• Nie Znaleziono Wyników

Dzieło P. Thiersa O własności

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dzieło P. Thiersa O własności"

Copied!
396
0
0

Pełen tekst

(1)

DZIEŁO P. THIERSA:

\

O WŁASNOŚCI

Z F R A N C U Z K I E G O P R Z E Ł O Ż O N E , Z P R Z E D M O W4

KAROLA FORSTERA.

„Lu fam ille; la propriété, dans to u s ses genres terre, capital ou salaire ; le travail sous tou tes ses formes, individuel ou collectif, in tellectu el ou ma­ nuel ; les situations que font aux hom m es et les rapports qu’amènent entre eux la fam ille, la pro­ priété et le travail : c’est là la société civile.

Le fait essen tiel et caractéristique d’une so cié­ té civile développée, c’est l ’unité de lo is et l’éga­ lité de droits. “

GUIZOT.

BERLIN.

W K S IĘ G A R N I B. B E H R A (E. BO CK ). L IS T E R D E N L IN D E N 2 7 .

(2)
(3)

ZBIÓR DZIEŁ UŻYTECZNYCH

Z R Ó Ż N Y C H J Ę Z Y K Ó W Z E B R A N Y C H .

II.

DZIEŁO P. THIERSA:

(4)
(5)

DZIEŁO P. THÏElîSA :

O WŁASNOŚCI

Z F R A N C U Z K I E G O P R Z E Ł O Ż O N E , Z PRZEDMOWĄ

KAROLA FORSTERA.

0 c L

„La famille : la propriété, dans tous ses genres terre, capital ou salaire; le travail sous toutes ses formes, individuel ou collectif, in tellectu el ou ma­ nuel ; les situations que font aux hommes et les rapports qu’amènent entre eux la fam ille, la pro­

priété et le travail : c’est lè la société civile. Le fait essen tiel et caractéristique d’une so cié­ té civile développée, c’est l ’unité de lo is et l’éga­ lité de droits.“

GUIZOT.

BERLIN.

W K S IĘ G A R N I B. BEH R A (E. BO CK ).

UNTER D E N L IN D E N 27.

1858.

(6)
(7)

DO CZYTELNIKA.

R izu co n y koleją losów narodowych, jest temu przeszło ćwierć wieku, na obce ziemie, i tu pracą, tym głównym żywiołem ożywczym człowieka, w sfery życia politycznego Paryża wprowadzony, zwątpiłem już praw ie, że przyjdzie mi kiedyś jeszcze odzywać się do publiczności polskiej w ro­ dzinnym ję z y k u , a raczej, w skromności właściwej ludziom m yślącym, nie pochlebiałem sobie posia­ dać tyle wpływu dla mojego głosu, ażebym mógł ze skutkiem przemawiać tam , gdzie większość na­ wykła wielkim tylko imionom dawać posłuchanie i znosić ich opinie, a i tym nawet nieraz zawi­ ścią tylko silne, na głębokiem przekonaniu opar­ te , lecz liczbie nie schlebiające zdanie płacić.

(8)

VI

Dwa mnie wszakże powody wyprowadziły dziś z milczenia mego w piśmiennictwie polskiem.

Pierwszym są różne przeważne zdania, jako- też i zachęty z najwyższych, najszlachetniejszych sfer polskich życzliwie mi oznajmione, które zau­ fanie moje w siłach własnych i dążnościach wzmogły, i utwierdziły mnie w przekonaniu, iż prace moje m ogą, dla tyle potrzebującego szczerych poświę­ ceń kraju naszego, być niejakim pożytkiem ; d ru ­ gim zaś powodem jest osięgnięty już wiek, w któ­ ry m , podług mojego zdania, człowiek rozsądny powinien zacząć myśleć o przeglądzie i regulowa­ niu rachunku swojego ze światem, i więcej jeszcze aniżeli poprzednio postępować tak, aby opuszcza­ jąc tę ziem ię, zostawił na niej uczciwą pamięć i ostatni dowód miłości swojej ojczyźnie, a stal się godnym m iłosierdzia i łaski Boga.

Nie z miłości w łasn ej, lecz jedynie przez szczerą serca wdzięczność, pozwalam sobie przy­ toczyć tu jedno z tych zdań, które wielce na kie­ runek obecnych moich prac wpłynęły. Jest to że tak powiem wyzwanie, które znalazłem w zdaniu sprawy jakie dziennik krakowski CZAS ogłosił na dniu 5. Stycznia 1855 o mojem francuzkiem

dziele: „OD K R Ó L E S T W A D O C E S A R S T W A “, a w

którem znakomity redaktor tego dziennika na wstępie krytyki w yrzekł: „Żałujemy że autor nie

„pisze po polsku. Niema może k raju , gdzieby

„książki pisane jak je pisze P. F o rster, w stylu

(9)

„a w tym duchu i kierunku, były potrzebniejsze, „aniżeli w naszym.“

Takie to więc powody wznieciły we mnie na nowo chęć poświęcania usług moich krajowi w ję ­ zyku rodzinnym , tak jak to ciągle przez ćwierć wieku czyniłem w obcych, i skłoniły mnie do zrobienia niedawno pierwszego kroku pod tarczą najznakomitszego tegoczesnego m istrza rozwagi

i rozsądku, ogłaszając dziełko: R Z U T OKA NA

O ST A T N IE PISM A P O L IT Y C Z N O - F IL O Z O F IC Z N E P. G U IZ O T A “, oraz do postępowania dalej na dro­ dze przyswojenia nam najużyteczniejszych dziś pło­ dów moralnych zagranicznych, nim z kolei moje wła­ sne prace w języku naszym ogłaszać się zdecyduję.

Być może, że dzieła jakie krajowi przedsta­ wię i ogłoszenia moich własnych pism , opartych na rozmyśle, doświadczeniach i bezstronności, znajdą u nas mało tylko stronników, bo wie­ lość lubi czczy owoc ułudy lub bujne marzenia zapału, pod którym się, nie z serca idący, lecz próżnością poddmuchany patryotyzm zwykł na publiczny rynek wyprowadzać; ale ja mniej czuły jestem na poklaski lub zarzuty liczby nie mają­

cej własnego sądu i najczęściej płoche tylko wy­ dającej w yroki, a zupełnej szukam nagrody usi­ łowań lub czynów moich w uznaniu ludzi wyż­ szych, wyborowych, jakoteż w własnem mo- jem sumieniu. Przekonanie że praca jest potrze­

bną istocie myślącej; myśl, że gdyby choć jeden tylko człowiek znalazł użyteczną prawdę w mych

(10)

pismach lub czynach, już tern samém spełniłbym tę missyą jaką mi Opatrzność przeznaczyła na ziemi, wspierają mnie i prowadzą w każdym mym kroku, bez względu na skoki chorągiewki opinii publicznej, która więcej słucha szalonego wichru i burzy, jak zdrowego powiewu pogodnego po­ wietrza. Znam ja dobrze całą wartość tejże opinii i wiem, kiedy się jéj cześć, a kiedy wzgarda na­ leży; dla tego też wiernym zawsze pozostanę memu g o d łu :

„ R ó b coś p ow inien; — niech cobędż się sta n ie .“

VIII

KAROL FORSTER.

(11)

L u dw ik A d olf Thiers u rod ził się w Marsylii 13. K w ie­ tnia 17 9 8 r. z familii pracow itych rzem ieśln ików . Um ysł jego tak giętki i żywy objaw ił się zrazu przez barwę po­ ważną, a m arzenia poprzedziły w nim tę p ew n ość rozw oju in te llig en cy i, jaka z n iego zrobiła jed n ego z najznakomi­ tszych pisarzy i męża stanu najw iększego w pływ u w sw oim czasie. J ego postępy szkolne były m iern e, a kiedy p oszedł na naukę prawa do A ix , zamiast pogrążyć się w digestach i w labiryncie praw k rajow ych, oddał się pracom literackim .

W k rótce jednak pow odzenia prow incyalne n ie w ystar­ czały am bicji m ło d e g o um ysłu m ającego w iększy jeszcze popęd do polityki aniżeli do literatury. Była to chw ila, w którćj stara monarchia robiła ostatnie sw oje dośw iad ­ czen ie w pośród ogó ln eg o w zruszenia w narodzie. Karol X . nie um iał, tak jak jeg o poprzednik Ludw ik X V III, zrę­ cznie k ierow ać tym ruchem u m ysłów i on e łagod zić, lecz p ostaw ił przeciw nie w o b e c sieb ie stare obłędy m onarchii i w rzące nam iętności re w o lu c ji. W takiej to chwili szerzą­ cego się pod p op iołem o g n ia , przybył P. Thiers do Paryża. Z tą przenikliw ością w zroku jaki g o odznacza, upatrzył on natychmiast dla sieb ie m iejsce w tej w alce, a śm iały i zręczny przedsięw ziął pisać historyą rew olucyi francuzkićj. Lecz i to d zieło jakkolw iek w ażne nie było je­ szcze dostateczną bronią, i dlatego P. Thiers rozpoczął swój zawód polityczny pod opieką P. Lafitte w dzienniku zwanym l e C o n s t i t u t i o n n e l , a kiedy dla nowej szkoły liberalnej dążącej do w ładzy utw orzono dziennik l e N a ­ t i o n a l , P. T hiers, Armand Carrel i M ignet zostali naczel­ nymi on ego redaktoram i. W tej to pozycji rozw inął P. T hiers całą siłę i p łodn ość sw ojego talentu pisarskiego, a stronnictw o oppozycyi, które przy pom ocy je g o pióra przy­ g o to w y w a ło opinią publiczną do o p o r u , zm u siło w krótce rząd Restauracyi B urbonów do kroku', który sp row adził jego upadek.

(12)

X

ki em, lecz zarazem agentem zręcznym i niezm ordow anym księcia O rleanu. On to zred agow ał tę sław ną p r o t e s t a - c y ą d z i e n n i k a r z y , która była początkiem w alki, i nale­ żał do tych naczelników oppozycyi liberalnej, którzy od P. Lafitta udali się do Neuilly dla ofiarowania Ludw ikow i F ilipow i korony. W ro zm o w a ch , jakie miał książę Orleanu z naczelnikam i zw ycięzkiej już w ów czas oppozycyi, poznał w net książę te n , wyższy zdolnościam i nad w szy stk ich , kogo i do czego m iał użyć, i opinia jaką w ów czas p ow ziął o P. T h iersie otw orzyła dziennikarzow i przyszłą karyerę rządową.

P ow ołan y pod kierunkiem Lafitta do Rady Stanu P. Thiers miał sob ie p ow ierzoną dyrekcyą budżetow ą, i zo ­ stał w krótce podsekretarzem stanu w m inisterium finansów, gd zie rozw inął całą tę gorączk ow ą czynność jakiej najza- w ikłańsze k w estye n iem ogły zostać ukrytemi.

Miasto A ix w ysła ło P. Thiersa do Izby deputowanych w Paryżu. Tu dopiero dał się poznać zu p ełn ie jako obrońca władzy. Tu zerw ał zu p ełn ie z swoją przeszłością i p ośw ięcił całe sw oje u słu gi na w zm ocn ienie tej zasady, bez jakiej żaden rząd nie jest podobnym , i która znalazła była w oso b ie króla w ykonaw cę obdarzonego najszczytniejszym duchem orga- nizacyi i wyższych pojęć. P. Thiers p o św ięc ił bez waha­ nia się sw oję popularność temu zadaniu, i nabył w ten sposób w pływ u na tę w ięk szo ść trzeciego stanu jaki z tro­ nem L ipcow ym przyszedł do steru rządu.

W roku 1832 P. T hiers został m ianowany m inistrem spraw w ew n ętrzn ych , w gab inecie w którym znalazł się obok P. P. Guizota i Dupina starszego.

Od czasu w ejścia w zaw ód rządowy, i po wzięciu pod dojrzałą rozw agę zasad na których spoczyw a to w a ­ rzystw o, P. Thiers stał się przeciwnikiem najżarliwszym i niezm ordow anym op pozycyi, z której w yszedłszy, znał le ­ piej niż ktokolw iek inny jej dobre i złe strony. „O ppozy- c y e , rzek ł on jed nego dnia z m ów nicy w dyskussyi pra­ wa o pożyczce greckiej w r. 1 8 3 3 , „oppozycye jakakol­

(13)

w iek jest ich natura żądają zaw sze n iep o d o b n e g o , p on ie­ waż n iep odob ne jest najlepszym argum entem do staw ie­ nia przeciw rządow i dlatego, iż takow y nigdy n iep od ob n e­ go zrobić nie m oże.“

M inisterstw a spraw w ew nętrznych jakiem i k ier o w a ł P. Thiers w gabinetach Soulta i księcia T rew izy, n ieod - powiadaly w szakże ambicyi m ło d eg o męża stan u , i dlate­ go w szelk ie jeg o usiłow ania w ym ierzone ku w yższem u ce­ low i miały ten skutek, że literat z prow in cyi, dziennikarz jeszcze nieznany przed kilku laty, otrzym ał w reszcie dnia 22 . L utego r. 1 8 3 6 najwyższy urząd w k raju, prezydenta rady państwa i ministra spraw zagranicznych. Pod jego to kierunkiem miały m iejsce traktat 15 Lipca pom iędzy Angliją, K ossyą, A u str y ą i Prusami; bom bardow anie St. Jean d’Acre; w otow an ie prawa o fortyfikacyach Paryża, i prawo w skutku którego sprow adzono do Francyi zw ło k i N apoleona I. z Stej H eleny.

W ysadzony z gabinetu 29 Października 1 8 4 0 przez P. G u izota, P. Thiers usunął się od ruchu politycznego i zo sta w ił w oln e p ole szczęśliw em u sw ojem u przeciw n ik ow i. P ow róciw szy do pióra rozp oczął pisać H i s t o r y ą C e s a r­ s t w a , której aż dotąd czas swój p ośw ięca.

P. Thiers jest członkiem Akadem ii francuzkiej. D o tej krótkiej biografii, dodam s łó w kilka, z dzieła m ojego francuzkiego P IĘ T N A Ś C IE L A T W PARYŻU* do­ bytych, w których opisałem w rażeniejakie na m nie robił jako m ówca P. T hiers, k tórego stokrotn ie w Izbie D eputow anych w Paryżu w latach 1 8 3 2 — 18 4 8 z w ielką uwagą słu ch ałem : „T eraz w szyscy skończyli m ó w ić , w nioski są w yczer­ pane, kwesty a jest wyjaśniona pod każdym swym w zg lę­ dem i nie p ozostaje już jak tylko w eto w a ć. A le m e; jest strona którą w szyscy zan iedb ali, której nikt nie p ostrzegł,

* Q U IN Z E A N S A P A R IS , 2 Vol. in 8vo 'Paris. Firmin Dîdot frères.

(14)

XII

i z tej strony jest św iat cały zarzutów. F. Thiers żąda g łosu i bieży ku trybunie.

„Jeżeli natura była hojną w sw oich darach dla n ie­ których ludzi w yborow ych , była przeciw nie zu p ełn ie skąpą w zględem teg o męża stanu. M ałego w zrostu , składu ciała prawie gm in n ego, twarzy nadętej, g ło su krzykliw ego i cierp­ k iego, w szystko w nim zdaw ało się być połączonem dla w yłączenia go z życia parlam entarnego i pozbawienia go p ow od zeń m ównicy. On sam sob ie tylko p ow ied ział, że to w szystko nie p ow inn o mu p rzeszkod zić zrobienia karyery politycznej, w szed ł przeto odw ażnie w walkę z na­ turą , potykał się z nią śm iało, i . . . . zw yciężył. K tóż b o­ w iem m ógłby w tćj ch w ili przeczyć św ietn ych zalet P. T h ierso w i? N ikt; a ten ktoby cłiciał o nich w ątpić, nie­ chaj przyjdzie, i niech p osłucha. Będzie m ó w ił, jak to wyżej rz e k łe m , w kwestyj zu p ełn ie w yczerpanej, którój przystęp jem u tylko sam em u jest jeszcze wiadom ym . W stą ­ pił na m ów nicę. Tak jest m ały, że załed w ie g ło w ę jego w idać po nad poręczą takow ej; to go bynajmniej nie tro ­ szczy, on w ie że za chw ilę urośnie. Zaczyna m ów ić. Prz\ pierwszych słow ach jakie wym awia niem ożna się w strzy­ mać od doznania nieprzyjem nego wrażenia Ten g ło s który wam rozdziera us zy, który wam drażni n erw y, nia jest zdolny w yw ołać w aszę życzliw ość. On też jej nie po­

trzebuje. T rochę c ier p liw o ści, a będ ziecie g o słuchali z zajęciem, potem z przyjem nością, potem przeprow adzi was przez w szystk ie stopnie najsilniejszego w zru szen ia; w ciśnie się w w asz um ysł, zadziwi, zelektryzuje w as, narzuci wam swój sposób w idzenia, podbije w as, i nie pow ażycie się na­ w et odetchąć dążąc za nim w galopie w e w szystkie ście- szki je^ o m yśli jasnej, stanow czej. B ędziecie podziwiali n o w o ść sp o strzeżeń , horyzont polityczny otw orzy się dla w as i ten cz ło w ie k tak mały przed chw ilą, stanie się ol­ brzym em . Śm iałym swym krokiem p rzeb iegn ie obszerną przestrzeń E u rop y, przepłynie m orza i p o w ied zie was

(15)

za-ledw ie dyszących ta m , gd zie mu się spodoba was popro­ w adzić. W ysk oki rozum u, jak diament o tysiącu połyskach, wytrysną z lej g ło w y która obejm uje w szystko. Finanse, prawo p u b liczn e, prawo intern acyon aln e, w o jsk ow ość, ekonom ia polityczna, n auk i, sztuki piękne, nic g o nie za- k łop oci. On się w szystk iego uczył, w szystk iego nauczył; i zaręczam w am , że to sło w o z którego tak w sw oim cza­ sie szydzono, to sło w o pow iedziane do jednego męża sta­ nu a n g ielsk ie g o , z prośbą o danie mu pół godziny czasu, dla w ytłum aczenia mu system atu finansow ego A n g lii, nie było ani lek k om yśln ością, ani fanfaronadą z je g o strony. Bynajmniej. Jestem przekonany iż w krótszym nawet czasie byłby pojął te w szystk ie sprężyny pow ikłane, i był­ by wam dał plan gotow y jak je zrobić prostem i. L udzie poważni, którzy się z trudnością u n o szą , nie m ogą pojąć tej potężnej organizacji która odgaduje, że tak pow iem , to czego się n ie m ogła nauczyć. Prawnik i w o jsk o w y , rów nie zdolny do kierowania m inisterstw a rob ot publi­ cznych, m arynarki, finansów lub spraw zagranicznych, zna­ lazłby, m ówi Tymon w swej k sięd ze M ów ców , gen era łó w , chętnie służących pod nim, i Tym on niechciałby się zało­ żyć, iżby nie wygrał b itew . Lecz jaka tćż u n iego sub­ teln ość w pojęciu, w rozw ad ze, i jaka siła p łuc w tym c z ło ­ w ieku n iezm ord ow an ym ! N ie oczekujcie w jego m owach tych effektów retorycznych, które zaślepiają lecz niemają innego skutku. Ni e; to nie jest m owa którą wam prawi, lecz rozm ow a poufała jaką z wami prow adzi. Od czasu do czasu przeprasza was iż nadużywa waszych chw il, a wtym samym m om encie pociąga w a s, przedstaw ia wam n o w e w alki, rozwija wam sw oje plany olb rzym ie, przera­ bia bitwy, oblężenia, i d ow od zi, tak że w ątpić nie można, że jeśli aż dotąd w ierzyliście przeciw n ie tem u co 011 przed­ stawia, to dlatego, że byliście w b łęd zie lubo byliście dzia­ łającymi lub świadkami na miejscu.

(16)

XIV

polityczny, przyprawiony sła w ą , patryotyzm em , w szystk iem i ułudam i natury. W n ijd zie bez w a szeg o p ozw olen ia w dy- skussyą ogólną lubo zam knięcie onej już jest w yrzeczon em , i nie zejdzie z m ównicy jak po p ięciogodzin nem m ó w ie­ niu bez przestanku, bez znudzenia w as, bez znużenia się, i zmuszając sw ych p rzeciw n ik ów do udania się za mm na płac jaki wybrał- Zwykle, odpow iada mu P. G uizot, lecz zręczny w sw ych walkach m ów nicy, żąda tenże o d p o w ie­ dzieć nazajutrz, bo zna mamiący urok sw eg o przeciw n i­ k a , i ch ce dać zapom nieć tę fantasmagoryą s ło w a , która

zawraca g ło w y nawet najzim niejsze. Ta dobroduszność bez p reten sji, która niezdaje się przem awiać jak tylko do rozsądku słuchacza, nie zaś do jeg o n am iętności; to w y­ sło w ie n ie się przystępne dla każdego, są tak pow abne, że nieraz t en, który w szed ł był do sali stanow czym przeci­ wnikiem P. Thiersa, w yszed ł z niej jako największy jego w ielbiciel. Gdyby obok tej zadziwiającej ła tw o ści znaleść można w P. T hiersie zasady u stalon e, gdyby można ra­ chow ać na trw ałość jeg o op inii, m iałby praw o do żąda­ nia p ierw szego dla siebie m iejsca pom iędzy ludźmi stanu w szystkich epok i w szystkich n arodów . Na n ieszczęście, tak nie je st: W O p ozycji jest on czło w iek iem doskon a­ łym, u w ładzy, jest niekom pletnym .

„Jakkolw iek bądź, P. Thiers posiada niezm ierny talent praktyczny. J ego um ysł jest zachow aw czy z całym roz­ wojem jaki obejmuje postęp i ciągły pochód ludzkości. J e­ go patryotyzm jest gorący, szczery. Jest on człow iekiem narodu, a najw iększe jeg o naw et zb oczen ia polityczne m a­ ją h onor narodowy za podstaw ę. P. G uizot jest m oże

ostatnim M inistrem starej M onarchii, P. T hiers jest n ie­ uniknionym człow iek iem R e g e n c ji.“

(17)

SPIS RZECZY.

Strona DO C Z Y T E L N I K A ... V PRZEDM O W A A U T O R A ... 1 K S IĘ G A P IE R W SZ A . O PR AW IE WŁ A S NO Ś C I . Rozdział. I. P oczątek sporu o b e c n e g o ... 5 II. O trybie p o s tę p o w a n ia ... 12

III. O upow szechnieniu w ła s n o ś c i... 18

IV. O władzach człow ieka ... 28

V. O użyciu władz człow ieka, czyli o p r a c y 30 VI. O nierów ności d ó b r ... 38

VII. O przekazie w ł a s n o ś c i ... 45

VIII. O d a r z e ... . ... 48

IX . O d z ie d z ic z n o ś c i... 51

X . O w pływ ie dziedziczności na p r a c ę ... 57

XI. O bogatym ; 65 X II. O rzeczyw istej zasadzie prawa w ła s n o ś c i 86 X III. O preskrypcyi czyli p r z e d a w n ie n iu ... 93

X IV . O opanowaniu rzeczy przez rozprzestrzenienie w ł a s n o ś c i ... 104

K SIĘ G A D R U G A . O K O M M U N I Z M I E . I. O zasadzie ogólnej k o rn m u n izm u ... 133

II. O nieochybnych warunkach kommunizmu . . . . 136

III. Kornmunizm w stosnnku do p r a c y ... 152

IV. Kornmunizm w stosunku do w olności człow ieka 157 V. Kornmunizm w stosunku do r o d z i n y ... 166 VI. O k lasztorze czyli życiu w spólnem u chrześcian 177

(18)

XVI

Rozdział. Strona

K S IĘ G A TR Z EC IA . O S O C Y A L I Z M I E .

I. O s o c j a li z m ie ... 185

II. O cierpieniach tow arzyskich . . ... 192

III. O stow arzyszeniu i jego zastosow an iu do różnych k la ss r o b o c z y c h ... 200

IV. O kapitale w system acie s t o w a r z y s z e n ia 207 V. O dyrekcyi przedsiębiorstw , w system acie stow a­ rzyszenia ... 219

VI. O pracy od s z t u k i ... 233

VII. O zn iesieniu k o n k u r e n c y i... 243

VIII. O w zajem n ości... 260

IX. Prawo do p r a c y ... 276

X. O charakterze ogólnym s o c y a l i s t ó w ... 289

K S IĘ G A CZW ARTA. O PODATKU. I. O sp osobie d otknięcia w łasn ości przez p o d a te k . 295 II. O zasadzie p o d a t k u ... 299

III. O rozkładzie p o d a tk u ... 306

IV. O różnych formach p o d a tk u ... 317

V. O rozejściu się p o d a t k u ... 331

VI. O złem i dobrem mogącem się zrobić przez p o­ datek 342

(19)

PRZEDMOWA AUTORA.

P o n ie w a ż towarzystwo doszło do tego stopnia rozstrojenia moralnego, że idee najnaturalniejsze, najjaśniejsze, najpowszechniej uznane, są poddane wątpliwości i zaprzeczane zuchwale, niechaj nam dozwoloném będzie dowieść podstawy onych, tak jakby tego była potrzeba. Jest to missya mozol­

na i trudna, bo niema nic równie nużącego, nic równie trudnego jak chcieć dowieść tego co jest

oczy wistem. Jawność sama się wykazuje, niema

potrzeby jéj dowodzić. W geometryi n. p. są

tak zwane axioma, do których doszedłszy zatrzy­ mujemy się, zostawiając resztę ich jasności saméj. I tak m ów im y: „Dwie linie równolegle nie po­ w inny nigdy się spotkać.“ — Mówimy daléj : „Li­ nia prosta jest drogą najkrótszą z jednego p un­

ktu do drugiego. “ — Doszedłszy do tych

p ra w d , nie roztrząsam y rzeczy daléj, nie roz­ prawiamy więcej, lecz zostawiamy jasności faktu dalszy wpływ na rozum, i oszczędzamy sobie tr u ­ du dodania: że gdyby te dwie linie m iały się zetknąć, to dla tego że niebylyby ciągle w ró­ wnej odległości jedna od drugiej ; to jest, że nie­

bylyby równoległemi. Oszczędzamy sobie ró ­

wnie dodatku: że gdyby linia wyciągnięta z je ­ dnego punktu * do drugiego niebyła najkrótszą,

to dlatego że niebyłaby ściśle prostą. Słowem,

zatrzymujemy się tam gdzie jawność uderza w oczy, i nie idziemy daléj.

(20)

2 PRZEDM OW A.

W równém byliśmy przekonaniu co do pe­ wnych prawd moralnych, które uważaliśmy jako axioma niewątpliwe, z powodu saméj ich jasności. Człowiek pracuje, i zbiera nagrodę swojej pracy; tą nagrodą są pieniądze; te pieniądze obraca on na chléb, na, odzież; słowem używa takowych, lub jeśli ma onych zanadto, pożycza je, i płacą mu za nie procent z którego żyje; lub też daje to mie­

nie swoje podług upodobania, swojej żonie,

swoim dzieciom, swoim przyjaciołom. Uważaliśmy te czyny za najprostsze, najprawniejsze, najnie- ochybniejsze, najmniej ulegle zaprzeczeniu lub

potrzebie dowodzenia onych. Rzecz ma się

wszakże inaczej. Te fakta, powiadają nam dziś,

były czynami przywłaszczenia i tyranii. Toż to zdanie wpajają ludow i, wzruszonemu, zdziwio­ nem u, cierpiącem u, a podczas, kiedy ufni w ja ­ sności niektórych zasad, zostawialiśmy świat swo­ jem u biegowi tak jak za czasów w których wiel­

ki jeden polityk powiedział: I I m o n d o v a d a

s e , znaleźliśmy go podkopanym przez fałszywą naukę, i stało się dziś potrzebą, jeśli niechceiny ażeby towarzystwo zginęło, dowodzić tego, czego- by przez uszanowanie dla sumienia ludzkiego, n ik t dawniej dowodzić nie był pomyślał. Niechaj więc i tak będzie! Trzeba bronić towarzystwa przeciw niebezpiecznym sektarzom , trzeba go bronić siłą przeciw uzbrojonym usiłowaniom ich uczniów, rozumem przeciw ich sofizmom, i dla tego powinniśmy skazać naszą uwagę, jakoteż uwa­ gę naszych współczesnych, na wykład wolny, sy­ stem atyczny, prawd dotąd najwięcej uznanych. Tak je s t, wzmocnijmy przekonania zachwiane, starając się przejść z kolei zasady najpoczątko- wsze. Naśladujmy Holendrów, którzy na wieść że

(21)

robak niepostrzeżony toczy ich tam y , biegną do grobli ażeby zniszczyć zagrażającego zniszczeniem

robaka. Tak jest, bieżmy ku g ro b lo m ! Nie cho­

dzi tu już o upiększenie mieszkań gdzie żyją na­ sze rodziny; lecz chodzi o to ażeby niedopuścić tymże rozpadnięcia się w zwaliska, i w tym celu należy przyłożyć ręki do podstaw samych jakie

im służą za podporę. ,

Przyłożę więc rękę do tych podstaw na któ­

rych towarzystwo spoczywa. Upraszam moich

współczesnych ażeby mnie wspierali swoją cier­ pliwością, swoją uwagą w mozolnem rozumowa­ niu jakiem u się poświęcę w ich interesie więcej aniżeli w moim własnym, bo doszły już z mło­ dości do wieku dojrzałego, z wieku dojrzałego do tego który za lat kilka będzie starością, świa­ dek kilku rew olucyj, świadek upadku instytucyj i charakterów, nieoczekujący niczego więcej, ni­ czego nie pragnący od jakiejkolwiek bądź potę­ gi ziemskiej, nie błagający Opatrzności jak tylko o to ażeby mi dozwoliła umrzeć z honorem je­ śli trzeba umrzeć, lub żyć otoczony nieco szacun­ kiem jeśli żyć należy, ja nie pracuję dla siebie, lecz dla towarzystwa będącego w niebezpieczeń­ stwie; a jeśli we wszystkiem co czynię, co mówię, co piszę ulegam jakiem u uczuciu osobistemu, jest to , wyznaję, głębokiemu oburzeniu które we mnie wzbudzają doktryny, córki ciemnoty, pychy i fał­ szywej ambicyi, tej, która pragnie wznieść się na zniszczeniu, zamiast wznieść się na budowaniu. Odwołuję się więc do cierpliwości współczesnych. Będę się starał być jasnym , zwięzłym, stano­ wczym, dowodząc im to czego bynajmniej nie są­ dzili ażeby im dowodzić potrzeba, to je st, że to co zarobili jest ich własnem, zupełnie własnem,

(22)

4 PRZEDM OW A.

i że mogą niem żywić się sami, lub żywić swo­ je dzieci. Otóż to jest, dokąd doszliśmy, i dokąd

nas przyprowadzili fałszywi filozofowie spiknieni z uwiedzionemi ludu massami.

Treść tego dzieła była ułożona i zdecydowa­ na w mej głowie jest temu trzy lata. Czynię so­ bie w yrzut iż onego już wtenczas nie ogłosiłem,

nim jeszcze złe rozwinęło swoje szkody. Zaję­

cia moje pochodzące tak z skrupulatnych poszu­ kiwań historycznych, jakoteż z biegu polityczne­ go rzeczy, stanęły mi w tem na przeszkodzie. Oddalony od trzech miesięcy na wieś, gdzie mi wyborcy moich okolic dozwolili nieco spoczynku, napisałem to dzieło które aż potąd było tylko

ułożonem w mojej myśli. Wezwanie zrobione

przez In sty tu t Francyi do wszystkich swych człon­ ków, skłania mnie do ogłoszenia tego. Oświad­ czam wszakże, że nie przedstawiłem pracy tej klassie umiejętności moralnych i politycznych te­ goż instytutu, do której należę. Jestem mu po­ słuszny ogłaszając to pismo, lecz nie czynię go bynajmniej odpowiedzialnym, i jeśli wykonywam jego rozkaz, myśl moją własną tylko wyrażam, w mowie wolnej, żywej, szczerej, jaką zawsze była i jaką zawsze będzie.

P a r y ż , w W rześniu 1848.

(23)

O WŁASNOŚCI.

V V

KSIĘGA PIERWSZA.

O PRAWIE WŁASNOŚCI.

R O Z D Z I A Ł I.

PO C Z Ą T E K SPO R U O B EC N EG O .

Jak stać się m ogło, że w łasn ość zrobiono przedmiotem w ątpliw ości w naszym w ieku?

U k to mógł zrządzić iż własność, instynkt natu­ ralny człowieka, dziecięcia, zwierza, cel jedyny, niezbędna nagroda pracy, poddaną została w ątpli­ wości? kto mógł doprowadzić nas do tego obłą­ kania, jakiego niewidziano przykładu w żadnym czasie, w żadnym kraju, ani nawet w Rzymie, gdzie, wówczas kiedy spierano się nad prawem agrarnem , chodziło jedynie o rozdział ziem

(24)

zdo-bytych na nieprzyjacielu? — kto mógł to zdziałać? zobaczymy to w kilku wierszach.

Pod koniec ostatniego rządu, ludzie którzy walczyli przeciw porządkowi ustanowionemu w ro­

ku 1830, dzielili się na różne klassy. Jedni,

nie w chęci wywrócenia go, lecz owszem w chęci ocalenia, nie upatryw ali kwestyi w formie samej

tegoż rządu, lecz w jego działaniu. Żądali oni

prawdziwej wolności, tej która zasłania sprawy kraju przeciw podwójnemu wpływowi dworu i uli­ cy, rozsądnej adm inistracyi finansowej, potężnej organizacyi siły publicznej, polityki przezornej lecz narodowej. Inni, czyli to z przekonania czy z za­ pału, czyli też z chęci odróżnienia się od tych z którym i walczyli, wymierzali swe ciosy przeciw formie samej rządu i pragnęli rzeczypospolitej, bez ośmielenia się wszakże aż do wyznania tego. Pomiędzy tym i ostatnim i, najszczersi przystawali na czekanie ażeby próba m onarchii konstytucyjnej zrobioną została w zupełności, i postępowali w tym

duchu z całą szlachetnością dobrej wiary. Naj­

niecierpliwsi , usiłując wznieść się nad republika­ nów sam ych, dążyli do rzeczypospolitej z wię­ kszym pospiechem, i by sobie utworzyć język od­ rębny, mówili ciągle o interesie ludu, zapomnia­

n y m , lekceważonym, poświęconym. In n i wresz­

cie, w chęci odznaczenia się przez oznaki bardziej jeszcze jawne, okazywali wzgardę dla wszystkich obrad politycznych, żądali rewolucyi socyalnej, a pomiędzy tym i ostatnim i, znajdowali się nawet

(25)

tacy, którzy pragnąc celu dalszego jeszcze, chcie­ li rewolucyi socyalnej zupełnej, bezwarunkowej. Spór stawał się coraz jadowitszym w m iarę jak się przedłużał, a w końcu, kiedy korona, za późno ostrzeżona, chciała władzę jednych oddać drugim , wśród zamieszania powszechnego, wy­ puściła też władzę z swej ręki. Takowa podnie­

sioną została. Ci którzy ją dziś posiadają, na­

uczeni początkiem doświadczenia, nie spieszą wy­ pełniać nierosządnych zobowiązań, których wielu z nich nawet nie zaciągnęło. Lecz ci, którzy nie mają władzy i którym żadne doświadczenie je ­ szcze oczu nie rozwarło, ci trw ają w żądaniu re­

wolucyi socyalnej. Rewolucyi socyalnej! Jestże

dostatecznem żądać takowej, aby jej módz dopeł­ nić? A gdyby nawet miano do tego siłę, którą można niekiedy osięgnąć poburzając lud cierpią­ cy, trzebaż jeszcze znaleść do niej żywioł. Trzeba mieć towarzystwo do zreformowania. Lecz jeżeli to towarzystwo, jest już od dawna przekształco- nem , cóż wówczas jest do zrobienia? Ah! chciwi jesteście sławy zrobienia rewolucyi socyalnej; toż trzeba było urodzić się sześćdziesiąt lat prędzej i wejść w szranki w r. 1789. Bez oszukiwania, bez znarowienia ludu, bylibyście mieli wówczas czem podbudzić jego entuzyazm i, po wywołaniu onego, czem takowy utrzymać! W tych czasach, w rzeczy samej nie wszyscy płacili podatek. Szlachta, nie podlegała onemu jak w części, ducho­ wieństwo wcale nie, prócz wtenczas kiedy mu się

(26)

podobało udzielić darów dobrowolnych. Nie wszyscy ponosili jednakowe kary kiedy zawinili. Dla jednych była szubienica, dla drugich tysią­ czne sposoby uniknienia hańby lub śmierci naj­ bardziej zasłużonej. Nie wszyscy m ogli, jakim ­ kolwiek geniuszem obdarzeni, dostać się do urzę­ dów publicznych, a to z powodu urodzenia lub

religii. Pod nazwą praw feodalnych, istniało

mnóstwo powinności nie zasadzających się na ugo­ dzie dobrowolnie zawartej, lecz w ynikłych z przy­ właszczeń przemocy nad słabością. Wówczas trze­ ba było wypiekać swój chlćb w piecu pana, mleć swe zboże w jego m łynie, kupować jego tylko wyłącznie p ro d u k ta, podlegać jego wymiarowi sprawiedliwości, dozwalać pożerania żniw przez jego zwierzynę. Niemożna było pełnić rozm aitych rzemiosł, jak za pewnemi poprzedniem i p rzy p u ­ szczeniami, ustanowionemi przez rząd jurandów i korporacyi. Pomiędzy jedną a drugą prow incyą istniały cła, nieznośne sposoby wybierania poda­

tku. Summa tego podatku była przygnębiającą

dla massy bogactwa. Oprócz wspaniałych posia­ dłości podległych duchowieństwu i m artwych dla kraju, trzeba było oddawać onemu, pod nazwi­ skiem dziesięciny, najlepszą część produktów zie­

mnych. To wszystko było wówczas dla ludu,

w szczególności, a co się tycze narodu w ogólno­ ści, byli cenzorowie dla tych którzy chcieli pisać, Bastylia dla umysłów nieuleglych, parlam enta dla Labarra i Kalasa, i przerwy kilkowiekowe po­

(27)

między stanami krajowemi które byłyby mogły zreformować tyle nadużyć.

Dlatego też, w nieśm iertelnej nocy 4. Sier­ pnia wszystkie klassy narodu, wspaniale repre­ zentowane w zgromadzeniu organicznem mogły przyjść poświęcić cośkolwiek na ołtarzu ojczyzny. Miały one, w rzeczy samej, coś do przyniesienia tam że: klassy uprzywilejowane swe wyłączenia od podatku, duchowieństwo swoje dobra, szlach­ ta swe praw a feodalne i swe tytuły, prowincye

swoje konstytucye odrębne. W szystkie klassy,

miały, jednem słowem, ofiarę do poświęcenia, i dopełniły onej wśród radości powszechnej. Ta radość, niebyła radością jednych, lecz radością wszystkich ; radością ludu wyswobodzonego z pod jarzm a różnego rodzaju, radością mieszczan dźwi­

gniętych z ich poniżenia, radością szlachty samej, żywo wówczas czującej pociechę czynienia do­

brze. Było to upojenie bez m iary, uniesienie

uczucia ludzkości, które nas, w żywym naszym patryotyzm ie powadowało do przyciśnienia całego świata do serca naszego.

Od niejakiego czasu usiłowano, o ile tylko się dało, podburzyć massy ludowe: czy liż wywołano

popęd r. 1789? — Nie, bynajmniej. A to dla

czego? D latego, że to co jest zrobionem nie jest już do zrobienia; dlatego że w podobnej nocy, 4mu Sierpniowi, niemianoby czego już poświęcić. Jestże dziś gdzie jeszcze piec podobny lub młyn

(28)

niebyło wolno ubić gdy na naszym gruncie się zjawi? Gdzież je st cenzura ostrzejsza nad zdanie oburzonej większości i dyktatury jaką taż repre­ zentuje? Gdzież szukać Bastylii? — Czyliż reli- gia lub urodzenie są dziś jeszcze poczytane za

niezdolność? Jestże kto taki któryby niemógł

dostać się do wszystkich urzędów? Czyliż jest

dziś jeszcze jaka inna nierów ność, prócz wypły­ wającej z rozumu której niemożna prawu zarzu­ cić, lub nierówność majątku, jaka wypływa z p ra­ wa własności? Spróbujcie teraz, jeśli to możecie, zrobienie nocy 4 S ierpnia, wznieście ołtarz oj­ czyzny, i powiedzcie nam co chcecie nań złożyć? Nadużycia; oh, zapewnie, nie brak je st takowych, i w żadnym czasie brak onych nie będzie Ależ kilka nadużyć na ołtarz ojczyzny wzniesiony pod golem niebem , to jest zbyt mało! Tu inne ofia­ ry przynieść potrzeba. Szukajcie w ięc, szukajcie w tern towarzystwie wywróconem, przerobionem tyle razy od ośmdziesiątego dziewiątego roku, a o zakład nieznajdziecie nic innego do poświę­ cenia ja k własność. — O tern też pomyślano, i to je st nieszczęsnem źródłem sporów obecnych w tym

przedmiocie.

Nie wszyscy stronnicy rewolucyi socyalnej chcą w równym stopniu poświęcić własność, to prawda. Jedni chcą ją znieść zupełnie, inni cząst­ kowo; ci zostaliby zadowoleni przez inne wyna­ grodzenie pracy, tamci chcieliby osięgnąć cel za

pomocą podatku. Ale wszyscy, czy to więcej,

(29)

I

czy mniej, zaczepiają własność, aby dotrzymać ten rodzaj zakładu jaki zrobili przyrzekając wykonać

rewolucyą socyalną. Trzeba więc walczyć prze­

ciw wszystkim tym systematom obrzydłym,

czczym, śmiesznym, lecz zgubnym, zrodzonym, jak roje owadów z rozstrojenia wszystkich rzą­

dów, i zapełniającym powietrze w którem żyjemy. Taki je st początek tego stanu rzeczy, który nam za­ pewni, nawet gdyby towarzystwo ocalonem zo­ stało, pogardę lub politowanie następnego wieku. Daj Boże, aby wśród tych uczuć, znalazło się miej­ sce na nieco szacunku dla tych, którzy opiera­ ją się tym błędom , rozum ludzki na wieki hań­

(30)

R O Z D Z I A Ł II.

O T R Y B IE P O S T Ę P O W A N IA .

Ze uw ażanie natury ludzkiej je st prawdziwym trybem jakim postępow ać należy, ażeby w ykazać prawa człow ieka

w tow arzystw ie.

Przed usiłowaniem wykazania że własność je st prawem, prawem świętem jak wolność cho­

dzenia, myślenia i pisania, należy ustalić myśl, co do try b u wykładu jakim się będzie postępo­ wać w tej inateryi.

Kiedy pow iedziano: Człowiek ma prawo po­ ruszać się, pracować, myśleć, wyrażać się w olno; na czem podobne twierdzenie zasadzać się mogło? Gdzie czerpano dowód wszystkich tych praw ? W potrzebach człowieka, odpowiadają niektórzy

filozofowie. Jego potrzeby stanowią jego p ra­

wa. Człowiek potrzebuje poruszać się wolno,

pracować aby żył, m yśleć; kiedy pomyślał, mó­ wić podług tej m y ś li; a więc ma prawo robienia tych rzeczy! — Ci którzy tak rozumowali zbli­ żyli się do prawdy, lecz jej nie dosięgli, bo z ich sposobu rozumowania w ypadałoby: że każda po­ trzeba jest prawem, potrzeba rzeczywista, równie jak i potrzeba fałszywa, potrzeba naturalna, pro­ sta, równie jak potrzeba wypływająca z nałogów

(31)

zepsucia. Jeżeli są, w rzeczy samej, potrzeby rze­ czywiste, są też i fałszywe które się z błędnych zwyczajów rodzą. Człowiek, oddając się tym na­ miętnościom, tworzy sobie potrzeby przesadzone i występne, jakiem i są pociągi do wina, do ko­ biet, do rozrzutności, do lenistwa, do snu, do czynności rozprzężonej, do rewolucyi, do walk,

do wojen. Człowiek zmysłowy, oddany lubie-

żności, zapragnie żony każdego innego; nam iętny lubownik wina będzie chciał potoków płynu które go do stanu zwierzęcia zniżą; zdobywca zażąda

spustoszyć świat cały. Gdyby potrzeby były

źródłem praw, Cezar, byłby miał w Rzymie pra­ wo zabrania Rzymianom ich ż o n , ich wolności, ich mienia, ich sławy, i w tym razie, występek stanowiłby prawo.

Wiem dobrze że filozofowie którzy tak ro ­ zumowali, robili różnicę i m ó w ili: „Rzeczywiste

potrzeby stanowią praw o.“ Lecz w takim razie

pozostaje wykrycie jakie są potrzeby rzeczywiste, rozróżnienie rzeczywistych od urojonych, do cze­

go przychodzi się przez co? Przez rozważanie

natury ludzkiej.

Ścisłe rozważanie natury ludzkiej jest prze­ to trybem postępowania ku wykryciu i wykaza­ niu praw człowieka.

Uważając człowieka, porównywam go do zwie­ rzęcia ; widzę że miasto podlegać pospolitym in ­ stynktom , jakiem i są, jedzenie, picie, obcowanie cielesne, sen, obudzenie się, zaśnięcie na nowo,

(32)

14 K SIĘ G A PIERW SZA.

wychodzi on z tych ciasnych granic, i że do wszystkich tych szczegółów postępowania, dodaje in n e, nierównie wznioślejsze, nierównie więcej

trudne. Człowiek ma rozum przezorczy; za po­

mocą tego rozum u obrachowuje środki zaspoko­ jenia swych potrzeb; w tych środkach robi jeszcze

w ybór, nie ogranicza się na ujęciu swego łupu w locie jak to czyni orzeł, lub z nienacka spo­ sobem ty g ry sa, ale uprawia ziem ię, gotuje swe pożywienie, tka swoje odzienia, zamienia to co zrobił na to co zrobił inny człow iek, handluje, broni się lub zaczepia, robi w ojnę, zawiera po­ kó j, podnosi się do rządzenia krajam i, a nastę­ pn ie, wznosząc się wyżej jeszcze, przychodzi do

poznania Boga. W m iarę jak postępuje w tych

rozmaitych um iejętnościach, rządzi się mniej siłą surową a więcej rozsądkiem , i staje się bardziej godnym do udziału w rządzie towarzystwa które­ go je st członkiem. Po rozważeniu więc tego wszy­ stkiego, po uznaniu w nim tej szczytnej intelli- g en cy i, która się rozwija przez użytek, po zoba­ czeniu że przeszkadzając mu użycia onej zatracam w nim tak o w ą, że go po n iżam , czynię nieszczę­ śliwym i prawie godnym swego nieszczęścia jak niewolnika, po rozważeniu tego wszystkiego na­ bieram przekonania i m ó w ię: Człowiek ma prawo być w olnym , ponieważ szlachetna jego natura, do­ kładnie rozważana, objawia mi to prawo że istota myśląca powinna być wolną.

(33)

innego jak zdrowe i głębokie rozważanie istot. Po dokładnem uważaniu ich ciągłego postępowa­ n ia , przychodzi się do pojęcia zasad jakie niemi rządzą, a z zasad wywodzi się prawo.

Takie p raw o , jest przywilejem istot m oral­ nych , istot myślących. Miałbym nawet chęć po­ wiedzieć lecz nie poważę się na t o , że pies któ­ ry nam służy, który nas kocha, ma prawo być dobrze trak to w an y m , ponieważ to zwierze kocha­ jące i przywiązane, rzuca się do nóg naszych i li­

że one z czułością. A jed n ak , ubliżałbym, mó­

wiąc podobnie, ścisłej słuszności mowy. Jeżeli

w inniśm y cośkolwiek tej istocie przywiązanej, to

dlatego że rozumiemy co jej potrzeba. Co się

jej tycze, ona niema prawa do niczego, ponieważ pragnie niewiedząc dlaczego pragnie. To słowo p r a w o nie należy jak tylko do stosunków istot myślących pomiędzy sobą. W szystkie istoty mają swoją organizacyą na tym świecie, istoty moralne ró ­ wnie jak i istoty fizyczne; ale dla pierwszych te orga- nizacye stanowią prawa. Po uważaniu człowieka, wi­ dzę iż on myśli, że ma potrzebę m yślenia, wykony­ wania tej zdolności, że w miarę jej użycia, ta zdolność się rozwija, zwiększa, i powiadam że on ma prawo m yśleć, m ów ić, bo myśleć, mówić, jestto jedno. W inienem mu to jeśli jestem rządem, nie jak te­ mu p s u , o którym w spom niałem , lecz jako isto­ cie która wie jak się rzeczy m ają, która ma po­ jęcie swojego praw a, która jest mi rów ną, któ­ rej daję to co wiem że jej należy, i która

(34)

odbie-16 K SIĘ G A PIERW SZA.

ra z godnością to co wie że się jej należy. Sło­ w e m , je st to zawsze jeden try b , to jest uważa­ nie natury. Widzę że człowiek ma taką zdolność, taką potrzebę wykonywania o n e j, i powiadam że trzeba mu dać sposób do tego, a ponieważ język ludzki je st niezm iernie ograniczonym , i objawia w swych nieskończonych odcieniach, nieskończo­ ne odcienia rzeczy, w razie gdy jest mowa o ciele ciężkim, powiadam: że to ciało dąży do ruchu wstę­ pnego, bo do tego jest zm uszonem ; o psie mó­ wię : Nie katuj go bo on czuje twoje złe z nim obchodzenie się , a jego miła natura nie zasłuży­ ła na takowe. A kiedy uważam człowieka, mego rówiennika przed Bogiem, m ów ię: „On ma p ra­ wo.“ Jego natura wymaga tego szczytnego słowa.

W yjdźmy więc z tej zasady że własność, jak wszystko co się tyczy człow ieka, stanie się p ra­ wem , prawem dobrze w ykazanem , jeżeli uważa­ nie towarzystwa objawi potrzebę tej instytucyi, jej stósowność, jej użyteczność, i jej konieczność; jeżeli, w reszcie, dowiodę że jest równie niezbę­ dną do życia człowieka, jak wolność sama. Do­ szedłszy do tego p u n k tu , będę mógł w yrzec: Własność je st praw em , równie słusznie, jak kie­ dy m ów ię: Wolność je st prawem.

(35)

R O Z D Z I A Ł III.

O U P O W S Z E C H N IE N IU W Ł A S N O ŚC I.

Ze w łasność je st faktura stałem , powszechnem we w szystk ich czasach i we w szystkich krajach.

Ponieważ metoda obserwacji jest uznaną za je ­ dynie dobrą dla wiadomości moralnych, równie jak i dla wiadomości fizycznych, uważam naprzód natu­ rę ludzką we wszystkich krajach, we wszystkich cza­ sach, we wszystkich epokach oświaty, i wszędzie znajduję własność jako faktum ogólne, powsze­ c h n e, nie cierpiące żadnego wyjątku.

Publicyści, w ostatnim wieku, chcąc robić roz­ różnienie pomiędzy stanem naturalnym a stanem społecznym, upodobali sobie wyobrażenie epoki w której człowiek błąkał się po lasach i puszczach, nie podlegając żadnym stałym przepisom , i innej epoki w której się nagrom adził, złączył, i zwią­

zał przez traktaty nazwane prawami. P rzy p u ­

szczone warunki tego pierwszego stanu, zdobiono nazwą prawa naturalnego, warunki rzeczywiste i znane drugiego, nazwą prawa cywilnego. — To je st czystem przypuszczeniem, bo człowiek n i­

(36)

między dzikimi najsurowszymi, najgłupszymi isto­ tami Ameryki i Oceanii. Równie jak pomiędzy zwierzętami są takie które instynktem wiedzione żyją w gromadach i szukają swego pożywienia wspólnie, jak pasożytne, a przeciwnie dzikie i dra­ pieżne żyją samotnie, ażeby módz bez współza­ wodnika napadać na zdobycz, tak też człowiek zo­ stał zawsze napotykanym w towarzystwie. Instynkt, najpierwsze, najdawniejsze praw o, zbliża go do swego rówiennika i czyni go istotą towarzyską. Nacóżby mu się przydał, w przeciwnym razie, ów wzrok przenikliwy którym bada i odpowiada nim nawet mówić um ie? Na co ów rozum który pojm uje, zogólnia, nazywa rzeczy; ów głos który je oznacza dźwiękami; ta mowa wreszcie, narzę­

dzie m yśli, węzeł i urok towarzystwa? Istota tak szlachetnie stworzona, mająca potrzebę i środki porozumiewania się z podobnymi so b ie , nie mo­

gła być p r z e i n a c z o n ą do samotności. Sm utni ci na­

wet mieszkańcy Oceanii, których nam świat przed­ stawia poświęconych rybołówstwu, zatrudnieniu najmniej nauczającemu ze wszystkich innych dla człowieka, znalezieni byli zbliżeni jedni do d ru ­ gich, żyjący wspólnie i porozumiewający się przez tony surowe i dzikie.

Zawsze dotąd znajdywano człowieka w jego

mieszkaniu wlasnem, a w tern mieszkaniu jego

żonę i dzieci tworzące pierwotne zebrania nazwane rodzinam i, które przyłączone jedne do drugich stanowią zgromadzenia czyli ludności, a te wie­

(37)

dzione instynktem naturalnym , bronią się wspól­ nie, tak jak wspólnie żyją. Patrz jak jelenie, daniele, dzikie kozy, spokojnie się paszą na świeżych łąkach naszych lasów europejskich, lub na zielonych łanach Alp i Pireneów ; niech tylko z lekkim powiewem wia­ tru odgłos ostrzegający uderzy ich czujne zmy­ sły , a wraz to okrzykiem , to uderzeniem kopyta dadzą znak wzruszenia które się w oka m gnieniu udziela całej trzodzie, i uciekają razem, bo ich obrona jest w cudownej lekkości ich nóg. Człowiek, który wynalazł broń palną nie lęka się takowej, zamiast uciekać, rzuca się na oręż mniej więcej wydoskonalony jaki w ym yślił, porywa za drzewce na którem osadził ostry kamień i uzbrojony w tę dzidę łączy się z swym sąsiadem, stawia czoło nieprzyjacielowi, opiera się lub ustępuje, stoso­ wnie do kierunku jaki od zręczniejszego, lub od najśmielszego członka ludności odbiera.

Wszystkie te czyny wykonywały się z in­ stynktu nim jeszcze cośkolwiek napisano o p ra­ wach lub o sztukach', nim jeszcze cośkolwiek było

postanowionem. Reguły instynktow e tego stanu

pierwotnego, najpoczątkowsze, najpowszechniejsze ze w szystkich, mogą słusznie być nazwanemi prawem naturalnem . Własność istnieje przeto od tej ch w ili, bo nigdy w owych czasach, nie wi­ dziano ażeby, w tym stanie, człowiek niemiał swojej chaty lub swojego nam iotu, swojej żony, swoich dzieci, z niejakim zapasem produktów ry ­ bołówstwa, polowania lub swoich tr z ó d , w kształ­

(38)

20 K SIĘ G A PIERW SZA.

cie zasobów rodziny. A jeśli jaki sąsiad, mający wczesne już instynkta w ystępku, chce mu wy­ drzeć niektóre z skromnych dóbr stanowiących jego posiadłość, zaczepiony udaje się do naczelnika silniejszego, zręczniejszego, obok którego przy­ wykł się kupić podczas w a lk i, żąda od niego po­ m ocy, opieki, a tenże ostatni wyrokuje w miarę wyobrażeń o sprawiedliwości w tym czasie istnie­ jących.

We wszystkich ludach, jakkolwiek nawet dzi­ kich, znaleść więc można własność, raz jako fak- tu m , a pow tórejako ideę mniej więcej jasną, sto­ sownie do stopnia oświaty do jakiej doszły, lecz zawsze niezmiennie przyjętą. I tak , dziki strzelec ma przynajmniej własność swojego luku, swoich strzał i zwierzyny jaką zabił. Koczujący pasterz ma przynajmniej własność swoich namiotów i swoich trzód. Nie przybrał sobie jeszcze własności ziemi, bo jeszcze nie widział pożytku poświęcenia jej swojej pracy. Lecz Arab który wychodował liczne trzo d y , już chce być jej właścielem, i wymienia jej owoce za zboże jakie inny A rab, już stale osiadły gdzieindziej, z ziemi wydobył. Odmierza on dokładnie wartość rzeczy jaką daje za wartość tej jaka mu zostaje odstąpioną; już on się ma za właściciela jednej przed zawarciem targ u , za wła­ ściciela drugiej po targu. Własność nieruchoma nie istnieje jeszcze u niego. Czasem tylko widzieć go można, jak przez dwa lub trzy miesiące w roku osiada na ziemi nienależącej do nikogo, zajmuje

(39)

się jej upraw ą, sieje, zbiera, i potem uchodzi w inne strony. Lecz przez czas jaki łożył na oranie, siew i zbiór, koczujący mieszkaniec chce być jej właścicielem i gotów byłby rzucie się z orężem w ręku na tego ktoby mu jej owoce chciał wydrzeć. Jego własność trw a w m iarę jego pracy. Z cza­ sem wszakże koczujący człowiek osiada stale i staje się rolnikiem , bo w sercu człowieka wrodzonem je st upodobanie posiadania własnego sioła, tak jak ptakom gniazda, jak niektórym czworonożnym jamy. Raz osiadły wybiera sobie ziem ię, dzieli onę na części na których każda rodzina osiada, pracuje, zbiera dla siebie i swojego potomstwa. Równie jak człowiek niemoże dzielić uczuć swo­ jego serca na wszystkich członków plemienia, i jak

ma potrzebę posiadania własnej żony i dzieci, które kocha, choduje i b ro n i, na których zespo- lają się jego obawy i jego nadzieje, słowem jego życie; tak równie ma potrzebę posiadania swojego pola które uprawia, sadzi, upięknia podług swo­ jego g u s tu , ogradza p ło tam i, które spodziewa się

zostawić swoim potom kom , porosłe drzewami, jakie nie dla niego lecz dla nich wzrosły. W ten­

czas po własności ruchomej koczującego człowieka następuje własność nieruchom a ludu rolniczego; druga własność powstaje, a z nią prawa powikłane wprawdzie, które czas robi słuszniejszemi, przezor- niejszemi, bez zmienienia wszakże ich zasady, prawa które trzeba dać zastósowywać przez sę­ dziów i przez siłę publiczną. Własność wypływa­

(40)

jąca z pierwszego wrażenia instynktu, staje się ugodą towarzyską, bo ja bronię twojej własności, abyś ty bronił mojej, bronię jej lub moją osobą jako żołnierz, lub moimi pieniędzmi jako poda­

tkujący, poświęcając część mojego przychodu na utrzym anie siły publicznej.

Tak więc człowiek, obojętny zrazu, mało przywiązany do ziemi dającej mu dzikie owoce lub liczne zwierzęta ku pożyw ieniu, bez zadania sobie wielkiego tru d u , siada do tego stołu zasta­ wionego potrawami przyrody i gdzie jest miejsce dla wszystkich, bez zazdrości, bez sporu, kolejno do niego zasiadających, odchodzących, lub nowo przybyłych, jak do biesiady zawsze świeżo za­ stawianej przez wspaniałomyślnego hojnego pana, pana który nie jest innym jak Bogiem samym. Lecz po trochu nabiera smaku do potraw wy­ kw intniejszych; trzeba je utw orzyć; zaczyna więc cenić one bardziej dlatego że są lepsze, dlatego że trzeba było więcej pracować ażeby one przy­ rządzić. Dzieli więc pomiędzy siebie ziemię, przy­ wiązuje się silnie do swojej części, a jeśli ludy w gromadach chcą mu ją wydrzeć, walczy razem z współbraćmi; jeżeli wśród m iasta, w którem mieszka, sąsiad jego chce go pozbawić cząstki jego posiadłości, wywodzi sprawę przed sędziego. Lecz jego namiot i jego trzody zrazu, a później jego ziemia i jego posiadłość, są przedmiotem jego uczuć przywiązania i stanowią rozmaite stany jego własności.

(41)

Tak więc w m iarę swojego rozw oju, człowiek przywiązuje się coraz więcej do tego co posiada, i staje się jednóin słowem coraz więcej właścicie­

lem. W stanie dzikim jest nim zaledwie; w sta­

nie ośw iaty, jest nim namiętnie. Powiedziano

że idea własności słabnie w świecie. To je st ja ­ wnym błędem. Zamiast słabnąc, własność reguluje

się, ustanawia i wzmacnia. Ustaje ona wpra­

wdzie w zastosowaniu do tego co niejest zdolnem do zostawania rzeczą posiadaną, to jest co się tyczy człowieka, i od tej chwili niewola ustaje, Jestto postęp w pomysłach sprawiedliwości, ale nie osłabienie w pomyśle własności. W wieku średnim pan mógł sam tylko zabijać zwierzynę wzrosłą na ziemi w szystkich; dziś kto spotka zwierzę na swojej ziemi może je zabić, bo żyje u siebie. W starożytności ziemia była własnością rzeczypospolitej; w Azyi należała do despoty,

w średnim wieku do panów udzielnych. Z po­

stępem pomysłów w olności, przystępując do wy­ zwolenia człowieka, wyzwolono rzecz; człowiek został uznanym właścicielem swojej ziemi, po za obrębem rzeczypospolitej, despoty lub udzielnego pana. Od tej chwili zabór zostaje zniesionym. Z dniem w którym jej oddano użytek jej zdol­ ności, własność uosobniła się bardziej, stała się więcej należącą do człowieka sam ego, to je st zo­ stała więcej jeszcze własnością aniżeli nią była.

Własność jest więc faktum ogólnem , po- wszechnem, rosnącem , a nie zmniejszającem się.

(42)

24 K SIĘ G A PIERW SZA.

N atur aliści widząc zwierzę które, jak bóbr lub pszczoła, buduje mieszkania, oświadczają bez wa­ hania się że pszczoła, b ó b r, są zwierzętami bu­ do wniczemi. Czy liż filozofowie którzy są natura- listami rodzaju ludzkiego, nie mogą wyrzec że własność je st prawem człowieka, że człowiek jest zrodzonym do własności, że takowa jest prawem jego rodzaju! A nie dosyć jest nawet twierdzić że własność jest prawem jego rodzaju, jest ona prawem wszystkich rodzajów istot żyjących. Czy- liż królik niema swojej nory, bóbr swojej chatki, pszczoła swojego ulu? Czyliż jaskółka, m iły przy­ bysz naszych okolic na wiosnę, niema swojego gniazda, które w ynajduje, którego niechce odstą­ p ić; a gdyby miała dar m yśli, czyliż i ona, nie- bylaby oburzoną w obec teoryi naszych sofistów? Zw ierzę, pasące się, żyje swobodnie w gromadzie, jak błędny mieszkaniec p u s ty n i, na niektórych łanach z których nigdy nie zbacza, bo u niego własność obiawja się przez przywyknienie. Zwierz drapieżny, lew, podobny dzikiemu strzelcowi, nie- może żyć w gromadzie, ponieważby sobie szko­ dził; ma on obszar zniszczenia na którym potrze­ buje żyć samotnie i z którego wygania każde inne zwierze krwożercze jakieby chciało dzielić z nim jego łu p y ; on równie , gdyby mógł m yśleć, ogło­

siłby się właścicielem. A , powracając do czło­

wieka, patrzcie na dziecko rządzone instynktem , równie jak zw ierzę! Patrzcie z jaką prostotą i w niem ju ż objawia się popęd do w łasności!

(43)

Po zobaczeniu jak we wszystkich czasach, we

wszystkich k rajach , człowiek przyswaja sobie

wszystko czego się dotyka, naprzód swój luk i swoje strzały, później swoją ziemię, swoje mie­ szkanie, swój pałac, jak ciągle uznaje własność za niezbędną nagrodę pracy, gdyby w interesie jego rozumawano tak jak Pliniusz lub Buffon czynili to w rzeczy zw ierząt, niewahanoby się w yrzec, gruntując się na uważaniu stanu rzeczy tak ogólnego, że własność jest prawem konie- cznem jego rodzaju. Wszak ta istota niejest zwy- czajnem zwierzęciem, jest ona królem , królem stworzenia, jakby to niegdyś nazwano, a jednak zaprzeczają mu praw jego. Czy to słusznie, zo­ baczymy rozbierając one bliżej. — Faktum , powia­ dają, n ie je st prawem; tyrania równie jest faktum, bardzo ogólnem ! — Trzeba więc dowieść że wła­ sność jest prawem , i zasługuje na podobny tytuł. Dosyć jest zresztą, że się już wykazało iż to faktum jest rosnącem , zamiast zmniejszającemu się, bo tyrania słabnie i znika miasto się rozszerzać. Ale idźmy d alej, a zobaczymy że to faktum jest najszanowniejszem, najplodniejszem że wszystkich, najwięcej zasługującem na nazwę praw a, bo przez nie to Bóg cywilizował świat i prowadził człowieka z pustyni do m iasta, z okrucieństwa do ludzkości, z ciemnoty do um u, z barbarzyństwa do oświaty.

(44)

R O Z D Z I A Ł IV.

O W Ł A D Z A C H C ZŁ O W IEK A.

Że człow iek ma w swoich władzach osobistych pierwszą niezaprzeczoną w ła sn o ść, początek w szystkich innych.

W łasność, rzekłem , jest faktum powszechnem. Poddajmy to faktum ścisłemu sądowi sumienia ludzkiego i rozważmy czy ten popęd czlowńeka do przyswojenia sobie ryby jaką złowił, ptaka jakiego ubił, owocu jaki sadził, lub pola jakie długo swą pracą w pocie czoła uprawiał , je st z jego strony czynem przywłaszczenia, ujmą popełnioną na szko­ dę rodzaju ludzkiego?

Weźmy rzecz z daleka, aby niczego z pod

oka nie spuścić. Spojrzyjmy naprzód na naszę

osobę, i na to co tylko jej może być najbliższem. Moje odzienie jest mi najbliższem; mógłbym, gdy­ bym je był tkał lub zapłacił tem u kto je zro­ bił, twierdzić, iż ono jest mojem, bo podobno to odzienie które mnie chroni od zimna i ciepła niejest zbytkiem użytku jakiby można uważać

za szkodliwy dla reszty ludzkości. Lecz rozpo­

cznę bliżej jeszcze rozbiór tego co do mnie na­ leży lub nie należy, i zacznę od uważania mojego

(45)

ciała, a w mojem ciele, żyjącego pierwiastku jaki ono ożywia.

Czuję, m yślę, pragnę; te uczucia, te myśli, te chęci stosuję do siebie samego. Czuję, że one we mnie istnieją, i uważam siebie jako istotę od­ rębną od wszystkiego co ją otacza, oddzielną od tego szerokiego świata który na przemiany to mnie przyciąga, to odpycha, to mnie zachwyca, to zastra­ sza. Czuję dobrze iż na nim mam miejsce, ale odróżniam się zupełnie, i nie mieszam mojej oso­ by ni z ziemią po jakiej chodzę, ni z istotam i mniej więcej do mnie podobnemi jakie mnie ota­ czają, a z któremi miałbym nieraz chęć zlać się w jedno, jak z moją żoną lub dziećmi. Odróżniam się więc od całej reszty stworzenia i czuję iż na­ leżę sam do siebie.

To uznanie zrobione, oddalam się nieco od tego w nętrza, od tego środka mojej is to ty , wy­ chodzę z niej i bez pójścia daleko, spoglądam na

moje n o g i, moje ręce. Jestem tu jeszcze nie­

wątpliwie na granicy najbliższej mojego istnienia, i mówię: Te nogi, te ręce są mojem i, niezawo­ dnie mojemi. Być może iż mi przeczyć będą koni które mi swych nóg użyczają dla przebycia od­ ległości. W imię rodzaju ludzkiego ogołoconego, zechcą mi może te konie odebrać, mówiąc że one nie do mnie, lecz do wszystkich należą. Dobrze, niechaj i tak będzie. Ależ te nogi, te ręce o tych jeszcze niewymyślono że należą do całości rodzaju

(46)

28 K SIĘ G A PIERW SZA.

ludzkiego: a gdyby nawet tak powiedziano, to- b y m tem u niedał wiary.

A teraz, te nogi, te ręce które mi służą do ruchu lub do chwytania przedmiotów jakich po­ trzebuję, te oczy które mi służą do widzenia, ten rozum który mi służy do rozróżnienia wszystkich rzeczy, i do używania onego na korzyść moję, czyliż to wszystko moje własne je st równem władzom posiadanych przez moich wspólludzi? Zapewnie nie! Spostrzegam w moich władzach i w władzach moich współbraci znaczne różnice, spostrzegam że jed n i, w skutku tych różnic, są w ubóstwie lub w dostatkach, w niemożności bro­ nienia się lub w razie górowania nad drugim i.

Czyliż j est prawdą, w istocie, że ten ma wiele siły fizycznej, ów zaś mało? że jeden jest mocny lecz niezgrabny, drugi słaby lecz pełen zręczno­ ści? że ten zrobi mało roboty, ów zaś wiele? że jeden je st zdatny do tego zatrudnienia, a drugi do owego? Czyliż jest praw dą, tak lub nie, że odkładając na bok nierówności tradycyjne uro­ dzenia, majątku, i biorąc dwóch robotników w ja ­ kimkolwiek bądź warsztacie, jeden rozwinie nad­ zwyczajną zręczność, niezrównaną pracowitość, zarobi trzy lub cztery razy tyle jak d ru g i, na­ gromadzi te pierwsze zyski, utworzy z nich ka­ pitał z którym będzie spekulował i zostanie może nadzwyczajnie bogatym ? Te wrodzone zdolności fizyczne lub moralne są bez wątpienia jego wła-

(47)

nienia błędu w mowie, rzec będzie można iż są jego własnością. Lecz ta własność jest nierówna, bo z pewnemi zdolnościami wrodzonemi jeden zostanie biednym całe ży cie, z pewnemi innem i drugi zostanie bogatym i możnym. One są przy­ czyną główną iż jeden ma m ało, drugi wiele.

Otóż jest pierwszy rodzaj własności, która

niebędzie nazwaną przywłaszczeniem. Naprzód

ja, potem moje wrodzone władze fizyczne lub umy­ słowe, moje nogi, moje ręce, mój mózg, słowem moja dusza i moje ciało.

To jest pierwszą własnością niezaprzeczoną, niepodzielną, którą nikom u nie przyszło na myśl poddać prawu agrarnem u; z powodu której nikt się żalić nie myślał ni przedemną, ni przed to­ warzystwem, ni przed jego prawam i; dla której można mi zazdrościć, lub mnie nienawidzieć, ale której nikt nie pomyśli wydrzeć mi cząstkę by ją oddać innym , i o którą nie wytoczy się sprawa jak przeciw Bogu, nazywając go niesprawiedliwym, złym, bezwładnym, zarzuty które Bóg odpłaci pe­ wnie politowaniem a na które i ja niewyrzekam się odpowiedzieć przed skończeniem tej książki.

Cytaty

Powiązane dokumenty

81% kupujących korzysta z opinii i rekomendacji przed zakupem usługi lub produktu, dlatego o wyborze Twojej usługi decydują rekomendacje i opinie na jej temat?. Opinie możesz

O tym, że warto się spotykać, niech przekona Was także nasze wspólne zdjęcie (niestety, część Koleżanek i Kolegów na to wspólne zdjęcie się „nie załapała”)

Dla ankietowanych pacjentów podstawowym źródłem informacji o łuszczycy pozostaje lekarz, jedynie osoby z wyższym wykształceniem istotnie statystycznie częściej korzystają

Obszary działania w poszczególnych jednostkach organizacyjnych: dział ochrony, dział penitencjarny, dział kadr, dział organizacyjno-prawny, dział finansowy, dział ewidencji,

Na jej przykładzie chcę wam pokazać, jak można się uczyć kilku rzeczy równocześnie. Zauważcie, jak tutaj jedno wynika

Tusz pigmentowy: CPX4P –VS– Tusz na bazie barwników: CPX4D W porównaniu z rynkiem etykiet drukowanych fabrycznie, nadruki cyfrowe charakteryzują się. zadziwiającą roczną

Czy przedsiębiorczym się rodzimy, czy przedsiębiorczość można w sobie rozwijać. Wypisz cechy i postawy

Materiał edukacyjny wytworzony w ramach projektu „Scholaris – portal wiedzy dla nauczycieli".. współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego