• Nie Znaleziono Wyników

Jacek Kurzępa: W odpowiedzi na recenzje książki „Młodzi, piękne i niedrodzy…”

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jacek Kurzępa: W odpowiedzi na recenzje książki „Młodzi, piękne i niedrodzy…”"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Jacek Kurzępa: W odpowiedzi na recenzje książki Młodzi, piękne i niedrodzy…

W naszym akademickim działaniu (twór-czości) zdarzają się ważne momenty, które stanowią nie tylko o  poczuciu satysfakcji z pełnionej roli społecznej i zawodowej, ale mogą być także stymulacją i/lub blokadą dal-szego rozwoju i pracy. Do tych momentów zaliczyć można także okoliczność konfron-towania się z oceną środowiska o naszej pra-cy/dorobku. Mocno podkreślam, że chodzi mi o ocenę środowiska, nie zaś ocenę szero-kiej publiczności, której kryteria są z reguły odmienne od tego, co cenne jest w perspek-tywie naukowej, akademickiej. Sądzę, że dla wielu z nas moment otwierania pliku z tek-stem recenzji pracy jest stresujący. Ja z pew-nością tak to przeżywam. Mimo tego z dużą wdzięcznością przyjąłem propozycję ‘gry w ciemno’ ze strony Redakcji kwartalnika „Kultura i Edukacja”, która zwróciła się do nieznanych mi autorów z prośbą o zrecenzo-wania mojej ostatniej książki. Wyrażając uznanie Redakcji za tego typu zabieg ‘stawia-nia pod pręgierzem’ oceny środowiska, przyj-muję także formułę zmienności ról – raz jako recenzenta, raz jako recenzowanego. Wydaje mi się, że obie role są trudne, z tym że w sen-sie emocjonalnym ta druga ‘cięższa’ od pierwszej, zaś w sensie ‘wagi słowa’ ta pierw-sza o większym ładunku odpowiedzialności niż druga. Tym razem jestem w roli recenzo-wanego autora, co nie oznacza, że pozwolę sobie na odpowiedź emocjonalną, bez po-czucia odpowiedzialności.

Otrzymałem dwie recenzje, zwracając się do ich Autorów, chciałbym podziękować

za oceny, jakie do mnie skierowaliście, zda-jąc sobie sprawę z faktu, że Wasze słowo ma „moc sprawczą” co do samopoczucia auto-ra, dziękuję za ważenie słów i  ocen, ich obiektywny charakter i odnoszenie się do meritum. Mam poczucie, że w obu przy-padkach potraktowaliście autora z większą życzliwością a priori, niż na to zasługuje. Dlatego też starałem się, czytając po wielo-kroć dostarczone recenzje, stanąć wobec zawartych w nich uwag z należytą staranno-ścią i poczuciem obiektywnego zobowiąza-nia rzetelności odpowiedzi wobec tych, którzy wskazując autorowi mankamenty/ zalety jego pracy, czynią to w trosce o lepszy poziom naukowych narracji, dyskusji i pra-cy naszego środowiska (w tym także piszą-cego te słowa).

Z treści obu recenzji wynika, że wątpli-wości budzą następujące kwestie:

– Ogrom materiału badawczego oraz zapowiedź poruszanych kwestii nie jest równomiernie wykorzystana w późniejszym tekście, niektóre pro-blemy i zapowiedzi nie zostały satys-fakcjonująco wyjaśnione i opisane. – Brak jasności co do losów

„wetera-nów” badań i  niejasne ich opisanie w kontraście z młodą generacją bada-nych („inicjujących w seks biznesie”); – Wątpliwości co do jakościowego

cha-rakteru badań (cyt. „analizy jakościo-wej doszukać się nie sposób”). – Niespójny charakter rozdziałów V

i VI, w których występują powtórze-nia i  sprawiają wrażenie chaotycz-nych.

(2)

– Język narracji zbyt beletrystyczny i kwiecisty.

– Misyjność postawy autora, co wyła-muje się z konwencji obiektywnego narratora.

Recenzje zawierają także akapity wska-zujące na zalety omawianej pracy. Dzięku-jąc za nie, odniosę się do nich w następują-cym porządku w drugiej części mojej od-powiedzi:

– omawiana książka jako kontynuacja drogi badawczej autora;

– omawiana książka jest „mocna”, przez zabieg nagromadzenia dużej ilości faktów badawczych;

– autor wpisuje się w  nurt socjologii radykalnej;

– zaletą jest część metodologiczna oraz wprowadzane pojęcia.

W odniesieniu do wątpliwości

W  jednej z  recenzji pojawia się kwestia ogromu materiału empirycznego, z jakiego chce skorzystać autor, który tworzy jedno-cześnie pewną piramidę problemów do wy-jaśnienia, zinterpretowania, zaprezentowa-nia. Pojawia się problem: „czy zaplanowane z takim rozmachem wielowarstwowe bada-nia można ze sobą logicznie powiązać, nie gubiąc przy tym pewnych wątków”. Przed-stawiona kwestia stała się moim praktycz-nym problemem. Zaplanowanie badań i ich logiczne powiązanie ze sobą dojrzałemu badaczowi nie powinno nastręczać trudno-ści. Sądzę, że ich szczegółowe omówienia i prezentacja zarówno w formie tabelarycz-nej, jak i przez opis (np. Rozdział IV, s. 81– –83) nie pozostawiają wątpliwości, że autor

wiedział co, w jaki sposób chce zbadać. Nie mogę tak samo jednoznacznej odpowiedzi udzielić w odniesieniu do sugestii, że zapo-wiedział dużo, a później słowa nie dotrzy-mał, czyli nie wszystkie cele badań zostały wyczerpująco omówione i zaprezentowane. Szczególnie w przypadku, który wskazuje Recenzent/ka „zmiany w obrazie zjawiska w oparciu o porównanie populacji »wetera-nów« i nowicjuszy świadczących usługi sek-sualne zostało zmarginalizowane i rozmyło się w  natłoku informacji”. Po części zga-dzam się z uwagą, choć ufam, że uważna analiza treści pozwala wyłowić z natłoku watków ich wspólne powiązania. Mimo te-go zdaję sobie sprawę, że wielość kwestii spowodowała (niechcący) konieczność przyczynkowego potraktowania niektórych z nich, co okazało się, ze szkodą dla książki, z drugiej strony autor nie potrafi ł zdystan-sować się do przywoływanych historii, co spowodowało, iż kwestie, które jemu wyda-wały się oczywiste, dla Czytelnika takie nie są! Biografi e bohaterów badań wplecione w narracje nie zostały wystarczająco jedno-znacznie zaklasyfi kowane do grupy „wete-ran”/„nowicjusz”. Wynika z tego wniosek o konieczności uzupełnienia przekazanego materiału (być może w osobnym artykule), w  którym obie grupy zostaną wyraźnie skontrastowane. Wracając natomiast do kwestii wielości wątków, przypuszczam, że nie to stanowi główny problem. Kłopot mój polegał na tym, że nie wiedziałem, czy chcę je wszystkie „wtłoczyć” w jednej książce, czy nie. Jak podaję we wstępie, wkrótce powin-ny pojawić się kolejne tytuły dotyczące tej tematyki. Ale szczerze przyznam, że

(3)

infor-mację tę dodałem już po zakończeniu oma-wianego tytułu, gdy wiedziałem, że pewne kwestie „puściłem” i już nie mam sił do tego wracać1.

Jednym z najpoważniejszych zarzutów, jaki postawiono w recenzji, jest stwierdze-nie, że: „O ile opracowanie badań ilościo-wych (sondażoilościo-wych) mieści się w schema-tach przyjętych dla tego typu badań, to analizy jakościowej doszukać się nie spo-sób”. No cóż, hm, moim zdaniem wspiera-łem się bogatą literaturą przedmiotu, np. Flick (2010, 21–34; lub 169–174), Denzin, Lincoln (2009, 15–48) lub Konecki (2000), dlatego też mam wrażenie, że charakter ba-dań jakościowych został zachowany. Autor wręcz rościł sobie pretensje przed przeczy-taniem recenzji, że aspekt ten został przez niego rzetelnie i  niebywale szczegółowo opisany w czwartym rozdziale (np. tabele 4, 10, 12). Być może taka ocena ze strony re-cenzenta wynika z faktu ostrożności, z jaką autor książki dokonywał reinterpretacji tre-ści wywiadów realizowanych w różnej for-mie podcza badań, bądź też ze zbyt dużej wstrzemięźliwości w przedstawianiu swoich komentarzy do prezentowanych przypad-ków badawczych. Zabieg ten ze strony auto-ra wydawał się słuszny, gdyż to same fakty miały przemawiać, a nie autor w ich imie-niu. W efekcie zatem Czytelnik został w du-żym stopniu osamotniony wobec dylematu

1 Jak zawsze w takich razach zastanawiam się, na ile być szczerym wobec Czytelnika, a na ile zachować zawodową wstrzemięźliwość. Ale może zawarte tu wyjaśnienia będą przydatne dla innych autorów, dlatego też staram się w pełni wyjaśniać arkana pracy nad recenzowa-ną książką.

oswojenia się z treścią, która z natury rzeczy, jako osadzona w  problematyce dewiacji i patologii, łatwa nie jest. Mimo to uznaję, że w rozdziałach V i VI staram się dokonać pełnej interpretacji zebranego materiału ba-dawczego, choć przez przywołany wcześniej element wielości wątków może sprawiać wrażenie chaosu i powtarzania się. Być mo-że lepszym rozwiązaniem byłoby po każ-dym rozdziale dokonywanie jego podsumo-wania, wyprowadzenia najważniejszych wniosków. Zabieg ten prawdopodobnie uporządkowałby narrację, ułatwiając Czy-telnikowi zorientowanie się, na jakim etapie poznania problemu się znajduje.

Omawiany problem jako ten, który ma największy ładunek merytorycznych wątpli-wości, motywuje autora do zachęty skiero-wanej do recenzenta do ponownego prze-analizowania chociażby „scenariusza roz-mowy z osobą prostytuującą się” (s. 115/117) lub też wczytanie się w komentarze umiesz-czone po opisach przypadków (np. s. 215– –217; 249–251). Opisane przypadki są cha-rakterystyczne dla uszczegółowionych ty-pów osób działających w seksbiznesie, nie są jednostkowymi historiami, ale mają znacze-nie typologiczne. Całe końcowe rozdziały książki stanowią także materiał podsumo-wujący, wykorzystują triangulację metod, opierając się na wieloletniej badawczej obec-ności w badanym środowisku, autor stawia śmiałe tezy, które mają charakter jakościo-wego wglądu w problematykę.

Kolejnym wyraźnie zaznaczonym „kło-potem” autora jest język jego narracji. Uży-wa zwrotów o nadmiernej egzaltacji, niekie-dy beletrystycznych i z pewnością styl jest

(4)

nadmiernie kwiecisty – wskazują recenzen-ci. Zdaję sobie z tego sprawę, mógłbym te uwagi skwitować zwrotem: „ten typ już tak ma”, ale nie odzwiercierdla to całości pro-blemu. Uważam, że z jednej strony mamy styl autorski (czego jestem świadomy), styl narracji skierowany ku określonemu od-biorcy (co z reguły biorę pod uwagę) oraz styl będący efektem kompromisu zawartego pomiędzy autorem a osobą odpowiedzialną za korektę językową/wydawniczą. Jest to dobre miejsce, by wyrazić szczere podzięko-wania korektorce mojej książki Pani Annie Grochowskiej-Piróg za trud pracy nad tą publikacją i z TTTTAAAAkim autorem. To, że książka jest jeszcze „względnie do prze-czytania”, to jej zasługa. Ja, mimo świado-mości własnego przechylenia w kierunku potoczności języka, nieodmiennie mam z tym kłopot. Po wtóre, jak każdy autor, pró-buję strzec tego, co (subiektywnie niestety oceniam) wydaje mi się wystarczająco do-bre. Zatem za wszelkie przykrości, jakie Pa-ni Redaktor z mojej strony doznała – prze-praszam. Państwo jako recenzenci książki wskazujecie, że miała rację, ja zaś przy ewentualnych kolejnych pracach powinie-nem to uwzględnić. Niemniej znów posta-ram się bronić tego stylu, gdyż we współcze-snym rynku idei i informacji musimy cza-sami (ja może nazbyt często) używać na-brzmiałych od dwuznaczności zwrotów i/ lub kryptogramów łatwo wpadających w ucho i prostych do skojarzenia (np. SEN – strefa etycznej nieobecności; STP – strefa nadmiaru podniet; bądź ERV – efekt roz-wierającej się vaginy).Nie jest to tylko ma-niera autora, ale także jego świadoma

stra-tegia i wybór. Taka narracja się po prostu przebija przez medialny zgiełk. Skupia hi-meryczną uwagę mediów, a  tym samym dociera do wielu. Książka dostaje się w  obieg medialnych zwielokrotnień, tym samym upodmiatawia w dyskursie publicz-nym omawiany problem. Oczywiście poja-wiają się tu liczne zagrożenia, o  których zakładam, że wiemy: od uproszczeń i po-wtarzania błędnie zacytowanych informacji (jakobym w książce twierdził, że co 5 stu-dent/studentka się prostyttuują), po ekspo-zycję zjawiska niszowego (marginalnego) w takim natężeniu, iż wydaje się że dominu-je w  zachowaniach młodzieży. Problem kontaktów z mediami, o tyle, o ile jest to możliwe, staram się kontrolować, choć na sytuacje, w których w studio rozmówcy wy-powiadają się na temat moich badań i książ-ki – nie czytając jej wcale – wpływu nie mam. Jedynym pocieszeniem jest to, że spo-tyka to nie tylko mnie, ale wielu z nas. Trze-ba z tym się jakoś uładzić i starać się wery-fi kować, prostować, odkłamywać (vide wy-wiad „Studenci w seksbiznesie” w „Gazecie Wyborczej” z dnia 24.02.2012, s. 15). Takie nastawienie badacza, który mniej lub bar-dziej umiejętnie podejmuje dialog z media-mi, w innym świetle ustawia jego „poczucie misji” i zarzut o nadmierną misyjność prze-kazu. Najczęściej w socjologii pure, a przede wszystkim z kategoryzowaniu roli badacza ograniczamy jego działania do odkrywania, zbadania i opisania mechanizmów zacho-wań ludzkich i powierzenia tej wiedzy in-nym. Ze względu na niszowość i hermetycz-ność podejmowanych przeze mnie badań i zagadnień istnieje daleko idące

(5)

prawdopo-dobieństwo ich wyjątkowości (bez bufona-dy autora) co do specyfi cznej koicydencji osoby (osobowości badwcza); – czasu (z szeroką gamą kontekstów wpisujących się w strefę nadmiaru podniet); bohaterów ba-dań (dostępności do nich).

Nie dziwi wobec tego, że mając świado-mość tego, że nikt inny poza mną nie będzie miał „takiego dojścia” i wobec tego nie do-sięgnie takich obszarów wiedzy, które po-zwolą dotrzeć do najbardziej dyskrecjonal-nych obszarów badań, mam poczucie, że z tą wiedzą MUSZĘ zrobić coś praktyczne-go. Być może jestem w tym względzie uzur-patorem, niepotrzebnie łamię standardy naukowego dystansu wobec badanej rze-czywistości. A może po prostu im więcej wiem, tym za więcej odpowiadam? Zwa-żywszy na moje doświadczenie na polu ba-dawczym, równologle do niego wzrasta moja świadomość strukturalnych i syste-mowych niedoskonałości w pracy pomoco-wej w problemowym obszarze. Dlatego też zaistniała potrzeba budowania systemowe-go wsparcia (autorski program profi laktyki wczesnej wobec zachowań ryzykownych dzieci i  młodzieży, pod nazwą FALO-CHRON, który w latach 2006–2009 tworzy-łem na Dolnym Śląsku, od 2010 do 2013 roku dokonuje się jego implantacja na Ślą-sku – pod nazwą „Falochron dla Śląska”), jak i skonkretyzowanych działań na rzecz osób upadłych i pracujących z nimi (od ro-ku 2000 Misja Dworcowa we Wrocławiu i  na Dolnym Śląsku; od roku 2002 sieć mieszkań chronionych dla osób wychodzą-cych z  seksbiznesu, pod wspólną nazwą „MATECZNIK”; od roku 2004 po dziś

pro-jekty międzynarodowe dotyczące badań i wdrożenia rozwiązań organizacyjno-po-mocowych wobec osób wywodzących się z seksbiznesu, partnerstwo z Francją, Portu-galią, Litwą, Ukrainą, Czechami). Przypusz-czam, że dzisiaj mniej we mnie „mesjańskiej gorliwości” niż podejścia pragmatycznego – jeśli nie ja, to kto? Jeśli nie z taką wiedzą jak moja, to z jakim poziomem świadomo-ści problemu? Skoro tak wielu ludzi chce skorzystać z tego, co wiem i umiem, to dzie-lę się tym.

Z uwagi na to, że poruszam się jako ba-dacz i narrator rzeczywistości po obszarze wielkiego zrelatywizowania norm i zasad, (być może ze szkodą dla mojej pozycji w świecie nauki) uznałem, że muszę być ka-tegoryczny (radykalny) w prezentowaniu swojego podejścia do problemu. Z jednej strony pozwala to natychmiast (Czytelni-kom) usytuować się wobec mojej deklaracji (przyjąć ją/odrzucić) i  tym samym w  jej kontekście odbierać niektóre komunikaty czy postulaty, jakie stawiam. Z drugiej stro-ny zaś stanowi specyficzną samoobronę (kolczugę) przed rozmiękczeniem znaczeń i relatywnością poglądów. W sferze, w jakiej przyszło mi działać, kategoria normy i bez-prawia musi być jednoznaczna, inaczej nor-my nie działają i tracą swoją moc organizo-wania świata. Postawa radykalizmu badaw-czego i funkcjonalnego polaryzuje stanowi-ska, nie pozwala pozostawać obojętnym, zmusza do reakcji, co w sytuacji ukazywania przedwczesnego wchodzenia na ścieżkę człowieczej degrengolady jest stanem bez-cennym, często pozwalającym ochronić jed-nostkę. Dlatego warto być takim, bez

(6)

wzglę-du na kontrowersje, jakie taka postawa wy-wołuje u  komentatorów. Często w  takich sytuacjach chwytam się myśli: no dobrze, skoro to, co robię, i to, jak to robię, ma tak wielu krytycznych sędziów, to może niech spróbuą zrobić to, co ja, dotrzeć do rewirów badawczych podobnych do moich, uzyskać taki poziom zaufania respondentów, że doj-dą do szczególnie intymnych sfer ich bio-grafi i.

W odniesieniu do atutów recenzowanej pracy

Recenzje zawierają (jak dobry obyczaj każe) zarówno uwagi krytyczne, jak i wskazują na zalety omawianej pracy. Będąc onieśmielony tak wieloma ciepłymi opiniami w  jednej z recenzji, chciałbym wskazać na inny stan ducha, jaki towarzyszył mi przy jej czytaniu. Otóż odczuwałem wielką satysfakcję, z tego powodu, że wielomiesięczna praca nad książką zaowocowało tym, że Czytelnik do-strzegł, docenił te elementy, które dla same-go autora mają niebywałe znaczenie. Znaczy to tyle, że cenne jest, iż Recenzent/ka anali-zuje moją najnowszą książkę w perspekty-wie całego mojego dorobku. Co prawda obaj Recenzenci tak czynią, ale dochodzą do cał-kiem odmiennych sądów. Jeden uważa, że nic nowego nie powiedziałem, drugi zaś, że jest dużo nowego.

Sądzę (wybaczcie Sz.P. Recenzenci), że odmienność ta wynika z pierwotnego po-dejścia do lektury. A mianowicie założyw-szy, że w Świnkach autor dość śmiało prze-kroczył granice tego, co do tej pory było ukazywane w literaturze naukowej na te-mat prostytucji nieletnich, to teraz wystąpił

efekt „ssania” – oczekiwania na mocniejsze uderzenie. Moim zdaniem Młodość

w obję-ciach seksbiznesu jest mocniejsza od Świ-nek, starczy przejrzeć treść, zakres

porusza-nych szczegółowych zagadnień i ilość ma-teriału empirycznego. Ale „mój Czytelnik” już się ze mną trochę oswoił, mniej więcej wie, w jakich rewirach się obracam, dlatego też oczekiwanie na wyższy poziom „adre-naliny”?

W tej sytuacji Czytelnik nie dostrzega, że to on sam wobec treści książki „nakręca” się i stymuluje. Poza tym występuje tu efekt oswojenia z tematem, czyli dość typowa sy-tuacja, w  której jakiś poziom wiedzy już zdobyliśmy, świadomość się wyostrza, choć transpoluje to także na odbierane przez nas bodźce. Skoro już wcześniej zostały wyci-szone wystarczającym impulsem, to teraz, żeby zareagowały, musi być większy bo-dziec. Autor/ka recenzji nie uwzględnia oprócz perspektywy zewnętrznej (rozwoju samego autora) perspektywy wewnętrznej, czyli procesu własnego rozwoju i zmiany świadomości Czytelnika! Z  pewnością

Świnki bulwersowały, bo odkrywały świat

ukryty. Młodość w objęciach seksbiznesu do-ciera do Czytelników, którzy już wiedzą, że taki świat istnieje. Dltego też postrzeganie autora i tego, co robi, powinno uwzględniać te dwa wektory na zewnątrz i do wewnątrz siebie – Czytelniczej wiedzy (świadomości).

Z tego też powodu z dużą radością od-notowuję fakt, że zawarte w części teore-tycznej książki przywołania z literatury dla omówienia procesu socjalizacji znalazły uznanie. Tym bardziej że jest to świadoma (autorska) ścieżka poszerzania defi

(7)

nicyjne-go pojęcia socjalizacja fragmentaryczna (Zagrożona niewinność, 2009, 224). elemen-ty te wraz ze SNE-m stanowią wypełnienie treścią sterfy nadmiaru podniet, co jest głównym rusztowaniem dla całej narracji w książce. Poza tym mam nadzieję, że wpro-wadzone przeze mnie pojęcia nie stanowią li tylko zręcznej gry słów. Kryja się za nimi dobrze opisane mechanizmy działań i/lub postawy człowieka. Na przykład „paradoks złej nobilitacji”, którego szczególnym przy-padkiem obecnie jest historia Madzi i Bart-ka. Podobnie używając czasami barwnych zwrotów (np. metronom konsekwencji bra-ku ojca, efekt rozwierającej się vaginy), po-sługuję się nimi w celu przyciągnięcia uwa-gi czytających (niektórzy twierdzą, że jest to maniera tabloidyzacji opisu), ale mają one tę zaletę, że pozwalają szybko powiązać treść z formą.

Bywa, że w  przytoczonych historiach odkrywam samego siebie. Historia z pola wood stockowego jest tego klasycznym przykładem. Podzielam (dziś) wątpliwości, czy zasadne było jej umieszczenie w książ-ce. Na dobrą sprawę nie spełnia żadnej szczególnej roli, oprócz ekspozycji mnie samego i tego, co czasami robię. Zabrakło mi tutaj pokory, zbyt śmiało obnażyłem ar-kana innych ról i zadań, jakie podejmuję. Po prostu lubię tę historię, bo skończyła się szczęśliwie.

Reasumując, ponownie wyrażam wdzięcz ność Recenzentom za to, że prze-bili się przez lekturę książki. Jednocześnie jako jej owoc przywołam zdarzenia, histo-rie, które pojawiły się już po jej ukazaniu się. Przytaczam je z dwóch powodów: a)

wskazania źródeł wiedzy o  coraz to no-wych obszarach problemono-wych; b) dyle-matu autora: czy ja muszę/chcę/powinie-nem badać to i opisywać?

Historia pierwsza: Kodowane formy prosty-tucji

Dzień dobry, Szanowny Panie Profe-sorze. W temacie „uniwersytutek” nasunę-ła mi się ciekawa myśl. Otóż jest jeszcze jedna forma prostytuowania, którą dość trudno zidentyfi kować, bo sięga ona wy-żej, „w kadrę uniwersytecką”. Zauważyłam wśród koleżanek doktorantek i świeżych „doktorek” znaczący wzrost szybkich, nie-formalnych „związków” z  mężczyznami z  zachodnich korporacji posiadających mieszkanie i pakiety kontraktów wyjazdo-wych (czasem są to oczywiście Polacy). „Związek” polega na darmowym korzy-staniu z dóbr takiego „partnera” i całkowi-tej zależności od niego, przy czym wiado-mym jest, że „związek” nie zostanie nigdy sformalizowany, bo jest czasowy: do mo-mentu zyskania lepszej pozycji (możliwo-ści zarabiania) przez kobietę lub decyzji partnera od zakończeniu „związku”. Z sy-tuacją taką wiąże się mnóstwo patologii mikro- i makrospołecznych szerszego za-sięgu, przede wszystkim zmiany w stosun-ku tych kobiet do innych kobiet, które są w dobrej/względnie dobrej sytuacji fi nan-sowej. Znam to zjawisko z autopsji, gdyż jedna z moich koleżanek, już obecnie dok-tor, mocno odreagowywała na mnie przez pewien czas taki swój status zależnościo-wy, także wobec jej swoistego resentymen-tu względem na przykład mojej dobrej pozycji fi nansowej (zarabiam dodatkowo pisząc). Ona wybrała rolę „czasowej part-nerki” albo może po prostu „popadła w ta-ką rolę” i  nie radziła sobie z  emocjami względem niezależnych, zdrowych relacji

(8)

i  niezależnych kobiet. Sądzę, że opisana przeze mnie sytuacja jest formułą kodowa-nej prostytucji dotykającej doktorantki i młode pracowniczki naukowe. Dla mnie jest to bolesne doświadczenie, gdyż jako fi nalizująca prace doktorantka widzę cał-kowity rozkład osobowości koleżanek, któ-re wchodzą w tego typu układy. W ślad za tą degradacją idzie oczywiście erozja całe-go systemu wartości, w  tym sposobów osiągania przez nie awansów i sukcesów naukowych. Trudnym doświadczeniem jest też bycie względnie „zasobną” dokto-rantką, która staje się obiektem podświado-mej agresji takich kobiet. Myślę, że byłoby interesująco, gdyby zacząć eksplorować ten sektor zjawiska. Pozdrawiam serdecznie.

Historia druga: świetlica socjoterapeu-tyczna w jednym z miast wojewódzkich, do dzieci z różnych środowisk zaniedbanych przybywają osoby dorosłe, obce im całko-wicie i zabierają na kilkugodzinne wypra-wy „w luksus”, opiekunki do niedawna były z tego zadowolone, gdyż bohaterowie tych działań to notable lokalnej elity w pełnej gamie środowisk społecznych (munduro-wi, w  tym w  koloratkach i  nie; związani z instytucjami władzy państwowej i samo-rządowej; biznesmeni, dziennikarze, spor-towcy itd.). Z czasem okazuje się, że dzieci są zabierane nie tylko w celach wspomaga-nia ich rozwoju, ale wykorzystywawspomaga-nia ich naiwności i  poddawane molestowaniu; Wychowawcy-opiekunowie świetlicy zgła-szają sprawę władzom, władza sprawę „za-miata pod dywan”, opiekunki tracą pracę; proceder trwa nadal.

Historia trzecia: spotkanie z  młodzieżą w jednej ze wspólnot wiary. Prowadzę spo-tkanie z młodymi, mówię o zagrożeniach

okresu adolescencji. Po spotkaniu o rozmo-wę prosi jedna z uczestniczek, bywa na tych spotkaniach już 6 raz z rzędu, stara się pra-cować nad sobą, ale ciężko jej idzie. Jej pro-blemem jest to, że jest chętna do oddawania się cieleśnie osobom duchownym, to ona ich uwodzi, kusi, tryska seksapilem na tyle sku-tecznie, że wielu z nich zaciągnęła do łóżka. Wie, że źle robi, ale nie potrafi się oprzeć pokusie. A poza tym teraz już jest tak, że sta-nowi swoiste pogotowie seksualne dla nich.

Wobec tych historii autor może przyjąć kilka strategii działania, mając taki ogrom materiału badawczego, w obawie przed:

a) byciem ocenionym jako „powtarza-jący się autor”, może go porzucić; b) byciem ocenionym jako

zatwardzia-ły perwers, może go porzucić; a może właśnie z tych powodów powinien wątek kontynuować?

Jacek Kurzępa Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej we Wrocławiu

Karolina Grabowska-Garczyńska (rec.): Karin Hausen, Porządek płci. Studia histo-ryczne, Wydawnictwo Neriton, Warszawa 2010, ss. 229.

Recenzowana książka Porządek płci. Studia

historyczne autorstwa Karin Hausen jest nie

systematyczną prezentacją nowej dziedziny wiedzy (historii płci, kobiet), lecz zbiorem siedmiu esejów, opatrzonych wstępem przez Justynę Górną – odpowiedzialną za przekład i redakcję naukową. Przed zapo-znaniem się z treścią tomu warto pokrótce przybliżyć postać autorki tej ciekawej

Cytaty

Powiązane dokumenty

Local organizations, which aimed at fighting racism, were a big part of this process, especially: South African Sports Association created in 1958, create in 1962

cych odpowiedzialność za zawartość stron internetowych (dostawcy treści: Internet Content Providers, dostawcy usług internetowych: Internet Service Providers i użytkownicy

In the research there were one hundred and thirty-six families of mentally handicapped children involved, one hundred and thirty-six students and one hundred

In the first part written by Wiesław Romanowicz, Ph.D., the history of the ortodox church in the Lubelskie Prov- ince has been presented in reference to the

from Pope John Paul II University in Biała Podlaska who gave a lecture titled Private lessons as a contemporary form exclusion stressing the growing phenomenon of

Wydaje się, że ustawo- dawstwo zmierzające do polepszenia bytu dzieci w epoce wiktoriańskiej było nie tylko reakcją na trudne warunki życia w dziewiętnastowiecznej Anglii, lecz

Udowodniliśmy już, że równanie Schrödingera zachowuje normę funkcji falowej i to niezależnie od tego czy hamiltonian jest, czy też nie jest funkcją czasu.. Mimo to, zrobimy

Otrzymane (co ważniejsze ścisłe) rozwiązania stacjonarnego równania Schrödingera dla oscyla- tora harmonicznego są więc często