• Nie Znaleziono Wyników

Mięso czy pokarmy roślinne? : wskazówki djetetyczne odżywiania się

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mięso czy pokarmy roślinne? : wskazówki djetetyczne odżywiania się"

Copied!
72
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

\ioo\x

* *

oo Z o S ^ S

(3)
(4)
(5)

Vł>|gGOtf ,

k/OO

£

4

©^*$

KSIĄŻKI DLA WSZYSTKICH

MIĘSO

CZY

POKARMY ROŚLINNE?

wskazówki dietetycznego oflżywiania się

napisał

Dr. Józef Drzewiecki b. ordynator kliniki terapeutycznej wydziałowej

cesarskiego warszawskiego uniwersytetu

W A R S Z A W A

N A K Ł A D E M I D R U K IE M M. A R C T A 1904

(6)
(7)

SŁOWO W STĘPNE.

Nasze ciało i nasza krew powstaje z tego, co jadam y i pijem y. N a tu ra l­ ną przeto jest rzeczą, że jędrne, zd ro ­ we ciało i czysta, zdrowa krew , z k tó ­ rej wszystkie inne tkanki się w ytw a­ rzają, m ogą być następstw em jedynie czystego i zdrow ego jadła i napoju. Nie potrzeba dodawać, jak ważną i do­ niosłą ro lę w naszym życiu odgryw a­ ją rodzaj i c h a ra k te r spożywanego przez nas codziennie pokarm u. A je ­ dnak w życiu codziennnym praw ie wcale nie zw racam y uwagi na to, co jemy: spożywamy nie to, co jest zdro­ we i dla nas potrzebne, ale raczej to, co nam sm akuje i do czego przyzw y­ czaili nas rodzice lub okoliczności.

(8)

Błędne pojęcia o djecie codziennej tak się rozpow szechniły i zakorzeniły głę­ boko w um ysłach wszystkich warstw , że dzisiaj lekarz należycie rzecz poj­ m ujący, bardziej m usi walczyć z owe- mi że tak nazwiemy — nałogam i dje- tetycznem i, aniżeli z sam ą chorobą. Znane nam są fak ty , tym sm utniejsze, że m iały miejsce w inteligientych ro dżinach, jak rodzice karali swe dzieci za to, że, idąc za głosem przyrody, m ięsa jadać nie chciały, m ięsa, k tó re im lek arz zalecił. W tych razach, wskutek nieuctw a lekarza, rodzice do­ puszczali się podw ójnego na własnych dzieciach przestępstw a: jak najniesłu- szniej je k a ra li i zmuszali je do zada­ wania gw ałtu ich własnej naturze. Ileż to raz y zdarza się, a są to fakty życia codziennego, że chorzy nie znoszą wi­ na lub koniaku; że mają w stręt do m ięsa, lub innych pokarm ów i nap o ­ jów, a pom im o to lekarze par force n a­ kazują im pić i spożywać rzeczy w stręt­ ne i przeciw ne przyrodzie ich u s tro ­ ju. L ekarz pow inien być przyjacielem i sługą p rzy ro d y , ale nie jej wrogiem .

(9)

5

Ustrój człowieka to nie ratu sz śred n io ­ wieczny, w którym bezkarnie b u rm i­ strzow ać m ożna. To, co jest dla nas w strętne, jest zarazem i szkodliwe. Każdy gwałt, zadany ustrojow i, nie przejdzie bezkarnie, i wcześniej lub później m usim y za niego odpokuto wać.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że ja ­ dać codziennie m usim y, to zrozum ie­ my, że błędna djeta, pow tarzając się, jak kropla, spadająca na kamień, n ie ­ odzownie powoli dziurkę wyżłobi. Są chorzy, którzy przez całe swe życie biegają od lekarza do lekarza, od a p ­ teki do apteki po to, aby napychać kieszenie i lekarzom i aptekarzom . W ielu z nich nadarem nie ulgi dla sie­ bie szuka i znaleźć jej nie może, gdyż w ich życiu codziennym , a m ianowicie w djecie, tkw ią pewne uchybienia, podsycające ustaw icznie chorobę i p ro ­ wadzące ustrój do ostatecznej ru in y .

Skarżym y się na to, że młodsze po­ kolenia stają się coraz bardziej słabo­ w ite i nerw owe. Coraz częściej sły­ szymy o sam obójstw ach i p rzestęp st­

(10)

wach m łodzieży, a naw et dzieci; o błą­ kanie staje się coraz częstszą i s tr a ­ szniejszą chorobą. Nasze szpitale, do­ my dla obłąkanych i więzienia są p rz e ­ pełnione, a choroby, wraz z okro p n o ­ ściam i tow arzyszących im operacji ch iru rg iczn y ch , zam iast zm niejszać się, coraz więcej wzmagają się i szerzą. Jeżeli są skutki, to m uszą być i p rz y ­ czyny. Stan taki przypisujem y, a p rz y ­ najm niej staram y się przypisać wsze­ lakim innym przyczynom z wyjątkiem djety. A jednak ta djeta urab ia nasze ciało, naszą krew, nerw y i mózg.

A utor wie dobrze, jak tru d n o wal­ czyć z przyzw yczajeniam i życiowemi człowieka. Wie, że um ysł ludzki ró w ­ nież podlega tym samym praw om co i ciało: istnieją nałogi cielesne, istnie­ ją i nałogi um ysłowe. Przekonanie, że m ięso jest potrzebne i zdrowe, tak | głęboko zakorzeniło się w naszych um ysłach, iż dziesiątków lat potrzeba, aby ten ćwiek z um ysłów ludzkich wyrwać, tak samo, jak całych dziesiąt­ ków lat p o trzeba było na w ykorzenie­ nie, że tak powiemy, «zbrodniczego»

(11)

zwyczaju puszczania krwi wszystkim chorym , nie wyłączając nawet suchot ników i tyfusowych. A jednak w swo­ im czasie powagi naukowe nazywały puszczanie krw i «rzeczą zdrow ą i n a­ ukową®.

A utor będzie się czuł szczęśliwym, jeżeli praca niniejsza zwróci uwagę ogółu na niewłaściwość dzisiejszej djo- ty, z któ rej, jeszcze raz pow tarzam y, u rab ia się całe nasze ciało, nasza krew, nerw y i mózg. To, co tutaj n a­ pisał, nie jest bynajm niej teoretycznym tylko w ynikiem pracy gabinetow ej, lecz opiera się na przeszło dwunasto-; letnim spostrzeżeniu i doświadczeniu! nad samym sobą, swą rodziną i liczne-' mi chorem i. Motywy, jakiem i się kie row ał, sam czytelnik znajdzie w tej książeczce i sam będzie ją m ógł oce­ nić. Sądzi jednak, że książeczka ta, uważnie i kilka razy przeczytana, r z u ­ ci duże św iatło na djetę, z któ rą w znacznym stopniu zarówno zdrow ie ciała i um ysłu, jak i długość naszego życia są związane. Niech będzie ona jedną więcej k ro p lą z tych, które sp rz y ­

(12)

jają wielkim a pokojowym przekształ­ ceniom społecznym, — p rze k sz ta łce ­ niom , przeznaczonym do zm ienienia oblicza świata, do zaprow adzenia sp o ­ koju i do posunięcia ludzkości na szczeble szlachetniejszego i podnioślej- szego życia.

(13)

«W naturze ludzkiej leży niezwykła i niewyjaśniona dążność konserwatywna i, gdy myślę o ludzkości, zawsze przy­ pominam sobie zamarzających w śniegu: wszyscy chcą spać i, jeżeli będziemy starali się wyciągnąć ich ze śniegu, od­ powiadają: «pozwólcie nam spać, tak przyjemnie jest spać w śniegu» i... za­ sypiają snem wieczystym. Oto jest nasz obraz; oto, co całe życie robimy!»

Swatni Vivekananda.

Jednym z najbardziej niezbędnych warunków zdrow ia dla każdej istoty organicznej jest pokarm naturalny. Ro­ ślina przew ażnie ciągnie dla siebie pożyw ienie z ziemi, a po części doby­ wa je z pow ietrza. Gdy klim at lub g ru n t, w jakich roślina w zrasta, będą dla niej nieodpow iednie, o bujnym jej rozroście mowy być nie może. Toż samo dzieje się i ze zw ierzętam i. Za­ rad cza p rzy ro d a każdem u zwierzęciu, począwszy od najm niejszego, a skoń­ czywszy na największym, przeznaczy­ ła pokarm właściwy, harm onizujący z jego ch araterem iu stro jem wew nętrz­

(14)

10

nym, i każde zwierzę w stanie n a ­ tu ry tylko właściwy sobie pokarm spożywa. P ra w d ą jest, że rośliny — dzięki sztucznym wysiłkom człowie­ k a —m ogą rosnąć w klim acie nieodpo­ wiednim i rozw ijać się na g runcie dla siebie niewłaściwym; p raw dą jest rów ­ nież, że i zw ierzęta m ogą żywić się nieodpow iednim dla siebie pokarm em . I tak: na jałowym brzegu m orza k ro ­ wy żywią się rybam i; jeden z klownów cyrkow ych obwoził po świecie barana, zajadającego z chciwością befsztyki po angielsku i pijącego czarną kawę; ten­ że klown przyzw yczaił konia do w stręt­ nego nałogu żucia tytoniu, a m ałpę do palenia. Żaden jednak zdrowo m y­ ślący człowiek nie będzie utrzym yw ał, że zw ierzęta te znajdow ały się w wa­ ru n kach zdrow ia.

Człowiek, posiadający większą od zw ierząt siłę przystosow yw ania się do najrozm aitszych warunków życia, ła-' twiej niż one przyw yka do całego sze­ reg u takich pokarm ów i napojów, do jakich jego narządy traw ienia wcale nie zostały stw orzone. Nie o to atoli

(15)

11

chodzi, co człowiek może jadać, ale 0 to, co powinien, t. j. jaki rodzaj po­ k arm u dla niego jest najwłaściwszy 1 najnaturalniejszy, a zatym najzdrow ­ szy. W szystkie doświadczenia wieko­ we, wszystkie spostrzeżenia i w szyst­ kie nauki dowodzą, że zarów no dla zw ierząt, jak i dla człowieka istnieje pew ien rodzaj pokarm u, specjalnie harm onizującego i z jego charakterem i z jego budową w ew nętrzną.

W szystkie religje, jakie tylko na kuli ziemskiej istnieją, nauczają nas, że właściwe m iejsce człowieka jest sad, a nasiona i owoce są jego pokarm em n a tu ra ln y m . To, czego wszystkie r e ­ ligje nauczają, znajduje potw ierdzenie we wszystkich naukach p rz y ro d n i­ czych, zajm ujących się badaniem czło­ wieka.

N auki przyrodnicze pod względem pożywienia dzielą zwierzęta na trzy grupy: a) r o ś l i n o ż e r n e (herbiuora), b) m i ę s o ż e r n e ( camwora) i c) w s z y s t k o ż e r n e ( omnwora). P o­ m iędzy zwierzętam i roślinożernem i m am y jedne, które żywią się traw ą

(16)

i rozm aitem i roślinam i (graminivora), jak np. koń, krowa, owca, jeleń, wiel­ błąd itd.; i drugie, żywiące się w yłą­ cznie nasionam i i owocem (fructwora),

jak o rangutang, szym pans i goryl. Ze zw ierząt m ięsożernych m am y jedne, karm iące się świeżym m ięsem , jak lew, ty g ry s, p a n te ra i t. d., in ­ ne zaś żywią sie padliną, jak hijena, wilk i niektóre ptaki. Świnia jest ty ­ pem wszystkojedzącego zwierzęcia, żre wszystko: płazy, m łode zw ierzęta, od­ padki, zarówno jak owoce, nasiona i korzenie.

W dzisiejszych czasach, czasach mo­ raln eg o upadku człowieka niektórzy zw olennicy djety m ieszanej, opierając się na opowiadaniach, w ysnutych przy p rzędzeniu kądzieli, zaliczają go do tej samej k ateg o rji co i świnię. Zdaje się jednak, że człowiek sta ł się je­ szcze bardziej w szystkojedzącym an i­ żeli sama Świnia; że powyższe zdol­ ności swe zawdzięcza zw yrodnieniu swoich popędów, przeczyć nie będzie­ my, ale, żeby to zawsze tak było w sta­ nie p rzy ro d y i w stanie zdrow

(17)

ia—-prze-13

ciwko tem u świadczą nietylko wszyst­ kie nauki, ale i sama p rzy ro d a.

Człowiek, co praw da, przew yższa wszystkie zw ierzęta pod względem in- teligiencji i m oralności,ale pom im o to nie p rzestaje być zwierzęciem pod względem swej organizacji i potrzeb fizycznych. Budowa jego ciała w zu­ pełności przypom ina budow ę u stro ju zw ierząt owocożernych: m a ręce do zryw ania owoców, a jego upodobania i powszechne zwyczaje (m am y ludy p ro ste na względzie) wskazują, że owo­ ce i nasiona roślin są jego pokarm em naturalnym .

Człowiek nie ma ani pazurów , ani narządów traw ienia, ani w reszcie po­ pędu i zamiłowania, jakie c h a ra k te ry ­ zują zwierzęta m ięsożerne; rów nież nie ma cech właściwych zw ierzętom ro ś li­ nożernym . Zęby m ięsożernych zwie­ rz ą t służą do szarpania, rw ania i ro z ­ dzierania na kawałki. Inaczej rzecz się przedstaw ia z zębam i człowieka: przednie zęby zbudowane są do p rze­ cinania, boczne zaś do rozm iażdżania i ro z c ie ra n ia . Aczkolwiek człowiek posiada kły, które — jak wiadomo —

(18)

stanow ią najw ybitniejszą cechę zwie­ rz ą t m ięsożernych, to jednak fakt ten nie może bynajm niej stanowić dowo­ du, że jadać powinniśm y mięso. Gdy­ byśm y z budow y zębów chcieli w ypro­ wadzać wnioski o charak terze p o k a r­ mów, to, poniew aż kły istnieją i u o- g iera , i u jelenia, i u wielbłąda, i u la­ m y, a naw et u niektórych z tych zwie­ rz ą t są silniej niż u człowieka rozw i­ nięte, pow innibyśm y na m ocy tego fak­ tu i powyżej wym ienione zw ierzęta do wszystkojedzących zaliczyć.

N aśm iałby się każdy z tego p rz y ro ­ dnika, któ ry b y dla tego, że jeleń i w ielbłąd kły posiadają, chciał u trz y ­ mywać, że zw ierzęta te, obok innych pokarm ów , pow inny jadać także i m ię­ so! Pow ażni p rzyrodnicy i anatom o­ wie starali się już dawno obalić błęd­ ne pojęcia o żywieniu się człowieka, op ierając się na budowie jego przew o­ du pokarm ow ego. W ystarczy pow o­ łać się tu na n iektóre z tych świadectw. I tak, pro f. L aw rance w swym dziele

«Lectures on Physiology» (str. 189, 191)

(19)

i szczęk, które ściśle odpow iadają b u ­ dowie tych narządów u m ałp, wnieść możemy, że człowiek, tak samo jak i m ałpy, powinien żywić się ro ślin a ­ mi*. Tegoż sam ego zdania jest~Cuvier

'‘\Anim al Kingdorn str. 46, O rf, London

1840), prof. Owen ( Odontography, str. 471), M. Gassendi (works, vol., X, p. 20), Linneusz (Linnaei Amoenitates Acade-

rnicae, vol. X, p. 8) i w ielu innych.

I rzeczywiście, badając cały łańcuch ewolucyjny państw a zwierzęcego, ńie możemy nie zauważyć, że w tym ła ń ­ cuchu, któ reg o ostateczne na tym świecie ogniwo stanow i człowiek, naj­ bliżej nas stoi najwyższy gatunek małp, t. zw. «człekokształtne». Porów nyw ając naprzykład zęby goryla z zębami czło­ wieka, praw ie żadnej różnicy nie zau­ ważymy. Ja k małpy, tak i człowiek posiada 16 p a r zębów, z tą tylko r ó ­ żnicą, że kły u m ałp są szersze i sil­ niej zbudow ane, i służą im do ro z g ry ­ zania orzechów i do obrony. Istnieje w uzębieniu człowieka i m ałp jeszcze i ta różnica, że zęby m ądrości u małp,

(20)

niestety daleko wcześniej niż u ludzi w yrastają.

Nic jednak u człowieka nie p rzem a­ wia ta k wymownie przeciw djecie mięsnej, jak właśnie jego przew ód p o ­ karm ow y, k tó ry pod względem swej budowy anatom icznej do teg o stopnia jest podobny do przewodu p okarm o­ wego m ałp, że, gdybyśm y najbieglej- szem u anatom owi dali do rozpoznania dwa wycinki z kiszek, jeden z m ałpy, a d ru g i z człowieka, to naw et przy po­ mocy drobnow idza nie zdołałby on rozróżnić, k tó ry kawałek pochodzi z m ałpy, a k tó ry z człowieka. Nietyl- ko budowa, ale układ i pokrycie przez otrzew ną (periteneum) kiszek są zupeł­ nie takie same u człowieka, jak i u wyż­ szych małp; potw ierdzają to cenne b a­ dania p ro f. B roca *), którego zdanie, jako w ybitnego antropologa, szczegól­ niejszą dla nas w artość posiada.

A przecie wiadomo nam, że m ałpy w stanie p rz y ro d y żyją tylko owocami,

*) Broca, L ’ordre des primates. Bulle- tins de la societe d’ Anthropologie, Yol. IV.

(21)

17

a niekiedy tylko jaja i ślim aki zjadają i lubo, w stanie oswojenia, do mięsa przyw ykają i dość chętnie je jedzą, je ­ dnak w stanie n atu raln y m , m ają w stręt do mięsa i od niego stro n ią. Doświad­ czenie hodowców małp nauczyło, że m ięsne p okarm y czynią je bardziej złośliwemi i k rn ąb rn e m i i powodują częste choroby żołądka, kiszek, płuc, nerek i skóry, a co najważniejsza, ży­ cie im skracają; to też dzisiaj ani h o ­ dowca małp, ani w łaściciel m enażerji nie odważą się żywić ich mięsem.

W ogrodzie zoologicznym w L o n d y ­ nie przez długi przeciąg czasu ani o- ran g u ta n g , ani g o ry l nie mogły się chować; przypisyw ano to klim atowi. Tymczasem okazało się, że nie klim at, lecz ro stb e e f angielski był tego wszy­ stkiego przyczyną, i odkąd za p rz e sta ­ no żywić je mięsem, a poprzestano na dawaniu im pokarm ów roślinnych, do­ skonale się chowają.

Ale pow róćm y jeszcze do anatom ji narządów traw ienia! A natom ja porów ­ nawcza naucza nas, że p rzy ro d a obda­ rzyła zwierzęta m ięsożerne dużą

(22)

18

bą,a król kim przew odem pokarm ow ym , zwierzętom zaś roślinożernym dała

małą w ątrobę a długie jelito. W szyst­ kim nam dobrze wiadomo, z jak ą ła ­ twością i jak p rę d k o —zwłaszcza w cie­ p le —mięso psuciu podlega. Otóż, czę­ ści m ięsne niestraw ione ulegają ry c h ­ łem u gniciu w kiszkach, a wytwory owego gnicia w postaci t. zw. ptomai- nów, leukom ainów i t. p. m ogą się do­ stawać do krwi i stanow ić źródło n aj­

rozm aitszych chorób. Przew idująca

jednak p rzy ro d a zabezpieczyła stwo­ rzenia, żywiące się mięsem, od podo­ bnego zatrucia, dając im z jednej stro ­ ny k rótki przew ód pokarm ow y w celu prędkiego usuw ania części niestraw io- nych, a z drugiej stro n y dużą w ą tro ­ bę, której głównym zadaniem jest ni­ szczyć alkaloidy gnilne, fizjologicznie w kiszkach się tw orzące (t. zw. «prze-

ciwtrująca» czyli «odtrutkowa» czynność

w ątroby). Poniew aż człowiek ma zna­ cznie dłuższy przew ód pokarm owy a znacznie m niejszą w ątrobę, niż stwo­ rzen ia m ięsożerne, przeto niestraw io­ ne części m ięsne dłużej w kiszkach po­

(23)

19

zostają i podlegają dłuższemu gniciu; tym więc sposobem znaczna ilość al­ kaloidów gnilnych dostaje się do wą­ tro b y i drażniąc ją, może być p rz y ­ czyną wielu jej cierpień.

Z resztą sama w ątroba, będąc za m a­ łą i za słabą, aby zniszczyć całą ilość napływ ających do niej alkaloidów g n il­ nych, pozwala na ich przejście do krwi, co—rzecz n a tu r a ln a - sprow adza z a tru ­ cie układu nerw ow ego. Niedawno p rz e ­ konano się, że w każdym m ięsie tw o­ rz ą się t. zw. toksyny, czyli alkaloidy tru jące, o niezwykle gwałtow nym dzia­ łaniu. Do takich alkaloidów należą:

nerwina, mydaleina, muskaryna gnilna,

metylganina i t. d. Stosownie do roz­

woju zwierzęcia, ptom ainy powyższe posiadają większą lub m niejszą siłę tru jącą. R yby zepsute zaw ierają naj­ większą ilość alkaloidów, jako to: ga-

nidynę, parwolinę, a nadew szystko ety- lendiaminę. Ślimaki jadalne i ostrygi

w ytw arzają mylotoksynę, k tó ra znajduje

się także i w serach zgnojonych. J e ­ dnym słowem, zjadam y codziennie znaczne ilości pokarm ów zwierzęcych

(24)

o w łaściwościach trujących, czego zu­ pełnie pokarm y roślinne w sobie nie zaw ierają (D ujardin-Beaum etz: «Toxi- nes». Bulletin gćneral de thirapeuthigue,

15 fe v rie r, 1890). Stąd najrozm aitsze cierpienia krw i i nerwów bio rą począ­

tek. ,

M edycyna nie zna żadnej choroby, w ynikającej z jedzenia pokarm ów r o ­ ślinnych, które — jak wiadomo — czy­ szczą krew, ale natom iast zna cały szereg chorób, z jedzeniem mięsa związanych, w liczbie k tó ry ch naczel­ ne miejsce zajm ują: suchoty, ra k , kar- bunkuł, zołzy, artrety zm y , choroby kiszek, żołądka, w ątroby i t. d. i t. d. Sam w yraz skrofuły pochodzi z łaciń­

skiego «scrofa», co znaczy maciora. Już

widocznie starożytni R zym ianie byli tego m niem ania, że skrofuły od świń pochodzą; a Mojżesz, ów wielki praw o­ dawca ludu izraelskiego, nietylko ży­ dom zab ro n ił jeść świniny, ale się n a­ wet jej dotykać nie pozwolił. «Mięsa świń jeść nie będziecie i ścierwa się ich nie dotkniecie (D euteron. XIV, 8).

(25)

21

szych sił i życia sp ożyw am y, zam ienia się w narządach traw ienia na t. zw. m leczko (chylus). «Najnowsze dośw iad­ czenia fizjologów — powiada prof. S y l­ w ester Graham *)—-wykazały, że acz­ kolw iek charakter fizyczn y i chem icz­ ny m leczka pozostaje praw ie identy­ czny, bez w zględ u na rodzaj pokarmu, z jak iego się ono wytwarza, to jednak organizacja życiow a (yital constitutioń) m leczka i krwi, a zatem i w szystkich tkanek naszego ciała, zależy głów nie od jakości pokarmu. Jeżeli w yp u ści­ my m leczko z naczynia żyw ego, to konstytucja życiow a m leczka, w ytw o­ rzonego z m ięsa, jest w stanie opierać się działaniu powinowactw n ieorgan i­ cznych tylko czas krótki i po dwu lub trzech dniach gnić pocznie. Tym cza­ sem m leczko, wytw orzone z czystych i zdrow ychpokarm ów roślinn3rch, przez

całe tygodnie opierać się będzie d zia­

*) Dr. Sylwester Graham: Lectures on

the Sciences o f H um ań Life. Lecture XIV.

Section 914, pag. 362. Editon published by Samuel R. Wells. New-York.

(26)

łaniu nieorganicznych powinowactw, aż w reszcie gnić zacznie p rzy tych sa­ m ych objaw ach, co i pierw sze m lecz­ ko. Daje tym sposobem dowód n ie ­ zbity, że w spraw ach chym ifikacji (w ytw arzania się papki pokarm owej) i chylifikacji (wytwarzania się mlecz­ ka)—czynności życiowe są więcej skoń­ czone i bardziej dokładne przy użyciu roślinnych pokarm ów, przez co m lecz­ ko posiada więcej siły konstytucyjnej

(morę power of vital constitution) do opie­

ran ia się gniciu, aniżeli gdy powstaje z traw ienia m ięsnych pokarm ów.

Również wiadomo, że krew ludzka, w ytw orzona ze zwierzęcych pokarm ów i wypuszczona z naczynia żywego, da­ leko prędzej gniciu podlega, aniżeli krew pow stała z traw ienia roślinnych pokarm ów i, że zawsze w tych r a ­ zach — przy identyczności innych ob­ jawów—ustrój tych osób, które poprze­ stają przew ażnie na pokarm ach zw ie­ rzęcych, bardziej jest skłonny do go­ rączkow ania i spraw rozpadowych, aniżeli ustrój tych, które wyłącznie trzym ają się czystych pokarm ów r o ­

(27)

23

ślinnych. P rzeto, jeżeli dwu c z e rs t­ wych, jednego wieku ludzi, jeden, od­ żywiający się przew ażnie pokarm am i mięsnemi, a d ru g i pozostający w yłącz­ nie na djecie roślinnej i wodzie, zosta­ ną nagle w czasie ciepłej pogody zabi­ ci, a ciała ich leżeć będą na powietrzu, wystawione na działanie pierw iastków i powinowactw państw a nieorganicz­ nego, w tedy ciało jarosza będzie leżeć dwa lub trz y raz y dłużej od ciała m ię­ sożercy bez w ydzielania w strętnego zapachu, od gnicia zależnego».

Są to fakty tak poważne i tak de­ cydujące, iż same przez się w y sta r­ czają, aby szalę faktów i argum entów na stronę jarstw a przeciągnąć.

Gdybyśm y w ybór m ieli pom iędzy ubraniem nowym, a zużytym, każdy z nas w ybrałby sobie u b ran ie nowe, a zużyte pozostawiłby... dla przyjacie­ la. Mięso jest m aterjałem już zużytym; zwierzę wykonywało nim już pewną pracę, używało go i zanieczyściło od­ padkam i ro z m a ite m i, będącem i nie­ zbędnym wynikiem każdej czynności życiowej. Z y ć —znaczy zużywać i za­

(28)

nieczyszczać swój ustrój. Tym czasem we w szystkich nasionach, jako to: ka­ szy, ryżu, grochu i w jajach, m aterjał odżywczy znajduje się w stanie dzie­ wiczym, zaopatrzony w siłę, a raczej energję życiową, która w mięsie już w znacznym stopniu została w yczer­ paną. Nierów nie więc korzystniej jest dla u stro ju żywić się m aterjałem dzie­ wiczym, w energję życiow ą o b fitu ją­ cym, aniżeli m aterjałem już używ a­ nym i zanieczyszczonym odpadkam i, wytw arzającem i się praw idłow o za ży­ cia zwierzęcia we wszystkich tkankach. Do takich zanieczyszczań przedewszy- stkim mocznik zaliczyć należy. Przeto, dziwić nas nie powinno, dla czego mo­ cne rosoły i buljony, bez jarz y n goto­ wane, mocz swym zapachem nam p rzy ­ pom inają. Zalecanie więc chorym ro ­ sołów i buljonów jest op arte na nie­ świadomości, która, jak wiadomo, jest m atką występku.

Dr. A lfred C arp en ter, głośny hi- gjenista angielski, na kongresie lek a­ rzy w r. 1884 przedstaw ił w sekcji hi-

(29)

25

w której dowodzi na podstawie danych statystycznych, z różnych państw za­ czerpniętych, że 60% do 90% mięsa,

jakie poczciwi ludziska zjadają, pochodzi od zwierząt chorych*), a żydzi, którzy — jak wiadomo — najpiękniejsze okazy na rzeź dla siebie wybierają, tylko około 40%— 60% mięsa koszernego otrzymu­ ją. Cyfry przytoczone nie mogą i nie bę­ dą nas wcale dziwić, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że zwierzęta, na rzeź prze­ znaczone, nie mogą w swych potrzebach cielesnych kierować się dowolnie in­ stynktem wrodzonym, lecz zmuszone są ulegać woli człowieka, a w tych wa­ runkach zdrowie zwierzęcia nieodzow­

*) Rzecz do zastanowienia, że we wszy­ stkich państwach chrześcijańskich zarów­ no dniem jak i nocą, bezpotrzebnie i w wa­ runkach barbarzyństwa całe tysiące więk­ szych stworzeń ginie śmiercią gwałtowną, aby zadowolnić nienaturalną żądzę czło­ wieka do mięsa. Statystyka urzędowa stwierdza, że co najmniej m iljon zwierząt pada tą drogą codziennie, a z tej liczby w ciągu jednego roku Europa i Ameryka zjadają przeszło sto miljonów trupów cho­ rych zwierząt.

(30)

nie na szwank narażone być musi. Zresztą, gdyby naw et zw ierzęta żyły w stanie naturalnym i pasły się na łą ­ ce, to i tak z chwilą ich przybycia do większego m iasta, zdrow ie ich już w stanie nienorm alnym znajdow ać się będzie. Prócz tego cierpienia p rze d ­ śm iertne, walka z sam ą śm iercią i licz­ ne w zruszenia, jakim zw ierzęta w rz e ź ­ niach nieodwołalnie podlegają, wszy­ stko to sprzyja pow staw aniu w ich krw i t. zw. ptomainów, o których po­ wyżej już wspom inaliśm y, a których analiza chemiczna w ykryć nie jest w możności, pomimo że posiadają nie­ zwykle silne i gwałtow ne działanie.

Pojm iem y teraz z łatw ością, dlacze­ go u Nowozelandczyków, którzy nigdy mięsa nie jad ają, jako też u Hindusów*),

*) W Indjach i Chinach, gdzie cywili­ zacja bajecznie głęboko w czasy zamierz­ chłe sięga, jarstwo znajduje się w wiel- kiem poszanowaniu. Wedy czyli księgi święte stanowczo zabraniają używać mię­ sa, jak również wszystkiego tego, co ze zwierząt zabitych pochodzi. Otóż, dlate­ go to Anglicy trzydzieści siedem lat temu ściągnęli na siebie taką nienawiść i

(31)

po-27

którym relig ja zabrania zabijać zwie­ rzęta i żywić się ich m ięsem ,— choroby w ątroby, apopleksja, rak, suchoty itd., praw ie są nieznane. Początkow o są­ dzono, że klim at jest tego przyczyną, dopóki nie przekonano się, że E u ro ­ pejczycy, jadający mięso, tak samo w Nowej Zelandji, jak i w innych k ra ­ jach na rak a i suchoty chorują i um ie­ rają.

Pow yższe dwie choroby, owa istna gardę całej ludności, że zmuszali żołnie- rzów krajowych do jedzenia mięsa; ci zaś woleli raczej śmierć ponieść, aniżeli po­ gwałcić jeden z najświętszych przepisów religijnych. A- jak wiadomo—rasa ta, tak starożytna i tak liczna, posiada swoją tra­ dycję, swoją kulturę i literaturę, która -- zwłaszcza literatura naukowa — śmiało do walki o pierwszeństwo z najnowszą lite­ raturą naukową stanąć może. Buddyści, stanowiący większą część ludności Chin i Cejlonu, tych samych trzymają się prze­ pisów, i nietylko unikają zabijania zwie­ rząt dla pokarmu, ale nawet uważają za obowiązek religijny okazywać im swe współczucie i dobroć (zobacz Catechisme

bouddhiąue de l’eglise du S u d a Ceylon,

trąd. franęaise: Passim, petit od str. 105. Paris, 1883).

(32)

plaga ludzkości, pom im o zapew nień lekarzów , że m edycyna olbrzym ie z ro ­ biła postępy, coraz bardziej a bardziej stają się częstsze i pospolitsze. Tow a­ rzystw a jarskie, od kilkudziesięciu lat w Anglji już istniejące, dowodzą sta­ tystyką, że w m iarę jak ludziska coraz więcej m ięsa jadać zaczęli, — rak i su ­ choty coraz częstszą stają się chorobą: ilość zjadanego m ięsa stoi w prostym stosunku arytm etycznym do ilości o- fia r, jakie ra k i suchoty w daninie śm ierci ro k rocznie przynoszą.

Ju ż V erneuil, znany c h iru rg fra n ­ cuski, zw rócił uwagę, że ra k może mieć związek z żywieniem się p rz e ­ ważnie mięsem, a idąc dalej za tą m y­ ślą, w ykrył, że mianowicie wieprzow i­ na stw arza w arunki przyjazne powsta­ w aniu ra k a . Okoliczność powyższa objaśnia nam, dla czego pojaw ienie się rak a u Izraelitów jest o wiele rzadsze, niż u chrześcijan. Do podo­ bnych spostrzeżeń doszedł także i dr. Roux *).

(33)

29

Jakież są przyczyny, że ludzie tak chętnie mięsiwo jadają? Niema innej przyczyny nad nieświadomość i zupeł­ ną nieznajom ość, a nieśw iadom ość, jak już zaznaczyliśmy, jest m atką wy­ stępku.

Zwróćmy się do p rzy ro d y i badając ją uważnie, starajm y się w yczytać w niej, czy daje nam lub nasuwa jakie wskazówki, upoważniające nas do za­ bijania zwierząt łagodnych i karm ie­ nia się ich ciałem?

Zwierzę drapieżne, trap io n e głodem , na widok zdybyczy ożywia się: oko je ­ go nabiera ognia i blasku; ślina obfi­ cie do jam y ustnej napływ a i nieraz kroplam i z pyska ścieka na ziemię; ciało przy b iera postać przyczajoną; zwierzę natęża swoją uwagę i siły i w konwulsyjnym drżeniu wyczekuje chwili sprzyjającej, by na zdobycz się rzucić. Tu instynkt zwierzęcia w ca­ łej pełni się odzywa.

Czyż człowiek na widok jelenia, s a r ­ ny lub wreszcie wołu odczuwa jakie instynktow e pragnienia? Będzie się zachwycał pięknością kształtów i

(34)

zwiń-nością ruchów zwierzęcia; będzie chciał zbliżyć się do niego, pogłaskać je ipo- pieścić, ale daleki jest od m yśli, by zjeść zwierzę i tym sposobem swój ap ety t zaspokoić. Tym bardziej nikt nie pom yśli o zjedzeniu kawałka m ię­ sa, gdy zwierzę, o darte ze skóry, leżeć będzie na ziemi. W tedy już nie ape­ ty t, ale raczej uczucie w strętu owład­ nie nam i, a ślina bynajm niej do ust nam napływ ać nie będzie To instynkt, k tó ry w strętem do nas przemawia! P rzyrodzony, niezw yrodniały jeszcze instynkt każdego zwierzęcia wskazuje mu nieom ylnie jego pokarm n a tu ra l­ ny. Gdziekolwiek znajdziem y padlinę zarażającą swą wonią pow ietrze do­ okoła, znajdziem y również i szereg w strętnych zwierząt, żywiących się tru p am i: świnię, hijenę, wilka, kruka, jastrzębia i t d., schodzących się tu na ucztę, której resztkam i rojow isko n aj­ rozm aitszego robactw a i owadów się zadaw alnia. Lew i ty g ry s natom iast rozkoszują się w ciepłej krwi świeżo rozszarpanego przez siebie zwierzęcia, a od padliny stronią.

(35)

31

A teraz zastanówm y się chwilkę nad tem, jaki też u człowieka jest sm ak na­ tu ra ln y i jakie są jego skłonności względem pokarm u? Czytelniku i ty, nadobna czytelniczko! bio rę was na sędziów. Pozwólcie mi wziąć się za ręce i zaprow adzić do ogrodu, k tó ry — jeżeli zechcecie — stanie się rajskim ogrodem , Edenem . Spojrzyjcie: do­ koła was ro sną drzew a, obciążone przepięknym owocem; to jabłka r u ­ miane, to grusze złociste, to brzoskw i­ nie puszyste, to śliwki, to orzechy, to porzeczki, agrest i mnóstwo innych, których wyliczyć nie um iem , z a p ra ­ szają was na ucztę. W idzę, jak poły­ kacie ślinkę; jak twarz wasza się roz- pogadza i uśm iecha, a oczy blasku n a ­ bierają. Patrzcie dalej: są w tym ogrodzie i rozm aite korzonki soczyste i nasiona posilne: grochy, ziem niaki, rzepa, b u raki i t. d. P ierś wasza całą pełnią oddycha, gdyż pow ietrze czerst­ we pełne jest miłej woni i wszystko dokoła tchnie pięknem naturalnym . P atrzcie: oto dziatwa szczęśliwa zbie­ ra owoc i zryw a kwiaty; wszystko tr y ­

(36)

ska życiem, harm onją, czystością, spo­ kojem i szczęściem. Jeszcze raz po­ w tarzam y, wszystko w ogrodzie tchnie pięknem , i niem a tam żadnej rzeczy, k tó ra b y u człowieka z najbardziej su b ­ telnym smakiem m ogła w stręt budzić.

A tera z pozwólcie, że was zaprow a­ dzę, byście się przy jrzeli innem u o- brazow i: w strętna, niezdrow a woń n a ­ pełnia pow ietrze; ry k i jęk konających zw ierząt rozlega się na wasze pow ita­ nie; ry n szto k i pełne są krw i... ale nie w yryw ajcie swych dłoni... m usicie wejść!... P atrzcie: tam, wół — p ra c o ­ wnik, spogląda łzawym okiem na swo­ ich m orderców i ry k przeraźliw y wy­ daje; to p ó r pada na jego czaszkę i wnet krew z gardzieli mu bucha... Silny, poczciwy wół, k tó ry przez całe życie pracow ał dla człowieka, p adł za­ m ordow any. Tam oto owca lękliwa czu­ je n o żn a g a rd le i beczeniem bolesnym oznajm ia koniec swego niew innego życia. Cielęta, oderw ane od p iersi swych m atek, wiszą na tylnych no­ gach; z ich żył rozciętych powoli krew się wylewa, aby mięso m ogło być

(37)

bia-33

łe i stało się delikatne w skutek dłu­ gich m ęczarni. Niedość tego; dokoła was leży pełno rozćw iartow anych t r u ­ pów zwierzęcych, przyjaciół i p ra c o ­ wników człowieka, a ich krew i w n ę trz ­ ności pokryw ają całą podłogę.

Gdzież jest człowiek, k tóry mógłby swe zm ysły widokiem takim napawać? Czy scena powyższa jest piękna dla oczu, przyjem na dla ucha i m iła dla pow onienia i czy wywołuje w nas uczu­ cie zadowolenia i szczęścia?

Gdy kochanek zapragnie wyjść na przechadzkę ze swą ulubioną, czy pój­ dzie z nią do ogrodu, czy też do rzeź­ ni? Je śli zapragnie posłać jej podarek, czy pośle jej kosz owoców, czy też po­ lędwicę?

Człowiek kocha świat ro ślin n y i znaj­ duje go pełnym piękna, pow abu i za­ dowolenia, gdyż to jest świat, w któ­ ry m został stw orzony i osadzony, a ca­ ła istota jego do tego świata p rzy sto ­ sowana. Inaczej rzecz się przedstaw ia ze zw ierzętam i m ięsożernem i. Co o- gród piękny, pełen soczystych owoców,

(38)

obchodzi lwa, wilka, hijenę lub ty ­ grysa?

Zw ierzęta nie chcą ani pić, ani jeść tego co jest dla nich szkodliwe i, kie­

row ane instynktem przyrodzonym ,

w ybierają te tylko pokarm y, które dla nich są odpow iednie. Jed en tylko człowiek ma ten przyw ilej, że może nie słuchać głosu przy ro d y i jadać i pijać szkodliwe dla siebie pokarm y i napoje, któ re jednak chwilowe tylko powodują zadowolenie sztucznie pod­ nieconego smaku. To też człowieknie- rów nie więcej skłonny jest do chorób, aniżeli zw ierzęta w stanie swobody. Z w ierzęta żyją w zgodzie z praw am i swej przyrody, a człowiek przeciw ­ ko tym praw om nieustannie wykracza, zwłaszcza pod względem jadła i napoju.

Dopóki djeta odżywiania się nie ulegnie refo rm ie, dopóty ludziska przekładać będą cuchnące mięsiwo i ser zgniły nad pachnące i czyste po­ k arm y roślinne; dopóki dym ty to n io ­ wy m ilszy im będzie nad wonne tchnie nie p o ran k u majowego; dopóki in ­ sty n k t n a tu ra ln y swych praw nanowo

(39)

35

nie odzyska, dopóty zam knięte i nie­ dostępne pozostaną dla nich subtelne piękności przy ro d y ; dopóty cały sze­ re g zjawisk, jakiem i clo nich przem a­ wia, a jakie po barb arzy ń sk u tra k tu ją i odrzucają, będzie dla nich niepojęty, gdyż to wszystko jest za wzniosłe, za subtelne dla um ysłu, k tó ry tarzając się w m aterji grubej, nic więcej poza nią dojrzeć już nie może.

Im więcej człowiek stoi na szczeblu ewolucyjnym w przyrodzie, tym współ­ czucie i m iłosierdzie dla istot słabych i bezbronnych powinno być silniej wnim rozw inięte; a zatym zabijanie zw ierząt łagodnych i bezbronnych dla p o k a r­ m u musim y uważać za pozostałość b arb arzy ń sk ą, niegodną człowieka u- cywilizowanego, a tym bardziej ch rze­ ścijanina.

B udda zabronił zabijać zw ierzęta, a M ahomet nakazał być dla nich do­ b rym i czułym . R eligja chrześcijań­ ska naucza, że człowiek jest synem Boga i pierw iastek bóstwa w sobie p o ­ siada. Nauka zaś, k tó ra dzisiaj tak dum nie czoło do góry podnosi, k tó ra

(40)

człowiekowi w ydarła to, co ma n aj­ droższego, bo serce i ducha, obdziera naw et Bóstwo z poczucia spraw iedli­ wości i doskonałości, i nakazuje czło­ wiekowi być okrutnym , odbierać ży­ cie spokojnym zwierzętom i mięsem ich się żywić. Będąc panem stw orze­ nia, człowiek może zabijać zwierzęta, gdy one godzą na jego życie, na jego mienie; lecz zabijając, niechaj będzie panem , ale nie tyranem .

Człowiek brzydzi się śm iercią i od niej, o ile można, stara się oddalić; gdyby więc przy ro d a stw orzyła go do żywienia się mięsem, nasze m atki i sio stry chętnie chw ytałyby za noże i z przyjem nością kurze łebby ucinały lub gołębiowi ukręcały główkę. Za­ proponujm y naszym paniom , by wła­ sną rę k ą k u rę zarżnęły; raczej raz na zawsze w yrzekną się m ięsa, aniżeli na ten k ro k się odważą, sam bowiem czyn zabijania jest w strętny i przeciw ny wyższej naturze człowieka i najszla­ chetniejsze jego uczucia obraża.

Pokażm y dziecku kurczę lub inne stw orzenie i powiedzmy, że je zabije­

(41)

37

my na obiad. Gorące łzy z oczu dzie­ cięcia pociekną, a usta będą składały w yrazy błagalne, by stw orzenia tego nie zabijać. To głos n a tu ry p rzem a­ wiać będzie przez dziecko, natury, której praw nie zdołano w nim jeszcze pogwałcić!

Aby móc zabijać, trz e b a się od lat najm łodszych do tego przyzw yczajać. A do czegóż się człowiek przyzw y­ czaić lub z czym się oswoić nie może? Umysł jednak takiego człowieka i jego stro n a m oralna godne będą, zaiste, politow ania. Są to fakty, na jakie się powoływać chyba rzecz zbyteczna. W spomnę tu tylko o praw ie angiels­ kim, które w spraw ach o zabójstwo odejm uje rzeźnikom m ożność zasiada­ nia na krześle w charak terze sędziów przysięgłych.

Nasze ciało m aterjalne jest m iesz­ kaniem , a raczej więzieniem czegoś

niematerialnego. Ja k każda budowla,

tak i ono wymaga, aby je opalano i w m iarę zużywania odnaw iano. W po­ karm ach więc, jakie człowiek przy j­ muje, i m aterjał budulcow y i paliwo,

(42)

k tó re na m ocy ogólnych praw fizyki jest głównym źródłem siły, znajdować się powinny. M aterjału budulcow ego dostarczają nam pokarm y obfitujące w białko a więc i w azot, będący jego składnikiem , a paliwa czyli siły — po­ k arm y bogate w węgiel, a z a ty m t.z w . węglowodany w postaci cukru, k roch­ m alu i tłuszczu.

W edług obliczeń, dokonanych na podstawie tablic Dr-a Pavyego i D-ra E d w ard a Sm itha *), w ypada, że ustrój człowieka potrzebuje cztery do pięciu uncji czyli około 1/a funta m aterji azo­ towych i 15 do 22 un. czyli od 1 do 12/3 funta węglowodanów; z tych ostatnich — w edług D-ra P la y fa ira — na k ro c h ­ mal i cukier, jakie są niezbędne dla u stro ju , p rzypada 17 do 18 uncji t. j. około 11/2 funta, a jak wiadomo, wyjąw­ szy mleka, niem a wcale cukru w po­ karm ach z państw a zwierzęcego.

W idzimy więc że dla odnowienia ciała człowiek potrzebuje niezwykle m ałej ilości białka, bo zaledwie 1/8

*) Physiology of Yegetarianism by Dr.

(43)

39

część funta *),— ale za to sporej ilości krochm alu i cukru, które, jak to już zaznaczyliśm y, siły i ciepła dostarcza­ ją. To też najsilniejsze i najw ytrw al-

sze zw ierzęta, k tó re nietylko p racę człowieka, ale i jego zapał wojenny od niepam iętnych czasów dzielą, nie z mię­ sożernych, lecz z roślinożernych po­ chodzą, a ich pożyw ienie nie w azot, lecz w węgiel obfituje. Zrozum iem y więc łatwo, że w chorobach, gdzie wskutek gorączki szybkie palenie u- stroju się odbywa, nie m aterjał bu d u l­ cowy, t. j. nie białko jest potrzebne, lecz m ate rja ł palny, t. j. krochm al i cukier. Największym przeto błędem i nieznajom ością rzeczy jest zalecanie w suchotach, gdzie palenie u stro ju szybko postępuje, pokarm ów m ięs­ nych. Doświadczenie nasze własne przekonało nas, że suchotnicy, którym lekarze tylko dni lub tygodnie życia przeznaczyli, całe nawet m iesiące i la ­ ta żyli przy djecie roślinnej, głównie *) Najnowsze badania wykazują, że i ta ilość jest jeszcze zaduża.

(44)

składającej się z owoców, kaszy, ryżu i g rochu. Żadna inna choroba nie zdarza się tak często, jak suchoty; to też jej djetetyka i leczenie najlepiej pow inny być zbadane. Tymczasem, niestety, jest to cierpienie, co do któ­ rego najm niej m ają lekarze jasnego pojęcia, jak radzić i jak je leczyć nale­ ży. Dziwić nas to nie powinno. Le­ karze dzielą się na dwa obozy *): J e ­ den obóz stanow ią lekarze inteli- gientni, myślący, dla których żywię

*) Zastrzec się tu musimy, iż dzieląc lekarzy na dwa obozy, nie mamy zamia­ ru na nich napadać, jak to niektóre je­ dnostki złej woli będą może chciały nam przypisywać. Każda rzecz ma dwie stro­ ny: jasną i ciemną. Każdy zawód ma lu­ dzi inteligientnych, myślących i ma rze­ mieślników, a zawód lekarski od tej regu­ ły wyjątku nie stanowi. Ze smutkiem za­ znaczyć musimy, że obóz lekarzy-rzemieśl- ników jest niezwykle ludny i gwarny, aczkolwiek na usprawiedliwienie lekarzy' można dodać i to, że i na innych placów­ kach społecznych liczba rzemieślników zna­ komicie nad liczbą myślących jednostek góruje.

(45)

41

wielką cześć i uznanie, lecz tych nie­ stety, jest n a d e r szczupła garstka. D rugi obóz stanow ią lekarze-rzem ieśl- nicy, inaczej papugi, którzy nie m ają własnego zdania, lecz nauczywszy się zdań cudzych, na nich tylko polegają, i przez całe życie je pow tarzają. Le- karze-rzem ieślnicy — m aw iał Paracel- sus—to istna plaga dla ludzkości! O ile lekarz m yślący jest dobrodziejstw em dla miejscowości, w której się znajdu­ je, o tyle znów rzem ieślnik jest dla niej przekleństw em . Pam iętajm y, że lekarz z chwilą przystąpienia do cho­ reg o już sym patje i zaufanie jego r o ­ dziny zdobywa.

Publiczność, zawsze za głosem więk­ szości idąca, zapom ina, że nauka — to nie parlam ent; że w nauce niem a gło­ sowania, lecz są tylko fakty i dowo­ dzenia. Nie ten ma słuszność, kto ma więcej głosów za sobą, lecz ten, kto przedstaw ił więcej faktów i dowodów.

W szystko to przytaczam y dlatego, że bardzo często słyszeć się zdarza uwagi, czemu większość ludzi tych poglądów

(46)

do h isto rji postępu ludzkości, gdzie przekonają się, że wszystkie m yśl:, po­ suwające naprzód świat cały, nietylko przez większość przyjm ow ane nie by­ ły, ale naw et przez tę większość ro z ­ wój ich był tam owany; przekonają się, że nie masy, lecz jednostki postęp prow adziły i prowadzą; że Akademje i Towarzystwa naukowe zawsze postęp m yśli tam owały i tam ują, tak że bez żadnej przenośni wraz z Hoenem- W rońskim rzec można, że «les smants

par brevet sont les ennemis nós des progres de la vMtć»*), co znaczy: patentow ani

*) W «Reforme absolue du savoir hu- main» tom III, pag. III, o Akademjach i Towarzystwach naukowych tak się ten gienjalny myśliciel wyraża: «Jestto już dzisiaj fakt niezaprzeczony, ze żadna kor­ poracja naukowa ani nie dokonała żadne­ go zasadniczego odkrycia, ani też bezpo­ średnio do niego się nie przyczyniła. Prze­ ciwnie, jest rzeczą powszechnie wiadomą, że wszystkie zasadnicze odkrycia w nau­ kach, jakie przyczyniły się do pewnych reform, były stale odrzucane przez ciała naukowe, a zwłaszcza przez Akademję Nauk w Paryżu; przeto bez żadnej prze­ nośni powiedzieć można, że patentow ani

(47)

43

uczeni są urodzonem i nieprzyjaciółm i postępów praw dy.

«Nie trzeba na to głębokiej znajo­ m ości dziejów postępu ludzkiego—po­ wiada Dr. Kaczkowski *) — życie po­ wszednie praw ie codziennie daje nam dowody, że najpiękniejsze praw dy tuż pod ręk ą ludzi leżały i tysiące lat świat na nie patrzał, nie widząc ich, a choć je widział, nie pojm ow ał. Nie mówmy tu już o praw ach etycznych, które każdy człowiek ma w sercu głę­ boko w yryte. Iluż to ludzi np. p a ­ trzało, jak jabłko, spadające z gałęzi, nie leci w pow ietrze, ale na ziemię; jak p a ra podnosi pokryw kę szczelnie g a r­ nek przym ykającą. A przecież nie wiele la t temu, jak w spadaniu jabłka

uczeni są urodzenemi nieprzyjaciółmi po­ stępów prawdy. I rzeczywiście niema po­ między urządzeniami społecznemi niczego bardziej niedorzecznego (plus absurde)

a przeto bardziej barbarzyńskiego (plus barbare), wśród cywilizacji obecnej, jak ciała naukowe, stanowiące dotykalnie rze­ czywisty nonsens co do celu swego istnie­ nia*.

*) Dr. Kaczkowski Ant.: Nauka homeo- patji, T. I, str. 2.

(48)

badacz p rzy ro d y ujrzał odsłonięcie jednej z najw iększych zasad fizycz­ nych; jak drugi zastosował ową siłę p a ry i potęgą jej dziwy z tysiąca i j e ­ dnej nocy przew yższył. Rzecz godna uwagi, że kiedy już w licznych w ar­ sztatach m echanicznych dośw iadczo­ no, co to za olbrzym i pracow nik ta p a ra w odna, pierw szy statek parow y (1809 r. budowany) został przez an­

gielskie dziennikarstw o wyśmiany.

Kiedy już zgnił do połowy, przybył pewien A m erykanin, obejrzał go, zba­ dał* i w Nowym-Yorku zbudował d ru ­ gi, na którym (w 1811 r.) na m orze się puścił, także wśród ogólnego śm ie­ chu i urągań».

A dziś? Dziś, litujem y się nadow em i czasam i zarozum iałości i nieuctw a, po­ cieszając się myślą, że bezpow rotnie przepadły.

W yśmiewała Akademja angielska wraz z całym wydziałem lekarskim od­ krycie H arveya o krążeniu krwi, skut­ kiem czego znakom ity ten lekarz p ra k ­ tykę u tra c ił i popadł w biedę. Taż sama Akademja zawyrokowała wraz z całym szeregiem powag naukowych o niem ożli­

(49)

45

wości przeprow adzenia telegrafu za- atlantyckiego. J a k dalece gwiazdy na­

ukowe mogą być zacofane w swoich

pojęciach, świadczą o tym wymownie dzieje G alileusza. A cóż się działo niedawno ze spirytyzm em ? Nazwano go oszustwem dla tego, że znaleźli się tacy, którzy niejednokrotnie w zjawi­ skach spirytyzm u pozwolili sobie na oszustwo. Podobnie rzeczby się p rze d ­ stawiała, gdyby ktoś utrzym yw ał, iż niema wina dlatego, że byli tacy, których na fałszerstw ie wina p rzy ła ­ pano. Łatwiej jest rzecz jaką wyśmie­ wać, niż ją zbadać, i ocenić należycie. S łow em — h isto rja postępu p rzech o ­ wała nam całe stronice przykładów , dowodzących, że zarozum iałość, zwy­ kle chodząca w parze z ograniczono­ ścią, zawsze stała na zawadzie rozpo­ wszechnianiu m yśli nowych i pożytecz­ nych. A ponieważ ludzi zarozum ia­ łych czyli ograniczonych jest liczba zawielka w porów naniu z m yślącem i, nic w tym dziwnego, że ich nieuctwo w sądzeniu faktów lub zjawisk niezna­ nych nie razi ogółu, albowiem — jak

(50)

słusznie orzekał Seneka — pudorem rei

tollit multitudo paccontium, co znaczy:

«hańbę grzechu zaciera mnogość g rze ­ szących! »

To też gdy nas kto spyta: czy może- bne jest, aby tyle uczonych umysłów błądziło, a tylko szczupła g a rstk a praw dę posiadła? — odpowiedzieć m o­ żemy: idź i przeczytaj historję postę­ pu ludzkości i zapam iętaj sobie, że dopóki w świecie zarozum iałość p rz e ­ ważać będzie, dopóty każda nowa myśl, każde nowe odkrycie też same przejść musi koleje, co i odkrycie H arveya, G alileusza i t. d.

Toż samo i z jarstw em się dzieje. Mięso jest źródłem zdrow ia, mięso jest źródłem siły—pow tarzają lekarze —-a publiczność w tóruje im, jak echo p u ste a głośne. Mylność tego pojęcia natychm iast się uw ydatni, skoro p rz y ­ pom nim y sobie, że mięso, jako p o ­ karm , będący głównie z białka złożo­ ny, jest budulcowym a nie siłodajnym m aterjałem , i nie może być źródłem zdrow ia, skoro pierw iastkam i szkodli- wemi jest zanieczyszczone.

(51)

47

W edług prof. G. B unge’go *) «mię- sień pracu je przedew szystkim dzięki bezazotowym (niebiałkow atym ) m a te r­ iałom pokarmowym®, są to więc wę­

glow odany , zawsze nagrom adzone

w m ięśniu w postaci zapasowego gly- kogenu.

Ju ż Claud B ern ard zauważył, że za­ pas glykogenu w m ięśniu podczas p r a ­ cy znika, co zresztą później licznem ido­ świadczeniam i potwierdzono. Nie ule­ ga zatym w ątpliw ości,—powiada dalej prof. Bunge — że węglowodany służą za

materjal dla pracy mięśniowej. D r. Vau-

ghan H arley przedstaw ił w K rólew ­ skim Tow arzystw ie Londyńskim pracę, w k tó re j, opierając się na szeregu do­ świadczeń i rozumowań, dowodzi, że cukier jest głównym czynnikiem ener- gji mięśniowej. Z doświadczeń tego uczonego wynika, że przy lichym od­ żywianiu się cukier zwiększa siłę m ięś­

*) Wykład chemji fizjologicznej i pato­ logicznej dla lekarzy i uczących się. War­ szawa 1889.

(52)

niową z 6 proc. do 39 proc., a przy należytym odżywianiu z 8°/0 do 16%, p rzy czym jednocześnie wzm agają się w łasności zapobiegające w yczerpaniu nerwowem u. (Rev. Sc. Nr. 5, 1894). Pojm ujem y więc, jak wielkim nieuc­ twem grzeszy każdy lekarz, w pajają­ cy w chorego, aby dla odzyskania sił i zdrow ia dużo mięsa jadał.

Nie p rzy mięsnej djecie n ieśm iertel­ ni Spartańczykow ie, broniący walecz­ nie przejścia przez Term opile, tak w spaniałą natchnieni zostali odwagą. Toż samo m ożna powiedzieć o zwy­ cięzcach pod Salam iną i M aratonem . Dopóki synowie G recji i Rzymu na r o ­ ślinnej djecie (obfitującej w węglowo­ dany) poprzestaw ali, dopóty państw a te słynęły z podbojów i potęgi, a k a r ­ ty dziejów starożytnych pełne były przykładów bohaterstw a i odwagi. Z chwilą jednak, gdy rozkosze podnie­ bienia w yrugow ały skrom ne pokarm y roślinne, zniewieściałość i m ałodusz­ ność zajęły m iejsce odwagi i b o h a te r­ stw a, i przyspieszyły upadek tych państw .

(53)

49

Cóżby na to powiedzieli nasi siła­ cze, będący zaledwie mdłym cieniem owych daw nych atletów, że w starej Grecji w t. zw. palestrach czyli akade- mjach atletycznych m łodzież od lat najm łodszych ćwiczyła się, trzym ając się wyłącznie djety roślinnej! Chleb jęczm ienny i oliwa stanow iły główny pokarm pierw szych gladjatorów rzym ­ skich, a o djecie tej H ipokrates, ojciec m edycyny dzisiejszej, w yraża się, że rozwija znakom icie siły fizyczne i wy­ trw ałość.

Za najsilniejszych ludzi na świecie uchodzą ro b o tn icy okrętowi w Turcji, t. zw. «hamalowie»; przenoszą oni z ła ­ twością od 600 do 800 angielskich funtów ciężaru. Posiłkiem ich: tylko chleb z kukurydzy, figi, daktyle i wo- góle owoce. Sir W iliam F a irb a irn *) w yraża się o nich, że są to najsilniej zbudow ani ludzie w całej E uropie.

Robotnik angielski, przeważnie rost-.*) Cytowany przez D-ra Annę Kings- ford w jej pracy doktoryzacyjnej: De

l’alim entation vegetale de 1’homme. These

de Paris 1880.

(54)

b e e f’ami się odżywiający, nie może dorów nać w ytrw ałością robotnikow i irlandzkiem u, żywiącemu się głównie zbożem i ziem niakam i. Z resztą całą klasę roboczą Polski, Rosji, Irlan d ji, Szwecji, Danji i t. d., t. j. krajów , które bynajm niej do gorących nie należą, składają jednostki przeważnie, a naw et, m ożna powiedzieć, wyłącznie żywiące się pokarm am i roślinnem i. Samojedzi (szczep m ieszkający na północy Rosji), żywiący się jedynie pokarm am i pocho- dzącem i ze zw ierząt zabitych, przed ­ staw iają zupełnie zw yrodniałą i godną politow ania rasę, podczas gdy p o k re ­ wne im plem ię Finnów , pod tą samą szerokością gieograficzną m ieszkające a żywiące się roślinam i, rów nież jak Szwedzi i Norwegczycy, piękną stano­ wi rasę. Z resztą najnowsze dośw iad­ czenia fizjologów stw ierdzają fakt, że główne źródło p rac y mięśniowej sta­ nowi nie mięso, lecz p okarm y ro ślin ­ ne, w krochm al obfitujące, i że te ro z ­ wojowi sił fizycznych sprzyjają.

N ietylko jednak siły fizyczne rozw i­ jają się korzystnie przy djecie ro ślin ­

(55)

51

nej, ale i strona umysłowa człowieka również dodatnio wpływ ten odczuwa. H isto rja wymownie poucza nas przy ­ kładam i, że wielu ludzi, którzy nowe drogi m yśli światu otw orzyli i nowe to ry ludzkości wskazali, z przekona­ nia własnego do jaroszów należeli.

To, co jem y, to stanowi nasze ciało, naszą krew —to też zabarw ia z konie­ czności nasze m yśli. Czyste jadło da­ je czystą krew; czysta krew — czyste myśli; czyste m yśli — czyste, szlachet­ ne czyny, a szlachetne czyny — dają nam zadowolenie w ew nętrzne i szczęś­ cie. Bez krwi mózg wcale działać nie może. Jeżeli zamało krw i do mózgu dopływa, występuje osłabienie i om­ dlenie; gdy zadużo — tracim y świado­ m ość. Gdy krew je s t zanieczyszczo­ na, czynność mózgu m usi być w adli­ wa. Jeżeli jakie jady k rąż ą we krwi, n ózg zaraz to odczuwa. Czyż potrze- b i przypom inać, jak prędko odczuwa­ my wpływ alkoholu? Poniew aż po­ k a rm y , przyrządzane bezpośrednio z owoców i ro ślin , są czystszem i od

(56)

mięsa,*) przeto, jako ta k ie —logicznie rzecz b io rą c —m uszą wytw arzać krew czystszą i urab iać c h a ra k te r szlachet­ niejszy. Kościół zaś, zalecając i n a ­ kazując w strzem ięźliw ość i posty, m iał właśnie powyższe względy na uwadze. P ro fe so r T yndall, pisząc o tym p rze d ­ m iocie, tak się wyraża: «Moralność czystości krw i (the morality of clean blood) pow inna być jedną z pierw szych

lek-*) Wszystko, co żyje, to się zanieczysz­ cza, gdyż życie jest sprawą fermentacyj­ ną i rozkładową. Zarówno więc tkanki zwierzęce zawierają w sobie odpadki roz­ kładowe czyli zanieczyszczenia, jak i tkan­ ki roślinne. Zachodzi atoli pomiędzy za­ nieczyszczeniami roślinnemi a zwierzęee- mi ta różnica kapitalna, że zwierzęce za­ nieczyszczenia są potrzebne dla roślin i oczyszczania ich soków, a zanieczysz­ czenia roślinne są potrzebne dla człowie­ ka i oczyszczenia krwi jego. Rosoły prze­ to i wogóle zupy mięsne są dobre do pod-lewenia drzewek i krzaczków i dla nich korzystne, ale nie mogą być dobre dla człowieka jako pokarm. Zbyteczne doda­ wać, że zupy roślinne, jako krew czysz­ czące, mają prócz znaczenia odżywczego jeszcze i lecznicze swe działanie.

(57)

53

eji, wygłaszanych przez naszych p asto ­ rów i nauczycieli. M aterja fizyczna jest podkładem (substratum) dla p ie r­ wiastku duchowego, a fakt ten pow i­ nien pokarm ow i, jaki spożywamy i po­ wietrzu, jakim oddycham y, nadać zna­ czenie transcendentalne. Zalecając te­ go ro dzaju pieczę nad naszym u s tro ­ jem fizycznym , nie mamy bynajm niej na m yśli opychania lub tuczenia ciała

(stuffing orpampering of the body). Uszczu­

plenie sobie pokarm u lub od czasu do czasu d obry post klasztorny, są w tych razach środkiem doskonałym®*).

U derzającą, ch arak tery sty czn ą ce­ chą w szystkich zw ierząt m ięsożer­ nych jest drapieżność i okrucieństw o, a fakty i dośw iadczenia stw ierdzają, że cechy te stoją w związku z p o k arm a­ mi mięsnemi. Jeżeli pójdziem y do me- n ażerji lub ogrodu zoologicznego, fa ­ kty sam e nam się nasuną. Spojrzyj­ my na słonia, jest to zwierzę olbrzy­ mie ale spokojne i łagodne. Lecz je-*) Food: Its Influence on Character by Albert Broadbent pag. 3. Manchester 1897.

(58)

żeli zbliżym y się do klatki lwa lub ty ­ grysa, przekonam y się, że są to zwie­ rz ę ta niespokojne i nerw ow e. P o n ie ­ waż wzm iankowane zwierzęta żyją w jednakow ym klimacie, przeto taka różnica ich c h a ra k te ru nie z czego in ­ nego, tylko z pokarm u powstać m u­ siała. Psy, złe i niedostępne, karm io­ ne przez ro k roślinnem i pokarm am i, stają się łagodne i bardziej uległe; przeciw nie, żywione m ięsem surowym, stają się dzikie, a nawet niebezpieczne.

Nawet ty g ry s, zwierzę n ajtrudniej dające się poskrom ić, schw ytany szcze­ nięciem i karm iony pokarm am i ro ślin ­ nem i, oswaja się do tego stopnia, że bez żadnych środków ostrożności lu ­ dzie m ogą dawać mu przystęp do sie­ bie. Je d e n z kupców w Moskwie w swoim czasie chował sobie dwu t y ­ grysów, które chodziły po pokojach, jak koty, ale też mięsa praw ie nie do­ staw ały. To, co się dzieje ze zwie­ rzętam i, to samo dzieje się i z człowie­ kiem. Teofrast, uczeń Platona, zm ar­ ły w 107 roku życia, następujące wy­ powiada zdanie o djecie: «Dużo jedzą­

(59)

55

cy i karm iący się m ięsem czyni u- m ysł swój ciężkim i na stronę głupoty go przeciąga*. L ord B yron p rzek o ­ nany był, że jedzenie mięsa pobudza ludzi do wojen i krwi przelew u. Z n a­ ny m alarz F uselli, chcąc pobudzić wy­ obraźnię do tw orzenia przerażających widoków, zwykle mięso surow e jadał. W tym sam ym celu pani Radcliffe, p i­ sząc dzieło pod tytułem : «Mysteries of Udolpho», także surow e mięso jadała.

Człowiek—powiada P aracelsu s *) —-*) Wspominając o Paracelsusie, nie mo­ żemy się powstrzymać, by o tym najwięk­ szym gienjuszu, jakiego medycyna wyda­ ła, kilku słów nie przytoczyć. Paracelsus żył w końcu XV i na początku XVI stu­ lecia; jako lekarz zdobył sobie sławię w ca­ łej Europie leczeniem takich chorób, wo­ bec których dzisiejsza, dumna ze swoich postępów (?), medycyna jest zupełnie bez­ silną. Lekarze ówcześni, nie mogąc pojąć, jakim to sposobem tak skutecznie można leczyć raka, suchoty, trąd, słoniowaciznę i t. p., uważali go za djabła, czarownika, maga, szarlatana i t. d., i takiemi przy­ domkami tego wielkiego uczonego obda­ rzyli. Krytyka zaś, z jaką wystąpił prze­ ciwko lekarzom i ówczesnemu leczeniu,

(60)

56

jest isto tą dwoistą: posiada p rzyrodę ludzką i zwierzęcą. Jeżeli czuje, m y­ śli i działa tak, jak islota ludzka po­ winna działać—jest człowiekiem; jeże­ li zaś czuje i działa jak zw ierzę — jest zwierzęciem i rów na się tym zwierzę­ tom, których charekterystykę um ysło­ wą w sobie przejaw ia (Philosophia Sa-

gax).

Gdyby nasi uczeni i lekarze mieli więcej pojęcia o człowieku, k tó ry b a r­ dziej, aniżeli przypuszczają, jest isto­ tą złożoną; gdyby pam iętali o dewizie tak wielką nienawiść i oburzenie przeciw­ ko niemu wywoła, iż pewnego wieczora, gdy Paracelsus powracał z jakiegoś licz­ niejszego zebi’ania, lekarze napadli na nie­ go i zamordowali; mówimy «zamordowa-li», gdyż w kilka dni w skutek ran otrzy­ manych, ten kolos w medycynie tchnienie ostatnie wydał. Tak oto kończy się wątek dni tego najgienjalniejszego lekaćza, który krytyką swoją pragnął podnieść i umy­ słowy i moralny poziom stanu lekarskie­ go, oraz poprawić dolę ludzkości, trapionej różnemi dolegliwościami fizycznemi. Dziś, dopiero po latach 400, nauka Paracelsusa zaczyna należycie być oceniana, a dzieła jego na wagę złota są rozkupywane.

(61)

57

w yrzeźbionej wielkiemi literam i na św iątyni pogańskiej w Delfach sta ro ­ żytnych «yvw&i asaotóv>> (gnoti seau- ton)—poznaj samego siebie, — łatwiej- by zrozum ieli, jaki to wpływ ujem ny wywiera m ięsna djeta na c h a ra k te r człowieka; jak wzmacnia jego zw ierzę­ ce in sty n k ty i skłonności, a tym sa­ mym czyni go mniej człowiekiem. Zrozum ieliby łatwo, dlaczego m o ral­ ność, uczciwość, szczerość i b r a te r ­ stwo, tak pospolite w czasach daw niej­ szych, kiedy mięso nie codziennym , lecz zbytkownym było pokarm em , — są dziś tak wyjątkowe; zrozum ieliby, dlaczego wzniosłe, szlachetne ideały zdruzgotane, a zastąpione zostały g r u ­ bo m aterjalnem i, i dlaczego ludziska w szystkiego tego, co tylko poza g r u ­ bą m aterję w ykracza, pojąć nie zdoła­ ją, a naw.et w istnienie czegoś niem a- terjalnego wcale w ierzyć nie m ogą i wierzyć nie chcą.

Dopóki człowiek dla podtrzym ania życia obficie-m oże czerpać wszystkie niezbędne pierw iastki z świata roślin ­ nego, k tó ry m tak szczodrze p rzy ro d a

(62)

nas obdarzyła, a k tó ry n a całej kuli ziem skiej bogato się rozw ija, zabijanie zw ierząt uważać trzeb a za czyn bar­

barzyński, niegodny ucywilizowanego

człowieka, a tym bardziej chrześcija­

nina.

J a ro s z współczuje zw ierzętom ip rzy - znaje im praw a przynależne. Nie ule­ ga najm niejszej wątpliwości, że istn ia ­ ły dzikie pokolenia, które stanowczo ludzkie mięso nad inne pokarm y p rz e ­ kładały. Sama przez się nasuw a się tu uwaga, że plem iona te, w obronie swej niezw ykłej djetetyki, m ogłyby się zasłaniać i praw dopodobnie zasła­ niały się takiem iż samemi arg u m en ta­ mi, jakie zwolennicy mięsnej djety je ­ szcze dzisiaj na swoją obronę p rz y ta ­ czają: «To zawsze tak było»; «to jest zwykły try b życia naszego społeczeń­ stwa*; «to nas wzmacnia*; «lekarze to zalecają, więc musi to być praw o n a ­ tury*; «trzeba być praktycznym i nie poddaw ać się jakim ś sentym entom hum anitarnym * i t. p. Tak zdaje się dzicy mawiali, a dzisiaj świat cywilizo­ wany toż samo pow tarza.

(63)

59

Pow iadają, że W ielki Chan ta ta rsk i k arm ił swoich magów i astrologów tru p am i skazańców; miało to ich siłę i wiedzę potęgować. W idocznie leka­ rze dzisiejsi tegoż samego są zdania, skoro głoszą, że bez odpowiedniej ilo­ ści m ięsa ustrój człowieka nie m ógłby należycie spełniać swych czynności. Pozostaw m y ich w tym m niem aniu, spokojni, że wraz z nami przeciw ko nim wszystkie nauki przyrodnicze i sam a p rzy ro d a w ystępują. Niema powagi po nad samą przyrodą!

Djeta ro ślinna jest djetą n atu raln ą, a p rzeto najzdrow szą dla człowieka, najlepiej w nim podtrzym uje czerst- wość ciała i um ysłu, zachowuje z d ro ­ wie i przyspiesza wyzdrowienie w cho­ ro b ie . J e st to przedew szystkim djeta piękna, dostarczająca człowiekowi si­ ły, energji i zadowolenia, i zarówno d o b rą jest dla robotnika, jak i dla fi­ lozofa. P rz y jarskiej djecie kw itną na tw arzy rum ieńce, oczy nabierają blasku, zmysły — czułości, dowcip — ostrości, a um ysł — siły; uczucia i m y­ śli stają się głębsze i czystsze, traw ie­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak mało w której z minionych rocznic zadrżały i rozszerzyły się nasze serca, jakby w odpowiedzi na wezwanie Proroka, powtarzane w liturgii święta Trzech Króli.. Zadrżały -

- mięsny( rasy kur: zielononóżka,New Hampshire, Sussex, polar, rasy kaczek: kaczki piżmowe, rasy gesi: biała kołudzka). - ogólnoużytkowy(rasy kur: dominant white cirnish,

W tym roku po raz pierwszy, z inicjatywy Wielkopolskiej Izby Lekarskiej, do akcji włączyło się Regio- nalne Centrum Krwiodawstwa i Krwio- lecznictwa w Poznaniu, które

Pomiędzy Leonem Kopciem i Michałem Dudzińskim, mieszkańcami Puław – panowały wrogie stosunki na tle zalotów miłosnych Kopcia do siostry Dudzińskiego – Heleny..

Pracując w dwuosobowych zespołach, uczniowie na podstawie podręcznika odpowiadają na pytania i wykonują polecenia na kartach pracy, które każdy z nich otrzymał.. Kiedy

Krótkie nawiązanie do poprzedniej lekcji, uczniowie odpowiadają na pytania dotyczące tkanki nabłonkowej i tkanki nerwowej. Nauczyciel przypomina uczniom, jak należy korzystać

Lecz nim zdążyli się złożyć, zabłysły w śród św ierków ogniste ślepia, zatrząsł się, zahuczał zagaj, uniosły się nad nim dymy... P olow a żandarm skich

Chciałbym jednak podkreślić, że jest w Polsce grono ekspertów wypowiadających się na tematy związane z ochroną zdrowia, i to wśród nich szukałbym przyszłych kreatorów