ZAMEK KRAKOW SKI.
TOM I.
i s c m /;'t
# ° T
-!Or \
\ ’*VE EWOWi.K f ) N *& £ (? £ os : • *. *.r*. \ N '-ZAMEK
KRAKOWSKI.
ROMANS HISTORYCZNY Z W IE K U X V I
P R Z E Z
AUTORA LISTOPADA.
Et dulce moriens meminiscitur Ar gos , Y1RG1L1US.
TOM I.
W Y D A N I E D RU GIE P O P R A W I O N E .
N A K Ł A D E M B. M . W O L F F A .
0 9 0 8 0 4
P O Z W A L A SIĘ D RU KO W AĆ,
z w a r u n k ie m zło żenia w K o m itecie Cenzury liczby e x e m p l a - rzy p r a w e m prz e p isa n e j. P e te r s b u r g , d. 16 Stycznia 1850 r.
C enzor I . Sr e z n i e w s k i.
I .
Komu tylko z darzyło się jech a ć z Dasz owa do Linieć, lub z Linieć do Daszowa, ternu musi być p a m i ę tn ą wieś nazw ana K a ln ik , p ołożona na połowie d r o g i : gdyż n ieb y ło prz y k ła d u ż eb y pojazd lub wóz w jechaw szy do tej w s i , n ie z a trz y m a ł się przed k a r c z m ą , na jej środku stojącą. J e s t - t o w ieś ob s z e r n a ; c h a łu p y w niej od znaczają się czy stośc ią i budow ą, ledwo że nie koło każdej z nich je s t s a d , a gdzie niegdzie n a w e t pasieka. K a ln ik sł y n ie w esoło ścią swoich p a ro b k ó w , p ię k n o ś c ią swoich dziewek, zalo tnością sw oich mołodyc. To p e w n a , że K a ln ik le ż y w śró d okolicy której pło dność ledwo że nie w y ró w n y w a tej szczęśliwej zie m ic y, która_ Nil co rocznie stłuszcza, że tr zoda w iejs k a w y p a sio n a na r ż y s k a c h K aln ick ich je s t nie r ó w n ie liczniejsza niżeli we w sia ch są siednic h , i że międ zy sio łam i U k r a i ń s k i e m i , odznacza się j a k ą ś wyższością, k tó r a ujść nie może uw ag i w ędro wca.
W s z a k ż e K a ln ik dziś ju ż nie je s t tern czerń b y ł prz ed la ty, i jak k a ż d y s t a r y , w ie le w id ział i wiele dośw iadczył. N a końcu X V I w i e k u , b y ł m iastem b ard zo h andlow em , w ło nie swojem mieści ł kilka nar odów i w y z n a ń . B ył rn ona- s t e r c z e r n i c , kilka c e r k w i , zbór a ria n ó w , k ir k a e w a n g ie - l i c k a , dwie b ó ż n i c e : je d n a ż y d o w s k a , d ru g a k a r a i m s k a ; naw et kośc iółe k o rm ia ń sk i. P r a w i e w szystkie te b u dow y b y ł y cegla ne, p obie lone, i wcale przyzw oic ie u tr z y m y w a n e . J e d e n tylko kościół w iary panują cej, p o k r y t y pozie lenia łem i gonta m i, od arty z ty n k u , z po-za prz ezroczyste go częstokołu w y g l ą d a ł : n ie b o r a k zdaw ał się wstydzić swojego ubóstwa,
2 Z A M E K
n a w idok tycTi przybys zów ja k o b y n a tr z ą s a j ą c y c h się z p o k o r y gospodarza. Był to je den z n a jm n ie j jes zcze zły ch skutków in d y g e n a tu n a danego w Polsce n o w in k o m W i t t e m - b e rg s k im , G e n e w s k i m , i zuchw alszym jes zcze w y m y sło m now ochrz czeńców , a ria n ó w , k tó re n ie baczna m ł o d z ie ż , w y ch o w a n ie m z a g ran iczn em z a r a ż o n a , p rz y w io z ła do R zeczy posp olitej, ro z p r z e s lr z e n ia ł a pom iędzy ludźmi ła k n ą c y m i za m odą, a tern p o tr z ą sa ła p ra w a k a r d y n a l n e n arodu, pod r z ą dem nadto ła g o d n y c h Jagiellończyków .
K a ln ik w czasie wojen J a n a K a ź m ie rz a dwa ra z y z ra b o w a n y : raz przez Szwedów, p o te m w k ró tce przez U akocego; nakonie c do szczętu zniszczony zo stał prz ez T ataró w K r y m skich, zjednoc zonych z U k ra iń s k ie m ch ło p s tw e m z b u n lo w a -
ne m . Ujrzał swoje gm a c h y w popió ł zam ienio ne , i p ra w ie w szystkich swoich m iesz kańców z a b r a n y c h w ja s s y r. Od tej klęski ju ż nigdy nie powstał. N a gruzach kw itnącego miasta o siedliła się wieś z prz y c h o d n ió w W o jew ó d ztw a C zern ic how skiego. P raw ica czasu naw et szczątków daw nych murów nie sz a n o w a ła . Z darza się czasem , że ja ki w ie śniak, ry j ą c ziemię dla lochu w a r z y w n e g o , lub dla w bic ia słupów na stodołę, w y k o p u je ja k i e ś naczynia bądź mosię żne bądź miedzia ne, k tó r y c h użytku nie rozum ie ; ja k i e ś s t a r e s r e b r n e pien iądze, n a w e t bia łogło w skie ozdoby szczerozło te, co w sz ystko u a r ę - d a r z a w iejskiego prz e m ie n ia się na trochę gorz ałki. I kie dy poto m kow ie s ł u g , a n aw et po d d a n y c h , d aw n y c h panów U k r a in y , w ywłaszczywszy p ra w y c h jej dziedziców , sami zo stali jej p a n a m i ; K alnik, n iegdyś stolica wielkiego h ra b s tw a , dziś je s t p o k o r n ą a łf y n e n c y ą w przód n ie znanego Daszowa.
K a ln ik p rz e c h o d z ił bądź s p a d k i e m , b ąd ź k u p n e m , z r ą k do r ą k : n ależ ał do K o n iecp o ls k ich , Dolskich, Wiśnio w iec- k ich, P la te ró w , Poto ckich ; ale w czasie kie dy to się działo co opow ia dać z a m y ś la m , H ra b s tw o K a ln ic k ie było w ła s n o ścią potę żnego dom u Z bo ro w sk ich O wcześny jego pan, b y ł ów M arcin , K aszfelan K r a k o w s k i , głow a D y ssydentów w y zn a n ia A u g s b u r g s k i e g o , starzec d u m n y , chciw y w ładzy i bogactw dla swojego r o d u , i dla tej żąd zy zaw sze gotów wszysjiko poświęcić. Po wyjściu z lat d zie c in nych oddan y przez swojego ojca do A k a d e m ii K ra k o w s k iej, oddał się
naj-3
wyuzdańszój rozpuście i zuchw alstwu bez g r a n i c , a potem został je d n y m z głów nych naczelnik ów tych uczniów, k tó r z y opuścili ojc zysty zakład na uk. Młody Mar cin dostał się do W it te m b e rg u i tam p oddał z zapałem m łodocia ny u m y s ł pod naukę Lutra i M elanchto na. Gdy po w ró cił do Polski dla o b jęcia spadku po z m a r ły m dopie ro ojcu , w k ró tce zo stał w K o ro n ie naczelnik ie m w yznaw ców A ugsburgskich ja k G órka H elw eckic h, i z ty m o statn im zw iązaw sz y się m a łż e ń stw e m z jego s i o s t r ą , tak g ro ź n y m p o k azał się sw oje m u K rólowi, że t e n , dla z a s k a r b ie n i a sobie jego p r z y j a ź n i , o b s y p a ł go urzędam i i starostw am i , aż riakoniec usadow ił w najw yż- szóm senator? kióm krześ le. S ta rzec pyszny z ro du, urzędów i sław y r y c e r s k i e j , a więcej jeszcze z licznego poto m stw a : bo miał ośmiu synów , po większej części ju ż zaszczyconych w y so k iem i u rzędy, i tyleż córek usad o w io n y ch zam ęzcie m w najw yższych domach P ols kich ; ale sił s t a r g a n y c h w dłu gim zaw odzie w usługach Królów i Rzeczy posp olitej , ju ż się n ie o d d a la ł od swojego Z boro w skie go zam ku. T a m najzn a k om its i R yssy d en ci n iep rzestaw ali go n aw iedzać , a on im sw oic h rad udziel ał. Cieszył się iż jego sy n o w ie od w ag ą i św iatłem ściągali ku sobie uw agę n a ro d u , tak ja k jego córki sły n ę ły p ow szechnie pięknością, i dow cip em . I żył sobie w o jc zysty m z a m k u ; a in ne jego d o b ra b y ły p o w ie rz o n e Gu b e r n a t o r o m ze szlachty ubogiej, ale k a r m a z y n o w e j , a zasłu żonej jego domow i.
G u b e r n a to r K aln ic kiego zam ku i h r a b s t w a n a z y w a ł się Z d o r a ; b y ł to sy n s taro ży tn e g o choć ubogie go szlachcica z Ziemi T rem bow elskió j, k tó r y u m a r ł w usługach dw oru Zbo ro w sk ich . S yn jego s ł u ż y ł za chło pca u Pana M arcin a, kiedy ten jeszcze ch odził do A kadem ii K rak o w s k iej, i to w a rz y s z y ł p anu sw'ojemu w jego podró ży do W it te m b e r g u . N ie o d stę p n y sługa , be z w a h a n ia p rz e ją ł się jego zdania m i re lig ijn ém i, bą d ź ja k o p raw d ziw y k l i e n t , od dają cy siebie z duszą i cia łe m sw oje m u p a t r o n o w i , bądź z rzeczyw is te go pociągu. Bo zaprzeczyć nic m ożna, że now a n a uku, uw aln ia jąc p oniekąd od uczy nków nieco tr u d n y c h do s p e ł n i e n i a , a w ym agają c tylko w ia ry dla z b a w i e n i a , w ie le oka z y w a ła pow abów dla ludzi n ie w ie l e p o c h o p n y c h do d o b r y c h uczynków . K onie c
4 Z A M E K
końców, po po w ro cie P a n a M a r c in a , P a n Zdora w ielc e mu został p o m o cn y m w ro z k r z e w ia n iu w ia r y pom iędzy sz lachtą N iem ieckiego w y z n a n ia , i w prz eśla dow aniu katolickieg o du c h o w ień stw a żyją cego na jego ziem i. P a n M arcin ożenił go z j e d n ą ze sw oic h n ało żn ic, a po śm ierci G u b e r n a to r a Kal- nickiego, k tó r y , ja k to daw nie j b y w a ło , siebie nie w zboga- cił z a rz ą d e m c z te r d z ie s to - l e tn i m t a k znacznych dóbr, je m u p o w ie r z y ł r z ą d y H r a b s t w a K a ln ic k ie g o , z n ie o g r a n ic z o n ą w ła d z ą nad p o d d an y m i.
Pan Zdora n a js k ru p u la tn ie j p rz e n i ó s ł do s ł u ż e b n ic t w a swo jego, zasa dy c z e rp a n e z Teologii W it te m b e r g s k i e j. Pod nie b a w y n o s ił swojego p a n a , dw a ra z y na m iesiąc p o sy ła ł do Z bo r o w a k o z a k a z r a p p o r le m , prz y k t ó r y m nieom resz kiw ał do łączać list n a p e łn i o n y p a n e g ir y k a m i dla n ajw ię kszego i n a j m ędrszego S en ato ra całej Rzeczypospolitej. Na rocznice jeg o u ro d zin sa m p r z y j e ż d ż a ł do Z b o r o w a , prz y w in s z o w a n iu uroczystości p a d a ł mu do nog ja k długi — rzecz w te d y n ie sł y c h a n a w s łu ż e b n ic lw ie szlacheckie m ; ale to cz y n ił nie p r z e z z b y t n i ą u n iżonoś ć, ale przez ja k iś e n tu zy a zm niczem n i e u m i a r k o w a n y , a pobu d zo n y w id okie m jego obliczów, p r z y p o m i n a ją c y c h mu w sz y stk ie jego cn oty i zasługi. P an K r a kow ski to w szystko b r a ł za gotowe pieniądze, i w y w zajem - n i a ł się je m u n i e o g r a n ic z o n ą u fn o ś c ią ; a P a n Zdora, słu ż ą c p a n u , o sobie nie z a p o m i n a ł; a n ie m a ją c innego celu ja k ty lk o sp anoszyć s i e b i e , po tr z y d z ie s to -le tn ie j ad m in is tra c ji K a l n i k a , zawsze się kurcząc , zawsze siebie m ia n u ją c ch u d y m p a c h o łk i e m , ju ż tyle m iał na s tro n ie g o t ó w k i , że j e żeli do tą d n i e n a b y ł dla s ieb ie sz erokie go d z ie d z ic tw a , to j e d y n i e z o baw y żeb y P a n u K r a k o w s k ie m u nie p rzy s zło n a m y ś l wejść w to — a zkąd do tych d ó b r p r z y s z e d ł ? a po te m puścić n a niego sw oic h synów , zn a n y c h po większe części za panic zów najz uchw alszych i n a jg w a łto w n ie js z y c h w całej R zeczypospolitej. 1 n ie r a z z poło w ic ą sw oją su s z y ł sobie głowę n ad tern : ja k b y to po najdłuższem życiu P a n a K r a k o w s k ie g o , ja k o ś gładko sk o ń c z y ć z jego s p a d k o b i e r c a m i , i w y n ie ść się z pieniędzm i w ja k ą ś stro n ę o d d a l o n ą ; bo dość b y ł p r z e j ą ł z w y c h o w a n ia zagranicznego, żeb y b y ć p r z e k o n a n y m że kto m a p ien iąd ze , te m u w szędzie
dobrze-Z aprz eczyć n ie m o ż n a , że Pan dobrze-Zdora z w ie lk ą zrę cznością Wzbogacał siebie , zachow ują c s t a te c z n ą łas k ę swojego pana. O b o w ią z y w a ł go tem , że mu corocznie więcej d o sy ła ł gro- siwa niż ten po k tó r y m zają ł posadę. P r a w d a że za jego p o p rz e d n i k a ćhło pstw o żyło w d ostatkach, zamki K aln ick ie i K o p y czy n ieck ie b y ł y w s t a n ie o b ro n n y m , że ledwo mysz przez o s tro k o ły przedrzeć się mogła. Szlachta s ł u ż b ą woj s k o w ą w z am k a ch opła cała g r u n t a co je u p raw iała z łaski dom u Zborow skic h ; u tr z y m y w a n o o grom ne myś listwo, ow ą szkołę strzelców i jazdy, mogącą być o b ró c o n ą w po trzeb ie n a korzyść R zeczypospolitej. A za P a n a Z dory chłopstwo b y ło u c i ś n i o n e , szlachta z a c z y n s z o w a n a , Strzelce w okład p a ńszczyzny w pisani, zamki w ia tr a m i ogrodzone. N a w e t po znawszy że Pan K ra k o w s k i, ja k to zw ykle b y w a w podeszłym w ie ku, n a b y w a ł coraz więcej p rzy w iązan ia do gotow ych p ie nię dzy, zdołał w niego w m ó w i ć , że zam iast ta k w ie lk ich w ydatk ów na u tr z y m a n i e zamków, lepiej połowę ty ch w y datków obró cić na zaspokojenie T atarów i Niżow có w, a tym sposobem do b ra b ęd ą bez p ie c z n e , a panu przy b ęd zie brz ę - czączki. 1 to co p an i sługa w Polsce w y h o d o w a n y m ia ł by za zgrozę pomyślić, że godzi się pokój okupyw ać p ie niędzm i, pierw s zy S enato r, sam kie dyś dzie lny w ojo w nik , na to zezwolił.
K a ż d y ma swojego gryzącego mola, m ia ł go i Pan Zdora w osobie syna — P a n a E z e c h i e l a , k tó r y mu n ie r a z staw ał kością w gardle, a któ rego, jako j e d y n a k a , n a m ię tn ie m iło wał. B ył to chło piec nie złego serca, i nie m ały ch zdolności, ale m i a ł w sobie r o z w in i ę tą w ro d z o n ą burz liw ość Polską, naw et w st osunkach swoich z rodzicam i, bo tu nie m i a ł tej przeci ww ag i k tó r a u in n y ch w zn iecan ą byw a w y c h o w a n ie m katolickiem . Po in n y ch d om ach s z l a c h e c k ic h , młodzieniec ja k k o lw ie k zuchw ały , d r ż a ł na w id o k sw oic h rodziców, w szystko , n a w e t c h ł o s t ę , bez s z e m ra n ia z ich rozkazu od b ie r a ł, i ani po myślić się od w ażył, by w ich postanow ieniu o sobie w czem kolw iek się s p r z e c i w i ć ; ale po rodzinach d y ss y d en ck ich w y c h o w a n ie na innych zasadach przyjęte, obaliło było tę p a tr y a rc h a l n o ś ć w stosunkach ojca z synem , p a n a ze sługą. Pan M arcin Z b o r o w s k i , w krótc e po sw oim pow rocie do k ra ju , założ ył b y ł w Z boro w ie szkołę. Mistrzów
6 Z A M E K
dla niej s p r o w a d z ił z N i e m i e c , w celu b y ta szkoła d o sta r czała 1’a stordw i M inistró w o b y w a te lo m w y z n a n ia A ugsburg- sk ieg o. W s z a k ż e , pom im o nakła dów i s t a r a ń , te n zakła d jego w idokom n ieodpow ie dz ia ł. Młodzie niec w niej w yćw i czony, n a w y k ły wszystko w y r o z u m o w a ć , a nie k ie r o w a n y ł a s k ą i d a c h e m p o k o ry , jak po s e m in a ry a c h kato lic kich, gdy k o ń c z y ł swoje w y c h o w a n i e , rzadko k ie d y d aw ał siebie n a k ło n ić do b a k a ła rs t w a k a t e d r o w e g o , k tó r e u d yssydentów zastęp ował o kap łań s tw o , i p rz e k ł a d a ł zabaw y ry cer sk ie, od pow ie dnie jsze p rzy ro d zen iu pols kie m u. I kiedy s c m in a r y a i now ic ia ty kato lic kie m n o ż y ł y w K o ro n ie i Litwie kap łan ó w i za k o n n ik ó w ; pastorów i m in is tró w t r z e b a było jak w przódy sp row adzać z N iemiec.
Pan E zech iel b y ł oddany do sz koły Z b o r o w s k i e j : k r e s życzeń jego o j c a , było go wid zieć kie dyś o ż e n io n y m i pa s t o r e m ; ale po k ilk u le tn im sz k o ln y m zawodzie, m łodzie niec u c ie k ł ze s z k ó ł , przenos ząc nad w szy stk ie zarz uty teologji, g ie rm kow stw o p r z y P a n u H ie r o n i m i e O s s o l iń s k i m , zięciu P a n a K rakow skie go , ale go rliw y m k a to lik u , k tó r y b y ł rad przyczynić się do w y r w a n i a mło deg o szlachcica z tej szkoły. P a n Ezechie l to w a rz y s z y ł swojem u now em u panu w n ie szczęśliwej w y p r a w i e P oto ckiej, gdzie sw oją dzielnośc ią ścią g n ą ł jego uw agę tak dalece, że został jego ręka^ passow any n a r y c e r z a , i o tr z y m a ł sto p ie ń nadliczbow eg o tow arzys za w jego Chora^gwi. K to in n y n a je go m iejscu b y ł b y się w y soko po k iero w ał, ale, po skończeniu w ojn y, s łu ż b a u Dworu niedaw ała się pogodzić z zuchw alstw em jego p rzy ro d zen ia. Będąc d w o rz a n in e m , n ie tylk o że ulegać n ie c h c ia ł sędziwem u m arszałk o w i dw oru P a n a Ossoliń sk ieg o , K a sz te l a n a Sando m ierskiego , ale ta k mu d o kuczył k r n ą b r n o ś c i ą s w o j ą , że z o s t a ł oddalo nym . Udał się więc do Z b o r o w a , ja k o do pro- tek to rsk ieg o gn iazd a ; i n ieza w ió d ł się w nad zie ja ch swoich. P a n K ra k o w s k i ła s k a w i e p rz y j ą ł s y n a zachow anego sługi, i k a z a ł mu zostać prz y dw orz e s w o i m : a że b ardzo zg ra b n ie tań cow ał, został w k ró tc e n ie z b ę d n ą figurą w szystkich k a d r y ló w zamku. Ale n a nieszczęście zaczął się zalecać do P anny K ra k o w s k ie j, K r y s t y n y , już obie canej Pan u Chodkie w ic zow i, K asztelanow i W i l e ń s k i e m u , i to ta k w id o c z n ie , że się to
n ie u k r y ło p rz e d J a ś n ie O św ieconym jej ojcem. T a zu ch w a łość p rzech o d ziła w y o b r a ż e n i e ja k i e m i a ł o w oln ości ew a n - gie lickiej. W s z a k ż e żadnej gw ałtow nośc i się n ie d o p u ś c ił ; k a z a ł tylko żeby we dw udzie stu czte rech g o d z in a c h oczyści zam ek Z b o r o w s k i , i nig dy doń n ie w ra c a ł. I l a d - n i e r a d P a n E zech iel m u s ia ł się udać pod s k r z y d ła ro dzicielskie, a P . Gu b e r n a t o r luboć o w szy stk im w i e d z i a ł , od siebie go nieo de- p c h n ą ł. Tak m ie sz k a ł od p ó łt o ra ro ku, golizną sw oją p r z y k u ty do ścian y rodzinnej. Ojcu, pom im o u staw iczn y ch nale gań , pom agać nie chcia ł w g o s p o d a r s t w i e , n ie z n a jd y w a ł to w a rz y s tw a odpow ie dnie go swojem u sp osobowi m y ś len ia, i g d y b y m i a ł o czem, n iezaw odnie opuściłb y K alnik n a ty c h miast, bo w nim się nudził śm iertelnie.
O j c i e c , ja k się wyżej p o w i e d z i a ł o , m iło w a ł go wielce, w sz akże nie więcej od swojego w o r k a , do któ reg o udzia łu p rz e z żaden sposób n ie c h c ia ł go p rzypuś cić A m a t k a jesz cze sk ąp s zą b y ł a od ojca. Ile ra z y Pan Ezechie l n a p ie r a się o siaki taki grosz, Pan ojciec zawsze w y m a w ia siebie swo- j e m ubóstw em . «Tu nie m a nic mojego,» p ra w i «to co W a ś ć widzisz j e s t najp rzód Boskie, a po tem pań sk ie. Oprócz zasług co je p o b i e r a m , zła m anego h a le r z a nie posiadam . Człowiek ja k ja poczciwy s ł u ż y żeb y ży ł : m a m co jeść, i tego Waści nieża łuję , a pieniądz skąd się w e ź m ie u m n i e ? Albo to ja o k ra d a m mojego p a n a ? ja k r o b i ą i n n i , k tó r y c h się n ie w y m ierna. Poczciwy sługa musi b y ć zawsze go ły m . N ie ch p o czciwie p racu je aż póki p an n ie p r z y p o m n i sobie starego sługi, że już dalej pra cow ać nie z d ą ż y , i że tr z e b a mu dać kęs ła skaw ego ch le b a . A kto W aści w in ie n żeś c h u d y m d e r w iszem ? J a za W aści P a n u Bogu nie o d p o w i e m : nicze gom n ie z a n ie d b a ł ż e b y W aści na czło w ie ka w y k i e r o w a ć ; daw no b yś b y ł p a s t o r e m w Z boro w ie . P ię ć s e t złotych na rok, dwo r e k jak c a c k o , p rz y nim ogród i łąk a, i ak cy d en sik ó w nie m a ł o : to nie p ie c h o t ą ch o d zi: od W aści zale żało w kosm at- niejszej sk órze chodzić niż ja. W oja c z k a więcej Waści p r z y p a d ła do sm aku niż r o z p a m ię t y w a n i e słowa Bożego. Nie dziwuj się że cie rpisz n i e d o s t a t e k , kie dyś los do b ro w o ln ie odp y ch ał. Tuszyłe m że w mojej starości będę m i a ł z W aści p od p o rę, a ja k widzę chcesz mi b yć cię ż arem .»
8 Z A M E K
Nécessitas fran g it le gem — ja k Pan E zech iel się s p o s trz e g ł że już dziu ry p o k a z u ją się n a jego op ończy , i że one n a w e t n i e u m i e j ą p rzem ó w ić do se rca rodzicie lskie go , pow ie dzia ł s o b i e : «Przecie m a m konia , zbro ję, koncerz i ko pią, a więc w in ie n e m sam sobie dać ra d ę . O rę ż nie ty lko bronić, ale w p o tr z e b ie i żyw ić p o w in ie n Ojciec t w a r d y : bo w ie m że m a p i e n i ą d z e , tylko zm y ś la s t a r y s k n ć r a ; a więc oręż m n ie w esprze. »
1 w samej rzeczy no cn ą p o r ą zaczął się popisyw ać w bliz- kości K a ln ik a . Nikogo nie zabijał, ale jak ie m ógł k o n tr y b u - cy e n a k ła d a ł na tych co na ja r m a r k i p rz y b y w a li do K alnika, a za to d aw ał im p ro t e k c y ą i e s k o r to w a ł ich aż do m ia sta . N ie ta k - to w ielk ie b y ł y z tego k o r z y ś c i , ale p rz y n a j m n i e j to mu dawało obuw ie i ta k ie siakie odzie nie ; a w ówczes n y c h w y o b r a ż e n ia c h p o d o b n y p r z e m y s ł b y ł u w a ż a n y za s z l a c h e tn ą z a b a w ę , n i e k a ż ą c ą ho n o ru ry cersk ieg o , ja k o na- p r z y k ł a d ha n d lo w a n ie ło k c ie m lub m ia rk ą . M iew ał on w ie l kie p rz e p r a w y z ojcem s w o i m , ja k zobaczy ł że zam iast o p ie r a n ia się zbro jnego T a ta r o m i Z aporożcom h aracz im op ła cał. N ie p rz e s ta w a ł nalegać ż e b y zamki postaw ił w sta nie o b ro n n y m , ofiarował dowództwo swoje nad nim i i w szyst kim i kozakam i Kalnickirni. Ale sta ry m ia ł w ty m swoje r a c h u b y ż e b y płacić a niebić s i ę , i usp r a w ie d liw ia ł się z tego przed sy n e m ja k teolog z professji.
— W aści w gło w ie bitk i, boś m łody, m n ie s t a re m u inaczej się rz eczy w y d ają. Gdzie d r w a r ą b i ą , ta m tr z a sk i lecą. J a k YYaść się zaczniesz b i ć , b ę d ą padali cudzy, ale gin ąć b ę d ą i nasi. A czy Pan Bóg p rz y k a z a ł ż e b y więcej w a ż y ć nę d z n y k r u s z e c , niż ab y jednego z tak ich co ich na swój o braz i podobie ństw o stw o r z y ł? Lepie j się opłacić, niż stać p rz y c z y n ą ch rzes cian sk iój k rw i przelew u. Pismo w y r a ź n i e mówi : kto m ieczem w ojuje , te n od mie cza zgin ie. A Św. Paw eł nie m n ie j w y r a ź n i e pisze, że kto n iem a miłości bliźniego, taki Bogu nie m o ż e b y ć m iły m .
— Co mi to za bliźni T a ta r z y n , co w ie rz y w M ah o m eta a nie w Pis m o ś w i ę t e ; lub Z a p o r o ż e c , co w nic nie w ierzy.
— A Panie E z e c h i e l u , co też W aść m ó w is z ; a czy tak YYaści uczono w Zboro^vie. Otoż to sk u te k t e g o , że YYaść
K R A K O W S K I . 9
nig d y nie chodzisz do k ir k u na naukę. T a m b y W aści p r z y p o m n i a n o , że każdy człowiek je s t n a s z y m b l i ź n i m , bo zo s t a ł o k u p io n y m k r w ią naszego Zbawiciela.
— Je ż e l i tak, po cóż D oktor L ute r tyle hała su na ro b ił, i ta k dłu gich w oje n stał się prz y c z y n ą , je ż e li i bez jego n auki m o żn a b y ć zbaw io n y m .
— O, o, o, — a jak W a ś ć zuchwale sądzisz o ty m w ielkim m ężu. Był to człowiek n a dzw yczajny, i n adzw yczajn e miał od Boga n a tc h n i e n ie , żeb y po p ra w ić Jego Kościoł.
— I ja m am n adzw yczajn e n a tc h n i e n ie , by z n aje z dnik am i puścić się n a o stre . J e s t to w y r a ź n y głos Boży. Jegom ość o te m sam się p r z e k o n a s z , by łeś tylko k a z a ł zwołać ko za ków, k tó r y c h st r z a ły ju ż p o z a rd z e w ia ł y , a tylko ich kosy i s i e r p y w y g lą d a ją g d y b y zw ierciad ła. N a w arzę ja ka sz y, że Jegom ości aż se rce rość będzie. Albo to nie śm ie ch ludzki, że byd ło pasie się po w ałach z a m k o w y c h , i n ie b r a m ą wchodzi, ale tędy gdzie b y ł c z ę s t o k ó ł; aż m n ie w sty d.
— W s t y d ź się sobie W aść, k ie d y ś lak w stydliw y, a ja tak zrobię ja k zechcę. A że to jaja chcav za ra z mieć więcej ro zumu niż k u r y ! W ię cej trzydzie stu la t rz ądzę temi d o b ra m i bez W a ś c i n e j r a d y , i nadal ja k o ś się bez nie j obejdę. W aść b y ś rad mi w szystko do g óry nog am i p rzew rócić. To tylko szczęście, że Bóg n ie d a ł świni ro gów . B u s z a j- ż e sobie W a ś ć z P a n e m Bogiem, a m n ie zostaw, bo ja nie p ró ż n i a k .
W ła ś n ie nazajutrz m iał b yć ja r m a r k w K a ln ik u . Dwóch Zaporożców ju ż p r z y b y ło do zam ku dla o d e b r a n i a z a p ł a t y : dla tego Pan Zdora p o zb y ł się s y n a , k tó r y odszedł rozzło szczony. Z a p o ro ż c y prz y b y li na wózku p a r o k o n n y m , a ich w ierzchow ce w c ały m m o d e r u n k u szły lózem prz y kon ia ch pow ozo wych . J a k w eszli, P a n G u b e r n a t o r najuprzejm iej ich p rz y w it a ł, częstow ał ich g o rz a ł k ą i s ł o n in ą w ę dzoną, poga w ędził z n i m i ; co mu nie prz eszkodziło odliczyć im dw ie ście z ł o t y c h , za k tó r e w z ią ł kw it na p ię ć s e t, p o dpis any przez nich z n a k ie m k r z y ż a , i zaprosiw szy ich na o b i a d , sam ich za p ro w a d z ił do żony. A że m ia ł słabość dla s y n a , w ró cił na chw ilę do swojej k a n c e l a r y i i p osłał po niego, gdyż pora Obiadowa się zbliża , i że ra d p a r ę słów mu pow ie dzie ć.
1 0 Z A M E K K R A K O W S K I .
P r z y b y ł P a n E zechie l jeszcze cokolwiek ro z d ą s a n y . S ia r y za czął mu głaskać policzki i rz e k ł do niego :
■— Mój k o ch an y , ly młody, ale ja k się moich la t doczekasz, bę dzie sz inaczej m yśla ł. T obie ty lko b u r d y w głowie Bić się nie s z t u k a , n a w e t pobić m o ż n a ; ale p o te m ... P a tr z na len k w i t ; pięćset zło tych w ydać m u s i a ł e m ; ż a l , ale cóż r o b i ć : n ie ty le było b y żalu ż e b y to moje w łasne p ie niądze, ale p a ń s k ie ; a je d n a k podobna sztuka czte ry ra z y na rok się pow ta rza. P r a w d a że szkoda, ale też za-to św ięty pokój. A w sz ak wiesz ja k i e nieszczęście spotkało przeszłe go ro ku G u b e r n a to r a X ięcia W iś n io w ieck icg o na zam ku Dziunkow- sk im. Ledwo nie co r o k u T ałar zy na nie go n a p a d a l i ; la da ofiarą b y ł b y się od nich w y k u p ił, ale on po twojemu m y ś l a ł , i n a ich żąd an ie zaw sze ta sa m a o d p o w ie d ź : a - z a - s i ę gałg any, i daw aj na nich s trz a ły wypusz czać, i z sam o p ałó w st rzela ć, po tem na ko ń i ścigać u ciek a jący ch . A ja k T a t a r w padnie w jego r ę c e , z araz i na w ałach wisi. P rzez d w a dzieścia lat mu się to u d a w a ło , a dw udzie stego pie rw szego któś ze s t r a ż y go z d r a d z i ł , i n o c n ą p o r ą w puścił T a ta r ó w do za m ku. Oddali za sw oje; bo G u b e r n a to r a ze sk ó ry odarli żyw cem , a dzieci i kobie ty, co ich znale źli w zam ku, w ja s - s y r z a b r a l i , załogę w pień w y rż n ą w s z y . Otóż mu s ł a w a : a ja chwrała Bogu bez ostrokołó w spokojnie siedzę, i bez ob aw y w ła ż ę wT m o ją pościel. Poznasz się za stołe m z moimi Z apo r o ż c a m i , E zechie lku, oni ci się s p o d o b a j ą , bo to b y w a l c e ; n a g a d a j ą lobie o sw oim n ow ym H e t m a n i e — jak iś Sam ucha, k tó r y do nich niew ia dom o skąd p r z y b y ł prz ed trzem a laty, a ta k ą miłość między nim i wzbudził ku sobi e, przez w ie lk ie czy n y s w o j e , że po śm ie rc i H e t m a n a , jego w ynieśli nad sobą. Tylko bądź dla nich grzeczn y, i pam ięta j że kto mo jego gościa s k r z y w d z i , ten m n ie s k r z y w d z i : a ja sieb ie n ie d a m skrzyw dzić.
Oj c i e c i syn weszli do baw ia ln ego pokoju , i ta m zastali G u b e rn a to r o w ę b a w ią c ą p r z y b y ł y c h gości. O ba Zaporożce b y li dość ubogo u b r a n i . R o le t y i s z a r a w a r y z dom owego sie ra k u , na tern koszulka z ogniw ż e l a z n y c h , i pałasz sze roki u b o k u : oto cała ich b y ł a p a r a d a ; a reszta ry s z tu n k u , jak o spisy, h u b k i z k a p t u r e m uzb ro jo n y m w e w n ą t rz gęstemi p r ę t a m i żela znem i, łuki i k ołcza ny, zostawione b y ł y w czę ści na ich wózku, w części pod piecem w praco w n i gu b ern a- to rskie j. O ba nie oka zyw ali na sobie więcej lat trzy dzie stu , m ieli głowy o g olone, z długimi seledzcami. J e d e n z nich, a k tó r y zdaw ał się mieć starszeń s tw o , m ógł b y uchodzić za przysto jn ego, gd yby nie nosił n a p r a w e m oku p la s tr a kitaj- ko w eg o , a jeszcze większego p la s tra n a le w ym policzku, a do tego że b y m i a ł ludzki dźw ię k' mow y — ale k ie d y się odzy wał, było w jego głosie coś ta k chropaw ego, tak hark aw eg o , że aż p rz y k r o b y ło słyszyć ; było to coś podobnego do o r ganu k tó r e g o b y dudy p o p ę k a ły . Dru gi b y ł sobie kozak b a r czysty, z e z o o k i , d z i ó b a t y : w ło sy m iał w seledzcu ru d e a k ę d z i e r z a w e ; w y ra z jego tw a rz y zd ra d z a ł doświadczonego ro zbójnik a. Z re s z tą o ile je go kolega b y ł m ów ią cy, o tyle on sam b y ł milczący. G ęby do m ów ie nia nie otw orz ył, jeno głowę miał najczęściej zw ieszo n ą n a piersiac h, i wszystkiemu zd aw ał się przy s łu ch iw ać cieka wie.
Pan Zdora p rz e d s ta w ił sy n a gościom, i p o w i e d z i a ł : — J a k się P a n o w ie p o z n a c ie , będzie cie siebie kochali. Bo i mój s y n , j a k W a s z m o ś c i e , j e s t dośw iadczony w r y c e r s k ie m rz e miośle : pod b olockiem przecie się p o p i s y w a ł , i j e s t paso
12 Z A M E K
w a n y m ry c e r z e m ; od p ó łt o r a roku m ieszka p rz y m nie. Obaj kozacy sk łonili się dość nizko p rzed P a n e m Ezechie lem , k tó r y zaledw o głowę schylił. R ozm ow a szła w ję zy k u rus- skim , ho na U krainie m ow a lacka jeszcze n ie b y ł a ro zpow szechniona. G ospodarstw o w ielce było zajęte gośćmi ; w tern oznajmiono że na stole g o to w o ; i pan i G u b e rn a to r o w a po d a ła ręk ę oplas trow anem u kozakowi*, a za nim i wszyscy poszli do s a l i , i zasiedli około okrągłego s t o ł u , n a środku iz b y stojącego. Stó ł się całkowicie otoczył — bo oprócz Gu b e r n a t o r s t w a i g o ś c i , p rz y b y ł o jeszcze tr zech oticialistów klucza K aln ic kiego , p asto r miejscowy, k tó r y n ie m a łe m iał znaczenie międ zy sługami p a n a dy ss y d en ta, i dwie p a n i e n e k res p e k to w y c h . W szyscy zajęli swoje m iejsca — n a w e t P a n E z e c h ie l ; lubo d u m n y ry cerz, widoczny gw ałt sobie uczynił, gdy usiadł b r a t - z a - b r a t m iędzy c h ło p am i ; w szakże uczynił t o : r a z , żeb y się n ie n a r a z ić o jc u , p o w t ó r e , że ju ż kozak jednooki zaczął b y ł opow ia dać ró ż n e czyny b o h a te r s k ie swo je go H e t m a n a , i ró ż n e szczegóły o życiu za poro zkiem , co go zajm owało . Je d n o o k i m u s iał spostrzedz że nie bez tr u d ności Pan Ezechie l d ał s ieb ie nakło nić do si edzenia obok nieg o za s t o ł e m , bo zara z po po lew ce odezw ał s i ę , a l e , co dotą d nie b y ło , czystą p o ls z c z y z n ą , témi słowy.
— J a k to ludzie łatwo z pow ie rz chow nośc i są dzą. Szlachcic ja k się spotka z Zaporożcem , to zdaje mu się , że mu ko r o n a s p ad n ie z głow y, je ż e li go do ja k iejś poufałości z sobą przypuści ; a to dla tego że go widzi w sie ra k u a n ie w a x a m i c i e , i że za m ia st litego p a s a , widzi n a nim pas z ja- łowiczćj sk ó r y ; a n iew ie tego, że n a Zaporożu j e s t mnóstwo szlachty ta k h e r b o w n ć j , że może K a p itu ł a K ra k o w s k a ich b y się nie po w sty d ziła.
— O ile mogę sądzić z w aszecin eg o w y sło w ie n ia , — rz ekł n a to P an Ezechiel, pokręcając w ą s a — i w aszeć sani musisz b y ć z tych liczby.
— Może W aszm ość zgadłeś, może i nie zgadłe ś, a w w ątp li wości austine et abstin e.
— Tym cś mnie waszeć dobił — o d p a rł P a n Ezechie l śmiejąc się. — Ju ż te dy n ie m a w ątpliw oś ci, żeś ro dow itym szlachcicem , kie dy n a w e t do sz kół chodziłeś swojego czasu. A ponie w aż
m am zaszczyt je m u się p rz e d s ta w ić nornine et cognominc, jako E zechie l Zdora , Towarzysz P a n c e r n y ch o rąg w i J. W. Os soliń sk ieg o Kaszte lana S andom iers kiego, chociaż w praw dzie nadkorn putow y, ale do jego usług zawsze gotowy ; godziło by się i waszeci w yw iązać się gro szem za moje trzy szelągi, i n ie ta ić p r z e d e m n ą swojego honoru.
— O mój mości wy Panie Towarzyszu P a n c e rn y , chętn ie b y m rad je m u we w szy stk im d ogodzić , ale moje s z l a c h e c t w o ,— d a jm y n a to że je s t rz eczy w is te, — gdzieś n a kotku wisi z swojem na z w isk ie m . Iło ja k p r z y s ta łe m na zap o ro zk ą w ia rę , ja k r ę k ą o d j ą ł , zaraz zap o m n ia łe m o swojem d a w n y m n a zw isku. Dopiero p rz y p o m n ę go s o b i e , je żeli mi do myśli prz yjdzie opuścić Z a p o r o ż e , b y pow ró cić do lackiego ży wota. J e d n a k myślę że nim to n a s t ą p i, D n ie p r jes zcze dużo wody swojej za nie sie do Limanu.
— J a k ż e prz ecie W aszeć się wabisz, bo ju żci co żyje, ma swoje nazw isko. N ie p o d o b n a 'm i w ierzy ć, że kie dy wasz H et man waszeci p otr zebuje , gw iżdże c h y b a n a niego j a k b y na psa. Tu c z m y c h n ą ł Z a p o ro ż e c , kwaśno z m i e rz y ł P ancernego i g roźne oko jego spotkało się z obojętnym w zrokie m Pana E zechie la, b y ło cóś tak prz e r a ż a ją c e g o w tern sp otkaniu , że pani G uh e rn a to r o w e j aż usta posinia ły od stra c h u . Ale m ałe z darzenie rozpędziło c hm urę, i wypog odziło ich oblicze. Osa zaczęła brz ęczyć około tw arz y Zaporożca.
— Panie Towarzysz u Zaporozki, — odezw ał się p an Ezechiel, ■— strzeż się żeb y osa waszeci nic ukąsiła .
— Dziękuję za prz estrogę, — odpow iedział, i zaczął się og nia ć serw etą, dopóki osa nie u p a d ła n a soSniczkę.— Do ta miłego gospodarstwa — p rz e d ł u ż y ł Z a p o ro ż e c — ja k pan G uber n a to r i jego szanow na m ałżonka, nic dziwnego że i proszeni i n iep ro szen i się g a rn ą . W s z a k ż e w tak zacnym domu, n a wet osy nieszczęście spotkać nie pow in no ; ona je s t tylko p rz y g ł u s z o n ą , n ie c h - ż e sobie n a w oln em pow ie trzu żyje.
To rz ekłszy w s ta ł od stołu , w zią ł solniczkę, otw orzył okno, • osę w ra z z solą w y rz u c ił na traw ę ; pote m u siadł n a swro- Je m miejscu i po w ied zia ł:
— Mości Tow arzyszu P a n c e rn y , chciałeś wiedzie ć j a k m nie nazy w ają swoi — u nas n iem a ani i m i o n , ani nazw isk, ale
1 4 . Z A M E K
i m io n i s k a , n a k tó r e zasłużyć t r z e b a , bo u nas nic da rm o. Nasz H e tm a n n azyw a się S a m u c h a . odkąd sam opas je żdż ąc został n a p a d n ię ty od sześciu T alaró w ; bo kiedy nasi p rz y byli mu trafunkie rn w pomoc, zastali wszystkich sześciu le żących na z ie m i; a sługa pański je s t a t t a m a n e m , i n azyw a się D ety na — a to z powodu, że kie dy my dobyw ali zamek C i e c i e r s k i , j a pie r w s z y n o c n ą p o r ą w d ra p a łe m się z dw óma kolegami na wał. Ż ołn ierz na w arcie s trzeg ący watów, zb li ż y ł się i k r z y k n ą ł : kio t a m ? ja rzuciłe m się na n i e g o , i s i e k i e r ą u d e rz y łe m po ł b i e , że ju ż od tą d m i lc z y : bo nim go u d erzy łem pow ie dzia łe m mu : «cy t d e ty n a .» Za nami i reszta dostała się n a w ały. Z am ek ze s k a r b c e m w p a d ł w na sz e ręce, a H e tm a n nazw ał m nie A tta m a n e m C y t- D e ty n ą . O to ż-to te raźniejsze moje s z lach ectw o , pó ki go na lepsze jeszcze nie zam ienię .
— W inszuję go waszeci z całego serca , Mości A tta m a n ie C y t- D e ty n a . I p rz y z n a m się, że ch c ia łb y m ab y raz w życiu obaczyć w aszego H e t m a n a , o k tó ry m naród tutejszy cuda opowiada. J a k a ż j e s t zie m ia k tó r a go na św ia t w y d a ł a , a k tó r ej ty le zaszczytu prz ynosi.
— Jużci n ie Z ap o ro z k a , Mości T ow arzyszu P an cern y , bo na Zaporożu n ik t się nie rodzi. Dziecie się nie rodzi bez k o b i e t y ; a u nas kobie ty na le k arstw o nie z n a jd z ie s z ; ale gotowi ry c e r z e z całego św ia ta do nas p rz y b y w a ją ^ każdy z nich zostaje Z a p o r o ż c e m , i zap o m in a czem b y t w przódy. Bo sm aczny chle b, chleb Zaporo zki, a miodu, r y b , nabiału, tucznego mięsiwa, w bró d.
— To wszystko pię kne, je d n a k bez kobiet, musi w am być tęskno.
— B y n a jm n ie j; k o b ie ta w ry c e r s k i e m kole, to istne szydło w work u. G d y b y ś m y mieli kobie ty między s o b ą , n am n o ży ły by się w n e t sw a ry , z a w i ś c i : zam iast na c u d z y c h , na siebie b y śm y n a p a d a l i ; przepadło by nam b ra t e rs t w o . Czło wiek bojowego rzem io sła p ow in ie n z prz y je m n o śc ią spoty kać k o b ie ty , ale mieszkać z n i e m i , nig dy. M ieszkając z k o b ie tą w ojownik d o czek ałb y się dzia tek, a pisk dzieci odej muje odwagę ro dzicielskiem u sercu, a i dla obcego ucha nie je s t m u z y k ą p rz y j e m n ą . Na licho w p row adzać do nas k o
b iety , k ie d y m y je n aw iedzam y w ich w ła s n y c h d o m a c h ; albo to m y k ą t zagrzejem na Z a p o r o ż u ? Czarn a zie m ia na szą m a t k ą , a szeroki świat nasz ym ojcem. Ledwo czw arta część ro ku na Siczy, i to daj B o ż e , a reszta za Siczą. A kiedy m y puszczamy się w ś w i a t , to na to ż e b y w nim dostać tego, czego na Siczy nie m am y.
— Bez w ątp ien ia Mości A łtam anie, zawód wasz nie je s t bez pow abów, ale do w szystkiego w d ro ży ć się tr z e b a . Pod ta k d zie lnym w odzem ja k wasz Sam uch a. i tr u d y , i dolęgliwości pow in n y b y ć p rz y j e m n e . W iera o wielu jego b o h a te r sk ic h czynach, ale ra d b y m w ied zia ł j a k i m on je s t w pożyciu . J a k waszeci w iadomo, człowiek, choć ry cerz, n ie zawsze na k o niu z k o p ją w r ę k u ; i my nie od t e g o , a przecie siedząc za sto łem baw im y się rozm ow ą.
— W pożyciu je s t on n a jl e p s z y m , najł agodnie jszym czło w ie k ie m . Póki widzi szablę w rę ku p r z e c i w n i k a , p ó ty jest w śc ie k ły m z w ierzem . Ale ja k mu b ro ń w y p a d n i e , je s t mu d o b ro c z y ń c ą , ojcem. Niech no P a n Tow arzysz P a n c e r n y tu tejszego ludu zapyta . W p rz ó d gadania nie b y ło z n aszym i, byw ało wszystko co w id z ą , pustosza. P rz e c h ó d Z a p o ro ż a był s t raszn iejsz y niż szarańczy budzia ckie j , niż czum y k r y m skiej. Ale ja k Sam ucha zo stał H e t m a n e m , w oju je m y więcej z T a ta r a m i, co w p rz ó d y n ieb y w ało , a Polska i Ruś n iew ie le szkody od nas m ają. My z niem i po B o ż e m u , u p o m in a m y się o haracz, bo te n się nam n ależ y. Zapłacisz h aracz, m ieć będziesz pokój, nie zapłacisz, to w idać że pokoju niechc esz; a je że li w ojn a w yjd zie tobie na biedę, p rz y p isz j ą sobie, a nie nam . V olenti non fiat in juria : P a n G u b e r n a t o r a k u ra t - nie nam się u is zcza, d o b rze też za to w y g l ą d a , i na naszą p rzy jaźń s k ar ży ć się nie może.
— D rażliw ą stru n ę poruszyłe ś Mości A tta m a n ie , bo nie do m n ie n ależ y w nikać w sp r a w y mojego o j c a ; ale pozwól sobie p o w ie d z ie ć , że g d y b y m ja tu b y ł na jego miejscu, albo ż e b y m m iał vocem decis iv am w jego r a d z i e , nie tak łatwo byś trafił do swojego, ja k go nązyw asz hara czu.
— A to czemu ?
— T e m u , że może b y m się dom ag ał o zło żenie jak ich ś dowodów p r z e k o n y w a ją c y c h , że on wam się is to tn ie należ y .
16 Z A M E K
— N a co g runtow nicjszyc h dowodów nad t e n , — o d p a rł A tta r a a n stuknąw szy o rękojeść swojej szabli.
— N a l a k i indukt m am u boku moj eg o o d p o w ie d n ią rep lik ę. I n ie w ie m kto ko so by p rz e k o n a ł : czy W a sz e ć m nie żebym m u z a p ł a c i ł , czy ja w a s z e c i , ż e b y ś to w y n i ó s ł , coś z sobą przy w ió zł, a cudzego zanie chał.
— N ie w ątp ię o m ęztw ie W a s z m o ś c i , Mości Tow arzyszu P a n c e r n y , i z ty m się nic t a j ę , że lepiej wychodzę na ła skaw ej i spokojnej p rzy jaźn i w ie lm ożnego G u b e rn a to r a , niż b y m m ógł w yjść na zbrojnej nie chęci jego godnego syna. Bo c zy b y m sam szw ank p o n i ó s ł , czybym waszmości k rew s z l a c h e tn ą przelał, n ie m ia ł b y m czego sobie w in szow ać; ale p o n ie w a ż in t e re s z P a n e m G u b e r n a to r e m ju ż z ła tw iony, nie c h k a ż d y prz y swoim z o s t a j ą c , n ie m yśli ty lko o zaba w ie w ta k gościn n y m dom u.
— O b a c z y m y , — m r u k n ą ł pod nosem P an E zech iel I gdy wszyscy w stali od s t o ł u , on w yszedł na d z ie d z in ie c , ja k b y ju ż miał dość ze znajomości świeżo zab ran ej.
K ro k i swoje s k i e r o w a ł ku sta jn i, gdzie p rz y n a j m n i e j sześć r a z y na dzień naw iedzał swego r u m a k a , pom im o tego że m ie s z k a ł w b li z k im je go są siedztw ie , bo sw oją głó w n ą k w a t e r ę b y ł z a ło ż y ł w m a s z ta m i prz y stajni będącej, gdzie s y p ia ł ze swoim Ś w iry d e m , ko zak ie m przez pół sp olaczonym , p o d d a n y m klucza K a in ic k ie g o , k tó r y od lat kilku podzie lał swojego p a n a d o b r ą i złaŁ dolę. Jeszcze n i e b y t doszedł do s t a j n i , k iedy tu r k o t pojazdu w jeżdżającego na dzie dzin ie c obił się o jego uszy. O brócił głowę za s o b ą , i u jrzał po r z ą d n ą b r y k ę k r y t ą , c z w o ro k o n n ą , z a je ż d ż a ją c ą pod g anek ko m issa r y i. W ylazł z niej p o w a ż n y s tarzec, któ rego n a ty c h m iast poznał. Był to P a n Błażej Mroczek , d w o rz a n in P ana K r a k o w s k ie g o , zaszczycony szczególnym za ufa niem całego dom u Zborow skic h, a w ie r n y swojego Pana i Bzcczyposp o- litej sługa. P a n G u b e r n a to r w y b ie g ł na g anek że by p rz y j ą ć znakom ite go g o ś c i a ; z g łę b o k ą u n iżo n o ś cią go p o w i t a ł , i w p ro w a d z ił prz e d so b ą do domu. P a n E zech iel pobudzony ciek awośc ią, na czas późnie jsz y o d ło ży ł n a w ie d ź m y swojego k o n i a , i po w ró cił do izby gościnnej , gdzie za stał i nowo p rz y b y ł e g o gościa, i ty c h z k tó r y m i d o p ier o obia dow ał.
S ta r y szlachcic w obu rękach t r z y m a ł ręk ę P a n i G uber- n a t o r o w e j , i z głową s c h y l o n ą p rz e p r a s z a ł j ą , że ośm iela się staw ić przed nią w p o d ró ż n y m ubio rze.
— A ch Mości C h o rą ż y Dobrodzieju, — od ezw ał się G u b e r n a tor, — czy się godzi ta kie c e re m o n ie robić z swoimi p ra w dziw ym i i obo w iązan y m i sługami. Wsz ak to dla nas szczę ście takiego gościa prz yjm ow ać. Czemże m am y mu s ł u ż y ć ? My tylko co po o b ie d z i e , ale n a ty c h m ia s t będzie chudopa- eholski obia dek i dla P ań sk iej Wielmożn ości.
— Nie, nie, najp o k o rn iej d z ię k u j ę ; po d o b r y m śniadaniu , k ló r e b y r a n n y m obia dem nazw ać się godziło , w y je c h a l em z Zorniszcz. To dla mnie sta re g o w y sta r c z y aż do w ie czerzy, co j ą z łaski Waszmości dostanę.
— K o chanko — rz e k ł G u b e r n a to r obracając się do żony — p am iętaj ż e b y w ie czerz a b y ła godna naszego gościa, k tó r y p ie r w s z y raz nas n a w i e d z a , żebyś się przed nim niepo- w stydziła że z ciebie nic połem gosp odyni. W a sz a W ielm o ż- ność nie c h ra czy usiąść. Oto są p an o w ie T o w arzy sze Zapo- ro żcy ; obaj ludzie g o d n i , p rz y jaciele naszego S karbu , a k tó r y c h ży czliw ością się szczycę. P rz y b y li oni do K aln ik a na j a r m a r k ju trzejszy , a oto mój syn E z e c h i e l , który m i a ł szczęście b yć mu z nanym w Z borow ie , je żeli tylko s m a r kacz m ó g ł ściągnąć ku sobie uwagę P a n a C horążego.
— A jak że nie, znam — w szakże Pan E zech iel b y ł j e d n y m z m ężniejs zych T o w arzy szy w C horągw i P a n a K asztelana S a ndom ierskiego ; prz ecie to kolega obozowy mojego sy n a, i po w y p r a w i e P o ł o c k i e j , k tó ra o bog dajby nig dy nie b y ła na stą p iła , z nim ra zem b y ł p a s o w a n y na ry c e r z a .
— Nie z je d n y m tylko ale z o b y d w o m a sy n a m i p a ń skimi ko leg o w ałe m , — odpow ie dzia ł P a n Ezechiel, nizko się skłoniw szy — a z m łodszym lat kilka c h o d z iłe m do szkół. Pozwól W ie lm o ż n y C h o rąży z a p y ta ć s i e b i e , gdzie się teraz znajd ują ci zacni k a w a le r o w ie ?
— Je d n e g o m am ty lko s y n a M arcina, ten się o ż e n i ł , ma dziatki któ re kie dyś w y ch o w a w b o j a / n i Bożej i w miłości l u d z k i e j , a te raz p racuje ja k o szlachcic sta te c z n y na roli dziedzicznej, i tej pilnuje , pokąd, czego Boże nie daj docze kać, p o w o ła n y m nie bę dzie do Pospolitego ruszenia .
18 ZAMEK
— A Pan K a ź m ie rz , ów ry c e r z niezw alczony, k tó r e m u we w ładaniu k o p ją i s z a b l ą , ledwo Pan Samuel mógł sp rosta ć.
— Daleko Pan u K aźm ie rzo w i do Pana Sam uela — od ezw ał się Z a porożec je d n o o k i, ale po ru sku.
Pan Ezechie l sp o jrz a ł p o g a rd liw ie na in terlo k u to ra, poczem p rz e d łu ż a ją c ro zm ow ę : — P rz e b a c z P a n ie C h o r ą ż y Dobro dzieju, że o moim najd r o ż sz y m prz yjacie lu śm ie m go pyta ć — w ja k ic h s tro n a c h d o p ie r o się znajduje.
— N iew iem — odpow ie dzia ł starzec z głę bokiem w est c h n i e n i e m — jużern pow ie dzia ł że je d n e g o m am tylko sy na, dru g i... N iech się dzieje święta wola Hoża. Jaki los mojego p ana s p o t k a ł , taki doświadcza jego n ajd aw nie jszy sługa. I P a n S a m u e l , i mój n iegdyś K a ź m i e r z , od kilku lat uciekli r a z e m z rodzicielskiego dom u. Z r e s z t ą , co mam myś leć o osobisty ch przy g o d ach , kie dy nieszczęścia publiczne, na nas j a k grad rzęsisty spadły. Tak, tak, my słudzy st racili P a n a ,
S e n a t p rzew o d n ik a, K o ro n a i Litwa, ojca. — J a k t o ? — odezw ał się G u b e rn a to r .
— N iein ac zej; K n y s z y n i Z boró w o k r y ł y się k i r e m ; pią ty ty dzień j a k skończył dni swoje Z y g m u n t August. Zszedł ten wielk i K r ó l , nie zostawując ani p o to m k a , ani n aw et bliz- kiego k r e w n e g ą . P ie r w s z e to b e z k ró le w ie w któ reni p rze widzieć nie m o ż n a , czyimi będ zie m y poddan y m i. Panow ie R ady długo taili to nieszczęście p rz e d n a r o d e m , oddalając wojnę dom ow ą, a może i rn / p a d n i ę c i e R ze c z y p o s p o l ite j; ale P a n u K ra k o w s k ie m u n a ty c h m ia s t po śm ierci K ró la w y p r a wiono um yśln ego k tó r y mu doniós ł o w s z y s t k i e m , a w krotce pote m i s ynow ie jego p r z y b y l i. A le ja k się o tern nieszczęściu dow ie dzia ł Pan K ra k o w s k i, d a w n a je g o nie m oc się w zmogła, i od czte re c h dni zaniósł K rólowi i na tam te n św ia t słu żb ę n ie s k a ż o n ą .
— Nasz P a n u m a r ł ! — k r z y k n ą ł G u b e r n a to r , zała m ując ręce — U m a r ł na rę ku m o j e m , Mości Panie Z d o r a , a ja dzie sięciu laty od niego s ta rsz y , m u s iałem go prz e ż y ć . Ale co też to b y ło przez pięć ostatn ich dni jego śm ie rt e ln e g o ży w o ta! W szy s cy sy n o w ie otaczali jego ło ż e ; mówię w szyscy, bo P a n a S am uela m am ledwo że nie za p r z e p a d ł e g o ; a je d n a k P a n K rak o w s k i u m i e ra j ą c najwięc ej b y ł n im zajęty.
19
Bło gosław ił go po k ilk a k ro tn ie , i często p o w t a r z a ł : — To mi b y ł najm ilsz y syn, a że ja najn iegodziw szy g rzesznik , s p r a w ie dliw y Bóg zawsze m n ie w nim najwięcej doty k ał. — Spro w adził do zamku dwóch jezuitó w ze Lwowa, i yv ich ręk ach , a w7 przytomności naszej, r e w o k o w a ł swoje now in ki. Głośno wry r z e k ł W r a c a m na łono ojczystego Kościoła, k tó r y b y łe m opuścił, nie z is to tnego p rz e k o n a n ia , ale ze swaw oli, z dum y, z ł a k o m s t w a , żeby być gło w ą potężnej p a r t j i , żeby się ciągle targow ać z moim p a n e m , a tern w y w y ższać dom mój nad w szy stk ie szlacheckie dom y. Nigdy nie p o k ła d a łem nadziei mojego zbaw ienia na niem ieck iej nauce. I lubo b y łe m d y s s y d e n le m , nie odganiałem nigdy od siebie sług w ie rz ą c y c h po d a w n e m u , bo zaw sze b ałem się um ie ra ć m iędzy t a k i m i , coby xiędza do m n ie niedopuś cili. I waści P a n ie Mroczku zayvsze m iłow ałem , pomimo różności naszy ch zdań. K ie dy waść z niebos zczką m oją ż o n ą , odm aw ia liście k o r o n k ę , ja z was d r w i ł e m , a te raz przyznaję żeście mieli ro z u m , a ja b y łe m głupi. A choć źle ż y ł e m , że nie tracę nadziei w miłosierdziu Bożym, to prz ypisuję j e d y n i e modli twom mojej ż o n y ; ho to była święta za życia k o b i e t a : m atka szesnaścio rga d z i e c i : a gdzie wiele dzieci, tam wiele błogos ław ieństw a.
— A my w szyscy płakali : r y k b y ł w ca ły m Zborow ie . N ik t nie je s t bez grz echów , ale to b y ł d o b ry pan i s p r a w i e dliw y. Daj m nie Boże tak u m ierać ja k on. Bo to pokilka- k ro tn ie się s p o w i a d a ł : a z ja k ą s k r u c h ą p o ż y w a ł ciało i krew P a ń s k i e ; a z ja k ą p rz y to m n o śc ią p r z y j ą ł oleje św7ięte; ja k czule nas p rz e p r a s z a ł za zg ors zen ia ja k ieśm y mieć mogli z jego sp raw . Jeszcze w w igilią śmierci swojej m ów ił s y n o m : — To n a p r ó ż n o : ja was nie s k ło n ię w szy stk ich żebyście w r ó cili do st arej w iary . Bo zw łaszcza tobie P a n ie M arcin ie , ja ko Mar sz ałk ow i W ie lkie m u K o r o n n e m u , ba rd zo w ygodnie w czasie b ezk ró lew ia stanąć ja k o naczelnik silnej partji dyss y d en tó w , ż e b y się dobrze p ota rgow ać z E lek tem . To będ zie cie ro bili . co ja k iedyś ro b iłe m ; daj w am Boże ż e by ście p r z y n a jm n ie j ja k ja skończyli. Ale zaklinam was na ś m ierteln ej pościeli, żebyście niedopuszczali by d y s s y d e n t nad wam i p a n o w a ł , bo bia da domowi k tó r y się pierw s zy
2 0 Z A M E K
ta rg n ie na praw o k a r d y n a l n e n arodu. W szak wy wie cie ja k o tyra t r z y m a ł mój sr odze wielki p rzyjacie l i swat — X iążę M ikołaj Radziwił, W oje w oda i H e tm a n , ów zdoby wca Inflant. Król b y ł tak zapadł p rzed laty na z d ro w iu , że ju ż byli o nim zw ątp ili. A ja mówię Xięciu : a nuż nieszczęścia, Król niczostaw i potom ka, ćzy b y n ie d o b r z e w te d y zapro sić z K ró le w ca jego siostrzeńca. Uchowaj B o ż e , odp ow iedział X iążę. K ról Rzeczypospolitej pow in ie n być P a p ie ż n i k ie m . Bo la ki jeśli zechce sz a r p n ą ć nasze w o l n o ś c i , p rzys ięgą sw oją s t w i e r d z o n e , to c h y b a je den P a p ie ż go od tej p rz y sięgi rozgrzesz y, a je żeli k tó r y z naszych , to sam siebie ro zgrzesz y. J a mu okazał podziw, że tak zakuty ja k 011 kal w in, to mówi. A on m n ie na to : mój m iły P a n ie M arcin ie , llog świadek żem p ra w d y s z u k a ł , ale moi m inis trow ie tak m n ie o b a ła m u c ili, że już dziś sam n ie w ie m w co w ie rz ę. 1 choć widzę że Jezu ici moich synów w a b ią , nic na (o nie mów ię , bo mi teraz w sz ystko je d n o . — Potem pow ie dzia ł i m : — Oto Pan Mroczek ma u sieb ie zło żo n y mój te s tam ent ju ż od dwóch lat sporząd zo n y , a taki sam zostaje u Xięcia K rzysztofa Badziwiła, teraźnie jszego W oje w ody W ileń sk ieg o . T am p rzeczytacie wolą moją, i j ą spełnic ie. Żadnem u z was k r z y w d y nie będzie. W nio sek mojej żony wam o d d a ł e m , i w iele ze swojego. Całkowita moja ojcowizna Z boró w ; a in ne do b ra sam pon ab y w ałem . W y to po m nie odziedziczycie, a m oje legata na klaszto ry i kościoły, któ re w kodycyilu znaj d z ie c ie , i p am ięć o moich w ie rn y c h sługach w te sta m encie umiesz czona, w as nie zuboż ą. W y w szyscy ju ż te raz m ożni, je d e n ty lko Sam uel nie w ydzie lo ny ; Bóg wie gdzie się te raz obra ca.
P o te m p o w i e d z a ł : — O Samuelu, S a m u elu ! ro zd ar łeś rnoje serce, aleś zaw sze m oim dzieckiem ; błogosławię ciebie, o d pu szczam tobie urazę, i tę niewdzięczność za moje do ciebie p rz y w ią z a n i e . I ty po m n ie sw oją należ y lo ść odbierzesz , b y łe ś jej na d o b re u ż y w a ł — Taki to b y ł czuły ojciec Mos- p a n ie Z d o r a , a Pan S a m u e l — jak to dom rodzicielski opu szczać k ryjom o, j a k b y jaki złodziej.
Tu się znowu do d y sk u r su w m ie szał Zap oro żec,'' ale za wsze po ru s k u : «A jużci trudno było P a n u Sam uelowi nie
K R A K O W S K I . 21
uciekać, kie dy go ojciec p rz y m u s z a ł ż e n ić się z oso bą je m u nie m iłą.
— A jak to panow ie o w szy stk iem wiecie — odpowiedział P a n Mroczek.
— Nic dziw nego W ie l m o ż n y P a n i e , — o d rz e k ł A U a m a n . — Z całego św iata m am y gości na Siczy, a że my ani p iśm ienni, ani czyte ln i, więc kie dy nie w ojujem y, cała nasza pociecha słuchać co ludzie o ludziach mówią.
— J a k k o lw ie k bądź, — p r z e d ł u ż y ł P a n Mroczek, — poczciwy syn w postanow ieniu swojern na radzie ojca poleca, ho któ ż lepiej od ojca życzyć m o ż e ; a jeszcze tak d o brego ojca. P an K ra k o w s k i co codzinę spodziew ając się że s t a n ie przed Bogiem , k ie d y e r z e c h y swoje głośno w y z n a w a ł , i w tedy n aw et w sp o m in a ł P a n a Sam uela. N ig dy nie zapom nę słów j e g o :
— (»rzęch rzecze, najwięcej cię żący na moim sum ien iu , bo w y n a g r o d z o n y m być nie m oże, je s t zabójstwo \ i ę c i a D y m it ra Sangusz ki, k tó r y z mojej rę ki po leg ł na Szlasku. J a k o op ie kun \ i ę ż n i c z k i Halszki w obliczu p ra w a w y m ó w io n y je s tem , że na nim s p e ł n ił e m w y r o k K ró lew sk i. Ale czy zdoła m się tein w ym ów ić prz e d B o g ie m , k tó r y wie dobrze że nie m i łość p r a w a , m n i e do tego czynu p o b u d z i ł a , ale żą dza o ż e n ien ia któ reg o z synów moich z n ajbogatszą dzie dz iczką w ca ły m narodzie. Ja j ą p rz ezn aczałem dla mojego Sam uela. O by za moje przew in ien ie, sp r aw iedliw ość Boska na nim się nie s p e łn iła . Mój P a n ie M r o c z k u , rz e k ł do m nie, zaklinam W Pa na, żebyś zaraz po mojej ś m i e r c i , s t a r a ł się go odszu kać , może on gdzieś się tuła n ieb o rak , ja k m a r n o tr a w n y syn E w angelii. Ach czem uż prz ed ś m ie rc i ą nie mogę go p rzy tu lić do rodzicie lskie go ło n a . — I łz y mu się puściły z p ow iek...
— Skończył ten pra w d z iw y P a n , ozdoba senatu, i to w łaśn ie k ie d y jego ra dy b y ły b y tak p o tr z e b n e dla Rzeczypospolitej. A zaraz po jego śm ie rci, młodzi panow ie p rz y p o m n ie li m nie mój obow iązek. W ty m celu p r z y b y ł e m do W aszmości, azali Bóg mnie n ie d o p o m o ż e b y m go w ynalazł. J e s t to prz e c ie m łodzie niec szlachetny. J a k sie dow ie o siero ctw ie Rzeczy pospolitej, p rz y p o m n i sobie może że je s t jej s y n e m i sługą.
22 Z A M E K
— W trudach co je W a s z a W ie lm o ż n o ś ć podejmujesz, — ode zw ał się P a n G u b e rn a to r , — trafisz Pan do podw ójnego celu, bo odszukując P a n a S a m u e l a , i w ła snego s y n a w ynaleźć możesz.
— N i e , n i e , o n im nie myślę. Nie p ra g n ę widzieć tego, k tó r y kie dyś b y ł moim sy n e m , ale któ rego z a p a rł e m się na zawsze. J a k to, żeby syn ojcu n i e p o w ie r z y ł swojego zam iaru , ż e b y został w sp ó ln ik ie m z b r o d n i , k tó r a z ak rw aw iła serce najgodniejszego, najszla chetnie jszego męża. J a nie ty le P a n a Sam uela win uję, ile mojego hullaja : te n n ie cnota do w szyst kieg o złego jego n am ó w ił. On zawsze b y ł k r n ą b r n y , nie posłuszny i burd a. O b y m go nig d y nie sp o tk a ł 1
— Mości C h orąży, — odezw ał się Pan Ezechiel, — Pan gn ie wem się unosisz na P a n a K a ź m ie r z a : a je d n a k r y c e r z zna kom ity , na jak ieś u m ia rk o w a n ie zasługuje. Je żeli n ap rz y k ła d P a n Sam uel zobo w ią zał go ry c e r s k ie m słow em do zachow a
nia tajem n icy , j a k ż e go m ia ł zdra dzić ch o cia żb y dla w łas nego ojca?
— To do waści nic n ie n a l e ż y ,— ł a k n ą ł P a n G u b e r n a t o r ,— sąd nad s y n e m , je s t rzecz ojcowska, a nie cudzego. Między drzwi pa lc a n iek ład ź je żeli bolu nielubisz. P r z e p r a s z a m P a n a Cho rążego za głupstwo tego d r y m b la s a .
— O ! wcale się nie u ra ż a m za w y b r y k i młodości : dość m n ie do nich prz yzw yczaił K a ź m ie rz . O , Mospanie Z d o ra : człowiek sam niew ie o co ma prosić Boga : czy żeb y mieć synów , czy żeb y ich n ie m ie ć . W p r a w d z ie , nie mam p r a w a się u ż a l a ć : M arcin mi się u d a ł : człowiek cichy, ro ztropny, pobożny, lu biony w o b y w a te ls tw ie , i całą g ęb ą gosp odarz. A le też za to K a ź m ie rz ... Czy uw ie rz ysz, że to co ja przez jego życie w y s y p a łe m z k ie szeni, dla zagodzenia ro zm aity ch jego s p r a w e k , z e b r a n e do kup y sta n o w iły b y uczciwy kaw ał sz lacheckiego chleba Tego w ybić , tam tego p o rąb ać, w szy st k im d o k u c z y ć , nikogo nie s ł u c h a ć , do tego b y ł zawsze la u r e a te m . D obrał sobie godnego siebie to warzys za Pan Sa muel : to je d n o dla drugiego, pokąd nie będzie dla nich s p r a w ie d li w o ś c i; bo jaki może być kon ie c temu w s z y stk ie m u ? N areszcie P a n Sam uel mnie o b c h o d z i , bo o bie całe m jego u m ierającem u ojcu , że będę się s t a ra ł go odszukać ; a o
d ru g im i w iedzie ć nie chcę. Ż y j e , to d o b r z e ; nie ch sobie żyje ; a u m a r ł , to dru g ie d obrze ; daj tylko Hoże że b y nie n a szubienic y. Już 011 dla m n ie u m a r ł od tej chw ili kie dy uc ie k ł z P a n e m Samuelem.
— Oj tak, tak, Mości P a n ie Zdora, je s t to w ielk ie złe, że naszej m ło d zieży zdaje się, że o na je s t ty lko s tw orzoną do w ojny, a nie do p o k o ju : i że n ie u m ie oddzielać zarozum ia łości i swawoli od odw agi. Ztąd ani się m o żem y cieszyć pokoje m , ani też wojn y nasze id ą ja k by potr zeba było. Bo z ry c e r s tw e m b itn e m , ale n ieposłusznem , n ie daleko zajdziesz. W szak to co mów ię, mówię z doświadczenia, bo i ja prz ecie ż o łn ie rz e m je s te m . Szczycimy się riaszém m ę z t w e m , a już p rz yszło do tego że złodzieje z po -z a D nie prskic h poro hów , b e z k a r n i e nasze wioski p l ą d r u j ą , kiedy w młodości mojej p o d o b n ą c h a ła s tr ę bato gam i by odegnan o.
Tu r u d y Zaporo żec podn ió s ł g ł o w ę , i w śc ie k ły m w zro k ie m spojrzał 11a starca, ale jednooki na niego g ro ś n ie m r u g n ą ł , a tam te n znowu zw ie sił głowę na piersi i w rócił na t y c h m ia s t do dawnej nie ruchaw ości. Ta chw ilow a scena mula, nieus zła b y stre g o oka P a n a Ezechie la
— Święte słowa p a ń s k i e ,— odezwał się P a n G u b e r n a t o r ,— ale m y ojcow ie tem u niew in n i. J a pierw s zy , że nigdy nie m ia łem skłonności do r y c e r s k ie g o rzem io sła , mojego je dynaka c h c ia łe m wykształcić na duchow ną, na uczoną osobę. Z m a le ń k a chodził w stud en ck im płaszczyku ja k p a u p e r, szabelki nig dy nie nosił. K ied y b y w a ło p rz y b ę d z ie do K a ln ik a na w a k a c y e , to staw ię wartę żeby go do stajni niepuszczano. ł cóż to w szystko pom ogło Bijąc się w kije z podobnem i do sieb ie ło tra m i s z k o l n e m i , w y u c z y ł się robić szabla : pie rwszego konia co go złapie na paszy, dosiędzie, i na nim harc uje, za co b y w a ł n ie r a z w szkole nap o m in an y , a n aw et i k a r a n y , a p o te m , ledwo się zrobił z nieg o p o d l o t e k , ucie kł szkół nie ukończ yw szy, i p r z y s t a ł na g ie r m k a do P a n a K asz te lana Sandom irskiego. T a k ą koleją poszedł i s y n pański. Bo P a n C h o r ą ż y oddałe ś do ch o rąg w i st a rs z e g o , a m ł o d szego jeszcze p arę lat ch ciałeś w szkołach z a tr z y m a ć : a młody ta ki n a sw oim po staw ił i p r z y s ta ł do wojska. Cóż m y rodzice w in ni że się nam sy n o w ie nie wiodą.
•24 Z A M E K
— I bard zo w inni. Choć (o się do Waszmości nic ściąga, bo je s teś w> zn an ia A ugsburgskiego. Ale m nie, po ja kiego dja bła b y ło się skłonić n am o w o m nie boszczyka pana, ż e b y m sy na od dał do szkoły dyssy d en ck iej. Sta rszy u je z u i t ó w w ycho w any : to też czuj- duch p r z e d e in n ą , chociaż sam ojciec dzie ciom. A le w tej Z borow skie j szkole, — żeby ona p rz e p a d ła , młódź n a b i e r a nieco g ła d k o ś c i, nieco zagranicznej mowy, dużo w ie lo m ó w s tw a , cóś się o ty n k u je o b c ą dla nas n au k ą, ale też za to karn ości żadnej Rozkaż je j w ychow ańcow i cokolwiek : za ra z trzeba mu tłum aczyć dla czego to się roz kazuje. Ro ja k nauczają wasi m istrz ow ie : rozu m je s t d a r e m B ożym , i pow in ie n być naszym przew o d n ik iem ; wolność, co j ą dla nas C hrystus k r w ią sw oją k u p i ł , n iepozw ala śle pego p o s ł u s z e ń s t w a : Pismo święte i w ła s n y rozu m w k ażdej sp r a w i e w in ni dora dzać. A tern zn iszczy ła się karność w Rzecz y pospo 1 i te j .
— A w szakże Mości C h o rąży , A po slo ł w y r a ź n ie mów i, że nasze posłuszeństw o ma hyc ro zum ne a nie ślepe.
— Mości Pan ie Zdora, je s te m s t a r y żołn ierz a nie teolog, i nigdy nie troszczyłem się żeb y zgłębić p raw dziw e zn a czenie 1 i s m a , bo urodziłem się i żyję pod w ł a d z ą , k tó r a m n ie w ty m względzie z a s p a k a j a ; ale n a lo patrzę co się u nas od lat siedm iudzic sięciu dzieje. W sz a k ż e dobrze p a m i ę ta m kiedy te w szystkie now in ki z N iemiec do nas w k r a dać się zaczęły, naprz ód między kup iectw e m , później i m ię dzy szlachtą . K ie dy wszyscy je d n a k o w o w i e r z y l i , wszystko było inaczej niż teraz. Nic n am nie p r z y b y ł o w swobodach, a w ie le ubyło w posłusz eństwie, bez któ reg o nie m o ż n a swo b odą długo się cieszyć. Od pie rw szego P ia s la aż do o stat niego Jagiello ń czy k a, zawsze o b ieraliśm y n a s z y c h panów , a n ig d y ś m y niedoświadczali klęsk b e z k r ó l e w i a , bo je d n o ś ć w ia ry zach o w y w ała je dno m y śln o ść zd a n ia w n a r o d z i e , i z tąd o b r a d y nigdy się nie ro z d w a ja ły . Szlachta w ezw ana na P ospolite Ruszenie nig dy się nie rozchodziła przed końcem w y p r a w y . Pow aga s t a r y c h t r z y m a ł a m łodzie ż w karności. U m arł K r ó l : s y n a jego je d n o m y śln ie o b ie r a n o . Rozkazał H e t m a n : k ażdy szlachcic b y ł mu p o słu sz n y m ; a żaden naród n ie m iu ł takich ja k m y swobód. Dla tego obce ludy wcielały