• Nie Znaleziono Wyników

Widok Noologia radykalnej bezbożności (o Logice sensu Deleuze’a)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Widok Noologia radykalnej bezbożności (o Logice sensu Deleuze’a)"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Nietzscheańska krytyka myślenia teistycznego wydaje się

jedną z najistotniejszych inspiracji filozofii Gillesa Deleuze,

a perspektywa stawania się bezbożnym może rozjaśniać

intencje, jakie stoją za jego noologiczną krytyką

„tradycyj-nego obrazu myśli”, czyli takiego paradygmatu refleksji,

który nieuchronnie każdą myśl czyni „zbożną”,

„kryptoteolo-giczną”, a każdą prawdę – „absolutną”. Przeciw takiej

kapłań-skiej filozofii „poszukującej prawdy”, Deleuze proponuje swą

własną nieortodoksyjną wizję „wymyślania prawd”, twórczo

wykraczającego poza różnicę fikcja/prawda. Prowadzi to

również do zakwestionowania dotychczasowego sensu sensu

jako struktury teomorficznej: sens miałby być niejako „duszą”

rzeczy, a postulat „odwrócenia platonizmu” można

zrealizo-wać dopiero wtedy, gdy sens miast duszą stanie się „ciałem”.

Choć zabiegi Deleuze’a i jego reinterpretacja sensu sensu

mogą zdawać się aż nazbyt eksperymentalne, to jednak gdy

przestaniemy traktować je jako „przekonania”, a zrozumiemy,

że są raczej figurami czy ruchami w grze, odkryjemy ich

subwersywny potencjał inspiracji.

Jacek Dobrowolski

Noologia radykalnej

bezboz

.

nos

´

ci

(o Logice sensu Deleuze’a)

Słowa kluczowe: noologia, bezbożność, ateizm, ateologia,

kryptoteolo-gia, logika sensu

}

(2)

Jedną z ciekawszych perspektyw, z jakich można czytać Deleuze’a, jest punkt widzenia radykalnej bezbożności, której założenia najlepiej zde-finiował Nietzsche w dość często cytowanym aforyzmie z Wiedzy

rado-snej: „Bóg umarł; ale ludzie są, jacy są, i może jeszcze przez tysiąclecia

w rozmaitych jaskiniach będą nam pokazywali jego cień. Cóż, musimy pokonać jeszcze jego cień!”1. Być może najbardziej cienistym miejscem

Boga, który umarł, najgłębszą z jego jaskiń, jest sama noosfera, życie myśli, nad którym zawsze unosić się może promień podejrzenia o kryp-toteologiczne uwikłanie. Już w Różnicy i powtórzeniu Deleuze posługuje się pojęciem obrazu myśli, aby w wymiarze noologicznym penetrować obszar ukrytych założeń wszelkiej albo przynajmniej dominującej w filozofii formy refleksji, odnajdując w niej – znów pod wpływem bezpośredniej inspiracji Nietzscheańskiej – założenia o zasadniczo moral-nym sensie2. Demaskacja filozofii jako naiwnej moralnej pensjonarki,

która zawsze zakłada dobrą wolę myślenia i jego bezwarunkowe zmie-rzanie do prawdy3, stanowi również oczywistą aluzję do jej głębokiej

pobożności (wszystkie te moralne charakterystyki myślenia odsyłają wszak ostatecznie do idei myśli jako tego, co boskie, rozumu, który jest właśnie tym, co człowieka czyni podobnym Bogu) i ukazuje drogę na

terra incognita myślenia kierującego się złą wolą, niezainteresowanego

ostateczną prawdą i bazującego na rozpadzie podmiotowości; myślenia czerpiącego ze źródeł schizoidalnej inwencji, błądzącego w regionach nierozpoznawalnego i nieprzedstawialnego, które w meandrycznych woltach postępuje ku przewrotnym i ekstatycznym odkryciom oraz konstruktywnym demoralizacjom zdrowego rozsądku jako komunału. Jest to zarazem droga radykalnej ateologii i krytyki pobożnego rozumu, za której podstawową stawkę można uznać emancypację myślenia od teomorficznej struktury, tej, która z każdego myśliciela czyni już na wstępie kogoś naśladującego Boga, kogoś, kto zajmuje jego miejsce w porządku wytwarzania (ach ten wiecznie żywy komunał o artyście, myśli-cielu, odkrywcy jako kimś podobnym do Boga!) i w związku z tym zdolny jest jedynie do odtwarzania boskiego porządku, rekonstytuowa-nia odwiecznych pryncypiów i konserwowarekonstytuowa-nia zabytków, monumentów tradycji, w której ramach, wiadomo, wszystko jest tylko komentarzem do Platona. Postulat odwrócenia platonizmu nie przypadkiem zresztą należy do arsenału radykalnej ateologii, nawet jeśli to nie Platon był

1 F. Nietzsche, Radosna wiedza, tłum. M. Łukasiewicz, Gdańsk 2008, § 108. 2 G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, tłum. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1997, s. 193-242.

(3)

pierwszym, który pomylił Filozofa z Bogiem (na pewno zdarzyło się to Sokratesowi, co zresztą, jak pamiętamy, mało rozumiejący się na takich subtelnościach współobywatele poczytali mu za bezbożność).

Otóż prawdą jest, że filozofom aż nazbyt często zdaje się, że są Bogami, a jedynie wrodzona skromność każe im milczeć na ten temat lub trak-tować go oględnie. Kartezjusz – który bez wątpienia już od paru chwil i tak nam towarzyszy – podejrzewał siebie o to explicite i doszedł dość daleko na drodze przypuszczenia, że to ja sam, myślący, jestem Bogiem4

(weźmy zresztą pod rozwagę, że o ile Kartezjańska ontologia nie jest de

facto jakimś tercjalizmem zamiast dualizmu, to Ja i Bóg jesteśmy

kon-substancjalni). Żeby to podejrzenie/przypuszczenie oddalić, wynalazca układu współrzędnych posługuje się niezbyt przekonującym argumen-tem, że nie jestem przecież doskonały. Pytanie tylko, skąd to wiem? Bowiem należałoby dowieść właśnie tego, że nie jestem doskonały i nie posiadam punktów identyczności z Bogiem, że nie chcę myśleć jego prawdy, patrzeć jakby z jego punktu widzenia. To prawda, że Kartezjusz mówi już dyskursem egocentrycznym: Ja, ja, ja, na początku ja, wybacz, panie Boże, ale dla dobra duszy nieśmiertelnej... Amicus deus, sed magis

amica anima. Ale roszczenia owego Ja bynajmniej nie są naznaczone

skromnością subiektywizmu, taką, jakiej projekt zarysował niewiele wcześniej Montaigne – prawdziwy ojciec nowoczesnego egocentryzmu. Tak więc Kartezjusza należy właściwie określić jako teo-egocentryka. To Ja nieśmiertelne i konsubstancjalne z Bogiem, zdolne ująć go w rozumie i zawierające „wewnątrz” tegoż rozumu bezpośrednio od niego pocho-dzące Idee. Wydaje się w związku z tym, że to, co mnie od Boga odróż-nia, jest o wiele mniej esencjonalne niż to, co z nim współdzielę... Tym bardziej więc dowieść w warunkach poszukiwania prawdy pewnej i monolitycznej, że nie myśli się po bożemu, jest bardzo trudno, jeśli to w ogóle możliwe. Kartezjański dowód na to, że nie jestem Bogiem, popada więc ostatecznie w komunał starej i poczciwej idei, że Bóg jest zbyt dobry, by pozwolić nam na szaleństwo – w rzeczywistości leżące zarazem wśród przesłanek i źródeł refleksji teocentrycznej – autoiden-tyfikacji z Nim. To właśnie zasadzając się na tym, zbyt łatwym i bezkry-tycznym, założeniu, można hipotezę Złośliwego Demona łatwo, zbyt łatwo oddalić. W związku z czym Kartezjusz traktuje ją nie dość poważ-nie i bez głębszego zbadania możliwości, jakie ona daje. Na jej potencjał wskazuje dopiero Deleuze: co, jeśli zaczniemy myśleć ze złą wolą i poza moralnością prawdy?

4 Zob. R. Descartes, Medytacje o pierwszej filozofii, tłum. M. i K. Ajdukiewi-czowie, Kęty 2001, s. 68.

Filozofom aż nazbyt

często zdaje się, że są

Bogami, a jedynie

wrodzona skromność

każe im milczeć na ten

temat lub traktować go

oględnie

(4)

Ażeby zrozumieć, co w tym kontekście teomorfizacji obrazu myśli proponuje Deleuze i na czym polega wywrotowość jego strategii, posłużmy się parafrazą znanych – choć może słabo dotąd zrozumianych – słów największego filozofa podhalańskiego: istnieją, jak pamiętamy,

prawdy, tyż-prawdy i gówno-prawdy. Podstawione w miejsce tradycyjnej opozycji prawda-fałsz dictum owo ujawnia swój radykalny wymiar, arty-kułując jednocześnie istotę rzeczy. Są takie prawdy jak to, że 2+2=4, a kwadrat ma cztery boki. Tego typu prawda ma zresztą stanowić wzór i formę prawdy w ramach mathesis universalis (nie tylko u Kartezjusza, bo w siedemnastym wieku matematyczne czy geometryczne ukąszenie dotknęło większość filozofów, nawet Hobbesa czy Pascala): to dzięki niej właśnie i w jej ramach (choć metodą all-inclusive) Kartezjusz ustanawia instytucjonalno-autorytatywną jedność i monolityczność prawdy, repro-dukując w niej zarazem strukturę monoteistyczną. Ale to tyż-prawda, że Złośliwy Demon czy Bóg, gdyby nie był dobry, mógłby nas w tej sprawie oszukiwać (nota bene, spór o to, co właściwie świadczy o Bogu jako oszuście, wiódł z Kartezjuszem pobożny Berkeley, który, co ciekawe, nie widział nic zwodniczego czy oszukańczego ze strony Boga w tym, iż ten wytwarza w naszych umysłach doznanie fizycznie istniejących rzeczy, które przecież nie istnieją poza naszymi umysłami). Natomiast

gówno--prawda nie jest fałszem, ale wykluczeniem pewnej istotnej możliwości

przez to, co banalne – hegemonią trywialności. To prawda, że raczej trudno sobie wyobrazić, jakim cudem 2+2 miałoby nie równać się 4. Ale ta możliwość jest filozoficznie właśnie najciekawsza (dodajmy: nie mate-matycznie czy logicznie, ale właśnie filozoficznie) – i być może życiodajna. Jeśli więc nawet nie jest prawdą, że 2+2 mogłoby być nie 4, to możliwość tej nieprawdy czy poszukiwanie argumentów, wizji i metafor, jakimi można się tutaj posłużyć, jest bardziej płodne, niż jej wykluczenie.

W ogóle fałsz jako taki nie jest negatywnością myślenia (wbrew mode-lowi teomorficznemu), bowiem negatywnością myślenia jest gówno--prawda, komunał. To komunał zapewnia nas usypiająco, konserwatyw-nie i schematyczkonserwatyw-nie, apelując do naszego konformizmu, że Bóg wyklucza Złośliwego Demona tak samo, jak nie pozwala, bym się za Boga wziął (choć skądinąd i tak myślę z punktu widzenia jego interesów, potrzeb i planów). Że Bóg jest prawdomówny i prawodawczy, to właśnie ten rodzaj gówno-prawdy, która pomimo całej swej niefałszywości, sta-nowi zasadniczą blokadę myślenia. Jedyne bowiem, co można tu zrobić mądrego, to zadać pytanie: a jeśli to ja jestem Złośliwym Demonem? Tylko w ten sposób można poważnie podejść do hipotezy Złośliwego Demona. Pytanie to otwiera przed nami obszar niefałszywej nieprawdy: oswobodzonego myślenia poza prawdą i fałszem, poza absolutem i

(5)

teo-centrycznym uwikłaniem. Nie ma tu oczywiście mowy o jakimś demo-nicznym utożsamieniu, niczym u Sokratesa, nie chodzi też w najmniej-szym stopniu o wiarę, która panuje właśnie po przeciwnej stronie (jak zauważył Nietzsche, wiara w najwyższą wartość prawdy to ostatnie stadium chrześcijaństwa, filozoficzne przebranie ducha ascezy5) jako

dogmat, że dobry Bóg gwarantuje podstawy naszego myślenia, zbawia od błędu – chodzi tu raczej o parodię Kantowskiego jak gdyby: myśl tak,

jak gdybyś był Złośliwym Demonem, zdolnym łudzić nawet w sprawie

tak pewnej jak to, że 2+2=4. Posługując się tą strategią, Deleuze, jak wiadomo, otworzył przed filozofią nowe regiony (p)oszukiwania, w których czasem sam się gubił, narażając się na złośliwe zarzuty „obroń-ców zdrowego rozsądku”, których słusznym krytykom nie można bodaj wiele przeciwstawić poza tym, że są o wiele bardziej nudne, banalne, niż ich przedmiot. Weźmy więc na przykład – by nie ograniczać się tylko do Alicji w Krainie Czarów – Mongołów z kart Mille Plateaux6. Czy

Deleuzjańscy nomadzi mają cokolwiek wspólnego z prawdą o historycz-nych Mongołach – to pytanie tyleż narzucające się, co ostatecznie zapewne nietrafne. Nie chodzi przecież o Mongołów ani nawet o Czyn-gis Chana, chodzi o to, co stanie się z naszym myśleniem, gdy poddamy je próbie spotkania z Czyngis Chanem poza wszelkim kanonem histo-rycznych rozpoznań i interpretacji, poza wszystkim tym, co standardowo mógłby powiedzieć eurocentryzm? Jeśli uczynimy z Mongołów zupełnie autonomiczne i autopojetyczne, samokonstruujące się, by tak rzec, poję-cie? Zapewne więc nie dowiemy się od Deleuze’a niczego o historycznych Mongołach, ale dzięki Deleuze’owi być może Mongołowie w nas prze-mówią nie swoim, ale i nie naszym głosem, powiedzą nam coś, co popro-wadzi naszą myśl w nieznane strony przygody, inwencji, podboju.

Program myślenia i metafizyki bezbożnej, zerwania z wszelkim teo-morfizmem w refleksji, którego pierwsze sugestie i pomysły pojawiają się w Różnicy i powtórzeniu, kontynuuje Deleuze w Logice sensu7. Otóż

tradycyjnie rzecz ujmując – czyli po platońsku, bowiem platoński dualizm stanowi samo jądro zachodniego teizmu – sens jest źródłem, modelem, esencją, tym, co ponad, tym, co określa i formuje – a więc w ostatecznym rozrachunku sens to po prostu maska Boga, to sam Bóg w rzeczach, dusza bądź duch. Bóg-zwornik, Bóg-stwórca, zasada

jedno-5 Zob. F. Nietzsche, Z genealogii moralności, tłum. G. Sowiński, Kraków 1997, Rozprawa 3: Co oznaczają ideały ascetyczne?

6 Zob. G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus, tłum. B. Massumi, Lon-don 1996, 12. 1227: Treatise on Nomadology – The War Machine.

7 G. Deleuze, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa 2011.

Tradycyjnie rzecz

ujmując – czyli po

platońsku, bowiem

platoński dualizm

stanowi samo jądro

zachodniego teizmu

– sens jest źródłem,

modelem, esencją, tym,

co ponad, tym, co

określa i formuje –

a więc w ostatecznym

rozrachunku sens to po

prostu maska Boga, to

sam Bóg w rzeczach,

dusza bądź duch

(6)

ści, generator celów. Sens to zatem porządek i prawo natury obecne w umyśle Boga; poznawać go, to stawać się niczym Bóg, myśleć w Bogu, rozumować po bożemu. Nawet sekularyzacja i gruntowne odczarowanie świata przyrody i kultury nie mogą w prosty sposób unieważnić tego głębokiego pokrewieństwa sensu z boskością i transcendencją, nadając wszystkim działaniom sensotwórczym mimowolnie zbożny i kryptote-ologiczny wymiar wiecznie powracającego Boga i jego cieni. Subwer-sywny atak na tę ukrytą zbożność – odbóstwienie sensu i wraz z nim myślenia – nie może polegać na zwykłym odwróceniu miejscami termi-nów platońskiego dualizmu. Potrzebna jest zupełnie nowa logika sensu, innego rodzaju dualistyczne rozdanie kart, którego ślady, jak sugeruje Deleuze, odnaleźć można zresztą już u samego Platona8.

Po pierwsze, logika ta zakłada desubstancjalizację sensu: nie jest on już apriorycznym modelem czy ponadczasową istotą, ideą: jest, prze-ciwnie, efektem powierzchownym, czymś efemerycznym, co nie tyle jest, ile utrzymuje się ponad głębią cielesnych procesów i stanów rzeczy, na granicy oddzielającej zdania od ciał.

Nie można przecież nawet stwierdzić, że sens istnieje – nie ma go ani w rzeczach, ani w umyśle, nie istnieje ani fizycznie, ani mentalnie. Czy można przynajmniej uznać go za coś użytecznego, co wymaga przyjęcia ze względu na ów użytek? Nawet i to nie, skoro jego dostojeństwo pozostaje czymś nieskutecznym, nie-wzruszonym i jałowym9.

Po drugie, logika ta zakłada immanencję sensu: nie przybywa on z zewnątrz, z umysłu Boga, ale jest skutkiem granicznym zachodzącym jako różnica między dwiema postaciami materialności: ciała i zdania, rzeczy i słów, jest więc czymś wtórnym, wydarzeniem, a nie formą, sta-waniem się, a nie bytem. W przeciwieństwie do prymatu tego, co idealne, sens okazuje się jakby zewnętrzną warstwą tego, co materialne, niecie-lesnym skutkiem bytu ciał. Dochodzi tutaj do kilku odwróceń: klasycz-nie ujmuje się bowiem rzeczy jako podległe ruchowi stawania się, a właśnie ich sens jako ich byt; Deleuze proponuje więc odwrócenie perspektywy z esencjonalnej na dyferencjalną. Zamiast gwarantować definitywne tożsamości, sens jest wyrazem i widocznością zmiany, róż-ności. Nadto też klasycznie ujmuje się idee jako pierwotne, a nie wtórne, generujące raczej niż generowane.

Po trzecie, jest to logika paradoksalna: sens nie odsyła do praw tożsamości, sprzeczności i wyłączonego środka, bo zasadza się właśnie

8 Zob. tamże, s. 15-16. 9 Tamże, s. 40.

(7)

na ich przeciwieństwie. „Zdrowy rozsądek mówi, że we wszystkim musi tkwić jeden możliwy do określenia sens i kierunek, paradoks zaś polega na stwierdzeniu sensów zmierzających w obu kierunkach”10. I tak

w analizie sensu okazuje się, że coś może być i nie być zarazem sobą, x nie równa się x; będąc jednocześnie nie-sobą, x=nie x; jak i jednocze-śnie będąc ani sobą, ani nie sobą, tylko czymś pomiędzy.

Analizy logiki sensu przyprawiają o zawrót głowy i kroczą po krawę-dzi niezrozumiałości i ekstrawagancji. Nie da się przeoczyć aspektu spekulatywnego tych rozważań ani łatwo zbyć pytania, do czego właści-wie się one odnoszą. Być może gdzieś tutaj tkwi błąd, który decyduje o ostatecznej zaświatowości tej refleksji, o jej alienacyjnej naturze: odlot Deleuze’a ze świata określonego przez teokratyczną i teocentryczną wizję sensu w zadziwiający sposób prowadzi nas w regiony abstrakcji na miarę platońskiego Parmenidesa, gdzie zaiste zasadnie można pytać: ale o czym tu mowa i czy w ogóle o czymś? O ile jednak zrezygnujemy z prób czytania Logiki sensu jako filozoficznego opisu tego, jak jest, a przesta-wimy się na tryb przewrotnej gry, może wręcz niekiedy pastiszu „filozo-fii spekulatywnej”, próby dekonstrukcji tradycyjnych dyskursów teo-centrycznych, jej efekty, wydarzenia intelektualne, jakie ona wytwarza, mogą wskazać krętą drogę dyskursu radykalnie ateologicznego, który nie tyle dostarczyć nam może opisu świata bezbożnego, ile stworzyć efekt obcości i radykalnego zerwania z refleksją kryptoteologiczną. W tym ujęciu nie tak bardzo inspirujące jest to, co właściwie Deleuze myślał (i stąd też może trudności, jakie ma każdy, kto zastanawiał się nad tym, jakie ostatecznie Deleuze głosił przekonania), ile to, jak myślał, jakimi strategiami – mniej lub bardziej skutecznie – się posługiwał. Podobnie jak Nietzsche, Deleuze daje nam raczej strategie niż teorie, raczej narzędzia dekonstrukcji i konstrukcji, niż gotowe konstrukcje. Zrozumiemy je lepiej, ujmując ich intencję raczej niż ostateczną treść, tą zaś wydaje się realizacja postulatu, jaki zdaniem Deleuze’a (wyrażonym w Co to jest filozofia?) kryje się u źródeł myślenia filozoficznego jako takiego, postulatu zerwania ze świadomością religijną i religią w ogóle, we wszystkich jej ucieleśnieniach i konsekwencjach.

(8)

Jacek Dobrowolski (ur. 1976) jest pisarzem, z wykształcenia filozofem, adiunktem w Instytucie Filozofii UW, nauczycielem filozofii, redaktorem internetowego magazynu „Orgia myśli”; debiutował w „Twórczości” w roku 1998 opowiadaniem „Wściekły” wraz z towarzyszącym mu auto-komentarzem. Od tego czasu opublikował w tym czasopiśmie szereg kolejnych opowiadań i esejów (m.in. 1999, minipowieść Ani, ani, esej

Postać, otoczenie, materia.) W roku 2006 wydał powieść 120 godzin

(Wydawnictwo Czytelnik), nagrodzoną w konkursie Fundacji Kultury. W roku 2007 opublikował traktat filozoficzny Filozofia głupoty (Wydaw-nictwo PWN). Inspiruje się filozofią i literaturą europejską dwudziestego wieku. Do jego zainteresowań filozoficznych należą: nowoczesna filozo-fia polityki (zwłaszcza w jej aspekcie emancypacyjnym i wolnościowym), ateologia i ateizm, liberalizm, poststrukturalizm francuski. Obecnie prowadzi seminarium filozoficzne „Filozofia bez Boga. Oblicza i kon-stelacje nowoczesnego ateizmu”.

Dane adresowe autora: Instytut Filozofii UW Krakowskie Przedmieście 3 00-927 Warszawa

e-mail: jmdobrowolski@poczta.onet.pl

Cytowanie:

J. Dobrowolski, Noologia radykalnej bezbożności (o Logice sensu

Deleu-ze’a), „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.

pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/08.Dobrowolski.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)

Author: Jacek Dobrowolski

Title: The noology of radical godlessness (about Deleuze’s Logic of sense)

Summary: Nietzsche’s critique of theistic thinking seems to be one of the major sources of Deleuze’s philosophy. The notion of becoming godless might cast light upon what the French philosopher intended to achieve through his “noology” and critique of the “traditional image of thought”, i.e. a paradigm of reflection that makes any idea “pious” or even God’s own idea, supposing hidden theology behind anthropology, as well as making truth “absolute”. Against such a priestly philosophy searching for the Truth, Deleuze proposed his own unorthodox view the “invention of truths”, a creative undermining of the strict true/false distinction. Furthermore, it led him to question the notion of the sense as theomorphic structure whereby it is akin to the “soul” of the object. To postulate a “reversal of Platonism” is to change sense into the “body” of an object. Although Deleuze’s effort to reinterpret the sense

(9)

of sense might seem too experimental, we should see it more as his navigation through an intellectual game rather than his “beliefs” – only then can we unfold their subversive power of inspiration.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo tak właśnie na- leży dziś mówić o sieci, jako o pewnym, być może jeszcze nie w pełni, dookreślonym istnieniu, które jednak coraz bardziej staje się istnieniem o

Wolny człowiek w wolnym kraju ma niezaprzeczalne i przyrodzone prawo bronić się przed jakimkolwiek bezprawnym atakiem na jakiekolwiek chronione prawem swe

Nie wszystko w niej dotyczy wprost rewolucji, nie skupimy się więc na demaskowaniu romantycznych mitów poety, miłości i sławy, choć wizja Edenu mogłaby być in- terpretowana

Słowa Blooma o pracach Straussa jako „dziele życia fi lozofi cz- nego” 43 Nicgorski komentuje następująco: „Allan Bloom musiał mieć świadomość, że być może

próba opisania poczucia bezpieczestwa, czyli braku zagroenia przestpczoci u mieszkaców wybranych osiedli mieszkaniowych w Łodzi.. Badanie poczucia bezpieczestwa u

Gdyby jeszcze tak było, jak autor zupełnie bezpodstawnie pisze, z˙e Mickiewicz miał „fenomenalne zdolnos´ci recytatorskie” (dowodem miałby byc´ fakt, z˙e.... Gdyby

Dosyć znamienne jest, że w potencjalnej strefie funkcjonalnej (strefie podmiejskiej dalszej) dynamika wzrostu liczby mieszkań oddanych do użytkowania jest trzykrotnie wyż-

Oba typowe dla dzisiejszej polszczyzny znaczenia rzeczownika ciemnota, czyli ‘brak oświaty, zacofanie’ oraz ‘ludzie ciemni, nieoświeceni’ pojawiają się także w