Monika Urbańska
"[...] ja miłości mojej, która się
rozkłada, treść i kształt boski wiernie
chowam w sobie" - o pewnym
dysonansie słów kilka
Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 11, 71-83
2008
A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S
F O L IA L IT TER A R IA P O L O N IC A 11, 2008
M o n ik a U r b a ń sk a
„[...] ja miłości mojej, która się rozkłada,
treść i kształt boski wiernie chowam w sobie”
- o pewnym dysonansie słów kilka
C h a r le s B a u d e la ir e
Padlina
P rzypom nij sobie, co śm y w idzieli, jed y n a, W ten letni tak piękny poranek: U zakrętu leżała plu g aw a padlina
N a ścieżce żw irem zasianej.
Z nogam i zadartym i lubieżnej kobiety, P arując i siejąc trucizny, N iedbała i cyniczna o tw arła sekrety
B rzucha pełn eg o zgnilizny.
Słońce p rażą c to ścierw o ja rzy ło się w górze, Jak b y ro złożyć pragnęło
I oddać w ielokrotnie potężnej N aturze Złączo n e z n ią niegdyś dzieło.
B łękit oglądał szkielet przepysznej budow y, C o w kw iat rozkw itał jaskraw y, Sm ród zgnilizny tak m ocno uderzał do głow y,
Ż eś om al nie padła na trawy.
B rzęczała na tym zgniłym brzuchu m uch orkiestra I z w nętrza larw czarne zastępy
W ypełzały ściekając z w olna ja k ciecz gęsta N a te ro ją ce się strzępy.
W szystko się zapadało, jarzy ło , w zbijało, Jak fala się w znosiło,
R zekłbyś, w zdęte niepew nym odetchnieniem ciało S am o się w sobie m nożyło.
M onika U rbańska
C zerw ie biegły za obcym im brzm ieniem m uzycznym Ja k w iatr i w oda bieżąca
Lub ziarno, które w icjacz sw ym ruchem rytm icznym W o p ałce o b raca i w strząsa.
Form a św iata staw ała się nierzeczyw ista Ja k szkic, co przestał nęcić N a p łó tn ie za p om nianym i który artysta
K ończy ju ż tylko z pam ięci.
A za skałam i n ie spokojnie i z ostrożna Pies śledził nas z błyskiem w oku C zatu jąc na tę ch w ilę, kiedy będzie m ożna
W yszarpać o ch łap z zew łoku. A je d n ak up o d o b n isz się do tego błota,
C o tchem zaraźliw y m zieje,
G w iazd o m ych oczu, sło ń ce m ojego żyw ota, Pasjo m oja i m ój aniele!
Tak! T ak a będ ziesz kiedyś, o w dzięków królow o. Po sakram entch ostatnich.
G dy zejd ziesz pod ziół żyznych urodę kw ietniow ą, By g n ić w śród kości bratnich.
W tedy cz erw io w i, który cię będzie beztrosko T o czy ł w m ogilnej ciem ności.
Pow iedz, żem ja zach o w a ł form ę i treść boską M ojej zetlałej m iłości!
Przeł. M ieczysła w Jastrun
CyL za: Ch. B a u d e l a i r e , K w iaty zła , oprać, i w stęp M. Jastrun, W arszaw a 1981, s. 54 -5 5 .
C h a r le s B a u d e la ir e
W y r z u t p o ś m ie rtn y
K iedy n areszcie zaśniesz, p iękna pom rocznico, W głęb in ie m auzoleum czam o-m arm urow ej, C o w y starczy ci ted y za stro jn ą alkowę, I kiedy dół w ilgotny ci będzie łożnicą,
K iedy zim nym uściskiem m arm ury pochw ycą P iersi tw ej cud i serce tw oje purpurow e...
G dy w zb ro n ią m u snów daw nych żąd n ą snuć osnow ę, A stopom b iec gościńców m iłosnych tęsknicą...
M ogiła, pow iernica snów m oich tajem nych, (B ow iem m ogiła za w sze poecie je s t w ierna) W tych nocach, co nie zn ają snu
„[...J j a m iło ści m ojej, kióra się ro zk ła d a ...” 73
R zeknie: „C ó ż ci, m iłości kapłanko niew ierna, Żeś nic za zn ała - za czym p łaczą zm arłych oczy? 1 czerw ci ja k serdeczny w yrzut - ciało sto czy ” .
Przcł. B ronisław a O strow ska
Cyt. za: K ocham . Liryka fra n c u sk a , w yb. L. Lachow iecki, W arszaw a 1995, s. 14-15.
Maria Konopnicka Prześliczn a M aud
U C elesty n ó w bije dzw on, Rodanu h u c z ą wody...
Ach, ileż żalu, ja k w czesny skon M łodości i urody!
U C elesty n ó w k opią grób, 0 trum nę bije m łot...
W bieli i w m irtach, ja k b y na ślub - Prześliczna M aud.
K ochania je sz c z e tch n ie z piersi woń, Ledw ie stanęło serce...
1 róże św ieże sty g n ąc a dłoń U puszcza na kobierce.
D w orzanów , m ieszczan pełna sień, D rżą szepty m odłów , wot... - G d y b y ż na je d e n ożyła dzień Prześliczna M aud!
Pół ro k u p łacze je j R en é król, 1 znów pół roku płacze:
- N ie ścichnie żal m ój, nie zm ilknie ból, P óki je j nie zobaczę!
-I bije pó łn o c w dzw onów spiż, I w trum nę bije m łot,
Idą ojcow ie, g d zie m a sw ój krzyż Prześliczna M aud.
N iesie p ochodnię król R ené sam, Na g ło w ie k aptur m niszy, Idzie do lochu sklepionych bram , W og ro m n ej, nocnej ciszy. W ieją kadzidła i m irry woń, P o d w aża w ieko grot...
A król po ch y la m łodzieńczą skroń Nad ślic z n ą M aud.
I nagle krzyknął, zachw iał się. P odparli go ojcow ie...
A co zobaczył, sam tylko w ie I B ogu tylko pow ie. I w io d ą króla z lochów tych, Z tajem nych śm ierci wrót, I prędko w iekiem zakrył m nich P rześliczn ą M aud.
A król w sw ych k o m n a t zam knął się mrok. G dzie w ieża ta ponura;
M alo w ał m iesiąc, m alow ał rok. N ie zdjąw szy ju ż kaptura. A ż w yszedł ja k złam any kłos O d długich, d ługich słot... W zięła m u uśm iech, zbieliła w łos P rześliczn a M aud.
I stanął w progu w ieżycy sam , I prosi d w orzan gestem ... I w chodzi orszak panów i dam Z w achlarzów , z w stęg szelestem . A król zasło n y szarp n ął sznur, C zoło m u rosi pot... I stanął niem o zlęk n io n y dw ór Przed ślic zn ą M aud.
O kropny, nagi szk ielet to był, Zgło m u p asało biodra, A sieć splątanych u serca żył W id n iała z piersi modra. R obactw a w czasz ce w ił się rój, Skąd od p ad ł w łosów splot, A król pod o braz kład ł podpis swój: „P rześliczn a M au d ” .
Cyt. za: M . K o n o p n i c k a , P oezje w ybrane, oprać. A. B rodzka, W arszaw a 1960, s. 3 1 1-313.
Jak zauw ażył L ouis-V incent T hom as, śm ierć i um ieranie stały się w naszej cyw ilizacji tem atam i tabu. W ykluczyliśm y je z kręgu naszej codzienności. Są n iepożądane, albow iem burzą porządek doczesności. Szczególnie odrażający w ydaje się kon k ret śm ierci - tru p 1.
Z antropologicznego punktu widzenia śm ierć je s t dośw iadczeniem przerw ania, niesie w ięc ze sobą ból i bunt. Stanow i przerw anie zarów no dla osoby rozstającej się z życiem , ja k i dla pozostającej po niej społeczności - zw łaszcza bliskich. N am acalnym i nieodw ołalnym dow odem śm ierci staje się p o dlegające degradacji ciało człow ieka, któ re w kulturze w spółczesnej, ja k najszybciej po zgonie, pow inno być „o d d an e ziem i” .
1 Zob. L.-V . T h o m a s , Trup. O d biologii do antro p o lo g ii, przeł. K. K ocjan, W arszaw a 2001, s. 10 i nast.
„ 1 - І ja m iło ści m ojej, która się rozkłada.. 75
Śm ierć od w ieków napaw a lękiem. C złow iek nadal nie potrafi jej pojąć, okiełznać, osw oić. N igdy nie pogodził się z faktem końca w łasnej egzystencji. Szczególny lęk i odrazę budzi proces p rzejścia od ciała osoby zm arłej do ciała trupa. P roces ten stanow i nie tylko zjaw isko tanatyczne, ale też sym boliczne - dow odzi definityw nej destrukcji, w yraża dram atyczną bezradność człow ieka wobec dotyczącego go ostatecznego procesu biologicznego. C hoć śm ierć bywa ukryw ana za zasło n ą m ilczenia, dla w ielu artystów różnych pokoleń je s t źródłem inspiracji i odniesień. B yła rów nież dla C harlesa B au d elaire ’a, autora w iersza
Padlina.
O publikow anie w 1857 r. K w iatów zła, w tym P adliny, w zbudziło p o w szechne zgorszenie. W iersz został uznany za obrazoburczy, podły, brudny i niesm aczny, zaś poecie w ytoczono proces o obrazę m oralności. N astroje te podsycał, pisząc w 1861 r. w liście do m atki, że K w iaty zła p ozostaną św iadec twem je g o w strętu i nienaw iści do w szystkich rzeczy. B audelaire akcentow ał w ielokrotnie, iż w ten tom ik w łożył w szystkie sw oje em ocje: całą sw o ją miłość, serce, czułość, a także bunt, ból, nienaw iść. Przesycone naturalizm em przed staw ienie w P adlinie zw łok rozkładającej się ukochanej kobiety odczytyw ano jako bunt tw órcy przeciw ów czesnej obyczajow ości i pełnem u hipokryzji po dejściu do m iłości.
W iersz składa się z 12 czterow ersow ych stro f o krzyżow ym układzie rymów. „Przypom nij sobie, cośm y w idzieli, je d y n a ” - ju ż w p ierw szym w ersie zaw arty jest bardzo osobisty stosunek podm iotu lirycznego do adresatki jeg o w ypow iedzi. To je d y n a - ukochana, czy też kochanka. D alsze w ydarzenia m ają charakter retrospekcji. „L etni, piękny poranek” , w czasie któ reg o spacerow ali, został skontrastow any z w idokiem leżącej na ścieżce „plugaw ej pad lin y ” . Z estaw ienie tak skrajnych epitetów („piękny poranek” i „p lu g aw a padlina” ) służy hiper- bolizacji kontrastu m iędzy obydw om a zjaw iskam i, nieoczekiw anie w ytrąca czytel nika z początkow o rom antycznego nastroju.
D o nazw ania trupa używ a się w naszej kulturze szczególnego słow nictw a. O kreślenie „ p a d lin a ” uchodzi za szokujące, m a zabarw ienie pejoratyw ne, od noszone je s t praw ie w yłącznie do m artw ych zw ierząt. Z naczenie eufem istyczne ma term in „ c ia ło ” . C iało zm arłego nasuw a bow iem skojarzenie z ciałem osoby żywej, kam ufluje, pom ija fakt rozkładu i destrukcji, a w ręcz w yraża trw anie człow ieka m im o jeg o śm ierci. D rugie określenie - „zw ło k i” - pozw ala zauw ażyć oddzielenie ciała od duszy. Po zm arłym pozostaje tylko pow łoka, w k tórą dusza była „p rzy b ran a” . O kreślenia „tru p ” najczęściej się unika, gdyż napaw a lękiem, z całą m o cą oddaje fakt śm ierci, obnaża ją w pełni.
W w ierszu B audelaire’a przedstaw ione są najpraw dopodobniej zw łoki jakiegoś zw ierzęcia. N ie je s t to jed n a k nigdzie pow iedziane. Francuski oryginał zatytu łowany je s t Une C harogne - Padlina, co w skazyw ałoby n a ciało m artw ego zw ierzęcia, choć je s t różnie tłum aczone w różnych przekładach, np. Zw łoki w translacji S tan isław a K oraba-B rzozow skiego.
W dalszej strofie następuje dokładny opis padliny, epitetow anej jak o „plu g aw a” , „n ied b ała” i „cyniczna” oraz porów nanie jej do lubieżnej kobiety. Zwłoki znajdują się w stanie zaaw ansow anego rozkładu, który w kolejnych zw rotkach zostaje drobiazgow o zobrazow any, z fotograficzną w iernością opisyw anych detali. P odm iot liryczny zdaje się upajać tym dram atycznym w idow iskiem .
M artw e ciało zespala się z naturą, która stopniow o dokonuje ostatecznego zniszczenia - w łącza padlinę do sw ego „łańcucha ży cia” , w którym jedna form a istnienia przechodzi w drugą. N atura zam yka pew ien cykl - to, co z niej pow stało, do niej w raca, zm ieniając jed y n ie sw ą form ę. B ogate personifikacje ukazują d o konującą się w ciele destrukcję. S przyjają jej procesy zw iązane z naturą, p o w odujące i przyspieszające gnicie: „słońce p raży ” , „błękit ogląda” , padlina je s t konsum ow ana przez żerujące na niej robactw o. Śm ierć zabiera podm iotow i dotychczasow y, doczesny kształt, który został m u jed y n ie „użyczo n y ” na czas ziem skiej egzystencji. M am y tu czy teln ą aluzję do biblijnego „z prochu p o w stałeś i w proch się o brócisz” . P ad lin a staje się agresyw na - roznosi zarazę, nieczystość i sm ród. S w oją o hydą pobudza w szystkie zmysły: w ęchu, w zroku, słuchu. U kochana, czując zapach zgnilizny, „om al nie padła na traw y ” .
S m ród g n ijącego trupa był od zaw sze uw ażany za odrażający, stąd liczne zabiegi nam aszczania i balsam ow ania zwłok, m ające na celu zatrzym anie procesu gnilnego. Z am askow aniu zapachu gnicia służy m .in. d ekorow anie kaplic cm en tarnych i grobów kw iatam i. Z apach zgnilizny je s t dającym się bezpośrednio dośw iadczyć dow odem destrukcji przebiegającej w procesie gnicia. T ru p w roz kładzie to zn ak nieczystości, a także brzydoty - budzi odrazę i lęk, unaocznia, jak i będzie koniec w szystkiego, co żyje.
W w ierszu, o daleko posuniętym procesie rozkładu św iadczy w idoczny już „szkielet przepysznej bud o w y ” , opisany poprzez bogatą i bardzo w yszukaną m etaforykę („w kw iat rozkw itał jaskraw y” ). M am y w rażenie, że podm iot liryczny m aluje niejako pejzaż, obraz. Jest to jed n ak obraz łam iący kanony ów czesnego sm aku i estetyki. W szystko je s t tu dynam iczne - padlina zdaje się żyć, ruszać, o czym św iad czą użyte czasow niki: „b rzęczy ” , „ za p ad a ” , „ w z b ija ” , „w zn o si”, „ b ieg n ie” , „roi się” oraz rzeczow niki m ów iące o m nogości: „ o rk iestra ” , „ za stępy” . W szystko je s t także płynne, zm ienne, nasuw a skojarzenie z antycznym
p a n t ha rei.
Z w raca uw agę m nogość robactw a: m uch, larw , czerw i. T uż, na oczach w idza, odbyw a się „sp o tk an ie” padliny z dynam icznym , płynącym nadal życiem , aż „fo rm a św iata stała się n ierzeczyw ista” - zacierają się kształty, podm iot p rzestaje istnieć, m ożna go ju ż jed y n ie odtw orzyć z pam ięci.
W idoczny je s t kontrast barw: opisyw ana scena dzieje się w naturze, pokazu ją c przyrodę spow itą w kolory słońca i błękitu, która zestaw iona je s t z widokiem zastępu czarnych larw , rojących się na zw łokach. T akże w m ogile, gdzie ma znaleźć się k iedyś kochanka podm iotu lirycznego, będzie panow ać ciem ność.
j a m ito ści m ojej, która się rozktada.. 77
O w kom ponow aniu całego procesu destrukcji w naturę m ów ią charakterys tyczne porów nania: m artw e ciało „jak fala się w znosiło” , czerw ie „biegły [...] / Jak w iatr i w oda bieżąca / L ub ziarno, które w iejacz sw ym ruchem rytm icznym / W opałce obraca i w strząsa” , a także antropom orfizacja: „b łęk it oglądał szkielet przepysznej bud o w y ” . E lem entem natury je s t także suka, czatująca, by wyrwać o chłap dla siebie.
N a dziew iątej strofie kończy się opisow a, oparta na retrospekcji, część wiersza. W ostatnich trzech zw rotkach podm iot liryczny p onow nie zw raca się do swojej w ybranki, przepow iadając jej, że kiedyś ona sam a ulegnie zepsuciu i upodobni się do w cześniej opisyw anej zgnilizny: „A jed n a k upodobnisz się do tego b ło ta” . O w o „a je d n a k ” m oże oznaczać: m im o, że teraz jesteś taka piękna. C ztery w ersy dalej czytam y zaakcentow ane z całą ekspresją: „Tak! Taka będziesz kiedyś, o w dzięków kró lo w o ” . D ow iadujem y się tu o stosunku podm iotu lirycznego do ukochanej. Jest „gw iazdą je g o o czu ” , „słońcem żyw ota” (warto pam iętać: słońce - sym bol życia, B oga, coś, co prow adzi i ośw ieca), „pasją” i „an io łem ” , „w dzięków k rólow ą” . U derza zestaw ienie opisu żyjącej kochanki i w idzianej niegdyś padliny. U kochana charakteryzow ana jest szeregiem pełnych ekspresji i zabarw ionych em ocjonalnie epitetów oraz m etafor. N asuw ają one skojarzenie z w szechśw iatem („g w iazd a” , „sło ń ce ” ), nadprzyrodzonością („anioł” ), ziem skim m ajestatem („królow a” ), a przez to a kcentują ogrom i w yjąt kowość uczucia. N atom iast padlina zepitetow ana je s t w sposób brutalny i pogar dliwy jak o „p lu g a w a ” , „n ied b ała ” , „cy n icz n a” , porów nana do „lubieżnej ko biety” , nazw an a „ ścierw em ” ; żyje życiem żerującego na niej robactw a. Stanow i rozpad w szelkiej form y, budzi odrazę i obrzydzenie.
P rzedostatnia strofa przyw ołuje kontekst eschatologiczny - „sakram enty ostatnie” , przy czym naw et ich przyjęcie, a w ięc uzyskane rozgrzeszenie (w spom niane tu jak o rzecz naturalna, zw iązana z um ieraniem ), nie uw olni ciała od upodlenia rozkładu.
D ram atyzm rozkładu uw ydatniony je s t dodatkow o p rzez kontrast „błota, co tchem zaraźliw ym z ieje” - ciała kochanki - z „ziół żyznych urodą kw ietniow ą” - przyrodą, która przyjm ie ją do sw ego biologicznego cyklu. Podm iot liryczny podkreśla piękno drogiej m u kobiety, która jed n ak , podobnie ja k w szyscy ludzie („kości b ratn ie” ), ulegnie destrukcji. O statnia zw rotka d o pełnia obrazu postaw y podm iotu lirycznego i stanow i przew rotne w yznanie je g o w iecznej miłości. Czerw, beztrosko toczący w ybrankę serca, staje się niejako w ysłannikiem sam ego podm iotu lirycznego i w ykonaw cą jeg o pragnień:
W tedy czerw iow i, który cię będzie beztrosko T o czy ł w m ogilnej ciem ności,
Pow iedz, żem ja zach o w ał form ę i treść boską M ojej zetlałej m iłości!
M iłość osoby m ów iącej w wierszu, zetlała w skutek upływ ającego czasu, pozw ala je d n a k zachow ać jej form ę, czyli żyw y obraz podm iotu jej uczuć i b o sk ą treść2 - c a łą nam iętność i siłę uczucia. D la podm iotu lirycznego piękno kochanki, jej kobiecość są czym ś, nad czym nie je s t w stanie zapanow ać, czego nie m oże do k o ń ca posiąść. W pełni w ładzę nad nią m oże m ieć tylko śmierć. W takim kontekście upokorzenie kochanki opisem jej w łasnej śm ierci to dla podm iotu lirycznego nam iastka jej całkow itego posiadania. K ochanka oddziałuje na niego przez k ategorię estetyczną - sw oje piękno, sw ą kobiecość. M am y do czy n ien ia ze sw o istą redukcją w artości - ukochana p ostrzegana je s t wyłącznie przez pry zm at estetyczny, jej w artość ograniczona je s t do w ym iaru fizycznego piękna, dla podm iotu lirycznego piękno je s t jed n a k k ate g o rią w ieczną, nie p rzem ijalną, trw a w sw ej treści i boskiej form ie.
N astępny w iersz B au d elaire’a - W yrzut po śm iertn y - należy do gatunku typow ego dla poezji m iłosnej - je s t to sonet ozdobiony barokow ą ornam entyką. W iersz został oparty na podobnym schem acie - tu rów nież podm iot liryczny zw raca się do sw ojej pięknej kochanki. Już w pierw szej strofie pozbyw am y się złudzeń co do jeg o intencji: „kiedy nareszcie zaśn iesz” . O w o „n areszcie” dobitnie św iadczy o tym , że podm iot liryczny czeka na ten m om ent, nazyw ając kobietę - jes zc ze przecież żyw ą - „p ięk n ą pom rocznicą” . P odm iot liryczny nie m ów i je d n a k o śm ierci, destm kcji, gniciu, lecz o zaśnięciu - zupełnie tak, jak b y pragnął zachow ać w ukochanej tchnienie życia. P onadto kilkakrotnie
akcentuje urodę kochanki.
W szystkie cztery zw rotki w iersza stanow ią w yobrażenie podm iotu lirycznego, co stanie się po śm ierci z jeg o w ybranką, ja k m ożem y dow iedzieć się z kon tekstu - przyzw yczajoną do w ygód i zbytków . Z nieu k ry w an ą satysfakcją podm iot liryczny wylicza: głębina m auzoleum będzie jej m usiała wystarczyć za strojną alkow ę, a w ilgotny d ół za łożnicę. Już nie ram iona kochanków - w trzeciej i czw artej strofie m ow a je s t o niew ierności ukochanej - lecz m arm ury p o ch w y cą sw ym zim nym uściskiem cud jej piersi i purpurow e (od kochania) serce, u d arem n ią daw ne żądze, zarów no w w ym iarze ich odczuw ania, ja k i realizacji.
W trzeciej zw rotce podm iot liryczny ujaw nia się ja k o poeta, zdradzony i zaw iedziony. U w idacznia się tu jeg o satysfakcja, że „w nocach, co nie znają snu - długich i ciem n y ch ” 3 spoczyw ająca w m ogile u kochana nie m oże go już
2 O m iłości ja k o boskiej form ie pisał m .in. Platon w Fadrosie i U czcie. Jego zdaniem , ten rodzaj nam iętnego szału nie istnieje bez boskiej podniety, je s t poryw em , którego nie potrafią o kiełznać zm ysły ani rozum , stanow i w darcie się w istotę boskości, boski szał, zach w y t duszy. O przebóstw ionej m iłości w literaturze zob. też D. de R o u g e m o n t , M iło ść a św ia t kultury zachodniej, przeł. L . Eustachiew icz, W arszaw a 1999, s. 4 4 i nast.
3 W m itologii greckiej Tanatos był bratem H ypnosa. M ów iono zatem o zm arłych, iż śpią, ale nigdy nic ju ż im się nie przyśni.
j a m iło ści m ojej, kióra się rozkłada.. 79
zdradzić: „M ogiła, pow iernica snów m oich tajem nych / (B ow iem m ogiła zaw sze poecie je s t w iern a)” . Paradoksalnie, m ogiła jed n o czy kochanków , staje się dla nich jak b y alkow ą. Podm iot liryczny w oli taką alkow ę, czeka na chw ilę, gdy będzie m ógł m ieć ukochaną tylko dla siebie. S p ersonifikow ana m ogiła staje się powiernicą, w yrazicielką je g o uczuć, jeg o w yrzutem pośm iertnym .
P om ysł ostatniej strofy, m ającej form ę pytania, oparty je s t na pewnej symetrii: m nie czerw tw ojej niew ierności toczył na tym św iecie, ciebie czerw moich w yrzutów będzie toczył w m ogile. W strofie tej ukochana ju ż nie śpi. Jej śm ierć o siąg n ęła realny w ym iar poprzez pojaw ienie się w ysłannika śm ierci, jakim jes t czerw , toczący jej piękne ciało.
N asuw a się pytanie, rodzące się po lekturze obu w ierszy B au d elaire’a, skąd podm iot liry czn y m oże w iedzieć, że będzie żył d łużej niż je g o kobieta? W iersze w y ra ża ją raczej je g o prag n ien ie, by przeż y ć ko ch an k ę, ujrzeć ją bezradną, niem ą, obracającą się w niebyt, pośród p ieszczo t i pocałunków robactw a, p o d c za s gdy on żyje i z sa ty sfak cją m o że so b ie to w szystko wyobrażać. P o śm ierci kobieta będzie należeć do podm iotu lirycznego w pełni - nie należąc do nikogo innego.
K olejnym w ierszem je s t P rześliczna M a u d M arii K onopnickiej. W iersz, zbudow any z ośm iu stro f o rym ach nieparzystych, został w ystylizow any na balladę i należy do cyklu K artki prow ansalskie ге, zbiorku D robiazgi z podróżnej
teki z 1903 r., napisanego pod w rażeniem podróży odbytych przez autorkę do
W łoch i Francji.
W w ierszu M arii K onopnickiej, co typow e dla utw orów należących do gatunku ballady, fantastyka splata się realnością. S cenerią utw oru są m iejsca nad w odam i R odanu, w e Francji rządzonej przez R ené A ndegaw eńskiego4 - autentyczną postać historyczną. A utentyczny je s t także zakon celestynów 5, od początku sw ego istnienia blisko zw iązanych z dynastią A ndegaw enów .
B allada K onopnickiej łączy w sobie wątki sensacyjne i baśniow e. Co charakterystyczne dla ballady, w yróżnia się śpiew nością w iersza (zaw iera po wtórzenia, p rzypom inające refren, m ające rów nież ch arak ter lam entacyjny), nastrojow ością, tajem niczością zdarzeń. Ponadto, w b alladzie obecne są także postaci z ludu, zaś przyroda (huczące w ody R odanu) je s t niem ym św iadkiem zdarzeń, dodaje im grozy. U w ydatnieniu klim atu grozy sprzyja także konstrukcja narratora, zadziw ionego i przejętego obrotem zdarzeń, które przedstaw ia.
4 R ené A ndegaw eński (1 4 0 9 -1 4 8 0 ) - książę A ndegaw enii i P row ansalii, znany ja k o „dobry René” , był synem L udw ika II. U chodził za protektora m uzyków , poetów i błędnych rycerzy. Sam również był m alarzem i poetą. N apisał m.in. poem at R enault i Jo h annelon.
5 C elestyni (S a ce r O rdo C isterciensis) - zakon m niszy p row eniencji benedyktyńskiej, założony w XI w. w e F rancji, cieszący się szczególnym poparciem A ndegaw enów i za ich rządów przeży w ający swój rozkw it. Ż yli wg reguły B enedykta z N ursji i ideału życia erem ickiego (por. Encyk lopedia ka tolicka, l. 3, red. R. Łukaszyk, L. B ieńkow ski, F. G ryglew icz, L ublin 1985, s. 7 2 1 -735).
P ierw sza, fab ulam o-inform acyjna zw rotka w prow adza czy teln ik a w nastrój niepokoju. B ijący dzw on i huczące w ody R odanu zw iastują, że stało się coś w ażnego, w yjątkow ego; z kolejnych w ersów w iadom o ju ż, że rów nież dram atycz nego. Z darzenia opisyw ane są w czasie teraźniejszym :
U Celestynów kopią grób, O trumnę bije miot.
Jesteśm y w ięc w lochach celestyńskiej św iątyni, w której dokonuje się w łaśnie cerem onia pogrzebow a zm arłej p rzedw cześnie („jak w czesny skon m łodości i u ro d y ” ) i dopiero co („L edw ie stanęło serce... / I róże świeże stygnąca dłoń / U puszcza na k obierce” ) Prześlicznej M aud. B ohaterka wiesza zdaje się w ciąż żyć. N ie została n azw ana zm arłą, określana je s t jak o Prześliczna M aud. Stw ierdzenie: „K ochania jeszc ze tchnie z piersi w oń” św iadczy o tym, że kochała kogoś. N atom iast fakt, iż sień kościoła w ypełniona je s t ludźm i o różnym statusie społecznym - rozm odlonym i m ieszczanam i i d w orzanam i - pozwala usytuow ać czas p rzedstaw ianych w ydarzeń w dalekiej, dw orskiej przeszłości. M nogość przybyłych do kościoła, trw ających na m odlitw ie w iernych dow odzi, iż zm arła cieszy ła się p ow szechną sym patią i szacunkiem . M odły szeptane są drżącym głosem , co nasuw a skojarzenie ze łzam i, przejęciem , lękiem , natom iast złożone w o ta św iad czą o gorliw ej m odlitw ie zanoszonej za M aud6. Bohaterka w iersza nie je s t w ięc zw ykłą dziew czyną z ludu, skoro je j pogrzeb zorganizow a ny je s t w tak uroczysty sposób oraz uśw ietniony o becnością dw orzan.
T u kończy się opis cerem onii żałobnej. T rzecia strofa w yjaw ia, że obiektem k ochania Prześlicznej M aud był król R ené, odsłania rów nież głębię uczucia k róla do pięknej ukochanej. P ow tórzenie kom unikatu, iż król „płacze i znów pół roku płacze” stanow i zaakcentow anie faktu, że czas nie goi je g o ran, nie łagodzi bólu. R ené nie m oże się pogodzić z tak n iespraw iedliw ą, przedw czesną śm iercią kochanej kobiety. U pływ ający czas żałoby nie przynosi mu ulgi, jedynie ponow ne ujrzenie Prześlicznej M aud m ogłoby ukoić je g o żal. W ykrzyknikow o- -ekspresyw na kon stru k cja zdania w yklucza inne rozw iązanie - ujrzenie M aud staje się dla kró la je d y n ą szansą na konsolację:
- Nie ścichnie żal mój, nie zmilknie ból, Póki jej nie zobaczę!
-N ie je s t dla m nie jasn e, co kierow ało królem , który zapragnął ujrzeć tak przez siebie kochaną, ale przecież od roku ju ż m artw ą kobietę. C zyżby było
6 Pojawia się tu jednak wątpliwość, czy wota złożone zostały przed, czy po śmierci Maud. Kłopotu nastręcza fakt, że zwyczajowo składane bywały zarówno jako prośba, życzenie, o czym mówi sama nazwa (vorum to z łac. życzenie), jak i dziękczynienie, podziękowanie za otrzymaną łaskę - tu jako prośba o zbawienie.
j a m iło ści m ojej, która się rozkłada.. 81
to irracjonalne pragnienie, by raz jeszcze spojrzeć na jej piękno i ukoić tęsknotę? Czyżby, rów nież irracjonalnie, potrzebow ał unaocznienia je j śm ierci, przekonania się, że nie żyje - gdyż w jeg o pam ięci jest w ciąż piękna i żyw a, m o cą jego miłości? Czy R ené chciał w ierzyć, że kocha bardziej niż śm ierć zohydza?
I tak, rok później, o północy, u C elestynów znów bije dzw on - do krypty, gdzie leży ciało P ięknej M aud, podąża orszak, a na jeg o czele R ené w kapturze mniszym, z po ch o d n ią w dłoni. Z w róćm y uw agę na kontrast m iędzy grobow ą ciszą p anującą w krypcie a przejm ującym i uderzeniam i dzw onu i grotu, pod w ażającego w ieko trum ny, a także pom iędzy ciem nością krypty a św iatłem niesionym , nie przez przypadek, w łaśnie przez króla.
K aptur m niszy - noszony na znak ascezy i oddzielenia od doczesnego świata - który m a n a sobie król, to kolejny k om unikat dem askujący uczucia króla. T o znak, że życie straciło dla niego sens i blask, bez M aud ju ż nie należy do tego św iata. N ocna cisza, w której rozgryw ają się zdarzenia, dodaje scenie pow agi i grozy. K adzidło i m irra m ają nie tylko znaczenie sym boliczne - używ a się ich do czynności liturgicznych (kadzidło - sym bol m odlitw y unoszącej się do B oga i miłej m u ofiary), używ ano ich (zw łaszcza m irry) także w celach praktycznych - do okadzania zw łok, aby niw elow ały sm ród roz kładającego się ciała.
N ie je s t pow iedziane, co ujrzał m łody w ładca po podw ażeniu w ieka trumny, m usiał być to jed n a k w idok przerażający, skoro R ené nie był w stanie ustać 0 w łasnych siłach: „N agle krzyknął, zachw iał się, / Podparli go ojcow ie” . Ta dram atyczna praw da pozostała m iędzy nim a B ogiem , nie została zw erbalizo wana. M nich zakrył P rześliczn ą M aud w pośpiechu, by nie rozsiew ała dłużej trucizny śm ierci.
Po tym zdarzeniu król zam knął się, odgrodził od św iata w m roku sw ych kom nat w ponurej w ieży, także w m roku kaptura, którego ju ż nie zdjął. Stał się niew olnikiem w idoku potw ornie realnej i nam acalnej śm ierci, któ rą ujrzał z bliska. O dw iedziw szy m roczną stronę grobow ego lochu, nie m oże lub nie chce w rócić na stronę życia. W szechobecna ciem ność, brak św iatła (będącego sym bolem życia), odzw ierciedla uczucia króla. P ozostał w w ieży, sam ze sw ym bólem i m iłością, opow iadając na płótnie to, co zob aczy ł w krypcie. M alow anie stało się je g o obsesją, w ypełniło jeg o życie. M alow ał z uw agą, starannością 1 dokładnie - m iesiąc, rok; „sp o tk an ie” z nieżyw ą M aud odcisnęło na nim swoje piętno:
W zięła m u uśm iech, zbieliła włos P rześliczna M aud.
D w ie o statnie strofy budują dysonans dw óch rzeczyw istości: przepychu, blichtru tego św iata, reprezentow anego przez dw orzan, przybyłych licznie na odsłonięcie obrazu, i naturalistycznej praw dy o śm ierci, przedstaw ionej przez
króla. P oczątkow o portret pozostaw ał zasłonięty przed ludem , co potęgow ało zaciekaw ienie i zn iecierpliw ienie tłum u. T ylko pot, zraszający czoło króla, szarpiącego za sznur zasłony, zdradzał, co kryje się pod kotarą.
O braz M aud m ógł w yw ołać przerażenie, a naw et skandal estetyczny, gdy egzaltow ani dw orzanie, w ystrojeni na w yjątkow ą uroczystość, stanęli przed obrazem , u kazującym w sposób naturalistyczny w idok rozkładających się zwłok, podpisanym „P rześliczna M aud” . I w tym tkw i ironia niepraw dopodobna: została nazw a, nie m a podm iotu. N apis „P rześliczna M au d ” , pow tarzany na końcu każdej strofy, w skazuje n a podm iot, który w rzeczyw istości ulega upodlającej go destrukcji. Podm iot przestaje istnieć, zam ienia się w gnijące zw łoki, miejscami w nagi szkielet, dlatego tak uderza zam ieszczony pod obrazem podpis. Mamy tu do czy n ien ia z dysonansem form y i treści, konfliktem estetycznym , a także etycznym - p ow tarzane w każdej strofie „P rześliczna M a u d ” w skazuje, że król pośw ięcił dw a lata życia n a kochanie kogoś, kogo nie m ożna ju ż kochać, bo tak n apraw dę kocha się tylko jeg o w yobrażenie lub w spom nienie, bowiem śm ierć, a zw łaszcza proces gnicia, hańbi człow ieka, hańbi także trupa. Jest niezbitym dow odem śm ierci, nieodw ołalnie zaciera tożsam ość.
N iniejszy artykuł prezentuje trzy w iersze i dw a oblicza m iłości. Bohater w ierszy B au d elaire’a to m ężczyzna zraniony zdradą. W W yrzucie pośm iertnym je s t o tym m ow a w prost. W P adlinie natom iast intrygujące je s t skojarzenie, jak ie w yw ołuje w podm iocie lirycznym w idok zw łok: padlina je s t „plugaw a, z nogam i zadartym i lubieżnej ko b iety ” . W idok ten m ógłby w yw ołać dziesiątki skojarzeń, cóż - dla podm iotu lirycznego natychm iast stał się p rojekcją kobiety, kobiety lubieżnej, a następnie je g o ukochanej. T en cykl m yślow y w skazuje relacje m iędzy podm iotem lirycznym a adresatką wiersza.
T rudno nie dostrzec dysharm onii w postaw ach podm iotu lirycznego względem kobiety, k tó rą kocha, a jed n o cześn ie z lubością w yobraża j ą sobie martwą. Sądzę jed n a k , że podm iot liryczny kocha praw dziw ie, ale nie chce dzielić się ukochaną, pragnie j ą w pełni i na w yłączność posiąść, naw et za cenę jej śm ierci. Ż yczenie śm ierci w idzę tu w ięc nie w kontekście zem sty i nienaw iści, lecz w łaśnie zranionego uczucia i niespełnienia. Skoro podm iot liryczny nie m oże okiełznać (w sensie fizycznym i m etafizycznym ) doskonałego piękna kochanki, chciałby śm ierci, dającej zapew nienie w ierności.
Inny w y m iar m a m iłość króla R ené do Prześlicznej M aud. To, co odrażające w oczach postronnych, nabiera innego w ym iaru w sercu człow ieka, który praw dziw ie kocha. O braz nam alow any przez króla p rzedstaw ia dram atyczną rzeczyw istość, n a któ rą nie m a w pływ u, zaś podpis, którym ten obraz oparzył to je g o reakcja na tę zastaną rzeczyw istość, je g o słow a w y rażają uczucia. Zam knięty p rzez rok w m roku w ieży i ukryty w cieniu sw ego kaptura z pew nością w iele m yślał. N apis „P rześliczna M a u d ” stanow i efekt, podsum ow anie tych przem yśleń, św iadczy o tym, że śm ierć ostatecznie nie m a w ładzy nad
j a m iłości mojej, która się rozkłada.. 83
jego m iłością. Z ab rała m u co praw da uśm iech, zbieliła w łos, lecz nie zniszczyła miłości...
W balladzie istnieje pew ien trójpodział: w iara, nadzieja, m iłość. N ajpierw wiara, że M aud nie um rze - o czym m ogą św iadczyć składane wota, następnie nadzieja, z k tó rą R ené podążał do krypty, by znów ujrzeć M aud i wreszcie miłość, która, w brew okrutnej, naturalistycznej praw dzie, trw a m im o śm ierci. „W iara, nadzieja, m iłość, a z tych trzech najw iększa je s t m iło ść” .
Monika Urbańska
“ [...] ja miłości mojej, która się rozkłada, treść i kształt boski wiernie chowam w sobie”
- few words about a dissonance (Sum m ary)
Som e ca n call this them e as perverse. For m any people death w as them e o f taboo. People was affraid o f thinking and talking about it. W ord “ to d ie” w as replaced by noum erous euphem ism s like: to sleep, go to the L ord, to leave. S aying about ratin g body w as a scandal thing.
B ut so m e o f authors d id n ’t affraid to touch on the subject.
This article p resen t three poem s w hich unite tw o them es: o f death and o f love: Carrion and A fter death rem orse o f C harles B audelaire and B ea u tifu l M a u d o f M aria K onopnicka.
In B au d elaire’s poem s w e have a discordance betw een feeling o f love to w om an and w ishing her to die. O verm ore, B audelaire describes process o f ratin g o f a body w ith extrem e precision, differently th an M aria K onopnicka in Beautiful M aud. A d o m in an t o f the poem is love stonger than death, h o w erv er it brings m oral, estetical and ethical conflict.