Kinga Klimczak
"Stosowny sam w sobie" : czyli rzecz
o reportażu radiowym
Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 10, 299-306
2004
Kinga K lim czak
„Stosowny sam w sob ie” — czyli rzecz
o reportażu radiowym
S
tosow ny” to w edług S ło w n ik a ję z y k a polskiego „taki, który najlepiej się nadaje, pasuje do ^ czegoś, odpowiada czem uś; odpow iedni, właściwy” 1. Jak pokazuje przeprow adzona przeze m nie sonda, potoczne rozum ienie tego wyrazu bliskie jest jego słow nikow em u zna czeniu tylko wśród ludzi dorosłych. Z m łodzieżowego zasobu słownictwa czynnego opozy cja wyrazów „stosowny” — „niestosow ny” powoli znika, a warunki i okoliczności, jakie wy razy te określały pierwotnie, przez nastolatków nazywane są dziś jako „gafy” czy „wpadki”. W sytuacji, gdy starszy Polak użyje słowa „stosowny”, m łodszy od niego o 30-40 lat powie po prostu: „jest O K ”. Gdybym zm ontow ała sondę ze wszystkich wypowiedzi, jakie uzyskałam, przeważałyby zdania w rodzaju: „nie w iem ”, „nie mam pojęcia”. Wynika to jednak z trudności definiowania słów. Polacy mają bow iem świadomość istnienia zjawisk eleganckich i nieele- ganckich, zgodnych i niezgodnym z przyjętymi zasadami życia w społeczeństwie, a co się z tym wiąże — istnienia słów, określających tego rodzaju zjawiska.Pojecie stosowności w reportażu radiowym funkcjonuje — zdaniem Janiny Jankowskiej — jako swroista „norm a niepisana”. Istnieje zresztą od dawna, „od zawsze”, i istnieć pow inno, ponieważ je st ściśle związane z etyką dziennikarską, z wrażliwością i moralnością człowieka mediów. I choć w środowisku reporterskim nie nadużywa się na co dzień opozycyjnej pary w yrazów „stosow ny” — „niestosow ny”, choć nie wygłasza się w związku z tym patetycznych deklaracji, to biegający po ulicach z m ikrofonem wr ręku dziennikarz, którego zadaniem i ce lem je st nagrywanie dźwięków życia — w różnych jego przejawach: czasem radosnych, cza sem tragicznych, ale zawsze autentycznych; pokazywanie wielkich ludzi, zwycięzców, i tych z m arginesu, którzy przegrali swój los — dziennikarz taki wie, że istnieją norm y życia
3 0 0 K in g a K lim c z a k
lecznego, jakich przekroczyć nie w olno, że są tematy, do których podejść należy z delikatno ścią, że jest granica stosowności, której naruszenie grozić m oże ludzką krzywdą.
Zakres pojęcia „stosow ność” w reportażu radiow ym zm ieniał się, a drogę tej ewolucji wy znaczała historia. N ajw ażniejszym m om entem było niewątpliwie przejście z ustroju k o m u nistycznego na ścieżkę dem okracji, a co za tym idzie — przeniesienie punktu ciężkości (nie tylko przecież w reportażu) z ogółu na jednostkę, pow olne kształtowanie się szacunku (i um iejętności jego okazywania) dla pojedynczego człowieka, przyzw olenie na swobodę i wolność jego wypowiedzi, poglądów, w końcu przyznanie m u pełnego prawa decydowania o sobie.
W okresie kom unizm u reporter, którem u udało się zdobyć odpow iednie zezwolenie sądu, mógł nagrywać aresztowanie oskarżonego człowieka, cały proces, wstrząsające zezna nia. Sam oskarżony nie miał prawa decydowania o swoim losie, nikt nie pytał się go o zgodę na nagranie. Reportaż JaninyJankow skiej M a m dopiero 2 1 lat powstał właśnie w takich okoliczno ściach — na bazie m ateriału zdobytego podczas procesu.
C zasem dziennikarz przekraczał świadom ie norm y uznane społecznie za obowiązujące, przekraczał granice „stosowności”. Jego działanie było uspraw iedliw ione tylko wówczas, gdy taka prowokacja miała na celu szczytne intencje, „wyższe cele”. W spom nę tylko, że przekra czanie granic „stosowności” dla wyższych ideologicznie celów zdarzało się najczęściej w cza sach kom unizm u. Janina Jankowska, robiąc reportaże przed rokiem 1990, uważała, ż e je st upraw niona do nagrywania z ukrytego m ikrofonu. Chciała udokum entow ać dla przyszłych pokoleń i pokazać sobie w spółczesnym p r a w d ę, a ta niestety była przez wiadze skrzętnie ukrywana. Podejrzewam, że w takiej właśnie atm osferze powstał reportaż JaninyJankow skiej P o lski S ierp ień i zapewne też O s z u k a m '2.
O kazją do konfrontow ania sposobu postrzegania świata przez reporterów z różnych stron E uropy (i nie tylko) były m iędzynarodow e festiwale twórczości radiowej. To wtedy, podczas ich trwania szczególnie wyraźnie okazywało się, że to, co zdaniem dziennikarzy ze wschodniej części Starego K ontynentu ( w tym Polski) mieści się w granicach „stosow ności”, dla reporterów z dem okratycznej E uropy Zachodniej je st absolutnie „niestosow ne”, wręcz szokuje i oburza3. Podczas jednego z takich festiwali z bardzo negatyw nym i em ocjam i spot kała się emisja reportażu, któiy został zm ontow any na podstawie m ateriałów zarejestrow a nych podczas aresztowania pewnego człowieka, ale bez wyrażenia jego zgody na nagranie. Podobne w rażenie na dziennikarzach z Z achodu wywarł polski reportaż przedstawiający hi storię kobiety, która podczas wywabiania benzyną plam y z bluzki uległa silnem u poparzeniu, zwłaszcza twarzy. Kontrowersje w zbudził jed n ak nie sam temat, ale sposób i okoliczności, w jakich m ateriał został zdobyty. Autorka dokonała wstrząsającego nagrania przypadkowo, Wracając z jakiegoś wywiadu w szpitalu, usłyszała w jednej z sal przeraźliwy krzyk tej właśnie
: J. Jankow ska. S z tu ka reportażu radiow ego, |\v:] 70 lat Polskiego R ad ia. W arszawa 1995, s. 110.
ł Por np. A. Schopenhauer. Eiystyka, czyli sztu ka p row a d z en ia sporów, tl. B. i L. Konorscy, przedni. T. Kotar biiiski. Kraków 1976; K. Szym anek, S z tu k a argumentacji. Warszawa 2001; f. Żakow ski, E ty ka m ediów. Refleksja osobiste, [w:] M edia i dzien nikarstw o w Polsce 1 9 8 9 -1 9 9 5 . Kraków 1996, s. 202-21 1.
poparzonej kobiety. Bezjej zgody zarejestrowała na taśmie odgłosy cierpienia, które następnie wyemitowała w reportażu. Dziennikarka nie rozum iała oburzenia, zjakim został odebrany jej materiał. Uważała, ze w pełni spełniła swój reporterski obowiązek, zdobywając autentyczne, pełne emocji nagranie, które przecież porusza słuchacza. W ychowana w systemie k o m u n i stycznym i w charakterystycznej dla tam tego okresu mentalności, nie rozumiała, że istnieje — lub co najmniej w inna istnieć — w artość najwyższa, czyli szacunek wobec pojedynczego człowieka.
Przed dw udziestu, trzydziestu laty pom iędzy dziennikarzam i ze w schodu i zachodu E u ropy istniała także różnica w pojm ow aniu stosowności, dotycząca możliwości (bądź niem oż ności) uczynienia bohateram i nagrań członków rodziny i najbliższego środowiska. W Polsce nie robiono takich nagrań, uważając je za przykład swoistego ekshibicjonizm u. Domownicy, rodzina, jej problemy, troski — były dla reporterów z naszego kraju czymś w rodzaju tem atów tabu. Wszelką prywatność pozyskiwano z „obcego źródła”. Głębokich wyznań dokonywali przed polskim m ikrofonem ludzie niezwiązani blisko z reporterem , który ten m ikrofon trzy mał. N a Zachodzie — przeciwnie. Tu tem atów (często kontrow ersyjnych i wymagających od rozm ów cy em ocjonalnego ekshibicjonizm u) szukano w najbliższym otoczeniu. Bacznie ob serwowano relacje między znajom ym i m ałżonkam i, rozm awiano na trudne tem aty z rodzi cami i dziećmi z sąsiedztwa, opisywano tragedie „z własnego podw órka”. Przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje Janina Jankow ska (m oim zdaniem trafnie) między innym i w tym, że polscy dziennikarze zawsze mieli dużą odwagę pytania swoich rozm ów ców o sprawy bardzo intym ne. Ich zachodnim kolegom znacznie trudniej przychodziło pozyskiwanie wyznań, prywatnego, delikatnego materiału. Jeśli sięgali do sfery intym nej, to do tej „ze swego teren u ”, rodzinnego środowiska, bo tu m ożna było zadawać pytania najłatwiej i najbezpieczniej. Być m oże pow odem tego, że pokazywanie sfery prywatnej szerokiem u gronu adresatów (w prze ważającej większości ludziom obcym i anonim ow ym ) uważali Polacy za rzecz „niestosow ną”, było także wychowanie w' duchu i m entalności m inionego systemu? W szystko, co intym ne, osobiste i jednostkow e, stanowiło prywatną sprawcę człowieka, a obnażanie tych sfer po pros tu budziło strach.
Z czasem, wi az ze zm ianam i polityczno-społecznym i, ewoluował w polskim reportażu radiowym zakres słowa „stosow ność”. N adanie praw pojedynczem u obywatelowi, przenie sienie punktu ciężkości ze społeczeństwa najednostkę i jej indywidualną godność, wiązało się ze zm ianam i w etyce dziennikarskiej, w sposobie pozyskiwania m ateriału dźwiękowego, w końcu sprowadzało się też do różnicy stosunku dziennikarza do „nagrywanego” przez nie go człowieka. D ziś nie rejestruje się na taśmie wyznań ludzi w tragicznych sytuacjach, w cza sie agonii czy aresztowań, bez ich zgody na ową rejestrację. I co ważniejsze — nie ma zgody prawTiej na em itow anie na antenie reportażu zawierającego nagrania, na które nie uzyskano pozwolenia. N atom iast dziś bohateram i czym się swoich bliskich. Najwyraźniej mniej w sty dzim y się swojej prywatności.
O becnie na antenie radiowej reportaż zajmuje coraz mniej miejsca. M ow a oczywiście o radiu publicznym , bo w kom ercyjnym tego rodzaju twórczość nie ma w ogóle racji bytu.
3 0 2 K in g a K lim c z a k
W ażny zaś punkt w codziennym rozkładzie programów, i to zarów no w stacjach publicznych, ja k niepublicznych, stanowi publicystyka, poranne rozm ow y z politykami, wywiady4 na naj
ważniejsze w danym czasie i często bardzo kontrow ersyjne tematy. Warto w tym miejscu za stanowić się nad współcześnie obserwowaną relacją dziennikarz — rozm ów ca i dziennikarz (nadawca) — słuchacz (odbiorca)3 w radiowym dyskursie publicznym i w reportażu radio wym, i jednocześnie nad stosownością każdej z tych relacji. N ie sposób oczywiście ściśle p o równywać z sobą tych dwóch rodzajów dziennikarskiej pracy, wraz z charakterystycznym i dla nich sposobami nawiązywania kontaktu z rozm ów cą lub ze słuchaczem , czy też właściwych im środków wyrazu. Innych zachowań oczekuje się od tw órcy reportażu, innych od prow a dzącego dyskusje publiczną dziennikarza0. C hodzi raczej o przeanalizowanie, na ile każda z tych relacji (oddzielnie wf dyskursie, oddzielnie w reportażu) jest „stosowna” z osobna, na ile wykorzystuje możliwy dla siebie skalę „właściwych” zachowań. Z arów no od dziennika- rza-publicysty, jak od dziennikarza-reportera słuchacz znajdujący się po drugiej stronie od biornika, niezależnie od swojego wykształcenia i pozycji społecznej, domaga się okazania na leżnego sobie szacunku.
Przysłuchując się w spółczesnem u dyskursowi publicznem u i próbując wydobyć z niego najważniejsze cechy w zakresie interesujących nas tu zagadnień, skupiłam się głównie na p o rannych rozm ow achjolanty Pieńkowskiej w trzecim program ie Polskiego Radia oraz (w roz głośniach kom ercyjnych) D oroty Gaw ryluk w T ok F M i M oniki O lejnik w R a d iu Z e t.
R ozm ow y publicystyczne charakteryzuje bardzo mały (by nie pow iedzieć żaden) dystans pom iędzy redaktorem a jego rozm ówcą, najczęściej politykiem. Taka dyskusja nie ma jed n ak w ym iaru partnerskiego. D ziennikarz jest często stroną atakującą, agresywną, niekiedy natar czywie i zuchwale przerywa, wtrąca sw'oje zdanie7. Ajeśli rozm ów ca nie pozostaje m u dłużny, dyskurs ten — z załozenia publiczny — staje się niem al walką na ringu, podczas której, sku
4 W y w ia d ja k o o s o b n y g a tu n e k r a d io w y w y m a g a łb y o c z y w iś c ie o d r ę b n e g o o m ó w ie n ia . O ile , j a k s ą d z ę , p r o b l e m r e p o r t a ż u ra d io w e g o w z n a c z n y m s t o p n i u u p o r z ą d k o w a ł a E . P l e s z k u n - O l c j n i c z a k o w a w te k ś c ie o p u b l i k o w a n y m w m a te r ia ła c h s e m i n a r y j n y c h z K a z im ie r z a D o l n e g o (2 0 0 3 ), o ty le b r a k p r a c y w m ia r ę z w ię ź le o m a w ia ją c e j w y w ia d i r o z m o w ę r a d io w ą , w y p o s a ż o n e j w s to s o w n ą b ib lio g r a f ię . T y m c z a s t w o m o ż n a w s k a z a ć k ilk a p ra c o g ó ln y c h : W F u r m a n . A. K a lis z e w s k i. K. W o ln y , G a tu n k i d zien n ika rskie. Specyfika ich tw o rzen ia i redagowa
nia.R z e s z ó w 2 0 0 0 : M ed ia i d zien n ika rstw o w Polsce 1 9 8 9 -1 9 9 8 ,K r a k ó w 1 9 96; O warsztacie d z ie n n ik a r sk im ,re d . T. A d a m u w s k i. W a r sz a w a 2 0 0 2 ; D zie n n ik a r stw o i św ia t m ediów .K raków * 2 0 0 0 ; Teoria i p ra kty k a d zien n ika rstw a . W a rsz a w a 1 9 64: M . S z u lc z e w s k i. Publicystyka i współczesność.W a rs z a w a 1969. N a t e m a t w y w ia d u , le c z w y łą c z n ie p r a s o w e g o , p is z ą n p . M . K ita (I I y w ia d prasow y.K a to w ic e 1998) c zy M . W o r s o w ic z ( l l y w i a d pra so w y ja k o ro z
m ow a „w ro li”.|w : ] Tekst w m ediach.Ł ódz' 2 0 0 2 , s. 3 8 7 - 3 9 7 ) .
5 P o r .J . P ie b in g , N n L n r c d i odbiorca w procesie k o m u n ik o w a n ia .S z c z y t n o 1 9 9 5 ;J . M i k u ł o w s k i - P o m o r s k i , O prob lem ie tak z w a n e j skuteczności m edióir. „ P rz e k a z y i O p i n i e " 1 989 n r 3 - 4 , s. 1 5 -4 2 .
6 P or. u p . T. D o b r z y ń s k a , M e ta jo iy irartościujące w publicystyce i u y p o w ied zia c h p o lity k ó w , [w :] K reow anie świata L u b l i n 1995, s. 2 0 1 - 2 1 4 ; J . G r z y b c z a k , C z y oild zia ływ a n ie m ed ió w je s t sku teczn e.„ Z e s z y ty P r a s o z n a w c z e ” 199: n r 3 - 4 . s. 1 7 -3 9 ; |. M i k u ł o w s k i - P o m o r s k i . Z . N ę c k i , K o m u n ik o ira u ie skuteczne?.K ra k ó w ' 1993.
7 O c z y w is ty m i o d d a w n a z n a n y m j e s t ta k t. iz w y w ia d m o ż e byc' — i rz e c z j a s n a b y w a — ta k ż e s p o s o b e m ły s o w a m a w ła s n e g o w i z e r u n k u p r z e z p o lity k a . P o r. n p . M . I ) a \v id z ia k - K ła d o c z n a . Autoprezentacja w w ywiadacl
prasowych udzielanych p r z e z Jó ze fa Piłsudskiego. [w :J Tekst w mediach.Ł ó d ź 2 0 0 2 . s. 1 9 8 -2 0 2 . W s p ó łc z e ś n ie za p o r. n p . W A d a m c z y k , M ed ia m asow e w b u d o w a n iu dem okracji w Polsce ( 1 9 8 9 - 1 9 9 5 ) , P o z n a ń 1 9 99; A . S z m a jk c
piając się na wzajem nej szybkiej w ym ianie ostrych zdań, siedzący przy m ikrofonach w studiu dysputanci zdają się zapominać o obecności słuchaczy. O bie strony „łapią się za słówka”, roz mówcy bywają wobec siebie złośliwi i ironiczni — co wyrażają m iędzy innym i przez intonac ję głosu i odpow iednie akcenty zdaniowe. Zdarza się, że dziennikarz przerywa sw em u adw er sarzowi po to, by powiedzieć to samo, co ten właśnie zaczął mówić, puentuje tylko całą kwe- stięjeszczejakim ś ostrzejszym wyrażeniem . Bywa i tak, że redaktor celowo podgrzewa atm o sferę, prow okuje (najczęściej polityka) do „w yrzucenia” swych emocji (najlepiej jak najbar dziej negatywnych pod czyimś konkretnym adresem!)*.
N ajbardziej na tej „bojowej atm osferze” podczas debat publicznych z politykami traci słuchacz, który po wygłaszanym na początku audycji przez niektórych dziennikarzy zwrocie „moim i państwa gościem ” lub „naszym gościem b y ł... ” (zwrocie, który zakładajednakobec ność jakiejś „publiczności”), m oże mieć wrażenie, że całkowicie się o nim zapom ina, a cala rozm ow a odbywa się nie dla niego i poza m ożliwościami jego percepcji. Rzadko się bow iem zdarza, aby dziennikarz, który podczas dw unastu-piętnastu m inut rozm ow y porusza wiele tematów, często je zmienia, przerywa wątek i zaczyna następny, wyjaśniał odbiorcy wszelkie zawiłości polityczne, przypom inał i krótko prezentował zdarzenia, do jakich nawiązuje, tak aby człowiek przy głośniku mógł zorientow ać się w om aw ianym natłoku problem ów i czegoś treściwego z audycji się dowiedzieć. Czasem wydaje się, że założeniem dziennikarzajest to, iż słuchacz wszystko wie albo (co gorsza) rozum ieć wszystkiego nie musi.
Inną znaczącą kwestią w om aw ianiu relacji nadawca (dziennikarz) — odbiorca (słuchacz) je st fakt, że podczas dyskursów publicznych m ało jest pytań o m eritum , pytań, które wyjaśni łyby istotne, acz zawiłe kwestie, pytań odważnych i konkretnych. M ówi się dużo i szybko, ale często jakby „obok” problemów, nie docierając do ich sedna. Bywa też tak, ze trudne, drążące zawiłości pytania są wprawdzie przez dziennikarza zadawane, ale brak na nie odpowiedzi, po nieważ uchylają się od nich politycy. Uciekają w wygodne dla siebie tematy, powtarzają kilka razy to samo zdanie, irytując swym zachowaniem i redaktora, i słuchacza, który, nie mogąc doczekać się upragnionej riposty, zniecierpliwiony, czasem po prostu wyłącza radio.
W spółczesne dyskursy publiczne, przypom inające walkę dwóch zamkniętych w studiu osób, izolują słuchaczy, pow odują frustrację społeczną. Przysłuchując się audycji, która dzieje się poza nim , odbiorca czuje się niepotrzebny, niezaangażowany w sprawy kraju, ma świado m ość swej bezradności i poczucie, że się go ignoruje. Takie rozm ow y mogą w zbudzać w spo łeczeństwie agresję i złość, ukazując, że nawet ludzie reprezentujący nas na arenie m iędzyna rodowej, ludzie dbający o nasze bezpieczeństwo, nie potrafią spokojnie rozmawiać, a świat polityki jest nieuporządkow any i pełen przemocy. O dbiorcy takiego dyskursu stają się
świad-s P r z y k ła d e m n ie c h b ę d z i e f r a g m e n t r o z m o w y M o n ik i O l e j n i k z L e c h e m K a c z y ń świad-s k im z 1H w r z e ś n ia 2 0 0 4 . d o ty c z ą c e j m i ę d z y i n n y m i k o n f l i k t u p r e z y d e n t a W a rs z a w y z M ie c z y s ł a w e m W a c h o w s k im . W j e j tra k c ie K a c z y ń sk i d o ś ć s p o k o jn ie , acz ir o n i c z n ie w y p o w ia d a ł się n a t e m a t s w e g o p r z e c i w n i k a . N a k o n ie c r o z m o w y u sły sz a ł z u s t r e d a k t o r O l e j n i k s ło w a : „ M ie c z y s ła w W a c h o w s k i m ó w i: « N o d o b r z e , ż e b y [ p a n ] s tra c ił s ta n o w is k o p r e z y d e n t a , b o K a c z y ń s k i je st n i e u d a c z n i k i e m » ”. Po c z y m s ły c h a ć ś m i e c h d z ie n n ik a r k i.
3 0 4 K in g a K lim c z a k
kami spektaklu, który rozgrywa się poza nim i. A takiej relacji ze słuchaczem uznać za „sto sow ną” nie możemy.
D obry reportaż jest specyficznym rodzajem twórczości radiowej, rzec m ożna — „jest sto sow ny samym w sobie”. O w a „stosow ność” realizuje się na dw óch płaszczyznach, w rela cjach: dziennikarz — bohater nagrania oraz dziennikarz — słuchacz. Reportaż radiowy prze de wszystkim, uwzględniając wynikającą z ludzkiej natury potrzebę szczegółowego w ypo wiedzenia się, daje człowiekowi m ożliw ość zabrania głosu w omawianej materii, przybliżenia innym siebie i swoich spraw. W zruszającym i pięknym przykładem opow iedzenia ludzkich losów poprzez reportaż i dzięki niem u może być C z ło w ie k z bandurą Janiny Jankowskiej. Jest to historia spotkanego w Kijowie przez autorkę pieśniarza, który grą na tradycyjnym ukraiń skim instsrum encie i śpiewem zarabia na życie, praca ta zaś daje m u ogrom ną radość. Bard wyśpiewuje słuchaczowi swoją opowieść o rodzinie i dzieciństwie, słowem i muzyką wyznaje m iłość do Ukrainy, nuci pieśń specjalnie dla nas — Polaków. A reporterka pozwala m u m ó wić, a właściwie śpiewać, o czym chce i ile chce. Czasem tylko, z uwagi na słuchacza, którem u m ogą być obce przedstawiane przez „człowieka z bandurą” zdarzenia i m om enty historyczne, dopowiada i wyjaśnia. Innym razem, odwołując się do wyobraźni plastycznej odbiorcy, m alu je obraz okolicy, w której spotkała barda, aby reportaż był całością, pełnym obrazem , aby słu chacz z łatwością mógł wyobrazić sobie owo magiczne miejsce w centrum Kijowa:
Siedzi na stołeczku u stóp zamkniętej cerkwi w wysokiej baraniej czapce. Siwa broda ukrywa wiek. N ad nim wynoszą się przepyszne cerkiewne kopuły, zdobiące najpiękniejszy zakątek Kijowa (...). N a schodach otw arty futerał, do którego przechodnie wrzucają pieniądze. I Ionorarium trubadura losu ukraiń skiego.
Partnerską, wręcz „koleżeńską” relację m iędzy autorką reportażu ajej bohaterem , m ożna zaobserwować też w reportażu B e z ż a lu — opowieści o Janie Kelusie. Relacja ta nie jest ni czym zaskakującym, zważywszy fakt, że dziennikarka zna osobiście barda „Solidarności”. Ważne je st jed n a k to, że ten przyjacielski nastrój w ytw orzony został niejako dla słuchacza. Zw roty: „wiesz”, „pamiętasz”, zaśmiania się, potakiwania, szczekanie psa — wszystko to tw o rzy klimat dla snucia opowieści o nieprzeciętnym człowieku, o powiązaniu jego losów z h i storią narodu, klimat dla wyznań kogoś, kto śpiew em angażował się w walkę polityczną. Par tnerski nastrój stwrorzony został nie tylko po to, by dw oje ludzi m ogło pow spom inać dawne czasy, porozm awiać o w spólnych doświadczeniach, ale po to, by coś z tej opowieści wziął tak że ktoś trzeci — słuchacz.
Przykładem postawy szacunku, wyrażanego w sposobie prow adzenia rozm ow y z b ohate rem reportażu (wspomaganego także kompozycją audycji), je st reportaż Tenor. To opowieśi o człowieku, który, doszedłszy kiedyś do finału program u telewizyjnego P rogi kariery, wiąza z tym faktem nadzieje na sław'ę i pieniądze. Niestety, po program ie nie zgłosił się nikt, kto ze chciałby zainwestować w jego głos. „Tenor”, który określa się sam jako przystojny i utalento w^any m ężczyzna (jest przy tym niezwykle zabawny), pośrednio oskarża autorów program
i biorących w nim udział sędziów o zm arnow anie tak wielkiego i obiecującego talentu, któ rym jest właśnie on. D rugim rozm ów cą redaktor Jankowskiej w tym reportażu jest W łodzi m ierz Korcz, jed en z dw unastu ekspertów, którzy oceniali występ „tenora”. Autorka konfron tuje ich wypowiedzi, „spotyka ich dla siebie” po raz drugi, aby mogli wyjaśnić powstałą sytu ację. Każdego z nich traktuje tak samo, każdem u zadaje trudne pytania.
[D o W Korcza:] Czy państwo zdawali sobie sprawę, że ci ludzie (...), którzy prezentow ali swoje um iejętności, którzy śpiewali, którzy brali udział w progra m ie, łączyli z tym taktem wielkie nadzieje na przyszłość?
[D o „tenora”, który skarży się, że nie znalazł się sponsor i nie pom ógł m u w y dać płyty:] A nie mógł pan sam zebrać pieniędzy gdzieś indziej zarobionych i sam nagrać?
Bohater — tenor, niegrzeszący skrom nością, ośmiesza się (oczywiście nieświadom tego), jednak na tle całego reportażu nie jest postacią przejaskrawioną. Autorka traktuje go, m im o je- go śm iesznostek, z szacunkiem, ale uświadamia 11111 też, że niezrealizowanie m arzeń arty stycznych to rów nież wina samego tenora. Rzecz piękna 1 „stosowna”: na końcu reportażu sam ekspert docenia talent tenora, stwierdzając tylko, że nie czas dziś 11a takie głosy.
Reportaż radiow yjest gatunkiem bardzo bliskim em ocjonalnie słuchaczowi. Tu praw dzi wi ludzie, językiem barw nym , żywym i pełnym ekspresji, opowiadają swoje historie innym ludziom . Tu dokum entuje się prawdę historyczną środkam i wyrazu właściwymi radiu, b u duje się nastrój m inionych wydarzeń, by mogły go przeżyć następne pokolenia. Tu — poszu kując autentyzm u — w chodzi się w sam środek problem u, w jego m eritum . I jeśli stosow no ści w radiu szukać w relacji dziennikarza z słuchaczem, rozm ówcą czy bohaterem audycji, to w reportażu znajdziem yją na pewno.
Reportaż radiowy przeszedł długą drogę „technicznej ew olucji”,) — od literackiego (pisa nego), odczytywanego lub tw orzonego na żywo przed m ikrofonem w studiu, poprzez wsączanie krótkich m ateriałów dźwiękowych z życia, aż do całkowitego zwycięstwa autenty z m u — czyli wyjścia dziennikarza z m ikrofonem na ulicę, by tam zdobyć pełny materiał, a na stępnie opracować go do m ontażu z użyciem kom putera. N a przestrzeni prawie pięćdziesię ciu lat różne też były tematy, które najbardziej reporterów interesowały. Pojawiały się od m ienne tendencje eksponowania samego dziennikarza w jego dziele. N iektórzy starali się całkowicie ukryć reportera i jego glos, inni — jak Jacek Stw ora10 — uczynili narrację autorską kluczowym elem entem u tw o ru ". Reportaż zmieniał się i ciągle się zmienia. Ewolucji też ule gało pojecie „stosowności” w reportażu. Porównując jed n a k ten rodzaj twórczości radiowej
11 P or. M . K u b ic a . K rótkie form y reporterskie w P olskim R adio,W a rsz a w a 1971.
10 K u c z c i |a c k a S tw 'o ry z o r g a n iz o w a n o w b ie ż ą c y m r o k u w7 K a z im ie r z u D o ln y m d z ie s ią ty 'ju z k o n k u r s r e p o r ta ż u r a d k w e g o je g o im ie n ia . P o m y s ło d a w c z y n ią k o n k u r s u je s t J a n i n a J a n k o w s k a . k tó ra za tę in ic ja ty w ę o t r z y m a ła n a fe s tiw a lu r a d io w y m P rix liuropa w B e r lin ie w 1998 r o k u w y r ó ż n i e n i e w k a te g o rii p o m y s ł ó w m e d i a l n y c h (M a r k e t Place o fld e a s).
3 0 6 K in g a K lim c z a k
choćby z analizowanymi tu rozm ow am i publicystycznym i, stwierdzić m ożna, że „stosow- ność” jest nadrzędną cechą dobrego reportażu. „Stosow ny” je st on dzięki spokojowi, jaki w nosi w m edialny chaos oraz w ludzkie życie; dzięki tem u, ja k o tym życiu opowiada — w piękny, barwny, autentyczny sposób — i z jakim odnosi się do niego szacunkiem . Jak ujęła to Jam na Jankowska:
Wielki reportaż zm usza odbiorcę do nam ysłu nad ludzka egzystencją, wyostrza
■ • , • p
jego percepcję świata '.