• Nie Znaleziono Wyników

Satyry

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Satyry"

Copied!
276
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

K R Z Y S Z T O F O PALIŃ SK I.

S A T Y R Y .

K R A K Ó W .

1884.

NAKŁADEM K . BARTOSZEWICZA. W drukarni A. Koziańskiego. tfl

(6)
(7)

O D W Y D A W C Y .

Przy wydaniu Satyr Opalińskiego miałem pod

ręką siedm wydań.

Pierwsze z r. 1650, nieznane dawniejszym biblio­

grafom nosi tytuł: Satyry albo Przestrogi do naprawy

ftządu y Obyczajów w Polszczę należące, na pięć xiąg

rozdzielone. Bolcu Pańskiego M .D C.L in folio str. 178.

Miejsca druku niema. AV bibliografii Estreichera czytam

pod r. 1650: Opaliński Kaz. (?) Satiri (?) albo Prze­

strogi (dwie edycye).

Wydanie drugie z r. 1652 nosi ten sam tytuł

co pierwsze, i zgadza się z niem także pod względem

formatu i liczby stronnic. Różni się nieco pisownią,

poprawia kilka błędów I. wydania, ale też wiele no­

wych dodaje. Miejsce druku niewyraźne. Estreicher

podaje Kraków,

Wydanie III. z r. 1654 in 4-to jest jeszcze gor­

szeni, lubo ma pretensyą do poprawności, czego dowodem

(8)

— II. —

jest sam tytuł: Satyry albo Przestrogi do naprawy

rządu y obyczajów w Polszczę należące, na piąć xiąg

rozdzielone, a teraz od errat pierwszych skorygowane

i wydrukowane roku Pańskiego M D C L 1V . Str. 195 .

Bez miejsca druku.

Wydanie 4te z r. 1691 in

8

-to drukowane kur­

sywą „w Yenetiy“ a właściwie w Poznaniu, jest już

złem zupełnie. Tytuł je g o : Juvenális redivivus, to jest

Satyry itd. (jak w w yd. I. z r. 1650). Obok tytułu znaj­

duje się rycina przedstawiająca Satyra siedzącego na

globie. Na rycinie rok 1691. Na pierwszej str. rysunek

przedstawiający Satyra trzymającego przed szlachcicem

zwierciadło z napisem: „ S p e c u l u m v e r i t a t i s “ ;

stron 194.

Powtórzeniem tego wydania jest edycya z r. 1698

takimże drukiem, z tymże samym tytułem i w tymże

formacie. Dodany do niej portret Opalińskiego w ca­

łej postaci. Estreicher wydania tego nie zna,

Z togoż 1698 r. znajduje się drugie wydanie

in folio z tytułem: Juvenális redivivus itd. Za miejsce

druku także podana Wenecya. Jestto wcale dobry

i staranny przedruk dwóch pierwszych wydań. Na ry­

cinie napis: „Satyra polska“ i wyryty rok 1694, coby ka­

zało się domyślać, iż istniało wydanie i z r. 1694.

Siódmem wreszcie znanem mi wydaniem jest po­

znańskie z r. 1840, dokonane podług edycyi 1652 r.

Jako sumienny przedruk zasługuje na uznanie.

(9)

— III. —

Prócz tych wydań podaje jeszcze Estreicher dwa

wydania Satyr z r. 1698 pod dwoma tytułami:

a) Icon animorum albo zwierciadło w którym każdy

przejrzeć się może. W enecya (Poznań) i

b) Zwierciadło w którym każdy przejrzeć się może,

to jest Satyry, W enecya (Poznań).

Ta zmiana tytułu nie była bez celu. Jak podaje

Bentkowski (I. 416) opuszczone zostały w „Zwier-

ciedle“ a więc pewno i w „Iconie“ dwie satyry „na

obyczaje duchownych“ i „na teraźniejsze w różnych

zakonach obyczaje“ .

Tekst wydrukowano prozą,. Dano wreszcie dla

większej odmiany inne tytuły, wyjęte z przedmowy

z Satyr, a mianowicie z ustępu:

G rzesznym się b y ć sądzę

I baczę to do siebie, ztąd i siebie znajdę W mej księdze, g d yż ta słusznie Icon animorum M oże b y ć mianowana, albo w ięc zwierciadło W którym się każdy przejrzy i plamę obaczy.

Tak więc doliczając do znanych mi edycyj po-

daie przez Estreichera i Bentkowskiego, oraz przypu­

szczalną z r. 1694 byłoby wydań Satyr l i a z tych 10

w wieku X V II. w ciągu lat 48. — Dowodzi to niesły­

chanej wziętości Satyr i co za tern idzie ich znaczenia

w literaturze i historyi obyczajów.

W wydaniu mojem

(12

z rzędu) trzymałem się

dość ściśle edycyi pierwszej, jako bezwarunkowo naj-

lepsiej, odstępując od niej tylko tam gdzie błąd

(10)

ko-rektorski był widoczny. Błędy i warjanty następnych

edycyj podawałem w przypiskach.

Pisownię nieco zmodernizowałem, pozostawiając

jednak w tekście wybitniejsze cechy pisowni X V II w.

Winienem tu dodać, iż ortografia używana w pierw-

szem wydaniu zbliża się więcej do dzisiejszej, niż orto­

grafia późniejszych wydań. Tak w edycyi z r. 1650

mamy: przejrzy, insi, a w następnych: przejźrzy, inszy,

W końcu zaopatrzyłem moje wydanie w słowni­

czek wyrazów dziś nieużywanych lub też odmienne

mających znaczenie, oraz dołączyłem kartkę z do­

kładnie przedrukowanym tytułem Satyr.

W przypiskach wydanie in folio z r. 1698 od­

różniłem od wydania z tegoż roku in

8-0

znakiem: (I)

(11)

S A T Y R Y

albo

P R Z E S T R O G I

do Naprawy Rządu y

O b y c z a j ó w w P o l s z c z ę

należące,

A a P i ę ć X i ą g r o z d z i e l o n e .

B O K U P A Ń S K I E G O

M. D C . L.

(12)
(13)

citzedinowa.

Myśliłem cob y pisać pod te czasy w Polszczę, Historyą czy rymy, czy co do zabawy

Czy sielanki, c zy fraszki, czyli sowiźrzałów Albertusow, czy bajki, czy też oracye Czyli mowy pogrzebne czy gratulacye.

» Czy plęsy, albo pienia godne nie wiem czegoś. Czyli wiersze weselne, czyli pfanegiriki.

A leć tę zostawiwszy deliberacją,

Co z tego pisać mają, którzy się tym bawią. Mnie przyznam fantazja służyć w tym nie chciała, Raczej złe obyczaje do siebie cią g n ęły ,1)

I prawie przymuszały, abym je wziął przed się. Ledwiem tedy zamyślił, i ledwiem co począł, A żci indignatio zaraz fe cit* ) ver$um.

Ro któżby się dla B oga strzymał w tym żelaznym W ieku, gdy dawno złote minęły, a ledwo

Gliniany nam dziś został, i to nie iłżecki? Jakie zbrodnie, występki, fałsze temi czasy Panują, i nieszczćrość, jakie. oszukania,

W szeteezeństwa i niewstyd, chciw ość, i cokolwiek W obyczajach może b y ć złego i brzydkiego? W ięc w rządzie pospolitym a raczej nierządzie,

(14)

Trudno się było wstrzymać. A le wczas przestrzegam , Ż e chrześcijanin piszę, piszę prawowierny

Katolik, z synów jeden K ościoła świętego. Pomnię na w okacyą chrześcijańską, która Jeśli słowem, daleko mniej piórem i drukiem, (B o te dłużej trwać zw ykły) zakazuje szczypać' Cudzej sławy. A przeto mianować nikogo Nie myślę, ani to mam w intencyi ') mojej N otować osób, raczej obyczaje, które Pow szechnie zepsowane, tym ży czę naprawy, K ożd y się tkniej i osądź. s) K iedy w stół uderzy K raw iec, n ożyc szukając, ozwą się nożyce,

Choć ich nie ruszy, czym znać, że n ożyc szukano.'1) P oczu je się rozumiem każdy w swych narowach, *) G dy tu co podobnego przeczyta w mej księdze. Ja protestor mianować nie chcę chyba dobrze. A gdy k ogo mianuję, ju ż to z nim umarło. W grobie też ruszać zmarłych nie myślę, ch y b a b y Jawnie wszystek świat wiedział, co się o kim wspomni. Napomnieć albo przestrzedz to moja powinność.

Popraw i się kto, dobrze, nie poprawi, przecię Nie we mnie będzie wina, ale w nimże samym. O jako siła zyszczę, choćbym znalazł tylko Jednego i drugiego, któregoby tknęła T a moja praca w serce, i ze złego dobrym U czyniła człowiekiem, lub synem koronnym, W iększa jest rzecz u B oga, niżeli świat w szystek Dusza ludzka, z której się cieszą aniołowie, Gdy do B og a nawróci, gdy złego poniecha,

1) W w yd: 1650: w inten cy. 2) W wyd. 1691 i 1698: K ażdy się tknie i o sąd ź 3) Tamże: szuka. 4) Tam że: n a łog a ch .

(15)

Przeto się każdy spytaj sam siebie jeżeliś T ak ow y, ja k ieg o cię ta księga opisze, Lubo tej iutencyi nie ma ciebie tykać. I sobie ja upewniam nie przepuszczę, ani

T ak ślepym b y ć się baczę, abym nie miał w iedzieć C o we mnie nagannego. Grzesznym się b y ć sądzę, I baczę to do siebie, ztąd i siebie znajdę W mej księdze, gdyż ta słusznie Icon animorum M oże być mianowana, albo w ięc zw ierciadło, W którym się każdy p rzejrzy ,') i plamę obaczy. Rym owi*) dałem pokój, choćbym ci mu pono B ył niezgorzej podołał. D ość tak i bez rymu, Bo i Niemiec sam mówi: prawda, ch ocia3) nie rym.

- - 3

1) T a k w w yd. 1650. W w yd. 1652: p r z e jź r ź y 2) Tak w w yd. 1654: w in - n y ch R ytm ow i. 3) w yd. 1652 i 1691: ch ocia ż.

(16)

KSIĘGI PIERWSZEJ

S A T Y R A I.

Na złe ćw iczenie i rozpasaną edukacją m łodzi.

Co po tych proszę zbiorach, co po pełnych złotem Skrzyniach żelaznych, które w sklepach gęsto stoją, W ork ów z zawiązanem i1) czuprynami strzegąc, K iedy potom ek wisieć, który ma zażyw ać

T e g o w szystkiego, co nań tak chciw ie zgrom adzasz? P o co te wioski sprzęgasz, a sąsiadów ciśniesz, Ba czasem nie jednem u w szytko powydzierasz, K iedy ten tego nigdy nie godzien, co wkrótce Ma po tobie dziedziczyć. (Bodaj nie dziedziczył Na większą hańbę domu i niesławę swoję) Spytacie mię P o la cy zkąd t o ? chceeież w iedzieć? 'N ie umiecie ćw iczenia dawać dziatkom z młodu.

Owszem przykładem swoim barziej2) ich psujecie. Jako ma b y ć napotym dobry, kto z dzieciństwa D o w szelkiego przyw yknie złego i nałogów N iecnotliw ych n abęd zie? Pom nicie co mówi Stary poeta, że w ięc skorupa która się Świeżą będąc, napije smrodliwej tłustości, Już nigdy nie wycuchnie ani pachnąć będzie.

1) T a k w w yd 1652,1691, 1698. W w yd. 1650 i 1651: za w ięza n cm i. 2) W w yd . 1650 i 1654; b a r z i.

(17)

T o ż się tu właśnie dzieje. N aprzód gdy od mamki D ziecię odsądzą w drugim i to ledwie roku, Z e u tjje ja k cielę, tamże go zostawią D o kilku lat, aż zgnije między fraucymerem. Całują, pieszczą, m uszczą, czasem i przytulą Nieostrożnie gdzie indzie, że się chłopiec zbestwi, Ba czasem i nauczy, i siągać ju ż pocznie Gdzie nie trzeba. Tym czasem papinkami karmią. U chow aj B oże inszej potrawy dziecięciu

T y lk o co się na ątko zw ykło terminować, Jako t o ; gołąbiątko, kurczątko, cielątko. W o ło w e g o nie dać mu mięsa ani grochu,

Trucizna niemoże b y ć dziecięciu ’ ) gotow sza, I tak między cnym i roście b iałogłow y Sardanapale młodę tracąc zdrowie w szy tk ę,2)

Nakoniec i czerstw ość i ochotę do cnoty,

Do zmarnieje w więzieniu dziewczym niż doroście G dy mu i na piądź w yniść z izb y nie dopuszczą, Chyba zatkawszy gąbkę i nosek i uszka.

A na cóż go tak długo tuczysz w tym karmniku

Co w żdy z n iego na potym chcesz mieć, co dla B o g a ? D opierożci zaledwie po różnych przym ówkach

I krewnych i przyjaciół, pośle go do szkoły, Przykazaw szy surowie i pedagogow i,

I tym którzy są przy nim, aby długo sypiał, A b y rózga na ciałku je g o nie postała. R oście Jaś ja k cielątko, będzie w ołek z niego. Piszą w szyscy, że się Jaś u czy arcy dobrze, Skacze z szkoły do szkoły, bo ci co go uczą C hcą się rodzicom cale w tym akkom odować.

Już przebiegł rethorykę i dialektykę,

(18)

T rzeeh słów nie umie słusznie w yrzec i napisać. T o ż z nim do filozofii, a potym do domu B o umie in Barbara coś argumentować,

Nie w szkole ale w mieście. K ędy w cudzych domach, G dy nie będzie celarent, albo też daraptim.

T o nastąpi fe r io , argument u męża Potężny, który je g o wszytkie insze zbije. O dpraw iw szy tak tedy swój curs i nauki, Pow raca ju ż do domu człowiekiem uczonym, B o tak o nim i ociec i matka rozumie.

W s z y s cy jednak inaczej. Cóż w żdy po nim w domu K ęd y się nie nauczy chyba wszeteczeństwa,

I wszelkich n iepoczciw ych obyczajów oraz. Pan ociec sam stanie mu za mistrza dobrego, Pani matka też i siostry takiegoż gatunku. P ije ociec w dzień i w n oc, nie wyda go synek, Gra kostek, i tych pewnie tenże dopom oże,

Zw adźca on, wprawi się też niedługo w toż i syn. B ad podw iczki ’ ) pilnuje, i w tym go wyrazi Ad amussim i w inszych zbytkach i nierządzie, I które tylko możesz ogarnąć roznmem N iecn otach : ojcow ski dom stanie mu za szkołę. N ie ło ży na nauki syna, i ciężko mu

K opę na to obrócić, a zaś tego darmo N auczy się cokolwiek i tego i wszytek Oraz dom zesrom oci. W ię c mówisz: co potym Synowi po łacinie um ieć? a on głupi

P o polsku i łacinie, z ciebie przykład wziąwszy. T ak mu tedy ten miły dom i pomieszkanie P rzy tatusiu wynidzie. A ż się też namyśli W y s ła ć go gdzie daleko w cudzoziemskie kraje,

(19)

Po co p roszę? aby tam z małpą się ożenił, A lb o w ięc inspektora marnie okaliczył, A lbo zabił. W szak w iecie niedawne przykłady. W raca się pan syn ze W łoch tandem do O jczyzn y, Żonkę z sobą prow adząc, a synową ojcu.

Pociecha, dla której go trzeba b y ło pięćset Mil od Polski posyłać. Nie wspominam straty I nakładu i kosztu i prace i z ło t a :

Które się tam rozeszło, raz na pijatyki. D rugi raz na zamtuzy i złą kompanją. L e cz tego nie żałować, bo się grać na lutni, Śpiewać, skakać galardy : ba i po francusku N auczył dyszkurow ać; w ięc i alamode

Chodzić, stroić, i wszytko czyn ić po francusku. Cóż z te g o ? to rozumiesz, że siła tym w ygrał? Mym zdaniem wszystko stracił, kiedy bonam meniem. Już mu i P olska śmierdzi, i wszystko w niej gani. 0 Francyi powiada, o damach, baletach.

Nic nie umie tylko łgać, a udawać r z e c z y ; W zwierciedle ustawicznie ni tam małpa jaka Muszcze się, goli brodę i dwa razy o dzień. T oż na potym i w polskim stroju czyn ić będzie Monstruje, perfumuje, pudruje i trafi *)

W łosy, z których żelazo ledwie kiedy znidzie Mowa, strój, po francusku i gest i zabawa. Siła przejął zw yczajów , umie i kapłuna Drewnianego rozebrać a zjeść prawdziwego, 1 po toż to całe ośm lat w Rzymie, w Paryżu Potrzeba b j ł o m ieszkać? i na to się ten koszt Siedmiudziesiąt tysięcy obrócił, i nadto ?

(20)

Ż e syn twój miasto nauk przyniósł ei te figle. A prezum pcyi nazbyt, którą ma o sobie Że grzeczny, że uczony, że w szyscy błazuowie T y lk o sam nie, a ono opak to rozumieć. Jako jed en senator o sobie powiadał,

Gdy też b y ł ze Francyi i ze W ło ch pow rócił, Że mu się w P olszczę każdy zdał b y ć ladajaki, T y lk o on grunt. Za czasem tak się mu zaś zdało, Że w szyscy mądrzy, tylko on sam jed en błazen.

L e c z ja do ciebie ojcze znowu się powracam. I pytam co w żdy będziesz czynił z tym to synem, K tóry się świeżo w rócił ? poslesz go do dworu, Czy do w ojsk a ? Nic z tego. Niech się domem baw T u ć się siła nauczy, pić a kostyrować,

W arcabam i kołatać, kart grać do umoru.

Nuż utracać, pach ołków przyjm ow ać, po miastach Hulać, krzosać, wadzić się, sąsiadów najeżdżać, R odziców nie szanować, rady ich nie słuchać. R ów nych sobie znieważać, aż też utną rączkę, I onę piękną gąbkę sprośnie nakarbują.

T y dopiero zabiegać temu ch cesz; daremnie. Czem u? bo ju ż nie rychło, gdy się rozbieżały K oła i gdy ju ż trudno zatrzymać ich z góry,

Spyta mię kto, nierządu tego co za kon iec? K róciusieńko odpowiem: marne ożenienie

W domu, jeśli się w Niem czech gdzie nie opartolił, P rzeciw w oli rodziców. Zatym to nastąpi,

Ż e wszystek dalszy żyw ot brzydko poprowadzi. I w domu lata strawi z powszechną niesławą B o z młodu do rozkoszy i nierządu przyw ykł. Nie z tej szkoły, ani też takiego ćw iczenia B y ło dwanaście młodzi cn ych onych P olaków ;

(21)

K tórzy w Adrynopolu na w szeteczny nierząd Iłd Amurata będ ąc Cara tureckiego

Wybrani ze w szech więźniów, zabić umyślili Cesarza; a gdy jed en Bułgarzyn ich wydał, W iedząc o mękach, które cierpieć, albo sprosnym Żądzom tyrana mieli brzydkiego podlegać, Samiż z sobą tak długo broniami czynili, Pokąd ostatni nie leg ł i ducha nie oddał.

T o powiedziawszy spyta mię kto, co w żdy radzę 0 wychowaniu dzieci. Powiem, tylko słuchaj.

Z młodych lat i dziecinnych nie chowaj ich miękko, Niech przyw yka synaezek niewczasom, córeczka Posłuszeństwu, bojażni Bożej i rodziców.

Potym na inspektora nie żałuj, a w karze

Każ mieć chłopię, sam także w niczym nie pobłażaj, Zw łaszcza gdy upor znajdziesz w je g o przyrodzeniu. Utraty, i złych rzeczy nie ucz, i owszem b roń ; Niech się też s}rnek z tobą nie pospolituje, A b y cię i na potym szanował i matkę, Niech zna oko surowe ojcow skie i m atki; Na nauki nie żałuj. Potym gdy zechcesz. Posłać do obcy ch krajów, wprzód u siebie uważ 1 kiedy, w k tórych leciech, a gdzie, i z kim posłać, Bo takiego trzeba przybrać, ktoby umiał

Kierować nim, i je g o poryw czą młodością. Nie żałuj na człow ieka godnego, cob y miał Słuszną swoją pow agę i respekt u niego.

Gdy się zaś z tych tam krajów do domu pow róci, Nie baw przy sobie, ale poślij ‘ ) go do dworu A lbo do wojska, albo też na służbę kędy,

G dzieby brał swe ćwiczenie. T ak z niego mieć będziesz Gzłowieka p oczciw ego, i znaczną pociechę.

(22)

— 10

In aczej śmiele rzekę, lepiej nie mieć dzieci, N iżeli mieć takowe, które dom twój, siebie, I ciebie zhańbić mają, a zhańbić na wieki.

S A T Y R A II.

Kto je s t praw dziw ie wolnym szlachcicem.

P ow iad asz: w olnym szlachcic. Czemu ? Bom się rodził W P olszczę z ojca i z matki szlachty starożytnej. —

Jesteś wolnym, przyznawani, jesteś i szlachcicem , A l e tytułem tylko. N ic w sobie w olności

I szlachectw a nic nie masz, bo to z enoty idzie. J a k o cię wolnym nazwać, a tyś silu zbrodni

Szkaradnym niew olnikiem ? W tak ciężkich okowach J a k o cię za praw ego p oczytać szlach cica?

Szlach cicem ’ ) dobry mówisz, J a k o ? aza szlachcic K raść, rozbijać pow inien? A za to szlachecka, Zaw ieść w słowie, w kontrakcie oszukać b liźn iego, Z e łg a ć i odrw ić prędzej niż pióro opa lił?

— A le moi przodkowie są w konstytucyach Od wieków mianowani, z Lechem tu osiadłszy. N a herbie Habdank noszę. Siła w moim domu B isk u p ich pastorałów, stołków senatorskich Lasek, ba i pieczęci. — W ierzę, o te snadno,

P rzecięż mnie ty nieszlaehcic, bo w tobie i krople Nie uznawam szlacheckiej krwi ani postępków . Zabijasz, cudze domy najeżdżasz, wydzierasz Sąsiadom ubogi kęs lichej substancyi,

Cudze żony porywasz, i z onemi mieszkasz,

Sąsiedzkie gumna, m szcząc się, nocnym i zdradzieckim Sposobem ogidem znosisz. A za to szlachecka ?

(23)

— 11 —

Karty, kostki, podwika, to tw oja zabawa. Kufel z ręki po wszytkie czasy nie w yn idzie; Na nic cię, tylko, abyś ja d ł, pił, a marnował. Mam cię mieć za szlach cica? nie przewiedziesz tego. Mam cię mieć za w olnego ? pewnie mieć nie będę.

— A le proszę powoli. A za ten niewolny, K tóry może na świecie tak ży ć ja k o zechce ? Ja m ogę ż y ć ja k o chcę, ba i czyn ić co chcę, Nie jestżem 1) tedy wolnym, i wolniejszym niż k ró l?

Nie dobrze inferujesz chudaku ; inaczej Starzy mędrcowie każą i z nimi sam rozum. W szystko insze przyjm uję, lecz to coś pow iedział: M ogę tak ż y ć ja k o chcę — cale reprobuję.

— Cóż kiedym je s t szlachcicem , c zy niegodzi mi się Z yć i czynić ja k o chcę ? w yjąw szy, cokolw iek Prawo karze i broni, którego się boję. — Postójże trochę miły, a naucz się krótko Coć powiem. Nie tytuły szłacheckie, ani też Urodzenie, prawdziwą przynosi nam w olność I nie mają tej w ładzy pozw olić, aby kto Pzynił co chciał. Ratio inaczej powiada, I broni czynić, cobyś podjąw szy się, podrwił:

Lepiej niechać, niż zbłądzić. T ak powszechne prawo, Tak i natura każe. Nie tykaj się lekarstw,

Jeżeliś nie me 'ykiem . Zaniechaj regała Jeżeli i na dudach zabeczeć nie um iesz! K>e puszczaj się na morze, jeśliś roli przyw ykł, Insza kmieć, insza żeglarz, nie wespół to chodzi.

— Alem ja przecię wolnym i starym szlachcicem . Kie mierzę ani kwartą, ani łokciem, ani

Uandlem nam zakazanym, idę ja k o szlachcic. —

(24)

A nie zabijaj, równych nie najeżdżaj domów. Nie godź na cudzy upad; tej strzelby nie na tw ych Sąsiadów i przyjaciół zażyw aj, ale na

N iep rzyjaciół O jczyzn y. Nie żyj po kujawsku, K ędy trzeba testament g otow y zostawić

W domu, albo przy żenie, g d y na ucztę jedziesz. J eśli się w edłu g cnoty, wedle przystojności S praw ow ać będziesz; jeśli między dobrym i złym R ozezn a sz, i co dobrze brzmi, a co nie dobrze Spróbow aw szy osądzisz: je ś li uznasz czego Strzedz się trzeba, a czego chw ytać obą ręką ; Jeśli chciw ie nie pragniesz cu dzego; jeżeli Skromnie żyjesz, przyjaciół kochasz i ratujesz; Jeśli wiesz gdy ochronić, g d y worki rozwiązać; J eśli złotem pogardzasz, niesłusznych się chronisz

Z y sk ó w , ani ich łapasz chciw ie i bez wstydu. A rzec możesz bezpiecznie; moje to są dobra. W ła sn e, i moja wolność, i moje szlachectw o, Ż y ć poczciw ie na świecie, i ż y ć wedle B o g a — Jesteś u mnie szlachcicem prawdziwym i m ądrym ; Przyznawani, że respondes twemu urodzeniu, I z n iego bierzesz oraz i z cnoty szlachectw o. Inaczej nie pozwalam. M ianowicie kiedy In szego cię na czele widzą, inszj'm w sercu.

L iszk a włos tylko mieni, a nie obyczaje. Pięknyś widzę napozór, k ied y by tak wewnątrz. Z :l czym com ci pozw olił, znowu rewokuję. W niepoczciw ym człow ieku, i jedna się nigdy P o c z ciw o ś ci uncya nie znajdzie, nie będzie.

Trudno z łe z dobrym mięszać. Jednej nie potrafisz1)

(25)

13

Noty jako Balcerek, gdy śpiewać nie umiesz, I gdy glos masz chrapliwy, daj pokój koncertom. T y przecię w twym uporze stojąc, mówisz; wolnym W olnym ja nader szlachcic. Jako to b y ć m oże? A ty tak siła panów masz w sobie, nad sob ą ; I podlegasz mizernie marnym, lichym rzeczom , W szelkich zbrodni, w ystępów będąc niewolnikiem. Czy to tylko niewola, gdy kijem, nahajką K ogo przyskrzą, aby co czynił, kiedy nie chce ? Zawoła pan na ch łop ca : Chłopcze! a nie idziesz, Nie bieżysz na mych nogach, nie widzisz korbacza,. A chłopiec leci ja k wiatr, zaraz czyniąc co Pan K aże, abo zawoła. T y , ty c z j nie jesteś Marniejszym niewolnikiem, kiedy ci panowie Co w tobie są, rozkażą, a ty czyn ić musisz? Gorzej niż ów, którego bojaźń i nahajka Pańska w lot przymusiła do prędkiej usługi. Naprzykład śpisz, aż na cię woła skąpa chciw ość, I budzi. W stań co prędzej. Nie chce mi się. W stańże Zaraz gnojku, ospalcze, je d ź, handluj, przedawaj, Kupuj, szalbiruj, obież świat, obież i morza, I ziemię. Kie dosypiaj, P rzypądź w ołów z Rusi, Z drugiemi do Burksztetu abo do W rocław ia, A b o ku Hamburkowi. Odrwij niejednego Niemca, ba i samego W łoch a i Hiszpana. A le Pan B óg obaczy, skarze, i zemści się.

Błaznie nie będziesz, prawi, miał nigdy na świecie, Złamanego szeląga, je ś li z B orgiem 1) trzymasz. K to się na Pana B orga2) spuści, wszystko traci. Po onym napomnieniu abo nałajaniu

1) ¡ 2 ) T a k w w yd 1650 1652 i w szy stk ich p ó ź n ie js z y ch z w yjątk iem w yda- aia z r. 1654, k tóre ja k o n ib y p o p ra w n e p o d a je : z B og iem , P a n a B og a . T o c o untor um yślnie n a p isa ł, w y d a ło się k orek torow i błędem .

(26)

Zewnętrznym , chudak w drogę w ybiera się ruską D o O zowiec, abo do Jarosławia abo

Gdzie do Niemiec. A ż z drugiej strony rozkosz szepce 1 dom owy w czasiczek. D okądże zaś dokąd

G łupi człow iecze m yślisz? w tak złą drogę, w taką K rzykw ę i zawieruchę, w tak czas niesposobny, G o c potym dla mizernych pieniędzy, dla zysku Biednego, zdrowie tracić, i ten niewczas cierp ieć? Nie ueieką dostatki. Będzie z nas. Fortuna

Przyniesień w dom, kiedy się namniej nie spodziejesz. C zy nie w olisz w esołych dni w domu swym za ży ć? C zy nie wolisz posiedzieć sobie z przyjacielem ? N iż po świecie nie wiem gdzie latać, pruciać, szukać M izernego nabycia. Zostań miły, zostań,

A każ w kominie niecić. W ypijajm y z sobą, T y m kłopot zostaw iw szy, którzy go szukają.

T u stoisz. Nie wiesz co rzec. D w u panów masz razem K tórzy i rozkazują i radzą i grożą

J e ż e li nie uczynisz. Przecię jed n eg o z nich Musisz tandem usłuchać, musisz kark podłożyć, I podać w dobrow olne jarzm o i niewolą. A choć się też wyłamiesz raz drugi, nie ju ż to P o sprawie. Trudno masz rzec w ygrałem . Nie Amen Ani koniec niewoli. Jeszcze w niej zostawasz, B o i pies g d y się urwie, z łańcuchem ucieka, A przecię sztuka wisi łańcucha u szyje; Snadniej go zań poimać. T o ż i ciebie potka. Słyszałem raz gdy jed en młodzieniec tak mówił D o swego sługi; „B racie wieszże co powiem ? Już też myślę zaniechać onej Pani i nie M yślę o niej, cale mi z serca wywietrzała. B o kat mi potym coraz i w długi zachodzie D la niej, i swoje tracić, i wstyd swym zadawać,

(27)

15

G d y mię co żyw o palcem sobie pokazuje,

Żem w tej małpie zakochał i szpetnej i głupiej“ . „D obrze — sługa odpowie, — dobrze i cnotliwie W yrządzisz jej to W a szeć. Dziękuj Bogu. że cię W y baw ił ze złej toni. Ledw ie to w yrzekłszy, A ż p.an znowu do słu g i: „C o rozumiesz bracie, Jeśli też opuszczona płakać będzie, czy nie P ła k a ć ? “ odpowie s łu g a : „B a owszem W aszeci W ypch n ie z domu i w zgardzi, jeśli nieco g o rze j“ — „ A jeśli mię zawoła, albo w ięc potuszy,

I nie mamże iść do niej, i b y ć tak okrutnym? Nie zdobędę się na to, choćbym ży ł i sto la t.“

Patrzcież ja k a odmiana prędka dobrej woli, I dobrej inteneyi, za lada pokusą.

G dy tedy wolnym ztamtąd wynidziesz, ani się O bejrzysz na je j waby, mieć cię za mądrego I za w olnego b ę d ę : inaczej pewnie nie.

Circes, tak p oeci bają, sług Ulissa G dy do niej przypłynęli, pewnym tam likworem N apoiła: za którym jeden się w niedźwiedzia, D ru gi we lwa obrócił, trzeci w świnie, czwarty W małpę, w osła, w zająca, i nie wiem w co tylko, C zy m 1) dają znać, że rozkosz odmieni człow ieka W bydlęce o b y cza je, rozum mu odjąw szy.

Jeśli tedy wzgardzisz tym słodkim napojem Cukrowanej r o zk o szy : mam cię za w olnego. Syreny, ci też bają poetowie, swoim

Pieszczonym głosem wabią do siebie, tych co tam B lizko żeglują, potym na skały przyw iodszy, I na odm ęty morskie i nurty głębok ie, O nyehże pogrążają i topią na w ieki,

(28)

Przed temi mądry Uliss, sobie i swym także Tow arzyszom zalepił uszy woskiem, prędko M ijając słodko brzm iące śpiewaczki i zdrady. T y także je ś li cnotą i stałym umysłem Zalepisz sobie uszy, przeciw ko namowom Obłudnej i zdradliwej rozkoszy, uszedłeś, I masz u mnie pochwałę mądrego i cnego.

Nakoniec pytam, c zy ten w w olności szlacheckiej Ż y je c zy n ie? którego ambicya ślepa

Za nos w odzi ja k o chce, szepcąc mu do ucha, I zg oła rozkazując, aby sypał złotem,

A b y dworskich ujmował, p e r fa s et p e r ne/as, H onorów, starostw, bogactw , ciekawie szukając.

O wo zgoła komu swe żądze rozkazują I prywatne affekty, nie godzien w olnego, Nie godzien i szlachcica tytułu. L u bo kto Inszej je s t opinji, ja przy swojej stoję.

Rozumiem, że B ó g Polski za nic nie karze W ię c e j, ja k za poddanych srogą oppressyą I gorzej niż niewolą. Jakoby chłop nie b y ł Bliźnim nie tylko twoim, ale i człowiekiem. Serce się oraz lęka, skóra drży wspomniawszy Na tę niewolą, która cięższa niż pogańska. A dla B oga P olacy, czyście osza leli!

W szystko dobro, dostatek, żyw ność, wszystkie zbiory" Z w aszych macie poddanych. Ich ręce was karmią P rzecię się tak okrutnie z nimi obch odzicie ? W ielbłą d, tak powiadają, nad siły nie nosi, I kiedy go nauczą, że przeładowanym

(29)

17

B y ć się poczuje, zaraz tamże się p ołoży, 1 wstać nie chce. Opak tu : bo nad przyrodzone, I Boskie prawa, chłopek w ytrzym ać to musi, Co mu pan na ramiona w łoży by miał zdyszeć. Ł a ją i kaznodzieje, łają spowiednicy,

Piekłem grożą; n ic na tym, sami to Biskupi P rzez swoich ekonomów czynią i prałatów. A bodaj i nie w ięcej. Ma szlachcic u bogi Zasłonę, kiedy widzi, że przedniejsi grzeszą. N aprzód ja k ie ciężary w samych robocizn ach: G dzie byw ało dwadzieścia km ieci albo w ięcej, Tam ich ośm abo dziesięć, a przccię to zrobić K ażą dziesiąci,1) co ich dwadzieścia robiło.

Gdzie przedtym w ychodziło ludzi po jednemu Z domu, pctym i po dwu, po trzech i po czterech, Gdzie dwa dni, albo i trzy robili w tygodniu, Teraz nie mają czasem w olnego żadnego.

G dzie w olny szynk piw byw ał, zw łaszcza w księżych dobrach Teraz i to odjęto, i pić każą piwo,

Którym by same trzeba djabły truć w piekle. R zeczesz: ale mam dziatki, mam i różne spezy. W szytko to zły duch weźmie, i zbiory i ciebie, I d z ie c i: bo taki zbiór nie zw ykł byw ać trwały.

Nie wspominam zaś zdzierstwa, które z chłopów czynisz. Powiedzą słudzy, czeladź: Chłop tu jest bogaty,

Ma bydła, ow iec, inszych dobytków nie mało,— Znijdzie się to na kuchnią; zrodził mu się jęczm ień, Pszenica,— i ta dobra na piwo dla gości.

Z gromadził też nieborak grosz jeden i drugi, I ten się na wydatki zn ijd zie : szyją boty Chudzinie. O przy czy nkę nie trudno. W inują

— . 2

(30)

Stern, drugim grzyw ien chłopa, ledw ie że i duszę Nie wydrą z niego. C zem u? że jest nabogatszy. 0 drugim zaś pow iedzą : ma roli dostatek

1 dobrej, — znidzie się ta na folwark, w ziąć mu ją , B a i wszystkich pozrzucać z ról, a folwark tamże

Z ałoży ć. Stanie się to w jednym że tygodniu. P ła czą chudziny ociec, matka, dzieci, w szyscy, D o nieba tylko krwawe skargi p o s y ła ją c.ł) I tam żądając zemsty, która nie leniwa Jeśli nie na tym, tedy onym następuje Sw iecie, kędy oddadzą sow icie złym za złe. A my przecię nie dbamy, bo b a cz y ć nie chcem y Co się z nami po śmierci dziać będzie. Ani też Piekła widziemy, ani o nim pamiętamy.

A le spyta kto. J u żeś2) wszytko w ypow iedział ? Stu g ą b 3) i stu język ów , i to jeszcze mało

P otrzeb aby na słuszne chłopskich oppressyj W yrażenie. Jeszcze mam kilka ich pow iedzieć. K iedy wiosna nastąpi, a deszcz ustał w maju Czarownice przyczyną. Zdechł w ół jeden, drugi A lb o tam co z przychówków , czarownice w iną.4) K ażą tedy niewinną babę wziąć i m ęczyć, A ż ich z piętnaście w yda. Ciągnie kat i pali A ż pow ie i pow oła wszytkie co ich we wsi, A baba dziw, że pana z panią nie pow oła K tórych b y raczej spalić za to, że niewinnie M ęczy ć i tracić każą swoich bez przyczyn y. I tak nie będzie we wsi trzydzieści człow ieka, A piętnaście pogłow ia spalą. Co dla B og a Za przyczyna ? Pan chory i nie ma wskórania

1) W w yd. 1691 i 1693: p o s y ła ją . '2 ) W # w yd 1630: Jusz żeś. 3) W wyd. 1691: gęm b, w in n ych ; gąm b. 4) T a k w w yd. 1650 i 1654; w w yd. 1652 i 1691 cz a r o w n ic ę . W w yd. 1698: c z a ro w n ice w in ią .

(31)

19

Schnie, i dzieci mu często umierają w domu. Jak oby i suchoty i śmierć przyrodzone Nie b y ły ? i zesłane od B og a sam ego? Nie wspomnię ja cy w takim sądzie zasiadają: Chłopstwo głupie, ław nicy, abo i ci którzy P rzyczyn k ę jak ą mają na niewinnych chłopków . A le azasz nowina i nie z tśj przyczyny

M ęczyć ludzie? Urzędnik da chłopa obiesić, O czem nawet pan niewie. Ale cóż w żdy zrobił? U kradł że co? czy za bił? Jestże świadek ja k i?

Żadna o głow ę ludzką zwłoka nie jest długa. W ż d y poczekaj i uczyń wprzód inąuisitią. — Na co inąuisitią? chłop to i poddany.—

T o poddany nie człow iek ? — Ej nie, daj mi pokój, W iem co c z y n ię .— Znajdzie się drugi co piątnuje, Co bije do umoru, co w tarasie zgnoi.

Co rózgam i siec każe ja k o dzieci w szkole S ęd ziw ych 1) i poczciw y ch starców bez przyczyny. Będzie czasem ztąd praetext, że nie piją w karczmie C h oć złe, choć kwaśne piwko, choć się wszem złym god zi. Powiem, bo też zam ilczeć trudno, gdym raz ja ch ał

P rzez pewne wsi, kazałem piwa wynieść z karczm y. W yn iesion o, spytam się: takież u was piwo

Zaw sze b y w a ? P ow iedzą: „ i sto razy gorsze A przecię je p ić musiemy, bo pan karczmarzowi O ddaje pewną liczbę beczek do tygodnia, Z a które karczmarz musi oddać mu pieniądze, Lu b wypijem lubo nie. Kaczm arz zaś dochodzi Na nas straty, dobrze to wprzód obrachowawszy W iele rozmiarów przyjdzie na każdego chłopa. \) Jeśli w karczmie nie będzie, zaniosą do domu

(32)

"Wylej choć świniom, przecię zapłać karczm arzow i.“ T o ż i z owsem i z mąką, i z solą, z śledziami Czynią, któremi chłopy co raz zarzucają. 0 sroga oppressja nigdzie niewidziana ! Chłopka takim przyciskać ciężarem, który to K siędzu, R zeczypospolitej, Panu, żołnierzowi, Urzędnikom, pisarzom, klechom, sługom pańskim,

Hajdukom i kozakom, dzieciom swym i żenie D aw ać musi ustawnie, z u bog iego szpłach cia,2)

D rą go w mieście i w karczmie, we dworze, w k ościele. Ledw ie że nie ze skóry, a przecię pociągać,

"Włodarze sami o mój Boże! co w ięc czynią, 1 ja k o z chudzinami często w ym yślają.

Czemu? bo tak pan kazał, pana trzeba słuch ać. I teć to oppressje onych dawnych wieków Po wypędzeniu R y x y drapieżnej i z synem Kazimirzem sprawiły, że się wszytko byrło Poddaństwo zbuntowało na swe własne puny.

Ztąd że musieli piórzchać i k ryć się po lasach I po różnych pustyniach, tak księża, biskupi,

Jako i kasztelani, i w ojew odow ie,

G dy ich chłopi szukali dochodząc krzyw d sw oich. T e ż ciężary Paw luków , Muchów, Nalewajków, Buntowników, i teraz krwawej nabawiły

W ojny, i srogiej hańby O jczyzn ę, b a mało Nie ostatniej ju ż zgu b y g d y B ó g to jiagellum

Przez chłopy zesłał na nas, karząc oczyw iście W p rzód klęską i więzieniem hetmanów, a potym B rzydką i desperacką ucieczką, nakoniec

1) W w jd , 1652. 1691 i 1698 w szęd zie: k a czm a rz, k a czm a rzow i. 2) W •wyd* 1691 1698: p ła ch cia .

(33)

21

Sromotnym i zelży wem pokojem O jczyzn ę, P e r quae bowiem quis peccat, p er eadem także Punitur. Doznaliśmy ach, doznali te g o! Zamykam jakom zaczął, że B ó g Polskę karze N ajw ięcej za poddanych, ha i karać będzie, Jeżeli się Polaku nie obaczysz kiedy.

SA T Y R A IY.

Na tych, co się w zeszłym wieku żenią.

I tobie się też bzdyku chce żony ? Oszalał Chudzina stary, liczą c siedmdziesiąt lat wieku, M łodziusienieczką żonę pojmuje, nie sobie, j,Alem chory, trzeba mi cob y opatrzyła Starego i oprała.“ — T o upewniam b ę d z ie 1) Ze cię dobrze opierze, g d y je j wlezie mucha W nos. Przyrzekam , że poznasz co to młoda żonka, Staremu, ja k W łoch mówi, karoca do nieba.

Powiadają, że raz śmierć spała z Kupidynem, Na jednym miejscu, wytchnąć sobie chcąc po pracach. Śmierć łuk swój i z strzałami tamże porzuciła,

K upido także luczek i strzałki położył. W tym obaj ocknąw szy się sajdaki trafunkiem Jakoś pozamieniali, że śmierć wzięła luczek I strzałki Kupidyna, a Kupido śmierci. Idą w świat strzelać ludzie2). Kupido oba czy M łodego, w ym ierzyw szy ugodzi go w serce, A ż tu młody umiera miasto obłapiania, Bo strzałą śmierci chudak postrzelony został. Śmierć też zoczyw szy kędyś starego, wym ierzy

1) T a k w w yd 1650, 1652 i 1651.W w yd. 1691, i 1698. pew n ie. 2) T a k w w y d . 1650 i 1651.

(34)

I ugodzi go w serce, aż stary szaleje, D o zalotów się bierże, młodziuchne obłapia. Śmierć się dziwuje. Nie dziw, b o b y ł ugodzon y Strzałką Kupidyuową, i nią zapalony.

Cóż ztąd jednak za korzyść ? Taka, ja k ą w Litw ie K toś napisał, że sobie żoneczki chowają Poteszytelów , *) których Jeburones vocant. T a k i starego młoda małżonka upewniam B ez nich się nie obejdzie.2) W olałaby je d n o O k o tylko mieć w głow ie i rękę i nogę I ucho, niż się jednym mężem kontentować. Cóż na to odpow iadasz?— W ziąłem dobry posag A przytym młode lata, za co mi to sto i? — W y tch n ieć upewniam tego, gdy coraz wymówki P oty k ać cię w ięc będą: żeś ustał chudzina Ż e śmierdzisz trupem zgniłym, i żeć z nosa ciecz e , Że o c z y oparzyste ustawicznie płaczą,

Ż e zębów w gębie nie masz, żeś grzyb na p ół zg n iły Żeś w miłości oziębły. W ię c i tym podobne,

K tórych tak długo będzie, że też zbrzydniesz cale, Z aczym ci w polew eczkę miasto cukru, albo C zego słodkiego, w sypią trąbkę arseniku. I tak przypłacisz żonki, przypłacisz posagu. Bowiem i to coś zebrał, żon eczka pobierze P o twej śmierci, i tym się za k ogoś wyrai, M oja rada: gdyś stary dajże żenie pokój,

L e p ie jć 3) tak w stanie wdowskim, albo i młodzieńskim K o ń c z y ć lata zgrzybiałe i w wianeczku umrzeć.

Powiedziałem o dziadach. O babach co powiem ? D w a razy w tym są gorsze. O jak owo śmieszna,

1) W w y j. 1631 i 1698 s p o ls z cz o n e : p o c ie s z y cie ló w , 2) W w yd. 1650: o - b e n d ie. 3) T a k w w yd. 1652. i 1691. W w yd. 1650. i 1654: le p ić .

(35)

23

G dy się babuś wym uszcze, gdy brwi ufarbuje, L e c z hebanowych ząbków ufarbcw ać trudno, I owych zmarsków ująć, które poorały

Szpetną twarz. Przecię jednak suknią naddawają Co natura ujęła. Stroi się babusia

Postawę też formuje, i chód, i pojrzenie.

A ż się tam ktoś odw aży z młokosów, przeczuw szy 0 pieniążkach u babki. Zm yśla zakochanie 1 za to brać poczyn a, a do m łodszych n o s i; W zdycha, chwali rozsądek, obyczaje, mądrość, Dostatek i animusz. Baba temu wierzy,

I rozumie, że grzeczna, że piękna i wdzięczna, Już się i sama stara o niego, i prosi.

K tóry wnetże pieniądze, nie babę pojmuje. B o któżb y staroduba ż y cz y ł mieć za żonę. Ślub się tedy odprawi, i obiad weselny,

P o którym w taniec idąc, zagrać piosnkę k a żer Ma snadź baba pieniądze, ma pieniądze w lesie, K ijeinże tedy babę, aza je przyniesie.

W szystk o się to w yw róży. W n et babę z pieniędzy Obiorą, ja k o ow ę kawkę z cudzych piórek.

I obrawszy, każą je j do djabła z domu.

M ieszka gdzie in d zie 1) babka, cudze pocierając K ąty, a swemu łaje małżonkowi i klnie.

K rew nych w zyw a na pom oc, o ratunek prosi. A kat ci kazał sza leć? Mogłaś za żyć swego, I w dostatku op ły w a ć, nie szukając męża. D obrze to na cię babo, że i kijem bierzesz, 1 nie masz cobyś w g ęb ę w łożyła, D aj B oże Ż eb y się wszystkie twoim przykładem karały.

(36)

SA T Y R A Y.

Na szpitale w Polszeze, i rzadkie, i n e p o rzą d n e .

O serca zakamiałe, zawarte litości I miłosierdziu serca. U bodzy zdychają, Od nędzy, niedostatku, a przecię w olicie Na zbytki, niż szpitale koszty swe obracać. Opatrz w żdy kącik ja k i, k ędyby ułomny Miał swoje opatrzenie, żywność i ochronę. U bodzy w gnojach leżą po u licach, Patrzycie na to w szyscy i g ło sy słyszycie Nieba przenikające ; a przecię jako ou Lew ita minął kiedyś człeka zranionego,

T ak i w y też mijacie tych, co w gnojach leżą. Ztąd ci wszelkie łotrowstwa, ztąd biegunów siła Ztąd się ubodzy w łóczą od wsi do miasteczek. B o gdzież ma chudak opaść quid vis nędza każe E t fa cere et pati. Musi nie rad zbijać,

K iedy niema zkądby wziął. A gdy co ukradnie, T o wołasz, to obiesić każesz za tę winę,

C óż ma c z y n ić ? Musi kraść. Spytam cię sam ego; Cobyś czyn ił w tym razie, gdybyś nie miął co jeść ? C zy nie kradłbyś ? ba, wziąłbyś pono i z ołtarza. 0 ja k o dobrze w Niem czech, albo we Franeyi, W e W łoszech, w Niderlandzie, gdzie szpitale takie, 1 tak są opatrzone, że lepiej nie mogą.

Jeśli wszytek ułomny, ma je ś ć i pić z gębę, Jeśli ma ręce zdrowe, znajdą mu robotę, Jeśli nogi, i te więc mają swą zabawę; A dostatek wszelki takim opatrzony.

U nas co jest szpitalów wszystkie są u bogie, A też B ó g nam umyka, gdy mu żałujemy. Czy nie wiemy co samże powiedział o S obie;

(37)

25

^ Cokolw iek takim dacie, mnie dacie samemu Łaknąłem ja w ubogim, nakarmiliście mnie, Pragnąłem, daliście pić; byłem nagi, nędzny, Odzialiście m ię.“ Panie, czy rzeczesz Polakom ! T o , co inszym narodom. Siła utratników

W Polszczę, mało naliczyć bacznych jałm użników . Nie pytaj teraz świętych biskupów Marcinów, K tórzy się własnym płaszczem z ubogim dzielili. Nie pytaj i Paulinów, którzy dla wykupu W ięźniów sarnycliże siebie w niewolę dawali.

Nie pytaj jałm użników biskupów, których to, Eleemosinarios zw ano,— nie masz takich.

W ię c cokolw iek szpitalów fundowanych u nas, Niemal wszystkich intraty w niwecz pogin ęły, Bo czegóż długo w P o ls z c z ę ? Jedni nie w ydają Czynszów, tak że fundusze giną. Sami często, Proboszczow ie rozbiorą, co ubogim dano. Chciwość opanowała zakamiałe serca: Nietylko by miał co dać, ujmie ubogiemu. .Ale i rządu trzeba, ten napotrzebniejszy W każdej rzeczy — lecz i tu. U bogich niemało Z sw ywoli1) nie z potrzeby. Że się robić nie ch ce Chłopu, aż on ułomny, aż on chramie, żebrze. Czasem nogę obwinie, i rękę zakrzywi, Z m yślając skaleczenie. Gnuśność to sprawuje. Byw a frantów niemało, byw a i przebieglców . Jako o jednym piszą, gdy go raz królowa Angielska Elizabeth mijała i rzekła:

Pauper ubique ja c e t! Jak z bicza powiedział: In thalamis Regina tuis hac nocte jacerem , S i fo ret hoc verum, pauper ubique jacet.

(38)

Co rzekę o białej płci, jak siła z nich znajdziesz. Opętanych po różnych i wsiach i miasteczkach.

Małpie się robie nie chce, i ztąd ma djabła W sobie,— itoe djabeł, gdy się robić nie chce. K onopne exorcyzm y dziwnie na to dobre, A lb o też dębow a wić, nauczy ta robić I djabła w ypędzi, by też nat.wardszego.

K ijem takowych gnuśnych bij 'jm iasto jałmużny. T akże ow ych biegunów, co to w Compostelli

Nie byw ali, ani też w niewoli tureckiej, C hoć patenty przy sobie mają i podają.

Jaki fałsz w ow ych lu dzia ch ? Urzędom to właśnie N ależy maeać prawdy w tym, i fałsze karać, Biegunów i w łóczęgów cale poskramiając, I to czyniąc, aby w sw ych szpitalach siedzieli.

Co będzie kiedy i my one fundujemy, R a czej niż owe coraz zakony, których ju ż D o sy ć u nas dla B oga, w pozorze ubogich W r zeczy satnej dostatnich. Niech plebani będą Zakonnego żywota, staną nam za mnichów. Szpitale w y, szpitale P ola cy fundujcie

D la u bogich pielgrzym ów , więźniów i żołnierzóv. Na w ojnach skaliczonych, nakoniee dla wszystkich Ułom nych i upadłych. A tak Bonfratelli

N ie będą mieć przed wami na ziemi i w niebie.

SA T Y R A VI.

Na pogrzeby i zbytki w nich.

B a, chwała B ogu, żeś wżdy w yszedł z tej choroby. M ój drogi Mikołaju, pozbawiłeś żalu,

(39)

27

I nas dobrych przyjaciół, i żonę kłopotn,

Którąć B ó g dał pomyślną. Inszym o ja k różnie ! Płacze druga nad chorym mężem, łzy zmyślone

Puszczając, a w myśli m a: „B od aj zdechł w mych oczach. . Bodaj w ieczora ten pies zgn iły nie d oczek a ł.“

Gtdy go tedy bez dusze widzi, o ja k w sercu W ykrzyka, ja k o sobie ju ż gachów rachuje: Temu żona umarła, ten je s z c z e młodzieńcem, T en gładki, ten bogaty, ten h oży , ten m łody, B o tam o obyczajach w myśli nie postoi; D osyć, że kształtny, piękny, ładny i wesoły. I tobie też niemłodko m łodego potrzeba? R achując kilku synów i córeczek kilka. N ic to, trzeba się udać, i m iłość zmyśloną K u mężowi zmarłemu pokazać dla ludzi. T y m ciby gachów zw abić, aby nawiedzali

Ciało, w ięc nie wiem zmarłe, czy też raczej żywe.. K tórych jejm ość na łóżku czeka w zapłonionej Nie cale jednak izbie, aby przez konopną Kratkę, m ogła się dobrze przypatrzyć każdemu. Co żyw o tedy jed zie nawiedzać to ciało, Jedzą, piją, i goście, i księża i mniszy,

D uszyczkę polew ając, która się tam kędyś Smaży dla onych zbytków . Nie wspominam dzieci, B o tych ubogi szpłacheć z ojcem dokonywa. Tym czasem panie one, co w ięc przebyw ają W nawiedziny, pow oli szepcąc rają gachów , Któremiby otarła łzy one zmyślone,

Bo ju ż cale mąż z serca wywietrzał i z myśli, Choć rzkomo kwili po nim, ch oć zemdlona leży. I niewstyd cię maszkaro iść tą nieszczerością

Z Bogiem , z ludźmi, z krewnemi? L eży sz bez potrzeby,. Bodaj w ięcej nie wstała. Bodaj grób zaległa

(40)

M ęża sw ego. A le się spyta pono kto z was: Jako ją mąż traktował, czy był dobry na nię, ■<Czy zapisał co w księgach, czy ją opiekunką

D zieciom swoim zostaw ił? W szystko podał w ręce : I dzieci i dostatki. Z g oła ją uczynił

Panią w dobrach sw ych wszystkich, u bogą pojąw szy, I nic ani posagu nie w ziąw szy z je j domu.

T o ż tobie dobra żonka. Żeńże się tu drugi, G d y się taką w dzięcznością od nich nam oddaje.

A leé jeszcze nie koniec. Chodźm y do pogrzebu, K tóry im z większym zbytkiem, tym większej miłości K u m ężom chcą mieć zn ak iem ; le cz kto zdrowym okiem W to w ejrzy, nie mężowi, lecz anim uszowi1)

Swemu kw oli to czynią, aby się pokazać. G d y tedy czas pogrzebu naznaczony przyjdzie, N ajedzie się i o b cy ch , i krewnych i mnichów, D la których, b y się spękać, trzeba'2) żeby było. A le pieniędzy niemasz gotow ych maszkaro, A le dzieci ubożysz. Nic to, byle było A le mężowej duszy, nic tym nie ratujesz; C hoćby w piekle gorzała. Nic to, b y le było. D o sy ć, że w szyscy rzeką: szumnie częstowała, Szumny pogrzeb spraw iła; znać p oczciw ą żonę. W takiej jednak utracie u bodzy na stron ie: A ni się tam spytają o nich, ani dadzą Jeść łaknącemu, albo napić pragnącemu. Chyba owym co ju ż, ju ż dolew ać nie mogą.

A le ć słuchamy trochę o prowadzie ciała D o grobu. G dy się tedy ruszą konie z truną, P ocznie ry cze ć nie płakać złośna białogłow a, Lam ent jakiś fałszyw y zm yślając i słowa.

(41)

29

0 mdłość oraz nie trudno, zw łaszcza gdy kto widzi, B o ja k o z męża sw ego, tak i z inszych szydzi. Cebula w chustce pędzi gwałtem wyciśnione Ł z y z oczu, wtenczas gdy im każą wypuszczone. Z a ciałem idąc ryczy, woła: o mój drogi

Mężu! L e cz w sercu drugi. K ędy i fałsz srogi, Szepce do panien sw o ich : Panny prze mą duszę M iejcie wódkę gotow ą, bo mdleć pewnie muszę. A panny tu dzież1) z w ódką, której gdy nachyli N ie dziw że oraz rozum, oraz chód pomyli.

A leć ja to rytmuję, nie rytmem zacząw szy, Nie trudno widzę o rytm gdy go prawda pędzi. Id ą c dalej nie wspomnię jakie pijatyki,

Jakie zbytki w tych ucztach, które przewyższają D ostatki i intratę, tak że w szyscy ży czą

Prędkiego znowu w tymże tam domu pogrzebu. Bo komuż nie smakuje bankiet, i lej rozlej ? 2) K iedy zaś po pogrzebie, nie pytaj za duszę. iSciany się odnawiają, żałobeczka spada, Pani się wymuskuje, rzec m ogę z poetą:

„ P o szacie znam żałobę, znam i po podw ice K asiu! to nie żałoba w ybielone lic e .“

G-aszkowie nadglądają, m uzyczka poczyn a Pow oli się ożyw ać. A testament leży

Odłogiem gdzieś w szkatule. Ani wspomnieć o nim. D zieck a też do Jezuitów niech tymczasem chodzą, Które w ięc niedostatek łupi niebożęta.

B o intrata na konie, pachołki, karety

W ystarczy, lecz na dzieci nie wiedzieć zkąd b ra ć; 1 tak chudziny rostą bez nauk, ćwiczenia. W dostatkach ich gachow ie, albo też pan ojczym

(42)

B ro d zi po uszy z matką, ociee w grobie gnije. D łu gów ja k w łosów na łbie, których nie źle pogrzeb P rzyczy n ił odprawiony i z urazą Boską,

I z zawiedzeniem dzieci, i duszy zm arłego. Owo z g o ła marniejszej straty i brzydliw szej Niemasz, nad ten to zbytek pogrzebow y, który Szaleństwem nie m iłością bezpiecznie zw ać możem- Z darzyłby B ó g w nim koniec, ale cóż gdy jedna N ad drugą się przesadza? długów będzie ja k bru, A przecię b y się spukae; tak tam b y ło, trzeba Ż eb y też i tu by ło. Hala, hala małpo, Nie w olisz na jałm użny, w ięc i na ubogie O brócić, niż na zb y te k ? co po katafalkach? Co po trunnach c y n o w y ch ,1) ba srebrnych, i jakich .Relikwie nie mają z Rzym u przyw iezione.

A przeto moja żono, w głos to opowiadam: Kwituję cię z pogrzebu, czyń za duszę moję, I onę z ognia ratuj. W o lę , że mię wrzucisz I bez truny do grobu, a zachowasz winną

M iłość po śmierci ku mnie, i testament w cale.

SA T Y R A VII.

Albo Paradoxum Stoicum.

Sapienti praeter opinionem nihil eyenire.

Mądremu niespodzianie nic nigdy nie padnie, I owszem wszystko według myśli je g o płynie, Cokolw iek kiedy przedtym postanowił. Czemu ?

, że czego się spodziewa

(43)

31

M oże b y ć, może nie b y ć. Ztąd gdy eo poczyna O d y zamyśli, z taką to zw ykł czyn ić przestrogą, Z e czeg o ży czy , p rzyp a ść, abo chybić może. A że to cokolw iek mu przeciw nego m ogło Przypaść, dobrze uw ażył wprzód niżli przypadło. D latego nad mniemanie i nadzieję swoję

N ic zgoła nie ponosi, bo to co b y ć miało W p rzód sobie obiecow ał, wprzód dobrze uważył. Nad wolą też nie cierpi nic, bowiem gdy zaczął Pragnąc czego, wiedząc że m ógł i nie dostąpić, T e g o chce co się stanie, mając przed oczym a, Ż e siła takich rzeczy, które mu przeszkodzić M ogą, i drogę je g o żądaniu przegrodzić. P rzeto się nie upija szczęściem i nadzieją N iezawiedzioną jak ą, ani sobie knuje Praw a w oboim szczęściu zawsze jednakiego. B o cóż je st w naszej władzy, aby się stać miało T ak ja k o sami chcem y, i ja k o życzem y ?

Mamy Pana nad sobą, T en nasze zamysły Jako chce rozporządza, ja k o chce kieruje.

Z k ąd mądry rzecz niepewną za pewną nie kładzie, N i tak dumnym ni śmiałym, żeby miał obiecać Nieomylne w sprawach sw ych sobie powodzenie, B o mu się nie może stać lepiej ja k się stało. Nad to, co w niebie stanie, nic nie postanowił, A co tam uchwalono, nie może b y ć lepiej. I tak mówi do siebie, że „to cze g o ży czę B y ć może, jeżeli co z boku nie przeszkodzi. L e c z że przeszkodzić m oże, dlatego nie nazbyt Chciwie życzę, abym zaś nazbyt nie żałował, G dyb y mię minąć miało, co w ięc często by w a.“ G łupi każe bezpiecznie, ja k o na trzy tuzy,

(44)

Z a niepoehybny. Już ten sobie obiecuje, I przedczasem nieborak głupie tryumfuje.

Jak by go potkać miało, to co ubrdał w głowie. G dy go to zasię minie, żem się nie spodziewał P ow ia d a , i boleje oraz, że minęło.

M ą d ry nie tak. Uważa że wyroki z naszą W o lą nie zawsze zgodne, i że są niepewne. 1 tak do siebie m ów i: „Jutro ja d ę w drogę, Jeśli mi na w yjezdnym coż toż nie przeszkodzi. r) K u pię majętność, je ś li mi ją B ó g obiecał. B ędę o to starostwo konkurrował z drugim, A jeśli nie uproszę, rzekę: i tegom się T akże spodziewał, że mię u bieżeć miał inszy. Z g o ła nad moję myśl, nie nigdy nie padnie, Bom sobie wprzód umyślił, że mi siła może P rzypaść nad intencyą moją z w oli B o że j.“

B aczn y człow iek tego się spodziewa, co insi 2) Z w y k li w ięc ludzie cierpieć, i dlatego zniesie Snadno oboje szczęście sercem jednakowym , K t óre nie tak w ięc zrani zła przygoda, kiedy N a dzieję w ieszczy umysł z jakąś nieufnością, Pomiarkuje i zrówna. Ale kiedy chciw ość U pije się, w ięc głupią nadzieją, a nasze M yśli nadęte wszystko dobrze sobie tuszą, 0 mój B o ż e ! ja k o tam ciężko sercu znosić, Co szczęście nieprzyjazne gwałtem znosić każe. L e c z ty wierz, że fundament twojej stateczności,

1 tw ojego praw ego jest uspokojenia Nie sobie o fortuny statku obiecow ać, A le z tą ż y ć przestrogą, że może dotrzymać

1) Tu k -w w yd 1650, 1652, 1654. W w yd. 1691 i 1698: co n ie p rz e s z k o ­ d zi. 2) T a k w w yd. 1650. r. w p ó ź n ie js z y ch : in szy .

(45)

33

Słow a, może też zmienić, niestateczne szczęście. T a k niespodzianym je g o razom nie podlężesz.

N ie w yjm ujęć ja? człeka z w ładzy w szech przypadków G dy te daję przestrogi, ale go wyjmuję,

Z m ocy błędów i płonnych w szelakich nadziei. W iem , że mu tak nie idą rzeczy ja k o sam chce, A le jako upatrzył i przejrzał w rozumie,

D latego mężnie znosi, cokolw iek przypadnie.

Bowiem mu to przypada zawsze co wprzód przejrzał, D latego moją ra d ą : tak czyń ja k o żeg la rz:

Choć pogodne są nieba, ch oć posłuszne wiatry Pędzą okręt szczęśliw ie, zefir dmucha w żagle, — Przecię cale nie ufa tej pogodzie, ale

W czas obm yśliwa w szytko, i ma pogotow iu Co mu służyć na ten czas może, gdy nawałność Przypadnie, okręt je g o z nienacka okryw szy. Tak i ty, iuboć wszytko nad zw yczaj w ięc służy, Lepiej niżeliś sobie i ży czy ł i pragnął,

Przecię się wcześnie gotuj w esoło znieść to, co Fortuna i przeciwna, i często niesłowna,

Może przynieść kiedy się namniej nie spodziejesz; Nie daj jej. nigdy wiary, choć się na cię śmieje, Swywolna’ ) to jest pani, uczyni co z e c h c e : Nie unoś się pomyślnym successem, miej pilne Oko na tylne koła odmiennego szczęścia, A tak sobie rozumiej, że cokolw iek może Z łe g o zrobić, w yrządzi2) gdy się na nię spuścisz. Ztąd będziesz miał pożytek, że cię nie zasmuci T o , co się inszym będzie niespodzianie zdało.

N ic świat nigdy now ego nie rodzi. Śmiech z płaczem Przeplatano w ięc chodzą w tym na świeoie kole.

l)T a k w w yd 1650 i 1654, W in n y c h : sw aw olna. 2) W w yd. 1691 i 1698 w y rz ą d z ić.

(46)

A tak co inszy lekką niefortunę czynią Cierpliwym jć j znoszeniem, to ty poprzedzając Uwagą z ły przypadek, lżejszym g o uczynrsz.

SA T Y R A V III.

Na z a lo ty i m ałżeństw a nierówne i nieuważne.

K adził się mnie niedawno jeden, czy miał żenić Syna, c zy nie,— dając mi tego te p rzy czy n y : Naprzód, że mu się trafia dobre ożenienie, T o je st bogate, lu boć coś tam powiadają 0 pannie nieforemnie, lecz to jeszcze mniejsza. D r u g a : że się napiera chłopię ze szkół żony, 1 że trudno utrzymać młodego w tych leciech. T r z e cia : że tej to panny rodzicy b og a ci, I umieją aż nazbyt chodzić k oło tego. C zw arta: obadwaj starzy, niedługo poczekać,' Że i ojc ie c i matka synowi ustąpią,

N ak oniec: wielkie szczęście syna mego potka, Pow iada, bo zań idzie z domu w ojew odów , A on niepewny szlachcic. Słucham tych w yw odów , Co z tego dalej wniesie, aliż mię on prosi 0 poradę. Spytam się: wiele lat synowi ? O dpowie mi: dwanaście. A tej pannie w iele? D ziew ięć alboli dziesięć, coś około tego.

1 rzekę: to chcesz syna w tym wieku ju ż żen ić? A cóż ci proszę potym? Odpowie: pociechy P rzyszłe mię wabią, abym doczekał się wnuka. A niebaczny człow iecze, i samej przeciwny Naturze, cóż ci potym ? i wnuka nie będzie

(47)

35

I pociechy nie pytaj, w wieku niedojrzałym I męża i małżonki. W ię c cię to uwodzi, Ze posag obiecują jakiś tam rzęsisty. Nie frasuj, zstą p i1) się to ja k karazya. Może teraz posagi nazwać zamszowemi: R ozciągną je ja k o chcą. Potym się to skurczy. Teraz gębka napiła, którą kiedy ściśniesz Zostanie tylko gębka, a woda przez szpary Przepłynie, toż się stanie z tymi tysiącami. W ię c o posagu pytasz, nie o obyczajach, A tam panienka wie co to jest masculinus, Choć ja k o żyw o nigdy w szkole nie bywała. Umie tę regu łeczkę lepiej niźli pacierz Quae maribus albo w ięc Fcemininum dices. Listeczek też przeczyta sekretnym zawarty Sygnetem, i zrozumie wszelakie mrugnienie.

D o tego powiadasz mi, i szczycisz się jawnie, Że syn twój z w ojew odów familji pannę Pojmuje, a sam słyszeć nieprawy karmazyn. Prawda, że go tu mają za szlachcica, ale Jedenże jedw ab mówią w kitajce w ięc byw a Jako i w aksamicie, a przecię ten droższy Niż kitajka, tak i tu nierówny szacunek. M ałżonka że aksamit, lekce sobie ważyć I szanować tę będzie kitajkę lub kromras, T o jest syna tw ojego, ja k o z grubej wełny Nie z jedw abiu pachołka, ani z złotych nici. Synek twój pnie się widzę na nierówne rzeczy: K ondycyi ledwie b y je g o narachował

Kilkadziesiąt tysięcy, a pannę z dwiema kroć Chce p o ją ć ? Czy osz a la ł? W idzę Philauthia Laborat, nazbyt siła o sobie trzymając.

(48)

N iech się wprzód porachuje z sobą i wioskami, Ż e b y mu zaś tak sobie nie przyszło postąpić, Jako onemu kiedyś Mazurowi, który

P rzyszedł śmiele do szynka. P yta g o ; Jest w in o? Jest panie, odpow ie szynk. M acie m ałm azyą? Mam. A macies alakant? Mam i petersimon. P ójdzie dalej i pyta: macies miód na przedaj?

Jest. L ipcu c z y dostanie? Jest i lipiec u mnie. A piw o ja k ie ? d ob re? Jest i to wareckie. A ta sb ir? Jestci i ten. D ajcies mi tasbiru

Za seląg, b o tes w ięcej nie znajdę w kieseni.1) T a k i twój syn boję się od wojewodzanki B y nie odpadł, a potym chybi i szlachcianki. Miasto kobierca pono na rogoży przyjdzie B rać ślub, a posag miasto tysiąców grzywnami.

O równe się ty zawsze staraj ożenienie, Ż eby cię nie potkało takowe odrwienie, Jakiego się podobno mało co spodziewasz. In aczćj, w czas przestrzegam, utracisz pirdoło Starając się tam i sam, latając myślami Po niebie, po powietrzu, a zadek w popiele.

Na one napomnienia moje nie dbał stary. Słyszę, że syna wiedzie w ten tam dom, czy darmo Czy nie, trudno to zgadnąć, niech czyni co się zda. Ja tylko powiem jakie ztąd absurda rostą,

G dy kto prędko synaczki żeni. Naprzód młodzik W ybiera się w zaloty. Potraci chudzina,

B o go długo na rzeczy trzymają, co temi Czasy jest. pospolita. Pan matka*) się droży,

1) T o um yślne „m a zu ro w a n ie “ w pierw gzem w yd. 1650. p o p r a w io n o n astęp n ie w innych, p ró cz w yd. 1654. w którem j e s t raz: „m a c ie s “ * a drugi raz „m a c ie ż “ i: „k ie sie n i.“ 2) Tak d la m iary w iersza w w yd. 1650 i 1654. W in n y c h : p a n i matka.

(49)

X mówi, niechaj mi się m łodzieńcy k ła n ia ją : Godna jest córka moja, aby się kłaniano, I długo czołem bito, niż ją kto otrzyma. Tymczasem po kościołach, po rynkach, ulicach, P od zjazdy i publiki córkę prezentuje

I przew odzi ja k ow o w ięc na targowiskach Rozstrucharze konie swe wszytkim pokazują. A ż ci się też kto trafi, po długim czekaniu, Długim także staraniu, bo to wprzód iść musi Ż e tandem zamysłów sw ych effecłum odniesie, I że mu pannę w święty stan dać obiecują Za rok albo półtora. Tym czasem młodzieniec Barwy daje, a przytym coraz marcepany,

Coraz krewnych częstuje. Szumno w każdym kącie. K onie pod nożykami, w szyscy i w oźnicy

I hajducy srebrowi. P osag u djabła, W ypraw a także u dwu. W esele nastąpi, A po weselu ledw ie nie zapłakać trzeba.

W szytko precz, wioski lecą. N iezgoda w małżeństwie, Potomka ani pytaj. Potracą ob oje

W ioski, które im ociec nieuważny puścił, Bo ja k o pan tak pani do utraty skłonni Rządzić się nie umieją. Przeto się ty rachuj Radzę z swą kon dycyą, a tak syna stanów, Z eby górno nie latał myślami, ani się O nierówną fortunę starając potra cił;

Niech nie będzie Ikarem , by mu z wosku pióra Nie ugorzały, a on nie utonął w długach. Młodo go nazbyt nie, żeń, ani nazbyt z młodą. O byczaje w syuowej nie posag upatruj.

Jeśli szlachcic, szlachciankę niech pojmuje, je ś li Chłop chłopównę, a jeśli wielkiej familji

(50)

O takąż się niech stara. A tak padnie dobrze. Upewniam mieć oboje pociechę będziecie.

SA T Y R A IX .

Źe dobre nabycie samo trw a i perennat.

M ałe p arta do czarta pójdą — starodawny Makaron i przysłowie niesie. Z łe nabycie

W korzyść się nie obróci nigdy: bo tak B óg chce, A byś nie długo zażył, czegoś marnie nabył. T ak sprawiedliwość każe. W ydarłeś, niech drugi T obie wydrze, albo w ięc śmierć wszytko odejmie A drugiemu zaś odda, koinubyś nie ży cz y ł. D latego księże zbiory do biesa w ięc idą, B o z kościoła zbierają i cnych fundatorów Zaw odzą, którzy czynsze i różne dochody

Na ozdobę kościelną, i na chwałę Bożą,

Nie na księżych synowców , siestrzeńców i wnuków N aznaczyli. W ydarłeś kościołow i, w ydrzeć

D jab eł oraz i to, i duszę, i wszytko.

Zedrzesz z chłopków ubogich, oszukasz bliźniego, W ygrasz, podejdziesz w handlu, zawiedziesz, zginie to I ztaje nie inaczej, ja k o śnieg od słońca.

Przeładujesz podarkiem 1) i dobrego odrwisz U dworu przyjaciela, wnet to wszytko zniknie. Z dóbr królewskich nazbierasz, któreś złotem skupił, I to pójdzie do biesa ; bowiem nie dlatego

D obra R zeczypospolitej dają, aby by ły N a targu, raczej żeby cnocie szły w nagrodę.

Cytaty

Powiązane dokumenty

WOKÓŁ LITERATURY DAWNEJ I WSPÓŁCZESNEJ – ANALIZY, INTERPRETACJE, SZKICE stro (...) i powiedzieć: »nie skurwiłeś się ani na cal«” 1.. Tak więc mamy do czy- nienia

Zadajemy pytanie: „Co jest dla ludzi wartością podstawowa, w co ludzie wierzą?” (bardzo ważne jest, aby ustosunkować się do wypowiedzi uczniów).. Dyktujemy uczniom

Grupa II – kolekcja Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu (Toruń).

Akcja uświadomi innym nauczycielom, że korytarz to też miejsce gdzie odbywają się lekcje i jest szansą na przychylne spojrzenie, gdy będziesz prowadził tam zajęcia

żółty szalik białą spódnicę kolorowe ubranie niebieskie spodnie 1. To jest czerwony dres. To jest stara bluzka. To są czarne rękawiczki. To jest niebieska czapka. To są modne

Ludzie, którzy mnie znają cenią mnie za obiektywność. Zdecydowanie

nanie, że coś jest w ogóle dosytem, powinnością lub dobrem. dosytach lub powinnoś ­ ciach) uniwersalnych łub absolutnych, to można mieć na myśli takie właśnie

ZACZĘŁA, A ZA OKNAMI CIĄGLE ŚNIEGU BRAK  MAMY NADZIEJĘ, ŻE WKRÓTCE SIĘ TO ZMIENI I BĘDZIECIE MOGLI. ULEPIĆ