• Nie Znaleziono Wyników

Mixer magazyn studentów nr 32, styczeń 2009

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mixer magazyn studentów nr 32, styczeń 2009"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

e

g

z

e

m

p

la

rz

b

e

z

p

ła

tn

y

(2)

W numerze

Nr 32, styczeń 2009

3 A peritif

FeLieTon

Fobia Ludzi Trudnych

4 D oskrzyn ko wa transfuzja pogląd ów 5 D ynastia Tang a chińskie tram pki

6 Nawet ta jest na sp rz e d a ż .., 8 A m oże; religioznawstwo?

S tu D n la

Studencki Drogowskaz Intelektualny

9 - U nas nikt nie przykleja sobie uśm iechu...

11 - Radio będzie istniało dopóty, dopóki będą słuchacze 13 Zaczyna się od savasany, czyli „pozycji tru p a ”

14 Teatr KTO LUTY 2009

15 Trzeba to przeżyć, a p ó źn iej, . . odreagow ać

KUM uius

Kulturalny llzupełniacz Młodzieży

16 Krwawiący polipropylen pod rzu co n y do sklepu belgradzkiego rzeźnika

17 - C zytałam wiele podręczników,

ale i tak zawsze robię p o s w o je m u ..,

18 W itajcie w ciężkich czasach

PoWaGa

Politycznie Ważne Gadanie

19 Siedem „grzechów ” W ajdy

21 Nie trzt bn wiele, by pom óc innym

22 Prof. A ndrew M ichta: - Partnerstwo nie polega na tym,

że jedna stromi wyłącznie w ym aga...

redaktor naczelny redakcja zdję cia Bartosz Walat Iga Bałoś G rzegorz M akuch Joanna O paicik

M agdalena Zakrzew ska A n n a Zielińska

Maciej Pietrzyk M irka K ędzierska D orota Zdechł i kie wicz N orbert Tom asik K arolina D ziad czy k M irosław Żak Grzegorz Ladra d tp i layou t au to r k om ik su adres do korespondencji druk nakład o p ie k a red ak torsk a

Mateusz Janusz (hussars.pl) A ndrzej Paduszyński m i xer _k s w@ iriteria.cu D ru k arn ia Leyko teL 012 656 44 87 2000 egzem plarzy Maciej Malinowski ( W ydział Politologii i K om unikacji Społecznej)

Redakcja zastrzega sobie praw o do redagowania tekstów oraz zm iany ich tytułów. Redakcja nie zwraca tekstów niezam ów ionych.

(3)

Bartosz Walat

re d a kto r naczelny

Aperitif

P

rzem ieszczając się m iędzy zdem olow anym i częściami aso rty m en ­tu sylwestrowego, bardzo spraw nie m o żn a zweryfikować te n d e n ­ cje, które po przedarciu się przez otoczkę now oroczną pow inny zam anifestow ać świeżość i generacyjne uspraw nienie. W szystko za spraw ą bzdurnego charakteru tego czasu, który cyklicznie ma

problem z wyzbyciem się tryw ialnej au ry i potrafi jedynie nam ącić w roz­ m arzonej głowie.

Plebiscyty, k o n k u rsy i w yniki sprzedaży. Trójca św ięta degradująca w ar­ tości niszowe do m iana - nieistniejących. 1 nie m a w tym w ypadku m iejsca na zam anifestow anie sprzeciwu. W szystko zostało ju ż przeliczone i w iado­ m o, że w stycznia zw róci się uw agę jedynie na statystyki, jedyna szansa na zauw ażenie - to prow okacja, no chyba że po prostu będziem y robić swoje w bezpłatnych egzem plarzach naszej gazety.

A tym razem narobiliśm y wiele. W najnow szym num erze natraficie przede w szystkim na prem ierę działu „Komiks", który o d tej p o ry co m ie­ siąc będzie gościł na łam ach naszego m agazynu. Tym razem swój projekt przedstaw ił A ndrzej Paduszyński, ale jeżeli uw ażacie, że jesteście lepsi, p rz e ­ syłajcie swoje propozycje na m ixer_ksw@ interia.eu, a na pew no zostaną one uw zględnione.

W styczniow ym s,M ixerze” znajdziecie także zestawienie w yw iadów dw óch krakow skich radiowców, którzy na co dzień wysyłają sygnały w dwa etery - stylistycznie przcciwstawne.

Zaćhęcam także do przeczytania obszernego działu felietonowego, który o d teraz trafia na początek „M ixera”. Przekrój m ateriałów tam zam iesz­ czonych da w am okazję dokonać seksualnej transfuzji w kom ponow anej w chińskie tram pki. Brzmi kusząco?

Pozostaje m i nic innego, jak życzyć w am soczystej sesji, przepełnio­ nej profesorskim i zygzakam i, m anifestującym i zwycięstwo. Pamiętajcie: „nie wszystko złoto, co się świeci" oraz „na złodzieju czapka gore” Powodzenia!

(4)

FeLieTon

Zazwyczaj niczego nie wyrzucam przed przeczytaniem, dlatego też prze­

czytałam. Tytuł „Manipulacja i dezinformacja w mediach" poprzedzono

ręcznie dopisanym apelem„Uwaga Polacy!!! Bardzo ważne!!! Pod spodem

zaś za!econo:„Uważnie przeczytaj, kseruj, podaj dalej"

Doskrzynkowa

transfuzja poglądów

D o ro ta Z d e c h lik ie w ic z

przeczuw ając niczego złego, zajrzałam sw e­ go czasu do skrzynki na listy. Spośród niewielkiego stosu ra ­ chunków i reklam sfru n ęła na podłogę k artka fo rm atu A4 gęsto zadrukow ana i uzu p ełn io n a odręcznym i w staw kam i. Zazwyczaj niczego nie w yrzucam przed przeczytaniem , dlatego też przeczyta­ łam. T ytuł „M anipulacja i dezinform acja w m ediach” poprzedzono ręcznie d o ­ pisanym apelem „Uwaga Polacy!!! Bar­

d zo ważne!!! Pod sp o d em zaś zalecono: „U ważnieprzeczytaj, kseruj, podaj dalej

■ Czyżby kolejny „łańcuszek”? - p o ­ myślałam, Postanow iłam je d n ak czytać dalej, bo a nuż, widelec czegoś się d o ­ wiem.

Cały tekst (w aham się, czy m ożna go nazw ać artykułem , bo ten zazwyczaj m a autora) głosił, jak bardzo n iesp ra­ wiedliwe, nieobiektyw ne i zm an ip u lo ­ w ane są m edia masowe- Oczywiście, rzecz dotyczy w yłącznie tych niezwią- zanych z R adiem M aryja, TV Trwam , i czasopism am i katolickim i. N N autor pod niebiosa wysławia patriotyczno- -chrześcijańską misję m ediów katolic­ kich, podkreślając m anipulow anie o b ­ serw atorem , jakie ma m iejsce w innych rodzajach środków m asow ego przekazu.

N ie cierp ię być in d o k try n o w a n a , a hipokryzja doprow adza m nie do sza­

łu. Czymże bow iem innym jak nie sze­ rzeniem obłudnej propagandy jest p o d ' rzucanie lu dziom do skrzynek takich za przeproszeniem „artykułów ”? W d o ­ datku nie ma możliwości zareagow ania, bo autor pozostaje nieznany, nie w iad o ­ m o, kto to w ydrukow a! i kto kolportuje. N iew ykluczone, że gdybym poszła z tym do najbliższego kościoła, ksiądz by się w y p a rł,. .

W m ieszance tej sp ry tn ie zam iesz­ czono także reklam ę książki J E, ks, bp, A dam a Lepy pt. „św iat m anipulacji’1, określając ją jako pozycję „dogłębnie i f a ­

chowo oraz oczywiście zgodnie z doktryną Kościoła katolickiego”, przedstaw iającą

problem m anipulacji, reklam ę Radia M a­ ryja i czasopism spod zn ak u o. Rydzyka, C o gorsza - nie dość, ze m am y do czynienia z ew identną p ró b ą in d oktryna­ cji, to w do d atk u jest to zrobione w sposób urągający osobom popraw nie m ówiącym po polsku. Pom ijam słow otok i bezm yśl­ ność piszącego, ale nie m ogę pom inąć p o ­ twornych w ręcz błędów ortograficznych, stylistycznych i interpunkcyjnych, jakimi najeżony został ów paszkwil,

Szkoda, że nie m am m ożliwości w y ­ m iany poglądów z tw órcam i i pom ysło­ dawcam i tej akcji. Może daliby się n am ó ­ wić na kupno chociaż jed n eg o słow nika o rto g ra fic z n e g o ... n a zasad zie skseruj i podaj dalej, ■

(5)

FeLieTon

Dynastia Tang

a chińskie trampki

Współcześnie „chińszczyzna" kojarzy nam się z

za-mi towaraza-mi, ze specyficzną, ale dość

popularną kuchnią, a także ze

sztuką i jednym z najtrudniej­

szych języków świata. Dzisiejsze

Chiny to jednak coś więcej...

C

hińska dynast iii T ang panująca w latach 618-907 uw ażana jest za jedną z największych. Jej okres królow ania charakteryzow ał d ynam icz­ ny rozwój zarów no w sferze g o sp o d ar­ czej, jak i kulturalnej, a stolica Xian była najw iększym m iastem świata. To wiaśme w tym czasie C hiny otw orzyły się n a świat i zaczęły w yrastać na potęgę. O czyw iście od starożytnych dynastii daleka droga do dzisiejszych C hin, m im o to analogię da się bez tru d u zauważyć.

W spółcześnie „ch iń szczy zn a1 k o ja ­ rzy nam się z zalew aniem europejskich (i n ie tylko) ry n k ó w ta n im i tow aram i, ze specyficzną, ale dość p o p u la rn ą k u c h ­ nią, a także ze sztuką i jed n y m z n aj­ tru d n iejszy ch języków świata. D zisiej­ sze C hiny to je d n a k coś więcej. P aństw o to w yrasta w niesam ow icie szybkim tem pie na lidera światowe) go sp o d ark i, w skaźniki zaś nieu b łag an ie św iadczą o tym , że ju ż teraz nie m o ż n a się z C h in a ­ m i nie liczyć.

Przeciętny obyw atel Europy, ale także A m erykanin być m oże nie kojarzy napły­ wu chińskiej „masówki" z m echanizm a­ m i ogólnośw iatow ej ekonom ii, ry n k u a co za ty m idzie - także m iędzynarodow ej polityki. C óż bow iem za zw iązek m ogą m ieć tanie chińskie tram pki czy zabawki

z odległym i nie b ard zo realnym dla sza­

rego człowieka rynkiem potężnej św iato­ wej finansjery?

O kazuje się, że nie tylko m ogą, ale mają bardzo realny w pływ i bardzo silne związki. Dość pow iedzieć, że aż 50 proc. butów i 70 proc. zabaw ek sprzedaw anych na świecić jest chińskiej produkcji. O b e c ­ nie „państw o środka” to ogro m n y rynek pracy oraz inwestycji, coraz bardziej li­ czy się też ono w m iędzynarodow ej poli­ tyce. C o ciekawe - m im o niem ałego p o ­ tencjału politycznego rzadko słyszymy o tym , żeby chińscy politycy zabierali glos w spraw ach kryzysów, konfliktów pro­ gnoz i debat, jakie tak m ocno angażują kręgi polityczne innych państw.

Tem po rozwoju azjatyckiego ty gry­ sa w praw ia w podziw , ale rów nież budzi niepokój. Światowy system gospodarczy jest swego rodzaju system em „naczyń połączonych”, gdzie żadne w ahnięcia nie pozostają bez w pływ u na inne składow e, a im większy udział państw a zagrożonego kryzysem w ogólnym bilansie, tym g ro ź ­ niejsze mogą być tego kryzysu skutki. C hiny także m ają swoją „piętę Achillesa1', a jest nią problem energetyczny i coraz realniejsze zagrożenie przegrzaniem gospodarki. Dlatego ekonom iści całego świata z uwagą obserwują* jak w ładze chińskie radzą sobie z tym i problem am i.

W obrazie dzisiejszych C hin zasta­ nawia m nie jeszcze jeden fakt. Państwo wyrastające na jednego z największych graczy na rynku światowym, potęga, kapitał wręcz niew yobrażalny i ...hieda.

Trzeba bowiem mieć św iadom ość tego, że codzienność i realny świat C hin to nie tylko kapiące złotem budynki, luksusowe limuzyny, blichtr i przepych. To także nę­ dza, ciężka praca za miskę ryżu, kazamaty dla opozycji i szare prow incje, gdzie bieda to me jest najniższy poziom egzystencji. Niżej jest nędza w skali nic do pojęcia dla kogoś wychowanego w naszych realiach.

Rozwarstwienie społeczne spow odo­ w ane rozw ojem wyłącznie uprzem ysło­ wionych oh siaró w implikuje konflikty, ale nie na taką m iarę, żeby dokonać zmian. Zresztą nie wiem, czy zmiany są w tym kraju możliwe i jaki miałyby wpływ na d al­ szy rozwój Chin, Ostatecznie tem po w zro ­ stu, jakie obserwujemy, nie m ogłoby mieć miejsca, gdyby nie wyjątkowy charakter chińskiego społeczeństwa. Społeczeństwa kastowego o d wieków, w którym każdy ma swoje miejsce i nie wyobraża sobie, że m ożna pokonywać szczeble drabiny społecznej. Dyskutując na tem at chiń­ skiego społeczeństwa na jednym z for internetow ych, usłyszałam określenie „zm utow any gen posłuchu". 1 chyba coś w tym jest.

Ten z grubsza na kreślony obraz C h in i ich roli we w spółczesnym swiecie zm usza chyba d o głębszych przem yśleń, a m etka z napisem „m adę in C hina” nie jest już pow odem d o kpin. To przyszłość, czy tego chcemy, czy nie.

(6)

Fo t, st o c k -v d in g

FeLieTon

Czy w czasach sekstelefonow, wirtualnych doznan i Dody Elektrody

możemy jeszcze mówić o seksie jako temacie tabu?

Nawet to jest na sprzedaż...

Tomasz Kucza

B

ędąc w jednym i popularnych nocnych klubów, utknąłem w fa­ lującej kolejce do toalety. Sytuacja nie zasługiw ałaby na głębszą analizę, gdyby nie pew ne zdarzenie, którego sta­ łem się m im ow olnym św iadkiem .

Barczysty sam iec alfa po krótkim zbadaniu terenu w prow adził p o d c h m ie ­ loną blond samicę do m ęskiej toalety, p o czym zam knął sic razem z nią w jednej z kabin. W ydarzenie to przykuło jedynie m oją uwagę, gdyż reszta przegranych sam ców nieprzerw anie przy Używała swoje wystylizowane ow łosienie bądź też okadzała się p erfu m am i z próbki o trz y ­ m anej wcześniej w pobliskiej perfum erii. W ięc o co właściwie chodzi?

W szyscy przyzw yczailiśm y się juz do b an n eró w reklam ow ych, na których nagie m odelki prezentują zm arzniętym przech o d n io m gładź gipsową. Nikogo też nie dziwi gra wstępna w w ykonaniu napalonych nastolatków, odbywająca się w sam ym środku zatłoczonego tram w a­ ju. O góln o d o stęp n e kolorow e m agazyny prześcigają się w serw ow aniu sfrustrow a­ nym czytelnikom recept na tysiąc jeden orgazm ów , osiągniętych dzięki wym yśl­ n y m technikom seksualnym . „Słownik wyrazów obcych” definiuje tabu jako „nietykalną świętość, tem at, którego nie w olno poruszać“

Z atem czy w czasach seks telefonów, w irtualnych doznań i Dody Elektrody m ożem y jeszcze mówić o seksie jako tem acie tabu? Czy odzierając erotyzm

2 tajem nicy, nie pozbaw iliśm y go przy­ padkiem czegoś w artościow ego? D lacze­ go, chcąc zrozum ieć siebie i swoją seksu­ alność, postanow iliśm y ją upublicznić? A m oże pow iedzieliśm y ju ż zdecydow a­ nie ta dużo?

Rewolucja seksualna, jaka p rzeto ­ czyła się przez Am erykę w latach 60. XX wieku, otw orzyła niejedne oczy i roz­ porki, R aport Kinseya, am erykańskiego

biologa i seksuologa, o party na tysiącach wywiadów dotyczących zachow ań sek­ sualnych, spow odow ał falę kontrow ersji, ale i św iadom ości o życiu erotycznym człowieka. Bez względu na w iarygod­ ność zebranego m ateriału rozpoczął się proces, który pozostaw ił niezatartą rysę na idealistycznym , aseksualnym micie am erykańskiej rodziny.

Błyskawiczny rozwój w iedzy w ym u­ sił także zm ianę postrzegania ludzkiej seksualności przez Kościół katolicki. P rzedstaw icielom dom inującej religii coraz tru d n iej było w m aw iać ludowi, ze lubieżne barłozenie okupione jest ow łosieniem na prawej, czasem lewej dłoni, n ad m iern ą potliw ością i o p ę ta ­ niem. Seks, choć nadal spętany przyka­ zaniami» przestał nosić zn am io n a n ie­ czystego i niegodnego.

In teligencja sek su aln a w zrastała. Kobiety i mężczyźni uczyli się siebie na nowo. Seksuolodzy edukowali, leczyli i ba­ dali. Wszystko szlo w dobrym kierunku.

Jednak w pew nym m om encie seks się zaczął pojawiać w miejscach, w k tó­ rych wcześniej byl nieobecny. W yskaki­ wał z reklam y kolejnej m argaryny albo now ego sam ochodu, wrzeszczał w p ra ­ wie każdym teledysku em itow anym na MTV, dw uznacznie m rugał zza szyby kiosku z gazetami.

N aw et początkujący dziennikarze wiedzą, że nic tak nie przyciąga uw a­ gi odbiorcy, jak stygnący jeszcze tru p i rozpalona do czerw oności seksafera. Te dw a, wydaw ałoby się tak różne, zda­ rzenia wyznaczają jeden tor, któ ry m płyną wszelkie inform acje zalewające nas codziennie. Jednak czy w pogoni za sukcesem , w ybuchow ą rew elacją i ogól­ nym splendorem nie tracim y czegoś w y­ jątkow ego i niepow tarzalnego - uroku tajem niczości? Czy karm ienie się infor­ m acjam i o braku intym nej garderoby u piosenkarki bądź erotycznych przygo­

dach uczestników „Tańca i gw iazdam i” nic pozbawia nas pewnej subtelnej w raż­ liwości na „te spraw y”?

C zasy u m ę c z o n y c h p u s te ln ik ó w w przyciasnej bieliźnie, których napię­ cia seksualne anioły w ynoszą do nieba, minęły. Edukacja seksualna o p arta na bajce o zaczarow anym kalendarzyku i m agicznym term o m etrze też wydaje się dziś kiepskim żartem . Sytuacja ta napei^

(7)

nia m nie nadzieją na lepsze jutro. Jednak zastanaw iam się, dlaczego tak często św iadom ość swoich po trzeb seksualnych i ich realizacja zm ienia się w klasyczny ekshibicjonizm . Czy żyjąc p o d pręgie­ rzem tabu, pozostaw alibyśm y do końca życia niczym tab u la rasa? M oże p o zb a­ wieni w iedzy o życiu seksualnym sąsia­ d ów nie porów nyw alibyśm y tak często w łasnych d o zn ań z przeżyciam i innych?

C hoć zw ichrow ani styliści prze rażeni w łasnym dziełem próbują na now o p rz e ­ konać u m ęczo n ą gawiedż, że seksow ne m ogą być rów nież starsze i grubsze eg­ zem plarze, wszyscy doskonale wiemy, jak wiele osób utonęło w kom pleksach w yczytanych z kolorow ych gazet. N iepo­ ham ow ane epatow anie w izerunkiem k o ­ biety, jako w iecznie gotowej na wszystko seksbom by sprawiło, że w św iadom o­ ści wielu pryszczatych nastolatków ten m odel pokutow ał jako jedyny i słuszny

wzór ich w ym arzonej przyszłej partnerki seksualnej. Z derzenie z rzeczywistością często kończyło się w takich przypad­ kach na kozetce u wciąż bogacącego się seksuologa.

A jeśli się p o p ro stu czepiam ? Jaw­ ne eksponow anie i epatow anie seksual­ nością nie jest przecież niczym nowym . W antycznej Grecji i Rzymie podobizny przedstaw iające m o n stru aln e penisy zdobiły zew nętrzne ściany dom ów, a n a ­ wet skrzyżow ania. C hodziło w tym je d ­ nak o coś zu p ełn ie innego niż sprzedaż jakiegoś pro d u k tu czy w yprom ow anie w schodzącej gwiazdki pop. Podobizny członków m iały sprzyjać płodności, s p ro ­ wadzać bogactw o i chronić przed u ro k a­ mi, N atom iast kobiece n arząd y płciowe były często przedm iotem kultu, Około trzydziestu tysięcy lat przed nasz;} erą rzeźbiono je w kam ieniu i eksponow ano, aby stanow iły sym bol bram y niebios.

Być m oże tacy po prostu jesteśmy Lubim y patrzeć, podglądać, p o d słu c h i­ wać i tak napraw dę tylko je d n o nam w głowie. A m erykańscy naukow cy o p u ­ blikow ali ostatnio badania, w których wykazali, iż 40 proc. połączeń z In te r­ netem dokonyw anych jest z zam iarem poszukiw ania treści pornograficznych. Oczywiście m ożna b y wysnuć w niosek, iż wszyscy internauci to zboczeńcy chcą­ cy ulżyć sobie w cierpieniu we „własnym zakresie”. C o jednak, jeśłi tabu jest tylko złośliw ym uw arunkow aniem socjokultu- row ym , fałszywą skrom nością, religijnym w ym ysłem i tak napraw dę nigdy nie było n am do niczego potrzebne? Być może, odarci z absolutnie wszystkich zakazów, przykazań i schem atów zachow ań, b y li­ byśmy niczym dzikie ssaki, których co­ dzienność p rzy p o m in an ia niekończący się okres godowy.

W ydaje m i się, że specjaliści od re ­ klamy, public rełations, m enedżerow ie gw iazd i pozostali, którzy chcą na nas po prostu zarobić, postanow ili uderzyć W ową głęboko skryw aną część nas sa­ mych. P ierw otną, nieokiełzaną, dziką. Zastanaw iam się tylko, czy m usim y się te Jim poddaw ać, bezdyskusyjne przyj - m ować w szystko io t co jest n am se r­ wowane. A m oże każdy z nas pow inien wypracow ać sobie swoje w łasne tabu, św iętą strelę, której nikt i nic nie p o w in ­ no naruszać? Jednak to, co dla jednych jest krokiem dzielącym od przepaści, dla innych m oże się okazać jedynie w stępem do prawdziwej imprezy.

W film ie „F o rtep ian " w reży se­ rii Jane C am p io n jest p ew n a znacząca dla m n ie scena. G ra n y p rzez H arveya K eitela m ężczyzna, dysząc jak dziki zw ierz, p ró b u je zd epraw ow ać głó w ­ n ą b o h aterk ę. P o n iew aż akcja dzieje się w XIX w ieku, k o b ieta u b ra n a jest w czarn ą, żało b n ą su k n ię zap iętą po sam ą szyję. W p ew n ej chw ili m ę ż ­ czyzna d o strzeg a d z iu rk ę w grubych rajsto p a c h kobiety, p rzez k tó rą w idać n ag ą skórę, m ik ro część w szechśw ia­ ta. Z aczyna d o ty k ać jej p o sz arp an y c h brzegów. Ż adnej nagości i p o cału n k ó w , jed n ak jest to W m o im o d czu ciu jedna z n ajb ard ziej ero ty czn y ch scen w św ia­ tow ej k in em ato g ra fii.

Myślę, ze kiepską m etaforą mojego tabu są właśnie te czarne, grube, m iejsca­ m i dziurawe rajstopy, które pozwalam d o ­ tykać tylko wybranej przeze mnie osobie. ■

(8)

I;» l ^K k-K dm p: styczeń 2009 | m iXer

nauczania jest teoria ewolucji. W tym m om encie pojawia się pytanie, jak p o ­ godzić owe d w at obecnie rów norzędne, p rzed m io ty ,..

Odpowiedź m oże przybierać skraj­ ną wersję - należy przestać brać udział w którym ś 7.tych przedmiotów. W iadom o jednak, że w tak drażliwych tematach jaka­

kolwiek desperacja nie iesf mile widziana. Oczywiście czasam i rezygnacja z lekcji religii w ydaje się prosta, jednak niejed n o k ro tn ie pow oduje - w szcze­ gół n o k i w m niejszych m iejscow ościach - w yobcow anie ze spójnej grupy społecz­ nej. Inaczej problem zarysow yw uje się w m iastach, gdzie dużo łatwiej zacho­ wać anonim ow ość i gdzie środow iskow y ostracyzm nie jest aż tak dotldiwy.

Lekarstwem na te problem y m iało być w prow adzenie d o szkól religioznaw ­ stwa. T ru d n o jed n ak w yobrazić sobie inną reakcję w ładz kościelnych, o p ow ja­ dających się za n ien aru szan iem o b e cn e ­ go porządku, niż o stry glos sprzeciwu.

Trzeba je d n a k zw rócić uwagę na to, że skoro żyjemy w ustroju m anifestują­ cym relatywizm w artości, to pow inno się w zbraniać od sytuacji, w których k ształ­ tnie s it jednotorow e zapatryw ania (choć oczywiście nie m am y pew ności, że prze­ kształcenie przedm iotow e byłoby zw ią­ zane ze zm iany p ro g ram u nauczania).

Wydaje się m ało praw dopodobne, żeby w najbliższej przyszłości nastąpiły jakiekolw iek zmiany. Krytyka nauki re­

ligii w szkołach wciąż uznaw ana jesl za szerzenie poglądów ateistycznych. N aj­ gorszy w pływ na obecną sytuację ma chyba opinia publiczna, klóra nie stara się spojrzeć na zdania krytyczne, jak na próbę poszerzania spraw iedliw ych n o rm

Kiedy spotykają Się ze sobą p rzed sta­ wiciele środow isk o odm iennych poglą­ dach. dyskusja na ogól przybiera form ę m anifestow ania słuszności subiektyw ­ nych racji. W g rudniow ym „Salonie p o ­ litycznym" w klubie „Pod Jaszczuram i" m o ż n a się było o tym przekonać. Nie zm ienia to jed n ak faktu, że należałoby w k o ń cu dojść d o jakiegoś kom prom isu, chyba że mylenie M arii z M arią M agda­ leną, a Józefa z Janem C hrzcicielem s ta ­ nie się dla nas norm alnością. ■

FeLieTon

Krytyka nauki religii w szkołach wciąż

jest za szerzenie poglądów ateistycz

Jm

A może: religioznawstwo?

M aciej T op in ek

W

roku 1990 w prow adzono do szkól religię jako p ełn o p raw ­ nie obow iązujący p rzed m io t nauczania, N iew ątpliw ie odbyło się to p o d silną presją Kościoła, z k tó ry m ów czesna w ładza nie chciała popadać w konflikt, W środow iskach nastaw io­ nych sceptycznie owa decyzja wywołała natychm iastow y sprzeciw. O d tam tej pory m inęło J9 lat, jednak nadal m ożem y się n atk n ąć na głosy nawołujące do zaprze­ stania nauczania religii w szkołach.

Krytycy posługują się rozm aitym i argum entam i. Część z nich to jedynie sztam pow e h asła i slogany, choć rzecz jasna znajdą się i takie opinie, z którym i tru d n o się nie zgodzić. Wydaje się, że po tak długim okresie funkcjonow ania reli­ gii w placówkach oświaty to skuteczność nauczania pow inna być czynnikiem m a­ jącym wpływ na jej ocenę. Tym czasem b ad an ia przeprow adzone na grupie osób deklarujących się jako „wierzące" lub „bardzo wierzące" wskazują, że jedynie 30 proc. respondentów m ożna zaliczyć do g ro n a praw dziw ych wyznawców,

Jeżeli na pytanie: „Jakie znasz p o sta ­ cie Trójcy Świętej?" udzielane są błędne odpow iedzi, to w ypadałoby się zasta­ nowić, czy obecna form a nauczania się spraw dza i czy nie należałoby w prow a­ dzić jakichś zm ian.

Istotnym elem entem rozw ażań m oże być wpływ, jaki nauka religii m a na o so ­ by, którym jesi przedstaw iana. W atykan oraz katoliccy intelektualiści oficjalnie zaakceptow ali teorię D arw ina t je d n a k na szczeblach lokalnych nadal większą uw a­ gą i pow ażaniem cieszy się kreacjonizm .

W ażnym czynnikiem pozostaje też także praktyka nauczania. Internetow y blog pew nego krytyka pokazuje sytuację, kiedy na lekcji religii przedstaw iane są właściwości teorii kreac jon izmu, a kil­ kanaście m inut później m ło d y człowiek udaje się na biologię, gdzie podstaw ą

(9)

StuDnla

nie przykleja *

sobie uśmiechumM

O pracy prezentera radiowego rozmawiamy

z

Robertem Jastrzębskim,

dziennikarzem krakowskiej filii„AntyRadia"

- Od czego rozpoczęła się twoja przygoda z radiem?

- Początkow o pracow ałem jako DJ i pew nego razu kolega prow adzący p rogram d an ceo w o -tran - sowy zaprosił m n ie jak o gościa d o audycji. To była m ała, lokalna stacja z Częstochowy, w której m ikso­ wałem na żywo. Pam iętam , źe wystarczyło założyć słuchaw ki i pow iedzieć dwa słowa, żeby całkowicie przekonać się do tego zajęcia.

- Początkowo nie byłeś dziennikarzem . W ta­ kim razie jak w iele zm ien iło o n o w tw oim życiu?

- Według m nie wszystko zależy od cech charak- teru człowieka, od osobowości, jeżeli jesteś zamknię- I tym sam otnikiem lub chcesz poświęcać się rodzinie, _ to możesz się nie odnaleźć w tym środow iska Tutaj potrzeba mobilności, gdyż nie wiadomo, kiedy i gdzie cię coś rzuci, O w a praca pozwoliła mi się wyrwać z rodzinnego miasta, gdzie zam knąłem pewien roz­ dział życia, O d jakiegoś m om entu jestem nastawiony na aktywne tycie, bo to po prostu warunek egzystencji w tym fachu. Żeby zaistnieć i się rozwijać, trzeba mieć silny charakter 1 dystans do świata. Należy się przyzwy­ czaić do tego, że w tym fachu rzadko cię chw alą.,. ►

F o t, K ar o lin a L ic z m a n

(10)

StuDnla

- O becnie jesteś zw iązany z „ Anty-Radiem ” Czym się w nim zajmujesz?

■ Prow adzę p ro g ra m „Łowcy S m o­ ków", k tó ry jest specyficznym p ro ­ jektem radiow ym , gdyż opiera się na społeczności słuchaczy. Jedna osoba, wcielająca się w „zw ierzynę” ukryw a się w publicznych m iejscach Krakowa, a śledzący audycję, w ysłuchując w ska­ zówek, starają się rozstrzygnąć, o jakim m iejscu jest mowa.

- M yślisz, że istnieje jakaś nieprze­ kraczalna granica m iędzy prow adzą­ cym a słuchaczem?

■ W szystko zależy od p ro w ad zące­ go. M yślę, że w iększość l nas ch ciała­ by m ieć d o b ry ko n tak t ze słuchaczem , ale znam takich dziennikarzy, którzy w ogóle nie oczekują więzi, nie jest im p o trz eb n e o d d ziaływ anie słuchaczy. Ja od p o czątk u byłem nastaw iony na in terak ty w n e program y. W łaściw ie b ie ­ rze się to z mojej w cześniejszej pasji - p rzez wiele lat pracow ałem jako Di. Scena była m o im żyw iołem , a k o n tak t z tysięczną p u b licznością stan o w ił nie lada wyzw anie. W radiu w szystko to jest zastąpione w yobraźnią. Każdy m a przed sobą jed y n ie p u lp it, nic więcej. Sam i się realizujem y, dlatego radiow y show w ym aga w ielkiego wyczucia. G dy stw orzysz d o b ry p ro g ram , w rezultacie otrzy m u jesz m n ó stw o e-m aili czy SMS- -ów, telefonów , które są jed y n ą drogą p o ro z u m ie n ia z słuchaczam i. G ra n i­ ca znika także dzięki o d biorcom . Nasi słuchacze interesują się prow adzącym , chcą wiedzieć, jaki on jest.

- Czy słuchacze „AntyRadia” to wym agający odbiorcy?

- Nasze radio jest specyficzną roz­ głośnią na polskim rynku m ediów.

O d początku byliśmy kojarzeni ze zna­ nym i nazw iskam i. W naszym środow i­ sku pracow nik na każdym stanow isku stawia na indyw idualność. W niektórych rozgłośniach prow adzący to tylko d o d a ­ tek do muzyki. My jesteśm y nakierow a­ ni na coś innego. Słuchacz „A ntyRadia” nie czeka na pow ielanie inform acji p o ­ wszechnie znanych. U nas nie m a m iej­ sca na pierdoły, bo w ym aganie są całkiem inne. Jeżeli jestem na kacu, to m ów ię na antenie, że dziś m am zły dzień, bo leb m i napier... Nikt w „A ntyR adiu” na siłę nie przykleja sobie u śm ie c h u ...

- W lakim razie jak wyobrażasz s o ­ bie słuchaczy?

- N ieraz m iałem okazję ich p o z n a ć C hoćby w ostatnie święta Bożego N aro ­ dzenia, kiedy to b rałem udział w akcji m ikołajkowej. O dw iedziłem wiele osób, które otrzym yw ały o d nas prezenty. N atrafiałem na stu d en tó w pijących piwo, o soby zam ożne oraz takie, które m ają wiele do pow iedzenia i nie puszczą b o ­ kiem żadnego antenow ego błędu. G en e­ ralnie p rzed ział wiekow y jest dość duży, ale na m ałolatów jeszcze nigdy nie n a tra ­ fiłem.

- Krakowskie „AntyRadio* jest najm łodszą filią głównej jednostki. Jak zostaliście przyjęci w naszym mieście?

- M ałopolska to tru d n y rynek. Jest tu wiele dobrych stacji i jedyna form uła, jaka m ogła się przyjąć, to w łaśnie św ie­

żość i szczerość. W iadom o, że Kraków został zdom inow any przez stację, która króluje tu o d daw na, ale my nie zam ie“ rzam y się z nikim ścigać, b o jesteśm y bezkom prom isow i. W tym względzie nie m am y konkurencji. W każdym razie, po roku działalności, obserw ujem y akcepta­ cję mieszkańców.

- Myślisz* że stu d ia d zien ­

nikarskie są w stanie nauczyć zawodu radiowca? S potykasz Studentów, którzy się do czegoś nadają?

- D o „A ntyRadia” przycho­ dzi w ielu studentów , zaintere­ sow anie praktykam i wciąż ro­ śnie. W idać, że jest wiele osób odw ażnych, z d eterm inow anyćh. Praktykanci podchodzą d o pra­ cy bardzo am bicjonalnie i na pew no nie m o ż n a im odm ów ić zapału. Nie da się jed n ak ukryć, że w drażanie d o pracy na antenie to p ro ­ ces strasznie złożony...

- Na co należy zw rócić uwagę, jeże­ liby się chciało zaistnieć w tym kręgu?

- Na p o czątk u w arto się w ogóle z astan o w ić n ad tym , co by się w ży­ ciu ch ciało robić. Zajęcia re p o rte rsk ie a p ro w ad zen ie an ten o w eg o show to w łaściw e skrajności. W tym d ru g im w y p a d k u w cale nie trz e b a być d z ie n ­ n ik arzem , czasem w y starcza in te li­ gencja i obycie. M agia rad ia jest na tyle zniew alająca, że w iele rzeczy d a się w ykreow ać. N a p ew n o nie m o żn a się p o d d aw ać. S am ozaparcie i p o k o ra to w łaściw ie u n iw ersaln e cechy, które w ty m zaw odzie n ie sły ch a n ie się p rz y ­ dają, N ależy się pośw ięcić, w olnego czasu raczej się nie ma...

- W jaki sposób rozum iesz pojęcie

T1 m agia radia”?

- Wydaje mi się, że takim p o d staw o ­ w ym czynnikiem prow okacyjnym jest głos radiowca. Podejrzew am , że wszyscy początkow o starają się wyobrazić jego lizyczność. Trzeba jed n ak zauważyć, że istnieje drugie d n o tego stw ierdzenia. Przeciętny słuchacz żyje w przek o n a­ niu, że praca prezentera to nic tru dnego. W rzeczyw istości rzecz się ma inaczej. W szystkie przygotow ania ukryte są za kulisam i. Tam także schow ana jest praca zespołowa, O ile dobrze kojarzę, o m a­ gii rad ia m ów ił kiedyś Wojciech M ann. Powiedział, że „w radiu m o żn a zrobić

wszystko”. Zgadzam się. Tutaj jed n a oso­

ba m oże w płynąć n a tysiące słuchaczy. M agię tw orzy czasem występ jednego człowieka, który przeliltrow ał pracę ca­ łego zespołu.

Rozmawiał:

Bartosz Walat

(11)

StuDnla

- O któ re j g o d zin ie rozpoczyna za zw ycza j

d zień p ra cy D arek M aciborek?

- T ru d n o powiedzieć. Bywa tak* że zaraz

po program ie, gdy przesłuchuję now e single i płyty, albo w cześnie rano, gdy przedzierani się pi zez obow iązkow ą prasów ke. M oże w trakcie popołudniow ych rozm ów z artystam i, którzy pojaw iają się w program ie, bądź po śniadaniu, w trakcie spisyw ania nowych pom ysłów a n te ­ now ych i odpisyw aniu na e maile,

■ Ile on średnio tr w a t

- N igdy tego nie liczyłem, Ale nie s;} to je­

dynie trz y godziny spędzone na antenie. Tak n a ­ praw dę cieszę się, że m o g ę chodzić nie do pracy, ale d o radia, Pew nie nie w ytrzym ałbym długo w ośm iogodzinnym cyklu codziennym . Każdy dzień w radiu, co m oże w ydać się dziw ne, jest inny od poprzedniego, Pytasz, ile godzin m oż­ na spędzać w radiu. Zdarza się, żc 10-12 godzin, ale tak bywa, gdy praca jest czyjąś pasję.

- B ył p a n d yrekto rem p ro g ra m o w ym

R M F M a x x x } tera z p ro w a d zi p a ti ku lto w ą j u ż F ot . S zy m on „ Z b o o y "M a d e i

(12)

StuDnla

► „ POP! i $ tę” w RMF-ie, je st p a n tw ó r­

cą w id u znanych i łubianych audycji radiowych Czuje się p a tt człow iekiem spełnionym zaw odow o?

- 1 tak, i nie. Przechodziłem z radiem różne okresy rozwoju tego medium Zna­ jomi m ówię, że w radni znalazłem się od urodzenia. Tam zawsze jest coś nowe­ go do stworzenia. Czy można w Polsce jeszcze coś w radiu osiągnąć albo czy jest jeszcze ktoś, kto potrafi zaskoczyć odbiorców? Zdecydowanie tak, nawet w sformatowanym radiu kom ercyjnym , z ciągle zmieniającym się rynkiem m e­ dialnym i słuchaczem!

fest p a n człow iekiem sukcesu? - Nigdy tik o sobie nie myślałem. Różnym ludziom sukces kojarzy sit; z czymś innym. Dla mnie sukcesem jest np. zakończenie pracy nad czterogodzin­ nym specjalnym programem Świątecz­ nym o Ihe Beatles, który powstaje około dziesięciu dni, albo - ostatnio - mój p o­

wrót do malowania obrazów.

■ Ile ra zy p o ja w iła się u p an a m yśl,

żeb y rzucić to w szystko i zająć się czym ś innym?

- Oj, bywały takie momenty. Wte­ dy wyjeżdżam do Nowej Zelandii albo szukam swego miejsca w Bieszczadach. To wynika czasem z mojego zbyt po­ rywczego charakteru, ale potrafię też włożyć głowę pod kran z zimną wodą.

- Pam ięta pan swe początki w radiu?

- Tak, To radio, albo raczej radio­ węzeł studencki, potem lokalne radio w Bielsku-Białej i RMJJ FM, Pamię­ tam pierwszy nocny program na kup­ cu Kościuszki. Wszystko było „naj” wielkie i oszałamiające. Z przeraże­ nia i tremy nie zauważałem dżungli wokół moich animacji. Pamiętam* że w pierwszej nocnej audycji grałem man. Stonesów i Red Hot Cliili Peppers.

- Po tyłu łatach pracy na antenie czuje pan jeszcze adrenalinę przed wej­ ściem do studia?

- Ktoś, kto pracuje w radiu i przestał odczuwać ów charakterystyczny dresz­ czyk emocji albo adrenalinę czy lekką tremę przed kolejnym spotkaniem ze słuchaczem w eterze, powinien się chyba zastanowić nad zmianą zajęcia. Rutyna jest z czasem nudna, męcząca i co

naj-ważniejsze - zabija k reację Słuchacz to słyszy, tak jak w idz w teatrze wyobraźni. Pewien doskonały polski aktor pow ie­ dział kiedyś, że gdy przestanie o d czu ­ wać trem ę przed spektaklem , to będzie to czas zejścia ze sceny,

- Co, pańskim zdaniem , jest ta­ kiego m agicznego i niepow tarzalnego w radiu?

- Zdecydow anie ów unikalny k o n ­ takt, jaki się nawiązuje m iędzy dw iem a głów nym i postaciam i każdego sp e k ta ­ klu, m iędzy słuchaczem a prow adzącym program . T ru d n o czasem to uzyskać w ciągle przyspieszającym rytm ie n o ­ woczesnego radia. Ale naw et w radiach kom ercyjnych jest czas na oddech, uśm iech, Czasem porów nuję swoje radio do jazdy sam ochodem i w tedy spraw dza się pow iedzenie: niew ażne, jakim sa­ m o ch o d em podróżujesz, tylko z kim...

- Śladem w ield kolegów' radiowców' nic ciągnie pana do telewizji?

- Nie ciągnie... Nie wiem. jak się po­ toczy moja praca zawodowa za kilka lat. Nigdy nie mówię nigdy, niemniej nie zabie­ gałem jeszcze o występowanie na szklanym ekranie. To jest c b ’ba tak jak w starym h i­ cie Ruggles „Video Killed th e Radio Star" a telewizja zabija magie słowa. Tam wszyst­ ko widać i brakuje już miejsca na wyobraź­ nię. A z drugiej strony takie programy, jak choćby kultowy „Saturday Night Live11 w radiu są nie do zrealizowania.

- Jak, w edług pana, zm ien iło się ra­ dio RMF FM w ciągu prawie 20 lat?

- To w ypadkow a zm ian czasów, go­ spodarki, techniki, ludzi z ich u p o d o ­ baniam i i now ym i przyzwyczajeniam i. D awniej obow iązyw ał m odel pracy od siódm ej do piętnastej. A dziś ludzie p ra ­ cują od dziw iętnastej do siedem nastej

z porą na lunch. Radio kom ercyjne,

które nie żyje z abon am en tu , m usi p o ­ dążać za słuchaczem . M oim znajom ym , którzy w ypom inają m i zm iany k o m er­ cyjne stacji, po d aję jeden prosty przy­ kład piekarza, k tó ry zbankrutow ał. Piekl w yśm ienite bułeczki z ciem nego pieczy­ wa. z ziarnam i- Był przekonany o ich wy­ jątkow ości, ale nikt ich nie kupował. Jego konkurent pro p o n o w ał n ato m iast takie, jakie co dzień kupow ali ludzie. Jedynie dla koneserów mial coś ekstra,,. Radio podlega takim sam ym cyklom jak m uzy­

ka popularna. Ś rednio co dw adzieścia lat następuje p ow rót tw órców d o korzeni, d o gitarow ego grania, do fascynacji m u ­ zyką elektroniczną czy disco itd. Tylko czekać, jak w radiu będzie więcej radia.

Z RMF-ie dziennikarstw a uezyli

się tacy dziennikarze jak Piotr Metz, Bogdan Rymanowski, Marcin Wrona czy tw a Drzyzga. RMF FM to kuźnia dziennikarstwa?

- Chyba tak. Tu zawsze pracowali i nadal pracują najlepsi fachowcy. C hoćby serwisy inform acyjne Bogda­ na Zalewskiego to niespotykana poezja przekazyw ania faktów na polskim ry n ­ ku m edialnym . Jeżeli ktoś ma to „coś” w sobie i ogrom ny zapał d o pracy* to RMF FM nadal jesl najlepszym radiow ym u n i­ wersytetem . Pam iętam swój początek na krakow skim kopcu, gdy ówczesny szef « Itc n y Edw ard M iszczak genialnie za­ chęci! m nie do pracy, W pierwszej naszej rozm ow ie zapytał: „Synku, czy ty wiesz„

co to są media? Wycisną cię ja k cytrynę i rzucą w k ą t”. To fakt, w lei robocie trze­

ba czasem m ieć tw ardy tyłek i odkryć w sobie pasję, bo praw dziw a praca w ra ­ diu !o chyba nie zawód, ale sposob na życie.

- Grupa RMF KM uruchom iła w ie­ le kanałów tem atycznych w serwisie ww w .m iastom uzyki.pl, m .in. „RMF PO Plistę” Czy Internet jest jakim ś za­ grożeniem dla tradycyjnego radia?

- Radio będzie istniało dopóty, d o ­ póki będą słuchacze. In tern et to nie za­ grożenie dla sam ego radia, ale zm iana platform y nadaw ania, w yw ołana zm ie­ niającym i się czasami w ym ogam i te c h ­ nicznym i. Fale eteru zostaną zm ienione n a system zero jedynkow ego przesyłu danych, Ale nadal m uzyka, słowo, ludzie je tw orzący po zo stan ą w artością i treścią oterty cyfrowej, O tw iera to n ieo g ran i­ czone m ożliwości dla wszystkich, O d lat lansow ałem lezę, że wszyscy skończy­ my w sieci, ł sam w nią z o c h o tą w sko­ czyłem. W łaśnie na „Mieście M uzyki” m am autorską stację RMF pop & C olors i autorskie program y „Po g o d z in a c h '. C o m oże chcieć więcej d zien n ik arz m u ­ zyczny bez kom ercyjnego selektora? Je­ dynie zarażania sw oim , czasam i m a n ia ­ kalnym wręcz, podejściem do muzyki i nowych odbiorców.

Rozmawiał:

Norbert Tomasik

(13)

StuDnla

Zaczyna się od savasany,

czyli „pozycji trupa"

Joga uczy, jak nabrać dystansu do siebie i świata zewnętrznego

Tomasz Kucza

P

raktykuje ją Sting, skołatane ner­w y leczy nią M adonna, a m ojej znajom ej p o m ag a p o n o ć na m i­ łosne frustracje. Joga, starożytny system ćw iczeń w yw odzący się z Indii wyleczy! z d e p r e s ji p o ło w ę h o lly w o o d z k ic h gwiazd, a niektórym zagubionym E uro­ pejczykom w skazał drogę ku szczęściu i sam orealizacji. Czym napraw dę jest joga? O co w niej chodzi i czy faktycznie

m ogę ja ćwiczyć wszyscy?

Pierw szym i pisanym i źródłam i m ó­ w iącym i o jodze s-ij Wedy, starożytne księgi indyjskie, których pow stanie d a tu ­ je się na lata 1500-300 p n e . W sanskry- d e term in joga oznacza ‘scalenie, „ze­ spolenie1 rozum iane jako ‘zjednoczenie z Bogiem’. Praktyka opiera się głów nie na w ykonyw aniu asun, pozycji gim nastycz­ nych, które nierozerw alnie połączone są z oddechem . C ałości d o p ełn iająpranaja-

my, ćw iczenia oddechow e, oraz m edyta­

cja, Klasyczna joga to przede w szystkim rełigia i filozofia. Praktyka była drogą głębokiej duchow ości i w yrazem poszu­ kiw ania Boga.

W spółcześnie istnieje kilka dużych szkół jogi uczących w edług określonej m etody opracow anej przez konkretnego m istrza. W Polsce najczęściej spotykany­ m i stylami są viniyoga (kładący nacisk na koordynację ruchów z oddechem ),

iyengar (zw racający szczególną uw agę

na właściwą postaw ę i dokładność w yko­ nywanych asan) oraz sivananda (łączący ćw iczenia oddechow e z a sanam i i m edy­ tacją}. W K rakow ie działa kilka profesjo­ nalnych szkół, które różnią się m etodą prow adzenia zajęć oraz nastaw ieniem do osób praktykujących. Po zapoznaniu się z ofertą zdecydow ałem się na szkolę Katarzyny Stryjniak-Erickson „Yoga In ­ ternationa]”,

Po krótkiej i sympatycznej rozmowie telefonicznej dowiaduję się od instruktorki, że oprócz 2 5 zł i wygodnego, niekrępuiące- go ruchów ubrania nie będzie potrzebne mi nic więcej. Jogę ćwiczy się boso. Pozytywne nastawienie i otwartość są mile widziane. Dla własnego dobra przed rozpoczęciem zajęć należy powiadomić nauczyciela o ewentualnych przebytych kontuzjach czy też problem ach ze zdrowiem. W większo­ ści szkół obecność na zajęciach nie w ym a­ ga wcześniejszej rezerwacji,

Po przyw itaniu z uraczą nauczyciel­ ki) znalazłem się n a dużej sali z rozłożo­ nym i na podłodze niebieskim i m atam i. O kom pleksach nie ma tu mowy. Ćwiczą wszyscy bez w zględu n a wiek czy masę ciała. A tm osfera jest diam etralnie różna o d tej panującej w siłow niach i klubach

fitness. W szyscy starają się być przyjaźni. Lekko speszony, kładę się na podłodze.

Zaczynam y od $ava$any, pozycji trupa. C hodzi o relaksację i wyciszenie um ysłu przed w łaściw ą praktyką. Leżąc n a plecach, uczę się oddychać p rz e p o ­

ną,

prow adząc pow ietrze w d ó ł brzucha. Z tru d e m udaje m i się opanow ać potok myśli płynący w m ojej giowie, U św iada­ m iam sobie, jak bardzo jestem zaabsor­ bowany codziennym i spraw am i i sam ym sobą. N auczycielka instruuje, żebym nie o cen iał pojaw iających się myśli, ale je d y ­ nie biernie je obserw ow ał.

Po kilku głębszych w dechach i w y­ dechach siadam y ze skrzyżow anym i n o ­ gami. Zostaje odśpiew ana trzykrotnie m a n tra „OM ”, czego naw et się nie p o d e j­ m uję zrobić. Sam o słuchanie, jak robią to lnu, uspokaja i pozwala zapom nieć o świecie za oknem . ► fo t. w w w . s i r ko laj og j. c tł m . p l f w ik i/ i nd e x . p hp / $.

(14)

StuDnla

► P ó źn iej p rz y c h o d z i czas na tzw, o d d e c h y sło n e c z n e . ; T utaj sp ra w y tr o c h ę się k o m p lik u ją , gdyż trz e b a s y n c h ro - ; n iz o w a ć o d d e c h ze s k ło n a m i, u n o s z e n ie m rąk j w y p ro s to - j w a n ie m pleców . N a u c z y c ie lk a je d n a k u sp o k a ja : „ K a żd y \

w sw o im , in d y w id u a ln y m te m p ie t d e lik a tn ie ”. I fa k ty c z n ie , ;

tr u d n o się tu d o s z u k a ć ja k ic h k o lw ie k o z n a k ry w a liz a c ji ; p o m ię d z y ćw iczącym i* K ażdy s k u p io n y n a so b ie i sw o- i im o d d e c h u , p ró b u je w y k o n a ć k o le jn e a sa n y b ez o g lą d a - ; ni a się n a in n y c h . P o d e jm u ję z a te m i ja n ie ś m ia łe próby. : W tra k c ie d o w ia d u ję się czeg o ś o m ię śn ia c h z n a jd u ją c y c h \ się w m o im ciele, o k tó ry c h is tn ie n iu d o tej p o ry n ie m ia ­ łem p o ję c ia .

S u ry a N a tn a sk a r, p o w ita n ie S ło ń ca, o k a z u je się d y ­

n a m ic z n y m u k ła d e m p o łą c z o n y c h ze so b ą a san. Z g o d n ie : z ry tm e m w y z n a c z o n y m p rz e z o d d e c h p ró b u ję p ły n n ie ; p rz e c h o d z ić z je d n e j p o zy c ji w d ru g ą . W ła ś n ie te ra z p r z e ­ k o n u ję się, Ze u p ra w ia ją c jo g ę , ró w n ie ż m o ż n a się sp o c ić . ; Ć w icz ąca k o ło m n ie d z ie w c z y n a z a p e w n ia z u śm ie c h e m , : że p ó ź n ie j byw a już ty lko lep iej. G o d z in n a lek cja w y p e ł- : n io n a je st ć w ic z e n ia m i o z a s k a k u ją c y c h n a z w a c h , ja k np, i

„ P atrzący w d ó ł pies, „ K ro ko d yl” czy „W ojow nik n u m e r :

je d e n ”. :

D la p o c z ą tk u ją c y c h p rz e w id z ia n y z o s ta ł cały ze sta w i u ła tw ie ń , w k tó re g o skład w c h o d z ą p ask i, d re w n ia n e : k o stk i, z ro lo w a n e koce; p o d k ła d a się jc p o d ró ż n e p a r- ; tie cia ła . W y k o n u ję g łó w n ie ć w ic z e n ia w p ro w a d z a ją c e do : p ełn y ch asan, co p o z w a la m i się b ez z b ę d n e g o stre s u za- : p o z n a ć z k o le jn y m i p o z y c ja m i. P rzez cały czas trw a n ia i lekcji m o g ę liczyć na w sp a rc ie i p o m o c n a u c z y c ie la , k tó ry : p o p ra w ia u ło ż e n ie c ia ła w razie p o trz eb y .

C a ło ść z a m y k a z n a n a m i już „p o z y c ja tr u p a ”, w k tó re j : d e b iu ta n c i d o c h o d z ą d o sieb ie, a p o z o s ta ła część p rz y - : g o to w u je się d o p o w ro tu d o c o d z ie n n o ś c i. Jeszcze ty lk o i

m a n tra „O M " i m o ż n a z sa ty s fa k c ją stw ie rd z ić , że p rz e ż y - : lo się p ie rw s z ą lek cję jogi.

O soby, k tó re szu k ają n o w y c h w ra ż e ń , re la k su i wy ci- ; szen ia, p o w in n y zn ale ź ć na zaję c ia c h co ś dla siebie. N ie i

d o s tą p iłe m w p ra w d z ie o ś w ie c e n ia a n i też n ie u d a ło m i : się p o łą c z y ć z A b so lu tern , m im o to p o c z u łe m się z re la k - : so w a n y i tro c h ę b a rd z ie j w y ciszo n y , P o m im o z a p e w n ie ń l n ie k tó ry c h sław z p ie rw sz y c h s tro n g azet jo g a n ie ro z w ią - i

żuje w sz y stk ic h p ro b le m ó w . U c z e s tn ic z e n ie wT zaję c ia c h : n ie g w a ra n tu je b o w ie m o d n a le z ie n ia m iło śc i ży cia, sp e k - j ta k u la m e g o su k cesu z a w o d o w e g o czy też zd a n e j sesji, i

Uczy n a to m ia s t, jak n a b ra ć d y s ta n s u do sieb ie i św ia ta ; z e w n ę trz n e g o . P ra k ty k a m e d y ta c ji b ą d ź rela k sa c ji m o że i p o m ó c w w s łu c h a n iu się w siebie, p o z b y c iu s tre s u i w szel- i k ich n a p ię ć.

C h o ć te o re ty c z n ie jo g ę m o że p ra k ty k o w a ć każdy, i zajęć p o w in n y u n ik a ć o soby p o w y p a d k a c h i c h o re p s y - : ch icz n ie . Ć w ic z e n ia n ie p rz y p a d n ą le ż d o g u stu z a p e w n e i tym , k tó rz y szu k ają czegoś e n e rg ic z n e g o , p o d n o s z ą c e - ; go b ły sk aw ic z n ie p o z io m a d re n a lin y i o d b y w a ją c e g o się i w im p re z o w e j a tm o sfe rz e . W szy scy p o z o s ta li s p o k o jn ie i m o g ą sp ró b o w a ć o d k ry ć sw oje c ia ło n a n o w o i z a trz y - ; m ać się na chw ilę w p ę d z ie d n ia c o d z ie n n e g o . P o d o b n o i w szy stk ie o d p o w ie d z i są w nas. Być m o że w a rto p o s z u k a ć ' ich w ten sp o só b , ■ :

Teatr KTO

LUTY 2009

W szystkie spektakle o godz. 19.00 w Teatrze KTO

Bilety/Tickets;

Spektakle - 30 i 20 zł

K abaret PUK - 20 zi

Teatr KTO ul, G zym sików 8 K raków

tel, 012 623 73 00 tel./faks 012 633 89 47, godz. 1 0 - 1 8 promOC ja@teat r kto.pl

w w w .teatrkto.pl

C en tru m Inform acji Kulturalnej ul. św, Jana 2 tel. 012 421 77 78, godz. 10-18 05-02. t/waj-tek 0G,02. piątek 07-02. ńoboia 12.02. ccwartck 13.02. piątek 14.02. iobuta 19-02. CZtrartck 20.02. piątek 21-02. soboli 27.02. piątek 25.02. soboU

Sj>rrti/dJłFi dótn, w którym j u ż nie m tigf miffzkfić lefitr KTO ■

Sprzedam (form, w którym j u i nie m ogf m ia lk a ć Tsatr KTO : SjnrrthHjirt! 4om t którym iu± nie m o « mieszkań Tfeatr KTO

Atrament illti leworęcznych Klepsydrt i

Atrament lila lewerfcznydi

Atram ent iih leworęcznych Stuk

Stuk

O statnia godzina Otiat/iiagorizhifi

Tćfltr KTO -Teatr A PAST (Katowice) : Teatr KTO j Teatr KTO ; KLihifet PL'K Kabaret PUK j Tftatr KTO : Teatr KTO : 14 Styczeń 2009 | m iXer

(15)

KUMulus

Sesja pozostaje jednym z bardziej traumatycz­

nych przeżyć w życiu studenta...

Trzeba to przeżyć,

a później... odreagować

P

oczątek. Nic, nic nowego toku, choć ten dla wielu jest przyjem­ nym w spom nieniem beztroskiej zabawy. Mówię o innym początku, prze­ możnej bestii, której wspom nienie zasiewa strach i przerażenie wśród braci studenc­ kiej i powoduje nieopanowane drżenie rąk tira/, kompulsywne ruchy gałek ocznych. Straszne słowa, których wypowiedzenie okupione jest wielkim wysiłkiem - tak, moi drodzy, uto ona, królowa wszelkich dyskusji ponoworocznych trwających aż do połowy lutego - sesja.

Zdawałoby się, że sesja to niewinne słowo. Si) sesje fotograficzne, których jak­ że estetycznym efektem pozostają okiadki błyszczących czasopism. Są sesje parla­ mentów i rad miast, podczas których wielu z demokratycznie wybranych przedstawi­ cieli stara się udawać, że coś robi i przetrwać kolejny rok Są wreszcie sesje treningowe wyciskające siódme poty z nieszczęśników, którzy maj4 wysoki próg bólu i równie wy­ soki stopień masochizmu.

Jednak nas, studentów, to nie obcho­ dzi - a ignorowanie jest całkowicie uza­ sadnione. W potoczeniu z dość przerażają­ cym obrazem umieszczonym przez markę naturę za oknem sesja zimowa pozostaje jednym z bardziej traumatycznych, okreso­ wych przeżyć w życiu studenta.

Jak tem u zaradzić? Nie jest łatwo - musimy bowiem oprzeć się natrętnej świa­ domości, że oto zaraz po przeżuciu tego ma­ ratonu nie czeka na nas rozkoszna nagroda trzech miesięcy wolności, ale raczej prowi­ zoryczna przynęta rzucona przez system oświaty w postaci kilku dni oddechu.

Nie będę tu pisać o tym, że wcześniej­ sze przygotowanie zapewni wam spokojny sen, Nie będę wam też pisać, jak znajomość z osobami pilnymi i ambitnymi może mieć wymierne korzyści w postaci pozytywnych naliczeń. Nie wspomnę także o ważnej roli systematycznej obecności na zajęciach i choć epizodycznego, ale jednak aktywne­ go w nich udziału, i w końcu nie powiem

wam, jak czerwone i błyszczące świeże jabłko okazuje się tylko bajkową formą zabiegania o cieplejsze uczucia ciała profe­ sorskiego.

Dla nas, tych maluczkich, którym obce są tak cyniczne działania, ważne są codzienne przyjemności rozpraszające owe czarne chm ury klęski.

Tylko co wybrąć? Dla jednych na pew­ no odskocznią będzie wysiłek fizyczny I choć sama unikam raczej lego typu ak­ tywności, to jednak dobrze rozum iem chęć fizycznego wymęczenia organizmu. Jednak co z tymi, którzy nie czują przyjemności z samoumartwiania? Dla nich druga strona medalu - comfortfood* Określenie używane szczególnie często w USA oznacza jedzenie niezbyt wyszukane i raczej gotowane w d o­ mowym stylu, jest najczęściej dość ciężkie i aromatycznej dlatego też okazuje się wręcz idealnym rozwiązaniem na wciąż chłodne zimowe diii.

Jeśli czujemy nieodpartą chęć zalepie­ nia sobie żołądka wszelkimi słodkościami, prawdopodobnie nic nie przebije „Cze­ kolady^ czyli lokalu na Brackiej. Lokalik jest dość spory i wystarczająco ponury na te porę roku. Gdy podchodzicie do lady, by złożyć zamówienie, wasze zmysły zo­ stają zaatakowane przez wszechobecne aromaty i smaki - cynamon, kardamon i zapach doskonalej jakości kakao doskona­ le wpasowuje się w ideę balsamu dla duszy. Jeśli zjawicie się o odpowiedniej porze, być może uda wam się złapać ostatni kawałek pysznego krakowskiego sernika, którego już pierwszy kęs przywołuje wspomnienia

0 ciepłym dom u i babcinych wypiekach - a właśnie o to chodzi w idei comfort food - jedzenia, które tworzy kojącą atmosferę 1 pozwala na chwilę zatrzymać się w wielko­ miejskim (lub małomiejskim) pędzie.

No dobrze, ale co jeśli czekolada nie jest naszą miłością i wolimy bardziej zdecydowa­ ne i ostre smaki? Niedawno pojawiła się bar­ dzo ciekawa możliwość - jedzenie hinduskie. Jeśli czytając te słowa, stanęła wam przed

oczami wizja sieciowych lokali spod znaki; „Bombai 'landori”, odgoiicie je natychmiast. Mówię o prawdziwej, prostej i aromatycznej kuchni autorskiej - „Orient Ekspres". Nazwa słusznie wam się kojarzy ze sławnym filmem spod znaku Agathy Christie „Morderstwo w Orient Ekspresie” Czeka was bowiem eks­ kluzywna podróż, gdzie śmierć z powodu przejedzenia nie jest niemożliwa. Pod koniec ub. roku restauracja zatrudniła prawdziwe­ go hinduskiego kucharza Ashisha Agravala, który stworzył swoją autorską kuchnię - być może łagodniejszą ze względu na europejskie delikatne podniebienia, ale wciąż autentycz­ ną. Ceny umiarkowane - jedzenie smaczne i proste. I o to właśnie chodzi.

Po strawie dla ciała czas na strawę dla duszy. Cóż może robić w Krakowie student, jeśli nie rozwijać się - zwiedzać wystaw, odwiedzać kina i teatry czy liczne księgarnie? Nie m a mowy ekspresyjnych rozrywkach. Nie powinniśmy się przecież tak intensywnie forsować, stojąc w obliczu zmagań umysłowych.

Udajmy się więc w kilka miejsc - po pierwsze polecam księgarnie „Massolit Całe" - miejsce, gdzie w takiej lekko stę- chłej, ale bardzo przyjemnej atmosferze możemy spędzić kilka godzi, przegląda­ jąc i podczytując książki zarówno nowe,

jak i te używane. Nikt nas nie będzie pospie­ szał ani nerwowo wskazywał na zegarek.

Kolejnym miejscem jest na pewno „Bun­ kier Sztuki” gdzie zawsze dzieje się coś cieka­ wego. Kuratorzy tego miejsca od lat nie próz- nują i starają się zaskakiwać krakowian coraz to śmielszymi i oryginalniejszymi wystawami.

Warto również odwiedzić mniejsze kina - kina studyjne. Tu właśnie tu m oże­ my obejrzeć filmy rzadkie, z krajów nieco dla nas egzotycznych, jak Islandia, W ietnam czy Afganistan. Po drugie spotkamy tu filmy starsze lub te, które nie miały szczęścia zna­ lezienia sponsora, a tym samym nie trafiły do ogólnopolskiej, czy nawet ogólnoeuro­ pejskiej dystrybucji

fest oczywiście jeszcze wiele innych sposobów na pozbycie sic depresji. Ważne, by w takim okresie znaleźć coś, co nas p o ­ ratuje - dla jednego będą to godziny spę­ dzone ze starymi filmami na DVD, dla in ­ nego mozolne czyszczenie rdzy z arm atury łazienkowej. Nie wnikając w tak osobiste preferencje, polecam tylko waszej uwadze jedno - żebyście, zajmując się odwróce­ niem uwagi od szarych zimowych dni, nie przespali jednego - sesji,

(16)

K U M U | U S P 0 $ >

anty„koncepcja tandety

Krwawiący polipropylen

podrzucony do sklepu

belgradzkiego rzeźnika

Bartosz Walat

współczesnych czasach plastiku, kitu i sarnowy- starczalnej m aterii bar­ dzo rzad k o m am y d o czynienia z jaki­ m ikolwiek objaw am i ludzkie) ingerencji w szeroko rozum iane zło. Oczywiście

każda inność czy agresja są zwalczane,

czasem aż nadto, szczególnie w p rzy p ad ­ ku tego pierwszego* jed n ak pow szechnie pielęgnow ana jest obojętność na czyjeś uczucia czy odczucia. Chyba że m am y do czynienia ze śm ie rc ią Bo naw et gdy jest sym ulow ana i przem aw ia zza szyby, bu d zi niew ątpliw ie skrajne em ocje nie tylko sam ych zainteresow anych.

Kie zam ierzam wygłaszać w szela­ kich opinii i osądów bezpośrednio w ią­ żących się z sam ym czarnym zakończe­ niem ludzkiego istnienia. Chciałbym jedynie prześw ietlić i zakreślić postaw ę wpływ ow ych zbulwersowanych p o sta ­ ci, dla których granica życie - sztuka jest bardzo cienka, a wszelkie przejaw y krw aw ego m anifestu - z góry posądzane o kultyw ow anie szatana.

W latach dziew ięćdziesiątych ub, wieku, gdy sztuka całego globu za­ częła natarczyw ie ingerow ać w ży­ cie zatw ardziałych tradycjonalistów , m ieliśm y do czynienia z wielom a n ie­ konw encjonalnym i projektam i. Jednym z tw órców zakazanych był pochodzący z okolic Belgradu Darko Maver. Stał się aranżerem sym ulowanych m o rderstw popełnianych na terenach Bośni i H er­ cegowiny, Zm asakrow ane zwłoki znaj­ dowały się w hotelach, szpitalach, letnich rezydencjach. Intencją au to ra było stw o­ rzenie w rażenia „pajęczyny” zdarzeń. W iadom ości na tem at zbrodni m iały się ukazyw ać w codziennej prasie, m agazy­ nach sztuki i rap o rtach policji. C h odziło

o wykreowanie mitu na tem at własnej

osoby, jak rów nież pokazanie, w jaki sposób m edia wpływają n a ludzką p e r­ cepcję rzeczywistości,

W szystkie rzeźby i instalacje w y­ konane były z p o lip ro p y le n u i PCV. Stało się to wielkim dokonaniem tego nieprzeciętnego uczestnika w arsztatów artystycznych, organizow anych przez belgradzką A kadem ię Sztuk Pięknych. Projektant realnie wyglądających form zostaw ał w ielokrotnie aresztow any pod zarzutem m orderstw , jed n ak b rak d o ­ w odów w ykluczał dłuższe zatrzym ania.

„Z m arł w 1999 r,T m ając zaledwie trz y ­ dzieści siedem lat. Okoliczności do dziś nie są znane” - tak brzm iały notki o rze­ kom ej śm ierci M avera w areszcie policyj­ nym. P om ińm y fakt, ile w tym prawdy,,«

Twórca piastikowycli happeningów

tworzył niespełna siedem lat, rozpoczął dyskusje, która wr niektórych kręgach trw a do dziś. I choć tem at niewątpliwie zm ierza d o zarysow ania granic sztuki, ja w tej kwestii oczekuję subiektywnych przem yśleń ze strony odbiorców. Sam uw ażam działalność D arka M avera za je d n o z najbardziej wpływowych i rew o­

lucyjnych zajść w sztuce. Tym sam ym

chciałbym zam anifestow ać p o trzeb ę indyw idualnego rozstrzygania, co tak napraw dę wpływa źle na kształt o m a ­ mianej ludzkości. Niestety. O d wielu lat stronnicze organy naświetlające pozorne zagrożenia n ieprzerw anie ch ro n ią przy­ padkow ych odbiorców przed jakim ikol­ wiek objaw am i i chęciam i pow szechnego

i bezgranicznego uśw iadam iania.

Jeżeli w szechstronna konw encional- ność uw ażana jest za nudną, a twórcze zwalczanie czyjejś inicjatywy będzie n a ­ da! tłu m io n e działaniam i policji, to już nic nie będzie w stanie doprow adzić do konkretnych zm ian w nastaw ieniu ogółu. Skoro rzeczywiście śm ierć w sztu ce jest ta k o b ra z o b u rc z a , to m oże w ykluczm y ją 7. innych dziedzin, które tylko dzięki

niej m ogą funkcjonow ać. W tedy będzie­ my m ogli przestać o niej mówić, bo prze- ciez nie m ów i się o n ieo b e c n y c h .,.

JUST GETUP

-

Czytałam wiele

ale i tak zawsze

O życiu zaklętym w zdjęciach

oraz o świecie uchwyconym

fotografką Justyną Ołchawą

- Pod koniec ubiegłego roku odbył się w ernisaż tw oich zdjęć, zo rgan izo­ wany przez „Artystyczne Stowarzysze­ nie .scal_art”. Czym on był dla ciebie? Myślisz już o następnym?

- Była to próba konfrontacji mnie z resztą świata, (śmiech)

- Z jakim i efektami?

- W płynęło to najbardziej na wzrost mojej samooceny. Wystawa jest dużą m otyw acją, by rozwijać swą pasję.

- Twój w ernisaż odbył się pod sztandarowym hasłem „Moja n ieo b ec­ n ość” Skąd pom ysł na taki tytuł?

- ... b o wydaje m i się, że fotogra­ fowane przeze m n ie postacie są w yob­ cowane, nieprzystające do dzisiejszych czasów. Być m oże udało m i się to osią­ gnąć p o p rzez ich rozczłonkow anie,

(17)

Zdjęcie z wystawy „Moja nieobecność7'

podręczników,

robię po swojemu

...

j o pasji zaklętej w życiu

obiektywem z początkującą

rozmawia Joanna Nieć

nie pokazałam ich w całości. Są obecne fizycznie, lecz duchow o zagłębione we własnej m elancholii.

- Czy zatem tw oje zdjęcia m anife­ stują ocenę dzisiejszego świata? A jeśli tak, to co m u zarzucają?

- Nie posuw ałabym się aż lak d a ­ leko w ich interpretacji, nic chcę d o b u ­ dowywać do nich zbędnej ideologii czy niepotrzebnego przesłania, Po p rostu przedstaw iają „m ój świat* zatrzym any w czasie, m elancholijny, oderw any od rzeczywistości.

- Fotografujesz ot* tak? Czy jest to proces spontaniczny? Co decyduje o tym, że uwieczniasz tę, a nie inną p o­ stać? G łów nie fotografujesz Ludzi...

- Przew ażnie jest to spontaniczne. Czasem się widzi m om ent, k tó ry d o

nas przem aw ia, i chce się go zachować, fo tografuję znajom ych, a że nie m am skłonności d o nam aw iania ich, by w zię­ li udział w sesji, z reguły są to ci, którzy zgodzili się dobrow olnie.

- M ówisz o spontaniczności, p od ’ czas gdy ze zdjęć wyziera pewna poza. To naturalność tw oich m od eli czy sztuczny zabieg pod twoje dyktando?

- Zaieży. N ie zawsze jest to ca łk o ­ wita sp o n tan iczn o ść. C zasam i proszę o pow tó rzen ie czegoś, czego nie zdąży­ łam uchw ycić, lub o zm ian ę postawy, Robię to w celu ulepszenia kom pozy­ cji. Same sytuacje je d n a k m iały m iejsce w rzeczyw istości i nie kreow ałam ich od podstaw .

- W iększość twoich zdjęć jest czar­ no-biaf a. Dlaczego?

- Ta kolorystyka ma inną m oc w y ra ­ zu. Jest dużo m ocniejsza i głębsza. We­ d łu g m n ie k o n trasty św iatłocienia d o ­ głębniej wydobywają efekty' estetyczne.

A w jakich barwach ty w idzisz świat?

- Niestety, w szarych. Chciałabym to zm ienić, ale taka jest m oja natura.

- Jesteś w ięc zdeklarowaną pesy- mistką, a jeśli ta k to są chw ile, w k tó­ rych wątpisz w to, co robisz, tworzysz?

- C zęsto, w

- M ożesz to rozwinąć?

- Fotografuję, bo to kocham . Jednak każdy chciałby czuć się przez kogoś d o ­ ceniany, bo wtedy jego tw órczość zyskuje

na w artości i nadaje się jej sens. D latego tw orzenie do szuflady często zabija pasji. Nawet teraz, p o w ernisażu, postaw iłam sobie wyżej poprzeczkę. W ym agam od siebie więcej, dlatego też o d rzu cam n ie ­ które prace.

- Czy popadłaś w kult swojej pasji, albo m oże odw rotnie - czy zdarzyło ci się kiedyś potargać swoje zdjęcie?

- Prędzej to drugie. C zasem zd ję­ cie p o doba m i się chwile, wydaje mi się dobre, p o czym oglądając w ielokrotnie, stw ierdzam , że jest banalne, źle sk o m p o ­ now ane, i po prostu ie chow am . Bywa, że zyskuje w m oich oczach do p iero po jakim ś czasie. Bardziej je d n ak frustruje

m nie sam o fotografow anie.

* C o m asz na myśli?

- idąc nieraz ulicą, ubolew am , że nie m am ze sobą aparatu, p o czym gdy go zabieram , nie dostrzegam nic interesu­ jącego, Najczęściej jest to dla m nie n ie ­ spodzianka, b o najlepsze, jak się okazuje, w ychodzą zdjęcia niezaplanow ane.

- Kiedyś pow iedziałaś, że urze­ ka cię realność zdjęć. Jak ją uchwycić w obiektyw ie, gdzie jej szukać?

- Szukać należy wszędzie. W ystarczy wyostrzyć zmysły, u ruchom ić w yobraź­ nię, a wszędzie znajdzie się coś g o dne­ go uwagi. F-otograńa pom aga uchwycić m om enty, których w biegu nie zdążymy kontem plow ać. Daje r a m możliwość późniejszego oglądu na papierze, p o chy­ lenia się nad czymś, refleksji W poszuki­ w aniach trzeba zm ienić sposób p o strze­ gania świata, trzeba patrzeć naolaczającą nas rzeczywistość bardziej dogłębnie, w tedy zawsze ujrzym y coś ciekawego.

- Czy zatem zdjęcie, poprzez w y­ tw orzenie specyficznej aury, um ożliw ia ci kontemplację?

- Fotografia obrazuje to, że są rzeczy, którym wrarto się przyjrzeć, a które czę­ sto nieśw iadom ie pomijamy. Jej estetycz­ ny wyraz na p ew n o w prow adza w inny klim at. Każdv z nas przecież m a potrzebę przebyw ania z p ięk n em ...

-S tary rok zam knęłaś grudniow ym wernisażem . Masz jakieś plany zw iąza­ ne z fotografow aniem , które chciałabyś ziścić w now ym roku?

- M am, ale na razie w okresie zim o ­ wym jestem jak niedźw iedź, który by się wola! schować i przespać ów tru d n y okres, „V (śmiech) u

Justyna Olchowa, pusjonatka fotogra­ fii; urodztta się ii' jaśle w 1987 r; studentka

III roku kulturozmnntwa w Wyższej Szko­ li' Filozoficzno-Pedagogicznej Jgnatianum"

W Krakowie,

W grudniu ubiegłego roku zaprezento­ wała swój artystyczny dorobek na wernisażu „Moja nieobecność" zorganizowanym przez lk Artystyczne Stowarzyszenie .scai_Hrt'\

Cytaty

Powiązane dokumenty

Karpio A., Żebrowska-Suchodolska D., Efektywność inwestycyjna polskich funduszy emerytalnych w okresie zmian zasad prawnych, „Metody Ilościowe w Badaniach Ekonomicznych” 2016a, nr

From the macroeconomic point of view, such supple- mentary source of money creation could help the central bank to stabilize money supply and inflation, if the supply of money

Wartość wskaźnika Cash w roku zainicjowania dywidendy jest niemal taka sama, jak w roku trzecim przed zdarzeniem, przy czym test Wil- coxona nie potwierdza istotnych różnic

Modele dyskryminacyjne charakteryzują się wyższą trafnością prawidłowych diagnoz w przypadku oceny populacji przedsiębiorstw o niezagrożonej kondycji finansowej. Znacznie

Dochody gospodarstw domowych i ich determinanty – zróżnicowanie regionalne w UE Celem niniejszego opracowania jest ustalenie skali regionalnego zróżnicowania dochodów gospo-

Mając na uwadze konstrukcję swapów i rolę nierezydentów w kształtowaniu ich cen, sanacja portfeli frankowych ma i będzie miała znaczenie dla wyceny instrumentów

Cechą zastosowanej metody jest analiza zależności między wielkością udzielanej przez państwa członkowskie pomocy publicznej na rozwój regionalny a wielkością

The main purpose of this article is to present correlation analyses of the average tax rate, the amount of tax brackets and the so-called economic “growth & devel- opment