• Nie Znaleziono Wyników

Dwie podróże w głąb siebie: "Prosta historia" Davida Lyncha i "Tam, gdzie rosną poziomki…" Ingmara Bergmana, czyli o psychoanalitycznym i metafizycznym rozrachunku u kresu życia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dwie podróże w głąb siebie: "Prosta historia" Davida Lyncha i "Tam, gdzie rosną poziomki…" Ingmara Bergmana, czyli o psychoanalitycznym i metafizycznym rozrachunku u kresu życia"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Mariola Marczak

Dwie podróże w głąb siebie: "Prosta

historia" Davida Lyncha i "Tam, gdzie

rosną poziomki…" Ingmara

Bergmana, czyli o

psychoanalitycznym i

metafizycznym rozrachunku u kresu

życia

Media – Kultura – Komunikacja Społeczna 7, 167-188

(2)

D w ie podróże w głąb siebie:

Prosta h isto ria

Davida Lyncha i

Tam, gdzie rosną poziom ki...

Ingmara Bergmana, czyli o psychoanalitycznym

i metafizycznym rozrachunku u kresu życia

S łow a k lu c zo w e: p o d ró ż , narracja, psych o an aliza, m etafizy k a, starość Key w o rd s: jo u rn ey , n arratio n , psych o an aly sis, m etap h y sics, old age

M otyw podróży n a le ż y do n a js ta rs z y c h , n a jb a rd z ie j żyw o tn y ch toposów k u ltu ro w y c h . P o ja w ia się w sztuce, lite r a tu r z e , re lig ii. J e s t za ró w n o m o ty ­ w em m ito tw órczym , ja k i m o d elem n a rra c y jn y m o n iezw y kłej w p ro s t p ro ­ d u k ty w n o śc i i fu n k cjo n aln o ści. W k rę g u ś ró d z ie m n o m o rsk im p ie rw o tn y m w zo rcem (oprócz B iblii, z w ę d ró w k ą A b ra h a m a i M ojżesza n a czele) je s t

O dyseja H o m era, k tó r a d a ła p o c z ą te k za ró w n o m ito w i odkryw cy, p o sz u k i­

w a cza n ie z n a n y c h św iatów , po d ążająceg o z a sw oją ciek a w o ścią k u e m p i­ ry c z n e m u p o z n a n iu , ja k i m ito w i p o w ro tu do do m u po tru d a c h n ieb ez p iecz­ nego życia. Z godnie z ty m m ite m , by z a słu ż y ć n a od poczynek i u k o jen ie u k re s u , tr z e b a p rz ejść p rzez liczne n ieb ez p iecz n e próby. T a k w ięc podróż O d y se u sz a b y ła je d n y m z n a jw a ż n ie jsz y c h p ie rw o tn y c h ź ró d e ł u k s z ta łto w a ­ n ia się m e ta fo ry ży cia ja k o podróży. D opiero je d n a k w k o ń c u X V III w ieku, n a p rz eło m ie k la sy c y z m u i ro m a n ty z m u , j a k p isze H a n a V oisin e-Jech o v a, podróż w lite r a tu r z e s ta ła się

schematem narracyjnym, którym posługiwali się pisarze do uchwycenia wę­ drówki wewnętrznej człowieka pielgrzyma szukającego sensu własnego bytu1. W ty m o k re sie n a s tą p iła rów nież z a s a d n ic z a z m ia n a w sposobie w yko­ r z y s ta n ia tego sc h e m a tu . O becny ju ż w cześn iej, w XVII w ie k u w pow ieści ło trzy k o w sk iej, b r a k logicznych p o w iąz ań m ięd zy poszczeg óln ym i sc e n a m i i w ą tk a m i, w S te rn o w sk ie j pow ieści s e n ty m e n ta ln e j zy sk u je u z a s a d n ie ­ n ie psychologiczne, „ro zlu źn ien ie kom pozy cyjn e” w y n ik a b ow iem raczej z „w ielorak ości lu d z k ic h uczuć niż z p rz y p ad k o w o ści rzeczy sp o tk a n y c h w św iecie z e w n ę trz n y m ”2. O d tą d s c h e m a t n a r ra c y jn y p odróży s ta je się po­ w sze ch n ie w y k o rz y sty w a n y m w k u ltu r z e m o d elem s tr u k tu r a ln y m słu żąc y m

1 H. Voisine-Jechova, Podróż jako doświadczenie, marzenie oraz poszukiwanie sensu

egzystencji w prozie 1760-1820, w: Dziedzictwo Odyseusza: podróż, obcość i tożsamość, iden­ tyfikacja, przestrzeń, red. M. Cieśla-Korytowska, O. Płaszczewska, Kraków 2007, s. 119.

(3)

w y ra z is te m u i lo g iczn em u p rz e d s ta w ie n iu p ro cesu , k tó ry „p ro w ad zi do g łęb ­ szego i b a rd z ie j k o n se k w e n tn e g o p o z n a n ia w n ę tr z a lu d zk ieg o ”3.

W sz tu c e film ow ej m odel ów j e s t ró w n ie w sz e c h s tro n n ie w y k o rz y sty w a ­ n y j a k w lite r a tu r z e . J e d n a k film dro g i j e s t ty m g a tu n k ie m , k tó ry n a jb a r ­ dziej ja w n ie p o słu g u je się n a r r a c y jn ą s t r u k t u r ą podróży. E le m e n te m jego k o n w en cji g atu n k o w e j j e s t w e w n ę trz n a z m ia n a , j a k a n a s tę p u je w b o h a te rz e pod w pływ em p rz eb y tej drogi, sp o tk a n y c h lu dzi, p rz e ż y ty c h do św iad czeń . B o h a te r w y ru s z a zw ykle n iezad ow olony ze swojego s ta tu s quo - d lateg o w y­ ja z d o zn a c z a z e rw a n ie z d o tychczasow ym życiem , k tó re go n ie sa ty sfa k c jo ­ n u je - albo z pow odu jego m a rn e j jak o ści, odczu w an ego b r a k u s e n s u lu b/i p e rsp e k ty w , albo z pow odu o p re sy jn o ści otoczenia, re a ln e j lu b su b ie k ty w ­ n ie o d czuw anej. N ie rz a d k o w p rz y p a d k u m łodych lu d z i podróż p e łn i fu n k cje in icjacyjn e: sta n o w i s z e re g su m u jący c h się, tru d n y c h n a ogół do św iad czeń , k tó re p o z w a la ją b o h a te ro w i o siąg n ąć dojrzałość. C h a ra k te ry s ty c z n e , że w film ach dro g i b a rd z o często cel p rz e s trz e n n y n ie j e s t ściśle o kreślo n y , n ik ­ n ie gdzieś w b e z k re s ie p rz e s trz e n i lu b w y n ik a z fa k tu , że się n ie m a d o k ąd pójść (S tr a c h n a w róble, T h e lm a i L ou ise, M oje w ła sn e Id a h o ), in n y m z a ś ra z e m b y w a b a rd z o odległy albo o b ra n y p rz y p ad k o w o (E a sy R id e r, In a c ze j

n iż w ra ju ). C z a sa m i j e s t em ocjo n aln ie n ac ech o w an y p rzez z w ią z e k z do­

św iad c zen iam i, m a rz e n ia m i, tę s k n o ta m i w życiu b o h a te r a (D zikość serca). J e d n y m słow em , p rzez z w ią z e k z jego ży ciem w e w n ę trz n y m , zw ła szcz a ze s fe rą uczuć. N a w e t je ś li w a m e ry k a ń s k ic h film ach d ro g i życie w e w n ę trz n e b o h a te ró w n ie j e s t w y ra ź n ie ek sp o n o w a n e, to p rzecież s a m a podróż podob­ n ie j a k w pow ieści S te rn o w sk ie j j e s t sposob em jeg o z o b razo w a n ia, z w ła s z ­ cza że podróż s k u tk u je zw ykle w tej w ła śn ie sferze. W istocie b ow iem

podróżuje się, aby poznać najgłębszą prawdę o sobie [...]. Święty Augustyn miał rację twierdząc, że nie na zawsze wypełnionym gwarem rynku, lecz we wnętrzu każdej jednostki ukryte jest wszystko to, co najistotniejsze, tam też należy się wyprawiać, by poznać prawdę4.

F ilm drogi, w y ro sły n a g ru n c ie k in a am e ry k a ń sk ie g o , n ie j e s t ty lk o jego d o m eną, ale ta k ż e podróż w e w n ę trz n a p o w ią z a n a z p rz e m ie sz c z a n ie m się w p rz e s trz e n i, z ciągłym s z u k a n ie m now ych m iejsc, z „byciem gdzie in ­ d ziej” n ie j e s t p rz y p is a n a w y łączn ie do k in a drogi. P rze ciw n ie, au to w iw i- sekcja, o k re ś la n a przecież m etafo ry czn ie m ia n e m „podróży w e w n ę trz n e j”, j e s t je d n y m z w a żn y ch te m a tó w k in a a u to rsk ie g o , co w ięcej, k o ja rz o n a b y w a z p sy c h o a n a liz ą w w e rsji F re u d o w sk ie j lu b Ju n g o w sk ie j, a n a w e t z p s y c h o a n a lity c z n ą p r a k ty k ą te ra p e u ty c z n ą , k tó re j is to tą j e s t d o cieran ie do tre ś c i głęboko sk ry w a n y ch , w y p a rty c h do sfe ry p o d św iado m ości (jako p rz y k ła d m ogą posłużyć film y O siem i p ó ł o raz G iu lie tta i d u c h y F e d e ric a F elliniego). U św iad o m ien ie p a c je n to w i p ra w d y o n im sa m y m m iało s k u tk o ­ w ać o siąg n ięc ie m w e w n ę trz n e j h a rm o n ii, a z a te m i z d ro w ia psychicznego.

3 Tamże.

4 P. Kowalski, Odyseje nasze byle jakie. Droga, przestrzeń i podróżowanie w kulturze

(4)

A n alog iczne do tego ro d z a ju te r a p ii p e n e tro w a n ie z a k a m a rk ó w lu d zk iej p sy che w te k s ta c h k u ltu r y w podob ny sposób u ja w n ia ło jej b ogactw o i t a ­ jem n iczo ść (n a p rz y k ła d w m a la r s tw ie s u rre a lis tó w czy n o u v e a u ro m an ), p row adziło do s a m o p o z n a n ia b o h a te ra , a w k o n se k w e n c ji - p o sz e rz e n ia w iedzy c z y te ln ik a o n a tu r z e ludzk ieg o b y tu , co zbliżało sz tu k ę (zw łaszcza li te r a tu r ę i film ) do filozofii. R e p re z e n ta ty w n a j e s t l i t e r a t u r a eg z y sten cja- listy c zn a, z d r a m a ta m i S a r t r e ’a i p o w ieśc ia m i C a m u s a czy B u z z a ttie g o n a czele, oraz tw órczość w ielk ich m istrzó w k in a z l a t sześćd ziesiąty c h : B e rg ­ m a n a , A ntonioniego, S a u ry czy B u n u e la . P s y c h o a n a liz a o k a z a ła się b ard zo in s p iru ją c a d la dw udziesto w ieczn ej sz tu k i, k tó r a k o rz y s ta ła c h ę tn ie i często z owego te ra p e u ty c z n e g o p a r a d y g m a tu pom ag ająceg o uczynić z niej n a r z ę ­ dzie p o z n a w a n ia ta jn ik ó w lu d zk iej eg z y ste n cji pop rzez p e n e tro w a n ie ży cia w e w n ę trz n e g o je d n o s te k . T a k ą o pinię w z w ią z k u z m o ty w em p odróży w k u l­ tu rz e w y ra ż a cy to w an y ju ż P io tr K ow alski:

Tak ważna dla rozumienia współczesności psychoanaliza - metoda, ale prze­ de wszystkim źródło wielu pomysłów literackich i filmowych - dorzuca w tym wypadku swoje sugestywne opinie i obrazy. Technika terapeutyczna przez właściwy dla niej język pełen metafor może wytwarzać łatwo się przyjmujące wyobrażenia o ludzkiej kondycji. [...] W samym schemacie podróży, jako za­ sadzie organizującej opowieść - piszą psychoanalitycy - zobaczyć więc można uniwersalny wzorzec człowieczego losu, w którym do nieba spełnienia wiedzie droga przez koszmar piekła, zła, z jakim przychodzi się zmierzyć jednostce5. Z a g łę b ia n ie się w ta je m n e re jo n y d u szy n ie j e s t w y n a la z k ie m w sp ó łczes­ ności; ro d z a je m zastę p cze g o p rz e d s ta w ie n ia tej p o trz e b y by ły liczne n a r ra c je o w y p ra w a c h w z a św ia ty , n a p rz y k ła d O d y se u sz a do H a d e s u czy W erg iliu - s z a w B o sk ie j k o m e d ii do P ie k ła i n a G órę C zyścow ą6. D o ta rc ie do p ra w d y 0 sobie w y m a g a w y siłk u , b y w a też n ie ra z d o św iad c zen iem tra u m a ty c z n y m , bo tru d n y m do z a a k c e p to w a n ia , d lateg o t a k często byw ało p rz e d s ta w ia n e w fo rm ie m etafo ry czn e j ja k o d łu g a, n a je ż o n a coraz w ięk sz y m i tru d n o ś c ia m i 1 n ie b e z p ie c z e ń s tw a m i podróż. P od o b n ie w k u ltu r a c h m ag iczn y ch ci, co

musieli przejść najgłębszą przemianę swojej istoty [...], opuszczając bezpieczny świat codzienności, zanurzali się w chaos zaświatów, by poznać tajemnicę czło­ wieczeństwa i odkryć się w sobie7.

P rz y k ła d e m dw óch s k ra jn ie n a pozór o d m ien n y ch re a liz a c ji m o ty w u po­ dróży w podw ójnym z n a c z e n iu , ja k o p rz e m ie s z c z a n ia się w p rz e s trz e n i i z a ­ g łę b ia n ia się w e w ła s n ą św iadom ość, s ą d w a film y o p o w iad ające o p o d ró żach

5 Tamże, s. 134.

6 Nie oznacza to, że ich głównym celem nie było przedstawienie zaświatów, ale samo po­ kazanie przedłużenia istnienia ludzkiej egzystencji poza granicą śmierci, ukazanie, że toż­ samość osoby istnieje, gdy ciało rozpadło się w proch, a dusza ponosi konsekwencje swych czynów za życia, jest przekazem na temat rozumienia ludzkiej duszy, a także wyrazem tęsk­ noty, by do niej zajrzeć, przeniknąć to, co na ziemi, za życia wydawało się niepoznawalne i nieweryfikowalne.

(5)

dw óch s ta ry c h m ężczyzn: A lv in a S tr a ig h ta , a m e ry k a ń sk ie g o f a rm e ra z Iow y

(P rosta h isto ria D a v id a L y n ch a, 1999) oraz I z a a k a B orga, p ro fe so ra m e ­

dycyny ze S z to k h o lm u (T a m , g d z ie rosn ą p o z io m k i... In g m a r a B e rg m a n a , 1957). P ie rw sz y z b o h a te ró w je d z ie p o jed n ać się z b ra te m , z k tó ry m n ie ro z ­ m a w ia od p ra w ie d ziesię ciu la t, d ru g i - n a uro czy sto ść ro czn ico w ą m a ją c ą u h o n o ro w ać jego zaw odow y dorobek. W iek b o h a te ró w j e s t is to tn y . S ta ro ść to o k re s szczególnie sp rz y ja ją c y p o d ejm o w an iu re fle k s ji n a d so b ą i d ok on y­ w a n iu p o d su m o w ań . E ta p życia, w k tó ry m n ie o d p a rte p o zo staje ra c jo n a ln e p rz eśw iad c zen ie, że c z a s u z o stało n iew iele, po n iew aż życie z m ie rz a k u k o ń ­ cowi. Z aśw ia d cza o ty m biologia z coraz w y ra ź n ie j d a jąc y m i o sobie zn a ć n ie d o m a g a n ia m i c ia ła o raz s ta ty s ty k a i w ła sn e d o św iadczenie, k tó re p rz y ­ p o m in a, że osiąg n ęło się w iek u m ie ra n ia , po niew aż w ie lu ró w ie śn ik ó w ju ż odeszło. B liskość śm ie rc i pro w o k u je do n a m y s łu n a d ty m , co się przeżyło, do sy n tety cz n eg o sp o jrz e n ia n a swój życiow y dorobek, d o św iad czen ia, p rz e ­ życia. Tego ty p u całościow a re fle k s ja n a d ży ciem j e s t c h a ra k te r y s ty c z n a d la m y ś le n ia m etafiz y czn e g o 8. Je d n o c z e śn ie to sp o jrze n ie „z góry” n a sw oje życie, u jrz e n ie go w p e rs p e k ty w ie śm ierci, k tó r a je o sta te c z n ie z a m k n ie i dopełni, poza k tó r ą ju ż niczego n ie m o ż n a zm ien ić, s k ła n ia do ro b ie n ia b ila n só w i p o p ra w ia n ia w n im tego, co j e s t n a jis to tn ie js z e i co jeszcze m oż­ n a popraw ić:

Idąc za myślą M artina Heideggera [...] możemy powiedzieć, że sens życia i au­ tentyczność naszego istnienia odsłaniają się w obliczu śmierci9.

T a k w ięc sta ro ś ć - e ta p w życiu, w k tó ry m śm ierć s ta je się czym ś oczyw i­ s ty m i p ew n y m

Jest najlepszym okresem na uporządkowanie spraw całego życia, na retrospek­ tywne spojrzenie bądź wgląd w całość życia, wprawdzie bez możliwości jego zmiany, ale z możliwością zadośćuczynienia czy poprawy10,

z a ś „ u p o rząd k o w a n ie doczesnych sp ra w m oże być w a ż n y m d u cho w ym pro- cesem ”11, p o m ag ają cy m oswoić się z m y ślą, że z c a łą p ew n o śc ią to w ła śn ie j a w k ró tc e u m rę . Ś w iadom ość k r e s u sp ra w ia , że d o m in u je poczucie, iż c z asu

zo stało n iew iele i tr z e b a się spieszyć, b y z a ła tw ić s p ra w y n iez a ła tw io n e : Starsi ludzie są świadomi tego, że życie nie trw a wiecznie i że mają przed sobą określoną ilość czasu, co więcej, dostrzegają „kurczący się horyzont czasowy” swego życia, dlatego są przekonani, że muszą ten czas, często darowany, dobrze przeżyć i jeszcze rozkoszować się smakiem pozostałego odcinka życia12.

8 B. Skarga, O znaczeniu wymiaru metafizycznego w kulturze, w: tenże, Człowiek to nie

jest piękne zwierzę, Kraków 2007, s. 17-18.

9 A.A. Zych, Przekraczając smugę cienia. Szkice z gerontologii i tanatologii, Katowice 2009, s. 180.

10 Tamże, s. 181. 11 Tamże. 12 Tamże, s. 80.

(6)

P od o b n e odczucie c z a su s ta je się u d z ia łe m b o h a te ró w ob u film ów. D la A lv in a S tr a ig h ta sy g n ałem , że czas się kończy i tr z e b a się spieszyć, żeby z a ła tw ić sp ra w y n a jw a ż n ie jsz e , j e s t w iado m o ść o u d a rz e , k tó ry p rz e sz e d ł b ra t, i o jego w ła sn e j chorobie. Iz a a k B org n a to m ia s t u ś w ia d a m ia sobie, że śm ierć j e s t blisko, pod w p ły w em k o s z m a ru sen nego , w k tó ry m zobaczył swojego tr u p a , z tr u m n y w y ciągającego do niego rę k ę . M o ty w acją p o d ró ­ ży A lv in a j e s t w ięc lę k p rz e d n iesp o k o jn y m s u m ie n ie m w god zin ę śm ierci, z pow odu n ieo d p u szczo n y ch w in bez z a d o śću cz y n ie n ia, n ie p rz e d s a m ą śm iercią . I z a a k a p o p y ch a do w ę d ró w k i lęk p rz e d śm iercią , chęć o d k ry c ia jego ź ró d ła i pozbycia się go. O d d a w n a przecież m ia ł św iadom ość w łasn e j s ta ro śc i, w iedział, że śm ierć j e s t coraz b liżej, d o tą d je d n a k w iódł spokojne życie uroczego sta rsz e g o p a n a d arzo n eg o sza c u n k ie m . N iepokój, k tó ry p o ja­ w ił się w e śn ie i p o z o sta ł z n im po p rz e b u d z e n iu , za sk o czy ł go, d lateg o decy­ d u je się z a p u ścić w k r a in ę przeszłości, b y zb ad ać, co on, człow iek p rzyzw o i­ ty w e w ła sn y c h oczach, z ro b ił tak ieg o , że śm ierć m oże go niepokoić.

P ro sta h isto ria j e s t p rz y k ła d e m film u drogi, p rz y n a le ż ą c y m do k in a

g a tu n k ó w , T a m , g d zie rosn ą p o z io m k i... to s z ta n d a ro w y p rz y k ła d k in a a u ­ to rsk ieg o . W o bu p rz y p a d k a c h b o h a te ro w ie d o k o n u ją b ila n s u całego ży cia w p e rsp e k ty w ie zb liżającej się i u św iad o m io n ej w y ra ź n ie n a p o c z ą tk u fil­ m u śm ie rc i (jed en p rzez chorobę sw oją i b r a ta , d ru g i - p rzez n iep ok ojący sen). A lvin cały czas j e s t ta k im sa m y m czło w iek iem 13: zd ecyd ow ał się w y­ ciąg n ą ć rę k ę do zgody n a p o cz ątk u , gdy p o sta n o w ił odbyć d a le k ą , u ciąż liw ą podróż tr a k to r k ie m od k o s ia rk i i ów cel u p a rc ie , k o n s e k w e n tn ie re a liz u je ; chodzi m u ty lk o o to, żeby zdążyć, z a n im b r a t u m rz e . P ro fe so r B o rg w y b ie­ r a ja z d ę sam o ch o d e m z a m ia s t nieco w ygodniejszego i dużo k ró tsze g o lo tu sam o lo tem , żeb y odw iedzić m ie jsc a z w ią z a n e z d z ie c iń stw e m i m łodością, a w tra k c ie podróży d okonuje się w n im p e w n a z m ia n a . W ybór ś ro d k a tr a n s p o r tu w obu p rz y p a d k a c h p ro w a d z i do sp o w o ln ien ia podróży, w k o n ­ sek w e n cji - d a n ia sobie c z a su n a ro z m y śla n ia , a w p rz y p a d k u A lv in a - t a k ­ że n a duchow e p rz y g o to w an ie się do tru d n e j s y tu a c ji u z n a n ia swojej w in y p rz e d b ra te m . D la obu w y ru sz e n ie w drogę j e s t ś w ia d o m ą decy zją i d la obu liczy się len iw ie p ły n ący czas podróży, k tó ry j e s t w y k o rz y sta n y p rzez n ich n a z a g łę b ie n ie się w p rzeszło ść i w siebie. P odróż i to, co się w jej t r a k ­ cie dzieje, j e s t w ięc w obu p rz y p a d k a c h ro d z a je m całościow ego rozliczen ia, k tó re przyg o to w u je ich do śm ierci. Z tego w z g lę d u ich podróże m o g ą być p o tra k to w a n e p rzez w id z a ja k o schola m o r tis 14 - szk o ła u m ie ra n ia , czy też

a rs m o rie n d i - s z tu k a u m ie ra n ia , gdyż p rz e d s ta w ia ją d w a w zorce p o stę p o ­

w a n ia w obliczu „sk racająceg o się h o ry z o n tu ”.

O ile je d n a k podróż w g łąb w film ie e u ro p e js k im p rz y b ie ra form ę w ie­ low ątkow ego złożonego u tw o ru , w k tó ry m ro z m a ite p la n y czasow e i ontolo- giczne s ą p rz e m ie sz a n e , o ty le film a m e r y k a ń s k i p rz y b ie ra k s z t a ł t p ro stej

13 Jerzy Szyłak jest odmiennego zdania. Zob. J. Szyłak, Kino i coś więcej. Szkice o pono-

woczesnych filmach amerykańskich i metafizycznych tęsknotach widzów, Kraków 2001, s. 128.

(7)

opow ieści, p rz e d sta w ia ją c e j podróż z p u n k tu A do p u n k tu B. F ilm B e rg m a ­ n a m a a d e k w a tn ą do założonej k oncepcji n a r ra c ję s u b ie k ty w n ą . W P rostej

h isto rii n a r r a c ja j e s t o b iek ty w n a, b r a k j e s t g ło su w e w n ę trz n e g o b o h a te r a

w p o sta c i w y pow iedzi z z a k a d ru , scen w izyjnych, w yo brażen io w y ch , snów - k tó re w y s tę p u ją w T a m , g d z ie ro sn ą p o z io m k i... . F u n k c ję p rz e k a z y w a ­ n ia in fo rm ac ji o p rz eszło ści i życiu w e w n ę trz n y m a m e ry k a ń sk ie g o fa rm e ra p e łn ią jego s p o tk a n ia z lu d ź m i po drodze. Sposób, w j a k i z n im i ro zm aw ia, w ja k i im u d z ie la ra d , z d r a d z a jego w ła sn e życiow e d o św iad c zen ia i o d sła ­ n ia k ro k po k ro k u to, co g n ę b i jego d u szę. A lvin u ja w n ia e le m e n ty w łasn e j p rzeszło ści w n a p o m k n ie n ia c h , k tó re p o ja w ia ją się p rz y o k az ji w y ja śn ie ń dotyczących celu i m otyw ów podróży, k tó ry c h s ą ciek a w i s p o ty k a n i lud zie. D opiero pod kon iec dochodzi do z w ie rz e ń - dw óch rozm ów : z podo bn ym je m u w e te ra n e m II w ojny św iatow ej i d ru g iej - z k s ię d z e m n a c m e n ta rz u , n a o s ta tn im p rz e d d om em b r a t a noclegu. W ted y dopiero, gdy z b liż a się do k r e s u podróży, gdy n a r a s t a niepokój, czy z a s ta n ie L y le’a żyw ego, i ro śn ie d e te rm in a c ja , by p rz ejść tę „ciężką p ró b ę d la w łasn e j d u m y ”15, o p o w iad a 0 sw oich dw óch n ajw ięk sz y ch życiow ych p rz e w in ie n ia c h : p rz y p ad k o w y m z a b ó jstw ie k o leg i z o d d z ia łu w czasie w ojny o raz z e rw a n iu w ięzi z b ra te m w n a s tę p s tw ie k łó tn i, z m otyw ów „ sta ry c h j a k z B ib lii”16: g n ie w u i pychy, p rz y p ra w io n y c h alkoholem .

P ro fe so r B o rg o dbyw a podróż w to w a rz y stw ie synow ej, k tó r a u ś w ia d a ­ m ia m u , że j e s t eg o istą, a jego s to s u n e k do lu d z i p o w in ien z o stać zw ery fi­ k ow an y. Z a rz u c a m u chłód i obojętność niszczące tych , k tó rz y go k o ch ają. To w y p o w ied zian e w p ro st, z a s k a k u ją c e d la niego o s k a rż e n ie z n a jd z ie sw o­ je rozw inięcie n a poszczególnych e ta p a c h podróży, gdy o d w ied z an e m iejsca 1 sp o ty k a n e osoby z a c z n ą o tw iera ć jego podśw iadom ość, przyw oływ ać w sp o ­ m n ie n ia , w y o b ra ż e n ia oraz sny. U jrz y w n ich swoje życie z p e rs p e k ty w y 78 la t. D o strz eże za ró w n o ź ró d ła w ła sn y c h cierp ień , j a k i chłodu. U zn ać m ożn a, że sy n o w a M a r ia n n a s ta w ia rodzaj psychologicznej diagnozy, z a ś Iz a a k p o d d aje się procesow i p s y c h o a n a lity c z n e j17 te ra p ii, k tó r a j e s t b o le s­ n a, p oniew aż p ro w a d zi do o d k ry c ia niep o ch leb n ej, a w ięc i tr u d n e j do p rz y ­ ję c ia w iedzy o sobie. J e d n a k j e s t to n ie z b ę d n y w a ru n e k , by „popraw ić to, co jeszcze d a się p o p ra w ić”, i pozbyć się dręczącego lę k u p rz e d śm iercią . To te n lęk d a ł o sobie z n a ć w e śnie, z k tó re g o p ro feso r o b u d ził się tego r a n k a , gdy w y ru sz y ł w podróż ze S z to k h o lm u do L u n d .

O po czątk o w y m s ta n ie św iadom o ści p ro fe so ra B orga, o p u n k c ie w y j­ ścia, z k tó re g o w y ru s z a w drogę, z a ś w ia d c z a p ie rw s z a w s tę p n a scen a, w y­ s u n ię ta p rz e d czołów kę: oto b o h a te r pisze sw o ją a u to p re z e n ta c ję , b ę d ą c ą n ajp ra w d o p o d o b n iej p o c z ą tk ie m p a m ię tn ik a . W p ierw szy ch słow ach d aje

15 Cyt. wypowiedź Alvina ze ścieżki dźwiękowej. 16 Cyt. ze ścieżki dźwiękowej.

17 Odczytanie w tym kluczu jest uprawomocnione przez strukturę snu zgodną z Freudow­ ską psychoanalizą. Terminologii psychoanalitycznej do analizy twórczości Bergmana używa np. Vernon Young. Zob. V. Young, Gra z diabłem, w: Ingmar Bergman. W opinii krytyki za­

(8)

w y ra z sw ojem u ro z c z a ro w a n iu lu d źm i, pon iew aż - j a k tw ie rd z i - m a ją oni sk ło n n o ść do o c e n ia n ia in n y ch . N a rz u c a się w nio sek , że b o h a te r t r a k tu je m ożliw ość b y cia o ce n ia n y m ja k o za g ro że n ie , z a p e w n e dlateg o , że sp od ziew a się oceny n e g a ty w n e j. W te n sposób p rz e d s ta w ia powód, d la k tó reg o „od­ s u n ą ł się od lu d z i”18. O w a n ieu fn o ść w obec lu d z i j e s t p ie rw sz y m sy g n a łe m ja k ie jś psych icznej d y sfu n k c ji b o h a te ra , k tó r a m a sw oje ź ró d ła w re la c ja c h sp o łeczn y ch 19. N a stę p n y m w a ż n y m e le m e n te m o k az u je się jego p ra c a „dla d o b ra n a u k i, k tó re j się pośw ięcił”20. D opiero n a trz e c im m iejscu p re z e n tu je ro d zin ę, z r e s z tą w sposób zdaw kow y, pozb aw iony uczuć, czysto in fo rm ac y j­ ny, ja k b y s p o rz ą d z a ł in w e n ta ry z a c ję . S z o k u ją c a j e s t z w ła szcz a w ypow iedź n a te m a t m a tk i, o k tó re j m a do p o w ied z en ia ty lk o to, że „jest b a rd z o żyw ot- n a ”21, ja k b y m ów ił o dom ow ym zw ierzęciu , k tó re ciągle n ie u m ie ra . J e d y n y p rz e ja w uczuć w id ać w jego s to s u n k u do gospodyni, k tó r a p ro w a d z i m u dom („N a szczęście m a m d o b rą g o spodynię”). T a k w ięc ty lk o o n a i p ra c a zaw o ­ dow a s ą ja k o ś pozy ty w n ie p rzez B o rg a w a lo ry zo w an e. N a ty m tle p rz e k o ­ n u ją c a j e s t s u ro w a o cen a M a ria n n y . C a ły te n w s tę p z d r a d z a eg o c en try zm b o h a te r a - n a r r a to r a i p rz ed m io to w e tra k to w a n ie in n y ch .

Z n aczący j e s t fa k t, że p o c z ą tk ie m w łaściw ej ak c ji j e s t sek w e n cja sn u , w p ro w a d z o n a re tro s p e k ty w n ie p rzez B o rg a n a r r a t o r a („Tego r a n k a m ia łe m dziw ny s e n ...”). Ów sen, w k tó ry m b o h a te r b łą d z i p rzez o p u sto sz a łe m iasto , p e łe n j e s t e lem e n tó w d e s tru k c ji od noszących do śm ie rc i o raz sym b oli z w ią ­ z a n y c h z p a trz e n ie m n a siebie (szyld z oczam i, podobne do b o h a te r a tru c h ło z m a r tw ą tw a r z ą 22, k tó re ro z p a d a się pod d o tk n ięciem , on s a m p a trz ą c y n a sieb ie leżącego w tru m n ie ). B org s p o ty k a w e śn ie „Innego m n ie ” - sw o­ je „ja”, a liczne sym bole śm ie rc i i cz asu , k tó ry się skończył, bo n ie m a ju ż n a rz ę d z i jego o d m ie rz a n ia (z e g a r bez w sk azó w ek , k a r a w a n , bicie dzw onu) s k ła n ia ją do tego, b y ze w z g lę d u n a śm ierć, k tó r a z a g ra ż a ze w sząd , spojrzeć n a siebie, by pozbyć się n iepokoju, a n a w e t lęk u , k tó ry to w a rz y sz y ł pro feso ­ row i ja k o b o h a te ro w i i n a r ra to ro w i owego sn u .

S ygnał, k tó ry po jaw ił się w e śnie, by ł n a ty le m ocny, że w yw ołał odzew w re a ln y m ży ciu - sk ło n ił Iz a a k a B o rg a do po d jęcia decyzji o z m ia n ie t r a ­ sy i p rz e b y c iu p odróży w ypełn io n ej re fle k s ją n a d so b ą i sw oją p rzeszło ścią. P ie rw sz y m jej e ta p e m b y ł dom letn isk o w y , w k tó ry m b o h a te r sp ę d z a ł w a ­ k ac je p rzez p ierw sze 2 0 l a t życia, o raz z n a jd u ją c a się tu ż obok ty tu ło w a poziom kow a p o la n a . N a niej to jego d a w n a m iłość i s k r y ta n arz e c z o n a , k u ­ z y n k a S a ra , s p o tk a ła się z jego m ło d szy m b ra te m ; t u d o k o n a ła się d u cho w a

18 Cyt. ze ścieżki dźwiękowej.

19 Por. K. Jankowski, Warunki zaspokojenia potrzeb psychologicznych, w: tenże, Od psy­

chiatrii biologicznej do humanistycznej, Warszawa 1975, s. 134-135. Jankowski podaje rela­

cje społeczne jako główną przyczynę zaburzeń psychicznych. 20 Cyt. ze ścieżki dźwiękowej.

21 Cyt. ze ścieżki dźwiękowej.

22 Tadeusz Szczepański zinterpretował tę postać nie jako sobowtóra Borga, tylko jako symbolicznie przedstawioną postać ojca, który pojawi się dopiero w sugerującym osiągnięcie harmonii finale. Zob. T. Szczepański, Zwierciadło Bergmana, Gdańsk 2002, s. 198.

(9)

z d r a d a 23, k tó re j ow ocem było jej m a łże ń stw o , a z a p e w n e ta k ż e d u cho w a oschłość Iz a a k a , w n a s tę p s tw ie p o czucia k rz y w d y i duchow ego c ie rp ie n ia . S p o jrzen ie b o h a te r a n a p rz e ś w ie tlo n ą sło ńcem późnego l a t a łą k ę sp ra w ia , że - j a k m ów i - „R zeczyw istość p a m ię c i p o jaw iła się p rz e d n im z s iłą r e ­ aln y ch w y d a rz e ń ”. Choć, j a k tra f n ie z a u w a ż y ł T a d e u sz S zcz ep ań sk i, Iz a a k n ie m oże p a m ię ta ć tej sceny, pon iew aż go p rz y n iej n ie było24. J e s t o n a z a ­ te m jego b olesn y m , a jed n o c z e śn ie n o sta lg ic z n y m w y o b ra ż e n ie m tego, j a k m o g ła p rzeb ieg ać. Z z a m y ś le n ia w y ry w a go m ło d a d ziew czy n a łud ząco po­ d o b n a do „jego” S ary , k tó r ą u tra c ił; o n a rów n ież m a n a im ię S a r a i g r a j ą t a s a m a a k to r k a (B ibi A nd erso n ). O na, podo bn ie j a k t a m t a sp rz e d 50 la t, m a w y b ó r m ięd zy dw o m a m ężc zy zn a m i: p rz y sz ły m p a s to re m i p rz y szły m le k a rz e m . Tyle że ci dw aj n ie s ą p r o s tą a n a lo g ią do I z a a k a - pow ażnego, o dpow iedzialn ego i uduchow ionego, ale z a to zd y sta n so w a n e g o do otoczenia, oraz jego b r a t a Z y g fry d a - p ełnego w d z ię k u u w o d ziciela i p ra g m a ty k a . D la p rz y g lą d ając eg o się ty m tro jg u p ro fe so ra W ik to r i A n d e rs s ą raczej z o b ra ­ z o w an iem dw óch a sp e k tó w jego duszy, z k tó ry c h je d e n z o s ta ł p rzez niego sam ego d ra m a ty c z n ie z re d u k o w a n y . Z p rz e d sta w io n e j p rzez S a rę c h a r a k ­ te ry s ty k i, k tó r a j e s t n a pozór la u d a c ją Iz a a k a , w y n ik a , że j e s t on o so bą r e ­ flek sy jn ą, w y ra fin o w a n ą in te le k tu a ln ie , ety cz n ie d o sk o n ałą, w te n je d n a k p rz y k ry sposób, k tó ry w b ija in n y ch , w ty m j ą sa m ą , w poczucie n iższo ści i o n ieśm iela. P rz y p o m in a z a te m p rzyszłego p a s to ra . Je d n o c z e ś n ie je d n a k przecież B org z o s ta ł le k a rz e m , k im ś, d la kogo liczą się k o n k re tn e d z ia ła n ia , k to sw oją p ra c ą słu ży in n y m . J e d n a k to p a s to r A n d e rs j e s t d la S a ry ero ty c z­ n ie b a rd z ie j pociągający, o d w ro tn ie niż d la k u z y n k i S ary , k tó r a w y sz ła z a Z ygfryda, tego, k tó ry n ie zw aża ją c n a k o n w e n a n se s k ra d ł jej c a łu s a i „sp ro­ w a d z ił n a z łą drogę, albo p ra w ie ”25. C i dw aj m ło dzi a d o ra to rz y w spółczesnej S a ry m ogliby być d la B o rg a sy g n a łe m k o nieczn ego w Ju n g o w sk ie j kon cepcji in d y w id u a c ji s c a le n ia dw óch a sp e k tó w psy ch ik i. N ie - d o k ła d n ie j a k u J u n ­ g a - że ń sk ie g o i m ęskiego, ale uczuciow ego i in te le k tu a ln e g o .

N a s tę p n e e le m e n ty w e w n ę trz n e j p odróży d o ty czą m a łż e ń s tw a p ro ­ fesora. W podróży sy g n a łe m tej s tre fy św iado m ości j e s t s p o tk a n ie z m a ł­ ż e ń stw e m A lm anów w n a s tę p s tw ie spow odow anego p rzez n ich w y p a d ­ k u . W z a je m n a w rogość m ę ż a i żony, sa d o m a so c h isty c z n a 26 g ra o śm ieszeń i u p o k o rz e ń przy w o łu je z a p e w n e w sp o m n ien ie n ie u d a n e g o m a łż e ń s tw a B orga. P ie rw sz y m sy g n a łe m n e g a ty w n eg o s to s u n k u do z m a rłe j żo n y b y ła a u to p re z e n ta c ja p ro fe so ra w ekspozycji, w k tó re j o żo nie p o w ied z ia ł tylko, że u m a r ła d aw no te m u . Jeg o w ypow iedź o niej p o zb a w io n a b y ła ja k ic h k o lw ie k em ocjonalnych, p o zytyw nych czy n e g a ty w n y c h odczuć, co m oże św iadczyć o ty m , że d o k o n ał całkow itego w y p a rc ia jej ze swojej św iad om o ści albo że b y ła m u całkow icie o b o jętn a. P o tw ie rd z a to p ó ź n ie jsz a sc e n a sn u , w k tó re j in ż y n ie r A lm an p o k az u je m u sa d o m a so c h isty c z n ą scenę z d ra d y , k tó r ą B org

23 Tamże, s. 207. 24 Tamże, s. 201.

25 Cytuję słowa Sary ze ścieżki dźwiękowej. 26 T. Szczepański, dz. cyt., s. 202.

(10)

s a m d aw no te m u p o d g ląd ał. J e s t o n a „ o sk a rż e n ie m jego sam ego, gdyż m a p o tw ierd zić jego d o sk o n a łą obojętność wobec n ie j”27. Z d ra d a żony j e s t u k a ­ z a n a Iz a a k o w i ja k o jej a k t rozpaczy, a przem o c s to s o w a n a p rzez k o c h a n k a w y d aje się ro d z a je m le k a r s tw a za ap lik o w a n e g o n a z a sa d z ie k o n tr a s tu , ja k o p rz eciw w a g a d la p o sta w y m ęża, d la k tó re g o ja k b y n ie is tn ia ła , ja k b y n ie m ia ła ciała, k tó reg o m o żn a by d o tk n ąć. P o p rze z z d ra d ę K a rin b e z sk u te c z n ie s ta r a ła się go sprow okow ać do jak ie g o k o lw ie k em ocjo nalneg o odzew u.

Po ro z s ta n iu z w iecznie w a lc ząc y m ze so b ą n a słow a m a łż e ń s tw e m A lm an ów sam o ch ó d B o rg a z a trz y m u je się n a chw ilę n a s ta c ji benzynow ej, p row adzonej p rzez ro d z in ę z a c h o w u ją c ą w e w dzięcznej p a m ię c i b e z in te re ­ so w n ą pom oc p ro feso ra, k tó ry p ra c o w a ł w tej okolicy ja k o le k a rz . To s p o tk a ­ n ie p o tw ie rd z a u ży teczn o ść jego o d d a n ia p racy , ale w yw ołuje w n im re fle k ­ sję s ta w ia ją c ą pod z n a k ie m z a p y ta n ia jego „o dd an ie n a u c e ” i z a m k n ię c ie się w ś c ia n a c h g a b in e tu , w k tó ry m w idzow ie zo baczyli go n a p o czątk u .

N a jcięższe o s k a rż e n ia s ą w y p o w ied zian e we śn ie, w k tó ry m s ta r y Iz a a k B org z o sta je p o d d a n y eg zam in o w i p ro w a d z o n e m u p rzez in ż y n ie ra A lm an a. T u rów nież p o d staw o w y z a r z u t dotyczy a tro fii uczuć, egoizm u, obojętności, ale ta k ż e zaw odow ej n ie k o m p eten c ji. Sposób obrazow ego p rz e d s ta w ie n ia sek w e n cji eg z a m in u , p rz y z a c h o w a n iu p od ło ża p sy ch o a n ality c zn eg o , je s t p o łącz en iem k o n w en cji k afk o w sk ieg o 28 e g z y ste n c ja liz m u z te a tr e m a b s u r ­ du. P u n k t w id z e n ia B orga, p o k a z a n y w sposób b e z p o śre d n i ja k o to, co w i­ dzi b o h a te r (i w idz, u s ta w io n y w jego pozycji p rzez s u b ie k ty w n ą n a rra c ję ) p o zo staje w sp rzeczn o ści z ty m , co o obserw o w an ej rzeczy w isto ści m ów i e g z a m in a to r. S zczególnie re p re z e n ta ty w n a j e s t sc e n a z te k s te m w dziw nym , w ym y ślo n y m p rzez B e rg m a n a ję z y k u . J e s t o n a u k o n k re tn ie n ie m m etafo ry . N a rra c ja s e n n a w obrazow y sposób p rz e d s ta w ia , n a czym p o leg a „niero- z u m ie n ie in n y c h ”: B org w id zi rzeczy w isto ść i j ą ro zpo znaje, ale jej n ie ro ­ zu m ie, to zn a czy n ie p o tra fi d o trzeć do jej se n su , szczególnie z a ś n ie je s t w s ta n ie rozpoznać, czym o n a j e s t d la in n y ch , j a k o n i j ą w id zą. W te n spo ­ sób su b ie k ty w n a n a r r a c ja w p ro w a d z a w id z a w a u ty s ty c z n y ś w ia t b o h a te ­ ra , h e rm e ty c z n ie z a m k n ię ty , w k tó ry m to, co pochodzi od in n y ch lu d zi, je s t d la niego zn aczeniow o p u s te (ja k szk iełk o m ik ro sk o p u , m a r tw a p a c je n tk a , k tó r a o k az u je się żyw a, lu b b ez sen so w n y te k s t). P u s ty m ik ro sk o p , te k s t w n ie z n a n y m m u ję z y k u , źle p o s ta w io n a d iag n o za, w szy stk o to św iad czy o n ie u m ie ję tn o śc i k o m u n ik o w a n ia się z lu d źm i, zw ła sz c z a w k w e stii em o­ cji. To n a z a k o ń cze n ie tego e g z a m in u z o sta je m u p o k a z a n a s c e n a zd rad y , s p ra w ia ją c a m u te ra z w y ra ź n y ból, t a k j a k r ę k a z ra n io n a o gwóźdź i j a k p o d g lą d a n a p rzez okno (n a z a sa d z ie sy m e trii) sc e n a p o k a z u ją c a szczęśliw e pożycie m a łż e ń sk ie S a ry i Z y g fry d a - to w ła śn ie , czego m u b ra k o w ało , co ra z n a za w sze u tr a c ił w ra z z m iło śc ią S a ry . S ty lis ty k a p o c z ą tk u sek w en cji z m roczn ym , k rę ty m k o ry ta rz e m oraz a b s u r d a ln a p ro c e d u ra e g z a m in u

27 Tamże, s. 208.

28 Tamże, s. 209. Por. J. Beranger, Autor w pełnym tego słowa znaczeniu, tłum. J. i J. Sło- dowscy, w: Ingmar Bergman. W opinii..., s. 22.

(11)

p rz y w o łu ją n a m y śl Proces K afki. W zgodzie z t ą lo g ik ą j e s t p y ta n ie p rofeso ­ ra: „O co je s te m o sk a rż o n y ? ”, choć to przecież eg z am in , n ie proces. I po ra z k o lejn y słyszy o obojętności, egoizm ie i chłodzie, a ta k ż e - co n a jw a ż n ie jsz e - n ie u m ie ję tn o śc i u z n a n ia w łasn e j w in y i p rz e p ra sz a n ia , z a co k a r ą m a być sam o tn o ść.

W film ow ej n a r r a c ji sekw encje i scen y n iepo ko jących b o h a te r a , ch w i­ la m i n a w e t m ro czn y ch snów i w y o b ra żeń w y ra ż a ją c y c h i w zm a g ający c h n ie o k re ślo n e lęki, z a jm u ją w iele m iejsca. P ro w a d z ą w k o ń c u do diagnozy- -o sk a rż e n ia , k tó re choć w y p o w ia d an e przez in n eg o b o h a te r a s n u - A lm an a, to przecież zgodnie z p s y c h o a n a lity c z n ą lo g ik ą s n u - j e s t p ro d u k te m jego św iadom ości. To p rz e św ia d c z e n ie j e s t w zm ocnione p rzez s u b ie k ty w n ą n a r ­ rację, w k tó re j B o rg j e s t ty m , k tó ry sn u je h is to rię i o d tw a rz a j ą po kolei, je ś li chodzi o e ta p y , w p rz e s trz e n i dzielącej S z to k h o lm od L u n d , ale p rz ed e w sz y stk im zgodnie z lo g ik ą o d sła n ia n y c h stopniow o w swojej św iad om ości p rz e s ła n e k w ła sn e j p o sta w y i w ła sn y c h w in.

F ilm o w a n a r r a c ja m a w sze lk ie cechy ra c h u n k u s u m ie n ia 29 p o p rz e d z a ­ jącego w y z n a n ie w in, k tó re , ja k o z a s a d n ic z a część spo w ied zi30, j e s t a k te m

społecznym , w y m a g a ją c y m ś w ia d k a 31, „w y n ie sie n iem p rzez słowo św iad o ­ m ości w in y do ś w ia tła ”, bo w iem „Życie p o trz e b u je słow a będ ąceg o jeg o od­ biciem , k tó re je ro z ja ś n i i u p o rz ą d k u je , a jed n o c z e śn ie w y k aże p o ra ż k ę ”32. Z bliżenie się do p ra w d y o sobie p row okuje k ry z y s 33, k tó re g o n a s tę p s tw e m j e s t je d n a k p rz e m ia n a :

Ludzka egzystencja potrzebuje słowa, bo potrzebuje prawdy. Życie, które pod­ daje się prawdzie, to życie przemienione, w którym dokonał się przełom. Zresz­ tą, nawrócenie to decyzja o poszukiwaniu prawdy, bo życie potrzebuje przejrzy­ stości i jedynie światło prawdy jest w stanie mu ją zapewnić34.

P ro fe so r B org, b łą k a ją c się po ścież k ach w łasn e j św iad om o ści i p o d św ia ­ dom ości, w isto cie p o d ejm u je w y siłek d o ta rc ia do p ra w d y o sobie, o sw oich w in a c h o raz ź ró d ła c h ow ych w in. W czasie p ołu dn io w ej d rzem k i, w k tó r ą z a p a d a w podróży, w k o le jn y m śn ie k u z y n k a „S ara, p o d su w ają c pod s t a r ­ cze oblicze B o rg a zw ierciad ło , n a k ła n ia go do a k c e p ta c ji p ra w d y , k tó r a je s t n ie z b ę d n y m w a ru n k ie m s a m o p o z n a n ia ”35. T ru d n o je d n a k w jeg o p rz y p a d ­ k u m ów ić o n aw ró cen iu , choć k ro k k u p ra w d z ie o w ła sn y c h w in a c h m oże być k ro k ie m w tę stro n ę . O brazow y ciąg n a rra c y jn y , w s p o m a g a n y słow em B o rg a - n a rra to ra film u (z off-u) i B o rg a - n a rra to ra p a m ię tn ik a j e s t ek w iw a ­ le n te m w y z n a n ia , z a ś w id z-czy teln ik w y stę p u je w ro li św ia d k a . N ie w iem y tylko, czy spow iedzi, czy p sy c h o a n a lity c z n y c h zw ie rze ń . K w e s tią z a s a d n ic z ą

29 T. Szczepański, dz. cyt., s. 198. 30 Tamże, s. 208-209.

31 Zob. R. Skrzypczak, Wyznanie jako droga ku prawdzie, „Pastores” 2009, nr 44(3), s. 24. 32 Tamże.

33 Tamże, s. 25. 34 Tamże, s. 24.

(12)

je s t, czy ow ocem owego w y z n a n ia i sa m o p o z n a n ia b o h a te r a b ęd zie uw o l­ n ie n ie się od w in y p rzez jej o d rz u cen ie, co j e s t c h a ra k te ry s ty c z n e d la p sy ­ ch o a n ality c zn ej te ra p ii, czy raczej jej p rzyjęcie i p ró b a z a d o śću cz y n ie n ia, co z n a m io n u je p o sta w ę c h rześc ijań sk ie g o p o k u tn ik a .

S a m a podróż n ie m a raczej c h a r a k te r u celowego, a u to te ra p e u ty c z n e g o d z ia ła n ia , w y d aje się, że b o h a te r d z ia ła pod w p ływ em silneg o im p u lsu , je d ­ n a k jej p rz e b ie g odzw iercied lo n y p rzez film o w ą n a r ra c ję p rz y n o si podobne s k u tk i, j a k p o stę p o w a n ie p s y c h o a n a lity k a , k tó ry p o przez a n a liz ę s n u do­ c ie ra do ź ró d ła n erw icy - p rz e n o s i tre ś c i p o d św iad o m e do św iadom ości, le ­ cząc w te n sposób ch orobę36. F ilm o w a n a r r a c ja n ie m a l od p o c z ą tk u is tn ie ­ n ia k in e m a to g ra fii b y ła p o s trz e g a n a ja k o o d p o w ied n ia do o d z w ie rc ie d la n ia p sy c h o a n a lity c z n y c h te c h n ik 37, z a ś n a r r a c ja T a m , g d z ie ro sn ą p o z io m k i... z n a k o m ic ie odd aje „relację m ięd zy p am ięc ią , w id z e n ie m i p ro c esem t e r a ­ p eu ty czn eg o ro z u m ie n ia ”38, t a k is to tn ą d la p sy ch o a n alizy . W podróży w e­ w n ę trz n e j p ro fe so ra B o rg a re la c ja t a z o s ta ła p rz e d s ta w io n a głów nie d zięk i in te rfe re n c ji snów , w y o b ra ż e ń n a ja w ie , k tó re p o ja w ia ją się p rz e d oczam i b o h a te r a „jak żyw e”, a p rz e d w id ze m w fo rm ie re a listy c z n y c h obrazów , a ta k ż e z a s p ra w ą m o ty w u od b icia (obecność lu s te r, odbić w szyb ach, sobo­ w tórów w e śnie, g ry a n a lo g ii m ięd zy w ła s n y m życiem a s y tu a c ja m i in n y ch osób p rz e d sta w io n y c h w film ow ej n a rra c ji). To, co w id zi o d b io rca film u , je s t ty m , co „zobaczył” „oczam i d u sz y ” lu b s iłą w y o b ra ź n i p ro feso r B org, czyli ty m , co p rzeb iło się do jego św iadom ości, z a ś jego su b ie k ty w n a n a r r a c ja od­ z w ie rc ie d la proces logicznego w ią z a n ia z n a c z e ń „obrazów ”, czyli ro z u m ie n ia tre śc i, k tó re w y p e łn iły jego św iadom ość - ro z u m ie n ia sam ego siebie.

W fin a le film u, ju ż po d o ta rc iu do celu, po u ro czy sto ści rocznicow ej, B org m a jeszcze je d n ą w izję. T y m ra z e m j e s t to pogodne, p e łn e h a r m o n ii s p o tk a ­ n ie n a d m o rze m z m a tk ą i ojcem. O b raz te n n a w ie d z a go n a g ra n ic y m ię ­ dzy ja w ą a sn em , tu ż po ty m , ja k w n a s tę p s tw ie podróży cieplej niż zw yk le zw rócił się do synow ej, p rz e p ro sił gospodynię z a kło po t, z z a tr o s k a n ie m po­ ro z m a w ia ł z sy n e m o jego m a łż e ń stw ie . O k a z a ł w te n sposób u czu cia, z a in ­ te re so w a n ie sp ra w a m i in n y ch , k ry ty c z n ie sp o jrz a ł n a w ła s n e za ch o w an ie. M e n ta ln a podróż B o rg a p o s k u tk o w a ła z a te m p e w n ą z m ia n ą z a c h o w a n ia oraz w y z n a n ie m p rz e la n y m n a p a p ie r, k tó re g o zo b ra z o w a n ie m j e s t film ow a opow ieść r o z s n u ta p rz e d w idzem . N a rra c ja T a m g d z ie ro sn ą p o z io m k i. m a przecież k s z t a ł t sp isy w an eg o po z a k o ń c z e n iu 39 d n ia podróży p a m ię tn ik a , n a co w sk a z u je ek sp o z y cja p o k a z a n a w form ie p rz e d a k c ji (B org p isze w czasie p rzeszły m , g o spodyni p ro s i go n a obiad). O d czu w a w ięc p o trz e b ę u ję c ia w sło­ w a tego, czego dośw iadczył, czy raczej czego b y ł sp ra w c ą , a co zaow ocow ało

36 Pierwszym tego rodzaju przypadkiem przedstawionym na ekranie filmowym jest film Tajemnice duszy Georga Wilhelma Pabsta z 1926 r. Zob. N. Brown, B. McPherson, Sen

i fotografia w psychoanalitycznym filmie: „Tajemnice duszy”, tłum. M. Haltof, w: Interpreta­ cja dzieła filmowego, red. W. Godzic, Kraków 1993, s. 103.

37 Zob. tamże, s. 101-102. 38 Tamże, s. 102.

(13)

d ro b n ą , ale z n a c z ą c ą z m ia n ą w re la c ja c h z n a jb liż sz y m i (syn em , synow ą, go spodynią). Z e rw a n a lu b n a d w y rę ż o n a w ięź z in n y m i j e s t n a tu r a ln y m n a ­ s tę p s tw e m g rz ech u , k tó ry

łączy się nieodmiennie z fiaskiem, jakie ponosimy na polu naszych relacji z innymi ludźmi, niejednokrotnie najbliższymi, jakich mamy40,

t a k w ięc p rz y w ra c a n ie w ięzi, p o p ra w a ty ch re la c ji z n a m io n u je p o w ró t do h a r m o n ii z B ogiem , k tó re j w y raz d a ł B o rg w czasie o b ia d u z m łod ym i au to sto p o w icz am i. W spólny p o siłek w m iły m to w arzy stw ie, z a s p ra w ą sp o­ k o ju w e w n ętrzn e g o , j a k i m u to w arzy szy ł, by ł za p o w ie d z ią „uczty n ie b ie ­ sk ie j” ja k o m e ta fo ry szczęścia w z a ś w ia ta c h .

N ie m a t u z n a m io n re lig ijn ej m otyw acji, s e k w e n c ja o b ia d u s u g e ru je raczej m etafiz y czn y n a m y s ł n a d ży ciem ja k o ca ło ścią i spok ojem d u szy ja k o jego u p ra g n io n y m celem . J e d n a k t a m y śl z a k ła d a , iż osobow a to żsam o ść człow ieka is tn ie je n a d a l poza g ra n ic ą śm ierci. C ałość u tw o ru zd o m in o w a­ n a z o s ta ła je d n a k p rzez s a m ą podróż ja k o m e ta fo rę d o c ie ra n ia do u k ry ty c h po kładów ja ź n i b o h a te r a w c e lu u ś w ia d o m ie n ia p ra w d y , gdyż jej w y p a rcie p o sk u tk o w ało u t r a t ą w ięzi i u m ie ję tn o śc i p o ro z u m ie w a n ia się z in n y m i oraz e m p a tii. N iem n iej je d n a k s k u tk i tej podróży w e w n ę trz n e j, k tó r a p rz e b ie g a ła podobnie j a k proces p sy c h o a n a lity c z n e j te ra p ii, s ą an a lo g ic zn e do sk u tk ó w spow iedzi. B o h a te r spokojnie z a p a d a w sen , a w izja s e n n a o d m ie n n ie od po­ ra n n e g o i dzien n eg o k o s z m a r u j e s t p o g o d n a i p e łn a spokoju, co św iadczy o pozbyciu się n ieu św iad o m io n eg o , aż do owego p o ra n k a p rz e d podróżą, lę k u p rz e d śm iercią . F in a ł z n a m io n u ją c y o siąg n ięcie sp ok oju w sferze p sy ch ik i s k ła n ia raczej k u p o z o s ta n iu n a g ru n c ie in te r p r e ta c ji p sy ch o a n ality c zn ej. W idać, że a u to te r a p ia p rz y n io s ła s k u te k ; to, co dręczyło b o h a te ra , zo stało z n e u tra liz o w a n e d z ię k i u św ia d o m ie n iu sobie ź ró d e ł niepokojów . Owocem j e s t w s p o m n ia n a z m ia n a w p o stę p o w a n iu w obec in n y ch , o cieplenie re la c ji z ro d z in ą . Ś w iadczy to je d n a k b a rd z ie j o ty m , że B o rg w y c ią g n ą ł w n io sk i z w iedzy, k tó r ą u z y s k a ł n a swój te m a t - s t a r a się po p raw ić re la cje z lu d ź ­ m i, bo to g łó w n a p rz y c z y n a jego zo b o jętn ien ia, a w k o n sek w e n cji s a m o tn o ­ ści i lę k u p rz e d śm iercią . B ra k j e s t je d n a k w y ra źn eg o a k t u w oli n a k ie r o ­ w an eg o n a z a d o śću cz y n ie n ie i m ocne p o sta n o w ie n ie p o p ra w y z m oty w acji tra n s c e n d e n tn e j.

W s tr u k tu r z e n a rra c y jn e j film u c e n tr a ln e je d n a k m iejsce z a jm u je w sp o ­ m in a n a ju ż sc e n a o ta k im w ła śn ie , tra n s c e n d e n tn y m c h a ra k te r z e , w k tó re j m otyw śm ie rc i unoszącej się p o n a d w e w n ę trz n ą p o d ró ż ą p ro fe so ra z y s k u ­ je o d m ie n n y w y m ia r - n ie k r e s u życia, lecz o tw a rc ia n a in n ą rzeczyw i­ stość. C h o d zi o scen ę w spólnego z m ło d y m i i sy n o w ą o b ia d u n a d b rz eg iem m o rza. J e s t to m o m en t, w k tó ry m b o h a te r w y ry w a się p o za k r ą g w łasn e j psy ch ik i. C y to w an e p rz y w in ie stro fy P s a lm u 564 O lofa W a llin a 41 p rzy w o ­ łu ją p e rsp e k ty w ę tr a n s c e n d e n tn ą . B o h atero w ie sie d z ą n a ta r a s ie , z k tó reg o

40 R. Skrzypczak, dz. cyt., s. 31. 41 T. Szczepański, dz. cyt., s. 203.

(14)

ro z c ią g a się w idok n a m o rze zlew ające się n ieb em . P a n u je p rz y je m n a , s e n ­ n a a tm o s fe ra ro z le n iw ie n ia i je d n o c z e śn ie p ełn ego w e w n ę trz n e j pogody z a ­ m y śle n ia . W szyscy u c z e stn ic y o b ia d u p o z o s ta ją w h a r m o n ii i życzliw ości, a Iz a a k z w ra c a się do n ich sło w am i „Moi m łod zi p rz y ja c ie le ”. J e s t to - j a k j ą o k re ś la T. S z c z e p a ń sk i - „R za d k a i s a k r a ln a w film ach B e rg m a n a ch w ila duchow ej h a r m o n ii i efem eryczneg o d o z n a n ia szczęścia w g ro n ie b liź n ic h ”42. U czestn icy o b ia d u c y tu ją w sp ó ln ie po k o lei t e k s t P s a lm u - p rz y p o m in a ją c go sobie j a k daw no w y u c zo n ą m od litw ę, o k tó re j się za p o m n ia ło . R ecy to w a­ n e stro fy p rz y w o łu ją B oga, poprzez w y ra ż o n ą w poezji tę s k n o tę d u szy z a u sp o k o je n ie m i h a rm o n ią , k tó re m oże p rz y n ie ść tylk o k re s życiow ych z m a ­ g a ń i eg z y ste n c ja ln y c h niepokojów . S cen a, po k tó re j n a s tę p u je s p o tk a n ie z „z im n ą j a k g ła z ” (o p in ia M a ria n n y ) m a tk ą s ta r u s z k ą o p u szczo n ą przez p ra w ie w sz y stk ic h licznych potom ków , sta n o w i zap ow ied ź fin a łu , w k tó ry m w le tn im sło ń cu Iz a a k sp o ty k a w reszcie m łodych, w esołych rodziców n a d z a ­ to k ą. T en fin a ł je d n a k , w k tó ry m Iz a a k B o rg d zięk i o tw a rc iu się n a p ra w d ę o sobie o s ią g n ą ł w e w n ę trz n e p o je d n a n ie ze sw oim i ro dzicam i, j e s t przecież za p o w ie d z ią tej p rzy szłej h a r m o n ii d o stęp n ej dopiero po spokojnej śm ierci. H a rm o n ii, k tó r a z y s k a ła sw oje a n a lo g ic zn e p rz e d s ta w ie n ie w poezji słow a z h a rm o n iz o w a n e j z p o ezją film ow ego o b ra z u w scen ie o b iad u . T a k więc, m im o iż w T a m , g d z ie ro sn ą p o z io m k i... e le m e n ty p sy c h o a n a lity c z n e j w iw i­ sekcji zd e cydow anie d o m in u ją , u p ra w o m o cn io n y j e s t ró w n ież s ą d S z c z e p a ń ­ skiego, że ty m , co o b jaw ia się n a e k ra n ie , j e s t n ie p sy ch ik a, lecz d u s z a 43.

W P ro stej h isto rii D a v id a L y n c h a p e rs p e k ty w a m etafiz y czn a , o tw ie ra ­ ją c a n a to, co b ęd zie „po tem ”, p rz e w a ż a , m im o że i w tej fa b u le s iłą n a p ę ­ dow ą d z ia ła ń b o h a te r a j e s t m y śl o zb liża ją cy m się n ie u c h ro n n ie k o ń cu ży ­ cia. N a rra c ja tego u tw o ru o d zw ie rcied la ru d y m e n ta r n ą d y n a m ik ę m y śle n ia m etafizycznego, k tó re o g a rn ia całość, ale s t a r a się p rz e k ra c z a ć g ra n ic e s t a ­ w ia n e n ie k ie d y p rzez ro z u m u m iejący funkcjono w ać je d y n ie w o b ręb ie tego, co z n a , i p o słu g u jąc się d o stę p n y m i p a r a d y g m a ta m i p oznaw czym i. H is to ria S tr a ig h ta p rz e d s ta w io n a n a film ow ym e k r a n ie - podo bn ie j a k m y ślen ie m e ­ tafizy czn e, k tó re n ie przeczy rozum ow i, ale n ie p o zw ala m u się z a trz y m a ć - p o k azu je, że życie w y m a g a n a m y słu , że ro z ra c h u n e k z życiem i lu d ź m i w a r t j e s t w y siłk u , o raz że życie lu d z k ie w id z ia n e z p e rsp e k ty w y staro śc i- -śm ierc i ja w i się ja k o ta je m n ic a .

P o c z ą te k P ro stej h isto rii w y p e łn ia ją pow olne, ale m eto d y czn e p rzy g o ­ to w a n ia do drogi. M a ją one podobne z n a c z e n ie j a k a u to p re z e n ta c ja B orga. O ile B e rg m a n o w sk a ek sp o z y cja słu ż y ła z a p re z e n to w a n iu m otyw ów p o d ró ­ ży, o ty le L ynch p re z e n tu je swojego b o h a te r a oczam i o biek ty w n eg o n a r ­ r a to r a b ard zo szczegółowo, po to, by w idz d o strz e g ł w ag ę decyzji odbycia n iezw y k le d ługiej i uciążliw ej p odró ży p rzez n ie m a l niedo łężn eg o s ta re g o człow ieka, n ę k a n e g o p o w a żn y m i chorobam i, obciążonego k ło p o ta m i p sy ­ chicznie opóźnionej córki, k tó r ą d o tk n ę ła życiow a tra g e d ia . P re z e n ta c ja

42 Tamże, s. 202. 43 Tamże, s. 210.

(15)

p o sta c i słu ży rów nież te m u , by zobaczyć A lv in a ja k o osobę o siln y m , k o m ­ p le tn ie u k s z ta łto w a n y m c h a ra k te r z e , k tó r a w p rz e c iw ie ń stw ie do p ro ta - go nistów tra d y c y jn y c h film ów dro g i od nikogo a n i niczego n ie u ciek a . J e s t d o k ła d n ie o dw rotnie: podróż m a n ie ja k o przyw rócić te m u m iejscu , z k tó r e ­ go b o h a te r w yjeżdża, jego b r a ta ; b r a k w n ajb liższe j p rz e s trz e n i b r a t a je s t m e ta fo rą jego b r a k u w s e rc u A lv in a p rzez la ta , k tó re n a s tą p iły po k łó tn i. M e ta fo ra „w y rzu ce n ia kogoś z s e rc a ” z o s ta ła p rzez re ż y s e ra p rz e d s ta w io n a przez o g ro m ny d y s ta n s p rz e s trz e n n y , ja k i o d d zielił b ra ci; w y ra ż a o n a ta k ż e „odległość e m o c jo n a ln ą ”, k tó r a j e s t do p o k o n a n ia , b y owe p rz e c ię te w ięzy b ra te rs k ie j m iłości przyw rócić. O d d a le n ie od b r a t a (to p rz e s trz e n n e i em o ­ cjon alne) p o d w a ża w p ew ie n sposób w a rto ści, n a k tó ry c h b o h a te r zb u d o w ał sw oje życie: m iłość, lojalność, o d p o w iedzialn ość z a ro d zin ę. B o h a te r w cale n ie z m ie n i się w tra k c ie podróży, z m ia n y do k o n ały się ju ż w cześniej pod w p ły w em życiow ych d o św iad czeń i p raw d o p o d o b n ie ta k ż e ja k ie jś re fle k sji n a d sobą. D ecyzja o w y ru s z e n iu w drogę, by odw iedzić L y le’a, p o tw ierd z a, że z m ia n y się dokonały, te ra z tr z e b a ty lk o d op ro w adzić z a m ia r p o je d n a n ia do końca. Liczy się z a te m cel podróży oraz s a m a decyzja, b y w ejść n a tę drogę, k tó r a p rz y g o tu je b o h a te r a do sp o tk a n ia . W idz zy sk u je św iadom ość głębokiej m o ty w acji S tr a ig h ta z czasem . P oczątkow o w ie tylko, że s ą sk łó ­ ce n i i że A lvin, d o w iad u jąc się o swojej ciężkiej ch orobie i u d a rz e b r a ta , p o s ta n a w ia go odw iedzić. B a n a ln e z p o zo ru „sp o tk a n ie ro d z in n e ” o k az u je się w istocie szczeg ó ln ą au to w iw isek c ją, szczególną, gdyż p rz y g o to w u ją ­ cą do śm ierci. P o w ta rz a ją c e się ujęcie za m y ślo n e j tw a rz y A lv in a p a trz ą c e ­ go w dal, w ognisko, w p a tru ją c e g o się w in n e lu d z k ie tw a rz e , a najczęściej w gw iazdy, św iadczy o ty m , że czas pow olnej podróży w y k o rz y stu je n a to, by w szy stk o ra z jeszcze p rz y p o m n ie ć sobie i przem y śleć. To, co dzieje się w tra k c ie podróży i co m a się s ta ć u jej k r e s u m o żn a s c h a ra k te ry z o w a ć po­ to czn y m w y ra ż e n ie m „u p o rządko w ać sw oje sp ra w y ”: z a m k n ą ć w szy stk o , co za czę te , z w ła szcz a to, co w iąże się z n e g a ty w n y m i u czu ciam i, k tó re ro z d zie­ la ją lu d z i w n a s tę p s tw ie p ew ny ch k rz y w d ząc y ch d z ia ła ń lu b z r a n ie ń M im o że b o h a te r się n ie z m ie n ia , to ja k zw ykle w film ach dro g i liczy się czas po­ dróży, to, co się p rz y d a rz a w drodze, i to, co się w z w ią z k u z ty m dzieje w b o h a te rz e . W ty m w y p a d k u je d n a k n ie j e s t on w a ż n ie jsz y niż cel, gdyż one sobie n a w z a je m n a d a ją w arto ść: cel czyni w a ż n ą tę podróż, d łu g a po­ dróż d ow arto ścio w u je cel. S koro k to ś s ta ry , k o m u w szy stk o p rzych odzi z w ięk sz y m tru d e m , w a ży się n a w y c zerp u ją cą, n u ż ą c ą i n ie w y g o d n ą po­ dróż, to cel m u s i być w ażn y , m oże n a w e t doniosły. J e ś li j e s t n im t a k zw y­ c z a jn a s p ra w a ja k sp o tk a n ie z ro d z in ą , to zn aczy , że w ią ż ą się z n im ja k ie ś szczególnie w a żn e sp ra w y - że te n człow iek sw oim tru d e m n a d a je im w a ż ­ ność lu b j ą p o tw ierd z a.

C zas podróży j e s t cz asem n a n a m y sł, k tó ry b o h a te r s a m sobie d a ł lub d a ł m u go p rz y p a d e k , los (b ra k p ien ięd zy , b r a k p ra w a jazd y ). P o d ob nie cho­ ro b a lu b o d c z u w a n a w ra z z m ija ją c y m cz asem i n a r a s ta ją c y m n ie d o łę stw e m s ta ro ś ć p ro w o k u ją do re fle k s ji n a d w ła s n y m życiem i p o stęp o w a n ie m , n a d so b ą o raz re la c ja m i z in n y m i. P e łn a re fle k sji podróż s ta je się ro d z ajem

(16)

ro zw in ięteg o w czasie ra c h u n k u s u m ie n ia - p rz y p o m n ie n ie m w ła sn y c h w in, a ta k ż e d o k o n a n ie m etycznej sam ooceny i d o jrz e w a n ie m do p rz y ję c ia odpo­ w ied z ia ln o ści z a nie, a w ty m p rz e d e w s z y stk im w in y z a re la cje z b ra te m . W h is to rii podróżującego A lv in a S tr a ig ta , w p rz e c iw ie ń stw ie do p ro fe so ra B orga, w id o czn a s ta je się w ra z z n a r r a c ją zgodność p o stę p o w a n ia b o h a te r a z p o s ta w ą głęboko re lig ijn ą . A lvin zach o w u je się j a k c h rz e ś c ija n in czyniący p o k u tę, m im o iż n ie m a m ow y o tego ro d z a ju d e k la ra c ji.

M a ła p rę d k o ść k o s ia rk i sp o w a ln ia ry tm ży cia A lv in a w d rodze i p rz y ­ w o ły w a n ia w y o b ra żeń -w sp o m n ie ń o p rz eszło ści o raz tem p o film ow ej n a r r a ­ cji, z a s k a k u ją c w idza, przyzw yczajonego do szybszego p rz e p ły w u obrazów . S koro „nic się n ie dzieje”, to tr z e b a sa m e m u sn u ć re fle k sje n a b a z ie o b ra ­ z u i o p o w iad an ej h is to rii, t a k j a k b o h a te r w w o ln y m ry tm ie sn u je sw oją w ła s n ą re flek sję. W te n sposób w idz j e s t s k ła n ia n y do tego, by d o sto sow ał swój odbiór i swoje m y śle n ie do w olno p rz ep ły w ając y ch obrazów , a d zięk i ich w e w n ę trz n e j logice p o d ąż y ł z a lo g ik ą ro z m y śla ń A lvina. O tre ś c i ow ych ro z m y śla ń w idz m oże w n ioskow ać n a z a sa d z ie an alo g ii, p on iew aż sy tu acje , k tó re z d a rz a ją się w podróży, fu n k c jo n u ją n a z a s a d z ie p a r a le li do p rz e sz ło ­ ści b o h a te ra . D la A lv in a s p o tk a n ia z lu d ź m i po d ro dze i z e tk n ię c ie z ich k ło p o ta m i i d o św iad c zen iam i m ogą być sy g n a łe m b u d z ą c y m w sp o m n ie n ia w ła sn y c h p rzeżyć i dośw iadczeń: tych, k tó re b yły w a ż n ą częścią życia, lub tych, k tó re sp ra w ia ły , że było ono tra w ie n ie m e n e rg ii n a m a rn e , o d d a la ­ n ie m się od tego, co n a jis to tn ie js z e , w reszcie ty ch, k tó re d o p ro w ad ziły do k o n flik tu z b ra te m . Z k o lei d la lu d zi, k tó ry c h S tr a ig h t p o zn a je p rz y tra s ie , sp o tk a n ie z d ośw iad czo n y m człow iekiem w podróży s ą tro c h ę j a k z e tk n ię c ie z ju ro d iw y m . W e w spółczesnej A m eryce t a d łu g a, w y trw a ła podróż w w ol­ n y m te m p ie człow ieka n ie m a l niedołężnego m oże być o d b ie ra n a j a k rodzaj sz a le ń stw a , k tó re w z b u d z a je d n o c z e śn ie niepokój i s z a c u n e k , ciekaw ość i re s p e k t, podobnie ja k z e tk n ię c ie z T a je m n ic ą o sta te c z n ą , ze ś m ie rc ią lub życiem k la sz to rn y m . C hociaż za d ziw ia, a n a w e t szo k u je m a ły tr a k to r e k ciąg n ą cy w ielk ą, o b ła d o w a n ą do g ra n ic przyczepę, k ie ro w a n y p rzez czło­ w ie k a n ie m a l niedołężnego, k tó ry z k a ż d y m n oclegiem m a z a so b ą coraz b a rd z ie j n ie w ia ry g o d n ie d łu g ą drogę, w ty m s tro m e zja z d y i podjazdy , n ie ­ zw ykle n ieb ez p iecz n e d la człow ieka i m aszy n y , to jeszc ze b a rd z ie j z a d z iw ia tra fn o ś ć jego sp o strz e ż e ń i celność sfo rm u ło w ań , gdy p rz y ch o d zi do w y m ia ­ n y z d a ń z m ie sz k a ń c a m i m ija n y ch okolic lu b in n y m i po dróżn ym i.

P ie rw s z a osoba, k tó r ą sp o ty k a, w y d aje się być b o h a te r k ą k lasy czn eg o film u drogi, k tó r a z a b łą k a ła się do in n ej h is to rii - h is to rii s ta re g o człow ie­ k a w y k o rz y stu ją ceg o w ie lk ą w ęd ró w k ę n a końcow e życiow e p o d su m o w a n ia i rozliczen ia. J e s t to m ło d a dziew czyna, k tó r a u c ie k ła z dom u, poniew aż b a ła się p rz y z n a ć do p rzy p ad k o w ej, n iech c ian ej ciąży. Z jej zdaw kow ej r e ­ lacji w y n ik a, że złe re la cje w ro d z in ie p o sk u tk o w a ły b ra k ie m z a u fa n ia ta k w ielk im , że k ry z y so w a s y tu a c ja n ie w yw ołuje re a k c ji s z u k a n ia o p a rc ia i po­ m ocy w dom u, lecz ucieczkę, p o d y k to w a n ą p oczuciem n iep ew n o ści i lęk iem . A lvin n ie p o ciesza jej i n ie n a m a w ia do p o w ro tu , ty lk o z c a łą ja s k ra w o ś c ią u k a z u je jej sy tu ację , w ja k ie j j e s t te ra z , a ta k ż e siłę ro dzin y , k tó r a m oże

(17)

p rz e trw a ć n ajcię ższe d o św iad czen ia, je ś li trz y m a się ra z e m . N ie obiecuje, że z o sta n ie p rz y ję ta z o tw a rty m i ra m io n a m i, a n i tego, że gdy w róci, w szy stk o się odm ieni, że b ęd zie jej lekko. M ów i z a to o cieple (w se n sie dosłow nym ) i pew ności, k tó r ą d aje dom , oraz o o p arciu , ja k ie s ta n o w i ro d z in a , n a w e t je ś li n ie fu n k c jo n u je wzorowo; z a pom ocą su g esty w n e j m e ta fo ry p ok azu je, że zw ła szcz a tr u d n e sy tu a c je łatw iej j e s t p rz e trw a ć , gdy lu d zie trz y m a ją się ra z e m . D la niego sp o tk a n ie za g u b io n ej n a s to la tk i w ciąży j e s t p ra w d o p o ­ dobnie p rz y p o m n ie n ie m z a n ie d b a ń w obec w ła sn y c h dzieci, zw ła sz c z a Rose, k tó re j n ie tylko n ie o ch ro n ił p rz e d tra g ic z n y m p o ża rem , w k tó ry m s tra c iła n ajb liższy ch , ale jeszcze n ie o b ro n ił jej p rzez n iefraso b liw o ścią i z łą w olą sędziów , k tó rz y sk rz y w d zili j ą najciężej, o b arcza ją c cu d z y m i w in a m i i s k a ­ zu jąc n a w ie c z n ą tę s k n o tę i niepokój o dzieci p o zo stają ce w obcych rę k a c h . B o h a te r być m oże m y śli o in n y c h dzieciach , k tó re s ą d alek o, pon iew aż m ogą one m yśleć podobnie ja k t a d ziew czy n a z p od obnych powodów.

N a s tę p n ą s p o tk a n ą o sobą j e s t k o b ie ta , k tó r a d o sta je nerw icow ego n a p a ­ du, pon iew aż po ra z k o lejn y w d ro dze do p ra c y p rz e je c h a ła je le n ia n a p u s t ­ kow iu, n a k tó ry m te z w ie rz ę ta p o ja w ia ją się „nie w iadom o s k ą d ”. „A j a k o ­ c h a m je le n ie ” - k ończy sw oją p e łn ą goryczy i złości p ero rę. S c e n a t a m a c h a r a k te r su rre a listy c z n o -h u m o ry s ty c z n y , m im o a u te n ty c z n e g o d ra m a ty ­ z m u w głosie ko b iety . A lvin w y słu c h u je jej spokojnie, ze zro zu m ien iem , ale i d y sta n se m , a gdy k o b ie ta o djeżdża, trz a s k a ją c d rz w iam i, z ca ły m spok o­ je m z a b ie ra p rz e je c h a n e zw ie rzę n a pieczeń. S y tu a c ja t a j e s t sym bo liczny m

o d w o łan iem do głów nego t e m a tu film u - p oczucia w iny, n a w e t gdy m am y do c z y n ie n ia z w in ą n ie z a w in io n ą . T en rod zaj w in y j e s t u d z ia łe m R ose, cór­ k i A lvina, k tó re j o d eb ran o dzieci, chociaż z a w in ił k to ś in n y . D otyczy to ró w ­ nież sam eg o A lv in a z pow odu głębokiej z a d ry w s u m ie n iu w yw ołanej za b ó j­ stw e m to w a rz y sz a b ro n i, k tó ry w ie lo k ro tn ie ra to w a ł w sz y s tk im życie. O n też - podobnie j a k je le n ie - po jaw ił się z n ie n a c k a w m iejscu , w k tó ry m n ik t by się go n ie spodziew ał, i p a d ł od k u li A lvina, t a k j a k je le ń pod k o ła m i sam ochod u.

N ocleg n a c a m p in g u z m ło d y m i k o la rz a m i w p ro w a d z a po ra z p ierw szy w y ra ź n ą re fle k sję n a d m in io n y m cz a se m i s ta ro ś c ią . Z ag a d y w a n y przez m łodego czło w iek a A lvin w y p o w ia d a z a s k a k u ją c y są d o tym , że z m o rą s t a ­ rości j e s t d o b ra pam ięć, k tó r a n ie p o zw ala zap o m n ieć, że się było m łodym . P a m ię ta n ie o zn a cza bow iem św iadom ość ró żn icy i ż a l z a ty m , co u tra c o ­ n e n ie o d w ra c a ln ie , b ez p o w ro tn ie. Z d ru g iej je d n a k s tro n y dożycie sta ro śc i ozn acza, że m a się w szy stk o z a sobą, w szy stk o , czyli ta k ż e to, czego n a le ­ żało b y się w stydzić, o czym ch ciałoby się zap o m n ieć, co było cierp ien iem . Po trz e c ie w reszcie, s ta r y w ędrow iec m ów i o n ajw a ż n ie jsz e j zalecie staro śc i. M o żna by j ą tra d y c y jn ie n az w ać życiow ą m ą d ro śc ią , bo o zn a cza tra fn o ś ć sądó w i decyzji b ę d ą c ą p o ch o d n ą p rz e b y ty c h do św iadczeń. M ąd ro ść t a po­ z w a la b ez b łę d n ie oddzielić rzeczy w a rto ścio w e od b ezw artościow y ch, s p r a ­ w y is to tn e od ty ch n ie w a rty c h u w a g i a n i zach o d u . Tego ro d z a ju ro z e z n a n ie k a z a ło przecież A lvinow i w y ru szy ć w drogę, b y położyć k re s s ta re j k łó tn i, w k tó re j ju ż n ie w iadom o o co poszło.

Cytaty

Powiązane dokumenty