• Nie Znaleziono Wyników

Znaczące postacie w historii I i II wojny światowej - Francja

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Znaczące postacie w historii I i II wojny światowej - Francja"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

PL ISSN 0419-8824

Tom asz Schramm

Poznań

Znaczące postacie w historii I i II wojny światowej

— Francja*

H isto rię w ojen m ożna ujm ow ać różnorako. M oże to być h istoria sposobu w ojow ania, zm ian w technice, strategii, organizacji wysiłku nie tylko m ilitarnego, ale i gospodarczego czy społecznego, ja k im bywa znaczniejszy konflikt — ja k np. zw ięzła książka M ichaela H o w arda Wojna w historii Europy czy studia typu Wojna a społeczeństwo. M oże to być h isto ria przebiegu działań bojowych w danej w ojnie, ruchów arm ii i frontów . Je st to w tedy ujęcie bardziej w ydarzeniow e niż stru k tu raln e, ale b o h atero w ie tych w ydarzeń są zbiorow i: m asy ludzkie kryjące się p o d nazw am i i n u m e ra m i dywizji, korpusów itp. A nonim ow ości takiej uchodzą ew entualnie dowódcy, aczkolwiek w niejednym w ypadku nazw iska ich służą p rz e d e wszystkim do identyfikacji danej jed n o stk i — gdy m ow a je st o „w alkach prow adzonych przez N - tą A rm ię dow odzoną przez g en e rała X ” (czasem w form ie: „ N -ta A rm ia g en e rała X ”), nie m usi to wcale określać roli odegranej osobiście przez ow ego g en erała, jego sposobu dow odzenia. Je st je d n a k w historii w ojen m iejsce i n a elem e n t personalny, n a im ien n e w skazanie postaci, których działania m iały znaczący wpływ na przeb ieg danego konfliktu.

K im są owe p ostacie? Trudno tu uciec od dwóch arcybanalnych stw ierdzeń. Pierwsze: w ojna je st spraw ą wojskowych, arm ie i ich dowódcy istnieją p o to, aby „wykonywać” wojny. I drugie, clausew itzowskie: w ojna je st polityką p row adzoną innym i m etodam i, ta k w ięc obok w ykonaw ców w m u n d u rac h w śród pierw szoplanow ych b o h ateró w w ojen m uszą się znaleźć politycy. Ci pierw si określają cele m ilitarne, k tó re w zasadzie winny być celam i pośrednim i, p odporządkow anym i politycznym , k tó re wytyczają ci drudzy. W praktyce h ie ra rc h ię ową nie zaw sze daje się utrzym ać — uzależnienie polityków o d wojskowych dało się w idzieć np. w czasie kryzysu la tem 1914 r. czy w N iem czech w następnych latach I wojny światowej. W każdym je d n a k razie czołowi politycy, przywódcy państw oraz w odzow ie są to dwie k a te ­ gorie ludzi odgrywających pierw szoplanow e role w dziejach w ojen — co n ie oznacza, że role te p rzypadają im autom atycznie.

O b o k w odzów należy w yróżnić k ateg o rię dowódców. Ja k zostało pow iedziane wyżej, im ien n e w skazanie tego czy innego g en e rała nie je st rów noznaczne z przyznaniem m u zn a ­ czącej roli. W niejednym w szakże w ypadku m ożna stw ierdzić, że jego um iejętności (lub ich

* W opracowywaniu obecnej wersji tej wypowiedzi zostały uwzględnione głosy w dyskusji, która odbyła się 9 listopada 1998 r. na posiedzeniu Komisji Historycznej I i II Wojny Światowej.

(3)

226 Tomasz Schramm

b rak ) m iały widoczny wpływ n a p rzeb ieg danej bitwy czy operacji. Jej znaczenie m ogło być ograniczone, w pisane w szerszy kontekst, ale isto tn e — ta k np. w kluczowym m om encie wojny polsko-bolszew ickiej, ja k im była bitw a w arszaw ska, nie sposób p o m in ąć roli dow odzącego północnym skrzydłem g en e rała Sikorskiego. Z atem , chociaż m oże nie w jed n y m szeregu z przyw ódcam i i w odzam i, należy b ra ć p o d uw agę i dowódców.

Istnieje w reszcie jeszcze je d n a kategoria, znacznie m niej w idoczna. W ym ienieni d otąd stają w pełnym świetle, ich d o k o n an io m towarzyszyć m oże nieraz dodatkow y rozgłos czy wręcz legenda. A le kryterium wpływu na przeb ieg wojny odnosi się i do p ostaci działających w cieniu. M ogą to być b o h atero w ie wywiadu, których rola zn ajduje słabsze odzw ierciedlenie w źródłach i na jaw wychodzi później albo i nigdy. M ogą to też być organizatorzy. Ich działalność niewiele m a w sobie efektow nego, to te ż zw raca uw agę co najwyżej skrupulatnych badaczy. Im bardziej je d n a k w ojna je st w szechobecna w funkcjonow aniu prow adzącego ją państw a — ja k było niew ątpliw ie w w ypadku o b u konfliktów światowych, w przeciw ieństw ie do X IX -w iecznych — tym w iększe je st znaczenie tych, którzy dbają o utrzym anie w ru ch u całej skom plikow anej machiny.

Te ogólne uwagi nie są specjalnie odkrywcze. W ydaje się je d n ak , że w arto było je w yarty­ kułow ać dla określenia założeń towarzyszących w skazaniu postaci, którym należy przyznać isto tn ą rolę w historii F rancji w czasie I i II wojny światowej.

W latach 1914-1918 F rancja m iała je d n eg o p rez y d en ta i p ięciu prem ierów . A le spośród ich nazw isk tylko je d n o w pisało się, i to w sposób bezdyskusyjny, w h istorię tej wojny: G eorges C lem enceau, O jciec Zwycięstwa. Był to najwybitniejszy polityk III R epubliki, fo rm atem swoim przekraczający jej ram y ustrojow e. Jeg o energia, jego indyw idualność n abrały w szcze­ gólnych okolicznościach w ojennych cech charyzm atycznych. Łatwiej zanalizow ać jego d ziała­ nia i decyzje, niż wpływ, jak i wywierał n a m o rale n aro d u , ale i te n o statn i był oczywisty. Nie ulega wątpliw ości, że je m u i tylko je m u należy się m iano przywódcy. Z n alazło to zresztą wyraz w e w spom nianym wyżej przydom ku.

Z estaw ienie C lem enceau z p o stacią P oincarégo pozw ala dodatkow o uwypuklić rolę tego pierw szego. Praw da, istniała różnica w ich pozycji konstytucyjnej. P rezy d en tu ra III R epubliki nie znaczyła w iele i P oincarém u tru d n o było zająć pozycję przyw ódczą. A le też nie dorównywał on indyw idualnością sw ojem u rywalowi. D a ło się to w idzieć na „własnym te re n ie ” prezydenta, w dziedzinie sym boliczno-reprezentacyjnej. Wizyty „S tarego Tygrysa” na linii fro n tu w zm a­ gały jego p o p u la rn o ść — w tej w łaśnie p ostaci uwiecznił go piękny po m n ik n a C ham ps Elysées. A nalogiczne próby p o d ję te przez P oincarégo przeszły b ez w iększego echa, a w jego sylwetce przybranej w strój turystyczno-polow y dopatryw ano się w ręcz elem entów kom izm u.

W odzów m iała F rancja w czasie I wojny czterech, jeśli do trzech głów nodow odzących arm ią francuską doliczyć p ow ołanego w iosną 1918 r. w odza naczelnego sił sprzym ierzonych, Focha. W p a n te o n ie w ojennym nie m a je d n a k m iejsca dla R o b e rta N ivelle’a, spraw ującego swą funkcję k ró tk o i n ie fortunnie. P ozostała tró jk a zasługuje n a pew no, by ich ta m um ieścić, przy czym w każdym w ypadku zasługę tę m ożna sym bolicznie określić, w skazując n a je d n ą w ybijającą się cechę.

Joseph Jo ffre to spokój. C zasem p o d aw an o w w ątpliw ość jego talenty strategiczne, ale w ydaje się, że w 1914 r. był to właściwy człowiek na właściwym m iejscu. N iew zruszony spokój głów nodow odzącego eksponow any je st w historii tej kam panii, kiedy to arm ia francuska zm uszona została do odw rotu na całej n iem al linii, by opanow ać n astęp n ie sytuację nad M arn ą. N a d e r trudny m anew r bezpo śred n ieg o przejścia od o d w ro tu do k o n trn atarcia m iał w tym m om encie kluczow e znaczenie; niezależnie od zasług poszczególnych dow ódców fra n ­

(4)

cuskich oraz uchybień niem ieckich w realizacji p la n u Schlieffena bitw a n a d M a rn ą jest zw iązana z nazw iskiem Jo ffre ’a. Praw da, że zw iązane z nim też pozostają n a stęp n e dwa lata m orderczego a jałow ego „grignotage” . M ożna się zastanaw iać, czy do pom yślenia była wów­ czas in n a strateg ia przełam u jąca klincz pow stały n a froncie zachodnim . A le strateg ię tę przyjął Joffre, a nie ktoś inny i wydaw ał się uw ażać ją za jedyną m ożliwą i słuszną — jego spokój miał wówczas wydźwięk cokolw iek inny, ocena roli w odza francuskiego n ab iera pew nej dw uznacz­ ności, ale i wówczas pozostaje ona pierw szoplanow a.

P hilippe P éta in p oniósł w ielkie zasługi w czasie bitwy p o d V erdun, w chodząc do pierw sze­ go szeregu wybijających się dow ódców . Objąwszy stanow isko w odza naczelnego w m aju 1917 r. objawił n a nim cechy szczególnie wówczas p o trze b n e: rozw agę i dbałość o żołnierza. D zięki nim zdołał, nie uchybiając stanow czości, zażegnać groźny kryzys w łonie arm ii fran cu ­ skiej, sław etne „m u tin e rie s” . Jeg o kunk tato rstw o („C zekam na A m erykanów i czołgi” ) zro ­ dziło co praw da złośliwy k o m e n tarz o d o prow adzeniu w odza francuskiego do zwycięstwa i buławy m arszałkow skiej „kopniakam i w tyłek”, ale była to strateg ia adekw atna do okolicz­ ności. I w oczach historyków , i — bodaj w jeszcze w iększym sto p n iu — w oczach swoich rodaków zajął P éta in trw ale pierw szoplanow e m iejsce w dziejach francuskiego zwycięstwa.

G dy w obliczu ofensywy niem ieckiej w iosną 1918 r., zadecydow ano w reszcie o p ow ołaniu zjednoczonego dow ództw a alianckiego, pow ierzono je tem u, który uosabiał energię: Ferdi- nandow i Fochowi. S poglądając na sytuację exp o st i z lo tu p ta k a, m ożna uznać, że w yczerpanie p o te n c ja łu niem ieckiego z jednej strony, u ruchom ienie zaś am erykańskiego z drugiej m usiało przesądzić o takim , a nie innym wyniku wojny. Trzeba to je d n a k zrealizow ać, a sytuacja m ilita rn a w pierw szej połow ie 1918 r. w yglądała groźnie dla sprzym ierzonych. Zwycięstwo m im o wszystko n ie w padło im w ręce ja k dojrzały owoc — m usiało być wywalczone. W sposób natu raln y sym bolem końcow ego sukcesu stało się nazwisko w odza naczelnego, ale nie oznacza to , że zasługi jego były sym boliczne. R ok 1918 przyniósł kulm inację tego, co reprezen to w ał sobą od p o czątk u wojny Foch — talentów dow ódczych i właśnie energii. Ta o sta tn ia udzielała się w alczącym w ojskom , ale p o trze b n a też była i w sam ym sprzym ierzonym dow ództw ie — m ożna tu w spom nieć nieco kostyczny k o m e n tarz m arszałka tw ierdzącego, że doświadczywszy, ja k tru d n e je st to stanow isko, nieco mniejszy już żywił podziw dla N ap o leo n a, zwycięzcy kolejnych w ojen przeciw koalicjom .

W arto przytoczyć w tym m iejscu słowa J. B. D u ro se lle ’a: „P étain był tym, który p rzeszko­ dził w bezużytecznym w ysyłaniu ludzi n a śm ierć i w te n sposób odbudow ał m orale. Foch był tym, który ich przek o n ał, że potrzeb n y jest ostateczny wysiłek, który w reszcie przyniesie sukces” .

D ługa je st lista wybitnych francuskich dow ódców z lat 1914-1918. D w óch z nich, dzięki swoim w cześniejszym zasługom , stało się w odzam i. P ięciu innych uho n o ro w an o buław am i m arszałkow skim i, niekiedy p ośm iertnie. A le b ard z o tru d n o byłoby w ykazać wyższość owej p ią tk i n a d niejednym g en e rałe m — to cokolw iek form alne k ryterium nie m oże być w ystarcza­ ją c ą wskazówką.

W spom niana wyżej bitw a n a d M a rn ą była pierw szą znaczną okazją do w pisania nazwisk generałów francuskich w h istorię wojny. W czasie poprzedzających ją tygodni odw rotu, któ re zaow ocow ały licznymi „lim ogeages” , w yróżnił się bodaj tylko de L anrezac, p o części zresztą ze w zględu na konflikt z w odzem naczelnym . W śród tych, którym przypisuje się p ierw szopla­ now ą rolę w zatrzym aniu ofensywy niem ieckiej w ym ienia się późniejszych m arszałków Ma- no u ry ’ego, G alliéniego, F ra n ch e ta d ’E speray i F ocha oraz generałów de L an g le’a i Sarraila. W czasie długich lat wojny pozycyjnej, aż do drugiej bitwy n a d M a rn ą — p o czątk u końcowej

(5)

228 Tomasz Schramm

kontrofensyw y aliantów — w szerszej św iadom ości zagościli jeszcze np. Fayolle, de C astelne- au, C harles M angin, G o u ra u d , D eg o u tte, M aistre. N iejako osobną k ateg o rię stanow ią ci, którzy, nie p rze ra stając swoich kolegów zgrom adzonych na froncie zachodnim , znaleźli się na innych te a tra c h działań, gdzie ich indyw idualność i rola łatwiej mogły być w yeksponow ane. O dn o si się to do S arraila i F ra n ch e ta d ’E speray w Salonikach, Ja n in a i N iessela w Rosji czy H e n ri B e rth e lo ta w R um unii. Ten o statn i m oże służyć ja k o dobry przykład w zględności tego typu ocen. N ic nie ujm ując jego pow szechnie uznaw anym zaletom , m ożna zauważyć, że we F rancji je st on obecnie rów nie m ało p am iętany, ja k w iększość generałów z tam tych lat. Gdyby w 1916 r. w ybór p ad ł n a kogoś innego, in n e nazw isko rów nie dobrze byłoby p o dzień dzisiejszy o p ro m ie n io n e sławą rum uńskiego nieledw ie b o h a te ra narodow ego.

R ów nież nie z F rancją, p om im o epizodu m inisterialnego o d gru d n ia 1916 do m arca 1917 r., je st zw iązane nazwisko Lyauteya. W tym w ypadku stopień m arszałkow ski hon o ru je p rz e d e w szystkim jego zasługi m arokańskie. Te p onosił i w latach 1914-1918 — niezaangażo- w any w b ezp o śred n ie w alki — odegrał, ja k się uw aża, b ard z o isto tn ą rolę n a zapleczu, jak ą stanow iło dla walczącej F rancji jej im p eriu m kolonialne. W te n sposób należy Lyautey po części i do ostatniej z wymienionych na w stępie tego szkicu kategorii.

Jeśli przyjąć uw zględnienie i jej rolę istotną, nie pierw szoplanow ą, bo w tym w ypadku te rm in brzm i n ieadekw atnie, jak o ść kreacyjną przypisać też należy takim postaciom , ja k Louis L o u ch eu r, organ izato r francuskiego przem ysłu w ojennego czy m inister h an d lu E tie n n e Cle- m entel, arc h itek t p ro g ram u gospodarczych celów wojny.

II w ojna św iatow a stanow i szczególny rozdział w dziejach Francji. Po m ało chlubnym okresie „dziwnej w ojny” i k am panii 1940 r. rozdziela się ona n a kilka w ątków równoległych, w różnym sto p n iu alternatyw nych lub uzupełniających się.

W h isto rię owego pierw szego okresu w pisane są co p raw da nazw iska ówczesnych przy­ wódców i wodzów, ale właściwie tylko p o to, by stwierdzić, że nie sprostali oni sytuacji. N a pew no nie były to p ostacie w ybitne ani kreatyw ne; jeśli czołow e, to przez zajm ow ane sta n o ­ wiska, a nie przez to, co sobą reprezentow ali. O dnosi się to i do kolejnych wodzów naczelnych: G am elin a i W eyganda, i do p re m ie ra D ala d ie ra , nie m ów iąc o nic n ie znaczącym prezydencie L eb ru n , b ezlitośnie „podsum ow anym ” przez de G a u lle ’a słowami: „p o u r ê tre un hom m e d ’E ta t il n e lui m a n q u ait que deux choses: q u ’il fû t un hom m e, q u ’il y e û t un E ta t” . N ieco lepszą p ra sę m a jedynie p re m ie r od 22 m arca 1940 r. P aul R eynaud, ale i w tym przypadku zestaw ianie go z C lem enceau je st nacechow ane p rze d e wszystkim uszczypliwością.

Po czerw cu 1940 r. nie było ju ż m iejsca dla wodzów. D la dow ódców — o tyle, o ile F rancja chciała i była w stanie n ad a l prow adzić d ziałania w ojenne z koalicją antyfaszystowską. W arun­ ki te zrazu niełatw o było spełnić. Z klęski n ato m ia st wyłoniły się dwie F rancje — i obie miały swoich przywódców.

F o rm aln a ciągłość państw ow a — chociaż nieustrojow a — F rancji została zapew niona p rzez pow ierzenie przyw ództw a człowiekowi, który cieszył się największym autorytetem : Pétainow i. B o h a te r I wojny światowej stan ął te ra z n a czele państw a francuskiego pow alonego p rzez klęskę w ojskow ą, o k rojonego tery to rialn ie (u tra ta terytoriów odzyskanych n a mocy tra k ta tu w ersalskiego) i w znacznej części okupow anego, wreszcie p rzechodzącego głęboki kryzys polityczno-ustrojow y, w yrażający się k ońcem trw ającej siedem dziesiąt lat III R epubli­ ki. W nowej sytuacji pozycja P é ta in a ja k o przywódcy państw a w aspekcie form alnopraw nym była, ja k to p o d k reśla n o , najsilniejsza o d czasów przedrew olucyjnych. W spierał ją ogrom ny au to ry tet m arszałka; do daw niejszego, datującego się od lat 1916-1918, dołączał się teraz nowy, zrodzony w ro k u 1940: tego, który w jakiś sposób w yprow adził F rancję z wojny. Jego

(6)

nazw isko zw iązane je st nierozerw alnie z nazw ą Vichy; je d n o i drugie sym bolizuje te n rozdział — czy m oże podro zd ział — historii Francji. Tym sam ym w sposób konieczny m usi się ono znaleźć w śród tych, k tó re w historii II wojny światowej uw ażane są za czołowe. O so b n ą kw estią p ozostaje, w ja k im sto p n iu sędziwy m arszałek był rzeczywiście aktywnym, działającym przy­ w ódcą państw a Vichy. W 1940 r. m iał 84 lata. N ieraz p o d k reśla n o jego d o b rą fo rm ę fizyczną i in te le k tu aln ą i n ie całkiem były to tw ierdzenia propagandow e. Je d n a k w czasie spraw ow ania p rze zeń u rzę d u szefa państw a form a ta na pew no osłabła. A le czynnik te n m iał jedynie zn aczenie dodatkow e w ograniczeniu jego roli. Z nacznie większy m iała rywalizacja — słowo to chyba właściwie o ddaje isto tę rzeczy — z właściwym arc h itek tem polityki kolaboracji, człow iekiem , który dążył do bycia w vichystowskiej F rancji faktycznym „n u m erem p ie r­ wszym” , to znaczy P ie rre ’m Lavalem . To, że na szesnaście m iesięcy (od 13 gru d n ia 1940 do 18 kw ietnia 1942 r.) został L aval odsunięty od w ładzy dow odzi, że m arszałek um iał i był w stanie m u się przeciwstaw ić. A le to , że pow rócił, świadczy, ja k m ocną m iał pozycję — oczywiście dzięki N iem com . P otw ierdzone to zostało, gdy w listopadzie 1943 r. ponow na p ró b a jego odsunięcia skończyła się niepow odzeniem , p o czym wpływ P éta in a na politykę uległ znacznem u ograniczeniu. Praw da, było to ju ż p o zajęciu przez N iem ców „wolnej strefy”, co przekształciło państw ow ość francuską w zu p e łn ą fikcję. A le i w tej sytuacji prow adzona była polityka kolaboracji, aczkolwiek m ająca ch a ra k te r w iększego niż u p rze d n io p o d p o rz ą d ­ kow ania. W każdym razie Laval — w iceprem ier (przy prem ierostw ie P éta in a) i oficjalnie desygnowany n astęp ca szefa państw a, p o swoim zaś pow rocie w 1942 r. p re m ie r oraz m inister spraw zagranicznych i w ew nętrznych — był nie tylko pierw szoplanow ą p o stacią państw a francuskiego. F orm alnie u stęp u jąc P étainow i, był on w ręcz „vichystą n u m e r 1” i ja k o taki zajm uje czołow e m iejsce w h istorii Vichy.

W ystępuje w niej w ielu polityków i działaczy. N iektórzy zajm ow ali znaczne pozycje już wcześniej, inni stali się pro m in en tn y m i p ostaciam i d o p ie ro w latach 1940-1944. W ydaje się je d n ak , że nie m a pow odów , by naw et najznaczniejszych kolaborantów , ja k D éa t, D o rio t, D arn a n d , de B rinon i innych um ieszczać w tych rozw ażaniach, p o za m oże jednym . A dm irała D a rla n a nie m ożna, w przeciw ieństw ie do P é ta in a i L avala, um ieścić w kateg o rii przywódców, je d n a k zajm ow ał najbardziej pierw szoplanow e stanow iska, zw łaszcza w okresie odsunięcia Lavala. Był „n u m erem trzecim ” reżim u. N ajznaczniejszą rolę odgrywał, co praw da krótko, w m om encie lądow ania aliantów w A fryce P ółnocnej, kiedy to porzucił obóz Vichy, by stanąć n a czele „innej”, proalianckiej Francji. Była to skom plikow ana rozgrywka, w której udział D a rla n a zakończył się szybko i dram atycznie.

„ In n a ” F rancja, w chodząca w skład koalicji antyhitlerow skiej, istniała ju ż w tedy o d blisko dwóch i p ó ł lat. O śro d k iem jej i przyw ódcą, b ez w ahań m ożna pow iedzieć: tw órcą był generał C harles de G aulle. Jego K o m itet W olnej F rancji rep rez en to w ał zrazu b ard z o niew iele po d każdym względem : liczebności, reprezentatyw ności, nie m ów iąc o p o te n cja le m ilitarnym . Je d n a k był to jedyny ośrodek, k tó re m u alianci m ogli przyznać p odm iotow ość ja k o re p re z e n ­ tu jącem u F rancję w koalicji, naw et jeśli jego fo rm aln a pozycja p o zostaw ała niedom ów iona. Słusznie też stw ierdza Teresa Janasz, że inicjatyw a de G au lle ’a „przyniosła krajow i o drodzenie i nie pozw oliła wykreślić F rancji z rzę d u państw liczących się pow ażnie na are n ie św iata” . Słowa te najlepiej o d d ają dziejow ą rolę gen erała, tru d n o ści zaś, ja k ie m usiał przezwyciężyć n a swojej drodze od K o m itetu W olnej F rancji do oczywistego i pow szechnie uznaw anego p rem iero stw a R z ąd u Tymczasowego w 1944 r. tym w ydatniej ukazują jego wielkość.

Trudności te spotykał ze strony sojuszników, p rze d e wszystkim A m erykanów , największe zaś o ne były od listo p ad a 1942 do drugiej połow y 1943 r., kiedy to usiłow ano go wyeliminować,

(7)

230 Tomasz Schramm

przeciw staw iając m u gen. G iraud. Z tego w zględu — i tylko z tego w zględu — rów nież tem u o sta tn ie m u należy przyznać isto tn ą rolą w e francuskich dziejach drugiej w ojny światowej, ściślej zaś w pew nym ich okresie. Stw ierdzić zaraze m trzeb a, że o ile okoliczności wyniosły G ira u d n a p la n pierwszy, o tyle okazał się on nie d o rastać do w yznaczonej m u roli.

W h isto rię W olnej F rancji wpisywało się stopniow o corazw ięcej nazwisk. Sytuacja, w jakiej kontynuow ała ona w ojnę, n ie pozw alała n a w yłonienie w odza. Pow ierzenie funkcji głów no­ dow odzącego G ira u d w pisane było w rozgrywki polityczne w łonie F rancuskiego K o m itetu W yzw olenia N arodow ego. W ym ienić n ato m iast m ożna nazwiska dowódców, którzy n a róż­ nych frontach zaznaczyli w kład francuski w końcow e zwycięstwo, naw et jeśli był on sto su n k o ­ w o skrom ny w skali całego w ysiłku w ojennego.

W yróżnia się tu osoba P h ilip p e’a L eclerca de H au teclo cq u e, jed n eg o z pierwszych, którzy stanęli przy de G au lle ’u. O d rajd u na saharyjską oazą K ufra w lutym 1941 r. doszedł, zgodnie ze złożoną ta m przysięgą, aż do S trasburga, p o p rzez libijski Fezzan, T unezję i udział w wyzwo­ len iu Paryża na czele swej D rugiej Dywizji P ancernej. W ym ienić też należy M a rie -P ie rre K oeniga, obrońcę B ir-H a k e im , późniejszego dow ódcą F orces F rançaises de l’In té rie u r oraz A lp h o n se ’a Ju in a i Je a n a de L a ttre de Tassigny, którzy odszedłszy od Vichy, dowodzili: pierw szy w A fryce P ółnocnej i we W łoszech (gdzie zdobył M o n te M aio — dla Francuzów odpow iednik M o n te C assino), drugi n a p o łu d n iu Francji, poczynając od lądow ania 15 sierpnia 1944 r.

O sobne m iejsce w e francuskiej h istorii II wojny światowej zajm uje ruch oporu. N ie był on tożsam y z W olną F rancją, pow stanie jego oraz działalność do sam ego w yzwolenia stanowiły w ąte k sam oistny. Je d n a k znaczenie je g o zarysowuje się wyraźniej od 1942 r., kiedy zw iązek z ośro d k iem londyńskim się w zm ocnił, rozpoczęło się to, co Ja n Z am ojski określa jako „upaństw ow ienie R é sistan c e”. W iąże się to z w ysuw ającą się na p lan pierwszy osobą Je a n a M oulina, w ybitnego organizatora. D oprow adził on do znacznego zjednoczenia ru ch u oporu, uw ieńczonego u tw orzeniem K rajowej R ady R uchu O p o ru , na której czele stanął. M oulin działał we F rancji z m a n d a tu de G a u lle ’a, co obecnie, za V R epubliki, niew ątpliw ie sprzyja eksponow aniu jego osoby. Trudno m u je d n a k odm ów ić w ybitnych w alorów osobistych i ta- kichże zasług (aczkolw iek nazw isko jego nie zm ieściło się w Historii Francji p ió ra L efeb v re’a, P o u th asa i B au m o n ta, wydanej też w Polsce w 1969 r.). O b o k niego w ym ienia się nieraz nazw isko g en e rała C harlesa D ele strein ta, dowódcy A rm ée S ecrète. H isto ria zapisała jego nazw isko n a tym stanow isku. Je d n a k nie zdołał on odegrać istotnej roli, aresztow any w czer­ w cu 1943 r. (w krótce p rze d M oulinem ). W śród znaczących p o staci R ésistance wymienić należałoby n ato m ia st np. je d n eg o z czołowych organizatorów w pierw szym o kresie i o p o n en ta M oulina, H e n ri F ren ay ’a, czy re p re z e n ta n ta F rancuskiego K o m ite tu W yzw olenia N aro d o w e­ go na P o łu d n iu Je a n a B ingena. N a zap leczu gaullistow skim znaczną rolę odgrywał p oprzez C om m ission G én é ra le des E tu d e s M ichel D ebré.

M im o że nie sprzyjały te m u w arunki, we francuską h istorię II wojny światowej w pisał się człowiek, któ reg o m ożna zaliczyć do ostatniej z zaproponow anych n a w stępnie kateg o rii — działających w cieniu organizatorów (m im o użycia p rze d chwilą tego określenia w stosunku do M oulina i F reneya ich należałoby raczej um ieścić w śród polityków czy dow ódców ). To Je an M on n et. W 1939 r. naw iązał do działalności, k tó rą rozw ijał w czasie I wojny światowej. D o ­ prow adził wówczas do utw orzenia francusko-brytyjskiego k o m ite tu koordynującego zakupy sprzętu, któ reg o to k o m itetu został przew odniczącym z ram ien ia o bu rządów . „D ziw na w o jn a” nie sprzyjała rozw inięciu zbyt rozległej działalności tego organu, ale sam o jego pow ołanie i spraw ne funkcjonow anie zasługuje na p odkreślenie. To byłoby je d n a k za m ało, aby tak

(8)

eksponow ać znaczenie M o n n e ta. O dgryw ał on je d n a k n astęp n ie znaczną, czasem wręcz inspirującą rolę w takich w ydarzeniach, ja k głośny p ro je k t unii francusko-brytyjskiej, wysu­ nięty w czerw cu 1940 r., pow stanie w A lgierze F rancuskiego K o m ite tu W yzwolenia N a ro d o ­ wego p o d w spółprzew odnictw em de G au lle ’a i G iraud, w yposażenie oddziałów francuskich w sprzęt wojskowy, w przew ażającej części am erykański. To o sta tn ie zasługuje na szczególne p o d k reślen ie, zważywszy niełatw e stosunki m iędzy de G au lle ’m i R ooseveltem .

U sta len ie praw dziw ego rankingu, w którym uszeregow ać m ożna by w ym ienione nazwiska o d pierw szego m iejsca do ostatniego nie w ydaje się możliwe, naw et jeśli przyzna się, dajmy n a to, de G au lle ’owi znaczenie większe niż Juinow i. N a ta k ie zabawy m oże być m iejsce w tygodnikach — rankingi owe, u k ła d an e p rzez czytelników, m ogą w jakim ś sto p n iu odzw ier­ ciedlać pew ną św iadom ość historyczną społeczeństw a, ale nie złożoną rzeczywistość dziejową. H istoryk, gdy zajm uje się tą o sta tn ią (a nie św iadom ością historyczną, do czego też m a p ełn e praw o, ale czynić to m usi w zu p ełn ie inny sposób), m oże najwyżej w skazać, k tó re postacie i dlaczego uw aża za znaczące w danym okresie dziejów — w tym w ypadku w h istorii I i II w oj­ ny światowej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tym przemilczanym, ale nie- zwykle ważnym tematem zajął się w swoich badaniach naukowych profesor hi- storii państwa i prawa z Uniwersytetu Wrocławskiego Tomasz Kruszewski, który

Społeczeństwo polskie wobec martyrologii i walki Żydów w latach II wojny światowej, Materiały z sesji w Instytucie Historii PAN w dniu 11 III 1993 r., wstęp i redakcja

Uważny czytelnik dostrzeże jednak stwierdzenia rozproszone w rozmaitych miejscach książki, z których wynika, że stosunkowo znaczna część społeczeństwa polskiego

Ojciec opowiadał, że mamie zawsze udało się masło przynieść i wszystko, ona handlowała i ojciec też. Nie było łatwo, moja siostra była tam w jakiejś szkole, ona

Myśmy przy samym ognisku przeszli i jakaś była tam chałupka, dała nam ta pani, zdaje się jakiejś zupy i mówi: „Ale tutaj uważajcie, tędy nie idźcie, bo tędy.”,

Tylko ci właśnie Ślązacy to powiedzieli wtedy, bo ja byłam z mamą i tu jeszcze chyba sąsiadka była, a oni właśnie, ci Ślązacy mówili: „No, nas to wy się nie bójcie –

Na choinkę to siostra starsza kupowała takie twarze aniołków, osobno nóżki, osobno ręce, tułów się rysowało, z bibuły się robiło sukienki, ten tułów się

Tak [było] przez jakiś czas, dopóki nie zaczęli przyjeżdżać Niemcy do tej wioski od czasu do czasu i wieśniacy więcej nas nie chcieli trzymać, po prostu troszkę