• Nie Znaleziono Wyników

View of The Model of 17th Century Man in the Sermons of Berard Gutowski OFM Ref

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of The Model of 17th Century Man in the Sermons of Berard Gutowski OFM Ref"

Copied!
66
0
0

Pełen tekst

(1)

JA N U S Z DROB

MODEL CZŁOW IEKA W IEKU XV II W KAZANIACH BERARDA GUTOW SKIEGO

Nie jest celem niniejszej pracy szukanie w yczerpujących odpow iedzi na pytania dotyczące um ysłowości człow ieka w ieku siedemnastego^ W yni­ k a to przede w szystkim ze stosunkow o w ąskiej bazy źródłow ej jak a zo­ stała przebadana. Podstaw ą będzie bow iem zaledw ie jeden, choć pokaź­ nych rozm iarów, zbiór kazań św iątecznych i niedzielnych jednego tylko au tora — refo rm aty B erard a Gutowskiego. Inne źródła, takie ja k poezja barokow a czy m alarstw o XV, XVI i X V II w., wnoszące zresztą dużo isto t­ nych inform acji, zostały w ykorzystane jedynie sondażow e; nie m ożna więc ich traktow ać jako rzeczyw istego i upraw niającego do ogólniejszych w nio­ sków poszerzenia bazy źródłowej. D rugą przyczyną tym czasow ego zaw ie­ szenia praw om ocności w niosków płynących z te j pracy jest to, że stoi ona jak by u początku opracow yw ania niezw ykle skom plikow anych zagadnień, k tó re dotychczas, zwłaszcza dla tere n u Polski, nie były niem al zupełnie badane, poza drobnym i w yjątkam i. Stąd też nie m ożna się opierać praw ie n a żadnych funkcjonujących w historiografii ustaleniach i hipotezach t Nie znaczy to wcale, że w ogóle nie m a lite ra tu ry pom ocnej w tego ro ­ dzaju badaniach. W ystarczy w spom nieć o głośnych i szeroko znanych p ra ­ cach historyków francuskich m. in. J. D elum eau, P. C haunu, F. L ebruna, R. M androu, M. Vovelle’a i w ielu innych. Je st więc ona n aw et dosyć licz­ n a i m ożna powiedzieć, że k ieru n ek badań h istorycznych ry su je się obec­ nie dosyć w yraźnie. Nie w zm acnia to jed n a k praw om ocności dokonyw a­ nych tutaj ustaleń.

Ja k i jest więc sens tej pracy, skoro ju ż n a początku trzeb a zrezygno­ wać z tak ważnych, zwłaszcza w pew nym rozum ieniu historii, rzeczy jak

1 Tym bardziej, że m echaniczne przenoszenie u sta le ń np. dotyczących s tr u k ­ tu r społecznych w X V II w. do b ad a ń n ad m entalnością, tzn. różnicow anie u m y ­ słowości zgodnie z podziałem na gru p y społeczne byw a n ie k ied y niebezpieczne i m ylące. H isto ria m entalności pow inna tu ta j w ypracow ać w łasn y m odel.

(2)

niew ątpliw e ustalen ie faktów historycznych (typ um ysłowości i to co się na nią składa jest przecież faktem )? Obecnie trzeb a się skupić na dwu w ażnych celach. Po pierw sze należy podjąć ryzyko i pew ną w iążącą się z ty m niew ygodę eksperym entu. W ynika to zarów no z nowości tego typu źródła, k tó re dotychczas nie było w yk orzystyw ane w badaniach histo­ rycznych nad m entalnością czasów przeszłych, jak też z konieczności po­ szukiw ania n ajb ard ziej owocnych m etod ta k in te p reta cji kazań i podob­ nych św iadectw m ogących być p rzyd atn y m i w opisie umysłowości, jak i w ogóle m etod pom agających w śledzeniu i rozum ieniu problem ów m en­ talności. D rugim , nie m niej w ażnym celem jest postaw ienie py tań zwią­ zanych z poruszanym zagadnieniem oraz zbudow anie roboczych hipotez, k tó re w toku dalszych badań mogą być w eryfikow ane. Je d n y m słowem chodziło tu będzie o w stępne określenie, jeszcze w dość m glistych zary­ sach, pola bad ań i m ożliw ych sposobów poruszania się po nim. Jed n o ­ cześnie nie będą to rozw ażania czysto teoretyczne, gdyż proponow ane m e­ tody zostaną od raz u zastosow ane w in te rp re ta c ji konkretnego m ateriału, co w yd aje się korzystniejsze od ujęć czysto teoretycznych. Celem n in ie j­ szego sżkicu będzie w ykorzystanie m etod już stosow anych w e współczesnej hum anistyce, jak : sem iotyka, fenom enologia religii (typu eliadowskiego), pew ne teorie filozoficzne, n iek tó re osiągnięcia antropologii k u ltu ry itp. W ym aga to dużo ostrożności i świadomości „ograniczonego zastosow ania’' tychże m etod, gdyż w iele z nich pom ija bądź całkowicie w yklucza histo­ ryczny p u n k t w idzenia. Dlatego też n iek tó re poglądy i m etody w ym agają przystosow ania i przyw rócenia k o n tek stu historycznego, n a tu ra ln ie bez przełam yw an ia i przekraczania sensu tych metod. Pogłębia to niepew ność i ryzyko pom yłki. Czyż jed n ak histo ria może całkowicie zrezygnow ać z do­ konań dzisiejszej h u m anisty k i i dokonyw ać in te rp re ta c ji na innym po­ ziomie świadom ości niż obecna? Z pewnością, naw et chwilowo błądząc, trzeb a szukać now ych sposobów pracy n ad źródłam i historycznym i. Za­ rzut, że praca ta m oże w ypaczać w sposób znaczny rzeczywistość pozo­ stając pod w pływ em jakichś z góry pow ziętych idei, przenoszonych n a siłę z niehistory cznych dziedzin hu m an istyk i byłby wysoce niesłuszny. Praw da, że zupełnie do tej po ry nie stosow ane w historii ujęcia i m etody in te rp re ta c ji m ogą w pew ien sposób n aw et szokować czytelnika, a tym sam ym zniekształcać proporcje obrazu. N ależy zaznaczyć, że żadna z za­ stosow anych m etod nie dom inuje nad całością pracy i jest realizow ana tylko tam , gdzie w yd aje się n ajb ard ziej skuteczna. Co więcej, część roz­ w ażań do k tó ry ch podstaw ą b yły now e teorie sem iotyki została, by nie tw orzyć w tekście zbyt w ielu dygresji, przeniesiona do przypisów. Ponad­ to w ydaje się, że n aw et czasami nie w pełni praw om ocne, stosow anie jaw ­ n y ch m etod jest niekiedy lepsze niż w prow adzanie do tekstu „n ib y p ry

(3)

-w atn ych ” poglądó-w i idei, który ch geneza jest u k ry ta . U łat-w ia to po p ro ­ stu rzeczową dyskusję.

Nie należy więc tej pracy traktow ać jako przyczynkarskiej czy jako szczegółowego opracow ania. Sam ty tu ł m oże w skazyw ać n a problem y da­ leko ogólniejsze, niżby się w ydaw ało. Oto bow iem przez m odele zachow ań, preferow ane i propagow ane w m inionych epokach, rów nie dobrze m ożna śledzić m entalność, jak rów nież przez szereg innych problem ów m ieszczą­ cych się w postrzeganiu św iata i jego sensu czy też w znaczącym obrazie św iata. Celem tej pracy będzie ukazanie m odelu człow ieka, jak i bu d u je a u to r w kazaniach n a m ożliw ie szerokim tle obrazu kosm osu i życia. Aby nie ograniczać się do jednego tylk o autora, poglądy G utow skiego będą konfrontow ane z poglądam i zaw artym i w innych źródłach; pozwoli to n a zbudow anie szerszych hipotez i postaw ienie ogólniejszych pytań.

Czy znaczy to, że au to r podstaw owego dzieła w ydanego drukiem przez pijarów w W arszawie w ro k u 1696 pt. K azania na N iedziele Całego R oku

z przyd a tkiem po w iększey części na Ś w ięta uroczyste kościelne y za ko n­ ne. Także o Męce P ańskiey na W to rki W ielkopostne. W yd a n y na w iększą część y chwalę Pana Boga w Troycy Sw . Iedynego y W szy stk ic h Ś w ię ­ tych Jego, może zostać pom inięty jako indyw idualność kształtująca, a jego

dzieło a priori potraktow ane jako odzw ierciedlające w yobrażenia ponad- osobcwe? A bstrahow anie od konkretów i pom inięcie pytania, dlaczego w łaśnie Gutowskiego m ożna uznać za w yraziciela idei m niej lu b bardziej pow szechnych w siedem nastym w ieku (jednego z wielu), nie byłoby po­ praw ne w badaniach historycznych, n a w e t gdyby m ówiono o spraw ach w ażniejszych i szerszych niż jednostkow e poglądy człowieka, k tó ry raczej nie był tw órcą now ych i sam odzielnych w artości w k u lturze. N ajp ierw trzeba przyjrzeć się sam em u kaznodziei i jego środow isku, a dopiero po­ tem w ysnuw ać w nioski dotyczące stopnia p o trak to w an ia jego w ypow iedzi. Niestety, niew iele m ożna dzisiaj powiedzieć o B erardzie G utow skim . Już co do daty jego urodzenia istn ieje niepew ność. A. Szteimke (OFM) ustala datę urodzenia kaznodziei n a ro k ok. 1633 2. G utow ski u rodził się w Gutowie na Mazowszu w linii A leksandra Ciołka. Ciołkowie stanow ili liczną rodzinę szlachecką, m ającą w swej histo rii dosyć wysoko postaw io­ ne osobistości (jedną z nich był W igand k asztelan czerski).

A leksander Ciołek syn W iganda w szedł w posiadanie G utow a w d ru ­ giej połowie XV w. przez m ałżeństw o. Od tego czasu ta gałąź ro d u za­ częła się nazyw ać G utow skim i h erb u Ciołek (jak inne gałęzie — O stro­

2 Klaszto r i kościół św Anto niego OO. R e fo rm a to ró w w W arszaw ie 1623- 1867. L ublin 1970 s. 176 (mps BKUL). W szystkie dalsze w iadom ości o G utow skim pochodzą z tej pracy.

(4)

łęckim i czy Zakrzew skim i od n azw miejscowości). W szesnastym w ieku m ają te k G utow skich przez podziały m iędzy spadkobierców ulega coraz w iększem u rozdrobnieniu. Zapew ne więc (brak bow iem wiadomości na tem a t in teresu jącej nas rodziny w X V II w.) stan posiadania om aw ianego tu ro d u w ynosił około jednej do pół w s i 3. M ożna więc zaliczyć G utow ­ skich do szlachty w yraźnie tracącej n a znaczeniu. Biorąc ponadto pod uw agę kryzys, jaki n astąp ił w w ieku XVII, zasoby m aterialn e tego rodu b yły niew ielkie.

O dzieciństw ie i w czesnych latach m łodzieńczych B erarda G utow skie­ go nie zachow ały się n iestety żadne wiadomości; on sam nie robi w k a­ zaniach n ajm niejszych aluzji do swojego pochodzenia i przeżyć zw iąza­ n y ch z pierw szym i latam i życia.

P ew niejsze dane n a tem at B erarda G utowskiego m am y dopiero od chw ili jego w stąpienia do zakonu fam ilii franciszkańskiej — reform atów w ro k u 1650. Nie wiadomo, czym się kierow ał w ybierając tak ą drogę życia i dlaczego ten, a nie inny zakon w ybrał. Nie sposób rozstrzygnąć, czy za­ decydow ały o tym zw iązki rodzinne z zakonem reform atów , czy też r a ­ czej osobiste przeżycia a u to ra k azań albo jeszcze inne czynniki. Reguła mówi, że w aru n k iem koniecznym przyjęcia do now icjatu jest ukończenie szesnastu la t 4. G utow ski m iał w tedy, jeżeli p rzy ję ta data urodzenia jest praw dziw a, w łaśnie Około szesnastu, siedem nastu lat. Biorąc pod uw agę i jego wiek, i obyczaje panujące w tedy, przyw dzianie h abitu nie było za­ pew ne sam odzielną decyzją. Być może był to skutek podjętej decyzji opie­ k unów lu b rodziców, co było przecież jed n ą z dróg uniknięcia dalszych

podziałów niew ielkiego zapew ne m ają tk u ; ale to tylko dom ysły, jedn a z w ielu możliwości.

Dalsze losy B erarda Gutow skiego zdają się w skazyw ać n a stałość cha­ ra k te ru i jego w y bitne zdolności intelektualne, jak i adm inistracyjne. Z aj­ m u je on powoli, lecz n ieprzerw an ie coraz bardziej eksponow ane stanow i­ ska w h ierarch ii zakonnej prow incji.

W ro ku 1657 o trzy m u je św ięcenia k apłańskie po ukończeniu nau k i studiów . W siedem la t później zostaje d efinitorem (1664-1667) — jed n ą z pięciu osób stojących najbliżej prow incjała, stanow iących radę prow in­ cji. Od tej ra d y (kustosz i czterech definitorów s) zależała faktycznie w ięk­ szość postanow ień. N iestety nie w iem y, czym uzasadniony był jego w y­ bór. Rok w cześniej został G utow ski lektorem teologii w W arszawie (1663) i pełnił tę funk cję rów nolegle ze stanow iskiem definitora. Może więc

3 A. B o n i e c k i . H erbarz polski. T. 1-16. W arszaw a 1899-1913 — t. 3 hasło: C iołkow ie s. 215-225; t. 6 hasło: G utow scy s. 208-212.

4 A. B. S r o k a . Prawo i życie polskich reform atów . K rak ó w 1975 s. 122. 5 T am że s. 69.

(5)

wiedza, sum ienne pełnienie obowiązków i szlacheckie pochodzenie było przyczyną aw ansu.

Zgodnie z zaleceniam i reg u ł zakonnych, które nie zezw alają n a n ie­ ustan ne piastow anie urzędów 6, przez cztery la ta G utow ski nie sp raw u je żadnych oficjalnych funkcji. Jego p ow rót do grona osób m ający ch decy­ dujący głos w spraw ach prow incji jest ko lejnym aw ansem . W lata ch 1671-1674 jest już najw yższym zw ierzchnikiem prow incji, prow incjałem . Ze stanow iskiem tym w iążą się oczywiście pew ne obow iązki: rezy d en cja w kolejnych klasztorach, w izytacje w szystkich domów dw a razy do ro k u 7. Nie wiadom o oczywiście ja k były one w ypełnian e w praktyce, ale p rz y j­ m ując, że nie były tylko m artw ą lite rą praw a, m usiały pow ażnie w pływ ać na przem ianę umysłowości. Taki try b życia m ógł zacierać otoczkę p ry ­ watności. Prow incjał staw ał się w w iększym stopniu osobą oficjalną uosa­ biającą idee zakonu i głębiej rozum iejącą potrzeby i zadania.

W raz z końcem kadencji, a ty m sam ym początkiem sześcioletniego okresu w ykluczenia z w yborów n a stanow isko p ro w in c ja ła 8, G utow ski otrzym ał nie m niej zaszczytny i dostatecznie eksponow any urząd g w a r­ diana warszaw skiego (przełożony k lasztoru w W arszawie), k tó ry z k ilk u ­ letnim i przerw am i spraw ow ał trz y k ro tn ie (1676-1677, 1680-1681, 1686- 1689). W pierw szym okresie przerw y w spraw ow aniu fu n k cji gw ard iana, spełniał obowiązki kustosza, czyli pierwszego doradcy prow in cjała i człon­ ka definitorium 9.

W latach 1689-1692 po raz drugi stan ął n a czele prow in cji zam ykając tym zaszczytnym stanow iskiem sw ą zakonną k arierę. Z m arł cztery la ta później, 17 IV 1696 r. w W arszawie.

Pom im o ta k ubogich danych n a tem at bardziej p ry w a tn e j sfe ry życia, m ożna uchw ycić pew ien istotny proces. J e st nim n ieu sta n n e pięcie się wzwyż, a później trw ałe pozostaw anie w w ąskiej sferze osób sp ra w u ją ­ cych w ładzę w prow incji. M usiał wobec tego G utow ski rep rezen to w ać swoją um ysłowością w pow ażnym stopniu duchowość zakonu. Można przyjąć, że język jego kazań, w ygłaszanych w lata ch 1681-1683, czyli już po okresie spraw ow ania oficjalnych funkcji, będzie w dużym stop niu od­ zw ierciedlał język całego zakonu. W ięcej naw et, m oże być w łaściw y dla bardzo szerokiej g ru p y osób — dla w ykształconych kaznodziejów i w ogóle kapłanów tego czasu. Tym bardziej że działalność kaznodziejska podlegała w zakonie reform atów ścisłej kontroli, nie tylk o zresztą w ty m zakonie. K aznodzieja m usiał n a jp ie rw zdać egzam in przed specjalną ko­ m isją, a później, w trakcie działalności, spisyw ać sw oje w ystąpienia, by

6 T am że s. 68. 7 Tam że s. 67. 8 Tam że s. 76. a Tam że s. 68.

(6)

m ogły one być kontrolow ane przez p row incjała 10. Specjalne przepisy re ­ gulow ały także sposób w ygłszania kazań i ich treść n .

S tyl k azań m oże więc być w ypadkow ą trzech nurtów , trzech tradycji, w któ ry ch m ożna by je um ieścić. Będzie to po pierw sze duchowość fra n ­ ciszkańska, świadom ość i ideologia pew nej g ru py zakonnej, k tó ra mimo ró żny ch w pływ ów zew nętrznych i w ew nętrznych podziałów oraz prze­ m ia n zachow ała silne poczucie ciągłości. Po drugie, trzeba kazania Gu­ tow skiego um ieścić w kontekście całej twórczości kaznodziejskiej w ieku siedem nastego, „w pisać” je w cały obszar tekstów stanow iących wspólnie jed en te k st k u ltu ro w y (w ty m w ypadku k u ltu ry słow a pisanego i m ówio­ nego). Po trzecie zaś trzeba odczytyw ać kazania poprzez pryzm at całej k u ltu ry potrydenckiej, zgodnie z jej o rien tacją i znaczeniem . Tutaj oczy­ wiście, przed przystąpieniem do m erytorycznej analizy, oceniony zostanie tylko w stępnie w pływ ty ch czynników n a szeroko pojm ow any język i styl kazań, n a p referen cję pew nych tem atów i zagadnień oraz sposób ich o p ra ­ cow yw ania.

Zw iązek m iędzy kazaniam i i duchowością franciszkańską okazuje się niezw ykle skom plikow any 12, i to co najm niej z dw u powodów. Po pierw ­ sze franeiszikanizm w w ieku X V II nie jest już czymś ta k nowym , co m o­ głoby się w ybijać n a plan pierw szy. W iele rzeczy, które w w ieku X III w pew ien sposób szokowały w spółczesnych oraz w prow adzały istotne zm iany do form i do sposobu uczestnictw a w iernych w Kościele 13, w cią­ gu w ieków „rozpuściły” się w m entalności społeczeństw europejskich; s ta ­ ły się w łasnością ogólnej k u ltu ry chrześcijańskiej. Z franciszkańskiej ge­ nezy w ielu znaczących elem entów k u ltu ry w w ieku siedem nastym po p ro stu nie zdaw ano sobie spraw y; tym bardziej w Polsce, gdzie postać św. F ranciszka z Asyżu, św. B on aw en tu ry czy św. A ntoniego z Padw y nie w y d aje się być w yodrębniona w szczególny sposób (nie czynią tego n aw et franciszkańscy kaznodzieje, np. franciszkanin W alerian G utow ski w zbiorze kazań n a uroczystości rów nie wiele m iejsca poświęca św. Ja c ­ kowi OP, św. Ignacem u Loyoli i innym ). P onadto sam ruch franciszkań­ ski, n aw et biorąc pod uw agę tylko zakony, m usiał z upływ em czasu prze­ chodzić przeobrażenia, dostosow yw ać się do now ych w arunków i potrzeb,

10 T am że s. 204, 205. 11 T am że s. 204, 205.

12 S zerzej będzie te n p roblem om ów iony w a rty k u le o k aznodziejstw ie fr a n ­ ciszk ań sk im , .który m a być p u b lik o w a n y w dru g im tom ie przygotow yw anej edycji S t u d i ó w fra n c iszk a ń sk ic h , będących plonem k o lejn y ch sesji w K UL pośw ięco­ n ych zakonom fra n ciszk ań sk im .

13 Zob. E. D e l a r u e l l e . W p ł y w św. Franciszka z A s y ż u na religijność ludow ą. „W dro d ze” 4:1976 n r 10 s. 34-48; J. K ł o c z o w s k i . Franciszek z A s y ­ żu w Kościele i społe czeństw ie sw oich czasów. „A ten eu m K a p ła ń sk ie ” 70 [!]: 1977 z. 408 s. 24-38; ta m że in n e a rty k u ły n a te m a t franciszkanizm u.

(7)

przyjm ow ać nowe idee. Po drugie isto tn ą trudność spraw ia to, że w y ją t­ kowo tylko problem duchowości franciszkańskiej jest w y rażan y w kaza­ niach explicite. T rzeba szukać go raczej w postaw ie wobec św iata, czło­ wieka, Boga itd. Ten stan rzeczy w ynika m iędzy inn ym i z tego, że kaza­ nia drukow ane są skierow ane do w ielu odbiorców, oraz że są one poprzez swe pow stanie, język i tem aty k ę w yjściem zakonu n a zew nątrz; po dję­ ciem zadania, które w sposób now y zostało postaw ione n a Soborze T ry ­ denckim. Zresztą problem odbiorców zostanie poruszony dalej.

R ozpatrując w iele problem ów (do k tó ry ch rozw iązania au to r nie rości sobie bynajm niej pretensji) trz e b a zacząć od najprostszego pytania. Na jakie wzorce w swojej działalności pow ołują się autorzy franciszkańscy? Bez w ątpienia postać św. Franciszka, jego w skazów ki ja k w ygłaszać k a ­ zanie, pojaw ia się często; zwłaszcza w tedy, gdy kaznodzieje ci piszą o ko­ nieczności posługiw ania się prostym i zrozum iałym dla ja k n ajliczn iej­ szych rzesz odbiorców językiem . Nie zawsze jed n a k jako w zór prosto ty środków w yrazu i kom unikatyw ności język a jest p rzyw ołany św. F ran ci­ szek. Inny, nie m niej p o p ularny kaznodzieja refo rm acki X V II w. F ran ci­ szek Ryehłowski w e w stępie do zbioru kazań n a niedziele i św ięta, w y ­ danego w 1664 r. zupełnie pom ija postać św. Franciszka, n ato m iast za w zór sobie staw ia działalność kaznodziejską P io tra Skargi. P onadto nigdy św. Franciszek nie w ystępuje samodzielnie, jako jed y n y i n ajw ażniejszy wzorzec. Z rów nym zapałem franciszkańscy autorzy drukow any ch zbio­ rów kazań pow ołują się n a Ojców i D oktorów Kościoła, a n a w e t n a n ie ­ chrześcijańskich p isarzy i oratorów antycznych. M ożna wobec tego z a ry ­ zykować w stępnie hipotezę, że dzieła n ajw y bitniejszych kaznodziejów franciszkańskich, a więc tych, k tó ry ch kazania zostały uznane za godne druku, w łączają się w ogólny n u r t polskiego kaznodziejstw a barokow ego i sw oją działalność um ieszczają w łaśnie w ty m kontekście, bardziej niż w kontekście ideologii swojego zakonu, jego duchowości i specyficznej postaw y; stąd pow oływ anie się n a w szelkie „ a rc h e ty p y ” dżiałalności k a ­ znodziejskiej, od św. Ja n a Chrzciciela poczynając. S tąd w spom niany je ­ zuita Skarga, jeden z najw yb itniejszych p isarzy i kaznodziejów baroku, przedstaw iciel zakonu, k tóry bez w ątp ien ia zajął czołowe m iejsce w dzia­ łalności edukacyjnej i propagandow ej Kościoła katolickiego w X V II w., jako m ający najw iększą liczbę d rukow anych kazań, poradników dobrej śm ierci i innych pism dew ocyjnych.

Pow yższa hipoteza może w ydać się zbyt śm iała, a n aw et spotkać się z o strą kry tyk ą. By uniknąć tego ty p u nieporozum ień trzeb a więc posta­ wić jeszcze jedno zasadnicze pytanie. Czy naw iązyw anie przez kaznodzie­ jów franciszkańskich do ogólnej tra d y c ji kaznodziejskiej, gdzie ducho­ wość własnego zakonu jest tylko jed n y m z w ielu elem entów in sp iru ją ­ cych, staw ia ich w jak iejś opozycji do idei f ranciszkańskich ; czy ta k a

(8)

o tw a rta p ostaw a pozw ala w yłączyć tę niew ielką gru p ę z własnego za­ konu, jako nie rep re z en tu ją c ą jego duchowości? Z całą pewnością trzeba odpow iedzieć n a to py tan ie przecząco. Owszem, gdybyśm y przyjęli, że du ­ chowość franciszkańska trw ała w niezm ienionej postaci od czasów swego pow stania, tj. od X III w., że jest ona czymś w rodzaju skostniałej stru k ­ tu ry 14, nie podlegającej żadnym przem ianom i w pływ om czasów, żadnym zdarzeniom zew nętrzn ym i w ew nętrznym , to trzeb a by przyznać, że po­ staw a B erard a G utow skiego znacznie odbiega od obrazu, jaki d ają prace pośw ięcone założeniom i ideom franciszkańskim u jego początków 13. Za­ łożenie takie byłoby nie tylko sprzeczne ze stanem faktycznym ale błędne także ze w zględów m etodologicznych. Ruch franciszkański bow iem od sa­ m ego początku trzeb a włączyć do k u ltu ry ty p u otw artego i ekspansyw ­ nego, zdolnej w chłonąć i zasym ilow ać bardzo różne postaw y i św iatopo­ glądy, niek iedy dość dalekie od „m odelowego” katolicyzm u 16. Ma to od­ bicie zarów no w działalności św. F ranciszka i braci m niejszych, jak i w pow staniu tzw. Trzeciego Zakonu, gdzie idea g ru p y m niej lub bardziej w yizolow anej ze społeczeństw a, została przełam ana. T ak w ielkie otw arcie zakonu n a zew n ątrz m usiało doprow adzić z czasem do zm ian i przekształ­ ceń w duchowości franciszkańskiej, co wcale nie oznaczało odchodzenia od idei św. Franciszka. Tw órca zakonu pozostaw ił po sobie raczej pew ien ty p um ysłow ości i styl życia niż w y raźn ie sprecyzow aną doktrynę. Także sam a re g u ła zakonu jest bardziej elastyczna, w yznacza bowiem pew ne podstaw ow e zasady, k tó ry ch realizacja dopuszcza jakąś swobodę działania. Pozwoliło to n a swego ro dzaju „kom prom isy”, n a dostosow yw anie dzia­ łalności do ak tu aln y ch potrzeb, co zapew niało zakonowi utrzy m yw an ie swego znaczenia w ciągu w ieków (np. w X V II w. franciszkanie pod wzglę­ dem publikow anych n a teren ie Polski kazań zajm u ją liczące się trzecie m iejsce, po jezuitach i dom inikanach). Jed n y m z pierw szych takich kom ­ prom isów b ył stosunek zakonu do nauki. Niechęć św. Franciszka do nau k sp ebu laty w nych z jednej strony, z drugiej zaś w aga studiów uniw ersytec­ kich doprow adziły do połączenia teologii spekulatyw nej z teologią afek- ty w n ą — n a u k i um ysłu i serca, czego w y b itny m w yrazicielem był św. Bo­ n a w e n tu ra 17. Postulow ano więc n au kę w im ię miłości Boga i człowieka,

14 W yrażenie „ s tr u k tu r a ” nie je st tu ta j dow olnością językow ą, ja k t e się n ie k ied y zdarza. C hodzi tu ta j o zasadniczy pro b lem sto su n k u m iędzy s tr u k tu r ą a zd arzen iem . Zob. P. R i c o e u r . E gzystencja i h e r m e n e u t y k a . W arszaw a 1975 % 221-239.

15 Zob. p ra c a d ru k o w a n a „W d ro d ze” 4:1976 n r 10 oraz w „A teneum K a­ p ła ń s k im ” 70 [!1:1977 z. 408. T am że dalsze w skazów ki bibliograficzne.

i« W y ra żen ia tego n a określen ie propagow anego i istniejącego raczej w sfe­ rze idei n iż rzeczyw istości m odelu ch rz eśc ija ń stw a używ a J. D elum eau (Kilka uw a g o dziejach chrystianizacji. „ Z n a k ” 31:1979 n r 297 s. 152-168).

(9)

ty m sam ym cel wiedzy został um ieszczony poza n ią samą, a nie w niej 18. Z kolei D uns Szkot, studiow any w szkołach franciszkańskich jeszcze w XVII w., narzucił w yraźne granice poznaniu rozum ow em u, zaprzeczył m oż­ liwości intelektualnego poznania isto ty Boga 19. P roblem stosunku do n a u ­ ki jest tu o tyle w ażny, że kaznodzieje franciszkańscy są ludźm i w y kształ­ conymi i erudy cją sw oją nie u stę p u ją in n ym kaznodziejom barokow ym . Oczywiście u n ik ają oni szczegółowego ro zp atry w an ia tru d n y c h problem ów teologicznych, co jest zgodne zarów no ze w skazaniam i św. Franciszka, jak i z założeniam i Soboru w T rydencie, skupiając się głównie n a sp ra ­ w ach m oralności. Można tu więc m ówić raczej o popisach eru d y cy jn y ch niż o spekulacjach teologicznych.

Kolejne w ażne pytanie, jak ie trzeb a tu ta j postaw ić, dotyczy stosunku m iędzy podstaw ow ym i cecham i duchowości franciszkańskiej, a założenia­ mi po trydenckiej refo rm y Kościoła. M ożna tu stw ierdzić bez w ątp ien ia dużą choć bynajm niej nie zaskakującą zbieżność. W zasadzie zarów no ruch franciszkański w swej genezie, ja k i refo rm a p rz y ję ta n a Soborze w Trydencie staw iały sobie za zadanie działalność w śród n ajszerszych m as społeczeństwa. Odbywało się to oczywiście n a nieco in n y ch zasadach, inne było także rozłożenie akcentów . Braciom m niejszym bardziej chodziło o głęboko w ew nętrzną postaw ę, o sposób życia w świecie i wobec św iata; zaś w reform ie kościelnej — o w ysiłek edukacyjny i duszpasterski p ro w a­ dzony odgórnie z zachow aniem odpow iedniego dystansu, z zaznaczeniem w yraźnej granicy m iędzy społecznością w iernych a duchow nym i, z dzia­ łaniem bardziej in sty tu cjo naln y m 20. Innym i słow y działalność św. F ra n ­ ciszka opierała się na charyzm acie zachow ując jed n a k p ełny szacunek dla kapłaństw a, natom iast działalność Kościoła potrydenckiego opierała się n a urzędzie, z położeniem nacisku na znaczenie sakralne tegoż n . N iem niej

18 K. E s s e r OFM. N a u k a i wiedza w ż y c iu fr a n c is z k a ń s k im . „A teneum K ap ła ń sk ie” 70 [!]:1977 z. 408 s. 53-65.

18 E. G i 1 s o n. Historia filozofii chrześcijańskiej w w ie k a c h średnich. W a r­ szaw a 1966 s. 443-458.

20 J. D e l u m e a u . Le catholicisme entre L u th e r et Voltaire. P a ris 1971 N ouvelle Clio; G. G. M e e r s s e m a n . II tipo ideale del parroco secondo la ri- fo rm a tridentina nelle sue fo n ti letterarie. W : II Concilio di T re n to e la rif orm a tridentina. A t t i del Convegno Internazionale. T rento 2-6 S ettem b re 1963. Vol. 1 F reib u rg 1965 s. 27-44; M. M a r c o c h i . I decreti di rif orm a del Concilio T rid en - tino. W: La riform a cattolica. D ocum enti e te s tim o n ia n z e . „ M o rc ellian a” Vol. 1. B rescia 1967 s. 499-502, 558-560; H. J e d i n. Das Bischofsideal der K a th o lisc h e n Reformatio n. W: K irche des Glaubens, K irche des Geschichte. T. 2 F re ib u rg 1966 s. 75-117; P. B r e z z i . I principali m o v im e n ti religiosi in Italia. ERI 1968 s. 111- 113.

21 Zob. J. W a c h . Socjologia religii. W arszaw a 1968 s. 345, gdzie pisze on: „N iektóre z n ajciek aw szy ch faz h isto rii relig ii cech u je w a lk a m iędzy c h a ry z m a ­ tem a urzędem , sp iry tu a liz m em a eklezjastycyzm em [...] M glisty i p ły n n y sp iry

(10)

-jed n a k postaw a braci m niejszych znakom icie odpow iadała zadaniom re ­ fo rm y try d en ck iej. Działalność w śród szerokich, często niedostatecznie w ykształco ny ch m as w iernych, w pływ anie n a ich świadomość i sposób m yślenia za pom ocą n ajbardziej efektyw nych środków było przecież jedną z idei zakonu. Taka pozycja względem społeczeństw a znajduje m iędzy in­ nym i w y raz w k azaniu fran ciszk an in a W aleriana Gutowskiego, zalecają­ cego zakonow i pracę cierpliw ą, p ełn ą pokory i miłości w śród najszerszych m as społeczeństw a 22.

W czym więc m ożna zaobserwow ać odejście B erarda Gutowskiego od p ierw o tn ej idei franciszkańskiej i od postaw y samego św. Franciszka? To samo m ożna zresztą powiedzieć i o innych kaznodziejach franciszkań­ skich, k tó ry ch sposób obrazow ania i sam pogląd na św iat zdaje się być 0 w iele bliższy in n y m w spółczesnym kaznodziejom niż początkowej du­ chowości zakonu. W idoczne jest to przede w szystkim w sam ym obrazie św iata i w stosun k u do niego. M iejsce poczucia radosnej jedności z n a tu rą 1 w szystkim i stw orzeniam i, k tó rem u tak często daw ał w yraz św. Franci­ szek, zajm uje obraz zhierarchizow any w edług ścisłych zasad, gdzie m iędzy człow iekiem a św iatem zakreślona jest nieprzekraczalna granica, gdzie w ydobyw ane i podkreślane są m roczne aspekty ziem skiej rzeczywistości. N iew iele zn ajd ujem y tu optym izm u w stosunku do życia doczesnego. J e ­ d yną drogę w idzi kaznodzieja w ucieczce od św iata (naturalnie w sensie m etaforycznym ), w o derw aniu się od ziem skich w artości. Także postacie Boga i C hry stu sa nie są przeżyw ane w te n sam sposób, jak i propagow ał św. Franciszek. W obrazie Boga p ojaw iają się akcenty grozy i surowości, bardzo często m ów i auto r o karach, jakie Bóg zsyła n a ziem ię skalaną grzechem i coraz bardziej pogrążającą się w grzech. Z kolei Szym on Sta- row olski w iększy nacisk kładzie n a m iłosierdzie i dobroć Boga. W ielki d ram a t naro dzin i śm ierci C hrystusa n adal jest przeżyw any bardzo m oc­ no, nie ty lk o zresztą przez autorów franciszkańskich. P rzy okazji podkreś­ la G utow ski te elem enty, k tó re sep aru ją historię Zbawiciela od ludzkich możliwości przeżyw ania i sposobu odczuwania. Nie tak jak zwykli w y ­ gryw ać ludzie w swoich ziem skich potyczkach, nie arte, iure et Martę w y g rał C hrystus, k o n kludu je au to r w kazaniu n a dzień Z m artw ychw sta­ nia. Dzień Bożego N arodzenia jest nie tylko dniem powszechnej radości (trud no tu odszukać ślady n astro ju , jak i p an u je przy zapoczątkow anym przecież przez franciszkanów spek tak lu z lalkam i, w yobrażającym i C hry- stusa-D ziecię, Jego Rodziców itd.); jest także dniem pewnego przestrachu

tu a liz m je st sprzeczny z sam ą ideą k a p ła ń stw a i dlatego jest tra k to w a n y jako n a w ró t do p rze b rz m ia łe j przeszłości lub ja k o objaw a n a rc h ii i chaosu re lig ij­ n eg o ”.

22 W. G u t o w s k i . Panegiryczne n ie któ r e d y s k u r s y duchow ne y różne in ­ sze Kazania. K ra k ó w 1675 s. 153-154.

(11)

i grozy wobec dokonujących się przem ian, jest czymś w rodzaju w strząsu. W szystkie tego ty p u elem enty będą analizow ane w dalszej części pracy.

Czym innym będzie oczywiście p rak ty czna działalność d u szp asterska zakonu, realizow ana przez w szystkich jego przedstaw icieli, o b ejm u jąca swym zasięgiem w szystkie g ru p y ludności; czym u innym nato m iast w y ­ powiedzi pew nej elity um ysłow ej, czerpiącej w zory (niekiedy o dużej sile atrakcyjnej) nie tylko z tra d y c ji franciszkańskiej. M ożna powiedzieć, że kaznodzieje rep re z en tu ją bardziej „m odelow y” n u r t ideologii Kościoła, chociaż czasami różnice m iędzy n im i są dosyć znaczne, np. franciszkanin W alerian G utow ski w ydaje się być o w iele bliższy ludow ym form om r e ­ ligijności niż refo rm a ta B erard G utowski. Nie przeczy to jed n ak tem u, że w podstaw ow ym zakresie i w najb ard ziej stałych elem entach d a ją oni w yraz duchowości swojego zakonu. Pełne n ato m iast otw arcie n a idee swoich czasów pozw ala ich trak to w ać nie ty lko jako przedstaw icieli za­ m kniętej grupy, ale jako rep rezen tan tó w now ych poglądów w po try d en c- kim Kościele.

Ja k wobec tego w yglądały k azania B erard a G utow skiego n a tle innych dokonań kaznodziejskich baro ku ? Siedem nastow ieczna twórczość kazno­ dziejska m usiała podlegać tem u sam em u rozw ojow i co cała lite ra tu ra b a ­ rokowa. Niepospolite w niej znaczenie zyskuje dynam iczny obraz, s ta ra ­ jący się najpełniej przem aw iać do psychiki człowieka. W szystkie niem al środki w yrazu stają się dozwolone, by leby ty lko spełniały w łaściw ą rolę przekaźnika. M akabryzm i satanizm , idące za ty m szokow anie brzydotą, dysonansem , ostrością porów nań, a n aw et pew ną tryw ialnością są rów nie chętnie w ykorzystyw ane jak piękno, harm onia, subtelność obrazow ania, a może naw et chętniej, jako że łatw iej w y w ierają w rażenie n a słucha­ czach 23. W ynika to m iędzy innym i z tego, że (zgodnie z postanow ieniam i Soboru w Trydencie) starano się m ożliw ie najgłębiej i n a je fek ty w n ie j pro­ wadzić edukację, oddziaływ ać n a w iernych.

W raz z tym i środkam i oddziaływ ania n a psychikę słuchaczy pow raca zam iłow anie do sym boliki i alegorii, pow raca często w sposób dosłowny, jako ponowne użycie, np. alegoria p raw d y u G utow skiego przypom ina sym bolikę średniowiecznego Rom ans de la Rose 24. Całe k azan ia są k o n­ struow ane n a zasadzie alegoryzow ania w ybranego w e rsetu z P ism a św., często do tego stopnia, że treść kazania m a ostatecznie niew iele w spólnego z m otyw em wyjściow ym . Daleko idącą alegorię sto su ją Birkow ski, L óren- cowicz, W ęgrzynowicz, by tylko w ym ienić bardziej z n a n y c h 25. T ak też każde kazanie G utowskiego poprzedzone jest k ró tk im cy tatem z Ew angelii,

23 M. B r z o z o w s k i . Teoria kaznodziejstw a. W: Dzieje teologii ka to lic kie j w Polsce. Pod red. M. R echow icza. T. 1-3. L u b lin 1975-1977 — t. 1. cz. 2 s. 417.

24 J. H u i z i n g a . Jesień średniowiecza. W arszaw a 1974 s. 239-253. !S B r z o z o w s k i , jw . s. 399.

(12)

m ającym być m ottem i problem em kazania, rozw ijanym retorycznym i sposobami.

M odny w X V II w. koncept (nieoczekiwane, dowodzące bystrości um y­ słu i dowcipu w yjaśn ienie jakiegoś zw ro tu albo problem u) stosuje kazno­ dzieja dosyć często, nie rzadziej chyba od m istrzów — M ijakowskiego i Olszewskiego 20, choć nigdy nie popada w przesadę czy zdarzające się niekiedy przekraczanie dy stansu w stosunku do osób sakralnych. N ato­ m iast popisy eru dy cyjn e refo rm a ty raczej nie dotyczą spekulacji teolo­ gicznych sensu stricto. J e st to u niego często środek jedynie retoryczny, nie w y n ik ający z konieczności; cytow anie P ism a św. i Ojców Kościoła służy bardziej w zm ocnieniu wypowiedzi, w zbogaceniu jej przykładam i niż sam ej argum entacji. Tw orzy to sw oistą „polifonię” wypowiedzi, gdzie ta sam a treść w ypow iadana jest przez w iele głosów o różnej tonacji. Swobo­ da posługiw ania się cudzym i tekstam i, w ykorzystyw ania opinii innych au to ró w jest n ieu stan n ie broniona w e w szystkich niem al przedm ow ach do zbiorów kazań. Często m a się w rażenie, że cała inw encja kaznodziei pole­ ga na zręcznym łączeniu rozm aitych cy tató w w jedn ą całość. Każde nie­ m al sam odzielne zdanie m usi być p o p arte au tory tetam i, przykładam i z hi­ sto rii przew ażnie zm itologizow anej, gdzie k o n kretne znaczenie, kontekst czasu i m iejsca zostają odsunięte, by przyjąć nowy, ponadhistoryczny sens. Bardzo to ciekaw y p rzykład języka id eo lo g ii21. Jednocześnie zaś unika się (z pew nością m ając w tym wzgląd n a odbiorcę, od którego trud no oczeki­ wać przygotow ania teologicznego, a niekiedy n a w e t dostatecznej znajo­ mości katechizm u) podejm ow ania kw estii teologicznych, w nikania w sens dogm atów . O strzeżenia przed w nikaniem w tajem ne spraw y Boga spot­ kać m ożna dosyć często.

Choć język B ernard a Gutow skiego jest pod w zględem stylu językiem jem u współczesnych, to istn ieją też istotne granice obrazow ania, poza k tó ­ re au to r w przeciw ieństw ie do inn y ch kaznodziejów nie w ykracza; są jed ­ nak i bardziej rygorystyczni autorzy, np. Starow olski. Można powiedzieć w jego p rzy padk u o znacznej dyscyplinie, k tó ra rzu tu je nie tylko n a treść, ale i n a zabiegi form alne. T rudno byłoby znaleźć w kazaniach elem enty w skazujące n a sarm atyzację Kościoła. N arodow y obyczaj przeniesiony do sfe ry Boskiej ta k w y raźny w dziełach M łodzianowskiego, Olszewskiego czy M ijak o w sk ieg o 28, jest tu zupełnie niedostrzegalny. Zarów no w opisach nieba, św iętych, sądu ostatecznego jak i piekła dom inuje atm osfera często cytow anego Pism a św. Nie m a też bardziej k on k retn y ch naw iązań do sy­

26 T am że s. 400.

27 Zob. R. B a r t h e s. M it i znak. W arszaw a 1974. 28 B r z o z o w s k i , jw . s. 410.

(13)

tu ac ji politycznej i społecznej w Rzeczpospolitej, co k o n tra stu je z p ra k ­ ty k ą innych kaznodziejów 29.

Można więc z pew nością trakto w ać Gutowskiego, jako kaznodzieję r e ­ prezentatyw nego dla swojej epoki, choć trzeb a go um ieścić w bardziej po­ wściągliw ym nurcie barokow ego p isarstw a.

Pozostał jeszcze jeden problem , tru d n y do rozw iązania. D otyczy on odbiorców kazań. M ożna się domyślać, że zbiory drukow ane k azań po­ w staw ały w różny sposób. N iekiedy jest to zapis, z pew nością po jakichś popraw kach i redakcjach, rzeczyw iście wygłaszanego kazania. T ak np. W a­ lerian G utow ski podaje zarów no okoliczność ja k i m iejsce oraz datę w y ­ głoszenia. W innych przypadkach w ątpliw ości są większe. Zbiór kazań Rychło wskiego poprzedzony jest np. wskazów kam i, jak należy z niego ko ­ rzystać chcąc ułożyć i wygłosić kazanie, co praw dopodobnie było p ra k ty ­ kow ane przez słabiej w ykształconych i m niej sam odzielnych kaznodzie­ jów ; jest więc czymś w rodzaju podręcznika łu b kom pendium . Z kolei nie przeczy to tem u, że sam au to r m ógł je w tak iej czy innej form ie w ygła­ szać. B erard G utow ski natom iast, sądząc po ty tułach, p rzy n ajm n iej sporą część napisanych przez siebie kazań wygłosił. K im byli jego słuchacze m ożem y się tylko domyślać. Na pew no nie byli to zawsze ci sam i ludzie. K azanie n a otw arcie sejm u itp. było przeznaczone raczej dla szlachty. Bio­ rąc pod uw agę język kazań adresatam i ich byli przede w szystkim m iesz­ kańcy dużych m iast i szlachta. Nie znaczy to wcale, że m ogły one być w całości niezrozum iałe dla niew ykształconych m as. Z pew nością i takiego słuchacza b rał G utow ski pod uw agę odw ołując się do ja k najszerszych kręgów społeczeństwa, starając się tłum aczyć każdy łaciński cy ta t n a ję ­ zyk polski oraz posługiw ać się obrazem bardziej działającym n a uczucia niż na intelekt. Należy więc założyć, że odbiorcą kazań, tj. pełno praw n y m uczestnikiem procesu kom unikacji, m ógł być każdy biorący udział w e m szy św. Trudno dzisiaj nam , przyzw yczajonym bardziej do ruchom ego obrazu i samodzielnego czytania, zdać sobie sp raw ę z wagi, jak ą przy w ią­ zyw ano w X V II w. do słowa mówionego, a m usiała być ona w ielka, skoro dobrze w ykształcony i um iejący czytać w kilku językach Sam uel Pepys, a u to r głośnego dziennika, w ysłuchiw ał niek ied y w niedzielę kilk u kazań.

I. CZŁOW IEK WOBEC ŚW IATA

Niemożliwe jest zrozum ienie obrazu człowieka istniejącego w k o n ­ k retn e j epoce, bez nieustannego odw oływ ania się do obrazu św iata; n a ­ w et nie dlatego, że jed en m usi odpow iadać drugiem u, stanow ić jed en z jego elem entów — obraz św iata m usi obejm ow ać człowieka, a człow iek

(14)

m usi istnieć w świecie. Nie należy przedstaw iać całej rzeczyw istości (w ty m w yp ad k u rzeczyw istości idei), by dać jasn y obraz jednej z jej części, choćby była ona pow iązana z in n y m i w jed en system . Tu jednak trzeba dokonać w ysiłku celem uchw ycenia całości obrazu, poniew aż obraz św iata będzie w ym agał nie tylko „przystosow ania” do obrazu człowieka i n a od­ w rót, ale będzie w całej rozciągłości m odelow ał ten obraz. Jedn ym sło­ w em obraz człowieka będzie składał się z pew nej liczby w zajem nie po­ w iązanych relacji ze św iatem ; tylko bowiem w świecie człow iek ukazuje się n am i tylko tu ta j może pow stać jego obraz. W barokow ym świecie człowiek nie jest sam oistną w atością, gdyż sens i znaczenie n ad ają m u siły kosmiczne, organizujące i w ładające kosmosem. W yjście od obrazu św iata je s t ponadto n ajbardziej bezpieczne w niniejszej pracy, gdyż po- zwTala najow ocniej w ykorzystać istniejący m ate ria ł — każdy niem al obraz u kazany przez au to ra kazań, może być uzn an y za w artościow ą inform ację.

Nie będzie tu zresztą chodziło o jakikolw iek obraz św iata, ale o wyod­ ręb n ien ie jego znaczących sfer i stanow iska ich w zględem człowieka, o św iat ro zp a try w a n y ze ściśle ludzkiego p u n k tu widzenia. Co więcej bę­ dzie to opis usensow niony, gdzie każdej sferze zostanie przypisana w a r­ tość w yznaczająca k ieru n e k i celowość ludzkiego działania. Sam auto r daje bow iem w arto ściujący opis kosmosu, gdyż jego podstaw ow ym w ysiłkiem w y d aje się być poszukiw anie sensu istnien ia człowieka.

U sytuow anie obrazu człowieka w obrazie kosm osu jest tu taj tym bar­ dziej konieczne, że oba istn ieją w tym sam ym tekście i jeden im plikuje n iejako drugi, w yrażając pogląd n a św iat w ogóle. Nie będzie to więc szukanie podobieństw m iędzy dwom a różnym i system am i, ale badanie system u w system ie. Człowiek w y d aje się być podsystem em większego system u, jakim je s t św iat, m ikrokosm osem w m akrokosm osie. Można po­ wiedzieć, że rozdarcie św iata jest w ew n ętrzn y m rozdarciem człowieka, k tó ry w stru k tu rz e kosm osu zajm uje pozycję środkową, uczestnicząc za­ rów no w dobrym , jak i złym.

Taka konieczność w y daje się tym bardziej zrozum iała, że badany obraz pow stał n a gruncie religii, a więc w system ie najbardziej m odelującym zachow ania ludzkie 30, stąd każda w ypow iedź jest w jakiś sposób odnie­ siona do człow ieka.

30 A. Z a 1 i z n i a k, W. I w a n o w , W. T o p o r o w . O m ożliwościach struk- tu ra ln o -ty pologic znyc h badań se m io tyc zn yc h . W: S e m io t y k a ku ltu ry . Wyd. 2. W arszaw a 1977 s. 67-83. „B adając zbiór system ów znakow ych, stanow iących przed ­ m io t sem iotyki, m ożna ustalić, że różne system y znakow e różnie m o delują św iat

[...] Ja k o p rz y k ła d najw iększego sto p n ia a b s tra k c ji m ogą posłużyć n ie k tó re syste­ m y m a tem aty c zn e (typu a b s tra k c y jn e j te o rii zbioirów) p o sia d ające m in im aln ą zdol­ ność m o d elu jącą. P rzeciw n y p rzy k ła d sta n o w ią system y znakow e religii, p o sia d a­ ją ce n a jm n ie jsz y stoipień a b s tra k c ji i m a k sy m a ln ą zdolność m o d e lu ją c ą ”. Tam że s. 67

(15)

O B R A Z ZIEM I

A pokaliptyczny obraz k a ra n e j Rzeczpospolitej pojaw ia się n ieu sta n n ie na k a rta ch kazań B erard a Gutowskiego, bez choćby śladu jaśniejszego tonu. Nie m ożna przy ty m powiedzieć, że jest on w yn ikiem racjo n aln ej oceny sytuacji. K aznodzieja w ogóle n ie zajm uje się analizą m iejsca P ol­ ski n a politycznej m apie siedem nastow iecznej E uropy; Polski choć n a ­ znaczonej piętnem klęski (ale któż to w ted y w idział w yraźnie i m ógł p rze­ widzieć kres), stanow iącej jed n ak rea ln ą i pow ażną siłę. K azania pow stały w czasach w iedeńskiego zw ycięstw a, a w ięc w tedy, gdy Rzeczpospolita udow odniła sw ą siłę i niezniszczalność. Tym czasem au to r w skazuje ciągle n a potęgę zagrażającą wolności n aro d u — pogan, k tó ry c h znaczenie i moc w yraźnie przecenia 31. Można oczywiście znaleźć częściowo przyczynę ta ­ kiego obrazow ania w ogólnej k o n stru k cji kazań, gdzie podstaw ow ą zasadą zdaje się być opozycyjność przedstaw ień, binarność całego obrazu: niebo- ziemia (albo piekło), Rzeczpospolita^poganie itp., co siłą rzeczy pow oduje uproszczenia w opisie rzeczyw istości i pew ien schem atyzm . Nie należy jednak widzieć w ty m tylko prostego sposobu pisania. O pozycyjność m ieś­ ci się w ogólnym obrazie kosmosu, podzielonego n a dwie, sprzeczne i w al­ czące ze sobą sfery. Praw da, że obraz Rzeczpospolitej przeciw staw ionej narodom pogańskim świadczy o pew nym zachw ianiu rów now agi takiej kom pozycji, gdyż elem entow i w yraźnie n eg aty w nem u przeciw staw ia się elem ent też nie n ajlepiej oceniany. Pow odem takiego zachw iania w ydaje się być to, że nie chodzi tu o dwie bezw zględnie przeciw ne zasady — islam nie jest dla au to ra żadnym ry w alem chrześcijaństw a. P rzed staw ia się go tylko jako hańbiące bluźnierstw o, zam knięcie oczu n a św iatło w ia ry i p ra w ­ dę, trw an ie w m ro k u 32. G utow ski nie podaje żadnych inform acji n a tem a t

31 B. G u t o w s k i . Kazania na Niedziele Całego R o k u z p r z y d a t k i e m po w ię k s z e y części na Sunięta uroczyste kościelne y zakonne. T a k ż e o Męce P a ń sk ie y na W to r k i Wielkopostne. W y d a n e na w ię k s z ą część y chw ałę Pana Boga w T royc y św. Iedynego y W szy s tk ic h Ś w i ę ty c h lego. Przez [...] W arszaw a 1696 s. 340 i 341 (dalej jako Kazania).

32 C iekaw ych m ożliw ości ro zu m ien ia k u ltu r i ich w zajem nego sto su n k u do­ starcza typologia k u ltu ry d o konana przez J. Ł o tm a n a i B. U spienskiego (O se- m io ty c z n y m m ec h a n izm ie ku ltu ry . W: S e m i o t y k a k u l t u r y s. 147-170). W y ró żn iają oni dw a ty p y k u ltu ry : te k stó w uno rm o w an y ch , n a sta w io n ą n a w y ra ż e n ie oraz r e g u ł , n astaw io n ą n a treść. W k u ltu rz e n a sta w io n e j n a w y ra ż e n ie p o w sta je opozycja „ p ra w id ło w y -n ie p ra w id ło w y ”, k u ltu r a -a n ty k u ltu r a . N ato m ia st k u ltu r a reg u ł b u d u je przeciw staw ien ia: „u p o rz ą d k o w a n y -n ie u p o rz ą d k o w a n y ”, kosm os- -chaos, e k tro p ia -e n tro p ia . „ K u ltu ra o p rze w a ża jąc y m n a s ta w ie n iu n a treść, p rz e ­ ciw staw iona entropii (chaosowi), i k tó re j podstaw ow ą opozycję stanow i p rze­ ciw staw ienie „ u p o rz ąd k o w an y -n ieu p o rz ąd k o w an y ” — zaw sze rozum ie siebie sa ­ m ą jako p ie rw ia ste k ak ty w n y , k tó ry pow inien się rozszerzać, n ie -k u ltu rę zaś roz­ p a tru je jako sferę sw ej p o te n c ja ln e j ek sp an sji. P rz ec iw n ie dzieje się w k u ltu rz e nastaw io n ej na w yrażenie, gdzie p odstaw ow ą pozycję stan o w i p rze ciw sta w ien ie

(16)

religii ta k groźnych dla Polski wrogów, nie podejm uje próby rozpoznania ich k u ltu ry . Poganie nie stanow ią dla niego w pew nym sensie sam odziel­ n ej rzeczywistości, są tylko „rózgam i” zsyłanym i na chrześcijan, by po­ przez cierpienie i k a rę za grzechy doprow adzić ich do dobra 33. Nic zresztą nie w skazuje n a szybkie zakończenie tej drogi. N aród chrześcijański mimo n ieustannego n apom in an ia i k a r w ykazuje zdum iew ający opór i przyw ią­ zanie do zła. M ożna to zrozum ieć odw ołując się do obrazu św iata, w k tó­ ry m m usi żyć człow iek i do obrazu mocy, k tó ry m podlega i przez któ re jest pow odow any.

K aznodzieja w ychodzi poza k o n k retn ą wizję, dokonuje uogólnienia, roz­ ciągając doznanie gniew u Bożego i podatności n a zło n a cały św iat. W ra­ żenie bicza zsyłanego n a pokaranie grzesznych zm ienia się jednocześnie w w izję o pierw szoplanow ych akcentach niestałości, przem ijania i upadku dotykającego rzeczy doczesnych. Zaczyna dom inow ać uczucie m roku, b ra ­ ku ziem skich w artości i pun k tó w oparcia.

„C za rt p rz e k lę ty częstokroć n ad n a m i iako p ta k d rap ieżn y unosi się y krąży, aby n as pokonał, w ra ż a w n as ia d o w ite pazu ry , aż do duszy sam ey p rz e n ik a ją ­ ce; w iąże nas, pokonyw a, y pro w ad zi gdzie chce, a zawisze n a łeb, z grzechu w grzech, aż n a p otępienie, aż w sam ą p rzepaść p ie k ie ln ą ” 34.

Tak w k azaniu n a niedzielę Piędziesiątnicę pokazuje au to r ow ą siłę po­ ry w ającą człow ieka jak b y w niestałe tańczenie, podrygiw anie osuw ające z grzechu w grzech. D ziałanie czarta jest zaślepianiem uniem ożliw iającym oglądanie św iatła Bożego.

Stosunek a u to ra do rzeczy doczesnych znajd u je głębokie odbicie w

sto-„p ra w id ło w y ” i „ n ie p ra w id ło w y ” — dążenie do e k sp an sji m oże w ogóle nie w y ­ stąpić [...] N ie -k u ltu rę uto żsam ia się tu z a n ty k u ltu rą i w te n sposób już z sa­ m ej sw ej isto ty nie może być ona o d b ie ra n a jako p o te n cja ln y obszar rozprzes­ trz e n ia n ia się k u ltu r y ” (Tam że s. 160). B iorąc pod uw agę w szystkie w y pow ie­ dzi a u to ra k a z a ń należy w nim w idzieć bez w ą tp ie n ia p rzed staw iciela k u ltu ry reguł. S tąd też jego sto su n ek do in n y c h k u ltu r i innych po staw w św iecie jest w g ru n cie rzeczy sto su n k iem do tego, co n ie u p o rz ąd k o w an e i chaotyczne. N igdzie n ie tr a k tu je on k u ltu ry , np. islam u, ja k o spoistego system u. O kreśla ludzi tej k u ltu ry w ciąż je d n y m słow em , k tó re nic w g ru n cie rzeczy nie znaczy — p oga­ nie, h ere ty cy . P o n a d to posuw a się aż do w łączenia T u rk ó w w ra m y k u ltu ry chrześcijańskiej, nazy w ając ich biczem Bożym i narzędziem w ręk u Boga. Cie­ k aw e też, że C h ry stu s w y stę p u je przew ażn ie ja k o sędzia i daw ca p raw a. By je d n a k w szystko to nie b rzm iało zbyt jednoznacznie trz e b a dodać zastrzeżenie sam ych a u to ró w typologii. „M ów iąc o p rze ciw sta w ien iu te k stu i re g u ł w zasto ­ sow aniu do k u ltu ry , n ależy uw zględnić m .in. fak t, że w określonych w yp ad k ach te sam e e lem e n ty k u ltu ry m ogą w ystęp o w ać w obu fu n k cja ch , tj. ja k o te k st oraz ja k o re g u ły ”. T am że s. 156.

33 G u t o w s k i . K azania s. 340. 34 T am że s, 87.

(17)

sun:ku do ciała ludzkiego, któ re je s t p rzyró w n yw an e do grobu duszy, co je s t określeniem bardzo starym , m ający m długą trady cję. Świadom ość straszliw ych przem ian w ciele ludzkim , dokonujących się w czasie, prze­ słania jego k ró tk otrw ałe piękno. Od urodzenia aż do śm ierci istnieje tylko potw orność i nieczystość. W opisie n arodzin dom inuje uczucie przek ro ­ czenia granicy dwóch św iatów , ale k u dołowi, k u św iatu nieczystem u. Śm ierć też jest raczej obrotem k u nicości niż w yzw oleniem . A utor daje wręcz anatom iczny opis rozkładu ciała z podkreśleniem jego nieestetycz­ ny ch aspektów, bez żadnego uczucia wzniosłości, tajem niczości czy choćby

wyciszonego sm utku. Całkiem w yraźnie m am y tu doznanie cielesności, biologicznej s tru k tu ry ciała i w szelkich przem ian tej s tru k tu ry 3I, Taką skondensow aną w izję ludzkiego życia i cielesności m am y w kazaniu na niedzielę XVI po Zielonych Św iętach, gdzie nicość doczesności m a spotę­ gować i uwznioślić znaczenie isfery boskiej.

.,[...] iuż to sam o tw oie n ay p ierw sze w żyw ocie m a cie rz y ń sk im poczęcie, zaraz za sobą ciężką pierw orodnego g rzechu pociągnęło w inę; n aro d z en ie zaś tw oie, wieczne za tęż k a ra n ie ; żyw ot tw oy co iest? sam a tylk o p rac a, kło p o t, u tra p ie ­ nie, kalectw o, choroby; a zatem z lad a okazyi, y co m om ent, śm ierć nieo m y ln a; po śm ierci co z tw ego, taik m iękko w ypieszczonego ciała, o k rasy y u rody? tylko sprośnego tru p a plugaw y robak, z ro b a k a feto r nieznośny, stra c h y podziw ie- :::e: na sprośną z pięknego, m łodego y urodziw ego człow ieka pogląd ać larw ę, y ten w szystek w yniosłego albo coś o sobie rozum iejącego człow ieka bieg y t e r ­ m in ” 3r>.

E lem entem w spólnym obu ty m wizjom -— człowieka i św iata — o g arnia­ jącym wszelkie pozostałe w izje jest nicość i przem ijanie, ciągły pochód z form y w form ę, k tó ry jest jednocześnie pochodem ze zła w jeszcze gor­ sze zlo. W kazaniu n a niedzielę w tórą adw en tu m am y w y raźn y obraz tej niestało ści:

,,[...] cóż może być w oczach naszych iaśnieyszego iako, że nie m asz nic na św iecie stałego, a trw ałego, cokolw iek św ia t w sobie zaw iera, to w szystko cyfry, w szystko cienie, w szystko podobieństw a, z n ik ają ce fig u rk i, czaczka, y sam o nic [...]” 3:

Ś w iat ukazany jest jako iluzja, szybko znikające i pełne niestałości złu­ dzenie, om am sprow adzający z prostej drogi. W raz z upadkiem w artości

35 Na te m a t poczucia cielesności w k u ltu rz e sa rm a c k ie j, do k tó re j i a u to ra k az ań m ożna chyba zaliczyć, zob. T. C h r z a n o w s k i . Ciało sarmackie. „ T e k sty ” 1977 n r 2 (32) s. 54-83, chociaż m ożna je d n a k m ów ić o d aleko w iększym poczu­ ciu cielesności n a pod staw ie w ypow iedzi z k a z a ń niż p o stu lu je to T. C h rza n o w ­ ski.

36 G u t o w s k i . Kazania s. 274. 37 Tam że s. 19.

(18)

n a stę p u je też załam anie wzorców osobowych. A ni jeden człowiek św ięty albo godny uśw ięcenia, a żyjący w spółcześnie nie jest w ym ieniony w k a­ zaniach. W odczuciu a u to ra jest to epoka bez św iętych i błogosławionych. Czas prow adzący ku zagładzie b y t cielesny człow ieka niszczy też świat, doprow adzając do coraz w iększej jego desakralizaeji. Je st to bowiem, ja k w k azan iu n a pierw szą niedzielę adw entu czas n ietrw a ły i płynny, znika­ jące t e r a z (nunc), k tó rem u przeciw staw ia się czas trw a ły i wieczny, czas spełn ienia ( tu n c ) 38.

N iestałość sy tu a c ji człowieka w świecie zn ajduje w yraz także w sferze- społecznej, gdzie au to r w k azaniu n a Niedzielę Siedem dziesiątnicę, jak b y łam iąc ustalone podziały społeczne, m ów i:

„ Ś w iat te n iest iako iedna scena, Dialog albo K om edyia [...] Ten co był K ró ­ lem iest w ieśniakiem , te n co był K sięciem ubógim żebrakiem , te n co B iskupem p rostym k le ch ą [...]” 39

T aka niestałość sprzeczna przecież z ogólnym przekonaniem w w ieku sie­ d em nasty m o trw ałości organizacji społecznej (vide ogrom ne oburzenie N ekandy Trepki), je s t m ożliw a do w ypow iedzenia w yłącznie w porów ­ n a n iu z trw ałością i praw dziw ością sfery tran scendentnej. Tylko praca dla wieczności jest godnym zadaniem , ucieczką od zła, jak głosi koronny w niosek tego kazania.

Ś w iatu ziem skiem u, zepsutem u i złudnem u, jest ciągle przeciw staw ia­ n y in n y św iat, pełen radosnej jasności; to niebo, opisane z dużą ekspresją, np. w kazaniu na dzień W szystkich św ięty ch , gdzie rozum będzie ośw ie­ cony przez św iatło chw ały:

„W ola ta k ż e p o nurzy się iako w p rzep aści niezam ierzoney, y nieskończoney do­ broci, afe k tem m iłości, iako w nie zbrodzonym m orzu słodkości [...]” 40

Św iat niebieski także jest cielesny, ale jakże inną w artość uzyskuje w nim ciało, k tó re będąc m aterializacją duszy jaśn ieje nad samo słońce i gwiazdy, je s t w ieczne w sw ym pięknie 41. Św iat ten jako całkow ite za­ przeczenie iluzorycznych w artości ziem skich jest całkowicie niedostępny. Tylko nielicznym będzie dane przekroczyć jego bram y, ale dopiero po p rzejściu przez u d ręk ę śm ierci. Koniec życia jest rozum iany dosłownie jako m o m en t przejścia. Liczne poradniki dobrej śm ierci w ręcz podkreślają m agiczną w agę tej chwili.

38 T am że s. 2. 39 T am że s. 78. 40 T am że s. 338. 41 T am że s. 389.

(19)

Św iat m aterialn y, poza nie należącym i w gruncie rzeczy do niego, n ie­ w ielkim i i ściśle odgraniczonym i enklaw am i, nie m a żadnego asp ek tu sa­

kralnego, jest w yłącznie i o k ru tn ie świecki.

To przeciw staw ienie dotyczy w szystkich elem entów obu św iatów . Czas teraźniejszy, ze w spom nianego ju ż kazania n a pierw szą niedzielę adw en­ tu, w yraźnie podporządkow any jest czasowi spełnienia, w artości tego, co n a stą p i po jego w yczerpaniu.

N unc w y raża n am w szystek czas y w ieki, k tó ry m i św ia t stoi, w y ra ża ten czas, którego nam użycza na czynienie pokuty, n a szu k an ie zbaw ien ia y pożą- d aney wieczności, na błag an ie Boskiego M a ie sta tu ” 42

Dopiero wieczny „czas” okazuje się niezniszczalny i nie podlega u p ły ­ wowi.

,.[...] m iną czasy, m iną w ieki, k tó re ty lk o stw orzony rozum w liczbie w ym yślić może, a zaw sze się dopiero w ieczność zaczynać będzie” 43

P rzeko nan iu o b rak u sam oistnej w artości św iata doczesnego tow arzyszy nieustannie m yśl o jego w yczerpyw aniu się i upadku. Je d y n a w artość rzeczyw ista — sacrum — ulotn iła się ze św iata; k o n ta k t bezpośredni ze św iętością staje się coraz bardziej ograniczony i tru d n y , zanika cudow ­ ność. Drogę do świętości zdaje się w ytyczać urząd, a nie charyzm at. Jesz­ cze w czasach św. Franciszka z Asyżu w idzi a u to r złoty w iek, gdy k o n ­ ta k t ze św iętością i z cudow nością był dużo sw obodniejszy 44. T eraz ju ż nie.

C Z ŁO W IE K W O BEC ŚW IĘ TO ŚC I

Przeciw staw ienie sobie dw u św iatów — niebieskiego i ziem skiego — n ie było celem sam ym w sobie. W skazyw ało ono jednocześnie na zasadę w artościow ania oraz n a k ieru n ek przepływ u siły, jedynej liczącej się w ty m system ie, sacrum. Niebo nie tylko zdaje się być przeciw ieństw em ziem i ulegającej m ocy szatana, ale w yraźnie n ad n ią góruje skupiając w sobie pozytyw ną siłę, będąc n ieu stan ny m w ezw aniem skierow an y m do człowieka, k tó ry jedynie w niebie może znaleźć b y t rzeczyw isty. O ile świętość w ydaje się być u su n ięta ze św iata powszedniego, o ty le człowiek może jeszcze zbliżyć się do Boga, partycypow ać w Jego m ajestacie, choć już nie poprzez uśw ięcenia, a czystość m oralną. W idać tu ta j w yraźnie ukierunkow anie całej edukacji prow adzonej (nie tylko przecież z ambon) przez Kościół potrydencki, k tó ry bardziej sta ra ł się o dokonanie odnow y m orainej człowieka, o nakreślen ie m ożliw ych granic jego zachow ania niż

42 Tam że s. 1. 43 T am że s. 4. 44 Tam że s. 413.

(20)

o rzeczyw iste, w ew n ętrzne przeżycie religijne. W ażniejsze staje się nie to,, co człowiek w ew nętrznie sobie w yobraża i ja k pojm uje praw d y w ia ry (najlepiej, zdaniem ów czesnych pisarzy duchow nych, by nic na ten tem at sam odzielnie nie m yślał i przyjm ow ał biernie nau k ę głoszoną przez k a­ płanów), ale jego postaw a zew nętrzna, działanie w ram ach p rzyjm ow a­ n y ch pow szechnie norm , w yznaw ane zasady m oralne 45.

Łączność z Bogiem zostaje zachow ana, bow iem m im o olbrzym iej prze­ paści ze w szystkich stw o rzeń najbliżej Boga stoi człowiek. Św iadczy o ty m w y raźn ie w yodrębnienie go z otaczającej rzeczywistości, n adanie odm iennych praw , n a co pow ołuje się au to r w kazaniu n a niedzielę XIV po Zielonych Św iętach:

..[...] n ie c h a y człow iek p an u ie nad w szystkiem i k re a tu ra m i na ziem i żyiącem i, n ie c h a y ich iako P a n i Iedy n o w ład ca na sw oię używ a potrzebę y usługę 46

W yznaczenie tego ty p u h ierarchii siłą rzeczy zryw a ze św iata w szelką świętość. Jak że daleko odszedł au to r k azań od odczuć i postaw y obecnej w legendzie św. Franciszka. Ma to dw ojakie znaczenie. Przekonanie o tym, że św iat jest poddany w ładzy człow ieka usuw a zeń zbyt jaskraw e św iatło św iętości i um ożliw ia racjo naln e badanie otoczenia. N atom iast strum ień h iero fan ii zostaje skierow any w in n ą stronę, k u instytucji, gdzie może być lepiej k o n trolo w any 47. Jednocześnie człowiek, jak gdyby całkowicie znaj­ d uje sią w sferze profanicznej, co z kolei jeszcze bardziej oddala go (przy­ n ajm niej w życiu doczesnym) od Boga, uniem ożliw iając bezpośredni z nim kontakt..

Bóg n ab iera właściwości starotestam en to w y ch . Gniew, chłostanie świa­ ta, straszliw a ep ifania poprzez dzieje, tajem niczość to najczęstsze a try b u ­ ty daw ane m u w kazaniach. W szystkie te cechy m ogłyby być ch arak te­ rysty czn e dla uczuciowej percepcji świętości. T utaj są one jedn ak tylko pow tórzeniem staro testam entow ych opisów i s ta ją się elem entam i n a c i­ sk u m oralnego. N ie jest to irracjo n aln y lęk, poczucie tajem niczości i m a­ jestatu , ale stra c h przed karą, bezdyskusyjność przykazań i postanow ień o raz uległość wobec potęgi. Nie należy jed n a k uw ażać Gutowskiego za p rzedstaw iciela rygoryzm u w ram ach teologii m oralnej siedem nastego w ieku. D aje on niejed n o k ro tn ie w yraz swej w yrozum iałości dla ułom no­ ści ludzkiego charak teru . O brazow anie takie w ynika chyba z preferen cji pew nych środków edukacyjn y ch dobieranych świadomie.

45 M. de C e r t e a u. L ’histoire religieuse du X V I I e siècle. Problèmes de m éthodes. „R echerches de science re lig ie u se ” 57:1969 s. 232-233.

46 G u t o w s k i . K azania s. 260.

47 I n te re s u ją c e u w ag i n a te m a t sto su n k u K ościoła do m isty k i i przeżycia relig ijn eg o z a w a rte są w p ra c y K. G órskiego (Od religijności do m isty k i. Zarys życia w e w n ę tr z n e g o w Polsce. L u b lin 1962). Zob. też W a c h , j w.

(21)

A utor nie w skazuje n a Boga jako n a irracjo n aln ą moc. Jeżeli Jego po­ stać jest otoczona tajem nicą, to jest to w yraz św iadom ej woli, a n ie uczu­ cia powstałego w kontakcie ze świętością.

„ la m iest P a n , y to iest im ię moie, niech się n ik t w chw ałę moię nie w d z ie ra ” 4S.

S trach przed karą, jako sankcją m oralną zyskuje pierw szoplanow e zna­ czenie w doznaniu religijnym . Miecz w iary św iętej może mieć dw a o strza:

aciem amoris i aciem tim oris — m iłości i bojaźni Bożej, ja k tw ierd zi au to r

w kazaniu n a niedzielę po Trzech K rólach 49. Bóg bow iem jak m iecz wisi nad głowami w iernych karząc w szelki w ystępek. K lęski żywiołowe, epi­ demie, w ojny są tylko narzędziem w ręk u Boga.

Obok „dalekiego” Boga istn iały też boskie osoby bliższe człowiekowi. Św iat świętości podobnie ja k św iat ziem ski jest rów nież zhierarchizow a­ ny, uporządkow any w edług sw oistych reguł. Poszczególne osoby sakralne są jakb y szeregiem pośredników m iędzy człow iekiem a N ajw yższym . W kazaniu n a dzień W niebow stąpienia Pańskiego C hrystus w y stęp u je w y ­ raźnie jako m ediator:

„Sam Z baw iciel Iezus C h ry stu s sta w a we śrzodku n a s w szy stk ich , iako Po-śrzed n ik m iędzy Bogiem y człow iekiem ” 50

C hrystusa jed n ak przeżyw a się przede w szystkim w Jego m ęce, jedn o­ cząc się z nim w cierpieniu. K alw arie b y ły m iejscam i pokuty, a nie r a ­ dości. N aw et zwycięski w końcu Jezus jest ta k przedstaw iony w kaza­ niach, by odbiorca odczuw ał wielkość tej postaci i dystan s 51.

Jeszcze bliżej człowieka stoi M atka Boska, k tó rej k u lt bardzo ro zw ija się w w ieku siedem nastym . Stała się ona praw dziw ą pocieszycielką i o rę ­ downiczką w iernych. Do niej to najczęściej skierow ane są zaw ołania o w staw iennictw o, ja k np. w k azaniu n a dzień W niebow zięcia N ajśw ięt­ szej M arii P an ny :

„M iłościwa M atko, iedyna nadzieio y pociecho u tra p io n y e h [...] tyś w zięia w opiekę św iat w szystek; przyięłaś na się m ed iacy ą m iędzy S ynem tw oim , a nam i grzesznym i” 52.

M aria wnosi bez w ątpienia elem ent życiodajny w św iat, ale nie jest to jeszcze całkow ite przybliżenie do świętości. N aw et przy okazji słów do niej odnoszących się autor nie pozbyw a się w rażen ia niedostępności sfery

48 G u t o w s k i . Kazania s. 259. 49 Tam że s. 40.

50 T am że s. 326. 51 Tam że s. 122-129. 52 Tam że s. 375.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Die Konsolidierung dieser Alltäg- lichkeit als die defiziente Form von Alltagsleben ist ein Charakteristikum spätkapi- talistischer Gesellschaften, was der Unterstützung durch

Chcąc właściwie odczytać znaczenie kategorii troski dla współczesnej etyki i teorii polityki oraz jej konfliktu z kategorią sprawiedliwości, należy odpowiedzieć sobie, czym

Źródłem sławy Odyseusza dla Micińskiego staje się jednak jego „potęga rozumu”, i to stanowczo rozumiana nie jako dobór odpowiednich środków do sytuacji, ale

Zdrowy rozsądek nie jest nieomylny, ale jeśli teoria filozoficzna nie zawiera dobrych racji, by zakwestionować to, co wydaje nam się oczywiste, wtedy — zdaniem Williamsona —

Co do drugiej sprawy: zwieńczeniem pierwszej części książki — części referującej różne „koncepcje doświadczenia istnienia świata realnego” — jest własna lista

Praca objaśnia nam także gruntownie przyczyny słabszego wyposażenia wojska polskiego w nowoczesne rodzaje uzbrojenia, w tym broń pancerną (s. Szczególnie interesująca jest

Działo się tak, mimo iż autorzy dużej części publikacji opierali się na bardzo różnorodnych źródłach (wyjątkiem był jedynie okres pierwszych kilkunastu miesięcy

Podążając tropem sygnalnych ujęć problemu Kasprowiczowskiej florystyki (m.in. w pracach Wacława Borowego, Zygmunta Zaleskiego, Jana Józefa Lipskiego, Jana Tuczyń- skiego,