• Nie Znaleziono Wyników

View of There Must Be Something (In Reference to the Paper by Peter van Inwagen Why Is There Anything at All?)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of There Must Be Something (In Reference to the Paper by Peter van Inwagen Why Is There Anything at All?)"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

T o m X L V I I I , z e s z y t I - 2 0 0 0 J A C E K W O J T Y S I A K L u b l i n C O Ś M U S I I S T N I E Ć ( W Z W I Ą Z K U Z A R T Y K U Ł E M P E T E R A V A N I N W A G E N A D L A C Z E G O IV O G Ó L E C O K O L W I E K I S T N I E J E ? “) I. P Y T A N I E I M O Ż L I W E O D P O W I E D Z I

P. van Inw agen p orusza w swym - zaw artym w niniejszym tom ie - arty­ kule tradyc yjną fu n d a m e n taln ą problem atykę, posługując się w spółczesnym i narzędziam i analizy, a zw ła szcz a term inologią św iatów m o ż l i w y c h 1. Autor p ew ne fragm enty swej argum entacji tylko sygnalizuje, stąd m o g ą być one niezrozum iałe dla Osób, które nie znają innych j e g o tekstów (zw łaszc za jeg o książki M etaphysics). W arto więc - eksplikująco i krytycznie - prześledzić interesujące argum entacje van Inva gena w szerszym kontekście, m.in. wyżej w ym ien io n y ch tekstów oraz polem ik pro w a d zo n y ch z o m a w ia n y m tu arty k u ­ łem, a także tradycyjnych intuicji zw iązanych z ro z p atry w a n ą w nim p ro b le­ m atyką.

G łó w n a teza b roniona przez van Inw agena brzmi: n ieistnienie żadnego k onkre tne go obiektu (bytu) je st n ie p ra w d o p o d o b n e w n ajw y ż s zy m stopniu. (P om ijam tu zagadnienie koncepcji p ra w d o p o d o b ie ń s tw a - zbyt sk o m p lik o ­ wane i raczej w tórne wobec w łaściw ego tem atu). T e z a ta je s t ró w n o w a ż n a z tezą: istnienie jak ieg o ś konkretnego obiektu (czegoś) je st p ra w dopodobne w najw yż szym stopniu. Z au w ażm y od razu, że o d p o w ied ź na tytułow e pytanie

O p is y b ib lio g r a f ic z n e p r z y w o ł y w a n y c h p o zycji z n a j d u j ą się w z e s ta w i e n i u na k o ń c u arty kułu.

1 D z i ę k u j ę n a s t ę p u j ą c y m O s o b o m za in s p irac ję o r a z k r y t y c z n e u w a g i do pierw sze j redak cji n in ie js z e g o teks tu: prof. A. B. S tę p n io w i, dr. T. S z u b c e, dr. I. Z ie m iń s k ie m u , a z w ł a s z c z a mgr. M. I w a n ic k ie m u . N iestety, nie z d o ła łe m w p r o w a d z ić w s z y s tk ic h z a p r o p o n o w a n y c h p rz ez nich p o p ra w ek .

(2)

(„dlaczego w ogóle co kolw iek [konkretnego] istnieje?” ) nie p o lega tu - ja k to było w tradycji scholastycznej - na określeniu p rzyczyny istnienia tego, czego istnienie jest nam dane w dośw iadczeniu (bytu p rz ygodnego), lecz na ustaleniu stopnia p ra w d o p o d o b ień stw a (lub m ożliw ości) istnienia cz e g o k o l­ wiek (konkretnego). P odsta w ow e pytanie m etafizyki van Inw agen rozum ie więc szerzej niż scholastycy: chodzi mu nie tylko o istnienie bytów p rz y g o d ­ nych (choć nadal pom ija problem istnienia obiektów abstrakcyjnych, do przy­ pisania którym istnienia k o n iecznego się skłania). O d p o w ie d ź na tak posta­ wione pytanie nie m oże tedy polegać na rozu m o w an iu (w yjaśnianiu) p rz y c z y ­ now ym , lecz na rozw ażeniu konieczności, m ożliw ości lub p ra w d o p o d o b ie ń ­ stwa istnienia czegokolw iek (nieabstrakcyjnego). Ściślej rzecz ujm ując, sfor­ m ułow ane przez van Inw agena zagadnienie m a ch arakter nie kauzalny, lecz m odalny, stąd pow inno zostać w yrażone w pytaniu: jaki je s t m odalny status istnienia czegokolw iek (konkretnego)?

W ylicz m y w szystkie (czego A utor nie uczynił) m ożliw e - j a k się wydaje - odpow iedzi na p ow yż sz e pytanie:

(1) je st konieczne, by coś (konkretnego) istniało („jest n iem ożliw e, by nic nie istniało”);

(2) jest pra w d o p o d o b n e w najw yższym stopniu, by coś istniało (jest n iepra w ­ d o podobne w najw yż szym stopniu, by nic nie istniało);

(3) je s t bardziej praw dopodobne, by coś istniało, niż by nic nie istniało; (4) je s t tak samo p raw dopodobne, by coś istniało, j a k i by nic nie istniało; (5) je s t bardziej p raw dopodobne, by nic nie istniało, niż by coś istniało; (6) jest pra w d o p o d o b n e w najw yż szym stopniu, by nic nie istniało (jest nie­ pra w d o p o d o b n e w najw yższym stopniu, by coś istniało);

(7) jest konieczne, by nic nie istniało (jest niem ożliw e, by coś istniało)2. W sw ym artykule van Inwagen bierze pod uw agę trzy z wyżej w y m ie­ nionych tez: najpierw stara się uzasadnić (1); wobec n iep o w o d z en ia tej próby przechodzi do (w ystarczającego we własnej opinii) uzasad n ien ia (2); na końcu dod atk o w o obala pewien argum ent na rzecz (5) (Leibnizjańskie: „nic jest prostsze i łatwiejsze niż c o ś”). D odajm y, że odrzucenie (5) p o ciąg a za sobą odrzucenie (6) i (7), a przyjęcie (2) - przyjęcie (3) i odrzucenie (4).

“ Z a u w a ż m y , że z p o w y ż s z y c h o d p o w ie d zi na m o d a l n ą w e rs ję p y tan ia w y j ś c i o w e g o tylko tez y (2) i (3) m o g ą sta n o w ić o d p o w ie d zi wtas'ciwe na k la s y c z n e s f o r m u ł o w a n ie p y t a n i a ..dla­ c z e g o w o g ó le c o k o lw ie k ist n ie je? ” S to su n e k m ię d z y z a g a d n ie n i e m k a u z a ln y m a m o d a ln y m w y m a g a o d r ę b n e g o ro z patrzenia.

(3)

O drzucając tezę van Inw a gena (2) [zw aną dalej (II)], m o żn a uznać bądź tezą (1) [zw aną dalej (I)], bądź którąś z tez (3)-(7). P ie rw sz ą drogę wybrał E. J. L ow e - koreferent van Inw a gena na sesji Aristotelian S ociety, a drugą - T. B aldw in (w polem ice There M ig h t Be N othing o p ublikow anej w ..Analy­ sis” ), który podał argum ent dla w spólnego założenia tez (3)-(7):

(III) j e s t m ożliw e, by nic nie istniało- .

R ozpatrzm y - nieco przestaw iając strukturę artykułu van In w a g en a i k o le j­ ność polem ik - argum enty na rzecz (I) [teza konieczności], (III) [’’(hipo)teza nihilisty”] i (II) [teza najw yższego p ra w d opodobieństw a].

II. C Z Y J E S T K O N I E C Z N E , B Y C O Ś I S T N I A Ł O ?

T eza konieczności (I) m oże przybrać dw ie wersje: m ocniejszą (A) i słabszą (B). Skoro - j a k głosi - jest niem ożliw e, by nic nie istniało, to albo:

(A) przynajm niej coś je d n e g o z konieczności (zaw sze, bez w zględu na m o ż li­ we warunki czy zachodzące sytuacje) istnieje i je s t nim ten sam byt (np. Bóg);

albo:

(B) z konieczności (zawsze, bez względu na m ożliw e warunki czy za chodzące sytuacje) przynajm niej coś j e d n e g o istnieje, lecz nie jest nim ten sam byt: coś musi istnieć, lecz to, co istnieje, w y m ienia się (np. kiedyś istniały dinozaury, których teraz nie ma; teraz istnieją ludzie, którzy kiedyś p rz e sta n ą istnieć; lecz zaw sze coś będzie istnieć i nigdy tak nie było, by nic nie istniało).

P ow yższe intuicje m ożna - za van Inva genem - w yrazić prościej za p o ­ m o cą term inologii m ożliw ych światów:

( A ’) istnieje byt konieczny, tzn. taki. który istnieje we w szystkich m ożliw ych światach;

(B ’) żaden z m ożliw ych św iatów nie je s t pusty (w każdym m o ż liw y m świecie coś istnieje), choć niepraw da, że coś (to samo) istnieje we w szystkich m o ż li­ wych światach.

3 D o k ła d n ie j rz ec z biorąc, z ało ż e n ie to d o ty c z y też tezy (2). I rz e c z y w iś c ie : van In w a g en p rz y jm u je, że „istnie je, co n a jw y że j, j e d e n św ia t m o żliw y , w k t ó r y m nie is tn ie ją ż ad n e byty". J e s t to j e d n a k - w e d ł u g n iego - m o ż l i w o ś ć tak nikła, że p r a w d o p o d o b i e ń s t w o ś w ia ta bez b y t ó w w y n o s i: 0 (zob. p u n k ty VI i VII n in ie js z e g o tekstu ). N a le ż y w ięc t r a k t o w a ć (III) j a k o o d n o s z ą c e się tylk o do „ p o w a ż n e j ” m o żliw o ś c i. T a k ą m o ż l i w o ś ć w y r a ż a ją tez y od (3) - a b ardziej w yra źn ie : o d (4) - do (7).

(4)

W yjaśnijmy od razu, że van Inw agen nie twierdzi, j a k o b y m ożliw e światy (w tym aktualny świat) istniały realnie ja k o odrębne byty (stanow isko D. L e­ wisa, z którym van Inw agen polem izuje w swym artykule D w a p o ję c ia św ia ­ tów m o żliw y c h ; zob. też przyp. 1 o m aw iane go artykułu). W e d łu g A utora

światy m ożliw e to tylko „pew nego rodzaju obiekty a b s tra k c y jn e ” ( D w a p o ję ­

cia [...], s. 179), stanow iące użyteczne narzędzie dyskursu m odalnego. Tak

napraw dę istnieje tylko jed en Świat, a każdy m ożliw y świat to tylko pew na „pełna specyfikacja sposobu, w ja k i Św iat m ógłby b y ć ” (van I n w a g e n .

M e ta p h ysics, s. 82). O w ą specyfikację czy deskrypcję m ożna p o rów na ć do

historii, scenariusza, program u kom p u tero w e g o lub m apy (tam że, s. 83). Aktualny świat to „ m a p a ” tego, jaki Świat je s t 4. D odajm y, że Ś w iat (lub świat) rozum ie się tu szeroko: m oże on zaw ierać także Boga. Nie u tożsam ia się go więc z - p rz eciw staw ionym Bogu - stw orzeniem .

III. C Z Y I S T N I E J E B Y T K O N I E C Z N Y ? - A R G U M E N T O N T O L O G I C Z N Y

Van Inw agen twierdzi, że praw dziw ość ( A ’) m o żn a p róbow a ć w ykazać za p o m o cą tzw. m inim alnego m odalnego argum entu o n tologic znego. A rgum ent ten jest form alnie popraw ny, co widać, gdy je g o wersję z o m aw ian e g o arty­ kułu uzupełni się o przesłanki i w yjaśnienia podane przez Autora, np. w jeg o podręczniku m etafizyki (M e ta p h y sic s, s. 75-99). Sens tego argum entu można w sposób upraszczający przedstaw ić następująco: byt konieczny je s t takim bytem , że jeśli jest m ożliw y, czyli istnieje w przynajm niej je d n y m m ożliw ym świecie, to istnieje we w szystkich m ożliw ych św iatach; skoro byt konieczny j e s t m ożliw y, to istnieje we w szystkich m ożliw ych światach, a więc istnieje także w aktualnym (naszym ) świecie. czyli istnieje po prostu (w zw ykłym tego słow a znaczeniu). Jest tak, gdyż zaw artość m ożliw y ch św iatów jest nieza leżna od tego, który z nich je s t aktualny - ja k ik o lw ie k by z nich był aktualny, to byt konieczny (e x d e fin itio n e : ja k o istniejący w e w szystkich m ożliw ych światach) w nim istnieje. Innym i słowy: jeśli coś musi istnieć (istnieje z konieczności), to nie m oże nie istnieć, więc istnieje.

4 D o d a j m y , że istnie ją te m p o r a in e k o n c e p c je m o ż l i w y c h ś w ia tó w . W e d ł u g n ich m o żliw e św ia ty b y ły b y d e s k r y p c ja m i s p o s o b ó w , w j a k i e Ś w ia t by ł, j e s t lub m ó g łb y być w o k r e ś lo n y c h m o m e n t a c h (o k res ac h ) czasu . Por. np. M a s s e y, U n d e rs ta n d in g S y m b o lic L o g ic . s. 4 0 8 n.; Ż e g I e ń, M o d a tn o ś ć w lo g ic e i w filo z o fii, s. 102. I 18-125.

(5)

Od razu należy podkreślić (co van Inw agen w prost zauw aża), że ten argu­ m ent na istnienie bytu koniecznego nie je s t tożsam y z a r g u m e n tem na ist­ nienie bytu d oskonałego (a w ięc Boga), chyba że d o skonałość utożsam i się z koniecznością. P ow yższy argum ent to tylko argum ent na to, że je s t taki byt, który istnieje we w szystkich m ożliw ych światach. D odajm y, że według p e w ­ nych ontologii (zw anych przez van In w a g en a „ tra k ta ria ń sk im i” od Traktatu

logiczno-filozoficznego L. W ittgensteina) w każ d y m m o ż liw y m świecie

istnieją te same fu ndam entalne obiekty konkretne (św iaty te różniłyby się nie tymi obiektam i, lecz ich w łasnościam i); w szystkie p o d sta w o w e indyw idua istnieją więc koniecznie. Aby (nie wikłając się w k oncepcję „ w łą c z e ń ” i „w y ­ łą c z e ń ” - zob. van I n w a g e n , D laczego [...], s. 53) móc w takich onto- logiach wyrazić fakt, że jakiś byt nie istnieje, trzeba by co najm niej odróżnić bycie w św iecie (dotyczy to każdego obiektu kon k re tn e g o ) od istnienia w św iecie (dotyczy to obiektów „ w łą c z o n y c h ” ). N iestety, van Inw agen i nie­ którzy inni anglojęzyczni autorzy tego nie czynią, choć ję z y k angielski d y s p o ­ nuje k ilkom a w yrażeniam i (np. „to be” , „there is/are ...” , „to e x is t” ), za p o ­ m o cą których m ożna by w prow adzić stosow ne d y sty n k c je 5. Ich brak może wieść do n ieporoz um ie ń interpretacyjnych.

Van Inw agen zauważa, że jed y n y pro b lem w o m a w ia n y m rozum ow aniu stanowi j e g o przesłanka: byt konieczny je st m ożliw y (istnieje w przynajm niej j e d n y m m ożliw ym świecie), czyli m oże istnieć coś zarazem konkretnego i koniecz n eg o (istniejącego we w szystkich m ożliw ych światach). W praw dzie - j a k po d k re śla A u tor w swej M e taphy sic s (s. 93-98) - nie u dało się dotąd (wbrew próbom J. N. F indlaya) wykazać fałszyw ości tej przesłanki, jed n ak ż e (pom im o starań G. W. Leibniza) nie udało się także w yk a zać jej p ra w d z i­ wości. Nie dysponujem y więc d o w ode m kom patybilności własności bycia ko n k re tn ą rzeczą (bytem) oraz k o niecznego istnienia, czyli d o w o d e m m o żli­ wości koniecznie istniejącej konkretnej rz ecz y 6.

^ N a l e ż a ł o b y tu o d r ó ż n ić e g z y s te n c ja ln y sta tus: a) ś w ia tó w m o ż l i w y c h , b) Ś w ia ta (lub św ia ta a k tu a ln eg o ) , c) o b i e k t ó w z a w a r t y c h w a), d) o b i e k t ó w z a w a r t y c h w b), e) o b ie k tó w „ w ł ą c z o n y c h ” w a), f) o b i e k t ó w „ w ł ą c z o n y c h ” w b). Dzięk i t em u u n i k n ę ł o b y się n ie z r ę c z n y c h s f o r m u ł o w a ń typu: „istn ieje , co n a jw y że j, je d e n m o ż l i w y św ia t, w k tó r y m nie is tn ie ją ż ad n e b y t y ” ( „th ere is at m o s t one p oss ib le w o rld in w h ic h th ere are no b e i n g s ” ) (van I n w a g e n , D la c ze g o [...], s. 42). S p r a w a ta j e d n a k z a s łu g u je na o d r ę b n e ro z p a tr z e n ie , stąd nie b ęd zie się tu k o r z y s ta ło z p r o p o n o w a n y c h d y sty n k c ji.

6 W k o n s e k w e n c ji o d p a d a o n t o lo g i c z n y a r g u m e n t na istn ie n ie Boga, ale ta k ż e arg u m e n t na rzec z „o n to lo g ii trak t a r i a ń s k i e j ” . Tej dru giej k o n s e k w e n c j i van In w a g en ni e z a u w a ż a - m o że dlate g o , że u c h y la o n a z ało ż e n ie n iek tó ry ch j e g o d a ls z y c h a r g u m e n t ó w z k o ń c o w e j częśc i j e g o

(6)

Z au w ażm y , że dow ód taki m usiałby być d o w o d e m niesprzeczności pary zdań: „To jest ko n k re tn e’’ i „To jest k o n ie c z n e ” (gdzie w obu przypadkach „ to ” odnosi się do tego sam ego przedm iotu) lub niesprzeczności konsekw encji tych zdań (których, po dodaniu dodatk o w y c h założeń, m o że być n ie sk o ń c z e ­ nie wiele!). Jeśli je d n a k - czego van Inw agen nie czyni - zastosujem y do zdań regułę podaną przez niego w M e ta p h y sic s (s. 92), to do w ó d taki jest zbyteczny. R eguła A utora brzmi: „Pojęcie m a być przyjęte ja k o możliwe w przypadku braku określonego argum entu na je g o n ie m o ż liw o ś ć ” , pow inien on tedy zgodzić się i na regułę: m o żn a uznać n tesprzeczność d w óch zdań, o ile (dopóki) nie m a się dow odu ich sprzeczności. S koro brakuje takiego dow odu, rozsądniej będzie przyjąć - analogicznie do zasady dom niem anej niew inności (w przypadku braku dow odu) - nie że m am y do cz ynie nia ze zdaniam i sprzecznym i (lub przynajm niej w y kluczającym i się, czyli prz e c iw ­ nymi), lecz że m am y do czynienia, co najw yżej, ze zdaniam i rozbieżnym i (połączonym i alternatyw ą zwykłą). W yda je się mało p ra w dopodobne, by m iędzy zdaniam i, m iędzy którym i nie widać żadnego zw iązku po za w sp ó l­ nym p o dm iote m (a więc m iędzy zdaniam i, które w ydają się - w term inologii J. J. Jadackiego, Propedeutyka filo zo fii, s. 167 n. - „zdaniam i ro z p ie rzc h ły ­ m i” ), zachodził stosunek sprzeczności (lub w ykluczania). K onkretna i zarazem k o n iecz n a rzecz zdaje się tak sam o m ożliw a (niesprzeczna), j a k np. szczupły człow iek, który odw iedził w szystkie stutysięczne m iasta św ia ta 7.

I V . C Z Y I S T N I E J E B Y T K O N I E C Z N Y ? - A R G U M E N T K O S M O L O G I C Z N Y

S koro van Inw agenow i nie udaje się d ow ieść tezy ( A ’) za p o m o c ą a rg u ­ m entu ontologicznego, próbuje odw ołać się do argum entu kosm o lo g ic zn eg o (który w om aw ian y m artykule występuje j a k o argum ent na rzecz wyżej d y s­ kutowanej przesłanki). A rgum ent ten ma zn ow uż zaw ierać trzy przesłanki

(D lacze g o [...], s. 39 n.). Z auw ażm y, że p ierw sze dwie z nich (a nie tylko

pierw sza!) stanow ią pew ne wersje zasady racji dostatecznej (ogólniejszą:

a rty k u łu (k tó re lepiej k o re lu ją w ła ś n ie z z a ło ż e n ie m „o n to lo g ii trak taria ń s k iej" ).

7 D o d a j m y , że z k la s y c z n e g o r a c h u n k u z dań w i a d o m o , że na 16 m o ż liw o ś c i u k ład ó w w a rto ści l o g ic z n y ch d w ó c h d o w o l n y c h z dań są t y lk o c zter y p r z y p a d k i, k iedy z d a n ia te nie m o g ą być z a r a z e m p r a w d z i w e i z ar a z e m fa łs zy w e , a w ię c kied y są sp rz ec z n e. P r a w d o p o d o b i e ń ­ s tw o s p rz ec z n o ś c i d w ó c h d o w o l n y c h z dań j e s t w ięc n ie d u ż e (0.25).

(7)

„każdy fakt m a w yjaśn ien ie” i szczegółow szą: „jeśli w łasność F ma, w spo­ sób przygodny, niepusty zakres, to ja k ie k o lw ie k w yjaśnienie tego faktu musi w ja k iś sposób odw oływ ać się do bytów [konkretnych rzeczy - przyp. J. W.j, które nie m ają F ” ); natom iast trzecia stw ierdza em piryczny fakt, że istnieją byty przygodne. A utor widzi trudności pierw szej przesłanki. Z an im je d n a k do niej przejdziem y, warto rozw iać ew entualne w ątpliw ości co do przesłanki drugiej.

Ł atw o podać ja w n ie fałszywe podstaw ienia tej przesłanki w sform ułow aniu zam ie szcz o n y m w o m aw ianym artykule. N a przykład zgodnie z je g o treścią w łasność bycia bladym jak ieg o ś bytu m usiałaby m ieć w yjaśnienie wyłącznie w odw ołaniu do bytów, które nie są blade. T ym c z a s e m w łasność tę m ożna wyjaśnić np. przez w łasność podlegania anemii, która przysługuje właśnie bytom , które są blade. A utor w sposób nieupraw niony zaw ęż a więc pojęcie racji dostatecznej do pojęcia racji zewnętrznej (nie mającej w yjaśnianej w łas­ ności). T ym sam ym ignoruje - wbrew np. G. W. L eibnizow i (por. m.in.

R ozpraw a m etafizyczna, XIII), do którego lubi się odw o ły w a ć - fakt, że m ogą

zachodzić racje w ew nętrzne w zględem w yjaśnianego bytu (np. występujące w je g o naturze). W ydaje się więc, że p o w y ż sz a prz esłan k a wiarygodniej brzmi w sform ułow aniu w M etaphysics (s. 103), w którym o granicza się ją tylko do „w ła sn o ści” istnienia: „[...] w yjaśnienie istnienia e lem e n tó w jakiejś klasy rzeczy przygodnych musi się odw oływ ać do faktów o w łasnościach i relacjach rzeczy poza tą k lasą” (np. istnienie ludzi - do B o g a lub ewolucji). Jest to zgodne z tezą tom istyczną, że racja istnienia bytu p rz y g o d n eg o nie m oże być w z glę dem niego w ew nętrzna, a tylko ze w nętrz na (argum entację na rzecz tej tezy podaje np. A. B. Stępień w: Wstęp clo filo z o fii, punkty: 29 02, 31 01 - 31 02).

Czy je d n a k zasada racji dostatecznej (w sform ułow a niu ogólnym ) jest zasadą po w sze ch n ą? Van Inw agen konstruuje (w z m ia n k o w an y w om aw ianym artykule) argum ent w ykazujący, że „jeśli Z asada [«każdy fakt m a w yjaśnie­ nie» - przyp. J. W.] jest praw dziw a, więc nie m a sądów p rzygodnych; jeśli Z asada je s t praw dziw a, to każ da praw da je st p ra w dą k o n ie c z n ą ” (M e ta p h y s ic s , s. 107)s. K onsekw encja ta j e s t n ieakceptow alna dla „w iększości ludzi” (tam ­

x N ie k tó r z y (np. A. B. S tęp ie ń ) - c z y tają c a rty k u ł van I n w a g e n a - z a u w a ż a j ą , że przez to, iż np. d la istn ie n ia x-a k o n ie c z n a j e s t ra cja d o s ta te cz n a , ni e w y n ik a , że x is tn ie je k o n i e c z ­ nie. D y s k u to w a n y A u t o r nie tw ierdzi je d n a k , że x istnieje k o n ie c z n ie , le cz że je s t p ra w d ą k o n iec zn ą , iż x istnieje.

(8)

że, s. 104), wręcz absurdalna, „m usim y więc k onkludow ać, że Z a s a d a Racji D ostatecznej je s t fa łsz y w a ” (tamże, s. 107).

A bsu rd a ln o ść tej konsekw encji m iałaby polegać na tym, że znam y prawdy, które nie są konieczne. W b re w autorow i zaznaczm y j e d n a k - naw iązując do stanow iska L eibniza - że, być m oże, ow e praw dy w y d a ją się niekonieczne tylko z naszego punktu w idzenia (gdyż nie potrafim y ująć ich konieczności), n atom iast dla um ysłu absolutnego są konieczne. (N otabene L eibniz w p rz y w o ­ łanym wyżej fragm encie odróżnia tw ierdz enia konieczne od twierdzeń p ew nych; być m oże uwagi van Inw agena dotyczą - w b re w p o z o ro m - w ła­ śnie tych drugich, a nie pierw szych). Zresztą, skoro (jak wyżej wskazano) van Inwagen przyznaje, że niekiedy nie d y sponujem y d o w o d a m i niesprzecz- ności par zdań, tym sam ym m ożem y p ow ątpiew ać, czy zaw sze m am y e fe k ­ tyw ne kryteria odróżniania zdań koniecznych od zdań przyp ad k o w y ch .

A rg u m e n t przeciw zasadzie racji dostatecznej van Inw agen ro z w ija w swej

M e ta p h y sic s (s. 104-107). Jest on dość skom p lik o w an y i w y m ag a odrębnego

rozpatrzenia. Tu zw rócim y uw agę - interpretująco i dop ełn iając o - jed y n ie na j e g o głów ny „ n e rw ” .

Zdaje się, że w edług o m aw iane go A utora p o dstaw ow y kłopot zw iązany z d y sk u to w an ą zasadą p o lega na w yjaśnieniu p ra w dziw ości w szystkich sądów przygodnych: poza nimi nie m a j u ż żadnych p ra w d ziw y ch sądów p rz y g o d ­ nych - albo więc sądy te nie m ają w yjaśnienia (ergo: zasada upada), albo w y jaśniają je sądy konieczne (ergo: w szystkie sądy są fa ktycznie konieczne, co dla „ w ię k szo ś ci” je s t nie do prz y ję cia)9. D odajm y trzecią propozycję: sądy te są sam ow yjaśnialne, lecz wtedy z n o w u ż okaz ują się konieczne, a nie p rz ygodne (nie m oże być inaczej, niż głoszą).

P o w y ższy problem m ożna uw yraźnić, uśw iad a m ia ją c sobie, że fakt, iż to w łaśnie nasz świat je s t aktualny (lub: po prostu istnieje), je s t identyczny z faktem , który je s t o d p ow iednikiem koniunkcji w szystkich praw dziw ych (p rzygodnych) sądów o (i: w) naszym świecie. W e d łu g van In w a g en a wszelka m ożliw a odpow ied ź na pytanie: dlaczego nasz świat jest aktualny? (czyli zgodnie z pow yższym : dlaczego je s t w łaśnie taki, a nie inny?) m oże być p ra w d z iw a w yłącznie w naszym św iecie (inaczej nasz świat nie byłby j e d y ­ nym aktualnym światem, gdyż w jak im ś innym m o żliw y m św iecie z n a jd o w a ­

9 V an I n w a g en z a k ła d a tu m il c z ą c o z as adę: jeś li j a k i ś sąd (fakt) w y n i k a (jest w y z n a c z o n y ) z są du k o n i e c z n e g o (p rze z fakt k o n iec zn y ), to j e s t s ą d e m ( fak te m ) k o n i e c z n y m . Z a s a d a ta w y m a g a o d r ę b n e g o ro z p atrze n ia. Być m o ż e p o tr z e b u je u z u p e ł n i e n i a o p r z y s ł ó w e k ..k o n iec zn ie ” („... k o n ie c z n ie w y n ik a „... j e s t k o n i e c z n i e w y z n a c z o n y p rz ez ...” ).

(9)

łaby się racja je g o aktualności). Znaczy to jed n ak , że racja aktualności n a sz e ­ go św iata tkwi w nim samym, czyli odpow iedź na zadane pytanie je s t równo- k ształtna z tym p ytaniem bez partykuły pytajnej lub (dodajm y) z ja k im ś je g o założeniem . A odpow iedź taka nie jest żadną odpow iedzią, gdyż tylko stw ier­ d za to, co m a być właśnie w yjaśnione. Jed y n a a lternatyw a - u w yra źnijm y ro z u m o w an ie van Inw a gena - p o lega na p o traktow aniu tej odpow iedzi jak o tw ierdzenia koniecznego, a więc na uznaniu, że nasz świat nie m oże być nieaktualny (czyli nie m oże być inny), stąd je s t je d y n y m m o żliw y m światem. Albo więc aktualność naszego św iata nie m a w yjaśnienia, albo są tylko p ra w ­ dy konieczne. Tym sam ym w racam y do początku: albo zasada racji d o sta­ tecznej upada, albo godzim y się na pow sze ch n y „ n e c e s a ry z m ” 10.

Z ałóżm y, że — w brew jakiejś odm ianie leibnizjanizm u (zob. w yżej) - o d ­ rzucim y drugi człon tej alternatywy. Z w ró ć m y je d n a k uw agę na to. iż w ten sposób nie tyle w ykazano, że żaden byt nie pod leg a zasadzie racji d o statec z­ nej, a tylko że pew ne byty jej nie podlegają. (Nie je st zresztą oczyw iste, że są to te byty, o których m o w a w przesłankach argum entu kosm ologicznego). Innymi słowy: van Inw agen (podobnie ja k np. N. H artm ann) neguje p o ­ w sze chne o b ow iązyw anie zasady racji dostatecznej (tzw. przez niektórych p ow sze ch n y racjonalizm m etafizyczny), uznając za niew y jaśn ia ln e nie w szy st­ kie, lecz tylko fakty „k ra w ę d z io w e ” (aktualność świata, ogół faktów ), czyli takie, po za którym i nie m a ju ż innych faktów.

W obec stanow iska ograniczającego obo w iąz y w an ie zasady racji dostatec z­ nej m o żn a je d n a k w ysunąć p e w n ą trudność. Trafnie oddaje j ą A. B. Stępień: „Jeżeli istnieje racja niepo siad a n ia racji, to [powyższe - przyp. J. W.] stano­ wisko je st fałszywe, jeśli nie istnieje racja n ieposiadania racji, to nie m ożna odróżnić braku racji od braku ro z poznania ra cji” (W stę p [...], s. 179). Z p e w ­ no ścią van Inw agen odrzuciłby drugą m ożliw ość i stw ierdziłby, że podanie racji o m aw ian y c h faktów jest po prostu obiektyw nie n iem ożliw e. T ym sam ym

10 Nic tu nie p o m o ż e n a w et o d w o ł a n ie się do B o g a, p o n i e w a ż z d a n i e „ B ó g chce ( z e ­ c hciał), by na sz św ia t był a k tu a ln y " je s t - j a k o człon ko n iu n k cji p r a w d z i w y c h z d ań o (i: w) n a s z y m ś w ie c ie - z a ło ż e n ie m r o z p a t r y w a n e g o pytania . Z d an ie to w ię c ta k ż e w y m a g a w y j a ś n i e ­ nia ( „ d la c z e g o B ó g c h c e (zechciał), by nasz św ia t był a k tu a l n y ? ” ). 1 tak z n ó w w a r a c a m y do p u n k tu w y jścia: alb o to w y ja ś n ien ie je s t k o n iec zn e (w ięc w s z y s tk o , co w y ja ś n ia , d zie je się z k o n ie c z n o ś c i) , alb o j e s t n ie k o n ie c z n e , w ię c w y m a g a k o le jn e g o w y j a ś n i e n i a (co p ro w a d zi b ą d ź d o prz y ję cia w y ja ś n ie n ia k o n iec zn e g o , b ą d ź do p r z y ję cia n i e s k o ń c z o n e g o c ią g u p r z y g o d n y c h w y ja ś n ie ń , b ą d ź do re zy g n a cji z d a ls zy c h w y ja ś n ień - p ierw s zy p r z y p a d e k w ie d z ie d o „nec es a- r y z m u ” , a d w a p o z o s tałe do z a w i e s z e n i a z as ad y racji d o s ta te c z n e j) . Por. van I n w a g e n , M e ta p h y s ic s , s. 210 n., przyp. 4). P o w y ż s z y p r o b le m w prosty s p o s ó b p r z e d s t a w i a W. L. R o w e (C o s m o lo g ic a l A rg u m e n ts , s. 335 n.).

(10)

uznałby, że „istnieje racja n ieposiadania racji” dla tych faktów . Co je d n a k m oże nią być? W y d a je się, że właśnie ich „ k ra w ę d z io w o ść ” . Czy je d n a k taka o d p o w ied ź m usi zakładać u znanie po w sze ch n eg o o b o w ią z y w a n ia zasady racji d ostatecznej? Czy po d an a wyżej „racja” (braku racji) je s t racją „d o s ta te c z n ą ” ? C zy „u trz y m u je ” ona tzw. p ow szechny racjonalizm m e tafiz y czn y ? - O d p o w ie ­ dzi na te p y tania pozo staw ia m cz yta jącym te słowa.

V . C Z Y K A Ż D Y M O Ż L I W Y Ś W I A T J E S T N I E P U S T Y ?

Powyżej (w punktach III i IV) osłabiliśm y w ątpliw ości van Inw a gena co do argum entacji na rzecz ( A ’). Nie zostały je d n a k one całk o w ic ie podw ażone. Być m oże więc prostsza droga do uzna nia tezy konieczności (I) wiedzie przez argum entację na rzecz ( B ’).

Jeszcze w M e taphysics (s. 114) van Inw agen z a u w a ż a m ożliw ość ( B ’): „Jest m ożliw e, że w każdym m ożliw ym św iecie coś - pew n a in dyw idualna rzecz - istnieje, chociaż nie istnieje nic - żadna in d y w id u aln a rzecz - co istnieje w każdym m ożliw ym św iec ie” . Z araz je d n a k konstruuje eksperym ent m yślow y, z którego wynika, że nie m o żn a w y kluczyć m ożliw ości świata pustego, czyli takiego, w którym nic (konkretnego) nie istnieje. M ożliw ość tę dokładniej prezentuje B aldw in (o czym będzie m o w a w punkcie VI). W ta­ kiej sytuacji - w oczach van In w a g en a - wobec porażki w u zasadnieniu ( A ’) i m ożliw ości sfalsyfikow ania ( B ’) uzasadnienie tezy konieczności (I) zdaje się „całkow icie beznadziejną p ró b ą ” (D la cze g o [...], s. 39).

M o żn a je d n a k podać co najm niej dw a argum enty na rzecz ( B ’) (w y k lu c za­ ją c e światy puste). Jeden pochodzi od L o w e ’a, na drugi z w raca uw agę

Baldwin.

S truktura argum entu L o w e ’a w ygląda n astępująco (zob. Why Is There

A n yth in g at All?, s. 1 12 n.):

p rz esłan k a I: pew ne byty abstrakcyjne istnieją we w szystkich m ożliw ych światach;

- p rz esłanka II: istnienie bytów abstrakcyjnych zależy od istnienia bytów k onkretnych;

wniosek: pew ne konkretne byty istnieją we w szystkich m o żliw ych św ia­ tach.

P rzykładem abstraktów spełniających warunki obu p rzesłanek są, według L o w e ’a (s. 115-118), liczby ja k o zbiory zbiorów ró w n olicz nych. Istnienie tych zbiorów zależy ostatecznie od istnienia in d yw iduów - e lem e n tó w ich

(11)

elem entów . Jeśli praw dy m atem atyki - nauki o liczbach - są konieczne, to liczby, a tym sam ym i odpow iednie konkrety, istnieją we w szystkich m o ż li­ wych światach.

P o w y ższa argum entacja je st z p ew n o śc ią form alnie popraw na, je d n a k ż e o szacow anie w artości jej przesłanek w y m ag a roz w iąza nia kilku trudnych „ o d w ie c z n y c h ” („ k o n tro w ersy jn y c h ” ) pro b lem ó w filozofii m atem atyki (i teorii m nogości) oraz ontologii. A utor opo w iad a się np. za u m iark o w a n y m („im- m a n e n tn y m ” , arystotelesow skim ) realizm em w sporze o u niw ersalia, a stan o ­ w isko to nie je s t oczyw iste. R ozstrzygnięcie praw dziw ości prostej tezy ( B ’) wikła się więc w dyskusje sk o m plikow anych zagadnień, nie zw iązanych wprost z tą tezą (np. czy zbiór pusty je s t „czysto fikcyjnym b y te m ? ” - w edług L o w e ’a: tak). Bardziej p rzekonujący byłby arg u m e n t prostszy, nie obciążony tak pow ażnym i założeniam i filozoficznym i.

Na taki argum ent w skazuje B aldw in ( There [...], s. 231), pow o łu jąc się na koncepcje D. L ew isa i D. A rm stronga. W edług pierw szego, skoro świat jest „ m ak sy m a ln ą sum ą m ere ologic zną cz as oprzestrzennie w zajem nie p o w iąz a­ nych rz ecz y ” i skoro m ereologia nie do p u szc za „pustych su m ” , to jest ko ­ nieczne, że nie ma świata, w którym by nic nie było. P odobnie, choć za p o m o c ą innej term inologii, rozum uje A rm strong. M o ż n a pow iedzieć, że w e­ dług obyd w u tych autorów pojęcie świata zakłada pojęcie istnienia zawartości świata: ex d efinitione świat je s t św iatem ja k ic h ś rzeczy i nie m a sensu mówić o św iecie p o zb a w io n y m swej zawartości.

B aldw in dystansuje się od tego argum entu, zw racając uw a g ę na o d p o w ie d ­ ni fragm ent M eta p h y sic s van In w a g en a (s. 112), w któ ry m sugeruje się, że „ Ś w ia t” to nie indyw idualna rzecz, lecz „tylko sposób m ó w ie n ia ” : „zbiorow e m ó w ienie o w szystkich in d y w id u ach ” 11. M o że m y dodać: d lacz ego m ielib y ś­ my w ychodzić od pojęcia świata, skoro m o glibyśm y w yjść od p ojęcia in dyw i­ d uów ? Jeśli one istnieją, to świat je s t ich zbiorem w sensie k o le k ty w n y m lub dystrybutyw nym . Jeśli indyw id u a nie istnieją, to z biór w p ierw szy m sensie też nie istnieje, a zbiór w drugim sensie je st po prostu zbiorem pustym.

W obec p o w yż sz ego wciąż pozostaje pytanie: czy je st m ożliw e, aby nie istniała ża dna konkretna rzecz? Jak widać, trudno znaleźć n iepodw a żalny argum ent dla odpow iedzi negatyw nej (czyli dla tezy konieczności (I)). Z d ru ­ giej strony nikt z nas nie d o św iadc zył i chyba d o św iad c zy ć nie m oże

-11 O d m i e n n e s t a n o w i s k o w tej k w e stii - w n a w ią z a n iu d o b o g a te j lit e ratu ry - r e p re z en tu je np. I. Z ie m iń s k i (A rg u m e n t z p r z y g o d n o ś c i b y tu n a is tn ie n ie B o g a , s. 1 4 0 -144), d y s k u tu ją c r ó ż n e p o jęc ia całośc i świata.

(12)

sytuacji nieistnienia niczego, co skłaniałoby do tej odpow iedzi. Zanim to je d n a k nastąpi, należy wcześniej sprawdzić, czy „ponury stan rz e c z y ” nicości je st w jak ik o lw ie k sposób niesprzecznie pom yślalny. Tylko w ten sposób m o żn a w szak sfalsyfikow ać (I) i uznać (III).

V I . C Z Y J E S T M O Ż L I W E . B Y N I C N I E I S T N I A Ł O ?

B aldw in ( There [...], s. 232 n.) pokazuje, w jaki sposób m o żn a pom yśleć pusty świat. Jego m ożliw ość stanowi doskonały argum ent dla (III) - „h ipote­ zy n ih ilisty” . C ała operacja m yślow a p rz ep ro w a d zo n a przez „n ihilistę” (p o m i­ ja ją c aparaturę m odalną) nie je s t skom plikow ana: p o leg a na (w y im a g in o w a ­ nym ) sto pniow ym o dejm ow aniu z jak ieg o ś m ożliw ego (a d o stęp n eg o z n asze­ go) św iata kolejnych konkretnych bytów..., aż nie zostanie nic (konkretnego).

Jednakże p ow yż sz a p rocedura je st popraw na, o ile spełnione są pew ne w arunki. S tanow ią one założenia „hipotezy n ih ilisty” lub (w term inologii B aldw ina) przesłanki „argum entu o d e jm o w a n ia ” (subtraction argum ent). W p ra w d z ie B aldw in (tamże, s. 233-237) w yka zuje ich w iarygodność, j e d n a k ­ że - podobnie ja k w przypadku argum entu L o w e ’a (zob. punkt V) - są one u w ikłane w kontrow ersyjne stanow iska ontologiczne.

Już p ierw sze założenie tylko pozornie w ydaje się oczyw iste. „M ógłby być świat ze skończoną dziedziną «konkretnych» p rz e d m io tó w ” - bez tego założe­ nia ja k ie k o lw ie k odejm o w an ie nie osiągnie za m ierzonego celu: z n ie sk o ń c z o ­ ności nie uzyska się w szak nicości. Zdaje się. że nie m a nic prostszego, niż p om yśleć świat z d ziedz iną np. d w u e le m e n to w ą (tym bardziej że - ja k p rz y ­ p o m in a B aldw in - nie sform ułow ano dotąd dow odu, iż dzied z in a musi być nieskończona). Jednakże, jeśli przyjm ie się k oncepcję Lew isa, że zbiór jedno- elem e n to w y też je st konkretem , to d w u e le m e n to w ą d ziedz ina okazuje się p o d w ójnie nieskończona: z każdego jej elem entu otrzy m u jem y nieskończ oną liczbę elem e n tó w -k o n k retó w przez ¡terowanie zbiorów jed n o e le m e n to w y c h (czyli konkretów ), np. x, {x }, {{x }} itd. w nieskończoność. B aldwin ratuje się specyficznym określeniem konkretności: konkrety (w p rz eciw ieństw ie do zbiorów , n aw et jed n o e le m e n to w y c h ) różnicują się nie w łasnościam i w e w n ę trz ­ nymi, lecz zew nętrznym i, tzn. sw ym p ołożenie m czaso p rz estrze n n y m . W p r a w ­ dzie oba p ow yż sz e stanow iska w ychodzą tu poza zd ro w o ro z są d k o w e intuicje, lecz św iadczy to tylko o tym, ja k trudne je st za gadnienie (m ożliw ej) skończo- n o ś c i-n ie sk o ń c z o n o śc i, które m usi zostać rozstrzygnięte, aby przekonać się, czy przedsięw zięcie nihilisty jest w ykonalne.

(13)

D rugie założenie je s t je sz c z e bardziej dyskusyjne: w szystkie elem enty dziedziny w yjściow ego m ożliw eg o świata m o g ą nie istnieć, inaczej „sk u tec z­ n e ” odejm o w an ie będzie niem ożliw e. Znaczy to, że w dziedzinie, z której d o konujem y odejm ow ania, nie istnieje elem ent nieusuw alny, czyli taki, który nie m oże nie istnieć. T rz eb a więc przyjąć, że m ógłby być świat, w którym nie istniałby byt konieczny, a tylko same byty przygodne. Skoro je d n a k m o ż ­ liwość nieistnienia bytu koniecznego je st (jak sądzę) w ew nętrznie sprzeczną m ożliw o ścią nieistnienia bytu, który nie m oże nie istnieć, trze b a po prostu w ykazać, że taki byt jest niem ożliw y. B aldw in staje więc przed k a r k o ­ ło m n y m zadaniem : aby utrzym ać założenie drugie, musi sfo rm u ło w a ć (chyba j a k o drugi, po Findlayu, w dziejach filozofii) k o n tra rg u m e n t (antydow ód) ontologiczny.

J ed n a k że w spo m n ian y wyżej k o ntrargum e nt zn ow uż w ikła się w pow a żne przesłanki ontologiczne. P rzyjm uje on nie tylko sp ec y ficzn ą koncepcję k onkretności (zob. wyżej), lecz także to, że byt konieczny - je ślib y istniał - m usiałby być konkre te m p ojętym zgodnie z tą koncepcją. Nic w ięc dziw nego, że taki konieczny k onkre t nie m ógłby istnieć, gdyż je g o istnienie oraz identyczność byłyby w yznaczane przez to, czym (kim) jest. a więc przez jeg o własności w ew nętrzne (inaczej nie byłby doskonały). N a to m iast - zgodnie z konce p cją B aldw ina - identyczność konkretu je s t w y z n acz an a przez jeg o w łasności zew nętrzne, a nie w ew nętrzne. Z au w ażm y jed n ak , że takie kryte­ rium identyczności konkretów świetnie się nadaje do identyfikacji obiektów b adanych przez fizykę (np. w ram ach tzw. ew entyzm u pu n k to w eg o ), lecz nie do identyfikacji... B oga. A n tydow ód B aldw ina zakłada więc redu k cjo n isty c zn ą ontołogię, która j u ż w punkcie w yjścia (ex d e fin itio n e ) w y k lu cz a Jego

istnie-• 12

m e .

O statnie założenie „argum entu o d e jm o w a n ia ” je s t za raz em n ajw ażniejsze i najbardziej dyskusyjne. Głosi ono, że nieistnienie ja k ie g o k o lw ie k elem entu

12 W a rty k u le Z w r o t n a tu r a lis ty c z n y (s. 3 9 3 - 4 1 4 ) B a ld w in z s y m p a ti ą o m a w ia ró ż n e o d m ia n y n a tu ra liz m u . Z a w y j ś c i o w e p r z y jm u je n a s t ę p u j ą c e ( p o c h o d z ą c e od A r m s t r o n g a ) o k r e ­ ślen ie n a tu r a liz m u : „[...] nie is tnie je nic p o z a tym, co m o ż e b y ć u m ie j s c o w i o n e w o b r ę b ie p o j e ­ d y n c z e g o św ia ta c za s u i p rz estrz en i, w k tó ry m ż y j e m y ” (s. 394), co w y k l u c z a m .i n . „ d o k tr y n y te o lo g ic z n e z a w ie r a ją c e k o n c e p c ję B o g a « tr a n s c e n d e n t n e g o » (lub j a k i e g o ś in n e g o bóstw a), k tó ry pod p e w n y m w z g l ę d e m z n ajd u je się p o z a ś w ia te m c za s u i p r z e s t r z e n i ” (s. 39 5). W s p r a ­ w ie s t o s u n k u tego, co fizy czn e, do tego, co n iefizy c z n e, a u to r ni e o g r a n ic z a się d o r e d u k c j o ­ n izm u , lec z d o p u s z c z a , że „m ię d zy fiz y c z n y m i a n i e f iz y c z n y m i w ł a s n o ś c i a m i rz ec zy są p ew n e zw iązk i n o m o lo g i c z n e , te m ia n o w ic ie , któ re k o n s t y t u u ją re la cję « u m o ż l i w i a n i a » m ię d z y p r o c e ­ sami fiz y c z n y m i a u z y s k a n ą dzię ki nim n ie f iz y c z n ą z m i a n ą ” (s. 400).

(14)

wyjściow ej dziedziny nie w y m ag a (w sensie niekau z aln y m ) istnienia j a k i e g o ­ k o lw iek innego (pow iedzm y: zastępczego) konkretu. D zięki tej prz esłance jest m o żliw e m yślow e przejście z (m ożliw ego) św iata o m inim alnej liczbie ele­ m entów do (m ożliw ego) św iata pustego. W yda je się, że p rzejście to (lub szerzej: przejście ze świata b ytów p rzygodnych do św iata pustego) m o żn a oddać za p o m o c ą następującej implikacji:

jeśli dla każdego konkretu jest m ożliw e, że nie istnieje, to je s t m ożliw e, iż żaden konkret nie istnieje.

O kazuje się jed n ak , że schemat, pod który p o d p a d a p ow yż sz e ro z u m o ­ wanie, nie je s t pow sze chnie o b o w ią z u ją c y 13. B aldw in ratuje więc swój argu­ m ent przez w skazanie, że p re dykat „nie istnieje” za sadniczo różni się od predykatów , które stanow ią przypadki fa łsz yw ych p o d staw ień schematu. N a to m iast dopuszczalność praw d ziw y ch podstaw ień dla pre d y k atu „nie istnie­ j e ” zależy ostatecznie od przyjętej koncepcji m ożliw ości: czy m ożliw ość jest - za kła dając ą istnienie - m ożliw o ścią czegoś (nazw ijm y j ą m o żliw o ścią rela­ tywną), czy m ożliw ość m a ch arakter absolutny, tzn. m oże być nie tylko „m o żliw o śc ią czegoś lub dla c z e g o ś ”, lecz także „m ożliw ością, że nic w o g ó ­ le nie istnieje” ( B a l d w i n , There [...], s. 236; autor mówi tu o „a b strak ­ cyjnej koncepcji m o ż liw o śc i” ). W pierw szym przypadku (stanow isko Lew isa i A rm stronga ) świat pusty je s t niem ożliw y, w dru g im (stanow isko B aldw ina) je s t m ożliw y.

Jak widać, ew entualne stw ierdzenie m ożliw ości n ieistnienia niczego (k o n ­ kretnego) wikła się w sk om plikow ane spory ontologiczne, z których - w tym kontekście - w ażniejszy okazuje się sporem m iędzy d w ie m a koncepcjam i m ożliw ości: re la tyw ną i absolutną („ ab strak c y jn ą” ). W p ra w d z ie wydaje się się, że da się pom yśleć świat bez niczego (konkretnego), je d n a k ż e bliższa analiza w ykazuje, iż warunki i k o n sek w e n cje takiego p rz ed sięw z ię cia są tak p ro blem atyczne, że je g o w ykonanie stoi pod znakiem z a p y ta n i a 14.

W obe c pow y ż sz eg o „(hipo)teza nihilisty” (III) nie m a w ystarczającego uzasadnienia. P okazaliśm y jed n ak , że w obec u z a sad n ien ia tezy konieczności

13 N o ta b e n e np. A. P la n tin g a (B óg, w o ln o ść i zło , s. 115-119 ) sta ra się w y k a z a ć , że p o d o b ­ ny b łąd p o p e łn i a T o m a s z z A k w in u w tzw. te r tia vía: jeś li k a ż d y byt m ó g łb y nie istnieć (a w ięc k ied y ś nie ist nieje), to w p ew n ej chwili m o g ło b y nie istnie ć nic (a w ię c w p e w n y m m o m e n c ie nie istnie je nic). Por. też: B o c h e ń s k i , P ię ć d r ó g , s. 4 8 8 - 4 9 2 .

14 D o d a t k o w o m o ż n a - za L o w e m ( W hy [...], s. 118-120) - z w r ó c ić u w a g ę , że naw et je ś li b y nic nie istniało, to b y ło b y fak te m , iż nic nie ma. W p r a w d z i e fa kty m a j ą n ieja s n y sta tus o n ty c z n y (w ą tp liw e , by był y k o n k re ta m i), j e d n a k ż e k o n s e k w e n t n y n ih il ista m u si się up o rać t ak ż e z ty m „ f a k t e m ” , iż nieis tn ien ie j e s t ró w n ie ż fak te m .

(15)

(I) także m ożna zgłosić pew ne w ątpliw ości. Być m oże w takiej sytuacji bardziej w iarygodna okaże się teza najw yższego p ra w d o p o d o b ie ń stw a (II) - teza van Inwagena...

V I I . C Z Y J E S T ( T Y L K O ) P R A W D O P O D O B N E W N A J W Y Ż S Z Y M S T O P N I U . B Y C O Ś I S T N I A Ł O ?

Z p ew n o śc ią van Inwagen zgodziłby się z m y ślo w y m ek sp e ry m en tem o d ejm o w an ia (zob. punkt V). S tw ierdziłby jed n ak , że m ożliw o ść w skazana przez B aldw ina je s t zbyt nikła (zob. przyp. 3 niniejszego artykułu), by p rz y ­ w iązyw ać do niej w iększą wagę. W edług van In w a g en a „istnieje, co najwyżej, jed en świat m ożliw y, w którym nie istnieją żadne b y ty ” (D laczego [...], s. 42). Jest to oczywiste: gdyby takich św iatów było więcej, to czym one by się od siebie ró ż n iły ? 15 Co więcej - kontynuuje van Inw agen - skoro istnie­ j e niesk o ń cz o n a liczba m ożliw ych światów (gdyż c h y b a j u ż ja k a k o lw ie k rzecz

w yznacza nieskończony repertuar swych m ożliw ych stanów, w ja k ic h m o g ła­ by być, a nie jest), to p ra w d opodobieństw o (urzec zy w istn ie n ia czy zajścia) tego je d n e g o pustego świata (w stosunku do nieskończonej liczby m ożliw ych św iatów ) jest „w najw yż szym stopniu” n ajm niejsze (czyli w term inologii van Inw agena - wynosi: 0).

Tutaj je d n a k pow staje zasadniczy problem . Jeśli tak jest, to ( n i e p r a w d o p o ­ dobieństw o: 0 wynosi nie tylko dla pustego świata, ale i dla n asz ego (aktual­ nego) św iata ( B a l d w i n , There [...], s. 237), j a k i dla dow o ln eg o m o żli­ wego św iata (np. - j a k złośliwie fantazjuje Lowe, W hy [...], s. 113 - dla św iata z różow ym i słoniami w kremie). Każdy z nich je s t prz ecież tylko je d n y m z nieskończonej liczby m ożliw ych św iatów , a - ja k za kła da van In­

wagen w przesłance (4) (D laczego [...], s. 42) - „dla dwu dow olnych światów m ożliw ych p ra w dopodobieństw o, iż są one rzeczyw iste, je st r ó w n e ” . C zyżby więc van Inwagen - j a k sugerują je g o polem iści - nie „ w y le w a ł” p rz y sło w io ­ wego „dziecka z k ąpielą” ?

1:1 L o w e (W liy [...], s. 115) p o d p o w ia d a , że m o g ły b y się r ó ż n ić p rz y g o d n y m i a b strak tam i, lecz (po p ie r w s z e ) czy t a k o w e w o g ó le istnie ją i (po d ru g ie) czy p o c h o d z ą c e od nich różnic e m ia ły b y dl a nas ja k i e k o lw ie k z n a c z e n ie ? M o ż n a z a p r o p o n o w a ć , że p u s te św ia ty ró ż n iły b y się d r o g ą ich o t r z y m y w a n ia ( r ó ż n e m o żliw o ś c i „ p o d s t a w y o d e j m o w a n i a ” ), j e d n a k b y ły b y to różnic e z e w n ę tr z n e , a nie w e w n ę trz n e .

(16)

W rzeczyw istości spraw a je s t bardziej sk om plikow ana. Jeśli w yciągnie się w szystkie k o nsekw e ncje z tez van Inw agena, to okaże się, że głosi on tylko, iż (nie)praw dopodobieństw o: 0 w ynosi je d y n ie dla dow o ln eg o p o jedyncz ego (w tym naszego - aktualnego) świata w ziętego z osobna. Stąd p ra w d o p o d o ­ bieństw o naszego (jedynego!) św iata m o żem y - uściślając intuicje autora - p rzedstaw ić za p o m o c ą stosunku: „jeden m ożliw y św iat (nasz świat) : n ie ­ skończ ona liczba m ożliw ych ś w iató w ” 16. Taki sam stosunek będzie oddaw ał p ra w d o p o d o b ień stw o świata pustego (o ile je s t d o k ładnie je d e n taki m ożliw y świat). Jednakże pra w d o p o d o b ień stw u (zajścia) ja k ie g o k o lw ie k św iata niepus- tego będzie odpow iadał stosunek: „niesk o ń c zo n a liczba m o żliw y ch światów m inus je d e n m ożliw y świat (świat pusty) : n iesk o ń cz o n a liczba m ożliw ych św ia tó w ” . Stosunek ten jest je d n a k identyczny ze stosunkiem : „nieskońc zona liczba m o żliw ych św iatów : niesk o ń cz o n a liczba m ożliw y ch ś w ia tó w ” (gdyż nie skończ ony zbiór m ożliw ych św iatów p o m niejszony o je d e n elem e n t jest rów noliczny z n ieskończonym zbiorem m o żliw ych św iatów ), a taki stosunek wynosi dokładnie: 1, co w term inologii van In w a g en a o d p o w iad a p ra w d o p o ­ dobieństw u: 1. (Tak doskonałej zbieżności nie m a w p rz ypadku wyżej w y m ie ­ nionego stosunku: „jeden - n ie sk o ń cz o n o ś ć” , który zbliża się do: 0, lecz nie rów na się: 0).

P o w y ższe d o pełnienia nie an ulują je d n a k p aradoksalności tezy, że p r a w d o ­ p o d o b ień stw o (zajścia) naszego św iata (który fa ktycznie zachodzi) wynosi: 0 (lub zbliża się do: 0), czyli że m am y tu faktycznie do c z y n ie n ia z m a k s y ­ m alnym n ie p ra w dopodobieństw em . Z a u w a ż m y jed n ak , że nie każdy stan naszego św iata o d zn a cza się tak niskim stopniem p ra w d o p o d o b ień stw a. O w ­ szem, te stany, które w ystęp u ją tylko w naszym świecie, m ają ( n i e p r a w d o p o ­ dobieństw o: 0 (gdyż ilościowy stosunek m iędzy św iatem , w którym są eg z e m ­ plifikow ane, a w szystkim i światam i je st następujący: „jeden m ożliw y świat (nasz świat) : n iesk o ń cz o n a liczba m o żliw ych św ia tó w ” ); p odobnie je st w p rz ypadku stanów, które w y stępują - oprócz naszego - w dow olnej liczbie m ożliw ych św iatów będącej liczbą naturalną (gdyż w zasadzie pow yższy stosunek nie zmieni się, jeśli po lewej je g o stronie w m iejsce „ je d e n ” w sta w i­ my „ d w a ” , „trzy” itd .). Jednakże te stany, które w ystępują w naszym świecie oraz w dowolnej nieskończonej liczbie m ożliw ych św iatów , m ają p ra w d o p o ­ d obień stw o równe: 1, gdyż ilościowy stosunek m iędzy m o żliw y m i światam i, w których są egzem plifikow ane, a w szystkim i m o żliw ym i św iatam i jest fa k ­

16 P r z y j m i j m y dla u p ro s z cz e n ia , że „ n ie s k o ń c z o n a l ic z b a ” o d p o w i a d a m o c y z b io ru lic zb n a tu ra ln y c h .

(17)

tycznie stosunkiem m iędzy m ocam i dwóch ró w nolicznych n ieskończonych zbiorów (z których pierw szy jest podzb io re m drugiego).

W takiej sytuacji m ielibyśm y d w a rodzaje stanów naszego (a szerzej: dow o ln eg o ) świata: „ sp e cy ficz n e” (eg zem p lifik o w an e tylko w skończonej liczbie św iatów ) i „n iesp e cy ficz n e” (eg zem p lifik o w an e w ich nieskończonej liczbie). M o ż n a by naw et przyjąć zasadę, że jeżeli ponad p o ło w a stanów danego m ożliw ego św iata w ystępuje rów nież w nieskończonej liczbie innych m ożliw ych światów (i nie je st tak ze stanami w y klucz ającym i te stany), to p ra w d o p o d o b ień stw o tego św iata wynosi: 1. P roblem je d n a k p o lega na tym, czy dysponujem y m eto d ą ustalania, w jakiej liczbie innych m o żliw ych św ia­ tów w ystępują kolejne stany naszego świata. B ez tej m etody trudno osza­ cow ać w ypro w ad zo n e tu k o nsekw encje koncepcji van Inw agena. Co gorsza, należy się spodziew ać, że o pracow anie takiej m etody znów będ z ie się wikłać w dyskusyjne za łoż enia ontologiczne (np. odpow iedzi na pytanie: co wolno uznać za stan świata?).

Z w ró ćm y jeszc ze uwagę, że wyżej, broniąc van In w a g en a przed zarzutam i P olem istów , doszliśm y do hipotezy podw ażającej je g o a r g u m e n tację na rzecz przesłanki (4) (zob. punkt VII, drugi akapit).

W e d łu g o m aw ianego A utora p ra w d o p o d o b ień stw o dw óch dow olnych m ożliw ych światów dlatego je st równe, że akceptuje on zasadę: „dla d o w o l­ nego system u obiektów (który m a stany m aksym alne) m a k sy m a ln e stany tego system u pow inny być traktow ane ja k o je d n a k o w o p ra w d o p o d o b n e, pod w a­ runkiem , że system ten je st izolo w an y ” (D lacze g o [...], s. 47). Dla van Inw a gena tym izolow anym system em je s t spektrum w szystkich m ożliw ych św iatów , czyli „ R ze czy w isto ś ć” , której m ak sy m aln y m i stanam i są te światy. Są one rów nie p ra w dopodobne, poniew a ż poza R zec zy w isto ścią nie istnieje „p rekosm ic zny m ech a n izm selekcji” (tamże, s. 50), który m ógłby preferow ać któryś z nich. O w szem , taki „ m e c h a n iz m ” nie istnieje po za R zeczyw istością. M oże on jed n ak istnieć w ew nątrz R zeczyw istości. Jego prz y k ła d em m oże być zasada zap ro p o n o w an a w poprzednich trzech akapitach, w edług której p ra w ­ d o p o d o b ień stw o św iata zależy od liczby j e g o „ n ie sp e c y fic z n y c h ” stanów. W takiej sytuacji stanow isko van Inw a gena dałoby się u trzym ać tylko w ó w ­ czas, gdyby w szystkie m ożliw e światy zawierały taką sam ą liczbę stanów „ n ie sp e c y fic z n y c h ” 17. N atom iast gdyby tak nie było, to dw a dow olne św ia­

17 Z a u w a ż m y je d n a k , że św ia t pus ty nie z a w ie r a ż a d n e g o „ n ie s p e c y f i c z n e g o " stanu, g dyż z a w i e r a ty lk o j e d e n - „ s p e c y f i c z n y " - stan: stan b ra k u k t ó r e g o k o l w i e k k o n k retu .

(18)

ty, różniąc się liczbą tych stanów, różniłyby się jednocześnie sw ym p ra w d o ­ podobieństw em .

D odajm y, że niektórzy (np. D. Parfit) w skazują na m ożliw ość „niestaty- sty czn e g o ” w e w nętrznego „m echanizm u s elekcji” . W e d łu g tego stanow iska nasz świat istnieje faktycznie (aktualnie, rzeczyw iście), p o n ie w a ż zaw iera czy m a odpo w ied n ią cechę/cechy (preferow ane przez R zeczyw istość). Parfit {Why

A n yth in g ? Why This?, II, s. 22) naz y w a te (jeśli w olno użyć neologizm u)

„ is tnienio-rodne” cechy „w iarygodnym i S e lek to ra m i” , którym i m o g ą być np.: bycie najlepszym (tzw. A xia rch ic View), bycie n a jp ro s ts z y m 18, bycie naj­ mniej arbitralnym , bycie najpełniejszym i najbardziej zróżn ico w a n y m , o d z n a ­ czanie się najelegantszym i praw am i fundam entalnym i. W e w n ę trz n y m ech a­ nizm - choć bliżej nie określony - zakładają też L ow e (zarzucając van Inwa- genow i aprioryczność w ustalaniu stopnia p ra w d o p o d o b ie ń stw a - Why [...], s. 114) oraz Baldwin (w edług którego świat z 85-letnim G. E. M o o re m jest wew nętrznie o wiele bardziej p ra w dopodobny niż świat ze 123-letnim M oorem - There [...], s. 237 n.).

Dla piszącego te słowa koncepcja w ew nętrznego „ m ec hanizm u selekcji” zdaje się w iarygodniejsza od van In w a g en a koncepcji probabilistycznej rów- norzędności elem entów system u izolowanego. S praw a ta je d n a k zasługuje na odrębną d y s k u s ję 19. Bez względu je d n a k na to, ja k się rzeczy mają, d o k o ­ nan a przez van Inw a gena a rgum e ntacja na rzecz tezy n a jw y ż szeg o p ra w d o p o ­ do b ień stw a (II) prow adzi do ryzykownej teorii ontologicznej. Co gorsza - ja k w ykazano - obrona tej tezy przed paradoksalnym i konsek w e n cjam i (faktycz- ność tego, co n iepra w dopodobne) p o d w a ża przesłankę (4), za p o m o cą której tezę tę starano się uzasadnić. W iarygodność tezy (II) okazuje się więc - wbrew van Inw agenow i - m niejsza od w iarygodności tez (I) i (III).

'* T o u jęcie w p ro s t k r y ty k u je van l n w a g e n (D la c ze g o [...], s. 5 0 - 5 2 ) , słu s z n ie o d rz u ca ją c p ro s to tę j a k o se lek to ra s t a ty s ty c z n e g o lub z ew n ę trzn e g o . P ro s to ta j e d n a k m o ż e być se lek to rem w e w n ę tr z n y m .

|lJ Zob. o b ie częśc i w s p o m n i a n e g o w y ż ej a rty k u łu Pa rt it a. S t a n o w i s k o van In w a g en a p ro w a d zi do k o n c ep c ji istn ie n ia n a s z e g o św ia ta j a k o p r z y p a d k o w e g o , n i e w y ja ś n i a l n e g o „ n a g i e ­ go ( s u r o w e g o ) fa k tu ” (tzw . B ru te F a ct V iew ). D la P arfita k o n c e p c ja ta - g łó w n ie o b o k k o n c e p ­ cji „ s e le k to r ó w ” ( tak że w w ersj i teisty c zn e j) i k o ncepcji w ielu a k tu a ln y c h ś w ia t ó w (w r ó ż n y ch w e rsjac h ) - n a le ży do n a jp o w a ż n ie j s z y c h k o n k u r e n c y j n y c h o d p o w ie d z i na t y tu ł o w e pytan ie .

(19)

V I I I . P O D S U M O W A N I E I R O Z S T R Z Y G N I E C I E

W niniejszej pracy - idąc zasadniczo za ujęciem prob lem a ty k i p rz e d sta ­ w ionym w inspirującym artykule van In w a g en a i w tekstach je g o P olem istów - rozpatrzono trzy g łów ne (grupy) odpow iedzi na m o d a ln ą p arafra zę pytania: „dlaczego w ogóle cokolw iek istnieje?” (punkty I, II).

Jeśli chodzi o odpow ied ź (I) ( A ’) [istnienie bytu k o niecz nego], to okazało się, że w ątpliw ości van In w a g en a wobec p rzesłanek p o d an y c h wersji ontolo- gicznego i k o sm ologic znego argum entu na istnienie bytu k o n iecz n eg o (punkty III, IV) m ożna znacznie osłabić, lecz nie - bez p rz yję cia do d atk o w y c h ro z­ strzygnięć - całkow icie w yelim inow ać. Z now u słabsza o d p o w ie d ź (I) (B ') [konieczna niepustość każdego m ożliw ego świata, lecz bez bytu koniecznego] prz y jm u je dość dyskusyjne założenia o n tologiczne (punkt V). P od o b n ie jest z tezą (III) [m ożliw ość pustego świata], gdyż nie je s t oczyw iste, że warunki m y ś lo w eg o u zyskania m ożliw ego pustego świata są spełnialne (punkt VI). W y d a je się, że je s z c z e gorzej je s t z p ro p o z y cją A uto ra (II) [najw yższe p ra w ­ d o p o d o b ień stw o niepustych światów], poniew a ż jej o b ro n a - jeśli chce się uniknąć ryzykow nej, paradoksalnej tezy ontologicznej - pro w a d zi do n ie k o n ­ sekw encji (punkt VII).

Jeśli p ra w d ą jest, że (II) nie je s t rzetelnym „złotym ś ro d k ie m ” m iędzy (I) a (III), to zm uszeni je ste śm y do w yboru m iędzy tymi d w o m a ostatnimi teza­ mi. Jak widać z p o w yż sz ych analiz, arg u m e n tacja na rzecz (I) ( A ’) zaw iera najm niej dyskusyjnych założeń. N ie m o żn a je d n a k w ykluczyć, że po d o k ła d ­ n iejszym rozpatrzeniu którejś z innych dysk u to w an y c h tu tez (w świetle n a j­ bardziej w iarygodnej ontologii) także jej za łoż enia o k a ż ą się w iarygodne.

P o m im o tych trudności spróbujm y je d n a k w ykonać m yślow e ex perim entum

crucis, które pom oże nam rozstrzygnąć między (I) (w wersji ogólnej: nie

zdeterm inow anej do ( A ’) lub (B ’)) a (III): m iędzy tezą o koniecznej niepu- stości (każdego) św iata a tezą o m ożliw ości pustości (jakiegoś) świata. Z g o d ­ nie z p rz edostatnim akapitem punktu VI m usim y się tu odw ołać do problem u koncepcji m ożliw ości: relatywnej (związanej z (I)) i absolutnej (związanej z (III)).

Z au w ażm y od razu, że pojęciom relatywnej i absolutnej m ożliw o ści (o któ ­ rych m o w a w punkcie VI) w pew n y m sensie o d p o w iad a ją p o ję c ia różnicującej i przekreślającej nega cji20: p ierw sza o dróż nia dany prz ed m io t od innych.

2(1 Zob. S t r ó ż e w s k i , Z p r o b le m a ty k i n e g a c ji, s. 3 9 1 - 3 9 5 . Por. też: S t ę p i e ń . W stęp [...], s. 173: p o jęc ia w z g l ę d n e g o i a b s o l u tn e g o niebytu.

(20)

dru g a - oddziela go od nicości. P odobnie z m ożliw ością: p ierw sza odróżnia przedm iot od jego aktualnego stanu, w yznacza repertuar w szelkich jego o d ­ m iennych stanów: druga - odróżnia go od niego sam ego, w yz nacz a p ersp ek ­ tywę je g o nieistnienia.

Pojęcie m ożliw ości relatywnej je s t w tórne w zględem p ojęcia aktualności (lub w innej term inologii: faktyczności, rzeczyw istości, bytu). T o m a s z z A k ­ winu i cała tradycja scholastyczna w yrażała to w d i c t u m : „ens ut prim um c o g n itu m ” (por. np. K r ą p i e c, M etafizyka, s. 1 10 n . 21). W tórność m o ­ żliwości w obec aktualnych rzeczy w spółcześnie w y ra ża w y jśc io w a intuicja Lew isa, będąca pod staw ą koncepcji m ożliw ych św iatów (Ś w iaty możliwe, s. 127): „rzeczy m ogłyby być inaczej, niż są” . (Inna sprawa, do ja k ic h k o n ­ sekwencji L ew is doszedł). W edług tego u jęcia m ożliw ości są m ożliw ościam i tych rzeczy, które w łaśnie tak a tak są. W takiej sytuacji w łaściw ą ontologią je s t „ontologią traktariańska” , która dopuszcza, by rzeczy były inaczej, lecz nie, by ich w ogóle nie było. M uszą w szak istnieć ci sami „ n o s icie le” czy „ n o śn ik i” m ożliw ości, naw et jeśli tymi m ożliw ościam i są (w sp o m n ian e w punkcie III) „w łą cze n ia” i „ w y łą cze n ia” .

Pojęcie m ożliwości absolutnej neguje p ow yż sz e intuicje. W e d łu g niego m ożliw ość ma prym at w stosunku do aktualności: co więcej, aktualność jest tylko szczególnym przypadkiem m ożliw ości. W takiej sytuacji nie m uszą istnieć „n osiciele” m ożliw ości, a m ożliw ość n ieistnienia c z egokolw iek je s t j a k najbardziej dopuszczalna.

O pozycji m iędzy om ów ionym i wyżej pojęciami m ożliw ości odpow iada spór m iędzy aktualizm em a posybilizm em , zw iązany z pytaniem : czy m ożli­ wość (m ożliw e światy) definiuje się w term inach aktualności (św iata aktu al­ nego), czy na odw rót? (zob. A d a m s , Theories o f Actuality, s. 190-209). P raw d o p o d o b n ie oba sposoby d e finiow a nia są w ykonalne, a w y b ó r między nimi zakłada rozstrzygnięcie sk o m plikow anych sporów m itologicznych. Aby je d n a k się w nie nie wikłać, przyjm ijm y p ra g m a ty czn ą prop o z y cję ro z w iąza­

nia problem u. M oże m y wszak zapytać, który z p o w y ż sz y ch sposobów defin io ­ w ania je st genetycznie (psychologicznie) pierw o tn y ? Z p ew n o śc ią pierwszy: w naszym poznaniu wpierw dysponujem y pojęciem aktualności (istnienia, bytu, rzeczyw istości) i dopiero za je g o po m o cą na kanw ie tego, co jest, u sta ­ lamy, co być może. N asza zdolność w yznaczania m ożliw ości polega wszak

21 Z a s tr z e ż m y tylk o, że dla teg o a u to ra (M e ta fizy k a , s. 2 5 3 - 2 5 5 ) m o ż liw o ś ć - w p r z e c iw ie ń s tw ie do m o żn o ś ci, k tó ra j e s t z a w s z e m o ż n o ś c i ą z a w a r t ą w j a k i m ś k o n k r e tn y m b y c ie - m a c h a r a k te r c zy s to myśl ny.

(21)

na negow aniu, uzm iennianiu i k o m b inow aniu e lem e n tó w tego, co jest nam dane ja k o aktualne. Co więcej, w szystkie te operacje d okonują się w grani­ cach tego, co dane ja k o aktualne: dane elem enty m o g ą zostać w punkcie dojścia „ w y łą czo n e”, lecz nie w yelim inow ane (w ciąż one pozostają, choć w m ożliw ości „w y łą cze n ia”)22.

Jak widać, p s y chologiczne ex perim entum crucis skłania nas do przyjęcia aktualizm u, a tym sam ym do przyjęcia tezy (I), przynajm niej w jej słabszej wersji. M ożem y tedy zasadnie przerw ać nie k ończący się łańcuch analiz ontologicznych założeń i powiedzieć: coś musi istnieć (czyli świat pusty je s t niem ożliw y), w yrażając tak j e sz c z e w iększy m odalny o ptym izm egz y ste n cjal­ ny niż ten, który głosi probabilista van Inw agen. Sądzę naw et - w brew d y s ­ k utow anem u autorowi - że to nie samo pytanie „dlaczego w ogóle cokolw iek istnieje?” , lecz d opuszc zenie m ożliw ości nieistnienia niczego „m oże d o p ro w a ­ dzić um ysł do sza le ń stw a” .

B I B L I O G R A F I A

A d a m s R. M., T h e o r i e s o f A ctu ality , [w:] T h e P o s s ib le and the Actual . R e a d in g s in the M e ta p h y s ic s o f M o d a lit y , ed. M. J. L o u x , Ithaca: C o rn e ll U n iv e rs ity Press 1979, s. 190-209.

B a l d w i n T.. T h ere M ig h t Be N o th in g , „ A n a l y s is ” , 5 6 (1 9 9 6 ), No. 4, s. 2 3 1 -238. - Z w r o t n a tu ra lis ty c zn y , [w:] F ilo zo fia b ry ty js k a u sch y łk u X X w iek u , pod red. P. G u t o w ­

s kiego, T. Sz ubki, Lub li n: T N K U L 1998, s. 393 -414.

B o c h e ń s k i J. M., P ięć dró g, tł. J. M iziń s k i, [w:] t e n ż e , L o g ik a i filo zofia. W y b ó r pism. W ars z a w a : W y d a w n i c tw o N a u k o w e P W N 1993. s. 4 6 9 -5 0 3 .

I n w a g e n P. van. M etap h y s ic s , San F rancis co: W e s tv ie w P ress 1993.

22 P o w y ż s z y p s y c h o l o g ic z n y a r g u m e n t na rz ec z a k tu a liz m u (a ta k ż e r e la ty w n e j kon cepcji m o żliw o ś c i i „onto logii tr a k ta r ia ń s k ie j” ) ma w y ł ą c z n ie c h a r a k te r p r a g m a ty c z n y . P is z ą cy te s ło w a nie d y s p o n u je j e d n a k o c z y w i s ty m a r g u m e n te m o n t o lo g ic z n y m . W s p r a w ie a rg u m e n ta c ji c zy s to o n to lo g ic zn e j (m eta f iz y c z n e j) zob. np. S t ę p i e ń , M e ta fiz y k a i o n to lo g iu . D w a o b lic za te o r ii b y tu ? , s. 101-106, g d z ie a u to r o s ta te cz n ie do ch o d zi d o tezy m eta fiz y cz n ej ( o n t o ­ logic znej): „Jeśli nie m a bytu, to nie m a i czy s ty c h m o ż l i w o ś c i " (s. 106). M o ż n a j e d n a k z a ­ py tać. czy w s ze lk ie m e ta fiz y c z n e (o n to lo g ic zn e ) a r g u m e n ty na rzec z a k tu a liz m u nie są ty lk o p r o j e k c ją n a s z e g o a k tu a lis ty c z n e g o s p o s o b u m y ś len ia , k tó r y m się na co d z ie ń p o słu g u jem y . Jeśli tak. to a r g u m e n t p sy c h o lo g ic z n y m ia łb y s w ą w artość: w y k l u c z a łb y o n to lo g ie posy bilis - ty c z n e j a k o n a r u s z a ją c e na sz fa k ty c zn y i n a tu ra ln y sp o s ó b m yślenia.

Cytaty

Powiązane dokumenty