R O C Z N IK I N A U K SPO Ł E C Z N Y C H T om III — 1975
ADAM RODZIŃSKI
OSOBA W OBEC OSOBY
N ieja sn e dojrzenie tego, co w zn io słe i głęb ok ie, jest w a żn iejsze od jasnej i dokładnej w ied zy o tym, co znikom e.
Filozofia chrześcijań sk a to nie ty lk o po p ro stu filozofia u p raw ia n a przez ch rześcijan tro szczący ch się o to, a b y ich filozoficzne d o ciek an ia nie k o lid o w ały z w iarą. Specyficzność jej po leg a ró w n ież h a p o d e jm o w an iu p y tań i pro blem ó w p o d su w an y ch p rzez teo log ię, co w o sta te c z nym rez u lta c ie p rzy n osi korzyść nie ty lk o teologom , ale i filozofom , zdobyw ającym dzięki tem u b ard ziej w y o strz o n e n arz ę d z ia poznaw cze.
Je śli zgodzim y się z tym , co pisze Rom ano G uardini, że c h rz e śc ija ń skimi są „p rzede w szystkim ta p o staw a człow ieka i te n p o rz ą d e k w św iecie, k tó re jednoznacznie p o d p o rząd k o w u ją k a te g o rię „rzecz" i „ży cie" k ateg o rii „osoba" i ją w łaśn ie u sta n a w ia ją k ry te riu m ro z strz y g a jącym " \ to odnieść b y to n ależało ró w n ież do filozofii go d n ej o k re ś lenia „ch rześcijań sk a". W niej to bow iem p rze d e w szystkim d o w a r tościow ać w y p ad a p ro b lem aty k ę, ja k a w iąże się ze sw oisto ścią osób jako źródeł i k resó w odn iesień in te rp erso n aln y c h , sta n o w ią c y ch tk a n kę teg o dziw nego św iata, k tó re g o g ran ic e o p ły w a ją z lek cew ażeniem lub trw ożnym resp e k tem n u rty m y ślo w e u rze c z aw ia ją ce człow ieka i jego sp raw y i u praszczające w te n sposób jeg o su b te ln ą i skom p liko w aną stru k tu rę n iezależnie od tego, ja k się te rzeczy w danym w y p a d k u rozum ie: staty czn ie czy dynam icznie.
P ro blem aty kę sto su n k u oso b y do oso b y po d su w a filozofii ch rz e śc i jańskiej w p ierw szym rzędzie z a w a rta w E w angelii try n ita rn a w izja Boga. W p rog ram up o rząd k o w an ia sto su n k ó w m ięd zy lud zkich k o n cepcja jak iego ś jedn o osobo w eg o A b so lu tu n ie m og łaby n ie w nosić
akcentów" so lip sy sty czn o -ego ty czny ch i eg o cen try czn y ch . „A bsolut
1 Koniec c z a s ó w n o w o ż y tn y c h . Ś w ia t i osoba. W oln o ść, łaska, los. Kraków 1969 s. 214 (część „Świat i osoba", o którą tu chodzi, tłum aczyła M. Turowicz).
jed n o o so b o w ej a u to afirm acji" sk ła n ia łb y przecież u m y sły ludzkie do izolow an ia się i zam y k an ia w dum nej sam otności, do uw ażania stanu w e w n ętrzn e g o od osob n ienia za id eał z sam ej sw ej isto ty zbliżający i u p o d a b n ia ją c y człow ieka do Boga.
P ra w d a o T ró jc y Ś w iętej u w y p u k la k o m u n ijn y c h a ra k te r nie tylko osób Boskich, ale jak ic h k o lw ie k osób ro z p a try w a n y c h w ich sw o isto ś ci ściśle osobow ej, z re lac jo n o w a n e j do tego, co w in n ych podm iotach osobow y ch je s t z ko lei dla ty ch że pod m io tów sw oiste i n ajb ard ziej w łasn e. W osob ach B oskich w y ra ż a ją to sam e ich im iona; O jciec zwie się O jcem z ra c ji Syna, k tó ry znów n ie b y łb y Synem , g d y b y nie m iał O jca. W olno, a n a w e t n a le ż y się dom yślać, że osoba D ucha Św iętego re p re z e n tu je z kolei to, co w sto su n k u , ja k i zachodzi m iędzy O jcem a Synem (tj. w m iłości O jca do S y n a i Syna k u O jcu), jest w spólne i osobow o jed n o czące, a w ięc ró żn e zaró w n o od sam ego rodzen ia jako ro d zenia, jak i b y c ia rodzonym .
K ażda o soba p o sia d a ja k o w łasne, a zarazem w spólne pozostałym oso bom Boskim, zaró w n o jed n o je d y n e istnienie, przez k tó re Bóg jest Kimś jed n y m su b sta n c ja ln ie , ja k i w szelk ie d oskonałości d a ją c e się orzekać 0 istocie Boga (niezłożonej i u to żsam iającej się z istnieniem jednym 1 jedyn y m ). T rzy o d ręb n e oso b y p o rzą d k u je tu w e w zajem nym sto su n k u do siebie sposób, w ja k i są one Kimś jed n y m i tym sam ym : jest tu w ięc K toś Pierw szy, K toś D rugi i K toś Trzeci z rzędu, p rzy czym k o lejn o ść ta nie im p lik uje żadn ej g rad a c ji czy podpo rządkow an ia. N ie chodzi też w ty m w y p a d k u o jak ie ś ty lk o trz y ró żne p rz e ja w y m odal- n e su b sta n c ji je d n e j n u m ery czn ie, bo realn o ść ró żn icy zachodzącej p o m iędzy osobam i w y k ra c za poza p o rzą d e k w łaściw y istn ieniu jak o ist n ieniu. K ażda z osób B oskich je s t ty m istnieniem , nie różni się od n ie go rea ln ie , ale różn ica ta m a sw o je „fundam entum in re". Porządek, w k tó ry m osoba je s t tą o to o sobą i ta k ą a n ie inną, nie je st p rzy tym ani m niej p ierw o tn y , ani p o d rzę d n y czy d e ry w a ty w n y w obec p orząd k u s u b sta n c ja ln e g o istn ien ia i isto ty . R elacjon alność osobow a c h a ra k te ry z u je Boga ró w n ie p ry n c y p ia ln ie ja k n iere la c jo n a ln o ść sub stan cjaln a, bo nie chodzi tu p rzecież o jak ie ś re la c je in te rsu b sta n cja ln e , ale o rela cje zw iązan e z p o rządk iem osobow ego p o siadan ia tej sam ej (num erycznie) su b stan cji. Z arów n o w ięc podm iotow ość su b sta n c ja ln a, ja k i osobow a to podm iotow ości n iep o d zieln e i w sw oich porząd k ach ostateczne, co od raz u p o ciąg a za sobą w całej m etafizyce konieczność poznaw czego d o w a rto śc io w a n ia w łaśn ie p ro b le m aty k i re a ln y c h relacji, łącznie z tym i ogniskam i, w jak ic h się on e sk u p ia ją i z jak ic h się w yw odzą.
W tym m iejscu p o d k reślić w a rto raz jeszcze, że osoba w Bogu u ja w n ia się ja k o tak i n iep o d z ieln y ab so lu tn ie podm iot, k tó re g o sw oi stość o k re śla n a je s t nie ty lk o przez je g o podm iotow ość w łasną: każda
z osób T ró jc y Ś w iętej w y p o w iad a sw o je w łasn e im ię w ścisłej łączn o ś ci z pozostałym i osobam i i działa w spó ln ie z nim i ja k o je d e n s u b s ta n cjaln y byt. Żadna z nich — m im o sam oistn o ści cz erp a n ej ze w sp óln ego w szystkim trzem osobom istn ien ia i m im o sw o jej od ręb n o ści ściśle o so bow ej — nie jest w tym sen sie sam oistna, a b y m ogła istn ieć ja k o sam a jed n a (jedna i jedyn a). W łaśn ie ów ściśle zw iązan y z sobą, niem n iej rad y k aln ie ró żn y sposób b y cia istotą je d n ą i tą sam ą, tj. p o siad an ia num erycznie tej sam ej n a tu ry , stan o w i p o d sta w ę a k ty w n o ści in te r p erso n aln ej zachodzącej w Bogu jed y n y m ja k o T ró jc y osób. M ożna rzec, że są to podm ioty jed n o stk o w e co p raw d a i zach o w u ją c e sw o ją w łasną o d ręb ną tożsam ość, ale w sposób ab so lu tn ie n iep rz y p ad k o w y zaangażow ane w zajem nie w obec siebie i a firm u jące się naw zajem . „Istnieć po p ro stu " {tout c o m t) a być p odm iotow o zw róco ny m k u k o muś (jako ktoś o d p o w iad ający m u i w zajem u zn an y za ek sce len ty w n ie odpow iadającego), to rea ln ie jest to samo, ale nie znaczy to sam o. Mimo w ięc to, że w szystkie osoby jak o k to ś jed e n je d y n y są jedną, w spólną, ab so lutn ie niezłożoną su b sta n c ją d u ch o w ą sto so w n ą <dla n ich z rac ji jej przym iotów , sam o by cie osobą tą oto i ta k ą a nie inną p oleg a w nich na czym innym . To „coś innego" objaśnić m ożem y z d o g o d n ie j szej stron y , w p ro w ad zając w d y sk u rs p o jęcie w arto ści.
N azw ę „w arto ść" n a d a je m y n ajo g ó ln ie j tem u w szy stkiem u , z u w a gi na co czujem y się u p raw n ieni do w y ro k o w a n ia o czym ś, że odp o w iada kom uś w p ew ien sposób isto tn y lub in stru m e n ta ln y . To coś r e prez e n tu ją c e ja k ą ś o k reślo n ą w arto ść, dzięki k tó re j w łaśn ie o k reśla n e byw a jak o „cen ne" czy w ręcz „ b ezcen n e”, rep re z en to w a ć m oże ró w nocześnie w iele in n y ch w arto ści, nie u tożsam ia się w ięc z sam ą w a r tością ja k o tak ą. Co w ięcej, jak iś b y t rep re z en to w a ć m oże n ie k ie d y takie rów nież w arto ści, k tó re m ógłby u tra c ić n ie u le g a ją c sam w sobie żadnej zm ianie, albo naw et b y w a i tak , że d an ą w a rto ść p rzy słu g u ją c ą jakiem uś b y to w i zaczyna w now o w y tw o rz o n e j s y tu a c ji re p re z e n to w ać już nie ów byt, ale jeg o nieobecność; sam ów b y t s ta je się w ó w czas an ty w a rto ścio w y w danym u k ładzie i w danym ty p ie o d p o w iad a nia w zględnie n ieo d p o w iad an ia czeg ok o lw iek kom uś.
W a rto ści — liczne co do ty p u •— w ro zm aity sposób są u zależnio ne od o n tyczn ych stan ó w rzeczy, a p rzy ty m p o sia d a ją z re g u ły jak iś w łaściw y sobie an ty b ieg u n : szlachetn o ści p rze c iw sta w ia się podłość, pięknu brzydota, zyskow i ek o nom icznem u s tra ta itd. W śró d w a rto śc i god nych tego, ab y nim i żyć, są tak że tak ie , dla k tó ry c h i za k tó re w a r to tracić życie. Sensem ich w o b ec teg o n ie je s t ono sam o, p rzy n a jm n ie j jak o doczesne, ale p rzeciw nie — one to w łaśn ie n a d a ją sens życiu.
J a k w idać, w arto ści b y w a ją n a d e r różn oro d ne, tzn. ro d zą się w ró ż n y sposób jak o relacje, dla k tó ry c h w sp ó ln e je s t je d y n ie to, że chodzi
tu zaw sze — bezp o śred n io lu b o stateczn ie — o podm iot osobow y, k tó rem u cos albo b ra k czegoś odpow iada pod określon ym w zględem . Ten w zgląd p o d y k to w a n y być m oże czasem p rzelo tn ą sy tu a c ją, podczas gdy w in n y ch ty p a c h w a rto śc i w iąże się z tym , co n ieodłączne od danego osobow ego b ytu, albo w ręcz z tym , co je s t dlań k o n sty tu ty w n e. I tak np. d e p re c jo n u je się w czyichś oczach stró j w y cho d zący z m ody, bo (nie u leg łsz y sam w sobie żadnej zm ianie) p rze staje odpow iadać n a j św ieższym m odelom i tym p rzeobrażeniom , jak ie dok o n ały się w za k resie śro d o w isk o w y ch oczek iw ań i uzgodnień. N atom iast g dy jakiś w ię d n ą c y k w ia t tra c i sw e u ro k i, to d zieje się to z pow odów d ający ch się w nim sam ym stw ierdzić ja k o p ro c e sy d ezin teg racy jn e. Ginie tu po p ro stu p ew ien o k re ślo n y ład e x parte obiecti i rzecz p rze stają c być ład n a p rz e sta je się podobać p ercep to ro m , w k tó ry c h przecież nie zaszły ż adne zm iany i trw a ją p rzy sw oim guście. Są jednakow oż i tak ie racje, dla k tó ry c h coś kom uś zaw sze m usi odpow iadać lub nie odpow iadać i te n ty p w a rto śc i jest dla p o d jęte g o w tym a rty k u le tem a tu n ajw aż niejszy .
O tóż osob ow y b y t nie ty lk o w y k a z u je zap o trzeb o w an ie n a różne w arto ści, ale i sam re p re z e n tu je w arto ści rozm aite — zarów no jako su b sta n c ja , ja k i (co dla nas tu najw ażn iejsze) jak o jed n o stk a osobo w a. W szy stk o w y g lą d a tak, ja k b y to osoba w łaśn ie stanow iła o sta teczn y zw ornik m iędzy w a rto śc ią a bytem jak o bytem . J e s t ona bowiem bez w ą tp ie n ia podm iotem jednostkow ym , k tó ry istn ieje i istnieć może ty lk o ja k o su b stan cja, a zarazem sam a w sobie, w e w łasn ej sw ej jed- no stk o w o ści i po jed ynczo ści ściśle osobow ej przedstaw da się jak o sw oi ste ognisko rela cji sk ie ro w a n y c h k u innym osobom — k u ich sw oistoś ci i n iew y m ien n o ści — i w chodzi w stosunki odpow iadania w zajem ne go, jak ie k o n s ty tu u je z in ic ja ty w y ró w n ież w łasnej czy w yłącznie w łasnej, k tó re je d n a k n iek ie d y i ją sam ą — w łaśn ie jak o osobę — jak o ś w sp ó łk o n sty tu u ją . W Bogu O jciec nie ty lk o d latego zw ie się O jcem , że nie b ierz e istn ien ia od żadnej z p ozostały ch osób Boskich, ale d late g o p rze d e w szystkim , że p rze k a z u je istn ien ie Synow i. God ność S yna nie je s t je d n a k m niejsza od godności O jca, choć w O jcu jest ojcow ska, a sy n o w sk a w Synu. Rów nież m iłość sy no w sk a rów na się ojco w sk iej m iłości, a poza tym — co w ażne jest zw łaszcza z uw agi na poch o d zen ie ró w n e j O jcu i S ynow i trz e cie j oso by Boskiej — je s t ona w y razem Ich jed n ości: n a jin ty m n iejsz eg o p rzeb y w an ia O jca z Synem, k tó re n ie je s t przecież czym ś innym od p rzeb y w an ia Syna na łonie O jcow skim , czego w łaśn ie D uch Ś w ięty je s t osobow ym przy p ieczęto w aniem . W ty m sam ym bow iem D uchu O jciec m iłuje Syna jak o Syna, w k tó ry m Syn m iłuje O jca po synow sku. A kty w no ść w ew n ętrzn a Boga w T ró jc y Je d y n e g o -— ja k k o lw ie k jed n a su b sta n c ja ln ie i
doskonałoś-ciow o — o k azuje się w ten sposób zró żn icow ana re la c jo n a ln ie i s k ie ro w ana ku podm iotom ró w n o w arto ścio w y m co p raw da, ale re p re z e n tu ją cym różny sposób o dpow iadania kogoś kom uś, sk o ro inaczej w pew nym sensie odpow iadać m usi Tem u, k to b ierz e istnienie, Ten, k tó ry je daje, a jakoś znów inaczej odpow iad a d ają c e m u b io rą c y jak o taki. K o n sty tu cjo naln a relacy jn o ść podm iotów osob o w y ch i ich sw oisto ści w y z n a cza tu po rządek w y raźn ie inny, niż p o rzą d e k w łaściw y sam em u ak to w i istnienia i su b sta n c ja ln ej podm iotow ości A bso lutu . O jciec jest w y łącznie O jcem w tym znaczeniu, że nie je s t ani Synem , ani D uchem Św iętym . G dyby nie w innym aspekcie, ale w ła śn ie z te j racji, że jest osobą tą oto i ta k ą a nie inną, b y ł w łasnym sw ym istnieniem , nie ró ż niłby się rea ln ie od p o zostały ch osób, co je s t nie do p rz y ję c ia na g ru n cie ortodoksji. D latego m yliłby się ten, k to b y w istn ien iu jak o istn ie niu szukał racji d e c y d u ją c ej o tym , że jak a ś (jakak olw iek, Boska czy ludzka) osoba jest sobą i jak o o d ręb n a od in n y ch osób nie m oże się m ieszać czy id entyfikow ać z żadną inną.
W róćm y do p o jęcia w artości. U w ażny czy teln ik z p ew nością w y k ry ł pew ną chw iejność se n su — g dy chodzi o w a rto ść — w p o d a n y c h w yżej najkon ieczn iejszy ch inform acjach z z a k re su aksjologii, i to ta k ie j —■ dodajm y — k tó ra nie ty le szuka teo rety czn o -o n to lo g iczn ej p odbudow y, ile raczej sam a jest sui g eneris „filozofią p ierw szą", sk o ro a b so lu tn y p rio ry te t istn ien ia jak o istn ien ia p rzed w a rto śc ią ja k o w a rto śc ią b y najm niej nie zak ład a ona jak o b ezsp o rn y i udow od nio ny . P rio ry te t ten jest bow iem w g ru n cie rzeczy w zg lęd n y i a sp ek to w y . O w a ch w iejno ść sem antyczna, o jak ą tu chodzi, p o leg a na u ży w an iu w y ra z u „w arto ść" już to dla oznaczenia sam ego p o jęcia w a rto śc i ta k ie j czy innej, ju ż to
dla oznaczenia ja k ie jś w arto ści rea ln ej, k tó rą sam o p o jęcie w a rto śc i
rep re z en tu je ty lk o w czyim ś in telek cie. J a s n e jest, że np. w a rto ść m o raln a p ojaw ia się jed y n ie jak o idea w um yśle kogoś, k to ocen ia i p o dziw ia uczciw ość innego jak ieg o ś człow ieka, w k tó re g o osobow ości w artość ta dopiero n ap ra w d ę się u rzeczy w istn ia. Bez w ą tp ie n ia w szelkie docenianie ja k ie jś rea ln ej w arto ści je s t ju ż p ew nym zaangażow aniem się w obec n iej i zaszczepieniem jej w in te n c ja c h w łasn y ch ; niem n iej tego ro d zaju zalążkow e jej b y to w a n ie sp ro w adzać się m oże — i n ie s te ty, często spro w adza się — do p rzy sło w io w y ch „ d o b ry c h ch ęci" czy rów nie przy słow io w ego „video p ro b o qu e". O ba d e sy g n a ty term in u „w artość" — id ea c jo n a ln y i re a ln y — są je d n a k sprzężone z so b ą w tym sensie, że w artość n aw et ta k przyziem na, ja k odżyw cza czy p ie niężna, p rez e n tu je się jak o w arto ść d o p iero n a poziom ie p o zn an ia i p o żądania duchow ego, a w ięc w k o n tek ście p ro b lem ó w i spraw , w ja k ie angażują się b y ty osobow e jak o osobow e. N a w et w a rto ść p rze ż y w a nia zm ysłow ej przy jem ności — b ędąc jak o w arto ść e x d e iin itio n e
od-n o śod-n ią do osób, do ich dró g i celów — u k o od-n sty tu o w a ć się m oże jako w arto ść ty lk o przy zach o w an iu in te le k tu a ln e g o d y sta n su w obec doznań czysto sen sy ty w n y c h . W chodzi ona w ów czas dopiero — poprzez a k tu aln e p rze ż y w a n ie — jak o p ew n a o k reślo n a treść w ram y czyjegoś lo su, le g ity m u je się tam sw o ją osobow ą ra c ją b y tu z p u n k tu w idzenia życia p o ję te g o jak o w ielo w y m iaro w a całość.
Je ż e li ,,rzeczy w istość w ogóle nie jest" — na ogół bio rąc — a k sjo logicznie n e u tra ln a , to przed e w szystkim nie je s t ta k a żadna osoba, i to zaró w no w od n iesien iu do podm iotów osobow ych p o siad ający ch n a tu rę tę sam ą czy ta k ą sam ą, ja k i w obec osób z innej eg zy sten cjaln ej ko n d y g n acji. Przed w szelkim i innym i w zględam i dochodzić tu do g ło su m a p raw o w łaściw e każd ej osobie jak o osobie o tw arcie na w zajem ną m ięd zyo so bo w ą so lid arn o ść i afirm ację, na w szy stk o to, co w języku filozoficzno-teologicznym o k reśla m y zazw yczaj jak o m iłość praw dziw ą, bo o p a rtą -— n ie k ie d y im plicite, ale zaw sze do głębnie — na poznaniu praw d y . P raw d a o w a rto śc iac h sk ie ro w a n a je s t p rzy ty m nie ty le do sam ego in te le k tu , ile poprzez in te le k t do sam ej osoby. J e st to w artość p oznaw cza z n a tu ry rzeczy w y jścio w a i elem en ta rn a . N aw iązuje też sp o n tan iczn e p rzy m ierze z osobą jak o źródłem , spraw dzianem i kresem o d n iesien ia k a ż d ej w artości.
W m ia rę ja k o so b y lu dzk ie po zn ają coraz lep iej św iat i sam e siebie, zacz y n a ją p refero w ać coraz głęb sze k ry te ria w arto ści, w o p arciu o k tó re m ogą w y jść poza w y łączn e so lid ary zo w an ie się ze szczupłym k r ę giem „najb liższy ch", z n aro d em i jeg o k u ltu rą , z ludźm i podzielającym i ich p o lity czn e czy relig ijn e p rzek o nan ia, a coraz m ocniej zespalać się z każdym człow iekiem ja k o podm iotem godnym poszanow ania i soli d a rn e j afirm acji. A firm acja ta d o ty czy p rzede w szystkim ty ch jego u p raw n ie ń , k tó re d o m ag ają się n iew cho d zen ia w kolizję z pon adin stru- m en ta ln y m czy w ręcz sa k ra ln y m sta tu sem ludzkiej osoby jak o całkiem sw o iste j w a rto śc i w obec osób Boskich, poza tym w ogóle jak ic h k o l w iek. M a je sta t osób B oskich streszcza się w tym , że godne są one e k sce len ty w n e g o m iłow ania i p o w ażan ia (godność ta, jak o kw alifikacja rela c jo n a ln a , im p lik u je o d n iesien ie do in n y ch podm iotów osobow ych). Ich „ a e ą u a lita s in m aie sta te " z n a jd u je sw ój odpow iednik w fakcie, że isto ta Boga je s t jed n a i utożsam ia się z sam ym Je g o istnieniem . Gdy chodzi o ludzi, rów n ość ich u p raw n ie ń n a tu ra ln y c h potw ierd zona jest przez takożsam ość n a tu ry lud zkiej k ażd ego człow ieka, ale sam fakt b y cia u p raw n io n y m m a g enezę ściśle osobow ą. Bycie osobą nie u z u p ełn ia n a tu ry lud zkiej w jej p o rzą d k u w łasnym doskonałościow o, ale o tw iera te n p o rzą d e k na całkiem sw o istą re la c ję do trójo so b o w eg o A b so lutu, k tó ry „p o w o łu je" oso b y lu d zk ie darząc je ściśle osobow ym
„trójpodobieństw em ", a nie ty lk o su b sta n c ja ln ą isto tą i istnien iem W ten sposób form alne rozw idlenie porząd ku , w k tó ry m p o jed y n c z y człow iek jaw i się jak o jed en ak t — p o leg a jąc e n a tym , że je st on p o d m iotem w dw ojakim znaczeniu: su b sta n c ja ln y m i osobow ym — d o ch o dzi u staw icznie do głosu o rg an izu jąc ludzkie życie i w spółżycie.
S ubstancjalność d u ch o w o -m aterialna w y o d rę b n ia k ażdeg o z nas ja ko jed n o stk ę ludzką oddzielnie b y tu ją c ą. W b y to w a n iu tym nie je steśm y sam ow ystarczalni: zd ajem y sobie spraw ę, że p o trz e b a nam w ielu osób i rzeczy, abyśm y m ogli zachow ać naszą su b sta n c ję w ca łości, rozw inąć jej zadatki, m ożliw ie długo uchronić przed d e z in te g racją. M usim y służyć innym ludziom , jeżeli sam i chcem y być w y starczająco obsłużeni. A le poza tym i po n ad to z n a jd u jem y p rz e k o r ny nieco, niem niej pod staw o w y „ in te re s" w tym , a b y zachow yw ać się rów nież bezinteresow nie, n iee g o c e n try c zn ie i n iek o m e rc jaln ie. Szuka m y i —1 co w ażn iejsze — z n ajd u jem y siebie poza sobą. Bywa n aw et i tak, że w ręcz gorączkow o ro zg lądam y się za kim ś, kto g o d n y b y łb y przyjąć od nas to, na co nie ma ceny: nasze życie, naszą śm ierć. Roz pacz ab so lu tna to nic innego ja k p rzek o n an ie, że n ik t nie zechce się schylić po nasz dar. ♦
W okół w arto ści osoby ja k o osoby k o n c e n tru ją się o sta te cz n ie — na tak iej czy in nej drodze — w szelk ie sp ra w y m iędzyludzkie. W c h o dzenie jak iejk o lw iek jed n o stk i lud zk iej w ja k ą k o lw iek w sp ó ln o tę m usi też zaw sze — pozy ty w n ie lub n e g a ty w n ie — p o trącić o ten fakt, że osoba jako osoba nie m oże być n aw et p o m y ślan a n ie k o n tra d y k to ry jn ie inaczej, jak w o toczeniu osób i w o k reślo n y m do nich odniesieniu . O soba je s t po n iek ąd dla d ru g iej osoby, chociaż nie jak o śro d e k r e a li zow ania jej w łasny ch w yłącznie celów . A g resy w n y , e k s p lo a ta c y jn y sto sunek człow ieka do człow ieka z n a jd u je w tym sw oje po tęp ien ie. K ażdy zresztą czyn zły m o ralnie jest w tym sen sie niegodziw y i a n ty sp o łe c z ny, że jak o nie zg ad zający się z lud zką god n o ścią osobow ą (jakiej m y lić nie należy z tzw. „godnością osobistą"), sp rzen iew ierza się tej w ar- tości, k tó ra stan ow iąc po d staw ę kom unii m iędzyosobow ej stan ow i ró w nocześnie ele m en ta rn e d obro w sp óln e całej społeczności lu dzkiej: w spóln oty z ludźm i i z Bogiem.
A d a lte ry ta ty w n y c h a ra k te r osoby p o le g a ją c y n a je j k o n s ty tu c jo n a l nym n iejak o otw arciu na w sp ó ln o tę osobow ą i e g z y ste n c ja ln ą może być przesłan ian y ideam i i pro g ram am i społecznym i n acech ow an ym i ag resją i n ieto leran cją, ale u n icestw io n y być nie może. G odność jej może być — i b y w a — n eg o w an a w d ziałan iu i ru g o w a n a z postaw osobow ościow ych, z k u ltu ry w ew n ętrzn ej i zew n ętrzn ej. N iem niej u n i
cestw io n a ró w n ież być nie m oże. Będzie to zaw sze fundam ent, do k tó reg o lu d zie w racać nie p rzestan ą, ab y na nim w łaśn ie budow ać swój dom 3.
PERSON FACING PERSON Summary
The author states that C hristian p h ilosop h y is not m orely a ph ilosop h y pursued b y Christians or one in agreem ent w ith the faith; it is primarily, a philosophy w hich takes up questions su ggested by th eo lo g y . The problem s of inter-personal relations w ere — according to the author -— su g g ested b y the G ospels w hich sh ow ed a trinitarian v isio n of God. T hose considerations on the relations of the Persons in the H o ly Trinity lead then to considerations of the relations existing am ong human persons. The dogm a of the H oly Trinity am phasizes the communal character not o n ly of D ivin e Persons but also of human beings. The author discusses e x te n s iv e ly the a n alysis of v a lu es, pointing out that a person is the ultim ate con n ectin g point b ew tw een a v a lu e and a being as being.
A person al being has its ow n n eed s for various values, itself representing a v a riety of v a lu es — both as substance and as a personal unit. R eality, in general, is n ot a x iom atically neutral and, ab ove all, no person is neutral in relation to personal objects p o ssessin g the sam e nature. It is a m atter of opening towards m utual and interpersonal solid arity and affirm ation w hich is proper to ev ery person. P eop le are not self-su fficien t; th ey nned m any persons and things. They must serve others if th e y w ant to be served and w hat's more th ey seek for and find them selves autside th em selves, behaving d isin terested ly and u n selfish ly. A ll human matters are focu sed around the v a lu e of person as person.
3 R zecz to z daw na w iadom a, że praw dziw a jedność m iędzy ludźmi zaczyna się od spraw najbardziej w ew nętrznych, n ietyk aln ych , by nie p ow ied zieć „św ięty ch ”, czy li tam, gdzie czło w iek posiada sieb ie sam ego przede w szystkim . Prom ieniuje ona stam tąd w ła śn ie ku peryferiom ludzkiego posiadania, ku narzędziom i ułatw ieniom u n iezależn iającym czło w iek a od przyrody. Fałszyw a, w ym uszona jedność scala na tom iast tylk o to, co czysto zew nętrzne, determ inując człow ieka, jego charakter, oso b o w o ść i lo s. A le zw iązać k ogoś z kimś to jeszcze n ie znaczy zjednoczyć.