• Nie Znaleziono Wyników

Gorgiasz : "O tym, co nie jest"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gorgiasz : "O tym, co nie jest""

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

F I L O Z O F I A X I I — N A U K I H U M A N IS T Y C Z N O -S P O Ł E C Z N E — Z E S Z Y T 228 — 1991

Zakład Filozofii

Barbara M iłuńska

GORGIASZ: O T Y M CO N IE J E S T

Z a r y s t r e ś c i . Jaką wartość filozoficzną przedstawia traktat O ty m co nie jest? Czy stanowi on jedynie krytyczno-pamfletyczną odpowiedź na Parmenidejski poemat O tym co jest, czy też można w nim odnaleźć oryginalną koncepcję filo­ zoficzną? W niniejszym artykule, opierając się na analizie Gorgiaszowego traktatu, staram się wykazać, że zawiera on filozoficzne uzasadnienie sofistyki, którego pod­ stawę stanowi diametralne odróżnienie tego, „co pomyślany”, oraz tego, co dane w doświadczeniu zmysłowym (aisthesis) od „tego, co jest” (to on) pojmowanego jako zewnętrzna wobec podmiotu, cielesna rzeczywistość.

G orgiasz z Leontimoi, tw órca re to ry k i i jeden z n ajw y b itn iejszy ch sofistów , w h isto rii filozofii zapisał się p rzede w szystkim jako au to r oryginalnego i zaskakującego tra k ta tu zatytułow anego O t y m co nie jest

ulbo o N aturze (Peri tu m e ontos e peri jyseos). T y tu ł ten n iew ątp liw ie

stan ow i k a lk ę Parm enidesow ego O N atu rze albo o ty m , co jest (Peri

jyseos e peri tu eontos), co w skazyw ałoby n a k ry ty czn y , bądź n a w e t

parni le tyczny w sto su n k u do filozofii eieackiej c h a ra k te r tra k ta tu . Z tego zapew ne pow odu u ta rło się przekonanie, że w ystąpienie Gorgiasza n a­ leży trak to w ać p rzede w szystkim jako k ry ty k ę filozofii P arm em desa, k ry ty k ę bardzo p rzew ro tn ą, gdyż jak pisze W. K, C. G u thrie

... pomysłowość Gorgiasza była tak wiellka-, że użył «η argumentów typu eieaokiego, aby dowieść dokładnie przeciwnych konkluzji: nie „co jest, jest”, ale oo 'jest, nie jest, oraz „riiic” istn ieje1.

W śród badaczy filozofii sta ro ż y tn e j n ie m a jiednak zgody co do tego, czy jest to k ry ty k a przep ro w adzo n a ma seirio, oiparta n a pow ażnych filozoficznych a rg u m en tach czy raczej w y szukany i n iezw yk le w y ra fin o ­ w any żart. Różnica zdań w ynika tu z odm iennych siposotbów o dczytania G orgiaszowego tra k ta tu : dla jed n y ch jest on ty lk o efek tow n ym ćwicze­ niem reto ry czn y m , podobnym do P ochw ały H elen y czy O brony

(3)

m e d e s a 2, dla in n y ch zaś pow ażnym , choć dow cipnym , dziełem filozo­

ficznym . Rzecznicy d rugiej tezy są w zdecydow anej większości, należy do nich także w spom niany w yżej G u th rie, k tó ry stw ierd za, iż

... błędem jest myśleć, że parodia nie da się pogodzić z poważnymi zamie­ rzeniami. Cel Gorgiasza miał charakter negatywny, niemniej jednak poważny. Ukazanie absurdalności eleackiej, a zwłaszcza Parmenidejskiej logiki (absurdalność rozumowania, wychodzącego od „to jest” i „to nie jest”) było bardzo ważne za­ równo dla zdrowego rozsądku, jak i teorii retoryki3.

Stanow isko, jak ie zajm uje G u th rie, choć n a jb a rd zie j rep re z en ta ty w ­ ne, nie je s t jed n a k podzielane przez w szystkich, k tó rz y skłonni są tr a k ­ tow ać pow ażnie dzieło Gorgiasza. W p ra c y P olarity and A nalogy G. E. R. L loyd stw ierdza, iż teza, jak ą staw ia w sw ym tra k tac ie G or­ giasz, je s t całkow icie ogólną tezą ontologiczną i epistem ologiczną, nie bardziej skierow aną przeciwko' eleatom niż przeciw ko kom ukolw iek in­ nem u. Znacznie m n iej entuzjasty czn ie ocenia on tak ż e osiągnięcia filo ­ zoficzne G orgiasza przyznając, że w praw d zie

... badał on trudności zrodzone przez rozumowania eleatów, nic jednak nie uczynił, aby je 'rozwiązać. W rzeczywistości jest bardzo wątpliwe, aby on lub jaikifcołwiek inny filozof tego· okresu jasno rozumiał założenia, na których opie­ rały się takie rozumowania', lulb był zdolny rozwiązywać dylematy, ktÓTe wpro­ wadzały 4.

Z arysow ana pow yżej rozbieżność stanow isk in te rp re ta c y jn y c h uza­ sadniona jest z jed n ej stro n y oryginalnością sam ego tra k ta tu , z dsrugiej zaś sofistycznym „rodow odem ” Gorgiasza: ob raz sofisty — „im itato ra m ęd rca” n ie m ającego an i rzeteln ej wiedzy, ani rze teln y c h m etod, ta k sugestyw nie zarysow any przez Plato na, do dzisiaj w yw iera silny w pływ n a w yobraźnię czytelników u tru d n ia ją c czasam i b ezstro n n ą lek tu rę so­ fistów. J a k więc p re z e n tu je się G orgiasz w tra k c ie O ty m , co nie jest — jako filozof, czy jako« sofista? J a k i jest jego rzeczyw isty stosunek do filozofii, zwłaszcza filozofii Elei, czy należy go uznać za k ry ty k a

2 Np. H. G o m p e r z , Sophistik und Rhetorik, Leipzig 1912.

3 W. C. K. G u t h r i e , op. cit., s. 194. Niemal identycznie argumentuje G. Ca­ logero (Journal of Hellenic Studies 1957, t. 1, s. 16). Odwołując się do rozdziału na temat Gorgiasza w swoich Studi sull’ Eleatismo, Rome 1932, stwierdza, że „nie jest żartem, ani ćwiczeniem, ale w najwyższym stopniu ironicznym reductio ad absurdum filozofii eleackiej”. W odróżnieniu od Guthrie’go twerdzi on, że ostrze krytyki Gorgiasza skierowane było raczej przeciwko Zenonowi niż Parmenides owi. Równie zdecydowane, choć nieco odmienne w kwestiach merytorycznych, stano­ wisko zajął W. Bröcker: Gorgiasz contra Parmenides, Hermes 1958, z. LXXXVI, s. 432, sugerując, że rozumowania Gorgiasza są skierowane przeciwko eleackiej koncepcji bytu, a następnie, że na drodze implikacji dowodzą „opinii śmitertelnych” wbrew eleackiej „drodze Prawdy”.

(4)

eleatów , czy raczej za ich lucznia i k o n ty n u ato ra? P on adto czy jego filo­ zofow anie m a jedynie w alo r n eg aty w ny , k ry ty czn y , czy też stanow i

próbę teoretycznego uzasadnienia sofistyki?

B ardzo tru d n o znaleźć jednoznaczną odpow iedź n a postaw ione w yżej p y tan ia in te rp re tu ją c tek st tak odległy w czasie i ta k nietypow y, jakim jest tr a k ta t O ty m , co nie jest, zwłaszcza iż nie dysponujem y obecnie jego o ry g in aln ą w ersją, a jedynie p a ra fra z ą podaną iprzez S ekstusa Em pi­ ry k a 5. Pom im o tego, że nie m a żadnej pew ności, iż w e rsja podana przez S ekstusa zachow uje pełn ą zgodność z oryginałem , i że w szystkie w y ­ m ienione tam a rg u m e n ty pochodzą od G o rg iasz a 6, m usi ona stanow ić głów ną podstaw ę analizy, gdyż ro zp raw a O t y m , co nie jest jest jedy­ nym tek stem filozoficznym , jak i pozostaw ił po sobie Gorgiasz. Pozostałe, tak ie jak Obrona Palam edesa czy Pochwała H elen y stan ow ią przy kład efektow nych, ale niezbyt pom ocnych p rz y rek o n stru k c ji poglądów filo­ zoficznych ich au tora, ćwiczeń reto ry czn y ch . Roziprawa iskładać się m iała z trzech części, z k tó ry c h k ażda pośw ięcona była obronie jedn ej z posta­ w ionych na początku p rac y tez. Głosiły one, że

... po pierwsze: nic nie istnieje [ouden estin], po drugie: jeśli nawet istnieje, to i tak jest dla człowieka niepoznawalne [akatalepton], po trzecie: jeśli nawet może być poznane, to i tak jest niemożliwe do wypowiedzenia i opisania drugiemu czło­ wiekowi 7.

Część pierw szą, n a jb a rd zie j rozbudow aną, rozpoczyna G orgiasz od stw ierdzenia: „jeżeli coś jest, to jest to albo bytem , albo niebytem , albo jedn ym i d ru g im ”, а-by przejść do w ykazania, że żadna z w ym ienionych m ożliwości nie zachodzi. J e st to p ierw szy, ale nie jedyny, p rzy k ład sto ­ sow ania przez G orgiasza n astęp u jąceg o schem atu rozum ow ania ρ ν ~ p v (рл ~ p), p rz y ozym trzecią m ożliw ość odrzuca o n zaw sze pow ołując się n a zasadę, zgodnie z k tó rą przeciw ień stw a w ykluczają się w zajem ­ n i e 8. P ierw szą tezą, jak iej dowodzi Gorgiasz, jest stw ierdzenie n ieistnie­ nia n ie b y tu . Sw oje rozum ow anie opiera n a dw u przesłankach: 1) b y t i .niebyt to pojęcia sprzeczne, 2) b y t z konieczności istnieje. Ju ż

rprzy-5 S e k s t u s , Adversus mathematicos, VII, [w:] H. D i e 1 s„ W. K r a n z , Die Fragmente der Vorsokratiker, t. 2, Dublin — Zürich 1968, fr. 65—86. Oprócz p a r· rafrazy Sekstusa zachowała się jeszcze jedna, niepewnego pochodzenia, w tekście zatytułowanym De Melissa, Xenophane, Gorgiia (dalej MXG). W nin. art. opie­ ram się głównie na pracy Sekstusa idąc za sugestią Dielsa, który traktuje tekst Sekstusa jako bardziej miarodajny.

6 Argumentacja, jaką podaje Sekstus, w większości pokrywa się z zamieszczo­ ną w MXG, chociaż miejscami jest bardziej rozbudowana.

7 S e k s t u s , op. oit., fr. 65.

8 Rzec by można, że Gorgiasz respektuje zasadę sprzeczności, gdyż przyznaje, że dwa zdania sprzeczne nie mogą być zarazem prawdziwe, ale nie uznaje zasady wyłączonego środka, gdyż żadnego ze zdań sprzecznych nie uznaje za prawdziwe.

(5)

jęcie pierw szej przesłanki p row adzi do oczywistego wniosku, że „istn ie­ jący n ie b y t” będzie pojęciem w ew n ętrzn ie sprzecznym . Gorgiasz u jm u je

to w te n sposób:

Gdyby bowiem był myślany jako niebędąey, to by nie istniał, a gdyby istniał jako niebyt, to znowu by istniał. Niewątpliwie jest to zupełnie niedorzeczne aby coś mogło zarówno być jak i nie być, zatem niebyt nie istnieje. [Teza ta zostaje dodatkowo wzmocniona przez drugą przesłankę, z której wynika, że] ... jeśli bytowi przysługuje bycie, to niebytowi niebycie.

'N astępnie G orgiasz przechodzi do rozbudow anego i dość skom pliko­ wanego dowodu m ającego obalić tezę o istnien iu b y tu , ziupełnie nie p rzejm u jąc się tym , że stanow iła ona jedną z przesłanek poprzedniego dowodu. S to su je dow ód p o śred n i pokazując, iż n ie d a się bytow i p rz y p i­ sać określonych, a n iezbędnych do jego istnienia, atry b u tó w . T ak w ięc byt, o ile istn ieje — pow iada G orgiasz — m usi by ć „albo w ieczny, albo zrodzony, albo zarów no wieczny, jak i zrodzony”. O kazuje się jednak,

że -byt nie może b yć wieczny, jeżeli bow iem jest w ieczny, to nie m a początku, a to, co nie m a początku, jest bezkresne. Je że li zaś je st bez­ kresne, to nigdzie nie jest, gdyż w szystko, co istn ieje, istn ieje „gdzieś”, czyli p o trz e b u je jakiegoś m iejsca lu b ,— u jm ując rzecz inaczej — za­ w iera się w czymś w iększym o d siebie sam ego. Z b ezk resem zaś jest te n kłopot, że nic odeń w iększego istnieć już nie imoże, d lateg o też nie m ogąc w niczym się zaw ierać i(w ty m rów nież w sobie s a m y m )9, nie może istnieć „gdzieś”, więc ty m sam ym „nigdzie nie istn ieje ” .

J a k n ietru d n o zauw ażyć, pow yższy -wywód .nie je s t niczym innym jak sofizm atem , w k tó ry m dow odzi się czegoś zupełnie innego od tego, co m iało być udow odnione. Gorgiasz utożsam ia wieczność z nieskończo­ nością, gdyż zarów no jedna, jak i d ru ga c h a ra k te ry z u je się tym , że nie m a początku, dzięki czemu, u d aje m u się unikn ąć kłopotliw ego obalania Parm em idesowej tezy, zgodnie z k tó rą to, co jest, jest nie zrodzone, i ograniczyć do w ykazania, że inie może istnieć b y t nieskończony p rz e ­ strzen n ie 10.

Przechodząc do obalenia tezy przeciw nej, Gorgiasz rozpoczyna od Stw ierdzenia, że b y t n ie m ógł pow stać z bytu, w y k o rzystu jąc arg u m e n t Panmemidejski, w k tó ry m kładzie się nacisk n a to, że o tym , co jest, nie m ożna powiedzieć, że „było” lub „będzie” , gdyż stanow i to tylk o

9 Zdaniem Gorgiasza byt nie może zawierać się w sobie samym, gdyż wówczas „tym samym będzie to »w którym« i to »w sobie« i w ten sppsób byt rozdwoi się na miejsce i ciało, co jest niedorzeczne”.

10 Melissos zgadzając się z Parmenidesem, że to, co jest, nie mogło powstać, twierdził ponadto, że nie mając początku i końca jest także nieograniczone, bądź nieskończone (apeiron). Dowód Gorgiasza uderza ewentualnie w Mellissosa, ale nie w Parmemdesa.

(6)

m n ą form ę powiedzenia,, że „nie jest” . N ie mógł też pow stać iz n ie b y tu — d odaje Gorgiasz w y k raczając ty m sam y m poza P arm enidesa, k tó ry od­ rzucał sam ą m ożliwość ro zp atry w an ia w szelkich rela cji pom iędzy bytem a n ieb y te m jako bezsensow ną i sprzeczną w e w n ę trz n ie 11. G orgiasz arg u ­ m en tu je w sposób n astęp u jący : „niebyt n ie m a m ocy zrodzić czegokol­ w iek, dlatego że z konieczności to, co izdolne do płodzenia, zawdzięcza tę zdolność uczestnictw u w istn ien iu ” . Na tym nie kończą się jed nak a rg u m e n ty obalające tezę o istnien iu bytu, pozostaje jeszcze .bowiem do udow odnienia, że b y t n ie może być ani jednością, ani wielością. G orgiasz rozpoczyna od w ykazania, że jedność nie może istnieć w sposób bezw zględny, gdyż jakkolw iek byśm y jej n ie pom yśleli, zawsze podlega podziałowi:

...jeżeli bowiem [byt] jest jeden, to przecież ma jakiś rozmiar, albo jest ciągły, albo jest jakąś wielkością, albo też ciałem. A jeżeliby zachodziła którakolwiek z tych możliwości, to byt nie będzie jednością, gdyż [to, co ma rozmiar] jest po- dzielne, zaś byt ciągły może być pokawałkowany, analogicznie wielkość nie będzie dla myśli niepodzielną, ciało natomiast ma zwykle trzy wymiary: długość, szero­ kość i wysokość. Niedorzecznością natomiast byłoby utrzymywać, że żadna z w y­ mienionych okoliczności nie zachodzi (fr. 73).

Gorgiasz dość a rb itra ln ie u stala zakres i sens pojęcia jedności nie przy taczając żadnych arg u m en tó w poza w ym ienioną tezą o „niedorzecz­ ności” ew entualnego sprzeciw u. W szystkie w ym ienione przez G orgiasza m ożliwości o p ierają się n a m ilcząco p rz y ję ty m założeniu w zględności po­ jęcia jedności, zgodnie z k tó ry m jedność m oże być rozu m ian a tylko jako m atem atyczn a lub fizyczna wielkość 12. Ju ż samo to założenie g w a ra n tu ­ je podzielność jedności, k tó ra rozum iana jest tu ta j w yłącznie jednostko­ wo, czyli jako „coś jednego”. Do takiego odczytania znaczenia, jakie n a ­ dał G orgiasz pojęciu jedności, sk łan ia tak że następ n y , pośw ięcony oba­ len iu tezy o istn ien iu wielości, fra g m en t tra k ta tu . Dowodzi się w nim , że „wielość nie jest niczym innym jak połączeniem jedności, zbierając razem jednostki tw o rzy m y w ielość” (fr. 74), poniew aż jed n ak b y t nie może być jedn ostk ą, to ty m bardziej nie może być zespoleniem jedno­

11 Również w tym miejscu Melissos wykroczył nieco poza ustalenia Parme­ nidesa twierdząc, że to, co jest, nie mogło powstać z niczego. Nie stosuje on jed­ nak argumentu podawanego przez Gorgiasza.

12 Zarówno u eleatów, jak i u Platona jedność bytu rozumiana była zupełnie inaczej. Wyczerpujące omówienie tego znaczenia przekracza znacznie ramy nin. art. Tutaj pragnę jedynie zaznaczyć, że u eleatów, w stopniu jeszcze wyższym niż u Platona, jedność była synonimem niepodzielności i nigdy nie była kojarzona z wielkością, bądź cilałem fizycznym. Por. argument Melissosa: „To co jest, jeśli istnieje, musi być czymś jednym, a skoro jest czymś jednym, nie może mieć ciała. Jeśliby bowiem miało grubość, miałoby części i już nie byłoby jednym”. Frag. В 9 w wyborze H. D i e 1 s a, W. К r a n z a, op. cit.

(7)

stek, czyli wielością. Na ty m stw ierdzeniu G orgiasz kończy sw ój p ośred­ n i dowód m ają cy w ykazać niem ożliw ość istn ien ia b y tu. Poniew aż wcze­ śniej dowodził, że także n ie b y t nie imoże istnieć, teza, iż zarów no byt, jak i n ie b y t nie imogą istnieć .równocześnie, zostaje p rz y ję ta jako oczy­ wista.

W przekonaniu, że pierw szą, postaw ioną przez siebie tezę, m ówiącą, że nic nie istnieje, należy uznać za udow odnioną, Gorgiasz przechodzi do w ykazania, że praw dziw a jest rów nież teza druga, głosząca, że nic n ie może być poznane. Gorgiasz tra k tu je ją jako swego ro dzaju w zm oc­ nien ie pierw szej, pokazując, iż naw et, g dyby ktoś nie p rzek o n an y jego poprzednim i w yw odam i u p ierał się n ad al p rzy tw ierdzeniu, iż coś istn ie ­

je, to i tak będzie m u siał uznać, że jest to niepoznaw alne. Swój r a d y ­ k a ln y agnostycyzm b u d u je on n a jed n y m tylko argum encie, k tó ry fo r­ m u łu je w postaci im plikacji: „jeżeli to, co m y ślane [ta fro n u m e n a ] jest n ieistn iejący m , w ted y to, co istn ieje nie jest tmyślane” (fr. 79). A by a r ­ g u m en t ten s ta ł się przekonujący, G orgiasz m u si w ykazać praw dziw ość pierw szego członu im plikacji, co czyni w sposób dość pow ierzchow ny i okrężny. S ta ra się on osiągnąć w spom niany e fe k t przez k ry ty k ę tezy: „jeżeli coś jest m yślane, to istn ie je ” (praw dopodobnie w te n sposób zo­ sta ła tu z in terp reto w an a panm enidejska teza o jedności m yślen ia i b y ­

cia) 13, posługując się n a stę p u jąc ą arg u m en tacją:

Jeżeli myślane jest także istniejącym, wtedy wszystko to, co jest myślane, ist­ nieje — i to w sposób, w który ktoś myśli o nich. Jest to jednak absurdalne. Bo nie tak jest, że jeżeli ktokolwiek myśli o człowieku, który fruwa lub pływa na rydwanie pędzącym po morzu, skutkiem tego człowiek lata, a rydwan pędzi po morzu. Zatem nie tak jest, że to, co myślane, jest istniejące (fr. 79).

Z d ru g ie j s tro n y — dodaje G orgiasz — jeżeli założylibyśm y, że to, co m yślane, istnieje, to w te d y m usielib yśm y zgodzić się rów nież n a to, że to, co istnieje, nie będzie m y ślan e, co jest oczyw istym aibsurdem, gdyż m y ślan e są Scylla czy C him era, chociaż realnie nie istnieją.

Przeciw staw iając C him erze pom yślanej — C him erę realn ie istniejącą, przeciw staw ia o,n tem u, co ty lk o pom yślane — to, co realn ie istniejące, dokonując ty m sam ym jednoznacznego i rad yk alnego oddzielenia m yśli i b y tu . A by m óc u stalać relacje, jakie zachodzą pom iędzy rzeczaimi po­ m yślan y m i {ta fro n u m e n a ] i rzeczam i będącym i [ta onta] trzeb a je było uprzednio w yodrębnić i oddzielić od siebie. To m ilcząco p rzy jęte i nie w yrażone exp licite założenie jest podstaw ą, na k tó re j b u d u je Gorgiasz w szystkie sw oje w yw ody. Pom im o iż jego a rg u m e n ta c ji m ożna by sporo

13 Ten sposób interpretacji do dzisiaj jest dość powszechnie przyjmowany. Nie­ którzy badacze współcześni (np. J. B a r n e s , The Presocratic Philosophers, Lon­ don 1979) uznają argumenty wysunięte przez Gorgiasza za trafne i wystarczające.

(8)

zarzucić, to jed n a k nie jej rzetelność je s t tu ta j spraw ą najisto tniejszą, gdyż w nioski, do jak ich dochodzi, zaw arte są ju ż w sam ym założeniu. Jeżeli „rzeczy p o m y ślan e” są czyimś ró żn y m od „rzeczy będących”, to ty m sam y m ż a d n a ,rzecz po m yślana n ie będzie m ogła n ig d y być rze ­ czą będącą. A skoro tak , to rów nież ż a d n a z rzeczy będących n i g- d y nie będzie m ogła być rzeczą pom yślaną.

Czy jest to tylko gra słów, czy Gorgiasz w y k o rzy stu je jedynie nie- dookreśloność pojęcia ta fro n u m en a, którego sens i zakres nigdzie nie zostały sprecyzow ane, czy też jest aż ta k przenikliw y, żeby pokazać, nie czekając n a b iskupa B erkeleya, ostateczne konsekw encje dualizm u m yśli i b y tu w ty m sam y m m om encie, w k tó ry m teo rie dualizm u zapoczątko­ wał? W analizow anym tekście w ielo k ro tn ie dem onstrow ał o n sw oje ,,so- fistycznie” m an ie ry posługując się często n ienajrzetelniejszy m i, a już n a pew no n iejedn o ro dn ym i flozoficznie argum entam i. B udując sw oje w y ­ w ody d b a raczej o efek t, jak i m ogą one w yw rzeć n a czytelnikach, niż o ich solidną i rzeczową podbudow ę. Lekkość, a n a w e t rzec b y m ożna bezczelność, z jak ą G orgiasz tra k tu je „pow ażne” i „głębokie” próblem y filozoficzne, skłan ia do tego, a b y rów nież jego sam ego p o trak to w ać jako lekkodueha baw iącego się słow am i. K iedy jed n ak dokładniej w czytam y się w tra k ta t O ty m , co nie jest, okaże się, że m ożna w n im odnaleźć m oże nieco chropaw ą, ale dość spójną, em p iry sty czn ą teo rię poznania. Szczególnie pom ocne będą tu ta j fra g m e n ty z trzeciej i o statn iej części poem atu pośw ięcanej ob ron ie tezy o niem ożności przekazania poznania. S tw ierdzając bow iem , iż język nie jest narzędziem , k tó re um ożliw iłoby przekazanie zdobytej wiedzy, G orgiasz zm uszony je s t do pokazania, jak ą rolę odgryw a języ k w procesie poznaw czym , a ty m sam ym do zaryso­ w ania jak iejś szkicow ej teo rii 'poznania. Robi to w sposób dość chaotycz­ ny, ale arg u m en ty , k tó ry m i się tu ta j posługuje, po p ew n y m uporządko­ w aniu u k ła d a ją się w n a stę p u ją c y s c h e m a t14:

1. „B yt jest czymś zew nętrzn ym ” w sto su n k u do m yśli.

2. B ytów jest w iele, G orgiasz m ów iąc o bycie używ a zw ykle liczby 'mnogiej, stosując zam iennie pojęcia ta onta — b y ty i ta pragm ata —

14 Część trzecia traktatu w układzie Dielsa i Kranza (frag. 83—86) przedstawia się następująco: „A nawet gdyby było do zrozumienia, to i tak byłoby nie do przekazania innym. Jeśli bowiem wśród bytów są widzialne i słyszalne oraz do­ stępne wielu zmysłom jednocześnie [przyjmijmy, że są na zewnątrz], to te widzial­ ne chwytane są zmysłem wzroku, zaś słyszalne zmysłem słuchu, a nie na odwrót. Jak więc można przekazać te [wrażenia] komuś innemu? [...] Ujawniamy [pozna­ nie] za pomocą mowy, a mowa [logos] nie jest rzeczywistością ani bytem, zatem nie byty ujawniamy komuś innemu, lecz mowę, która dla niego jest rzeczywisto­ ścią. Tak więc, jeśli nie możemy uczynić widzialnego słyszalnym i na odwrót, słyszalnego widzialnym, i jeśli przyjmiemy, że byt jest czymś zewnętrznym, to język nie może być naszym [...] Nie będąc zaś, język nie może być ujawniony

(9)

rzeczy. M ożna b y więc powiedzieć, że b y t dla G orgiasza to ty le co rzecz, przedm iot, jakiś kon k ret.

3. Je d y n y m źródłem poznania jest dośw iadczenie zm ysłowe. B y ty są o d bierane jed y n ie za pomocą zimy,słów, p rzy czym jedne z n ich dostępne są tylko poszczególnym zmysłom, inne zaś w ielu zm ysłom jednocześnie. Tym , co w rezu ltacie o trzy m u jem y, jest w rażenie (ajsthezis), p rzy czym dla każdego rod zaju w rażeń istn ieje w łaściw y m u organ poznania (dosł. ch w y tan ia — katalepsis).

4. Ję zy k — logos — nie jest organem „ c h w y tan ia ”, lecz ew en tu aln ie organem „ u ja w n ia n ia ” czy też p rzekazyw ania zdobytej wiedzy. Ale tej roli też spełnić n ie może. G orgiasz w ym ienia powody.

5. Ję zy k nie p rzed staw ia d an ej rzeczy tak , jak się ona po jaw ia zm y­ słom, lecz w pew ien określony sposób p orządkuje je.

... na podstawie konkretnego, danego nam doświadczenia smaku język przed­ stawia jego jakość, zaś kolor na podstawie podpadającej pod zmysły barwy. Jeżeli więc tak się rzeczy mają, to nie język przedstawia rzeczy zewnętrzne, lecz rzeczy zewnętrzne pozwalają mu wskazywać na coś (fr. 83).

Ję zy k nie przed staw ia więc — zdaniem Gorgiasza — żadnej rzeczy­ wistości, ale su biekty w n e, zawsze w ybiórcze u stalen ia n a jej tem at,

6. P onadto, w języku dokonuje się tra n sfo rm ac ja w rażeń zm ysło­ wych, głów nie obrazów, w dźw ięki. M ówiąc dokonujem y więc zam iany „tego, co w idzialne, w to, co sły szaln e” . Nie jest to jed n ak zam iana ad ek w atn a, gdyż „nie m ożem y w idzialnego uczynić słyszalnym , ani sły­ szalnego w idzialnym , gdyż dla innego org an u u ch w ytn e jest to, co w i­ dzialne, a dla innego to, co sły szalne” (fr. 86). Z atem język nie jest

w sta n ie u jaw n ić rzeczyw istości, gdyż kom un iku jąc kom uś nasze pozna­ nie nie p rzed staw iam y m u b y tu , lecz jedynie jego su b sty tu t, jakim jest słowo.

7. W szystko to prow adzi do w niosku, iż język nie jest rzeczyw isto­ ścią, lecz jedynie quasi-rzeczyw istością, pozorem b y tu . Sekstus określa

komuś drugiemu. Mówi on [Gorgiasz], że mowa docierając z zewnątrz porządkuje nam rzeczy, to jest wrażenia zmysłowe: bowiem na podstawie konkretnego, da­ nego nam doznania smaku język przedstawia jego jakość, zaś kolor na podstawie podpadającej pod zmysły barwy. Jeśli więc tak się rzeczy mają, to nie język przedstawia rzeczy zewnętrzne, lecz rzeczy zewnętrzne pozwalają mu wskazywać na coś. Ale, jak nie można powiedzieć, że w ten sposób to, co widzialne, i to, co słyszalne, stanowi rzeczywistość, tak też [nie można tego powiedzieć] o języku, jakoby mcżna z jego rzeczywistości i bytu rzeczywistość i byty wyjawiać. Jeżeli bowiem język nawet jest rzeczywistością, mówi, to wyróżnia go spośród pozosta­ łych rzeczywistości i zwykle odróżniał oiała widzialne od słów: dla innego bowiem organu uchwytne jest to, co widzialne, a dla innego słowo. Zatem język nie ujaw­ nia wielu bytów, tak więc nie można sobie nawzajem jasno wyrazić natury”.

(10)

to w ten spo,sób: „język nie sk ład a się z su b sta n c ji i b y tó w ”, dlatego też nie ujaw n ia ani su b stan cji, a n i bytów . P onadto S ekstus pow iada o Gor- giaszu, że w yróżnił on język spośród innych [rodzajów] rzeczyw istości oraz „odróżnił ciała w idzialne od słów ” .

Podstaw ą, k tó ra um ożliw ia Gorgiaszowi powyższe odróżnienie, jest uprzednio przeprow adzone oddzielenie rzeczy od w rażen ia zmysłowego, a więc tego, oo jest rea ln y m by tem , przedm iotem poznania, od podm io­ towego „uch w y cen ia”, ujęcia tegoż przedm iotu. N ie p o trzebu ję tu doda­ wać, iż Gorgiasz .nigdzie n ie p o słu g u je się pojęciem podm iotu i p rze d ­ m iotu poznania, n ie jest też m oją in te n c ją przekonyw anie kogokolwiek, że Gorgiasz w pełn i uśw iadam iał sobie, że dokonuje rady kaln eg o odróż­ n ien ia m yśli i b y tu , nie m ów iąc już o w szystkich filozoficznych im p lik a­ cjach tegoż odróżnienia. W ydaje się, iż u stalenie poziom u „świadom ości teo re ty c z n e j” Gorgiasza b yłoby dzisiaj zajęciem zupełnie jałow ym i z gó­ ry skazany m n a niepow odzenie. N iezależnie bow iem od tego, na ile i czy w ogóle G orgiasz uśw iadam iał sobie filozoficzny sens przeprow adzonego przez siebie odróżnienia, to b ezsporny jest fakt, że jego in te rp re ta c ja lo­ gosu, ozy też może, m ów iąc z b y t szum nie, jego teoria języka m ożliw a była tylko dzięki rad y k aln em u o dróżnieniu tego, co podm iotow e, od te ­ go, co przedm iotow e; m ów iąc językiem Gorgiasza, tego, co zew nętrzne, i tego, co w ew n ętrzn e. Ono zaś z kolei m ożliw e b y ło tylko p rz y założeniu, że b y t je s t ciałem , a więc czymś, co „posiada długość, szerokość, w yso­ kość, m a jak iś ro zm iar”, z a jm u je jakieś m iejsce. Ogólnie: b y t dla G or­ giasza jest ciałem , a więc k o n k retn y m „czym ś”, k tó re z n a jd u je się „gdzieś”. To „gdzieś” będzie się zawsze znajdow ało n a zew nątrz pod­ m iotu, k tó ry n ig d y nie je s t w stan ie bezpośrednio uchw ycić przedm iotu. Znaczące — w o m aw ianym tu ta j kontekście — są pojęcia, jakim i po­ sługuje się Gorgiasz: „to, co w idziane”, „to, co słyszane” oraz „to, co m y śla n e ”. Chociaż są one z sam ej sw ej n a tu r y dw uznaczne i nigdzie nie zostały jasno zdefiniow ane, to jed n ak w szystkie w skazu ją n a pew ien ro ­ dzaj aktyw n ości podm iotu, z k tó ry m są zw iązane. G orgiasz w yraźn ie d a ­ je do zrozum ienia, iż tym , czym podm iot dysponuje, jest ty lk o „rzecz po strzeg an a” bądź też „rzecz m y śla n a ”, n ig d y zaś nie je s t nią realnie tzn. cieleśnie istniejąca. Nie sposób tu odm ówić Gorgiaszowi p rzen ik li­ wości, z jak ą w yprow adza w nioski z przejęteg o przez siebie założenia, że b y t je s t ciałem , czyli czyimś zew n ę trz n y m wóbec podm iotu. Z astan a­ w iająca, a niezw ykle rzadko spotyk an a, jest łatw ość, z jak ą godzi się n a w szystkie, n a w e t n ajb ard ziej rad y k a ln e, konsekw encje swego stano w i­ ska, a także u m iejętn o ść zastosow ania ich w p rak ty ce, czego p rzykładem je st -cała pierw sza część tra k ta tu , o k tó re j z całą pew nością m ożna po­ wiedzieć, że zbudow ana została ze słów . Słow a to tylko dźwięki, pozór rzeczyw istości, a n aw et pozór pozoru, gdyż w ujęciu: rzecz — rzecz po­

(11)

strzeg an a — rzecz w ypow iedziana z a jm u ją one ostatnie, najpośledniejsze m iejsce. T ak a jest k onsekw encja i końcow y w niosek rozw ażań zaw a rty c h w dwoi o sta tn ic h częściach tra k ta tu , składających się n a sp ó jn ą i logicz­ n ą całość, k tó rą bez obaw y uznać m ożna za w yraz poglądów filozoficz­ nych a u to ra . Część pierw sza, n ajb ard ziej w y rafinow ana, ale też p ełn a nie­ konsekw encji ; pozlepiana z niejednorodnych, często w ykluczających się w zajem nie, argum entów , stan o w i przykład praktycznego zastosow ania Gorgiaszowej „teorii języ k a”, a zarazem jego w yśm ienitego — ja k s ą ­ dzę — poczucia hum oru . U dow adniając, że język nie m oże być dobrym narzędziem poznania, w y kazał zarazem , iż m oże być w y śm ien ity m n a ­ rzędziem zabaw y, jak ą jest stw arzan ie sugestyw nego pozoru poznania. Popełni błąd nie tylko ten, kto tra k tu je w yw ody Gorgiasza zie śm ierteln ą pow agą, ale i ten, kto je zupełnie lekcew aży — G orgiasz ośm ieszy za­ rów no jednego i drugiego. J e s t cyniczny, ale szczery, baw i się słow am i, tw o rzy z n ich pozorne dow ody, ale jednocześnie uczciw ie dowodzi, że słow a są tylko dźw iękam i, niczym w ięcej. Jeżeli n a w e t jego tr a k ta t b y ł­ by tylko w yrafin o w an y m żartem , to jed n ak takim , k tó ry zaw iera w so­ bie zasadę au to d em isty fik acji. W ten oto p rze w ro tn y sposób G orgiasz za­ dem onstrow ał, n a czym polega sofistyka, p o k azu jąc jednocześnie jej stro ­ n ę p rak ty c zn ą i teoretyczną. A poniew aż zrobił to w yśm ienicie, do dzi­ siaj je s t u tra p ien ie m histo ryk ó w filozofii, k tó rzy m a ją kłopoty z zakw a­ lifikow aniem tr a k ta tu O ty m , co nie jest do odpow iedniej ru b ry k i.

*

* *

J a k w św ietle powyższej in te rp re ta c ji p rze d staw ia się problem relacji zachodzącej pom iędzy poglądam i Gorgiasza a filozofią Elei? J a k sądzę, szukając dla G orgiasza ew en tu aln y ch źródeł in spiracji n a pew no nie m ożna by w skazać n a P arm en id esa, z którego korzystał on dość po­ w ierzchow nie zapożyczając jed y n ie pom ysł ty tu łu i k ilk a argum entów , k tó re tra k tu je w yłącznie in stru m e n ta ln ie w y k o rzy stu jąc tam , gdzie mogą podeprzeć jego w łasną, m iejscam i dość chw iejną, k o n stru k c ję m yślow ą. Pom im o iż G orgiasz posługuje się zaproponow anym p rzez P arm en idesa term in em b y t (to on — dosłow nie [to] będące, to co jest), to jedn ak zdaje się zupełnie nie dostrzegać znaczenia, w jak im term in te n po jaw ił się, n ad ając m u sens zupełnie odm ienny, chociaż niezbyt oryg in aln y . G or­ giasz ani nie p recyzuje bliżej znaczenia, w jakim używ a tego term in u , ani tym bardziej nie uzasadnia sw ego w y bo ru odw ołując się do prze­ ciętnego, zdrow orozsądkow ego sposobu m yślenia, zgodnie z k tó ry m to, co jest, czyli byt, to przede w szystkim ciało, konikret, rzecz nam acalna. N ie w koncepcji b y tu leży zresztą jego oryginalność, gdyż tru d n o byłoby

(12)

o m n iej w y rafinow aną, ale w um iejętności konsekw entnego w yp ro w a­ dzania z n iej nieb an aln y ch i zaskak u jący ch wniosków. Filozoficzna w a r­ tość jego p rac y polega ch y b a głów nie n a ukazaniu teoriopoznaw czych konsekw encji tego tak oczyw istego dla większości lu dzi sposobu m yślenia 0 bycie. N a ty m ukazaniu nieoczyw istych konsekw encji tego, co dla w szystkich oczywiste, o p a rta jest rów nież efektow ność i atrakcy jno ść tej pracy. O dw ołując się do dom niem anej k o m p eten cji filozoficznej prze­ ciętnego czy teln ika G orgiasz n ie bez słuszności zakłada, iż pod pojęciem „ b y tu ” rozum ie on to, co może zobaczyć lu b usłyszeć, a więc to, co dane jest w dośw iadczeniu zm ysłow ym . U dow adniając następn ie, iż ta k n a ­ p raw d ę to wcale nie m ożna dotknąć tego, czego się dotyka, an i zobaczyć

tego, co się widzi, szokuje czytelnika, budząc jednocześnie jego podziw. U zyskanie takiego e fe k tu byłoby zupełnie niem ożliw e dla P a rm e n id e- sa, k tó ry pojm ow ał filozofow anie jako um iejętność podw ażania oczyw i­ stości oraz porzucania w szelkich naw y k ó w m yślow ych niezależnie od te ­ go, czy ich podstaw ą będzie dośw iadczenie zm ysłowe, język czy trad y cja. W swoim poem acie O ty m , co jest w yróżnił on dw a sposoby m yślenia: filozoficzny, k tó ry nazw ał „drogą p ra w d y ”, oraz pow szechny w śród lu ­ dzi, pow ierzchow ny i pły tk i, gdyż o p a rty n a dośw iadczeniu zm ysłow ym 1 języku, k tó ry o k reślił m ian em „drogi m n iem an ia” 15. O p arte n a nie­ pew nej podstaw ie m niem ania jest chaotycznym , p o d atn y m na w szelkie sugestie, gdyż n ie rozum iejącym an i siébie, ani swego przedm iotu, spo­ sobem m yślenia. Z daniem E leaty większość śm ierteln y ch nie w ykracza nigd y poza drogę m niem ania, po k tó rej

...błąkają się, dwugłowcy, gdyż bezradność w ich sercach ikieruje chwiejnym umysłem, oni zaś, popychani, na równi ślepi i głusi, niezdolne do trafnych roz­ różnień plemię 16.

N iestałość i chw iejność u m y słu w ynika tu z b ra k u oparcia m yśli w sobie sam ej, z jej uzależnienia a zarów no od zm iennych w rażeń, jakich dostarczają zm ysły, jak i służących do ich uporząd ko w ania du alistycz­ nych kategorii, jakie o feru je język. W ujęciu P arm en id esa przejście z „drogi m n iem an ia” n a „drogę P ra w d y ” w ym aga uw olnienia m yślenia z tego podw ójnego uw aru n k o w an ia, uniezależnienia go zarów no od p resji zmysłów, jak i języka. T ylko m yślen ie autonom iczne, będące aktyw no ­ ścią w sobie sam ej zn ajd u jącą uzasadnienie i spełnienie, m oże zbliżyć się

15 Wyczerpujące omówienie tej relacji wymagałoby szczegółowej analizy poema­ tu Parmenidesa, co wykraczałoby znacznie poza ramy nin. art. Poglądy twórcy szkoły eleatów Parmenidesa, przedstawione tutaj tylko szkicowo, zostały przeze mnie szerzej omówione. B. M i ł u ń s k a , Czy Parmenides był monistą?, Studia Fi­ lozoficzne 1988, nr 3.

16 P a r m e n i d e s , O naturze albo o tym , co jest, [w:] H. D i e 1 s, W. K r a n z , op. cit., t. 1, frag. В 6 w. 5—9.

(13)

do „dobrze zaokrąglonego, nie drżącego serca P ra w d y ”, poznając to, co jest, czyli b y t 17.

U fundow ane przez E leatę pojęcie to on pow stało od razu jako k a te ­

goria ab strak cy jn a, jako re z u lta t dośw iadczenia czysto1 noe tycznego. Z da­

niem jego tw ó rcy m ogło być ono zrozum iane ty lk o przez tych, k tó rz y dzięki w kroczeniu ma „dlrogę P ra w d y ” zyskali takie dośw iadczenie p o ­ zostaw iając za sobą w szelkie w yobrażenia i pow ierzchow ne «pinie. P a r ­ m enides bardzo m ocno p odkreślał, że złudzeniem jest przekonanie, jakoby śm ierteln i znali to, co jest — n astaw ien i n a b adanie św iata wielości, podążając za zm iennym i obrazam i, jakich d ostarczają zm ysły, dokonują n ieu stan n y ch różnicujących porów nań, dlatego też nie są w sta n ie do­ strzec jedności bycia. P rzestrzeg a om adepta wiedzy filozoficznej przed pułapką, jak ą jest różnicujący um ysł:

niech nie zmusi cię przyzwyczaj enie, abyś postępując często doświadczaną drogą

rozdzielał zaiciemmagącyim wzrokiem, brzęczącym uchem albo językiem, lecz rozumem rozstrzygaj wielce sporny problem przeze minie wyrażany 18.

Je d y n y m i argu m entam i, jak im i m ożna się posłużyć „dociekając P ra w d y ” , są a rg u m e n ty racjonalne, a jed y n ą oczyw istością — oczywistość noe- tyczna.

W św ietle p rzy jm o w an ej przez E leatę zasady m etodologicznej sto ­ sow ane przez G orgiasza odw ołanie się do po tocznego rozum ienia b y tu u jaw n ia zupełne niezrozum ienie zarów no w łaściw ych filozofii d y re k ty w badaw czych, jak i w y p racow anej p rz y ich udziale k ateg o rii to on. P a r ­ m enides nie pojm ow ał b y tu jako ciała, ani też w żaden in n y su b sta n c ja l­ n y sposób, co z kolei powodowało, że nie mógł trak to w ać go jak o czegoś zew nętrznego wobec m yślenia. U chw ycenie jedności tego co jest, rów ­ noznaczne było d la ń z uchw yceniem jedności m yślen ia i bycia, dlatego też stw ierdzenie, iż „tym sam ym jest m yślenie i b y cie”, uznane być może za k w in tesen cję jego a n ty -d u alisty czn ej, sko ncen tro w anej n a ba­ dan iu jedności filozofii. S tą d też podniesiony przez G orgiasza problem rela cji pom iędzy tym , co pom yślane, a tym , co będące, u Parm enidesa tra c i rac ję b ytu, gdyż nie m ożna ro zp atry w ać relacji pom iędzy tym , co nie zostało oddzielone i przeciw staw iane. Jeżeli parm enddej'skie to on nie jest rzeczą, to inie może być ono uchw ycone an i jako „rzecz w idziana” , ani jako „rzecz sły szan a”, a n i n a w e t jak o „.rzecz pom yślana” . Dowodząc, że poznanie b y tu jest niem ożliw e, gdyż n ie jesteśm y w stanie

iprzekro-17 Obok terminu to on Parmenides posługuje się również pojęciem to einai — bycie. Bezpośrednie, nie zapośredniczone językiem uchwycenie myślą bytu rów­ noznaczne jest dlań z poznaniem samego „serca Prawdy”.

(14)

czyć gran icy „tego, co pom yślane”, G orgiasz w alczy nie ty le z u stale­ niam i P arm enid esa, co z konsekw encjam i sw ojego w łasnego stanow iska. P ro b lem sto su n k u m iędzy m y ślą i ibytem, m iędzy ta fron u m en a i to on rodzi się w raz z ich oddzieleniem , co następ u je dopiero p rzy su b stan cjaln y m ro zu m ien iu b y tu — niezależnie od tego, czy 'będzie ono jeszcze ta k p ry m ityw ne, jaik u Gorgiasza, czy tak w yrafin ow an e, jak u A rystotelesa. W ted y w łaśnie to on zam ienia się w ta onta — jedność parm enidejslkiego b y cia w wielość zróżnicow anych bytów. D ociekania filozoficzne E leaty skoncentro w an e b yły na jedinośai: od niej zaczynał, na n iej też kończył sw e b a d a n ia . Z aproponow any p rzezeń sposób m yśle­ nia był program ow o an ty -d u alisty czn y , w y k raczał nie tylk o poza dualizm b y tu i n ieb y tu , ale także poza dualizm podm iotu i p rzed m io tu poznania, m yślenia i bytu. Jego zdaniem poznanie jedności było m ożliw e tylko w tedy, kied y m y ślen ie rów nież siebie ujm ow ało jako to on — „będące” , gdyż oddzielając się od tego, co jest, m usi ujm ow ać siebie jako m e on — „nie-będące”, a więc jako ,,nie”.

W odróżnieniu od P arm en id esa Gorgiasz op ierał sw oje rozum ow anie nie na tym , co noetyczme, ale na tym , co d an e w dośw iadczeniu zm ysło­

wym, co w k onsekw encji dało- rad y k aln e oddzielenie m y śli i bytu. N ie­ zależnie od in ten cji, jakie skłoniły Gorigasza do inapiisanii,a tra k ta tu O ty m , co nie jest, p rzedstaw ione w n im w yw ody nie m ogą być uznane za k ry ty k ę filozofii Elei, ch y b a że b y łab y to k ry ty k a o p a rta n a zupeł­ n ym nieporozum ieniu. G orgiasza i P arm en id esa różnią zarów no re z u lta ty filozoficznych dociekań, jak i podstaw y, na jak ich dociekania te zostały op arte; re p re z e n tu ją oni także zupełnie odm ienne o rie n tac je filozoficzne. P arad o k saln ie ty m , co ich łączy, je st pesym istyczna ocena roli, jak ą pełni język w procesie poznania, p rzy czym ocena jak ą w y d a je P a rm e ­ nides, jest znacznie ostrzejsza od G orgiaszowej. G łów nym zarzutem G or­ giasza pod ad resem języka było to, że nie pozw alał o n n a przekazanie zdobytej wiedzy, nato m iast zdaniem E leaty język stan o w i b arierę nie tylko w procesie kom unikacji, ale także w sam y m procesie poznania, poniew aż zam yka m yśl w św iecie stw orzonych przez n ią pojęć. N adając ,,każdej rzeczy różnicującą n a z w ę ” ludzie p o rzą d k u ją rzeczyw istość u s ta ­ naw iając tym sam ym określony obraz św iata, k tó ry później u zn ają za jedynie słuszny i praw dziw y zapom inając, iż sam i go stw orzyli. Język u trw a la p ro jekcje um ysłu u tru d n ia ją c m yśli dotaircie do tego, co jest. Dla Gorgiasza język rów nież był raczej odbiciem iprojekcji i w yo bra­ żeń niż rzeczywistości, tłum aczyło to jego podatność n a su biektyw ne kształtow anie oraz siłę sugestii, jaką w yw iera n a iludzfcie um y sły . W od­ różnieniu jedn ak od E leaty Gorgiasz nie był sk łon ny przedzierać się przez b arierę języka w celu bezpośredniego uchw ycenia jedności tego, co jest. Z p u n k tu w idzenia zreferow anej w cześniej teorii poznania, jaką

(15)

przyjm ow ał, takie „przedzieran ie” nie m iało najm niejszego sensu. J e d y ­ n y m pożytkiem , jak i w edle niego w y n ik ał z filozoficznej re fle k s ji n ad n a tu rą języka, była um iejętność w yko rzystania go w celu oddziaływ ania na ludzkie um ysły. Zgadzając się z F arm enidesem , że ludzie w znako­ m itej większości są niew olnikam i opinii i przesądów , s ta ra ł się należeć raczej do grona tych, k tó rz y te opinie k sz ta łtu ją , niż tych, k tó rz y im .podlegają. O bydw aj, P arm en id es i Gorgiasz, zgadzają się w tym , że reflek sja filozoficzna, dem askując pozom ość i ograniczoność m niem ania, poizwaila n a uw olnienie się spod jego presji, jedn ak d la P arm en id esa jest to dopiero w a ru n e k w stę p n y p raw d ziw ie rzeteln ych, filozoficznych ba­ dań, podczas gdy dla Gorgiasza je s t to już ich zakończenie. Albo, u jm u ­ jąc rzecz nieco inaczej: jest to początek sofistyk i — n ie podlegającej ryg o ro m zabaw y słow am i.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p.. Zamiast grafów można podobnie analizować

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p. Zamiast grafów można podobnie analizować

Jeśli więc ograniczymy ją do zbiorów, które spełniają względem niej warunek Carathéodory’ego, dostaniemy miarę nazywaną dwuwymiarową miarą Lebesgue’a – i to jest

Dodawanie jest działaniem dwuargumentowym, w jednym kroku umiemy dodać tylko dwie liczby, więc aby dodać nieskończenie wiele liczb, trzeba by wykonać nieskończenie wiele kroków,

przykładem jest relacja koloru zdefiniowana na zbiorze wszystkich samochodów, gdzie dwa samochody są w tej relacji, jeśli są tego samego koloru.. Jeszcze inny przykład to

Spoglądając z różnych stron na przykład na boisko piłkarskie, możemy stwierdzić, że raz wydaje nam się bliżej nieokreślonym czworokątem, raz trapezem, a z lotu ptaka

też inne parametry algorytmu, często zamiast liczby wykonywanych operacji rozważa się rozmiar pamięci, której używa dany algorytm. Wówczas mówimy o złożoności pamięciowej;

„Kwantechizm, czyli klatka na ludzi”, mimo że poświęcona jest głównie teorii względności i mechanice kwantowej, nie jest kolejnym wcieleniem standardowych opowieści o