• Nie Znaleziono Wyników

View of Cyprian Norwid Passes Away into Dream

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Cyprian Norwid Passes Away into Dream"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

S T U D I A N O R W I D I A N A 5-6, 1 9 8 7 -1 9 8 8

ELŻB IETA D Ą B R O W ICZ

CYPRIAN NORWID ODCHODZI W SEN

Pisałem z jedyną myślą, aby nastręczyć Pani chwilkę przyjem ną - ale że to w iele osób m oże interesować, przeto dołączam , że n a j z u p e ł n i e j m o ż e P a n i u ż y ć , j a k s i ę j e j p o ­ d o b a , tych kart.

D la niej były k reślon e1.

Tak zapewniał Norwid Joannę Kuczyńską, ufając, iż zechce o na skorzystać z prawa do swobodnego dysponow ania efektow nym listem z W ystawy paryskiej w 1867 r.

„Łaskawa i U przejm a Pani na K orczew ie” przez lata całe w ym ieniała z p o e ­ tą zażyłe pisma. N orw id uchylał przed nią drzwi salonowej E u ro py , pow iada­ m iając o najnowszych kom erażach. W zam ian chłonął odgłosy z dalekiego k ra ­ ju, kom ponował nam iastkę dom u i rodziny. Nie przypadkiem ochrzcił przy­ jaciółkę archaicznie brzmiącym przydom kiem , eksponującym jej łączność, a nawet tożsam ość z miejscem. M ieszkanka solidnego dw orku na Podlasiu, wiernie odm alow anego przez nią w jednym z listów, pociągała N orw ida tow a­ rzyszącą jej aurą spokoju i bezpieczeństwa. A tm osferę korczew ską sm akował poeta podczas pobytu m arszałkowej w Paryżu. N arzekał p otem na dojm ującą pustkę, jak ą „ubytek Pani i D om u J e j” (List to Joanny Kuczyńskiej [z 2 grud­ nia 1861 r.]. PWsz 8, 455) zostawił. W izerunek niezw ykłego dom u-klasztoru odnajdujem y w wierszach dedykow anych kobietom z Korczew a. Nie jest to przytulne szlacheckie gniazdo, zastygłe w błogim bezczasie Pow iatu (W ieś). O dseparow any od świata klasztor otw iera się ku górze. Jego m ieszkańcy żyją pod dachem nieba. O bcow anie z Bogiem odbyw a się tu w sposób niejako n a tu ­ ralny, za sprawą szczególnego uprzywilejowania przestrzeni, w której krzyżuje się wymiar doczesny i wieczny ludzkiego losu. D om ów czyni p o eta ostatnim azylem w przeddzień katastrofy:

1 Ten i wszystkie inne cytaty z pism N orw ida oparto na wydaniu: C. N o r w i d . Pism a

w szystkie. Z ebrał, tekst ustalił, w stępem i uw agam i krytycznymi opatrzy! J. W . G om ulicki.

(2)

6

W ięc ja na s ą d n y-d z i e ń pod waszej rąbek Szaty się schronię.

A teraz - patrząc, gdzie siada gołąbek , Kulbaczę konie!

Do panny Józefy z Korczewa. PWsz L, 3S5

E tosow i korczew skiem u przeciwstaw ia Norwid własną koncepcję istnienia: w ędrów kę. Przy czym dom i droga nie są w ariantam i alternatyw nym i. Spotyka­ ją się w punkcie dojścia, w sferze celów finalnych i t y l k o t a m . Nawet w po­ dróży Kuczyńska ani na chwilę nie porzuca oazy korczew skiej. Unosi ze sobą swoje otoczenie najbliższe i przez to skutecznie niweluje doznanie obcości. N orw id, przeciw nie, urodzony tułacz, wydziedziczony ze stałego gruntu pod stopam i, nigdzie nie jest u siebie i przez to „jest u siebie” wszędzie. Kondycje rep rezento w an e przez tych dw oje nie są wym ienne. Korczew to dom ena kobiet. Pielgrzym ują mężczyźni.

N orw id w ielokrotnie upom inał się o kobietę w literaturze polskiej, „[...] albow iem kobieta, będąc najżywszym węzłem pom iędzy sam otnym J a a pu­ blicznym M y , staw a się pierw szą k ap łanką naturalnie im m olującą egoizm i da­ jącą ugruntow anie zbiorow em u ciału społecznem u” (Emancypacja kobiet. PW sz 6, 653). Przew odniczkę korczew skiego klasztoru przedstaw ia p oeta nie jak o obcą światu kontem plującą m niszkę, kuzynkę Mickiewiczowskiej Aldony, ale jak o m atkę:

14

L ecz klasztor taki w obłok i nie w zięci, B o led w o wstanie,

Wraz go rączkami zatrzym ają dzieci. Jak znaną Panię.

[...]

Do Pani na Korczewie. PWsz 1. 352

Jednak że m im o pełnej akceptacji dla K orczew a, siedliska wartości, pojawia się lęk, że owo zbaw ienne m iejsce leży zbyt daleko. Rodzi się obaw a, czy gnany po świecie w ędrow iec-em igrant kiedykolw iek tam trafi. Czy nie będzie to p ej­ zaż jego spotkania ze śmiercią?

W losy intym nego związku kobiety i mężczyzny przenika powikłany stosu­ nek k ra ju do em igracji. Żywioł em igracyjny mial aktywizować siły w italne, p o ­ tencjalnie zaw arte w glebie krajow ej. Postępująca degradacja środowiska emi- granckiego, sprzężona z krańcow ym w yczerpaniem inicjatywy niepodległościo­ wej w k ra ju (po 1864 r.), opatryw ała kwestie ponow nej fuzji dotkliwym zna­ kiem zapytania. W tym kontekście rozpad m ałżeństw a córki Kuczyńskiej, Lud­

(3)

wiki, z em igrantem Tadeuszem Ostrowskim w ynikałby nie tyle z fatalnego nie­ dopasow ania charakterów , ile z zaaw ansow anej degeneracji więzi społecznych. A norm alność sytuacji rozsadza rodzinę, niszczy społeczeństw o, a naród spycha na peryferie dziejów. M nożą się niedostępne wyspy, nieprzenikliw e kasty, m ijają się obojętnie ludzie „polarnie nieświadom i siebie i osobni” {K ółko, PWsz 2, 84).

Może więc nie jest pom yłką tak nietrafny na pierwszy rzut oka adres listu z Wystawy paryskiej. W ydaje się m ało praw dopodobne, by K uczyńską, za ab so r­ bowaną domowymi kłopotam i, żywiej interesow ała „przem ysłow a uroczy­ stość”2 w Paryżu. A już na pewno nie m ożna było spodziew ać się po znękanej kobiecie, że podejm ie starania o zam ieszczenie listu w prasie. Posunięcie N o r­ wida dowodziłoby braku wyczucia okoliczności; co w ięcej, zakraw ałoby na ignorowanie adresatki, traktow anie kontak tu z nią w sposób jedynie form alny. Publiczno-prywatny charakter listu, m otywowany przystępnością tem atu i p o ­ pularnością epistolarnego gatunku „podróży” oraz poufnym i serdecznym n a ­ stawieniem wzajem nym korespondentów , skłania raczej, by w inicjatywie N o r­ wida dopatryw ać się wypowiedzi o pragm atyce dw oistej.

D eklarację podaną w samym liście, jak oby m iał on być „doraźnym dzienni­ karskim spraw ozdaniem ” zapełniającym lukę w dopływ ie inform acji ze świata, uważam za uzasadnienie wiarygodne, ale nie rozstrzygające. List ów spełnia za­ równo wobec autora, jak i wobec adresatki funkcję terapeutyczną czy k o m p en ­ sacyjną. Kuczyńską wydobywa z m atni rodzinnych niepow odzeń. D la N orw ida jest ucieczką przed irytacją i rozżaleniem w związku z lekceważącym i głosam i krytyki krajow ej i em igracyjnej3. O braz poety w yłaniający się z publikacji M a­ łeckiego i Kraszewskiego drastycznie nie przystaw ał do jego w yobrażenia o so­ bie samym. M ałecki zbagatelizował wartość w ykładów N orw ida o Słow ackim , nadto zaś niebacznie pomylił go z jego bratem Ludw ikiem , tam tem u przypisu­ jąc talenta rzeźbiarskie. Kraszewski docenił wprawdzie N orw idow e um iejętno ś­ ci ilustratorskie, nie powstrzymał się jed n ak od biadania nad chw iejną osobo­ wością artysty, paraliżującą am bitniejsze poczynania twórcze. N a te jaw nie krzywdzące opinie Norw id zareagow ał serią gwałtownych replik. List z W ysta­ wy paryskiej niesie ledwie nikły pogłos niedaw nej burzy. N abrzm iała goryczą pasja złagodniała do stonow anej ironii:

J. I. K r a s z e w s k i w ostatnim dziele sw oim zarzuca mi publicznie „niepraktyczność” - m nie? który w świątyni Słońca piję lik ier!... ( P o d ró ż p o W ystaw ie P ow szechnej. PW sz 6, 204).

Pisząc ów list do Korczew a i do wszystkich, chce Norw id postępow ać wedle zalecanej kom u innem u i gdzie indziej zasady:

: W ystawa p o w szech n a w P aryżu. „Tygodnik Ilustrow any” 15:1867 nr 386 s. 81.

3 A . M a ł e c k i . Juliusz Słow acki. Jego ży cie i d zieła w stosu nku d o w sp ó łczesn ej epoki. T. 1-2. Lwów 1866; J. I. K r a s z e w s k i . Z roku 1866. Rachunki. Przez B . B olesław itę. Poznań 1867.

(4)

[...] w szelako głów ną rzeczą jest nie-kom unikow anie utrapienia sw ojego z j e g o s t r o n y c z a s o w e j , a l e z e s t r o n y w i e c z n e j ([O m odlitw ie], PW sz 6, 620).

Pouczał wówczas poeta rozsądnie, że odpow iedzią na nieszczęście nie może być spazm atyczna izolacja. T rzeba inaczej reagować: odtw arzaniem zerwanych wię­ zi, przezwyciężaniem osam otnienia, ekspansją na przekór pokusie regresji. A zatem list niechaj będzie o W ystawie paryskiej, a nie o upokorzeniu, urażonej dum ie chorobliw ie wyniosłego artysty. G odząc się z naznaczoną mu rolą „zw ichniętego geniusza” , w pryw atnych klęskach o d najdu je Norwid symptomy choroby toczącej cały naród - i kraj, i em igrację. W położeniu osobistym odsła­ nia powszechny kataklizm . T aką ciem ną tonację przybiera paralelna i antytety- czna zarazem w obec listu z W ystawy now ela Cywilizacja. Legenda (PWsz 6, 43- -5 9 ). Sam list głęboko skrywa rzeczywiste problem y piszącego. T ak jak gigan­ tyczna m askarada W ystawy przesłania rozsadzające E u ro pę konflikty. W zdys­ cyplinowanej relacji turysty wielowarstwowo zachodzą na siebie dram at adresa­ tki i d ram at au to ra, dram at Polski i dram at Europy. W ygaszają się i tłum ią w zajem nie, to znów niespodzianie się w yostrzają. Pośród labiryntu racji, w arto­ ści, intencji swoich i cudzych najw yraźniej rysuje się osoba autora, niepopraw ­ nego akw aforcisty z przezw ania Kraszew skiego. Czytana w ten sposób beztros­ ka wycieczka N orw ida okazuje się w swym złożu głębokim także lękowym po­ szukiwaniem drogow skazów , niespokojnym pytaniem o wyznaczniki własnej identyczności.

P un ktu oparcia z pew nością próżno by upatryw ać w niedostępnym K or­ czewie. Pierwszy fragm ent listu zakreśla topografię rozmowy, ustala pozycje korespondentów . A u to r objaw ia się jako wytrawny koneser zdobyczy postępu, niem al kosm opolita zadom ow iony w Starym i Nowym Świecie. A dresatkę defi­ niuje z kolei przypisanie do skrom nego „tam ” - do zagubionego gdzieś w pol­ skiej prow incji czy w prow incjonalnej Polsce m ajątku. Okolicę tam tejszą, kąt głuchy na zgiełk i młyny historii, zaludniają indywidua w typie spotkanego na ekspozycji paryskiej obyw atela, m iłośnika muzyki i „m alatury”4.

N iejednoznaczność listowego i poetyckiego Korczewa bierze się z uwikłania w dwie różne konstelacje sensów. Sprzeciw wywołuje Korczew jak o synonim Polski skarlałej. Jego m iniaturow ość uwypukla zestawienie z przestrzennym ogrom em kuli ziem skiej. Z arazem przecież, będąc enklaw ą żywego, autentycz­ nego k o n tak tu z sacrum , Korczew góruje nad zm aterializow aną cywilizacją z jej kłam liwymi produktam i, w tym także W ystawą paryską. D o Kuczyńskiej, prow incjuszki, zwraca, się trochę pyszalkow aty światowiec. Za m aską konwer- sacyjnej roli kryje się jednakże Pani na Korczew ie, godna p artn erk a w odysei N orw ida. To do niej płynie entuzjastyczne wyznanie:

(5)

[...] podziw iałem w Niej zawsze to. co w edług m ojego m niem ania i uczucia najniepospolitszym jest u niewiast dziew iętnastego w ieku, to jest: sam oistnej, a jednak niew ieściej i chrześcijań­ skiej, energii p ełn ość” (List do Joanny Kuczyńskiej [z 2 grudnia 1861 r.]. (PW sz 8, 456).

Joanna Kuczyńska z listu o Wystawie trzy przybiera postacie: kobiety zam ota­ nej w prywatne kłopoty, reprezentantki konkretnego m iejsca i czasu, nosicielki spójnego systemu wartości. Siany do niej list N orw ida przekracza ram ę dagero- typowego sprawozdania. Staje się repliką w spół-dram atu.

Nazywając swoją szczególną wycieczkę podróżą, Norw id ją m etaforyzuje. Obchodzenie Wystawy, tej wielkiej synekdochy w szechjednającej cywilizacji, im ituje podróż dookoła świata. O dm ienną perspektyw ę nasuw a porów nanie z wędrówką D antego. A ktualizuje alegoryczną w ykładnię podróży jak o sposo­ bu bycia człowieka na ziemi: p eregrinado vitae. Pierwszy tro p prow adzi do dez- iluzji, obnaża złudność wizji proponow anej przez W ystawę. D rugi, przeciw nie, heroizuje wysiłek poznawczy autora. W ystawa - m om ent w dziejach - to chy­ biona im preza polityczna. „D zieło p o k o ju ”3, świt nowej epoki, jest błahym epi­ zodem bez następstw . D opiero w kom ponow ana przez napisanie listu w biogra­ fię Cypriana N orw ida, obejrzana, opleciona refleksją W ystaw a nabiera mocy sprawczej.

Z upełnie inaczej opow iadała o W ystawie sześćdziesiątego siódm ego roku Narcyza Żm ichowska. W jej listach doniesienia o ekspozycji paryskiej ro zp ad a­ ją się na luźno zm ontow ane fragm enty, tworząc garść w rażeń, których liczba dałaby się dowolnie mnożyć. G ranicę stanow i tu bodaj pojem ność pam ięci obserw atorki i zawartość samej W ystawy. List N orw ida, przeciw nie, bu du je p e ­ wną fabułę. Fabularność z kolei narzuca inny aniżeli we fragm entarycznym sprawozdaniu rozkład akcentów. Chaotyczny przekaz w rażeń w skazuje losowo wybrane ciekawostki. R elacja fabularyzow ana eksponuje b o hatera. Staje się opowieścią o postrzeganiu Wystawy przez k o n kretn ą osobę. Statyczny opis przeobraża się w dynam iczne, rozw ijane w czasie opow iadanie. M inim alna bio­ grafia autora-turysty narasta niczym fab uła, w której nie m a w ątków zbędnych, przypadkowych działań. Rozgałęzia się w pełnej biografii autora.

Tymczasem w wystawowych listach Żm ichowskiej dom inuje nastrój obcości, zagubienia wśród n atłoku rzeczy nowych. E pizod paryski wpleść się w biografię nie daje. A utorka po wielokroć napom yka o jego bezużyteczności. Zw iedzanie Wystawy jest udręką dla zmysłów atakow anych zewsząd nadm iarem przedm io ­ tów. Pisarka zwierza się bezradnie:

Lecz Ida Pfeifer nic nie um ie, patrzy tylko, że jej ledw ie oczy z głow y nie uciekną - czy m iałaś kiedy takie uczucie, by ci za spojrzeniem całe ok o z głęb i m ózgu ciągn ęło? Ida patrzy i obiecu je

5 Pokojow ą intencję W ystawy podkreślała ów czesn a prasa. „O dtąd znikły obaw y w ojn y, pole Marsa wynajęte na czas M erkuremu stało się celem pielgrzymki m ieszkańców najdalszych zakątków globu” . „Biblioteka W arszawska” 1867 t. 3 s. 55.

(6)

sob ie, że spam ięta, że p otem z czytaną książką porów na, a tym czasem , gdy książkę w eźm ie do ręki, znów jak pierw ej niczego zastosow ać nie um ie. B ied n a, głupia Ida!6

Z asłaniając się m aską austriackiej podróżniczki, Żm ichow ska akcentuje nieor- ganiczność, niedopasow anie fragm entu paryskiego do wcześniejszych doświad­ czeń. Jakie są źródła tak gw ałtow nie negatyw nej reakcji pisarki, kobiety wszak n iek onw encjonalnej, za m łodu entuzjastki i sawantki? Żm ichowska przybywa na W ystawę z D ębow ej G óry lub z rów nie prow incjonalnej W arszawy, z m ro­ ków zaćmy postyczniow ej. I cofa się z przerażeniem . N apotyka bowiem ścianę skutecznie dzielącą ciasny krąg doświadczeń osoby w plątanej w spiski, konspi­ racje, w utajo n e życie narodu od żywiołowo rozprzestrzeniającego się świata m achin parow ych i elektryczności. K obietę wyrwaną z zapleśniałej atm osfery K ongresów ki przytłacza różnorodność i rozm ach Wystawy. W ytresowany nie­ wolą nawyk myślowy co chwila wym usza wstydliwe: nie rozum iem , nie wiem.

S tam tąd, też stam tąd, do Paryża trafia wczorajszy powstaniec, A ntoni B ere­ zowski. O szołom iony m iastem bardziej niż kiedykolw iek światowym, strzela do turysty-cara. N ierozum ny, żałosny gest przeciw pacyfistycznym nastrojom E u ­ ropy. Z desperow any Polak burzy ustanow iony z niem ałym trudem ład ucywili­ zow anego w ieku X IX . W edle N orw ida niedojrzałe politycznie przedsięwzięcie B erezow skiego jest kolejnym sym ptom em galopującego procesu „znicestwia- nia” narodu. O incydencie w Lasku Bulońskim nie pada w liście z W ystawy ani jed n o słowo. N iem niej istotny dla całej relacji problem o b e c n o ś c i prowadzi do ukrytej w głębokim cieniu sprawy zam achu. List N orw ida godzi poniekąd w absolutyzow anie polskości, w ów „nihilizm polski” , którego zasadą „ s p r o w a ­ d z i ć w s z y s t k o d o w ł a s n e j n i z i n y p r y w a t n e j i m y ś l e ć , ż e t o d o w y s o k o ś c i m o r z a (List do L eo narda Niedźwieckiego [z ok. 12 sierpnia 1882 r.]. PW sz 10, 182). W yłączność stanow i tylko jed no z niebezpieczeństw. Z przeciw nej strony zagraża narodow i rozproszenie, zatrata w żywiole cywiliza­ cji zachodniej bądź poddanie się zaborczem u panslawizm owi7; regres do barba­ rzyńskiej plem icnności.

Nie najm niej ważnym z pytań nurtujących w liście jest kwestia narodowości. C ałą relację otw iera uwaga na tem at języka. Norwidowski podróżny z nie tajonym zdziw ieniem pochyla się nad broszurką napisaną w języku polskim, określonym tu taj podw ójną peryfrazą („w J ę z y k u , w k t ó r y m t e n l i s t p i s z ę ” , „w tymże m atki m ojej języ k u ” (P odróż po Wystawie Powszechnej. PW sz 6, 204). O języku polskim mówi się niczym o jakim ś na poły zapom nia­ nym dialekcie. Efem eryczność polskiego śladu nasuwa w stępną konkluzję: Pol­ ski nie m a na W ystawie. Z takim pietyzm em łow ione przez królew iacką prasę

6 W . G r a b o w s k a-Ż e 1 e ń s k a. Ż m ich o w sk a na w ystaw ie p a rysk iej 1867 roku. „ A ten e­ um ” 1895 t. 1 z. 1 s. 60-78.

(7)

ułam ki obecności polskiej nie tworzą narodow ego paw ilonu. D ow odzą niestety, że „Kongresówkę utopiono w M oskw ie”8.

W ymowa tego fragm entu nie ogranicza się do bolesnej diagnozy. Peryfraza identyfikuje także etniczną przynależność au to ra do zbiorow ości m ówiącej owym nadwerężonym językiem . List N orw ida wysłany do rzeczywistego ad resa­ ta staje się tym samym świadectwem ż y w y m funkcjonow ania języka, a w konsekwencji niezachwianego istnienia zbiorowości. W języku i mowie zatem gruntuje się poczucie tożsamości narodow ej. P onadto Norw id zw raca uw agę, iż język pośredniczy między narodam i, umożliwia w zajem ne przenikanie się kul­ tur. W liście z Wystawy wciąż przew ijają się wzm ianki o piśm ie, znakach, p rz e­ kładach. Napisy pokryw ają świątynię Słońca, budow le egipskie, rzym skie k a ta ­ kumby. W spółistnienie nie wyklucza różnorodności.

Norwid przeciwstawia się kultowi swojskości, obsesyjnej obaw ie przed w tar­ gnięciem elem entów obcych (krytykuje zapędy purystów ). R ów nie gw ałtow nie oponuje wobec bezkrytycznej fascynacji Cywilizacją. O kreślenie wycieczki po Wystawie m ianem podróży nie całkiem wolne jest od ironii. P o dróż, wielkie doświadczenie hum anistyczne, zostaje ujarzm iona przez P ostęp. Nowe bóstw o uwalnia człowieka od przekleństw a w ędrów ki. D arzy go u łu d ą, iż zwyciężając przestrzeń, pokona czas. N orw id-w ojażer, spacerując po W ystaw ie, ogląda stwarzanie świata na now o; „[...] Jap onia jeszcze nie skończona [...]” (PW sz 6, 205). B ledną daw ne okrucieństw a (świątynia Słońca), pom niki kultury stroją się w żywszą barw ę (pstrokate hieroglify). I ucieszyłby się m oże jakiś cywilizo­ wany dzikus, „[...] że wszystko dokoła jest tak r ó w n o , p i ę k n i e i g ł a d ­ k o ” (Cywilizacja. PWsz 6, 49). Cieszyłby się, póki pasja kolekcjonerska, skru­ pulatność w odnotow yw aniu szczegółów nie przyw iodłaby go do nagłej dem i- styfikacji, do rozczarowania nadm iarem fikcji.

K arykaturalny wręcz staje się w liście opis świątyni Słońca. B udzące niegdyś grozę miejsce kultu religijnego w ypełniają eksponaty zgrom adzone bez troski o prawdę historyczną. Na ołtarzu, gdzie dokonyw ano rytualnych m ordów , turyś­ ci degustują likier. Krew niegdysiejszych ofiar tryska „ananasow ym n ap itk iem ” . Czyż nie jest to zarazem grzeszna traw estacja Przem ienienia?

Opowieść o świątyni Słońca trak tu je o zaginionej kulturze i o wym arłym n a­ rodzie A zteków . Jest jednocześnie aluzyjnym horoskopem polskiego losu i cha­ rakteru narodow ego. Zestaw ienie - ku przestrodze - Polaków z Indianam i było charakterystyczne dla ówczesnej publicystyki i odbiło się echem w twórczości literackiej Norw ida. W r. 1864 „D ziennik L iteracki” zamieścił artykuł Ludw ika Powidaja Polacy i Indianie. N a przedstaw ione tam koncepcje rozw oju cywiliza­ cyjnego zareagował Norwid wierszem Praca. Pogłosy owej polem iki m ożna rozpoznać w liście z W ystawy paryskiej.

Po epizodzie azteckim następuje opowieść o C hinach, najdoskonalszym wcieleniu praktyczności. Staczający się w trywialność m onum entalizm A zteków

(8)

k on trastuje z porcelanow o kruchym , uroczo infantylnym światem kultury chiń­ skiej. O bcość tej kultury do cna obezw ładnia E uropejczyka. Zaw odzą znane kategorie estetyczne i etyczne. N atrętn ie pow raca epitet: „chiński” . H e r b a ­ c i a r n i a c h i ń s k a , dam y chińskie, m otyle chińskie, w i o ś l a r z - c h i ń s k i , kat chiński, K o d e k s - C h i ń s k i , te a tr chiński. „C hińskość” wytrąca zwiedza­ jącem u wszystkie narzędzia poznaw cze. Zm usza, by poprzestał na tautologicz- nej k onstatacji, iż chińskie dam y są dopraw dy nadzwyczaj chińskie.

Przeciwnie niż kultura A zteków , zredukow ana do archeologicznych residu­ ów, Chiny spraw iają w rażenie m onolitu. Już sam a relacja najeżona głoskami szczelinowymi, tworzącymi brzm ieniow ą barierę przed czytającym , utrudnia przeniknięcie do w nętrza. Swoistość kultury chińskiej nie jest tu refleksem ory­ ginalności ducha narodow ego. Chiny nie wzniosły się jeszcze do rangi narod o­ wości. A u to r w skazuje na stygm atyczne piętno środowiska geograficzno-przyro- dniczego. Stąd wynika odczłow ieczenie dam w opisie. Stają się one tw orem za­ wieszonym m iędzy światem roślinnym („Płeć tych dam podobna jest do bladej róży liścia świeżego [...]” - PWsz 6, 205) a światem zwierząt (ruchy białych-kró- lików). Są to przedstaw icielki chińskiej rasy, nie chińskiego narodu. Położenie geograficzne nie jest przy tym d eterm in antą jedyną. Nie mniejszą skuteczność przypisuje spraw ozdaw ca m echanicznem u m odelow aniu społeczeństw a przez państw o. O kow y, kleszcze i miecze regulują sprawne funkcjonow anie „n ajprak ­ tyczniejszego ludu na globie” .

Podróżny, osaczony obcym św iatem , szuka w przestrzeni Wystawy miejsc w spólnych, tłum iących dotkliw ość kontrastów kulturow ych. Sięga w przeszłość, do m itycznej biografii człow ieka. O dw ołuje się do prahistorycznego an tenata - skazanego na wieczne tulactw o K aina. W łaśnie zło i dobro natury ludzkiej, nie­ uchronność cierpienia i śmierci, one dopiero tw orzą spoiwo unieważniające róż­ nice rasow e i narodow e.

O bok kategorii człow ieczeństwa, wobec której nikną najostrzejsze podziały, po d o b n ą zdolność przejaw ia sztuka. Spotkanie z Chinam i kończy się przed ku r­ tyną teatru chińskiego. M otyw teatru pełni tutaj inną jeszcze funkcję: wskazuje na zadom ow iony w kulturze topos th eatru m m undi. Sztuczność W ystawy zosta­ je w zm ocniona świadom ością iluzji, teatralności. E fekt teatru w teatrze dystan­ suje au to ra w obec biegu zdarzeń. A m oże naw et zręcznie m askuje pokusę ucie­ czki, eskapizm u?

P odróżnego razi przykro b rak autentyzm u w świątyni egipskiej. Połyskująca świeżą farbą m akieta nie zdoła odtw orzyć tysiącletniego dostojeństw a orygina­ łu. P strokate hieroglify są agresywne i hałaśliw e natarczyw ością szyldów zacho­ dn ioeuropejskich m etropolii. O d a rte ze znaczenia starożytne pism o występuje w funkcji zdobniczego ornam entu. D opiero k ontrastujące z nieartykułow anym w rzaskiem hieroglifów milczenie palm przełam uje niesm ak, stając się kojącym źródłem zachwytu.

(9)

M om ent ten ujaw nia rozbieżność zam ysłu inscenizatorów W ystawy i gustu zwiedzającego. Czytelnik otrzym uje właściwie nie tyle w ersję zdarzenia, co fragm ent duchowej biografii autora. W ystaw a nie jest form ą zastygłą, u n ieru ­ chom ioną stałym punktem widzenia. Opow ieść N orw ida wije się kapryśną linią arabeski. U derza w ton powagi, naw et grozy, by po chwili przejść w ironię, półuśm iech, szyderstwo. Z jednej strony wielka podróż w stylu D a n ta , p rz ek ra­ czająca wymiary czasu i przestrzeni, z drugiej - jarm arczne widowisko, wym a­ gające od uczestników minimum wysiłku fizycznego i intelektualnego. W ypre­ parowany ekstrakt świata, stosowny do przysw ajania go z grzbietu drew nianego osia, wierzchowca zaiste na m iarę podróży odgryw anej w m iejscu. W śród w a­ hań między tymi dwiema tonacjam i w ibruje akcja i narracja opowieści.

Ma też sprawozdanie N orw ida punkt kulm inacyjny. D o tego węzłowego m o­ mentu tekst dzielił się na kilka rów norzędnych sekw encji-obrazów z wyraźnie wyodrębnionymi nazwam i-zapowiedziami: oto Chiny, oto rzymskie katakum by, oto świątynia egipska. Ogólny zarys poprzedzał inw entarz szczegółów. D yskurs panował nad opisowością. W ędrow iec czujnie kontrolow ał rozwój w ydarzeń, nie tracąc z oka intencji kreow ania w łasnego w izerunku.

Punkt zwrotny - zetknięcie się z w ielbłądem - wnosi nowe doznania. Tym razem autor trafił w krąg oddziaływ ania zjaw iska, nim jeszcze zdążył je rozp o­ znać, zaklasyfikować, ocenić. Pierwsze reagu ją zmysły. U ru cham iają gorączko­ wą pracę wyobraźni, w ybuchają serią asocjacyj sięgających w głąb pam ięci. Jak ująć w słowa em ocjonalną, przedrefleksyjną reakcję, ja k opisać ulotne w raże­ nie? N a przekór „światu” stłoczonem u na Polu M arsow ym au to r bu du je rozle­ głą przestrzennie wizję N atury tętniącej jednym rytm em . D ostojny chód królew skiego w ielbłąda przyzywa kalejdoskop obrazów podobnych:

Zdaw afo mi się, że iabędź przeciąga się, że ranny ob łok przesuw a, i że połu d n iow ego morza fala jedna przegarnia pianę sw oją (PW sz 6, 207).

Ów w szechogarniający ruch w ędrow iec ro z p o z n a je tak że w sobie sam ym . Instynktow nie godzi się z niew ypow iedzianym nakazem :

W drogę! w drogę! podróżny człow iek u, T ob ie tylko iść zostawa ow d zie,

N ie zatrzymuj się nigdzie, lub ile w ielb łąd ...

[...]

,,A D orio ad P h ryg iu m ". PW sz 3, 319

Silne, b ez p o śred n ie d o znanie przyw raca au to ro w i p erc e p c y jn ą w rażliw ość przeciążo n ą law inow ą w ielością w rażeń. M igające k ra jo b ra z y W ystaw y z m u ­ szały do sku p ien ia się na b iernym re je stro w a n iu , ato m izo w ały o so b ę.

(10)

W tu n izań sk iej k aw iarn i a u to r w reszcie zazn aje p e łn i o becno ści, dosłow ­ nie sm a k u je chw ilę - k ro p lę czasu. Z tw arzy tun izańsk iej dziew czyny p o d o b ­ nej d o K le o p a try odczy tu je dzieje u m arły c h p o k o leń . T e rro r b u tn ej te ra ź ­ niejszości ra z jeszcze zo staje o k iełzn a n y ciszą p rz em ijan ia. W ystaw a w ytraca o stro ść k o n tu ró w . P o in ta z a sk a k u ją c a , choć u trzy m an a w ko nw encji całości, zam y k a fa b u łę , a zam y k ając - o tw iera p rzestrze ń n iejaw nego sensu. C ałe zd a rz e n ie o b e jm u je klam rą: „T o se n ” . M g ła nied o p o w ied zen ia spow ija „ d z ie n n ik arsk ie sp ra w o zd an ie” z im prezy rozgryw anej w przytom ności m i­ lionów E u ro p e jc zy k ó w . A u ra snu za m azu je realn o ść ekspozycji. Łagodzi bó l n iedaw n ych u p o k o rz e ń . C y p rian N orw id odchodzi w sen; ja k pisał L enarto w iczo w i: „S en to śm ierci b ra t - ja spać ta k lubię o g ro m n ie” (list do T eo fila L en a rto w icza [z p o cz ątk u p aź d ziern ik a 1868 r.]. PW sz 9, 370). Swo­ je j ad re sa tc e zaś p o d a je sch ro n ien ie w słow ie, w zaciszu listu ze zgiełkliw ej W ystaw y.

PS. S zlach e tn a m arsz ałk o w a w tym że r. 1867 użyczyła schron ien ia A nnie N o rw id o w ej, żonie b ra ta p o e ty , L u d w ik a, nieszczęsnego hazardzisty, który p rz eg ra ł m a ją te k , p o zo staw iając b e z ra d n ą m ałżo n k ę w łasn em u losowi. List z W ystaw y paryskiej p o p rzed ziły rów nież k o re sp o n d e n c y jn e zabiegi N orw i­ d a, by um ieścić z ru jn o w a n ą b ra to w ą w gościnnym K orczew ie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Reakcję strony brytyjskiej na wkroczenie wojsk sowieckich do Polski i okupację ponad połowy ziem Rzeczypospolitej Autorka przedstawiła dosyć skrótowo, chociaż nie pomi- nęła

Kessler pojawił się rano w cywilnym ubraniu w cytadeli i wyjawił obu więźniom — Piłsudskiemu i Sosnkowskiemu, że kanclerz Rzeszy i rząd niemiecki na podstawie sporządzonego

Na podstawie tych danych autorzy artykułu przeprowadzili analizę regresyjną wpływu obszarów regulacji prawnych na wielkość szarej strefy w próbie 52 krajów o gospodarkach

Za to niezaprzeczalne walory posiada część pracy (rozdz. II-V), na którą składają się zarówno wspomnienia i relacje osób internowanych w Kwidzynie oraz członków

Wtedy część wojsk moskiewskich uciekła, a część ruszyła do obozu Samozwańca „pokłonić się [carewiczowi]”., Jan Zaporski do Jerzego Mniszcha, z

This is the time of professional promotions, achieving a high level of professional matu- rity, running a household, time of taking care about the fate of the child or children,

Fakulta špeciálneho inžinierstva ponúka pre všetky tri stupne vysokoškolského štúdia (Bc., Ing., PhD.) tri odbory orientované na oblasť BOZP: v študijnom

Ze zjištěných výsledků vyplynulo, že studenty v České republice i v Polsku lze pomocí shlukové analýzy rozdělit do dvou základních skupin. Tyto skupiny jsou však podle