• Nie Znaleziono Wyników

A co ode Złego jest..., czyli rzecz o "Medytacjach" Kartezjusza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "A co ode Złego jest..., czyli rzecz o "Medytacjach" Kartezjusza"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

Tomasz Śliwiński

A co ode Złego jest..., czyli rzecz o

"Medytacjach" Kartezjusza

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Philosophica nr 14, 121-154

(2)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

F O L IA PH IL O SO P H IC A 14, 2001

Tomasz Śliwiński

A CO OD E ZŁEGO JE ST..., CZYLI R ZECZ O M E D Y T A C J A C H KARTEZJUSZA

1. PRAW DA, P O Z A M N Ą I W E M N IE

Stojący na szczycie świata, w osamotnieniu i w obecności swojej drugiej strony, Jezus otrzymuje upragnione pełnom ocnictwa1. Przywołany tu na wstępie przykład kuszonego Chrystusa, choć może budzić kontrowersje, nie jest posunięciem przypadkowym2. Zarówno bowiem w tradycji religijnej, bez względu na to, o której z wielkich religii m owa, jak i (mówiąc ogólnie) w młodszej od niej tradycji filozoficznej, odnaleźć m ożna zbieżny pogląd. Polega on na silnym i nieodpartym przekonaniu, że z normalnej, potocznej czy wspólnej perspektywy, prawdy osiągnąć nie można, co więcej, w ogóle jej stamtąd nie widać3. W związku z tym, po prawdę trzeba się wyprawiać poza tę płaszczyznę, a nawet poza samego siebie (proporcjonalnie do stopnia, w jakim się w niej uczestniczy), a jej osiągnięcie jest tylko przyobiecane i niepewne.

1 W edług Ewangelii św. M ateusza, Biblia tysiąclecia, w. 8-11, rozdz. IV , wyd. III, Warszawa 1980.

2 O M edytacjach o pierwszej filo zo fii napisał Kartezjusz, że pow stały z obow iązku, który wiąże sumienie filozofa chrześcijańskiego, za jakiego sam się uw ażał. A poniew aż „poznanie Boga je st łatwiejsze od poznania, które m am y w odniesieniu do wielu rzeczy stw orzonych, a nawet, że tak zupełnie je st łatwe, iż tym, którzy go nie posiadają, przypisać trzeba winę” , dlaLego wziął on to za własną powinność, by swą, znaną już wówczas, m etodę filozofowania „pom agającą rozwiązywać dow olne trudności w n au k ach ” - zastosow ać także i d o tego icrnalu, a to dła przysłużenia się tej części ludzkości, k tó ra nie m iała jeszcze szczęścia dowiedzieć się o Dogu i o nieśm iertelności duszy. Por. List K artezjusza do D ziek an a i D oktorów Świętego F akultetu Paryskiej Teologii, [w:] R . D e s c a r t e s , M edytacje o pierwszej filozofii. W arszaw a 1958, s. 6-7.

2 „Z am knę teraz oczy, zatkam uszy, odwrócę wszystkie zmysły, usunę też wszystkie obrazy rzeczy cielesnych z m ojej myśli lub raczej, poniew aż się to praw ie nie d a uskutecznić, nie będę mi przypisywał żadnej w artości, jak o czczym i fałszywym. Będę usiłował, mówiąc tylko ze sobą i w glądając głębiej w siebie samego stać się sam sobie z wolna lepiej znanym i bliższym” R. D e s c a r t e s , M edytacje.., s. 46.

(3)

1 2 2 Tom asz Śliwiński

D o d atk o w o zaś jej w artość m usi być o kupiona u tra tą tego wszystkiego, co tow arzyszy nam w punkcie wyjścia. T rzeba zatem odrzucić w szystko, by w szystko otrzym ać. Czym zaś jest to, co porzucam y, a czym to, co zn aj­ dujem y, stanow i zagadnienie rów nie interesujące ja k sam a kw estia, dotycząca tego, do której z tych dw óch realności (przez czas, w jakim to czyni) przynależy isto ta ludzka, d o k o n u jąca przejścia od jednej z nich ku drugiej4.

P o d o b n ą problem atykę spotykam y, przyglądając się propozycji drogi, mającej doprow adzić jednostkę ludzką do poznania, k tó rą w swoich M edyta­ cjach filozoficznych szczegółowo nakreślił K artezjusz. Z daniem filozofa, d ro g a ta, odkąd tylko człowiek na niej się znajdzie, spraw i, że wszystko to, co praw dziw e coraz bardziej staw ać się będzie dla niego w idoczne, gdyż w m iarę w stępow ania n a wyżyny pozn an ia o p a d n ą m gły porzucanego przezeń fałszywego św iata. D la K artezju sza „ p ro s ta d ro g a ” w ynikać może tylko z fak tu trzym ania się przez człowieka stałych zasad, dlatego zresztą, że znalazł się on w okolicznościach, które zasadom takim przeczą. K artezjusz przestrzegał, że „najw iększe dusze zdolne są do najw iększych ułom ności w rów nym stopniu, ja k do najwyższej cnoty, a ci, którzy kro czą tylko bardzo pow oli, m o g ą dotrzeć, o ile trzym ają się prostej drogi, o wiele dalej aniżeli ci, k tó rzy biegną i oddalają się od niej” 5. R az jeszcze swoisty algorytm posłużył tu do n ap ro sto w an ia ścieżek ludzkich. Czy jednak, •według francuskiego filozofa, służy on do czegoś podobnego, ja k w przypadku, na który wskazuje N ow y Testam ent, to podejm ę w dalszej części opracowania. T eraz powiem jedynie, że n a pew no nie m a on znaczenia, jeśli na uwadze m ielibyśm y kwestię p rzy p o d o b an ia się Bogu czy tradycyjnie (w religii chrześcijańskiej) rozum ianego zbaw ienia własnej duszy6.

W iara w istnienie dostępu do realności, k tó ra odsłaniałaby się człowiekowi i ukazyw ała w czystej, tj. prawdziwej postaci, od początków filozofii przez jednych filozofów była p o d d aw an a w w ątpliw ość, przez innych zaś z en­ tuzjazm em w yznaw ana. D otyczy to także wieków X V I i X V II, czego znam iennym i negatyw nym przykładem są postaw y M ichela de M o n taig n e’a czy Blaise’a P ascala7. Jed n ak wbrew stanow isku M o n taig n e’a, ja k i przeciw dużo wcześniejszemu stanow isku św. A ugustyna, a także w brew ostatniej form acji w ieków średnich, ja k ą była scholastyka, K artezjusz opow iedział się

4 „A kt, poprzez k tóry człowiek zgadza się bądź przeczy je st absolutny sam w sobie, dok o n u jąc w dziedzinie p o znania tego samego przejścia z niczego d o czegoś, ja k ie w porządku bytu jest o znaką całej m ocy i doskonałości boskiej” , L. B r u n s c h v i c g , Le progrès de la conscience dans la philosophie occidentale, Paris 1927, s. 158. W ten właśnie sposób rozumiem wolność, gdy człowiek nie należy już d o świata, k tóry porzuca, a jeszcze nie należy do światu, d o k tórego zmierza, bo to właśnie wtedy, ja k nigdy wcześniej i nigdy potem , należy on tylke d o siebie.

5 R. D e s c a r t e s , Rozprawa o metodzie, W arszaw a 1989, s. 3. 6 T a m ie , s. 10.

(4)

A co ode Złego jest... 123 га m ożliw ością sam odzielnego dochodzenia każdego człowieka do praw dy, do w ydobyw ania jej z pierw otnego jej spow icia w okow ach cielesności8. Filozof, ta k i ja k K artezju sz, sam otnie szukający podstaw d la wiedzy, mającej charakter apodyktyczny i uniwersalny, zdawał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajdow ał i w jakiej sam bez przym usu się stawiał: „trzeb a by więc przede wszystkim zrozum ieć z pozycji filozofa n atu rę tego pow ołania, k tóre naw et jeśli go włącza wbrew niem u w jak ąś tradycję, której najczęściej nie zna, skazuje go faktycznie n a sam otność” 9. Bez w zględu n a m om ent historyczny, odpow iadający czasom , w których żył, jest to sytuacja przy­ pom inająca do złudzenia każd ą z tych, z jakim i m am y do czynienia, kiedy usiłujemy rozw ikłać nurtujące nas problem y, do których dostęp innych, naw et jeśli byłby możliwy, nigdy nie satysfakcjonow ałby nas w rzeczywisty sp o só b 10. Nic ukryw am , iż ten w łaśnie w ątek stanow i dla m nie aktualnie najważniejszy ślad prow adzący d o zrozum ienia „filozofii pierwszej” K a rte z ­ jusza. D zieje się tak dlatego, że to on sam skutecznie zatarł w swych pismach różnicę, ja k a zwykle istnieje między osobą filozofa a jego m yślą filozoficzną.

W ątek biograficzny stanow i, n a co także zw racają uwagę liczni kom en ­ tatorzy, d użą część pism K artezujusza. Bez pogłębiania tej problem atyki, zatrzymaw szy się naw et na najbardziej popularnych, ja k np. Rozprawa o m etodzie, zobaczyć m ożna, że biografizm je st in teg raln ą częścią tej tw órczości i choć tym czasem to sam a u to r przedstaw ia się tam czytelnikow i, to niechybnie każdy, do tej filozofii zaproszony, będzie m usiał postąpić tak samo ja k o n 11. Interesujące jest, że w ątek osobistego udziału, tradycyjnie

8 Cielesność, ja k o pozbaw iona stabilności „realność pow ierzchniowa” , poznaw alna - jeśli ostrożnie użyć tego określenia - tylko d la zmysłów i służąca w przypadku bezrozum nych zwierząt działaniom odruchow ym , związanym z organizacją ich ciał, nie je st m ów iąc ściśl«· prawdziwa. G łów nym tego pow odem jest fakt, że rzeczy zmysłowych nie m ożna, zdaniem K artezjusza, p oznać (umysłem). N ie m ożna w związku z tym wydawać o nich adekw atnych sądów. Por. R. D e s c a r t e s , M edytacje..., s. 43.

9 F. A l q u i é , Kartezjusz, W arszaw a 1989, s. 65.

10 O kreślenia „sam otnie” na opisanie swego wysiłku K artezjusz używa często. Należy rozumieć ow ą sam otność ja k o wynikającą z faktu, iż większość ludzi w ludzkich społecznościach nie uznaje racji przekraczających świadectwo danych zmysłowych, w związku z czym wychodzenie poza te dane jest skazywaniem się n a brak ap ro b aty i sam otność. Pozostaw anie jednak w ram ach wspólnie przyjm owanych przeświadczeń byłoby, zdaniem K artezjusza, niezgodne z rozum em , dlatego też to, co wspólnej opinii m ogłoby się w ydać odstępstwem , d la filozofa jest koniecznością: „ów zbyt śmiały cel wym agał całkowitego ogołocenia duszy. W odarciu Lym jest jak gdyby drugie wygnanie, dobrow olne, dokonujące się w ewnątrz, w głębi, poprze/ które oddalam y się od wszystkich znajomych krajobrazów naszej duszy, by zachow ać jedynie nagi um ysł” . G . P o u l e t , M etam orfozy czasu, W arszaw a 1977, s. 72.

11 K artezjusz pow iada, iż na łam ach tego dzieła chce tylko przedstaw ić historię swojego umysłu, p isał zatem: „N ie zam ierzam więc tutaj nauczać m etody, której każdy winien się trzymać d la właściwego kierow ania swym rozum em , a chcę jedynie pokazać, jakim sposobem ja usiłowałem kierow ać swym własnym ” . R . D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 6.

(5)

124 Tomasz Śliwiński

pejoratyw nie tra k to w an y i zaw adzający, staje się u K artezju sza jedynym sposobem dochodzenia do tego, co powszechnie ważne, tak ja k b y podm iot ludzki, w łasnym wysiłkiem pokonujący siebie, stw arzał sobie jednocześnie w arunki własnego „w ybaw ienia od fałszu” , tzn. możliw ości p o zn an ia i sa­ m odoskonalenia. Jest to wybawienie poza obrębem Szkoły, czy w spólnego w yznania, poza widzialną a p ro b atą Boga, bowiem w ynikając z niecierpliwości charakteryzującej tem peram ent K artezjusza, jest ono inicjow ane w poza- czasow ej, pozak u ltu ro w ej, osobistej relacji, ja k ą buduje on z Bogiem, k tó reg o od k ry w a się tylko we w łasnym w nętrzu, ty lk o w ten sposób m ożliw ym do zrozum ienia. Jest o no w nętrzem duszy w ydzielonego zc w spólnoty o raz z „sam ego siebie” , czystego, sam ośw iadom ego umysłu, który sam się doprow adza w to miejsce12. I chociaż „postępowanie Kartezjusza przywodzi tu raczej n a myśl k rok religijnej natury, kiedy człowiek rozumiejąc, że codzienne zachow anie, techniczne i praktyczne, stanow iące jego życie, nie w yczerpuje jego w łasnego bytu [...], to posunięcia K artezju sza w nic większym stopniu są religijne, co naukow e, a jeśli u tożsam ia afirm ow any przez siebie Byt N ieskończony i chrześcijańskiego Boga, to czyni to w imię w iary, k tó ra wedle jego ośw iadczeń jest czymś zew nętrznym w obec po­ zn an ia” 13. D latego też to rozum staje się kluczow ym pojęciem jego filozofii i zarów no wczesna, ja k i dojrzała tw órczość K artezju sza pokazuje, że jest on kluczem do (osobistego) upraw iania m etafizyki ja k o św iadom ego uczes­ tnictw a w praw dzie, a także tym , co ją (m etafizykę) umożliw ia. R o zu m ten. odróżniony od ciała, gdy tylko m u dopom óc, po trafi w łatw y i wyraźny sposób ujm ow ać pewne podstaw ow e pojęcia, któ re są tożsam e z praw dą, a także stanow ią praw dy, wszelkich dzięki nim konstatow anych kolejno treści, składających się n a w iedzę14. Ich odkrycie uzależnione je st od um iejętności pokonyw ania przesłaniających je wpływów wszelkiej cielesności, ta k zew nętrznej, ja k tej najbardziej pryw atnej i, zdaw ałoby się, od nas sam ych nieodłącznej.

D o najw ażniejszych treści, o dkryw anych tą d ro g ą , należą, zdaniem K artezju sza, przede w szystkim dwie. Pierw szą je st u św iad am ian a sobie przezeń idea sam ego podm iotu, rozpoznana następnie ja k o Cogito, drugą stanow i idea Boga, k tó ra pozostaje jak b y niezauw ażona, aż d o m om entu zadziałania praw idłow ych p rocedur postępow ania, któ re są p roceduram i ja

12 Słow o „w ybaw ienie” je sl tu przeze m nie użyte ja k o synonim , tego, co człowiek z inicjatywy' własnej i p odług własnych możliwości m oże i pow inien (zdaniem Kartezjusza) najlepszego uczynić ze swoim życiem. N atom iast „zbaw ienie” w sensie pozytyw nego wyroku Boga, pozostaje oczywiście p o za wszelką ludzką możliwością, czy to pojęcia go, czy wywołania

13 F. A 1 q u i é, Kartezjusz, s. 66.

14 Wiedza oraz uczestnictwo są oczywiście tym sam ym , czym jest świadom e widzeniu po dstaw rzeczywistości, a to oznacza oglądanie nie tyle jej samej (tzn. rzeczywistości), ile racji jej samej.

(6)

A co ode Złego jest.. 125 myślącego niedow olnie, a więc ja będącego już tylko umysłem czystym i uw ażnym , tzn. oddzielonym od wpływów cielesności oraz pozostającym w świetle. Św iatło to, będąc światłem rozum u, nie jest z owym ja tożsam e. Człowiek, obdarzony w olnością w yboru, m oże odm ów ić m u swego w nim uczestnictwa, sytuując w łasną egzystencję po stronie ciemności. Jednakow oż, jak potw ierdza to postaw a samego K artezjusza, pew ne jest, że rozpoznaw szy je, człowiek utożsam i je z dobrem i będzie już zawsze dążył do stopienia się z nim w je d n ą całość15. W ram ach tego wysiłku dow ie się on wszystkiego - teraz - z tych rzeczy do „jakich poznań um ysł ludzki jest zdolny, [...] potem - ze wszystkich pozostałych” 16. D op ó k i jed n ak jesteśm y tylko ludźmi i na to drugie poznanie nas nie stać, zdajemy sobie z konieczności sprawę, iż w tej chwili „należy zajm ow ać się tylko tymi przedm iotam i, do którycli pewnego i niew ątpliw ego poznania umysły nasze zdają się w ystarczać” 11 oraz że należy brać przy tym p od uwagę k ró tk o ść ludzkiego życia18.

Świadomy swych przemyśleń i doniosłości rezultatów, jakich się spodziewał i jak ie zresztą częściowo ju ż osiągnął, rozentuzjazm ow any, pisał K artezjusz w części pierwszej Rozpraw y o m etodzie: „[...] z m etody tej zebrałem już takie owoce, iż aczkolwiek w sądach o sobie samym zawsze staram się skłaniać raczej ku nieufności, aniżeli ku zarozumialstwu, i m im o że spoglądając okiem filozofa n a różne czyny i przedsięw zięcia w szystkich ludzi nic dostrzegam w śród nich praw ie żadnego, który by nie w ydaw ał mi się próżny i bezużyteczny, to nie przestaję odczuw ać najwyższego zadow olenia z postępów , k tó re, ja k sądzę, uczyniłem ju ż w poszukiw aniu praw dy, i pokładać ta k wielkich nadziei na przyszłość, że śmiem wierzyć, iż jeśli

15 „[...] skoro bowiem Bóg obdarzył każdego z nas pewnym światłem przyrodzonym dla odróżniania praw dy od fałszu, nie mógłbym przypuszczać, że winienem zadowolić się na jedna choćby chwilę poglądam i innych [...] ani zdobyć zadow olenia, jeśli bym nie trzym ał się drogi, co do której, przekonany, że mi zapewni zdobycie wszelkiej osiągalnej dla mnie wiedzy, miałem również przeświadczenie, że tym samym może dać mi wszystkie prawdziwe do b ra, kLóre by kiedykolwiek znalazły się w zasięgu m oich sił; tym bardziej, że nasza wola skłania się, by podążać za wszelką rzeczą lub też jej unikać tylko zależnie od tego, czy nasze rozum ienie przedstawi ją ja k o do b rą, czy też ja k o złą; w ystarcza więc sądzić właściwie, by czynić dobrze, a sądzić najlepiej ja k m ożna, by czynić też to, co da się najlepszego, tzn. by zdobyć wszelkie cnoty, a zarazem wszelkie pozostałe d o b ra nam dostępne; skoro tylko m am y pewność, że to nastąpiło, niep o d o b n a nie odczuwać zadow olenia” . R. D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 32-33.

16 Określenie „p o tem ” dotyczy dw óch sytuacji. Pierwsza z nich to fakt, iż K artezjusz jak o członek K ościoła katolickiego zakłada, że zgodnie z tym, co mówi w iara, m ożemy spodziewać się, iż po śmierci, w Niebie, nasze jednostkow e nieśmiertelne dusze będą uczestniczyć w istnieniu i prawdzie, pozbaw ione ciemności (ow>'m brakiem braku, o którym pisał św. Augustyn). D ruga zaś możliwość dotyczy w ypracowania wspólnym, wielopokoleniowym wysiłkiem poznania całkowitego, które wyczerpie niewiedzę w zakresie możliwego poznania przez skończone ludzkie umysły. Por. R. D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 71-73.

17 R. D e s c a r t e s , Prawidła kierowania umysłem (Prawidło drugie), W arszawa 1937, s. 23. ls R. D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 5.

(7)

126 Tomasz Śliwiński

w śród zajęć czysto ludzkich znajdzie się choć jed n o rzetelnie cenne i ważne, będzie nim właśnie to, k tó re ja w ybrałem ” 15.

2. PR Z E M IA N A W EW N ĘT R Z N A

T o , że od sam ego p o czątk u problem filozoficzny, jak i K artezjusz stawiał i którego rozw ikłania się dom agał, łączył on z w łasną o so b ą w rozum ieniu najbardziej pryw atnym , zauw ażalne jest ju ż w pierwszych zapiskach, nie będących jeszcze naw et d la niego żad n ą gotow ą filozofią20. Pow odem tego zapośredniczenia, k tó re je st w yzwaniem i nie m oże być tylko udaw ane, jest fakt, że wysiłek m edytacji jest zawsze wysiłkiem pojedynczego umysłu, a wszelkie konsultacje m o g ą być przesunięte d o m o m en tu ich zakończenia, chociaż przyznać trzeba, że jeśli p ra c a przynosi zam ierzone rezultaty, będą one w efekcie zbędne, co je d n a k nie znaczy, że nie pow inniśm y dzielić się nim i z innym i21. W ątk i nieodłączne od życia i pracy K artezjusza dotycz;! jego skryw ania się przed św iatem , osam otnienia o raz w ędrów ki, będące; w ielow ym iarow ą p o d ró ż ą , ta k zew nętrzną, ja k i głęboko w ew nętrzną. S zu k ając p o zn an ia , łączył je ze stan o w iącą jeg o w aru n ek wewnętrzni! przem ianą. Tow arzyszyła jej św iadom ość radykalności, bow iem jeżeli chce się osiągnąć czystość w idzenia, należy zburzyć w szystko, co stoi temu widzeniu n a przeszkodzie. Pow staje zatem pytanie: ja k przygotow ać punkt w idzenia m ędrca?

O dpowiedź, pierwszy raz odkryw ana, jest u k ry ta w subtelnych metaforach m łodego K artezjusza. W słynnych ju ż snach z nocy, k tó ra 10 listopada 1619 r. przem ieniła jego życie, p ad ło w yraźne i decydujące pytanie: „Quod vitae sectabor iter?” J a k stw ierdza bio g raf filozofa, A . Baillet, K artezjusz postaw ił je sobie właśnie przed m om entem przebudzenia się ze snu, tak ja k b y po otw arciu oczu chciał w ydobyć się z niego już tylko ku faktycznej jaw ie. D latego też, by czasem nieuw ażnie jednego snu nie zastąpić drugim, „ n a d a l śpiąc osądził, iż był to sen, ale n ad to d o k o n ał jego interpretacji, zanim się przebudził” 22. Przeżycie to opisywał jak o rodzaj konsekwencji

19 Tam że, s. 5.

20 Z lat 1619-1621 pochodzą pierwsze pism a filozofa, wśród których znajdują się Cogitations privatae. Zob. R . D e s c a r t e s , Œuvres, t. 10, Paris 1897-1910, s. 213-256.

21 F ilo zo f niejednokrotnie zaprasza czytelników swych dzieł d o dyskusji i polem ik, których w artość objaw ia się według niego w tym, że w przypadku ich jakości i rzeczowości pozwoli) one udoskonalić i doprecyzow ać jego pracę. Jak pisał, „[...] znajom ość poglądów opinii publicznej będzie d la m nie nowym sposobem kształcenia się, k tóry dołączę do zazwyczaj przezi m nie stosow anych” . R, D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 6.

22 We fragm encie tym zwracam uwagę n a trudność zw iązaną z faktem , iż potrzeba w ydobycia światła, tak ja k i p o trzeb a związana z jaw ą, musi pojaw ić się tylko w warunkach

(8)

A co ode Złego jest... 127 odczuw anego ju ż od jakiegoś czasu duchow ego dreszczu, dzięki którem u odnalazł św iatło d o tą d m u nie znane, a zdolne ro zproszyć najgłębsze ciem ności23. Światło to m iało być narzędziem rozw iązyw ania wszelkich problem ów um ysłu ludzkiego, który, ja k pow ie K artezjusz w Prawidłach, jest jednością, i w ten sam sposób b a d a w szystkie p o d p a d a ją c e pod poznanie rzeczy24. D latego, ta k ja k larw a m usi się przeistoczyć, by ze swego wstępnego stadium brzydoty stać się ucieleśnieniem sam ego piękna, tak K artezjusz m usiał porzucić swój pierw otny dom , aby m óc urodzić się na. nowo. Schronieniem tym był jego św iatopogląd, k tó ry dzielił początkow o ze w spólnotą, w której w zrastał - szczęśliwie, to był on sam. Szczęśliwie, bowiem porzucając siebie porzucał K artezjusz m inioną form ację um ysłow ą, której zaw dzięczał wychowanie i z k tó rą utożsam iał się do tego stopnia, że dokonując sam oodnow y, d o k o n ał tym samym przem iany otaczającego go świata. N a tej trudnej i bolesnej drodze, przypom inającej stopnie mistycznej rezygnacji, służące pow olnem u, acz m etodycznem u w znoszeniu się do praw dy, K artezjuszow i chodziło o ta k daleko idące wyzbycie się naw yków zacierających jasność w idzenia, że w ym agał od siebie wyrzeczenia się naw et własnej tożsam ości, nadbudow anej n a w szystkich dotychczasow ych dośw iad­ czeniach. D latego też wszystko to, co znajom e, to, co oznacza wsparcie i zakotwiczenie, co pom aga każdem u z nas zachow ać niezbędną rów now agę i w ogóle um ożliw ia życie w jego w ym iarze w spólnotow ym , m usiało być złożone w ofierze i o d d alo n e ja k o fałszyw e25. T o zaś, co najbardziej

będących tak światła, ja k i jaw y przeciwieństwem. Por. A. B a i l l e l , La vie de Monsieur Des-Carles, t. 1, 2, Paris 1693. Odpowiedni frag m e n t. relacji A . B aillet’a p l. Ż ycie Pana Descartesa, [w:] F . A l ą u i é, Kartezjusz, s. 166-171.

23 R. D e s c a r t e s , Œuvres, t. 10, s. 156-157. Por. także G. P o u l e t , M etam orfozy czasu, Warszawa 1977, s. 70. W ydarzenie, o którym m ow a, z racji swej bliższej natchnieniu niż racjonalnej charakterystyce, spotykało się w śród historyków filozofii i k om entatorów prac Kartezjusza z rozm aitą oceną. Począwszy od interpretacji mistycyzujących, ja k u M ilhauda (Descartes savant, Paris 1921), a skończywszy n a rozum ieniu go ja k o n aturalnego wyniku dotychczasowych wysiłków filozofa, ja k u Asm usa: · „W szystkie trzy naukow e idee (tj. idea jedności nauki, idea reform y algebry, idea w yrażenia wielkości za pom ocą linii), o których tu mogła być m ow a, kiełkowały w umyśle D escartes’a jeszcze w okresie jego zainteresowań m atematycznych w L a Flèche. Wszystkie one odnoszą się d o wczesnego okresu jego pracy naukowej i mogły, każda oddzielnie, dojrzeć, ja k dojrzew a jab łk o p o to, aby później spaść na ziemię” . W. F. A s m u s , Descartes, Paris, s. 69.

24 Por. R . D e s c a r t e s , Prawidła do kierowania umysłem (Prawidło pierwsze), W arszawa 1937, s. 21.

25 Śledząc wywód K artezjusza, zauważyć m ożna, ja k coraz bardziej uw idacznia się, stale w nim obecny, m otyw egzystencjalny. Nie m ożna nie docenić fak tu , iż sukces nowej nauki uzależniał KarLezjusz od pow odzenia dotyczącego zmiany m entalności ludzi nią się zajmujących. N atom iast, aby to m ogło mieć miejsce, musieli oni uczynić ze swego zajęcia nie tylko czynność profesjonalną, lecz także (a m oże n a początek zwłaszcza) egzystencjalną. W ątek ten stanowi jeden z zasadniczych wymogów reform y i nie występował on w scholastyce, chociaż arysŁotclicy za cci stawiali sobie te sam e ideały, co K artezjusz - poznanie praw dy.

(9)

128 Tomasz Śliwiński

in teresujące w p rzy p ad k u K artezju sza, to p rzeniesiona n a całą niem al k u ltu rę now ożytną, pierw otnie osobista św iadom ość, że źródła umożliwiające tę przem ianę tkw ią im m anentnie, by posłużyć się podpow iedzianą powyżej m etafo rą, w samej tej „larw ie” . W ątek w ydobycia św iatła z w ewnętrznego źródła, z duchow ości, będzie w ątkiem pierw szoplanow ym całej filozofii, której uwagę tu poświęcam.

Od pam iętnych w ydarzeń 1619 r. m usiało je d n a k m inąć wiele czasu, poniew aż swoich przem yśleń K artezjusz długo nie ujawniał. Pierwszą poważna (choć bardzo skrom nych rozm iarów ) pozycją wydawniczą, pod k tó rą się podpisał była Rozpraw a o m etodzie z 1637 r. Jakkolw iek statu s tego dziełka nie całkiem jest jasny, to jest ono bez w ątpienia jednym z poważniejszych zapisów biografii K artezjusza, a jego w artość jest tym w iększa, że wyszedł on spod ręki sam ego filozofa26. O pisując w Rozprawie... pierwsze etapy swego życia, które K artezjusz spędził w K olegium w L a Flèche, pokazuje on, ja k się m oże w ydawać, wyłącznie głębokie nim i rozczarow anie. W idać to w yraźnie w pierwszej części dzieła, zatytułow anej wymownie: Rozważania dotyczące nauk, w której rozpraw ia się on z nim i ostatecznie. N ie sądzę je d n a k , aby rozpoczynając R ozpraw ę o m etodzie w sp osób, w ja k i to uczynił, K artezjusz chciał pokazać jedynie słabość dotychczasow ych teorii, n au k , literatury, poezji, języków , pism starożytnych i tego wszystkiego, co stw orzyły najw ybitniejsze um ysły m inionych w ieków , a co w ykładano w najsłynniejszych szkołach ówczesnej E uropy. Bardziej praw dopodobne wydaje się, iż chciał ukazać, przede wszystkim swoim ewentualnym oponentom, w łasne obeznanie z dziedzictw em, n a k tó re w skazał i k tó re zresztą prawie w całości jedynie uznał i docenił. M im o to jed n a k odrzucił je, ponieważ doszedł do w niosku, że dość ju ż czasu poświęcił n a to , co m iały m u do pow iedzenia inne umysły, za którym i, ta k ja k za swoimi zmysłam i, zmuszony był podążać w „latach swego dzieciństw a” . Z najom ość dziedzictw a oraz erudycja, dzięki której K artezjusz „rysuje ja k n a obrazie” swoje życie ze w skazaniem n a szkolne la ta m ają go uw iarygodnić ja k o uczonego i up ra­ w om ocnić zamysł, z jakim się nosił, którem u służy pozostała część Rozprawy... B ędąca filozoficzną au to b io g rafią „pełna w dzięku pod względem formy, n ap isan a językiem ścisłym, obfitująca w uwagi, w których utrw alone zostają bogate, życiowe dośw iadczenia au to ra, znajom ość społeczeństw a, ludzi, ich

26 Rozprawę..., n apisał K artezjusz, niejako w brew swoim intencjom , poniew aż pierwotnie, zam iar w ydania drukiem dzieła dotyczył rozpraw y kosm ologicznej Le Monde. D latego też część ostatn ia Rozprawy..., zdradza rzeczywiste rozczarow anie K artezjusza z pow odów , dla których Traktat len nie m ógł ujrzeć światła dziennego. T o tu właśnie, rozżalony, przedstaw ia się K artezjusz ja k o dobroczyńca ludzkości, k tó ry m ając n a uw adze konfrontację z „ludźm i tylko pozornie cnotliwymi” , zaniechał propagow ania pewnych nowych idei, któ re mogły się przyczynić d o polepszenia losu wszystkich ludzi. Zob. cz. VI Rozprawy pt. Przyczyny, które skłoniły autora do pisania...

(10)

Л co ode Złego jest... 129 postępow ania - Rozprawa... przedstaw ia zwięźle i wyraziście historię n a u k o ­ wego rozw oju filozofa, zasady i m eto d ę jego n a u k i” 27. T o na jej stronicach K artezjusz przedstaw ia się szerokiej publiczności ja k o ten, który najgoręcej ze w szystkiego, bez względu n a wiek, p rag n ął nauczyć się rozróżniać praw dę od fałszu, by jasno widzieć swą drogę i pew nie kroczyć przez życie2“. D ojrzałość, ja k ą w yrażają słow a Części pierwszej, polega n a uznaniu, żc najrozm aitsze ścieżki, po których stąpał, poznając rozm aite dziedziny życia, najrozm aitsze książki, nauki, obyczaje, z jakim i się zetknął, nie dostarczyły m u w ystarczającego bodźca do owych kluczow ych rozstrzygnięć, których dom agał się jego niespokojny duch. Część druga pośw ięcona jest budow aniu wszechstronnej argum entacji dla w yjaśnienia, że istnieje wiele przykładów pozw alających K artezjuszow i zrealizować to, do czego niezwykle ju ż się palił. Początkow e jej strony pośw ięcone są „faktow i, że często dziełom złożonym z wielu części i w ykonanym ręką różnych m istrzów brak tej doskonałości, ja k ą znajdujem y w dziełach w ypracow anych przez jed n eg o ” 29. 1 chociaż m oże byłoby lepiej, gdybyśmy mogli „od chwili urodzenia posługiwać się pełnią naszego rozum u i jedynie przezeń być kierow anym i” , to jednak praw da d o ty czą ca naszej n a tu ry polega n a tym , że „wszyscy byliśm y dziećmi zanim staliśm y się dorosłym i i długo m usieliśm y być rządzeni przez nasze po żąd an ia i naszych w ychow aw ców ” , co wpłynęło znow u n a fakt, żc nasze sądy nie m ogły być ta k słuszne i ugruntow ane, ja k m oże się to dziać w czasach naszej dojrzałości30. D ojrzałość ta nie polega, w przypadku K artezjusza, n a niczym nie ugruntow anym buncie, n a k tó ry stać każdego, lecz n a sam odzielnym odnalezieniu się w tym w szystkim , o czym ju ż mu powiedziano. D latego, ja k pisał, m iał świadomość, iż nie burzy się wszystkiego od podstaw , by budow ać od now a, ani będąc jedynie człowiekiem pryw atnym nie podejm uje się zam ierzeń przekraczających m ożliw ości, jakim i m o żn a się w ykazać31. P u n k tem kulm inacyjnym tych zw ierzeń je st p u e n ta zaw arta w słowach: „i oto znalazłem się ja k b y zniew olony, by poczynać sobie sam odzielnie...” 32.

T o, co n a łam ach Rozpraw y pow iedział K artezjusz, a co dotyczyło lat przełomu zapoczątkow anego nocą roku 1619, m iało n a celu skłonić czytelnika

22 W. F . A s m u s , Descaries, s. 214. 28 R. D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 12. 29 Tam że, s. 14.

30 Por. R. D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 16.

31 O ryginalność kartezjanizm u polega n a podejm ow aniu problem u w term inach, które pozostały po upad k u poprzedniego dogm atyzm u, czego wyraz dany jest we wstępie d o Skrótu sześciu M edytacji: „W pierwszej M edytacji są podane przyczyny, d la których m ożem y w ątpić o wszystkich rzeczach, zwłaszcza o rzeczach m aterialnych; dopóki oczywiście nie m am y innych podstaw wiedzy, ja k tylko te, k tó re posiadaliśm y dotychczas” . L. B r u n s c h v i e g , Le progrès..., s. 144.

(11)

130 Tom asz Śliwiński

do p o d d a n ia się a u to ry teto w i filozofa i uczynić p rzek o n u jącą dalszą, krytyczną część dzieła33. Efektem przełam ania trudności były w tam tym okresie cztery główne praw idła M etody, w któ re raz się uzbroiw szy oraz przyjąwszy zasady „m oralności tym czasow ej” , K artezjusz w ciągu kolejnych dziewięciu lat usiłow ał rozw ażać w każdym przedm iocie szczególnie to, co czyni go podejrzanym , dając nam tym sam ym sposobność do pom yłek34.

3. M ETA FIZY K A

„Zaw sze sądziłem , że dw a są główne zagadnienia z rzędu tych, których dow ód należy raczej do zadań filozofii niż teologii: m ianow icie zagadnienie Boga i zagadnienie duszy. Jakkolw iek bowiem nam , w ierzącym , wystarcza w yznaw ać n a podstaw ie w iary, że d usza ludzka nie ginie w raz z ciałem i żc Bóg istnieje, z pew nością je d n a k niew ierzących nie będzie m o g ła - ja k sądzę - przek o n ać o tym żad n a religia ani naw et chyba żad n a doskonałość m o raln a d o póty, d opóki przyrodzonym rozum em nie dow iedzie się im tych dw óch p ra w d ” 35. „Z agadnienie Boga i um ysłu ludzkiego poruszyłem już niedaw no w Rozprawie o metodzie poprawnego kierowania rozumem i dociekania praw dy w naukach w ydanej w języku francuskim w 1637 r. Poruszyłem je w niej nie w tym celu w prawdzie, by je tam dokładnie rozw ażyć, lecz by je n a p ró b ę poruszyć i by z sądów czytelników dow iedzieć się, w jaki sposób należałoby je później opracow ać” 36 - pisze K artezjusz w Przedmowie do M edytacji. Jednakże, u sto su n k o w u jąc się do uw ag, o k tó re prosił,

33 Tamże.

34 D laczego K artezjusz nie opracow ał w przód swoich zasad, lecz powierzył tę pracę swoim następcom , m ówi zakończenie Części drugiej: „Lecz zwróciwszy n a to uwagę, że wszystkie zasady tych n auk pow inny być zaczerpnięte z filozofii, w której wcale jeszcze nie znajdowałem d o stateczn ie pew nych p odstaw , pom yślałem , że należało p rzede w szystkim starać się je ustanow ić; a jak o że było to zagadnienie najdonioślejsze n a świecie, wobec k tórego najbardziej należało obaw iać się pośpiechu i uprzedzeń, nie powinienem był usiłow ać doprow adzać go do k o ń ca przed dojściem do wieku znacznie dojrzalszego, aniżeli moje ówczesne dw adzieścia Lr z; lata [...]” . R . D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 26.

35 Z listu R . D e sc a rte s’a do D ziek an a i D o k to ró w F a k u lte tu P aryskiej Teologii. R . D e s c a r t e s , M edytacje, s. 5.

36 Z Przedmowy do czytelnika, [w:] R. D e s c a r t e s , M edytacje, s. 11. D odatkowym, interesującym m om entem filozofii K artezjusza je st to, że je g o racjonalizm m a się odnosić zarów no d o wierzących, ja k i do niewierzących, co pow oduje, iż rozstrzygnięcia dotyczące praw d y nie m ają, w edług niego, przynajm niej na wstępie, ch arak teru zapośredniczonego wyłącznie o wyznaniowość. M ożna się zgodzić, że m ają d o niej w efekcie doprowadzić. Tym czasem jed n ak zgoda na p o d an ą przez K artezjusza drogę filozofowania nie jest uzależniona od żadnych innych, poza racjonalnym i, przesłanek - niewierzącym trzeba dać argum enty, a nic Biblię, k o nstatuje K artezjusz.

(12)

A co ode Złego jest... 131 odpow iada m. in., że nie m ów ił nic o praw dziw ym stanie rzeczy, lecz jedynie zajął stanow isko dotyczące, ja k to określił, „w łasnego rzeczy ujm o­ w ania” 31. D odaje, że zdaw ał sobie doskonale spraw ę z fak tu , iż droga, k tó rą sam otnie kroczył jest „ ta k m ało u ta rta i ta k odległa od pow szechnie używanej” , że polecenie jej innym wiązało się z jego strony z niezwykłą odpow iedzialnością, zwłaszcza zaś za „um ysły słabsze, k tó re m ogłyby uznać się za pow ołane do w kroczenia na n ią” . G dy n ato m iast weźmiemy pod uwagę przyszłe przeznaczenie dzieła, mniej dziwny wyda się fakt konsultowania przez K artezju sza własnego sposobu pojm ow ania z cudzymi, tym bardziej, że m e to d a dedukcji (k tó rą się posługuje) obyw a się bez jej zawieszania, a ju ż w Rozprawie, pierwszym opublikow anym dziele, filozof przyjął nie­ wzruszone stanow isko w yrażone w słowach: „nigdy m oje zam ierzenia nie sięgały poza staran ia o udoskonalanie własnych myśli i budow anie całkowicie na własnym gruncie. T o , że pragnę przedstaw ić w am tu taj w zór swej pracy, jako że dość m i się p o d o b ała, nie znaczy bynajm niej, że chciałbym k o m u k o l­ wiek radzić, by go n aśladow ał” 38. M o żn a się dom yślać, iż zadanie, które sobie sam odzielnie wyznaczył, m ogło być wyłącznie w takiej form ie przez niego p o d jęte i w łaśnie z tego p o w odu tłum aczył zaw sze konieczność własnej izolacji. Z innej strony, jeśli rozw ażać nadal kwestię pryw atności, to jest o n a oczywiście w latach czterdziestych także uw ydatniona. M edytacje różnią się jed n a k od pozostałych pism pośw ięconych m etafizyce w jego systemie, poniew aż pisane były przez filozofa z m yślą o ich wręcz in s tru k ­ tażow ym c h arak terze w kw estiach, u d o stęp n ian y ch d o tą d przez niego bardzo fragm entarycznie. K artezjusz wydaje się w tym czasie osobą, bardziej niż w ro k u 1637, pew ną swoich racji, co owocuje jego otw arciem się w tej subtelnej m aterii n a szeroką ocenę opinii nie tylko d o k to ró w K o ścio ła39. M edytacje m ają w yraźnie i w sposób zdeklarow any ch arak ter apologetyczny. Są zresztą, ja k to w ynika z listu K artezjusza do profesorów S orbony, adresowane przede w szystkim do oponentów K ościoła i niedow iarków '“ . T o znowu pozw ala sądzić, iż praw da, do której udało się K artezjuszow i dojść, stała się nie ty lk o ty m obszarem , n a k tó ry m m u niezw ykle zależało, a w sto sunku do którego zarzuty, jakich spodziew ał się od innych, m iały na celu zw eryfikow anie jego własnej czujności w tej sprawie, ale także wartością, k tó rą chciał podzielić się z innym i. T o w tam tym czasie, po raz

37 Tam że, s. 13.

38 R. D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 18. 35 M am tu n a myśli metafizykę K artezjusza.

40 „D latego nie w ątpię, że jeśli tylko raczycie zająć się tym pism em [...], jeśli wlcdy Wy zechcecie to sami obwieścić i publicznie poświadczyć, wówczas - pow iadam - nie wątpię, żc jeśli się to stanie, znikną w krótce wymazane z um ysłów ludzkich wszystkie błędy, jakie kiedykolwiek w tych sprawach pow stały” . List do Profesorów Sorbony, [w:] R . D e s c a r t e s , Medytacje, s. 10.

(13)

132 Tomasz Śliwiński

pierwszy, chciał przełożyć w łasną, sam otniczą pracę n a język i form ę służące udostępnieniu jej społeczności, k tó rą wcześniej przecież opuścił. W przeci­ wieństwie do tam tego m om entu, chciał on tym razem rozm aw iać z tymi. którzy są w stanie zaangażow ać się na rów ni z nim w badanie (jego) um ysłu, lecz nie bez własnej korzyści, bowiem uczyniwszy to, być może. sam i podejm ując swoiste zaproszenie skorzystają z czasu, kiedy weszli na ścieżkę, k tó rą podążał K artezjusz, będącą jednocześnie ścieżką p raw d y 4·1.

P odobnie ja k w przypadku Rozpraw y, także w M edytacjach rozpoczynał on od retrospekcji sięgającej czasów własnej m łodości. Zauw ażył, iż wtedy w łaśnie nie zw racał uwagi n a konieczność rozdzielania praw dy od fałszu i zarów no fałsz, ja k i praw d a dow olnie mieszały się w nim wówczas ze so b ą4·2. Zaniechanie to nie m ogło w tedy posłużyć niczemu konstruktyw nem u. M ożliw ość zadośćuczynienia p o trzeb ie b u d o w an ia trw ały ch i pewnych konstrukcji przychodzi, zauw aża K artezjusz, w raz z wiekiem. D latego czekał „ n a wiek ta k dojrzały, aby po nim nie nastąpił inny bardziej odpow iedni do b ad a ń naukow ych” 43, a w idząc, że każdy budynek najłatw iej popada w ruinę, kiedy nadw ątlone zostają jego fundam enty i że p odobnie dzieje się w kw estiach filozofii, nie tracąc czasu na zbyteczną drobiazgow ość K artezjusz p ostanaw ia przystąpić do analizy sam ych pierw szych zasad, na któ ry ch w szystko inne się w spiera. Swą analizę dotychczas zebranych dośw iadczeń i ich rezultatów podejm uje, poczynając od oceny tego wszyst­ k iego, co p o z n a ł do czasu sprzed ich rozpoczęcia. Z aleca to zresztą każdem u, kto jeszcze ich nie podjął i k to dotychczas nie w ykorzystywał władz własnego rozum u. Czyni to, „[...] ponieważ potrzeba do nich [M edytacji um ysłu całkow icie wolnego od z góry pow ziętych m niem ań, um ysłu, który potrafi bez tru d u sam się wyzwolić z zależności od zm ysłów ” 44. A właśnie najprostsze i najbardziej dostępne poznanie dotyczy tego, co sam o narzuca się nam za pośrednictw em zmysłów, tzn. bez udziału m yślenia4S. W iedząc, ja k często w iedza tego rodzaju jest m yląca, trzeba, zdaniem K artezjusza. zastanow ić się, czy jest o n a ta k a w całości, skoro byw a ta k a w części? Za przykład stosow nej analizy służy filozofowi nam ysł, jak ieg o doświadczył, siedząc przy kom inku, w którym palił się ogień. Pisał bow iem , że jeśli ro zp atru je fak t codzienny, o jakim wie za pośrednictw em zm ysłów , ja k to.

41 Tam że, s. 15.

42 M oglibyśm y powiedzieć, że „zarów no ciało, ja k i duch mieszały się w nim z sob.i w ówczas dow olnie” .

43 R. D e s c a r l e s , M edytacje, s. 17.

44 List d o D ziekana i D o k to ró w Sorbony, [w:] R. D e s c a r t e s , M edytacje, s. 8. 45 Ponownie, d la uwagi, zaznaczm y, że słowo „poznanie” w odniesieniu do zmysłów jest fałszywe, poniew aż zmysły niczego nie są w stanie poznać, m ogą one jednak być brane jako źródło danych o przedm iocie poznania, z k tórego nasz um ysł może korzystać. Błąd umyśli, polega n a tym , że poprzestaje on n a tym źródle.

(14)

A co ode Złego jest.. 133 żc znalaźł się w pobliżu ognia, że siedział odziany w tę a nie in n ą szatę, że do ty k ał rękom a papieru, etc., to nie m ógł w przypadku ta k bezsprzecz­ nie narzucających się doznań w ątpić w ich realność i w ich odczuw anie46. Pozostając w kręgu tego typu dośw iadczeń, w yraził wpierw w spólny p o ­ gląd m ów iąc, że „m usiałby zaliczyć się do najbardziej przyćm ionych ch o ­ ro b ą umysłów , aby podw ażać te św iadectw a” . Jed n ak zaraz po tym prze­ kroczył je, zastanaw iając się, czy m y, uw ażający się za ludzi w pełni sil psychicznych i fizycznych, nie m iew am y snów , których najbardziej za­ trw ażające szaleństw a udzielają się nam ja k o realność, wymuszając na nas to, że w ram ach tej ęuasz-realności redefiniujem y siebie sam ych i oceniam y na now o zasadność podejm ow anych w tych okolicznościach decyzji i dzia­ łań? S koro ta k , cóż zatem przeszk ad za nam w ątpić w te rzeczy, do których zaliczyć m o żn a „fak ty ” , a być m oże rodzaj śnienia o tym , żc filozof siedzi sobie tu taj oto i wygrzewa się przy kom inku? Zatem nie wystarczy m niem ać, iż umysł nasz nie jest pod atn y n a rojenia, z ferm entu których nie jest w stanie ani się w ydobyć, ani ich okiełznać, choćby budzi) nie w iadom o ja k wielkie zaufanie. N ie m o żn a stracić z oczu perspektyw y szaleństw a (braku jasności), w której uczestniczym y z samej tylko racji bycia ludźm i. Owej perspektyw y śnienia, kiedy um ysłow i tylko śni się, że jest umysłem, a bywa, iż sen ten jest ta k zwodniczy, że umysł tylko się sobie śni i nigdy się już nie budzi, utrzym ując się cały czas w stanie pozornego rozum ow ania. Liczba czynników zakłócających możliw ość m e­ dytacji, na któ re wskazuje K artezjusz, jest tak duża, tak szkodliw a i m y ­ ląca, że często poddajem y się pom yłkom , zaciem niającym um ysł, wielu nawykom , a także nieocenionym w pływ om cielesności. W m iarę upływu czasu oddalenie, jakiego nabieram y względem czystego rozum u, jest tak znaczne, że naw et niem ożliw e do oszacow ania, niezauw ażalne dla nas sam ych47. D latego od „osób uczonych” , w których K artezjusz widzi głów ­ nych sw oich opo n en tó w , woli K artezju sz te „bez w iedzy” , w których pokłada nadzieję i którym zaleca czujność, ostrożność, skupienie, tak, by mimo płynięcia po falach, n a k tó re nas w ystaw iono, zachow ać

podobieńs-16 Słynny ju ż przykład analizy kaw ałka wosku, reprezentującego zresztą dziedzinę świata fizycznego, jest najlepszą ilustracją natychm iastow ego rozpraw iania się K artezjusza z fizyką jakości zmysłowych i przechodzeniem do fizyki m atem atycznej, ja k o jedynie odpow iadającej wymogom niezmiennego rozum u. K artezjusz w sposób przebieglejszy od G alileusza pokazuje, kto jest bliższy praw dy: arystotelicy czy zwolennicy nowej filozofii. Por. G . G a l i l e i , Traktat 0 dwóch najważniejszych układach świata, Ptołemeuszowym i Kopernikańskim, W arszaw a 1962. 47 Zdaniem K artezjusza, człowiek je st bez w ątpienia bytem złożonym z duszy i ciała 1 przez to w ram ach wiedzy o sobie oraz wiedzy, ja k ą zdobyw ać chce o tym , co względem niego zewnętrzne, musi brać pod uwagę fak t tego złożenia. Nie je st możliwe, aby stał się tylko ciałem lub tylko umysłem, bowiem je st nim i jednocześnie, lecz może on stać się jak b y był tylko ciałem lub jak b y był samym umysłem, a to w zależności od preferencji, n a które wskaże m ocą wolnej woli.

(15)

134 Tomasz Śliwiński

two do tej stabilności, ja k ą wykazuje linia h oryzontu. A nalogia między uczonym i K artezjusza a bogaczam i, o których m ow a w Ewangelii, jest w yraźna48.

P o d d ając analizie powyższe rozw ażania K artezjusz uznał, że pozostając tylko w zasięgu pow szechnie aprobow anych ustaleń, „nie m am y nigdy żadnych pew nych oznak, na podstaw ie których m o żn a by ściśle odróżnić jaw ę od sn u ” 49. Stanu tego, polegającego n a bezrefleksyjnym przyjęciu i u znaniu (wyłącznie z racji jego zastania) poglądu na rzeczywistość, filozof chce u n ik n ąć ja k o najw iększego z możliw ych zagrożeń dla popraw nego m yślenia. M a ono stać się m ożliw e d o p iero p o jeg o przezw yciężeniu. T ru d n o ść potęguje fakt, iż wszyscy, do których chciał adresow ać w łasną, n ow ą filozofię, tkw ią, by ta k rzec, „o d dzieciństw a” w odpow iadającej stanow i fałszywej św iadom ości, której nie postrzegają. K o n d y cja ta nic om ija także sam ego K artezjusza, którego d ram at, podobnie, polega na ukazaniu trudności, n a jak ie n ap o ty k a nieustannie w trakcie p ró b prze­ zwyciężania „n atu raln eg o stan u ” . T o w łaśnie stanow i m otyw ację powyższych przedsięw zięć, a także tłum aczy osobiste zaangażow anie filozofa oraz słabnącą tylko czasem (dzięki pew nym ustaleniom ) niepew ność, k tó ra przez całe życie cechow ała K artezju sza50.

A by je d n a k w ydostać się z k ręgu obezw ładniającej beznadziejności, w pierw szej kolejności trzeb a rozeznać się, czy istnieje cokolw iek, co pozw ala odróżnić jaw ę od snu. W innym przypadku, choćby najm niejsze ludzkie poczynania z definicji b ędą pozbaw ione wszelkiego sensu i znaczenia. K artezjusz odnajduje pozytyw ną drogę zauw ażając, że sny (reprezentujące tu dziedzinę fałszu) są ja k b y obrazam i, które, jeśli naw et zaw ierają w sobie najm niej praw d o p o d o b n e kształty i figury, jakich nik t nigdzie wcześniej nie w idział, to zawsze oprócz tego charakteryzują się np. barw am i, k tó re nawet przy założeniu, że cała reszta jest tylko chim erą, p o zo stają prawdziwe. P o d o b n y problem w ystępuje w rozw ażaniach dotyczących rzeczy względem n as zew nętrznych, bo naw et jeżeli są one fikcyjnym i w ytw oram i naszych

48 „Przyszło mi również n a myśl, że w iedza książkow a, ta przynajm niej, której racje są tylko praw dopodobne i pozbaw ione wszelkich dow odów , ja k o że tw orzyła się i urastała stopniow o z m niem ań wielu różnych osób, nie je st bynajm niej ta k bliska praw dy, ja k proste, nieuczone rozum ow anie rozsądnego człowieka, dotyczące rzeczy, k tó re m a p rzed so b ą ” . R . D e s c a r t e s , Rozprawa..., s. 16.

49 T e n ż e , M edytacje, s. 25.

s0 O m ów ione w tym fragm encie wątpliwości, gdyby pozostały bez rozw iązania, musiałyby o znaczać zgodę n a sceptycyzm i p o trzeb ę odw oływ ania się d o łaski Bożej, co wynika z p o zostania we wspólnej ludzkiej perspektyw ie - człowieka bez Boga, perspektyw ie fałszu płynącego ze złożoności ludzkiego bytu, ale jeszcze bardziej z brak u widzenia będącego k onsekw encją u p a d k u człowieka w skutek grzechu pierw orodnego. A teizm jest, zdaniem K artezjusza, synonimem ignorancji, ateiści bowiem są „zwykle raczej pseudouczeni niż zdolni i uczeni” . Por. R. D e s c a r t e s , M edytacje (List d o uczonych Sorbony).

(16)

A co ode Złego jest.. 135 zmysłów i w yobraźni, to istnieją w nich składniki prostsze i ogólniejsze niż one sam e, z których, ja k ze w skazanych barw , tw orzym y wszystkie pozostałe trc śd naszej św iadom ości (i te praw dziw e, i te fałszywe). Czymś takim są odpow iadające postrzeganym na zew nątrz rzeczom ich znajdujące się w p o d ­ miocie, ujm ow ane przez umysł, odpow iedniki: isto ta ciała, jego m ierzalna rozciągłość, kształt, liczba, miejsce i czas. T o one m ogą być poznane i choćby rzeczy te nie istniały, one sam e istnieją w umyśle człowieka. Jest to pow ód, dla którego geom etra, nie troszcząc się o desygnat dla swoich idei jest najpew niejszym uczonym 51.

Zatem przy okazji rozpatryw ania i analizy składow ych ludzkiego d o ­ św iadczenia w yróżnił w nich K artezjusz dwie o zasadniczym znaczeniu. Są nimi podstaw ow e dane pierw otne oraz nie poznane jeszcze bliżej i nie ocenione sposoby ich k o m p o n o w an ia52. Ustaliwszy powyższe fakty, zajął się badaniem , czy te, uznane za praw dziw e, bazowe dane nie są takie jedynie dzięki naszej subiektyw ności. G dyby to było faktem , ich w ażność nie zdołałaby w ykroczyć poza jak o ść wcześniej odrzuconego św iadectw a snów czy zmysłów. By to oszacow ać, należy, według K artezjusza, ju ż w tym miejscu ustalić, czy p o d m io t poznający m oże być jed y n ą instancją, k tó ra m ogłaby te pierw sze d an e uznać za niew ątpliw e. Lecz odpow iedź na pytanie, czy dające się określić, satysfakcjonujące umysł kryterium m a być o stateczn ą in stan cją d la definityw nych rozstrzygnięć będzie negatyw na. W edług K artezjusza, praw dziw e dopełnienie, któ re decyduje o upraw om oc­ nieniu treści naszego poznania, m oże pojaw ić się dopiero później. I chociaż decyduje ono o w szystkim , co człowiek odkryw a w swej sam otniczej pracy, to dom aga się go w następstw ie i po fakcie zdobycia sam owiedzy. Zresztą pytania o n atu rę sam ego pod m io tu m ogą sytuow ać go w obec czynnika zew nętrznego w stosunku do tego, czym z pew nością jest naw et wtedy, gdy tego czynnika jeszcze nie zna i naw et w tedy, gdy jeszcze nie wie, żc pewność, k tó rą m oże się wówczas poszczycić od niego p ochodzi53. D latego nie m oże być inaczej i jest to pow ód, dla którego umysł jest niejako przym uszony, by zacząć od siebie.

Problem em , wynikającym z poprzednich, stało się zatem zagadnienie m ające rozstrzygający c h a ra k te r w epistem ologii K artezjusza. Jest nim

51 Tamże, s. 27.

52 Filozofia, ja k ą K artezjusz tw orzył o p arta była n a wierze, k tó ra tow arzyszyła filozofowi co najm niej od końca lat dwudziestych, a dotyczyła koncepcji wiedzy wrodzonej, tzn. prawd wiecznych, które Bóg, niezależnie od człowieka, umieszcza w ludzkim um yśle. „U stalić praw dę mego poznania, m ych idej to d la K artezjusza pow iązać je z bytem innym niż m ój własny, bytem świata, k tó ry przedstaw iają, albo z bytem Boga, k tó ry by przyczynił się d o ich pow stania i k tóry będąc również zasadą stw orzenia pozostałych rzeczy byłby doskonałym gwarantem ich obiektyw ności” . F . A l q u i é , Kartezjusz, s. 94.

!3 Chodzi w tym miejscu o uzasadnienie faktu, dlaczego koniecznie Cogito odkryw a się w porządku poznania ja k o pierwsze, a ideę Boga ja k o drugą.

(17)

136 Tomasz Śliwiński

m ianow icie fu n d a m e n ta ln a kw estia statu su apriorycznych treści umysłu ludzkiego sform ułow ana w pytaniu o to, czy p o d m io t poznający sam jesl jednocześnie w ytw órcą treści umożliwiających m u poznanie. W ażność problemu potęguje zwłaszcza świadomość, że w przypadku potw ierdzenia tak postawionej hipotezy w ogóle nie m ielibyśm y do czynienia z wiedzą. C hcąc rozstrzygnął przyw ołane w tym m iejscu zagadnienia teoriopoznaw cze, K artezju sz pisał, że dopiero w zw iązku z nim i uśw iadom ił sobie pew ną tru d n o ść w ynikająca z fak tu , iż w przeszłości dow iedział się od innych o istnieniu B oga, który m oże w szystko, a zatem także i łudzić nas, pow odując, iż w czasie, gdy m am y ludzką tylko pew ność, że nasze myślenie jest popraw ne, błądzimy. Być m oże Bóg ten sprawił, że nie istnieją wcale ani niebo, ani ziem ia, ani naw et owe m iary i m iejsca, o których m ówiliśm y, że spośród wszystkich treści um ysłu są najpewniejsze. Przecież oczywiste jest, że w szelka ich pew ność przy jednoczesnym istnieniu „złośliwego bóstw a” natychm iast traci sw oją zasadność w obliczu jego wszechmocy. I w końcu jest jeszcze inny argum ent, a m ianow icie ten, że jeśli Bóg byłby, ja k tego chcem y, najwyższą d o b ro cią, to nie pozw oliłby, abyśm y (choćby rzadko) mylili się. Nam jed n a k zd arza się to czynić, a O n, istniejąc obok nas, nie przeciwdziała naszym p o m y łk o m 54.

W idząc ten stan rzeczy, postrzegam y m ogące osłabić zapał uczonego p rzerastające go zagrożenia, uśw iadam iane i w yrażane zresztą przez K arte z ­ ju sza w słowach: „[...] lecz w końcu m uszę w yznać, że o w szystkim , co daw niej uważałem za praw dziw e, m o żn a w ątpić i to nie przez nieostrożność lub lekkom yślność, lecz z pow odu pow ażnych i przem yślanych racji” 55. W szystko zatem , naw et owe treści św iadom ości m ające być podstaw ow ym i i pierw otnie danym i, należy uznać (skoro m ożna) za fałszywe dopóty, d o p ó k i nie rozstrzygnie się kwestii oddziaływ ania n a nas „złego d u c h a ” , k tó ry m ając nad nam i przewagę, m oże dysponow ać także naszą najgłębszą rękojm ią praw dziw ości, ja k ą jest nasza w łasna pewność. T a zaś m oże być praw dziw a bądź fałszywa, dalej pozostając, z naszego p u n k tu widzenia, pew na. D latego n a początek trzeba jednoznacznie rozstrzygnąć, kim jest ten Bóg, o którym wiemy, że m oże istnieć?5®

S ytuacja poszukującego niezachwianego fundam entu dla wiedzy ujawnia ju ż n a początku podstaw ow e trudności. P raw dopodobieństw o, na które stać

54 R. D e s c a r t e s , M edytacje, s. 28. 55 Tam że, s. 29.

!Ď „W pow ątpiew aniu widzi K artezjusz nietylko środek niezbędny do podw ażenia w na: starych a prow adzących d o błędu przyzwyczajeń, d o wytworzenia now ego, będącego warunkiem zdobycia prawdy-, ono m a służyć zarazem d o uwypuklenia praw d, będących przedmiotem rozum u czystego i ja k o takich nie podlegających ju ż pow ątpiew aniu. W ątpienie je st konieczne, by zniweczyło sam o siebie i ułatw iło odkrycie podstaw prawdziwej n au k i” . L. C h m a j , Rozwój jilo zo ftczn y Kartezjusza, K rak ó w 1930, s. 137.

(18)

A co ode Złego je s t... 137 każdego z racji, nie będących w istocie żadnym i racjam i, zam ienić m usi K artezjusz na praw dę, naw et za cenę u traty k o n ta k tu z innym i, zag w aran ­ tow anego obcow aniem w obszarze wspólnych w szystkim m niem ań. D roga, k tó rą sobie wytyczył, jest d ro g ą sam otnika poruszającego się w ciemności, albowiem wkroczenie na nią jest rów noznaczne z bezpow rotnym porzuceniem więzi z otaczającym i go ludźmi. D la nich pożyw ką są m niem ania, tak chętnie i łatw o biorące w posiadanie ludzki um ysł dzięki jego łatwow ierności, k tóra prow adzi do tego, iż o wiele częściej wolimy wierzyć im, niż zaprzeczać57. T ak więc za cenę u traty , n a czas bliżej nie określony, tego pozornego bezpieczeństwa, ale z nadzieją znalezienia praw dy, K artezjusz zamierza pójść w odw rotnym niż wszyscy kierunku, by to, co w raz z nimi uznawał za zadow alające, wziąć w całości za fałszywe i urojone i aby ju ż żadne złe przyzwyczajenia nie sprow adziły go z prostej drogi, k tó ra m oże zaprow adzić do p o zn an ia p raw d y 58. D ro g a ta jest drogą m edytacji i poniew aż nie polega na d ziałan iu 59, lecz n a poznaniu, dlatego K artezjusz dopuszcza, iż w świecie działa „złośliwy d u c h ” , a nie „B óg najlepszy będący źródłem praw d y ” i k tó ry w szystkie swe siły wytężył, by go zw odzić. Przyjęcie istnienia i działania w świecie złego ducha zgodne jest z literą Pism a Świętego religii, k tó rą w yznaw ał. N ie je st to zabieg będący synonim em nad u ży cia czy herezji, jak ich m ógłby się K artezjusz dopuścić. Co więcej, jest to rzeczywiste określenie stanu, w jakim aktualnie znajduje się człowiek, każdy człowiek: przywoływany C hrystus (w stopniu, w jakim nim był), K artezjusz, etc.6" Uznanie przewagi owego ducha nad sobą, w przypadku filozofa francuskiego, stanowi istotny element wyznaczania orientacji dla dalszej ludzkiej działalności.

57 R. D e s c a r t e s , M edytacje, s. 29.

58 Pozorne bezpieczeństwo i takaż tożsam ość są jednak d la człowieka, k tóry nie wszedł jeszcze n a drogę praw dy czymś bardzo konkretnym i w yraźnym w porów naniu z praw dą wówczas jeszcze nieobecną i tylko przyobiecaną. G dy to się jednak d o k o n a i opuści on dawne żyrie, p o w ró t d o stanu sprzed M edytacji nie będzie ju ż możliwy. Tow arzyszyć by m u m usiała, dopiero co zdobyta, świadom ość nie występujących w nim wcześniej treści, k tó re aktualnie uniemożliwiałyby już tam to uczestnictwo. O puszczając jeden świat, zam ykam y się bezpow rotnie na drugi.

sg K artezjusz dopuszcza się przyjęcia działania w świecie złego bóstw a tylko d la celu powyższych rozw ażań, tzn. bez praktycznego przełożenia, jakie w wyniku tak przyjętej hipotezy mogłoby mieć miejsce. Pisał zatem: „D latego, ja k sądzę, nieźle uczynię, jeśli, zwróciwszy się umyślnie w kierunku w prost przeciwnym , sam siebie będę łudził i uw ażał przez jak iś czas owe (wspólne - T. Ś.] m niem ania za zupełnie fałszywe i urojone, [...] bo przecież wiem, że nic może stąd w yniknąć żadne niebezpieczeństwo ani błąd i że nie m ogę w nieufności pójść za daleko, poniew aż nie chodzi teraz o działanie, lecz tylko o poznanie” . R. D e s c a r t e s , Medytacje, s. 30.

60 M oim zdaniem K artezjusz naw iązuje do myśli św. A ugustyna, p o k o n u jąc przeszkody, jakie ten filozof wskazał. K artezjusz jest tym, k tó ry nie akceptow ał niewiary w możliwość przezwyciężania zła, tkwiącej w samym podm iocie. Co więcej, nie uw ażał swego projektu za wyraz pychy czy sprzeniewierzenie się własnej religii, lecz odwrotnie.

(19)

138 Tomasz Śliwiński

co różni jego projekt od poprzedniego, n a k tóry pow ołałem się n a wstępie rozw ażań.

Pierwszym środkiem przedsiębranym przez K artezju sza n a tej drodze jest postanow ienie, by odsuw ać od siebie w szystko, co dop u szcza choćby najm niejszą w ątpliw ość (tak sam o ja k b y stwierdził, iż w szystko to jest zgoła fałszem). D ziałanie takie jest celowe, bow iem jeżeli w jego następstw ie okaże się, iż nie istnieje nic, co oparłoby się tego typu w eryfikacji, będzie on wiedział choć tyle, że nie istnieje nic, na czym m o żn a by się wesprzeć w dalszych badaniach. W gruncie rzeczy będzie to dostateczny im puls do ich zaniechania. G dyby naw et założyć n a początku, że św iat i liczba to tylko chim ery, to K artezjusz nie znajduje żadnej sprzeczności, k tó ra nic pozw alałaby n a to przystać. Sprzeczność ta pojaw ia się dopiero, gdy widać ja s n o , że nie je st m ożliw e nieistnienie , j a ” , aran żu jąceg o całość tego swoistego dośw iadczenia i biorącego w nim czynny udział. Zatem z pewnością istnieje przynajm niej „ ja ” oraz „zw odzicicl” (koniunkcja ta jest synonimem bycia człow ieka w świecie), k tó ry to „ja” łudzi, jednakże, ja k w idać, zasięg jego wpływów jest ograniczony. „Tym sposobem w ątpienie w yraża naszą całkow itą autonom ię i odsłania tę naszą właściwość, że m ożem y, jeśli chcem y, nie pozw olić się zwieść” 61.

K ażd y zwodziciel nie będzie nigdy na tyle w szechmocny, aby mógł w m ów ić p o d m io to w i poznającem u jego nieistnienie, sk o ro , jeśli naw et p odm iot ten błądzi, jest czymś62. Pojaw ia się oto granica łudzenia, której pewność, niczym jeszcze nie podbudow ana, d an a jest podm iotow i wewnętrznie, po za wszelkim, by użyć tu takiego sform ułow ania, eksperym entow aniem , zw iązanym z łudzeniem sam ego siebie. M ogę zatem ju ż z pew nością ustalić, pisze K a rte z ju sz „że to pow iedzenie «ja jestem , j a istnieję» m u si być p raw d ą, ilekroć je w ypow iadam bądź ujm uję um ysłem ” . D o stwierdzenia tej praw dy w ystarczam sobie sam . D okonuje się o no p o z a trad y cją, szkołą, w spólną opinią. O dbyw a się tu i teraz, w najbardziej intym nym z intym nych sch ro n ien iu - w ew n ątrz duszy jed n o stk o w ej, p atrzącej ty lk o w siebie. O dnajdujem y tę praw dę w pewności niezakłóconej niczym , naw et mocą bóstw a, k tó re , ja k się zdaje, m oże uczynić w szystko p ró c z odebrania podm iotow i ludzkiem u poczucia sam orzutnej św iadom ości jego samego, m ającego m iejsce przed każdym innym określeniem . N aw et, jeśli jeszcze nic wiem, kim jestem , to , je ste m tym , k tó ry koniecznie istnieje” 63.

“ F . A l q u i é , Kartezjusz, s. 73. 62 R . D e s c a r t e s , Medytacje, s. 33.

63 „Cogito nie je st więc rozum ow aniem , lecz wizją, intuicją bezpośrednią istnienia, intuicją, k tó ra rodzi pew ność absolutną, niczem niezachw ianą, przychodząc «a sola luce». Jest to więc fak t jed y n y w swym rodzaju, fa k t pierw otności, sam owystarczalności i niespraw dzalności myśli. 1'akt d an y w doświadczeniu w ewnętrznem każdego z n a s” . S. C z a j k o w s k i , Intuicja twórcze fd o z o fji D esca rtesa i znaczenie pojęcia Boga w je g o teorji poznania, „Przegląd Filozoficzny”,

(20)

A co ode Złego jest... 139 T a k oto ze wszystkich dopuszczalnych ustaleń K artezjusz znalazł to, które bez n arażenia się na fałsz m ógł uznać i przyjąć. W dalszym ciągu zamierzał dookreślić, czym ta k rozpoznany podm iot jest, skoro jest. W związ­ ku z tym przyw rócił w pam ięci to, za co się daw niej uważał. Jednakże, aby to uczynić, m usiał przy tym wziąć pod uwagę, że i w tym zakresie ktoś niezm iernie potężny m ógł dotychczas m ącić poznanie dotyczące tego zagadnienia64. N ie m a bowiem pow odu, dla którego m o żn a by pow ażnie brać po d uw agę wszelkie dom niem ane ustalenia poczynione przed podjęciem niniejszych rozw ażań. W świecie sprzed M edytacji łatw o m ożna przyjąć, iż kimś jesteśm y w miejsce bycia tym , kim będziemy napraw dę. N a szczęście także tym razem znajduje K artezju sz zarezerw ow aną d la nas sam ych i nieprzekraczalną dla innych granicę autonom ii, w obrębie której jasno i w yraźnie widzim y, że nie m ożna, bez popełniania błędu, p róbow ać jej od nas oddzielić: „T o myślenie! O no jedno nie daje się ode m nie oddzielić” - k o n statu je K artezjusz.

W ynikają z tego dalsze racje. P o d m io t ludzki jest zatem rzeczą m yślącą i o ile jest rzeczą (res, substancja, duch, umysł, rozum ), o tyle istnieje, lecz jest to dusza, o której tru d n o powiedzieć, iż stanow i sam ośw iadom ą duszę jed n o stk o w ą65. O ile zaś jest rzeczą m yślącą, a ściślej - właśnie substancją św iadom ą siebie, co przecież m usi znaczyć: św iadom ą tego, co różni ją od innej dow olnej duszy jednostkow ej, o tyle istnieje jak o „ ja ” . A trybutem substancji, z k tó rą się ono identyfikuje je st myślenie przynależące wszystkim duszom w jednakow ym stopniu (i w tym tylko sensie nie należące do którejś z osobna). O znacza to, że myślenie ta k pojęte jest najbardziej podstaw ow e (m ożna je, być m oże, przypisać tylko Bogu, jest O n bowiem inteligencją), bo poprzedza wszystkie podm ioty ludzkie i m o żn a je nazw ać rozum em , czyniąc je tym sam ym jedynym podłożem wszelkiego m ożliwego porozum ienia i praw dy. M yślenie to jest bowiem nie tylko czynnością,

41 „ K to ś niezmiernie potężny” nie je st w istocie nikim zewnętrznym względem podm iotu. Jest on raczej synonim em u tra ty kontroli przez p o dm iot i zgodą n a wyzbycie się możliwości popraw nego myślenia.

65 Jakkolw iek problem ten m oże wydawać się czysto słowny, to jeżeii rozw ażym y podział, jaki przyjm uje Kartezjusz, odnośnie d o substancji myślącej, której atrybutem je st myślenie i substancji cielesnej, której atrybutem jest rozciągłość, to m usim y zgodzić się, że myślenie wyprzedza wszelkie , j a " jednostkowe, bowiem je umożliwia, że rozciągłość musi być wcześniejsza od ciał jednostkow ych, poniew aż m ożna ją sobie wyobrazić całą ja k o jeszcze nie podzieloną. Jeżeli więc powiem, że każdem u podm iotow i przysługuje myślenie, to m am n a myśli myślenie w ogóle, a nie myślenie czyjeś, podobnie jeśli myślę o rozciągłości ja k o z konieczności przysługującej jakiem ukolw iek ciału, to jest to rozciągłość w ogólnym , a nie jednostkow ym sensie. W związku z tym poszczególna dusza ludzka i poszczególne ciało stanow ią odm ianę jednej lub drugiej substancji. T ru d n o ść p o lega tu jed n ak n a tym , że choć nie m ożna niewłaściwie realizow ać rozciągłości, to m ożna jednak niewłaściwie myśleć, a ten problem odnosi się wyłącznie d o człowieka ja k o umysłu ujętego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Problem pierwszego wydania Kants Theorie der Erfahrung wskazuje de Schmidt, który pisze: „To, jak wysoko ceni jeszcze wartość badań psychologicznych Cohen, wynika z tego,

Barbara i Jan (reż. Jerzy Ziarnik, Hieronim Przybył, 1964) był pierwszym serialem Telewizji Polskiej — siedmio- odcinkową opowieścią o tworzeniu materiałów prasowych. Jak

bienia”; „Czy ktoś już przeczytał?” to zdania wyrzucane niemal jednym tchem przez polonistkę, która z niepokojem patrzy na zegarek, czy uda się zrealizować wszystkie

2 lata przy 38 to pestka… Izrael był na finiszu i to właśnie wtedy wybuch bunt, dopadł ich kryzys… tęsknota za Egiptem, za niewolą, za cebulą i czosnkiem przerosła Boże

Wypowiedzi zniechęcające Wypowiedzi wzmacniające Miałaś się uczyć – co

Stein jest nie tylko dowodem na to, że kobiety mogą zajmować się filozofią, ale również wzorcowym przykładem rzetelnego i odpowiedzial- nego podejścia do

Jeże są to bardzo towarzyskie zwierzątka, które są w stanie bardzo szybko przywiązać się do człowieka, głównie dzieje się tak wtedy, kiedy ludzie są dla

Zasadniczo rzecz biorąc, współczesna praktyka projektowa w wymiarze designu doświadczeń została sprowadzona do totalitaryzmu semantyk, przeciwko któremu trudno się buntować,