• Nie Znaleziono Wyników

Maski Erosa : doświadczenie seksualności w powieści "Raz w roku w Skiroławkach" Zbigniewa Nienackiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Maski Erosa : doświadczenie seksualności w powieści "Raz w roku w Skiroławkach" Zbigniewa Nienackiego"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Ewa Bartos

Maski Erosa : doświadczenie

seksualności w powieści "Raz w roku

w Skiroławkach" Zbigniewa

Nienackiego

Media – Kultura – Komunikacja Społeczna 5, 335-350

2009

(2)

Maski Erosa. Doświadczenie seksualności

w powieści

Raz w roku w Skiroławkach

Zbigniewa Nienackiego

S łow a k lu c z o w e : ero ty k a, seksualność, R a z w roku w Skiroławkach, obyczajow ość, sza­

leń stw o , czytelnik, gra

K ey w o rd s: erotica, sexuality, Once a year in Skiroław ki, cu sto m s, m a d n ess, re a d e r, gam e

M ic h e l F o u c a u l t d o w ió d ł, że s e k s u a ln o ś ć w y m y k a się c z ło w ie k o w i sp o d k o n tr o li, a je d n o c z e ś n ie j e s t w s p a n ia ły m c z y n n ik ie m u m o ż liw ia ją c y m k o n ­ tr o lę p r a w n ą w ła d z y n a d s p o łe c z e ń s tw e m : p o d m a s k ą n o r m i ry g o ró w o b y ­ c z a jo w y c h p o d d a je s ię s p o łe c z e ń s tw o k o n tr o li. Z a k a z y i n a k a z y s ą do te g o s t o p n i a z a k o r z e n io n e w k u l t u r z e , ż e c z ło w ie k n ie ś w ia d o m ie r a c jo n a liz u je w ła s n e p o s tę p o w a n ie , s z u k a ją c d la s ie b ie j a k i e j ś e n k la w y , w k tó r e j m ó g łb y sc h o w a ć g łę b s z ą p rz y c z y n ę w ła s n e g o z a ż e n o w a n ia z w ią z a n e g o z f a k te m , ż e n ie m o ż e s ię o d e rw a ć od c z y ta n ia - b ą d ź o g lą d a n ia n a e k r a n i e - o p o ­ w ie ś c i e r o ty c z n e j. P r a w o s ta n o w io n e n ie j e s t t u j e d n a k s iłą d e c y d u ją c ą , z n a jd u je się o n a n a t o m i a s t w s y s te m ie s p o łe c z n y m k a ż d e j o so b y . T y lk o w r o z u m ie n iu je d n o s tk o w y m , z w ią z a n y m z e ś w ia d o m o ś c ią , w s ty d liw o ś c ią d a n e j o so b y (c z y li s p o s o b e m z a k o d o w a n ia e r o ty k i w c z ło w ie k u ), m o ż e e r o ty ­ k a w y d a w a ć s ię s i ł ą b ę d ą c ą p o z a p r a w e m . D ia g n o z a m o że b y ć ty lk o je d n a , choć c z y te ln ik n a og ó ł n ie m a z a m i a r u p r z y ją ć je j do św ia d o m o ś c i: w p r z y ­ p a d k u p o w ie ś c i e r o ty c z n y c h b ą d ź p o r n o g r a f ic z n y c h n ie c z y ta się ic h ty lk o z c ie k a w o ś c i ( p rz y jm u ją c , ż e c z y te ln ik n ie j e s t 13- lu b 1 4 - le tn im d o jr z e w a ­ ją c y m d z ie c k ie m ) czy z c h ę c i p r z y jr z e n ia się b liż e j n ie m o r a ln o ś c i, lecz a b y c z e rp a ć z l e k t u r y p rz y je m n o ś ć . Z b ig n ie w N ie n a c k i k o n s t r u u j e b o h a te r ó w p o w ie ś c i R a z w r o k u w S k ir o ł a w k a c h w sp o só b , k t ó r y u t r u d n i a c z y te ln i­ k o m p o s ia d a n ie z łu d z e ń co do p o w o d ó w sw o jej le k tu r y : k a ż d o ra z o w o p o ­ s ta ć n ie b ę d ą c a r d z e n n y m m ie s z k a ń c e m S k ir o ła w e k - czy to p r z y je ż d ż a ją c a do w io s k i n a w a k a c je , czy to p r z e ja z d e m o b s e r w u ją c a „ n ie m o r a ln e z a c h o ­ w a n i a tu b y lc ó w ” - t a k n a p r a w d ę a lb o j e s t t a k a s a m a j a k b o h a te r o w ie „ n ie ­ m o r a ln i”, a lb o p r ó b u je s ię o s z u k iw a ć , że j e s t o d n ic h le p s z a i ż e p o z o s ta je z n im i w b lis k im k o n ta k c ie ty lk o z c ie k a w o ś c i. U k a z a n ie ta k ie g o z a c h o ­ w a n i a b u d u je p r z e ś m ie w c z ą p a n o r a m ę lu d z k ic h o so b o w o śc i i z a k ł a m a n i a . A u to r z ir o n ic z n y m u ś m ie c h e m o b n a ż a z a k a m a r k i lu d z k ie g o u m y s łu , z d e j­ m u ją c z c z y te ln ik ó w m a s k i, z a k tó r y m i s t a r a j ą s ię u k r y ć . F r e u d o w s k ie p o ­ p ę d y , g łę b o k o u k r y t e w id , u N ie n a c k ie g o w y c h o d z ą n a ś w ia tło d z ie n n e :

(3)

Aż zdarzył się dzień, gdy podczas w akacji w m ałej wiosce n ad wielkim jeziorem usłyszała historię o wspólnym kopulow aniu w stary m młynie. Uczucie w strę tu podeszło w niej aż do gardła, zarazem ogarnęła ją błogość zadziw iająca i wiel­ kie podniecenie. Dygocąc z obrzydzenia zdecydowała się dokładniej zbadać tę spraw ę i poświęcić jej kolejną pracę naukow ą. O dtąd co roku przybyw ała do Skiroław ek z czerwonym notesem , aby bogacić swą wiedzę o barbarzyńskich i niehigienicznych p rak ty k ach ludzi w tej małej wiosce. Ileż to razy - w swym w arszaw skim m ieszkaniu i podczas pobytu w Skiroław kach - w yobrażała so­ bie, że w imię n au k i w ędruje nocą do m łyna, gdzie mimo lekkiego oporu z jej strony, zostaje, dla dobra nauki, k ilkakrotnie zgwałcona przez jakichś obrzyd­ liwych staruchów , a także rosłych młodzieńców. D rążyła ją tę sk n o ta do ogrom­ nego anonimowego gw ałtu - dla dobra nauki, w imię praw dy o ludziach. I ta k - w stręt, naukow e ambicje i pożądanie splotły się w jeden gruby sznur, który w iązał ją ze Skiroław kam i i każdej nocy trzym ał przy oknie w domu gajowego W idłąga1.

Prześm iew cza c h a ra k te ry s ty k a R en aty T uroń może rów nie dobrze słu ­

żyć jak o m eta fo ra poczynań czytelnika. O dbiorca te k s tu nie może ukryw ać

swojego zażenow anego „ja” (zażenow anego tylko przed swoim rozum ieniem

sy stem u społecznego) pod m a sk ą świętego oburzenia, pod p re te k s te m de­

cydow ania o praw orządności lub niepraw orząd no ści dzieła. N ien acki tw o­

rzy p a ra lelę pom iędzy czy telnik am i a b o h a te ra m i powieści. O dbiorca po­

w ieści je s t ja k gość przyjeżdżający n a w akacje do S kiroław ek, ja k R e n a ta

Turoń, b o h a te rk a, k tó rą „drążyła [...] tę s k n o ta do ogromnego anonim ow e­

go g w a łtu ” [RrS II 107], czy ja k D orota K aczm arczyk, k tó ra czy tała tylko

z m usu; oczywiście P a s s e n t b rn ą ł przez powieść tylko dla dobra w łasnego

d z ie c k a ..

Ironiczne m rugnięcie okiem do czy telnik a dokonuje się z a te m przez

w prow adzanie do p rz e strz e n i fab u larn ej postaci „z z e w n ą trz ”, „obcych”,

k tó rzy ta k n ap ra w d ę ok azu ją się być tacy sam i ja k m ieszkańcy S k iro ła­

wek. B ra k norm y w pływ a n a b ra k o dniesienia, b ra k od n iesien ia w pro­

w adza chaos, nie wiadomo, kto je s t szalony, wiadom o n a to m ia st, że n ad

w szy stk im p an u je Eros: b ohaterow ie i czytelnicy podążają za swoim i ż ą ­

dzam i - i jednocześnie je d n i i dru d zy s ta r a ją się ukryć przed siłą erotyki.

„Ta powieść p rze k ra cz a w szelkie w y o brażenia”2, pisze K aczm arczyk, aby

potem stw ierdzić, że są to granice „niem oralności”. Zdanie to ju ż n a pozio­

m ie se m a n ty k i w ydaje się być sprzeczne: ja k coś niew yobrażalnego m ożna

u k o n k retn ić i sprow adzić do jednej rzeczy - w tym p rzy p ad k u niem oral-

ności? Erotyce zaw sze tow arzyszy chaos, zaczerw ienione policzki, w styd

przed sam ym sobą, k tó ry sp raw ia, że czujem y się zaniepokojeni, często r e ­

akcja obronna; z a sła n ia n ie się przed k ręp u jący m i d o znaniam i je s t czymś

całkowicie n a tu ra ln y m . J e d n a k w p rzy p ad k u R a z w roku... a u to r buduje

b ohaterów tak , aby w ytk nąć im (a poprzez p ostaci litera c k ie i sam ym czy­

1 Z. Nienacki, Raz w roku w Skiroławkach, Olsztyn 1983, t. II, s. 107 [dalej: RrS; cyfra rzymska umieszczona po skrócie oznacza tom, cyfra arabska - stronę].

(4)

te ln ik o m ) w ła s n e z a k ła m a n ie , z e d rz e ć z n ic h z a s ło n ę , k t ó r ą w o k ó ł s ie b ie b u d u ją . P r o z a ik , u ż y w a ją c m e ta f o r y Z y g m u n ta B a u m a n a , o d s u n ą ł z a s u w ę , a d z w o n k i a la r m o w e w y łą c z y ł:

W reszcie - okoliczność to być może najw ażniejsza - przez w szystkie czasy dzi­ k u s drzem ał (albo i leżał w zasadzce) we w nętrzu n a pozór cywilizowanego człowieka. W każdym człowieku domyślano się z lekka tylko zam askowanego barbarzyńcy, poskromionego w praw dzie i zakneblowanego, ale gotowego urwać się z uwięzi, gdy czujność dozorcy zadrzem ie. [...] Każde ciało nowoczesne było więzieniem , każdy człowiek nowoczesny dozorcą w ięziennym pilnującym groź­ nego psychopaty; zaś obowiązkiem dozorcy było doglądanie, czy zasuw y nie rdzew ieją, a dzwonki alarm ow e działają3.

W io s k a z w a n a „ c a ły m ś w ia te m ” o r g a n iz u je r e a k c je b o h a te r ó w p o w ie śc i, a le j e s t ró w n ie ż p a r a l e l n a do z a c h o w a ń c z y te ln ik ó w . W w io sc e z w a n e j „cały ś w i a t ” m ie s z k a ją lu d z ie , k tó r z y p o d ą ż a ją z a sw o im i p r a g n ie n ia m i, a ic h s a m o u s p r a w ie d liw ie n ia k a ż d o ra z o w o s łu ż ą a u to r o w i do u k a z a n i a s p r z e c z ­ n o ś c i ta r g a ją c y c h c z ło w ie k ie m , s p rz e c z n o ś c i k tó r e s p r a w ia ją , ż e . „ s z a le je z m iło ś c i”.

U s p r a w ie d liw ia ją się b o h a te r o w ie , u s p r a w ie d liw ia ją się c z y te ln ic y , so ­ c jo lo g ic z n e p o d ło ż e z a c h o w a ń lu d z k ic h c z ę s to w y n ik a ze s to s u n k u , j a k i s p o łe c z e ń s tw o m a do n o rm . J e d n a k j e ś l i z n ie s ie m y n o rm y , to co się s t a n i e z u s p r a w ie d liw ia n ie m , c zy n ie b ę d z ie o n o d z ia ła n ie m ś m ie s z n y m , p r z e ­ ja w e m o g ó ln o lu d z k ie g o z b io ro w e g o s z a le ń s tw a ? J a k ju ż s tw ie r d z iliś m y , c a łk o w ite z n ie s ie n ie n o r m j e s t n ie m o ż liw e . Z a u w a ż a ln e j e s t ty lk o ech o z a i s t n i a ł y c h ju ż p ro c e só w . P ro b le m , k tó r y m a m y z u s y tu o w a n ie m i z d e ­ f in io w a n ie m e r o ty k i, w y n ik a z n ie o k r e ś lo n e g o p o d e jś c ia do c z a so w o śc i. J u ż w p r z e p r o w a d z o n y m w y w o d z ie m o ż n a o d n a le ź ć s p rz e c z n o ś c i. U w a ż ­ n y c z y te ln ik m ó g łb y m i z a r z u c ić n ie k o n s e k w e n c je : p rz e c ie ż d o w o d z iła m , ż e e r o t y k a z m ie n ia s ię w c z a s ie , a t u n a g le s tw ie r d z a m je j c h a r a k t e r p o ­ n a d c z a s o w y . J e d n o z d r u g im s ię k łó c i? S ą d z ę , ż e n ie . Z a p o ś r e d n ic tw e m p r z e ła m u ją c e j n o r m y p o r n o g r a f ii e r o t y k a w k a ż d y m s tu le c iu e w o lu u je n a n o w o , k a ż d o ra z o w o k o n s t y t u u j ą c się w n o w y m s y s te m ie . J e j s t a ł ą j e s t s p o ­ sób d z ia ła n ia , t e n s a m o d w ie k ó w , p o le g a ją c y n a c ią g ły m p r z e ła m y w a n iu z a s ta n e g o :

kodowanie intym ności (zabarwionej seksualnie) zostało zapoczątkow ane poza w szelkim ustalonym porządkiem , a możliwość tę trzeb a było opłacić „koncesja­ m i” w sem antyce, przede w szystkim zaś zgodą n a nierozum ność, szaleńczość, niestabilność. Dopiero po przyjęciu się takiego program u mógł napraw dę n a ­ stąpić początek zakorzeniania społecznej refleksywności i kształtow ania stab i­ lizowanych przez n ią system ów4.

S ta b iliz o w a n ie d o k o n u ją c e s ię w s y s te m ie p o p rz e z p o w o ln e a s y m ilo w a - n ie p o r n o g r a f ii p r z e k s z t a ł c a j ą w j e d e n z je g o e le m e n tó w a k c e p to w a ln y c h

3 Z. Bauman, Ciało i przemoc w obliczu ponowoczesności, Toruń 1995, s. 42.

4 N. Luhmann, Semantyka miłości. O kodowaniu intymności, tłum. J. Łoziński, Warsza­

(5)

- e r o ty k ę . N a le ż y j e d n a k p a m ię ta ć , ż e k o d o w a n ie in ty m n o ś c i z a w s z e „ tr z e ­ b a b y ło o p ła c ić » k o n c e sja m i« w s e m a n ty c e , p r z e d e w s z y s tk im z a ś z g o d ą n a n ie ro z u m n o ś ć , s z a le ń c z o ś ć , n i e s ta b iln o ś ć ”5. Z a a k c e p to w a n ie n ie s ta b iln o ś c i j e s t k o n ie c z n e , e r o t y k a j e s t s i ł ą c h a o ty c z n ą , k tó r e j o p is i k la s y f ik a c ja n ig d y n ie b ę d ą p ra w o m o c n e . Z a p r z y k ła d m o ż e p o s łu ż y ć w ła ś n ie R a z w r o k u ... . P o w ie ś ć w m o m e n c ie p u b lik a c ji w o p in ii c z y te ln ik ó w m o g ła u c h o d z ić z a p o r n o g r a f ic z n ą , j e d n a k ty lk o do m o m e n tu , w k tó r y m o b u rz o n y , z a c z e r ­ w ie n io n y - czy p o d n ie c o n y , z a c h w y c o n y - c z y te ln ik n ie z a c z ą ł je j r a c jo ­ n a liz o w a ć , a p rz e z to a s y m ilo w a ć z s y s te m e m . J a k o fe n o m e n s a m w so b ie p o r n o g r a f ia , m o im z d a n ie m , n ie m o ż e b yć z a p i s a n a i u k o n s ty tu o w a n a . P o ­ w ie ś ć R a z w r o k u ... n ie m o ż e b y ć w ię c p o r n o g r a f ic z n a , a je d y n ie e r o ty c z n a . Z p e r s p e k ty w y XXI w ie k u R a z w r o k u ... j e s t e c h e m s y s te m u , k t ó r y p r z e ­ s t a ł ju ż fu n k c jo n o w a ć , a w ię c w y k lu c z a się je j p o r n o g ra fic z n o ś ć , p o n ie w a ż , m e ta f o r y z u ją c , je j n ie g d y ś s z o k u ją c e w ą t k i d a w n o „ m ie s z c z ą się n a m w g ło ­ w ie ” ( p r z y n a jm n ie j t a k c z y te ln ik o w i s ię w y d a je , d o p ó k i n ie s k o n f r o n tu je m y n a s z e j r z e c z y w is to ś c i ze ś w ia te m p o w ie śc i). A le czy n a p e w n o j e s t to ś w ia t o b y c z a jó w d w u d z ie s to w ie c z n y c h ? Z b ig n ie w K u c h o w ic z w ie lo k r o tn ie w sw o ic h k s ią ż k a c h p o d k r e ś la z w ią ­ z e k s ta r o p o ls k ie j o b y c z a jo w o śc i ze w s p ó łc z e s n y m p o s tr z e g a n ie m ś w ia ta :

Podobieństwo dwudziestowiecznych i daw nych uczuć miłosnych w odniesie­ n iu do stosunków polskich dostrzegali uczeni tej m iary, co Ryszard Gansiniec, W acław Borowy, Ju lia n Krzyżanowski. Powołam się tu ta j tak że n a opinię nie byle jakiego au to ry tetu , ja k i stanow i w dziedzinie psychologii miłości Boy Że­ leński6.

J e d n a k w p r z y p a d k u R a z w r o k u . n ie j e s t to ty lk o p o d o b ie ń s tw o , lecz

d a le k o id ą c a a n a lo g ia . W d z ie d z in ie ż y c ia , j a k ą j e s t o b y c zajo w o ść, p r z e c ię t­ n y o b y w a te l S k ir o ła w e k w n ic z y m s ię n ie r ó ż n i od sw o jeg o s ta r o p o ls k ie ­ go a n t e n a t a , je g o w ita ln o ś ć p e ł n a e n e r g ii o ra z b e z p r u d e r y jn e p o d e jś c ie do s e k s u a ln o ś c i p r z y p o m in a z a c h o w a n ia , o k tó r y c h K u c h o w ic z p i s a ł w M iło ś c i

s ta r o p o ls k ie j ( z a c h o w a n ia , o k tó r y c h i s t n i e n i u c z ę s to n ie m a m y p o ję c ia z a

s p r a w ą n a s z y c h d z ie w ię tn a s to w ie c z n y c h p rz o d k ó w ):

Staropolski folklor poświęcał wiele m iejsca szeroko pojętej miłości, przede w szystkim w pojęciu fizycznym. N iestety, purytanizm dziew iętnasto- a naw et dwudziestowiecznych autorów i wydawców spowodował, że twórczość t a zosta­ ła stuszow ana, czasem zaś całkiem z a ta rta . Publikacje przedstaw iające doro­ bek ludowy sta ra n n ie i sk ru p u latn ie „oczyszczano” z drastyczności. Czynił to, choć nie zawsze, między innym i najw iększy etn o g raf przeszłego stulecia O skar Kolberg. P rak ty k i te stosuje się zresztą do la t ostatnich: wielka, pom nikowa edycja przysłów polskich została pozbawiona obscenów. W konsekw encji szero­ kie k ręgi czytelników nie znają praw dziw ych poglądów i zachow ań dotyczących miłości w dawnej k u ltu rz e ludowej. Dopiero zapoznanie się z archiw alnym i,

5 Tamże.

6 Z. Kuchowicz, Miłość staropolska. Wzory - uczuciowość - obyczaje erotyczne XVI-XVIII wieku, Łódź 1982, s. 34.

(6)

rzadkim i wydaw nictw am i źródłowymi czy równie nielicznymi pracam i spe­ cjalistycznym i ukazuje in n y obraz, tętn iący nam iętnościam i, pulsujący krw ią, daleki od skromności i bogobojności obyczajowej, ja k ą najczęściej serwowali czytelnikom daw ni autorzy7.

A p rz e c ie ż b y ł to c z a s b a r d z o d u ż e j sw o b o d y o b y cz ajó w , z w ła s z c z a w i n te r e s u ją c e j n a s k u l t u r z e lu d o w e j, k t ó r a o d z w ie r c ie d la ła w s z y s tk o to , co n a d w o r a c h m u s ia ło o d b y w a ć s ię z a d r z w ia m i a lk o w y ( z a c ic h y m p rz y z w o ­ le n ie m c a łe g o s p o łe c z e ń s tw a , w łą c z n ie z k o śc io łe m ). R a z w r o k u ... s ta n o w i p r o z a t o r s k i z a p is c a łe g o w a c h l a r z a z a c h o w a ń lu d o w y c h , i to o w id o c z n y m ro d o w o d z ie b a ro k o w y m . Z p e r s p e k ty w y X V I w ie k u p o s tę p o w a n ia b o h a te r ó w w p is u ją się d o s k o ­ n a le w o b y c z a jo w o ść s ta r o p o ls k ą , t a k ż e o tw a r to ś ć i ś m ia ło ś ć k o b ie c y c h b o ­ h a t e r e k p o w ie ś c i n ie o d b ie g a o d te j n o rm y . To d o p ie ro k u l t u r a X IX -w ie c z n a k a z a ł a n a p o w r ó t w id z ie ć w k o b ie c ie k r u c h ą , n ie w in n ą , w y s t r a s z o n ą is to tę . W ra z z n a s t a n i e m o ś w ie c e n ia i r o m a n ty z m u s ta r o p o ls k i s y s te m k o d o w a n ia in ty m n o ś c i z o s t a ł w y p a r ty p rz e z „ n o w ą e r o ty k ę ”, w k tó r e j n ie b y ło m ie j­ s c a n a m o d e l k o b ie ty s a m o d z ie ln e j, o d w a ż n ie a k c e n tu ją c e j s w o ją k o b ie c o ść - d la te g o t a k c ię ż k o j e s t c z y te ln ik o w i w s p ó łc z e s n e m u z a a k c e p to w a ć b r a k p r u d e r y jn o ś c i, j a k i w y k a z u ją k o b ie ty w S k ir o ła w k a c h :

Jego ciało przeciwstawiło się brzuchowi Widłągowej. Potem praw a rę k a Po- rw asza dotknęła piersi żony gajowego, lewa zaś oparła się n a potężnym zadzie kobiecym. N ie próżnowały też ręce Widłągowej, rozpięły m alarzow i rozporek.

- Jest! Jest! - radośnie pom rukiw ała W idłągowa, m iętosząc z początku m iękki, a potem coraz tw ardszy Porwaszowy członek.

S tali ta k n a drodze, przylepieni do siebie niby dwie duże mrówki [...] infor­ mację m iędzy sobą wym ienili, bo rap tem W idłągowa odeszła nieco n a stronę, w niedużą kupę rozkw itających bzów, które rosły po drugiej stronie drogi, obok cm entarza.

- Papierosów już p a n nie dostanie, bo klub dziś nieczynny - powiedziała W idłągowa do Porw asza. - A we m nie może p an sobie pozwolić, ponieważ ja już nie m am miesiączki i w ciążę nie zajdę.

To mówiąc szybkim ruchem zad arła W idłągowa kiecki, zręcznie zrzuciła m ajtki, niewiele o nie dbając. Z bzam i sąsiadow ał młody klon, jego to pnia chwyciła się W idłągowa obydwoma rękam i, grzbiet i głowę k u ziemi pochyliła i n a Porw asza swój goły zad wypięła. Mimo gęstej ciemności zajaśniał on Por- waszowi ja k okrągły księżyc. P atrząc n a ową w ypukłą i rozległą przestrzeń goli- zny przypom niał sobie Porwasz n au k i doktora, że u niew iasty im m niejsza je st różnica między w ym iarem dw uram iennym a dw ukrętarzow ym , tym m a ona bardziej kobiecą budowę. W idział m alarz, że w ym iar dw ukrętarzow y zdaw ał się być u Widłągowej ta k i sam , a naw et jak b y nieco większy niż w ym iar dw ura- m ienny, co było dowodem, że je st ona kobietą, a nie jak im ś złudnym m irażem . Z przyjem nością pogłaskał n a p ię tą n a zadzie gładką skórę, a że członek już m iał uprzednio z rozporka wyjęty, tedy nam acaw szy dłonią jej w ilgotny srom zadał mocny cios od tyłu, aż w estchnęła z wielkiego zadowolenia. Potem , trzy ­ m ając W idłągową za tłu s tą kibić, wchodził w n ią i z niej wychodził, aż wreszcie 7 Tamże, s. 206.

(7)

ję k n ą ł wpuszczając w jej ciepłe w nętrze swoje m ęskie nasienie. Raz, drugi, a naw et trzeci [RrS I 333].

W id łą g o w a , z d z is ie js z e j p e r s p e k ty w y , b y ła b y k o b i e t ą a lb o p r z e s a d n ie ro z w ią z łą , a lb o , co te ż p r o w a d z i do s k r a jn o ś c i, r a s o w ą f e m i n i s t k ą ś w ia d o ­ m ą w ła s n e j s e k s u a ln o ś c i - b y ła b y , g d y b y p rz e z t a k i e k lis z e m y ś lo w e d a ło się je j z a c h o w a n ie u p ra w o m o c n ić . D z i a ł a n i a t a k i e s ą j e d n a k b e z c e lo w e , p r o ­ w a d z ą do o ś m ie s z a ją c y c h c z y te ln ik a w n io s k ó w . W s p ó łc z e ś n i n ie r a d z ą so ­ b ie ze ś m ia ły m p o d c h o d z e n ie m do w ła s n e j s e k s u a ln o ś c i; co d la n a s w y d a je się b y ć n i e n a t u r a l n e , d la c z ło w ie k a b a ro k o w e g o b y ło c a łk o w ic ie n o r m a ln e :

w rzeczywistości społecznej opinia tra k to w a ła je d n a k inicjatywę niew iast jako rzecz n a tu ra ln ą . Połowica szlachecka czy m ieszczańska odm aw iała przed snem liczne pacierze, w m niejszym czy w iększym stopniu zachowywała konwencjo­ n a ln ą skromność, w szystko to przecież nie przeszkadzało, że sam a nieraz do­ pom inała się w ykonania „m ałżeńskich obowiązków”, sam a „chciała tych za­ baw ”. Podniecona a niezaspokojona, odgrażała się, że „poigra kto inny”, czy też inicjowała stosunki pozam ałżeńskie. Inny w ażny problem to dostrzeganie potrzeb seksualnych, zmysłowość kobiet. Człowiek b aro k u zdaw ał sobie sp ra­ wę, o czym zapom niały n astęp n e generacje, że kobiety też m ają zmysły. Stąd owa tolerancja wobec ich zachowań, występow anie seksu, ja k byśm y dziś po­ wiedzieli, wręcz partnerskiego. Zjawisko dostrzega historyk lite ra tu ry ludowej Jad w ig a K otarska. C h arakteryzując postacie kobiece w folklorze, pisze: „Boha­ te rk i wiejskie nie w ym agają długotrw ałych zalotów, obca je s t im pruderyjna wstydliwość. Ludowy erotyk charakteryzuje swoisty dem okratyzm . Jachniczek i M aryna są równymi p a rtn e ra m i nie tylko w ciężkiej, codziennej pracy, lecz tak że w grze miłosnej, k tó rą inicjuje nierzadko dziewczyna”8.

N ie n a c k i, w p r o w a d z a ją c do p o w ie ś c i k o b ie ty , k t ó r e - p a r a f r a z u j ą c K u ­ c h o w ic z a - s ą w p e łn i ś w ia d o m e , ż e m a j ą z m y s ły , p a r a d o k s a l n i e o ś m ie s z a n a s z ą n o w o c z e s n ą k u l t u r ę , w k tó r e j te o r ie f e m in is ty c z n e w c ią ż i n a n o w o n a w o łu ją k o b ie ty do o d k r y c ia sw o jej c ie le s n o ś c i i s e k s u a ln o ś c i. Z d ru g ie j s tr o n y k u l t u r a t a n a w o łu je t e s a m e k o b ie ty do s p r z e c iw ia n ia się, p o d w p ły ­ w e m g łę b o k o z a k o r z e n io n e g o w n a s z e j k u l t u r z e r o m a n ty z m u , t a k i e m u p o ­ s tę p o w a n iu . To z a s p r a w ą X IX -w ie c z n ej k u l t u r y , k t ó r a o d c is n ę ła n a n a s sw o je p ię tn o , n ie je s t e ś m y w s t a n i e z a a k c e p to w a ć z a c h o w a n ia b o h a t e r e k p o w ie ś c i N ie n a c k ie g o :

W k u ltu rz e ludowej, szczególnie m arginesu społecznego, skrom ność i wstydli- wość nie były jeszcze w ogóle w cenie. Czasy „świątobliwości i przyzwoitości” w pełni zatrium fow ały dopiero w XIX w. Stanowiło to zjawisko ogólnoeuro­ pejskie. B adania dotyczące na przykład barokowej poezji irlandzkiej ukazują śm iałe, n am iętne osobowości kobiece9.

P a t r z ą c n a W id łą g o w ą z te j p e r s p e k ty w y m y ś li fe m in is ty c z n e j, n a l e ­ ż a ło b y s tw ie r d z ić , ż e n ie s ta n o w i o n a z a p r z e c z e n ia i d e a ł u k o b ie c o śc i, lecz

8 Z. Kuchowicz, Człowiek polskiego baroku, Łódź 1992, s. 278. 9 Tamże, s. 279.

(8)

p r z e c iw n ie , w n a t u r a l n y sp o só b r e a liz u je j ą w so b ie , c z e rp ią c „ b a ro k o w ą ” p rz y je m n o ś ć z s e k s u . B a ro k o w e s ą ró w n ie ż w p o w ie ś c i lę k i i z a g r o ż e n i a .

Z b ig n ie w K u c h o w ic z w ś r ó d c a łe j g a m y s ta r o p o ls k ic h lę k ó w w y m ie n ia : lę k p r z e d g ło d e m i lę k p r z e d w o js k ie m . N a jb a r d z ie j m o n s t r u a l n y lę k to w a ­ r z y s z y ł j e d n a k c h o ro b o m :

W szystkich - od nędzarzy po królów - rów nał lęk przed cierpieniem , choro­ bą, śm iercią. Ludzie o słabszych osobowościach, podlegający ukazanym pato­ logiom, żyli często w obawie, że n a stąp i kryzys, że coś w organizm ach może się „popsuć”, że nie dożyje się ju t r a 10.

S t r a c h p r z e d c h o ro b ą o r g a n iz u je ró w n ie ż ży c ie w S k ir o ła w k a c h , j e s t to j e d n a k lę k w y r a ź n ie o k re ś lo n y , a z a w s z e w ią ż e s ię z n a jw a ż n ie js z ą s f e r ą ż y c ia b o h a te r ó w - z s e k s u a ln o ś c ią . T o s t r a c h p r z e d b r a k i e m p ło d n o ś c i d o ­ p r o w a d z a J u s t y n ę do s z a le ń s tw a , to z a h a m o w a n ia s e k s u a l n e s p r a w ia ją , ż e A n te k p o p e łn ia z b ro d n ię . E r o s j e s t b o g ie m , k t ó r y m a w p ły w n a k a ż d y e l e m e n t ż y c ia b o h a te r ó w p o w ie śc i, E r o s j e s t ró w n ie ż , p o d o b n ie j a k w s ta r o - p o ls z c z y ź n ie , le k a r s t w e m n a n ie:

W książce M iłość staropolska pisaliśm y, iż w ystępujące zagrożenia powodowa­ ły, że pomocy, oparcia szukano w fizycznej i duchowej miłości, w m ałżeńskim czy wolnym związku. Miłość erotyczna, rodzinna stanow iła elem ent chroniący przed uleganiem panice, dodaw ała otuchy, odwagi, anim ow ała do przeciwdzia- łań. Różne rodzaje miłości broniły ówczesnych od lęku i pesym izm u, przyw ra­ cały lub pogłębiały w iarę w sens i urok życia11.

S e k s s ta n o w i z a t e m l e k a r s tw o n a p r a w ie w s z y s tk ie lę k i, b o h a te r o w ie p o w ie ś c i N ie n a c k ie g o u m ie ją z te g o l e k a r s t w a s k o r z y s ta ć . To m iło ść fiz y c z ­ n a p o z w a la im z a p o m n ie ć , ch o ć b y n a c h w ilę , o p r o b le m a c h i o s tr a c h u :

Przypom niała sobie, że n a dole leży tru p M acieja oraz czterech zabitych zbirów znajduje się w ogrodzie, ona zaś i J a n K rystian są sam i w w ielkim i ciem nym domu, dwoje żywych pośród w ielu um arłych. Lęk przeniknął jej ciało i rozbudził wtulonego w nią chłopaka. Podniósł lekko głowę, w jego otw artych szeroko oczach dojrzała strach ta k wielki, że aż się go przeraziła bardziej niż myśli o tych, co leżeli w ogrodzie. A że tylko jedno lekarstw o zn ała n a strach w łasny i cudzy, tedy rozchyliła swe u d a i wzięła m iędzy nie szczupłe chłopięce ciało, delikatnie chwyciła ciepłą dłonią jego prącie, ciesząc się, że ta k szybko nabrzm iew a i je st ta k duże i piękne. Włożyła je w siebie, odczuwając w yraź­ nie, ja k m ija u chłopca strach, przychodzi rozkosz i zapom nienie. Z uległością i zachw ytem przyjęła uderzenie jego n asien ia i mocniej ścisnęła go ram ionam i, pragnąc, aby pozostał w niej n a zawsze. Z asnął zaraz n a jej rozłożystym ciele, ta k w ypełniony sytością, że nie było już w nim m iejsca n a lęk lub trwogę. Spał do ra n a i naw et nie czuł, gdy o świcie ułożyła go obok siebie, a potem w stała, u b ra ła się i poszła n a podwórze, aby wydoić krowy [RrS I 247].

10 Tamże, s. 217. 11 Tamże, s. 224.

(9)

S e k s u a ln e z b liż e n ie p o z w a la M a k u c h o w e j n a c h w ilę z a p o m n ie ć o c z a ­ ją c y m s ię w je j d u s z y s t r a c h u , s ta n o w i le k a r s tw o n a lę k i; m o m e n t u n i e ­ s i e n i a to c h w ila , w k tó r e j k o b i e t a o d r y w a s ię od s m u tn e j rz e c z y w is to ś c i, a b y ju ż z a c h w ilę do n ie j p o w ró c ić . S c e n y e r o ty c z n e w p o w ie ś c i c z ę s to m a ją o c z y s z c z a ją c y c h a r a k t e r , p o z w a la ją b o h a te r o m o d re a g o w a ć , s ta n o w ią m o ­ m e n t r o z lu ź n ie n ia . D la w s p ó łc z e s n e g o c z y te ln ik a z a a k c e p to w a n ie ta k ie g o p o d e jś c ia do s e k s u a ln o ś c i s ta n o w i j e d n a k p e w ie n p ro b le m . O d b io rc a n o w o ­ c z e s n y , o ś w ia d o m o ś c i p r z e f iltr o w a n e j p rz e z k u l t u r ę r o m a n ty c z n ą , k t ó r a do d z is ia j n a p o s tr z e g a n ie m iło ś c i p łc io w e j m a b a r d z o d u ż y w p ły w , s p o d z ie ­ w a się , że o b ra z z b liż e n ia e ro ty c z n e g o b ę d z ie m ia ł c h a r a k t e r c h w ili w y j ą t ­ k o w e j, p e łn e j u n ie s ie ń , po k tó r y m n a s t ą p i p e łe n r o m a n ty c z n y c h fra z e s ó w o p is r e f le k s ji o ra z s p o s tr z e ż e ń u c z e s tn ik ó w c z a ro w n e j c h w ili. A u to r j e d n a k po o p i s a n i u a k t u s e k s u a ln e g o t a k i c h e le m e n tó w n ie w p r o w a d z a , co w ię ­ cej, e r o t y k a w p o w ie ś c i p r z e d s t a w i o n a j e s t j a k o s t a n d a r d o w a c z ęść ż y c ia lu d z k ie g o , k tó r e j j e ś l i to w a r z y s z y u n ie s ie n ie , to j e s t o n o z w y c z a jn y m e le ­ m e n te m z w ią z a n y m z i n te n s y w n y m p rz e ż y c ie m . M ie s z k a ń c y S k ir o ła w e k p o t r a f i ą c z e r p a ć p r z y je m n o ś ć i ra d o ś ć z e r o ty k i, t r a k t u j ą c j ą je d n o c z e ś ­ n ie j a k o n o r m a ln y e l e m e n t ic h ż y c ia , co d l a c z y te ln ik a n ie p o w in n o s t a ­ n o w ić p r o b le m u - a k c e p tu je m y p rz e c ie ż f a k t, ż e e r o t y k a w n a s z y m ż y c iu s ta n o w i w a ż n y e le m e n t. P r o b le m j e d n a k is tn ie je , a u to r , u c h y la ją c się od k a n o n ic z n e g o p r z e d s t a w i a n i a m iło śc i, t w o r z e n ia d łu g ic h m o n o lo g ó w w e ­ w n ę tr z n y c h b o h a te r ó w „ p rz e d ” i „po”, b u d u je o b ra z s e k s u a ln o ś c i, w k tó r e j n ie u w z g lę d n ia z n a m ie n n e g o d l a n a s z e g o p o s t r z e g a n i a ś w i a t a w ie k u X IX - w ie k u , k t ó r y w k ła d a ł w u s t a r o m a n ty c z n y c h k o c h a n k ó w c a łe s tr o n ic e fra z e s ó w p e łn y c h p u s te g o p a to s u . B r a k t a k z n a m ie n n e g o d la n a s z e j k u l t u ­ r y e l e m e n t u s p r a w ia , ż e p o s tr z e g a m y b o h a te r ó w i is tn ie ją c e m ię d z y n im i w ię z i j a k coś z g o ła n ie n o r m a ln e g o , z ir o n ic z n y m u ś m ie c h e m lu b z a ż e n o w a ­ n ą m i n ą s tw ie r d z a m y p ły tk o ś ć p r z e d s ta w io n e j p rz e z a u t o r a k o n k r e ty z a c ji, a ic h s a m y c h w p is u je m y co n a jw y ż e j w p r z e s t r z e ń z a b o b o n n e j, g łu p ie j b ie ­ d o ty , k t ó r a n ie m a w ła ś c iw e g o p o d e jś c ia do „ ty c h s p r a w ” J e d n a k czy t a k a k la s y f ik a c ja j e s t s łu s z n a ? C z y s z y b k i p o w ró t M a k u c h o w e j do c o d z ie n n y c h o b o w ią z k ó w lu b p ły n n e p r z e jś c ie s ta r e g o S z u lc a od r o z w a ż a ń d o ty c z ą c y c h z b ro d n i, k tó r e j d o k o n a ł, z a b ija ją c z a k r o m k ę c h le b a , do o p is u p i k a n tn y c h s to s u n k ó w e ro ty c z n y c h , s ą rz e c z y w iś c ie z a c h o w a n ia m i n ie z d ro w y m i? A r g u ­ m e n t s tw ie r d z a ją c y , ż e b o h a te r o w ie to z b i e r a n i n a p r o s ta k ó w , n ie w c h o d z i w r a c h u b ę . M ie s z k a ń c y S k ir o ła w e k n ie o g r a n ic z a ją s ię ty lk o do b ie d o ty , w św ie c ie p o w ie ś c i z n a jd u je się d o ść m ie js c a d l a m ie jsc o w e g o g łu p k a , j a k i d la p r z e d s ta w ic ie li in te lig e n c ji. P r o z a ik m a ś w ia d o m o ś ć , ż e o m ija z n a c z ą ­ c ą czę ść k u l t u r y e u r o p e js k ie j, b u d u ją c p r z e s t r z e ń o b a ro k o w o lu d y c z n y c h p o w in o w a c tw a c h , z te g o p o w o d u p o s ta c i c z ę s to t a k j a k O tto S z u lc p r z e c h o ­ d z ą od n a jp o w a ż n ie js z y c h k w e s tii do n a jb a n a ln ie js z y c h , b y b e z z b y te c z n e ­ go z a ż e n o w a n ia w ró c ić do w c z e ś n ie js z y c h r o z w a ż a ń :

Tak, był grzeszny i grzesznym pozostał. Aż do tej pory gorzeje m u w żyłach ogień, k tó ry w nim przed laty rozpaliła sta rsza siostra, E ste ra. W dojrzewa­ jącym zbożu czytała m u, czternastoletniem u chłopcu, proroctw a Ezechyjela

(10)

o owej niewieście z m atki H etejki i ojca Amorejczyka, co sprośności czyniła na każdym kroku, po w szystkich rozstajnych drogach pobudowała wyżyny swoje, a uczyniła obm ierzłą piękność swoją, rozkładając nogi każdem u mimo idącemu. Rozchyliwszy kolana, E ste ra k aza ła m u się gładzić po owłosionym podbrzu­ szu, gładziła go po sterczącym członku, aż n iem al omdleli od zapachu zboża, rozkoszy i słońca, które lało się z nieba. Ten ogień pali się wciąż jeszcze w jego całym ciele, bo czy inaczej on, starzec, kiedy m u i d ruga żona zm arła, cho­ dziłby od czasu do czasu z k u rą pod pachą do domu Porowej, k tó ra otw ierała przed nim swoje obmierzłe w nętrze, on zaś zam iast splunąć i odejść, jeszcze rad w nie zaglądał. Z a k ra d a ł się też do Porowej stary Kryszczak. Cudzołożył i dok­ tor. Opowiadano wkoło, że m usi najpierw upokorzyć kobietę, zanim w nią wej­ dzie. Lecz przecież wszyscy oni pragnęli ciągle ratow ać swoje dusze; upadali, ale i podnosili się z upadku; potykali się, ale i prostow ali po potknięciu, pomni, że są ja k pielgrzymi, którzy k u śm ierci dążą [RrS I 262].

A u to r c a łk ie m ś w ia d o m ie w o p is r o z w a ż a ń s ta r e g o ż y d a w p r o w a d z a s c e ­ n ę e r o ty c z n ą . P r z y p o m n ijm y , O tto z n a jd u je s ię w s y n a g o d z e , p o d w p ły w e m słó w p a s t o r a z a c z y n a tw o rz y ć r e tr o s p e k ty w n y o b ra z w ła s n e g o ż y c ia , p r z e ­ c h o d z ą c do o p is u z a b ó js tw a z a k r o m k ę c h le b a do s c e n y e r o ty c z n e j. O c z y w i­ ście, f r a g m e n t m o ż n a p o tr a k to w a ć j a k o m e ta f o r ę w ła d a ją c y c h c z ło w ie k ie m ż ą d z . C h le b , j a k i k o b ie ta , to w p r z y p a d k u S z u lc a o d m ia n y te g o sa m e g o - c ia ła , k tó r e O tto n p r a g n ie w z ią ć w sw o je p o s ia d a n ie . N ie n a c k i ś w ia d o m ie o p is ż ą d z w p r o w a d z a w p r z e s t r z e ń s a k r a l n ą , m ie s z a ją c d w ie sfe ry . S a c r u m i p r o f a n u m p r z e n i k a j ą się ró w n ie ż w o p is ie z b liż e n ia b o h a t e r a z s io s tr ą . C z y te ln ik o w i t r u d n o j e s t p r z y ją ć p ły n n e p r z e jś c ie m ię d z y e l e m e n t a m i ż y ­ c ia b o h a te r ó w - ty m b a r d z ie j, ż e s t a r y ż y d p r o f a n u je ś w ią ty n ię . A le czy n a p e w n o p r o f a n u je ? R ó w n ie ż t u t a j a u t o r n ie p o z o s ta w ia n a m m ie js c a n a o s k a r ż a n ie b o h a te r ó w , s c e n a p rz e c ie ż j e s t s ty liz o w a n a n a s t a r o t e s t a m e n - to w ą k s ię g ę . N ie n a c k i w s p r y t n y sp o só b p o k a z u je n a m n a s z e z a k ła m a n ie , p y ta ją c , co w s c e n ie s ta r o t e s t a m e n t o w e j j e s t e ś m y w s t a n i e z a a k c e p to w a ć , a czego w p r z y p a d k u b o h a t e r a p o w ie ś c i X X -w iecz n ej ju ż n ie ? K a z iro d c z e z w ią z k i, ojciec p o k ła d a ją c y s ię z c ó r k a m i ( n a p r z y k ła d c ó rk i L o ta ), b r a t z s i o s t r ą - a u to r , w d e l i k a t n y sp o só b w p r o w a d z a ją c E s t e r ę , s u g e r u je ro d o ­ w ó d b ib lijn y , p rz e c ie ż ż y d ó w k a E s t e r n a k a r m i ł a sw ój lu d , r a t u j ą c go p r z e d w ro g ie m , w p r z y p a d k u S k ir o ła w e k ró w n ie ż „ s e r w u je ” S z u lc o w i „ p o k a r m ”. A u to r ś w ia d o m ie o m ija w p ły w o ś w ie c e n ia i r o m a n ty z m u n a w s p ó łc z e s n ą s e k s u a ln o ś ć , d e c y d u ją c się n a b u d o w a n ie sw o ic h p o s ta c i, c z e rp ie z b a r o k o ­ w eg o w z o r u o b y c z a jo w e g o . L u d z ie e p o k i s ta r o p o ls k ie j t r a k t o w a l i s e k s ja k o coś n o r m a ln e g o , j a k je d z e n ie czy p ic ie . N i k t p rz e c ie ż z d ro w y n a u m y ś le po z je d z e n iu o b ia d u n ie z a s t a n a w i a się n a d w ie lk o ś c ią c h w ili, k t ó r a m in ę ła . N ie n a c k i n a d a l, po u p ły w ie p r a w ie 3 0 l a t od w y d a n ia p o w ie śc i, p o k a z u je c z y te ln ik o m ic h w ła s n e z a k ł a m a n i e - czy s e k s w X X I w ie k u s ta n o w i n o r ­ m a ln y e l e m e n t ż y c ia ? C z e m u w ię c n ie t r a k t o w a ć go j a k o coś, z c z y m n ie n a le ż y s ię z b y tn io o b n o sić ? B o h a te r o w ie - p a r a d o k s a l n i e - r e a l i z u j ą w p r a k ty c e to , o c z y m m ó ­ w ią c z y te ln ic y d z is ia j, p o d c h o d z ą do s e k s u a ln o ś c i j a k do z w y c z a jn e j, lecz b a r d z o w a ż n e j c z ę śc i sw o jej e g z y s te n c ji. Z p e r s p e k ty w y ś w i a t a u k a z a n e g o

(11)

w R a z w r o k u ... c z y te ln ic y s t a j ą po n ie w ła ś c iw e j s tr o n ie - w y id e a liz o w a n e ­ go, k rz y w e g o r o m a n ty z m u , k tó r y k a ż e n a m b u n to w a ć s ię p rz e c iw p r z e j a ­ w o m z w y c z a jn e g o , n o r m a ln e g o e le m e n t u ż y c ia , do k tó r e g o n ie n a le ż y p o d ­ c h o d z ić z p r z e s a d n ą d e lik a tn o ś c ią :

Zgadzam się. P ani cierpi n a spraw y kobiece, ale tym zajm ują się przeróżne p an ie-literatk i w tygodnikach ilustrow anych. N atom iast my, lekarze, in te re su ­ jem y się jedynie chorobami kobiecymi. J e s t je d n a k zjaw iskiem niepokojącym, że wiele cierpiących kobiet zbyt często szuka rad y w powieściach psychologicz­ nych, z am iast udać się do poradni „K”. W istocie rzeczy cierpi pani n a sp ra­ wy kobiece. Radzę zjeść talerzy k kluseczek francuskich dobrze omaszczonych skw arkam i z boczku, kotlecik schabowy panierow any oraz ogórek kiszony lub surówkę z kiszonej k a p u sty [RrS I 75].

R a d a d o k to r a N ie g ło w ic z a , s k ie r o w a n a do p a n i J ó z i, n ie o d n o s i s ię ty lk o do p rz e w r a ż liw io n e j b o h a t e r k i p o w ie śc i, k t ó r a t a k n a p r a w d ę n ie p o t r a f i się p r z y z n a ć p r z e d le k a r z e m , że c h c ia ła b y z a s p o k o ić sw o je ż ą d z e . N ie n a c k i c e ­ lu je p r o s to w c z y te ln ik a , ir o n iz u ją c i b a g a te liz u ją c b r a k p o w a g i - czy m o ż e ra c z e j p r z e s a d n ą p o w a g ę , j a k ą w y k a z u ją w s p ó łc z e ś n i w s t o s u n k u p r o b le ­ m ó w z w ią z a n y c h z s e k s e m . F r a g m e n t p o w ie śc i, w k tó r y m a u t o r r e z y g n u ­ j e z m e ta fo ry c z n e g o s z y d z e n ia z c z y te ln ik a , a z a c z y n a w p r o s t w y ś m ie w a ć w s p ó łc z e s n ą o b y c z a jo w o ść , g łę b o k o z a k o r z e n io n ą w r o m a n ty c z n y c h w z o r ­ c a c h , to c h o c ia ż b y r o z d z ia ł „O w y ż s z o ś c i p r a w d a r ty s ty c z n y c h n a d w s z y s t­ k im i in n y m i p r a w d a m i i o ty m , j a k p is a r z L u b i ń s k i s z u k a ł k o b ie ty p e łn e j k r w i ” [R rS I 97]. J u ż s a m t y t u ł r o z d z ia łu s ta n o w i s z y d e r c z ą z a p o w ie d ź t r e ­ ści, s u g e r u ją c , że is t n i e j e w ie le ró ż n y c h ro d z a jó w p r a w d y , k t ó r e c z ło w ie k w y b ie r a w e d le sw o ic h u p o d o b a ń . N ie n a c k i p o k a z u je , j a k p o d w p ły w e m w ie ­ l u w y d a r z e ń u g r u n to w a ło s ię w m ło d y m L u b iń s k im r o m a n ty c z n e p o s tr z e ­ g a n ie ś w i a t a o ra z co z te g o w y n ik ło . R o b i to w iro n ic z n y sp o só b , p r o w a d z ą c r o z w a ż a n ia n a t e m a t k a t e g o r i i p r a w d y i k o n f r o n tu ją c j ą z k ła m s tw e m :

Potem poglądy Nepom ucena M arii Lubińskiego n a te m a t k łam stw a staw ały się coraz szersze i głębsze, w m iarę bowiem ja k zdobywał życiowe dośw iad­ czenia, przekonyw ał się, że nie tylko on, ale i inni ludzie popełniają m niejsze lub większe k łam stw a. I ta k , n a przykład, chyba wszyscy koledzy w klasie w liceum upraw iali sam ogw ałt, a przecież n ik t się do tego nie przyznaw ał, a naw et gorliwie zaprzeczał, choćby m iał koło rozporka białe plam y po sperm ie. K łam stw o chroniło młodego człowieka od przyklejania m u e p itetu „wstrętnego o nanisty”, którego nie szczędzono sobie w koleżeńskich kłótniach. Kłamstwo więc mogło człowieka ustrzec od pogardy ze strony innych ludzi, tak ich sa­ mych kłamców, potrafiło obronić przed k a rą czy niem iłym i uw agam i ze strony rodziców, zapew niało tak że istocie ludzkiej lu k su s odrobiny osobistej wolności. W ystarczało, n a przykład, powiedzieć rodzicom: „dziś jestem w złym n a stro ­ j u psychicznym ”, a otrzymywało się możliwość leżenia n a tapczanie, czytania interesującej książki. Jakakolw iek próba powiedzenia praw dy niewygodnej dla otoczenia spotykała się - ja k to Nepom ucen doświadczył niejednokrotnie - z b rakiem akceptacji, a naw et wrogością [...] Kłam stwo w yszukane, inteligen­ tn e, wm ontow ane do odpowiedniego scenariusza potrafiło naw et przydać bla­ sk u kłam iącem u. „Nie zrobiłem wczoraj z ad ań z m atem atyki - tłum aczył się

(12)

kiedyś w szkole m ały Lubiński - ponieważ przez całe wczorajsze popołudnie i długo w nocy m iałem myśli samobójcze”. Przez n astęp n e trzy dni n ik t nie w yryw ał N epom ucena do tablicy, żaden nauczyciel nie spraw dzał, czy odrobił lekcje [RrS I 98].

K ła m s tw o , j a k d o w ia d u je się m ło d y L u b iń s k i, p o m a g a c z ło w ie k o w i w ż y c iu , c h r o n i p r z e d p o g a r d ą . P o z w a la g o d n ie i w s p o k o ju ży ć w s p o łe ­ c z e ń s tw ie :

Społeczeństwo żądało od człowieka kłam stw a ładnego, dobrze um otyw ow ane­ go, rozsądnego, harm onizującego z kłam stw am i innych ludzi i odpowiadającego ich w yobrażeniu o praw dzie [RrS I 99].

A u to r b e z s k r u p u łó w p o k a z u je m e c h a n iz m y r z ą d z ą c e w s p ó łc z e s n ą k u l ­ t u r ą . M a ś w ia d o m o ś ć , że n ie w a r to u ja w n ia ć sw o ic h p r a w d z iw y c h in te n c ji, p r a g n ie ń , m a r z e ń . M ło d y L u b iń s k i w ie , ż e je g o k o le d z y m a s t u r b u j ą się w u b ik a c ji, s a m ró w n ie ż c z y n i p o d o b n ie , j e d n a k p r z e m ilc z a p r a w d ę , a b y n ie z o s ta ć w y ś m ia n y m i u z n a n y m z a o d m ie ń c a . P r o z a ik je s z c z e r a z w s p r y t n y sp o só b b u d u je p a r a l e l ę p o m ię d z y c z y te ln ik a m i R a z w r o k u ... a z a c h o w a n ie m L u b iń s k ie g o w o b e c o ta c z a ją c y c h go lu d z i. P o k a z u je czło ­ w ie k a X X -w ieczn eg o w k rz y w y m z w ie r c ia d le k o n w e n c ji, k t ó r e s a m so b ie n a ło ż y ł p r z y d u ż y m u d z ia le l i t e r a t u r y X V III- i X IX -w ie c z n ej, k o n w e n c ji, k t ó r a z p o z o ru p o z w a la s p o k o jn ie i s z c z ę ś liw ie żyć:

Jeśli N epom ucen próbował namówić koleżankę do większej poufałości i mówił, że ją kocha, uzyskiw ał to bez tru d u . Choć dziewczyna i ta k w iedziała, że jej nie

kocha. W ażne było, ab y je g o kłam stw o pozw oliło jej u sp raw iedliw ić się

przed sobą. Zresztą, fakt, czy dziewczyna w ierzyła, czy też nie w przekazy­ w ane jej kłam stw o o miłości, zależny był jedynie od sposobu, w ja k i kłam stw o zostało jej objawione, to znaczy, czy otrzym ało odpowiednią oprawę, zawierało właściw ą ilość m etafor, tworzyło zespół należycie dobranych zdarzeń poukłada­ nych w odpowiedniej kolejności, a więc miało rangę praw dy artystycznej. Tak w istocie praw da artystyczna zawsze tryum fow ała n ad rzeczywistym i faktam i i naw et najw iększy zbrodniarz mógł liczyć n a w iększą łaskaw ość opinii społecz­ nej, jeśli podał do wiadomości ogółu b arw n ą i w szechstronnie opracow aną swo­ ją w ersję w ydarzeń. [...] W otaczającej Nepom ucena rzeczywistości te n zawsze tryum fow ał, kto potrafił przekonać innych ludzi dla swej artystycznej prawdy. Doświadczyła tego n a w łasnej skórze pierw sza żona p isarza Lubińskiego, k tó rą n a mocy w yroku sądowego pozostawił niem al bez środków do życia, a to dla­ tego, że zaprezentow ał opinii sąd u godną uwagi i b arw n ą praw dę artystyczną o tragedii, ja k ą było dla niego owo m ałżeństw o [RrS I 99-100]12.

W s p ó łc z e s n e k ła m s tw o p o z w a la c z ło w ie k o w i u s p r a w ie d liw ia ć s ię p r z e d s a m y m s o b ą , tłu m a c z y n a s z ż ą d z . P o d o b n ie j a k d z ie w c z y n a , k t ó r a t a k n a p r a w d ę p r a g n ie ty lk o z a s p o k o je n ia s e k s u a ln e g o , k tó r e b ę d z ie p o d a n e w e s te ty c z n y m , z b u d o w a n y m z p u s ty c h fra z e s ó w i m e ta f o r p u d e łk u , t a k i c z y te ln ik n ie c h c e s ię p r z y z n a w a ć do sw o ic h n a js k r y ts z y c h p r a g n ie ń . J e g o z d z iw ie n ie , u ś m ie c h p o lito w a n ia o d n o ś n ie b r a k u r o m a n ty z m u w z a c h o w a n iu 12 Podkreślenia w cytatach - E. B.

(13)

b o h a te r ó w p o w ie ś c i w y n ik a z f a k tu , ż e p o s ta c i te w y ła m u ją s ię z o g ó ln ie p r z y ję ty c h , a w p r o w a d z o n y c h do n a s z e j k u l t u r y p rz e z l i t e r a t u r ę i s z tu k ę , k a n o n ó w :

Podobnie ja k w utw orze literackim , rzeczywiste fakty nigdy nie są opinii ludz­ kiej podaw ane bez kom entarza, nagie i bezbronne, lecz zawsze um ieszcza się je w jak im ś scenariuszu, m aluje odpowiednimi barw am i, które nazyw am y sze­ roko pojętym kontekstem społecznym. O sądzanie nagiego fa k tu uw łacza sp ra­ wiedliwości. Żaden człowiek, a tym bardziej sąd, nie skaże drugiego człowieka tylko n a podstaw ie faktów. T ak pojęty hum anizm i h u m an itary zm daje ogrom­ ne pole m anew ru praw dzie artystycznej [RrS I 100].

N ie n a c k i o d s ł a n i a z a k ł a m a n i a k s z t a ł t u j ą c e k u l t u r ę X X -w ie c z n ą, k t ó r a n a d b u d o w u je n a s e k s u a ln o ś c i c a łą g a m ę z n a k ó w i s y g n a łó w . A u to r p r o w a ­ d z i sw ój w y w ó d b e z ja k ie jk o lw ie k lito ś c i d l a c z y te ln ik a - a te n , z a p o ś r e d ­ n ic tw e m L u b iń s k ie g o , m o że z o b a c z y ć s ie b ie w z a k r z y w io n y m o b ra z ie , o d a r ­ te g o z n a d b u d o w a n e j, c h ro n ią c e j n a s p r z e d n a g ą p r a w d ą ro m a n ty c z n o ś c i. D ia g n o z a p i s a r z a j e s t m a ło k o r z y s t n a d l a n a s z e j k u l t u r y , a u t o r u d o w a d n ia , ż e z b y te c z n e m ity z o w a n ie s e k s u a ln o ś c i do n ic z e g o d o b re g o n ie p ro w a d z i. Z a m i a s t p r a w d z iw y c h k o n ta k tó w m ię d z y lu d z k ic h z a c z y n a m y p o ż ą d a ć ty c h w y s ty liz o w a n y c h , z n a jd u ją c y c h s ię w k s i ą ż k a c h . Z a p o m in a m y o fik c y jn o ś c i p r e z e n to w a n y c h p rz e z l i t e r a t u r ę w zo rcó w , a z c z a s e m z a c z y n a m y p r a g n ą ć , b y z a s t ą p i ł y p r a w d z iw e re la c je :

P o jakim ś czasie w olały naw et praw dę a rtystyczn ą o ich w zajem nym ko n tak cie niż rzeczyw isty k o n ta k t, co budziło w nim poczucie winy. Św ia­ domość w łasnej niedoskonałości i poczucie winy s ta r a ł się N epom ucen wyrów­ nać coraz barw niejszą i doskonalszą praw dą artystyczną o swoich k o n tak tach z kobietam i. Pewnego razu ta k dalece z a b rn ą ł w tę praw dę, opowiedział o niej z ta k ą m a estrią, że uw ierzyła w n ią nie tylko młoda kobieta o im ieniu Grażyna, m ag ister farm acji, ale uw ierzył on sam , podobnie ja k w latach szkolnych uległ w łasnej fantazji, iż rzeczywiście przeżyw ał myśli samobójcze. Z t ą to G rażyną

ożenił się i żył czas jak iś. W sw ym d ebiu tanckim tom iku opow iadań miłość

i zbliżenie d w ojga lu dzi p rzedstaw iał zazw yczaj N epom ucen Lubiński ja k o gw ałtow n y, niczym burza z piorunam i, k ró tk i spazm rozkoszy i ekstazy, i ta k to przeżyw ał, b yć może naw et podobnie odczuw ała tę spraw ę je g o żona w p o czątk ach m ałżeństw a [RrS I 101].

Z a s tą p ie n ie t a k i e j e d n a k j e s t n ie m o ż liw e , t a k j a k w g łę b i d u s z y L u b iń ­ s k i w ie d z ia ł, ż e m iło ść n ie s k ł a d a s ię ty lk o z p a te ty c z n y c h u n ie s ie ń . N i e n a ­ c k i p o k a z u je c z y te ln ik o m , j a k sz y b k o m ło d y p is a r z o d k r y w a fik c jo n a ln o ś ć sw o ic h w y o b r a ż e ń o d n o ś n ie w y s ty liz o w a n e g o p rz e z k u l t u r ę , w p o jo n e g o m u o b r a z u e ro ty c z n o ś c i, z d o s a d n o ś c ią w y ty k a w a d y k u l t u r z e u f u n d o w a n e j n a r o m a n ty c z n y m p o s t r z e g a n i u s e k s u a ln o ś c i. O d p o w ie d z i n a s e k s u a l n e p r o b ­ le m y L u b iń s k ie g o p r z e c ie ż n ie z n a j d u j ą się w k s i ą ż k a c h , c ią g łe c h o w a n ie g ło w y w p ia s e k n ie p o m a g a w p r o b le m a c h z p r z e d w c z e s n y m w y tr y s k ie m . B o h a te r j e d n a k n ie m a w y b o r u , m u s i p o s z u k iw a ć r o z w ią z a n ia sw o ic h p r o b ­ le m ó w w sw o jej p r z e s t r z e n i k u ltu r o w e j, p r z e s t r z e ń t a j e d n a k j e s t p rz e k o lo

(14)

-r y z o w a n a i s z tu c z n a , n ie d a je p -ra w d z iw e g o l e k a -r s t w a n a o ta c z a ją c e p i s a ­ r z a p ro b le m y :

Czy nigdy nie przychodziło m u n a myśl, aby w yjaśnienia przeżyw anych kłopo­ tów szukać poza intuicją, wyobraźnią, lite ra tu rą ? Owszem, w istocie m iewał tak ie myśli, ale n ik t i nic nie mówiło m u zdecydowanie, że je st to droga słuszna. W praw dzie wychował się n a lite ra tu rz e francuskiej, gdzie in telektualizm

i „ratio” święciły swoje niezaprzeczalne tryum fy, a rom antyzm był tylko jed­

nym z w ielu liczn ych prądów artystycznych , to jed n a k oddych ał po­ w ietrzem i ży ł w klim acie regionu, w k tórym w ciąż jeszcze w iara i czu ­ cie m ów iły najw ięcej, dom inow ał literack i okultyzm , zaś najpow ażniejsi krytycy głosili, nie bez słuszności zapewne, że w raz z ogromnym rozwojem przeróżnych gałęzi n a u k pisarz nie je st w stanie objąć swym um ysłem w szyst­ kich zdobyczy wiedzy i m usi kierow ać się jedynie w łasną intuicją [RrS I 101]. P y t a n i e o m o ż liw o ść w y ja ś n ie n ia k ło p o tó w L u b iń s k ie g o z w ł a s n ą ero- ty c z n o ś c ią d o ty c z y w ta k ie j s a m e j m ie r z e b o h a t e r a p o w ie śc i, j a k i c z y te ln i­ k a . O d p o w ie d ź j e s t je d n o z n a c z n a , z a w i e r a s ię w s a m e j s t r u k t u r z e z a p y t a ­ n ia , p rz e c ie ż j e s t to p y t a n i e r e to r y c z n e . T a k j a k L u b iń s k i z n a o d p o w ie d ź , w ie , że w y jśc ie z p r z e s t r z e n i k lis z y ję z y k o w y c h , k t ó r ą o p e r u je w s p ó łc z e s n a m u k u l t u r a , j e s t d la n ie g o n ie m o ż liw e , t a k i c z y te ln ik , ś w ia d o m y , ż e e r o ­ t y k a j e s t z w y c z a jn y m e le m e n te m ż y c ia k a ż d e g o c z ło w ie k a , n ie p o tr a f i je j z d e m ity z o w a ć - p o tr z e b u je r o m a n ty c z n e j o to c z k i, b e z k tó r e j n ie p o tr a f i p a ­ tr z e ć n a ś w ia t. Ir o n ic z n o ś ć k o n d y c ji w s p ó łc z e s n e j p o le g a j e d n a k n a ty m , że n ie m o ż liw e j e s t w y jśc ie z z a i s t n i a ł e j s y tu a c ji; t a k j a k L u b iń s k i p o s z u k iw a ł p rz e z w ię k s z o ś ć sw o jeg o ż y c ia p o c h o d z ą c e j z l i te r a c k ic h o b ra z ó w „ k o b ie ty p e łn e j k r w i ”, t a k i c z y te ln ik s k a z a n y j e s t n a b ł ą k a n i e się w p r z e s t r z e n i n a ­ iw n y c h w y o b ra ż e ń . N a iw n o ś ć w ty m w z g lę d z ie j e d n a k z o s ta je c z y te ln ik o ­ w i w y t k n i ę t a b e z s k r u p u łó w . P e jz a ż o so b o w o śc i z a p r e z e n to w a n y c h w R a z

w r o k u ... s p ły c a m iło ść , b a g a te liz u je p r o b le m y z w ią z a n e z e r o ty k a , czy r a ­

czej c z y te ln ik z b y t w ie le w y m a g a , c h c ą c c z y ta ć c k liw e , n ie p r a w d z iw e h i s t o ­ rie , z s e r i i „ r o m a n ty c z n a o p o w ie ść z t r a g e d i ą w t l e ”. O d p o w ie d ź j e s t p r e c y ­ z y jn a : p o w ie ść L u b iń s k ie g o r e p r e z e n t u j ą c a p o w y ż sz y r o m a n ty c z n y m o d e l ro z c h o d z i s ię w n ie s a m o w ity m n a k ła d z ie - Z a n i m o d le c ą j a s k ó ł k i , h i s t o r i a c h o re j p s y c h ic z n ie d z ie w c z y n k i o p u s z c z o n e j p rz e z s p o łe c z e ń s tw o , a p r z y ­ g a r n ię te j p rz e z u c z u c io w e g o m a l a r z a , ro z c h o d z i się w aż tr z e c h e g z e m p la ­ r z a c h . O p is a n i w p o w ie ś c i c z y te ln ic y k s i ą ż e k L u b iń s k ie g o c a łk o w ic ie p o d ­ d a j ą się c z a ro w i z m y ś lo n e j p rz e z p i s a r z a h is t o r i i , n ie a k c e p tu ją c n a t o m i a s t n a s t ę p n e j p o z y c ji L u b iń s k ie g o , w k tó r e j t e n z d e c y d o w a ł s ię o p is a ć p r a w d z i­ w ą s y tu a c ję :

Ale najw ażniejszą przecież spraw ą było przekazanie o człowieku nie praw ­ dy rzeczywistej, lecz praw dy artystycznej. Być może je d n a k spraw ił to pobyt w w ynajętym i źle um eblowanym pokoju (od wszczęcia rozwodu wyprowadził się Nepom ucen z domu), że u k aza n a w jego nowej powieści postać lek arza nie

w zbudziła entuzjazm u czytelników i krytyki literackiej. Ów lekarz za bardzo

przypom inał doktora Judym a, a d rugą postać z powieści - kobietę „pełnej k rw i”, k tó rą lekarz nap o tk ał n a swej drodze i nie mógł się z n ią połączyć, gdyż

(15)

była m ężatk ą - oceniono jako mało przekonyw ającą. Szczególnie sceny mi­ łosne, przedstaw ion e ja k o k ró tkotrw ałe ch w ile ekstazy, opisane sub­ telnie i w yrafinow anie, sp otkały się z niechęcią, a pewien k ry ty k napisał po prostu, że „dorosły m ężczyzna w książce Lubińskiego kocha się ja k sztubak z liceum ” [RrS I 103]. P o w ie ś ć o p a r t a n a p ra w d z iw e j h is to r ii, w y r w a n e j ż y w c e m z o to c z e n ia s a m e g o tw ó rc y , n ie m o g ła z o s ta ć d o c e n io n a , p a r a d o k s a l n i e z b y t d u ż o o d ­ s ł a n i a ł a . N ie n a c k i w d y s k r e t n y sp o só b , z a p o ś r e d n ic tw e m p o s ta c i L u b iń ­ sk ie g o , tw o r z y w ła s n e a l t e r ego, p r z e c iw s ta w ia m u o b ra z d o m n ie m a n e g o c z y te ln ik a , je g o o d c z u c ia i z a w a h a n i a . P r o z a ik m a ś w ia d o m o ś ć , ż e w y c h o ­ w a n y w XX w ie k u o d b io rc a o b c ią ż o n y j e s t m y ś le n ie m o s e k s u a ln o ś c i z pe- s p e k ty w y p ło m ie n n e g o , b u rz liw e g o u c z u c ia , d la te g o te ż w p o w ie ś c i t a k i m go p r z e d s ta w ia . T w o rz y z a t e m ir o n ic z n ą p a r a l e l ę p o m ię d z y o ś m ie s z o n y m i w p o w ie ś c i c z y te ln ik a m i k s i ą ż e k L u b iń s k ie g o a sw o im i d o m n ie m a n y m i o d ­ b io rc a m i, k tó r z y m o g lib y m u z a r z u c ić c a łk o w ity b r a k r o m a n ty z m u . W y ty ­ k a ją c b e z p o d s ta w n o ś c i z a r z u tó w s t a w ia n y c h L u b iń s k ie m u , c e lu je ró w n ie ż w o d b io rc ę R a z w r o k u w S k ir o ła w k a c h . T a k j a k c z y te ln ic y n ie p o z n a li się n a m ło d y m p o e c ie i d a li s ię u w ie ś ć p r z e d s ta w io n e j p rz e z n ie g o s z ta m p o w e j p o w ie śc i, a d z ie ło o r y g in a ln e o d rz u c ili, t a k m o że i u c z y n ić c z y te ln ik r e a ln y . N ie n a c k i w s z y d e rc z y sp o só b u k a z u je z a ś c ia n k o w o ś ć i s z ta m p o w o ś ć m y ś le ­ n ia . C zyż n ie sp o só b p r z y z n a ć n a r r a t o r o w i r a c ji, g d y tw o rz y g o rz k ie p o d s u ­ m o w a n ie d y s k u s ji to w a r z y s z ą c y c h p u b lik a c ji k s i ą ż k i L u b iń s k ie g o ?

Z astanaw iano się tam , czy w istocie rzeczy jedni ludzie, u znani za zdrowych psychicznie, m ają prawo innym , uznanym przez nich za chorych, narzucać w łasną wizję św iata. S praw a o w ym iarze ogromnym, o tw arta ja k ocean, nieco dziwnie zabrzm iała w k ra ju p isarza Lubińskiego, gdzie nie było ani jednego wykształconego psychoanalityka, a psychiatrzy należeli do zawodów n a jb ar­ dziej deficytowych i najgorliwiej poszukiwanych. W owych rozw ażaniach nie­ jednokrotnie powoływano się n a powieść Lubińskiego, k tó ra na dobre zam iesz­ k a ła w świadomości społecznej, jako n a przykład dehum anizacji medycyny, zbaw iennych skutków psychoterapii dobrego słowa i czułego serca. Nepomucen L ubiński oprócz honorariów i sławy zyskał sobie także opinię pisarza, który potrafi dostrzegać najw ażniejsze problem y swojej epoki [RrS I 106].

I r o n ia , z j a k ą L u b iń s k i t r a k t u j e „ s p e c ja lis tó w ” ze sw o jeg o o to c z e n ia , o d ­ n o s i się ró w n ie ż do c z y te ln ik a re a ln e g o . N ie n a c k i n ie p o z w a la się łu d z ić - w y ty k a b r a k w ie d z y o ra z o g r a n ic z e n ia p o z n a w c z e . D ia g n o z a j e s t j e d n a k n i e k o r z y s t n a d la o b u s tr o n : t a k j a k L u b iń s k i t ę s k n i z a p r a w d ą , t a k i c z y ­ te ln ic y c h c ie lib y u z y s k a ć p r a w d z iw ą o d p o w ie d ź , z a a k c e p to w a ć w ł a s n ą c ie ­ le sn o ść :

B udziły się też w owe noce w p isarzu L ubińskim coraz w iększe wątpliwości o sile praw dy artystycznej i rodziła się przeogrom na tęsk n o ta za dążeniem do rzeczywistej praw dy [RrS I 101].

U c ie c o d p r z y p is a n e g o n a m p r z e z k u l t u r ę s p o s o b u p o s t r z e g a n i a ś w ia ­ t a n ie j e s t j e d n a k ła tw o . P r z y p o m n ijm y , ty tu ło w a b o h a t e r k a p o w ie śc i

(16)

L u b iń s k ie g o to m a ł a J a s k ó ł k a , k t ó r a u c ie k ła ze s z p i t a l a d l a o b łą k a n y c h . P is a r z w y m y ś lił je j p o s ta ć n a p o d s ta w ie z a s ły s z a n e j o p o w ie śc i o p o b lis k im s z p i t a l u p s y c h ia tr y c z n y m . M ło d y L u b iń s k i z a p o m n ia ł s ię do te g o s to p n ia w „ p ra w d z ie a r ty s ty c z n e j”, ż e s k ło n n y b y ł u w ie r z y ć w p ra w d o p o d o b ie ń s tw o s tw o rz o n y c h p rz e z s ie b ie z d a r z e ń . J a s k ó ł k a j e s t c h o r a p s y c h ic z n ie , z a g u b i­ ł a s ię w e w ła s n e j f a n ta z ji, j e d n a k czy L u b iń s k i, a r a z e m z n im c z y te ln ic y je g o p o w ie śc i, n ie p o s tę p u ją p o d o b n ie ? P r z e c ie ż d z ie w c z y n k a , k t ó r ą s p o ty ­

k a b o h a t e r p o w ie ś c i L u b iń s k ie g o , o ra z t a s p o t k a n a po l a t a c h p rz e z L u b iń ­ s k ie g o u c ie k a ją z te g o s a m e g o s z p ita la :

N a dom iar złego pewnego dnia w ybrał się Lubiński do B a rt swoim ta n im sa­ mochodem, a w racając został zatrzym any przez ludzi w białych fartuchach, którzy pytali go, czy nie w idział trzynastoletniej dziewczynki, k tó ra uciekła ze szpitala. „Ciągle w am uciekają” - b u rk n ął rozzłoszczony pisarz. „A ta k - zgo­ dził się z nim lekarz - szczególnie nowo przyjęte. Uciec od n a s łatwo, ponieważ szp ital nie je st ogrodzony, nie m am y k ra t w oknach ani nie zam ykam y drzwi n a klucze” [RrS I 101].

P r a c o w n ic y s z p i t a l a n ie z a m y k a ją d rz w i, p o n ie w a ż w ie d z ą , że j a k a ­ k o lw ie k p r ó b a u c ie c z k i z g ó ry s k a z a n a j e s t n a k lę s k ę . W ie o ty m t a k ż e L u b iń s k i, g d y ż n a p o t k a n ą s z a lo n ą d z ie w c z y n k ę o d w o z i b e z z a s ta n o w i e n i a do s z p ita la :

A w tedy pisarz L ubiński zablokował drzwiczki wozu, zawrócił n a szosie i od­ wiózł dziewczynkę do miejsca, gdzie spotkał łudzi w białych fartuchach. Póź­ niej znowu w racał do domu przez las, aż w pewnej chwili skręcił w boczną drogę, zatrzy m ał samochód i pochyliwszy tw arz n ad kierow nicą zap łak ał głoś­ no n ad ową dziewczynką, a tak że n ad sobą. Kojący to był płacz. Powrócił do dom u silniejszy i tego wieczora rozpalił w kom inku autorskim i egzem plarzam i

Z a n im odlecą ja skó łki. Tejże nocy pożegnał się z pojęciem mężczyzny pełnej

krw i i ja k zniechęcony do dalszej drogi wędrowiec odstaw ia do k ą ta kij sękaty, ta k on pogardził praw am i swego męskiego narzędzia i upadłszy n a obnażo­ ne łono żony pieścił j ą u stam i i językiem , aż doznała ulgi i zasnęła spokojnie [RrS I 109-110].

R z e c z y w is to ś ć j e s t z b y t b o le s n a , a b y w n ie j tk w ić . L u b iń s k i p ła c z e n a d s o b ą i n a d d z ie w c z y n k ą , bo m a ś w ia d o m o ś ć , ż e w y jś c ia z s y tu a c ji n ie m a , n ie m a d o k ą d u c ie c . S y m b o lic z n e s p a le n ie w ła s n e j p o w ie ś c i m a d z ia ła ć o c z y sz c z ają c o , s ta n o w i m e ta f o r y c z n e o d ż e g n a n ie s ię a u t o r a o d w y o b r a ż e ń r o m a n ty c z n e j k u l t u r y , w k tó r e j to m ę ż c z y z n a m u s i z a c h o w y w a ć o d p o w ie d ­ n ią , k a n o n ic z n ą p o s ta w ę . C z y te ln ik n ie m a j e d n a k m o ż liw o śc i c a łk o w ite g o w y jś c ia z d o m u w a r ia tó w ; n a w e t j e ś l i p r z e m i a n a n a s t ą p i , to czy n ie s t a n i e się to z a p ó ź n o ? J a k e c h o o d b ite od ś c ia n y l a s u b r z m i ą s ło w a n a r r a t o r a ; a le k o b ie ta n ie d o c e n iła p r z e m ia n y , k t ó r a n a s t ą p i ł a w je j m ę ż u , a m o ż e po p r o ­ s t u p r z e m i a n a t a p r z y s z ła z b y t p ó ź n o [R rS I 101].

N ie n a c k i, o d c h o d z ą c o d p l a n u g łó w n e g o sw ej p o w ie ś c i i w p ro w a d z a ją c w ą te k , w k tó r y m z b l i s k a p r z y g lą d a s ię ż y c iu L u b iń s k ie g o , w y s z y d z a p r a ­ w a r z ą d z ą c e w s p ó łc z e s n ą k u l t u r ą . C z ło w ie k w s p ó łc z e s n y n ie j e s t w s t a n i e

(17)

żyć w p e łn i. P a r a f r a z u j ą c t y t u ł r o z d z ia łu , u c ie c z k a od p r a w d y a r ty s ty c z n e j n ie j e s t d la n ie g o m o ż liw a . G ó ru je o n a n a d w s z y s tk im i in n y m i p r a w d a m i, a c z ło w ie k s k a z a n y j e s t n a c ią g łe k r ą ż e n i e p o m ię d z y s z p ita le m p s y c h ia ­ tr y c z n y m w ła s n e j o g r a n ic z a ją c e j k u l t u r y a ś w ia te m n a z e w n ą tr z , o k t ó r e ­ go i s t n i e n i u p o m im o ż e w ie , to t a k n a p r a w d ę n ie m o że w p e łn i p rz e z o w ą k u l t u r ę z a a k c e p to w a ć . D ia g n o z a j e s t j a s n a - „ c z y te ln ik u , j e s t e ś o g r a n ic z o ­ n y , c h o c ia ż m a s z się z a w ie lk ie g o p a n a ”, z d a je s ię z ir o n ic z n y m u ś m ie c h e m m ó w ić N ie n a c k i. C h o ro b y c z y te ln ik a n ie d a się w y lecz y ć, j e s t j a k J a s k ó ł k a z a p l ą t a n a p o m ię d z y s z p ita le m a ż ą d z ą p c h a ją c ą j ą do u c ie c z k i. P o n o w n ie a u t o r w p r o w a d z a p e r s p e k ty w ę , w k tó r e j c z y te ln ik z a c z y n a p o s tr z e g a ć s ie ­ b ie n a o p a k . C z y po p r z e c z y ta n iu r o z d z ia łu o p r a w d z ie a r ty s ty c z n e j n a d a l m o ż e m y s tw ie r d z a ć , ż e z a c h o w a n ia m ie s z k a ń c ó w S k ir o ła w e k s ą p o z b a ­ w io n e p a to s u ? C z y ra c z e j to m y i n a s z „ s z a lo n y p a t o s ” g o d n y j e s t z a k w a ­ lif ik o w a n ia do k o le jk i u p s y c h ia tr y ? I c zy ty lk o b o h a te r o w ie p o w ie ś c i m a ją p r o b le m y z w ią z a n e z r o z p o z n a n ie m w ła s n e j s e k s u a ln o ś c i i p o r a d z e n ie m s o b ie z n ią ? C z y te ln ik t a k ż e n ie m o ż e s p a ć s p o k o jn ie . O g ra n ic z o n y p rz e z w ła d a ją c y n im ś w ia to p o g lą d , ś m ie ją c s ię i w y s z y d z a ją c b r a k g ó rn o lo tn o ś c i w o p is a c h N ie n a c k ie g o , s t a j e s ię c z y te ln ik ie m in f a n ty ln y m , ty m , k tó re g o N ie n a c k i w y k p ił, w p r o w a d z a ją c w ą t e k p i s a r z a L u b iń s k ie g o - s ta je s ię c z y ­ te l n i k i e m n ie u le c z a ln ie c h o ry m .

S u m m a r y

M a s k s o f E r o s . O n t h e is s u e o f c h a n g e s o f t h e s e x u a l m o r a lity

i n R a z w r o k u w S k ir o l a w k a c h (O nce a y e a r i n S k ir o la w k i)

b y Z b ig n ie w N ie n a c k i

The analysis of sexuality and eroticism in R a z w roku w Skirolaw kach by Zbigniew N ienacki becomes th e sta rtin g point for atte m p ts to in te rp re t th e stre n g th of eroticism and its im pact on h um ans. The article focuses on identifying th e a u th o r of th e game which leads th e re a d e r playing w ith his ideas of m orality and sexuality on th e p resen tatio n of force th a t is able to lead to m adness.

Cytaty

Powiązane dokumenty