• Nie Znaleziono Wyników

Pamiątka po dobrej matce

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pamiątka po dobrej matce"

Copied!
184
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

W Y B Ó R D Z I E Ł

K L E M E N T Y N Y z T AŃSK ICH H O FM ANO W E J.

W Y D A N I E J U B I L E U S Z O W E . T O M V .

■>' v>,

PAMIĄTKA PO DOBREJ MATCE.

W STĘPEM O P A TR ZY Ł

Dr. P IO T R C H M IE L O W S K I.

K R A K Ó W

NAKŁADEM „CZYTELNI POLSKIEJ“. 1898.

(4)

W DRUKARNI UNIW ERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO

I od zarządem Jó z efa Filipow skiego.

http://dlibra.ujk.edu.pl

(5)

P A M I Ą T K A PO DOBREJ MATCE.

^

---K siążka t a w y szła po ra z pierw szy w W arszaw ie r. 1819 i d o zn ała takiego p o w odzenia, że ju ż w k ilka miesięcy p o trzeb a było przygotow ać drugie w ydanie. Przez la t 50 co najm niej u trz y m a ła się w całkow itej pow adze sw ojej. Bo jak k o lw iek »entuzyastki« n asze z G abryelą (N arcyzą Ż m ichow ską) n a czele, nie były zadow olone ze w szystkiego, co w niej o roli kobiet w społeczeństw ie T a ń sk a n a p is a ła , nie odzyw ały się przecież z tą opinią w druku, a w iększość m atek, w ychow anych n a »Pam iątce«, z alecała córkom jej odczytyw anie. Dopiero przy now em zbiorow em w ydaniu dzieł Hoffmanowej w r. 1876, Żm i- c h o w sk a, z c a łą czcią dla w ychow aw czyni tylu pokoleń niew ieścich, p o d d a ła krytyce niektóre części »Pam iątki«, ale z a ra z em d o łączy ła te znam ienne słow a: »Czas sam przez się d ydaktyczne niedokładności pism H ofm anow ej s p ro s to w a ł; zam iast w ykazyw ać jej om yłki, raczej za ­ chęcać trz e b a , żeby m łode pokolenie odśw ieżyło sobie

(6)

— 4 —

w pam ięci w szystkie te obow iązki, zalety, sposoby, k tó re ona ta k w dzięcznie, ta k m isternie p rzed sta w iać umie, a k tó re b ą d ź c o b ą d ź , każd em u życie u łatw ić i osłodzić mogą. Godzić się więc z nią coraz więcej, a nie sprze­ czać nam trzeba«.

T a ń sk a u z n a w a ła i głosiła zasad n icz ą różnicę m iędzy przeznaczeniem m ężczyzn a kobiet. Do pierw szych należy przelew anie krw i n a placu bo ju , pisanie m ą d ry ch ustaw , pilnow anie ich w ykonania, podbijanie k rajó w , w znoszenie ich i o b ro n a , rządzenie niemi. »C zulszą i słab szą Bóg stw o rzy ł kobietę: łagodzić, m iękczyć, uszczęśliw iać śm ia­ łego swego to w a rz y sz a pow inna. Dzikim i pon u ry m byłby św iat, gdyby n a nim sami byli m ężczyźni, gnuśnym i nie­ czynnym , gdyby go sam e nap ełn iały niew iasty!« Poniew aż ted y przeznaczeniem płci słabej je s t »miłe n a u m y słach czynić w rażenie« i »sercam i w ładać«, p ow inna więc ko­ b ieta »mieć ciągle uśm iech n a u stach « , d b ać o piękne ułożenie, p rzy o zd ab iać sw ą głowę ta len tam i i naukam i, zo sta w ia ją c atoli zaw sze pierw szeństw o »dom ow ym z a ­ trudnieniom «, gdyż oprócz po d o b an ia się, k o bieta w inna się sta ć u ż y t e c z n ą w ż y c i u r o d z i n n e m .

»Co w chłopcu je s t z a le tą — d u m n a i niepodległa d u sza — w dziew częciu źródłem tylko nieszczęść stać się m oże«. P o trz e b a się więc nauczyć kobiecie sztuki ulegania, p o słuszeństw a, pow olności i skrom ności. »Skro­ m n a tylko n iew iasta bezkarnie u m iejętn ą być m oże; i je ­ żeli w ielu m ężczyzn sprzeciw ia się ośw iacie naszej, stroni od uczonych k o b ie t, najw ięcej to przy p isać należy, że rza d k o k tó ra połączyć urnie n au k ę ze skrom nością«. Nie

(7)

5 —

zg ad za się wcale z pow ołaniem i ułożeniem kobiety, aby wiecznie siedziała n a d książk ą lub b ezustannie tru d n iła się talentam i. Poczciw e p rab a b k i ledw ie co c zy tać um iały. Dziś je d n a k sm utno byłoby zejść k ilka szczebli niżej i »w rócić do szczęśliw ej m o że, lecz ju ż niestosow nej niew iadom ości«. W szystkie nauki, talen ta, ja k ic h udziela się k o b ieto m , ten m a ją c el, aby je przyj em niejszem i uczynić... Niech m ężczyźni n a ig ra w a ją się z »opinii«; ko­ biety szan o w ać j ą w inny. »Czy więc w mieście, czy n a wsi, czy n a w ielkim , czy n a m a ły m świecie żyć będziesz, dbaj o zdanie ludzkie; niech rów nie postępki ja k serce tw o je b ęd ą czyste i nieskażone. Ludzie najw ięcej z po­ zorów sądzą, i dziw ić im się nie m ożna, bo pozory n a j­ prędzej w p ad aj ą w o c z y ; a kiedy one ra z źle o n as u p rz e d z ą , trudniej je s t zm ienić nieprzychylne drugich m niem anie, niżeli było dobre pozyskać«.

W szystko to były u stę p stw a T ańskiej, częstokroć bez­ w iedne, n a rzecz zad aw nionych zw yczajów . Obok nich atoli zn ajd u jem y z d a n ia , w y n ikające z dążności do ule­ pszeń i postępu w w ychow aniu płci niewieściej. I ta k : obok w p a ja n ia w um ysły dziew częce zasad y , że stan o ­ w isko kobiety je s t zależne od m ężczyzny, w y pow iada ju ż T a ń sk a przekonania^ że k o bieta w ł a s n ą p r a c ą u t r z y ­ m a ć s i ę m o ż e i dlatego zaleca płci sw ojej roboty ręczne. »Nikt — p o w iad a — n a sta n wysoki, n a urodze­ nie, m a ją te k sp uszczać się zupełnie nie m oże; a w nie­ d o statk u ta le n ta i um iejętności b ła h e kobiet nie n a wiele się przydadzą... Z p ra cy rą k uczciw ie u trzy m ać się m o­ ż n a , a w szędzie, szczególniej też u n a s , pokupniejsze

(8)

(5

h afly i szycia, ja k niedoskonałe rysunki lub nuty«. Dzi­ siaj to o statn ie spostrzeżenie straciło ju ż zupełnie sw ą w a rto ść w sk u tek zm ian przem ysłow o-ekonom icznych; dzi­ siaj d rze w ory tnictw o, ilu stra to rstw o , fotografia i ty m po­ dobne z atru d n ien ia są zyskow niejsze d la kobiet, niż h a ft i szycie; ale z a czasów T ańskiej, kiedy dopiero co z a ­ p row adzono u n as litografię, k tó rą oczyw iście tru d n ili się tylko m ężczyźni, u w aga jej b y ła słuszną, a p rz e d sta w ia ła się ja k o now ość postępow a. W ów czas gdy było zw yczajem w isieć raczej u klam ki pańskiej, niż p ra c ą uczciw ą z a rab iać

n a u trz y m a n ie , znosić raczej najcięższe u p o korzenia

u bogatych krew nych, niż pó jść w św iat za ro b o tą ; m yśl Tańskiej i przytoczony przez nią p rz y k ła d dw u córek szlach eck ich , co podupadłszy, nie w a h a ły się chw ycić p racy ręcznej dla zapew nienia b y tu m atce i sobie, były now ością, z y sk u jącą poklask w szystkich, co cenić umieli godność lu d zk ą i sam oistność jednostek. W p rak ty ce po­ ja w ia ły się ju ż podobne p rzy k ład y pracy, ale w teoryi pierw sza u nas, o ile wiem, T a ń sk a w ypow iedziała ta k ą ra d ę ro z u m n ą i pożyteczną.

Chociaż a u to rk a »Pam iątki« ganiła chęć niepodle­ głości w dziew częcia, o strze g ała je d n a k p rzed n ad m iern ą dobrocią i niew łaściw ie zro zu m ian ą skrom nością. K azała więc cenić siebie spraw iedliw ie, ani zan ad to , ani zam ało, bo »kto siebie szan o w ać nie umie, ten nigdy szan o w an y m nie będzie«. R a d z iła zatem pannie, żeby o każdej rzeczy, a m ianow icie w okoliczności wielkiej wagi, zaw sze m ia ła w łasn e sw oje zdanie, żeby go nie p rz y sw a ja ła sobie bez zastan o w ien ia; ale gdy się o jego p raw d zie ra z przekona,

(9)

żeby nie odm ieniała go ju ż nigdy, w y ja w ia ła je śm iało i bez obaw y, o b sta w a ła p rzy nim ze słodyczą i czyniła w szystko podług niego. »N iektórzy ludzie — u sp raw ie­ dliw ia się a u to rk a — u p o rem zow ią podobne w ytrw anie, j a zaś je pięknem nazw iskiem s t a ł o ś c i c h a r a k t e r u m ian u ję; a ta s ta ło ś ć , kiedy je s t dobrze zrozum ianą, szacunek w szystkich, n asz w łasny, szczęście n a m jed n a« .

N ajw ięcej u stęp stw z ro b iła T a ń sk a w spraw ie k s z ta ł­ cenia się kobiet, ganiąc te, co dośw iadczenia ro b ią w fi­ zyce, chem ii i n ad alg eb rą lub m a te m a ty k ą głow ę sobie łam ią. Było to w ynikiem ów czesnego b a rd z o jeszcze ni­ skiego poziom u edukacyi niew ieściej; nauki poczytyw ano nie z a potrzebę, ale z a »ozdobę« tylko um ysłu kobiecego. Z biegiem czasu sam a T a ń sk a znacznie zm odyfikow ała sw oje pod ty m w zględem poglądy; a p lan y i w ym agania dzisiejszej instrukcyi dostatecznie p ro s tu ją te pojęcia, ja k ie w »Pam iątce« znajdujem y.

W k ażd y m razie czytelniczka tej książki dobrze zrobi, gdy rów nocześnie odczyta uw agi Żm ichow skiej czy to w zbiorow em w ydaniu dzieł H ofm anow ej (tom VIII), czy też w »Pism ach Gabryeli« (tom V. wyd. w a rsz a w ­ skiego z r. 1886).

(P. Chmielowski.

(10)
(11)

W S T Ę P .

M A R YA.

Człowiek i kamień.

B a jk a . * Kam ień leżał w pośród drogi; Mimo przechodząc ubogi Stłu k ł nogę, ła ja ł kam ien ie: „N a cóż to próżne stworzenie ? „On siebie nie zna, czy lato, „C zyli go śniegi przysu ły“ . A kam ień odpowie na to: „A tobie lepiej, żeś c z u ły ?“

K a rp iń sk i.

W jed n ej z najp ięk n iejszy ch okolic S andom ierskich m iesz k ała M arya. Rodzice, rów nie m a jętn i, ja k czuli, dali jej ja k najlepsze w ychow anie. Jedy n aczk ę tylko m ając, usilne łożyli s ta ra n ia , aby j ą przyozdobić we wszelkie przym ioty, ja k iem i dobrze w y ch o w a n a osoba zalecić się je s t zdolną. Bóg błogosław ił ich p racy : d u sza M aryi ta k b y ła p ię k n ą , serce jej ta k czułe i d o b re, ta k wiele n a

(12)

10

w iek swój n a b y ła św ia tła i talentów , iż rodzicom sa­ m ym to je d y n e z o sta w ało życzenie, aby ich c ó rk a tyle szczęścia w ży ciu , ile oni cnót, przym iotów i pow abów w niej liczyli.

Lecz n ikt bez w ady być nie m o ż e ; niedoskonałość je s t w łaściw ą cechą ludzkości i takie je s t przyrodzenie człow ieka, że udoskonalenie w y k ry w a tylko słab o ść jego. N ajw iększe p rzym ioty no szą najczęściej z a ró d nieszczę­ ścia i sa m a n a w e t cn o ta nie je s t w olną od przyw ary. T akiem u to losowi, k tó ry w szy stk im ludziom je s t w spólny, takiej to, że ta k rz e k ę , cnotliw ej p rz y w arze ulegała M arya; innym nie p o d p ad ała, ani zn ać ich m ogła. Serce jej k o ch ające i litości pełne, d u sza tkliw a, do uniesień skłonna, zb y t ży w a w yobraźnia, d a ły p o czątek zbytecznej czułości. T a w ad a, w lepszym i szczęśliw szym świecie, c n o tą n a w e t staćb y się m ogła; ale w naszym , lubo nie­ kiedy p rz y je m n a , ty siąca u d ręczeń sta je się przyczyną. N ajm n iejsza słab o ść osób drogich, w idok nędzy, spostrze­ żenie błędów lu d zk o ści, b yły d la M aryi pow odem do rzetelnego zm artw ienia. P o d o b n a czułość, niepow ściągana od rodziców , bo przy m io tem im się być z d a w a ła , sm u­ tniej szeby jeszcze m ogła pociągnąć sk u tk i, gdyby religia, m ocno w7 jej sercu u g ru n to w a n a , nie p rzy n io sła ulgi w jej dolegliw ościach, nie pocieszała w żałości, nie zm niej­ s z a ła cokolw iek niedoli, zle w a ją c b a lsa m p o k o ju i lepszych nadziei.

Do p iętn a stu la t M arya b y ła szczęśliw ą: bo chociaż nieraz łzę u ro n iła , chociaż często d o z n aw ała p rzy k ry ch z m a rtw ie ń , sam a ich b y ła p rz y c z y n ą , ta m z n a jd u ją c tro s k i, gdzie k to ś inny, m niej c^uły ale rozsądniejszy, żadnegoby pow odu do zgryzoty me w idział, W szesna­

(13)

11

stym roku stra c iła ojca. S tr a ta ta k okropna, b olesna dla każdego, c z a rn ą i długo niezw yciężoną ro z p a c z ą n ap eł­ n iła jej duszę. N iezdolna do u k o jen ia żalu strapionej m atk i, dłużej jeszcze Od niej sm utek zach o w ała. M atka sw o ją k ry ć m usiała, by nie p o d w a ja ć boleści córki, m a ­ tk a córkę pocieszać p rz y m u szo n ą była. Ju ż d w a la ta m inęły, a c zu ła ta isto ta zaw sze sm u tn a b y ła , kiedy now e uczucie zajęło je j serce i p rze rw a ło żałość. Jeden z sąsiad ó w Maryi, człow iek uczciwy, przyjem ny, św iatły i m ajętny, z a c z ął się s ta ra ć o jej rękę. Z bytnia czułość m łodej osoby nie z ra ż a ła go w cale, owszem , u p a try w a ł w niej oznakę pięknej duszy, a kiedy obojętni, zb y t źy- w em p rzy w iązan ie M aryi m ienili, on w niem nic zbyte­ cznego nie w idział. Bo k tó ry ż p raw d ziw y koch an ek sądzi, iż je s t z a n a d to k o ch an y m ? i ja k ie jż e m iło ści, m iłość w ła sn a uspraw iedliw ić nie p o trafi?

P o b rali się: M arya uw ielbiona od m ęża, blisko m atki, o p ły w ając we w szystko, co życic upięknić może, z tr u ­ dnością przyczyny do zm artw ien ia w y n a jd y w a ć m ogła; lecz ta k ju ż w niej w korzenioną b y ła zbytnia czułość, że i zabiegi rozsądnego m a łż o n k a i nap o m in an ia p rzy ­ ja c ió ł odm ienić jej nie zdołały. T a b e z u sta n n a o d ru ­ gich tro sk liw o ść , ta tkliw ość sz c z e ra, n ie u d a w a n a , — to serce ta k ła tw e do litości, k ażdem u j ą m iłą czy­ niły; — ale có ż? — kiedy je j spokojność i szczęście z a ­ tru ły zupełnie.

Je d n ą tylko isto tn ą w życiu sw ojem p oniosła stratę, a ju ż tyle łez w ylała! D usza jej z w ą tlo n a , nie b y ła w stan ie w ielkich n ie sz c z ę ść ; a k tó ry ż człow iek pochle­ b iać sobie m o że, iż zakończy dni sw o je, nie doznaw szy ich pierw ej! Czw oro dzieci dało jej niebo; dw oje s ta r­

(14)

12

sz y ch , có rk a i syn zdrow o sic ch ow ały i słabości ich,' n ieuchronne w dziecinnym wieku, lubo gorzko o p łakiw ane od z b y t czułej m a tk i, znikały z ich la ta m i i w zrostem . Ale dw oje m ło d szy ch , z w ą tłe m zdrow iem n a św ia t przyszły; zbytnia pieczołow itość M aryi o słab iła je jeszcze więcej i w sam y m p o ra n k u dni sw oich skonały n a jej ręku. B olesną je s t d la każdej m atk i śm ierć dziecięcia! stra c ić w jednej chw ili cel tylu n ad zie i, isto tę , k tó ra tyle cierpieli, sta ra ń i b o jaźn i k o s z to w a ła ; stracić j ą w tedy w łaśnie, kiedy m ia ła sowicie w ynagrodzić te trudy, dla najzim niejszego serca je s t to cios długo niezgojony! K tóż więc w yrazić potrafi rozpacz i boleść M aryi? zd a ­ w ało się, że śm ierć nietylko dzieciom , ale i jej duszę w y d a rła. B la d a , c ie rp iąc a, od tej chw ili całe je j życie je d n ą łz ą n azw aćb y m ożna. Te długie i zbytnie cierpie­ nia zniszczyły nakoniec zd ro w ie, chw iejące się pod cię­ ż arem udręczenia. N apróżno w idząc koło siebie czu łą m a tk ę , ukochanego m a łż o n k a , liczne grono przyjaciół, dzieci dw oje w z ra sta ją c e codzień w cnoty i w dzięki; napróżno, — m ówię, — z całych sił w strzy m aćb y chciała g ro żącą jej rękę ś m ie r c i; — n apróżno tłum ić s ta ra ła się nieszczęsną czu ło ść, — przyczynę swej niedoli — ju ż było zapózno! — ju ż Przedw ieczny w yznaczył go­

dzinę jej zgonu, — ju ż siły sta rg a n e niedługo w y trw a ć m ogły.

P o z n a ła swój sta n z a w c z a s u , a s z a n u ją c w yroki O p atrzn o ści, p o d d a ła się Jej woli bez szem rania. P rze­ k o n an a, iż więcej szczęścia n a ta m ty m świecie, niżeli n a ty m z n a jd z ie , nie n ad zb y t w czesną śm iercią, ale n ad tern u b o le w a ła : że nie d opełniła dokładnie pow ołania swego, że sw ą czułością tra p iła m atkę, m ęża, p rzy jació ł;

(15)

— 13 —

że zgon jej, z tej jedynie p o chodzący przyczyny, n a ­ pełnił ich serc a żałością: że nakoniec w y chow ania dzieci dokończyć nie będzie m ogła. S y n a , m ającego la t trz y ­ naście, ojcu bez trw ogi z o s ta w ia ła , ale niew inna i tyle obiecująca A m elia, k tó ra w łaśnie czternaście la t skoń­ c z y ła , cóż bez niej pocznie? czyż k to zd o ła zastąp ić m a tk ę ? T a m yśl najw ięcej nieszczęśliw ą M aryę trw o ­ żyła, i ch cąc niejako przeżyć siebie sam ą, u ży ła o statn ich sił sw oich n a napisanie dla córki różnych przestróg i napom nień. Nie m iała dosyć dośw iadczenia, św ia tła i n a u k i, aby je dostatecznem i uczy n ić, n ie w p raw n a jej rę k a pierw szy ra z podobne m yśli kreśliła... Nie m a ją też te ra d y innej zalety, p rócz tej, iż w pieęknym pisane c e lu , do w szelkiego ro d z a ju cnoty zachęcić m ogą. S ta ­ r a ła się M arya utw ierd zić napom nienia sw oje p rz y k ła ­ d a m i, k tó ry ch sam a b y ła św iadkiem . Ledwie n a dzień przed śm iercią ukończyła sw ą pracę. S łabość jej, z n ad ­ w erężenia p łu c p o c h o d z ą c a, p rzytom ność um ysłu i nie­ ja k ą siłę ciała do sam ego p raw ie zgonu je j zostaw iła. R o zp aczający m ąż ch ciał nie w ierzyć do ostatniej chw ili nieszczęściu, k tó re m u groziło. N a reku jego, w śród z a ­ p łak a n y c h dzieci, obok bolejącej m atki, skończyła M arya zaw cześnie p rz e rw a n e życie: m ia ła la t tylko trzydzieści i dw a.

N a kilka godzin p rzed śm iercią o d d a ła pism o sw oje Amelii, zalecając, aby je często i z u w ag ą odczytyw ała. Tę drogą p am iątk ę po dobrej i czułej m a tc e , długo u k r y tą , użyczam y te ra z z niektórem i odm ianam i innym m łodym osobom . Życzenia w ydaw ców spełnionem i zo­ s ta n ą , jeżeli te rady, p rzy ję te z p o b łaż an iem , z d o ła ją ulw ierdzić w cnocie w z ra sta ją c e dziewice, i w zniecić

(16)

— 14 —

w nich w iększy gust ku dobrem u. W ta k przyjem nej i pożądanej n a d ziei, u tw ie rd z a ich ju ż po części sk w a­ pliw e poprzednich w y d ań ro z e b ran ie, k tó re przekony­ w aj ąc ich o ła sk a w e m czytelników zdaniu, o w łaściw em z a m ia ru pism a ocenieniu, zachęciło do opisyw ania d al­ szego życia te jże Amelii, k tó rą publiczność ta k się z a ją ć raczyła.

(17)

C Z Ę Ś Ć P IER W S Z A .

— $ —

ROZDZIAŁ PIERW SZY .

Do A m elii.

T y mej śm ierci nie płacz! m nie się dobrze dzieje, Ja m bojaźni próżna ale ni« nad zieje;

A T y się o c n o tę s ta ra j w sz elak im sposob m,

A wdzięczniej mi uczynisz, niżbyś nad mym grobem P ła k a ła w dzień i w n ocy; to w iedz: kto do nieba D ostał się raz, tego ju ż płakać nie potrzeba.

J a n K o ch a n o w ski.

Ju ż du sza m o ja do lepszego przeniesie się m ieszka­ nia, kiedy ty, córko m oja, czy tać to pism o będziesz! Są to u w ag i, rad y , n a p o m n ien ia, prośby um ierającej ju ż m a tk i: nie w ątpię, że korzystnem i b ęd ą d la ciebie. Tyle m nie k o c h a ją c , zapew ne nigdy n a nie obojętnem okiem p a trz e ć nie będziesz m o g ła, spełnisz ow szem życzenia, k tó re w sobie zaw iera ją.

Amelio! obow iązana jesteś nagrodzić tw em i cnotam i boleści m oje, bo jeśli cierpię, rz u c a ją c to życie, cierpię najw ięcej dla ciebie. M atka, m ąż, dom ow nicy, przyjaciele, z n a jd ą pociechę po zgonie m o im , bo łatw iej się obejść

(18)

bezeinnie potrafią. Ty tylko je d n a rzetelnie m nie po trze­ bujesz, d la ciebie żyćbym jeszcze powinna!... Ale inaczej, nieodzow ne ju ż ch cą w yroki! W k ró tc e te ręce om dleją, tu lić cię nie będ ą do ło n a ; w k ró tce to serce, k tó re dla ciebie i dla bliźnich ta k gorąco biło, oziębnie, i n arzucisz je, córko, g a rstk ą lichej ziemi. Przew inienia serca ścią­ gnęły n a m nie gniew nieba; w niebie p o k ła d a m ufność, ze dla mej duszy m iłosierne będzie. Zgon mój nie m iałby i połow y tej goryczy, gdybyś ty po m nie nie z o staw ała, i gdyby m oje winy w zględem ciebie i w yrzuty sum ienia nie zstępow ały raz em ze m n ą do grobu.

D obroć tw o ja , słodycz c h a ra k te ru , a nad ew szy stk o p ra w d z iw a relig ia, ja k ą s ta ra ła m się napoić tw ą duszę, są m i n iejak ą rę k o jm ią , że cnotam i tw em i rad o ść ojcu sp raw isz i cień mój pocieszać będziesz: nie chcę m iej­ sca dozw olić żadnem u pow ątpiew aniu. W ielk a gorycz z a tru ła b y o statn ie dni m o je , gdybym inaczej m yśleć m o g ła !

N ieba ci d ały duszę p ię k n ą, do dobrego skłonną, serce tkliw e i czułe, ro zu m p o jętn y i b y stry i najlepszego ojca. Szanuj kosztow ne te dary, trzy m aj się drogi cnoty, a z ła tw o śc ią dojdziesz do szczęścia. W celu u łatw ien ia ci cokolw iek tej podróży, chociaż zn am nieudolność m oją, um y śliłam spisać dla ciebie niektóre ra d y i nauki. Mniej szczęśliw a od innych m a te k , nie mogę iść sa m a przed to b ą i d ep tać ci ślady; w sk azać tylko ja k ąk o lw ie k ścieżkę p ra w d y dozw oliły m i nieba!

Jakiegożbym dziś u k o n te n to w a n ia d o z n a ła , gdybym , za m iast szu k ać p rzy k ład ó w u obcy ch , w łasn e m e życie z a w z ó r zo staw ić ci m ogła. S am ara tę rozkosz duszy m ojej odjęła, a je d n a k nie b y łam w ystępną! Ze srogich cierpień, k tó ry ch doznaję, w y staw ić sobie n a w et nic mogę,

(19)

17

ja k okropne m ęczarnie dręczyć muszą, w chw ili bliskiej śm ierci tych, k tó rzy ja k ie popełnili zdrożności. Ach! córko, zaklinam cię, nietylko się ch ro ń w ystępku, ale i błędów z pilnością unikaj, nie dośw iadcz nigdy dręczący cli mnie boleści! W in a m oja, ta k lekka w oczach niektórych lu ­ dzi, ileż m nie nieszczęśliw ą uczyniła! Jak że j ą sobie te ra z w ym aw iam ! Je d n ak m niej n a d nią ubolew ać będę, jeśli m ój p rzy k ład uchroni cię od wszelkiego przew inienia i od tej zbytecznej czułości, k tó rą długo cnotą m ieniłam . O na m i nie dozw oliła ta k d o b rą być c ó rk ą , ja k ty nią je ste ś i będziesz; przez nią n ap ełn iłam goryczą życie tego, którego każde cierpienie nietylko łzam i, ale i k rw ią odkupićbym ch ciała; przez nią nareszcie um ieram ! Kto inny tw ego w ychow ania dokończy. A ch! strzeż się jej Amelio! ła tw o i składnie w k raść się m oże do serca, bo się u k a z u je ozdobiona p ozoram i cnoty. N iew inna m ło ­ dości p ro sto ta zgad n ąć nie m oże, że uczucia litości, tro ­ skliw ość o osoby n a m drogie, skoro je do wysokiego posuniem y stopnia, szkodliw em i się sta ją . R zecz sm utna, ale n a nieszczęście p ra w d z iw a , że częstokroć dobre na złe w ychodzi; j a sa m a dow odem tego jestem ...

G dyby m i drugi ra z rodzić się przyszło, zd a je m i się, iżbym ju ż nie z b łąd ziła; ro zsąd ek h am o w ałb y żyw ość czucia mego, p rzek o n an ąb y m o tej p raw d zie b y ła: że człow iek u n ik ać pow inien trap iącej zgryzoty, a dni życia swego ile m ożności o sład z ać uciecham i, byleby te w ni- czem go nie upodliły i były zgodne z w ysokiem jego przeznaczeniem . Mówię to z p rzek o n an ia; niech ci się p rz y d a dośw iadczenie ta k drogo nabyte. K orzyść, k tó rą ztą d odniesiesz, będzie i m o ją korzy ścią i pociechą przy zgonie; bo czyż k a ż d a m a tk a nie o d ra d z a się n a now o w dziecięciu sw o je m ? czyż jego życie nie je s t jej życiem ,

KI z T Uofmanowa, T y. %

(20)

— 18 —

jego szczęście jej szczęściem ? P am iętaj o tern, Amelio! a kiedy o p anuje duszę tw o ją ta niechęć niebezpieczna, siły do postępow ania w dobrem o d e jm u ją c a , kiedy pó­ źniej nam iętności ja k ie m iotać to b ą zaczną, lub nieszczę­ ście ci zagrozi; kiedy pow inność zb y t tru d n ą w y d aw ać ci się będzie: n aten cz as w spom nij n a m a tk ę tw oją, w spo­ m nij, że widzi tw o je p o stęp k i, źe gotow a ubolew ać lub ra d o w a ć się n a d niemi, a pew no nie zbłądzisz!

ROZDZIAŁ DRUGI

O płci żeńskiej.

k ie d y Stw órca z nieładu w ydobyw ał .światy, O dłączał ląd od wody, i ten plon bogaty K a z a ł w ydaw ać ziemi, który teraz daje; G dy sypał góry, rów nał pola, cienił g a je ;

A co dziwniejszym jeszcze nad to wszystko tworem, L e p ił z glin y człow ieka z siebie w ziętym wzorem : Kobietę za ostatni kres założył dzieł :

Na tom wszechmocna Je g o p raw ica spoczęła.

J . K o ssa k o w sk i tł. z L e^uw iego.

R óżne o płci naszej są m niem ania. Jedni p rz y sąd zają n a m n ajw y ższe cnoty i często p su ją zbytkiem pochleb­ stw a; d ru d zy w idzą tylko w ady i w sw ojej surow ości krzy w d ę n am czynią. Sam e n a w e t kobiety odm iennie płeć sw o ją u w a ż a ją : jed n e zaszczyt, drugie upośledzenie w niej w idzą. T ak to często nędzny człow iek, któ ry ju t r a prze­ w idzieć nie z d o ła , sądzi: że w całem p rzyrodzeniu nic przed nim ukrytego n ie m a , że ro zu m jego dociekł celu każdej stw orzonej rzeczy i śm ie zap am iętale naganiać

\

(21)

— 19 —

rz ą d y Istoty, której św ia t cały i on sam je s t dziełem. Często w sw em zaślepieniu m n iem a, iż lepiej by um iał kiero w ać w szystkiem i gdyby w m ocy jego było, pew nieby w szystko odm ienił. Lecz nie ta k m yśli człow iek ro z są d n y : wielbi on Boskie u staw y, w e w szystkiem szan u je w yroki O patrzności i w stanie, w płci, w jak iej się urodził, obo­ w iązków dopełnia i szczęśliw ym być umie. T ak czyniąc, pow olny je s t w oli Przedw iecznego i praw dziw em u p rze­ znaczeniu sw em u; bo kto sw oim pow innościom zadosyć u c z y n ił, kto w e w łasn em sum ieniu pokoju i szczęścia używ a, ten dopiął ce lu , dla którego b y ł stw orzony, ten ro z w ią z a ł tru d n ą życia zagadkę.

Ty więc, córko m oja! nie tra p się, ze do płci sła b ­ szej należysz; i jej przeznaczenie je s t pięknem : w szak kobieta i k o ch a n ą i u ży teczn ą być m o że? P rzyrodzenie m ocą u d aro w ało m ężczyznę, bo obronę słabszych, sp rze­ ciw ianie się niespraw iedliw ości, k a rę w ystępku, je m u po­ w ierzyło. On k rew sw o ją n a placu bitw y w y lew a, m ą ­ dre pisze ustaw y, pilnuje ich w ykonania, k ra je podbija, w zn o si, broni ich i rz ąd zi niem i: słow em , je s t m ęż­ czyzną. C zulszą i sła b sz ą Bóg stw o rz y ł kobietę: łago­ dzić, m iękczyć, uszczęśliw iać śm iałego to w a rz y sz a swego pow inna. Dzikim. i p o n u ry m byłby św iat, gdyby n a nim byli sam i m ężczyźni; gnuśnym i nieczynnym , gdyby go sam e n ap ełn iały niew iasty. W spólny ich zw iązek i w za­ je m n a pom oc są z a sa d ą tow arzyskiego p o rządku, i jeżeli p łeć m ęzk a w ła d a św iatem , n a sz a go upięlmia.

T ro sk liw a O patrzność p o trzebnych n am do tego dzieła uży czy ła d aró w : wdzięki, tkliw ość, słodycz d a ła niew ia­ stom w podziale. Z byw ałoby życiu n a najsłodszych, n a j­ m ilszych p o w abach, gdybyśm y nie ta k słabe, nie ta k czułe b y ły ; m niej pow olne p o w o ła n iu , mniej do ko ch an ia

2*

(22)

— 20 —

skłonne, raniej o podobanie się staran n e, nie byłyby m oże kobiety zdolne do w y konania prostych, a raz em w ielkich cnót, k tó re im W szechm ocny naznaczył.

Znieść nie m ogę, kiedy się głos ja k i nierozsądny odezw ie i tw ierdzi, ze źle, iż kobiety są w ta k szczupłym podług niego zam knięte obrębie. Jego zd an ie m , rów ne m ężczyznom pow inny posiadać n au k i, do rz ąd u należeć, ledw ie że nie pierw sze p iasto w ać urzęd y i ch y b a nie być

kobietam i. Szczęściem , um iejętniejszym b y ł pierw szy

P ra w o d a w c a św iata, a nikt ju ż B oską rę k ą zap ro w a d zo ­ nego p o rz ą d k u odm ienić nie zdoła. Ach! ja k okropnie błądzi k o b ie ta , k tó ra więcej chce być n a d to, n a co j ą Bóg przeznaczył. Amelio, nie podpadnij tej szalonej żą­ dzy, p o w ta rz a m to ra z jeszcze: przeznaczenie n asze je s t piękne. K obieta s ło d k a , cierp liw a, u p rz e jm a , skrom na, ro zsąd n a, k obieta ta k a , ja k ą być k a ż d a pow inna, cechę niebieskiej Isto ty n a sobie nosi.

W ten czas, kiedy m ąż oddalony od d o m u , n a d po­ lepszeniem sta n u sw ych w sp ó łb raci czu w a; w y konania sp raw ied liw o ści, dobrego p o rząd k u strzeże; dla d o b ra ogółu lub n a u trzy m an ie swej rodziny p ra c u je — d ziała ta k ż e czynna żona. Mniej z n a k o m ite , lecz rów nie uży­ teczne są jej dom ow e zatru d n ien ia : u trz y m u je p rzyjem ne ochędóstw o, rz ą d w dom u, m iły spoczynek gotuje m ężow i po p ra c y i u p rz y jem n ia tk liw ą m iłością czarn e niekiedy pasm o dni życia jego. P rzy niej rozkosz żyw sza, a sm u­ tek tra ci połow ę goryczy; o n a m ężow i niekiedy dod aje n a w e t odw agi, dobre czasem d ać m u m oże rad y , i ty m sposobem , lubo skrycie, uży teczn ą sta ć się św iatu. Cóż dopiero, kiedy zostanie m a tk ą! Ja k że sza n o w n a w ty ch długich cierp ien iach , z k tó ry ch się cieszy, zam ia st ubo­ lew ać nad niemi! Ledwie się skończyły te bóle, n ajsro ż

-\

(23)

21

szym w y ró w n y w ające m ę cza rn io m , u jrz a ła dziecię: ju ż są zapom niane i w ynagrodzone. A czem że je s t jeszcze to życie doczesne w poró w n an iu z d alsz em , z wiecz- n e m , k tó re dziecięciu sw em u sta ra n ia m i najczulszem i zab ezp iecza, w lew ają c w nie zasa d y religijne, dobroć i czułość.

Synam i w p raw d zie zaledw ie do dziesięciu la t w y­ łącznie się tru d n i, lecz przez te n k ró tk i przeciąg czasu, ileż w nich dobrego zaszczepić może! W szy stk o od pierw ­ szych w raż eń zależy. M atka praw d ziw ie p o bożna i prze­ znaczeniu sw em u o d p o w iad ająca, przez te la t k ilka wpoić potrafi w sy n a sw ojego religię i w szelkie cnoty; niełatw o się w y trą jej n au k i i wielu godnych ludzi tę ch lu b n ą dla płci naszej uczyniło uw agę: że w szyscy niem al wielcy ludzie znakom ite m atk i mieli. Bo w reszcie, czyż przez całe życie nie czu w a n a d sy n am i? czyż im kiedy m iłość sw o ją o d b ie ra ? choć daleko są od niej, ja k się cieszy z ich postępów w n a u k ach i w cnocie? ja k szczęśliw a, kiedy się dowie, że ju ż się tego uczą, czego ona nie um ie i nie rozum ie; ja k dum na, gdy zm iarkuje, że ju ż są od niej umiej ętniejszem i. D la kogoż człow iek każdy w m ło­ dych la ta c h sw oich więcej p rz y w iązan ia i m iłości czuje, ja k d la dobrej m a tk i? któż lepiej rad o ść jego dzielić potrafi ? kto go z w iększem u k o ntentow aniem słu ch ać m o że? któż m ocniej się cieszy cnotam i jego, pow odze­ niem i s ła w ą ? Bóg nie błogosław i synom , k tó rz y niedosyć cenią tak o w e s ta ra n ia i podobną m iłość; m a ła też je s t ich liczba. P rzy w iązan ie dobrej m atk i w ieczną pam ięć w sercach ludzkich zostaw ia. Cnotliw y m łodzieniec z z a ­ pałem o niej m ówi, a sędziw y sta rz e c zapom ni o miłości, o sław ie znaczeniu, a n a w spom nienie m a tk i skropi łz ą cichą zo ran e wiekiem lice.

(24)

— 22

G órki więcej pracy m atce z a d a ją , w jej bow iem są ręku od uro d zen ia aż do zam eżcia. Ich cnoty, talen ta, nauki, w szystko je s t jej dziełem . Żeby im udzielić św ia tła i um iejętności, d o b ra m a tk a uczy jeszcze sam a, czytyw a z w iększą niż kiedy pilnością, opuszcza z a b aw y i w szyst­ kie chw ile im pośw ięca. Kiedy có rk a d o ra sta, choć sa m a jeszcze m łoda, nie d b a ju ż o sw oje, tylko o jej w dzięki; nie tra p i się, choć la ta o d e jm u ją jej pow abów , kiedy ich córce d o d a ją : z g o ła , zapom ina zupełnie o so b ie, czyli raczej żyje tylko w sw em dziecięciu.

Cóż jeszcze gdy ta có rk a dojdzie do w ieku, w k tó ­ ry m tak że żo n ą i m a tk ą zo stać m oże ? do w ieku, w k tó ­ ry m n a siebie w szystkich oczy z w ra c a ? Jak ż e je s t m iłe m atce przy jem n e w ra ż e n ie , ja k ie có rk a p rzy pier wszem w ejściu n a św iat sp raw ia; więcej ocenia p ochw ały jej daw ane, niż te, k tó re w podobhem zd arze n iu sa m a od­ b ie ra ła : w tenczas m iłość w ła sn a p o d sy can ą b y ła , dziś i ona i serce ra z e m zaspokojonem i zo stają. Jak że tru d n a w w yborze to w a rz y sz a dla tego przedm iotu sw oich sta ­ rań, sw ojej m iłości k ilk u n asto letn iej? tru d n iejsza niż nie­ gdyś dla .siebie, bo ju ż n a u c zo n a dośw iadczeniem , nie ulegając nieostrożnym uniesieniom s e rc a , w zy w a p rzed sąd rozum u przyszłego swego s y n a ; z zim ną ro zw ag ą ro z b iera jego p o stęp k i, p rzen ik a sposób m yślenia i jego skłonności; w ybranem u n a w e t nie pow ierza ręki swego dziecięcia inaczej, ja k z u ta jo n ą w sercu trw o g ą: nie d aje błogosław ieństw a, j a k d rż ą c ą dłonią. Z um ysłem w znie­ sionym do S tw órcy błaga m iłosierdzia Jego, ab y sw oje ojcow skie błogosław ieństw o do je j m acierzyńskiego do­ łączy ć raczył. T a m yśl n aw et czyni j ą niespokojną, ze

i najlepiej do b ran e m a łż e ń stw a nie b y w a ją zupełnie

szczęśliwe, że m ło d a osoba, id ąca z a m ąż, więcej m oże

(25)

— 23 —

n a b y w ać szczęścia, ale też d ośw iadcza tro s k , kłopotów , d o tąd jej nieznanych; tra c i n a wieki lu b ą sw obodę, n a ­ ra ż a się n a słab o ści, u m a rtw ie n ia , k tó re m oże życiem

przypłacić. C ałą tę p rzy szło ść o bejm uje raz em serce

czułej m atki; n a d sobą ta k ż e p ow innaby ubolew ać: ro z­ dzieli się z tą , k tó ra ju ż od la t kilku p rz y ja c ió łk ą , po­ m ocą jej b y ła ; kogo innego te cnoty, te ta le n ta uszczę­ śliw iać będą; inne przyw iązanie, czas, oddalenie, zm niej­ szą m oże tę m iło ść, k tó ra je j ta k sowicie w szystkie poniesione tru d y n ag ra d z a ła. W szelako nie m yśli w cale 0 sobie: jeżeli szczęście córki w przy szły m w idzi zw iązku cieszy się z niego i w ła sn ą szczęśliw ość chętnie pośw ięca dziecięcia sw ego pow odzeniu. Któż zd o ła opisać w szystkie u czucia cisnące się tłu m em do jej serca, kiedy córkę do o łta rz a p ro w a d z i? zbiór to je s t trw ogi i szczęścia, tro ­ ski i u k o n te n to w a n ia , żalu i radości. Łzy w oczach, a słodki uśm iech n a tw a rz y z d ra d z a ją i m a lu ją lepiej niźli sło w a te , ta k przeciw ne w opisie u c z u cia, zgodne je d n a k z sercem m atk i w dzień córki ślubu

T u z d a je się, iż się ju ż kończą jej pow inności 1 czynne s ta ra n ia ; nie! choć ju ż córce to w a rz y sz a i p rzy ­ jac ie la o b rała, je d n a k jeszcze n a d nią czuw a. A kiedyż po­ trz eb n iejsza m a tk a m łodej osobie, ja k nie w tedy, gdy now y bieg życia rozpoczynając, jej niedośw iadczenie i m łodość, rad, napom nień, pociechy i zach ęty w każdej chw ili w y­ m a g a ją ? Jeżeli nie słow y, to p rzy k ład em j ą uczy; i tak nigdy nie kończy tkliw ej nauki, k tó ra , w kolebce zaczęta, w grobie tylko koniec znaleźć może.

T akie je s t przeznaczenie kobiet; te cnoty, to szczę­ ście, niebo dało im w podziale. Amelio! i ty ta k ą być m ożesz! Nie u ro jo n y kreśliłam ci obraz, m ia ła m w zory przed oczym a: wiele tak ich znam niew iast. M atka m o ja

(26)

— 24 —

daleko je s t jeszcze c n o tliw sz ą , bo srogie i liczne nie­ szczęścia, k tó ry ch w życiu d o z n a ła , wielu now ym i tr u ­

dniejszym cnotom p o czątek dały w je j duszy. P an i Ł ,

ta u k o ch an a p rz y ja c ió łk a m o ja , czyż nie je s t ta k ą ? j ą z a w zó r w dalszem tw em życiu obierz, jej cnoty sta ra j się naślad o w ać. J a k a słodycz m alu je się n a jej tw arzy ! co z a u p rzejm o ść w jej obchodzeniu się z każdym , ja k i ro z u m i ro zsąd e k w je j m ow ie i czynnościach! Z ja k ą pilnością u trzy m u je rz ą d w dom u, uszczęśliw ia m ałżonka, sa m a uczy i w y chow uje liczne dziatek grono! Z ja k ą p rz y k ła d n ą cierpliw ością, z ja k ie m zgadzaniem się z w olą N ajw yższego znosi częste cierpienia i gorycze tego życia; ja k też je s t od w szystkich w ielbioną i koch an ą! K tórażby n iew iasta nie chciała podo b n ą być do niej ? n a nią p a­ trz ą c i n a jej dzieci, czyż m o żn a m ężczyznom ich nauk, znajom ości, sław y, znaczen ia z a z d ro ścić?

M ężczyźnie pow ierzył W szechm ocny ogół życia, ko­ biecie szczegóły; do dw óch m a la rzy oboje p rzy ró w n ać m o żna: je d e n o b ra ł wielkie obrazy, w idoki: pew nej m u i śm iałej ręki do skreślenia ich p o trz eb a; drugi m iniatury i k w iaty : ostatn i ten w y b ó r cierpliw ości, słodyczy i deli­ katnego p ędzla w ym aga. W obudw óch do jść do dosko­ nałości m ożna.

(27)

— 25

ROZDZIAŁ TRZECI.

O zd row iu . Szlachetne zdrowie! N ikt się nie dowie Ja k o sm akujesz, Aż się zepsujesz. T am człow iek praw ie W idzi na ja w ie I sam to po w ie: Ze nic nad zdrowie A n i droższego, A n i lepszego;

Bo dobre mienie, P e rły , kam ieuie, T akże w iek m łody, I dar urody- M iejsca w ysokie, W ładze szerokie, Dobre są, ale G d y zdrowie w cale, Gdzie niemasz siły, I św iat nie m iły.

J a n K o ch a n o w ski.

Szczęśliw y człow iek, którego zd ro w a d u sza w zd ro - w em ciele m ieszk a; nie zapom inaj nigdy zd an ia tego, córko m oja! D usza n a sz a ja k najściślej z ciałem je s t złąc z o n a i ta k ja k spokojność pierw szej skutecznie n a drugie d z ia ła , ta k rów nie sta n nasz fizyczny wielki m a w pływ n a m oralny. N arzędziem duszy je s t ciało: skoro cierpi gw ałtow nie, u m y sł tra c i wiele swej sw obody i mocy. N ajw iększego m u zy k a granie, czyż się w y d a n a fałszyw ym lu b zep su ty m in stru m en cie?

D elikatne zdrow ie ciągnie z a so b ą tysiączne dolegli­ w ości; trz e b a cnoty nadludzkiej, aby p rzy nich stale w e­ soły u m y sł zach o w ać; i rz a d k o czło w iek , częstych lub ciągłych d o zn ający cierpień, p o siad a tyle stało ści i ow ą m oc duszy, jakiej po n as w ym aga życie, niekiedy pełne goryczy. R zad k o kto ta k dalece o sobie zapom nieć m oże, aby, pom im o p rzy k ry c h boleści, ściśle d opełniał pow in­ ności sta n u sw ojego i drugim nie s ta ł się n atrętn y m . Nic więc szacow niejszego n a d zdrow ie; sam ą tylko cnotę

(28)

— —

p rz e k ła d a ć n ad nie pow innaś i w szystkie czynić usiło­ w ania, aby nie p o stra d a ć ta k drogiego skarbu. Bo jeślibyś go stra c iła z w yroku O patrzności, w cierpliw em zg ad za­ niu się z Jej w o lą , w nadziei lepszego ż y cia, m ogłabyś zn aleźć d o state czn ą nagrodę; ale gdyby w ła sn a w ina po­ z b a w iła cię tego kosztow nego d a r u , cierpienia tw o je je - szczeby się podw oiły. A wieleż to kobiet przez płochość i nieuw agę rozdziela się ze zdrow iem n a zaw sze! N a- próżno potem ofiarą połow y nędznego życia odzyskaćby chciały sw obodę drugiej połow y i ów klejnot, k tó ry ju ż ra z u traco n y , nigdy ju ż więcej nie w raca!

Amelio! czuw aj pilnie n a d tw o jem zdrow iem ; w m ło­ dości u g ru n to w ać j e , albo osłabić n a zaw sze m ożna. W iesz, ja k i m a zw iązek s ta n na sz fizyczny z m oralnym , sta ra j się więc być zaw sze wesołego i je d n o stajn e g o h u ­ m o ru ; nie bierz z a żyw o życia tego p rz y k ro ś c i, bąd ź u m ia rk o w a n a w e w szystkiem , ch ro ń się nam iętności gw ał­ to w n y c h , a nadew szyst.ko unikaj zbytecznej czułości! W ierzy ć m i m ożesz, że nic więcej i szczęścia i zd ro w ia nie niszczy. C hoćbyś je j, ta k ja k m a tk a tw o ja , życiem nie p rzy p łaciła, nad w eręży ci przecie nerw y i sprow adzi słab o ść, ta k p o w szechną te ra z m iędzy k o b ietam i, k tó rą spazm am i n a z y w a ją ; słabość, w yśm ianą od tych, k tó rzy je j nie z n a ją , szkodliw ą o so b o m , co j ą ze szczególnej próżności czy p rz esad y u d a w a ć zw ykły; p rz y k rą tym, k tó rzy je j w istocie podlegają. M łoda osoba w iedzieć nie pow inna o tym ro d z a ju choroby; wielkie tylko nie­ szczęścia, albo w y szu k an a tkliw ość n a tę sm u tn ą z n a ­

jo m o ść n ap ro w ad zić n as mogą. Z g o ła, córko m oja!

strzeż się w szy stk ieg o , co ciału tw em u szkodliw em

być może, a zachow aj ściśle, co je w czerstw ości u trz y ­ m uje.

(29)

— 27 —

P ew ny p o rząd ek i p ro sto ta w życiu z a sa d ą są zd ro ­ wia. W pracy, w za b a w ie , w p oruszeniach ciała, w je ­ dzeniu, napoju, spaniu, w e w szystkiem trz e b a być u m ia r­ k o w a n ą i pilnie jed n y ch się u sta w trzym ać. Jednakow ość dni naszych, zam ia st sta n ia się p rz y k rą , zbaw ienny m a w pływ n a ciało i duszę człow ieka. N a prostocie życia wiele tak że zaw isło, w y szu k an a w ykw intność każdem u szkodliw a.

Tyś od kolebki p rzy w y k ła do prostoty, Amelio! trz y ­ m aj się jej pilnie; niech ci p ro ste p o tra w y zaw sze n a j­ lepiej sm a k u ją ; strzeż się w szelkich m ocnych tru n k ó w : słodyczy, cukrów , ja k najm niej u ży w aj! Bez szkodliw ych pachnideł, szczególniej też p iż m a , ła tw o obejść się m o­ żesz; niech ub ió r tw ój ta k będzie niew yszukany, ja k cały sposób życia twego. B ądź zaw sze w tej m ierze dzieckiem przyrodzenia, a zd ro w ą i sw obodną będziesz!

P rzy zw y czajaj się do znoszenia niew ygód, kto z a ­ n a d to się pielęgnuje, ten nie w y trzy m a n ajm niejszej p rzy ­ krości i lekki pow iew w ia tru zaszkodzić m u może. Nie o drzucaj przycięższych cokolwiek robót, bo te siły w zm a­ cn iają; strzeż się zbytniego ciepła w ubiorze tw oim , m ie­ s z k a n iu , pościeli; nie bój się słoty, zim na i niepogody. Jedn ak że nie je s t m ojem zdaniem , żeby za n a d to się h a r­ to w ać : zbytek w e w szystkiem szkodliw y. Kiedy ci się zbytniego ciepła strz ed z zalecam , zaklinam cię z drugiej strony, abyś w b łą d przeciw ny nie w p a d ła i zb y t lek­ kiego nie lu b iła ubioru. W iele kobiet n aszych greckie n a­ ś la d u ją stro je ; ale żeby to naśladow anie b ezk a rn em być mogło, trz e b a b y przenieść do naszej zimnej k rain y ła ­ godne i piękne Grecyi klim a. P ow szechnie m ó w ią , że w szystkie reu m aty czn e bóle, w szystkie słabości płucow e, k tó ry m płeć n a sz a ta k podlega, skutkiem są nieuw agi

(30)

— 28 —

kobiet n a tę n iem ałą różnicę. Lekki ubiór ko rzy stn y je s t zapew ne piękności, ale zdrow ie jeszcze jej k o rzy stn iej­ sze : bo żad en w dzięk nigdy nie w y ró w n a (w m ych o czach p rzy n ajm n iej) b arw ie rum ieńca i w esołości uśm ie­ chu, które, z d aje się, iż zdrow ego c ia ła i u m ysłu razem są oznaką.

Świeże pow ietrze i um iark o w an e p o ru szen ia u trzy ­ m u ją n a s ta k że w zdrow iu. Pow szechnie więcej byw a chorób w zimie niż w lecie, a to d la b ra k u wolnego po­ w ie trz a i mniej częstego ru c h u ciała. Kiedy Bóg s tw a rz a ł człow ieka, niebo dachem jego było, a duszę, rów nie ja k i ciało, p rzezn aczy ł do czynności. W dni p ięk n e, p a rę godzin, w niepogodne, choć chw il kilka oddychaj św ieżem pow ietrzem ; niech codzień okno w tw oim pokoju p rzy ­ najm niej n a p ó ł godziny o tw a rte m będzie. S trzeż się gnuśnej opieszałości, nieczynności; trudnij się, chodź, bie­ gaj, ile m ożesz. Je s t je d n a agitacya, której z u m iark o w a­ niem używ aj, bo najszkodliw sze m ieć m oże skutki; tem - bardziej cię o o strożność upom inam , iż wiem, ja k wielkie m asz w niej upodobanie: dom yślisz się łatw o , źe m ów ię o tańcu. N iejedna k obieta drogo o p łaciła ten gust nie­ bezpieczny.

Nie z a b ra n ia m j a ta ń c a , z n a jd u ję o w sz em , że dla m łodzieży je s t m iłą i niejako u ży tecz n ą z a b a w ą : n a d a je ciału ru c h przyjem ny, zręczn iejszą czyni m ło d ą osobę, u k ła d a je j p o stać i w zimie szczególniej, kiedy n ie m o ż n a m ieć tyle p o ru szen ia ja k w lecie, u m iarkow anie użyty, do zd ro w ia n aw e t dopom aga; jego tylko nadużycie sta je się szkodliw em , osobliwie zaś zaziębienie po tań cu b y w a n a d e r niebezpieczne. W id zia łam okropny p rzy p ad ek w m ło­ dości m ojej i przytoczę tu tę sm u tn ą przygodę, aby ci się n a u k ą sta ć m ogła.

(31)

— 29

O m ilę od w si, gdziem się ro d z iła , m ieszk a ła p an i

P , p rzy jació łk a m a tk i m ojej. M iała je d y n a c z k ę córkę,

Emilię, k tó rą b a rd zo lubiłam . B yła to m ło d a osoba, p ełn a siły, życia i w esołości. Miły rum ieniec zd ro w ia u b a rw ia ł okrągłe jej policzki, uśm iech b y ł zaw sze gotów do ozdo­ bienia u st jej koralow ych i słusznie zasłu g iw ała n a p rz y ­ dom ek kw itnącej róży, pow szechnie jej daw an y ; przy tern w najpiękniejsze przym ioty bogata, z d a w a ła się p rzezn a ­ czo n a do rów nie długiego ja k szczęśliw ego życia. Młody jed en człow iek po trafił pozyskać je j przy w iązan ie; o d d a ła m u sw e se rc e , obiecała p rzy d a ć w krótce rękę do tego d a ru i oboje n ajp o m y śln iejszą przew idyw ali przyszłość. N a ośm dni p rzed ślubem zaproszono Emilię n a bal. Z a­ pam iętale taniec lubiła, a w ty m dniu, w eselsza niż kiedy, do tego się stopnia z a p o m n iała, iż praw ie m d lejąca w y­ szła z w alca. C hcąc prędzej p rz y jść do siebie, pow lek ła się do drugiego po k o ju ; ta m nieszczęściem okno było o tw arte, sia d ła w niem, sądząc, że jej będzie lepiej: w tem w ia tr j ą o b ją ł i p a d ła ja k bez duszy. Z aw ieziono j ą do d o m u , p rzy w o łan o najlep szy ch z okolicy lekarzy; lecz nic ju ż biednej Emilii w y ra to w a ć nie m ogło: u m a rła w k ró tc e , w tedy w ła śn ie , kiedy now e pasm o dni zacząć m iała. Z d aje m i się, iż słyszę jeszcze ję k i p ła cz rodzi­ ców , iż widzę ro zp acz niepocieszonego k o ch an k a i czuję te łzy p ły n ące po m ych licach, które, je j zgon o p łak u jąc, w ylałam .

Co jeszc ze koniecznie p o trzeb n em je s t do zdrow ia, to ja k n ajw ię k sz e 'o c h ę d ó stw o .

N iem a m łodej osoby, k tó ra b y nie c h ciała mieć św ie­ żej i pięknej płci; o trzy m a cel sw ych życzeń i zdrow ie w d o d a tk u , je śli ja k najpilniej o czystość c ia ła swego s ta ra ć się będzie. C zęste używ anie kąpieli i m ycie się

(32)

— 30 —

codzienne letnią w odą, zalecam tobie Amelio! Nic lepiej zd ro w ia i piękności nie u trzy m u je.

T ą o sta tn ią u w ag ą zakończę ten ro zdział. Kiedy do­ św iadczysz słabości ja k ie j, nie b ą d ź niespokojna, znoś j ą cierpliwie, abyś n a w iększą, niem al k aż d ą c z e k ającą nie­ w iastę, m ia ła dostateczn e siły. Póki tylko m ożesz, obchodź się bez lek arstw i d o k to ra; ale kiedy słab o ść z a g raż a niebezpieczeństw em lub długiem cierpieniem , nie używ aj żadnych dom ow ych leków, p o ra d ź się lepiej człow ieka biegłego w swej s z tu c e , miej w nim zu p ełn ą ufność i słuchaj go w e w szystkiem .

ROZDZIAŁ CZW ARTY.

O powierzchowności.

J a k kruszcom blask poloru, żywość farb obrazom, Rytm om brzm ienia muzyczne, udatność wyrazom , Róży zapach, widokom dni pogodnych ch w ila; T a k piękność służy cnocie: w zm aga i przym ila.

K r a sic k i

W iesz dobrze, córko m o ja , źe nie je ste m z liczby ty ch osób, k tó re pow ierzchow ność n ad w szystko ceniąc, więcej d b a ją o piękność ciała, niż o w dzięki serca i du­ szy. Ganię ty c h , co sąd z ą ludzi z pow ierzchow ności, bo często pozory są mylne. Nie m ieść się w ich rzędzie,

Amelio! niech w dzięki lub szpetności pow ierzchow ne

nigdy cię ani nęcą ani o d strę c z a ją; nim dasz w yrok o osobie, k tó rą pierw szy ra z w idzisz, czekaj, póki jej duszy nie poznasz.

(33)

— 81 —

C zęsto szpetni, chcąc nagrodzić tę krzy w d ę n atu ry , s ta r a ją się o pow aby, k tó ry ch im ani czas, ani choroby o d eb rać nie m ogą; zdobią u m y sł n a u k ą i św iatłem , a du ­ szę n a p e łn ia ją cnotam i. Piękni z aś zazw yczaj ta k są ro z­ k o chani w sobie, iż im się zdaje, ze ju ż niczego więcej nie p o trz e b u ją i że dosyć dla nich pokazać się, aby w szystkie pozyskać serca. C zęsto się też zd a rza, że n a j­ piękniejsza p o stać p ró ż n ą głow ę i próżne u k ry w a serce, a k s z ta łt c ia ła brzydki i nieforem y, n a jrz a d sz e z a słan ia przym ioty. W sz a k szp e tn a S o k ra te sa pow ierzchow ność, najw iększego ze staro ży tn o ści u k ry w a ła m ędrca.

Jed n ak że sam S o k rates cenił piękną i u jm u ją c ą po­ w ierzchow ność i są d z ił, że piękna d u sza w pięknem i zdrow em ciele, n ajw iększym je s t p rzyrodzenia darem . Tegoż zd an ia jestem ; i życzę k a ż d e m u , aby pilnie n ad upięknieniem swej pow ierzchow ności czuw ał. Je st to, ja k dobrze m ó w ią , list zalecający , w olny on n a m przystęp do serc i do głów daje. T a p o n ę ta p o trz eb n ą je s t szcze­ gólniej płci naszej, gdyż je j to przeznaczeniem m iłe n a u m y słach czynić w rażenia.

N iezgrabną i nieprzyjem ną p o stać k ażd y prędzej m ężczyźnie w ybaczy, bo w dzięki i pow aby są zale tą i b ro n ią kobiet.

Ale nikt sam się nie s tw a rz a ł; godni w ięc pożało­ w an ia ci, k tó rzy ro z p a c z ają c n ad szpetnością ciała swego, z a nieszczęście j ą uż y w ają. Nie w iedzą zapew ne, iż są w dzięki w każdego z o stają ce m ocy: cnota, ro zu m i pię­ kne ułożenie. K ażdy ich n ab y ć m oże, a kto je posiada, istotniejsze jeszcze n a d piękność m a zalety : u jm u je w szystkich d la siebie, pow szechny szacunek w szędzie m u tow arzyszy. T w arz najm niej ła d n a , przyjem ności od serca nabyć m oże; ro zm o w a dow cipna d o d a je w dzięku osobie

(34)

— 32 —

m ów iącej i sam ą je j n iek ształtn o ść um ila; a niem a ta k ułom nego cz ło w iek a , któregoby piękne ułożenie ozdobić nie zdołało. K a ż d a kobieta, czy szpetna, czy ład n a, pilnie to m ieć n a uw ad ze pow inna; w pierw szym względzie n ab y ć w dzięków m oże, w drugim podw oić te , k tó re jej d ało przyrodzenie.

Dzięki niebu, k o c h a n a Amelio! nic w sobie nie m asz odrażająceg o i chociaż d alek a je ste ś od doskonałej pię­ kności, n ikt cię b rz y d k ą n azw ać nie m oże. Masz tyle urody, ile p o trz e b a do szczęścia; je ste ś p rz y sto jn a , a m o - je m zdaniem ledw ie że nie ła d n a (lecz oczom m atk i tr u ­ dno d ać w iary). T a k cię w idzę m iłą, iż cieszę się naw et, że nie liczysz ty ch n ad zw y cz ajn y ch w dzięków , k tó re okrzyczane z m łodu, ro d z ą c w kobiecie próżność, niszczą w niej najczęściej w szelkie zaro d y cnoty, a n a sta ro ść sm u tn e tylko z o sta w ia ją wspom nienie. P rz e sta ń więc n a tw ej urodzie; ani jej się w stydzić, ani się z niej pysznić pow innaś: s ta ra j się usilnie upięknić j ą p rz y sto jn em u ło ­ żeniem.

B ądź p ew n a, Amelio! że piękność zadziw ia, w p a d a w oczy; lecz przyjem ność, ten pow ab czaru jący , słusznie pod nazw iskiem g r a c y i ubó stw ian y od d aw n y ch , tra fia niechybnie do serca. N ieraz m i się zd arzy ło w idzieć dwie kobiety w je d n y m w alczące zaw odzie: je d n a zadziw ia­ ją c e j b y ła urody, d ru g a m iłą i tylko ład n ą. Z razu zd a ­ w ało się, że piękna p o k o n a, lecz w końcu la u r zw yciężki w ręku ładnej pozostał. Jeśli więc pragniesz p o dobać się pow szechnie, sta ra j się n ab y ć uprzejm ego i u jm u jąceg o sposobu obchodzenia się z każdym ; czuw aj pilnie n ad sobą, abyś nigdy granic praw dziw ej przy sto jn o ści nie p rz e­ szła : niech każd e tw o je ruszenie będzie szlachetne i p rz y ­ jem ne, i w szystko, co czynisz, zręcznie czynione. W k

(35)

żdem działan iu unikaj pilnie tej nieuw agi, k tó ra, p odobna do niezgrabności lub niedbalstw a, ra z i w kobiecie. Stój, siedź zaw sze prosto, niech tw ój chód będzie lekki; p a ­ m iętaj o sposobie przyzw oitym k ła n ia n ia się: często po w ejściu m łodej osoby do pokoju, po jej ukłonie, o całem je j w ychow aniu, ledwie że nie o sposobie m yślenia sąd zą przytom ni. Czy w m ałem , czy licznem tow arzystw ie, sta ­ ra j się zaw sze być je d n ak o w ą ; w m ałem rów nie staraj się znaleźć ta k przyzw oicie, ja k gdybyś w licznem b y ła; w wielkiem zaś zgrom adzeniu zachow aj tęż sam ą pro­ stotę, o tw arto ść, w esołość, ja k ą m asz w dom u, lub w po­ śród osób dobrze ci znanych. Zaw sze z ró w n ą pilnością unikaj słów, m ow y, p o ru sz e ń , czynności, krzy w d ę do­ b rem u sm akow i czyniących. Ze w szystkiem i obchodź się z przym ileniem i grzecznością. Żywo i chętnie czyń k a ­ żdem u przysługi, bo ile w tedy przyjem ne, tyle gniew ają, kiedy są z niechęcią lub opieszałością czynione. Kobietom, m ężczyznom , stary m , m łodym , w szystkim sta ra j się po­ dob ać; usiłuj, aby k aż d y pow iedzieć m ógł o tobie: »Ja­ k aż to p rz y je m n a osoba!« Odgłos te n , p o w tarz an y po­ w szechnie, więcej ci daleko serc zniew oli, więcej szczę­ ścia przysporzy, niźli b łah e p ochw ały d aw an e piękności; dojdzie on do krainy, gdzie du sza m atk i tw ojej m ieszkać n ate n czas będzie i przejm ie j ą sło d k ą radością!...

S ta ra j się także, córko m oja! z ach o w ać zaw sze m iły n a tw a rz y w y raz; ten w dzięk w tw ojej je s t m ocy; słodkie tylko miej w sercu uczucia: niech gniew, zazdrość, nigdy ci znane nie b ę d ą , a uśm iech miłej i niew innej spokoj- ności zdobić cię zaw sze będzie.

Oko każdego człow ieka spogląda z upodobaniem n a osobę przyjem nej pow ierzchow ności; b y w a o n a od n a j­

lepszych to w a rzy stw w yszukiw aną. Ale żeby nabyć ż u­

k i z T . H ofm anowa T . V, ą

(36)

pełnie pięknego ułożenia, niedosyć p am iętać o tern w dom u i n a osobności; trz e b a z aw czasu uczęszczać do ludzi dobrze w ychow anych i z takim i się tylko łączyć i z a ­ p rz y ja ź n ia ć , z k tó ry m i w obcow aniu sk o rzy stać a nic stracić nie m ożna. C hroń się, k o c h an a Amelio, w szelkich to w arzy stw , gdzie d obry ton nieznany, a nadew szystko nie w d aw aj się ze służącem i. G rzecznie i u przejm ie w in­ niśm y obchodzić się z niemi, ale poufałości rów nie unikać należy, ja k surow ości i pogardy. Oprócz złych skutków , ja k ie w daw anie się z ludźm i innego w ych o w an ia n a sercu i rozum ie spraw ić m o że, pow ierzchow ności niezm iernie szkodzi. Z nać z a ra z po m ow ie, ułożeniu m łodej osoby, kiedy często ze sługam i przebyw a, i tru d n o ju ż m ieć 0 niej dobre m niem anie.

N a je d n ą rzecz u w ażaj jeszcze pilnie, Amelio: n a głos tw ój i m ow ę. Niewiele n a ten p rzedm iot rodzice 1 nauczyciele d a ją b aczn o ści, a w m oich oczach b a rd zo je s t w ażnym . O rgan głosu i m o w a tłó m a cza m i są duszy; one w y d a ją człow ieka i w sk azu ją, ja k ie o d eb rał w ycho­ w anie. Kiedy usłyszę głos przykry, nieprzyjem ny, do tego jeszcze p ro sty i nieczysty sposób w ysłow ienia się, n a j­ gorszego n ab ieram m niem ania o ta k m ów iącej osobie; przeciw nie, ileż m nie zach w y ca czysty głos i m iły! ja k ż e p rz y je m n ą uchu pięknie d o b ra n a m ow a! Mogę, spostrzegł­ szy n aju ro d ziw szą osobę, p a trz e ć n a nią z zachw yce­ niem ; niechże otw orzy u s ta , niem iło i nieprzyzw oicie przem ów i, znika o d ra zu w rażenie, ja k ie je j w dzięki sp ra ­ wiły. Kiedy zaś zobaczę istotę w cale niepiękną, nie zw a ­ żam z początk u n a n ią; lecz gdy w ciągu pow szechnej rozm ow y odezw ie się skrom nie, głos jej je s t w dzięczny, m o w a p rzy jem n a : za p o m in a m , iż je j nied o staje innych p ow abów i serce m oje o tw iera się ku niej. Jed en uczony.

(37)

— «35 —

p rzy jaciel rodziców m o ich , n astęp u jąc e m i o sobie opo­ w iedział zdarzenie.

Nie m iał więcej n ad la t dw adzieścia, kiedy ra z spo­ strze g ł w publicznem zgrom adzeniu panienkę za ch w y ca­ ją c ej urody. Jej n a d z w y c z ajn a piękność w znieciła w nim m iłość ta k żyw ą, ja k ą tylko o d razu uczuć m ożna. Nie­ podo b n a m u było m ów ić z nią tego w ieczora, ale n a z a ­ ju tr z w y p y tu je się o jej m ieszkanie. P o w ia d a ją m u, że o k ilka m il je s t odległe i że ju ż w raz z rodzicam i u d a ła się do niego. To oddalenie nie w strzy m u je zapalonego m łodzieńca, a bio rąc z sobą swego p rzyjaciela, znajom ego d o m u , do którego w p row adzonym być p ra g n ą ł, po­ spiesza z nim w chęci s ta ra n ia się o rękę tego bóstw a. P rzy b y w a, mile je s t p rzy jęty ; piękność pan n y jeszcze go bardziej p rzy dniu zach w y ca: ledwie w strzy m ać m oże ośw iadczenie sw oich uczuć. W tem bogini o tw iera u sta : głos jej p rzeraźliw y i niemiły, m ow a nieczysta i pospo­ lita. R ozkochany stygnie nag le, serce m u ja k b y kam ie­ nieje; po kilku chw ilach od jeżd ża i sło w a o zam iarze sw oim nie w yrzekłszy. Tę c a łą odm ianę m o w a m łodej osoby sp raw iła; u w ażaj pilnie n a tw o ją , Amelio! niech celuje w d zięk iem , s ło d y c z ą , czystością i p rzystojnością. S trzeż się pilnie, żeby nie m ów ić zb y t głośno: podobne przyzw yczajenie nie zgadza się z delikatnością i słody­ czą, z tym i nieodstępnym i to w arzy szam i płci naszej. Nie idź ta k że za tą m odą, ta k p rz y ję tą te ra z , aby w jednej m ow ie d w a m ieszać ję zy k i, a um kniesz śm ieszności d la­ tego jedynie w p ad ającej w oczy, że się pow szechną s ta ła ; i tę jeszcze zyskasz k o rz y ść , iż w obudw óch ty c h ję z y k ach ła tw o i w łaściw ie w ysłow ić się będziesz um iała.

Nakoniec, niech całe tw o je ułożenie szlachetne będzie 3*

(38)

— 36

i m iłe; ale unikaj pilnie w szystkiego, coby uczonem , u d a- w anem lub przy m u szo n em n a z w a ć m ożna. W dzięk p ra ­ w dziw y żadnej nie m a p rze sa d y i w tedy tylko zach w y ca kiedy, chociaż n ab y ty i uczony, n atu ra ln y m się być zdaje.

ROZDZIAŁ PIĄTY.

O d o m o w y c h i k o b i e c y c h z a t r u d n ie n ia c h .

Dobrze to było niegdyś, gdy prababki nasze W iedziały, kied y bydło szło z obór na paszę. Inszy w iek, insze praw o, za w dziękiem i moda, D am y zw yczaj płci pięknej przyzw oitszy wiodą- M ogą dumać o trzodzie, lecz co F ilia pędzi, A wsparte na w ygodnej kan apy kraw ędzi, Rozm yślać o pasterzach, o rolach, zagonach, L ecz pasterzach, oraczach, Dafnisach, Damonach

K r a sic k i.

Kto chce być sp o k o jn y m , w eso ły m , szczęśliw ym ; kto chce u n ik n ąć nudów i z asłu ży ć n a imię godnej sza­ cunku i użytecznej istoty, te n niech zaw sze będzie czyn­ nym. Do ustaw icznego d zia łan ia p rzezn a cz y ł n as S tw ó rca; pow inniśm y więc zb ierać w szystkie siły n a sz e , ch w y tać z och o tą w szelkie sposobności z atru d n ie n ia się i p raco ­ w ać, ile tylko m ożem y. Ludzie, niedopełniający tego po­ w ołania, m a rn u ją życie i ciężarem s ą n a ziemi. T y ko­ c h a n a córko m oja! nie b ąd ź nigdy z liczby ty ch nieszczę­ śliw ych istot!

Szkodliw y te n p rze są d : iż p ra c a d la niższych je s t tylko stan ó w i że h ańbi tych, k tó rz y bez niej obejść się

(39)

m ogą, ju ż też znikać zaczyna. T ak ja k niegdyś, nietylko pierw sze dam y, ale n a w e t księżne i królow e nie gardziły gospodarstw em i pospolitem i ro b o ta m i, ta k i te ra z n a j­ bogatsze iść za c z y n ają z a tym pięknym p rzy k ład em i w k ró tce m oże, ja k po w siach, ta k w mieście, zw yczaj ten chw alebny pow szechnym się stanie.

Cóż więcej zach w y ca w dobrze u rząd zo n y m dom u, j a k m ło d a i w eso ła jego gospodyni, czynna bez u sta n k u ? Z upodobaniem p atrz y m y n a nią. N ad w szystkiem czuw a baczne jej oko. D uszą je s t całego d o m u , w zorem dla sąsiadów i słu ż ą c y c h , rozkoszą m ę ż a , ozd o b ą rodziny sw ojej, Bogu i ludziom się podoba.

T y Amelio, bąd ź zaw sze gotow a do p racy, zaw sze chętnie i pilnie czynna. Czynność je s t p raw d ziw em ży­ ciem człow ieka i źródłem jego szczęścia. Nudy, ta n a j­ ok ro p n iejsza ch o ro b a w świecie, bo duszę i ciało dręczy, op an u je cię, skoro tylko lenistw u i pró żn iactw u się pod­ dasz. Nie p oznasz ich nigdy, jeśli zaw sze z atru d n io n ą będziesz. Kiedy cię n apadnie zły hum or, nieukontento- w a n ie , p rzy k ro ści nieohybne w tern ży ciu , zajm ij się czem pilnie: zatru d n ien ie w ypędzi je odrazu. Kiedy krew w tw oich ży łach p o m ału p ły n ąć zacznie, n a d aj jej p ra c ą ru c h nowy. Chcesz zaw sze być w esołą, z d ro w ą ? pracuj szczerze i z upodobaniem . Chceszli w tedy, kiedy o sta tn ia nad ejd zie godzina, ze spokojnością n a zn ik ające spoglądać życie? pośw ięć ju ż te ra z to życie użytecznem u działaniu. P rzy końcu dni naszy ch ża d n a m yśl nie je s t ta k m iłą, ta k pocieszającą, ja k ta : » P raco w ałam , ile tylko w m ocy m ojej było; nie ży łam n apróźno: żaden dzień, ża d n a go­ d z in a , zm arn o w an e nie były«. Żeby sobie podo b n ą z a ­ bezpieczyć pociechę, każdego p o ran k u obejm ij m yślą dzień tw ój cały; w ylicz, ja k ie w nim m asz pow inności,

(40)

— 38 —

ja k ieb y ś prace, ja k ie zatru d n ien ie u ła tw ić m ogła; w wie­ czó r za sta n ó w się, czyś zam ia ry p o ran n e sp e łn iła ? Jeśli nie, co było do tego p rz e sz k o d ą ? w ła sn a w ina, czy oko­ liczności? To sta ra n ie codziennie p o w ta rz a n e spraw i, że ci życie nie zejdzie n a n iczem , ja k dla w ielu schodzi; a p rzy schyłku dni tw oich u z n a s z , żeś ż y ła , chociażby p asm o la t tw oich n a jk ró tsz e było.

C hcąc niejako sc h w y tać u la tu ją c e życie, wiele m ło­ dych kobiet m a zw yczaj p isan ia dzienników ; zw yczaj ten w niczem nienaganny, rzad k o je d n a k kiedy w ielką niesie korzyść, a n a w e t zabaw ę. P ow szechnie w takow ych pi­ sm ach nic nie m ów ią o z a tru d n ien iach sw o ic h , m ało o uczuciach, najw ięcej o w ypadkach. W w iosennym w ieku m oim i j a dziennik p isałam ; ale życie spokojne nie do­ sta rc z a wiele szczególnych zd arze ń ; z m ałem i odm ianam i dzień k aż d y podobny do drugiego; o d k ry łam więc n a końcu la t kilku, o d czy tu jąc z p ra c ą te foliały, że p rze­ czytaw szy u ło m ek je d e n z tego zbioru, o całym w y o b ra­ żenie m ieć m ożna. Inny zatem przedsięw zięłam sposób p isania; zalecam go i tobie Amelio! M am książkę, k tó rą Pam iętnikiem n a z w a ła m ; w niej od la t ju ż k ilk u n astu zapisuję zn aczniejsze życia m ego w ypadki. Jeszcze nie je s t zap ełn io n ą i ju ż nią nie będzie... Z w a ż a ła m , że im szczęśliw szy ro k ja k i był dla m nie, tern m niej z a m y k ał w sobie rozdziałów . M am d rugą: tę Tygodnikiem zowię; w niej co niedziela kreślę w iernie o b raz zatru d n ień m oich tygodniow ych; czytanie, p ism a , roboty, nie zapom inam o niczem : ażeby u p rzy jem n ić jeszcze to pisem ko, zam y­ k am w niem m oje zdanie o p rzec zy tan y c h dziełach. N ieraz do św iad czy łam u ży tk u tej pracy. N a końcu ty ­ godnia z pilnością k o ń czy łam za c z ętą ro b o tę , żeby j ą w T ygodniku um ieścić; książki piękne s ta ra ła m się czy­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zasady, według których ustalane są wyniki wyborów (system większościowy, proporcjonalny, mieszany) oraz przykłady państw, w których według tych reguł odbywają

W państwie demokratycznym mówi się czasem o wyborach pięcioprzymiotnikowych, gdyż są one powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu

Niestety, być może ni- gdy nie dowiemy się wiele o tym, jak się zachowywali ani jaki był ich umysł.. Znacznie większe szanse mamy na rozwiązanie tajemnicy stosunkowo nie-

„mowę” tę oblubieniec i oblubienica odczytują w pełnej prawdzie osoby i miłości, wówczas coraz głębiej się przekonują, że granicą ich przynależności jest

Działania teatralne, prowadzone tam od lat przez Teatr Węgajty, pozwalają im porozumie- wać się poza strefą kontroli, uzewnętrzniać uczucia, nawiązywać relacje ze sobą

Nikt na razie nie dopatruje się dobrodziejstw, jakie może nieść ze sobą finansowanie z budżetu państwa, a raczej często słyszę zaniepokojenie zbliżającą się

Na studiach lekarskich jest wiele przedmiotów mało przydatnych w praktyce klinicznej (biofizyka, chemia organiczna, historia medycyny itd.), a nie ma możliwo- ści

Surowicze zapalenie ucha środkowego (obec- ność płynu wysiękowego w uchu środkowym przy braku zakażenia) często rozwija się po przebyciu ostrego zapalenia ucha środkowego,