• Nie Znaleziono Wyników

Tożsamość lokalna i literatura. Terapeutyczne funkcje prozy Stefana Chwina i Pawła Huelle

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tożsamość lokalna i literatura. Terapeutyczne funkcje prozy Stefana Chwina i Pawła Huelle"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

A g n i e s z k a B z y m e k

TOŻSAMOŚĆ LOKALNA I LITERATURA .

TERAPEUTYCZNE FUNKCJE PROZY STEFANA CHWINA

I PAWŁA HUELLE

„Urodziłem się po wielkiej wojnie w zburzonym mieście nad zatoką zimnego mo-rza, gdzieś w połowie drogi między Moskwą a kanałem la Manche […], w starym domu ze spadzistym dachem krytym czerwoną dachówką, na obsadzonej starymi lipami ulicy Lutzovstrasse 18, która w styczniu roku czterdziestego piątego, w cią-gu jednego dnia zmieniła się w ulicą Poznańską…”1.

„Ale tam jest już miasto właściwie niemieckie, Czerwone skosy dachów, drewno przybudówek […] W niekształtnym języku gotyckiej litery,

Stąd tylko skok był na przedmieście Langfur2

Ewa Domańska w publikacji Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach pisze: „[…] żyjemy w czasach tymczasowości, w świecie, który umiera na pogoń za zmia-nami. Wszystko zdaje się ulotne, pokawałkowane, relatywne. Człowiek spogląda w siebie, w innego człowieka, w świat, w niebo, po raz kolejny próbując znaleźć coś stałego, nieśmiertelnego”3. Jednym z zamierzeń tego tekstu jest próba ukazania, że stałym i niezmiennym punktem w budowaniu siebie może być miejsce zadomo-wienia, tu: miasto – przestrzeń oswojona – fragment uczłowieczonej tożsamości.

1 S. Chwin, Krótka historia pewnego żartu, Gdańsk 2007, s. 11. 2 P. Huelle, Wiersze, Gdańsk 1994, s. 12.

(2)

Tożsamość bowiem, mając naturę ontologiczną, która wynika z faktu określania przezeń miejsca podmiotu, staje się autokreacją w miejscu. Pytanie o tożsamość wydaje się zatem jednocześnie pytaniem o umiejscowienie człowieka. Wspierającą owo myślenie jest według mnie koncepcja tożsamości jako zakotwiczenia w okre-ślonym obszarze Hansa Mola. Tożsamość rozumiana jest przez holenderskiego socjologa religii jako „trwała nisza umiejscowiona w przewidywalnym otoczeniu; jest tym co integruje jednostkę, grupę i społeczność w jedną całość […] to również bezpieczne miejsce, w granicach którego jednostka bądź grupa odnajdują ład i wzajemne podobieństwo oraz do którego należą”4. Myślę, że tożsamość w tym kontekście można rozumieć dwuaspektowo: dosłownie – jako zakorzenienie w konkretnej przestrzeni, oswojenie otaczającego świata i symbolicznie – jako posiadanie „terenu” wewnątrz siebie i mapy do jego odczytania; to świadomość siebie, własnej prawdy i drogowskazów doń prowadzących. Tak pojmowana toż-samość pozwala zachować poczucie bezpieczeństwa, oparcie w sobie i otoczeniu. Z kolei u Stefana Chwina poczucie bezpieczeństwa zyskuje inny wymiar – pisarz ten określa poczucie bezpieczeństwa strachem przed obcymi, stającym się praźró-dłem miasta i stanowiącym swoiste odgrodzenie łóżka i kuchni od świata5. Jakkol-wiek nie określać przyczyn budowania murów miast – być może przeciw innym – zapewniają one niszę spokoju, bycia w miejscu stabilnym, które bez wątpienia wpisuje się w budowanie tożsamości.

Gdańsk – miasto nad Motławą, punkt na skrzyżowaniu wielkich szlaków han-dlowych, wreszcie miejsce zbiegających się przestrzeni kulturowych, narodowych, historycznych, miejsce napływu i przepływu ludzkich historii, pomieszania nacji i kultur, wydarzeń naznaczonych historią. Gdańsk – miasto przesiedleńców, miasto z morzem, które stawało się narzędziem osiągania azylu i bezpieczeństwa, z drugiej zaś strony było początkiem exodusu. Gdańsk – miasto archetypiczne – by podążyć za myślą Junga i odszukać Archetyp Matki w mieście (die Stadt – rodzaj żeński), które nas obejmuje, nosi i chroni niczym matka swoje dzieci6. Miasto, które otwo-rzyło swoje ramiona również na mnie, otuliło pianą morza, ciepłem piasku, mura-mi kamura-mienic, w których przebrzmura-miały odgłosy historii powszechnej i prywatnej. Historii Polaka i Niemca, Żyda i Ukraińca, historii Dawidka i Hanemanna, pani Stein i Hanki, osiedleńczych rodzin z Wileńszczyzny i Polski centralnej.

4 H. Mol, Meaning and Place. An Introduction to the Social Scientifi c Study of Religion, New York

1983, s. 117–118.

5 S. Chwin, Kartki z dziennika, Gdańsk 2004, s. 257. 6 C.G. Jung, Symbole przemiany, Warszawa 1998, s. 266–267.

(3)

Adam Bagłajewski w tekście Miasto – palimpsest stwierdza, że Gdańsk jako miasto o palimpsestowej strukturze odkrywa się poprzez inicjację w kulturę obcą. W jego opinii „Gdańsk to miasto życiowej klęski i głębokiego […] ontologicznego nieprzystosowania; to przestrzenna metafora obcości uniemożliwiającej odczucie egzystencjalnej pełni”7. Miasto określa on mianem zagadki epistemologicznej, gdzie „[…] poznawanie miejsca formułuje ja poznające”8. Poznawanie wymaga wchodzenia w świat nieznany, obcy, co więcej, w świat kojarzony z okrucieństwem i złem. Rezygnacja z wchodzenia w jego wnętrze oznacza nie tylko brak poczucia miejsca, ale i brak poznania własnego ja – by odwołać się do wspomnianej koncepcji Hansa Mola oraz do poglądu Adama Bagłajewskiego, piszącego: „Duch miejsca ujawnia się w rozchwianiu ontologicznym, to jednocześnie odkrywanie przestrzeni niemieckiego Danzig w Gdańsku i obcowanie z własnym ja poznającym – swoim lękiem, ciekawością”9. Takie poznawanie wpisuje się moim odczuciu w postrzeganie miasta jako tekstu, które według Toporowa posiada swój język: „Przemawia swoimi ulicami, placami, wodami, wyspami, parkami, gmachami, po-mnikami, ludźmi, historią, ideami i może być rozumiane jako swego rodzaju hete-rogeniczny tekst […]”10. Wobec powyższego, na ja poznające możemy spojrzeć jako na ja człowieka – ja miasta, dalej jeszcze idąc, uznać, że psychoanaliza czło-wieka staje się psychoanalizą miejsca, gdzie wchodzenie w miasto jest wchodze-niem w siebie samego, gdzie kluczenie po mrocznych i krętych ulicach jest klucze-niem po własnym wnętrzu – tam gdzie ukrywa się to, co niejasne, brudne, ciemne, wyparte i niechciane. Przypomina to zmaganie się z jungowskim archetypem cie-nia – oswajaniem „złego” – negatywnego aspektu osobowości11. Dojrzałe życie z cieniem w rozumieniu Junga oznacza zaakceptowanie go, przeciwdziałanie tłu-mieniu – w każdym bowiem człowieku tkwią mroczne instynkty i jest on skazany na współistnienie z nimi, podobnie jak z własnym cieniem.

W sukurs człowiekowi i miastu przychodzi psychoanaliza i jej terapeutyczna funkcja uaktywniająca się również poprzez słowo pisane. Nierzadko spotyka się opinię o znaczącym oddziaływaniu literatury w postępowaniu terapeutycznym12. Wedle słów F. Crewsa: „Literatura powstaje z pobudek czy motywów i o nich

trak-7 A. Bagłajewski, Miasto – palimpsest [w:] Miejsce rzeczywiste. Miejsce wyobrażone. Studia nad

kategorią miejsca w przestrzeni kultury, M. Kitowska-Łysiak, E. Wolicka (red.), Lublin 1999, s. 327.

8 Ibidem, s. 329. 9 Ibidem, s. 330.

10 W. Toporow, Miasto i mit, Gdańsk 2000, s. 73. 11 C.G. Jung, Archetypy i symbole, Warszawa 1993, s. 71.

(4)

tuje, psychoanaliza zaś jest jedyną, jak dotąd, gruntowną teorią pobudek i moty-wacji, jaką ludzkość wymyśliła”13. Tym samym literatura wyrażając konfl ikt emo-cjonalny i zawierając treści ukryte, podświadomie wpływa na odbiorcę. Wreszcie cenną myśl zawierają słowa o tym, iż oddawanie się literaturze stanowi hołd dla superego, bowiem zaakceptowanie jego wysokich wymagań względem jednostki wynikających z nieświadomego lęku przed karą za popędy i agresywne impulsy, poprzez obcowanie z tekstem, ucisza niepokój i łagodzi poczucie winy14.

Co jednak z literaturą ukazującą bezlitośnie ludzkie okrucieństwo? Czy sen-sownym jest rozdrapywanie bolesnych ran? Bruno Bettelheim analizując baśnie dowodzi, iż kultura stwarzająca pozór jakoby zaprzecza ciemnej stronie człowieka, tymczasem dzięki baśniom, w których styka się z grozą i złem możliwym staje się rozwój jednostki15. Zmierzenie się z potworem przypomina wspomniane już prze-ze mnie zmaganie się z archetypem cienia. „Celem psychoanalizy – pisprze-ze – jest pomaganie człowiekowi, by mógł zyskać możliwość zaakceptowania problema-tycznej natury życia, nie dając się pokonać przez nią ani przed nią uciekając”16. Sensownym zatem wydaje się stawać twarzą w twarz z historią, jakakolwiek nie byłaby. W podobnym tonie wypowiada się Paweł Huelle przypisujący „[…] lite-raturze poszukującej śladów przeszłości […] ładunek terapeutyczny”17. Być może to moc płynąca z możliwości głośnego nazwania minionych wydarzeń, wypowie-dzenia słów, które przez lata grzęzły ściskając gardła po obydwu stronach bary-kady. Literatura zdaje się być jednym ze sposobów nie tylko ocalania świata, któ-ry odchodzi, ale i wypowiadania prawdy. Zaprzeczanie prawdzie w opinii Hanny Segal jest typowym mechanizmem obronnym, który obok rozszczepienia, pole-gającego na posiadaniu wiedzy o rzeczywistości przy jednoczesnym pozbawieniu jej znaczenia emocjonalnego buduje fałszywy obraz świat i w konsekwencji od-człowieczenie. W duchu odezwy autorka konstruuje wypowiedź: „Postawa psy-choanalityczna polega na poznawaniu faktów […] i odważnym ich nazywaniu. Musimy skonfrontować się z naszymi lękami i zmobilizować siły do walki z de-strukcją”18. Czy nie taką też rolę posiada twórczość gdańskich pisarzy?

Niewątpli-13 F. Crews, Czy literaturę można poddawać psychoanalizie? [w:] Psychoanaliza i…, s. 79. 14 S.O. Lesser, Funkcje formy [w:] Psychoanaliza i…, s. 133.

15 B. Bettelheim, Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni, Warszawa 1996,

s. 28–29.

16 Ibidem, s. 28.

17 P. Huelle, Dzieciństwo po Jałcie, rozmowa z K. Chwin [w:] Rozmowy Tytułu, Gdańsk 1996,

s. 87.

18 H. Segal, Milczenie jest prawdziwą zbrodnią [w:] Psychoanaliza, literatura i wojna. Pisma z lat

(5)

wie trudne zadanie – umieć stanąć twarzą w twarz z krzywdą, winą, karą. Tymcza-sem w myśl lacanowskiej psychoanalizy wydaje się nieosiągalnym by klient zapragnął zmiany, jego twierdzenie o potrzebie uwolnienia się z symptomów jest li tylko chęcią znalezienia innego sposobu czerpania satysfakcji z bycia ofi arą i od-czuwania przyjemności z krzywdy zwanej jouissance. Decyzja o terapii jest swo-istym momentem kryzysu jouissance – gdy dostarczający przyjemności symptom przestał działać bądź jest zagrożony19. Błędem jednak jest oczekiwanie, że człowiek pragnie dokonać zmian, jego pragnienie koncentruje się bowiem na uwolnieniu od nieefektywnego symptomu, nie zaś od samego symptomu. Rezygnacja z dotych-czasowego sposobu funkcjonowania na rzecz zmiany jest wysoko postawioną po-przeczką. Być może bardziej osiągalną dzięki literaturze, która miast lepienia pęk-nięć w jouissance pomoże budować rzeczywistość bez kłamstwa o nas samych? J. Lacan jasno i dobitnie określa moc słowa: „Doświadczenie psychoanalityczne od-nalazło w człowieku imperatyw słowa jako prawo, które ukształtowało go na swój obraz. To doświadczenie posługuje się poetycką funkcją mowy, aby pragnieniu człowieka ofi arować swoje symboliczne zapośredniczenie. Niech sprawi, byście w końcu zrozumieli, że właśnie w darze mówienia zawiera się cała rzeczywistość skutków analizy; albowiem drogą tego daru otrzymał człowiek całą rzeczywistość i utrzymuje ją, póki trwa akt tego daru”20. Mówienie o przeszłości staje się w tym kontekście terapią analityczną, stawaniem w prawdzie.

Gdańsk w prozie Chwina jest miastem przesiedleńców i wygnańców wkracza-jących w pozostawioną niemieckość tego miejsca, doświadczawkracza-jących wszechobec-nego ducha przeszłych dekad historii i ostatniego oddechu tych, którzy w pośpie-chu opuszczali swoje domostwa. W krótkiej historii pewnego żartu Gdańsk ukazuje się jako miasto poddane nieustannym zmianom, zniszczeniu i de(kon) strukcji. To miasto trawione bolesną przeszłością, którą chce się wymazać, odkazić od krzywdzicieli, wybawić od zła. Historia bolesnych wydarzeń nie pozwala za-pomnieć o sobie, przypomina niemieckimi nazwami ulic, zawartością drewnia-nych komód i szafek, draperiami i haft ami wykonanymi z niemiecką dokładnością i pieczołowitością. Nie sposób nie dostrzegać ścian z pruskiego muru, zdobień kamienic i bram. Wypowiedziana walka wszystkiemu co obce przypomina me-chanizm wyparcia i bez wątpienia jest pracą syzyfową: „[…] świat złych liter, tę-piony na powierzchni, zamalowywany, wydrapywany, ścierany, przeklinany,

eg-19 B. Fink, Kliniczne wprowadzenie do psychoanalizy lacanowskiej. Teoria i Technika, Warszawa

2002, s. 21 oraz 28–29.

(6)

zorcyzmowany, wciąż mocno trzymał się poza zasięgiem wzroku”21. To walka być może mająca na celu budowanie podmiotowości własnej dzięki poczuciu spraw-czości, osadzenia w miejscu i posiadaniu wpływu na nie. To wreszcie potrzeba zadomowienia miejsca, uczynienia go swoim i być może dlatego: „[…] dwóch robotników przybijało do ściany domów Horovitzów emaliowaną tabliczkę z na-pisem ul. Stefana Batorego. Mirchauer Weg nazywało się teraz Partyzantów, a Hochstriess – Słowackiego”22.

Tylko jak w tym wszystkim odnaleźć odpowiedź na pytanie: co „[…] począć z niemiecką brzydotą? Bo Niemcy budowali piękne domy, ale sami, osobiście, by-li odrażający”23. Jak pogodzić myśl, że „Niemcy byli ucieleśnieniem męskiej brzy-doty, a najbrzydszy z nich osobiście był sam Hitler. […] Brzydki stał na czele od-rażających, którzy zabijali”, ze słowami, że niemieccy żołnierze „to byli bardzo piękni mężczyźni i mundury mieli eleganckie”24? Czy to tak, jakby stwierdzić: „Dobrze ubrany diabeł? Ładnie ubrany kat?”25. I jak w tym wszystkim wejść do mieszkań oprawców, korzystać z piękna i wygody, wcześniej dokonanej w celu „[…] ułatwienia życia Hedwidze albo Dorotei mieszkającej tu, pośród tych drobnych i ukrytych przedmiotów, ze swoim Hermannem […]”, gdzie „ktoś chodził koło tych framug, ram, progów, klamek, zatyczek, obmyślając wszystko tak, żeby otwierały się i zmykały nie tylko dokładnie, lecz i ładnie”26? I jak wejść do pięknej łazienki z białą posadzką, wielką wanną, emaliowanym dnem i niklowaną poręczą, białą umywalką rozchyloną niczym lilia i oświetloną kielichowatą lampą z różowej por-celany i kwiecistym sedesem na podstawie obrzeżonej gzymsem z białych glazu-rowanych listków27? I jeszcze wyobrazić sobie, jak oni „dotykali tych kranów, prysz-nica, porcelanowej rączki na łańcuszku, przecież tu w tej głębokiej wannie, pucowali się przed włożeniem czarnego munduru ze srebrnymi naszyciami, tu, na tej desce do prasowania […] prasowali swoje czarne portki, na tym specjalnym schodku z niklowaną listwą czyścili do glansu swoje cholewy, pochyleni nad tą umywalką starannie i czule szorowali każdy swój palec, żeby skóra pachniała la-wendowym mydłem i była czysta do różowości…”28. „Bo Niemcy lubią czystość”.

21 S. Chwin, Krótka historia…, s. 52.

22 P. Huelle, Weiser Dawidek, Gdańsk 2000, s. 86. 23 S. Chwin, Krótka historia…, s. 106.

24 Ibidem, s. 107. 25 Ibidem, s. 108. 26 Ibidem. 27 Ibidem, s. 103. 28 Ibidem, s. 104.

(7)

Jak wreszcie odnaleźć odpowiedź na pytanie: „Co jednak te piękne, wieczne ogro-dy i stare domy miały wspólnego z błyskiem wysokich butów, pistoletem parabel-lum, pejczem i drutem kolczastym…”29? Czy odpowiedzi na te pytania istnieją?

Polakom pozostawało zadomawianie poniemieckich gospodarstw, używanie dobytku opuszczonych w naprędce mieszkań, obraz Matki Boskiej Częstochow-skiej w biedermeierowskich ramach, spacerowanie po ulicach, po których kroczy-li czarni kaci i codzienne doświadczanie minionej historii podczas mijania budy-neku Poczty Polskiej, Krantora (Żuraw), Lange Brücke i Langer Markt (Długie Pobrzeże i Długi Targ), Glettkau i Brösen (Jelitkowo i Brzeźno). Niemcom zaś, holowniki Stern czy Bernhoff , gdzie „grupki ludzi z walizkami i plecakami szły przez wydmy przez molo, mgła wisiała nad morzem […] w rokitnikach leżał mar-twy koń z podartą uprzężą, […] ciało starszej kobiety w futerku z nutrii leżało pod wypalonym wrakiem daimlera-benza […] pomost był zasypany walizkami, z któ-rych wiatr wywiewał pończochy, jedwabne bluzki, koszule nocne”30 bądź pozosta-nie jak Hanemann – już pozosta-nie w Danzig – ale w Gdańsku, gdzie czekają wezwania władz, pytania o przyczyny pozostania, i wreszcie spojrzenia pełne nienawiści, tak „jak się patrzy przez powiększające szkło na owady”31.

Przekraczanie progu poniemieckich domostw to wchodzenie ofi ar w świat za-kazany, w świat oprawców. Być może to wchodzenie w trójkąt dramatyczny Karp-mana32, z którego wyjścia już nie ma, gdzie ofi ara staje się prześladowcą swojego prześladowcy. I musi wydać wyrok. Na poziomie dziecka może to być wyobrażenie sobie „takiego prawdziwego Szwaba w czarnym mundurze”33 i towarzyszące temu okładanie prętami esesmańskiej glazury albo wykrzykiwanie hajhitla przy naśla-dowaniu „demonicznego rzężenia krzyczącego niemowy […]”34. To zabawy z uży-ciem niemieckiego hełmu i automatu na brętowskim cmentarzu oraz strzelanie z parabellum do znaczkowych „zgniłozielonych Adolfów”35. Na poziomie zaś do-rosłych „wymierzanie” sprawiedliwości, w rzeczywistości niczym w swojej wymo-wie nie różniące się od dziecięcego „oddawania” na zasadzie „a masz za swoje” – karanie oprawców – spektakl wieszania, publiczna egzekucja, teatr zemsty.

29 Ibidem, s. 102.

30 S. Chwin, Hanemann, Gdańsk 2008, s. 63. 31 Ibidem, s. 105.

32 E. Berne, Dzień dobry… i co dalej?, Poznań 2007, s. 223–224. 33 S. Chwin, Krótka historia…, s. 26.

34 Ibidem, s. 59.

(8)

Rzekome katharsis. Bo krzywda i urazy zostają zapisane nadal w historii i w ludz-kich wnętrzach, w pamięci: „Auschwitz. Dachau. Stutthof. Ludzie za drutami. Szu-bienice. Komory gazowe. Gestapo”36. Czy możliwym jest jednak doświadczanie sytuacji zgoła odmiennej? Wyobrażenie sobie, że „Hitler nie był wcale brudnym potargańcem w łaciarskim mundurze [jak przedstawiała go propagandowa prasa – przyp. włas.] On musiał być dokładnie taki sam jak domy, bruki, ogrodzenia, drzewa, bukszpany i pruskie werandy Starej Oliwy – ani lepszy ani gorszy”37. Co znaczy móc spojrzeć bez poczucia krzywdy? I czy nie jest to ukłon przede wszyst-kim w stronę samego siebie, a dopiero wówczas w stronę „prześladowcy”? Bo owo spojrzenie pozwala na pozbycie się syndromu bycia ofi arą, wyzwolenie się z krzyw-dy to wyzwolenie się z pozycji ofi ary. To rezygnacja z jouissance 38 i odcięcie się od chorych mechanizmów obronnych, dotknięcie własnego cienia39. To wolność i bycie w prawdzie. To samostanowienie. Wreszcie budowanie tożsamości w oparciu o bez-pieczny świat – wewnętrzny i otaczający. To stabilna tożsamość. I ręką wyciągnięta do Innego. Jasna i czysta relacja bez strachu na pojawienie się trupa z szafy.

Według Pawła Huelle brak zadomowienia w świecie w skutek wygnania, wy-rzucenia z miejsca narodzin (którego przecież doświadczali i opuszczający Danzig Niemcy, jak i przyjeżdżający do Gdańska Polacy wysiedlani z swoich dotychcza-sowych światów) wywołuje lęk przed wykorzenieniem. Pomocą staje się „akt po-jednania z rzeczywistością […]. To swoiste zaakceptowanie przeszłości, dostrzeże-nie dostrzeże-nie tylko tych dramatycznych czy tragicznych faktów”40. Temu służy literatura i jej terapeutyczne oddziaływanie mające szczególną rolę w specyfi cznym miejscu jakim jest wielokulturowy Gdańsk. I być może nie tylko Gdańsk, ponieważ Stefan Chwin podkreśla, że „gdańskie doświadczenia z lat pięćdziesiątych nie są żadną marginesową, lokalną sprawą, trzeba je tylko umieć odczytać”41, i pokazując po-dobieństwo świata, którego doświadczał będąc w północnych Niemczech: „byłem u siebie” konkluduje, że Gdańsk znajduje się w tej strefi e, „w której spotkanie kilku kultur wytworzyło mieszaninę prawdziwie dramatyczną”42. To Gdańsk, w którym dokonało się „Straszne doświadczanie dla obydwu stron: to wchodzenie do

cu-36 S. Chwin, Krótka historia…, s. 69. 37 Ibidem, s. 96.

38 B. Fink, Kliniczne wprowadzenie do psychoanalizy…, s. 28. 39 C.G. Jung, Archetypy i…, s. 71.

40 P. Huelle, Nie wierzę w sztuczne raje, rozmowa z A. Zgierską, „Tytuł” 1996, nr 4, s. 26–27. 41 S. Chwin, O Hanemannie, tauromachii i trzech samobójstwach, rozmowa z A. Bagłajewskim

„Kresy” 1996, nr 25, s. 115.

(9)

dzych łóżek, do cudzych wanien, pod cudze kołdry”43. Dla wielu Niemców Danzig jest utraconym gniazdem rodzinnym, w kierunku którego być może symbolicznie zwraca się – niczym żona Lota – Hanemman decydujący się na pozostanie, zaś dla Polaków Gdańsk pozostaje miastem odzyskanym, ale wciąż niemieckim, wypeł-nionym „czerwonym neogotykiem kościołów i koszar”44.

Według S. Chwina pograniczne terytoria i miasta dwunarodowe o niedobrej przeszłości zawsze będą narażone na konfl ikt45, ale być może świadomość tego faktu i zmierzenie się z tą niedobrą przeszłością jest szansą na jego uniknięcie? Wreszcie mieście Danzig – Gdańsk możliwa staje się psychoanaliza miejsca: od-słanianie ciemnych pokładów warstw miasta – odsuwanie lęku poniemieckiego urazu46 poprzez spotkanie z cieniem miasta i terapeutyczną moc słowa. To wyzwo-lenie z okopów traumatycznej przeszłości to nie tylko przerwanie zmowy milcze-nia poprzez literackie obrazy, ale i chęć wyplewiemilcze-nia dobrego zła47, które zdaje się integrować społeczeństwo. Tylko integrować w imię czego? Zbiorowej niechęci? Posiadania wspólnego wroga? Przysłowiowego trupa w szafi e? S. Chwin wspomi-na powojenną powieść: „[…] słyszało się ją w sklepach, wspomi-na dworcach, wspomi-na przystan-kach tramwajowych, w kuchniach i sypialniach, nawet gdy nikt jej nie opowiadał. Była częścią społecznej podświadomości tamtego czasu. Tyleż zmyśleniem, co twardym faktem życia duchowego”48. Niosła przekaz jakoby Niemców nie wypę-dzano z powojennego Gdańska i wiedli oni spokojne życie obok Polaków. Okrut-ni Niemcy i wyrozumiali Polacy. Jesteśmy spadkobiercami takowych powieści, dobrego zła. Co zrobimy z tą schedą? Co powiemy o przeszłości naszym dzieciom? Jaką tożsamość zbudujemy w mieście Gdańsk? Tożsamość powojenną, przetka-ną historią dobra i zła, z doświadczenia krzywdy i cierpienia, z terapeutyczprzetka-ną siłą słowa pisanego, z wiarą w wyzwolenie z kolczastych drutów i komór gazowych, samosądów i szubienic.

43 Ibidem, s. 116. 44 Ibidem, s. 117.

45 S. Chwin, Tajemnica „dobrego zła”, „Tytuł” 2001, nr 4 s. 93. 46 A. Bagłajewski, Miasto…, s. 332.

47 S. Chwin, Tajemnica „dobrego zła”…, s. 87. 48 Ibidem.

(10)

L I T E R A T U R A :

Bagłajewski A., Miasto – palimpsest [w:] Miejsce rzeczywiste. Miejsce wyobrażone. Studia

nad kategorią miejsca w przestrzeni kultury, M. Kitowska-Łysiak, E. Wolicka (red.),

Lublin 1999.

Berne E., Dzień dobry… i co dalej?, Poznań 2007.

Bettelheim B., Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni, Warszawa 1996. Chwin S., Hanemann, Gdańsk 2008.

Chwin S., Kartki z dziennika, Gdańsk 2004.

Chwin S., Krótka historia pewnego żartu, Gdańsk 2007.

Chwin S., O Hanemannie, tauromachii i trzech samobójstwach, rozmowa z A. Bagłajewskim, „Kresy” 1996, nr 25.

Chwin S., Tajemnica „dobrego zła”, „Tytuł” 2001, nr 4.

Domańska E., Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach, Poznań 2005.

Fink B., Kliniczne wprowadzenie do psychoanalizy lacanowskiej. Teoria i Technika, Warsza-wa 2002.

Huelle P., Dzieciństwo po Jałcie, rozmowa z K. Chwin [w:] Rozmowy „Tytułu”, Gdańsk 1996. Huelle P., Nie wierzę w sztuczne raje, rozmowa z A. Zbierską, „Tytuł” 1996, nr 4.

Huelle P., Weiser Dawidek, Gdańsk 2000. Huelle P., Wiersze, Gdańsk1994.

Jung C.G., Archetypy i symbole, Warszawa 1993. Jung C.G., Symbole przemiany, Warszawa 1998.

Lacan J., Funkcje i pole mówienia i mowy w psychoanalizie, Warszawa 1996.

Mol H., Meaning and Place. An Introduction to the Social Scientifi c Study of Religion, New York 1983.

Psychoanaliza i literatura, Dybel P., Głowiński M. (red.), Gdańsk 2001.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

I would like to focus on the issues of internalized oppression, colonial mentality, discrimination and racism toward the Latino community in the United States.. In order

w jego obecnym brzmieniu, tzn., że „(..) sąd rewizyjny (...) przekazuje sprawę do ponownego rozpo­ znania w innym składzie sądowi, który rozpoznawał ją w pierwszej

Poczucie tożsamości, rozumiane jako poczucie indywidualnego istnienia, jest zjawiskiem złożonym, na które składają się poczucie odrębności od otoczenia, ciągłości w

Pierwsze jest uprzedmioto­ wione i zmediatyzowane w języku; drugie, podmiotowe, obecne jest implicite przez dobór i organizację składników wypowiedzią jak też

Wadoviana : przegląd historyczno-kulturalny 7,

W Instrukcji Episkopatu Polski na temat przygotowania do zawarcia sakra- mentu małżeństwa czytamy: „Chodzi bowiem o to, by młodzi ludzie dobrze przygotowali się do tak

Coraz bardziej też do głosu dochodziło jej ujęcie historiozbaw cze.4 U ka­ zanie się książki W... Są to zresztą uw agi szczegółowe, dotyczące poszczególnych