• Nie Znaleziono Wyników

View of Freedom in the Perspective of the Truth. Regarding Philosophical Foundations of Moral Theology

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Freedom in the Perspective of the Truth. Regarding Philosophical Foundations of Moral Theology"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N IK I F IL O Z O F IC Z N E T o m X L V II, z esz y t 2 - 1999

TADEUSZ STYCZEŃ SDS Lublin

WOLNOŚĆ W HORYZONCIE PRAWDY

W SPRAWIE FILOZOFICZNYCH PODSTAW TEOLOGII MORALNEJ

I. STATUS QUAESTIONIS

1. W olność a tożsa m ość człow ieka

Zapytajm y sam ych siebie: Co to znaczy być w olnym ?

Czy nie znaczy to tyle, co być sobą? W szak kiedy mówię: „Nie byłem sobą” bądź też „Przestałem być so b ą” , wyznaję, że czem uś lub k om uś uległem , że pozw oliłem się czem uś lub kom uś zniew olić. I m ów ię to w ó w c z a s nie bez wyrzutu pod własnym adresem. Nie musiało tak być, j a k się stało. Nie powinie­ nem był do tego dopuścić. I mogłem do tego nie dopuścić. Lecz dopuściłem do tego. Jeśli teraz wyznaję, że przestałem być sobą, to sam je ste m temu winien. Sam jestem winny, żem nie postąpił, ja k postąpić powinienem . S am sprzenie­ wierzyłem się sobie. Sam siebie zniewoliłem. Oto istota wyrzutu i zarzutu, jaki kieruję teraz pod własnym adresem: nie byłem sobą. Czy m a to je d n a k jakikol­ wiek związek z prawdą?

Ma. I to istotny. Oto pytanie i zarazem mały test w tej w łaśnie sprawie: Czy jestem sobą, gdy aktem wolnego w yboru sam za p rze cza m p ra w d zie, którą sam uprzednio stw ierdziw szy - j a k o jej naoczny św iadek - za praw dę uznałem? Czy Piotr, który oświadcza: „Nie znam tego człow ieka” (Mt 26, 72), sprzeniewierza się tylko praw dzie? Czy nie sprz eniew ierza się także sam em u sobie? Czy zdradzając C hrystusa, nie zdradza także sam ego siebie? Czy s o b ą nie pozostałby tylko wówczas, gdyby stanął po stronie prawdy, gdyby niejako „sam siebie w jej stronę przekroczył” ?

Znaczy to więc, że być so b ą to u zależniać się od praw dy, to b y ć je j po prostu posłusznym - i to absolutnie! - z w łasnego wyboru. S tw ie rd ze n ie to

(2)

2 6 2 TA D EU SZ STY C ZEŃ SDS

w ydaje się oczyw iste. Jednakże w łaśnie ta jeg o oczywistość wydaje się zw ra­ cać prz eciw k o w olności i być dla niej groźna.

Ze s tw ierd z en iem tym zdaje się bow iem zaraz kłócić - i to drastycznie! - inne tw ierdzenie, na równi pretendujące do oczywistości, w edług którego być s o b ą to zależeć tylko od samego siebie, decydować wyłącznie samemu o sobie: zarówno o (fjakcie podjęcia działania, jak i o jego kierunku. Być sobą to: „mo­ gę x, ale nie muszę x, mogę -x” . W szelkie posłuszeństwo, zwłaszcza absolutne, nie w yłączając praw dy, zdaje się przekreślać tę sam o-zależność, z k tó rą się nam właśnie kojarzyła wolność i ... bycie sam ym sobą. Stąd też j u ż sama próba d e fin io w a n ia w olności przez p o słuszeństw o praw dzie zdaje się rozm ijać z p ra w d ą o w olności. W olność - w ten sposób - praw dziw a nie w ydaje się już być p r a w d z iw ą w olnością.

C zy więc w p o s zukiw a niu odpowiedzi na pytanie: „co znaczy być so b ą?” n a p otykam y n iep rz e k ra c z a ln ą aporię? Czy „zależeć od p ra w d y ” i „zależeć od sieb ie” to treści w zajem nie się u ch ylają ce?

W ten sposób pytanie o to, co znaczy b y ć s o b ą , spotyka się z pytaniem o to, co zna czy b y ć w o l n y m , by wyrazić się z kolei w pytaniu o s t o s u n e k w o l n o ś c i d o p r a w d y lub - dokładniej m ówiąc - w pytaniu o stosunek w olności ja k o aktu sam o-zależności c z ło w ie k a do jego w olności ja k o aktu uzale żn ian ia się od prawdy. Czyżby między j e d n y m a d ru ­ gim m iała istnieć niep rz ek ra cza ln a aporia?

Niektóre głosy zdają się potwierdzać tę opinię. Nie wolno zlekceważyć żad­ nego z nich, naw et głosu tego kogoś, kto w związku z uw a g ą Papieża, że jego encyklika V eritatis sp len d o r je st o d ą na cześć wolności, zapytał z ironią: veri-

ta tis sp le n d o r czy ve rita tis h o rro r? Podobne trudności zgłaszał także polski

filo z o f L. K o ła k o w sk i, zapytując, czy ktoś, kto dopuszcza samo rozróżnienie między w olnością p raw d ziw ą a nieprawdziwą, wie w ogóle, czym jest wolność, a naw et czy sam ym faktem stawiania takiego pytania j u ż jej nie z a g ra ż a 1. Ewa

1 P ra w d a i w o ln o ść , co p ie r w sze ? T en św ie tny tytuł, d o sk o n a le kieruj ąc y u w a g ę czy teln ik a na sarno s e d n o e n cy k lik i V e r ita tis s p le n d o r , n a d a ł L. K o ła k o w s k i s w e m u a r ty k u ło w i, który z a m i e ś c i ł w „ Z n a k u ” , 4 6 (1 994), s, 6 6 9 -6 7 3 . P r o b l e m a t y k ę „ p r a w d z iw e j w o l n o ś c i ” i z ag ro ż eń z w i ą z a n y c h z jej „ r y z y k o w n ą d w u z n a c z n o ś c i ą ” p o d jął o n j e d n a k w cześn iej - c h o ć rzec zo w o ró w n o le g le - w arty ku le: L a ik n a d „ K a te c h iz m e m ” się w ym ą d rza , „ P u l s ” , 1993, nr 62; „Gazeta W y b o r c z a ” , 18-1 9 m a rc a 1995, nr 66, s. 14-15. M yślę , że ro z w aż a n ia n a d s p r a w ą „ p raw d z iw e j w o l n o ś c i ” ( o k r e ś l e n i e to p r z y jm u j e V S za V a t i c a n u m II) tr ze b a zacząć, co z res z tą K ołakow sk i czy n i, o d s p r e c y z o w a n i a se n s u o d n o ś n y c h te r m in ó w . K la s y c z n e r o z r ó ż n i e n i e „ w o ln o śc i o d ” i „ w o l n o ś c i d o ” u p o m i n a się tu o s w e praw a: nie n a le ż y o d d z ie l a ć tego, co n ale ży r o zró żn iać. W p r z e c iw n y m ra zie o p e r a c ja k o ń c z y się a b s o l u ty z a c j ą a sp e k tó w . P o w s t a j ą tw o ry , k tó r e stają się p o tw o r(k )am i, zw łas zc za gdy się j e p r ó b u je „k an o n izo w ać ” . K ie ru n ek pokazał mistrz roz róż­

(3)

W OLNOŚĆ W H O R Y ZO N C IE PRAW D Y 2 6 3

Bieńkowska wyraziła nawet pogląd, iż zagrożenie to stało się w samej encykli­ ce V eritatis sp len d o r faktem, faktem tym bardziej n ieb e z p ie c z n y m i b u lw e r­ sującym, iż Papież dokonuje w niej osobliwego zabiegu definicyjnego: osłania słowem „prawda” znaczenie słowa „prawo” , którego sens definitywnie p rzekre­ śla w olność2.

Faktycznie, nie da się zaprzeczyć, iż prawda, gdy tylko zostanie przez kogoś poznana, stawia jego wolności nieprzekraczalne granice. Staje się jedn o cz eśn ie tychże granic czujną i bezkomprom isową strażniczką. U jaw nia wobec pozna ją­ cego j ą podm iotu s w ą - ja k powie autor O soby i czynu - „ n o r m a ty w n ą m o c ” . Wiąże jego wolność. Odsłania się, innymi słowy, jako p r a w o , czyli jako to, co obowiązuje. N a w e t stw ierdzenie praw dy tak prostej i b analnej, j a k 2 + 2 = 4, w ym aga bezw arunkow ego uznania, zarów no teo retycznego, j a k i praktycznego. A zatem, czy pra w da nie zn iew ala raczej człow ieka, zam iast go wyzwalać?

Ów niepokój o wolność człowieka, zwłaszcza wtedy, gdy staje on w obliczu wymagań norm moralnych, nie wydaje się w ięc zupełnie bezpodstawny, skoro normy te ja w ią mu się - lub s ą mu przedstawiane - ja k o absolutne wym agania obiektywnej prawdy o nim samym, bo jako prawdy określające sa m ą je g o isto­ tę, i stąd nazywane są nawet prawami wpisanymi w jego naturę ja k o niezm ien­ ne kryterium, w którego horyzoncie m ierzona je s t z góry m o ra ln a w artość wolnych decyzji człowieka, czyli jego czynów. Co stanie się w ów czas - p ytają

nień, J. Ma ritain (D istin g u er p o u r m i ń . G o d n e u w a g i s ą r ó w n i e ż s p r e c y z o w a n i a w p r o w a d z o n e pr z e z K aro la W o jty łę w O so b ie i c z y n ie , w p a r a g r a f ie d r u g i m ( „ P e r s o n a lis ty c z n a ” w a r to ś ć

czynu) i trze ci m (B liższe o kreślen ie p o ję c ia „ u c ze stn ic tw o ”) r o d z ta łu IV (Z a r ys teo rii u c z e s tn ic ­ tw a ), g d z ie A u to r p o dkreśla różnicę p o m ię d z y w a rto ś cią p e r s o n a l i s t y c z n ą a w a r t o ś c i ą

e t y c z n ą. S p recyzow ania te z d a ją się w y ch o d zić nap rze ciw tym n i e p o k o j o m , k t ó r y c h w y r a z i ­ cie lem j e s t L. K o ła k o w s k i. (Po r. K arol W o j t y ł a , O s o b a i c zy n o r a z in n e s tu d ia a n tr o p o lo ­

g iczn e, TN KUL, Lubli n 1994, s. 3 0 4 - 3 1 1 ) . W r a c a ją c zaś d o trudnośc i do tyczącej kary głów nej,

k tó rą to tru d n o ś ć K ołakow sk i w ys unął zaró w n o w tekście: P ra w d a i w o ln o ść , co p ie r w s z e ? , j a k i w te kście L a ik n a d „ K a te ch izm e m ” się w ym ą d rza , trzeb a n a d m ie n ić , iż f o r m u ła u ż y ta o b e c n i e w encyklice E w a n g elia ży c ia (56 ) u s u w a p o d s t a w y do p o d tr z y m y w a n ia j e g o n ie p o k o ju . C z y nie je s t o n a b o w i e m r ó w n o w a ż n a t w ie r d z e n iu , iż na in s tan c ji, k t ó r a c h c i a ł a b y p o d j ą ć d e c y z ję o w y m ierz en iu „kary g ł ó w n e j ” w im ię o b r o n y d o b r a w s p ó ln e g o , s p o c z y w a o n u s p r o b a n d i , że izo lo w a n y w z ak ład z ie karn y m prz estę p ca j e s t nadal w s ta n ie agresji, czyli j e s t z a m a c h o w c e m , który in a c tu z ag ra ża s a m y m p o d s t a w o m d o b r a w s p ó ln e g o społeczeńs tw a. T r u d n o d ziś o p r z e d ­ stawienie tak ie go d o w o d u . „ D ziś j e d n a k , d z ię k i c o r a z le pszej o r g a n iz a c ji in s ty tu c ji p e n i t e n c j a ­ rny ch, takie p rz y p ad k i s ą b a rd zo rz ad k ie, a być m o że j u ż nie z d a r z a j ą się w c a l e ” ( E V , 56).

Po r. E. B i e ń k o w s k a , P ra w o i su m ie n ie , „ Z n a k ” , 4 6 ( 1 9 9 4 ) , s. 1 0 3 -1 1 3 . „ G d y b y m m ia ła streśc ić s w o je w raże nie, « b o h a te r e m » e n cy k lik i n ie w y d a je mi się p r a w d a , lec z p r a w o - blask praw a. [...] W y w ó d z b u d o w a n y j e s t tak, j a k g d y b y s t a n o w i ło o n o o d p o w i e d ź n a c a ło ś ć życia m o r a l n e g o - i nie tylk o m o r a ln e g o , bo m o ż e si ę g ać w sf ery in n e n i ż e ty c z n a , r e g u lu ją c p o s t ę p o w a n ie m o c ą sw eg o i m p e r a t y w n e g o c h a r a k te r u ” . T a m ż e , s. 107.

(4)

2 6 4 T A D EU SZ STYCZEŃ SDS

z tr o s k ą niektórzy filozofow ie i teologowie - z autonom ią sum ienia człow ieka i je g o sam ego ja k o podm iotu sum ienia, która to autonom ia stanowi przecież k o n s tytutyw ny m om ent bycia p odm iote m moralnym?"5 Czy prawo, które we w szy stk ich swych form ach w ydaje się być w yrazem i sym bolem h e t e r o - - n o m i i, da się w jakikolwiek sposób pogodzić z a u t o - n o m i ą człowie­ ka, je g o samo-zależnością, której wyrazem i symbolem jest właśnie autonomia j e g o sum ienia? Czy autonom ii tej nie przekreśla zw łaszcza taka etyka, która zgłasza roszczenie do form ułowania norm moralnych treściow o „do końca do­ m k n ię ty c h ” w sw ym orzekaniu i dlatego b ezw yjątkow o obow iązujących, jak to ma m iejsce w wypadku absolutnego zakazu bezpośredniego zabójstwa?4 Czy

3 N i e k tó r z y z t e o l o g ó w w y r a ż a j ą tu o b a w ę , by n ie z r e d u k o w a ć o s o b y lu d zk ie j, c zło n k in i św ia ta w olności, do natury, k t ó r ą r o z u m i e j ą j a k o przyro dę , a więc j a k o o bszar tego, co k o n iecz­ ne. P r o w a d z i ł o b y to b o w i e m , ich z d a n i e m , do „ n a t u r a l i z a c j i ” etyki (i teo lo g ii moral nej ), czyli j e j re d u k cji d o biologii. J e d y n ą m o ż l i w o ś ć z a b e z p i e c z e n i a w o ln o śc i o s o b y p rz ed tego ro dzaju h e t e r o g e n i z a c j ą w id z ą oni w idei „te o n o m ic zn ej a u to n o m ii” . Ide a ta o znac za , że B ó g w y p o s aż a c z ł o w i e k a w t e g o r o d z a j u s a m o z a l e ż n o ś ć , iż r e s p e k t u j e on B o g a j a k o sw eg o S t w ó r c ę z aw s ze i ty lk o w te d y , g d y - a n a w e t p r z e z to w ła ś n ie, że - r e s p e k t u j e w ł a s n ą sa m o za le ż n o ś ć .

4 F ra n z B óckle, n ied a w n o zm arły te o l o g m o r a lis ta z B o n n . pisał w tym kontekś cie: „lnzwi- s c h e n ist e in e r e s p e k t a b le Z ah l von M o r a l t h e o l o g e n in v e r s c h i e d e n e n L a n d e r n iib erzeugt, daB k o n k r e te H a n d lu n g e n im z w i s c h e n m e n s c h l i c h e m B e reich a u sschlie B lic h von ih ren F o lg e n her, d.h. teleo lo g isch , sittlich beur teilt w e rd en miissen. Da s b e d e u te t, daB es im B ereich d er morali- sc hen T u g e n d e n (virtute s m oral es ) ke ine H a n d lu n g en ge ben ka nn, die imm er sittlich richtig oder falsch si nd, u n a b h a n g i g , w elch es die F olgen des H a n d eln s seien. M it a n d e r c n W o rte n : Es gibt k e in e in sic h a b s o l u t s c h l e c h te n H a n d l u n g e n (m alitia i n tr in s e c a a b s o lu ta ) ; w e d e r di e T ó tu n g ein es U n s c h u l d i g e n n o c h d ie d ir e k te F a l s c h a u s s a g e no ch ein e M a s t u r b a li o n k ó n n e n ais ausna- h m slo s und fur j e d e n de n k b are n Fali s c h lec h t b e z e ic h n e t w e r d e n ” . F. B ó c k 1 e, W e rte in sich t

u n d N o r m b e g r iin d u n g , „ C o n c i l i u m ” , 12 (1 9 7 6 ) , s. 615; ders. F u n d a m e n ta lm o r a l, K osel Miin-

c h e n 1977, s. 91.

Nie da się zaprzec zyć, iż w wyraźnej opoz ycji do tak klarow nie i jed n o z n ac z n ie sfo rm ułow a­ ne go sta n o w isk a czy tam y w encyklice : „N o rm y n e g a ty w n e praw a naturaln ego m ają moc u n iw e r­ salną: o b o w i ą z u j ą w s z y s tk ic h i k a żd e g o , z a w s z e i w k ażdej ok o lic zn o ści. C h odzi tu b o w ie m o z ak a zy , k tó re z a b r a n i a j ą o k r e ś l o n e g o d z ia ł a n i a s e m p e r et p r o s e m p e r , bez w y ją tk u , p o n iew aż w y b o ru takiego p o s tę p o w a n ia w ż ad n y m prz y p ad k u nie da się p o g o d z ić z d o b r o c ią woli oso by d z ia ł a j ą c e j , z jej p o w o ł a n i e m do ży cia z B o g ie m i do k o m u n ii z b l iź n i m ” (52).

S t a n o w i s k o zm a rłe g o teologa z B o n n nie j e s t o d o so b n io n e , p o d zie la je , j a k w iad o m o , wielu p r z e d s t a w i c i e li te o lo g ii m o r a l n e j , ta k ż e s p o z a o b s z a ru j ę z y k a n ie m ie c k ie g o . S tą d z a s k ak u jąc e s ą o p in ie niektórych autorów tomu, którego w y d a w c ą je s t D. M ie th (.M o ra lth eo lo g ie im A b se its?

A n tw o r t a u f d ie E n z y k iik a ,.V e r ita tis s p le n d o r " , Q u a e s tio n e s d is p u ta ta e Nr. 153, H e r d er Fre-

i b u r g i. Br 1 9 94), w e d ł u g których nikt z teo lo g ó w nie z a jm u je tak ie g o s ta n o w is k a , j a k ie au to r e n cy k lik i p o d d a j e o c e n i e k ry ty cz n ej. K .W . M e r k s pisz e: „ W as h ier d a r g e s t e ll t wird, ist eine Ka rikatur. Ich weiB nicht, wer von den k ath olischen M o ra lth e o lo g en sich hierin wiedererken nen k o n n t c " (s. 53). H. R o t te r d o d a je : „D ie b i s h e r ig e R e a k tio n a u f d ie E n z y k i i k a hat w e itg e h cn d e in en K o n s en s darin geze igt, daB kein M o ra lth e o lo g e b e kannt ist, der die von Veritatis S p len d o r k r itis ic r te n P o s it i o n e n in d e r d a r g e s te llte n e x tr e m e n F o r m v e r tr itt” (s. 197).

(5)

W OLNOŚĆ W H O RY ZO N C IE PRAW D Y 2 6 5

człow iekowi, ja k o podm iotow i w ezw anem u do absolutnego posłuszeństw a tak pojętym norm om moralnym, pozostawia się jeszcze ja k ą k o lw ie k p rzestrzeń na w olność? Czy je st on więc jes zc ze sam ym sobą?

Jak zatem zakwalifikować akt Papieża, który właśnie w związku z pew nym i próbami prom ow ania wolności człow ieka w teologii moralnej - wyrażającymi się głównie w propozycji uznania wyżej w y m ienionych n o rm m oralnyc h za normy „otwarte” , czyli pozostaw iające m ożliw ość ich ostatecznego „dom knię­ cia” aktowi wolnej decyzji podm iotu: „Das G ew issen muB e n ts c h e id e n !” 5 - mówi o kryzysie owej teologii, p olegającym na próbie cz ło w ie k a p o d d a n ia prawdy mocy jeg o w o ln o ś c i6, i ogłasza d okum ent o randze encykliki, aby próby te poddać krytycznej ocenie?

c y to w an y m p o g l ą d e m sw eg o K o le g i, F. B o c k le g o , a je ś li się z n i m z e tk n ę li, to c zy się z tym p o g lą d e m n ig d y nie s o lid ary z o w a li, u w a ż a j ą c go za „ k a r y k a tu r ę ” , i czy nie z g a d z a j ą się ta k ż e z je g o z d a n ie m co d o lic zb y j e g o z w o le n n ik ó w : „ein e r e s p e k t a b le Z ahl v o n M o r a l t h e o l o g e n in v e r s ch ie d en e n L a n d e r n ” ? Jak j e s t n a p r a w d ę ? O d p o w ie d z i n a to p y t a n i e m usi s o b ie p r z e d e w s zy s tk im udzie lić w y d a w c a tomu, który zresz tą sa m w yraźnie st w ie rd za w „S tó w ie o d w y d a w ­ c y ” (S. 7), że w ś ró d au to ró w tomu znajduje się „ein groBer T eil d e rer, d ie si ch d u r c h d ie E n zy - klika 'zitiert' fu h len diir fen ” .

5 Por. T. S t y c z e ń, S u m ie n ie a E u r o p a , „ E t h o s ” , 4 ( 1 9 9 1 ) , nr 15/16 (3 /4 ), s. 1 5 6 -1 7 0 , z w łas zc za prz yp. 3 (D a s G e w isse n m d E u ro p a , „ E t h o s ” , 6 [1 9 9 3 ] S o n d e r a u s g a b e N r 1 [Zur n Ethos der Freiheit ], s. 147-164). Oto także kontekst, w j a k i m jaw i się tzw. kre atyw na k oncepcja ro z u m u i s u m ien ia w e w s p ó łc z e s n e j teo lo g ii m o raln ej. K r y ty k ę tej k o n c e p c ji p r z e p r o w a d z ił A. S zo stek w: N a tu r - V e r n u n ft- F r e ih e it. P h ilo s o p h is c h e A n a ly s e d e r K o n z e p tio n „ s c h ó p fe r is -

clier V e r n u n ft" in d e r ze itg e n ó s s is c h e n M o r a lth e o lo g ie , F r a n k f u r t am M a i n - B e r n - N e w Y o rk

- P a r i s : P. L an g , 1992 ( E u r o p a i s c h e H o c h s c h u l s c h r i f t e n : R e ih e 23, T h e o l o g i e ; B d 4 4 7 ). Por. także r ecen zję tej ksią żki: T. S t y c z e ń, A n d e n Q u e lle n d e r K r is e d e r M o r a lth e o lo g ie , „ E th o s", 6 (19 9 3 ) nr 1, s. 2 5 5 -2 6 9 .

6 W związku z tym czytam y w encyklice: „Dlatego sposób, w jaki po jmuje się relację m ię d zy w olnością a praw em , je s t ściśle z w iązany z k o n c e p c ją su m ien ia . W ty m z n a c z e n i u w s p o m n i a n e wyżej nu rty k u ltu r o w e , któ re p rz e c iw s ta w ia ją , a ta kże w p r o w a d z a j ą ro zdział m ię d z y w o l n o ś c i ą a pra w em i otac za ją b a łw o ch w alczy m k u lte m wolność , p r o w a d z ą d o « k r e a ty w n e j» in te r p r e ta c ji

su m ie n ia " [podkr. JP II] (54). „ P r a g n ąc u w y p u k l i ć « k r e a ty w n y » c h a r a k te r s u m i e n i a , n i e k t ó r z y

auto rz y o k reślają j e g o akty j u ż nie m ia n e m «są dów », ale «de cyzji» ; tylko p o p rz ez « a u to n o m icz - ne» p o j m o w a n i e tych d ecyzji c z ło w ie k m o że w e d ł u g nich o s i ą g n ą ć m o r a l n ą d o j r z a ł o ś ć [...]" (55). „ U jęc ie to, u w z g lę d n ia ją c o k o lic z n o ś c i i sy tu a cję, m o g ło b y d o s t a r c z a ć u z a s a d n i e ń dla

W yjątków o d re g u ły o g ó ln e j [p odkr. J P II] i tym s a m y m p o z w a l a ć w p r a k ty c e n a d o k o n y w a n i e

z czy s ty m s u m ie n ie m c z y n ó w , któ re p r a w o m o r a l n e u z n a j e z a w e w n ę tr z n i e zle. W ten sp o s ó b wprow ad za się w niektórych p rz y padkach rozdzi ał lub n a w et o p o z y cję m ię d z y d o k t r y n ą w y r a ż o ­ ną przez nakaz o znaczeniu ogólny m a n o rm ą indyw idualne go su m ien ia, któ re w p rak ty ce m ia ło ­ by sta n o w ić o s t a te c z n ą instancję o rz ek a ją c ą o do bru i zlu [...]” (56). „T ru d n o nie z a u w a ż y ć , że tezy te p o d w a ż a ją sa m ą to żsa m o ść su m ien ia w jeg o relacji do wolności c zło w iek a i p r a w a B o ż e ­ go. T ylko p r z e d s ta w io n e w c ze śn ie j w y ja ś n ie n ia n a te m a t w ię z i m ię d z y w o ln o ś c ią a p ra w e m ,

o p a rte j na p ra w d z ie , u m o ż liw ia ją w ła śc iw ą o c e n ę te j « k re a ty w n e j» k o n c e p c ji s u m ie n ia ” (56)

[podkr. T. S.]. To osta tnie zdan ie st ym ulu je głó w n ie a u to r a n in ie js z e g o arty kułu do p r z e p r o w a ­ d z en ia p o d jęty c h w nim r o z w aż a ń .

(6)

2 6 6 TA D EU SZ STY CZEŃ SDS

2. W sp ra w ie m etody

Czy przed staw io n e wyżej trudności w sk a z u ją na to, że stajem y wobec nie- ro z w ią z a ln e g o p roblem u? Nie sądzę, by tak było. Przeciwnie, żywię raczej optym istyczne przeświadczenie, że droga do jeg o rozw iązania je st prosta i zo­ staje otw arta j u ż przez samo ukazanie w łaściw ego dla niej punktu wyjścia. Isto tn ą rolę we w łaściw ym ujęciu i rozw iązaniu poruszonego tu problemu o d ­ gry w a fakt, j a k i m j e s t akt ludzkiego poznania. W świetle tego (fjaktu propo­ nuję, co następuje:

1) przyjrzeć się człowiekowi ja k o podmiotowi wolności w sytuacji, gdy ten, ja k o p o d m iot aktu poznania, stw ierdza praw dę o czymkolwiek;

2) p rzyjrzeć się człow iekow i ja k o podm iotow i wolności w sytuacji, gdy tenże, ja k o podm iot aktu poznania, przygląda się sobie w trakcie odkrywania praw dy o sobie;

3) p odjąć próbę o dczytania sensu i cha rakteru pojęcia praw a m oralnego w sytuacji, gdy praw o to w yraża się w postaci naczelnej normy moralnej (a), oraz w sytuacji, gdy p rz ybie ra ono postać szczegółowej normy moralnej, p re­ tendującej do bezw yjątkow ej obow iązyw alności (b) .

Sądzę, że oczekiw ana przez nas odpowiedź na pytanie o wzajemny stosunek wolności do prawdy oraz o stosunek wolności do prawa moralnego zawiera się w odpowiedzi na pytanie: czy wolność człowieka, „b lo k o w a n a” przez prawdę, u jm o w a(l)n ą przez niego jeg o własnym aktem poznania, jest rzeczywiście wol­ n o ś c ią „ s k a zan ą” - przez sam (f)akt jej pozn a n ia - na przekreślenie samej siebie, czy też je st w olnością, dla której akt respektu dla poznanej prawdy stanowi jed y n y sposób ocalenia i potwierdzenia samej siebie oraz jedynie m oż­ liwy dla c z łow ie ka sposób ocalenia i p o tw ierdz enia swej tożsam ości?

M ery to ry czn ie trafna i form alnie popraw na odpow ied ź na nasze pytanie może w y pływ a ć - w obrębie naturalnego pozn a n ia - z j e d n e g o tylko źródła wiedzy i o p ierać się na j e d n y m tylko fundam encie jej poznawczej ważności. Ź ró d łe m tym i fu n d a m e n tem je s t d o św iadc zenie człowieka.

P ro p o n u ję n a jp ro stsz ą i n ajbliższą nam wszystkim postać tego dośw iadcze­ nia: sk o n ce n tro w an ie uwagi poznaw czej na tym człow ieku, którym je s t każdy z nas, w chw ili, gdy ja k o podm iot p oznania w ydaje on o tym, co osobiście stw ierdza, w łasny sąd typu: „tak oto j e s t ” lub też „to oto j e s t ” . Proponuję, innymi słowy, d okonać próby ro zpoznania sam ego siebie, przypatrując się sobie przez okno w łasnego aktu pozn a n ia i dokonując w ten sposób wglądu w sam ego siebie, t ą zaś d ro g ą - w każdego drugiego.

(7)

W OLNOŚĆ W H O RY ZO N C IE PRAW D Y 2 6 7

II. WOLNOŚĆ ZNIEWOLONA PRZEZ PRAWDĘ CZY PRAWDA WYZWALAJĄCA WOLNOŚĆ?

W ydaje się, że do osiągnięcia celu, który sobie w ytyczyliśm y, trze b a nam i wystarczy przyjrzeć się teraz stosunkowi w olności do prawdy w trzech jeg o węzłowych punktach. Oto one:

(1) wolność wobec norm atywnej mocy pozn a n ia prawdy;

(2) wolność wobec normatywnej mocy pozn a n ia praw dy o człow ieku: jeg o istocie i godności;

(3) wolność w obec norm atyw nej m ocy pozn a n ia praw dy o w artości (g o d ­ ności) istnienia (życia) człowieka.

Refleksję naszą zakończymy pewnymi sugestiam i co do dalsze go kierunku badań na styku etyki i teologii m oralnej, a także pew nym i sugestiam i natury pedagogicznej.

1. W olność a norm atyw na m oc p o zn a n ia p ra w d y

Proszę uprzejm ie rzucić okiem na kolor kartki, z której odcz y tu ję tekst mojego wykładu! Jest biała, prawda?

Otóż to stwierdzenie, ten nasz osobisty akt p oznania b arw y tej oto kartki, to - wbrew wszelkim pozorom - zupełnie niezwykła sprawa. Sami sobie może j eszc ze w pełni nie uśw iadam iam y, j a k w ielkim sam o p o trza sk iem dla naszej

n

wolności, a zarazem j a k w ielką dla niej s za n są , j e s t k aż d o raz o w y n asz akt poznania, czyli każda a u t o i n f o r m a c j a .

Twierdząc: kolor tej oto kartki je s t biały, nie tylko stw ierdzam y fakt, lecz także potw ierdzam y własnym aktem p oznania pra w dę tego fa k tu 8. P rzyjęto w teorii poznania nazywać wyróżniony tu m om ent aktu p o zn a n ia a s e r c j ą, czyli uznaniem odnośnego sądu za praw dziw y. K om unikując kom uś rezultat

7 Por. T. S t y c z e ń SD S, W olność z p r a w d y ży je. W o k ó ł e n c y k lik i „ Y e r ita tis s p le n d o r ”, s. 127-168, z w łas zc za s. 1 3 7 -139, w: J a n P a w e ł II, „ V e r ita tis s p le n d o r " . T e k s t i k o m e n ­

ta rze , red. A. Szostek M IC , R W K U L, L u b lin 1995.

8 Rezultat, o który nam tu ch odzi , uzysk ujem y ró w n ie ż wtedy, gdy zaczynam y od z dań typu: „ w idzę b i a ł e ” . U w a g a ta nie j e s t m o ż e be z z n ac ze n ia, jeś li p a m i ę t a m y , c z e g o d o t y c z y ł s p ó r e m p iry s tó w l o g ik a ln y ch z „ K o ła W i e d e ń s k i e g o ” o tzw. z d a n i a p r o t o k o la r n e w teorii nauki.

(8)

2 6 8 T A D EU SZ STY C ZEŃ SDS

tego aktu w języku potocznym, posługujemy się zwykle zwrotem: „Jest tak oto, n ie p ra w d a ż ? ”9

P oprze z asercję stajem y się zaangażow anym i św iadkam i tej prawdy, jej po w iernika m i, i to pod groźbą naru szen ia swej tożsam ości, w wypadku jej z a p r z e c z e n ia 10.

Czy to nie przesada?

W yobraźmy sobie dram atyczną - niewątpliwie - sytuację, że ktoś, kto wcale o pra w dę nie dba, w yw iera na nas nacisk i żąda, grożąc nam u tra tą czegoś cennego, abyśm y zaprzeczyli temu, cośmy sami stwierdzili. Zauważamy wów­ czas, że n asza w olność j e s t w o ln o śc ią p o c h w y c o n ą jak b y w pułapkę prawdy, w m atnię jej norm atyw nej mocy. C zyż je d n a k w ów czas nie uprzytam niam y sobie także i tego faktu, że to my sami - m o c ą własnego aktu jej poznania - w prow ad ziliśm y siebie w tę pułapkę!?

To w łaśnie dzięki temu aktowi pra w da p rz ed staw ia się nam odtąd jako p r a w d a p r z e z n a s z a p r a w d ę u z n a n a . W szak to dlatego p rz em aw ia ona teraz do nas naszym własnym głosem. A u t o - i n f o r m a - c j a okazuje się - w sposób oczywisty - a u t o - i m p e r a t y w e m . Zaw­ sze tak jest, choć nie zaw sze się to od razu ujaw nia. S zczególnie widoczne staje się to wtedy, gdy pojawi się konflikt między w ym aganiem wierności w zględem poznanej praw dy a w artością czegoś, co trzeba nam pośw ięcić w imię tej wierności. P iotr na dziedzińcu K ajfasza pozostanie po wsze czasy k lasycznym p rz y p ad k iem u ja w n ie n ia doniosłości tego odkrycia. W ym aganie w ierności wobec praw dy j a w i się ja k o absolutnie nadrzędne w stosunku do wszelkich innych cenionych przez nas wartości, a zarazem nierozerwalnie zwią­ zane z w y m ag a n ie m w ierności w obec samych s i e b ie 11. Oto b o w iem praw da p rzeze mnie stwierdzona odtąd wcale nie przemawia do mnie obcym dla mnie głosem: „Nie wolno ci mnie zaprzeczyć!” Ona p rzem aw ia do mnie m oim wła­

9 Z n a m i e n n e dl a w yra że n ia tej sp raw y j e s t p o słu g iw a n ie się w języ k u po to czn y m , zwłaszcza p o d c z a s r o z m o w y , tzw. p y ta n ie m re to r y c zn y m . S ta w iają c to pytanie, c h c e m y s p r o w o k o w a ć s k i e r o w a n i e u w a g i p o z n a w c z e j n a s z e g o r o z m ó w c y na i n te r e s u ją c y nas sta n rz ec zy i u zyskać z j e g o stro ny p o tw ierd z en ie dla stw ie rdzone j przez nas prawdy, prowo kują c go do tego po zo rem jej z an e g o w a n ia . W y w o łu je to u niego z n a m ie n n ą reakcję, k tó ra z res z tą zna jduje ró w n ie ż o d p o ­ wiedni dla s ieb ie wyraz w ję z y k u potocznym . C h arak tery s ty czn e są tu tego typu zwroty, j a k np. s to s o w a n e w jęz y k u fran cusk im : „n'est ce p a s? ” , czy w angielskim: „isn't it?” , po których, rzecz j a s n a , k a ż d y o c z e k u je : „yes, o f c o u r s e it i s ” .

10 Po r. S t y c z e ń . W o ln o ść z p r a w d y ż y je , s. 127- 12 8.

11 P or. w y ra że n ie o v er rid in g j a k o p r o p r iu m wa rtości moralnej w relacji d o in n y ch wartości, a n a l i z o w a n e p r z e z A. M o n t e f io r e w: A M o d e rn In tr o d u c tio n to M o r a ł P h ilo s o p h y , N e w Y o rk

(9)

W OLN O ŚĆ W H O R Y ZO N C IE PRAW DY 2 6 9

snym głosem: „Nie wolno mi (tobie) jej zap rze czy ć !” N ie je s t to apel hetero- nomii, je s t to apel auto-nom ii .

Z tej racji prawda, gdy jej słucham, nie tylko mnie nie niewoli. Jest dokład­ nie na odwrót: tylko i jedynie wtedy sam siebie samego słucham, gdy słucham poznanej przez siebie prawdy. Tylko wtedy sam s o b ą k ieruję i sam s o b ą rz ą ­ dzę, gdy prawdą się kieruję i rządzę. Uzależniam się sam od siebie, gdy uzależ­ niam się od prawdy. W tedy tylko poddaję się sam em u sobie, gdy p o d d a ję się

1 T

prawdzie. Tylko wtedy, gdy służę praw dzie, j e s te m panem sam ego siebie .

Co więcej - tylko wtedy siebie w sobie ocalam , spełniam się i wyzwalam. W przeciw nym razie sam przekreślam zależność od siebie, re zy g n u ję z niej 1 wraz z m ą z samego siebie. Sam oddaję w ła ś c iw ą jej moc w ład a n ia sam ym sobą, (p)oddając j ą w służbę czegoś, czego nadal nie a p r o b u ję lub co naw et potępiam. Sam przeto oddaję samego siebie dobrowolnie (samo-wolnie) w n ie ­ wolę (jakiejś) przem ocy. To właśnie sam o-zakłam anie stanowi sedno ow ego rozbicia struktury sam ozależności, w którym w yraża się sam o -z n ie w o len ie człowieka, najgłębsza z możliwych form jeg o z n iew o le n ia14. Z tego też p o w o ­ du św. Paweł nie powie: „B iada Ew angelii, j e ś lib y m jej nie p rz e p o w ia d a ł” , lecz woła: „B iada mi (vae m ihi), je ślib y m nie przepow iadał E w a n g e lii!” . Oto także kontekst, w którym Polacy, nakłaniani przez totalitarną przemoc do życia na codzień w sam ozakłam aniu, odkrywali na nowo samo sedno wolności i sa- mo-zależności. Rezultat tego uwidocznił się w banalnej na pozór dewizie, która pojaw iła się na afiszach całego kraju w dniu 4 c z e rw c a 1989 r. j a k o żywy pomnik dokonującego się w ludziach samoodkrycia: „Żeby P olska była Polską, 2 + 2 musi być zawsze cztery!” . Czy w tym konkretnym momencie nie uwidocz­ niła się w sposób dośw iadczalny prawda, k tóra za chow uje u n iw e r s a ln ą w a ż ­

12 W ydaje się, że David Hume, tak skądinąd wnikliwie analizujący fakty lu d zk ie g o wnętrza , nie z au w aży ł teg o n iew ątp liw ie o s o b l i w e g o , lecz z a r a z e m i s to tn ie w a ż n e g o faktu . C ó ż m o g ło mu w tym przeszkodzić? Czy nie spra wiła tego d o g m aty c zn ie prz yję ta przez eń ( s en su alis ty czn a) idea d o św ia dczenia , kt óra kaza ła mu z gó ry w y łą c z y ć z z a k r e s u d o ś w ia d c z e n ia niek tó re o b e cn e w j e g o o b r ę b ie fakty, u ja w n ia ją c e się w p ro s t na szej i n te lek tu aln e j p e r c e p c j i p o z n a w c z e j ? C o jed n a k stanowi miarę i kryterium tego, co je s t - i co wolno n am na zw ać - dośw ia dczenie m , jeśli nie samo d o św ia d czen ie ? - trze ba tu krytycz nie zauważyć. Por. w tej s p r a w ie mój a rty k u ł S p ó r

o naukow ość etyki (wywołany arty kułem am ery k ań s k ie g o a u to ra M a x a Bla cka, The G ap betw een „ is" a n d „ o u g h t”, „The P h ilo s o p h ica l R e v ie w ” , 73 [19641 165-18 1), „ W ięź", 10 ( 1 9 6 7 ), n r 9,

s. 15-33; (w j ę z y k u n i e m i e c k im w ra z z J. P ieg są), Ist E th ik e in e W is s e n s c h a ft? „ M u n c h e n e r T h e o l o g i s c h e Z e i t s c h r i f t ” , 25 ( 1 9 7 4 ), s. 3 1 7 -3 3 5 .

13 Por. T. S t y c z e ń, N ie n ie w o la n i w o ln o ść ... Z N o rw id e m w s tr o n ę c z ło w ie k a i P olski

ja k o O jc zy zn y L u d z i d la L u d zi, w: t e n ż e, S o lid a r n o ś ć w y zw a la , T N K U L , L u b li n 1993,

s. 2 2 7 -2 4 1 .

(10)

2 7 0 TA D EU SZ STY CZEŃ SDS

ność i n o r m a t y w n ą moc dla człow ieka j a k o człow ieka, a więc dla człow ieka w szelkich czasów , j a k o antropologiczne i etyczne zarazem u n iversa le in con-

crecto: żeby w olność c z ło w ie k a była wolnością, a człow iek pozostał samym

sobą, m usi on - w sensie: kategorycznie powinien! - aktem wolnego wyboru uznać zawsze p ra w dę za praw dę? W szak owo „m usi” znaczy tu „bezwarunko­ wo p o w in ie n ” . To, co dane jest nam jak o pierwotne w odniesieniu do samopo- znania, dane nam jest zarazem jako pierwotne w wymiarze tego, co należne jest n am b ez w zg lęd n ie od sam ych siebie na mocy ujaw niającej się nam wprost z c a łą o c z y w is to śc ią prawdy o nas samych. P rim um a n th ro p o lo g icu m et pri-

imtm eth icu m co n vertu n tu r. Oto dlaczego „ u c ie czk a od p ra w d y ” okazuje się

w sposób k oniecz ny „u c ie c z k ą od w oln o ści” 15.

Czy je s t więc inna dla człow ieka droga do swej tożsamości, do jej odkrycia i do potwierdzenia tego, przez co człowiek je s t sobą? Początek tej drogi stano­ wi niew ą tp liw ie samo-zależność. Samo-zależność ta ujaw nia jed n ak i potwier­ dza sa m ą siebie ja k o moc, dzięki której człowiek sam uzależnia siebie od sie­ bie zaw sze i tylko poprzez uzależnianie siebie od poznanej przez siebie pra­ wdy, która jed n ak od niego nie zależy. W przekraczaniu siebie w stronę nieza­ leżnej ode mnie praw dy p o tw ie rd z a się m oja zależność od siebie, w łasna sa­ m o-zależność. W prz eciw n y m razie ow a sam o-zależność ulega j u ż w zalążku au to-dekom pozycji, auto-destrukcji. U lega po prostu w ynaturzeniu w samo- -wolę, w sam oniszczycielską moc pom iatania sw ą w o ln o ścią i sam ym s o b ą 16.

2. W olność a n o rm atyw na m oc p ra w d y sam opoznania.

Isto ta i g o d n o ść człow ieka

Wiele zatem dokonało się w nas m o c ą własnego stw ierdzenia faktu: ta oto kartka je s t biała. N ie było to - j a k się okazuje - bierne je d y n ie stwierdzenie praw dy; było to j u ż także aktywne uznanie tej prawdy za prawdę. Oto każdy z nas, stając się sam orzutnie św iadkiem prawdy w m om encie jej poznania

15 Por. W. B, S m i t h, N o tru th no fr e e d o m [N ie m a w o ln o ści bez p r a w d y ] , „C ris is ” , 1993. no. 10, s. 2 8 - 3 1 , a ta k ż e E. F r o m m, U c iec zk a o d w o ln o śc i [ E s c a p e fr o m F r e e d o m ], tłum. O. i A. Z ie m ils c y , C z y te ln ik , W a r s z a w a 1997.

16 W ty m k o n t e k ś c i e u j a w n ia się d ia g n o s ty c z n a m o c p o z n a w c z a k o n f r o n ta c ji p o w i e d z e n ia M e n a n d r a (z O d lu d k a ): „ J a k że c z a r u j ą c ą is t o tą j e s t c z ło w ie k , gdy j e s t c z ł o w i e k i e m ” , o raz na- p i s u - p r z e s t r o g i , u m ie s z c z o n e g o na B l o k u Śm ierci w O ś w ię c im iu : H o m o h o m in i... C z ło w ie k c z ł o w i e k o w i. . . S p o n t a n ic z n ie r e a g u j e m y tu na u k r y t ą w tym w y r a ż e n iu p r o w o k a c j ę pyt aniem: K im ? I r ó w n i e s p o n t a n ic z n i e d o p o w i a d a m y : S o b ą ?

(11)

W O LN O ŚĆ W H O R Y ZO N C IE PRAW D Y 271

i spontanicznie w łączając w jej uznanie za p ra w d ę cały d y n a m iz m swej w o l­ ności, utożsam iał się z n ią w sposób zupełnie w olny - ch o ć zrazu nie przez w pełni jeszc ze zreflektow any jej wybór. Stwierdzając: „T a kartka je s t b i a ła ” , każdy sam identyfikuje się z ro lą świadka tego, co stwierdza, i sam prz ejm uje na siebie rolę powiernika tego, co sam za prawdę uzn a je17. Każdy z nas przeto, m ocą własnego aktu p oznania owej prawdy, sam się do roli jej p o w iern ik a k o n s t y t u u j e i z ro lą tą się sam u t o ż s a m i a . Sam, o d kryw a jąc tę

1 8

rolę, czyni z niej spraw ę bycia albo niebycia sam ym s o b ą z w yboru . O dtąd tedy potw ierdzenie siebie sam ego staje się dla nas m ożliw e j u ż tylko poprzez przekraczanie samych siebie aktami afirm ow ania poznanej przez nas praw dy o nas sam ych dla niej samej, afirm o w an ia jej aktami św iad o m eg o i w olnego wyboru życia w prawdzie i dla p r a w d y 19.

Notabene nie wolno nam tu wszakże jed n eg o przeoczyć: stw ierdzona przez nas p ra w d a wiąże aktualnie n aszą w olność do jej afirm o w an ia z a w s z e i t y l k o w t e d y , gdy je s t nam ona z a p o ś re d n ic z o n a po p rz ez jej ujęcie n a s z y m w ł a s n y m sądem: „tak oto j e s t ” czy „to oto j e s t ” ...itp. Tylko

l? W asercji, st a n o w iąc ej d u s z ę sąd u, d o k o n u je się s w o is te sp otkanie , a z ar a z e m sp rzężen ie prawdziwoś ci (pr aw dy ) rzec zy ( veritas u t m a n ife s ta tio ) z p r a w d z i w o ś c i ą ( p raw d ą) w y d a w a n e g o są du ( r e r ita s ut a d a e q u a tio ). Po r. W. S t r ó ż e w s k i , „ T a k - tak, n ie - n ie " . K ilk a u w a g

0 praw dzie, „E th o s” , 1 (198 8), nr 2/3, s. 29-36. Dla u k a za n ia g ł ó w n e g o to ku myśli re zy gnujem y

z w pro w ad z an ia w sam tekst precy zują cych te nże tok rozró żnień. Ż y w im y b o w i e m p rzek o n an ie , że sens is to tn ie w a ż n y c h d la s p ra w y t erm in ó w , j a k p r a w d a i w o l n o ś ć , j e s t u j e d n o z n a c z n i a n y p o przez kontekst, w ja ki term iny te z o stają w plecione i w jak im są użyte. Na temat tzw. definicji k o n tek s to w ej zob. S. K a m i ń s k i, D e fin ic ja , w: E n c y k lo p e d ia k a to lic k a , t. III, L u b lin .

,s Jest to - w m ym p rz eśw ia d c ze n iu - s e d n o p r o b l e m u tzw. o p c ji f u n d a m e n ta l n e j . G o d n y o d n o t o w a n ia j e s t kontekst, w j a k im osadził ten p r o b l e m j e g o n i e z r ó w n a n y „ k l a s y k ” , S o fo k le s , j a k o a u to r d r a m a tu A n ty g o n a . O s t a t e c z n y i n a c z e ln y z a r a z e m te m a t p o d s t a w o w e g o w y b o r u , a ró w n o c z e ś n ie j e g o n a jg łę b s z y p o w ó d o d s ł a n ia się w o b e c A n t y g o n y - a d o k ł a d n i e j, to o n a sa m a widzi w n im s ieb ie w całej c zy teln o ś c i i s a m o z r o z u m i a lo ś c i o r a z całej w ła ś c iw ej takiej spra w ie d ra m a tu rg ii - w n iero z łą c za ln e j j e g o wię zi i p o w i ą z a n iu z t e m a te m k o n k r e tn y m : ze sp rawą czci należnej j e d n e m u z ludzi. Cześć b e zc ze s z cz o n a w j e d n y m z ludzi przez ludzi w imię troski o ludzi ukazuje Antygonie jej własny dramat: je d y n i e p o d jęc ie pró b y o c alen ia tego j e d n e ­ go c z ło w ie k a przed akte m z b e z c z e s z c z e n i a ze s tr o n y in n y c h j e s t p o d j ę c i e m p r ó b y o c a l e n i a innych przed z b ez czes zczen iem samych siebie i j e d y n y m dl a A n ty g o n y sp o s o b em ocalenia samej siebie p rzed a k te m s a m o z b e z c z e s z c z e n ia . T y l k o tak staje się z r o z u m ia l e w y z n a n i e , re z u lta t s a m o ( r o z ) p o z n a n i a i w y p ły w a jąc ej stą d o d p o w ie d zialn o ś c i za w s z y s tk i c h i z a s w e w o b e c n ich 1 siebie p o w o ła n ie : „ U r o d z i ł a m się, b y w s p ó l- k o c h a ć , ni e po to, b y w s p ó l - n i e n a w i d z i e ć ” .

19 Po r. J. S e i f e r t, P ra w d a a tr a n s c e n d e n c ja c z ło w ie k a , „ E t h o s ” , 1 (1 9 8 8 ) , nr 2/3, s. 36- 46 . W tym k o n te k ś c ie m o żn a d o p ie r o p o d j ą ć p r o b l e m a t y k ę a u to g e n e z y ( a u to k o n s ty tu c ji ) człowieka, czyli j e g o tzw. p o w tórnych narodzin. Por. R. B u t t i g 1 i o n e, S u w e re n n o ść o so b y

i n a ro d u p o p r z e z k u ltu r ę , „ E t h o s ” , 1 ( 1 9 8 8 ), n r 2 /3 , s . 7 8 - 8 9 . P o r . r ó w n i e ż H a n s U. v o n

(12)

2 7 2 TA D EU SZ STYCZEŃ SDS

b o w iem w ten sposób p ra w da stw ierdzanego przez nas przedm iotu m oże się w ogóle nas „im ać” jako stwierdzającego j ą podm iotu. O bow iązuje ona jednak człow ieka jako ludzki podm iot nie tyle dlatego, że to my taki oto sąd w odno­ śnej spraw ie w ydajem y, ile dlatego, że w ydaw any przez nas w odnośnej

spra-9 0 • f

wie ten oto nasz sąd je s t s ą d e m p r a w d z i w y m . Aby to unaocznić,

w ystarczy stw ierdzić, iż nasz sąd w danej spraw ie okazuje się błędny, że był pom yłką, że b ył po prostu sądem fałszywym. W ów czas przestaje nas on - za­ uw ażam y to z m iejsca - obowiązywać. Próba podtrzymywania go nadal w tych okolicznościach, czyli dla ja k ich k o lw iek bądź innych racji aniżeli sam a tylko praw da - np. dla racji ambicjonalnych - byłaby sprzeniewierzeniem się zarów­ no tem u, co stwierdzam y, czyli prawdzie rzeczy, j a k i temu, kto to stwierdza, czyli pra w dzie o sobie ja k o pow iernikow i prawdy rzeczy, w końcu zaś - i to w n ieroz łącz alny sposób - ja k o pow iernikow i pow iernika prawdy!

M oc posłuszeństw a wolności człow ieka wobec praw dy różni go

struktural-9 ł

nie od św iata rzeczy, a zarazem spośród nich w yróżnia . C złow iek odkrywa tu siebie j a k o siebie, s w ą o s o b o w ą naturę wraz z jej a k sjologiczną pozycją w widzialnym świecie. Jest on pośród rzeczy „inaczej” i „wyżej” zarazem. Jest po d m io te m wśród przedm iotów , je s t o s o b ą właśnie wśród rzeczy22. Tę jego w y różnioną pozycję określamy m ianem osobowej godności. W jego posłuszeń­ stwie z wyboru wobec prawdy o tejże godności ujawnia się z kolei istota miło­ ści w etycznym znaczeniu tego słowa. M iłość to afirmacja należna i udzielona p ra w d zie dla niej samej, z racji jej wsobnej wartości. V eritas est a ffirm an da

p r o p te r se ipsam . W yróżnionym co do zakresu polem afirmow ania tejże zasa­

dy, jej p a rs m elior, jest zasada afirm ow ania prawdy o osobie z racji jej szcze­ gólnej struktury i związanej z n ią godności: P ersona est affirm anda propter se

ipsam .

M iłość tę znam ionuje sw o ista bezinteresow ność. C złow iek ja k o podmiot aktu miłości zostaje wezwany do „z apom nienia” niejako o sam ym sobie i „p rz e k ro c z e n ia sam ego siebie w stronę p ra w d y ” w akcie afirm ow ania jej dla

20 Por. T. S t y c z e ń, S u m ie n ie : ź r ó d ło w o ln o śc i c z y z n ie w o le n ia ? , „ Z e s z y ty N a u k o w e

K U L " , 22 (1 9 7 9 ) . n r 1-3, s. 8 7-97.

21 Por. J a n P a w e ł U, D o św ia ta n a u k i. P r z e m ó w ie n ie w y g ło s z o n e w a u li K U L -u 9 VI

1 987, „ E t h o s ” , 1 (1 9 8 8 ), n r 2/3, s. 11-17.

22 P or. w tej s p r a w ie an alizę „ w y o s a b n i a n i a się ” ( k o n s t y t u o w a n ia się) A d a m a j a k o o so b y w ś ró d (św iata) rzeczy, p r z e p r o w a d z o n ą p r z e z J a n a P a w i a II w: M ę żczyzn ą i n ie w ia stą stw o rzył

ich, cz. I, C h ry stu s o d w o łu je się d o „ p o c z ą tk u ”, oraz: O d p o w ie d zia ln o ść za p ra w d ę p o zn a w a n ą i p r z e k a z y w a n ą . P r z e m ó w ie n ie P a p ie ża w y g ło s z o n e do św ia ta n a u k i w A u li K U L , 9 czerw ca 1987, w: J a n P a w e ł II, D o k o ń ca ich u m iło w a ł, R o m a 1987, s. 4 1 -5 2 .

(13)

W OLNOŚĆ W H O R Y ZO N CIE PRAW D Y 2 7 3

niej sam ej23. Św. Tom asz wyrazi w tym wypadku samo sedno sprawy, po mi­ strzowsku, zwięźle w zdaniu: Intellectus regit voluntatem non quasi in clin a n s

eam in id qu o d tendit, se d s ic u t o sten d en s ei quo ten d ere d e b e a t24. P raw d a

jaw i się wobec woli człow ieka ja k o a ffirm a b ile i w tym c h a rak terze w inna zostać przezeń uznana. R ów nocześnie je d n a k tenże sam p o d m io t zauw aża, iż sam siebie potwierdza, um acnia sw ą tożsam ość i sam siebie spełnia zawsze i tylko wtedy, gdy afirmuje prawdę dla niej samej. Prawda jaw i się więc wobec podmiotu zarazem zawsze jako coś, co je s t dlań - z dopiero co wym ienionego powodu - ze wszech miar upragnione i godne wszelkich jeg o zabiegów, czyli jako appetibile. Miłość prawdy jako prawdy je s t tedy zaw sze bezinteresow na. Okazuje się jednak zarazem zawsze „wynagrodzona” . Owocuje bowiem z ko­ nieczności dla swego podm iotu jego sam ospełnieniem : p o tw ierd z a go w je g o tożsamości i „ w y zw ala” je g o wolność ku tej pełni, która p rz ed e w szystkim zasługuje na nazwę szczęścia godnego istoty rozumnie wolnej, j a k ą j e s t c z ło ­ wiek. Oto dlaczego ona zawsze - i tylko ona - mu się „opłaca” , tylko on a jest „szczęściorodna” . Także zatem w tym sensie człow iek zawsze i tylko „po swej stronie staje”, gdy - przekraczając sam siebie - „staje po stronie p ra w d y ” . Tak też miłość, w sensie etycznym, ujaw nia swe paradoksalne znamię: je s t bezinte­ resownie interesow na i interesow nie b ez in te reso w n a26. N iero złącz aln o ść obu tych wym iarów - bez zacierania za ch odzącej m iędzy nimi istotnej różnicy - pokazuje Sofokles w swej A n ty g o n ie 21.

W tym kontekście warto przypom nieć wyrażenie K a ro la W ojtyły filozofa: „T ranscendencja to drugie imię osoby”28 oraz inne, nie mniej mu drogie j a k o

22 W Ewangelii po jaw ia się w tym kontekście j ę z y k w e zw an ia do s a m o za tra ty w/z miłości... 24 De verita te, q. 22, a. 11, ad 5.

Por. E. G i 1 s o n, D u ch fil o z o f i i ś r e d n io w ie c z n e j, W a r s z a w a 1 958, s. 2 7 6 ; por. ta k ż e J. W o r o n i e c k i OP. K a to lic ka etyka w ych o w a w cza , t. I, R W KUL, L u b li n 1986, s. 83-96. G łęb szy w glą d w tę spraw ę może łatwo uchy lić p e w n e n ie p o r o z u m ie n ia i z l i k w i d o w a ć p o z o r n e spory. P e r s o n a liz m b o w ie m b y n a jm n iej ni e s k azu je sz częścia na banic ję z etyki, u k a zu je tylko, gdzie j e s t d o k ł a d n i e w niej dla n ieg o - z k o n iec zn o ś ci z a g w a r a n to w a n e ! - m ie jsce.

26 Por. R. S p a e m a n n , G lu c k u n d W ohlw ollen. V ersuch iib er E th ik . Klett-Cotta, Stuttgart 1989, Die A u s differenzierung des M o ra lis ch e n , S. 9 9 - 1 0 9 ( w y d a n ie polsk ie: S zc zę śc ie a ż y c z li­

w ość, tłu m. J. M erecki, R W K U L, L u b lin 1997).

- 2 Por. T. S t y c z e ń, D laczego B óg ch leb em ? E tyka a te o lo g ia m o ra ln a . M ię d z y d o ś w ia d ­

czen iem w in y a O b ja w ien ie m O d k u p ic ie la , „ E t h o s ” , 1 1 (1 9 9 8 ) , n r 1-2, s. 4 2 - 4 3 .

Por. K. W o j t y 1 a , O so b a : p o d m io t i w sp ó ln o ta , „ R o cz n ik i F i l o z o f i c z n e ”, 24 (1 976), z. 2. s. 15, 17.

(14)

2 7 4 TA D EU SZ STY C ZEŃ SDS

poecie: „Bo jeśli prawda je st we mnie, musi wybuchnąć, nie mogę jej ode-9 O

pchnąć, bo bym od ep c h n ął sam ego siebie” .

Czy mogę tę prawdę, która jest we mnie i którą poprzez jej poznanie w so­ bie o d k ry w a m - odepc hnąć? O czyw iście, że mogę - ale tylko wraz z samym sobą. Czy m ogę siebie sam ego odepchnąć? O kazuje się, że też mogę. Mogę d okonać ak tem w łasnego w yboru rozłam u w samym sobie: wprowadzić nie-ja w swoje ja. Wszystko to mogę. Ale czy mi wolno? Nie. Tego mi absolutnie nie wolno. O w idiusz daje znamienny wyraz temu właśnie doświadczeniu: wyrzuca sobie, iż czyni to, czem u zarazem nie udziela swej aprobaty. Video m eliora

O A

p ro b o ą u e d eterlo ra seą u o r .

M iło ść praw dy im plikuje więc szc zególną postać pow inności m iłow ania samego siebie właśnie jak o jej powiernika, stróża i obrońcy, odpowiedzialnego nierozłącznie za n i ą i za siebie. R ola p ow iernika prawdy w yw ołuje w samym jej p o w ierniku absolutnie n ie o d stę p o w a ln ą odpow iedzialność za tego kogoś, kto może - i musi zarazem - tylko osobiście ze swego zadania wobec prawdy o sobie się w yw iązać. T ym kim ś je s t - i może być zawsze i tylko - każdy j e d y n ie sam wobec siebie i dla siebie .

- t) P o r . K arol W o j t y ł a , N a r o d z in y w y zn a w c ó w , w: P o e z je i d r a m a ty , Z n ak , Kraków 1979, s. 58 nn. W arto tu p rz y p o m n ie ć r ó w n i e ż s f o r m u ł o w a n ia N o v a lis a: „ D er M e n s c h b e steh t in d e r W alirh e it - G ib t er di e W a h r h e it pre is , so g ib t e r sic h se lb st preis. W e r di e W a h r h e it verrat, ve rrat sich selbst. Es ist hier nicht di e R e d e vom Liigen - sondern v o m H andeln gegegen U e b e r z e u g u n g ” . Por. N o v a 1 i s (Friedrich von Hardenberg), F ra g m e n te u n d S tu d ie n , Reclam. S tu ttg a r t 1984, s. 14.

30 Por. T. S t y c z e ń, W o ln o ść w p r a w d z ie , R z y m 1988 ( p r z e d r u k w: W p ro w a d z e n ie do

e ty k i, T N K U L , L u b li n 1995, s. 8 7 - 1 0 0 ) , a ta k ż e t e g o ż auto ra: D la c z e g o B ó g c h le b e m ?,

s. 3 1 -6 3 .

31 P o r . A r y s t o t e l e s , E ty k a N ik o m a c h e js k a . Je st r z e c z ą z n a m ie n n ą , że A ry s to te le s, p r z e p r o w a d z iw s z y w I k sięd ze E tyki N iko m a ch e jskiej analizę racji dost ate cznej ludzkiego d zia ła­ ni a z z am iare m o d k ry c ia nacz eln e g o d o b ra dzia łającego p o d m io tu (eu d ajm o n ia), upatruje w nim w ła ś n ie, j a k o w su m m u m a p p e tib ile , o s ta te cz n e j n o r m y do w y z n a c z a n i a m o raln ej g o d z iw o śc i s p e ł n ia n y c h p r z e z t e n ż e p o d m io t czy n ó w . P r z e p ro w a d z iw s z y z kolei w ksi ędze VIII i IX tegoż d z ie ła a n a liz ę p r z y ja ź n i, n a p r o w a d z a na myś l, iż c z ł o w i e k p o w in ie n ta k ż e w o b e c s ieb ie zająć p o s ta w ę , j a k a m a z n a m i o w a ć re la cję p r z y ja c i e la w o b e c p rzy ja ciela . C z y nie su g e r u je tym s a ­ mym, iż sz częście o d g ry w a rolę no rm y moral nośc i nie tyle dlatego , że c zło w iek nie um ie go nie c h c i e ć d la n i e g o sa m e g o , lecz p r z e d e w s z y s tk im d late g o , iż c z ł o w i e k w in ien o nie zab ieg ać z racji p o w in n o ś c i a firm o w a n ia s a m eg o s ieb ie j a k o p o w i e r z o n e g o so b ie s a m em u w s zczególn y s p o s ó b (z ad a n eg o so bie) przyja ciela ? F in is u ltim u s w s en sie s u m m u m a p p e tib ile u jaw n ia się tu j a k o f i n i s u ltim u s w sens ie su m m u m a ffirm a b ile . W arto przy tej okazji p r z y p o m n i e ć o kategorii

f i n i s d e b itu s u św. T o m a s z a z A k w in u , n a co z w ró cił d o b i tn i e u w a g ę w s w y c h r o z w a ż a n ia c h

a n tr o p o lo g ic z n y c h Cornelio F ab ro (R ifle s sio n i su lla lib erta , R imini 1983). T e n o r je g o rozważ ań nad T o m a s z e m u jaw n ia np. analiza sensu, jaki w yraża zdanie: „Inte ll ectus regit v o lunta tem non

(15)

W OLNOŚĆ W H O R Y ZO N C IE PRAW D Y 2 7 5

M iłość ta, ja k o odpow iedź na p ra w dę o m oim „ja”, staje się ra c ją i r ó w n o ­ cześnie modelem powinności miłowania każdego drugiego „ja” jako - na równi ze m ną - pow iernika prawdy; a więc miłowania go „jak siebie sam ego” . P ra w ­ da o sobie, odkryta w sobie sam ym i dom ag ają ca się ode mnie respektu dla siebie, należnego mi ze względu na strukturę mego „ja”, d o m ag a się w istocie identycznego respektu dla każdego „drugiego j a ” , a to ze względu na identycz­ ną prawdę o rzeczywistej strukturze j e g o wnętrza i jego aksjologicznej pozycji w świecie. Dlatego też każdej osobie należ na je s t od każdej o so b y afirm a cja dla niej samej, czyli miłość.

W taki oto sposób odsłania się nam zarów no treść norm y personalistycznej jak o zasady etycznej: perso n a est a ffirm a n d a p r o p te r se ipsam , j a k i sposób, w jaki odkrywam y źródło oraz podstaw ę jej przedm iotow ej w ażności, czyli metodologicznej praw om ocności.

Nie znaczy to, iż odpow iedzialność za siebie i za dru g ieg o j e s t w obu w y ­ padkach identyczna co do swej głębi. P rzeciw nie, istnieje o so b liw a asym etria pomiędzy odpow iedzialnością za siebie i za drugich. Jedynie b o w ie m w sobie samym dokonuję m oralnego rozłam u, autodestrukcji, dekom pozycji spoistości wewnętrznej własnego podmiotu, gdy gardzę drugim. Mój akt pogardy w z g lę­ dem drugiego je st tylko w zględem mnie c io sem nieu ch ro n n ie sam o b ó jcz y m moralnie. Drugiego ten cios nie je s t w stanie m oralnie dosięg n ąć , okaleczyć czy zabić. A by to unaocznić, wystarczy przyw ołać kontekst, w którego h o ry ­ zoncie p a d a ją pod adresem W zgardzonego słowa: „O to c z ło w ie k !” .

Nie znaczy to, że mój cios wymierzony w drugiego nie godzi weń wówczas inaczej. W szak niszcząc drogiego fizycznie, odbieram mu przez to definitywnie wszelkie szanse jego dalszego rozw oju m oralnego! Staję się sp ra w c ą je g o n ie ­ szczęścia. L ecz jego nieszczęście je s t nieprz y ró w n y w a ln e do nieszczęścia, które sam sobie gotuję, gdy niszczę fizycznie drugiego. S edno tej asym etrii wyraził najcelniej bodaj Sokrates w słowach: „S zczęśliw sza je s t o fiara m ordu od swego m ordercy” .

G łów nym zagrożonym nie je s t tutaj wcale ten, kto doznaje gwałtu, ale ten, kto go zadaje. Moralnie unicestwia on - samobójczo - sam ego siebie. Przestaje być m oralnie sobą.

Czyż rodzina, która je s t tym, czym jest, sobą, przez to, że rodzi, nie u n i c e ­ stwia samej siebie ja k o rodzina wówczas, gdy - oraz przez to, że - d e c y d u je się zabić tego, komu daje życie? Czy państwo, które jako praw odaw ca wyjmuje

quasi inclinans eam in id in q u o d tendit, sed sicut o s te n d en s ei quo ten d e re d e b e a t ” . D e re rita te , q. 22, a. 11, ad 5. P or. F a b r o, dz. cyt., s. 62.

(16)

2 7 6 TA D EU SZ STY CZEŃ SDS

prawem spod ochrony prawa tych, którzy są zabijani - będąc przy tym zupełnie bezbronnym i i niezdolnym i do agresji - aby chronić nim tych, którzy ich zabi­ ja ją , nie za m ienia praw a w legalne bezprawie i nie dokonuje na sam ym sobie

sam o b ó jcz eg o zam achu stanu?

N a rzu ca się tu prosty w niosek w formie apelu ofiary agresji do agresora: Ocal mnie, by ocalić sam ego siebie!

Oto je d n a k czas, aby uporz ąd k o w ać nieco uzyskane dotąd wyniki:

1. M iło ść ujaw n iła się nam przede wszystkim ja k o w ym óg afirm ow ania prawdy ja k o prawdy. Nie wolno zaprzeczyć temu, co zostało - z oczywistością - stw ierdzone.

2. M iłość ta przyjm uje - w bezpośredniej k onsekw encji - postać wymogu tego, co w im ię p ra w d y należne je s t mnie sam em u ode mnie jak o komuś, kto z racji swej struktury bytowej jest, w sensie m etafizycznym , podmiotem:

suppo situ m p e rso n a le , a sensie fenom enologicznym świadkiem i powiernikiem

tego, co stw ierdza j a k o oczyw iście prawdziwe, a dalej pow iernikiem prawdy o sam ym sobie ja k o pow ierniku prawdy, czyli kimś, kogo tradycja określa m ianem ipse sib i p ro vid en s. M iłość ta jaw i się więc w szczególności jako wymóg tego, co należne jest mnie ode mnie jako temu adresatowi, który (mocą rz ecz yw iste go pozn a n ia in actu sam ego siebie) sam się konstytuuje do roli podm iotu, odpowiedzialnego za siebie wobec prawdy o osobie jak o powierniku

i n

p o w iern ik a praw dy: su b iectu m p e rso n a le .

3. W wyniku pogłębionego wglądu w praw dę o sobie miłość ta ujawnia się ja k o wym óg tego, co - w imię prawdy - należne jest każdemu innemu „ja” od każdego „ ja ” , przyjm ując postać uniw ersalnie ważnej norm y m oralnej, czyli pra w a m iłości j a k o je d y n ie godnego (godziw ego dla) „ja” (osoby) sposobu bycia s o b ą w śród innych „ ja ” (osób). Jakikolw iek w yjątek jest tutaj nie do pom yślenia. Jest on w ew nętrznie sprzeczny z odkryciem bycia o so b ą wśród

"3 -2

osób T

4. Pod względem metodologicznym wyniki wyżej uzyskane zdają się w pełni od pow iada ć kryteriom , ja k ie stawiam y poznaniu bezpośredniem u. To dzięki niemu dokonujem y odkrycia tego, czym (kim) jest osoba: prim um

anthropolo-22 S u p p o s itu m h u m a n u m i ludzkie „ja” s ą to d w a bieguny j ed n e g o i tego samego d o św ia d c ze ­ nia - p u e n tu je sp ra w ę Karol K a r d y n a ł W o jt y ł a w sw y m s tu d iu m O so b a - p o d m io t i w sp ó ln o ta (w: O so b a i czyn o r a z in n e s tu d ia , s. 38 7).

22 C ały p r o b le m m o raln y Antygony: ź ródło i p o w ó d jej dra m a ty c z n eg o w y z n an ia (b ędącego w yraze m jej fundamentalnego wyboru): „ U ro d ziłam się, by w s p ó ł- k o ch ać, nie by współ-nienawi-d z ie ć ” - z a w ę ź la się o ten w ła ś n ie w yjąte k. W s p ó ł - k o c h a ć znaczy: w y k lu c z y ć ze św ia ta luwspół-nienawi-dzi m o r a l n ą m o ż l i w o ś ć ( d o p o s z c z a ln o ś ć ) teg o wyjątk u.

(17)

W OLN O ŚĆ W H O R Y ZO N C IE PRAW D Y 2 7 7

gicum , i tego, co je st jej ja k o osobie należne: p rim u m eth icu m - za ró w n o od

własnej osoby, j a k i od każdej innej osoby. Doświadczenie tego rodzaju stano­ wi tedy źródło i podstaw ę form ułow a nia sądu, którego c e c h ą m e to d o lo g ic z n ą staje się uniw ersalna ważność. Sąd ten stanow ić będzie z kolei k ryterium i miarę oceny wartości poznawczej sądów de fa c to przez ludzi w tej spraw ie podzielanych lub w ypow iadanych.

D ośw iadczenie to je s t niew ątpliw ie d o św iad c zen iem su i g e n e r is : je s t ono w swym źródle epistem ologicznym i w swej p o d sta w ie m etodologicznej (K. A jdukiew cz) doświadczeniem „wolności w potrzasku (poznanej) praw dy". W świetle tego dośw iadczenia wysunięty w sw oim czasie p rz ez D. H um e'a problem przejścia od zdań typu „jest” do zdań typu „ p o w in ie n ” o k a z u je się pseu d o p ro b le m e m 34.

Notabene warto wrócić tu raz jeszcze do sprawy stosunku wolności do p ra­ wa. Jeśli jedynie afirmacja poznanej przez człowieka prawdy czyni go wolnym, to człow iek ten (osoba) nie m oże zostać zniew olony p rz e z p o słu s zeń stw o względem takiego ujęcia prawa, którego cały sens sprowadza się do objawiania prawdy o osobie ludzkiej jej samej jak o podm iotow i poznania siebie, a j e d n o ­ cześnie jej samej ja k o podm iotow i wolnego w yboru praw dy o sobie. W tej perspektywie praw o m oralne okazuje się ipsa n atura sua „ o so b o c e n try c z n e ” , stając się dla osoby su i g en eris „oknem na o s o b ę ”, su i g e n e ris m ed ium quo, czyli medium, w którym osoba ogląda wprost sam ą siebie. Posłuszeństw o w ol­ ności wobec tak rozumianego prawa moralnego, czyli normy etycznej, nie m o­ że więc w żaden sposób ograniczać czy krępować osoby i jej wolności. Prawo to nigdy nie stawia osoby wobec konieczności p rz e c iw sta w ie n ia się samej sobie, nie zm usza jej nigdy do aktu dekom pozycji jej w ew nętrznej struktury. Przeciwnie, tylko posłuszeństwo temu prawu może potwierdzić osobę we właści­ wej dla niej strukturze. P osłuszeństw o w obec - tak zinterioryzow anego przez

-,4 W arto w tym ko ntek ści e zwrócić uw agę na sz czególn ie w y m o w n y d la p o r u s z o n e j sp raw y tekst Autora O soby i czynu: „W sumieniu zaś dokonuje się ow o szcze gólne sp rz ęg n ię cie p r a w d z i ­ wości z p o w in n o ś c ią , któ re p rz ejaw ia się j a k o m o c n o r m a ty w n a prawdy. O s o b a l u d z k a w k a ż ­ dym sw o im c zy n ie j e s t n a o c z n y m ś w ia d k ie m p r z e jś c ia od «j est» d o « p o w i n i e n » : od «x je s t pr aw dzi w ie dobre » do « p o w in ie n e m s p e łn ić x » ” . Por. K aro l W o j t y ł a , O so b a i c z y n , rozdz. IV: S a m o s ta n o w ie n ie a s p e łn ie n ie , p. 3: Z a le ż n o ś ć s u m ie n ia o d p r a w d y , p u n k t o s ta tn i: S p r z ę ­

g n ię c ie p r a w d z iw o ś c i z p o w in n o ś c ią u p o d s ta w m o c y n o r m a ty w n e j s u m ie n ia (s. 2 0 5 ). ” D as

G e w iss en , d as sic h n ich t an der o b je k tiv e n W a h r h e it a u s r ic h te t, v e r li e r t s e i n e Id e n ti t a t , w ie u m g ek e h rt nu r die im G e w is s e n e r k a n n te und b e ja h t e N o r m z u r W i r k s a m k e i t k o m m t ” - p isze (za E. S c h o c k e n h o f f, D a s u m s tr itte n e G ew issen . E in e th e o lo g isc h e G ru n d le g u n g , M at-th ia s - G r iin e w a ld - V e r la g , M ain z 1990) A. G ii n t h ó r O S B , Z u r K ritik an d e r V eritatis S p le n ­

(18)

2 7 8 TA D EU SZ STY C ZEŃ SDS

akt p o zn a n ia - p ra w a m oże m ieć dla osoby tylko je d e n skutek: może tylko się przyczynić do u m o c n ie n ia jej w ew nętrznej spoistości, do końca j ą spełnić, wyzw olić do końca j a k o osobę.

Z tej właśnie perspektywy trzeba uznać każdą próbę przeciwstawienia wolno­ ści osoby ludzkiej naczelnem u praw u moralnemu, ja k im jest norm a personali- styczna lub przykazanie miłości - za przedsięw zięcie absurdalne, za ideę po ­ z b a w io n ą sensu.

Co więc n a p raw d ę m a ją na myśli ci, którzy głoszą, że „to nie człow iek jest dla p ra w a (m oralności), lecz praw o (m oralność) dla człow ieka!” ? Czy nie jest to jed en z pierwszych punktów do rachunku sumienia dla kogoś, kto się ośmie­ la u w a żać siebie za n au c zyciela etyki lub teologii m oralnej?

3. W olność a norm a tyw n a m oc

p ra w d y o g o d n o ści istn ien ia (życia ) człow ieka

O dkrycie osoby i normy personalistycznej stanowi podstaw ow ą przesłankę, a zarazem metodologiczny klucz do ujaśniania i rozw iązyw ania tych trudności, które w znacznej m ierze spow odow ały kryzys we w spółczesnej teologii mo­ ralnej.

W ś r ó d tych trudności na pierw szym m iejscu w ypada w ym ienić radykalne k w e stio n o w a n ie przez wielu w spółczesnych teologów - pom im o wyraźnych deklaracji, przynajm niej ze strony niektórych z nich, na rzecz personalizm u etycznego - m ożliw ości obiektyw nej ważności wszelkich treściow o zdetermi­ nowanych norm moralnych, pretendujących do bezwyjątkowej obowiązywalno- ści. N ie do p rz yję cia jest, ich zdaniem, istnienie norm obowiązujących sem p er

et p ro se m p e r, w sposób u n iw ersalnie domknięty. W szelkie norm y treściow o

z d e te rm in o w an e m a ją obow iąz yw ać co najwyżej ut in p lu rib u s, zawsze jako „ o tw a rte ” na wyjątki. Ich „d o m k n ięc ie” m a być p o zostaw ione decyzji

sumie-•2 C

nia . T w ierd zen ie to je s t ró w now ażne co najm niej, jeśli nie równoznaczne,

35 W k o re la cji do „ o tw a r ty c h n o r m ” p o z o s t a j e „ k r e a ty w n e s u m i e n i e ” . C z y n o r m tych nie „ o tw ie ra się ” po to, aby tym s p o s o b em o tw o rz y ć prz estrzeń dl a k reatyw ności s u m ien ia? D la cz e ­ go w m ie j s c e G e w is s e n s u r te il po jaw ia się ostatn io tak czę sto G e w is s e n s e n ts c h e id u n g l O to j a k w y g l ą d a ć m o ż e „ m e c h a n i z m ” d ro g i do j e d n e j z o d p o w i e d z i na pytanie: co p ierw sze, w o ln o ś ć c zy p ra w d a? O d p o w ie d z i ą s ą n a ro d zin y czł ow iek a - twórcy prawdy. Por. C. F a b r o, L a svolta

Cytaty

Powiązane dokumenty

W szystko to prowadzi do konkluzji, że idea zależności - przy­ czynowej bądź superw enientnej - jest m etafizycznie głębsza oraz bogatsza niż to, co m

II etait scolastique, il ecrivait des traites typiquem ent scolastiques mais en meme temps il assim ilait des idees nouvelles: il utilisait des traductions

Przedstawiane świadczenie rodzicielskie ma charakter okresowy i przy- sługuje, odpowiednio do przypadków przewidzianych w ustawie, przez okres 52 tygodni (w przypadku

Jego zdaniem potencjał Polski warunkowany jest dwoma rodzajami wyznaczników: materialne, czyli takie, jak podstawowe zasoby i demografia (prognozy dla Polski są

Przykład pierwszy: nauczyciel- pasjonat, który wspólnie z uczniami rok w rok organizuje zbiórkę karmy dla schroniska opiekującego się porzuconymi królikami;

Przedstawiły rys historyczny WWR – liczbę specjalistów i dzieci, która zmieniła się na przestrzeni lat, do- konały charakterystyki metod komunikacji w rodzinie, miejsca

Patrząc od strony badania (odtwarzania) struktury społecznej należy za- uważyć, że empiryczna identyfikacja pewnych związków („korelacji” między rysem moralnym a

Autorzy wotum przyznaj, e takie ujcie jest zbie ne z rozumieniem sdu Jezusa Chrystusa w teologii ewangelickiej, gdzie na bazie dowiadczenia usprawiedliwiajcej aski Chrystusa ów sd