KS. JA N S O C H O Ń W a rsza w a
LEPIEJ JEST MILCZEĆ I BYĆ, NIŻ GADAĆ I NIE ISTNIEĆ
(F IL O Z O F IC Z N O -M E D Y T A C Y JN E U W A G I O M IL C Z E N IU )I. W Y JA Ś N IE N IA T E R M IN O L O G IC Z N E
Zacznijmy od pytań. Czym jest milczenie? Czy tylko zaprzestaniem m ó w ie nia i otwarciem się na głos kogoś (może czegoś) drugiego? W tym sensie m il czy, według okre śle nia Norw ida, człow iek grzecznie śpiący i - c hoc ia żby - uczestnik inauguracyjnego wykładu w renom ow anym uniw ersytecie angielskim. M ilczenie odnosiłoby się, w pow yższym ujęciu, do pew n eg o n eg a ty w n eg o stanu rzeczy: braku mowy zewnętrznej, a je s z c z e szerzej - do jak iejś określo nej postaci ciszy. M ożna też jednak mówić o milczeniu w tych wypadkach, gdy ów brak mowy zewnętrznej jest wynikiem pow strzym yw ania się od m ówienia. M oże być ono zam ierzone ja k o środek działania, o d d z ia ły w a n ia w a ru n k ó w zewnętrznych albo byw a dyktow ane w tórnie przez p o ja w ia ją c y się stan w e wnętrzny (gdy ktoś milknie wskutek onieśm ielenia lub g n ie w u )1. T ego rodzaju milczenie nie będzie przedmiotem prowadzonych w m oim tekście interpretacji. Raczej spróbuję przedstaw ić m ilczenie jak o istotny aspekt ludzkiej o becności w świecie, mający charakter antropologiczny i - co wcale nie wydaje się para doksem - zw iązany z jęz y k ie m i m ową, j a k o p o d staw o w y m i (choć nie j e d y nymi) sposobami porozum iew ania się między ludźmi i zachow yw ania tw orz o nych wartości kultury. Zwrócę nadto uw agę na religijne (teologiczne), filo zoficzne i artystyczne wymiary milczenia. Okazuje się bowiem, że stanowi ono niezbywalny składnik wszelkich znakowych odniesień człow ieka do świata, do innych ludzi i samego siebie. M a też moc zobowiązującą, je śli chodzi o sfery zwane etycznymi. N ajpełniejszy zaś w yraz zn a jd u je w tzw. d o ś w iad c zen iac h mistycznych. S ą to sprawy, przyznaję, trudne do przedstawienia, gdyż - zgod
1 Por. Izydora D ą m b s k a, O fu n k c ja c h se m io tyczn y ch m ilc z e n ia , w: Z n a k i i m y śli. W y b ó r p ism z sem io tyki, te o r ii n a u k i i h is to r ii f il o z o f i i, P W N , W a r s z a w a - P o z n a ń - T o r u ń 1975, s. 93.
2 4 6 KS. JAN SOCHO Ń
nie z p rz e d m io te m opisu - należałoby raczej milczeć, niem niej odw ażam się na p o c z y n ie n ie określonych uw ag, j a k o że „ śm ieszn o śc ią je s t szukanie racji przeciwko temu, kto całkowicie milczy, i w sprawie, o której milczy. Taki
czło-'j
wiek, i j a k o taki (m ilczący), je st podobny ro ślinie” . A przecież nie sposób upodobnić siebie - chyba że w poetyckim wymiarze - do rośliny, choćby naj p iękniejszej, czego zresztą nie czyni p rz yw ołany powyżej A rystoteles. A lb o w iem tylko w słowie i poprzez słowo filozof, poeta i w ogóle wszyscy twórcy kultury m o g ą w yrażać swe uczucia, artystyczne em ocje i realizow ać wprost p rz em o żn ą potrzebę wypowiadania się, ujawniania tego, co ja k o ś utajone. Aby więc w skazać na w artość m ilczenia, należy opisać m ożliw e sposoby jego istnienia, powiązań z językow ym sposobem obecności w świecie oraz wskazać sfery, gdzie m ilczenie zdobyw a - jeżeli wolno tak rzec - najm ocniejszą pozy cję. W a rto przy tym p am iętać o kw estiach, w ydaw ałoby się, oczywistych, że m ia n o w ic ie cz ło w ie k potrafi - od chwili, gdy obudziło się w nim działanie rozumu - m yśleć i m oże m ówić, a co za tym idzie, może (choć nie musi) mil czeć. Ten cud zawiera prosta formuła: jesteśmy istotami żywymi, opanowanymi przez logos, istotami, które mówią, m ilczą i zdobywają umiejętność doskonałe go p o ro z u m ie w a n ia się, czyli takiego sposobu komunikacji, który nie wymaga wysiłku przekraczającego naturalne możliwości. Porozumieć się bez zbytniego, cielesno-intelektualnego trudu - oto ideał syntaktycznej doskonałości, w której je d n a k milczenie odgrywa znaczącą rolę. M ow a i milczenie nie budują seman tycznej opozycji. G dybyśm y nie dysponow ali mową, nie bylibyśmy w pełni ludźmi, zgodnie ze starą, jeszcze wczesnogrecką sugestią, że człowiek zdaje się przedstaw iać światu jako istota mówiąca, której został dany, j a k wspomniałem,
logos, aby m ógł ujawniać innym, co jest korzystne, a co szkodliwe, a przez to
zarazem , co słuszne, a co niesłuszne (A rystoteles). D opiero w m ow ie nasze istnienie uzyskuje należytą postać, ja s n o ś ć i stałość. Z tego w zględu człowiek m oże m ilczeć, ale nie m oże zawsze - i tylko - milczeć. W y p a d a powiedzieć, że rów nież milczenie i cisza, j a k o pauza, bezpośrednio n a le ż ą do mowy. M il czenie i mówienie n astępują stale po sobie niczym wdech i wydech3. Nie wyni ka to tylko z naturalnej konieczności (nieustanne m ówienie czy pisanie byłoby czymś paradoksalnym , „ontologicznie sprzecznym ”), lecz stanowi wyraz ludz
2 A r y s t o l e I e s, M e ta fiz y k a , 1006 a, 15, te kst p o ls k i o p r a c o w a l i M ie c z y s ła w A. K rą p iec i A n d rz ej M a ry n iarc zy k na p o d s ta w ie tłu m a cz en ia T ad e u s z a Żel eźnika, w p r o w a d z e nie M ie cz y s ław A. K rąpiec , r e d a k c ja n a u k o w a A n d rzej M a r y n ia r c z y k , R W K U L, Lubli n 1996. s. 1 6 9 -1 7 0 .
Por. B e r n h a r d W e 1 t e, M o d litw a j a k o m o w a , tłum . G r z e g o r z S o w iń s k i, „ Znak", 4 7 ( 1 9 9 5 ) , n r 12, s. 18.
kiej przygodności, pozbawionej kosmicznych gestów. Z re sztą języ k o w o ść ja k o taka przynależy tylko bytom przygodnym. Sfera, nazwijmy to tak, transcendent nej obecności nie wym aga językow ej ekspresji. P ozo staje ok ry ta św iętym m il czeniem, zgodnie z wyznaniem św. Pawła, od d aw nych p o koleń (R z 16, 25). Nawet aniołowie nie m uszą się trudzić budowaniem pojęć, lecz p o ro z u m ie w ają się in a c ze j, bezpośrednio przekazując sobie „ c a łą w ie d z ę ” . P rzynajm niej tak postulują pism a św. T o m asza z Akwinu, M y natom iast, którzy ja k o ludzie zawsze ludźmi ju ż pozostaniemy (także znajdując się po stronie zbawienia bądź potępienia), musimy sięgać po mowę, nie zapominając o milczeniu. W każdym innym w ypadku je d e n z w ażniejszych aspektów naszego b y to w a n ia m usiałby obrócić się w bezruch, pustkę. Życie m usiałoby w ów czas n ale ż e ć do ja k ie jś innej sfery istnienia.
II. M IL C Z E N IE A JĘ Z Y K
Zw racam uw agę na znaczenie w spom nianej sam ogłoski, a raczej sp ó jn ik a „a” . Wskazuje on na konieczność postaw ienia pytania: czy milczenie należy do j ę z y k a jako sfery w spólnoty (trzeba więc j e uznać za niosący zna cze n ie e le
ment naturalnego języka), czy raczej w inno być u zn a w a n e je d y n i e za swego rodzaju oznakę, sygnał określonych ekspresji duchow ych, zmian chorobow ych czy znak postulujący - przewidywane przez wspólnotowe konwencje - sposoby reakcji w specyficznych sytuacjach społecznych? Zasugerowałem przed chwilą, że język i milczenie bezpośrednio należą do mowy, a zatem b y w a ją charaktery zowane przez odpowiednie i tylko im przynależne funkcje. Bo przecież gdybyś my w ogóle nie mówili, wówczas zarówno świat nas otaczający, j a k i rzeczyw i stość naszego duchow ego dośw iad c zen ia m iałyby je d n o ro d n y charakter, to znaczy nie wyw oływ ałyby w nas żadnych pytań. Nie od b iera lib y śm y ich j a k o pytaniotwórczych. Z re sztą w ów czas uległyby zatraceniu ludzkie cechy istnie nia. Odkrywamy bowiem w łasną istotę wraz z odkryciem innych osób. Spełnia my się egzystencjalnie tylko wobec jaśn iejąc ej twarzy kogoś d rugiego, u ja w niając wskazane doświadczenie w języku i poprzez język. Stąd narzucające się pragnienie, aby nawet najbardziej skromne, codzienne elem enty tw orzące n asz ą d u ch o w ą siatkę trw ania przekazyw ać, szczególnie tym, których o b d a rz a się miłością. Gdyby nie tego rodzaju konieczność, wtedy uczucia bliskości, współ- obecności, w spółcierpienia nie cem entow ałyby naszego życia. M iło ść p o z b a wiona w erbalizacji szybko zanika. Gdy ro z b rzm iew a p o m iędzy nam i m owa, również rzeczy i sprawy, o których mówimy, s ą obecne w horyzoncie
otwarte-2 4 8 KS. JAN SOCHOŃ
go współbytowania. Z tej racji rzecz, o której nikt nie mówi, jest jakby w ogóle nieobecna. Jeżeli je d n a k milczenie i jego zadumę potraktujemy jako wewnętrz- ność, m o w ę zaś ja k o p rz ejaw ianie się na zew nątrz i - o tyle - ja k o zewnętrz- ność w ew nętrzności, to w net stwierdzimy, że obie strony zawsze się ze sobą łączą. W sz elk ie m ów ienie, będące w yrazem zew nętrznym , wypow iada - choć nie zaw sze w adekw atny sposób - coś w ew nętrznego. W szelka zaś wewnętrz- ność u ze w n ę trz n ia się i je st dzięki sobie samej - choć na rozm aite sposoby - także uzewnętrznieniem . Z tej przyczyny naw et milczenie nie może pozostawać całk o w ic ie bezm ow ne. W p raw d zie redukuje ono swe u zew nętrznienia do mi nimum, ale w e w n ętrzn o ść je g o skupienia i jego zadumy zawsze je d n a k się uzewnętrznia wyglądem oblicza - co, jak o uzewnętrznienie, również jest swego rodzaju m o w ą 4.
Przyjm uję zatem przekonanie, że milczenie rozgrywa się i ujaw nia sw ą głę bię zawsze w kontekście mowy i nie daje się objąć - tak to nazwę - hermenezą po za s fe rą j ę z y k a n atura lnego. W ystępując i p ojaw iając się „pośród m ow y” , spełnia zadania wzmacniające lub mające wzmacniać porozumienie. Nie milczy się dla sam ego m ilczenia, lecz ku głębszej je d n o ś c i osobow ej. N aw et gdy w tzw. sytuacjach granicznych skrywamy się w milczenie albo gdy w porządku religijnego kultu przeryw am y w s z e lk ą znakow ość na rzecz całkowitego um il knięcia, w ów c zas przesyłam y określone treści różnej natury, mające wpływać na w rażliw ość lub zachow anie ich odbiorców . W każdym wypadku jed n ak m ilczenie je s t nie tylko no rw id o w sk im przem ilczeniem , lecz także ujaw nia sw o istą d ykcję sem antyczną.
O czyw iście, m ilczenie nie nosi znamion jedno zn a czn o śc i. M a charakter sem an ty c zn ie otwarty, to znaczy w ywołuje, j a k wszystkie znaki nacechow ane e m ocjam i kultury, in terpre tacyjną różnorodność. M oże też służyć wielorakim c e lo m i by w a w ykorzystyw ane ja k o środek taktyczny, a także ja k o w yraźna kategoria etyczna. N a w skazane kwestie zwracała uwagę prof. Izydora Dąmb- ska. tw ierd z ąc, że m ilczenie b y w a obow iązkiem , byw a c n o tą i bywa w ystęp kiem. B y w a obow iązkiem , gdy ktoś słusznie zobow ią zał się do zachow ania milczenia, ot, chociażby w sytuacji określonego układu społecznego, rodzinne go czy przyjacielskiego bądź z pow o d u sytuacji religijno-prawnej (tzw. tajem nica spowiedzi). Milczenie obowiązuje także wówczas, gdy jego niezachowanie n a r a ż a kogoś drugiego na n iepotrzebne cierpienie lub w yrządza mu krzywdę. W ty m w ypadku chodzi o rzeczy dość odm ienne: po pierw sze, o o b ow iązek przem ilc zen ia w obec osób postronnych pew nych spraw, których ujaw nienie
byłoby dla kogoś źródłem udręki; po drugie, o powstrzymywanie się od w yraża nia pewnych ocen i uwag, które kogoś m ogłyby ranić, a do których kom uniko wania nie jesteśm y obowiązani; po trzecie wreszcie - o zachow anie m ilczenia, gdy dla kogoś sam fakt mówienia, bez względu na je g o treść, je s t przykry (np, kiedy ktoś je s t przybity sm utkiem i spragniony ciszy).
M ilczenie staje się cnotą, gdy nie je s t obow iązkiem , lecz służy ja k ie m u ś dobru moralnemu, a jest cnotą heroiczną, gdy rów nocześnie naraża m ilczącego na cierpienia, których - nie milcząc - mógł uniknąć. M usi być natom iast uzn a ne za winę, gdy m ów ienie w jakiejś sytuacji było o bow iązkiem 5. Jestem św ia dom - co chyba nie wymaga podkreślenia - trudności przywołanych uogólnień, chociażby z tego pow odu, że w spółczesne za pom nienie (sw oiste kultu ro w e milczenie właśnie) o sprawach w chodzących w porz ądek zw any m oralnym , a więc o kwestiach dobra, zła, winy, cnoty, wydaje się j u ż na trw a le za k o rz e nione w ludzkiej świadomości. Dzieje się tak z następujących pow odów . Mówi się dzisiaj przede wszystkim o metaetyce, która zajm uje się jed y n ie sposobami mówienia, językiem, w którym etyka coś nakazuje lub czegoś zakazuje. Zresztą obecnie realizow ane formy filozofow ania rów nie ż m a j ą ch arakter metafilozo- ficzny. Najczęściej pisze się o poszczególnych system ach filozoficznych, j e d nostkow ych projektach historycznofilozoficznych, sami zaś filo z o fo w ie ja k b y boją się filozofować, oddając się z upodobaniem badaniom historycznym. N ie pewność przedmiotu namysłu filozoficznego, połączona z n iep ew n o ścią narzę dzi, jakim i posługuje się filozofia, spow odow ały w s p o m n ia n ą sytuację swego rodzaju „metafizycznej inercji” . P odkreśla się nadto socjologiczną perspektywę opisu, przez co nie osiąga się sensu dobra i zła, lecz j e d y n ie u stala stopień powszechności ludzkich mniemań w tej sprawie. No i rzecz n ajpow ażniejsza: „w ybijanie się na niepodległość” pragmatycznie nastaw ionej etyki, częścio w o przejmującej dziedzictwo utylitaryzmu. W tak wyznaczonej perspektywie unika się w ogóle pojęcia dobra, n astaw ia jąc się w yłącznie na o siąg n ięc ie celów , które najczęściej s ą środkami do zdobycia kolejnych celów . W ten sposób dochodzi do niszczenia całych obszarów rzeczyw istości d u c h o w e j0
Nic więc dziwnego, że nie je st łatw o pogodzić p rz e d s ta w io n ą w ie lo z n a c z ność m ilczenia, je g o „rozm ycie zna cze n io w e” , z fu n k c ją znaku o szansach prowadzących do pom nażania ludzkiego porozumienia. M am tu na myśli to, co
s Por. I. D ą m b s k a, M ilc z e n ie j a k o ś r o d e k ta k ty c z n y i k a te g o r ia e ty c z n a , w: Zaiaki i m yśli, s. 104.
6 Por. H an n a B u c z y ń s k a - G a r e w i c z , M ilczen ie i m o w a f ilo z o fii, In st ytut F i l o z o fii i S o cjo lo g ii P A N , W a r s z a w a 1992, s. 6 7-69.
2 5 0 KS. JAN SOCHO Ń
niesie p o to c z n a niem al form uła o m ilczeniu zakochanych osób, które j u ż nie p o trz e b u ją słów, aby wypowiedzieć w pełni siebie. Otóż paradoksalność przy wołanej tezy zm niejszy intensywność, gdy uświadom im y sobie, że języ k pozo staje narzędziem o zadziwiająco bogatej użyteczności, choć słowo „narzędzie” nie w ydaje się tutaj dobrane zbyt szczęśliwie. Język bow iem nie je st czymś takim, j a k np. m łotek, który po o dpow iednim wykorzystaniu odkładam y na g ó rn ą półkę szafy z podobnego typu instrumentami. Jest natom iast czymś czło w ieka ogarnia jącym , gdyż poznajem y świat, innych ludzi i w końcu samych siebie, ucząc się mówić. W pro w ad za m y niejako s w ą o s o b o w ą wrażliwość w d o o kolny proces osw aja n ia i ro z poznaw a nia rzeczywistości. M ó w ien ie nie należy do sfery jed n o stk i, lecz - j a k słusznie zauważył G adam er - do sfery w spólnoty. D u c h o w a realność jęz y k a je s t przy tym re a ln o śc ią pneum a, ducha łączącego Ja i Ty. Język je st rzeczywisty w rozmowie, w której zawsze panuje duch, dobry lub zły, duch zatwardziałości i zaham owania lub duch otwarcia się ku sobie i płynnej w ym iany m iędzy ro z m a w iając y m i7. Jęz y k - dopow iedzm y je s z c z e - dzieje się, w c ią ż się staje, poprzez ścieranie się ze światem, także
porz ąd k iem technicznej sfery ludzkiej działalności.
Niemniej najsłabsze wyniki w realizowaniu porozum ienia i międzyosobowej zgody osiąga ję z y k w przestrzeni stanowionej przez c z ło w ie c z ą duchow ość. D laczego? Duch to zagęszczenie wszelkich tajemnic, będące w objęciach do g łębnego m ilczenia. D o św iadc zenie m iłości, przeżycie piękna, określonego egzyste n cjaln eg o nastroju czy chociażby chwil olśnienia, które zdarzają się często i u różnych ludzi z całkiem odmiennych powodów, nie p oddają się pro stym opisom ani tym bardziej bezpośrednim, jednoznacznym przedstawieniom. Najbardziej jask ra w y m przykładem niem ożności semantycznej języka s ą stany uznaw ane za mistyczne. Kto bowiem ich dośw iadcza - ja k zapewniali chociaż by św. Bernard z C lairvaux bądź H ugon od św. W iktora - nie potrafi ujawnić treści o w ych „ c h w il” , kto zaś ich nie przeżyw a, zupełnie nic o nich wiedzieć nie może. G ra n ic ę w ypow iadalności stanowi m ilczenie albo - co najwyżej - n ieporadna form a ekspresji artystycznej, posługująca się sugestią symboliczną. Przekazywanie kolorytu wnętrza napotyka więc na rozliczne trudności i znako we bariery. Trzeba tylko odróżniać inform owanie o swoich stanach subiektyw nych od w y ra żan ia ich za p o m o c ą jęz y k a 8. T o ostatnie podkreśla w artość im presyjnej funkcji języka, który je s t w a żnym sposobem w yrażenia emocji, sta 7 H a n s - G e o r g G a d a m e r , R o zu m , sło w o , d zieje. S zk ic e w y b ra n e , w y b rał, o p ra co w a ł i w s tę p e m p o p r z e d z ił K r z y s z to f M ic h a ls k i, P W N , W a r s z a w a 1979, s. 53.
nów psychicznych itd. Wtedy mniej istotne staje się znaczenie poszczególnych wyrazów, lecz raczej ich asemantyka, w skaz ująca na złożoność przeżyw anej przez dan ą osobę sytuacji. Pojawiające się w takich m o m en tach m ilc zen ie ma charakter obronny, poniew aż ucisza em ocje i w cale nierzadko n a b ie ra sem an tycznej siły, m ocniejszej znaczeniow o od konkretnie w y p o w ia d an y ch słów. Dlatego też poetyckie wymiary w ypow iedzi nigdy nie trac ą na wartości, suge rując istnieniow e sfery niew yrażalnego, tym bardziej że o d p o w ie d z ia ln e m ó wienie nie wykorzystuje nigdy natłoku n arzucających się fo rm ek sp resji. Nie realizujemy przecież nigdy w szystkich m ożliw ości sem an ty c z n o -sy n ta k ty c z nych, które zn a jd u ją się - by tak rzec - pod ręką. D oko n u jem y wyboru. P rzy datna wobec tego jest Arystotelesow ska zasada trafności term inu. Jedne słowa wypowiadają bardziej adekwatnie d a n ą rzecz albo d u c h o w ą sytuację niż słowa inne. Trafny termin w yklucza użycie term inów odm iennych, cho ć b y natrętnie się narzucających. M nogość słów niszczy przejrzystość przekazu, uniem ożliw ia porozum ienie. W iele z nich należy przemilczeć, zachować je d y n ie w pam ięci. Godne m ówienie zm usza do lingwistycznej i etycznej d y scypliny. W ystarczy zajrzeć do Biblii, księgi fundującej e u ro p ejsk ie poczucie to żsam ości, aby się o tym przekonać.
III. M IL C Z E N IE W B IB L II
Wypada zauważyć: na początku było milczenie - albo milczenie wieczności, nie mającej początku ani końca, lecz scalającej się w odw iec zn y m , elea ck im kołowrocie kosm icznych pow tórzeń, w edług m niem ań greckich a r c h e ik ó w 9, albo milczenie Boga, który nagle (ale dlaczego? - oto pytanie wszelkich pytań) objawił się człowiekowi, przerywając odwieczne milczenie swej istoty. Bibliści m ów ią tutaj o ukrytym dojrzew aniu słow a, w yrażającym się w czasie przez „przeznaczenie” wybranych: Bóg, nim zaczął do nich m ów ić, znał ich j u ż od łona matki (Jr 1, 5; por. Rz 8, 29). O d na jdujem y także inne m ilczenie Boga. Zdaje się ono być nie mniejszej wagi niż w tajem nicy m iłości, ale nabrzm iałe „gniewem B ożym ” . Chcąc zaniepokoić swoj grzeszny lud, B óg przestaje prze
9 Termin „ arehciey” od nosi się do tych filozofów, którzy swe zaintereso w ania ko n c en tro w a li na po szu k iw an iu a rch e świata. B ę d ą to nie tylko wc ze śn i j o ń c z y c y , ale też na p r z y k ła d P la to n . Zob. szerzej: ks, Ja n S o c h o ń , S p ó r o r o z u m ie n ie ś w ia ta . M on izu jq .ee u ję c ia r z e c z y w is to ś c i w fil o z o j i i e u ro p e js k ie j. S tu d iu m h is to r y c z n o -h e r m e n e u ly c z n e , P a x , W a r s z a w a 1998.
2 5 2 KS. JAN SOCHOŃ
m awiać przez swoich proroków 10. M oże to oznaczać również B ożą cierpli wość, która nigdy nie w ygasa i przenika dialog dziejący się między człow ie kiem a B ogiem . W tym dialogu - przyznajm y, dość specyficznym , gdyż Bóg zazw yczaj m ilczy - m ilczenie odgryw a rolę pierw szoplanow ą. Może być ono znakiem niezdecydowania, aprobaty, zawstydzenia bądź lęku. Wolność człowie ka przejawia się także w tym, że zdolny on bywa do milczenia, pomny na skut ki n ie p o h am o w a n ej żądzy wygłaszania opinii, najczęściej krzyw dzących albo p rz ybierających charakter plotki. T aw zy sto ludzka m ądrość odnosi się do sa mego Boga, który w yznacza człow iekow i czas m ilczenia i czas mówienia. M ilczenie wobec B oga je s t w yrazem z jed n ej strony wstydu po dopuszczeniu się grzechu, z drugiej zaś ufności, j a k ą się pokłada w zawsze możliwym ocale n i u 1 . Stąd m ilczenie uznaje się za eg z y stencjalną konieczność.
Tyle rzeczy wokół nas milczy: piękno zatrzymane w architekturze, rzeźbach, obrazach, piękno c h m u r jesien n y c h i zachodzącego nad horyzontem słońca. Chcąc pomnażać duchow ą wrażliwość, powinniśmy się uczyć milczenia. Kiedy czeka nas ważne wystąpienie, rozmowa, praca, odpow iednio się do tego przy gotow ujem y. Idąc do sali koncertow ej, nie w biegamy tam z ulicy (chyba że je ste śm y zw olennikam i zgrzytu muzyki m etalow ej), z gło w ą p e ł n ą gwaru i wrzawy. G a d atliw o ść zaszkodziła wielu naszym sprawom , wielu nadziejom. Dobrze w iedzą o tym ludzie wierzący, bo przecież klękają przed Tym, co Nie pojęte. P am iętają o ciszy Podniesienia, ciszy w akcie pokutnym, ciszy po przy jęciu do serca Jez usa Eucharystycznego, nie praktykowanej - zauważmy przy okazji - w polskim K ościele prawie wcale. C isza stanowi więc o wartości naszego obcow ania z Bogiem i ludźmi. Skupienie zaś sprawia, że nie jesteśmy sobie obcy i potrafim y otw orzyć się na dary niebios.
M a ją c to wszystko na względzie, łatwiej poradzim y sobie z bolesnym osam otnieniem, które stało się problem em naszych czasów. Niedawno przeby wałem w A m eryce P ółnocnej, w Arizonie, Utah, Newadzie, Yellowstone. To najbardziej dzikie, pełne pustynnych przestrzeni miejsca. W ejście w mile jask ra w o ru d y c h krajobrazów w yw ołuje dram atyczne wrażenie. Nie wiadomo, co uczynić z natłokiem myśli, które w tym milczeniu skał i krzewów poczynają odzywać się nader intensywnie. Dopiero wtedy zrozumiałem, dlaczego ojcowie pustyni tak n atarczyw ie w spom inali o ciągłej walce, j a k ą m usieli toczyć ze sobą, to znaczy z n aporem świadomości. W Ż yw ocie św ięteg o A n to n ieg o czy
10 P o r. S ło w n ik te o lo g ii b ib lijn e j, red. X a v i e r L e o n - D u f o u r , tłum. i oprać. ks. K a zim ierz R o m a n i u k , P a l lo t t in u m , P o z n a ń - W a r s z a w a 1973, s. 4 7 7 - 4 7 8 .
tamy, że ten sławny pustelnik walczył z dem o n am i, j a k b y ze stw orzeniam i widzialnymi, i modlił się w obronie przed nimi.
Na pustyni człow iek czuje się nieco zdezorientow any. P o zo rn a m o n o to n ia i surowość układów w idokowych szybko męczą. W z m o ż e n ie je d n a k d z ia ła ją wyobraźnia i rozum. Nie ma w tym sprzeczności. W yobraźnia wyzwala bowiem tw órczą energię, rozum zaś tworzy dla niej określone granice. W ciszy szorst kiej Arizony odkryłem, że gdy odejdzie się na ubocze, natychm iast o d n ajduje się radosne odosobnienie. Thom as M erton, który w maju 1968 roku odbył po dróż do Kalifornii i N owego Meksyku, pisał, iż nie wystarczy być spokojnym , odrobinę produktyw nym , modlić się, czytać, upraw iać sztuki odpo cz y n k u -
otium sanctum l Trzeba wysiłku, dążenia do większej głębi, zm iany i przem
ia-19
ny . O taką przemianę nie jest łatwo. Zauważyłem , ja k ludzie próbują uciekać przed sam otnością, p ró b u ją walczyć z milczeniem , uw a żan y m za złowrogi element życia. Nawet praca staje się o k a z ją do pod o b n eg o typu dośw iadczeń. Ale nie tylko. W telewizji, codziennej prasie spotyka się w odpowiednich, płat nych rubrykach zaproszenia do odbyw ania psych o terap eu ty cz n y ch kursów, treningów pod o p iek ą różnorodnych guru. S potkania te u z y sk u ją form ę s w o istej „liturgii”, uciszającej emocje, dające namiastkę wspólnoty, poczucie pozo stawania w milczeniu. Praktyki owe dow odzą, iż ludzie nie c h c ą się spotykać ze swą podstawową samotnością, która jest darem potrzebnym. I wpadają w p u łapki fałszywych obietnic. Sądzą, że w ich życiu - j a k ktoś pięknie spostrzegł - nie może się ju ż nic godnego uwagi wydarzyć. Ani żadna miłość, ani p rz y jaźń, żadne cieple objęcie, czuły dotyk. To prz ek o n an ie je s t tak roz bija ją ce i bolesne, że wolimy ulegać najróżniejszym złudzeniom niż stanąć wobec praw dy o naszej egzystencji. Boimy się m ilczenia, ja k b y śm y zapom nieli o b i blijnych, życiowych wzorach.
Przypomnijmy historie nowotestamentalne, na przykład opo w ieść o spotka niu Maryi z aniołem Zwiastowania, rozpoczynającym czas naszego zbawienia. Cóż działo się wówczas w domu nazaretańskim ? Nie sposób wiele powiedzieć. Wydarzenie rozgrywało się, j a k wiadom o, w ukryciu. Spróbujmy jednak, c h o ciażby następująco: oto M aryja klęczy w kąciku swej lepianki, a z wysoka, spomiędzy belek nędznego stropu, prześw ieca delikatne św iatło obejm u jące serce nieco zdziw ionej dziew czyny. C hyba potrafim y tę d u c h o w ą sytuację sobie wyobrazić: zatrwożenie człowieka pełnego pokory, który ma świadom ość
12 Zob. T h o m a s M e r t o n , Las, w yb rzeże, p u s ty n ia , tłum. E lż b ieta T u b ak o w s k a, W y d a w n ictw o Z n ak . K ra k ó w 1995, s. 66.
2 5 4 KS. JA N SOCHOŃ
własnej niegodności i wsłuchuje się w praw dom ów ne milczenie Boga, a właści wie p o sła ń c a Ja h w e - anioła.
T o b ył za p ew n e ten sam anioł, który odw iedził Zachariasza, kapłana z od działu A biasza, m ałżonka Elżbiety z rodu Aarona, m ieszkającego wraz z nią w górskiej krainie Judei, nie opodal Jerozolimy. Nosili oni w sobie ból trudny, nie pozw alający spokojnie zasnąć, nie zaznali bowiem najpiękniejszej pociechy każdego m ałżeństw a. N ie mieli potom stw a. P rzeżywali więc czas adwentowe. W yc h y la li się ku aniołowi, który w reszcie przybywa. Zachariasz dziwi się, prosi o znak praw d o m ó w n o ści Boga, jak b y B óg m ógł w prow adzać w błąd, om am iać n iedorz ecz nym i obietnicam i. J akaż silna i m ocna musi być ludzka w oln o ść, skoro potrafi w taki sposób reagow ać na Boże dary. D o św iadc za Z ac h ariasz - dalej słuchajm y Ew angelii - dziw nego przeżycia. M ilczenie p o kryw a je g o twarz. M oże jedynie pisać na tabliczkach. Gdybyśm y uznali tę nie zdolność za form ę kary, ró w nocześnie m usielibyśm y przyznać, że pozostaje o n a s p o so b em ocz yszcz enia serca. M ilcze nie - trudno ukryć - byw a faktem p o zytyw nym , nie tylko w religii, ale też w co dziennym obyczaju. P raw dy nie słyszym y w o g łuszają cym hałasie, choć często rezygnujem y z dłuższego prze bywania sam na sam ze sobą. Chyba dlatego, że nas to nudzi. M ówiąc bardziej elegancko, przyznajm y, że wolim y spalać się w służbie dla innych i czerpać z tego radość. W m łodym wieku cz ło w ie k lubi przede w szystkim gorączkowe życie - i m ałe n aw et zatrzym anie się, żeby się trochę skupić, staje się niemal p sy ch o lo g ic z n ą niem ożliw ością. Życie to ruch, inicjatyw a, odpowiedzialność, a m ilczenie to bezruch, ocz ek iw an ie, podporządkow anie. Dla kogoś, kto lubi intensyw ne życie, m ilczenie (a także m odlitw a) stanowi rodzaj śm ierci, a
, . r . , f n
sm ierc j e s t prz ecież czym ś odra żając ym .
Zagubiono, j a k z powyższego widać, wartość milczenia jak o sposobu p o ro zum ienia. A ty m cza sem ono m ów i o nas, o naszej duchow ej sytuacji, stanie wnętrza, radości bądź bólu. M ilczenie ukazuje jakość naszej wrażliwości. Od kryw am y z re sz tą różne barw y m ilczenia. N a jp ierw wyodrębniam :
1. M ilc z e n ie miłosne. Ł agodzi ono niepokój. Z aw sze je s t nastaw ione na dobro d rugiego człow ieka. Każdy z nas (chyba) rozum ie zdanie: patrzę na ciebie z m iłością, milczę z miłością.
2. P rz e c iw ie ń stw e m m ilczenia m iłosnego je s t m ilczenie zdradliw e. On, milcząc, w ydał go na śmierć. To m ilczenie je s t stopniow alne. Z aw sze jednak
P o r . F r a n ę o is V a r i 1 1 o n SI. R a d o ś ć w ia ry, ra d o ś ć ży c ia , tium . M a ria K s ią ż ek , W y d a w n i c t w o A p o s t o l s t w a M o d litw y , K r a k ó w 1988.
ma na celu zniszczenie innego człow ieka, zadanie mu bólu i cierpienia. Jest totalitarne.
3. P odobną siłę może - choć nie musi - mieć m ilczenie polityczne. T o spe cyficzny rodzaj milczenia. C h arakteryzuje ono ludzi p o szu k u jąc y ch władzy, panow ania nad zbiorow ością. Gdy ma na w zględzie „dobro w spólne” , zyskuje wymiar moralny i służy człowiekowi. Gdy je d n a k staje się sp o so b em nacisku, w ówczas jest m ilczeniem zdrady. W tedy też ludzie, poddani sile tego m ilc z e nia, sami posyłają innym milczenie lęku. Czasy władzy komunistycznej w P ol sce uczyniły z naszego m ilczenia m ilczenie lęku i bez rad n o śc i. T rz e b a było dopiero siły zainicjowanych w Gdańsku strajków, siły Solidarności, trzeba było w yzwolonego głosu sumienia, aby wydobyć się spod takiego nacisku i zniew o lenia. Zawsze jednak istnieje niebezpieczeństwo, że zatęsknimy za ow ym lękli wym - acz w ygodnym - milczeniem...
4. N a jm ocnie jsz ą e k sp resją m ilczenia zdaje się być m ilczenie wiary, p rz y niesione przez Chrystusa, który milczy przed Piłatem, milczy wobec oprawców, milczy wobec szyderstwa i drwin. Tylko w ostatniej chwili ziemskiej obecności woła: Czemuś mnie, Ojcze, opuścił? O dpow iedź na to (z perspektywy ludzkiej) zawołanie pozostaje milczeniem zgody na mające dokonać się odkupienie świa ta. I owo milczenie O jca winno pozostać tajem nicą, r o z ś w ie tlo n ą - p rz y p u s z czam - dopiero w blasku zm artw ychw stania.
M ilczenie wiary ukazuje n a sz ą n iepow tarzalność i u m o żliw ia p o n a w ia n ie wysiłków, dzięki którym możemy pow racać na w łaściw e ścieżki życia. Trzeba jednak przyznać, że m ilczenie je s t raczej n a s z ą tę sk n o tą niż realnym d o św iad czeniem. Niem niej pojaw ia się ono przed nami ja k o środek walki o praw dę postępowania i autentyczny obraz nas samych. B yw a ten obraz (niestety) zakłó cany przez n ieb ez piecz eństw a14, jakie niesie mówienie. P ierw szym z nich je st ciekaw ość w iodąca do roztargnienia. C złow iek roztargniony troszczy się o wszystko, co się da. Jest on wylewny, pusty, p o w ierzchow ny. M yśl o Bogu nie może się w nim utrzymać. Nic nie m oże w nim dojrzeć. U nika tajem nicy. Pragnie, mówiąc, wszystko określić, nad w szystkim za panow a ć - d latego się rozprasza i gubi w natłoku wrażeń i atrakcji.
Drugim niebezpieczeństwem mówienia jest osądzanie innych. Proszę zauwa żyć, j a k często, a może niemal zawsze, większa część naszych rozm ów dotyczy innych ludzi. Najczęściej ich osądzamy, klasyfikujemy lub porównujemy siebie
14 P o d a ję za: O. A n z e lm G r u n O S B , P ra w o m ilc z e n ia , w: S zk o ła s łu ż b y P a ń sk ie j, tłum. O. W o jc iec h S z le n z a k O S B , N a k ł a d e m O p a c t w a B e n e d y k t y n ó w , T y n ie c 1 982, s. 9 2 - 1 3 1 .
2 5 6 KS. JA N SOCHO Ń
z nimi. Nasza m owa zdradza innym nasze emocje i życzenia, nasze motywacje, problem y i kom pleksy.
Trzecie n iebez piecz eństw o m ów ienia sprow adza się do nadziei osiągnięcia sławy. K to dużo m ówi, przew ażnie um ieszcza siebie w centralnym , nader wi docznym punkcie. W ciąż także mówi o sobie, przesuwa się w stronę korzystne go o ś w ietlenia, aby się go też należycie uszanow ało.
Czw artym niebezpieczeństwem m ówienia jest zaniedbywanie wewnętrznego wzrastania. W ów czas za pom ina się o autentycznej, duchow ej pracy i poddaje się eg o c en try cz n em u sposobow i istnienia. Przyjm uje się złudne przekonanie, że o siągnęło się tak wysoki stopień duchowego wzrostu, iż niczego nie należy w tym względzie poprawiać. Sam ozadow olenie otępia moralny słuch, zamazuje ja s n o ś ć widzenia.
IV . M IL C Z E N IE JA K O W Y Z W O L E N IE
Z tego, co dotychczas napisałem, wynika, że milczenie rozpatrujem y jak o bierne niem ów ienie, ja k o w ew nętrzną postawę skupienia albo walkę z błędny mi p ostaw am i. Jednakże (chyba) należy w idzieć m ilczenie przede wszystkim ja k o akt w y z w olenia. Nie chodzi w nim o to, że nagle pow inniśm y przestać m ów ić i m yśleć, aby zapaść w ja k ą ś apatię. N iektórzy bow iem w yc o fu ją się w milczenie, aby nie uczestniczyć w trudzie i walce życia, aby nie k o nfronto wać swych idealnych marzeń z konkretem istnienia. U cieczka przed odpow ie d z ia ln o ś c ią zm usza ich niejako do zanurzenia się w m ilczeniu. W iedzą, że m ów ienie byw a narażone na reakcje (nie zawsze przychylne) słuchaczy. Można się przed nimi skom prom itow ać, czego je d n a k ż e nie należy się zbytnio ob a wiać. N iestety, ludzie bojący się autentyzm u mowy nie w ie d z ą o tym, gdyż schronili się w m ilczących w izjach swej doskonałości.
Tym czasem milczenie, ja k wspomniałem, winno prow adzić do wyzwolenia - przede wszystkim z bolesnego przywiązania do własnych wizji i przyzwycza jeń. Nie trzeba zbytnio zważać na strumienie myśli i wrażeń, wciąż napływają cych ze świata, gdyż one zawsze będ ą się pojawiać. Warto natomiast pozwalać im przy ch o d zić i odchodzić, aż z wolna od nich się wyswobodzim y. Będzie to m o ż liw e w łaśnie dlatego, iż m ilczenie um acnia stałą obecność prawdy, a my p o dejm ujem y, poprzez codzienne akty decyzyjne, wysiłek b u d o w a n ia samych siebie. Pomiędzy każdorazowym wyborem wartości musi trwać milczenie troski i refleksji. W ten sposób zdobywamy pierwszą mądrość, polegającą na oczysz czeniu własnej duszy, w e dług sfo rm u ło w a n ia G rzegorza z Nazjanzu. Owa
„pierw sza m ądrość” gardzi tą m ądrością, k tóra p o leg a na m ow ie, z w rotach językow ych i fałszywych oraz niepotrzebnych antytezach. N ie o z n a cza to k o
nieczności całkowitego porzucenia mowy, gdyż w ypow iada ona wiele pięknych rzeczy oraz wydaje wiele ow oców i płodów sprawiedliw ości. N iem niej, przed Bogiem, liczy się duchow e wołanie, które Bóg słyszy. C zem u w o ła sz do m n ie? - pow iada do M ojżesza, który w myśli Go s z u k a ł 15.
Przywołane stanow isko w prow adza w n a jtrudniejszy do o p isa n ia sposób funkcjonow ania m ilczenia, m ianow icie ten w iążący się ze s fe rą dośw iad c zeń religijnych. Na ogół we wszystkich religiach świata występuje m ilczenie trak towane jako środek ascezy, metoda wewnętrznego doskonalenia się, panowania nad sobą, kształcenia siły woli, uinten sy w n ian ia aktualnie prz eży w a n y ch sta nów świadomości. Zresztą, nie musi ono się wiązać z religijnym celem człow ie ka. Może być obrane jako metoda wyrabiania w sobie pożądanych cech charak teru i uniezależniania się od kontaktu z drugimi. M oże też być traktow ane jako element kojącej c i s z y 16.
Najgłębiej p ojm ow ane milczenie odnajdujem y j e d n a k w rozstrzy g n ięcia ch Nowego Testamentu. Jezus - przedstawia ewangeliczna narracja - bywał zm ę czony. Otaczały Go tłumy, wciąż słyszał prośby, błagania, ale i złowrogie prze kleństwa. Ani chwili wytchnienia w gorącej, palestyńskiej ziemi. Przybył zatem do Cezarei Filipowej, miasta pogańskiego, aby tu nauczać, w y jaśn iać stroska nym przyjaciołom tajemnice Królestwa. Gdy nie obejm u ją nas w rogie spojrze nia i nie ogarnia wrogie m ilczenie, wtedy łatwiej o miłość, za ufanie, d o b r ą obecność. Uczniowie jednak, pom im o tej bliskości, mieli serca pełne trwogi. Dostrzegali w Jezusie znak nadchodzącego ocalenia, lecz pytali skrycie: czy On je st rzeczywiście zapow iedzianym M esjaszem ? Ów, j a k określamy, sekret mesjański szczególnie d aw ał uczniom do myślenia. Być m oże rozum ieli oni, że słow a i czyny M istrza p rz ek ra cza ją ludzki wymiar, zaw sze skierow ane w stronę O jca w niebie. Trudno im było j e d n a k ż e uw ierzyć, skoro w około nieustannie słyszeli krzyżujące się głosy: to daw ny pro ro k je d y n ie , Eliasz, Jeremiasz, może Jan Chrzciciel, a może naw et sam ozw aniec, b u n tow nik, j a k tylu przed Nim. N ie ma zgody aż do dni obecnych. D ra m aty czn o ść opisu p o większa jeszcze zdecydowane powiedzenie Chrystusa: Milczcie, aby mogły się spełnić zamysły Boże. Trzeba mojego cierpienia, krzyża, cudu zm artw ychw sta nia. Oto opoka trwającego niepokoju, możliwego zawsze ateizmu. Dla teologii 15 Św. G r z e g o r z z N a z j a n z u , M ow y w ybrane, Instytut W y d aw n iczy Pax, W ars z a wa 1967, s. 191.
258 KS. JA N SOCHOŃ
r o z m ó w c ą je s t w spółcześnie nade wszystko człow iek cierpiący, konkretnie dośw iadczający istniejącego nieszczęścia i uświadamiający sobie przy tym całą niem oc i skończoność ludzkiej egzystencji. Jakże zatem nie oddalać emocji religijnych i nie poddaw ać się heroizmowi obojętności religijnej? Jeżeli, pom i mo w szy stk o , potrafim y zachow ać lu d zk ą godność, to tylko dlatego, że jest Ktoś, do Kogo będzie należało ostateczne słowo. Tę myśl w sposób niesłycha nie śm iały w yraził św. T o m a sz z A kw inu, gdy odw rócił tezę, że zło jest argu- m entem prz eciw k o Bogu: poniew a ż istnieje zło, istnieje Bóg . W obliczu tragicznego zw ątpienia nadzieję przynosi szansa osiągnięcia zbawienia, doko nującego się jednakż e wcale nie w sposób „łagodny” . Chrystus doznaje udręki, abyśmy mogli żyć w odkupionym świecie, a naszą odpowiedzią na ten niezasłu żony dar je s t a doracyjne m ilczenie, ostatnie słowo wiary.
PODSUMOWANIE
Niektórzy badacze w ym ieniają takie oto charakterystyczne cechy współczes nego człow ieka: 1) post-autorytarność, czyli sceptycyzm wobec wszelkich au to ry te tó w ; 2) post-solidarność, czyli nastaw ienie na całkow ity in d yw idua lizm, prow a dząc y do postaw egoistycznych; 3) post-transcendentność, czyli zakochanie się w tym, co doczesne; 4) post-m aterialność, czyli nie tyle prymi tywny m aterializm , ile raczej poszukiw anie za w sze lką cenę wrażeń estetycz nych, zyskujących „boski charakter” . Zaakceptowawszy tego rodzaju tezy, czło w iek epoki „p o n o w o c z e sn e j” nie próbuje naw et korzystać z daru milczenia, m imo że stanowi ono niezbywalny element osobowo-rozumiejącego odnoszenia się do św ia ta i innych ludzi, choć nie je s t czymś ostatecznym . Bo przecież Bóg, którego d o sięg am y - w brew p rz epow iedniom W ittg en stein a (B óg nie
objaw ia się w św iecie [6.432], O czym nie m ożna mówić, o tym trzeba m ilczeć
i o
[7] ) - przem ów ił i nadal przem aw ia w sw ym wiekuistym Słowie: Prawdzie. Tylko w boskiej ciszy możemy wyraźnie usłyszeć Słowo Boże, zobaczyć Boże światło. O tym S łow ie pośród m i lc z e n i a 19 warto rozmyślać, warto nad Nim i w Jego blasku m edytow ać. W ów czas rzeczyw istość będzie autentycznym
17 S zerze j zob. W alter K a s p e r , B óg Jezu sa C h ry stu sa , tłum. Jan T y raw a, W y d aw n ic tw o D i e c e z ji W r o c ł a w s k i e j , W r o c ł a w 1966.
18 L u d w i g W i t t g e n s t e i n , T r a c ta tu s lo g ic o -p h ilo s o p h ic u s , przel. i w s tę p e m opatrzył B o g d a n W o ln i e w i c z , P W N , W a r s z a w a 1977, s. 81, 83.
19 Por. L o u is D u p r e, G łę b sze ż y c ie , przeł. M a r i a T arn o w s k a, W y d aw n ic tw o Znak , K r a k ó w 199 4. s. 111.
miejscem dorastania do istniejącej, niezależnie od naszych możliwości poznaw czych, prawdy i żadne, choćby najbardziej silne głosy p o stm o d ern is ty czn y c h i pragm atycznie nastaw ionych idoli nie z d o łają prz ekonać do p rz y ję cia tw i erdzenia, iż w sferze prawdy nie m a nic cieka w ego do zrobienia. Cóż, także milcząc, brońmy się przed p o s tm o d ern isty czn ą dekadencją.
IT IS B E TT E R T O R E M A I N S IL E N T A N D T O BE T H A N T O S P E A K A N D N O T T O E X I S T (P H 1 L O S O P H IC A L A N D M E D IT A T IY E R E M A R K S O N S IL E N C E )
S u m m a r y
T h e a rticle p re sen ts the ro le o f s ilen ce in E u ro p ea n c u ltu r e in th e c o n te x t o f c o m m o n par- lance. T h e 1'ollowing form s o f silence have been dist in guish ed: am o ro u s , t r e a c h e r o u s , po litica l, and the silence o f faith. It proves that silence remain s an in d is p en s ab le e le m en t in maiYs recog- nizing o f his place in the world. T h erefore it sh o u ld be tr e a te d as an act o f liberat ion. Unfortu- nately. n ow adays peop le do not try to use the gilt o f silence also in the re li g io u s sense, a lth o u g h God, whorn we can reach, sp oke and still speaks through his eternal world - T ruth and no futile p o s t- m o d e r n l o r tu n e - te llin g will d is s u a d e us fro m th e in d ic a te d hope.