieco inną tonację przynosi opowiadanie U nas w Auschwitzu.

Jego bohater ze zdziwieniem spostrzega, że zaczął traktować obóz jak dom (stąd tytuł). Jego przestrzeń została już przezeń oswojona. Wie gdzie może poruszać się swobodnie, a gdzie należy uważać. Wszędzie posiada znajomych i kontakty

pozwalające mu ubijać dobre interesy. Sytuacja zupełnie jak w dzielnicy, w której mieszkał przed wojną. Okazuje się, że człowiek nie potrafi żyć w świecie, który jest wyłącznie wrogi, który jawi się jako zły. Zdecydowanie nie. Potrzebujemy przynajmniej namiastki poczucia bezpieczeństwa, którego uosobieniem jest nasz dom rodzinny i środowisko, w którym się wychowaliśmy. Dlatego też po pewnym czasie zaczynamy traktować nawet bardzo wrogie nam otoczenie, a takim bez wątpienia była przestrzeń zawarta pomiędzy drutami obozu, jako nasze, swojskie, dobre i bezpieczne.

Pytanie nurtujące Gustawa Herlinga – Grudzińskiego brzmiało:

czy człowiek w nieludzkim systemie jest w stanie zachować chociaż część swego człowieczeństwa? Pisarz udziela na nie twierdzącej odpowiedzi, gdyż pośród „mieszkańców” łagru w Jercewie znalazło się kilku, którzy w różny sposób i w różnym stopniu pokazali, że jest to możliwe. Nie była to rzecz łatwa, ponieważ rzeczywistość obozowa stworzyła swą własną hierarchię wartości, na której szczycie znajdowało się przykazanie mówiące, że przetrwanie jeszcze jednego dnia, jeszcze jednej godziny, jest najważniejsze i warto dlań poświęcić wszystko. Dlatego też nie było czymś złym donoszenie na przyjaciół, sprzedawanie swego ciała za kromkę chleba, albo jeszcze mniej, okradanie słabszych współwięźniów, itp., itd.

Jednak wśród łagierników był także i taki Kostylew, zapalony bolszewik w latach młodości, który przekonawszy się w obozie czym jest system komunistyczny, wolał się samookaleczyć niż pracować na jego rzecz. Była i Natasza Lwowna, która odnalazła swą wolność w przeświadczeniu, że zawsze się ma wybór czasu swej śmierci i żaden system, nawet totalitarny, tego nie zmieni. Był wreszcie i Rusto Karinen – jeden z tych więźniów, którzy naprawdę próbowali uciec, choć rzecz była z góry skazana na niepowodzenie, ale jak sam twierdził:

„niczego nie żałuję (…) opłaciło się. Zawsze to tydzień wolności„.

Jak zatem widać człowiek potrafi odnaleźć swą godność niemal

we wszystkich wyborach, jakie dokonuje, a jeśli bywają one dla nas nieco szokujące, to pamiętajmy o czasach, w jakich były one podejmowane.

Rzeczywistość jest mieszaniną dobra i zła i my także jesteśmy tacy, co powoduje nasz dyskomfort moralny i psychiczny oraz nieustanną niepewność, co do naszych przeznaczeń. W tym chaosie jednak powinniśmy się starać odnaleźć ścieżkę, która nie zaprowadziłaby nas na manowce, a to gwarantuje jedynie wybór dobra, którego cechą istotną jest to, że nigdy nie zawodzi swych dzieci w chwili próby, czego o złu z całą pewnością nie da się powiedzieć.

Ludzie, którzy się nie godzą

W dokumencie Ania z Zielonego Wzgórza (Stron 73-82)

Powiązane dokumenty