• Nie Znaleziono Wyników

Środowisko dziennikarzy lwowskich 1831-1863 : narodziny zawodu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Środowisko dziennikarzy lwowskich 1831-1863 : narodziny zawodu"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Szczerbiński, Jacek

Środowisko dziennikarzy lwowskich

1831-1863 : narodziny zawodu

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 24/2, 25-45

1985-1986

(2)

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej X X I V 2 PL ISSN 0137-2998 JACEK SZCZERBINSKI Ś r o d o w i s k o d z i e n n i k a r z y l w o w s k i c h i 8 3 i —186З N A R O D Z IN Y Z A W O D U REDAKCJE

G dy 19 m arca 1848 r. z balkonu mieszkania krawca Tomasza K u l­ czyckiego, na rogu placów M ariackiego i H alickiego, Jan D obrzański od­ czy ty w a ł rozentuzjazm ow anym tłum om treść adresu do cesarza, nie b y ł ju ż osobą nie znaną społeczności Lw ow a. Nie była też je j nie znana re­ dakcja „D ziennika M ód P aryskich ” , która przyjęła tego dnia w sw e progi w ielu gości pragnących podpisać ów dokum ent. Dobrzański, k tórego te dni w yk reow a ły na trybuna ludow ego, m d leją cy ze zm ęczenia na rękach tłum ów , k on trolu ją cy rozw ój sytu acji z balkonu p ok oju redakcyjnego, a nocą p rzy jm u ją cy ow a cje ludności w oknie sw ojego mieszkania1, stał się w ów czas sym bolem nie ty lk o tenden cji w oln ościow ych i re w o lu cy j­ nych, ale rów nież znakiem n ow y ch czasów dla dziennikarstwa G alicji, a zwłaszcza L w ow a. Od tych chw il z nazw iskiem D obrzańskiego k oja ­ rzył się w szystkim tytuł za w odow y — redaktor.

W ładysław Zaw adzki napisał w sw ych pam iętnikach: „D obrzański utorow ał w G alicji drogę dziennikarstwu, przyzw yczaił ją do dziennikar­ skiego pokarm u i tak w szechw ładnie zapanow ał b y ł na tym polu, że przez długi czas dziennik czy gazeta założona w e L w ow ie bez jeg o uczestnictw a i nie pod jeg o redakcją w ychodząca nie miała żadnego p o ­ w odzenia i upadała po krótkim istnieniu. Po raz pierw szy w szechw ładz- tw o D obrzańskiego [...] zachwiane zostało, gdy w 1858 r. Dzierzkow ski założył »P rzegląd P ow szech n y«, gazetę polityczną, która pom im o zacię­ tej z tego pow odu w alki Dobrzańskiego z D zierzkow skim nie tylk o się utrzym ała, ale i· świetne miała czasy” 2.

P ow oli w ięc istnienie w e L w ow ie dziennikarstwa, czyli fu n k cji służącej zaspokajaniu ciekaw ości społecznej, staw ało się faktem . Zanim jednak w pełni w ykształcił się w G alicji ten zaw ód, tw orzenie i w ydaw anie prasy przebyło długą drogę. „P rzez lat przeszło pięćdziesiąt — pisał Za­

1 J. H o r o s z k i e w i c z , N otatki z życia, Warszawa— Kraków 1957, s. 235— 241. 2 W . Z a w a d z k i , P am iętn ik i życia litera ck ieg o w G alicji, Kraków 1961,

(3)

26 J A C E K S Z C 7 F R B I N S K I

wadzki — od ch w ili przejścia pod rządy austriackie, nie ma G alicja żad­ nego ruchu um ysłow ego, żadnej literatury. L w ów , m ałe w ojew ód zk ie miasteczko, staw szy się stolicą p row in cji nie posiadał na razie żadnych zgoła w arunków , aby m ógł być ogniskiem nauk i literatury. Nie było w nim ani tra dycji akadem ickich, ani tow arzystw uczonych, ani k oro­ now anego m ecenasa i »ob ia dów czw a rtkow ych «. Skądże m iało się wziąć życie literackie, przez nikogo nie pielęgnow ane, bez żadnej z n iczy jej strony in icja ty w y ” 3.

M iał niestety ra cję pam iętnikarz, pisząc te słowa. T w órczość literacka skierowana do szerokiego od b iorcy w zasadzie w G alicji nie istniała. Z jed n ej strony życie ziemiańskie, a z drugiej stosunek zaborcy do p ol­ skości zaw ężały w ogóle tak krąg tw órczy, jak i krąg czyteln ików pisar­ stwa galicyjskiego. W iększość predestynow anych ku tem u zajęciu w y ­ kształconych m ieszkańców G alicji „za k op yw a ła ” się na wsi, tracąc czas w śród zajęć gospodarskich i rozryw ek tow arzyskich i co n a jw yżej trak­ tu jąc pisarstwo jako pew nego rodzaju grę salonow ą służącą rozw eseleniu sąsiadów i zaproszonych gości4. Stąd też tw órczość taka jedyn ie w form ie rękopiśm iennej docierała do bardzo w ąskiego kręgu odbiorców i n a j­ praw dopodobniej nie była traktowana poważnie.

Nie brak było oczyw iście w ielu salonów , w których życie kulturalne i literackie b y ło starannie pielęgnow ane. M agnackie salony okresu przed- listopadow ego: kasztelanki K atarzyn y K ossakow skiej w e L w ow ie, Czar­ toryskich w Sieniawie, M agdaleny M orskiej w Zarzeczu, Z ofii Z am oy­ skiej w O leszycach, Lubom irskich w Przew orsku, hr. M iera w Leżajsku, P otock ich w Łańcucie, Szeptyckich w M alczycach, P aw likow skich w M e­ dyce, różniły się jednak od spotkań u Stanisława W ronow skiego na słyn­ nej „P oh u lan ce” w e L w ow ie, znanego adwokata Józefa Dobka D zierz- kow skiego czy u ciotki K azim ierza C hłędow skiego Marii Pom ezańskiej w Dukli. L w ow skim salonom nie ustępow ał na krok K raków , gdzie obok m agnackich salonów W odzickich, P otockich, M ieroszew skich, S ołtyków działały salony biskupie Jana Paw ła W oronicza i „ekscen tryczn ego księcia K ościoła” oraz doskonałego pam iętnikarza Ludw ika Ł ętow skiego, a także otw arte dom y spolonizow anych rodzin bu rżuazyjno-kupieckich: K irchm a- jerów , H allerów , Treutlów , W o lffó w , H elclów .

M im o tej dużej skądinąd liczb y m ecenatów literacko-kulturalnych trudno m ów ić o jak im k olw iek zaw odow stw ie w kategoriach „literata” w okresie przelistopadow ym . W G alicji p ojęcie to wszakże b y ło bardzo popularne i w łaściw ie każdy, kto czuł potrzebę i chęć w ypow iadania się piórem , ch oćb y w najskrom n iejszy sposób, m ógł za takiego uchodzić.

3 T am że, s. 30.

4 Por. L. J a b ł o n o w s k i , Z ło te cza sy i w y w c za s y . P a m iętn ik szlachcica z p ie r w s z e j p o ło w y X I X w ., Poznań 1928, passim ; H. B a r y c z , W śród ga w ęd zia ­ rzy , p a m iętn ik a rzy i u cz o n y ch g a licyjsk ich . Studia i s y lw e ty z życia u m y s ło w e g o ■'Galicji X I X w., t. 1. Kraków 1963, s. 217.

(4)

Śr o d o w i s k o d z i e n n i k a r z y l w o w s k i c h 27

W ystarczało ku tem u w ykształcenie, zainteresowanie literaturą, trochę talentu i... dostęp do salonów. Trzeba jednak przyznać, że jakkolw iek b y ło to czyste am atorstwo, było ono uprawiane przez praw dziw ych m i­ łośników i gru ntow nych znaw ców prob lem ów i m ód literackich oraz kul­ turalnych. Już w 1792 r. redaktorzy lw ow skiego radykalnego „D ziennika P atriotyczn ych P o lity k ó w ” głosili, iż redakcję w inno tw orzyć „g ron o ziom ków tutejszych, sk ojarzonych ogniw em m iłości, praw dy i tchnących duchem w ytępienia bajeczn ych w ieści i now in publiczność tylko łudzą­ cy ch [...] grono w’ielu osób uczonych [...] nie tylk o m ężów literaturą, poli­ tyką i krytyką w sław ionych, ale też z całym i tow arzystw am i uczonych i w ydaw n ictw am i dzienników polityczn ych baw iących się” 5.

Słow a te są godne rozważenia. W skazują bow iem na zasadniczy kie­ runek poglądów na zajęcie dziennikarskie, tym bardziej że w ypow iedzia­ n ych przez ludzi tw orzących jed en z najlepszych ty tu łów w dziejach G alicji przelistopadow ej6. M ów i się w ięc o konieczności pracy tw órczej, ale w ykon yw an ej w spólnie w określonym celu. W ażne też jest p och o­ dzenie i w ykształcenie osób m ają cych tw orzyć ow o „g ron o ziom k ów ” , tak aby piszący byli św iadom i otaczającej ich rzeczyw istości i um ieli sobie z nią dawać radę. Z pew nością w ięc „m ężow ie literaturą, polityką i krytyką w sław ieni” m usieli posiadać odpow iedni prestiż społeczny, aby ich słowa i sądy m og ły być uznane za autorytatyw ne. N ajw ażniejsze jednak w tym poglądzie w y d a je się b y ć określenie tych ludzi jako „b a ­ w ią cych się” w ydaw aniem dzienników polityczn ych . Nie m iejsce tu na rozw ażanie sem antyki tego słowa. Z pew nością jednak jego zakres w dobie ośw iecenia w yk ra cza ją cy poza dzisiejszy, przynajm niej o p ojęcie „zajm ow an ia się czym i m iłego czasu przepędzania” 7, daje pow ód, b y przypuszczać, że dziennikarstwo traktow ano jako kategorię tw órczości. T w órczość zaś, w ykonyw ana poza zajęciem przynoszącym dochód, gw oli ty lk o zaspokojenia am bicji, dążeń tw órczych , talentu, nie m ogła pod le­ gać k w alifik acjom społecznym czy politycznym , a jed yn ie estetycznym , a co n ajw yżej m oralnym 8.

Stąd też aż do roku 1848 panow ała w G alicji zasada anonim ow ości autorów pu bliku jących sw e dzieła. R ów nież dlatego pojęcia dziennika­ rza, redaktora i literata b y ły synonim iczne. K arol Estreicher, om aw iając w 1861 r. na łam ach „B ibliotek i W arszaw skiej” dzieje dziennikarstwa galicyjskiego, pisał w łaściw ie o rodzajach i poziom ie tw órczości literac­ kiej, pom ijając w zasadzie tak ważną dziedzinę dziennikarską, ja k tw ór­

5 Cyt. za M. T y r o w i с z, Prasa G alicji i R z e c z y p o s p o lite j K r a k o w s k ie j 1772—

1850, Kraków 1979, s. 80.

6 Por. M. D z i e d u s z y c k i , P r z e sz lo w ie cz n y d zienn ik lw ow sk i, „Przewodnik Naukowy i Literacki”, t. III: 1875.

7 S. B. L i n d e , S łow n ik ję z y k a p olsk ieg o, t. 1, Lwów 1854, s. 65.

8 Redakcja „Dziennika Patriotycznych Polityków” była zorganizowana jak to­ warzystwo naukowe, ze stanowiskami prezesa i sekretarzy.

(5)

28 J A C E K S Z C Z E R B I Ń S K I

czość polityczna i społeczna na łam ach prasy, i bodaj najw ażniejszą je j fu n k cję — inform acyjn ość.

P ogląd taki panow ał naw et jeszcze w połow ie w ieku, ch oć dzienni­ karstw o zaw odow e zaczęło w tym czasie w y p ływ a ć ju ż na szersze w ody. Droga do tego była jednak daleka. G alicja do tego czasu nie znała w łaś­ ciw ie i nie używ ała często słów : dziennikarz, redaktor, redakcja. Jak już zaznaczyłem , m iał na to w p ły w poziom i zasięg tw órczości literackiej. S łow o „reda k tor” przyw ędrow ało w raz z armią napoleońską i na terenie K on gresów k i przy jęło się dość szybko. W czasach jednak gdy dziennikar­ stw o traktow ano w G alicji jako tw órczość literacką, bardzo istotna była sprawa języka, w którym ma się ją upraw iać, tym bardziej że G alicji bliższe b y iy w zorce austriackie i niem ieckie niż francuskie.

Ukazująca się dość długo, bo w latach 1776— 1787, „G azette de L e o ­ p o l” w język u francuskim szybko pokonała dzięki poparciu rządu n ie­ doch od ow e „P ism o U w iadam iające G a licji” . Ł atw iej, rzecz jasna, b y ło o pismo polskie w R zeczypospolitej K rakow skiej. L w ó w w łaściw ie nie posiadał nic. D opiero w 1811 r. pojaw iła się rządowa „G azeta L w ow sk a” w ydaw ana przez gubernialnego urzędnika, jak o nim m ów ił Estreicher, Niem ca, Franciszka K rattera. B ył to tytu ł doch od ow y dzięki płatnym ogłoszeniom i inseratom rządow ym . M iał on charakter in fo rm a cy jn o -lite - racki. In form acje ograniczały się do luźnych przedruków z prasy w ie­ deńskiej bądź krakow skiej oraz ogłoszeń. Literackość „G a zety ” określał dodatek ty god n iow y „R ozm aitości” . Będąc namiastką periodyku literac­ kiego, skupiały one w ok ół siebie n a jw ybitn iejsze pióra G alicji, a przede w szystkim Lw ow a. M im o iż cenzura zaw zięcie tępiła w szelkie przejaw y polskości nawTet w tytułach, bezcerem onialnie w ykreślając przym iotniki: polski, n arodow y itp. i zastępujące je częstokroć bez sensu sform u łow a­ niami: k rajow y, lw ow ski, galicyjsk i9, stały się „R ozm aitości” na długi czas (istniały bow iem do 1848 r.) trw ałym elem entem krajobrazu literac­ kiego L w ow a. K . Estreicher tak pisał o nich w kilka lat po ich upadku: „»R ozm a itości« trw ały praw ie bez przerw y przez lat 36, a zatem dłużej niż którekolw iek pismo literackie, przeb y ły w szelkie zm iany, bo opieka »G azety« ochraniała je od upadku, nie zm ieniały barw y sw o je j i celu, a że cele te nie sięgały w ysoko, w ięc n igdy nie n a b y ły znaczenia w lite­ raturze. M im o podrzędnej w artości pisma zasługi jeg o w yższe są niż n iejedn ego pisma w G alicji, bo przebyło n ajk rytyczn iejsze chw ile, chw ile kiedy głos Disanego słow a obumierał, kiedy wszystko w letargu b y ło p o­ grążone. »R ozm aitości« w niezliczonych egzem plarzach [zaledwie 500 — J.S.] rozbiegały się po siołach i m iasteczkach i b y ły elem entarzem dla dziatek, pow ieścią, ojczystą poezją dla uczniów zagłuszonych obczyzną,

3 Por. np. A. H e c k , A u stria ck ie pra w o p ra sow e, Lwów 1891; H. B o g d a ń ­ s k i , P olicja n ci w O ssolineu m . P am iętn ik i sp isk o w c ó w i w ięź n ió w g a licyjsk ich 1832— 1846, Wrocław 1954, s. 75— 79.

(6)

Ś R O D O W I S K O D Z I E N N I K A R Z Y L W O W S K I C H 29

encyklopedią w iadom ości i now ości dla w iejskiej szlachty, która naw et nie co roku z polskim kalendarzem spotkać się m ogła. Całe niem al pok o­ lenia literatów7, naw et dzisiejszych, rozgłośnych, rozpoczyn ały praw ie za­ w sze od pracy przy redakcji »R ozm aitości« i »G azety L w o w sk ie j«” 10.

Jakkolw iek zdanie Estreichera na tem at roli i oddziaływ ania „R ozm ai­ tości” b y ło m ocno przesadzone, to prawdą jest, że praw ie w szyscy przy­ szli dziennikarze lw o w scy zaczynali swą karierę w redakcji „G azety L w ow sk iej” . Przez je j łam y lub łam y „R ozm aitości” przew inęły się n a j­ w ybitniejsze nazwiska literatury galicyjsk iej i pierw si dziennikarze. Za­ nim jednak sp ojrzy m y na ludzi, k tórzy prasę lw ow ską tw orzyli, p rz y j­ rz y jm y się krótko przedm iotow i ich pracy.

W eteranka prasy lw ow sk iej, istniejąca przez 128 lat „G azeta L w o w ­ ska” była nie tylk o pierwszą polską gazetą w n ow oczesnym znaczeniu, ale też zorganizowana była now ocześnie. Na je j czele stał redaktor, kie­ ru ją cy pracą całego zespołu i d ecy d u ją cy o charakterze pisma. R edakcja jednak w w iększości opierała się na w spółpracow nikach przysyłających sw e teksty na ręce redaktora, k tóry płacił im za to honoraria. Często też m ieszkanie redaktora lub kantor red a k cy jn y pow oli zaczęły zastępow ać salon w dysputach na tem aty polityczne i literackie. Częściej bow iem ro­ dziła się potrzeba notow ania spostrzeżeń i pom ysłów „na g orą co” . P o ­ w oli też kształtowała się zaw odow a cecha dziennikarska —- ciekaw ość i potrzeba je j zaspokajania. „G azeta L w ow sk a” , do której „pisyw ali po w iększej części urzędnicy N iem cy, a to artykuły niem ieckie i francuskie, które dopiero przepolszczał N ow akiew icz” 11, a w łaściw ie „R ozm aitości” zapoczątkow ały tw orzenie się nowTych tytu łów literackich. Pow stał w ięc „P am iętnik L w ow sk i” , do którego założenia przyczyn ił się Bruno K iciń ­ ski z braćm i W alentym i A dam em Chłędowskim i. P óźniej pow stały „P szczoła P olska” i „P am iętnik G a licyjsk i” . Pisma te m iały charakter w ybitnie literacki i stały się obok „R ozm aitości” źródłem prom ieniow a­ nia na G alicję idei rom antycznych.

Taki też charakter m iały praw ie w szystkie ty tu ły ukazujące się do m om entu powstania „D ziennika M ód P aryskich” (1840). Z arów n o „C zaso­ pism N aukow y K sięgozbioru im. O ssolińskich” 12, noszący charakter zbio­ ru n aukow o-literackiego, tak dalece nie cieszący się popularnością, iż „ra z b y ł w ypadek, że przez kilka m iesięcy jeden prenum erator, A leksan­ der Batow7ski [notabene jeden z tw órców pisma — J.S.], figu row a ł” 13, ja k i now oroczniki „Z ie w o n ia ” 14, „H aliczanin” W alentego C hłędow skiego

10 K. E s t r e i c h e r , D zien n ik a rstw o w G alicji i K r a k o w ie do 1860 r., „Bi­ blioteka Warszawska”, 1861, z. 2, s. 171.

11 T am że, s. 160.

12 Ukazywał się w 1. 1828— 1831 i 1831— 1834 jako „Czasopismo Naukowe od Zakładu Naukowego im. Ossolińskich wydawane”, 1842— 1844 jako „Biblioteka Na­ ukowego Zakładu im. Ossolińskich” i 1832— 1869 jako „Biblioteka Ossolińskich”.

13 E s t r e i c h e r, op. cit., s. 176.

(7)

зо J A C E K S Z C Z E R B I Ń S K I

(1830), „L w ow ia n in ” Ludw ika Z ielińskiego15, „S łow ia n in ” i „D niestrzan- ka” Stanisława Jaszow skiego16 czy w yda n y w W iedniu w 1844 r. „A lb u m na korzyść pogorzelców R zeszow a” by^y typow ą tw órczością literacką, realizowaną z regu iy przez te same nazwiska. B yła to nadal „zabaw a” literacka, jak k olw iek traktowana bardzo poważnie.

W kilkanaście lat później F elicjan Ł obeski pisał na łamach „D zien ­ nika L iterackiego” o tej porze m anifestów rom antycznych: „B yła to właśnie pora, w której m iały dojrzeć ow oce założonego u nas u niw ersy­ tetu i tak jego, jako też całego k ra jow y ch szkół urządzenia. G runtow - niejsze i pow szechniejsze nauki i obznajm ienie się przez nie bliżej z euro­ pejską literaturą, a m ianow icie też z literaturą i choć po części filozofią niem iecką, nie m og ły pozostać bez w p ły w u na nasze k rajow e piśm ien­ n ictw o ” 17.

R om antyzm grup tw órczych kręgu „Z ie w o n ii” i „H aliczanina” był ja k ­ b y sztandarem i hasłem program ow ym w yda w n ictw tej epoki. Zastana­ w iająca w ięc jest gw ałtow na zmiana, zw rot od historyzm u i ludow ości w kierunku autentyzm u i w spółczesności przez tw órców „D ziennika M ód P aryskich ” 18. B yli oni przecież w w iększości tym i sam ym i, którzy n ie­ daw no publikow ali sw e prace na łam ach „R ozm aitości” czy n ow orocz- ników . Jest to osobny problem , w art jednak rozważenia.

K olejn y m w ięc przełom em , podobnie jak działalność „R ozm aitości” , było pow stanie „D ziennika M ód P aryskich” (1840— 1848). Z rodzon y praw ­ dopodobnie z in icja ty w y Augusta W ysockiego, adwokata i jednocześnie przyjaciela literatów lw ow skich, lub Józefa Dunina B orkow skiego, był w założeniu pism em rek lam ow ym i rzem ieślniczym , pośw ięconym kra­ w iectw u, lecz w krótce zm ienił się w pism o litéracko-pu blicystyczn e, nie uciekające też od akcentów polityczn ych . Jego w ydaw cą był form alnie Tom asz K u lczycki, zdeklasow any szlachcic i kraw iec lw ow ski, znany i sze­ roko ceniony dla sw ej sztuki rów nież w W iedniu. U bierała się u niego tow arzyska śmietanka bodaj całej G alicji. „D zien n ik ” m iał z pozoru słu­ ży ć tylk o m odom i pod tym płaszczykiem grono literackie L w ow a posta­ n ow iło ob ejść zakazy cenzury i złam ać istn iejący od 1814 r. m on opol na w ydaw anie gazety polskiej przyznany Franciszkow i K ratterow i dla „G a ­ zety L w o w sk ie j” . I chociaż w 1840 r. Tomasz K u lczycki, zapew ne p ió ­ rem Leszka B orkow skiego, oznajm ił w tzw. przem ów ieniu redakcji: „R ok

15 Zwalczany przez wszystkich, przetrwał regularnie aż 7 lat: 1835— 1842, a istniał do 1846.

16 Pierwszy z nich w 1837— 1839, „Dniestrzanka” tylko raz w 1841. Jaszowski pomagał też wydawać „Rozmaitości” i „Lwowianina” .

17 F. Ł o b e s k i , Pogląd na d zien n ik a rstw o w G alicji od r. 1816 do r. 1848, „Dziennik Literacki”, 1853, nr 14, s. 107.

18 Por. K. P o k l e w s k a , W k r ę g u „ Z iew on ii” i „D M P ” . Z d z ie jó w gru p lite ­

ra ck ich 1830— 1848, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego”, ser. 1, z. 25, Łódź

1962, s. 35— 57; J. R o s n o w s k a , T w ó r c y „D zien n ik a M ód P a ry sk ich ", „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego (dalej: RHCP), t. 6: 1967, z. 2, s. 61— 91.

(8)

Śr o d o w i s k o d z i e n n i k a r z y l w o w s k i c h

3 1

tem u jak przedsięw ziołem n apływ zagranicznych dzienników m ód zastą­ pić pism em w język u polskim , podać rękę k rajow em u przem ysłow i i zro­ bić to, co zagraniczne dzienniki n ajstosow niejszego dla nas m ieć mogą, przystępnym dla w szystkich k ra jo w có w ” 19, to n a jw yb itn iejszy chyba h i­ storyk prasy galicyjsk iej W ilhelm B ruchnalski napisał o „D zien n iku ” . że „grom adził pod sw oim sztandarem w szystkie n ajw ybitn iejsze starsze i m łodsze talenta G alicji i L w ow a, a przez wszystkie lata sw ojego istnie­ nia był w yrazem niezaprzeczalnym prow in cjon aln ej doskonałości literac­ k ie j” 20.

B ył to też sztandar nie byle jaki, zarów no pod w zględem treści, jak i form y. P o raz pierw szy p o ja w iły się i zadom ow iły tu na stałe felieton, kronika, reportaż, szkic, recenzja czy polem ika. W artością głów ną pozo­ stawała jednak nadal pow ieść rom antyczna, pisana początkow o przez przypadk ow ych autorov/, przechodząc później m.in. w ręce, a raczej pióro znakom itego Józefa D zierzkow skiego, choć traciła ju ż w tedy sw ój rom antyczny charakter. Tak w ięc „D ziennik M ód P aryskich ” , w yrósłszy na gruncie rom antycznym , zdecydow anie w ystąpił przeciw ośw iecenio­ w em u en cykloped yzm ow i „B ibliotek i Ossolińskich” i rom antycznem u eklektyzm ow i „R ozm aitości” i now oroczn ików . M usiało w ięc dojść do konfliktu m iędzy zw olennikam i starego a tw órcam i n ow ego m odelu lite­ ratury pow szechnej. Zapłacił też za to odsunięciem się od p rzyja ciół je ­ den z tw órców „D ziennika” A ugust B ielow ski, nie m ogąc się pogodzić z taką radykalną zmianą stanowiska (po 1845 r.). Będąc jednak redakto­ rem głów n ym pisma, pisał w 1841 r. w liście do W. Chłędow skiego: „S to ­ sunek m ój i stan »D ziennika« taki: od każdego przedanego egzem plarza m am zysk 2 fl.s. W szelkie koszta nie do m nie należą. Zastałem b y ł około 100 prenum eratorów . Z końcem przyszłego roku będzie ich ok oło 130. Dziś półtorasta przeszło. G dy dojdzie dwustu, dopiero pokryte będą koszta” 21.

Tak w ięc obok rodzących się zainteresow ań już w pew ien sposób zaw odow ych następowała polaryzacja postaw i kierunków tw órczych w śród praw ie m on olityczn ej do tej p ory gru py literatów lw ow skich. Ó w ­ czesny k oryfeusz literatury polskiej J. I. Kraszewski pisał w liście za­ m ieszczonym zresztą na łamach „D ziennika M ód P aryskich” , że „je st on sto razy lepszy od podobn ych publikacji innych, bo w nim jest staranny dobór artykułów , ję zy k czysty i m yśli są i życie, gdy w innych nieznośna paplanina zajm u je kartki” 22.

M im o to k łop oty finansow e, o jakich pisał Bielow ski, nie opuszczały

19 „Dziennik Mód Paryskich” , 1840, nr 24, z. 1.

20 W . B r u c h n a l s k i , H istoria „R o zm a ito ś ci” 1817— 1848, 1854— 1859. S tu lecie

„G a z e ty L w o w s k ie j’’ 1811— 1911, t. 2, Lwów 1912, s. 111.

21 A. B i e l o w s k i , L isty do C h łęd o w sk ieg o 1840— 1841, wyd. B. Czarnik.

Lwów 1913, s. 17 (list z 26 VIII 1841).

(9)

32 J A C E K S Z C Z E R B I Ň S K I

tw ó rcó w „D ziennika” i jeg o w y dawca Tomasz K u lczycki stracił na nim ok. 10 tys. zł, oo potw ierdza jeszcze raz tezę o społecznikow skim charak­ terze tw órczości dziennikarskiej, dopóki w 1847 r. redakcji „D ziennika” nie objął Jan Dobrzański23. W krótce ilość prenum eratorów w zrosła nie do 200, jak m arzył Bielow ski, a do tysiąca, co było sukcesem nie spoty­ kanym . W dziejach dziennikarstwa lw ow skiego rozpoczął się n o w y okres: dziennikarstwa zaw odow ego, gdy fu n k cje redakcyjn e wiązać się zaczęły z dochodem , a praca zespołu redak cyjn ego zaczęła nabierać charakteru trw ałego, a nie doryw czego i dodatkow ego zajęcia.

K on sek w en cją tego była erupcja ty tu łów w 1848 r., po uzyskaniu gw aran cji wOlności prasy i zniesieniu cenzury. Nie sposób om ów ić tu w szystkich tytu łów , które się ukazały. O graniczm y się w ięc jed yn ie do ich w ym ienienia24. Pism a polityczne tw orzyły: „K u rier L w ow sk i” G rze­ gorza R ozum ilow skiego, „Rada N arodow a” (przem ianowana na „G azetę N arodow ą” ) Jana Dobrzańskiego, „P ostęp ” Jana Zachariasiewicza, K a ­ rola W idm anna i Józefa D zierzkow skiego, zm ieniony po kw artale w „G a ­ zetę P ow szechną” po przystąpieniu do redak cji Eugeniusza Chrząstow - skiego i H enryka Sucheckiego, „N ow in y P olityczne dla L u du ” Juliana Aleksandra K am ińskiego i w ydaw an y przez tegoż w 5 tys. egz. nakładu (sic!) „P rzyja ciel L u du ” , „U rzędnik P ry w a tn y ” Eustachego Żuraw lew icza, pierw sze i jed yn e pism o zaw odow o-środ ow iskow e25, i w reszcie w ydaw a­ n y w e L w ow ie i K rak ow ie tygodnik „P olsk a” H ilarego M eciszew skiego i A ntoniego W alew skiego, pod opieką G w alberta Paw likow skiego, potę­ piony przez w szystkich za w stecznictw o i zachow aw czość w dobie rew o­ lu cji, tak że naw et w szyscy zecerzy w e L w ow ie odm ów ili je g o składania. Obrazu prasy lw ow sk iej roku 1848 dopełniały pisma literackie: „T y g o d ­ nik P olsk i” , jed yn y, k tóry przetrw ał do 1849 r., kiedy to tw órcę Jana

Zachariasiewicza usunięto na dwa lata z kraju, i „P rzyja ciel D zieci” Fran­ ciszka Bełdow skiego.

M im o iż żaden z tytu łów oprócz „G a zety L w ow sk iej” , zakupionej przez rząd, nie przetrw ał prześladow ań porew olu cyjn ych , nic nie b y ło w stanie pow strzym ać dalszego rozw oju prasy. R ok 1848 zahartował bo­ w iem brać literacką w zajm ow aniu się tym , co żyw e i aktualne. Fakt, że tw ó rcy prasy znajdow ali się w pierw szych szeregach i że z ludem w yszli na ulicę, św iadczy niezbicie o istnieniu podstaw ow ej cech y dziennikar­

23 Bliższą charakterystykę tej postaci podaje m.in. C. L e c h i с к i, N a jp op u ­

la rn iejszy d zien n ikarz g a licy jsk i X I X w., „Małopolskie Studia Historyczne”, 1961,

nr 1; też: P olski słow n ik b iog ra ficzn y, t. 5, Warszawa 1956, s. 266— 267.

24 Przy zestawianiu tytułów prasy lwowskiej tego okresu bardzo pomocna jest

B i b l i o g r a f i a p r a s y p o l s k i e j 18321864, орг. B. Korczak, Warszawa 1968, s. 56— 77. 25 Pierwszym pismem ukierunkowanym na konkretnego odbiorcę był założony przez Adama Kasperowskiego, byłego oficera doby napoleońskiej i Królestwa Pol­ skiego (do 1831 r.), a wydawany w latach 1837— 1849 „Tygodnik Rolniczy i Prze­ mysłowy” (od 1840: „Tygodnik Rolniczo-Przemysłowy”).

(10)

Ś R O D O W I S K O D Z I E N N I K A R Z Y L W O W S K I C H 33

skiej: ciekaw ości, i to w sensie społecznym , u słu gow o-in form acyjn ym . Św iadczy on też o tym , że ludzie ci zostali przez resztę społeczności L w o­ wa zauważeni, na co w skazują rozliczne fu n k cje, jakie w tych dniach pełnili.

W krótce też p o ja w iły się ty tu ły now e: „W ian k i” (1849— 1850; w zn o­ w ione 1852— 1853 z dodatkiem „B ław atek ” ), pism o dla panien, stw orzone przez w ybitną przedstaw icielkę n ow ego zaw odu Julię G oczałkow ską26, oraz „D zw on ek ” (1850— 1851), w ydaw an y dla panien przez W alentynę H oroszkiew iczow ą, gdzie pisali rów nież Julian H oroszkiew icz, K arol A n ­ ton iew icz i W incenty Pol. W 1851 r. n o w y redaktor (od 1848 r.) „G azety L w o w sk ie j” , historyk, archeolog i fiio z o f Mateusz Sartyni, zaczął w y ­ daw ać „D odatek T y god n iow y do G azety L w o w sk ie j” . W tym że roku istniały w e L w ow ie dwa pisma literackie: „P am iętnik L iteracki” Jana Szlachtow skiego i Zygm unta K aczkow skiego, gdzie pisali m.in. A le k ­ sander Batowski, Aleksander B orkow ski, F elicjan M orawski, Jan Stup- nicki i Jan Zachariasiew icz, oraz „T ygod n ik L w ow sk i” K arola W idm an- na, jedn ego z czołow y ch dziennikarzy lw ow skich po 1848 r., gdzie za­ m ieszcza ć sw e u tw ory m.in. K ornel U jejski, K arol Szajnocha, Jan Za­ chariasiew icz, W ładysław Zaw adzki, Józef Ignacy Kraszew ski, Tomasz T eodor Jeż, Franciszek M orawski, H enryk Rzew uski, Maria Pomezańska i in. Paleta nazwisk była w ręcz ogrom na i w ciąż się rozrastała.

W roku 1851 n iejaki ksiądz O brąpalski rozdaw ał darm o w e L w ow ie w ydaw ane przez siebie pism o „Z a b a w y Św iąteczne dla L u du ” . W 1852 r. pow stało brukow e i hum orystyczne pism o W ojciech a G oczałkow skiego „T e le g ra f” (1852— 1854). O bok niego poja w ił się „P rzyja ciel D om ow y ” (1852— 1870) Hipolita Stupnickiego, w ydaw an y z in icja tyw y hrabiny G o- łuchow skiej w nakładzie dla Estreichera „n iezw y cza jn ym ” , bo aż 4 tys. egz. W „D zienniku L iterackim ” K arola Szajnochy, Augusta B ielow skiego i Stanisława P rzyłęckiego pisali M au rycy hr. Dzieduszycki, Jan W agile- w icz, F elicjan Łobeski, W iktor B aw orow ski, M ikołaj Bołosa Antonievvicz, H enryk Szmitt, Stanisław Piłat.

Nie w iodło się jednak „D zien n ik ow i” od początku. W pracy red a k cy j­ nej przew ażały jeszcze stare naw yki. Jak pisał Estreicher, „D ziennik” nie opłacał artykułów , tylk o u trzym yw ał się „dob row oln ą daniną” , co było pow odem , że „nie m ożna było zawsze czynić w yboru , lecz trzeba p rz y j­ m ow ać było, co kto dał” 27. Stan pisma pogorszył się zdecydow anie, gdy w 1854 r. w yszedł pierw szy num er „N o w in ” , pisma podobnego trochę do daw nych „R ozm aitości” , które tym czasem bez pow odzenia w znaw iał M ateusz Sartyni23. „N o w in y ” ob ją ł oczyw iście Jan Dobrzański, k tóry w ró ­ cił tym czasem (1850) z przym usow ej służby w ojsk ow ej, ukarany w ten

26 Szerzej o niej patrz A. K n o t , PSB, t. 8, Warszawa 1959/60, s. 161— 162. 27 E s t r e i c h e r , op. cit., s. 671. '

23 Wznowione „Rozmaitości” wychodziły w 1854— 1859.

(11)

34 J A C E K S Z C Z E R B I ŕ ? S K I

sposób za swą działalność rew olu cyjn ą. (Zgodnie z w yrokiem sądu, nie w oln o mu b y ło zajm ow ać się żadną działalnością dziennikarską). P ow rót ten dał natychm iast znać o sobie.

„N o w in y ” m iały zupełnie inny charakter niż „D ziennik L iteracki” . N ow ocześnie zorganizow ana redakcja, podzielona na działy, z dużym gronem w spółpracow n ików , działała bardzo prężnie. Sam D obrzański ju ż nie pisał, a jed yn ie k oordyn ow ał pracę zespołu. P ow oli z daw nego „a n - treprenera” i redaktora om nibusa — w yda w cy, dziennikarza, pisarza, a czasem i zecera, w ykształcił się typ n ow oczesnego redaktora, k o o rd y ­ natora i kierow nika redakcji. W szystkim pracow nikom pisma zapew niono stałe i pew ne honoraria. D obrzański też po raz pierw szy zastosował nie spotykany, przynajm niej na ziem iach polskich, eksperym ent: obn iżył cenę pisma. W ten sposób m ógł w ydaw ać „N o w in y ” 3 razy w tygodniu, zw iększając nakład. O grom ny pokup i popularność tytu łu b y ły zaskocze­ niem dla w szystkich, w y łą czy w szy jed yn ie Dobrzańskiego. Z ysk b y ł ogrom ny. R edakcja m ogła fu n k cjon ow a ć jak przedsiębiorstw o zaw odo­ w y ch w y rob n ik ów pióra. S p ow odow ało to g w a łtow n y od p ły w w spółpra­ cow n ik ów S zajn och y z „D ziennika L iterackiego” do „N o w in ” . Te zaś z kolei, nosząc charakter bardziej in form a cyjn y niż literacki, co b y ło solą w oku w ładz austriackich, nie chcąc szukać zw ady z cenzurą, połą­ czy ły się 1 m aja 1856 r. z „D ziennikiem L iterackim ” i pod tym tytułem u kazyw ały się nieprzerw anie do 1870 r. W skład redak cji w eszli Jan Dobrzański, Jan Zachariasiew icz, K arol W idm ann, Józef Dzierzkowski. W 1857 r. trzej ostatni w ystąpili z redakcji, a ich m iejsce zajęli m łodzi: H enryk Szm itt i W ładysław Zaw adzki, a w 1858 r. R om an Zm orski.

W ten sposób „N o w in y — Dziennik L iteracki” stały się k olejn ym prze­ łom em na drodze kształtowania się dziennikarstwa lw ow skiego, i to eta­ pem znam iennym , bow iem pow stanie i szesnastoletni okres istnienia n o­ w oczesnej redakcji stały się w zasadzie podw aliną now oczesnego dzien­ nikarstwa, a b y ły efektem k olejn ych przełom ów jak ościow ych : „R ozm ai­ tości” i „D ziennika M ód P aryskich” oraz przełom u ilościow ego w 1848 r. Takiej też w zasadzie periodyzacji n ależy poddać ten okres p od w zglę­ dem kształtowania się prasy i zaw odu dziennikarskiego29.

W łaściw ie po pow staniu „D ziennika L iterackiego” w arto w ym ien ić tylk o kilka tytułów . W „D zw on k u ” (1859— 1863) Bruno B ielaw skiego, piś­ m ie dla ludu, pisali L u dw ik W olski, W alery Łoziński, Jan K azim ierz Tur­ ski, Paulina W ilkońska, T eofil Lenartow icz, M ieczysław Rom anow ski. Od 1860 r. ukazyw ało się „K ó łk o R odzinne” Jana Zachariasiewicza, A le k ­ sandra Szedlera, K. W idm anna, przy w spółudziale W. Pola, S. Piłata, A. B ielow skiego, A n ton iego M ałeckiego, Z. K aczkow skiego i in. Jedno­ cześnie K arol S. Cieszewski z pom ocą Stanisława P rzyłęckiego w ydaw ał

23 Takiego zdania jest m.in. M. T y r o w i c z (op. cit., s. 6— 7), proponując

(12)

Ś R O D O W I S K O D Z I E N N I K A R Z Y L W O W S K I C H 35

„C zytelnię dla M łodzieży” , przy w spółudziale m łodzieży akadem ickiej, co w pew ien sposób przygotow yw a ło ju ż n ow e kadry dziennikarskie.

Z pism polityczn ych w arto w ym ien ić „S w it” , istn iejący krótko: od 1 X 1856 do 30 IV 1857 r., w którym pisali Rom an Zm orski, H enryk N ow akow ski, H enryk Rzew uski i F elicjan Łobeski. D rugie pism o było ju ż w ydarzeniem dziennikarskim , bow iem rozpoczęło ryw alizację z „D zien ­ nikiem L iterackim ” . B ył to w ydaw an y dwa razy w tygodniu „P rzegląd P olity czn y P ow szech n y” (1858— 1863), redagow any przez H. Stupnickie- go przy w spółpracy J. D zierzkow skiego i K. W idmanna. Fakt utrzym ania się „P rzeglą du ” na rynku św iadczył o złam aniu m onopolu na talent dzien­ nikarski Jana Dobrzańskiego, tym bardziej że „P rzeglą d ” b y ł pism em polityczn ym i cieszył się dużą popularnością. R yw alizacja m iędzy D o­ brzańskim i Dzierzkow skim , świadcząca o polaryzacji w kategoriach za­ w odow ych , niezależnie od m oty w ów zerwania ich w spółpracy, jest chyba n ajbardziej przek onyw ającym dow odem na istnienie w tym czasie zaw o­ du dziennikarza. Ostatnim tytułem polityczn ym okresu była w znow iona przez Dobrzańskiego w 1862 r. „G azeta N arodow a” , której ostatecznie pośw ięcił się bez reszty n a jw yb itn iejszy dziennikarz dziew iętnastow iecz­ nej G alicji.

O istnieniu w tym czasie zaw odu dziennikarza św iadczy nie tylko różnorodność nazwisk i tytu łów , ale też rodzajów gazet i czasopism w y ­ ch odzących w e L w ow ie. Od w spom nianych pism literackich i politycz­ n ych poczynając, oraz pism dla panien, ludu, ziem ian30, urzędników, ku pców , a na pism ach h istorycznych niezm ordow anego Jana Lam a31 koń­ c z ą c , rozciąga się cała plejada czasopism . K arol Estreicher obliczył, że

w latach 1780— 1860 ukazały się w e L w ow ie 92 tytu ły, z czego polskich b y ło 55, pism zb iorow ych 13, a ob cy ch 2432. Trzeba pam iętać, że w tym czasie i później w G alicji zach w ycały nakłady pięciotysięczne, podczas gdy siedem dziesięciopięcio- i stutysięczne nakłady w e F ran cji nie należały ju ż do rzadkości, jednakże ilość tytu łów w e L w ow ie, zaczynającym swą działalność jako stolica prow in cji i centrum kulturalne niemal od zera, na pew n o w ykształciła zaw ód dziennikarza w y rosły ze społecznikow skie­ go tw ó rcy literackiego. T w órcam i tym i b y ły jednak nie redakcje jako tow arzystw a literackie cz y później jako przedsiębiorstw a w ydaw nicze, a ludzie, którzy te redakcje i now oczesną prasę stw orzyli.

30 Chodzi np. o „Ziemianina Galicyjskiego”, wydawanego w 1. 1855— 1857 przez Juliana Aleksandra Kamińskiego.

31 W 1862 r. wydał on redagowane przez siebie aż 4 tytuły: „Kometa”, „Kuź­ nia”, „Krzykacz”, „Bąk”. Więcej o pismach satyrycznych por. B. N a d o 1 s к i,

L w o w s k ie cza sop iśm ien n ictw o h u m o ry s ty cz n e X I X w ., „Kurier Literacko-Nauko-

wy” , 1934, nr 45. O Janie Lamie por. S. F r y b e s , Jan L am 1838— 1886, „Obraz literatury polskiej X I X i X X w .”, ser. 4, t. 2, Warszawa 1966; T. K r z y ż e w s k i ,

W ete ra n i lw o w s k ie g o cza sop iśm ien n ictw a h u m o ry sty cz n eg o , RHCP, t. 15: 1976, nr 2.

(13)

36 J A C E K S Z C Z E R B I Ń S K I

LUDZIE

W roku 1839 W in cen ty P ol pisał do żony: „T o, co ruchem i życiem literackim nazyw ają, tego nie ma w e L w ow ie zupełnie. I skąd b y się w ziąć m iało, kiedy nikt o tym nie m yśli? Znaleźliby się w praw dzie ludzie, którzy by pracow ać m ogii, aie trudno jest, aby dali to, czego nie mają, a tu potrzeba fu n du szów i nie tyik o u m ysłow ych sił, ale troszkę savoir

faire, a pieniędzy ja k n a jw ię ce j” 33.

W tym czasie bow iem nic w łaściw ie nie w skazyw ało na istnienie w e L w o w ie prężnego ruchu literackiego, a tym bardziej nikt nie m arzył 0 zaw odzie dziennikarza. Stw ierdziliśm y już, że zaw ód ten m iał i ma charakter tw órczości literackiej. Sprzedaw anie p łodów pióra za pienią­ dze, które płacili bądź w ydaw ca, bądź regularnie redakcja, zam aw iając u pracu jącego lub w spółpracu jącego z nią autora jeg o teksty, jest z pew ­ nością zarobkiem z pracy u m ysłow ej. U znaliśm y jednak, że w okresie, w którym tak gorzko o pustyni kulturalnej L w ow a pisał W. P ol, zaw ód dziennikarza w ten sposób p ojm ow a n y nie istniał. B ył on jednak w y k o ­ n yw an y i dlatego w arto zastanow ić się nad kryteriam i w yróżn iającym i, n iew ątpliw ie inteligencki, zaw ód dziennikarza X I X w.

Inne b y ły bow iem m oty w y jeg o podejm ow ania. Cechą zasadniczą pro­ fe sji jest utrzym yw anie się z w ynagrodzenia otrzym yw an ego za je j w y ­ konyw anie. Trudno dziś stw ierdzić, ja k w ysokie i czy w ogóle płacono h o­ noraria „p isu ją cym do gazet” ludziom . Z pew nością płaciła je „G azeta L w ow sk a ” , ch oć nie ma tej pew ności w przypadku je j dodatku ty god ­ n iow ego „R ozm aitości” . P ierw szy w historii L w ow a angaż stw orzono w

1826 r. w „G a zecie” dla A n toniego B ensy i następnego po nim redaktora M ikołaja M ichalew icza. W W arszaw ie natom iast honoraria b y ły znane już w końcu X V III w. W e L w ow ie za to w roku 1811 Franciszek K ratter propon ow ał w spółpracow n ikom „G a zety L w o w sk ie j” 40— 50 zł za arkusz druku. B yła to stawka bardzo w ysoka, ale nie sposób stw ierdzić dziś, c z y była w ogóle płacona34.

W łaściw ie o płacach w prasie galicyjsk iej m ożna sądzić jed yn ie na podstaw ie w y ry w k o w y ch danych i — ja k tw ierdzi M. T yrow icz — na podstaw ie m ateriałów z 1848 r.35 W yd a je się jednak, że można postaw ić tezę, iż pom ysł na życie z pióra narodził się właśnie w om aw ianym okre­ sie, ch oć trudno stw ierdzić z całą pew nością, kiedy to nastąpiło. B y ło to wszakże na pew n o po roku 1848 i epoka „D ziennika L iterackiego” 1 „P rzeglądu P ow szech n ego” była ju ż epoką zaw odu opłacanego.

W yd a je się jednak przekonu jący argum ent A. Słom kow skiej, że nie m ożna uznawać za za w odow ców tylk o tych, k tórzy pobierają w yn agro­

« W. P o 1, P a m iętn ik i, Kraków 1960, s. 249.

34 T y r o w i с z, op. cit., s. 132. Honoraria miały być atoli płacone w tzw. banko- cetlach (banknotach).

(14)

Śr o d o w i s k o d z i e n n i k a r z y l w o w s k i c h 37

dzenie za to, co robią. L iczy się bow iem prestiż w ykon yw an ego zajęcia, k w alifik acje do tego niezbędne i w reszcie osobisty do niego stosunek. K om pozytorem czy poetą m oże być przecież ktoś, kto n igd y nie zarobił ani grosza na sw ych utw orach36, a przy jęliśm y ju ż poprzednio tezę, że dziennikarstw o b y ło tw órczością literacką i rodziło się z zam iłowania do literatury. Dlatego jeśli naw et tw ó rcy prasy lw ow sk iej nie żyli ze sw ej pracy red a k cy jn ej, pracując zaw odow o gdzie indziej, to nie można przez to pow iedzieć, że nie byli dziennikarzam i, bow iem tem u w łaśnie zajęciu oddaw ali się z całą pasją. Nie było przecież w iną dziennikarstwa, że w y ­ żyć z niego nie b y ło m ożna37.

„R ed a k cja »G azety L w ow sk iej« — pisał o początkow ych latach dzien­ nikarstwa lw ow sk iego W. Zaw adzki — była podów czas przytuliskiem li­ teratury w e L w ow ie: nie pod w zględem literackim , ale m aterialnym . M iała ona organizację niejako urzędow ą, biuro redak cyjn e z kilkunastu osób złożone, godziny urzędow e i fundusze na opłacanie personelu re ­ dakcyjn ego. W szyscy też literaci lw o w scy p otrzebu jący żyć z pióra, zwłaszcza m łodzi w zaw ód ten w stępu jący, starali się o pom ieszczenie w redakcji »G azety L w ow sk iej«, przechodzili przez je j biura, pozostając tam dłużej lub k rócej, dopóki odpow iedn iejszego zdolnościom lub ży ­ czeniom sw oim nie znaleźli stanowiska. T rw ało to do roku 1848, dopóki rząd nie nabył »G a ze ty «” 38.

Praw dą też było, że zajęcia tego usilnie szukano. Z regu ły k oń czyło się to na dawaniu pryw atn ych lek cji lub stanowisku w Ossolineum , na U niw ersytecie, czy też po prostu w urzędzie. Pisał o tym z żalem K arol Szajnocha w liście do m atki w 1846 r.: „O d lat kilku, k ied y raz w y ja z ­ dem na w ieś i dłuższym tam pobytem przerw ałem dość liczn y dawniej szereg lek cji daw anych, stało m i się nabyw anie n ow ych lek cji dość trud­ nym , zwłaszcza że tym czasem kiiku n ow y ch nauczycieli się pojaw iło, k tórzy lubo drożej naw et płatni, lecz bardziej obrotni i w ięcej ze św ia­ tem i ludźm i kom unikujący się, w szystkie lepsze lek cje sprzed nosa b io­

36 A. S l o m k o w s k a , P ie rw sz e p o k o len ie d zien n ikarzy. K szta łtow a n ie się za ­

w od u d zien n ik a rsk ieg o w p ie r w s z e j p o ło w ie X I X w ., „Biuletyn Prasoznawczy” ,

1966, nr 10, s. 34.

37 Nie było to specyfiką Galicji. Podobna sytuacja panowała w Królestwie. Pisze o tym E. T o m a s z e w s k i (K s zta łto w a n ie się k a p ita listyczn y ch p rzed się­

b iorstw p ra so w y ch го W a rszaw ie, 1851— 1860, Warszawa 1968, s. 147— 148): „Jeśli

przyjąć jako kryterium przynależności do zawodu dziennikarskiego zespołowy cha­ rakter pracy przy opracowywaniu gazety i oparcie· na niej egzystencji, okaże się, że precyzyjne określenie roli uposażeń redaktorskich w całkowitych dochodach po­ szczególnych redaktorów stanowi poważną trudność. Honoraria autorskie pobierane we własnej gazecie lub z innych pism nie były bowiem jedynymi źródłami dodat­ kowych dochodów. [...] Liczna grupa redaktorów [...] łączyła swe obowiązki redak­ cyjne z pracą literacką, a jeszcze inni [...] zajmowali się równocześnie pracą na­ ukową”.

(15)

38 J A C E K S Z C Z E R BiN S K I

rą ; tak że ja — jak wszędzie, tak i tu — za późno przychodzę i albo nic nie dostaję, albo coś takiego, co w ięcej przykrości niż korzyści przy­ nosi” 39.

Znalezienie zajęcia przynoszącego stały dochód b y ło w ięc nie lada sukcesem . R ok później Szajnocha znów pisał do matki, ale jakże inaczej: „M am bow iem przed N ow ym R okiem otrzym ać form a ln y dekret ze stro­ n y B iblioteki [Biblioteki Ossolińskich — J.S.] m ian u jący m ię stałym jej na lat kilka, zapew ne pięć, w spółpracow nikiem , obow iązanym dostarczyć je j co kw artał 5 arkuszy druku pism dow oln ej treści, za stałą roczną pensję 500 zł sr. [...] P odobnąż ugodę, lubo na m niejszą stopę, m am z re­ dakcją »D ziennika M ód« zawartą, przez co na praw ie dwa razy taką w ielką, stałą pensję liczyć m ogę, jaką utraciłem przy redakcji [„G azety L w o w sk ie j” — J.S .]” 40.

L iczy ł w ięc Szajnocha na stały zarobek, ale niestety praca w redakcji w ym agała w ielu w yrzeczeń. Nie przypuszczał' bow iem am bitny historyk i literat, że „D ziennik M ód P aryskich ” nie będzie w stanie płacić um ó­ w ion ych kw ot, a praca w nim będzie się opierała na przyjacielskiej więzi i p om ocy braci literatów . Już w rok po pow staniu „D ziennika” pisał re­ daktor, A ugust Bielow ski, do W alentego Chłędow skiego: „P roszę Cię, nie pytaj o należytość za parę głupich nu m erów posłanych. K u lczycki T w oim jest dłużnikiem i jeśli czym , to przynajm niej taką bagatelką p o ­ zw ól sobie słu żyć” 41. Bagatelką ow ą b y ły roczniki „D ziennika M ód” , je ­ dyna rzecz, jaką zabiegany k raw iec-w ydaw ca m ógł się w yp ła cić dłużni­ kom.

D o roku 1848 ryn ek płac jednak w m iarę się ustabilizował. W roku tym najsilniejsza chyba finansow o „P olsk a” płaciła H ilarem u M eciszew - skiem u 1000 zł r. (złoty reński = gulden austriacki), a „k orek tor g łów ­ n y ” otrzym yw ał 300 zł r. B ył to ju ż zarobek niem ały. W W arszaw ie już w latach dw udziestych pensja redakcyjna w ynosiła tyle, co pensja pro­ fesora U niw ersytetu Jagiellońskiego (ok. 6000 złp.) i gw arantow ała życie nie w ystaw ne, ale w ygod n e42. W praw dzie w 1845 r. Szajnocha pisał do matki, że za 2— 3 godziny w sobotę w redakcji dostaje 300 fi. sr. (750— 900 złp.; floren = 2,5— 4 złp.), na oo m usiał przedtem pracow ać dziesię­ ciokrotnie dłu żej43, ale b ył to bardzo krótki okres w historii „D ziennika M ód” , jak i Szajnochy. W końcu i tak nadal podstaw ow ym źródłem utrzym ania pozostały lekcje. „B ielow ski —■ pisał Zaw adzki ■— u trzym y­

83 K o r es p o n d e n cja K a rola S za jn och y, wyd. H. Barycz, t. 1, Wrocław 1959, s. 62,

list do matki, Lwów 10 IX 1846.

40 T am że, s. 115, list do matki, Lwów 23 X II 1847.

41 B i e l o w s k i , op. cit., s. 7— 8, list Bielowskiego do W . Chłędowskiego, Lwów 1841.

42 T y r o w i e z, op. cit., s. 131. « T am że, s. 131, 133.

(16)

Śr o d o w i s k o d z i e n n i k a r z y l w o w s k i c h 39

w ał się z lek cji pryw atn ych [...]. L ek cje te zabierały m u większą część dnia, pozbaw iały czasu do pracy, a co gorsza — n u żyły um ysł i odbiera­ ły sw obodę. A le zarobić na chleb codzienny trzeba koniecznie, a zarobku innego nie było. Z lek cji ted y przez długie lata czerpał B ielow ski całe sw e utrzym anie” 44.

Gdzież w ięc zarobkow ały pierw sze pokolenia dziennikarzy galicyjskich i jakie b y ły m o ty w y ich działalności oraz stosunek do n ow o pow stają­ cego zaw odu? O jedn ej z n ajw ybitn iejszych postaci L w ow a pisał K. Estrei­ cher: „P rzejście »R ozm aitości« roku 1835 pod redakcję Jana N epom ucena K am ińskiego w ypad ło ze szkodą dla pisma. Kam iński, zdaje się, że nie dbał o nie lubo nie m iał czasu, m ając obow iązki w zględem scen y” 45. Od sam ego bow iem początku piastow anie fu n k cji w redakcjach gazet b y ło traktow ane jako zajęcie dodatkow e dla ludzi, k tórzy posiadając uznanie społeczne m ogli sw ym nazw iskiem firm ow ać tytuł przynoszący nie tyle inform acje, co w artości ogólnokulturalne, estetyczne, literackie.

Tak w ięc M ikołaj M ichalew icz, redaktor „G a zety L w o w sk ie j” i „R o z ­ m aitości” do 1835 r., b ył przede w szystkim profesorem katedry języka polskiego i literatury na U niw ersytecie L w ow skim (1825— 1844) i pierw ­ szym kustoszem Ossolineum. Następny, Jan N. Kam iński, żył głów nie „sw oim ” teatrem, tak że naw et recen zje teatralne dla „G a zety ” pisał z regu ły J. Dobrzański, zdob yw a ją c sw e ostrogi literackie. Szym on K raw - czykiew icz w ła da ją cy rów nież redakcją „R ozm aitości” b y ł m atem atykiem , autorem podręcznika dla szkół. Następca Dobrzańskiego od 1848 r., M a­ teusz Sartyni, b y ł filozofem , archeologiem i językoznaw cą. T w órcy „D ziennika M ód P aryskich ” i n ow oroczn ik ów to głów nie Szajnocha, B ie­ low ski, D. M agnuszewski, bracia Aleksander i Józef B orkow scy, W . Pol, L u dw ik Jabłonow ski, J. D zierzkow ski i w ielu innych. „B ielow ski — w spo­ m inał Zaw adzki — ubogi z pochodzenia, większą połow ę życia w alczył z niedostatkiem , dopóki po w ielu staraniach i m ozołach nie uzyskał w resz­ cie, licząc ju ż ok oło 40 lat w ieku, skrom nej, bardzo u bogo uposażonej posady skryptora w zakładzie im. Ossolińskich, z której to posady do­ piero po u pływ ie długiego lat szeregu aw ansow ał na zastępcę kustosza i dyrektora zakładu” 45. Szajnocha uchodził przede w szystkim za history­ ka i został w końcu zastępcą kustosza Ossolineum (1853). W incenty Pol, obracający się w kręgach arystokratycznych, zakochany w poezji i geo­ grafii, został w reszcie profesorem geografii na U niw ersytecie Jagielloń­ skim (1849— 1852).

G rupę nie pracu ją cych zaw odow o stanow ili: D. Magnuszewski, k tóry m ieszkając na w si pod L w ow em i utrzym ując się z m ajątku, „d o w o z ił” regularnie sw e teksty do „R ozm aitości” i „D ziennika M ód” , oraz bracia

и Z a w a d z k i , op. cit., s. 92. 45 E s t r e i c h e r , op. cit., s. 170. 46 Z a w a d z к i, op. cit., s. 91— 92.

(17)

40 J A C E K S Z C Z E R B I Ň S K I

B ork ow scy i L udw ik Jabłonow ski, k tórzy stanow ili jedyną, małą zresztą grupę arystokracji-posesjonatów . W reszcie J ózef D zierzkowski, gru ntow ­ nie w ykształcon y i utalentow any poszukiw acz przygód i przyw ódca ca­ łej cyganerii lw ow sk iej, utrzym yw ał się w zasadzie ze sw ego pióra i... m ajątku stryja.

Z innych m ożna w ym ien ić ch oćb y Jana Szlachtow skiego, redaktora w 1850 r. „Pam iętnika L iterackiego” i „B ibliotek i O ssolińskich” , a jed n o­ cześnie profesora języka i literatury polskiej na U niw ersytecie L w ow skim i kustosza Ossolineum , czy Stanisława Piłata, w spółpracow nika „D zien ­ nika L iterackiego” , poetę, a także doktora filozofii i dyrektora pryw at­ nego zakładu w ych ow a w czego w e L w ow ie. B yw ali też i tacy, jak Jan W agiiew icz — sk ryptor Ossolineum , korektor „G a zety L w o w sk ie j” , pi­ su ją cy rów nież w „D zienniku M ód” i „Czasopiśm ie N au kow ym ” O ssoli­ neum , k tóry zostaw szy w k ońcu dyrektorem A rch iw u m Miasta L w ow a porzucił pisanie zupełnie.

To tylk o kilka przykładów i nie sposób om ów ić tu całej p leja d y na­ zwisk tw órców i pracow n ik ów czasopiśm iennictw a lw ow skiego. Z całą stanow czością m ożna jednak stw ierdzić, że do 1848 r. nie b y ło w zasa­ dzie ludzi traktu jących dziennikarstw o jako głów ne zajęcie zarobkow e. Zasadę tę złam ali dopiero: L u dw ik Zieliński, zakładając w 1835 r. (do 1842 r.) sw ego lukratyw n ego „L w ow ia n in a ” , za co został form alnie w y ­ k lęty przez całe środow isko literackie, i Jan Dobrzański, k tóry przydo­ m ek „Jana IV ” pow inien uzyskać nie jako trybun lu d ow y w ydarzeń 1848 r., ale jako tw órca n ow oczesnego dziennikarstwa galicyjskiego.

Do 1848 r., a w w ielu przypadkach i później, dziennikarstwo, p o jm o ­ w ane szeroko jako tw órczość literacka lub piśm iennictw o w ogóle, było zajęciem n iezarobkow ym i n iedoch odow ym ani dla tw órców i redakto­ rów , ani literatów zapełniających łam y pism. Pisma te jednak istniały i choć w niew ielkim nakładzie, b y ły dow odem na istnienie zawodu, k tó­ ry je do życia pow ołał. Nie pensje w ięc stanow iły kryterium pierw ocin now ej profesji.

Nie w yróżniała je j rów nież nazwa, bow iem ■— jak to ju ż zaznaczyliś­ m y ■—■ generalnie uważano pojęcia „dziennikarz” i „litera t” za tożsame. W pam iętnikach Pola, Horoszkiewicza,' listach S zajn och y i innych w ta­ kim właśnie sensie b y ły one używ ane, tym bardziej że określenie „dzien ­ nikarz” w ogóle stosow ano bardzo rzadko. Na początku w ieku X I X w G alicji nie używ ano też p o ję ć „re d a k cja ” i „redak tor” . Pierw si w y d a w cy i redaktorzy zwani byli „antrepreneram i” , czyli przedsiębiorcam i. B yli to z regu ły zaw odow i drukarze, księgarze, rzadziej urzędnicy i literaci. Zarów no Franciszek K ratter, jak i B runo K iciński zajm ow ali się głów nie zorganizow aniem pisma. Ten typ redaktora-im presaria ustąpił później redaktorow i-dziennikarzow i, dbającem u o treść pisma. Takim i redaktora­ m i byli Józef B orkow ski, W alenty Chłędow ski, K arol Szajnocha. W k oń ­ cu zapanow ał typ n ow oczesnego redaktora, k oordyn u jącego działania nie­

(18)

S R O D O W I S K O D Z I E N N I K A R Z Y L W O W S K I C H 41

w ielkiego zespołu ludzi, nie tylk o piszących, ale rów n ież grom adzących m ateriały do gazety. T yp ten zapocząkow ał Jan Dobrzański47.

R edakcję od począku traktow ano instytucjonalnie. W dobie „D zienni­ ka P atriotycznych P o lity k ó w ” przypom inała ona tow arzystw o naukow e lub literackie, z prezesem i sekretarzam i na czele. Później b y ł to raczej „in stytu t” z dyrektorem i pracow nikam i technicznym i, jak traktow ano Ossolineum . U żyw ano w ted y w ym iennie p ojęć: redakcja, kantor, ekspe- dyt, archiw um . W końcu rozw inęła się redakcja now oczesna, nie pole­ gająca ju ż na skupieniu w ok ół siebie w ielkiej liczb y piór, a raczej na stw orzeniu m ałego, prężnego zespołu ludzi, za jm u ją cych się li tylko przeznaczonym i sobie sprawam i. Od „D ziennika M ód P aryskich ” po „P rzegląd P ow szech n y” , „G azetę N arodow ą” i „D ziennik L iteracki” trwa etap początków n ow oczesnego dziennikarstwa, a w ięc i zaw odu dzienni­ karskiego.

N iew ątpliw ie literatów i dziennikarzy w yróżniało w ykształcenie. P re­ zentując niektóre sylw etki życia dziennikarskiego L w ow a, zaznaczyliśm y już, że piastowanie fu n k cji, o k tórych była m ow a, w ym agało gru ntow ­ nego w ykształcenia. Z regu ły b y ły to studia filozoficzn e na uniw ersyte­ tach Lw ow skim , K rakow skim , rzadziej W ileńskim , bądź w najgorszym razie tzw. kursy filozoficzn e (na poziom ie 7 i 8 klasy gim nazjalnej), p rzy­ gotow u jące do przyszłych studiów . Zdarzało się też w ykształcenie praw ­ nicze, ale częściej ludzie ci rzeczyw iście w ykon yw ali sw ój zawód, lite­ raturą parając się tylko z przypadku lub czystego zam iłowania. W szyscy przew ażnie znali gruntow nie język i obce. N orm alnym zajęciem dla p o ­ czątku jących literatów b y ło tłum aczenie tekstów z obcych tytu łów dla „G azety L w ow sk iej” .

N awet Józef Dzierzkowski, k tóry kształcąc się p od okiem stryja wiele spraw ił m u k łop otów swą niechęcią do nauki, „posiadał ogładę tow a­ rzyską, m ów ił w yborn ie po francusku, znał dobrze literaturę francuską, a poniekąd i starożytnych klasyków , słowTem, posiadał w szystkie w arun­ ki m ogące m u zjednać stanow isko w św iecie” 48. Jan Dobrzański z kolei, w ykształcon y gruntow nie dzięki p om ocy marszałka Tadeusza W asilew ­ skiego, deputow anego Stanów G alicyjskich, k tóry udzielał w sparcia

zdol-47 Trudno jest ustalić dokładną liczbę dziennikarzy i literatów lwowskich oma­ wianego okresu. W 1811 r. „Gazeta Lwowska” (nr 40, dodatek nr 1) donosiła, że w r o k u .1810 było we Lwowie 43 522 ludzi, z tego 2157 „cudzoziemców”, 14 574 Ż y ­ dów, 200 księży, 774 szlachty i 926 urzędników i „innych osób dystyngowanych”, 1053 mieszczan, rzemieślników i artystów. W roku 1835 „Rozmaitości” (nr 22) in­ formowały, że w 1834 r. było we Lwowie 48 731 ludzi, w tym 172 duchownych,. 867 szlachty, 1100 urzędników, 878 „rękodzielników, artystów, uczniów i w miejscu urodzonych akademików”. W świetle tych liczb można szacunkowo przypuszczać,. że ludzie zajmujący się twórczością pisarską stanowili niewielki procent i liczbę ich można określić na kilkudziesięciu w okresie największego rozkwitu dziennikar­ stwa.

(19)

42 J A C E K S Z C Z E R B 1 Ň S K I

n ym synom uboższej szlachty49 i w łościan, oddał sw e um iejętności niw ie dziennikarskiej.

P rzyk łady można oczyw iście m nożyć, od Józefa B orkow skiego, w y ­ traw nego znaw cy historii i literatury antycznej G recji, poczynając, a na K onstantym Słotw ińskim czy A ntonim K łodzińskim , dyrektorach Osso­ lineum , kończąc. W yd a je się w ięc, że środow isko dziennikarzy i literatów tw orzyli w yłączn ie ludzie gruntow nie w ykształceni. B yła to jedna z przy­ czyn, które sp ow odow ały, że w yróżn iając się pod tym w zględem na tle nieuczonego w w iększości społeczeństw a G alicji, wiązali się silniej ze sobą na polu tw órczym , w w yn ik u czego pow stało środow isko związane przyjaźniam i, zainteresowaniam i, a w końcu pracą zaw odow ą.

Nie m iało w iększego znaczenia pochodzenie społeczne. B yli w śród li­ teratów arystokraci z m ajątkam i, jak bracia B orkow scy. B yli też repre­ zentanci szlachty zagrodow ej, spauperyzow anej, szukającej sw ego m ie j­ sca w m ieście, jak J. N. K am iński czy J. Dobrzański50. T ych też była zdecydow ana większość. B yli też w końcu reprezentanci m ieszczaństwa, jak K arol Szajnocha, którego ojciec, jak k olw iek jeszcze szlachcic, był chirurgiem w ojsk ow y m , a później m andatariuszem w e L w ow ie, czy L u d­ w ik Zieliński, k tóry jeszcze jako m łod y chłopak „trudnił się handlem drobiazgow ym ” 51. B yli też tacy, którzy n igdy nie podnosili pretensji do szlachectwa, ja k w spom niany ju ż Jan W agilew icz, k tóry u kończyw szy teologię został tzw . „św ieck im księdzem ” i dopiero po utracie parafii, w padłszy w nędzę, przeniósł się do L w ow a i ją ł się pracy literack iej52.

L iteraci i dziennikarze lw ow scy rekrutow ali się w ięc z różnych w arstw społecznych. W ielu z nich pochodziło ze spolonizow anych rodzin niem iec­ kich, jak K arol W idm ann czy W in cen ty Pol, k tórego brat Franciszek, Pohl de P ollenburg przez długi czas pisał w n iem ieck ojęzyczn ym piśmie lite­ rackim Aleksandra Zaw adzkiego (rów nież Niem ca) „M n em osyn e” 53, a w sław ił się niem ieckim tłum aczeniem K ra kow iaków i Górali w ysta­ w ion ych rów nież na scenie w iedeń skiej54.

Szeregi lw ow skich literatów zasilili bardzo w ydatnie tak zwani uchodź­ cy, ch ron iący się w G alicji po klęsce powstania listopadow ego, jak Se­

49 Dobrzański był pochodzenia szlacheckiego. Nosił herb Sas, PSB, t. 5, W ar­ szawa 1956, s. 266.

50 Władze austriackie wcielając w grudniu 1848 r. Dobrzańskiego do wojska twierdziły, że jest to zgodne z prawem, bowiem Dobrzański nigdy nie dowiódł swego szlachectwa.

51 Z a w a d z k i , op. cit., s. 131. Sam Szajnocha, z pochodzenia Czech, podpisy­ wał się jeszcze w młodości jako Szejnoha von Wtellensky.

52 T am że, s. 150. Wagilewicz zmienił w końcu wyznanie na protestanckie. “ E s t r e i c h e r , op. cit., s. 171— 172. Pełny tytuł pisma brzmiał: „Mnemosyne Galizisches Abendblatt für Gebildete Leser”.

54 K ra k a u er und G oralen wystawiono na scenie teatru lwowskiego w 1829,

..a w Wiedniu w 1832 r., S. S c h n i i r - P e p ł o w s k i , T ea tr p olski w e L w o w ie

(20)

Ś R O D O W I S K O D Z I E N N I K A R Z Y L W O W S K I C H 43

w eryn G oszczyński czy n a jw yb itn iejszy dziennikarz gospodarczy, zało­ życiel „T ygodn ik a R oln iczo-P rzem ysłow ego” , b y ły oficer w ojsk polskich — A dam K asperow ski. G eografia społeczna i polityczna środow iska dzien­ nikarskiego była bardzo barwna i om ów ienie kw estii postaw politycz­ n ych czy rodzajów w ięzi środow iskow ych pow inno stać się tem atem do­ kładnego opracowania.

W śród kryteriów w yróżn iających to środow isko jako rodzącą się gru­ pę zaw odow ą za istotny należy uznać prestiż. N iew ątpliw ie bardzo w aż­ kim jeg o elem entem b y ło w ykształcenie. Czuli to zresztą sam i literaci, w ystępu jące solidarnie przeciw hochsztaplerce upraw ianej przez Ludw ika Zielińskiego na łamach „L w ow ia n in a ” . Pisał o nim A ugust B ielow ski w głośnym w ów czas artykule: „W jeg o m niem aniu czytająca publiczność jest zgrają żaków lub gawiedzi, a um iejętności i dzieje narodu, z k tó­ rych czcigodne im iona pow tarza w edłu g gustu lub narow u w idzów , p od­ skakującą łątewką, czyli po galicyjsk u m ów iąc — hansw ursztem ” 55. Z ie­ liński, k tóry historyczną „tw ó rczo ść” na łamach „L w ow ia n in a ” dopaso­ w ał do w iedzy i gustów odbiorców , nie troszcząc się zbytnio o dokładność faktów , postaw ił po prostu na podstaw ow ą cechę czasopiśm iennictwa n o­ w oczesnego —· zysk, regu low an y gustami czytelników . W roku 1835 b y ło na to jednak za wcześnie, i to nie tylk o w G alicji. Dlatego też człow iek, k tóry — ja k m ów ion o — · „bez odpow iednich zasobów w7iedzy i środków rzucił się V/ przedsiębiorstw o [...] oburzał w ielce literatów lw ow skich, w y ­ soko ceniących godność literatury i stanow isko literata” 56.

G odność tę ceniono rzeczyw iście w ysoko. Częstokroć w y żej niż presti­ żow e stanow isko w redakcji, odryw a ją ce jednak od pracy czysto literac­ kiej. „M usiałem chcąc nie chcąc p rzy ją ć ofiarow ane sobie redaktorstw o »Dziennika L iterackiego« — pisał w 1852 r. Szajnocha do Edwarda Ra­ sta w ieckiego — które m i w praw dzie korzyść jednogodzinnej lek cji przy­ nosi, lecz od dw óch m iesięcy i nie w iem sam, do jakiego czasu nadal, tak dalece wszystek czas pochłania, że od kilku tygodni ani zajrzeć do dzieła m ego nie m ogłem ” 57.

O prestiżu, jakie zyskało środow isko dziennikarskie, zaśw iadczył do­ piero rok 1848. P am iętający te wydarzenia W . Zaw adzki pisał w trzy ­ dzieści lat później: „C h odziło bardzo Stadionow i o u jęcie sobie literatów dzierżących ster opinii publicznej [sic!]. Po raz to pierw szy gubernator galicyjski zniżył się do osobistego poznania z tym i pariasami społecznym i, z ludźm i tej kasty ostracyzm ow anej przez rządy daw niejsze. Stadion za­ praszał literatów , w ybitniejsze za jm u ją cych stanowisko, na osobne do siebie audiencje, na których usiłow ał w ybadać ich zdania polityczne

55 J. P ł a z a [A. B i e l o w s k i ] , Scen a na m u row a n ym m o stk u , „Tygodnik Literacki” , Poznań 1839, nr 46, s. 366.

56 Z a w a d z k i , op. cit., s. 131.

57 Do E. Rastawieckiego, Lwów 13 IV 1852, K o r es p o n d e n cja K arola S za jn och y, s. 261.

Cytaty

Powiązane dokumenty