• Nie Znaleziono Wyników

System dziejów Ziemi i aktualizm geologiczny Hugona Kołłątaja

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "System dziejów Ziemi i aktualizm geologiczny Hugona Kołłątaja"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

J ózej Staszewski

S Y S T E M D ZIE JÓ W Z IE M I

I A K T U A L IZ M G E O L O G IC Z N Y H U G O N A K O Ł Ł Ą T A J A

W historii-polskiej nauki o Ziem i zajm uje Hugo K ołłątaj m iejsce osobliwe. W trzytom ow ym dziele, pom yślanym jako wstęp do H istorii rodu ludzkiego [1] 1, wychodzi on z założeń geologicznych i w ięcej niż połowę książki poświęca zagadnieniom związanym z historią geologiczną kuli ziemskiej. Dorobek K ołłątaja w tej dziedzinie nauki nie doczekał się jednak w yczerpującego studium, a jedyna o nim praca napisana przez geologa — artykuł T. W iśniowskiego sprzed pół wieku [29] — jest zaledwie szkicem. P ortret K ołłątaja nakreślony przez W- N ałkow skie­ go [20] można uważać za nieudany., J. Samsonowicz w H is torii geologii w Polsce [21] i W . Szajnocha w szkicu o rozw oju geologii w Polsce na tle kultury powszechnej [25] nawet imienia K ołłątaja n ie wspominają. Źródłow a jest tylko doskonała praca J. M ękarskiej [19], oparta na litera­ turze cytow anej przez Kołłątaja. Poddaje ona analizie zwłaszcza te rozdziały i w yw ody, które doprow adziły K ołłątaja do idei cząstkowych potopów, w term inologii współczesnej — do teorii transgresji morskich, oraz do końcowej m yśli jego systemu — do potopu powszechnego; nie podkreśla jednak należycie idei aktualizmu w geologii, która jest najbar­ dziej charakterystyczną cechą systemu d ziejów Ziemi, skonstruowanego przez Kołłątaja.

W pracy niniejszej podjęto próbę źródłow ego przedstawienia idei geolo­ gicznych Hugona K ołłątaja na tle nauki o Ziem i w drugiej połowie X V I I I w.

Trudno odpowiedzieć na pytanie, kiedy u K ołłątaja powstała myśl zajmowania się geologią. Faktem jest, że gdy z polecenia K om isji Eduka­ cji N arodow ej reform ow ał Studium W yższe Uniw ersytetu Jagiellońskie­ go, powołał tam do życia K atedrę Historii Naturalnej, a w y k ła d y przed­ m iotów przyrody m artw ej poruczył lekarzow i i naturaliście Janowi Jaśkiewiczowi. K ołłątaj opowiada p rzy tym, że w czasie dość częstych pobytów w K rakow ie odw iedzał w ykład y Jaśkiewicza o przyrodzie w o­ jew ó d ztw krakowskiego i sandomierskiego, w których szczególnie uwzględnione były, mówiąc językiem dzisiejszym , budowa geologiczna i górnictwo. Jaśkiewicz poruszał też zagadnienia „form ow ania się gór i odmian, które następowały na powierzchni Z iem i“ 2.

1 Liczby w nawiasach kwadratowych oznaczają numery Spisu lite ra tu ry , zamie­

szczonego na końcu artykułu.

2 Przytoczymy tu opinię Heleny M a d u r o w i c z : „Jest rzeczą ciekawą, kiedy za­

czyna się tak żywe zainteresowanie Kołłątaja geologią, które prowadzi go w końcu aż do tak gruntownego poznania przedmiotu? Czy wtedy, gdy słuchał w yk ładów Jaśkiewicza, czy może wcześniej? N ie wiemy. Faktem jest jednak, że uczęszczał on na w ykłady Jaśkiewicza... «D aj Boże — pisze... do Jaśkiewicza — abym ja przecie kiedyś odpoczął i nie należał, jak tylko do uczniów lekcji jego, na której strawione godziny liczę sobie za najmilsze w K rakow ie»“ ([17], s. 16).

(3)

* > < ?

..

a , / / . f.f/ff /»¿fasty7*4?£ f# z Ić ^ ¡u * k ^ C * ^ e >, ■ S' .P* . ' ~ v <■■ / 1 i ’ * i /**/ C4UPł f ’**•

l i

/ / i/ !i({/ j:;/ / (7 } w t i f i h m u t '- p O f M m / d r fc

n\~///mnut J/ulayi

/.n

a/A

/ // <• / /

a

:# ;//.<

/-A*//// / / / < v/ r — ——“* *“

> r*?.!

.

•w l i £ i

Rye. 1. Karta tytułowa rękopisu dzieła Kołłątaja R ozb iór krytyczny THTyjibHBiii j i m c t coHMHeHMH ryro KojiJiOHTaa KpuTunecKUu ana/iU3

Front page of the manuscript of H. Kołłątaj: C ritic a l survey

A kiedy po upadku insurekcji kościuszkowskiej K ołłątaj, aresztowa­ n y przez Austriaków i osadzony w tw ierdzy w Ołomuńcu, znalazł się w zupełnej bezczynności, począł korzystać z bogatego księgozbioru po- jezuickiegO' przechowywanego' w tym mieście. „P rze z lat osiem — opowiada — zbierałem obfite materiały, porobiłem ważne w yp isy z daw­ nych pisarzów, zbliżając świadectwa jednych do drugich, a ile mi do tego pomóc mogła Biblioteka Ołomuniecka, starałem się przejrzeć wszystko, co w tej m ierze pracowano dotąd. W szóstym roku m ojej nie­ w o li wziąłem się już do wypracowania samego dzieła; na czym jednak

(4)

System, dziejów Z ie m i Hugona Kołłątaja 17 . m , .»-4 ■* i i & m i f O f ź r « ¿ ¡ » m i m fff *-W<s.. ~ 3 ««'«• » * f w ' 7s* ■ * ^ h t r 'p - r ' ; #» kh*ś*‘ ..

^

i *. '... %• 'S.-fy* IV •*«$#'. --s V ^ f* - - y f, •/ *«» : ^*«r ^ mt ^¿aè **$* * ySjvÿ#*, ^ - ' ”^ ßmttdf» i »ft*, 'i& f dk*à» Ą * , r V - ¿»fcy. * /1*4 '*<■ ’^bémd. : < 4 £ i £ >^ ^44* h | Ä '4 4 « j * * £ « £ sm> my iłjK *** i ; •* * ^

¿t£ /* i^mji .#& ipA maĄ *fK- Ä* *|/i*

W*?-f - ^ ,#•’ &£ÿ^'8t4 * t * # t r-ifry - '.- i ł ' ? ^ -' ^ *

pm ^ pbę}0&^r»m i^s$*łfĄfr.. &Jx-jr vW ;/ w w jt^ j tyt** ' *f- ł " 0 ' ' •> Jjfakt**Kf m. ?*ä4> «V* j/jfoW * •jf.XHWL . W«i jWfy"* ^ yjr«®« te* jß*#-’/*&&**■ '■$*f.y* iNrys?,

* '4# -; * * -ic: /;- ^ ■

A

V . . ■■ l i i " ' t • / ^. N ”p

■ -;'n2

Ryc. 2. Podobizna jednej strony rękopisu dzieła Kołłątaja R ozb iór kry ty czn y

OflHa m3 CTpaHMi} pyKOnMCM cOHMHeHMH KojijioHTan KpuTunecKU auajiu3

Photostat of a page of the manuscript of H. K ołłątaj: C ritic a l survey V ! ’ skończę, trudno mi powiedzieć, oglądając się zwłaszcza na m oje obecne położenie i na stan osłabionego zdrow ia“ ([1], t. I, s. 103). P rzystąpił zatem K ołłątaj do porządkowania w ypisów już w więzieniu, w 1800 r.

Z tych studiów w samotni więziennej w yrosło trzytom ow e dzieło Rozbiór krytyczny zasad historii o początkach rodu ludzkiego, wydaine z rękopisu dopiero przez Ferdynanda K ojsiew icza w 1842 r- [1]. „Posta­ nowiłem — pisze K ołłątaj — póty nie w ydaw ać na w idok publiczny tego dzieła, póki bym nie poddał go pod sąd mego szanownego p rzyja ­ ciela Jana Śniadeckiego“ . Ponieważ jednak Śniadecki w 1803 r., w rok po powrocie K ołłątaja do Polski z więzienia, w yjech ał za granicę, K ołłątaj znalazł dopiero w 1806 r. sposobność przedyskutowania z p rzy­ jacielem zwłaszcza zagadnień fizycznych i zasięgnięcia wiadomości o no­ w ych pracach polskich w zakresie interesującej go dziedziny nauki.

Rękopis dzieła Kołłątaja, w ykonany starannym, m iniaturowym pi­ smem (ryc. 2), znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej. Jest znamienne, że wydawca, F. K ojsiew icz, pierw otn y tytuł R ozb iór histo­ ryczny ważniejszych wiadomości przydatnych do zrozum ienia historii początkow ej wszystkich ludów, pochodzący n iew ątpliw ie od K ołłątaja, przekreślił i sformułował go po swojemu (ryc. 1), odbiegając nieco od zasadniczej m yśli autorg. 3.

3 N a przedniej karcie wydrukowanej książki w ydaw ca zamieścił ponadto tytuł krótszy: X . H ugona K ołłą ta ja Badania historyczne. Motto wypisane przez Kołłątaja pod tytułem wzięte jest z Cycerona i w przekładzie polskim brzmi: „Będę się nad wszystkim zastanawiał, pełen wątpliwości i nieufności w siebie samego“.

(5)

18 Józef Staszewski

P ierw o tn y tytuł dzieła Kołłątaja, a także tytuł w ujęciu w ydaw cy są dość dziwne i z pozoru nie m ają z geologią nic wspólnego. Jak w y - - nika z tytułu, K ołłątaj m iał zamiar napisać książkę o pierwotnych dzie­ jach rodu ludzkiego, co p rzy stanie w ie d zy historycznej końca X V I I I w. znaczyło: zacząć od powszechnego biblijnego potopu. Toteż zaczyna K ołłątaj dzieło od „postrzeżeń i dowodów o potopach w ydobytych z dzie­ jó w natury“ ([1], I, s. 141). ^

Stw ierdzić potrzeba, że potop b iblijn y był powszechną miarą czasu dla geologów przed okresem L y e lla (a w ięc przed 1830 r.). Jeszcze jego nauczyciel W illiam Buckland, profesor w Oksfordzie, w dziele Reliquiae diluvianae (wyd. I I z 1824 r.), Wychodząc z założenia w ielkiego ogóln o- ziemskieg-o potopu, nazwał zlodowacenie plejStoceńskie okresem d y lu - w ialnym od łacińskiej n azw y potopu dilu viu m [22]. Głośny koryfeusz geologii Georges Cuvier uważał potop biblijn y za ostatnią z katastrof w dziejach geologicznych Ziemi. Znaną teorię katastrof sformułował on. w dziele Discours sur les révolutions de la surface du gląbe. Opisuje tu on „p rze w ro ty na powierzchni globu ziemskiego z ich strony geologicz­

nej i historycznej“ [9]. „ W końcu — w yw odzi dalej — zajm ę się bada­ niem, w jakim stopniu historia ludów, świecka i duchowna, zgadza się z wynikam i obserwacji nad fizyczną historią momentu, w którym spo­ łeczeństwa ludzkie osiadły na ziemi zdolnej do u praw y“ [9]. W konkluzji zaś Dyskursu o przew rotach geologicznych na globie ziemskim, C u vier tak form ułuje ostateczny wniosek: „Sądzę razem z takimi koryfeu­ szami nauki jak de Luc i Dolomieu, że wśród poglądów geologicznych należy ten za najpew niejszy uważać, iż powierzchnię kuli ziem skiej nawiedziła pięć do szieściu tysięcy lub n iew iele w ięcej lat temu nagła i w ielk a katastrofa“ [9]. Jeżeli w obronie teorii katastrof Cuviera można przytoczyć fakt, że w Basenie Paryskim, głów nym środowisku jëgo geologicznej pracy terenow ej, facjalne poziom y paleogenu ulegają nagłym zmianom, a nagromadzenie olbrzym iej ilości skamielin w iłach gipsonośnych M ontm artre w Paryżu nasuwa badaczom samo przez się ideę katastrof, to jego koncepcja potopu biblijnego i rachuba czasu geo­ logicznego do i od tradycyjonalnego stworzenia obecnego świata już żad­ nej nie znajduje obrony. Podkreślim y jednak w ty m miejscu, iż teorię katastrof postawił C uvier w 1812 r. — roku śmierci K ołłątaja, a ostatnie wydanie jego Dyskursu ukazało się w 1830 r., a w ięc w roku publikacji I tomu Zasad geologii L y e lla [16]. Toteż zdanie Ludwika K rzyw ick iego, przyganiające K ołłątajow i, że punkt w yjścia historii rodu ludzkiego z po­ topu „ra ziłb y nawet w X V I I I wieku um ysły krytyczn iejsze“ ([15], s. 221), należy uważać za mylne.

Z założeń analogicznych do Cuvierowskich, ale jeszcze na 10 lat przed Cuvierem, a w ięc zupełnie od niego niezależnie, w yszedł w rozważaniach nad początkiem rodu ludzkiego Kołłątaj. D ziw nym zbiegiem okoliczności powołują się obaj, Cuvier i K ołłątaj, na de Luca. P rzytoczym y tytu ł jednego z jego, dzieł geologicznych: Fizyczno-m oralne listy o górach oraz h istorii ziem i i człowieka [10]. Można przyjąć, że ty tu ł ten był w zorem \ i punktem w yjścia dzieła K ołłątaja ([1], t. II, s. 212). Idąc też za de L u ­ kiem, nazywa K ołłątaj badanie d ziejów Ziem i — geologią, a badaczy — geologami. W przedm owie do wym ienionego dzieła zaznacza de Luc: „P rze z kosmologię rozumiem naukę o Ziemi, a n ie o wszechświecie. W tym znaczeniu termin geologia byłb y bardziej słuszny. Z historią

(6)

System, dziejów Z iem i Hugona Kołłątaja

Syï; 19 Z ie m i łączy się ściśle historia człowieka; je j podstawą jest geologia, je j początkiem procesy geologiczne, które d zieją się nieustannie i które ob­ serw ujem y na powierzchni Z iem j“ [10].

W tym założeniu leży źródło aktualizmu geologicznego Kołłątaja. A K T U A L IZ M G E O L O G IC Z N Y

Tok rozumowania K ołłątaja jest prosty. A b y upewnić się „o dawnych, dziełach natury, w ystarczy dobrze^ przypatrzyć się, co natura działa przed naszymi oczyma... T ym sposobem dojdziem y do p rzyczyn y w ie l­ kich odmian, jakie nastąpiły na powierzchni Ziem i; aby tak w ynalezioną * przyczynę poprzeć nareszcie historią d ziejów ludzkich“ ([1], t. I, s. 141).

Zaraz potem następuje wyjaśnienie. R ozległe niziny są zasypane pias­ kiem lub pozarzueane kamieniami potłuczonymi na drobne części, po­ m iędzy którym i w idzieć się dają liczne . ułomki marmurów, granitów, porfirów , krzem ieni i tylu innych tw ardych głazów. D alej dostrzegam y niezmierną rozległość morza, oblewającego wszystkie lądy. Na ich po­ wierzchni płyną liczne rzeki; jedne dopływ ają do morza, inne gubią się w bagnach lub giną pod ziemią. A le przenosząc uwagę „do w ew nętrznego składu Ziemi, daleko jaśniej w idzim y obraz osobliwego zniszczenia“ . Znajdujem y tam w ielorakiego gatunku kopalnie, osobliwie zaś w ęgla w niezm iernie rozległych warstwach, a soli — w ogrom nych i daleko ciągnących się skałach. W szystko to w y d a je się, jak gdyby było bez żadnego ułożone porządku. „T u w arstw y Ziem i znajdują się poziome, ówdzie nachylone, gdzie indziej pomieszane, porozrzucane. N a pow ierz­ chni Ziemi, a także w odłamkach skał znajdują się różne konchy i w ie lo ­ rakie inne owoce morskie, a to w tak w ie lk ie j ilości, że byłoby niem ądrze uważać je za igrzyska natury. Dodajm y do tego różne okolice w idocznie zatopione przez morze, tudzież różne części z niego wynurzone, a będzie­ m y m ieli obraz niezliczonych odmian, na które była wystawiona niegdyś powierzchnia kuli ziem skiej“ ([1], t. I, s. 142— 144).

W wyjaśnianiu tak wielkich przemian i przew rotów uciekali się ob­ serwatorzy do zbyt pochopnych wniosków; p rzyczyn y „tak w ielkich re­ w olu cji szukali i w e własnych domniemaniach — zazw yczaj mniej nas one kosztują niż cierpliw e śledzenie działań natury i odnoszenie ich do jednych zawsze praw fizycznych. Lecz któżby rozsądnie chciał po­ przestać na samych śladach, które mu pokazują, co niegdyś natura dzia­ łać mogła, nie w patrzyw szy się dobrze wprzódy, co ona nieprzestannie działa. K to by był tak niecierpliw y, żeby szukał w sw ej głow ie n iepew ­ nych przyczyn, kiedy doświadczenie przekonać go może, iż skutki dziś

trw ające są w cale podobne do przeszłych, a zatem od tej samej zależeć muszą przyczyny. N ie bądźmy zanadto pochopnymi do wniosków. Śledźm y naprzód naturę krok za krokiem w je j teraźniejszych dziełach“ ([1], t. I, s. 145).

Już w tych kilku urywkach z toku rozumowania K ołłątaja stwierdzić m ożem y precyzyjn e określenie aktualizmu w geologii. J. Boguski [4], przytaczając ostatni uryw ek w szkicu zamieszczonym w „P ra w d z ie “ z 1882 r., i W . Nałkowski w charakterystyce K ołłątaja jako badacza d ziejów Ziem i [20] zgodnie utrzymują, że są to słowa jakby żyw cem w y ję te z Zasad geologii Lyella. K ołłątaj w formułowaniu te j zasadniczej m yśli ani chw ili się nie waha. W szelkie zmiany zaobserwowane w skal­ nej skorupie Ziem i odnosi zdecydowanie, do przyczyn, które dziś jeszcze

(7)

działają na je j powierzchni; jest p rzy tym głęboko p rzejęty prawdą tej podstawowej koncepcji. N a poprzedników, prócz Buffona oczywiście, nie pow ołuje się; miał ich zresztą niewielu. W samotni w ięziennej w Oło­ muńcu nie rozporządzał odpowiednią, zwłaszcza angielską, literaturą. I tak do rąk jego nie doszło zasadnicze dzieło J. Huttona Theory o j the Earth z 1795 r., w którym ten twórca plutonizmu w geologii zdecydo­ wanie id en tyfik u je siły działające dziś na powierzchni Ziem i z siłami •ubiegłych epok w kształtowaniu geologicznego oblicza naszej p la n ety4. A le w szystkie tego rodzaju pom ysły w dziejach nauki o Ziemi X V I I I w. nie w ychodziły z kręgu indywidualnych rozważań. Dopiero w latach 20-ych i 30-ych X IX w. w ypow ie Niem iec K a rl Ernst von H o ff w równie zdecydowany sposób m yśli podobne. „Zm ian y — czytamy u niego — obserwowane na przestrzeni historycznych trzech tysięcy lat, w yprzedził niezmiernie, dłuższy okres czasu, w którym te same siły zm ieniały wielkość lądów i wysp, rzek i jezior, w y ży n i nizin“ ([12], t. III, s. 143). „Badając procesy i zjawiska, odbyw ające się przed naszymi oczyma, musimy przyjąć, że zmiany tego rodzaju postępowały nieustan­ nie, w yw oływ an e przez te same siły, przez wodę płynącą, czynniki atmo­ sferyczne i życie organiczne“ ([12], t. III, s. 211). A już zaraz na wstępie do I tomu głównego dzieła von H o ff a czytam y: „P ierw szym krokiem do w yśw ietlenia ciemnych zjawisk geologicznych w ydaje się obserwacja takich procesów w naturze, które możemy postrzegać własnym i oczyma. Pokazują one w yn ik i nieustannie działających sił natury, przekształ­ cających dziś jeszcze powierzchnię Ziem i“ ([12], t. I, s. 10). Dziwić się można niem al identyczności słów Kołłątaja i von H offa w ich prostym, ale z głębi przekonania płynącym określeniu elementarnych sił geolo­ gicznych. A oto konkluzja von H offa: „W szystkie zaobserwowane przez nas zmiany na powierzchni Ziem i oraz zmiany suponowane przez nas na podstawie precyzyjn ych spostrzeżeń są w ynikiem długotrwałego albo nieraz także przyspieszonego działania znanych nam z codziennych do­ świadczeń sił przyrody ([12], t. III, s. 237). Zobaczymy, że także K ołłątaj w pewnych wypadkach przyjm u je przyspieszone, w porównaniu z dzi­ siejszym, działanie sił geologicznych.

N ie przytaczam y tu fragm entów L y e lla ilustrujących ideę aktualizmu, bo całe' w ielk ie je go trzy tomowe dzieło 5 jest na wskroś tą myślą prze­ wodnią przepojone. W ystarczy więc jedno tylko uogólnienie jego idei: „W ie lk i zespół czynników, powodujących zmiany w świecie nieorga­ nicznym, można podzielić na dwie główne klasy — czynniki w ody i og­ nia... Geologow ie nie okazujący niechęci do przypuszczenia, że bieg na­ tury był ten sam od czasów najdawniejszych, będą także hołdowali 4 L y e l l w początkowych rozdziałach Zasad g eologii ([16], t. I, s. 56), poświęco­

nych historii rozwoju geologii, przytacza z dzieła H u t t o n a następujący wypis: „Ruiny owego starszego świata pogrążonego na dnie oceanu widoczne są w e w spół­ czesnej strukturze naszej planety, a warstwy, z których obecnie zbudowany jest ląd stały, znajdowały się kiedyś pod morzem lub narastały powoli na poprzednio istnie­ jących kontynentach. Te same siły, które niszczą najtwardsze skały przez rozkład chemiczny i mechaniczne rozdrobnienie, odprowadzając tak powstały materiał do morza, budują w arstw y lądu podobne do poprzednich“. •

Francuzi jako poprzednika aktualizmu wymieniają B u f f o n a , Niemcy F ii c h- s e 1 a, który w dziele H istoria terra e et m aris ex historia T h u rin gia e p er m on tiu m d escriptionem erecta z 1762 r. dochodzi do wniosku, że wszystkie warstwy, z których zbudowane są góry, pierwotnie osadzały się poziomo, a ułożenie ięh zmieniło się później przez elewację albo wygięcie [30],

(8)

System dziejów Z iem i Hugona Kołłątaja 21

założeniu, że przyczyny dziś jeszcze działające spowodowały rów n ież zmiany powierzchni ziemi ubiegłych okresów “ ([16], t. I, s. 271).

Idea aktualizmu nie jest u Kołłątaja jakimś luźnym jednorazow ym stwierdzeniem; w ręcz przeciwnie — jest podstawą jego- opisu geologicz­ nego powierzchni Ziemi, jest naczelną ideą ożyw iającą jego system dzie­ jó w geologicznych. „N ie znamy — powiada — ani znać m ożem y ow ego stanu pierwiastkowego powierzchni naszej planety; wszystko, -co na niej widzim y, jest późniejszym natury dziełem . I nie m oże być nic bardziej lekkomyślnego, niż tw orzyć układy o początku Ziem i przez same tylko domysły. Co na niej woda mogła kiedyś odmienić, to odmienia przed naszymi oczyma, co m ogły wulkany i trzęsienia Ziem i zrządzić, to zdarza się za naszych czasów. Budowa powierzchni Ziem i jest dziełem w o d y w sw ej całości, a w małych bardzo cząstkach nierów nie późniejszym dziełem ognia“ ([1], t. I, s. 291). K ołłątaj w yraźnie hołduje tu doktrynie Wernera, p rzyjętej przez niego, jak w ykazu je analiza jego- listów, po powrocie z w ięzienia do Polski, ale to w cale nie przyciem nia je go zasad­ niczej idei aktualizmu. „W szystko to dzieje się nieustannie — czytam y dalej — a zatem skutek musi kiedyś nastąpić, bo przyczyna -działająca jest zawsze ta sama i równie dzielna“ ([1], t. I, s. 292). Jest to wysoce filozoficzne uogólnienie zasadniczych m yśli K ołłątaja, zadziwiające ele­ mentarną prostotą.

Idei aktualizmu nie przesłania także w ielka zależność K ołłątaja o-d m yśli kosmogonicznych i geogonicznych Buffona, którym i — co z biegu jego wynurzeń w ciągu książki jest zupełnie jasne — przejął się w sa­ motności w ięziennej. P rzy jego godnym podziwu rozległym oczytaniu w literaturze geologicznej współczesnej mu, a także i starszej, góruje nade wszystko powoływanie się przy każdej sposobności na Buffona. P ierw szy błysk idei aktualizmu zaświecił w głow ie K ołłątaja z ro zc zy ty ­ wania się w dziele Buffona [6], [7]. H istoryk francuskiej geologii E. de M argerie [10] przedstawia Buffona jako zdecydowanego zw olennika ak­ tualizmu, k tó ry jednak bynajm niej w jego ideach nie góruje. Dopiero u K ołłątaja w ystępuje m yśl o „aktualnych przyczynach“ z całą w y ra ­ zistością i z cechami utrwalonej doktryny. W w yw odach K ołłątaja na­ czelne m iejsce zajm ują dwa pierwsze tom y H istoire n aturelle Buffona [6], Ich tytu ł uzupełniający zdaje się być w ielom ów ny: Discours sur la theorie de la terre, ale zajm uje się tu Buffon praw ie w yłącznie dziejam i geologicz­ nymi i tylko tu i ówdzie ledw o dotyka zagadnień geogonicznych. Dodać p rzy tym trzeba, że K ołłątaj ma w iele zastrzeżeń co- do szczegółów i za­ chowuje własny punkt widzenia w w ielu zasadniczych zagadnieniach, a raz dochodzi nawet -do wniosku, „że nauka Buffona utrzymać się nie m oże“ ([1], t. I, s. 147).

P o w yjściu z więzienia i powrocie do kraju pozostało K ołłąta jo w i uzupełnić skonkretyzowane już w y w o d y tokiem m yśli dwu polskich uczonych, Romana Symo-nowicza [24] i Jędrzeja Śniadeckiego [27]; stało się to niew ątpliw ie w 1806 r. po przedyskutowaniu strony fizyczn ej -dzieła z Janem Śniadeckim.

G Ł Ó W N E R Y S Y R Z E Ź B Y P O W IE R Z C H N I Z IE M I

W drugiej połowie X V I I I w. obraz rzeźby powierzchni Ziem i był w nauce o tyle ustalony, że przyjm ow ano powszechnie ciąg pasem gór­ skich z zachodu na wschód w Starym Św iecie i z północy na południe

(9)

w N o w ym Świecie. Jako drugi naczelny rys przyjm owano, że w ielkie i w ysokie łańcuchy gór biegną bliżej równika niż bieguna. I jeden i drugi rys przedstawia K ołłątaj, mając przed sobą Atlas encyklopedyczny Bon- ne’a [5]. jedno z najum iejętniej opracowanych dzieł kartograficznych X V I I I w. Pow ołu je się »ponadto dość często na Buffona i nieraz na V are- niusa. „Łańcuch gór Starego Świata — czytam y u K ołłątaja — ciągnie się tylk o z zachodu na wschód. Ód gór hiszpańskiej G alicji nad brzegami Oceanu Zachodniego można nieprzerw anie zajść do Chin i nad brzegi Oceanu Wschodniego, nie zstępując z gór praw ie nigdy. Podobnym spo­ sobem w A fryce, począwszy od Atlasu na zachodzie. A m eryka natomiast, ile dotąd wiem y, jest prawie nieprzerwanie przedzielona jednolitym pasmem gór od północy ku południowi“ ([1], t. I, s.. 254).

A le przedstawiając ten stan rzeczy za ówczesnymi poglądami, K ołłą­ taj ma pewne wątpliwości. Zastanawia się przede wszystkim nad tym, dlaczego mogła zajść tak w ielka różnica w skutku pochodzącym od jednej przyczyny. W szak wątpić nie można, że jedne i drugie systemy gór zostały utworzone przez te same procesy odbyw ające się na po- w ierzchni Ziem i i w głębi je j skorupy. „L e cz kto w podobnych spostrze­ żeniach nie zechce być zanadto systematycznym, łatw o dojdzie, że ten nieprzerw any ciąg od zachodu na wschód w Dawnym, a od północy na południe w N ow ym Święcie jest zbyt naciągany; bo choć jest rzeczą pewną, że praw ie w szystkie góry łączą się ze sobą, albo tylko małymi odległościami są m iędzy sobą przedzielone, wszelako kierunek ich w. jedną i w drugą stronę nie ty lk o nie idzie w prostej linii, ale nadto w ielorako się odm ienia“ ([1], t. I, s. 255). W stwierdzeniu tym widoczny jest fakt, że K ołłątaj kontrolował twierdzenia Buffona na mapach kon­ tynentów atlasu Bonne’a, gdzie systemy gór przedstawiono' raczej według teorii Buache’a o decydującej roli działów m iędzyrzecznyćh w .ukształtowaniu powierzchni Ziem i. Po wtóre, K ołłątaj w ogóle ganił dążność do schematyzowania, w jak iejkolw iek przejaw ia się ono' formie. I nie ulega wątpliwości, że metodycznie miał rację.

Kołłątaj' daje w tym miejscu ogólny przegląd sił egzogenicznych kształtujących powierzchnię Z ie m i.. Zarówno na szczytach gór, jak na miejscach daleko odległych od morza występują muszle i szkielety ryb morskich całkowicie podobnych do istot dziś w morzu żyjących. C zy nie widzim y, że potoki unoszą w iele ziem i z równin i gór do rzek, a te unoszą je do morza? I tak dno m orza pow oli się napełnia, powierzchnia lądu się obniża i w yrów n u je z poziomem morza. I potrzeba tylko dosta­ tecznego czasu, aby m orze pow oli zajm owało m iejsce lądu.

K ołłątaj podkreślił, że dla wyjaśnienia podobnych procesów nie trze­ ba uciekać się do pom ysłów egzotycznych. Rozpatrując zagadnienie, czy skały „pierw iastkow e“ m ogły być odniesione do „późniejszej epoki stworzenia now ej p lan ety“ , dodaje: „W o lim y postępować drogą postrze­ gania skutków, póki tylko dadzą się one widzieć, niż błąkać się niepew ­ nym i układami, które imaginacja bezprzestannie tw o rzy i niszczy“ ([1], t. I, s. 311). K ołłątaj pom ija fantazje astronomiczne, jak uderzenie albo bliskość komety, czy zastąpienie księżyca przez nową planetę, bo byłoby to równoznaczne z zupełną zagładą Ziem i; wychodzą one daleko poza pospolity bieg natury. T ylk o takie procesy, które codziennie działają tylk o ruchy następujące jedne po drugich i nieustannie się odnawiające należą do w arunków i przyczyn, które powinno się brać pod rozwagę. I oto znowu jesteśmy u źródła aktualizmu K ołłątaja w geologii.

(10)

System dziejów Z ie m i Hugona Kołłątaja 23 W edług pojęć geografii fizyczn ej drugiej połow y X V I I I w. dalszym naczelnym rysem ukształtowania powierzchni Ziem i było, jak w iem y, mniemanie, jakoby najw yższe góry przebiegały” w strefie rów n ikow ej, a wysokość system ów górskich obniżała się ku biegunom. N iek tó rzy — powiada K ołłątaj — mają za rzecz pewną, że góry m iędzy zwrotnikam i są najwyższe. I tak w A z ji najw yższe góry mało co zachodzą za 30° szerokości geograficznej; niedaleko równika w Peru znajdują się naj­ w yższe góry globu ziemskiego. P o nich jedni kładą góry A fry k i, osobli­ w ie góry Atlas i K siężycowe, te ostatnie nieznane w ow ym czasie i p rz y j­ m owane tylko na podstawie Ptolemeusza jako ź ród łowiska Nilu. N ie

zapominajmy, że tak samo K an t w wykładach królew ieckich z ge o gra fii fizyczn ej podawał jako jeden z głównych w yn ik ó w „starożytnej historii Ziem i“ fakt, że „g ó ry są tym wyższe, im bliżej leżą rów nika“ ([13], s. 185). W pasie umiarkowanym, utrzym uje dalej K ołłątaj, gó ry są daleko niż­ sze, a najniższe za kołem polarnym. A le i ten schemat nie da się według n iego przeprowadzić bez zastrzeżeń: „G ó ry Syrii, A rab ii i Ęgiptu, choć nierów nie bardziej zbliżone do równika, są daleko niższe od gór K auka­

zu i Tauru“ ;([1], t. I, s. 251). Toteż uważa K ołłątaj koncepcję n a jw y ż­ szych gór w pasie rów nikow ym za zb yt pośpieszne uogólnienie. Duch k ryty k i nie opuszcza go przy żadnym zagadnieniu, W przedstawianiu rzeźby powierzchni Ziem i za Buffonem w id zi on dążność do schematy- zowania, sprzeczną ze ścisłym opisem faktów. A konkluzja jest następu­ jąca: Choć Ziem ia w y d a je się poprzerzynana niezmierną wysokością gór lub głębokością dolin, to w porównaniu do całego je j obwodu jest tylk o lekko pomarszczona zbyt małymi nierównościami, które praw ie nie na­ ru szają elipsoidalnego kształtu je j powierzchni ([1], t. I, s. 202). K ołłątaj

często patrzy z dalekiej perspektyw y i ogarnia całość kuli ziemskiej. P rzegląd system ów górskich, nakreślony jeszcze n iew ątpliw ie w w ię ­ zieniu, uzupełnił K ołłątaj p o odzyskaniu wolności opisem skalnej budo­ w y gór i systematyką skał, idąc w tym za R. Symonowiczem, zapalonym

uczniem W ernera. „W in n i jesteśmy — powiada Sym onowicz — przed­ stawić w ykład nauki Wernera. N o w y ten układ roznieśli już po Europie

i A m eryce jego uczniowie“ ([4], s. 67). K ołłątaj podkreśla, że „ w m owie polskiej Symonowicz, gruntowny w swym przedm iocie pisarz, dał nam go poznać w swoim niew ielkim dziele m ineralogicznym z roku 1806“ ([1], t. II, s. 170). Fundamentem wszystkich gór jest według ówczesnych p ojęć granit. „ A le i ten przedstawia się w w ielorakich formacjach. Raz znajduje się niezmiernie grubym i ławicami, napełniając góry aż po ich szczyty, drugi raz leży warstwami, raz jest podstawą innych gór, drugi raz opiera się na nich“ ([1], t. I, s. 268). Toteż K ołłątaj w yraża w tej „geologiczn ej k w estii“ uzasadnioną wątpliwość. „M niemanie, że granit, albo wszystkie razem pierwiastkowe skały, służące za podstawę n a jw y ż­ szym górom, muszą być oparte na samym jądrze naszej kuli i składać z nim jedno nieprzerwane ciało, należy do dom ysłów, które rozważnej ciekawości zaspokoić nie potrafią“ ([1], t. I, s. 268). Uwaga ta jest o ty le zasadnicza, że Jędrzej Śniadecki, ówczesny autorytet w chemii, u trzy­ m ywał, że „ją d ro kuli ziemskiej całkiem z granitu uformowane być się zd aje“ ([27], s. .122). Jest to tym dziwniejsze, że już w roku 1775 Maske- lyne i Hutton wyznaczali gęstość kuli ziemskiej na 4,9 gr/cm3, a Caven­ dish w 1798 r. przy pomocy Wagi skręceń poprawił w yn ik pomiaru na -5,48 gr/cm3. Proste zatem wyznaczenie gęstości granitu, znanej zresztą w ow ym czasie, m ogłoby Śniadeckiego przekonać o popełnionym błędzie.

(11)

N a leży w końcu podkreślić, że K ołłątaj akcentuje za Janem Śnia­ deckim znaczenie w nauce o Ziem i barometrycznego pomiaru wysokości. Już w więzieniu zapoznał się on n iew ątpliw ie z relacją de Luca i Saus- sure’a o pomiarach wysokości w Alpach. Zetknąwszy się zaś z Janem Śniadeckim po uzyskaniu wolności, przedyskutował z nim to zagadnie­ nie, a ten pozw olił mu przepisać odpowiedni ustęp z rękopisu sw ojej Jeografii, przygotow anej właśnie do druku w I wydaniu ([1], t. II, s. 142). K ołłątaj w y w o d y Śniadeckiego uzupełnia wiadomością o- meto­ dzie i pomiarach de Luca. I tak razem ze Śniadeckim w ystępuje K ołłątaj w zaraniu X I X w. jako rzecznik potrzeby wyznaczania trzeciego w y ­ miaru powierzchni Ziemi.

M ów iąc o wysokości gór europejskich, Buf fon nadmienia, że n a jw yż­ szym tu m asywem jest góra Św. Gotarda w Szwajcarii, ponieważ z je j bliskiego otoczenia w yp ływ a ją cztery znakomite w Europie rzeki: Ren, Rodan, Pad i D u n a j6. Na to odpowiada K ołłątaj: „P rze c iw temu można zarzucić, że Niemen, Dźwina, Dniepr, Don i W ołga nie ustępują pono wielkością, a przewyższają liczbą rzeki w ym ienione przez Buffona, cho­ ciaż w y p ływ a ją także w bliskim sąsiedztwie, ale w kraju niskim“ ([1], t. II, s. 163). Podkreślić potrzeba, że pogląd Buffona jest starym osiemnastowiecznym poglądem, rozpracowanym szeroko przez Atanazego K irchera w dziele Mundus subterraneus 1664.

D Z IA Ł A N IE S IŁ E G Z O G E N IC Z N Y C H N A P O W IE R Z C H N I Z IE M I

Jako siły kształtujące powierzchnię Ziem i wym ienia K ołłątaj, zgod­ nie z ówczesnym systemem nauki o Ziemi, przede wszystkim „wodę, p ow ietrze i ogień“ ([1], t. I, s. 235). Działanie geologiczne w ia tró w przed­ stawia on charakterystycznie: „W ia try gwałtowne, gdziekolw iek natra-. fiają na obszerne piaski lub inne p yły blisko morza znajdujące się, siłą swego poruszenia i kierunku przenoszą one do morza, gdzie opadając, podnoszą dno jego... a nawet z czasem zrobią wysokie brodownie, które dojdą aż do powierzchni w o d y “ . „W ia try łagodzą temperaturę krajów, pomagają parowaniu wody, przenoszą chmury od morza na różne strony lądu i ułatwiają bezprzestanne krążenie w ody i w ilgo ci“ ([1], t. I, s. 180 i nast.). W przedstawieniu przyczyn y „w ia tró w statecznych“ — tj. pasa­ tów w późniejszej polskiej term inologii — idzie K ołłątaj za swoim dru­ hem i doradcą w sprawach fizyk i, Janem Śniadeckim, „ponieważ — jak podkreśla — ta nauka będzie mu potrzebna do w ielu tw ierdzeń geolo­ gicznych“ {[1] t. I, s. 180).

Działaniu w ód na powierzchni Ziem i poświęca K ołłąta j dużą i m oże najlepszą część swojego dzieła. Znamy już — powiada — w ielk ie działy Ziemi, które pospolicie nazywam y częściami świata, a do odkrycia nie pozostaje już nic, chyba jakieś drobne wyspy. W oda zalewa przeszło pięć ósmych powierzchni Ziemi, nie w liczając w to mórz śródziemnych, ale je j masa nie jest podobno do zmierzenia; nie w iem y bowiem, jak

6 Pierwszy geodetyczny pomiar wysokości Mont Blanc przeprowadził w 1685 r. szwajcarski inżynier z W alezji N. de Duillier, ale w ynik zaokrąglił do 2000 sążni, tj. 3218 m. Dopiero pomiar geodetyczny Anglika Shuckbourgha doprowadził do ściślej­ szego wyniku 15 662 stóp angielskich, tj. 4772 m, a pomiar Saussure’a z 1785 r. w y ­ kazał 4775 m. Na początku X I X w. występuje więc już -w dziełach geograficznych Mont Blanc jako najwyższy szczyt Europy (por.: Ch. D u r i e r , M o n t Blanc. Wyd. III, Paris 1923).

(12)

System dziejów Z iem i Hugoną Kołłątaja 25

głęboko rozlew a się w e wnętrzu Ziemi. Idzie w tym K ołłątaj za dziełem Buffona Théorie de la terre, które stwierdza, że byłoby bardzo trudno z jaką taką słusznością oszacować ilość wód podziemnych. Sporo ludzi utrzym uje, że przekracza ona daleko ilość w o d y na powierzchni Ziem i, nie mówiąc już o tych, którzy przyjm ują, że całe w nętrze globu napeł­ nione jest wodą ([7], s. 239).

System gór na powierzchni Ziem i jest przede wszystkim w ynikiem ruchów w od y morskiej — falowania, p rzyp ływ ó w i prądów. N aczeln ym czynnikiem są p rzyp ływ y i odpływ y, w yw ołu jące ruch w ody morskiej ze wschodu na zachód. K ołłątaj słusznie zarzuca Buffonow i, że nie uwa­ ża prądów morskich za samodzielny rodzaj ruchu, ale, tylk o za od­ mienny co do zw yczajn ej drogi od wschodu na zachód, jaką je j wyznacza wzdym anie i opadanie morza ([1], t. I, s. 154). Innym i słowy, B u ffon uważa prądy morskie za zależne od p rzyp ływ ó w i odpływ ów . Z ty m zastrzeżeniem uważa K ołłątaj energię ruchu w o d y m orskiej za czynnik form ujący powierzchnię Ziemi. Pod tym w zględem stawia on na p ierw ­ szym miejscu p rzy p ły w y i odpływ y. Jest to siła nieustannie działająca p rzy burzeniu starych i wznoszeniu nowych lądów. A że działa ona w kierunku ze wschodu na zachód, niszczeniu i burzeniu ulegają przede wszystkim wschodnie pasy nadbrzeżne lądów, rosną natomiast i pow ięk­ szają się pasy zachodnie przez nakładanie osadów ’ nanoszonych ze wschodu. I tak „n ikt o tym wiedzieć nie może, jakie jest jądro naszej kuli, czyli jakim podlega odmianom. W iem y tylko, że cała pow ierzch­ nia lądów zniża się w swej wysokości, rujnuje się w swych wnętrzno­ ściach, a je j rozpuszczone lub oderwane części dostają się do morza, i podnoszą dno jego; słowem rozrabiają się nieustannie i nikną pod wodą teraźniejsze lądy, a na ich miejsce tw orzą się i powstają nowe. A takową przemianę lądów nazywam y p o t o p e m mniej lub w ięcej rozległym “ ([1], t. I, s. 239).

Jest to zasadniczy w yn ik dokonanej p rz e z : K ołłątaja analizy geolo­ gicznego działania ruchów w ody morskiej.

W konsekwencji tego działania należy według K ołłątaja przyjąć, że najmłodsze lądy, w zględnie ich części, leżą po stronie wschodniej ocea­ nów; są nimi: Europa, zachodnia połać A fr y k i z Mauretanią oraz strona pacyficzna obu Am eryk. 'Najstarszym zaś geologicznie lądem jest A z ja ; niszczenie je j od strony pacyficznej ' w ystępuje jaskrawo na długich łańcuchach wysp, oddzielanych od lądu przez nieustanny niszczycielski ruch w od y morskiej od wschodu ku zachodowi. K ołłątaj ani na ch w ilę nie waha się w stosowaniu tej teorii do całej suchej powierzchni globu ziemskiego. Jaskrawo w y stęp u je'w ed łu g niego proces przenoszenia ma­ teriału powstałego z burzenia pacyficznych w yb rzeży Eurazji na w y ­ brzeżach Europy. W deltach je j atlantyckiego nadbrzeża widać nieustan­ ny przyrost lądu przez osady naniesione ruchem wód oceanicznych. „O d samego początku woda działać musiała na ląd, jak działa teraz, musiała je rujnować, jak rujnuje teraz“ ([1], t. I, s. 247). Aktu alizm geologiczny jest wszechwładną ideą w konstrukcjach geologicznych H u ­ gona Kołłątaja.

Ruch oceanu ze wschodu na zachód przedstawia K ołłątaj w y m o w ­ nym i słowy. P ow ołu jąc się na Vareniusa Geographia generalis ([28], s. 119), utrzymuje, że z wielokrotnych obserwacji podróżników pew ne jest, iż ocean posiada ruch nieustanny ze wschodu na zachód; ruch ten

(13)

daje się odczuć nie tylko m iędzy zwrotnikami, ale na całej przestrzeni strefy umiarkowanej i zim nej, gdzie tylko odbyw a się nawigacja.

Działanie morza na powierzchnię lądów okazuje się jednak przede wszystkim i najw yraźniej w występowaniu olbrzym ich ilości skamielin istot morskich. Opisując „ułożenie wszystkich w arstw 1— poziome na równinach, a schylone nieco na górach“ , dochodzi K ołłątaj do następu­ jącego wniosku: „Jak układała się postać naszej planety w początkach je j utworzenia, to nie jest przedm iotem naszych badań. Pojm ujem y tylko, że przyczyny, które ^odrywają cząstki lądów teraźniejszych, od ry­ w a ły je "o d lądów przeszłych, rzeki dawne niosły do morza swe namu- liska, jak noszą teraźniejsze, zw ierzęta morskie rozradzały się i umie­ rały, jak rozradzają się i um ierają teraz, zw łoki jestestw organicznych obu królestw dostawały się do morza, jak się dostają teraz“ . A że w ar­ stw y, z których góry są zbudowane, tych konch i innych szczątków

„je stes tw , organicznych zawierają niezliczoną ilość“ , stąd prosty wnio­ sek: „G ó ry zatem są dowodem, że wszystkie teraźniejsze lądy b yły kie­ dyś pod wodą“ ([1], t. I, s. 274). N a tych podwodnych lądach, które były w dziejach geologicznych Z iem i1 dnem morskim, tw o rzyły się ciągi gór drogą akumulacji osadów, tak że lądy w ynurzały się w ciągu d ziejów Z iem i od razu z gotow ym i pasmami górskimi.

Fakt szerokiego rozpowszechnienia skamielin jest zasadniczy w syste­ m ie d ziejów Ziem i K ołłątaja. M ów i on o tym przy każdej sposobności, a podkreślić to trzeba wobec faktu, że niedaw ny był w ted y jeszcze czas, k ied y Skamieliny uważano za igraszkę natury, za lapides figurati, ufor­ m owane przez „siłę plastyczną“ przyrody. K ołłątaj przeciwstawia tej m yśli ciekaw y epizod z historii' paleontologii wypisany z U h istoire de l’Academ ie des Sciences za rok 1720. Oto dosłowne jego tłumaczenie: „D opiero p rzy końcu X V I w. Bernard Palissy, garncarz z profesji, nie um iejący ani po łacinie, ani po grecku, pierw szy odk rył prawdę orga­ nicznego pochodzenia Skamielin i śmiał utrzym ywać p rzeciw filozofom o w e go wieku, że konchy i ryb y kopalne nie są żadnym igrzyskiem na­ tury, lecz praw dziw ym i zwłokam i ow ych konch i ryb, które niegdyś znajdow ały się w morzu, a których gatunki dotąd znajdują się tam jeszcze“ , że zatem w miejscu — K ołłątaj dodaje od siebie — gdzie teraz je wykopują, b yły złożone przez wodę morską, która się tam niegdyś

znajdowała 7.

Działaniu wód lądowych na powierzchni Ziem i poświęca K ołłątaj k ilka rozdziałów. „Nasze badania nie idą tak daleko, abyśm y potrzebo­ w a li brać pod ścisły rozbiór całą Teorią Z ie m i; dość nam będzie zastano­ w ić uwagę nad stanem je j powierzchni, ile na nią działa woda, pow ie­ trze i ogień “ . W szystkie rzeki, wpadające do morza — konkluduje K ołłą­ taj — niosą wodę, która po każdej ulewie spłukuje powierzchnię ziemi, „ r w ie wyniosłe brzegi, robi głębokie parowy, unosi ze sobą piaski, żw iry i różnej wielkości kamienie, napełniając w ten sposób dno morskie wszystkim i tego gatunku ubytkami lądów, które po części u brzegów opadają, po części zaś daleko unoszone b yw a ją“ {[1], t. I, s. 235).

Część kuli ziemskiej odkryta spod w ody jest według K ołłątaja zupeł­ n ie podobna do ow ej, którą woda okrywa. „Co tylko dotąd znamy, jest dziełem wody, prócz skutków, jakie sprawiają wulkany i trzęsienia

7 Fragm ent ten cytuje również M. B a u l e w historii paleontologii francuskiej :z 1915 r. [5]. Tętn ^dokonany przez Kołłątaja wypis świadczy, jak dalece był on oczy­ tany w literaturze geologicznej swego czasu.

(14)

System, dziejów Z ie m i H ugona K ołłą ta ja 27

— - I ■■■ ■>, ., _ . ; ■— ^ — --- .-.... ;.--— '— 1..,' . ■- „■/ ^ -■, -, - ^ ■; ; V : i j ziemi. T ylk o że nie znamy tak daleko wnętrzności Ziemi, abyśmy m ogli

zapewnić, jak głęboko idą działania w od y i jaki jest stan kuli ziemskiej, gdzie je j woda przez ustawiczne działanie nie przem ieniła“ ([1], t. I, s. 291— 292). G óry są najpew niejszym kluczem, przez k tó ry można w y ­ czytać dzieje Ziem i; K ołłątaj przytacza tę opinię Bourgueta, a była ona powszechna u francuskich geologów ow ego czasu, w tej samej form ie w ypow iadali ją B uffon i de Luc. A le K ołłątaj, wychow aniec szerokich równin polskich, jest zdania, że „n ie n ależy także spuszczać z oczu składu wewnętrznego Ziem i na najniższych równinach“ ([1], t. I, s. 272). I na nich rów n ież działanie w od y jest wszechobecne. Od samego począt­ ku woda musiała działać na lądy, jak działa teraz. Jestestwa organiczne muszą się rozradzać, jak rozradzają się teraz; a k ied y dno „p rzyszło do stopnia swego wyrównania, woda musiała go opuścić i przelać się przez zrujnowane lą d y“ ([1], t. I, s. 247— 248). W szędzie na lądach sterczą ruiny gór zm ytych przez wodę deszczową. A b y się o tym wszystkim przekonać, dość jest w patrzyć się dobrze w teraźniejszy stan naszej kuli, zastanawiając się nad form ą powierzchniową wszystkich gór, nad skła­ dem w ew nętrznym Ziemi, jak daleko znać go możemy, i nad w ystępo­ waniem skamieniałych ryb, konch i innych ow oców morskich.

K ołłątaj wciąż z naciskiem podkreśla ideę aktualizmu. Dla należytej oceny tej je go przewodniej m yśli posłuchajmy Buffona: „N a jw ięk sze i najbardziej powszechne zmiany na powierzchni Ziem i w yw ołu ją deszcze, rzeki, bystre potoki górskie. A w ody deszczowe pow oli i stop­ niowo niw elują tw ory morza, które w końcu wszystko zagarnia, aby się potem w ynurzały nowe kontynenty, poprzecinane dolinami i górami, a wcale podobne do tych, które m y dziś zamieszkujemy. Ce sont les eaux du ciel, qui détruisent peu à peu l’ouvrage de la m er, rabaissent co n ti­ nuellem ent la hauteur des montagnes“ 8 ([7], s. 181)7

v Idźm y d alej za tokiem m yśli K ołłątaja w przedstawieniu działania sił egzogenicznyeh na powierzchni Ziemi. W yn ikiem działania wód po­ wierzchniowych jest w końcu „rujnow anie lądów i podnoszenie dna morskiego. Ruiny spustoszenia gór najwyższych, w ydających się teraz jak szkielety obnażone z ty lu warstw, które je niegdyś przyjem ną odzie­ w a ły zielonością, można by wziąć raczej za zreparowanie i w yrów nanie tylu głębokich dolin i przepaści, a nade wszystko za w yniesienie pła­ skich lądów nad powierzchnię w ody morskiej... W idzim y, że pokłady skał napływowych podlegają nieustannemu p rzyb ytkow i i ubytkowi... Zgoła — czy spojrzym y na teraźniejszą gór postać, czy na p rzyległe lub odległe doliny, c zy na brzegi morza przy ujściu rzek w ielkich — wszędzie znajdziem y przekonywające dowody spustoszenia powierzchni Z iem i“ ([1], t. I, s. 304— 305). A le m am y tu do czynienia z procesem bardzo powolnym o różnym natężeniu i różnym regionalnym rozmieszczeniu na powierzchni Ziemi. Jako dowód, że siły lądotwórcze ograniczają się przede wszystkim do wschodnich pasów nadoceanicznych, K ołłątaj p rzy ­ tacza mapę lądów w atlasie Bonne’a [5]. Wschodnie w ybrzeże A z ji, po­ szarpane, pokrajane półwyspami, obrzeżone łańcuchem wysp, rozbite archipelagami, przedstawia od Kam czatki do Sumatry obraz elem entar­ nego zniszczenia; w ybrzeże atlantyckie natomiast Europy i A fry k i, za­ łatane deltami w rastającym i w ocean, wyrów nane ciągiem w ydm , jest w stadium energicznego przyrostu lądu. Taki sam obraz przedstawiają,

(15)

według Kołłątaja, wschodnie i zachodnie nadoceaniczne pasy obu A m e­ ryk: rozbicie pasa nadbrzeżnego A tlan tyku na półw yspy i w yspy świad­ czy o zwycięskim ataku oceanu na ląd, nierozczłonkowane w ybrzeże zaćhodzie — o bierności sił niszczących oceanu po zachodniej stronie kontynentów.

A proces rujnowania lądów nie był jednorazow y w dziejach Ziemi. „Przekonani o widocznym i nieuchronnym rujnowaniu się lądów w ich obwodzie, na powierzchni i w e wnętrzu, nie rozum iejm y, żeby tak w ie l­ kie odm iany być m iały ostatecznym spustoszeniem naszej planety; jest to raczej je j naprawą i odnowieniem... Z tych samych ruin tworzą się i budują form y now e“ ([1], t. I, s. 234). I tak dzieło K ołłątaja pełne jest tw órczej i jasnowidzącej m yśli geologicznej.

S IŁ Y E N D O G E N IC Z N E . W U L K A N Y I T R Z Ę S IE N IA Z IE M I

Działanie sił endogenicznych Ziem i przedstawia K ołłątaj zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy. Wiadomości, które podczas studiów w ię­ ziennych zapożyczył głównie z Buffona i de Luca, uzupełnia lektura Jędrzeja Śniadeckiego i Symonowieża. Przypom inam y, że niewielka książka Symonowicza ukazała się w 1806 r., kiedy K ołątaj ju ż po p rze­ dyskutowaniu swego dzieła z Janem Śniadeckim zamykał rękopis. W ówczesnych pojęciach geotektonicznych uchodziły wulkany za p rim u m agens, za naczelną żyw iołow ą siłę, podważającą fundamenty lądów i mórz. Buffon, K ant i Hutton nie mają co do tego żadnej w ą tp li­ wości, a podobnie ich epigoni Leopold Buch i Humboldt jeszcze w połow ie X I X w. uważali w ulkany za naczelny czynnik geotektoniki. I chociaż już wcześnie w X V I I I w. zarzucono ideę centralnego ognia, uważano m imo to siły wulkaniczne za pierwszą przyczynę trzęsień ziemi, a same wulkany za klapę bezpieczeństwa przed nimi. Płonące żagw ie wulka­ nów akompaniowały siłom egzogenicznym, zw alając w gruzy konty­ nenty.

„O prócz — że pow ietrze — czytam y u K ołłątaja — otacza naokoło cały nasz okrąg, oprócz, że woda zalew a wszystkie jego doliny, znajdują się jeszcze na w ielu miejscach góry, których szczyty pałają nieustannym ogniem “ ([1], t. I, s. 204). A ten ogień w ew n ętrzn y Ziemi, k tó ry K ołłątaj oglądał jako m łody człow iek w czeluściach krateru W ezuwiusza podczas bytności w e Włoszech w 1773 r., pozostawił głęboki ślad w formowaniu się jego w yobrażeń o fizycznym stanie kuli ziemskiej. „N igd zie — po­ wiada on — nie ma tak w ielkiej masy ciał palnych jak w wulkanach“ . Często także w y w o łu je wulkan n ajgw ałtow niejsze trzęsienia ziemi, „osobliwie, gdy się pierw szy raz wydobywa, lub gdy jego o tw ory zaskle­ pia jakaś gruba materia, która mu przerw ie zw yczajną komunikację z pow ietrzem “ ([1], t. I, s. 206). I chociaż koncepcje o trzęsieniach ziemi kształtow ały się w drugiej połowie X V I I I w. pod w p ływ em kataklizmu, który nawiedził Lizbonę całkow itym zniszczeniem w 1755 r., i chociaż najbliższy od Lizb on y wulkan Etna leży od n iej w odległości ok. 2000 km, mimo to ówczesna geologia długo jeszcze obracała się w zaklę­ tym kręgu wulkanizmu.

W ulkany i trzęsienia ziemi przedstawia K ołłątaj zbyt rozw lekle i wraca często do tych samych myśli. Słychać w jego wywodach w yraź­ nie słowo mówione i dyktat, co w edług Jana Śniadeckiego [26] było przyzw yczajeniem 'Kołłątaja. „Zn ajdują się te pałające góry po w ielu

(16)

System dziejów Z iem i Hugcma Kołłątaja 29 miejscach w Europie, A z ji, A fry c e i A m ery ce“ — znajdują się na lądach i na wyspach, na powierzchni Ziem i i na dnie morza. „ W Europie są trzy nasławniejsze w ulkany: Etna w Sycylii, Hekla w Islandii i W ezu­ wiusz p rzy mieście N eapolu“ ... W A z ji — góra Albours niedaleko gór Tauru

i na półwyspie Kam czatki podług świadectwa Cooka w trzeciej jego podróży; na w yspie Fernant znajduje się w ielk i wulkan, na wyspach M oluków są liczne wulkany, obfitu je w nie Japonia i Filipiny, na w y ­ spie Jawa jest wulkan najnowszy ze wszystkich, które dotąd znamy. W A fry c e jest góra Banin-guazeval, niedaleko od Fezu, która w ydaje nieustannie dym i płomienie. Wulkaniczna jest jedna z w y sp Zielonego Przylądka, a na Wyspach Kanaryjskich powszechnie zinany pik Ten e- ry fy , „n ajw yższy pew nie od wszystkich innych w ulkan ów “ - ([1], t. I, s. 110). W Am eryce w ięcej jest podobno w ulkanów niż w e wszystkich trzech kontynentach Starego Świata, osobliwie zaś w Peru i Meksyku... „W szystk ie znajome dotąd wulkany opisał L a M artiniere w D ykcjonarzu g eogra ficzn ym '1.

W ybuchy wulkanów i trzęsienia ziemi mają za podstawę — według poglądów geotektonicznych z czasów przed Leopoldem Buchem — pro­ cesy chemiczne, odbyw ające się głęboko pod skalnym pancerzem w po­ kładach w ęgla kamiennego. Teorię tę w yznaw ano powszechnie zwłaszcza w ostatniej ćw ierci X V I I I w. pod w p ływ em niespodziewanego a szybkie­ go rozw oju chemii. A le już przedtem Buf fon, zarzuciwszy stary pomysł ognia centralnego, przypisyw ał wybuchy wulkanów procesowi „ferm en ­

ta cji“ . Oto jego pogląd: Największą część zmian na powierzchni Ziem i sprawiają ognie wewnętrzne, których wybuchy dają początek trzęsie­ niom ziemi i wulkanom. N ie należy jednak sądzić, że pochodzą one z ogni centralnych, ani że pochodzą z wielkich głębokości, co zresztą ciągle jest jeszcze pospolitym zdaniem; pow ietrze bowiem jest koniecz­ nie potrzebne do sprawienia, a co najm niej do podtrzym yw ania w ybu­ chu. Ognie podziemne podtrzymują „p iry ty i siarka, a ponieważ te dwa m inerały występują tylko w górach, także i wulkany mają rozpowszech­ nienie tylko w pasmach górskich, a nie na nizinach“ . P rzez w ielką ilość opadów, jaką się góry w ogóle odznaczają, m inerały ow e podlegają pro­ cesowi ferm entacji i rozgrzew ają się do punktu zapalenia ([7], s. 165). W wykładach geografii fizyczn ej Kanta [13] czytam y następujący pogląd: „C o się tyczy przyczyny, w yw ołu jącej trzęsienia ziemi, niektó­ r z y 'fiz y c y mniemają, że m ogłyb y one stać w związku z procesami che­ micznymi. Zdaniem ich prawdziwa przyczyna polega na tym, że w ietrze­ nie pirytu na pow ietrzu i następne zetknięcie się z wodam i pochodzą­ cym i od deszczu jest prawdziwą przyczyną ow ych zjaw isk“ ([29], s. 144). Ideam i tym i przejął się K ołłątaj w czasie studiów więziennych. A le zaznajom iwszy się z Jędrzeja Śniadeckiego Teorią jestestw organicz­ nych [27], p rzyjął jego pogląd na wulkanizm, uzupełniając go jeszcze podkreśleniem roli pokładów w ęgla kamiennego. Widoczną przyczyną trzęsienia ziemi — dowodzi K ołłątaj — jest „nagrom adzenie gazu w o­ dorow ego i pary wodnej, samo zaś wybuchnienie jest przyczyną w u l­ kanów “ [1], t. I, s. 211). Dla wywołania trzęsienia ziem i wystarczy, ażeby woda obm ywająca w arstw y p irytó w lub w ęgla ziemnego bogatego w p iry t częściowo się rozłożyła i dała początek gazowi wodorowemu; dla wybuchu zaś wulkanów koniecznie potrzebny jest przystęp pow ie­ trza atmosferycznego. K ołłątaj przytacza i p rzyjm u je pogląd R. Syrno- nowicza, który uważa, że „mniemanie, jakoby w wulkanach p aliły się

(17)

p iry ty żelazne, jest bez żadnego fundamentu“ ([24], s. 82), ale w końcu nie w id zi zasadniczej sprzeczności m iędzy obu teoriami. „O bydw a tw ie r­ dzenia, są tylko na pozór sobie przeciwne, bo obadwa uznają istotną za­ sadę ognia wulkanicznego — rozkład w od y na pary i gazy, mnogość w ęgla kamiennego i przystęp pow ietrza atm osferycznego“ ([1], t. I, s. 213). P rz y te j sposobności przytacza K ołłątaj dosłownie twierdzenie Symonowicza: „W ulkan y znajdują się pospolicie w górach trapu w a r­ stwowego, osobliwie zaś w górach bazaltu i w aki; palą się w nich w ęgle kamienne, jak fiz y c y i chem icy m niem ają“ ([1], t. I, s. 212; [24], s. 76). Zarówno jednak Kołłątaj, jak Jędrzej Śniadecki i Symonowicz zgadzają się co do tego, że podłożem trzęsień ziemi i wybuchu wulkanów są po­ kłady „w ę g la ziem nego“ , A ponieważ oba te procesy endogeniczne w y ­ stępują na całej powierzchni lądów, dochodzi K ołłątaj do następującego logicznego choć zupełnie błędnego wniosku: „M ożem y przeto śmiało twierdzić, że cała Ziem ia w swych górach i równinach praw ie wszędzie podesłana jest w ęglem kopalnym, a to nie w .jed n ej tylk o od powierzchni odległości, lecz w różnych warstwach wyższych i głębszych“ ([1], t. I,

s. 222). . x

K ołłątaj był krnąbrnym z natury umysłem i z nikim prócz Jana Śniadeckiego nad pomysłami swoim i nie dyskutował. A powszechną obecność w ęgla kopalnego tłumaczy on za Buffonem tym, że „nagłe i ogromne odmiany, którym Ziemia nasza podobno już kilkakrotnie ule­ gała przez bardzo obszerne potopy i inne wydarzenia, sprawiły, że istoty zostały wodą zalane“ ([1], t. I, s. 224), z ow ej zaś ogromnej masy m aterii organicznej kataklizmami zagrzebanej u tw orzyły się powszechne pokłady w ęgla mineralnego. W tej idei utwierdził go ponadto Jędrzej Śniadecki. Rozdział V T e o rii jestestw organicznych [27], w yjaśniający teorię wulkanów, jest w edług K ołłątaja świadectwem, jak „ten niespra- cowany pisarz, nie spuszcza z oka m aterii organicznej, głęboko nawet we wnętrznościach ziemi ukrytej... przez co rzuca bardzo ważne myśli, osobliwe dla geologii“ ([1], t. II, s. 455).

T E O R IA P O T O P Ó W C Z Ą S T K O W Y C H I P O T O P U PO W S Z E C H N E G O

S iły działające na powierzchni Ziem i i w głębi je j pancerza skalnego zmieniają nieustannie oblicze Ziemi. I x tym razem K ołłątaj opiera się na T e o rii Z ie m i Buffona. „M usim y przyznać — pisze Buffon ([7], s. 455) — że brak świadectw historycznych pozbawia nas możności ścisłego poznawania faktów. Brakuje nam doświadczenia i czasu, a tego czasu nie brakuje wcale przyrodzie. M usimy uświadomić sobie, że życie ludzkie, rozszerzone nawet przez historię do granic możliwości, jest tylko punktem w niezm iernym trwaniu czasu, tylko faktem w dziejach boskiego działania“ . Słowa te stanowią również w yznanie w iary K ołłą ­ taja. Jest to naczelna idea geologiczna, przew ijająca się w jego kardy­ nalnym dziele, a nie wyklucza on przy tym — i słusznie — przyśpie­ szonego działania sił kształtujących oblicze Ziemi: „N a tyra oprócz po­ wolnych swych działań ma jeszcze gw ałtowniejsze i powszechniejsze, przez które wyniosłe naw et lądy wkrótce rujnować m oże“ ([1], t. I, s. 244). Cała powierzchnia lądu ścieśnia się w sw ym obwodzie, przeryw a w swej całości i zniża w wysokości. Słowem, nieustannie nikną pod wodą 'lądy, a na ich m iejsce powstają nowe. „Taką przemianę lądów nazywa­

(18)

System dziejów Z ie m i Hugona Kołłątaj a 31 Potop w rozumieniu K ołłątaja fest końcem działania pewnego układu sił geologicznych, a zarazem początkiem działania nowego układu. Oto według niego idea kierownicza w historii rozw oju kuli ziemskiej.

W tym nieustannym kołowrocie sił geologicznych zatrzym uje się K ołłątaj na, współczesnym momencie d ziejów Ziem i, niejako na jedn ym przekroju, i przedstawia zarys kontynentów w rzucie poziomym ich linii brzegowej.

Naczelnym rysem ukształtowania lądów jest ostre zakończenie ku południowi. Zjaw isko to występuje powszechnie na obu półkulach, a stw ierdził je K ołątaj, posługując się Atlasem encyklopedycznym B on- nela [7]. Jest on pierwszym , k tóry tego stanu rzeczy nie traktuje czysto formalnie, ale na pew nej teoretycznej podstawie. Na półkuli południo­ w ej w ycięte są w k lin trzy je j kontynenty — A m eryka Południowa, A fry k a i N ow a Holandia, jak w tedy jeszcze Australię n a zyw a n o 9. Ostrokończystość stwierdza także K ołłątaj na w ielu częściach lądu pół­ kuli północnej. Ostro zakończone ku południowi są półw yspy A z ji —- Kamczatka, Indochiny, Indie i Arabia; to samo zjawisko w ystępuje w Europie na K rym ie, Peloponezie, Półw ysp ie Apenińskim, SycyMi i Sardynii, a w A m eryce na Grenlandii, F loryd zie i Meksyku. Taki po­ wszechny stan rzeczy — dowodzi K ołłątaj — musi być skutkiem jednej wspólnej przyczyny, działającej od bieguna południowego i w ogóle od południa na obu półkulach, „a le przyczyny tej jeszcze nie znamy i dotąd żaden z geologów nie- w ytłu m aczył tego powszechnego skutku w sposób przekonujący“ . D odajm y — ciągnie dalej K ołłątaj — że „w szystkie trzęsienia ziemi praw ie zawsze idą w kierunku prostym lub zbliżonym do prostego, od południa ku północy, a będziem y m ieli dwa ważne postrzeżenia, które ostrzegają, że jeszcze jest jakaś w naturze siła, dzia­ łająca powolnie i gw ałtow nie w kierunku od bieguna południowego ku północnemu, której wszelako nie znam y“ ([1], t.' I, s. 373). W tym miejscu wypada nadmienić, że jeszcze w drugiej połowie X I X w. klinow aty zarys lądów ku południowi był aktualnym zagadnieniem, a w 1875 r. angiel­ ski geofizyk L. Green skonstruował teorię tetraedru, w edług ścian i krawędzi którego ostygała Ziemia, tworząc masy lądowe i zagłębia oceaniczne. Hipotezę tę lansował u nas szczególnie Nałkowski w p ierw ­ szych latach X X w. i — chociaż nie ma ona żadnych podstaw w paleo- geografii — dziś jeszcze zajmują się nią podręczniki geologii. U ogólnie­ nie Kołłątaja, że jest jakaś w naturze siła, działająca na lądy od bieguna południowego! ku północy, jest jego w.łasnym i wysoce oryginalnym pomysłem, a n a le ży . do rzędu ow ych błyskotliw ych idei, które kon­ struowali zwłaszcza w X IX w. geologow ie i geo fizycy dla wyjaśnienia zagadnień geologicznych.

Na samym jednak agnostycyzmie K ołłątaj nie poprzestaje. Osta­ tecznym celem jego dociekań geologicznych jest, jak się już na wstępie zaznaczyło, wykazać, że od czasu do czasu zalewa Ziem ię potop po­ wszechny i że ostatnia z rzędu katastrofa, która nawiedziła Ziem ię jest początkiem historii rodu ludzkiego; a właśnie K ry ty cznem u rozbiorow i tego początku poświęca swoje dzieło, głów nie tom y II i III. Toteż po stwierdzeniu istnienia zagadkowej siły, wobec której staje bezradnie

_ v J - ■ ' ' "

9 Jeszcze po podróżach Cooka przy końcu X V I I I w. uważano Tasmanię za w ysu­ nięty dość daleko na południe półwysep Australii. Oddzielającą je cieśninę odkrył Bass dopiero w 1797 r., gdy Kołłątaj siedział w ciemnicy w Ołomuńcu.

(19)

jego m yśl geologiczna, skierowuje on rozważania w inną stronę. G dy­ b y — powiada — tw ierdzenie o> przetwarzaniu się lądów i przemianie łożyska w ody morskiej z południa na północ odpowiadało istotnemu stanowi rzeczy, tedy na półkuli południowej powinno by przybyw ać coraz w ięcej wysp, a niektóre z obecnych powinny by zrastać się albo pow ięk­ szać obszar; równocześnie na półkuli północnej powinny występować znaczne zalew y lądów i form ować się nowe morza śródziemne.

W toku pracy K ołłątaj dowodzi, że tak sprawa istotnie się przedsta­ wia. Proces tworzenia się mórz śródziemnych omawia on za Buffonem, rozszerzając go- tylko na obszary, które go n ajw ięcej interesują — na Polskę i sąsiednie terytorium Rosji. Buffon wychodzi z założenia, że w od y poszczególnych oceanów i mórz leżą na różnych poziomach. W edług praw hydrostatyki — powiada — woda musi być w równowadze na całej powierzchni Ziemi, ale w niektórych miejscach znajduje się ona w y że j niż w drugich w w yniku spłaszczenia globu od równika ku biegu­ nom. „C i k tórzy m ierzyli wagę Morza Śródziemnego i Czerwonego, upewniają, że drugie jest daleko wyższe od pierw szego“ ([1], t. I, s. 347). Z zasad hydrostatyki właśnie w yprow adził A . Clairaut jeszcze w 1743 r. wniosek, że powierzchnia płynnej powłoki kuli ziemskiej jest figurą rów now agi i jako taka znajduje się na jednym poziomie. Dodać trzeba, że uczynił to przed ogłoszeniem w yn ik ów pomiaru francuskiej ekspe­ d y cji peruwiańskiej. A le K ołłątaj powołuje się na znanego w swoim cza­ sie podróżnika, dyletanta Yolneya, który kategorycznie twierdził, że woda Zatoki Meksykańskiej p rzy je j brzegach zachodnich jest wyższa o w iele stóp n iż poziom Pacyfiku po drugiej stronie. D ziw ić się jednak K o łłą ta jo w i nie potrzeba, jeżeli Humboldt jeszcze w 20 lat później w d ziele o Meksyku poddaje dyskusji i tego rodzaju poglądy, powołując się też na opinię Volneya. Toteż Kołłątaj, przyjm ując taki mniemany stan rzeczy za udowodniony, jest zdania, że przekopanie Przesm yku SUeskiego sprowadziłoby ogrom ny zalew k rajów nadbrzeżnych. Ponad­ to — dodaje — znamy w iele k rajó w położonych n iżej poziomu morza, a oddzielonych od niego tylk o wąskim pasem lądu albo przesmykiem {[1], t. I, s. 176). Z chw ilą kiedy procesy geologiczne jakiegokolwiek po­ chodzenia spowodują p rzerw y w tych przesmykach, następuje zalew lądu. Tak powstało rozległe M orze Śródziemne z powierzchnią — bez M orza Czarnego, jak podaje Buffon — równą siedmiokrotnej powierzch­ ni Francji.

Tę teorię Buffona powstania Morza Śródziemnego rozszerza K ołłątaj na morza, bagna oraz nisko położone terytoria nadbałtyckie i Europy W schodniej, tworząc geofantazję, w której można jedyn ie podziwać roz­ mach wyobraźni. Przede wszystkim stosuje on te śmiałe pomysły do w yjaśnienia genezy Bałtyku. „M orze Bałtyckie, które także należy do rodzaju m órz śródziemnych, musiało podobnej popaść rew olucji jak romańskie M orze Śródziemne i zrobić sobie otw ór do M orza Północnego przez teraźniejsze w yspy Danii. A stało się to niew ątpliw ie daleko późn iej“ . M am y tu znowu błysk jasnowidzenia u Kołłątaja. K to dobrze przypatrzy się w p rzyległe morzu temu kraje, ten nie będzie wątpić, iż było ono niegdyś obszerniejsze, że zajmowało całą Pomeranię, Bran­ denburgię, Prusy i wielką- część Polski ([1], t. I, s. 343). W szystkie rzeki Europy Wschodniej płyną po ziemiach bagnistych; łatwo tedy domyślić się, że ziemie te b yły dnem rozszerzonego Bałtyku, a ten długo jeszcze łączył się z M orzem Białym. Dopiero po uformowaniu cieśnin duńskich

Cytaty

Powiązane dokumenty

stwa Warszawskiego, mimo wszystko, odbijał się fakt, że przez lat trzynaście nie brał on albo żadnego, albo minimalny udział w życiu swego kraju i zatracił

Zaliczenie na ocenę praktyczne w formie przygotowania projektu i jego prezentacji w formie multimedialnej lub strony internetowej. Oceniane będzie wykorzystanie

3) nauczyciel prowadzący takie same lub pokrewne zajęcia edukacyjne. 2, może być zwolniony z udziału w pracy komisji na własną prośbę lub w innych, szczególnie

Z tego porządku zaś została wyprowadzona moralność kształtująca jego życie społeczne i na zasadzie analogii okazało się, iż człowiek, podobnie jak świat natury,

Jeśli innym ze mną dobrze jest, w szkole, w domu, na podwórku też, coraz lepszy będzie każdy dzień, bo tam, gdzie jest miłość, Pan Bóg jest..

Przygotuj się do opowiedzenia historii (może być fikcyjna), w której ważnym motywem jest pomoc udzielona komuś, z kim się rywalizuje, kogo się nie lubi, a nawet –

Możemy się jedynie domyślać, że człowiek tak rzadkich zdolności, jakiemi Kołłątaj c e ­ low ał, musiał koniecznie zwrócić na siebie uw agę lu d z i,

żyć się do niego w czasie Sejmu czteroletniego, lecz on poznał się na nim odrazu. Odtąd przesiadywał Wolski głównie u Chreptowicza i Pani krakowskiej, zbierając