A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S
FOLIA LITTER A R IA POLONICA 9, 2007
J ó z e f D u k
CZEGO JESZCZE NIE WIEMY O BIOGRAFII
JULIANA PRZYBOSIA?
Ju lian P rzyboś zm arł 6 października 1970 r., a więc w zupełnie innym kontekście socjologicznym i epoce politycznej. U chodził za co najmniej w ybitnego, jeśli zgoła nie wielkiego poetę. Tę opinię sam szerzył n a wszelkie sposoby, m .in. pom niejszając i poniżając rywali w d rodze na P arnas. P a -m ięta-m jego niew ybredne ataki na Józefa Czechowicza, L eopolda Staffa, M ieczysława Jastru n a; toksyczne opinie sączył w swej korespondencji pryw at-nej, a dotyczyły one np. K onstantego Ildefonsa G ałczyńskiego, A leksandra W ata, W ładysława Broniewskiego i wielu innych. M inęło dużo czasu; w obec-nej Polsce obow iązuje św iatopogląd katolicki, co w w ypadku wojującego ateisty - jak im był Przyboś - jest okolicznością obciążającą. Z nam ienna to rzecz, iż w stulecie jego urodzin nie ogłoszono roku Przybosia, ja k A D 2004 obw ołano rokiem W itolda G om brow icza. Czem u o tym piszę? Uchodzę - i sam się m am - za biografa Julian a Przybosia; zgrom adziłem bogate m ateriały, korespondencję i dokum enty, z k tórych tylko d ro b n ą część dane m i było w ykorzystać. Jeżeli nie zmieni się konstelacja duchow a, biografia P rzybosia nie będzie nikogo obchodzić. Niemniej czuję się w obow iązku m oralnym napisać o tym , co jest jeszcze w tym zakresie d o zrobienia, a czego ju ż nie zrobię.
D zieciństw o poety, lata 1901-1912. T u taj niewiele d a się zmienić. W ia-do m o m i, że w G w oźnicy G órnej, a więc we wsi sąsiadującej z G w oźnicą D o ln ą (tutaj urodził się poeta) ustanow iono M uzeum Ju lian a Przybosia. M łody przybosiolog powinien odbyć pielgrzymkę d o tego m iejsca, chociaż rewelacji nie należy się spodziewać. Przyboś nie przyw iązyw ał się em ocjonal-nie d o przedm iotów : ocjonal-nie m ożna oczekiwać ulubionej lam py, jaśk a pod głowę, fotografii wiernego psa, wiecznego pióra, jakiegoś d etalu czy talizm anu. Stanow ił pod tym względem idealne przeciwieństwo G ałczyńskiego, który tak ich rzeczy pozostaw ił multum.
L ata gim nazjalne (1912-1920). T u taj sy tu a q a jest niezła, ale pewne rzeczy w ym agają uzupełnienia. Bardzo żałuję, że w redakcji Polskiego Słownika
B iograficznego zrezygnow ano z biogram u H iero n im a N iegosza. Był to sam ozw ańczy p ro ro k , człowiek niezwykły, ow iany charyzm ą, łatw o zdoby-w ający m łode umysły. Niestety, ja k to z pro ro k am i byzdoby-wa, zdoby-w ybrał niefortunnie: w pierw szych dekadach X X w. począł głosić ku lt m itologii p ra -słowiańskiej i konieczność naw ro tu d o wiary praojców . W ydana w Nowym Sączu książka (Nieśmiertelne chorągwie, bez d aty) świadczy o zupełnym m aterii pom ieszaniu i o lichej polszczyźnie au to ra. Po ta ra p a ta c h z o r-ganam i ścigania (p ro k u ratu ra ) dał sobie spokój z m isją religijną i został urzędnikiem pocztow ym . Niem niej jed n ak m łodego P rzybosia (nie tylko jego) olśnił, zafascynow ał i oczarow ał. N iegosza trzeba dokładnie odkurzyć i przebadać. M ów ił m i śp. profesor A dam Przyboś, że deponuje u siebie listy i wiersze kuzyna-poety, pełne św iata prasłow iańskiego. I z tego - że ta k się m odnie w yrażę - antyku, m łody p o eta dał n u ra w św iat cywilizacji technicznej, w urbanizm i m aszynizm , d o stał się pod skrzydła T adeusza Peipera. O tóż ten przełom , ten zw rot o 180° niepokoi i ciekawi; w arto to przebadać.
Ja k o uczeń klasy siódm ej rzeszowskiego gim nazjum m łody Przyboś wziął udział w w alkach z U kraińcam i o Lwów i okolice. Z a rządów kom uny spraw y te były spow ite zasłoną milczenia; dop iero od niedaw na m ożna o nich m ów ić. K o n flik t był w zasadzie prosty: zm urszała m o n arch ia au- stro-w ęgierska postanow iła skłócić słowiańskie narody, pozostające dotąd pod jej berłem. G dy rozpadają się im peria, odżyw ają nacjonalizmy: U kraińcy zaw ładnęli Lwowem , trak tu jąc ludność polską wręcz bestialsko. R ząd polski oficjalnie nie m ógł m ordow anym i uciskanym udzielić pom ocy, dlatego padło n a m łodzież gim nazjalną, ju ż wcześniej przeszkoloną w m ustrze i ostrym strzelaniu. N ie wiem, czy rekrutacja była ochotnicza, czy dyskretnie, ale je d n a k przym usow a. Sporo istnień po obydw u stro n ach skosiły m odne wówczas k arab in y m aszynow e. Ludzi m o żn a zawsze dorobić, liczą się te-rytoria.
Ja k o gim nazjalista Przyboś pisywał liche wiersze, m łodopolskie w stylu, sadom asochistyczne i bezwstydne w treści; nic dziwnego, że później tak b ard zo ich się wstydził. Z ajął się nimi swego czasu B ogusław K ierc, w ydo-byw ając zach łan n ą płciowość ja k o ich dom inantę. T em peram ent m łodego człow ieka m usiał jeszcze trochę poczekać: dopiero n a studiach dane m u było zaznać tych rozkoszy.
S tudia i d ebiut (1920-1925). Jedynym obfitym źródłem dokum entującym owe lata są L isty do rodziny 1921-1931, oprać. A. Przyboś, K rak ó w 1974. K siążk a ta została je d n a k p o d d a n a surowej cenzurze obyczajow ej, skutkiem czego niewiele wiemy o licznych aspektach studenckiego życia Juliana, m .in. uczuciow ego i seksualnego. N apom knienia owszem są, ale b rakuje im ion, nazw isk, okoliczności. T em peram ent zmysłowy m łodego człow ieka, d o d a t-kow o zaostrzony przeżyciam i wojennym i, dom agał się zaspokojenia i
otrzy-m yw ał je. A poniew aż Przyboś w owych latach jeszcze nie grootrzy-m adził pryw atnych archiw aliów , niewiele po owych bujnych d o znaniach zostało. W ierszyk-laurka, wpisany do kajetu pensjonarki (R om any Zabłockiej) i mglis-ty zarys postaci Eugenii M inkow skiej. T a d ru g a wiele znaczyła w sercu Przybosia, ale, niestety, nic się nie zachow ało.
Z dostępnych m i źródeł dotyczących tych lat w yw nioskow ałem , że Julian uczył się pilnie jedynie na roku I swych krakow skich studiów . Potem zajął się życiem uczelnianym , erotycznym , karierą studenta-poety etc. Ówczesna s tru k tu ra studiów absolutnie nie sprzyjała skupieniu się n a jednej dziedzinie. W ydział Filozoficzny UJ zawierał w sobie wszystko: od m edycyny po rolnictw o. T rz eb a było niezwykłej sam okontroli i skupienia, żeby się czegoś nauczyć. Z tego względu trafiali się osobnicy studiujący lat kilkanaście i nie kończący żadnych studiów . Właściwe przygotow anie zaw odow e zdobył Przy-boś, walcząc o tytuł nauczyciela państw ow ego, ju ż po ukończeniu trzyletnich studiów .
M am y n ad e r skąpe wiadom ości na tem at debiutu książkow ego, szczup-łego tom iku poetyckiego Śruby (K raków 1925). Jedno jest pewne: wówczas - podobnie ja k i dzisiaj - za fanaberię ogłaszania płodów swego ducha trze b a było płacić. D o k u m en tó w jeszcze nie m a, ale są w spom nienia S tanisław a Z abierow skiego z tych lat. Nie w iadom o, ja k ą sum ę należało w ysupłać; wiem y jedynie, iż p o e ta praco w ał w Liceum i S em inarium Żeńskim w Sokalu nad Bugiem oraz że utrzym yw ał k o n ta k ty literackie i tow arzyskie z pobliskim Lwowem. O ich rodzaju nie wiemy praw ie nic, nic się nie uchow ało. Z nając tem peram ent m łodego (i niekoniecznie m ło-dego) P rzybosia m o żn a m niem ać, iż dysponow ał ja k ą ś tow arzyszką życia, ale nic pew nego nie w iadom o. Jeszcze gorzej m a się spraw a z C h rzan o -wem (woj. krakow skie), w którym p o eta przepracow ał osiem miesięcy. T u taj jest biała plam a, k tó rą poszukiw ania archiw alne teoretycznie m ogą zapełnić.
Sytuacja biografa radykalnie polepsza się w raz z rokiem 1927, albowiem od tego m o m en tu P rzyboś poczyna grom adzić korespondencję i dokum enty. I tu pojaw ia się luka: ro k 1939 i lata okupacji sowiecko-niem ieckiej, częś-ciow o złagodzona poprzez listy poety d o jego pierwszej żony, Bronisławy. Z tych lat znam y wyimki jego listów kierow anych d o A d am a W łodka, zam ieszkałego w K rakow ie, ale najwyższy już czas, by odezwali się inni spadkobiercy. M aria Jarem ian k a np. zm arła ju ż daw no, ale jej spadkobiercy m uszą posiadać jakieś listy poety kierow ane d o niej. A takich sytuacji jest m ultum .
R olniczy żywot w Gwoźnicy (1940-1944), ów przym usow y C zarnolas, jest słabo pokazany w korespondencji i d o kum entach biograficznych poety. Jego przyszły biograf będzie zmuszony sięgnąć do relacji ustnych, ew entualnie ju ż spisanych, oraz d o w spom nień św iadków tam tych dni. W ielką w adą
przekazów osób p o stronnych jest ich tendencyjność: każdy św iadek z reguły w yolbrzym ia swój w kład w życie poety, jego sam ego czyniąc bez m ała herosem na skalę antyczną. T ak czy siak, okres to tru d n y , wypełniony m ozolną p racą, której schorow any p o eta ja k o ś jed n ak podołał. D rugi okres lwowski (1939-1941) uświadom ił m u z całą brutalnością fakt, że z R osjanam i nie m a żartów : m o żn a być tylko z nimi albo przeciw ko nim . Tertium non datur. D latego gdy porzucał w sierpniu 1944 r. żniw a i podążał d o osw o-bodzonego R zeszow a, już m iał gotow y plan. N a d o b re i złe związał swe losy z w łaśnie w prow adzanym ustrojem kom unistycznym . D ziałaczom P K W N -u brakow ało ludzi z głośnym i nazw iskam i, dlatego każdego o chot-n ik a przyjm ow ali z otw artym i ram iochot-nam i. P oetę w tam ty ch chwilach ce-chow ał albo bezkrytyczny entuzjazm dla nowych zm ian ustrojow ych, albo polityczny cynizm , św iadom ość gry wyższego rzędu. W yczuł to np. Jan Brzękowski w liście z 1946 r., w którym P rzyboś zachw alał m u sowiecką rzeczywistość. T en m om ent przejścia od hitleryzm u d o kom unizm u posiada nikłe odbicie w listach i dokum entach. N a d to od tej chwili trzeba również śledzić prasę krajow ą i em igracyjną, gdyż w niej pojaw ia się poeta - człowiek publiczny. Z apytałem swego czasu Bronisławę Przybosiow ą o m otyw y w stą-pienia jej m ęża do Polskiej Partii Robotniczej (ofiq'alna nazw a stowarzyszenia polskich kom unistów ). O dpow iedziała, iż poeta zrobił to w tajem nicy przed nią, że o n a by się n a to nigdy nie zgodziła. In terp retato rz y wierszy i p u b -licystyki P rzybosia zgodnym chórem utrzym ują, że nowy porząd ek zaakcep-tow ał wewnętrznie, że się z nim faktycznie utożsam ił. T en stan rzeczy trw a do czerwca 1958 r., kiedy to zostaje powieszony Im re N agy, węgierski p rem ier-reform ator z 1956 r. Przyboś poczuł się d o tknięty d o żywego i za-reagow ał n a tę zbrodnię wystąpieniem z P Z P R . N iew ątpliw ie działał pod wpływem im pulsu, czego potem gorzko żałował. W każdym razie trzeba przeszukać odpow iednie archiw a i wyśledzić z nich polityczną ewolucję naszego bohatera.
N a d o k ład n e przebadanie oczekuje też szwajcarski epizod biografii poety (1947-1951), zwłaszcza okoliczności jego odw ołania d o kraju. T en okres jest dosyć d obrze znany z jego własnych relacji (z pośm iertnie publikow anych zapisków bez daty), ale strony oficjalnej, k alendarza zajęć, rautów , wręcza-nia listów etc. nie znam y w ogóle. T rzeba będzie przekopać archiw um am basady polskiej w Bernie szwajcarskim oraz archiw um M SZ w W ar-szawie. Jest to, szczerze m ów iąc, ostatni m om ent n a tak ie badania. Z epi-zodem szw ajcarskim tajem niczo wiąże się kryzys w pierw szym m ałżeństw ie P rzybosia, czego najlepszym dow odem jest fa k t, że w trzecim okresie krakow skim (1951—1955) m iał co najm niej jed n ą konkubinę. Właściwie wyczekiwał odpow iedniego m om entu do zerw ania ciążących m u okow ów m ałżeńskich, a pojaw ienie się D an u ty K ulanki wyzwoliło w nim pragnienie czynu.
K siążka Stulecie Przybosia (pod red. S. B albusa i E. B alcerzana, P oznań 2002) u kazała nowe horyzonty badań nad jego liryką. Są one dziełem badaczy nowej generacji. T o pokolenie jest ju ż wolne od swoistego terroru, jak i stosow ał sam Przyboś, a potem jego wielbiciele. O poecie tym podobnie ja k o nieboszczyku, m o żn a było pisać dobrze albo wcale. Z tej też przyczyny ogrom ne połacie jego liryki i publicystyki nie są w ogóle do tk n ięte pługiem krytycznej analizy. T eraz to się zmienia: ukazuje się zw iązki poety z polskim sentym entalizm em , opiew anie widoków z ok n a jadącego tram w aju czy p o -ciągu i tym p o d o b n e sprawy.
Pozostaje d o rozstrzygnięcia problem podstaw ow y. Czy poezja Przybosia zasługuje w całej rozciągłości n a m iano wielkiej? W m oim m niem aniu - a chlubię się znajom ością niemal całej jego bibliografii podm iotow ej i przedm iotow ej - raczej nie. Przyznaję m u tytuł poety zasłużonego swojego czasu, w ybitnego tw órcy X X w., ale do wielkości czegoś m u nie dostaje. M oże n ad m iar narcyzm u: p o eta zapatrzony w siebie, bez zastrzeżeń się akceptujący i podziwiający, wygłaszający cierpkie uwagi pod adresem innych, niekoniecznie m niejszych tw órców ja k o ś mi się wielkim nie widzi. Powiem w prost: w Przybosiu brakuje mi człowieczeństwa wielkiej m iary.
Jeżeli je d n a k ogół badaczy uznaje jego wielkość, to nadeszła p o ra na b ad a n ia fundam entalne. N ade wszystko należy przygotow ać kalendarium bogate (co w tej chwili jeszcze jest w ykonalne, ale niebaw em nie będzie, gdyż stare roczniki gazet i czasopism rozsypują się w oczach). T rzeba będzie pow ołać prężny zespół m łodych badaczy pod kierunkiem m łodego profesora i w ykonać pracę zbliżoną do tej, ja k a stała się udziałem tw órców kalendarium M ickiewicza. Bez tego tru d n o w yobrazić sobie rzeczow ą i gruntow -n ą m o-no g rafię życia i twórczości, k tó ra sta-nie się p o dstaw ą wszelkich innych działań badaw czych i popularyzatorskich. P oczątek już jest: dw a tom y edycji naukow ej poezji Przybosia sporządzone przez św. Rościsława Skręta.
N a koniec pro domo sua. Przepracow ałem 30 lat na uczelniach wyższych; dzięki tem u, iż prow adziłem przez lata nauki pom ocnicze (bibliografię + edytorstw o naukow e) m obilizow ałem liczne roczniki m łodzieży studiującej d o czynnego interesow ania się Przybosiem . Sam bym takiej pracy nie wykonał. C ząstkow e wyniki tych rozległych przedsięwzięć badawczych zaw ar-łem w w ydanych d o tąd książkach. Pozostaje bogaty m ateriał, którego nie w olno zm arnow ać. U patrzyłem sobie Bibliotekę Publiczną i M iejską w Łodzi (ul. G d a ń sk a 100/102); m am z nią porozum ienie, jej przekażę wszystko, co posiadam . T am zatem odsyłam m łodych badaczy, d o któ ry ch m oże los się uśm iechnie i pozw oli im dok o n ać wielkiego dzieła. C hętnych nie brakuje i to m nie podnosi n a duchu.
Józef Duk
W HAT STILL REM AINS UNKNOWN ABOUT T H E BIO GRAPHY OF JU LIAN PRZYBOŚ?
(Summary)
This paper summaries the current biographical knowledge about Julian Przyboś, enume-rating the blanks, gaps, uncertainties and inaccuracies in it.
It also contains the research postulates and the description o f the “ science o f Przyboś” a t the m om ent o f the author’s descent from the research field.