W SPRAW IE KSIĄŻKI O GÓRNICTWIE SOLNYM W POLSCE Recenzje, które na łam ach „K w artaln ik a” poświęcono już pracy prof. K. M aślankiewicza o górnictw ie solnym w Polsce 1, potw ierdziły przew idyw ania, iż szeroką i ciekawą te m aty k ą z dziedziny, w k tó rej obserw ujem y ostatnio tak znaczne ożywienie badań, wzbudzi ona wśród badaczy duże zainteresow anie.
Sam autor poskąpił w praw dzie choćby krótkiej przedm owy, choćby p aru w stępnych uwag, co sądzi o zakresie, poziomie i przeznaczeniu książki, lecz w ydaw nictw o rekom enduje ją na obwolucie jako po p u lar nonaukow ą, a napisaną interesująco i żywo. Recenzje zw róciły uw agę na obie te cechy, zalety form y bowiem, ta k cenne w każdym opraco waniu, tu taj, gdy k ieruje się je do szerszych kręgów,- n ab ierają bez sprzecznie wagi szczególnej. Pozostaje jednak d ruga jeszcze, isto tn iej sza chyba strona opracow ania — treść, i to zarówno jej zakres, jak i konstrukcja. A pow tórzyw szy inform ację o szerokich kręgach po tencjalnych odbiorców książki, recenzje wniosków z tego nie w yciąg nęły. O graniczyły się one do scharakteryzow ania treści na tle dotych czasowej lite ra tu ry przedm iotu, czy n aw et całego cyklu publikacji W y daw nictw a Naukowo-Technicznego, podnosząc styl, język i bogatą s tro nę graficzną, a kw estionując, może i słusznie, parę niedociągnięć — na tle całości książki z pewnością jednak nie najistotniejszych. W ysunięto też postulaty, jakby chodziło o pracę w pełni naukow ą; a problem u, czy książka odpowiada założeniom, czy jest rzeczywiście tym , za co chce uchodzić, jakiego rodzaju zasób w iedzy prezentuje m asow em u odbiorcy i w jakiej form ie to robi — w ogóle nie postawiono.
Przypom nijm y i podkreślm y z naciskiem, iż m am y przed sobą pracę przeznaczoną dla przeciętnego odbiorcy, nie posiadającego specjalistycz nego przygotow ania historycznego. Sięgnie on więc po n ią nie w poszu kiw aniu in terp re ta cji tego czy innego dokum entu, danych o organizacji czum aków .mai U krainie czy innych, poruszonych przez recenzentów szczegółów. P roblem y dyskusyjne należało chyba w ogóle w p racy tego rodzaju pominąć, a treść, podporządkow aną ściśle tem atow i, w olną od całego ap aratu naukowego, podać w sposób jasny i p rzejrzysty, za opatrzyw szy jednak książkę w skorowidz i zestaw ienie lite ra tu ry , a ew entualnie także i wykaz źródeł.
Tym czasem autor, w yręczony w sprecyzow aniu poziomu i przezna czenia p racy przez w ydaw nictw o, spróbow ał ją zaopatrzyć w ap ara t naukowy. Zaprezentow ał p rzy ty m istn ą mozaikę wszelkich chyba moż liwych form cytow ania źródeł (raz bieżąco w tekście, czasem w naw ia sie, w yjątkow o i w przypisie, z zasady bez podaw ania tom u i strony, nie mówiąc już o m iejscu i ro k u w ydania; raz dając ty tu ł bez autora,
1 Kazim ierz M a ś l a n k i e w i c z , Z d zie jó w g ó rn ictw a solnego w Polsce. W arszawa 1965. Por. recenzje A. K eckow ej i A. G aw ła o tej k siążce w nrze 1—2/1966 „K w artalnika”, ss. 114—119.
' i ' \
1 2 2 B o g u sła w R a tu s iń s k i
in n y m razem na odwrót), ale n a ustaloną i ogólnie w pracach historycz nych p rz y ję tą form ę nie natrafił. W dołączonych n a końcu pomocach stw ierdzam y b ra k ispisu źródeł (Choćby tych, k tó re cytow ano w tekście jak o w ykorzystane), ale z zadowoleniem konstatujem y sporządzenie zesta w ienia 86 pozycji litera tu ry , a także skorowidza. Ten o statni objął łącz nie hasła ta k osobowe, ja k i geograficzne oraz rzeczowe; w zasadach ich doboru (czy też eliminacji) nie sposób się zorientować, ale łatw o stw ierdzić, iż z jed n ej nieraz stronicy opracow ania (np. s. 243 czy 251) poopuszczano po parę, a naw et po kilkanaście pozycji. Poważne luki nie tru d n o dostrzec i w literatu rze. A jeżeli-te Ostatnie nie są przypad kiem , jeżeli au to r chciał dać czytelnikow i podstawowe jedynie w ska zówki co do możliwości pogłębienia tem atu, to w idział go — w zasadni cze j sprzeczności z ty tu łem książki — jak b y raczej w geologii.
Nie inaczej m a się rzecz zresztą i z sam ym opracowaniem. Podzie lono je na trz y zasadnicze części zatytułow ane kolejno: Ogólne wiado m ości o soli kam iennej, je j otrzym yw a niu i zastosowaniu (78 stron), Kopalnia w ielicka i bocheńska (148 stron), Inne saliny polskie (37 stron). O gólne więc inform acje o soli, od jej znaczenia d la organizm u ludz kiego i zwierzęcego w świetle wypowiedzi A rystotelesa oraz od poda nia biblijnego o żonie Lota, poprzez jej własności fizyczne i chemiczne oraz w ystępow anie w przyrodzie aż do m etod w ydobywania w zary sie historycznym na teren ie całego globu, z A ustralią włącznie (a w szyst ko przeplatane licznymi zdjęciami), nie tylko stw orzyły osobną, zupeł n ie sam odzielną część pracy — zdaw ałoby się n a podstaw ie ty tu łu hi storycznej — ale w raz z ustępam i o tem atyce geologicznej dwu n a stępnych części w ypełniły nieomal jedną trzecią objętości książki. Słuszne są bez w ątpienia stw ierdzenia recenzentów , iż „osoba autora, specjalisty m ineralogii i pokrew nych dziedzin przyrodniczych, gw aran tu je w artość i aktualność inform acji”, iż, podał on „w yczerpujący opis własności fizycznych i chemicznych soli” 2. Nie postawiono jedynie p y tan ia, czy naw et przy jm ując celowość tego rodzaju w stępu w pracy poświęconej przecież dziejom polskiego górnictw a solnego w Polsce, nie zwichnięto przypadkiem proporcji objętościowych. A swoją drogą raz jeszcze okazuje się ma ty m przykładzie, iż o ile w y b itn y raawet uczony może nie posiadać ta le n tu popularyzatora, odpowiedni poziom p racy popularnonaukow ej g w arantuje tylko pióro doskonałego fachowca dańej dziedziny.
M ateriał historyczny ujęto, ja k wiem y, w dw ie części, w yodręb niając Wieliczkę i Bochnię od innych salin polskich. W ram aćh o stat niej części znalazł się osobny rozdział poświęcony górnictw u solnemu w Polsce północnej (do któ rej rów nież zaliczono np. dolinę doinej Nidy), a zam yka ją rozdział o polskim górnictw ie solnym w czasach najnow szych obejm ujący rów nież — w brew przyjętem u zasadniczemu podzia łow i — Bochnię i Wieliczkę. Nie b rak i potknięć historycznych: solan k i w Kołobrzegu okazują się np. być ,.piastow skim i”, a założone przez Bolesław a Chrobrego biskupstw o w K ołobrzegu było rzekomo „prze niesione . później do Wolina i K am ienia” (s. 245).
W łaściwe dzieje polskiego górnictw a solnego to — rzecz jasna — h isto ria kopalń: bocheńskiej i w ielickiej. Poświęcono im drugą, środ
kową część publikacji, dzieląc ją na cztery rozdziały, a każdy z nich n a kilka lub kilkanaście zaopatrzonych ty tu łam i ustępów tem
nych. Pierw szy rozdział dotyczy łącznie krakow skich żup solnych w średniowieczu, dw a następne — Wieliczki, ostatni —-- Bochni. Słuszne są niew ątpliw ie uw agi recenzentki, iż nie je st to koncepcja najszczęśliw sza, że ujem nie na tej p a rtii książki ona to w łaśnie zaważyła. Ale istn ie je jeszcze spraw a tw orzenia ustępów poświęconych poszczególnym za gadnieniom oraz treści, jaką w nich faktycznie pomieszczono. Jak zw ykle przy tego rodzaju rzeczowym ujęciu, pierw sze ryzyko — to n ie w yczerpanie tem atu, pominięcie pew nych zagadnień. Z pewnością nie w szystkie są rów nie ważne, z niejednego n a pewno można było i n a leżało zrezygnować. Czy nie w a rta b y ła jednak choćby w zm ianki p rzed rozbiorow a p rak ty k a w ynagradzania urzędników w prost z kasy żupy lu b porozbiorowy kró tki okres w spólnej w nich adm inistracji polsko- -austriackiej? Czy dobrze się stało, że zupełnie nie zajęto się proble m em dochodowości kopalni, poświęcając za to osobny ustęp p racy koni w kopalni wielickiej? Że za w ażniejszą od ad m inistracji kopalni uznano
je j w entylację? '
Inne problem y doczekały się za to podwójnego omówienia. O znisz czeniu Wieliczki przez T atarów w 1241 r. czytam y naw et p arę razy, ciężar bałw anów solnych podano raz na s. 95 i pow tórnie na s. 145, a o w ysiłkach nad utw orzeniem uzdrow iska w Wieliczce w X IX w. dow iadujem y się n ajpierw z ustępu Kopalnia pod zarządem austriackim , później zaś, znacznie obszerniej, z zatytułow anego W ieliczka uzdrow i skiem . Ten ostatni przykład to już zresztą nie tylko potknięcie w k on stru k cji, ale — jako w ynik równoczesnego stosow ania dwóch różnych k ry terió w (rzeczowego i chronologicznego) przy układzie m ateriału >— w yraźna konsekw encja nieprzestrzegania zasad logiki. Pow tórzenia takie, podobnie jak rozbudow anie m ateriału z zakresu geologii, nie były obojętne dla objętości książki, prow adząc przy ty m niekiedy do zam ie szania. Tak np. stw ierdza się na s. 101, iż w połowie XIV w. urządzeń m echanicznych w kopalni w ielickiej praw dopodobnie jeszcze nie było, n a s. 156 podaje, że k ie ra ty b y ły tam w użyciu może ju ż w pierw szej połowie XIV w., a na s. 178 ustala, i to bardzo ściśle, nie tylko czas w prow adzenia pierw szych urządzeń m echanicznych, ale naw et osobę in icjatora ich zainstalow ania — żupnika M ikołaja Bonera (1392— 1406). Teoretycznie, skoro żadnej z w ym ienionych koncepcji n ie dało się po przeć konkretnym przekazem źródłowym, za rów nie praw dopodobną można by uznać każdą z nich. Ale ostatnią należy w każdym razie przynajm niej nieco skorygować, rozróżniając (pomimo pewnego po dobieństw a nazwisk) pomiędzy rodzinam i Bonerów i Bochnerów. Na przełom ie wieków X IV i XV tych pierw szych jeszcze nie było W Polsce, a żupnikiem był (od 1396 r. zresztą, nie od 1392 r.) Mikołaj Bochner..
P roporcje miejsca, jakie poświęcono poszczególnym zagadnieniom, ustalono chyba nie zawsze 'najszczęśliwiej. W spom nijm y tylko, że wyso kość produkcji omówiono w 7 w ierszach z dodatkiem tabelki, a rela cje ze zwiedzania kopalni w ielickiej przez obcych aż n a 16 s tro n a c h — p o w tarza jąc je zresztą za w ym ienioną ty lk o w spisie literatu ry pracą S. Gawędy. Trudno nie ęłodać, iż p rzy w szystkich usiłow aniach ustalenia, k tó ry m i zagadnieniam i autor się zajął i w jakiej m ierze, napotykam y na trudność najm niej spodziewaną: n a całkow itą nieraz sprzeczność po m iędzy ty tu łem któregoś z ustępów a jego faktyczną treścią. Ja k n a j bardziej słusznie postanow ił np. autor w yodrębnić problem Początków polskich praw górniczych, ale ta k zatytułow any ustęp w ypełniły niem al
124 B o g u sła w R a tu siń s k i
całkowicie najpierw najstarsze w zm ianki o Wieliczce, dalej w iado mości o jej zniszczeniu przez Tatarów , opis h erb u Wieliczki od XVI w. do 1938 r., wreszcie inform acja o anulow aniu przez Bolesława W stydli wego świadczeń ciążących na kopalniach w Wieliczce i Bochni. Okres rządów Stanisław a A ugusta znalazł się w ustępie zatytułow anym Czasy saskie, a o stra jk u w Bochni z 1592 r. dow iadujem y się nie z tego ustępu, k tó ry poświęcono specjalnie strajkom (tam n a odmianę zamieszczono m. in. inform ację o fundacji szpitala dla górników w 1357 r.), ale w ustępie o żupie Lubom irskich „K unegunda” . Zagadką pozostanie też, dlaczego ostatniem u ustępow i dotyczącem u Bochni nadano ty tu ł Obecny stan 'kopalni, k tó ry z treścią ustępu nie m a już nic wspólnego.
N ie próbujm y Więc orzec, że którym ś z zagadnień się zajęto, a inne pominięto, na podstaw ie sam ych tylko ty tu łó w ustępów pracy, czy tym bardziej układu m ateriału. Jeżeli więc np. ro zd ział' poświęcony kopalni w Bochni rozpoczyna, całkiem zresztą słusznie, opis budowy złoża geologicznego i m etod eksploatacji, nie znaczy to jeszcze b y n aj m niej, ze rów nie logicznie ułożono m ateriał dotyczący kopalni wielic kiej. T utaj opis budow y złoża ujęto w praw dzie rów nież w osobny ustęp, ale zepchnięto go na koniec rozdziału, a system am i eksploatacji, cza sem bardziej zwarcie i osobno, czasem zupełnie przygodnie, zajęto się w p aru miejscach. W pierw szej chwili, po przejrzeniu samego spisu rzeczy, mogłoby się wydawać, iż pom inięto w książce najw ażniejszy tu chyba problem rozw oju kopalni, kolejności i czasu głębienia poszcze gólnych szybów i chodników. W rzeczywistości, problem te n omówiono, stosunkowo obszernie, ale odnoszące się doń teksty są rozproszone, a pew nych m ateriałów , jak np. daw nych planów kopalni, znanych autorow i i przezeń’ omawianych, pod ty m kątem w idzenia nie zużytko wano. T ak w ięc najstarsze wiadomości historyczne o soli wielickiej i bocheńskiej znajdziem y w ustępie ta k w łaśnie zatytułow anym , a więc w tym w ypadku ty tu ł odpowiada ściśle treści. Późniejsze — nieco da le j, w ustępie Dawne szyb y i poziom y kopalni wielickiej. D atę powsta nia szybu Daniłowicza rzucono m im ochodem przy om awianiu złoża geologicznego; czas zaś utw orzenia poziomów II i III — jeszcze dalej, przy ch arakterystyce Podstaw eksploatacji soli w kopalni wielickiej. Nieco danych znajdziem y wreszcie, gdy mowa będzie o osobach poszczegól nych żupników itd. Zupełnie analogicznie przedstaw iają się i inne stro ny tego samego zagadnienia rozw oju kopalni — liczba pracow ników czy doskonalenie m etod eksploatacji.
Nie szukając już dalszych, analogicznego rodzaju przykładów, pom i jając naw et kw estię źródeł autorow i nieznanych, spróbujm y wysunąć bardziej ogólny wniosek. Czy praca nie spełniłaby swego zadania lepiej, gdyby je j nadano inną postać? Czy pam iętając zwłaszcza, iż wziąć j ą ma przecież do ręk i przeciętny czytelnik, n ie'należało zam iast mechaniczne go zbioru wiadomości podać je przeanalizow ane i uporządkowane? W y ciągnąć z nich dane do konkretnych zagadnień, zestawić ze sobą i pokusić się o próbę choćby tego, co nazyw am y konstrukcją historyczną? Nie przesądzajm y, czy gdyby postąpiono ta k p rzy każdym z poruszonych za gadnień, całości nadano logiczny układ i proporcje o ra» przejrzano pod kątem widzenia ścisłości inform acji — pow stałaby dobra praca popu larnonaukow a; m ogłaby jednak wówczas do tego m iana pretendow ać*.
* N a łam ach nru 2/1967 „Kwartalnika” zabiorą jeszcze głos w tej samej sprawie A. G aw eł i S. Czarniecki. (Przypis redakcji).