• Nie Znaleziono Wyników

Zapiski do autobiografii : w Polskiej Akademii Nauk. Wspomnienia z lat 1952-1982

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zapiski do autobiografii : w Polskiej Akademii Nauk. Wspomnienia z lat 1952-1982"

Copied!
89
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

P O R T R E T Y

W przededniu III Kongresu N auki Polskiej

W itold Nowacki

ZAPISKI DO AUTOBIOGRAFII W Polskiej Akademii N auk * W spomnienia z lat 1952— 1982

a. W, OBLICZU WAŻNYCH DECYZJI I TRUDNYCH ZADAŃ

Moje trw ające już od ponad trzydziestu lat związki z Polską A kade­ mią N auk (w dalszym ciągu będę używ ał sk ró tu „PAN” lub „A kade­ m ia”) zaczęły się 9 kw ietnia 1952 roku. W dniu ty m otrzym ałem ak t po­ wołania na członka korespondenta PAN, podpisany przez ówczesnego prezydenta Rzeczypospolitej, Bolesława B ieruta. Jednocześnie nadeszła depesza od ówczesnego sekretarza naukowego Akademii, prof. S tanisła­ wa M azura, zaw iadam iającą o powołaniu mnie na sekretarza W ydziału I V — N auk Technicznych PAN. Pracę na ty m stanow isku m iałem podjąć bezzwłocznie.

Miałem w tedy czterdzieści lat. Mieszkałem z żoną i dwoma synam i w G dańsku i od siedm iu lat byłem profesorem Politechniki G dańskiej. Było to urzeczyw istnienie m arzeń, którym i żyłem przez pięć lat w obo­ zie jenieckim. Z Gdańskiem łączyły m nie w spom nienia z dzieciństw a i lata studenckie. W róciłem tu po w ojnie, uczestniczyłem w odbudowie m iasta i Politechniki. Spotkałem ta m w spaniałych m istrzów i starszych kolegów — M aksym iliana Tytusa H ubera i K arola Pomianowskiego. Do­ brze się czułem w gronie kolegów — rów nolatków , z których większość przeszła do nauki z p rak ty k i (B. Bukowski, R. Cebertowicz, S. Hueckel, K. Kopecki, M. Łunc, W. Obmiński, A. P iekara, P. Szulkin). M iałem w swojej katedrze doskonałych współpracowników (R. K azim ierczak, W. Mielnik, S. Rydlewski). Miałem wielce uzdolnionych asystentów i uczniów (M. Bieniek, R. Dąbrowski, S. Kaliski, Z. Kączkowski, J. Mos­

* Z N o ta te k autobiograficznych prof. W itolda N ow ackiego, złożonych w P ań ­ stw ow ym W ydaw nictw ie N aukow ym , w yb raliśm y obszerne fragm enty odnoszące się do trzydziestoletniego okresu jego działalności w Polskiej A kadem ii Nauk.

Wyboru fragm entów w spom nień prof. W. N ow ackiego oraz wyboru ilu stracji pochodzących ze zbiorów Autora oraz z archiwum Biura Prezydialnego PA N doko­ nał Edmund K ujaw ski.

(3)

sakowski, M. Sokołowski). Obiecująco zapowiadał się narybek naukow y wśród ówczesnych moich studentów (E. Bielewicz, M. W izmur, Z. Cy­ wiński).

P raca dydaktyczna i naukow a całkowicie nas pochłaniały. Intereso­ wało nas, co się dzieje na świecie nowego w naukach mechanicznych. Szukaliśm y sposobów szybkiego odrobienia zapóźnień, skrócenia d ystan­ su, dopracow ania się w łasnej, oryginalnej tem atyki badawczej, zaznacze­ nia sw ojej obecności w nauce światow ej. W yrazem tych aspiracji i dą­ żeń było organizowanie konw ersatoriów i szkół letnich, problem owych sesji naukow ych. Stanow iły one często p u n k t w yjścia dla szerszych p ro ­ gram ów badawczych. Doprowadziliśmy do uruchom ienia własnego czaso­ pism a naukowego. W te j atm osferze szybko rosła liczba moich prac naukowych.

Członkostwo Akademii, w ślad za przyznaną m i w 1949 roku n a g ro ­ dą państw ow ą, ucieszyło mnie. Stanowiło dowód, iż mój dorobek nauko­ w y został dostrzeżony. N atom iast powołanie na stanow isko Sekretarza W ydziału IV — N auk Technicznych PAN przyjąłem z mieszanymi uczu­ ciami. Było to z pewnością zaszczytne w yróżnienie, dowód nie tylko zaufania politycznego, ale również uznania dla m ojej działalności orga- nizacyjno-naukow ej. Pociągała mnie szansa w ypróbowania swych sił w robocie dużej i samodzielnej, szansa przeprow adzenia pew nych s tra ­ tegicznych posunięć w naukach technicznych i zastosow ania w skali k ra ju pew nych koncepcji częściowo już w ypróbowanych w Gdańsku. Nie m iałem jednak pewności, czy znajdę dla swych planów sojuszni­ ków, czy uzyskam poparcie środowiska i zrozum ienie ze strony władz. Czułem, że nadszedł w moim życiu czas zasadniczych decyzji, ale nie­ łatw o mi było je podjąć. Żal mi było rozstaw ać się z Gdańskiem. Po burzliw ych przeżyciach, po okresie w yrzeczeń, ceniłem sobie to życie spokojne, w kręgu uczniów i najbliższej rodziny, sprzyjające skupieniu i intensyw nej pracy tw órczej. Konieczność rzucenia z dnia na dzień wszystkiego, czym dotychczas żyłem, rozstania się z m iastem , z uczel­ nią, z bliskimi i życzliwymi mi ludźmi przerażała mnie.

Człowiekiem, któ ry w yrw ał mnie z męczącego stanu w ahań i n ie­ pewności, był prof. W itold Wierzbicki. Był on, obok H ubera, czołową postacią w naukach inżynieryjnych. Należał przed w ojną do organizato­ rów Akademii N auk Technicznych, po w ojnie stanął na czele Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa, a następnie całej N a­ czelnej O rganizacji Technicznej (NOT). Z tego też ty tu łu został jednym z trzech wiceprezesów Polskiej Akademii N auk (obok prof. Kazim ierza Nitscha, ostatniego prezesa Polskiej A kademii Um iejętności i prof. W a­ cława Sierpińskiego, ostatniego prezesa Tow arzystw a Naukowego W ar­ szawskiego).

Profesor przekonyw ał mnie, że pow inienem się podjąć zadania zor­ ganizowania w Akademii W ydziału N auk Technicznych i że

(4)

doświadczę-Z a p isk i do au tobiografii 5

nia gdańskie będą mi w ty m pomocne; że w G dańsku zostaw iam silny zespół badawczy, zdolny już do samodzielnego rozwoju, k tó ry może m i naw et dostarczyć w ypróbow anych współpracowników; że w yjazd do W arszaw y nie oznacza więc zerw ania ze środowiskiem, ani z działalno­ ścią, którą rozw ijałem w Gdańsku; że są ludzie, którzy podzielają m oją koncepcję rozw oju nauk technicznych, a na jego pomoc mogę zawsze liczyć.

Te opinie i zapew nienia Profesora m iały wówczas dla m nie duże zna­ czenie. Życie potw ierdziło ich słuszność. O w ielkiej życzliwości P ro fe­ sora m iałem zresztą okazję przekonać się znacznie wcześniej. Jeszcze bowiem w czasach studenckich n atrafiłem n a podręcznik Profesora pt.

M echanika budowli. Studiując to dzieło n abrałem ochoty do głębszego

zajęcia się ty m działem. K iedy byłem już początkującym inżynierem - -statykiem , zapładniająco oddziałały na m nie prace Profesora dotyczące dynam iki prętów , układów prętow ych i bezpieczeństwa budowli. D użym osiągnięciem P rofesora było sprecyzowanie obiektyw nego w spółczynnika bezpieczeństwa budow li w oparciu o k ry te ria probabilistyczne, co p rzy ­ niosło m u w tej dziedzinie p rio ry tet m iędzynarodowy. K iedy znalazłem się po kam panii w rześniow ej w jenieckim obozie w W oldenbergu (dzi­ siejsze Dobiegniewo), zacząłem system atycznie pogłębiać swoją wiedzę w dziedzinie staty k i i m echaniki budowli, prow adzić z tego zakresu w y­ kłady, a następnie próbować samodzielnie rozwiązywać pew ne zagad­ nienia jeszcze nie rozwiązane. W tych w arunkach pow stało kilkanaście moich prac, które w yniosłem z obozu w plecaku. Zaraz po powrocie do k ra ju przedstaw iłem je Profesorowi do oceny. Uważałem go bowiem za swego m istrza, choć form alnie nie byłem jego uczniem. W tedy po raz pierw szy zetknąłem się z Profesorem osobiście.

Nie muszę dodawać, z jakim napięciem oczekiwałem wówczas na jego opinię. Miałem świadomość, że od niej zależy moja naukow a p rzy ­ szłość. Opinia w ypadła pozytywnie. Profesor nie tylko poradził mi przed­ staw ić jedną z prac (Statyka rusztów płaskich) jako dysertację doktor­ ską i podjął się roli prom otora, ale spowodował pow ołanie przez W y­ dział Inżynierii Lądowej Politechniki W arszaw skiej Kom isji (prof. W a­ cław Paszkowski, prof. W itold W ierzbicki i prof. W acław Żenczykowski), k tó ra pozytyw nie zaopiniowała inną m oją pracę (D ynam ika układów ra­

m ow ych) jako rozpraw ę habilitacyjną. P racę doktorską obroniłem na

Politechnice W arszaw skiej 12 w rześnia 1945 r., a kolokw ium h ab ilita­ cyjne odbyłem 21 grudnia tegoż roku, uzyskując „veniam legendi” z dy­ nam iki budowli. W ten sposób uzyskałem form alne potw ierdzenie kw a­ lifikacji samodzielnego pracow nika nauki i mogłem objąć kierow nictw o k ated ry na Politechnice Gdańskiej.

Utkwiło mi w pam ięci na zawsze jeszcze jedno w ydarzenie. W 1957 ro k u przesłałem prof. W ierzbickiemu I tom m ojej m onografii M echanika

(5)

dotychczasowych podręczników akademickich, w ty m także od jego

M echaniki budowli, k tóra ukazała się po raz pierw szy w 1929 roku,

a ostatnie, piąte w ydanie wyszło w nakładzie 10 tys. egzemplarzy. P ro ­ fesor nie tylko złożył mi gratulacje, ale z właściwą sobie wielkoduszną bezstronnością stw ierdził, iż mój podręcznik „zaznaczy przełom w nau­ czaniu statyk i budowli w Polsce i podniesie to nauczanie na bardzo w y­ soki poziom”. Należał bowiem do tego rzadkiego i szlachetnego gatunku uczonych i nauczycieli, którzy cieszą się sukcesami swych uczniów i po­ trafią dostrzec spełnienie w łasnych zam ierzeń tw órczych w pracy swych następców.

W okresie gdańskim pozostaw ałem z prof. W ierzbickim w stałym kontakcie. Ile razy przyjeżdżałem do W arszawy, zawsze go odwiedza­ łem. W racałem z tych spotkań m oralnie podbudowany, intelektualnie pobudzony, a także lepiej zorientow any w pracach przygotowawczych do I K ongresu N auki Polskiej. W ty m w łaśnie okresie ścierały się różne tendencje i poglądy na tem at powołania Polskiej A kademii Nauk, jej koncepcji, roli i program u.

Odpowiadała mi generalna koncepcja Akademii, jako — jak się wów­ czas mówiło — akadem ii nowego typu, akadem ii roboczej, jednoczącej w swym składzie w ybitnych uczonych dla tw órczej p racy naukowej, stw arzającej im w tym celu odpowiednie w aru nk i we w łasnych, nowo­ cześnie wyposażonych placówkach badawczych. Ich uruchom ienie było w ielką nadzieją w ielu naszych czołowych uczonych, przeciążonych zada­ niam i dydaktycznym i i pozbawionych na uczelniach w arunków do reali­ zacji swych tw órczych zamierzeń. Zrozumiałem, że od tego w łaśnie będę m usiał zacząć swoją działalność w Wydziale.

Odpowiadał mi także postulat, aby Akademii pow ierzyć reprezento­ w anie całej nauki polskiej wobec władz i społeczeństwa; aby to ona przedstaw iała kierow nictw u państw a potrzeby kadrow e i m aterialne ca­ łej nauki; aby ona w ystępow ała z koncepcjam i i program am i rozwojo­ w ym i poszczególnych dyscyplin, opracowywała i koordynow ała w skali k ra ju plany badań, które byłyby powiązane z planam i gospodarczymi.

Te „resortow e” i „ponadresortow e” zadania oraz upraw nienia Aka­ demii stały się, jak wiadomo, przedm iotem nigdy nie w ygasłych sporów. Prow adziły one nieraz do ryzykow nych eksperym entów organizacyj­ nych — powoływania różnych centralnych in sty tu cji m ających nauką kierow ać z zew nątrz, przy pomocy ap aratu biurokratycznego. Nie w y­ przedzajm y jednak wypadków. Mówię na razie o nadziejach i postula­ tach towarzyszących powołaniu Akademii.

Odpowiadała mi również głoszona przez pierwszego prezesa A kade­ mii, prof. Jana Dembowskiego, zasada: kierow ać nauką — to znaczy naukę tworzyć. W konsekw encji ci, którzy ją tw orzą i twórczo rozw ija­ ją, pow inni mieć decydujący głos także w spraw ach dotyczących jej organizacji, potrzeb i kierunków rozwoju. Dlatego postanow iłem nie

(6)

Z a p isk i do au tobiografii 7

rezygnow ać ani z p racy tw órczej, ani dydaktycznej i w ich w ynikach znajdować uzasadnienie i m oralne praw o do reprezentow ania potrzeb nauk technicznych i kierow ania ich rozwojem.

Przystępow ałem do pracy w Akademii z w iarą w naukę, w słuszność socjalistycznej drogi, w możliwość racjonalnego pokierow ania zarówno rozw ojem społeczeństwa, jak i rozwojem nauki. Nie byłem w tych uczu­ ciach odosobniony. P rogram rozw oju nakreślony w P lanie 6-letnim porw ał św iat nauki. Za pow staniem Akademii opowiedziała się większość środowisk naukow ych. W szeregach Akademii — praw da, że nie od razu z pełnią praw członkowskich — znaleźli się praw ie wszyscy w ybitni nasi uczeni o bardzo przecież zróżnicowanych postaw ach politycznych. Po­ parli Akademię swoim autory tetem i w łączyli się aktyw nie do jej prac uczeni tej m iary, jak — wśród hum anistów — Józef Chałasiński, Tadeusz K otarbiński, H enryk Łowmiański, K azim ierz Michałowski, Kazim ierz Nitsch; spośród przedstawicieli nauk ścisłych i technicznych — K azi­ mierz K uratow ski, S tefan Pieńkowski, W acław Sierpiński, W ojciech Swiętosławski, W itold W ierzbicki, a spośród przedstaw icieli nauk biolo­ gicznych, m edycznych i rolniczych — Ja n Czekanowski, Jerzy Konorski, Stanisław K ulczyński, M ieczysław Michałowicz, W itold Orłowski, W ła­ dysław Szafer.

Znalazłem się więc w znakom itym tow arzystw ie. Z ty m większym optym izm em przystąpiłem do pracy, nie przeczuw ając ani skali zagro­ żeń, ani skali trudności. Jeśli udawało się wychodzić z nich zwycięsko, to była w ty m zasługa ludzi dalekowzrocznych, oddanych nauce, poczu­ w ających się do współodpowiedzialności za losy Polskiej A kademii Nauk. Był wśród nich rów nież mój prom otor, prof. W itold Wierzbicki. Do koń­ ca życia (zmarł w 1965 roku) angażował swój czas, siły i au to ry tet w przedsięwzięcia służące rozwojowi nauk technicznych. Należał do or­ ganizatorów In sty tu tu Podstaw owych Problem ów Techniki, kierow ał w nim grupą badawczą i pełnił funkcje przewodniczącego Rady N auko­ wej; patronow ał pracom nad powołaniem Polskiego Tow arzystw a Me­ chaniki Teoretycznej i Stosowanej, pełnił od początku jego istnienia, tzn. od 1958 r. aż do roku 1965, funkcje prezesa Zarządu Głównego; m iał swój znaczący udział w uruchom ieniu sieci naukow ych czasopism technicznych, m. in. „A rchiw um Mechaniki Stosow anej”, „Rozpraw In ­ żynierskich” oraz „M echaniki Teoretycznej i Stosow anej”; był niezastą­ pionym doradcą, aktyw nym uczestnikiem prac sek retariatu W ydziału IV, przewodniczącym w ielu komisji, inspiratorem w ielu inicjatyw b a­ dawczych i poczynań organizacyjnych; reprezentow ał naukę polską na m iędzynarodowych kongresach i konferencjach.

Dla m nie Profesor W ierzbicki pozostanie najlepszym człowiekiem i m istrzem , k tó ry ułatw ił mi s ta rt do k a rie ry naukow ej, nie skąpiąc za­ chęty i pomocy wówczas, gdy były mi one najbardziej potrzebne. Dla­

(7)

tego od jego szlachetnej postaci zaczynam swoje w spom nienia o spra­ w ach i ludziach Akademii.

N iełatw o mi ogarnąć jednym spojrzeniem cały trzydziestoletni okres m ojej działalności. Rzecz charakterystyczna: najlepiej pam iętam pierw ­ sze pięć lat swojej pracy w W ydziale IV PAN. Je st tak pew nie dlatego, że znalazłem się wówczas w nowych w arunkach i now ym środowisku i że pracow ałem w w ielkim napięciu psychicznym. Ten psychologicznie zrozum iały m echanizm zapam iętyw ania (i zapom inania) m a także swoje ujem ne konsekw encje: pogłębia subiektyw izm ocen, zniekształca p ro ­ porcje i hierarchię w ydarzeń. Często w ięcej m iejsca w swych wspom­ nieniach poświęcam spraw om drobnym , w których jednak sam brałem udział, niż spraw om dużym i ważnym, na które nie m iałem bezpośred­ niego w pływ u. Pom ijam spraw y przykre. Są też spraw y z pogranicza nauki i polityki, na których publiczne ujaw nienie jest jeszcze za wcześnie.

Wiem, że relacje „naocznych świadków” nie są najw ażniejszym do­ wodem ani przed sądem, ani w tryb un ale historii. Na obiektyw ną ocenę ludzi i zdarzeń, na ocenę roli Akademii w życiu nauki i w życiu k ra ju przyjdzie jeszcze poczekać. W ymaga to bowiem szczegółowych badań, które zostaną zapewne podjęte. Nie było moim zam iarem wyręczać w ty m historyków . Postanow iłem spisać swoje w spom nienia z trzydzie­ stoletniej pracy w Akademii głównie dlatego, aby spłacić dług wdzięcz­ ności i pamięci wobec ludzi, w większości już nie żyjących, którzy dzia­ łając w trudnych często w arunkach zdołali zapoczątkować rzeczy trw a­ le, godne szacunku i kontynuacji. A także dlatego, aby zachęcić naszych następców do pom nażania istniejącego dorobku nowymi osiągnięciami, bez popadania w dawne błędy.

2. W WYDZIALE IV — N AUK TECHNICZNYCH (1952— 1967)

W m aju 1952 roku przeniosłem się z rodziną do W arszawy. O trzym a­ liśm y trzypokojow e mieszkanie w oddanej świeżo do użytku W arszaw­ skiej Dzielnicy M ieszkaniowej, zw anej w skrócie MDM. Mieszkanie było dobrze zaplanow ane i nieźle wykończone. M iało jednak istotne m anka­ m enty: z ruchliw ej ulicy M arszałkowskiej dochodził ustaw iczny hałas, zaś z usytuow anej pod nam i resturacji — zapachy potraw .

Moim m iejscem p racy był P ałac Staszica, położony p rzy historycz­ nym Trakcie Królewskim. Polubiłem ten gmach, ofiarow any niegdyś przez Staszica W arszawskiem u Tow arzystw u Przyjaciół N auk na „m iej­ sce spotkań mężów uczonych”. Dla potrzeb organizującego się W ydziału otrzym aliśm y trzy małe pokoje, ale mogliśmy również korzystać z sal konferencyjnych i z pięknie odbudowanej Sali L ustrzanej. Ten nasiąkły trad y cją gmach stw arzał, mimo ciasnoty, dobrą atm osferę i w arunki do pracy. Po zaledwie dwu latach siedziba władz Akademii została prze­ niesiona do im ponującego swymi rozm iaram i Pałacu K u ltu ry i Nauki.

(8)

Z a p isk i do au tobiografii 9

G abinety prezesa, sekretarza naukow ego i sekretarzy wydziałów im po­ now ały rozm iaram i i bogactwem w ystroju. B iura Akademii, w ty m ta k ­ że biura poszczególnych Wydziałów, były również obszerne i wygodne, ale rozrzucone na w ielu piętrach. U trudniało to szybką kom unikację, mimo zainstalow ania nowoczesnych wind. W P ałacu zlokalizowano poza agendam i Akademii wiele innych instytucji, co czyniło zeń istną wieżę Babel. Wszędzie panow ał ruch, gw ar i tłok, zwłaszcza w holu, przy windach, gdzie grom adziły się tłum y zarówno pracowników, jak i zw ie­ dzających Pałac. W szystko to razem bardzo m nie męczyło i m arzyełm o powrocie do Pałacu Staszica. Żałuję, że nie udało mi się w okresie m ojej prezesury doprowadzić do przeniesienia władz Akademii z pow ro­ tem do daw nej historycznej siedziby.

W róćmy jednak do początkowego okresu organizoaw nia W ydziału IV — w łaśnie w P ałacu Staszica.

P am iętam pierw szą obsadę biura W ydziału. Składała się ona z trzech pań, które przeszły z sek reta riatu I K ongresu N auki Polskiej (Zofia Kowalska, obecnie Chodkiewicz, H alina K ryłow i M aria Przedpełska), kierow nika biura, Leonarda Jankowskiego, oraz z inż. S tanisław a Za­ rem by, któ ry form alnie m iał pełnić funkcję mego zastępcy. Było to ja­ kieś nieporozum ienie lub może prawidłowość owych czasów. Inż. Za­ rem ba nie m iał nic wspólnego z nauką i w niczym nie mógł mi pomóc, ani w niczym zastąpić. M usiałem więc sam się rozejrzeć za w łaściw ym zastępcą. Został nim prof. Michał Łunc, w ybitny aerodynam ik, którego znałem z Politechniki G dańskiej. Ściągnąłem go do W arszawy, zam iesz­ kaliśm y po sąsiedzku na MDM i przez sześć lat zgodnie w spółpracow a­ liśmy na polu naukow ym i organizacyjnym .

P rofesor Łunc ukończył przed w ojną W ydział N auk Ścisłych p a ry ­ skiej Sorbony i uzyskał na tej uczelni obydwa doktoraty. Był w moim wieku, ale jego biografia była znacznie bogatsza. Walczył jako ochotnik w M iędzynarodowej Brygadzie im. Jarosław a Dąbrowskiego w H iszpa­ nii. T rafił następnie do obozu dla internow anych we F rancji. W końco­ w ej fazie II w ojny światow ej w alczył we francuskiej partyzantce. Po w yzw oleniu był w icedyrektorem C entrum Narodowego Badań L otni­ czych (CNRA) w P aryżu. Pod koniec la t czterdziestych, na skutek gw ał­ townego zaostrzenia się stosunków polsko-francuskich, został ekspulso- w any do Polski i objął kierow nictw o kated ry m echaniki n a Politechnice Gdańskiej. Był badaczem w szechstronnie wykształconym , dobrze zorien­ tow anym we współczesnym stanie i kierunkach rozw oju nau k technicz­ nych w świecie. Jako mój zastępca w Wydziale IV PAN m iał duży udział zarówno w organizowaniu p racy W ydziału i u stalaniu zasad polityki naukow ej, jak i w planow aniu i organizowaniu badań naukow ych. Sam był w yspecjalizow any w organizowaniu badań doświadczalnych.

W orto tu wspomnieć o jeszcze jednej, głęboko ujm ującej właściwości prof. Łunca. Był niezw ykle w yczulony na spraw y ludzkie. Opiekował się

(9)

np. rodzinam i swych tow arzyszy broni, którzy zginęli w Hiszpanii. Zawsze gotów był pośpieszyć z pomocą ludziom będącym w potrzebie. Był bardzo łubiany przez prostych ludzi, którzy — jak np. nasz kierow ca wydziałowy, p. Szczepan Ogrodnik — okazywali całej rodzinie Łunców wielkie przyw iązanie.

Miał, jak każdy, swoje słabości. O ile jego bardzo śmiałe koncepcje naukow e okazyw ały się trafn e i płodne, o tyle koncepcje polityczne grzeszyły niekiedy brakiem realizm u. Sądził np., że w ystarczy uzyskać audiencję u S talina lub B ieruta, aby wszystko, co krzyw e, stało się proste.

Na czoło zadań W ydziału w ysuw ała się na początku spraw a gen eral­ nej koncepcji rozw oju nauk technicznych w k ra ju oraz określenia roli W ydziału w stym ulow aniu tego rozwoju. Chodziło więc o nakreślenie długofalowego program u naszych zadań i prac, przede wszystkim pro­ gram u tw orzenia racjonalnej sieci kom itetów i placówek naukowych W ydziału oraz urucham iania sieci czasopism naukowych. Myśleliśmy również o naw iązaniu w spółpracy naukow ej z akadem iam i nauk krajów socjalistycznych, a w m iarę popraw y sytuacji m iędzynarodowej (trw ała przecież zimna wojna) również z międzynarodowym i uniam i i to w arzy ­ stw am i naukow ym i. Wokół tych spraw koncentrow ały się nasze wysiłki. One też stały się przedm iotem sporów.

N ajw ażniejszy jest dobry początek, ten zaś w W ydziale IV zależał od znalezienia poparcia dla kilku zasad, bardzo wówczas niepopularnych nie tylko wśród decydentów, ale także w części środowiska naukowego: że nauki techniczne, to nie to samo co technika; że z p u n k tu widzenia postępu technicznego rzeczą najbardziej praktyczną je st dobra teoria; że trzeba poznać światowe osiągnięcia nauk technicznych i tendencje rozwojowe, aby zapoczątkować w Polsce własne badania w ważnych dla nas, now ych i obiecujących poznawczo dziedzinach i kierunkach; że w planow aniu badań podstawowych w naukach technicznych trzeba kierow ać się nie tyle potrzebam i techniki dnia dzisiejszego, ile potrzeba­ mi techniki przyszłości; że w konsekw encji należy tw orzyć w Wydziale IV reprezentację podstawowych dyscyplin naukowych, jednorodnych i kompleksowych, a nie reprezentację poszczególnych gałęzi techniki i branż przemysłowych; że należy powoływać placówki naukow e o sze­ rokim profilu i podejmować kompleksowe badania podstawowe. P rzykła­ dowo: nie należy tw orzyć placówek budow y takich czy innych maszyn, ale placówki podejm ujące badania w zakresie podstaw konstrukcji w szel­ kiego rodzaju m aszyn i urządzeń mechanicznych. Takie rozwiązanie w y­ m aga rozw inięcia szerokich badań, m. in. w dziedzinie statyki i dy na­ miki konstrukcji, teorii sprężystości i plastyczności, mechaniki analitycz­ nej, w ytrzym ałości m ateriałów, teorii tarcia i zużycia, teorii przepływów, problem ów w ym iany ciepła, masy i pędu, hydro-gazo-plazm o-dynam iki, teorii regulacji itd.

(10)

Z ap isk i do au tobiografii 11

Głoszenie tych zasad w 1952 r. w ym agało w yobraźni i odwagi. By­ liśm y o dobre trzydzieści lat zapóźnieni w rozw oju m. in. autom atyki, ale domaganie się podjęcia badań w dziedzinie autom atyki i cybernetyki technicznej narażało wówczas na zarzut kosmopolityzmu. Z drugiej strony akcentowanie pilnej konieczności rozw ijania badań podstaw o­ wych narażało na zarzut odw racania się plecam i do uchw ał I K ongresu N auki Polskiej, który wzywał nauki techniczne do aktywnego i bezpo­ średniego udziału w realizacji P lanu 6-letniego. Uznaliśm y również za konieczne tw orzenie kom itetów dyscyplinowych, problem owych i mię- dzydyscyplinarnych, ale oznaczało to wejście na ścieżkę w ojenną z b ar­ dzo w pływ owym i przedstawicielam i górnictwa, hutnictw a, budow nictwa, którzy domagali się tw orzenia kom itetów w układzie działów gospodar­ ki lub techniki, a naw et poszczególnych branż przemysłowych.

Było rzeczą niemożliwą zyskać od razu poparcie dla w szystkich s tra ­ tegicznych założeń polityki naukow ej W ydziału. Trzeba było pójść na kompromisy: zgodzić się na pow stanie najpierw kom itetów naukow ych w trad ycyjn ym układzie działów gospodarki i techniki (np, K om itetów Górnictwa, H utnictw a, Łączności), ale też od początku tw orzyć kom itety o charakterze kompleksowym, jak np. K om itet Gospodarki W odnej lub Komisja do Spraw Górnośląskiego O kręgu Przem ysłowego i — ani na chwilę nie tracąc z oczu praw idłow ej linii rozw oju — odłożyć pow oła­ nie niezwykle skądinąd w ażnych kom itetów i placówek (np. K om itetów M echaniki, A kustyki, A utom atyki) na okres późniejszy. Ja k się okazało, czas działał na naszą korzyść. Niektóre kom itety naukowe, w których tendencje „branżow e” były szczególnie silne, same z czasem przekształ­ ciły się w kom itety problemowe. Tak np. K om itet Budowy Maszyn za­ czął po p aru latach rozw ijać swoją bardzo pożyteczną działalność w trzech sekcjach: Podstaw K onstrukcji Maszyn, Podstaw Technologii Maszyn i Podstaw Eksploatacji Maszyn.

Było dla m nie od początku rzeczą jasną, że W ydział może skutecznie wpływać na rozwój nauk technicznych w k ra ju nie tylko oceniając ich stan i potrzeby oraz w ytyczając kierunki badań, ale przede w szystkim rozw ijając w e w łasnych placówkach naukow ych badania „szczególnie w ażne” czy to ze względu na konieczność podniesienia na wyższy poziom określonych dyscyplin technicznych, czy też ze względu na konieczność stw orzenia naukow ej podbudow y dla now ych w naszym k ra ju gałęzi techniki i przem ysłu. Ten podw ójny cel znalazł swój w yraz w opero­ w aniu przez nas rozszerzonym pojęciem badań podstawowych. Obejm o­ wało ono nie tylko badania teoretyczne, ale również badania stosowane, a naw et prace technologiczne, jeśli dotyczyły nowych gałęzi techniki, opartych np. na autom atyce, technologii elektronow ej i cybernetyce technicznej. W konsekw encji dążyliśmy do uruchom ienia dwóch rodza­ jów placówek: dużych instytutów o szerokim profilu, zdolnych do po­ dejm ow ania badań podstaw ow ych o charakterze kompleksowym, z k tó ­

(11)

rych „przez pączkow anie” w yodrębniałyby się z czasem pew ne działy jako placówki samodzielne; z drugiej strony 1— placówek o bardziej specjalistyczynm profilu, podejm ujących pionierskie w naszych w aru n ­ kach badania podstawowe, stosowane i technologiczne w now ych dzie­ dzinach techniki; placówki takie, po w yszkoleniu kad ry i osiągnięciu konkretnych wyników (np. opracow aniu prototypów określonych maszyn i urządzeń, opracow aniu konkretnych technologii itp.) byłyby przeka­ zyw ane w raz z k adrą i wyposażeniem do zainteresow anych resortów przem ysłowych. P rototypem placówki pierwszego rodzaju stał się Insty­ tu t Podstaw owych Problem ów Techniki, a drugiego — In sty tu t Tech­ nologii Elektronow ej lub Zakład Budowy M aszyn M atem atycznych (ten ostatni był placówką W ydziału III PAN).

Taką koncepcję placówek Akademii w dziedzinie nauk technicznych przedstaw iliśm y wspólnie z prof. Łuncem najpierw sekretarzow i nauko­ w em u PAN, prof. Stanisław owi M azurowi i jego zastępcy, prof. Paw łow i Szulkinowi. Byli to uczeni w ybitni, nastaw ieni now atorsko, dobrze rozu­ m iejący m echanizm y i potrzeby rozwojowe zarówno nauki, jak techniki i przem ysłu. Zyskaliśm y w nich cennych sojuszników w walce o prze­ forsowanie naszej koncepcji. Bo w alki nie dało się uniknąć. W grę wcho­ dziły nie tylko am bicje tych czy innych uczonych, ich praw o do w yboru określonego rodzaju badań zgodnie z zainteresow aniam i, uzdolnieniami i skłonnościami badawczymi. W istocie chodziło o zasadniczy w ybór typu politycznego, o odpowiedź na pytanie, co w naszych, polskich w aru n ­ kach uznać za ważniejsze: czy to, co jest potrzebne i użyteczne już dziś, czy też to, co dobrze przygotow uje przyszłość?

U chw ały I K ongresu Nauki Polskiej postulow ały włączenie nauki polskiej do realizacji zadań P lanu 6-letniego. Podjęto dzieło socjalistycz­ nej industrializacji k raju . Było to zadanie pierwszoplanowe. Zarówno kierow nictw o partii, jak i działacze gospodarczy bezpośrednio odpowie­ dzialni za jego realizacje oczekiwali od nauki pomocy konkretnej i na­ tychm iastow ej. Oczekiwania te sprow adzały się do żądania, aby A kade­ mia tw orzyła na te re n ie pow stających fabryk i kom binatów przem ysło­ w ych placówki nastaw ione na bezpośrednią obsługę określonych gałęzi przem ysłu. Tak na przykład chciano, abyśm y w Hucie im. L enina utw o­ rzyli In sty tu t M etalurgii, a w Fabryce Samochodów Ciężarowych w L u­ blinie — In sty tu t Samochodowy. Postulow ano, aby A kademia utw orzyła wiele innych placówek ty p u branżowego, jak np. In sty tu t Budowni­ ctwa, In sty tu t Budowy Maszyn itp. Jestem przekonany, że gdyby wspom niane żądania przekazano nam bezpośrednio w Komitecie Cen­ traln y m partii, spraw a byłaby przesądzona, a nasza koncepcja tw orze­ nia placówek mikowych Akdemii odłożona ad Calendas Graecas. Na szczęście przekazano nam je za pośrednictw em dwóch członków P rezy­ dium PAN, będących jednocześnie członkami naczelnych instancji p a r­ tyjnych, Franciszka Fiedlera i Zygm unta Modzelewskiego. Z nim i mo­

(12)

Z a p isk i do autobiografii 13

gliśm y dyskutow ać na koleżeńskiej stopie (wszyscy byliśm y członkami Akademii), a że byli to ludzie o w ybitnej inteligencji i dalekosiężnym spojrzeniu, udało się nam ich przekonać, że celem placówek A kadem ii nie mogą być prace odtwórcze, lecz badania w yprzedzające, um ożliw ia­ jące udział nauki polskiej w m iędzynarodow ym postępie poznaw czym i technologicznym; że tylko w ten sposób możemy wychować k ad ry naukow e i techniczne dla nowych, nie istniejących jeszcze w Polsce gałęzi nauki i techniki; że nasza koncepcja placówek nie oznacza od­ w rócenia się Akademii od potrzeb p rak ty k i — przeciw nie, zakłada do­ starczenie p raktyce nowoczesnych urządzeń i technologii oraz ludzi, zdolnych do ich w drażania i dalszego udoskonalenia; że byłoby niew y­ baczalnym m arnotraw stw em i krótkowzrocznością, gdybyśm y uczonych zdolnych do tw orzenia now ej techniki skierow ali do obsługi techniki znanej i częściowo już przestarzałej. Te arg u m en ty tra fiły Fiedlerow i i Modzelewskiemu do przekonania, a co ważniejsze, im z kolei udało się przekonać o ich słuszności kierow nictw o partii.

Mając za sobą decyzje polityczne, z większą pewnością siebie p rzy ­ stąpiliśm y do przeforsow ania naszej koncepcji, najpierw na sek retaria­ cie naukow ym W ydziału IV, a następnie na p len arn y m posiedzeniu W y­ działu. Nie była to spraw a łatw a. W śród członków W ydziału „branżor- w y” p u nk t w idzenia zdaw ał się przeważać. W sukurs przyszli nam ko­ ledzy o nie kw estionow anym autorytecie, m. in. W itold Budryk, Janusz Groszkowski, W itold W ierzbicki, W acław Żenczykowski. Nasz p ro jek t uzyskał akceptację plenum W ydziału. Mogliśmy więc przystąpić do jego realizacji.

W 1952 roku uzyskaliśm y na ten cel znaczne wówczas kw oty, rzędu trzydziestu milionów złotych. W ciągu czterech la t utw orzyliśm y kilka dużych placówek.

Placów ką wzorcową dla naszego W ydziału stał się In sty tu t P o dsta­ wowych Problem ów Techniki. W Instytucie ty m pow stały następujące zakłady: A kustyki, M echaniki Ośrodków Ciągłych, B adania D rgań, A uto­ m atyki, Łączności, M etali i M echaniki Górotw oru. Do tych zakładów doszedł Zakład Półprzewodników, kierow any przez prof. Jan usza Grosz- kowskiego, który początkowo działał w przem yśle maszynowym. Pew ­ nego dnia Zakład ten został przez reso rt zlikwidowany, ludzie zwolnie­ ni, ap ara tu ra zabrana. Przejęliśm y ludzi i część a p ara tu ry i w łączyliśm y do IPPT. W ciągu kilku lat Zakład Półprzew odników opracow ał tech­ nologię produkcji diod germ anow ych i kw arcow ych, tranzystorów i in ­ nych elem entów półprzewodnikowych. Zakład został podniesiony do rangi samodzielnego In sty tu tu Technologii Elektronow ej i, zgodnie z przyjętym założeniem, przekazany w 1970 roku do przem ysłu. Nie­ stety przem ysł nie w ykorzystał wówczas szansy stw orzenia na podstaw ie w łasnych krajow ych osiągnięć nowoczesnego przem ysłu elektronicznego.

(13)

In sty tu t Podstaw owych Problem ów Techniki stał się m atką kilku dalszych instytutów . Z biegiem lat Zakład A utom atyki przekształcił się w sam odzielny In sty tu t A utom atyki, Zakład M etali w In sty tu t Pod­ staw M etalurgii, Zakład M echaniki G órotw oru w In sty tu t Mechaniki G órotworu. In sty tu t pod swoją daw ną nazw ą jest w dalszym ciągu n a j­ pow ażniejszym w k ra ju centrum badań w dziedzinie akustyki, m echa­ niki i elektrodynam iki, a drugim co do wielkości, po Instytucie M echa­ niki AN ZSRR, w obozie socjalistycznym.

M ieliśmy też w W ydziale placówki odbiegające swym profilem od przyjętego modelu.

W roku 1953 przejęliśm y z M inisterstw a Szkolnictwa Wyższego In ­ sty tu t Budownictwa Wodnego w Gdańsku, założony przez prof. Ro­ m ualda Cebertowicza. In sty tu t prowadził hydrotechniczne badania sto­ sowane i trzeba było w ielu lat i w ielu wysiłków, aby podjął badania podstawowe. W G dańsku również pow stał w 1953 roku Zakład Maszyn Przepływ ow ych, przekształcony później w In sty tu t Maszyn Przepływ o­ wych. Indywidualność prof. Roberta Szewalskiego, założyciela i wielo­ letniego dyrektora, zaważyła na obliczu Insty tu tu . Miał on stać się in ­ stytutem fizyki przepływów — pozostał in stytutem tu rb in parow ych. Nowością było rozwinięcie szerokich badań związanych z budową lase­ rów gazowych.

Były i zam ierzenia nieudane. Rozumiano konieczność powołania In ­ sty tu tu Energetyki Kompleksowej. Przez kilka lat działał Zakład E ner­ getyki, ale bez szerszej koncepcji. W 1978 roku utworzono w IP P T Za­

kład Energetyki Kompleksowej, dotychczas ledwie tam w egetujący.

Sieć instytutów W ydziału IV PAN p rzetrw ała bez większych zmian aż do ostatnich czasów. Stw orzenie te j sieci wymagało olbrzymiego w y­ siłku i pow ażnych nakładów inw estycyjnych. W szystkie in sty tu ty Wy­ działu IV otrzym ały w łasne gmachy, laboratoria i hale doświadczalne. S tan zatrudnienia doszedł w nich po kilku latach do 1500 pracowników.

Nie będę tu omawiał dorobku naukowego placówek W ydziału. Są one znane i uznane w świecie, lecz w niedostatecznym stopniu w yko­ rzystyw ane w kraju, przez nasz rodzim y przem ysł. Stw orzył on z cza­ sem sieć w łasnych instytutów naukow o-badaw czych i laboratoriów fa­ brycznych. M iały one stać się transm isją przenoszącą do p rak ty k i w y­ niki prow adzonych w k ra ju badań podstawowych. W rzeczywistości skoncentrow ały się głównie na pracach odtwórczych i w drażaniu zaku­ pionych technologii zagranicznych — bez dostatecznej troski o ich stałe doskonalenie. O bm yślany przez nas system podziału zadań, zakładający ciągłość badań podstawowych, stosowanych i prac wdrożeniowych na­ tra fił na trud ne do pokonania bariery.

Przenieśliśm y na te ren W ydziału niektóre gdańskie doświadczenia w dziedzinie kształcenia kadr. Mam na m yśli szkoły letnie. Ich organi­ zację podjęły placówki i kom itety naukow e Wydziału IV z myślą prze­

(14)

Z a p isk i do autobiografii 15

de w szystkim o m łodych pracow nikach naukow ych ze szkół wyższych i instytutów resortow ych. Na wykładowców zapraszaliśm y w ybitnych uczonych. Podam przykład szkoły letniej z dziedziny drgań stochastycz­ nych, którą zorganizowaliśm y w Jabłonnie. Poprosiliśm y prof. J. D. Rob- sona z U niw ersytetu w Glasgow w raz z jego czterem a w spółpracow ni­ kam i, którzy wygłosili w ciągu dziesięciu dni serię wykładów . S krypt z tych w ykładów został szybko w ydany przez Ossolineum. Okres jed­ nego tygodnia, a najw yżej dziesięciu dni w ystarczył ty m w ybitnym spe­ cjalistom do zapoznania słuchaczy z nowymi, współcześnie najb u jn iej rozw ijającym i się kierunkam i naukowymi. Takich szkół letnich organi­ zowaliśmy w Wydziale IV od ośmiu do dziesięciu rocznie.

Innym trw ały m dorobkiem W ydziału IV stały się m iędzynarodowe sympozja bilateralne. I tak, ograniczając się jedynie do m echaniki, mie­ liśm y sympozja polsko-francuskie, polsko-włoskie, polsko-niem ieckie (RFN), polsko-szwedzkie oraz polsko-radzieckie. W tym ostatnim p rzy ­ padku chodzi o sympozja organizowane przez In sty tu t Podstaw ow ych Problem ów Techniki PAN oraz In sty tu t M echaniki A kadem ii N auk USSR. Sympozja te, obok korzyści naukow ych, przyczyniły się do na­ w iązania roboczej w spółpracy i podejm ow ania w spólnych badań.

W ybiegając nieco w przyszłość, w lata sześćdziesiąte, chciałbym w tym miejscu opisać inicjatyw ę naukow o-organizacyjną w w ielkim stylu, mianowicie powołanie Międzynarodowego C entrum N auk M echanicznych (Centre Internationale des Sciences Mecaniąuee) w Udine, zwanego w skrócie CISM.

Geneza CISM wiąże się z konferencją naukow ą zorganizowaną w 1959 roku przez Polski Związek Inżynierów i Techników Budow nictwa w K rynicy. Wśród delegatów zagranicznych poznałem wówczas prof. Luigi Sobrero, dyrektora In sty tu tu M echaniki z U niw ersytetu w Trie­ ście, który reprezentow ał włoskie Stow arzyszenie Inżynierów Cywilnych. Była to osobowość niezwykła. Urodzony w Turynie w 1909 roku, ukończył dw a w ydziały: Inżynierii Lądowej oraz Fizyki i Chemii. Był asystentem słynnego m echanika Levi-Civity. K arierę naukow ą rozpo­ czął od profesury w Rio de Janeiro, gdzie w ykładał tzw. m echanikę ra ­ cjonalną. Po powrocie do k ra ju został profesorem inżynierii elektrycz­ nej i chemicznej U niw ersytetu w Cagliari. Od 1946 roku był profesorem m echaniki racjonalnej na U niw ersytecie w Trieście. Opublikował mono­ grafię Teoria sprężystości w języku portugalskim , tłum aczoną później na język angielski w Stanach Zjednoczonych A m eryki Północnej. W ydał tra k ta t o m aszynach cieplnych i hydraulicznych. Ważną publikacją była monografia elektrom agnetyzm u. Prace jego z teorii sprężystości m iały doniosłe znaczenie, zaś zastosowanie hiperzespolonych funkcji i uogól­ nionego w ektora ty pu G alerkina w teorii sprężystości są szeroko znane. Na uwagę zasługują jego badania w dziedzinie fotosprężystości i nomo- grafii. Zasłynął wreszcie we Włoszech jako kon stru k tor śm iałych powłok

(15)

cienkościennych. Był doradcą m ediolańskiej firm y budow lanej „Volte Sottili s.p.a.”. W szechstronnie uzdolniony i w ykształcony czynił w raże­ nie tw órcy z epoki Odrodzenia.

Na konferencji w K rynicy omawialiśm y możliwość zorganizowania międzynarodowego centrum nauk m echanicznych w Polsce lub też w in ­ nym k raju . D yskutow aliśm y w gronie: Luigi Sobrero, Zbigniew W asiu- tyński i ja. Chodziło pierw otnie o powołanie tak iej instytucji, w której mogliby się spotykać w ybitni uczeni z różnych krajów , w spokoju p ro ­ wadzić badania oraz doskonalić młodą k adrę naukową.

Profesor Sobrero zapalił się do tej propozycji i po powrocie do Włoch rozpoczął rozmowy z działaczami państw ow ym i i kom unalnym i. Uzyskał przychylność w ładz kom unalnych regionu Trieste, F riu li i Gulia-Vene- zia. Proponow ano n ajpierw umieszczenie C entrum w Villa Manin. Jest to daw ny pałac letni dożów weneckich, w miejscowości Campoformio, w którym Napoleon podpisał pokój z A ustriakam i w roku 1797. Jednak ten w arian t odpadł. Również i propozycje um iejscow ienia C entrum w pa­ łacu F ontany w W enecji okazały się nierealne. O statecznie zdecydowa­ no się na ulokow anie C entrum w Udine, którego władze m iejskie dały do dyspozycji pałac del Torso i sąsiednią willę.

M ając zapew nienie locum można było przystąpić do prac organiza­ cyjnych. Powołano m iędzynarodow y kom itet prom otorów w składzie: prof. Luigi Broglio z Rzymu; prof. M atteo Decleva (prawnik); prof. Luigi Sobrero z Triestu; prof. Witold Nowacki i prof. Wacław Olszak z Polski; prof. D. Onicescu z Rumunii; prof. Julios Palacios z M adrytu (prezes K rólew skiej A kadem ii Nauk) oraz prof. H. Schaefer z Braunschw eigu (RFN).

K om itet ten działał w w ym ienionym składzie przez kilka lat. W 1967 rok u zebrał się na zaproszenie PAN w Jabłonnie. W czasie kilkudnio­ w ych obrad (6—8 czerwca) zostały przy jęte podstawowe dokum enty C entrum : statu t, stru k tu ra organizacyjna, zasady i źródła finansow a­ nia. W 1969 roku C entrum zostało form alnie powołane.

P ew nej m odyfikacji w stosunku do pierw otnego pro jek tu uległo sfor­ m ułow anie celów C entrum : głównym jego zadaniem stało się podnosze­ nie kw alifikacji naukow ych m łodych pracow ników nauki poprzez orga­ nizowanie szkół letnich i sympozjów naukow ych. Do ważnych zadań zaliczono dokształcanie k ad r dla krajów rozw ijających się. C entrum miało służyć całej międzynarodow ej społeczności naukow ej mechaników, bez różnic państw ow ych i narodowościowych.

P rzy tw orzeniu CISM prof. Sobrero w spaniale w ygrał am bicje m ia­ sta Udine. Od w ielu bowiem lat Udine bezskutecznie starało się o utw o­ rzenie filii uniw ersytetu z, T riestu lub z Padw y. W tej sy tuacji chwyciło hasło Sobrery: m y w am dajem y „superuniversita” w postaci in sty tu tu międzynarodowego, w y nam dajecie lokal i pieniądze. Na budżet CISM składały się dotacje regionu w Trieście, z prow incji Friuli, dotacja

(16)

Z a p isk i do au tobiografii 17

m iejska z Udine, dotacja UNESCO i kilka dotacji pom niejszych (jak np. kasy oszczędnościowej w Udine itd.). Do tego dochodziły dotacje A ka­ dem ii (i tak PAN płaciła 15 tys. dolarów rocznie, ale w płacanych w zło­ tówkach) i uniw ersytetów zachodnich (również po 15 tys. dolarów). W pły­ w ały również dotacje jednorazowe. I tak n a przykład F undacja Volks- w agena zakupiła dla CISM duży kom puter.

In sty tu t został w spaniale wyposażony. Sale w ykałdow e m iały kom ­ plet rzutników , kabiny tłum aczy itd. Stw orzona została najnowocześ­ niejsza baza poligraficzna dla dru k u reprintów , a później książek. Cen­ tru m ma pow ażną bibliotekę, ostatnio wzbogaconą zapisem biblioteki p ry w atn ej prof. W. Pragera. W ykłady były wysoko opłacane, poi 80 $ za godzinę. Mieściło się w tej sumie rów nież honorarium za sk ry p t w y­ kładowy, k tóry trzeba było obowiązkowo dostarczyć na kilka miesięcy przed wykładam i.

Pracam i CISM do 1978 roku kierow ał prof. Sobrero. Robił to z całym oddaniem, talentem i zręcznością. S trona m erytoryczna: przygotow anie program u kursów, szkół letnich i sympozjów należały do prof. Olszaka, rek to ra CISM. K ierow ał on działalnością naukow ą C entrum przez 12 lat. Jego odejście oraz odejście prof. Sobrero były dla CISM w ielką stratą. Obecnie obowiązki sekretarza CISM pełni prof. G. Bianchi z Po­ litechniki w Mediolanie. Rektorem po śm ierci prof. Olszaka w ybrano na dw a lata prof. W. K oitera, byłego prezesa IUTAM, a następnie znów n a­ szego rodaka, prof. Antoniego Sawczuka, k tó ry — n iestety — zm arł przedwcześnie, 27 m aja 1984 roku.

Raz do roku odbywa się zebranie R ady N aukow ej, które zatw ierdza program prac CISM i p rzyjm uje sprawozdania. Od początku działalności CISM uczestniczyłem w obradach R ady N aukowej. Na czele CISM stoi Vinizio Turello, adwokat z Udine. Od w ielu la t jest przewodniczącym prow incji Friuli, w CISM spraw uje jednocześnie stanow isko przew od­ niczącego Rady A dm inistracyjnej. W rękach swych trzym a finanse.

CISM organizował dwie sesje w ykładow e: pierw szą w czerwcu i lip- cu, drugą we w rześniu i październiku. Podam kilka danych z la t 1969— 1979, charakteryzujących działalność C entrum . W ty m dziesięcioleciu w ykładało 474 profesorów (wywodzących się z 30 krajów ) w ram ach 572 szkół letnich i kursów. Liczba słuchaczy w tym okresie w yniosła 2610 osób rek rutujący ch się z 69 krajów . Długa jest lista w ykładów organizowanych dla pracow ników naukow ych trzeciego św iata, głównie z A m eryki Południow ej. Liczne były również sym pozja (ok. 40) organi­ zowane przez CISM w dekadzie 1969— 1979.

Bogaty jest dorobek wydawniczy: 140 skryptów i m onografii z n a j­ nowszych dziedzin m echaniki drukow anych w Udine i rozpowszechnio­ nych w świecie przez w iedeńską firm ę w ydaw niczą J. S pringer Verlag. Byłem w spółorganizatorem (m. in. z W acławem Olszakiem) kilku szkół letnich. W okresie ich trw an ia spotkać można było w Udine w ielu

(17)

w ybitnych uczonych. Słuchacze mieszkali w Domu Studenckim oraz w konwikcie sem inarium duchownego. Profesorów umieszczano zazwy­ czaj w hotelu „A storia Ita lia”, położonym o trzy m inuty drogi od P a- lazzo del Torso, siedziby CISM. D yskusje przenosiły się z sal wykłado­ w ych do hotelu.

Znaczenie CISM dla rozw oju m echaniki teoretycznej i stosowanej było, i jest nadal, bardzo poważne. Pow stało forum dyskusyjne, platfor­ ma spotkań w ybitnych tw órców współczesnych dziedzin mechaniki i młodzieży naukow ej z całego świata. Pow stała platform a spotkań uczo­ nych ze W schodu i Zachodu, naw iązane zostały liczne znajomości i przy­ jaźnie. Rozwinęła się rzeczywista współpraca naukowa uczonych, bez względu na ich narodowość i przekonania polityczne.

*

* *

Podjęliśm y w Wydziale IV pierw sze próby w dziedzinie doradztwa naukowego dla potrzeb rządu. Myślę tu o planach-ekspertyzach dotyczą­ cych gospodarki wodnej i elektryfikacji k raju . Doprowadziliśmy rów ­ nież do uruchom ienia sieci czasopism naukow ych, która utrzym uje się do dzisiaj. N iektóre kom itety naukow e W ydziału IV rozpoczęły w yda­ w anie na dużą skalę wielotomowych przeglądów monograficznych z za­ kresu reprezentow anych przez siebie dyscyplin. Tak na przykład Ko­ m itet Inżynierii Lądowej w ydał 17 tomów serii „Budownictwo Betono­ w e”. Cenną inicjatyw ą było podjęcie publikacji dorobku naukowego naj­ w ybitniejszych polskich uczonych w dziedzinie nauk technicznych, dzię­ ki czemu podtrzym ana została ciągłość wysiłków i dorobku kolejnych pokoleń techników polskich.

Mimo naw ału pracy organizacyjnej lata m ojej pracy w Wydziale IV były okresem bardzo intensyw nej pracy badawczej. W tedy pow stała większość moich m onografii i wiele m niejszych prac. Była to, jak sądzę, również kw estia klim atu, któ ry zdołaliśmy w Wydziale wytworzyć.

Obok pracy w Akademii prow adziłem przez cały czas działalność dydaktyczną i naukową, początkowo jako kierow nik kated ry mechaniki budow li na Politechnice W arszawskiej, od 1955 roku jako kierow nik k ated ry sprężystości i plastyczności na W ydziale M atem atyki i Fizyki U niw ersytetu Warszawskiego.

Przez wiele lat związany byłem z Pracow nią Teorii Sprężystości. Po­ czątkowo Pracow nia ta działała przy W ydziale IV, później (od 1954 ro­ ku) włączona została do In sty tu tu Podstaw owych Problem ów Techniki. Stw orzyłem w niej grupę naukową, która m iała za zadanie kontynuo­ wać rozpoczęte w G dańsku badania w dziedzinie teorii p ły t oraz teorii sprężystości ciał anizotropowych. Początkowo była to grupa nieliczna. Ściągnąłem do niej z Gdańska moich dwóch w yróżniających się asysten­ tów: Jerzego Mossakowskiego i M arka Sokołowskiego. N astępnie do

(18)

Z a p isk i do au tobiografii 19

Pracow ni doszli inż. M arian Rogoziński oraz inż. Kazim ierz Borsuk. W 1953 roku zgłosiła się do nas z nakazem p racy m gr Zofia Cywińska, fizyk-teoretyk od prof. W ojciecha Rubinowicza. O ddałem ją pod opiekę inż. Jerzem u Mossakowskiemu. Nie m inęły dwa lata, jak się pobrali. Z tą sym patyczną p arą realizow ałem kilka przedsięwzięć naukow ych i w spólnych publikacji.

Docent Zofia Mossakowska zajm ow ała się przez kilka la t teorią sprę­ żystości ciał anizotropowych, a następnie teorią dyslokacji. W obydw u dziedzinach uzyskała znakom ite w yniki. Na uwagę zasługują jej prace z teorii sprężystości ośrodków anizotropow ych (praca doktorska) oraz nowe opracowanie podstaw m atem atycznych teorii dyslokacji. Przez wiele lat była mężem zaufania Pracow ni i jej m oralnym sumieniem .

Od 1954 roku działał w Pracow ni Zbigniew Olesiak. Znałem go jesz­ cze z Politechniki G dańskiej — był asystentem prof. H ubera, pod któ­ rego kierunkiem przygotow yw ał pracę doktorską, obronioną już po śmierci profesora w IP P T — PAN. Na k ierunek jego zainteresow ań naukow ych decydujący w pływ w yw arł roczny staż naukow y u prof. I. N. Sneddona w Glasgow, uzupełniany później co parę lat kilkum ie­ sięcznymi pobytam i. Owocem ich w spółpracy stały się liczne prace 0 koncentracji naprężeń cieplnych w okolicy szczeliny, stale cytow ane w literaturze światowej.

W naszej Pracow ni szereg prac z teorii naprężeń cieplnych napisał Ryszard B. H etnarski. Tu też obronił swoją pracę doktorską, k tó ra zy­ skała m u uznanie w świecie. Po 1968 roku w yjechał na stałe do Stanów Zjednoczonych i kieruje kated rą m echaniki na U niw ersytecie w Ro­ chester.

Do grona w yżej w ym ienionych osób doszli jeszcze inż. A rtu r K acner 1 inż. Bohdan Lewicki, a nieco później — absolwenci sekcji m echaniki na Wydziale M atem atyki i Fizyki UW: Józef Ignaczak, W ładysław P ie­ chocki, M arian Suchar.

A rtu r K acner przyszedł do Pracow ni z biura konstrukcyjnego. Z aj­ mował się (wraz ze mną) statecznością p ły t wzmocnionych żebram i oraz rusztam i w zm acnianym i płytą. Obmyślił w arian t m etody rozw iązyw ania p ły t o m ieszanych w arunkach brzegowych. Długo walczył ze straszliw ą chorobą. Zm arł w 1964 roku.

Wielki w kład w rozwój term osprężystości, a później teorii Cossera- tów, wniósł próf. Józef Ignaczak. Należy do nielicznej grupy polskich uczonych w ielokrotnie cytow anych w Encyklopedia of Physics (tom VIa/2). Obecnie zajm uje się term osprężystością ze skończonymi prędko­ ściami. Sukcesy naukowe nie zm ieniły jego ch arak teru i ujm ującego sposobu bycia: pozostał cichy, skrom ny, niezm iernie życzliwy i opiekuń-i czy wobec młodzieży naukow ej. Położył duże zasługi w kształceniu doktorantów. K ilkunastu z nich doprow adził jako prom otor do stopnia

(19)

Do w ybitnych w yników naukow ych doszedł również prof. M arian Suchar, obecny profesor Politechniki Łódzkiej. Rozwinął m. in. metodę funkcji zm iennej zespolonej w teorii p ły t oraz w zagadnieniach dw u­ w ym iarow ych ośrodka Cosseratów.

W pracow ni Teorii Sprężystości zaczynał swoją k arierę naukow ą rów nież Włodzimierz Derski. Uzyskał u nas doktorat z term osprężysto- ści, po czym przeniósł się na stanow isko docenta na Politechnikę Łódz­ ką. N astępnie, już jako profesor, w ykładał na W ydziale M echanicznym Politechniki Poznańskiej. Przez wiele lat kierow ał In sty tu tem Mecha­ niki Politechniki Poznańskiej, a później Pracow nią Term odyfuzji i Kon­ solidacji G runtów , będącą filią IPPT w Poznaniu.

Z Pracow nią (już po jej w łączeniu do IPPT) związany był również prof. H enryk Zaorski. Po ukończeniu Politechniki W arszawskiej napi­ sał cenną pracę doktorską z „m ojej” tem atyki — o mieszanych w arun­ kach brzegowych w płytach, którą obronił w W ojskowej Akademii Technicznej. Został w te j uczelni asystentem , a następnie profesorem i kierow nikiem k atedry. H abilitow ał się w IPPT. P racę badawczą roz­ począł od aerodynam iki; w ybitne w yniki osiągnął w m echanice ciała stałego. Przez wiele la t zajmował się teorią dyslokacji i kierow ał zespo­ łem, k tó ry rozw ijał te badania w Polsce. W ostatnich latach powrócił znowu do zagadnień aerodynam icznych, obejm ując kierow nictw o Zakła­ du M echaniki Cieczy i Gazów w IPPT. W łasne osiągnięcia naukowe i dobra znajomość języków obcych utorow ały m u drogę do znaczącej pozycji w międzynarodow ym życiu naukow ym mechaników. Wspólnie z prof. G. Ficherą i ze m ną założył „Intern ation al Society for Interaction of Mechanics and M athem atics”.

Moje związki z Pracow nią Teorii Sprężystości rozluźniły się w m iarę rozw oju S tudium M echaniki na U niw ersytecie W arszawskim. Tam też przeniosłem p u n k t ciężkości swoich badań. Były to badania w dziedzi­ nie teorii niesym etrycznej sprężystości i pól połączonych. Po przejściu w 1981 roku na em erytu rę moje związki naukow e z grupą uniw ersytec­ ką i Instytutem Podstaw ow ych Problem ów Techniki są n adal u trzy ­ mywane.

*

* «

Na zakończenie moich wspom nień z pracy w W ydziale IV chciałbym kilka słów poświęcić członkom W ydziału i działalności korporacyjnej Wydziału.

Pierw szy skład członków A kademii był, jak wiadomo, pow ołany przez ówczesnego prezydenta Rzeczypospolitej, Bolesława Bieruta; od 1954 ro­ k u uzupełnienie składu osobowego Akademii odbywało się w drodze w yboru n a sesjach plenarnych Zgrom adzenia Ogólnego. W ybór na człon­ ka A kademii odczuwany był w pierw szych latach jako bardzo zaszczytne

(20)

Z ap isk i do au tobiografii 21

w yróżnienie, a do jego obowiązków należało: rozw ijanie tw órczej p racy naukow ej zgodnie z planem prac Akademii; składanie spraw ozdań z przebiegu indyw idualnych prac badaw czych na posiedzeniach p le n ar­ nych Wydziału; aktyw ne uczestnictwo we wszelkich inicjatyw ach po­ dejm ow anych przez W ydział i jego kom itety. W szystkie te obowiązki trak tow an e były bardzo poważnie i skru pu latnie egzekwowane.

W ydaje mi się, że tylko w pierw szym okresie działalności A kadem ii istniała harm onia między obowiązkami jej członków w zakresie tw órczej p racy badawczej a obowiązkami w zakresie zadań organizacyjnych zw ią­ zanych z realizacją ogólnokrajowych funkcji Akademii.

Początkowo W ydział IV skupiał 5 członków rzeczyw istych (W itold Burdyk, Janusz Groszkowski, A leksander K rupiński, Bohdan Stefanow - ski i Witold Wierzbicki), 16 członków korespondentów (Witold B iernaw - ski, Romuald Cebertowicz, Stanisław Hempel, Edw ard C zetw ertyński, Janusz Lech Jakubow ski, Czesław K anafojski, W acław Moszyński, Wi­ told Nowacki, Bohdan Pniewski, Jerzy Skowroński, R obert Szewalski, Franciszek Szelągowski, W itold Szymanowski, Paw eł Szulkin, J a n Zach­ watowicz, Wacław Żenczykowski) oraz 5 członków ty tu larn y ch (Michał Broszko, Romuald G utt, J a n Koszczyc-Witkiewicz, W itold M inkiewicz i Stanisław Fryzę), łącznie 26 osób.

W tym pierw szym składzie przew ażali przedstaw iciele starszej gene­ racji, ukształtow anej w czasach, gdy profesoram i politechnik zostaw ali w ybitni inżynierow ie — praktycy, przekazujący swoją wiedzę stu d en ­ tom w form ie w ykładów oraz podręczników akademickich. W ielu z nich miało za sobą w ielkie realizacje inżynierskie, natom iast stosunkowo nie­ liczni mogli się w ykazać dorobkiem ściśle naukow ym , teoretycznym i uogólnieniami opartym i na naukow ej analizie zagadnień technicznych. Z czasem sytuacja w Wydziale uległa odwróceniu: przew agę uzyskali ci, k tórzy byli przede w szystkim pracow nikam i nauki, a k on tak t z p ra k ­ ty k ą ograniczali w najlepszym razie do zastosowań w yników w łasnej p racy badawczej.

Początkowo nie wszyscy członkowie W ydziału się znali, każdem u więc zależało, aby zaprezentow ać się w tym gronie z jak najlepszej strony. Chętnie więc wysłuchiw ano na posiedzeniach plenarn y ch Wy­ działu spraw ozdań z badań indyw idualnych. U daw ały się też w ty m nielicznym gronie dyskusje nad pew nym i bardziej ogólnymi problem am i nau k technicznych. Z w ielkim zaangażowaniem dyskutow any był p ro ­ gram działalności W ydziału, zwłaszcza zasady i polityka tw orzenia sieci placówek i kom itetów naukowych. Wiele p racy włożono w ocenę stanu i w ytyczenie kierunków rozw oju dyscyplin technicznych objętych profi­ lem W ydziału. P ow stały W ytyczne do planu badań szczególnie w ażnych, a następnie pierw sze plany badań prow adzonych zarówno w placów kach W ydziału, jak rów nież w szkołach wyższych i placówkach resortow ych.

(21)

K om itety naukow e W ydziału podjęły się oceny i koordynacji tych pierw szych planów.

Od początku też dbaliśm y o powiązanie prac i badań inicjow anych przez W ydział z potrzebam i k raju , z odbudow ującym się przem ysłem. Ju ż w 1953 roku odbyła się n a terenie budow y K om binatu w Nowej Hucie i w K rakow ie w yjazdow a sesja p len arn a W ydziału oraz zebranie K om itetu Inżynierii Lądowej PAN. W 1954 roku tenże K om itet zorga- nizoawł pierw szą sesję problem ową poświęconą m ateriałom budowla­ nym. N iektóre w nioski tej sesji stały się podstaw ą do odpowiednich uchw ał rządu. K om itet G órnictw a zorganizował w 1954 roku naukowo- -techniczny zjazd górniczy w Katowicach, poświęcony w ytyczeniu dróg dalszego rozw oju naszego górnictwa, a K om itet H utnictw a — zjazd hutników w Hucie im. Lenina.

Członkowie W ydziału i członkowie naszych kom itetów naukowych przejaw iali ogromnie dużo inicjatyw y. Nie brak było sporów i różnic interesów. Brakowało tylko wówczas ludzi obojętnych. Może dlatego udało się nam zorganizować w ciągu kilku zaledwie miesięcy pierwsze siedem kom itetów naukow ych i sześć placówek naukow ych Wydziału.

W następnych latach skład W ydziału szybko w zrastał. W w yniku kolejnych w yborów uzupełniających W ydział wzbogacił się o w ielu wy­ bitnych uczonych. W roku 1954 w ybrano m. in. Ju lian a Bondera, Ta­ deusza Hoblera, Ignacego Małeckiego i W acława Olszaka, w 1956 — J e ­ rzego Litw iniszyna, a w 1958 — Michała Łunca i Zbigniewa W asiutyń- skiego.

Z wieloma członkami W ydziału, np. z Januszem Groszkowskim, Franciszkiem M isztalem i Dionizym Smoleńskim m iałem szczęście w spółpracować przez wiele la t na szczeblu P rezydium Akademii. Na tym m iejscu chcę wspomnieć kolegów i współpracowników z pierwszych la t działalności W ydziału, którzy najgłębiej u trw alili mi się w pamięci. Obok Michała Ł unca i Witolda Wierzbickiego, o którym już pisałem, n a­ leżeli do nich W acław Olszak i Zbigniew W asiutyński. Ich rada i po­ moc były dla m nie nieocenione, a zasługi dla nauk technicznych — ogromne.

W acław Olszak był człowiekiem niezwykłym, hojnie przez naturę obdarow anym nie tylko przym iotam i um ysłu, ale i charakteru. Władał biegle kilkom a językam i. Był człowiekiem o w ielkiej ku lturze i uroku osobistym. Miał niezwykłą łatwość w naw iązyw aniu kontaktów i zjed­ nyw aniu sobie sym patii. Te cechy w niem ałym stopniu przyczyniły się do sukcesów polskiej m echaniki na forum m iędzynarodowym .

Urodził się w K arw inie na Zaolziu. Ukończył Politechnikę Wiedeń­ ską i tam się doktoryzował. Uzyskał także doktorat na Politechnice W arszawskiej, a veniam legendi — w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Rozpoczął pracę zawodową jako inżynier konstruktor. Przez pew ien czas prow adził w łasne przedsiębiorstw o budowlane.

(22)

Z a p isk i do au tobiografii 23

Poznałem go w 1949 roku w Gdańsku, po jego pow rocie z Mona­ chium, gdzie w ykładał dorywczo na tam tejszej politechnice. Przez kilka la t prow adził on ośrodek m echaniki w A kadem ii G órniczo-H utniczej w Krakowie, ja w Politechnice Gdańskiej. Ju ż w tedy doszło m iędzy n a ­ mi do podziału zadań: ja m iałem się zająć rozw ojem sprężystości, on teorią plastyczności. W 1952 roku znaleźliśm y się jako profesorow ie na ty m samym w ydziale Politechniki W arszaw skiej, na W ydziale Budow­ nictw a Przemysłowego. W tedy również rozpoczęła się nasza w spółpraca na terenie Akademii.

Wacław był przez długie lata n ajpierw kierow nikiem Zakładu w In ­ stytucie Podstaw ow ych Problem ów Techniki, później dyrektorem tego In sty tu tu . Od 1954 roku był członkiem A kadem ii i mogłem zawsze liczyć na jego radę i pomoc we wszystkich przedsięwzięciach naukow ych i or­ ganizacyjnych W ydziału IV. Rozm awialiśm y bez przerw y o m echanice i o tym, co trzeb a by nowego w podstaw ow ych dyscyplinach technicz­ nych zrobić. Wspólnie szukaliśm y wykonaw ców naszych zam ierzeń, ale najczęściej gros pracy braliśm y na siebie.

Istniała m iędzy nam i twórcza ryw alizacja. W acław doszedł do w iel­ kich osiągnięć naukowych; m iał bodaj najw iększą wśród przedstaw icieli nauk technicznych liczbę doktoratów honoris causa; był też członkiem bardzo w ielu zagranicznych akadem ii i tow arzystw naukow ych. Jego zasługi dla rozw oju polskiej m echaniki są w prost nieocenione.

Już po przejściu na em eryturę, pod koniec la t sześćdziesiątych, za­ czął się w jego życiu zupełnie nowy okres: przez 12 lat, aż do swojej śm ierci w 1980 roku, był rektorem M iędzynarodowego C entrum N auk M echanicznych w Udine.

W W ydziale poznałem bliżej człowieka, k tó ry stał się moim n ajlep ­ szym przyjacielem . Był nim o dziewięć la t ode mnie starszy, prof. Zbig­ niew W asiutyński. Jeszcze w okresie przedw ojennym zetknąłem się z jego twórczością konstrukcyjną w dziedzinie mostów żelbetowych, które mnie urzekły swoistym pięknem . Wysoko ceniłem jego osiągnię­ cia naukowe z zakresu kształtow ania wytrzymałościowego.

Był to człowiek m ądry, naw ykły do refleksji filozoficznej, człowiek niezwykle p raw y i bardzo wrażliwy. Łatw o go było zranić. Był nieoce­ niony jako doradca i inspirator. Do A kademii wszedł dopiero w roku 1958, ale znacznie wcześniej zaczęliśmy się regularnie spotykać i w y­ mieniać poglądy na tem at m echaniki i teorii konstrukcji. Dobrze na siebie naw zajem oddziaływaliśm y i może dlatego staliśm y się p rz y ja ­ ciółmi. Ja potrafiłem rozładowywać jego kom pleks niedoceniania i ła ­ godzić rozm aite przykrości; on, dzięki swojej wszechstronności, p o trafił zapłodnić mój um ysł nowymi koncepcjami.

Rozmowy z nim były jak spacery w górach: odświeżały, pobudzały, zaskakiwały odkryw aniem nowych idei i now ym widzeniem rzeczywi­

(23)

stości. Rozm awiamy np. o doktorantach. Zbigniew natychm iast form u­ łu je szerszy problem . Przychodzi do mnie — pow iada — doktorant i kładzie przede m ną swą pracę doktorską. Do czego ja pow inienem przyw iązywać większą wagę: do p racy doktorskiej czy do doktoranta? Załóżmy, że praca zaw iera pew ne w artości poznawcze. To się liczy. Ale chyba ważniejsze jest to, że ten m łody człowiek, piszący swą pracę, zdołał w ytw orzyć w swojej psychice pew ne ślady, coś, co w arunkuje możliwość tw orzenia dalszych w artościow ych prac. Owo „coś”, to goto­ wość do największego w ysiłku poznawczego; zdolność obserw acji i eks­ perym entow ania oraz wrażliwość spostrzeżeniowa, połączona z postaw ą krytyczną. I dlatego — konkludow ał — ważniejsze jest odkrycie i roz­ w ijanie u doktoranta zdolności tw órczych niż pojedyncza praca nauko­ wa. Zbyt często rozpraw a doktorska staje się celem sam ym w sobie i zam iast być początkiem twórczości naukow ej — jest jej końcem.

Przez wiele la t Zbigniew W asiutyński prow adził K atedrę Mostów Politechniki W arszawskiej, a jednocześnie kierow ał zakładem kształto­ w ania wytrzymałościowego w IPPT. Bardzo mnie interesow ały jego prace z tego zakresu. Zajm ow ał się także teorią i arch itek tu rą mostów teorią sprężystości oraz pracam i konstrukcyjnym i, bardzo interesującym i technicznie i architektonicznie. Do najbardziej znanych należy p rzy k ry ­ cie p ły ty dworcowej w W arszawie dźw igaram i w stępnie sprężonymi Zm arł, ku m em u w ielkiem u żalowi, w 1974 roku.

Wspomnę tu o jeszcze jednym nie żyjącym m ym przyjacielu, prof Sylw estrze Kaliskim , który w latach czterdziestych był moim współ­ pracow nikiem na Politechnice G dańskiej. Wcielony do służby wojsko­ w ej zrobił błyskaw iczną karierę naukow ą w W ojskowej Akademii Tech­ nicznej: obronił tam pracę doktorską i habilitacyjną, został profesorem , awansował do stopnia generała dyw izji i przez kilka lat był kom endan­ tem WAT. W roku 1962 w ybrany został członkiem korespondentem PAN, a już w roku 1969 — członkiem rzeczywistym . Świadczy to o jego b ar­ dzo szybkim rozw oju naukowym. Rzeczywiście był Sylw ester niew yczer­ pany w tw órczej inw encji, a p rzy ty m niezwykle pracow ity i am bitny. Została po nim olbrzym ia liczba p rac z różnych dziedzin mechaniki, Zajm ow ał się z powodzeniem teorią sprężystości i teorią plastyczności, elastodynam iką, lepkosprężystością oraz m agnetosprężystością. W każdej z tych dziedzin zostaw ił prace znakom ite. W ostatnich latach zajmował się energią term ojądrow ą, utw orzył duży in sty tu t i zdążył osiągnąć obiecujące rezultaty.

Był jednocześnie organizatorem nauki w w ielkim stylu. Nie rezygnu­ jąc z tw órczej p racy naukow ej, pełnił funkcje m inistra N auki, Szkol­ nictw a Wyższego i Techniki, inicjow ał różne form y w spółpracy między placówkami szkolnictwa wyższego a in stytu tam i Polskiej Akademii Nauk. Zabiegał niestrudzenie o w ysoką rangę nauki w życiu kraju . Zgi­ nął tragicznie w w ypadku samochodowym w 1979 roku.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wykaz prac wykonanych w okresie 5 lat przed upływem terminu składania ofert , a jeżeli okres prowadzenia działalności jest krótszy – w tym okresie, co najmniej 2 zadania

do Zamawiającego, jak i do osób trzecich, Wykonawca zobowiązany jest zapewnić bezpieczeństwo ruchu drogowego związanego z prowadzonymi pracami. Wykonawca winien

Wykonawca winien przedłożyć Zamawiającemu stosowny dokument (polisę OC lub inny dokument potwierdzający posiadanie przedmiotowego ubezpieczenia) najpóźniej w dniu

2) uzależniających zwrot kwot zabezpieczenia przez Wykonawcę Podwykonawcy, od zwrotu Zabezpieczenia należytego wykonania umowy Wykonawcy przez Zamawiającego.. Niezależnie od

Komisja zwróciła się do Dyrekcji IBSPAN o zwiększenie środków przeznaczonych na realizację zadania.. Dyrekcja wyraziła

Po analizie ofert ocenionych najwyżej, oferty ocenione najwyżej spełniają warunki opisane w SIWZ. Oferty w zadaniach 3, 5, 6, 7, 8, 9 przekraczają kwotę przeznaczoną na

Firma Klimanovum Marcin Błaszczyk, w dniu 2020-07-27 9:16 poinformowała o tym iż po ponownej weryfikacji spełniania warunków technicznych oferty doszli do wniosku,

Celem niniejszego artykułu jest przybli ż enie problematyki metodologicz- nych podstaw nauk społecznych oraz okre ś lenie miejsca nauk społecznych w nauce polskiej,