10 le n .
10 le n .
DZIENNIK PORANNY
CENY OGŁOSZEŃ: Po tekścde 1 mm w 1 szpalcie(szer. ezp. 22 mm) 12 Epf. W tekście 1 m m w 1 szp. (szer. szp. 69 mm) EM. 1.—. Drobne ogłoszenia za słowo (tylko dla osób prywatnych) Epf. 08, pierwsze słowo tłustym drukiem Epf. 12 (najwyżej do trzech słów). Drobne ogłoszenia handlowe za słowo Epf. 10, pierwsze słowo tłustym drukiem Epf. 15 (dopusz
czalne także tylko najwyżej trzy słowa).
R o k 1. N r. 169.
Nadesłane, a nie zamówione przez Bedakeje ręko- pisy, będą zwracane autorom jedynie wówczas, gdy dołączone zostaną znaczki pocztowe na opłacenie przesyłki zwrotnej. — Prenumerata mieś.: 2.25 BM-
z odnoszeniem do domu 2.50 EM.
Kraków, środa 18 września 1940 r.
Olbrzymie szkody na terenie
zakładów przemysłowych w Londynie.
Ograniczenie komunikacji telefonicznej i telegraficznej.
($) San Sebastian, 17 września. W związ ku z akcją lotnictwa niemieckiego w nocy z soboty na niedzielę, wydało brytyjskie ministerstwo lotnictwa — jak informuje agencja Reutera — komunikat, w którym powiedziano:
„Ostatniej nocy najbliższe okolice Lon dynu były wystawione na nieprzerwane a- taki nieprzyjacielskich bombowców. Bom by zostały zrzucone w różnych okolicach Anglji i Walji". W komunikacie tym przy znają się Anglicy, że maszynom niemiec kim udało się dotrzeć nad centrum stolicy. Większość bomb eksplodowała jednak w sąsiednich dzielnicach. Dzielnica handlowa ucierpiała, odnosząc „nieco szkód". Bomby niemieckie wyrządziły „niejedną szkodę" w jednem z miast Anglji środkowej."
W ciągu soboty zmuszeni byli mieszkań cy Londynu pięciokrotnie kryć się w schro nach 1 piwnicach. Z ostatniego komunikatu angielskiego ministerstwa lotnictwa w sprawie powyższych ataków lotniczych wynika: „W ciągu przedpołudnia konty nuowały samoloty nieprzyjacielskie masiJ- we i po sobie następujące ataki, W czasie jednego z tych ataków "zrzucono bomby na przedmieścia Londynu. Ponadto w ciągu przedpołudnia zaatakowano południowo- wschodnią i wschodnią cześć Anglji".
W jednem z miast na wybrzeżu południo- wem uległ uszkodzeniu szereg większych gmachów. O wczesnych godzinach popołu dniowych był Lo-ndyn wystawiony na no wy atak, przyczem bomby zostały zrzuco ne w^ południowo-zachodniej części miasta. Mniej więcej w tym samym czasie ucier piał wskutek bombardowania szereg miast na południ owem wybrzeżu Anglji, w szcze gólności zaś Brighton i East-Bourne, gdzie wynikły poważniejsze szkody.
W czasie ataku, jaki miał miejsce w go dzinach popołudniowych w Ipswich, ule gło zniszczeniu wiele budynków. „Zrzuco ne bomby na jedno z miast Anglji półno cno-zachodniej wyrządziły znaczne szkody
w gmachach przemysłowych".
Skoro Anglicy urzędowo przyznają się do tak poważnych szkód i zniszczeń, to można sobie wyobrazić, jak potężna była akcja lotnictwa niemieckiego, skierowana przeciw ważnym z wojskowego punktu wi dzenia objektom na terenie Anglji,
Zarząd poczty angielskie] zwrócił się w tobolę oficjalnie z wezwaniem do społe czeństwa, by posługiwało się telefonom I telegrafem jedynie w wypadkach bardzo ... — — ...
ważnych. Zarządzenie to dotyczy nietyl- ko obszaru Londynu, lecz odnosi sie do całej Brytanji. Z powyższego można przy puszczać, że wiele pocztowych kabli telefo nicznych zostało zniszczonych.
Jak ustalili dziennikarze państw neutral nych, w ciągu piątku żyli mieszkańcy Lon dynu pod znakiem ustawicznych alarmów lotniczych. Z końcem tygodnia czynnych było 40.000 osób przy robotach, związanych z usuwaniem gruzów i akcją gaszenia po żarów. Poważne szkody na terenie Londy nu powstały wskutek eksplozji pocisków angielskiej artylerji przeciwlotniczej. Ko munikacja między City i przedmieściami została całkowicie lub częściowo unieru
chomiona. Przerwane jest również kolejo we połączenie Londynu z Liverpoolem.
Pierwszy alarm lotniczy
w Irlandji Północnej.
Belfast pod gradem bomb.
(“ i Sztokholm, 17 września. Po raz pier wszy w czasie obecnej wojny zarządzono w ubiegły piątek alarm lotniczy na tere nie Irlandji Północnej, należącej do An-
s U i - .
Objekty wojskowe w Belfaście i niektó re miejscowości na wybrzeżu morskiem zostały obrzucone bombami przez lotni ków niemieckich.
gielski wszelkie rodzaje uzbrojenia woj skowego nietylko na potrzeby własne.
Z tych też wzglądów należałoby dowie dzieć się coś więcej o skomplikowanych in teresach tego wielkiego koncernu zbroje niowego, którego konstrukcja finansowa i organizacyjna jest wielce skomplikowana.
Koncern powstał w roku 1927 z fuzji z koncernem Armstronga, równie pracującym na potrzeby wojskowe, n a to
miast firma Vickers Ltd, jako taka, jest towarzystwem holdingowem. któremu po dlega produkcja około tuzina firm prze mysłowych.
Najważniejsza z nich jest firma Vlckers- Armstrong Ltd, grupująca szereg zakła dów, wytwarzających amunicję, działa, sa moloty i motory lotnicze, płyty pancerne i szereg innych dziedzin pokrewnych.
Bazę surowcowa koncernu stanowi dru ga ważna przybudówka, mianowicie Eng- lish Steel Corporation, posiadająca zakła dy, wytwarzające żelazo i stal, konieczne do produkcji w należących do koncernu zakładach, jak również pracujące na po trzeby innych działów, nie mających nic wspólnego z dziedzina militarną.
Towarzystwo holdingowe Vickers Ltd, kontroluje nadto cały szereg podległych sobie przedsiębiorstw i firm, których wy liczenie i specjalizacja zajęłyby wiele miej sca i czasu.
W dziedzinie zbrojeń powietrznych dzierżą prym przedsiębiorstwa Vicker* A- yiation Ltd, która prowadzi najstarszą w Anglji fabrykę samolotów w Weybridge oraz Supermarihe Aviation Works Ltd, która jest właścicielem zakładów w Sout- harapton. Pozostałe człony rozbudowanego koncernu Vickersa to wytwórnie maszyn, fabryki wagonów, fabryki przemysłu elek trotechnicznego, zakłady przetwarzające aluran.ium. wreszcie wytwórnie pomocni cze. produkujące na potrzeby własne kon cernu, jak fabryki farb, lakierów in.
Koncern Vickers-Arnistrong określany jest często jako „angielski Krupp", jednak koncern angielski nie dorównuje przedsię biorstwu z Essen pod względem tradycyj produkowania szlachetnych gatunków sła- li, stanowiących specjalność zakładów Kruppa. Natomiast
Yickers stawia na pierwszem miejscu budowę okrętów.
Z drugiej strony koncern Kruppa w więk szym stopniu zainteresowany jest w 'pro dukcji artykułów pokojowych, podczas gdy firma angielska zasługuje w całej pełni na nazwę koncernu zbrojeniowego. O rozmia rach interesów Yickersa, na skutek zamó wień rządowych świadczy bilans za rok 1939, wynoszący równe CO mil jonów funtów, czyli około 2.4 miljardów złotych!
Tego rodzaju zmasowania produkcji prze mysłu zbrojeniowego w jednym koncernie nie spotykamy w żadnym innym kraju na świecie. Najnowocześniejsze fabryki kon cernu Vickersa są położone w przemysło wych dzielnicach Londynu, to też w chwili obecnej są one narażone na specjalne nie bezpieczeństwa.
Akcjo lotnictwa niemieckiego
i reakcja giełdy londyńskiej.
Sztokholm, we wrześniu. (= ) Na giełdzie londyńskiej zaznaczył się pesymistyczny nastrój w odniesieniu do akcyj największego angielskiego kon cernu zbrojeniowego Yickers Ltd. Oto ak cje te, których kurs na angielskim rynku efektów był trwale niezachwiany, zupełnie niespodziewanie zniżkowały, mianowicie z 17.75 na 14.4, co w języku giełdowym ozna cza spadk 15 procentowy.
Rząd angielski wykorzystał okoliczność spadku kursu giełdowego akcji Vickersa do groteskowego pociągnięcia, mianowicie aby społeczeństwu wykazać, że plutokra- cja angielska bynajmniej nie wzbogaca eię na wojnie.
Ale prawda leży nie w tym fakcie. Jak się bowiem okazuje z ostatnich komunika tów angielskich, w czasie ostatnich nie mieckich ataków powietrznych uległy z5 szczaniu większe fabryki koncernu Yicker sa, które — jak wiadomo — są największe- mi w Anglji zakładami przemysłu zbroje niowego, a które stały się bądź to całkowi cie, bądź też częściowo niezdolne do dalszej produkcji.
Jeśli zatem giełda londyńska, jako baro metr życia gospodarczego, w ten sposób zareagowała w odniesieniu do akcji kon cernu Vickersa, świadczy to, iż spustosze nia wyrządzone wśród licznych fabryk, za kładów, montowni i innych przybudów tego największego angielskiego przedsię
biorstwa przemysłu zbrojeniowego muszą być naprawdę bardzo poważne że zatem wytwórczość tych . wszystkich zakładów, skoncentrowanych przeważnie w najbliż* szej okolicy Londynu i w^ kilku miejsco wościach Anglji zachodniej
uległa znacznemu ograniczeniu. Ataki bombowców niemieckich szczegól nie dotkliwie dały się we znaki grupie wy twórczej zakładów lotniczych Vickersa, produkujących samoloty bombowe typu Wellington, następnie samoloty myśliw skie typu Spitfire, wreszcie wytwórnie sil ników lotniczych i części.
Fabryki te, jak już wspomnieliśmy, sku piają się bądź to w dzielnicach przemysło wych stolicy Anglji, bądź też na jej przed mieściach, względnie w niewielkiej od nich odległości. Ponadto istnieje, znana z komu nikatów wojennych ostatnich dni, fabryka w południowo-zachodnim okręgu przemy słowym Anglji w Weybridge, w St. Al- bans i w Chertsey nad Tamizą, powyżej Weybridge, wreszcie w Southampton, gdzie montowane są aparaty typu Spitfire. Trzy inne, niemniej poważne wytwórnie tego koncernu mieszczą się w Dartforff, Liverpoolu i Chester.
Produkcja lotnicza w ramach koncernu Vickersa jest stosunkowo bardzo młoda, powstała ona bowiem zaledwo przed kilkn laty. Niezależnie od niej od dziesiątków lat wytwarza ten najpotężniejszy koncern an
M arszałek R zeszy Goering na froncie.
Akcja niemieckiego lotnictwa, skierowana przeciwko Anglji i stolicy brytyjskiego Imperjum pozostaje pod osobistem kierownictwem twórcy lotnictwa niemieckiego — Marszałka Rzeszy Hermana Goeringa. Zdjęcia nasze przedstawiają fragmenty pobyto Marszałka Rzeszy Goeringa na pewnem lotnisku podczas studjowanla mapy oraz
„DZIENNIK POKANNY* Nr. 169. Środa, 18 września 1940.
' 2
Nieprzerwana serja
a ta k ó w
na Londyn.
Zbombardowano liczne okręty handlowe. - Mocno naloty na IbrerpooL
Berlin, 18 września. Naczelna komenda armji niemieckiej komunikuje:
Niemieckie baterje nadbrzeżne ostrzeli wały ponownie port w Dover. Dostrzeżo no trafienia w liczne brytyjskie okręty handlowe.
Przedpołudniem dnia 16 września dzia łalność lotnictwa, skutkiem niepomyślnej pogody, ograniczyła się do zbrojnego wy wiadu. W ramach tej akcji zaatakowano
skutecznie przy użyciu bomb liczne lotni ska w Anglji południowej i środkowej, — jak również porty i urządzenia przemy słowe w Whitby.
Około południa podjęto ponownie ataki odwetowe na Londyn, które trwały nieu stannie i ze wzrastającą siłą aż do rana dnia 17 września. Porty i doki, jak rów nież inne ważne ze względów wojennych objekły zostały obrzucone licznemi bom bami wszelkiego kalibru, na wielu miej
scach spowodowano pożary. Nocne ataki bombowe były skierowane również na Liverpool.
Trzy nieprzyjacielskie samoloty zostały zestrzelone w walce powietrznej, jeden zniszczono na ziemi. Dwa niemieckie sa moloty zaginęły.
Nieprzyjaciel zaniechał wczoraj, jak i w nocy wszelkich prób ataków na teren niemiecki, (p.).
w Afryce.
(—) Rzym, 17 września. Trwając a od kil ku dni ożywiona i skuteczna działalność lotnictwa włoskiego po przeciwnej stronie granicy libijsko-egipskiej doprowadziła — jak wynika z informacyj lotników wło skich i w uzupełnieniu ostatnich wojen nych komunikatów włoskich — do syste matycznego wyniszczania angielskich zaso bów i linij rezerwowych przy równocze snym wywiadzie strategiczno-taktycznym. W związku z tern informują, że włoskie sztafety bombowe obrzuciły bombami wa żne objekty wojskowe w rejonie Sollum, w tej liczbie jeden z fortów, dalej szereg ko lumn samochodowych, nieprzyjacielskich wozów pancernych, transportów materja- łów pędnych i pozycyj artylerji, które ostrzeliwała w niskich lotach. W wyniku skutecznej obrony włoskich samolotów my śliwskich, sztafety bombowców mogły
po-(=) Rzym, 17 września. W chwili kiedy Londyn usiłuje przekrzyczeć szum nie mieckich bombowców hałasem swej propa gandy, opiewającej angielską flotę powie trzną, a głównie flotę morską na Atlanty ku, morzu Śródziemnem i w Afryce pół nocnej, Włochy przy pomocy swoich łodzi podwodnych i lotnictwa kontynuują eoraz energiczniej swoje dzieło zniszczenia.
Ostatnio — jak komunikują — powróciła znowu jedna włoska łódź podwodna, która zatopiła na oceanie Atlantyckim 18.000 ton tonażu brytyjskiego, mianowicie jeden wielki parowiec-cysterne i parowiec frach towy. Natomiast w Afryce północnej, tym razem w Egipcie samoloty włoskie obrzu cają w dzień i w nocy bombami objekty wojskowe, magazyny materjałów pędnych,
wracać do swych baz bez najmniejszych strat.
W centralnym i górnym Sudanie prowa dzona była ożywiona działalność lotnicza. W okolicy Kartum obrzucono celnie bom bami hangary lotnieze. Pozatem znalazły sie pod niezwykle silnym ogniem karabi nów maszynowych oddziały wojsk nieprzy jacielskich, zaś kolejowy punkt węzłowy Haya Jonction uległ poważnemu uszkodze niu, *zaś port lotniczy Abdara został podpa lony.
W ostatnich dniach kontynuowano ataki lotnicze na angielska bazą m arynarki w Adenie i na wschodni obszar Kenji, m. in. wzięto pod krzyżowy ogień niszczycielski 60 samochodów ciężarowych koło miejsco wości El Catulo i większy oddział wojsk nieprzyjacielskich.
nieprzyjacielskie samochody pancerne i o- boży wojskowe.
Ponieważ również we włoskiej Afryce wschodniej wzmogła się liczebnie i pod względem intensywności akcja włoskich eskadr myśliwskich, przyczem w Sudanie kieruje sie ona na zachód ku Khartum, o- raz na północ ku P ort Sudan, można mó wić o wzmożonej akcji zaczepnej Włoch przeciw Egiptowi, jako brytyjskiej bazie śródziemnomorskiej, a zarazem przeciw angielsko-egipskieinu Sudanowi opanowa nemu również zupełnie wojskowo przez An- glje. Włochy nie taiły nigdy, że zarówno na granicy egipsko-libijskiej, jak i w Su danie, przedewszystkiem na wybrzeżu mo rza Czerwonego i na terenie Niebieskiego
Nilu
mogą zapaść rozstrzygnięcia niezwy kłej strategicznej doniosłości.Doniesienia i przewidywania londyńskie co do losów generała Wawella brzmią — co jest charakterystyczne — bardzo pesymi stycznie. Jedno jest pewnem, że Włochy w ostatnich tygodniach, zarówno w Afryce wschodniej, jak i na północnem wybrzeżu Afryki podjęły cichą, ale niemniej intensy wną aktywność.
Armja Wawella nie ukazała się dotych czas na terenie działań. Pomimo rzekome go opanowania przez Anglje wschodniej części morza Śródziemnego, w Egipcie od czuwa sie — według ostatnich doniesień — dotkliwy brak środków żywności i mate rjałów pędnych.
niw
z angielska czołgam
I
■ M Darzy piaskowe!
Rzym, 18 września. Włoski komunikat wojskowy z wtorku brzmi następująco: — Główna kwatera armji włoskiej komuni kuje: wczoraj odbywały się w okolicach Sidi el Barani zażarte walki między po$u- wającemi się wojskami włoskiem! a Sn- gieiskiemi formacjami pancernemi. Bitwa toczy się dalej wśród chmur piasku, które wznieca gorący w iatr „Ghibii“ na Saha rze. — Wśród wojsk nieprzyjacielskich stwierdzono pewne objawy kryzysu.
*
Miejscowość Sidi el Barani, odległa o 90 km. od granicy Cyrenajki, stanowi drugi angielski punkt oparcia na wybrzeżu egip- skiem, a jego znaczenie strategiczne wy nika już z tego, że druga angielska lin ja obronna biegnie od tej miejscowości ku południowi.
Oczy
Wioch zwrócone no Afrykę.
Podczas okresu sankcyj antywłosklch, Sidi el Barani zostało rozbudowane pod względem wojskowym i wyposażone w wielkie składy oraz w lotnisko, dzięki któremu trasa lotu do Aleksandrji została skrócona do 350 km., a do kanału Sueskie- go do 600 km. (p.).
W łoskie samoloty
znów zaatakow ały Maltę.
(=) Rzym, 17 września. Jak informuje specjalny sprawozdawca agencji Stefan i, wyspa Malta — po ostatnim nocnym nalo cie, o którym mowa w komunikacie wo jennym — była powtórnie w ciągu godzin przedpołudniowych w niedzielę skutecznie atakowana przez włoskich lotników nur kowych (Picchiatelii).
Zupełnie nieoczekiwanie dokonany atak na ważne urządzenia portowe w Haifie* które obrzucono bombami ciężkiego kali
bru., spowodował olbrzymie spustoszenia i zniszczenia.
Zajęcie Sollum przez Włochów.
(=) Nad granicą egipską, 17 września. Przez zajęcie granicznego miasa egipskie go Sollum, o czem doniósł poniedziałkowy włoski komunikat wojenny, ofensywa mar szałka Graziani w krótkim czasie osiągnę ła swój pierwszy cel.
Wojska Grazianiego pomimo niezwykle wielkich upałów o tej porze roku podjęły; uderzenie nad granicą libijską i po pierw szym ataku na ufortyfikowaną miejsco-t wość Sollum posunęły sie dalej, wkracza jąc na bezwodną pustynie nad egipskiem wybrzeżem morza Śródziemnego.
W marszu tym mają posuwające sie woj ska do dyspozycji tylko jedną drogę kara wanową. Podobnie, jak przy zdobywaniu! brytyjskiego kraju Somali, tak i tutaj wa runki klimatyczne i zagadnienie posiłków sprawiają największe trudności w akcji wojsk włoskich. Źródła znajdują sie w bar dzo nielicznych miejscach; nie wystarcza ją one nawet w przybliżeniu na potrzeby nowoczesnej armji, a także cofające się wojska angielskie mogą je czynić niezdat- nemi do użytku.
Sollum, mała umocniona wioska nadbrze żna, otoczona jest od południa łańcuchem! górskim, w którym Anglicy zbudowali ma ły fort, zajęty obecnie przez wojska wło skie. Miejscowość Sollum. oddalona około 15 km. od granicy libijskiej, została zajęta przez Egipt dopiero w roku 1911, a dopiero w roku 1925 przyznana traktatowo przez Włochów Egiptowi.
Obrady bułgarsko-rum uńskiej
komisji granicznej.
(§) Bukareszt, 17 września. W Turfcuea.ia! w Dobrudży zebrała sie w niedziele mie szana komisja rumuńsko-bułgarska, która njta na miejscu zająć sie ustaleniem nowej granicy.
Budowa nowego kanału Panamskiego.
Nowy Jork, 17 września. Według donie sień prasy włoskiej z Nowego Jorku, szef wydziału technicznego w departamencie ro bót publicznych zakomunikował, iż ostat nio został opracowany plan budowy nowej drogi wodnej, łączącej Ocean Atlantycki z Oceanem Spokojnym, biegnącej równoległo do Kanału Panamskiego.
Budowa tego kanału bedzie kosztowała 277 miljonów dolarów i trwać będzie sześć lat. Prace przygotowawcze już zostały roz poczęte. Śluzy będą wybudowane w ten sposób, że będą mogły wytrzymać również i bombardowanie z powietrza. Nad budową kanału będzie czuwało ministerstwo wojny. Do strefy kanału wysłano już 2 tysiące ro botników.
JERZY EG LICZ.
Pocięg widmo.
Ekspress, idący z Bombaju do Kalkuty gnał wśród nieprzebytych dżungli z sza leńczym łoskotem tłoków.W wagonie restauracyjnym siedziało !W wygodnych fotelach czterech mężczyzn, sączących zwolna szampana. Jeden z nich wysoki, świetnie zbudowany o smagłej, pociągłej twarzy, wypuścił zgrabny kłąb dymu pod sufit i uśmiechnąwszy się lek ko, zaczął:
— Wiecie panowie, jnż mam dość tego marnego, nudnego żywota. Naprawdę naj chętniej przeniósłbym się w jakiś inny wymiar.
Zaległa chwila milczenia, Tylko po twa rzy, siedzącego w kącie dżentelmena o dziwnych diamentowych oczach i oliw- kowej, prawie bronzowej cerze, przebiegł jakiś nieodgadniony grymas. Otoczył się dymem ciężkiego hawańskiego cygara, a wzrok jego popłynął w dal za okna, w pieniącą się szałem zieleni dżunglę.
— Znudziło się panu życie — zapytał, przenosząc wzrok na niego. — A wie pan, nie dziwię się zupełnie — ciągnął dalej, patrząc mu bystro w oczy — ten nasz świat jest zupełnie nieciekawy, jeśli będziemy nań patrzyli z czysto materialnej strony. Przygody, kobiety, sport, gonitwa wieczna za pieniądzem, tak to wszystko spowsze dnieje, staje się nicością, pustką...
Uśmiechnął się tym swoim nieedgad- nionym melancholijnym skurczem warg.
— f A ja twierdzę — odezwał się gruby,
o potężnych barach jegomość, połknąwszy ze smakiem kawałek ananasa — że wo- góle nie warto zastanawiać się nad ży ciem. Ot, brać jak idzie, z dnia na dzień
i-k.ęm i^Ir-ża^iiaL^ia^łośn^ałr^hpte!m ^
Wątły, chudy młodzieniec o wygolonych gładkich policzkach, zwichrzył nerwowym ruchem bujne włosy i potoczywszy rozbie- ganemi oczkami po zebranych, zwracając się ku tęgiemu panu, rzekł:
— Nie, mój drogi! Carpe diem! to sta ra zasada — wytarta, przebrzmiała. Czloj wiek powinien przedewszystkiem badać samego siebie, odkrywać ciągle i ustawicz nie swoje wady, być jaknaj bardziej auto- krytycznym, a wtedy wierzę — uniknie w życiu rozczarowań.
Gentleman o diamentowych źrenicach spojrzał na mówiącego bacznie. Jego przecudne głębokie oczy zdradzały sym patie.
— Tak, przesyt i zmaterializowanie sa mego siebie, to zagłada...
— Et! dogmatyczne bredzenia — prze rwał tęgi pan, biorąc łyk szampana.
— Ale chyba się nam biednym śmier telnikom — rzekł pierwszy — należy ja kaś rekompensata za to nikłe życie, tam w innym wymiarze... i nagle urwał.
Koła pociągu wystukiwały monotonną, jednostajną melodję, a za kryształem szyb rozciągał się bajeczny podzwrotnikowy krajobraz. Rozległe połacie pól przesuwa ły się barwnemi, migotłiwemi płatami, usiane niby klejnotami, mieniącemi się pę kami kwiatów, W toni szmaragdowego nie ba płomieniało słońce jasne, ogniste, go rące...
Krępy jegomość otarł zroszone potem czoło i potoczywszy wesołym wzrokiem po twarzach towarzyszy, mruknął jakby do siebie:
— No, a jeśli przyjdzie już człowiekowi przenieść się w ten inny wymiar, to rów nież będę zadowolony, wszak tam podobno także nieźle... Czyż nie? milordzie — po wiedział, zwracając się do gentlemana o bronzowej cerze — pan przecież zajmuje się wiedzą tajemną.
Zagadnięty spojrzał na mówiącego z pod przymrużonych powiek i zwolna wycedził:
i- -^- N ie wiem, czx będzie pan iam -szczę>
śliwy, bo „ten inny wymiar" to kraina du cha... Przerzucił oczy na płomieniejący w słońcu krajobraz.
— Byle jak najprędzej — burknął wyso ki brunet, zapalając papierosa,
— Och! Prawda — szepnął wątły mło dzieniec, spoglądając rozmarzonym wzro kiem w przestrzeń. Nastało milczenie. Tyl ko koła ekspressu wystukiwały swą ry t miczną melodję pędu.
Nagle zaległa ciemność. Nieprzebita ko tara czerni przysłoniła kraj obraz.^ Czterech panów porwało się szybko z miejsc. Za o- knami ziała zimna pustka, W pociągu po wstał ruch. Przerażeni pasażerowie rzuci li się do okien. Zdawało się, że ekspress pędzi bezszelstnie w jakiejś otchłani ni cości.
Aż nagle tam w toni rozmigotały się ru binowe rozbłysku Sączyły purpurowe strugi w czerń, znacząc ją zawiłemi lin ja mi szkarłatu.
— Stacja! — wykrzyknął tęgi jegomość, ale głos zamarł mu gardle.
Na ustach pana o pociągłej* twarzy za tlił się blask ukojenia,. Rozparł się wygo dnie w fotelu, zaciągnął głęboko dymem doskonałego papierosa, lecz zauważył ze zdumieniem, że trzymał w palcach tylko płynną mgłę.
Lord Taylor spojrzał w czerń i zwróciw szy się do niego rzekł:
— Tak! Pańskie marzenia, zdaje się, spełniły się — mam wrażenie, że przeszliś my w jakąe inną sferę. — Przekonał się jednak z lękiem, że słów wypowiedzia nych przed chwilą nie dosłyszał.
A tymczasem przestwór rozjarzył się barwami, zaćmił dziwacznemi eteryczne- mi kształtami. Oto tam w bezdni płoną tajemne kwiaty, jakby utkane z brylanto wych promieni. Gdzieś dalej niebieściły się cudem jasnych błękitów bajeczne tu r kusowe drzewa o połyskliwych, zimnych lodowych liściach. Zaś na skraju horyzon tu ziała ogniem seldynowycb blasków
szmaragdowa góra*
— Zdaje mi się, że znajdujemy się w in nym wymiarze — szepnął wątły młodzie niec, nachylając się do ucha lorda, ale głos utkwił mu w krtani. Wtem w mgła- wej ciemni rozlśniły się fioiłkowe nici, przetykając ją niby przecudną koronką.
Tęgi pan sięgnął po kielich szampana, lecz wydawało mu się, że dłoń jego stra ciła siłę ciężkości. Rzucił osłupiałym wzro kiem na towarzyszy i w tej chwili ujrzał jak lord Taylor uniósł się w powietrze i przeniknął przez ścianę wagonu.
Z odmętów czerni usianej lśnieniami klejnotów spłynęło echo melodii jakiejś przedziwnej, lekkiej, czarownej. Faliste a- kordy^ symfonji roztańczyły się w prze strzeni, tryskając tysiąebarwną frazą, by potem zcichnąć, zamilknąć, oniemieć, tylko płomieniste zorze barw żarzyły się sza łem blasków na tle atłasu
ciemni.-Urzędnik ruchu stacji Dehlos oczekiwał z niecierpliwością na ekspress Bombaj- Kalkuta.
— Już godzina spóźnienia! — odezwał się do podwładnego, patrząc bystro w dal- .1 żadnej wiadomości ze stacji Dżajphurs No tak, chyba na tej przestrzeni uległ ka tastrofie — mruczał sam do siebie.
— Nie, to niemożliwe panie naczelni ku — wtrąci! nieśmiało urzędnik — dróż nicy daliby znać.
Sygnał telefonu przerwał rozmowę. Na* czelnik szybko porwał słuchawkę.
— Hallo! Tu dróżnik na dziesiątym kilo metrze aa linji przed stacja Dżajphur. — Ekspress Bombaj-Kalkuta zniknął.
— Co! — ryknął wściekły naczelnik -* zniknął...?
—Zniknął panie naczelni... zniknął panie naczelni---zniknął w moich oczach pa nie —
k---Urzędnik ruchu skoczył do aparatu te
legraficznego: j
„DZIENNIK PORANNI"' Nr. 169. 'gro<3a, 18 -września 1910.
5
Kosmetyka jesienna.
L ato je s t p o rą n ajb ard ziej sp rz y ja ją cą d la u ro d y pani. Świeże pow ietrze, słońce, rzeczne kąpiele — w szystko to w pływ a od św ieżająco i konserw ująco n a zdrowie, sa m opoczucie — a co za tem idzie — urodę. Jesień, zwłaszcza deszczowa i chłodna — h ry je ju ż w sobie liczne, drobne niebez pieczeństw a. A je s t to w łaśnie czas, kie dy należy nietylko dbać ja k zw ykle o swą
powierzchowność, ale zakonserwować
wszystkie dobroczynne skutki lata.
Przedew szystkiem należy dbać o hig ie n ę i świeżość całego ciała. M ięśnie i skó r a z jęd rn iały w skutek kąpieli, plażow a n ia i ru c h u n a pow ietrzu — nie d ajm y im zwiotczeć i zwiędnąć. W czasie najczęst szych kąpieli doskonałym zabiegiem je s t
szczotkowanie całego ciała dość twardą i ostrą szczotką. Zaczać m ożna od szczotki m iękkiej i stopniow o używ ać coraz tw a rd
szej. Szczotkować należy całe ciało, ale
zawsze w kierunku serca. Szczotkow anie
w ykonyw ać pod wodą. W zm acnia to do
sk o n ale m ięśnie i u ję d rn ia skórę.
J e ś li p a n i nie posiad a w dom u łazien ki, może ten zabieg zastąpić innym — m ia now icie co ra n o oblać całe ciało zim ną w odą i w ytrzeć ostrym ręcznikiem . Moż n a p oprostu położyć n a podłodze kaw ałek linoleum , postaw ić dużą m iednice i s ta nąw szy w niej, zrobić sobie prysznic z dzbanka. N acierać mocno o stry m ręczni kiem lub rękaw icą. P o zabiegu tym nale ży w ypić szklankę gorącego m leka lub h e rb a tk i ziołowej.
J e ś li chodzi o tw arz — nie zapom inaj m y, że zw ykłe m ycie tw arzy może być
doskonałym masażem kosmetycznym. N a leży tylko pam iętać, aby przy m ydleniu tw arzy przesuw ać nam ydlone dłonie zaw sze w kierunku od nosa ku uszom, a po
szyi od brody ku ramionom. P o um yciu
dobrze je s t uderzać po m okrej jeszcze tw a rz y m okrym ręcznikiem , tak, ab y ude rz e n ia p a d a ły kolejno n a w szystkie m ię śn ie tw arzy.
Je sie ń je s t d oskonała p o rą na stosow a nie wszelkich roślinnych środków kosme tycznych. W y k o rzy stajm y wiec w zględną tan io ść niek tó ry ch w arzyw i owoców — a b y u trw a lić świeżość sk ó ry i zahartow ać j ą n a __ zinm Z nakom itym środkiem na je d m o ść i świeżość n ask ó rk a je s t ma seczka z pomidorów. N ależy w ty m celu w y b rać z pom idora jego m iękkie w nętrze i wym ieszać, siekając tw ardsze cząsteczki.
O trzym aną, dość g ęstą papkę nałożyć n a tw arz i poleżeć ta k z zam kniętym i oczami przez 10—15 m inut. N astępnie papkę zmyć le tn ią wodą, w atką, albo m iękkim gałgan- kiem . N ajlepiej je s t zabieg ten stosow ać
na noc, ab y ju ż potem nie n akładać przez p a rę godzin n a tw arz żadnych kosm ety ków.
T e sam e w łaściw ości, zwłaszcza d la ce r y suchej i w rażliw ej posiada miąższ ze świeżego ogórka. Soik ze świeżych ogór ków m ożna stosow ać p o p ro stu ja k o płó- k an k e do tw arzy po um yciu je j n a noc. T ylko te panie, k tó re chciałyby ja k n a jd łu - żej u trzym ać letn ią opaleniznę — pow in n y stosow ać raczej pom idory, gdyż sok z ogórków w ybiela skórę.
P an ie, k tó ry ch defekt stanow ią zbyt roz szerzone pory. pow inny stosow ać n a noc
od czasu do czasu smarowanie twarzy cie
niutką warstewką białka. S m arow ać trze
ba, biorąc odrobinę białk a na poduszeczkę serdecznego palca i wodzić nim po tw arzy tak lekko, aby b iałka nie wcierać, ale je dynie nakładać. Jed n o białko powinno starczyć na 5—6 sm arow ań. R ano należy białko zmyć le tn ią wodą.
Dziś — kiedy je s t trudno o dobre m ydło toaletowe, panie o w rażliw ej sikorze po w inny sobie przypom nieć doskonały prze
pis p rababek o myciu twarzy otrębami.
O tręby zaparza sic w rzątkiem i po odcze k an iu doby m yje tw arz tak. ja k mydłem. D].a p ań nieco starszych, a posiadających skłonność do w iędnięcia tw arzy — w ska
zane są okłady na twarz z kwaśnego
mleka.
P o ro s t i ciem nienie brw i zapew nia n a j
lepiej stałe smarowanie olejem rycyno
wym. A brw i należy w jesien i pielęgno wać staran n ie, gdyż zawsze w ciągu la ta nieco zjaśn ie ją i zbytnio sie w ysuszą od słońca. Podobno używ any obecnie olej rze pakowy działa n a ich p o ro st rów nie sku tecznie. W a rto spróbow ać — gdyż żaden tłuszcz w każdym razie n a w łosy nie szko dzi.
P a n ie m a ją dziś bardziej, niż przed w ojną zniszczone ręce. Cięższa p ra ca do mowa nie pozw ala n a u trzy m an ie ich gładkości. P orad zim y coś i n a to. N ależy raz dziennie po skończonej p ra cy domo wej używ ać do wody do m ycia rą k nieco sody. Pozatem je śli używ am y do p o traw c y try n y — wyciśniętą skórką przetrzeć mocno ręce. W b ra k u c y try n y — nacierać
ręce skórkami ogórków. Do cięższej pracy używać stary c h rękawiczek, albo uszyć sobie jednopalczaste rękaw ice ze stary c h gałganków .
P rz y gorszem pożyw ieniu zęby p su ją się łatw o. N ależy tem u zapobiec przez stałe płókanie ust naprzemian odwarem szałwi i wodą ze szczyptą sody. Od czasu do cza su przetrzeć zęby w atką, zm aczaną w wo dzie utlenionej. W ybicia to bardzo zęby.
P anie, k tó re tam tej, ostrej zim y cierp ia ły n a odm rożenia — pow inny już teraz za bezpieczyć się przed tą przykrością. W ia domo, że odm rożenia p o w ta rz a ją się —
należy m iejsca odm rożone masować już
teraz co jakiś czas lanoliną.
A nem ja pow oduje nieraz u p ań skłon ność do owrzodzeń. W y starczy w tedy lek ko skaleczyć się, aby tw orzyły się bole sne i tru d n e do go jen ia ran k i. D oskona łym środkiem je s t w tedy picie przez ty dzień po 4 i 1/4 dkg. drożdży rozpuszczo nych w mleku. P o rc ję tę m ożna dzielić n a dwie daw ki dziennie i pić ta n o i wieczo rem.
N a zakończenie jeszcze jeden przepis ko sm etyczny — specyfik jesienny. N ie oba w iajm y się deszczu. K iedy p ad a drobny, jesien n y deszczyk, w yjdźm y n a spacer w nieprzem akalnym płaszczu i s ta ry m be recie. Siekące kropelki chłodnej wody —
to przecież doskonały masaż twarzy, a
woda deszczowa je s t szczególnie zdrow a dla d elikatnej sk ó ry tw arzy.
60
la!
mm
Ma
mimm.
(PW P) Nie możem y sobie w yobrazić dzi siaj życia k u ltu raln eg o bez ośw ietlenia e- lektrycznego, ale nie zastanaw iam y się nad tem, że przecież dopiero od bardzo n ieda w na możemy za naciśnięciem niepozorne go k o n tak tu rozjaśnić m roki nocy. Jeszcze w w ielu m iejscow ościach „pokutuje" o- św ietlenie gazowe w form ie la ta rń ulicz nych. ale już choćby ze względu n a bez pieczeństwo w czasie nalotów sam olotów bombowych nigdzie nie zakłada się inne go ośw ietlenia, ja k tylko elektryczne.
W środkow ej E uropie założono e le k try czne lam py łukow e po raz pierwszy w Ber linie w zimie 1879/80 r. Zupełnie zrozu m iałe były w tedy procesje ludzi, którzy p rag n ęli ujrzeć na własneoczy po raz p ier wszy św iatło bez płom ienia, czy też, ja k się poetycznie w yrażano „słońce w szklan- nej kuli".
W ładze państw ow e i gm inne nie om ie szkały także wówczas uczestniczyć w tego rodzaju epokowej in au g u ra cji, ja k a odby ła się podczas „B erlińskiej W ystaw y P rze m ysłow ej 1879". Ja k ż e śm iesznie brzm ią dzisiaj ówczesne przepisy, k tó re za b ra n ia ły ja k najsu ro w iej ze względu na m ożli wość wzniecenia pożaru zainstalow ania pierw szych lam p elektrycznych w ew nątrz b a li w ystaw ow ej! F irm a Siem ens i Helsko m u siała się zadowolić obszerną piw nicą w t. zw. „K aisergelerie" i z tej pierw szej cen tra li elektrycznej zaopatrzyw ano w p rąd
lam py łukow e na rep rezentacyjnej alei
„U nter den Linden".
S praw ozdanie, w ypracow ane przez inży nierów , czuw ających nad owemi lam pam i, ja k najtro sk liw sza m atk a nad dzieckiem, je s t m iejscam i nawet zabawne. C zytam y m iędzy innem i uw agam i, że jed n a k a p ry śna lam pa św ieciła się stale tylko przez pewien czas. a potem gasła z niewiado mej przyczyny. Nie um iano tego w yjaśnić, podobnie, ja k i dziwnego zjaw iska, że w y starczało j ą potrącić, aby się znowu sam a zaśw iecała. N a innem znowu m iejscu — gdzie panow ał siln y przeciąg pow ietrza — lam pa m ig o tała w sposób bardzo męczący dla oka; w ym ieniano ją kilk ak ro tn ie, jed n ak bez re zu ltatu . W żaden sposób nie m ożna było u sunąć tego „djablika", p su jącego efekt całości. Jeszcze przykrzęjszem dla pionierów św iatła elektrycznego było
to, że w ładze gm inne nie mogły się zdecy dować na zakupienie całej instalacji — tak że trzeba j ą było rozebrać z pow rotem
Ulepszenia postępow ały jed n ak w labo- ra to rja c h elektrotechnicznych poprostu z tygodnia na tydzień, tak, że kiedy w dniu 10 sierp n ia 1880 roku zapłonęły na w yso kich m asztach nowe lam py łukowe, ro z ja śn iły one w ielki płac w B erlinie słoneez- nem niem al św iatłem . Zrozum iano wtedy, że gaz, jak o najlepszy wówczas m a te ria ł ośw ietlający, zyskał niezmiernie groźnego przeciwnika, odnoszono się sceptycznie je dynie tylko przez pew ien czas do żarówek. Mówiono bowiem, spacerując po „Kocb- strasse", gdzie od pewnego czasu jaśn iało w nocy blade jeszcze św iatło pierw szych żarówek, używ anych w E uropie: „To nam nie może zaim ponować. T a elek try k a św ie ci ja k gaz. Całkiem co innego lam py lu kowe!"
D okładnie 60 la t tem u zaprow adzono
w reszcie w B erlinie na L eiozigcrstra»se
pierwsze stałe lampy elektryczno i ta p ró
ba w ykazała tego rodzaju trw ałość i moc energji św ietlnej, że nie znaleźli się już zatw ardziali konserw atyści, k tórzyby o- śm ielili się twierdzić, że gaz m a wyższość nad u ta jo n ą w d rutach i w yzw oloną we w nątrz lam p en erg ją elektryczną.
■MWBBSWaMMKa Z DNIA.
Jestem
pes
Nie w iem dlaczego p rzypom ina m i się od pew nego czasu stale pow iedzenie zre sztą dosyć znane o podobieństw ie m iędzy starą panną a urzędnikiem . Podobieństw o to polega na tem , że oboje czekają na pier w szego! Z darzyło m i się bowiem ostatnio, że coraz bardziej zdenerw ow any czekałem i ja na tego pierwszego, poczynając ju ż od trzeciego każdego m iesiąca. W budżecie bow iem u kła d a n ym z n iezw ykłą zręcznoś cią linoskoczka i z pieczołow itością apte karza odważającego ja kieś okropne tr u cizny, w szystko się zgadzało, t. zn. dochód i rozchód, pom inąw szy dwa ostatnie zera. G dy jeszcze w dodatku okalało się. że
trze-WŁADYSŁAW BARCICK1.
Taiemniea s m porMi
Powieść fantastyczna. 8);
---— Otóż pewnego dnia, gdy wezwano z
(pobliskiego Z urychu władze sądowe, w b i bliotece, k tó rą znałem z mego pobytu w H eid ens teinie, siedziało dwóch pow ażnych mężczyzn, któ rzy na pierw szy rz u t oka zd rad zali wszelkie w łaściw ości m entalne i fizyczne adeptów Tem idy. R adca von Gwendl, p rzy b y ły specjalnie z Zurychu, celem zbadania spraw y, by ł dobrodusz nym , grubaw ym , nieco starszy m panem,
noszącym poza nieco siw iejącą bródką,
rów nież złote okulary, k tó re b yły m u po trzebne nietylko do lepszego obserw ow ania św iata, gdyż był silnym krótkow idzem , j a k też do podniesienia a u to ry te tu sę dziowskiego. J a k możo wiesz, sędzia bez o k u laró w je s t ja k pies m yśliw ski bez wę chu. Tow arzysz jego, sędzia śledczy R iitli by ł człowiekiem stosunkow o m łodym i robi? w rażenie energicznego i am bitnego. Znałem go osobiści e i gdybym chciał być złośliwym , nazw ałbym go karierow iczem , a le określenie to o ty le nie je s t słuszne, że opierał on sw oje powodzenie w życiu n a rzetelnej pracy 5 zasługach. Oczy m iał św idrujące, bystre, ru ch y nieco kanciaste. R az po raz przejeżdżał rę k ą po w łosach, w y gładzając je.
— Rozm owa ich toczyła się oczywiście naokoło spraw y, dla k tó rej p rzybyli do zam ku: m u siała ona brzm ieć m niej więcej
następująco* t.ww.imi
„R ew olw er leżał ja k ie trz y k ro k i od zm arłego — mówił, przecierając ch u stk ą swe o k u la ry ra d c a sądow y v. Gwendl — co jed n ak b y najm niej nie potw ierdza p rz y puszczenia p an a kolegi, ja k o b y h ra b ia zo s ta ł zastrzelony. J a k w iem y z niejednego
przykładu, rę k a sam obójcy po oddaniu
strz a łu może, padając, rzucić rew olw er n a ta k ą odległość, a naw et dalej. P rzypom nę p an u ty lk o w ypadek z przed dwóch la t z K arolem K ra m e m w Genewie, albo choć by sam obójstw o wdowy D u rra n t w P a r y żu, a będzie p an kolega m u siał przyznać m i rację. R iitli zam yślił się, a oczy jego poczęły błądzić po ścianach biblioteki, ja k b y spodziew ał się znaleźć ta m ja k iś ciekaw y szczegół lub trochę natchnienia, k tó re b y pozwoliło m u w ykazać słuszność
swoich tw ierdzeń.
— A eo m a w spólnego z tem sam obój stw em staro ży tn e lusterko, k tó re H eiden- stein trzym ał w ręku? — rzekł tonem p rz y ciszonym , nieco syczącym , ja k b y chciał zgnębić swego przeciw nika, R iitli.
— L usterko? H a. trudno, nie zawsze
w szystko d a się w ytłum aczyć. Może zresz tą nam się to jeszcze uda, ale dotychczas a n i m oje przypuszczenie, ani pań sk ie nie je s t pozbaw ione pew nych słabych stron, chociaż m ojem zdaniem może być m owa
tylko o sam obójstw ie. R iitli zaprotestow ał. ""
— Chcę panu przypom nieć, panie radco, iś stw ierdziliśm y, że ani miłość t. zw. za w iedziona, ani też przykrości finansow e, an i żadna wogóle okoliczność, k tó ra za zwyczaj doprow adza człow ieka do sam o bójstw a, nie g ra ły tu ta j żadnej roli. W ięc ja k to w ytłum aczyć? Co m ogłoby być w ła śc iw ie pow odem śm ierci H eddenateina. J
e-dynie przecież zabójstw o z nieokreślonych dotychczas pobudek.
R adca v. Gwendl w stał z fo tela ob ciągniętego zieloną skóra i począł się prze chadzać po bibljotece% B ędąc sam nieco zbieraczem starożytności, p rz y g lą d ał się z s a ty sfa k c ją stylow em u um eblow aniu bi blioteki, k tó re w skazyw ało n a znaw stw o w łaścicieli zam ku. Ściany dużego pokoje a raczej sali pozastaw iane były w ielkiem i szafam i z pięknego m ahoniu, n a k tó ry ch s ta ły poipiersia różnych cezarów i filozo fów rzym skich. N a jednej z nich s ta ła gło w a cesarza W itelia n a żółtym cokole. N a innej znów z zielonkawego m arm u ru spo czyw ała głow a Seneki z rozm ierzw ionem i włosam i, z dziwnie ponurem spojrzeniem . N a środku pokoju s ta ł olbrzym i stół, opie ra ją c y się n a jednej pięknie rzeźbionej no dze, a n a stole leżały stosy różnych ilu stro w anych pism . dokładnie poukładanych we dług wielkości. C ztery fotele w sty lu Chip- pendale, obite szarym kretonem w brązowe pasy oraz jeden duży fotel, obciągnięty zie loną sk ó rą w ty p ie zwanym przez Niemców „G rossvaterstuhl“ dopełniały urządzenia.
Ś ciany b ibljoteki utrzy m an e b y ły w ko lorze jasno-brązow ym . n a jednej wolnej od szaf ścianie w isiały dwa piękne kolorowe sztychy angielskie, przedstaw iające sceny z życia X V III. wieku. Jed e n z nieb z a ty tu łow any „Tre say lo rs kiss", p rzedstaw iał w ch arak tery sty czn ie naiw nym stylu m iło sną scenę, rozgryw ającą się między an gielskim m arynarzem a ja k ą ś egzotyczną pięknością. Nie było zresztą nic dziwnego w tem pięknem urządzeniu i w sharm oni- zow aniu m ebli i obrazów, gdyż H eidens tei no wie należeli od w ielu wieków do n a jz n a kom itszych i najbogatszych rodzin szw aj carskich. i m ieli p ra w ie zawsze
reprezen-ba robić w ielkie zapasy na zimę, że nie wiadomo ja k będzie z węglem, a rów nież mało wiadomo, ja k będzie z w ielom a inne m i rzeczami, w padłem to ta kie rozdrażnie nie, że b yłb ym popłacił naw et zaprotesto w ane w eksle. N ie w iedziałem poprostu co
robić: sm ucić się, czy przeciw nie machnąć na w szystko ręką i utrw alić się w o p ty m izm ie. R ozm yślałem nad rożnem,i zaw o dami, któreby m o g ły jako tako pomóc m i w przetrzym a n iu ciężkich czasów: począ łem golić agrest i robić z drobnych jego w łosków szczoteczki do zębów, zacząłem zbierać i liście bukow e i sporządzałem z nich w onne papierosy, lub też w ycinałem ze starych kopert znaczki, chcąc je sprze dać zagranicą, ale w szystko to nie dawało żadnego rezultatu.
P oszedłem jednak do przekonania. że ar by zachować spokój ducha i równowagę, należy się uzbroić w nowe zalety, któreby pozwolilif zachować jednakow y, nie reagu jący na w yp a d ki, nastrój. I oto począłem m yśleć m n iej w ięcej w ten sposób: ab stra kcy jn e szczęście lub nieszczęście nie istnieje, w szystko nabiera ta kiej lub innej wartości przez porównanie. G dybym n. p. m iał dzisiaj 100 zl. b yłb ym szczęśliw y, na tom iast dw a lata tem u do szczęścia potrze bne m i było aż 1000 albo 10.000 złotych. W ten sposób m ożna w ięc regulować sw oje przyszłe reakcje. Jeżeli więc będę się czuł nieszczęśliw szym niż n im jestem napraw dę, to byle drobne dobre w ydarzenie uczy ni m nie praw ie że szczęśliw ym przez poró w nanie z w yobrażeniem o m o jej sytuacji.
1 daje tą drogą zacząłem sobie malować o- kropne obrazy w przyszłości: dostaje n. p. czerwonki, robie się na tw a rzy blady i żół ty, zielony i niebieski, różnokolorow y itd„ tracę posadę, nie w ypłacają m i zapomogi, nie płacę kom ornego, służąca sic bu n tu je i w yn o si się z dom u tłukąc szyb y i kilka drobnych przedm iotów , lekarz nie chce p rzy jść z pomocą, bo wie, że m u nie zapła cę, w ty m że sa m ym czasie p ro d u k ty spo żyw cze lecą wgórę, zim a panuje sroga na, świecie, m uszę sprzedać ostatnie fu tro i cały drżąc z zim na leżę w nieopalanym po koju. żona m nie opuszcza z d zikim hała sem, a przyjaciółka, żadna nie chce p rzyjść do domu, w dodatku jedzenie, które o tr z y m u ję jest albo niedogotow ane, albo prze- cinmie przypalone, ka rto fle są zm arznięte i łykow ate, sznycel z konia zdradza w y r a źne upodobanie do w ierzgania, wodociąg zamarzł, ale zato kupie z pierw szego pie tra, itd. itd. itd. P r zy p a trzy w szy się tem u ponurem u obrazowi zapadłem się po same uszy w o kro p n y. kreta w żyłach ścinający nastrój, k tó ry m delektow ałem się ja k ja kim ś nektarem . A le to w szystko ty lk o w ty m celu, a by następnie przypom nieć so bie fa k ty c z n y stan rzeczy i czerpać z tego porów nania pocieszenie. „Nie je st ta k źle!* pom yślałem . A jeżeli nie dostanę te j czer w onki czy cholery, jeżeli w szystko co prze- widziałem, nie nastąpi, będzie naw et jesz cze lepiej. W ten oto p ra k ty c zn y sposób pedagogiczny starałem się upiększyć sobie życie i podtrzym ać na duchu.
Znana jest, metoda psychologiczna, zw a na metodą dra Coue polegająca na tem , że fm ejent w m aw ia sobie, że w szystko je st do brze, i że w szystko ułoży się jaknajlepiej. S k u te k te j m etody jest podobno taki. że pacjent albo staje się fenom enalnym o p ty m istą i naw et idąc na stracenie w piątek, gotów je st stw ierdzić zgodnie ze starem przysłow iem , że „piątek dobry początek", albo też dostaje się do pewnego hotelu, w k tó ry m niem a u drzw i klam ek, okna są lekko zakratow ane, niem a sprzętów kan ciastych, ty lk o w szystkie sat zaokrąglone, a dyrektorem , pensjonatu je st pan, k tó r y każe lokatorom Uczyć do dziesięciu i w y konyw ać pew ne działania m atem atyczne, M ój system jest znacznie lepszy, bo w o ju je bronią pewną. Wychodzi, z założenia. że go rzej ju ż być nie może i w te d y każde prze życie w yd a je się w ielkiem szczęściem. — Twierdzę, że pobiłem, doktora Coue w w y ścigu do m e ty o p tym izm u o całą głowę. A- b y dojść do o p tym izm u trzeba rozpocząć od, pesym izm u, a potem w szy stk o pójdzie ja k po maśle ka rtkow em .
X erez.
tan ta, k tó ry dbał o przyozdobienie rodzin nej siedziby. Zakątek S zw ajcarii, w któ rym leżał zamek, szanow ał od wieków tę rodzinę, k tó ra b ra ła udział w w ielu h i storycznych epizodach, w ysyłała swoich synów n a różne w ypraw y wmjenne. lub też n a kongresy polityczne i co pew ien czas k azała o sobie mówić nietylko okolicy, ale też innym krajom . S po ty k a się czasem t a kie rodziny, k tó re m a ją to dziwne szczę ście, że zdołają przez szereg wieków zacho wać zarów no sw ój m ajątek, ja k też znacze nie, a co najw ażniejsze zdolności. Do ta
kich w łaśnie należeli Heiden Steinowie.
B ra li oni udział we czesnem średniow ieczu w licznych w ypraw ach krzyżowych, w iodąc za sobą wielu rycerzy szw abskich i b a w a r skich, a n a chorągw i tego pocztu zbrojne go w idniał ich herb, przed staw iający trzy orle czerw one głow y n a złotem polu. Im ię R ajn o ld pow tarzało się stale w tej rodzi nie, to też hr. R ajn o ld z roku 1935 był 20-tym R ojnoldem , posiadającym zamek.
— R adca v. Gwendl podszedł do w ielkie go okna i spojrzał z zachw ytem na okoli ce, k tó rą w idać było aż po horyzont, z w y sokości zamku.
„Co za w spaniała okolica — rzekł w u- niesieniu, zapom inając na chw ilę o swem zadaniu w yśledzenia całego łańcucha w y padków , k tó re doprow adziły do tajem n i czej śm ierci Heidenstedna. — Gdy się ta k patrzę, mam w rażenie, że za chw ile zoba czę tam na szosie zbrojny poczt rycerzy i że opadnie m ost zwodzony, aby dać przej ście gościom".
— Lecz po tych słow ach znów pow rócił do swego zawodowego tem atu i stanąw szy przed swym kolegą, począł snuć dalej sw oje m yśli.