• Nie Znaleziono Wyników

Wszystko zaczęło się w dzieciństwie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wszystko zaczęło się w dzieciństwie"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

39 Maria Ollick

Borowiackie Towarzystwo Kultury Tuchola

Wszystko zaczęło się w dzieciństwie

Długo zastanawiałam się, czy mam prawo odpowiadać na zaproszenie do dyskusji w ramach projektu. Jednak analizując swoje, bądź co bądź, kilkudziesię-cioletnie zaangażowanie w ruch regionalny zdecydowałam się na kilka słów osobistej refleksji.

Urodziłam się i mieszkam do dziś w Tucholi, stolicy pięknego, gościnnego regionu Borów, regionu zamieszkałego przez ludzi szczerych, o otwartych ser-cach, regionu o bogatym krajobrazie kulturowym i przyrodniczym. Byłoby prze-cież wielkim grzechem zaniechania nie interesować się jego historią, kulturą, tradycjami i życiem codziennym lokalnych środowisk.

Moja pasja i przygoda z regionem, jego historią, legendami i powiastkami, kulturą, pięknem krajobrazu wzięła swój początek z ciepła rodzinnego domu, z jego atmosfery ciągłych poszukiwań i zaszczepionego przez obojga rodziców przywiązania do miejsca urodzenia i zamieszkania.

Ojciec, Kaszuba z urodzenia, swoje miejsce w dorosłym życiu znalazł w Tucholi, gdzie w 1934 roku podjął pracę w miejscowym urzędzie pocztowym. Nie był urzędnikiem, który po zakończonej służbie zajmował się samym sobą. Rozbudzone w czasie nauki w kościerskim seminarium nauczycielskim zaintere-sowania i zamiłowania badawcze, zaciekawienie historią i kulturą Pomorza po-trafił pielęgnować i rozwijać przez samokształcenie. Zawdzięczał je swemu wychowawcy i nauczycielowi ks. dr. Leonowi Heyke i znajomości z dr. Alek-sandrem Majkowskim. Te wielkie i zasłużone postaci XIX i XX wieku odegrały jak wiadomo kapitalną rolę w regionalizmie pomorskim i kaszubskim, w kultu-rze i literatukultu-rze Pomorza, a nade wszystko w podtrzymywaniu tożsamości i w sil-nym akcentowaniu przynależności Kaszubów do narodu polskiego.

Wspólne korzenie kulturowe Kaszubów i Borowiaków pozwoliły memu oj-cu na szybkie zaaklimatyzowanie się w nowym środowisku. Tu szybko zaanga-żował się w działalność społeczną, wstępując do miejscowego oddziału Polskie-go Towarzystwa KrajoznawczePolskie-go, PolskiePolskie-go Związku ZachodniePolskie-go i udzielając się w amatorskim ruchu teatralnym. Tuchola i Bory stały się dla niego wyborem życiowym, przedmiotem twórczej fascynacji, chociaż w sercu wciąż nosił swoje ojczyste strony – Kaszuby z ich Szymbarskimi Wzgórzami, jeziorami i

(2)

szumią-40

cymi jałowcami, a utracony świat dzieciństwa i młodości wyrażał w poezji two-rzonej po kaszubsku.

Matka w swoich opowieściach o losach moich dziadków – działaczy nie-podległościowych, których nie miałam szczęścia poznać, pokazywała jak można i warto kochać swoją Ojczyznę, nie tylko tą Wielką, nawet za cenę więzienia i własnego życia.

Mój dom rodzinny wspominam dzisiaj jako otwarty, pomocny dla każdego, bezpieczny, z rodzinnymi pamiątkami i ich historią, pełen książek, z ciekawymi, prawdziwymi opowieściami i legendami, z muzyką i śpiewem w tle.

Jestem pedagogiem z trzydziestoparoletnim stażem zawodowym i wiem, że podstawy wychowania człowieka, zgodnie z nauką, tworzy rodzina i dom. Dzi-siaj jestem przekonana, że tak stało się w moim przypadku, co również dotyczy mojego rodzeństwa i jak ważną rolę w naszym wychowaniu i kształtowaniu życiowych postaw odegrali nasi rodzice, dom, jego klimat, historia rodziny, z jej często tragicznymi losami i pamiątkami. Obaj moi starsi bracia zarażeni pasją ojca, podjęli studia w dziedzinie nauk historycznych. Najstarszy został archiwi-stą, drugi zaś skierował później swoje kroki w kierunku turystyki. Razem z mę-żem staramy się postępować tak samo w stosunku do własnych dzieci i wnuków. Wczesne lata szkolne przypadły na okres, który nie szczególnie kochał ta-kie wartości, którym hołdowano w domu. Jednak na szczęście nie wszyscy na-uczyciele potrafili karnie podporządkować się ówczesnemu systemowi szkolne-mu. Z rozrzewnieniem wspominam dzisiaj lekcje śpiewu w klasie 3 (1957), kiedy to na prośbę nauczycielki zaśpiewać musiałam w klasie dwukrotnie „Polak nie sługa…”.

W początkach lat 60. rozpoczęłam naukę w tucholskim liceum. Tu trafiłam na wspaniałych nauczycieli – wychowawców Stefanię i Ryszarda Żółkiewiczów, którzy byli pasjonatami borowiackiego folkloru. Założyli szkolny zespół folklo-rystyczny „Borowiacy”. Wspólnie z nimi młodzież (ja również) należąca do zespołu penetrowała podtucholskie wsie w poszukiwaniu i rejestrowaniu przy-śpiewek, piosenek, porzekadeł i tańców zachowanych jeszcze w pamięci wśród lokalnych społeczności. Po śmierci twórców zespół zawiesił swoją działalność, ale reaktywowany przeze mnie w szkole podstawowej jako „Młodzi Borowiacy” działa do dziś i jest ambasadorem borowiackiej kultury. Prowadzeniem zajmują się z wielkim powodzeniem dawne członkinie tego zespołu, dzisiaj już nauczy-cielki z wieloletnim doświadczeniem. Dzięki temu materiał zebrany pół wieku temu żyje i popularyzowany jest również przez inne zespoły w regionie.

Zaangażowania moich wychowawców w to co robili było wzmocnieniem wyniesionych z domu idei i wartości. Stało się ono dla mnie wzorem w pracy wychowawczej i dydaktycznej. Nie bez znaczenia na moją postawę i czynny udział w społecznym ruchu regionalnym miało spotkanie po drodze człowieka, z którym dzielę radości i troski i który rozumie, wspomaga mnie, mobilizuje, sam zresztą uczestnicząc w różnych dziedzinach życia społecznego. Z takim

(3)

41 kapitałem i doświadczeniem nie można stać z boku i przyglądać się bezczynnie otaczającemu światu.

Już jako nauczycielka, w pierwszym roku mojej pracy wstąpiłam do Boro-wiackiego Towarzystwa Kultury. Tam w gronie lokomotywy towarzystwa byli moi nauczyciele, pasjonaci historii i kultury regionu (do których zaliczam rów-nież mojego ojca), twórcy ludowi i wiele tych osób, którym zależało na wydoby-ciu miasta z marazmu i obudzeniu w społeczeństwie świadomości własnej warto-ści kulturowej. Wówczas za ich przyczyną towarzystwo wprowadzone zostało na ścieżkę odkrywania, dokumentowania i upowszechniania korzeni borowiackiej kultury, która przez powojenne lata została zepchnięta na margines życia spo-łecznego. W pracy dydaktycznej i wychowawczej, mimo braku wyraźnych zale-ceń programowych w zakresie edukacji regionalnej, pokazywałam uczniom co posiadamy i jacy jesteśmy bogaci: kulturę, historię naszych przodków, to co po sobie zostawili i to co jest najbliżej nas, by odkrywanie świata, tego co bliskie, prawie w zasięgu ręki mogło być pięknym uczuciem – uczuciem dumy. Starałam się kształtować właściwy stosunek do miejsca urodzenia, zamieszkania, dziedzic-twa kulturowego bezpośrednio tkwiącego w otoczeniu człowieka. Celem mojego działania jako nauczyciela – wychowawcy było to, by w przyszłości szukanie przez młodego człowieka „prawdziwej ojczyzny”, tej rodzimej, nie sprowadzało się jedynie do prostego zadania – szukania korzeni i znalezienia właściwego miejsca tylko na mapie – lecz w tradycji.

Po trzydziestu pięciu latach pracy pedagogicznej (szkoły podstawowe, średnie, praca nauczyciela – bibliotekarza) przeszłam na emeryturę. Nieskrępo-wana obowiązkami zawodowymi dalej realizuję swoją życiową pasję populary-zowania historii regionalnej, tradycji, również edukację regionalną dzieci, mło-dzieży i dorosłych.

W 2004 roku zostałam prezesem Borowiackiego Towarzystwa Kultury, które powstało w 1963 r. Skłonna jestem postawić tu tezę, iż towarzystwo w swoich szeregach skupiało zawsze i skupia nadal najbardziej aktywnych oby-wateli naszego miasta i jest najbardziej zasłużoną organizacją, z wielkim dorob-kiem w dziedzinie odkrywania, dokumentowania, kultywowania i popularyzacji historii, kultury i tradycji Borów Tucholskich. Jego domeną jest też upowszech-nianie profesjonalnej, ludowej i amatorskiej twórczości artystycznej, podtrzy-mywanie tradycji narodowych, pielęgnowanie wartości patriotycznych i edukacja regionalna społeczności lokalnej. Konsekwentna realizacja celów statutowych przyczyniła się do tego, że wiele świąt, uroczystości i imprez organizowanych przez Borowiackie Towarzystwo Kultury na stałe zagościło w regionalnym ka-lendarzu kulturalnym. To Święto Patronki Tucholi (św. Małgorzata) z plenero-wymi widowiskami historycznymi, w których realizację angażują się księża, samorządowcy, urzędnicy, rzemieślnicy, zespoły artystyczne, grupy rekonstruk-cji historycznych, służby porządkowe i ratownicze, dzieci i młodzież oraz zwykli obywatele, każdorazowo łącznie około 150 osób. Jest to dobry sposób na naukę

(4)

42

historii przez przeżywanie i przygodę. Konkursy literackie, fotograficzne i sztuki ludowej skupiają nie tylko uczestników z regionu, ale też z Polski i z zagranicy. Wystawy sztuki ludowej, rzeźby i malarstwa profesjonalnego, biesiady twórców są okazją do promocji miasta i regionu. W odstępach dwóch lat odbywają się na przemian w Tucholi i w partnerskim mieście Olching w Bawarii międzynarodo-we plenery malarsko-rzeźbiarskie. Jest to wspaniała okazja do wzajemnego po-znania swoich kultur, pozbywania się wszelkich uprzedzeń i łamania stereoty-pów. Edukacja regionalna odbywa się poprzez organizowane dla nauczycieli, pracowników placówek upowszechniania kultury warsztaty, na których uczestni-cy poznają tajniki rzeźby w drewnie, malarstwa na szkle, haftu, poznają przy-śpiewki i tańce a nawet kuchnię regionalną. Dobrą okazją do przekazywania wiedzy, ale też i do rozmów o dawnym życiu, obrzędach, zwyczajach i obycza-jach mieszkańców borowiackich wsi są spotkania ze słuchaczami Uniwersytetu III Wieku. Często spotykam się z dziećmi i młodzieżą w szkołach na lekcjach w ramach realizacji regionalnej ścieżki dydaktycznej. Inną formą są otwarte lekcjach historii regionalnej przygotowywane przez Miejską Bibliotekę Pu-bliczną często przy współudziale Borowiackiego Towarzystwa Kultury. Współ-organizowane z Muzeum Borów Tucholskich zajęcia dla najmłodszych w formie zabawy w autentycznej scenerii dawnej chałupy, wprowadzają dzieci w świat znany jedynie z bajek, a który staje się dla nich światem realnym.

Szeroko zakrojona działalność wydawnicza (wydawnictwa zwarte, serie wydawnicze, roczniki społeczno-kulturalne, jednodniówki, katalogi wystaw itp.) wspierana jest finansowo przez samorządy, Miejską Bibliotekę Publiczną, sty-pendia artystyczne i środki pochodzące z konkursów. Publikacje docierają do czytelników z regionu a jako egzemplarze obowiązkowe do bibliotek w kraju. Pod opieką towarzystwa działają dwa kluby haftu kaszubskiego „szkoły boro-wiackiej” i „szkoły tucholskiej”, w których hafciarki z tytułami twórczyń ludo-wych tworzą w złotych i bursztynoludo-wych barwach, rozpoznawalne w kraju i za granicą czepce, obrusy, bieżniki, chusty, szaty liturgiczne i inne drobne a jakże misterne cacka. Tucholski ośrodek hafciarski uznawany jest przez etnografów za zagłębie haftu kaszubskiego na Pomorzu.

Jesienią 2009 roku Kabaret „Zajączek” swojej wiernej publiczności przed-stawił jubileuszowy 50. program, którego twórcą, autorem tekstów i reżyserem jest Józef Sporny, długoletni prezes Borowiackiego Towarzystwa Kultury, mój poprzednik.

Taka szeroka gama działań wymaga dużego wysiłku organizacyjnego, w który angażuje się zarząd i członkowie towarzystwa. Nie bez znaczenia jest też pomoc samorządów, które odnajdują w towarzystwie sojusznika w promowaniu regionu. Kierowanie pracami Borowiackiego Towarzystwa Kultury nie oznacza jednak rezygnacji z realizowania własnych aspiracji, planów, poszukiwań i pu-blikacji związanych z popularyzacją wiedzy o Borach, tradycjach, obrzędach, o ich bogatej historii i o ludziach ją tworzących. Cieszy mnie fakt, że niektóre

(5)

43 z nich zostały nagrodzone i wyróżnione na targach książki, że są ich wznowienia. To dowód, że jest na nie popyt, tematyka trafiona, a do tego satysfakcja, że nie robię tego tylko dla siebie. Wielkim zaskoczeniem a zarazem miłą niespodzianką było przyznanie mi przez miesięcznik „Pomerania” w 2007 roku honorowego tytułu „Skry Ormuzdowej” za „animację kulturalną i aktywizację lokalnego środowiska”.

Kończąc, pozwalam sobie na własne, wynikające z mojego doświadczenia określenie regionalisty.

Być regionalistą – to pokochać całym sercem i umysłem swój region, miasto, ludzi i im służyć.

Być regionalistą – to pełnić służbę obywatelską, otaczać bezinteresowną troską wspólne dobro jakim jest dziedzictwo kulturowe regionu.

Być regionalistą – to prowadzić przemyślane działanie w przekazywaniu świa-dectwa historii i tradycji.

Być regionalistą – to być otwartym na inne kultury.

Być regionalistą – to realizować swoje pasje i być aktywnym twórczo.

Być regionalistą – to mieć wizję, spełniać swoją misję z satysfakcją, zadowole-niem i mieć świadomość, że jest się potrzebnym innym.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zbiór zasad – od wielkich, po drobne – mówiących o tym, że liczy się satysfakcja klienta, nie uciekamy od spraw trudnych, zawsze wy- wiązujemy się z umów, skoro raz

Podobno ten pociąg miał gdzieś jechać na wschód, wieźć jakieś towary i właśnie od tego się wszystko zaczęło. O tym słyszałem już w

Przez cały czas tylko tutaj pracowaliśmy.. Na różnych stanowiskach,

Dziękuję również wszystkim człon- kom seminarium Zakładu Metodologii Badań Socjologicznych IS Uniwersytetu Warszawskiego oraz Sekcji Socjologii Sportu PTS za ich uwagi i

wprowadza się dla wszystkich pracowników dniówkowych IV tabelę płac oraz podnosi się premię do 1 5 proc. przeszeregowań o jedną grupę wyżej - podział do dyspozycji

By móc stać się Królewskim Namiestnikiem, by uniknąć pokusy budowania Kościoła po swojemu, musiał poddać się całkowicie Królowi, choć trzeba przyznać, że

2) Adwokat X nie zauważył, że roszczenie jego klienta jest przedawnione. W trakcie procesu druga ze stron podniosła zarzut przedawnienia, w związku z czym osoba

- Przede wszystkim małe sprostowanie: urodziłem się na Lubelszczyźnie, niedaleko Puław, tylko że wkrótce potem moi rodzice przenieśli się do Wilna.. Tam już