• Nie Znaleziono Wyników

Polacy i Żydzi we współczesnym reportażu radiowym

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Polacy i Żydzi we współczesnym reportażu radiowym"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

FO LIA LITTER A R IA POLONICA 9, 2007

III. DZIENNIKARSTW O

E lż b ie ta P le szk u n -O le jn ic za k o w a

POLACY I ŻYDZI WE WSPÓŁCZESNYM REPORTAŻU RADIOWYM

[...] chodnik, po nim chodzą ludzie, parkują samo-chody [...], ale pod nami są kości tych, których tu kiedyś pochowano...

- Nie wiedziałam o tym. Naprawdę nie miałam po-jęcia. (Rozmowa z reportażu www.ślady J. Sikorzanki

i J. Baranowskiego)

M o żn a dyskutow ać, czy w dw udziestoleciu m iędzyw ojennym istniał już w Polsce re p o rtaż ja k o gatunek stricte radiow y1. W każdym razie pierwsze próby zbliżenia się d o prawdziwej rzeczywistości żydowskiej w naszym kraju w ydają się m ieć właśnie reportażow ą proweniencję. Bodaj najważniejsze i najw yraźniejsze reportaże, publikow ane n a łam ach „W iadom ości L iterac-k ich ” wyszły spod p ió ra W andy M elcer. Jed n aiterac-k - ja iterac-k zauw ażył A leiterac-ksander H e rtz - „rep o rtaż e W andy M elcer i im pokrew ne stanow iły pendant dla literatury egzotyczno-podróżniczej [...] popularnej we wszystkich krajach cywilizacji zachodniej. W Polsce, bez opuszczenia jej granic, m o żn a było podróżow ać p o świecie egzotyki i tajem nicy” 2. T o m usiało nęcić, ale i sprzy-ja ć pewnej pow ierzchow ności, prow adzić do zaniedbania p ró b odtw orzenia

procesów przem ian n a rzecz ukazyw ania uderzających odrębnością czy wręcz obcością „o b razk ó w ” .

M ów iąc o „p o d ró żo w an iu po świecie tajem nicy” , o egzotyce tego świata, m yślę oczywiście o świecie niezasym ilowanych Żydów , takich choćby, ja k ro dzina lau re ata literackiej N agrody N obla, Isa ak a Bashevisa Singera, która, wedle jego w łasnych słów - choć zasiedlająca ziemie polskie od kilkuset lat, nie znała języka polskiego i nie widziała konieczności, a naw et potrzeby uczenia się go. T ru d n o oczywiście w tym kontekście objąć wspólnym okreś-leniem: Ż yd spolonizow anych, czasem od pokoleń, w ybitnych twórców,

1 Szerzej omówiłam tę kwestię w artykule O reportażu radiowym, [w:] Reportaż w dwu-dziestoleciu międzywojennym, Lublin 2004, s. 115-123.

(2)

naukow ców , słowem: ludzi, których wkład w polską sztukę, k ulturę, wiedzę jest niezaprzeczalny, ale którzy sami określiliby się ja k o Polacy pochodzenia

żydow skiego3. N ie o nich tu m owa.

U trw alony w literaturze „św iat żydow ski” , o b ra z Ż y d a4, często zresztą bardzo stereotypow y, odszedł d o historii - ja k i sami bohaterow ie tego św iata. W szakże, m im o S h o a5 (określenie bardziej chyba uzasadnione niż zakładający pew ną dobrow olność ofiary popularniejszy term in H o lo -ca u st6), nie -cały n aró d żydow ski wyginął. Jed n ak w obec rozproszenia, pokus asym ilacji, przem ian społecznych, obyczajowych i politycznych, naw et w Iz-raelu nie udało się (a m oże naw et nie prób o w an o tego zrobić) odtw orzyć swoistego k lim atu, specyficznego ch arak teru , m ających dziś d la nas tyle uroku: gęsto zaludnionych dzielnic żydow skich o raz m ałych kresowych m iasteczek (sztetli), gdzie żyli ob o k siebie wyznawcy katolicyzm u, judaizm u, a często też praw osław ia. Nic nie przywróci ju ż św iata odm iennych ubiorów , innych zachow ań, ślubów zaw ieranych pod baldachim em , aury towarzyszącej wielkim św iętom , takim ja k pesach czy m alow niczy su k o t, palących się szabasow ych świec, sklepików z koszernym mięsem czy śpiewów doch o d zą-cych z synagogi. W szystko to odeszło, by u to n ąć w m o rzu historii. I - ja k przy innej w praw dzie okazji, ale jakże trafnie m ów ił A ndrzej W ajda - „cała

3 Por. np. A. S a n d a u er , O sytuacji pisarza polskiego pochodzenia żydowskiego, Warszawa 1982; P. Ś p i e w a k , Od rozproszenia do poszukiwań. Kilka osobistych uwag na temat żydowskiej tożsamości, „M idrasz” IX 1997, s. 4-6.

4 Por. J. W r ó b e l , Tematy żydowskie w prozie polskiej 19391987, K raków 1991; A. E i -s e n b a c h , Emancypacja Żydów na ziemiach pol-skich 1785-1870 na tle europej-skim, War-szawa 1988; A. C a ł a , Asymilacja Żydów w Królestwie Polskim, W arszawa 1989. Spojrzenie z punktu widzenia politologa, filozofa czy socjologa, a także - przede wszystkim - historyka, prezentuje natom iast np. księga pokonferencyjna Ż ydzi w dawnej Rzeczypospolitej Polskiej, Wrocław 1991, a spojrzenie poszerzone o - prócz wymienionych - widzenie teatrologa, muzykologa, fflmo- znawcy czy prasoznawcy, acz w odniesieniu tylko do jednego miasta, prezentuje praca zbiorowa, Polacy - Niemcy - Ż yd zi w Łodzi, red. P. Samuś, Łódź 1997.

5 O Shoa pisali np.: B. E n g e 1 k i n g, Na łące popiołów - ocaleni z Holocaustu, Warszawa 1993; J. M a c i e j e w s k a , Męczęństwo i zagłada Żydów polskich w zapisach literatury polskiej, W arszawa 1998; J. S h a n a k , Normalność w nieludzkim świecie, .A n e k s” 1986, nr 41-42, s. 52-66; M . R. M a r r u s , Holocaust. Historiografia, Warszawa 1993; W. G o l a h o r n , Sens historii i zagłada Żydów, „A neks” 1986, n r 41-42, s. 67-76; W. P a n a s , Zagłada od Zagłady. Shoa w literaturze polskiej, [w:] Pismo i rana, Lublin 1996; P. Ś p i e w a k , Holocaust. Tożsamość, ciągłość, „Z n ak ” 1997, nr 10, s. 4-8. Pod moim kierunkiem pow stają też, świetnie się zapo-wiadające, dwie prace magisterskie dotykające tego tematu: A. G ó r s k i e j , Mówią świadkowie Shoa. Zagłada Żydów tv zapisach polskiej literatury fa k tu oraz J. J o h a n o w i e z, skupiającej się na pamiętnikach młodych i najmłodszych ofiar Holocaustu. Ufam, że przyniosą one nowe spojrzenie n a te kwestie.

6 Zapisywanie Zagłady. Z Michałem Głowińskim rozmawia Anka Grupińska, „Tygodnik Powszechny” , 25.03.2001. Notabene ta sama dziennikarka prowadzi w radiu TO K FM cotygod-niow ą audycję poświęconą wzajemnym relacjom wobec teraźniejszości i historii Polaków i Żydów.

(3)

ta [rzeczywistość] zniknęła [...] pod brutalnym uderzeniem [...]. Z ostała zm ieciona z pow ierzchni ziemi, pow racając najwyżej w telewizji i kinie. 1 to jest najsm utniejsze, bo pow rót ów oznacza, że [...] ju ż jej nie m a napraw dę” 7.

Istotnie, współcześnie w Polsce m ieszka bardzo niewielu „praw dziw ych” Ż ydów , tj. pochodzących z m ałżeństw niem ieszanych, znających hebrajski lub jidysz i będących praktykującym i judaistam i. Bodaj je d n ą z ostatnich takich osób w - tak licznej niegdyś - gminie skupionej w okół krakow skiego K azim ierza jest np. b o h ater reportażu C ezarego G a lk a M oje Jedwabne, który pow raca, choć tym razem już tylko jak o je d n a z wielu postaci, w innym re p o rtażu tego sam ego tw órcy, zatytułow anym Polacy i Ż y d zi, w yróżnionym pierw szym m iejscem w O gólnopolskim k o n k u rsie n a re p o rta ż radiow y o m niejszościach narodow ych i etnicznych (Rzeszów 2001) o ra z zgłoszonym w tym że roku d o reprezentow ania Polski na jednym z trzech najważniejszych - o b o k Prix Italia i Prem ios O ndas - festiwali, nagradzających tw órczość dla m ediów (w tym : reportaże radiow e), tj. na festiw alu Prix E uropa.

Z n ak o m ita większość reportaży radiow ych, naw et jeśli „w chodzi” swym czasem w teraźniejszość, czyni to przez pryzm at historii II wojny światowej, H o lo cau stu bądź wcześniejszych śladów norm alnej jeszcze egzystencji Żydów w R zeczpospolitej. R az jest to opowieść tylko o Ż ydach, kiedy indziej 0 wzajemnych relacjach polsko-żydow skich, ale zawsze głównym wspornikiem tekstu au d ialn e g o 8 jest przeszłość. T ylko trzy znane m i reportaże są, by tak rzec, bardziej „w spółczesne” , choć oczywiście i ich teraźniejszość jest jakoś zakorzeniona w historii.

B ohaterem re p o rtażu A nny Łoś Ger czyli nawrócony jest ra b in A aron, d o piętnastego ro k u życia po prostu Stefan, ochrzczony, kom unikow any 1 w ychow any przez m atkę (nad)gorliw ą katoliczkę. P ro sta kobieta, nie rozum iejąc dziw acznych dla niej tęsknot chłopca, nie będąc jeg o p artn e rk ą w poszukiw anich, ani na płaszczyźnie intelektualnej, ani em ocjonalnej, nie-św iadom ie sprzyja tem u, iż ucieka on (najpierw w przenośni, a potem zupełnie dosłow nie) w żydowskość. Z najduje na tej d ro d ze zrozum ienie i podziw innych, wiedzę i szacunek nowych w spółbraci i współobyw ateli, w efekcie - poczucie nowej tożsam ości i sam orealizacji9.

N ieco m niej poruszający jest tekst audialny C. B orow ik Haggada (term in oznacza rabiniczne i średniowieczne piśmiennictwo żydow skie spoza dziedziny

1 A. W a j d a , O filmowaniu prozy Iwaszkiewicza, [w:] O twórczości Jarosława Iwaszkiewicza, K raków 1983, s. 213.

8 Określenia „tekst audialny” używam wymiennie z określeniem „reportaż radiowy” , stojąc na stanowisku, iż każdy tekst medialny jest jednocześnie tekstem w znaczeniu kulturowym.

9 Ewentualnym czytelnikom mego tekstu, zainteresowanym tym wątkiem, polecam dzieło A. J. H e s c h e l a , Pańska je st ziemia. Wewnętrzny świat Żyda w Europie Wschodniej, Warszawa 1997, a także - przynajmniej fragmenty - tomu III. Ż ydzi i judaizm we współczesnych badaniach polskich, K raków 2003.

(4)

P raw a, tu w yjaśniany jest zaś przez bohaterkę, R o sjankę żydowskiego pochodzenia, ja k o „ to co przyjęte” , ja k o fu ndam ent, n a k tó ry m dopiero buduje się tradycja). R ep o rtaż m ówi o ośrodku dla dzieci w budynku, gdzie przed w ojną mieścił się pensjonat dla elity żydow skiej. O becnie zaś p o d -opieczni tej placów ki uczą się podstaw judaizm u, języka hebrajskiego, elemtów liturgii, śpiewów, obrzędów , naw et koszernej kuchni, słowem: elem en-ta rz a , być m oże nieco chaotycznego, szeroko pojętej k u ltu ry żydowskiej. P otrzebę istnienia o śro d k a uzasadnia się dw ojako. Z jednej strony trafiają tam dzieci, m ające pochodzenie żydowskie, z drugiej zaś - dzieci polskie. O rganizatorka, lider i duchow y p atro n całego przedsięwzięcia w jednej osobie, m a nadzieję, iż jej działania pom ogą i jednym , i drugim kultyw ow ać tradycje, zaś polskie dzieci nauczą rozum ienia kulturow ego dziedzictw a Żydów po l-skich, będącego w jakim ś sensie także ich dziedzictwem (wobec niem al 800 lat w spółbycia razem i wobec faktu, iż niem al jed n a trzecia populacji Żydów - ok. 5 m in m ieszkała przed w ojną w Polsce).

W a rto tu , ja k sądzę, przyw ołać niezm iernie tra fn ą uw agę byłego am -b a sa d o ra Izraela w Polsce, wielkiego polosem ity Szew acha W eissa, którego głos rozlega się w rep o rtażu C. G a lk a Pamięć. A m b asad o r W eiss jest tw órcą nag ro d y d la ludzi dialogu. W śród jej laureatów , wcale nierzadko, obok nauczycieli, harcerzy czy ak to ró w jaw ią się też p astorzy i - podkreślm y - księża ob rząd k u rzym sko-katolickiego. O tó ż stwierdził on, iż w Polsce ju ż „nie istnieje dialog m iędzy Polakam i a Ż ydam i, b o jest bardzo m ało Ż ydów , ale jest b ard zo ciekawy, głęboki dialog m iędzy P olakam i a ju d a iz -m e-m ” 10.

H isto ria i współczesność splatają się w reportażach radiow ych o tem atyce żydow skiej, co najwyżej różnie rozkładają się akcenty. W szczególnie zw artą całość splotły się wszakże w dw u reportażach C. G a lk a - w Klezmerach i w spom nianym ju ż M oim Jedwabnem (wyróżnienie n a II rzeszowskim konkursie, pośw ięconym m niejszościom narodow ym i etnicznym w 2002 r.) oraz w audycji Ew y Biesiady T ryptyk. T en ostatni z w ym ienionych utw orów radiow ych jest obszerniejszy i istotnie m a kształt trójdzielny, niczym trzy-częściowa rzeźba czy m alow idło. N a całość składają się trzy różne, choć przecież i ja k o ś w spólne, opowieści. Są to: Tysiące wnuków M iriam , Ż yłem z w ilkam i o raz M oja mama. Opowieść. Pierw sza to m on o lo g M iriam Jachaw z Izraela, k tó ra ja k o czternastolatka zdołała przeżyć piekło H olocaustu, założyć w Izraelu rodzinę, zostać m a tk ą i bab k ą. T eraz zaś wszyscy jadący

10 W śród podstawowych opracowań, tyczących judaizm u, dostępnych w języku polskim, wymienię przykładowo: A. G o d d b e r g , Judaizm, [w:] Pięć wielkich religii świata. Warszawa

1987, s. 83-109; G. S c h o l e m , Judaizm: parę głównych pojęć, K raków 1991; t e n ż e , Kabała i je j symbolika, K raków 1996; t e n ż e , O głównych pojęciach judaizmu, K raków 1989; N . S o l o m o n , Judaizm, W arszawa 1997; M . S t e r n , Co to jest judaizm? K raków 2003. Por. też num er „L iteratury n a świecie” (1988, nr 4) poświęcony Talmudowi.

(5)

T U , do miejsc daw nej Zagłady, ale bezpiecznie żyjący T A M - to jej duchow e w nuki, ale i sw oiste potw ierdzenie faktu, iż n aro d u żydow skiego nie udało się unicestwić, on nadal trw a, a pom ordow ani żyją w swoich w nukach. D ru g a część T ryptyku, z pew nością nie przypadkiem naw iązująca tytułem d o słynnego film u Tańczący z wilkami, to opow ieść M iszy Silbersteina, człow ieka, któ ry ukryw ając się sam m iesiącam i w lasach, bojąc się tylko ludzi, nie zaś zw ierząt (w tym: wilków) stracił pam ięć swego nazwiska, rodziny, całej swej przeszłości i którem u ja k o jedyny znak tożsam ości pozostała pam ięć swego żydostw a. W końcu opow ieść trzecia, Zbigniew a K ., żydow skiego dziecka w ychow anego przez p rzybraną p olską m atk ę, która, zapew ne z m iłości, ale i - choćby nieśw iadom ie - z chęci wyłącznego posiadania, zaw łaszczenia uczuć swego syna, nigdy nie zdradziła m u niczego 0 jego biologicznej rodzinie. Ową przeszłość, a pew nie i tożsam ość, Z bi-gniew K ., teraz, na starość, próbuje odzyskać sam, w czasie spotkań z innymi „dziećm i H o lo ca u stu ” .

Z nakom icie w yw ażone proporcje, dopow iedziane sensy i m yślow e elipsy, św ietna m u zyka i opracow anie akustyczne czynią z T ryp tyku - m oim zd a-niem - dzieło wielkiej urody i wielkich em oq'i.

Klezmerów C. G alk a otwiera, wygłoszona przez sam ego tw órcę reportażu, piękna m yśl, m ogąca być śm iało kolejnym m ottem tego artykułu: „T o h isto ria niezw ykła. Opow ieść o ludziach, którzy w tym sam ym czasie i m iej-scu składają z d ro b in rozbite lustro, w którym chcą zobaczyć siebie samych, a m oże coś jeszcze. M ichael [Albert] przyjechał z N ow ego Jo rk u . Szuka śladów pozostaw ionych przez przodków i odpow iedzi n a pytanie: kim jest. Leopold [z ro d u B randw einów - K ozłow ski] był tu zawsze, ale jego korzenie zostały m ocno podcięte przez nieprzyjazny los. Łączy ich m u zy k a” .

M uzyka łączy wszakże nie tylko polskiego klezm era z d ziad a pradziada 1 w ybitnego am erykańskiego skrzypka, koncertującego z najlepszym i orkies-tram i filharm onicznym i świata. M uzyka klezm erska przyciągnęła do nich, ja k powie p. L eopold - „grupę praw dziw ych P olak ó w ” , którzy uczą się jej i chcą poznać ku ltu rę, z której wyrosła, by św iat zespołów grających — zawsze „p o sw ojem u” — m uzykę od M o za rta p o pieśni weselne, nie zginął

n a zawsze w m o rzu niepamięci.

K olejne cztery bardzo interesujące reportaże p ró b u ją, choć w różny sposób, odtw orzyć św iat m iniony. Artyści z O środka „B ram a G ro d z k a T eatr N N ” w Lublinie chcą, dzięki wysyłaniu listów - pustych k art d o Żydów, których kości pew nie daw no zetlały, przywrócić pam ięć o istniejącej niegdyś w tym m ieście dzielnicy żydow skiej. T ra k tu je o tym tekst radiow y M . K am ińskiego L isty do getta. O dnalezieniu miejsc, którym i biegła stara żydow ska ulica w Ł odzi, kiedyś stanow iąca granicę nieistniejącej już nek ro -polii żydowskiej, szukaniu śladów m inionego św iata, bodaj w Internecie, skoro nie m a go ju ż w świecie realnym , poświęcili z kolei swą audycję

(6)

doku m en taln ą J. S ikorzanka oraz J. Baranowski, nadając jej zresztą znam ien-ny tytuł w w w Jlady. A udycja znalazła się w ro k u 2000 w finale konkursu, k tó ry dotychczas podsum ow yw ał rok kalendarzow y rep o rtażu radiow ego o nazwie P olska i Ś w iat11. W reportażu Pamięć C. G a lk a nauczyciel historii, ucząc w m ałym , niegdyś pełnym Żydów , lubuskim m iasteczku, coraz bardziej zafascynow any k u ltu rą żydow ską przekazuje uczniom nie tylko swą wiedzę o niej, lecz także uczy ich tolerancji i zrozum ienia dla inności.

W ybitna re p o rterk a R adia Lublin M ałg o rzata Saw icka, m ieszkająca n o tabene po pół roku w A ustralii i w Lublinie, stw orzyła bardzo interesujący reportaż, naw iązujący tytułem do słynnego S krzy p k a na dachu, nazyw ając zresztą swój tekst audialny nieco podobnie ja k zatytułow ał słynną powieść n oblista I. B. Singer12, tj. S krzy p ek w Lublinie. A udycja jest nostalgicznym , pięknym w spom nieniem (głównie) lubelskiej jesziwy, a zatem m iejsca, w k tó -rym należało studiow ać T o rę i T alm ud, słowem - w spom nieniem uczelni przygotow ującej przyszłych rabinów w tym mieście. Pam iętajm y zaś, że miejsce to stanow iło przed obu wojnam i jed n o z centrów myśli religijnej Żydów . Przy tym „ o b o k ” , bo na P odolu, pow stał, do dziś m ający swych w iernych wyznawców , ruch chasydzki, którego założycielem był Izrael ben Eliezer (bardziej znany ja k o Baal-szem-tow; B aal Szem - p o hebrajsku „m istrz Im ienia”). R uch ten, ja k zauw aża N orm an Solom on, „b ardzo szybko rozprzestrzenił się i na U krainie, i w Polsce niesiony przez w ędrow nych kaznodziejów ” 13. W ielbiciele Austerii, tak w wersji drukow anej, ja k i film o-wej, z pew nością pam iętają tańczących i śpiewających chasydów , ku zgrozie zresztą dotychczasow ych przyw ódców religijnych14. B ardzo szybko powstały niewielkie społeczności chasydzkie „z przewodniczącym i im, czyniącym i cuda, rebbe (rabi) lub cadykam i (sprawiedliwymi); tytuły [te] były dziedziczne [a] wiele [...] sekt ciągle [istnieje] [...] znanych [...] pod nazw am i m iast, z których się w yw odzą” 15.

P oniekąd też historii, ale w kraczającej w dzień dzisiejszy, dotyczy tekst audialny A. T rofim iuk J a k daleko i ja k blisko. Jest to h isto ria uratow anego od zagłady żydow skiego chłopca, k tó ry dziś, choć od d a w n a dorosły, m ieszkając przy tym w Ameryce, utrzym uje ciągle k o n ta k t telefoniczny

11 Od roku 2004, wedle pomysłu i realizacji Ireny Piłatowskiej, kierującej obecnie Studiem R eportażu i D okum entu PR, zmieniono nieco nazwy kategorii konkursowych, dodając jedną jeszcze nagrodę — dla twórców spoza radia, skład jury zaś ograniczono do twórców reportaży prasowych, telewizyjnych i radiowych. K onkurs nosi obecnie nazwę Ogólnopolski Konkurs Reportażystów M E L C H IO R Y.

12 Tytuł powieści I. B. Singera to oczywiście Sztukm istrz z Lublina. 13 N. S o l o m o n , dz. cyt., s. 57.

14 Por. też E. D ą b r o w s k i , Judaizm, [w:] Religie świata, Warszawa 1967, s. 509-532; H. v o n G l a s e n a p p , Judaizm, [w:] Religie niechrześciajńskie, W arszawa 1966, s. 230-275; G. R i c c i o t t i , Dzieje Izraela, W arszawa 1956.

(7)

i - w m iarę m ożliwości - także osobisty, ze swym w ybaw cą, którym okazuje się prosty katolicki ksiądz.

K olejne dw a reportaże o Żydach m ają w yraźnie ró ż n ą „p o ety k ę” : jeden w chłodnym , niem al beznam iętnym , nasyconym rzeczow ą inform acją tonie n arrac ji, zastosow anym w sytuacji budzącej zw ykle znaczne em ocje - A. C h im iak a Ż y d z i też ludzie', drugi - M . Brzezińskiej M yślę o Żydach, sk o nstruow any niem al antytetycznie w stosunku d o rep o rtażu C him iaka. Budzi on bowiem wcale silne nam iętności; przeciw staw ione są w nim bardzo wyraziście dw a różne, wykluczające się punkty w idzenia (choć sym patii a u to rk i m o żn a się oczywiście domyślić). Jej audycję zam yka wyciszona koda rozm ow y z m iejscowym i uczennicam i, dla któ ry ch k irk u t jest wprawdzie jeszcze trochę miejscem pam ięci o zm arłych Żydach, ale bardziej ju ż - cichym lasem , idealnym n a spacery. Jakże daleko stąd d o ram y, k tó ra obejm uje Klezm erów C. G a lk a , kończącej reportaż optym istycznym , m im o wszystko i m im o wszystkiego, stwierdzeniem , iż najważniejsze jest to, że tu (w tym przypadku n a krakow skim Kazim ierzu, co zresztą nie jest szczególnie istotne), „w tym sam ym m iejscu i w tym samym czasie [...] teraźniejszość połączy się z d ucham i przyszłości” , by dać u G a lk a now ą w artość - m uzykę, nie zaś po, by ja k u Brzezińskiej... zadeptyw ać ślady.

R ep o rtaż C him iaka Ż y d zi też ludzie, zrealizow any z rozm achem w tym sensie, iż tw orzono go przy w spółudziale Żydów m ieszkających nie tylko w Polsce, ale i poza jej granicam i przy w ykorzystaniu bard zo „stylow ej” m uzyki, przekazuje, dość „edukacyjnie” zresztą, inform acje o judaizm ie, zwyczajach, odrębności kultury żydowskiej oraz próbuje rozpraw ić się z pew-nym i, tyczącym i Żydów , stereotypam i. T o bardzo „sp o k o jn y ” tekst radiow y, 0 w yraźnych tendencjach objaśniających i o niewielkiej - ja k n a ten gatunek radiow y - daw ce emocji.

M yślę o Ż ydach Brzezińskiej zm usza nas ju ż nieodw ołalnie do zatrzy-m an ia się n ad niełatw yzatrzy-m problezatrzy-m ezatrzy-m : nad naszyzatrzy-m dozatrzy-m niezatrzy-m anyzatrzy-m (a zatrzy-m oże praw dziw ym ) antysem ityzm em i nad relacjam i Polacy - Żydzi, dawniej 1 dziś16. R e p o rta ż m a konstrukcję ram ow ą (ram y stanow ią wypowiedzi, nieprzedstaw ionego zresztą z nazwiska, arcybiskupa J. Życińskiego), tekst wypełniający zaś owe ram y stanow i quasi-dialog z m ieszkańcam i Piasków. O b a te - ta k różne w ocenach i tonacji em ocjonalnej - glosy, zm ontow ane są w kształt interesującego duetu, zbudow anego n a praw ach kontrastu, np. koloratu ro w eg o so p ra n u z basem. I tak stopniow o w śród m ieszkańców P iasków jaw iły się: ob o k względnie życzliwych stw ierdzeń („co się m ogło, to się pom ogło, ale za dużo też nie, bo każdy się b ał” - m o w a oczywiście

16 J a n P a w e ł II, Antysemityzm nie ma żadnego usprawiedliwienia, „Tygodnik Powszech-ny” 1997, nr 45 (2522). Por. także: J. B ł o ń s k i , Biedni Polacy patrzą na getto, Kraków

1996; S. M u s i a ł , Czarne je st czarne, „Tygodnik Powszechny” 1997, nr 46 (2523); czy R. Z i m a n d , Popiół i popiół. Czy Polacy i Żydzi wzajem się nienawidzą? W arszawa 1987.

(8)

0 pom ocy m ieszkańcom getta), przez niby obojętne („ a cóż m i tam po Ż yd ach ” ), lub (na pytanie dziennikarki: gdzie przed w ojną m ieszkali Ży-dzi?) opryskliw e: „A daj m i Pani sp o k ó j” , aż po jaw n ie ju ż w rogie stw ierdzenia („ w Boże C iało najgorsze szm aty n a b alk o n w yw ieszali” ; „ b ra ta mi Żydzi pobili” ). N a koniec słucham y zgoła urojonych opowieści w rodzaju: „wszyscy w stawali [zapewne na jakiejś audiencji u Ja n a Paw -ła II], tylko Żyd do P apieża nie w stał” . P odane zresztą z „ k o ro n n y m ” uzupełnieniem : „sam a w telewizji [podkr. m oje - E.O.] w idziałam ” . Te wypowiedzi, w nosząc choćby z ich składni i fonetyki, p ochodzą raczej z ust ludzi prostych i przeplatane są, dzięki bardzo celowem u i trafnem u m o n -tażow i, głęboko ekum enicznym tekstem lubelskiego hierarchy, któ ry cytując w pewnym m iejscu wezwanie ad m in istrato ra diecezji lubelskiej z 1881 r. naw ołujące wiernych do niepow odow ania się nienaw iścią „w obec inaczej wierzących” , takim kom entarzem opatrzył ow o przytoczenie: „niektórzy pod polskim niebem jeszcze dziś [podkr. m oje - E.O.] nie dojrzeli do tych słów ” .

D w a kolejne, zresztą w yróżnione, bardzo interesujące reportaże, w jakiś sposób tyczą m o rd u w Jedw abnem lub co najm niej naw iązują do tego zdarzenia. T o A. C zarkow skiej Burm istrz m im o woli i C. G a lk a Polacy 1 Ż yd zi. W o b u tych tekstach radiow ych Polacy „w y p ad ają” średnio, choć re p o rtaż C zarkow skiej, m oże dzięki spokojow i głosu wiele tu m ówiącego byłego b u rm istrza Jedw abnego, K rzysztofa G odlew skiego, w ydaje się w j a -kiś sposób „spokojniejszy” , co nie znaczy: lepszy. A n atem ą tow arzyską części m ieszkańców Jedw abnego i u tra tą stanow iska b u rm istrza płaci p. G odlew ski za sam udział (sic!) w uroczystościach odsłonięcia pom nika. Spokojnie m ów i o „określonej pojem ności przyjm ow ania inw ektyw ” , ale już wyraźnie trudniej m u o spokój, gdy on, „legionista z ducha, taki co to by m ógł zginąć za Polskę” , otrzym uje listy podpisyw ane - a jakże! - przez „praw dziw ych P o lak ó w ” , którzy nazyw ają go „żydow skim pachołkiem ” . Przy tym wszystkim jego stosunek do odw iedzających Jedw abne wycieczek żydow skich też nie jest bynajm niej bezkrytyczny. W yraźnie podkreśla, że a u to k a r z zagranicznym i gośćmi podjeżdża tuż pod pom nik i odjeżdża natychm iast po uroczystościach. M oże kiedyś i oni w ysiądą n a rynku i p ó jd ą tam pieszo - m arzy były burm istrz Jedw abnego - zobaczą, że nikt w nich nie rzuca kam ieniam i, porozm aw iają, zobaczą, że „m y jesteśm y norm alnym i ludźm i” .

Im pulsem pow stania audycji C. G alk a był także, ja k w yznaje sam autor, m o rd w Jedw abnem , ale i lektura książki J. T. G ro ssa Sąsiedzi..., kryty-kow anej n o tab en e za niedostatki dokum entacyjne.

R ep o rtaż otw iera, jednoznaczny w swej wymowie, fragm ent tekstu wy-głaszanego przez prym asa J. G lem pa, iż „Polacy przyczynili się d o zagłady Żydów także gdzie indziej, tw orząc m otłoch pozbaw iony sum ienia” . Tem u

(9)

stw ierdzeniu natychm iast przeciw staw iony jest pom ysł p ow stania pom nika „polskich o fia r” , k tó re w skutek doniesień Ż ydów trafiły n a zesłanie, bo „jak weszli R osjanie, to kto pierwszy pokazyw ał P o lak ó w ” ? Stwierdzenie to zestrojone jest z dalszym i, pozbaw ionym i nie tylko sym patii, ale często jakiegokolw iek uzasadnienia m ającego odbicie w fa k tach , wypowiedziami rodaków w rodzaju: „T o łoni są w redne ja k psy [...]. D obrze, że G om ułka ich trochę przegnał” ; „w szystkich bym wywiózł d o Izraela. O tym nie p am iętają, że im się przerzucało w orki kartofli, zboża, żeby z głodu nie poum ierali. A teraz wszystko co złe, to Polak. T o ja m am przepraszać? [...] T ro c h ę H itler porządek zrobił z tym [...]. N azyw ają to H olokaustem . A k u ra t ich było najwięcej” . Przem ow ę ow ą zam yka, m im o wszystko nie-oczekiw any, w ybuch śmiechu.

W swych poszukiw aniach żydow skości i Żydów w Polsce a u to r reportażu tra fia następnie d o K ra k o w a, a tam na ostatniego praw dziw ego Żyda, k tórem u Polacy m atk ę zabili, a bodaj siostrzenicę wydali N iem com . D o -w iadujem y się też, że -w śród Żydó-w „m ordercó-w nigdy [...] nie było” (ze względów religijnych), co w ydaje się ju ż co najm niej nieścisłą, idealizującą wypowiedzią. S zkoda m oże, że a u to r nie zaznaczył wyraźniej swego dystansu d o b ard zo subiektyw nych, a czasem kontrow ersyjnych sądów i zwierzeń swego, skądinąd bard zo sym patycznego i zacnego, rozm ów cy. Z drugiej strony w szak, z ust tegoż b o h atera (w innym repo rtażu , ale tego samego au to ra , zatytułow anym M oje Jedwabne) p ad a piękne przesłanie, skierow ane właściwie do nas wszystkich. „N ie noszę w sobie nienawiści. W iem, że byli m ordercy i bandyci, i byli też ludzie szlachetni [...] w spaniali. Nie umiem uogólniać [...]: Polacy - nie Polacy [...]. 1 dlatego m nie boli, gdy słyszę [...] ze strony polskiej takie pojęcie: Żydzi. C o to znaczy? S ą różni Żydzi” [podkr. m oje - Е.О.].

C. G alek jest absolw entem Wyższej Szkoły M uzycznej i zapew ne m.in. dlatego k o m p o n u je swe teksty m edialne z precyzją godną świetnego kom -p o zy to ra. T akże re -p o rtaż Polacy i Ż y d z i celowo je st -podzielony (w sensie czasu emisji) n a niem al idealnie rów ne dwie części i operuje - także w sposób niew ątpliw ie zam ierzony - zasadą k o n trastu . W drugiej części reportażu, po prezentacji „złych” , jaw ią się „mili P olacy” , np. właściciel restauracji styli-zow anej n a żydow ską, W ojciech O rnak, po stać u k az an a z w yraźną życz-liwością; jest tu też poruszające wspom nienie o prostej polskiej m atce trójki dzieci, heroicznie ratującej czw arte - żydowskie; bard zo ciekaw ie opow iada rów nież szef inicjatywy obywatelskiej - now oczesnego C entrum K u ltu ry Żydow skiej, Joachim R usak, o próbach rato w an ia resztek tej ginącej w Pol-sce kultury, k tó ry py tan y przez odwiedzających, czy jest Żydem , odpow iada w sposób, k tó ry jest m i bliski, tj. że „n ik t nie jest d o sk o n ały ” .

Jan in a Jankow ska, wieloletni szef i tw órca S tudia R ep o rtażu i D okum en-tu P R , ju ż przed dziesięciom a laty bardzo trafnie określiła specyfikę dzieł

(10)

radiow ych - a przynajm niej wielu z nich - A nny Sekudewicz. „Sekudew icz chciałaby odtw orzyć tajem nicę ludzi w ym ykających się pow szedniości [...] - pisała Jan k o w sk a. - Odpowiedzi szuka w różnych plan ach dźw iękowych [...]. Sekudewicz [...] idzie d ro g ą «P ortretów dźw iękow ych», dużych audycji typu fe a tu r e 11, w których [...] b ada m om ent, gdy człowiek do k o n u je zasad-niczych w y b o ró w ” 18.

Z aprezentow ałam dotychczas różne sposoby ukazyw ania historii polskich Ż ydów i S hoa we współczesnym reportażu radiow ym . Sekudewicz także wobec tej tem atyki pozostaje wierna sobie: wielkie, globalne tragedie ukazuje, z ogrom nym zrozum ieniem i bardzo przekonyw ająco, poprzez jednostkow ą historię pojedynczego człowieka. I tak Tonią jest opow ieścią o „Żydów ce m ieszkającej w Izraelu, której absolutnie niezwykłe losy stały się kanw ą filmu R . Bugajskiego Przesłuchanie z K . Ja n d ą w roli głów nej” 10. O G e rt-rudzie zaś, bohaterce innego, zatytułow anego jej imieniem , tekstu audialnego a u to rk a pisała d o mnie: iż „była jed n ą z najciekaw szych bohaterek, jak ą spotkałam w swoim radiow ym życiu” 20.

G e rtru d a, stuprocentow a Ślązaczka, choć katoliczka, trochę rozum iejąca p o niem iecku, ale niem ów iąca w tym języku, przez a u to rk ę reportażu p rezentow ana jest stopniow o i w sposób przem yślany. Ekspozycja, m ów iąc o rzeczach pozornie dla głównego tekstu mniej w ażnych, np. o stroju ludow ym , w którym G e rtru d a chodzi od lat, o jej rodzicach i rodzeństw ie, o kultyw ow anych wartościach, naw et przywołując śpiewane prze nią piosenki, zapam iętane jeszcze w dom u rodzinnym , gdakanie kury czy głaskanie k o ta - pozostaw ia wrażenie, że N IC tu nie jest „po nic” , n a próżno. A udialne znaki ikoniczne oznaczają precyzyjnie miejsce akcji, postaci (także d ru g o -planow e) o raz czas (a raczej „kilka czasów ”) w ypadków i przeżyć, a wszys-tk o to dzieje się najpierw ja k b y trochę leniwie, um ykając przy pierwszym, a naw et drugim , słuchaniu. Ledwie szkic do obrazu stopniow o przeradza się we w spaniały po rtret. W szystko odsłania swój cel i sens, a dzieje się to w m iarę naszego poznaw ania tej niezwykłej kobiety, w m iarę rozwoju, przyspieszenia prezentacji zdarzeń w świecie przedstaw ionym tego tekstu audialnego o niezm iernie głęboko przem yślanej d ram atu rg ii i konstrukcji, przypom inającego swą m orfologią nowelę: z trójczłonow ością budow y, z

sym-17 Twórcą terminu, feature jest „Peter Leonhard Braun z SFB, twórca międzynarodowych w arsztatów reporterskich International Feature Conference (IFC), który odegrał ogrom ną rolę w rozwoju tego gatunku. Używa [on] terminu feature w szczególnym rozumieniu formy, która wykorzystuje wszystkie środki radiowe, dopuszcza kreację, jednak wszystko musi dotyczyć, tego co zdarzyło się napraw dę - non fiction. Feature to w dyskusjach odpowiednik tego, co my nazywamy reportażem ” (List elektroniczny J. Jankowskiej do autorki z 27.08.2003).

18 J. J a n k o w s k a , Sztuka reportażu radiowego, [w:] 70 lat Polskiego Radia, Warszawa 1975, s. 109.

19 List elektroniczny A. Sekudewicz d o autorki z 2.03.2005. 20 Tamże.

(11)

ptom am i, k tó re przeradzają się w m otyw y, z w yraźnie zaznaczoną Vorges-chichte, a naw et poniekąd obecną Nachgeschichte21.

B oh aterk a tego repo rtażu , której braci przym usow o wcielono do wojska niem ieckiego („te Żydów ki wymodlili, bo nasi zdrow i przyszli” ), poruszona p ro śb ą dw u w ięźniarek z tzw. M arszu Śmierci, k tó re przypadkiem znalazły się w jej obejściu („P ani, ugotuj nam kartofli. Przed śm iercią chcemy się jeszcze karto fli najeść” ), chyba pod wpływem im pulsu decyduje się schować je na strychu swej szopy, w której właśnie śpią wszyscy pozostali więźniowie. R yzykow ała wszystko, a była ju ż wtedy w dow ą i m a tk ą czteroletniego synka. Jej b ohaterstw o jest je d n a k jakby... m im ow olne, choć wypływające niew ąt-pliwie i z religijnego nakazu m iłosierdzia i z wyniesionej z rodzinnego dom u m iłości, ośw iecane pew nością, iż „ n a drugi św iat, tylko uczynki z nam i p ó jd ą ” , ale dające się wytłum aczyć chyba tylko wielką, pełną prostoty, a jak b y „nieśw iadom ą siebie” , dobrocią. G e rtru d a wierzy, jest wręcz pew na, że pom aga jej O patrzność: i gdy zastanaw ia się, gdzie schować obie Żydówki („ P a n B óżku, D uchu Święty, kaj ja was skryje. I ta k a myśl m i [...] na strych im w skazałam ”) i kiedy kieruje kro k i i oczy szukającego rano uciekinierek SS-m ana wszędzie, tylko nie tam , gdzie się ukryły („T o już była wyższa Siła, że tam nie szed n a ten strych [...]. A one tam były” .

Nie ulega kwestii, że wielka tu zasługa A. Sekudewicz: w sposobie prezentow ania nagrań, w m o ntażu, w um iejętności budow ania napięcia i kierow ania naszymi em ocjam i. G e rtru d a opow iada o swych czynach - przy-najm niej w tym tekście audialnym - tak spokojnie i tak norm alnie, bez cienia bodaj p ato su , jak b y były to sprawy najzwyklejsze, a jej działanie było zrozum iałe sam o przez się.

P o odejściu więźniów z M arszu Śmierci G e rtru d a codziennie zaglądała n a strych („ a sum ienie mi godało, co tam są” ), by d opiero piątego dnia usłyszeć ich głosy i przekonać się, że uciekinierki istotnie przeżyły. Jakże to „ n o rm a ln e” w tej relacji, że „pierzynę ciepłą żem im przyniesła [...] i m lik a u g otow ała” , że codziennie nosiła im jedzenie, choć „w ojsko w dom a, a więźniarki na szopie” , przy czym w żadne swe poczynania nie w prow adzała drugiej, m ieszkającej z nią, Ślązaczki („Jam nikogo nie w tajem niczała, bo t am było troje dzieci; ja k kula w łeb - to sam a” ). T ak , to przecież zupełnie „oczyw iste” , że wobec bardzo m roźnej zimy, zapow iedziaw szy ich przybycie ja k o oczekiwane odwiedziny ciotki z córką, nakazała im zam ieszkać w

ogrze-wanej izbie (,j a się nie um iałam doprosić [...] żeby szły, tak się bały [...] ale przyszły”), choć, w tym samym czasie, „N iem cy były w d o m a m ieszkali” . B o haterka ujaw nia wyraźniej swe uczucia tylko kilka razy. D w ukrotnie jest to płacz. Pierwszy raz, gdy w spom ina: „n a strychu [...] co m y się tam w ypłakały, co w ypłakały” ; drugi raz są to ju ż łzy szczęścia przy pow itaniu

(12)

p o latach w Izraelu („dzieci z kw iatam i, a n a harm oszce grał Żyd czeski”), gdzie ,ja k nas tam gościli, ja k przyjęli” . Padły sobie w ra m io n a z u ratow aną Żydów ką, G e rtru d a serdecznie się przywitała także z jej rodziną. „Spłakali my się. S płakali” - w spom ina. Z resztą cała p o dróż d o Izraela, od m om entu, gdy w siadła d o sam o lo tu („kolił sam olot, kolił [...] a ja ta k a bezpieczna [...] ta k a szczęśliwa” ), poprzez pow itanie, zamieszkanie w hotelu, organizow ane dla niej specjalnie wycieczki, wszystko to było zachwycające, niezwykłe, wspaniałe. „ T o był najuroczyściejszy dzień w [moim] życiu” - w spom ni pow itanie w Izraelu. Ale przecież nie dla tych pełnych atrakcji dni robiła w czasie wojny to, co robiła. Z apew ne dlatego z nielicznych ukazanych w repo rtażu chwil, gdy G e rtru d a nie kryje swych emocji, najbardziej poruszył m nie szczęśliwy, n apraw dę „szczęśliwie brzm iący” to n głosu bohaterki, gdy - w spom inając - pow raca do lat wojny. „ T a k a radość z tego m iała. O grom na, ogrom na radość. T o m nie ta k cieszyło, że się urato w ały ” . Jakby konkludując, powie nieco później: „D o p ó k i człowiek m oże coś dać, to szczęśliwy” .

J a k sądzę, każdy badacz, krytyk, naw et każdy słuchacz m a praw o mieć swe preferencje. Ów kam eralny, intym ny, ja k b y ściszony p o rtre t G ertrudy, m alow any przez A. Sekudewicz dyskretnie i pastelow o, m im o braku „czer-wonej farby dla efektu” , a pewnie właśnie dlatego, poruszył m nie bardziej niż „m o cn y ” Elem entarz K am ińskiego. T en ostatni tu prezentow any tekst radiow y jest dla m nie najbardziej kontrow ersyjny lub - ściślej - prezentuje najbardziej kontrow ersyjne zjawisko. Z pełną uczciwością od razu wyznaję, że urzekł on m oje sem inarzystki, a więc osoby bardzo m łode. A u to r, M . K am iński, to tw órca świetnego i bardzo mi bliskiego - a „bardzo innego” - rep o rtażu Ja też chcę być M ałyszem , nagrodzonego zresztą pierwszą n ag ro d ą w konk u rsie stypendialnym im. Jac k a Stw ory w 2003 r.

K am iński, podobnie jak wym ieniona już Sawicka, przynależą, rzec m ożna, d o „reportażow ej szkoły lubelskiej” , jeszcze niedaw no niem al nieobecnej na m apie reportażu radiow ego, a dziś coraz lepszej, coraz wyraźniejszej, zapewne także (a m oże: głównie) za spraw ą kierującej nią A nny K aczkow skiej, której d o ro b e k w ym agałby z pew nością osobnego, obszernego om ów ienia.

W róćm y w szakże do, w yróżnionego na konkursie P olska i Świat 2003, Elem entarza. N ie wiem, w jak im stopniu różnica spojrzeń m ojego i magis- tran te k jest kw estią różnicy pokoleniow ej, w jakim zaś - osobistej (nad?)wra- żliwości. Oczywiście zdaję sobie spraw ę z w yjątkow o szybkiej zmienności szczególnie kryterium estetycznego. M eto d a szokow ania zdom inow ała teatr, Film, nieobca jest też literaturze. Przy okazji recenzji Z e t i dwa zera Petera G reenw aya jeden z krytyków , filmem bynajm niej nieurzeczony, zauważył, iż - być m oże - w świecie kreow anym przez telewizję i In tern et, w świecie stałej eskalacji bodźców , tak n a płaszczyźnie kreow ania inform acji, jak i sztuki, ten sposób prezentow ania stanie się niebaw em jedynym um oż-liwiającym dialog z odbiorcą. Oby tak się nie stało.

(13)

W odniesieniu d o Elem entarza M . K am ińskiego, m oje zastrzeżenia tyczą zresztą nie tekstu audialnego, jego narracji (choć znam reportaże M . K a m iń -skiego niew ątpliw ie mi bliższe), lecz sam ego tem atu, czy - ściślej - przed-m io tu opisu. Z apew ne wszystkie zastosow ane na M ajd an k u przed-m ultiprzed-m edialne efekty zachęcają dzieci i m łodzież do zw iedzania; przenoszą je wszak w krąg znajom ej im, choćby z gier kom puterow ych, w ideoklipów , filmów czy audycji telewizyjnych, poetyki. O tym , iż użyte n a M a jd an k u środki przem aw iają d o m łodych świadczyć m a też - o ile rozum iem zamysł a u to ra - zakończenie re p o rtażu , a szczególnie zam ykający go wiersz. A u to r tekstu radiow ego przekonuje nas (sam w yraźnie przekonany) o celowości i skuteczności języka, użytego n a M ajd an k u , skoro wywołuje on tak głębokie przeżycia, że m ogą one znaleźć swój w yraz dopiero w poezji. W szelako czy przekształcanie tragedii ludobójstw a w o braz quasi-teatralny rodem z poetyki D isneylandu jest zabiegiem etycznie i estetycznie upraw nionym , m am jed n ak wątpliwości. Przy tym wszystkim , co raz jeszcze podkreślam , re p o rtaż M . K am ińskiego, acz, m oim zdaniem , tem atycznie zbliża się d o granicy, gdzie szokow anie staje się pod staw ą kom unikacji, to wszakże poprzez sposób prow adzenia n arracji, k o m p o zy q ę, poprzez swe „w ykonanie” , z pew nością granic stosow- ności nie przekracza.

Nieco przekornie, ze swoistym autozaprzeczeniem , chcę teraz właśnie przyw ołać stw ierdzenie w ybitnego XX-wiecznego francuskiego tw órcy aw an-gardy, m alarza i rzeźbiarza, G eorgesa B raque’a: „ N a u k a m a uspokajać. S ztuka jest po to, by denerw ow ać” .

W szakże niech choć zakończenie m ego tekstu będzie optym istyczne. Swój, w racający do historii, bardzo dobry, reportaż Z m roku i m gły autorzy - E w a M ichałow ska i K rzy szto f W yrzykowski - kończą przytoczeniem słów prof. R o b erta W eissa W ienera: „N iech tylko winni będą winni [...]. Dzieci całego św iata, pam iętajcie o żydow skich dzieciach. Jeśli będziecie pam iętały [...] [to] dzięki tej pam ięci [...] u d a się zbudow ać lepszy św iat” .

Elżbieta Pleszkun-Olejniczakowa

PO LEN UND JU D EN IN ZEITG ENÖ SSISCH EIN E RAD IO REPO RTA G E (Zusammenfassung)

Ein Artikel spricht über den Polen und Juden in der Radioreportage. Über sie einer gemeinsamer Geschichte, Schicksale und zeitgenössisch Berichte. Hier sind besprochen R epor-tagen der hervorragender Schöpfer vor allem: C. G alek, A Sekudewicz, E. Biesiada, M . Kamiński, M. Sawicka, M . Brzezińska, A. Czarkowska, E. M ichałowska mit K. Wy-rzykowski und J. Sikorzanka.

Cytaty

Powiązane dokumenty

gier wideo zasadne wydaje się pytanie o to, czy tego polisemiotycznego katalogu, na który wskazuje Szczęsna, nie należałoby uzupełnić o czynnik interaktywny – działanie ze stro-

Ten sposób prezentacji – autoprezentacji możemy określić jako nastawiony na prawdziwość (to ja jestem, taki właśnie i dzielę się moją wiedzą z tobą, moim do-

O obowiązku obywa- telskiego nieposłuszeństwa względem prawa dopuszczającego aborcję lub eutanazję pisał także Jan Pa- weł II: „Tak więc w przypadku prawa

porozumět, nebo není třeba porozumět, tedy jako prvek tajemný, vzdálený, m ato­ ucí, neproniknutelný, zastupující kulturní okruh, od něhož jsou recipienti textu

Mimo że antologia Urbanowskiego, wiodąc poprzez meandry ideowych sporów XX wieku, doprowadza je do czasów nam najbliższych (żartobliwy komen- tarz odnosi się właśnie

Komentarz dzieli się na dwie części: pierwszą jest Wprowadzenie, gdzie prze- prowadzona została ogólna analiza regulacji zawartych w kodeksie spółek handlowych, z podziałem

Z jednej strony bowiem niektó- re podawane wówczas antybiotyki (np. makrolidy) oraz inne leki przeciwbakteryjne (np. fluorochinolony) i prze- ciwgrzybicze (głównie azole)