• Nie Znaleziono Wyników

"Stosowny sam w sobie" : czyli rzecz o reportażu radiowym

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Stosowny sam w sobie" : czyli rzecz o reportażu radiowym"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Kinga Klimczak

"Stosowny sam w sobie" : czyli rzecz

o reportażu radiowym

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 10, 299-306

2004

(2)

Kinga K lim czak

„Stosowny sam w sob ie” — czyli rzecz

o reportażu radiowym

S

tosow ny” to w edług S ło w n ik a ję z y k a polskiego „taki, który najlepiej się nadaje, pasuje do ^ czegoś, odpowiada czem uś; odpow iedni, właściwy” 1. Jak pokazuje przeprow adzona przeze m nie sonda, potoczne rozum ienie tego wyrazu bliskie jest jego słow nikow em u zna­ czeniu tylko wśród ludzi dorosłych. Z m łodzieżowego zasobu słownictwa czynnego opozy­ cja wyrazów „stosowny” — „niestosow ny” powoli znika, a warunki i okoliczności, jakie wy­ razy te określały pierwotnie, przez nastolatków nazywane są dziś jako „gafy” czy „wpadki”. W sytuacji, gdy starszy Polak użyje słowa „stosowny”, m łodszy od niego o 30-40 lat powie po prostu: „jest O K ”. Gdybym zm ontow ała sondę ze wszystkich wypowiedzi, jakie uzyskałam, przeważałyby zdania w rodzaju: „nie w iem ”, „nie mam pojęcia”. Wynika to jednak z trudności definiowania słów. Polacy mają bow iem świadomość istnienia zjawisk eleganckich i nieele- ganckich, zgodnych i niezgodnym z przyjętymi zasadami życia w społeczeństwie, a co się z tym wiąże — istnienia słów, określających tego rodzaju zjawiska.

Pojecie stosowności w reportażu radiowym funkcjonuje — zdaniem Janiny Jankowskiej — jako swroista „norm a niepisana”. Istnieje zresztą od dawna, „od zawsze”, i istnieć pow inno, ponieważ je st ściśle związane z etyką dziennikarską, z wrażliwością i moralnością człowieka mediów. I choć w środowisku reporterskim nie nadużywa się na co dzień opozycyjnej pary w yrazów „stosow ny” — „niestosow ny”, choć nie wygłasza się w związku z tym patetycznych deklaracji, to biegający po ulicach z m ikrofonem wr ręku dziennikarz, którego zadaniem i ce­ lem je st nagrywanie dźwięków życia — w różnych jego przejawach: czasem radosnych, cza­ sem tragicznych, ale zawsze autentycznych; pokazywanie wielkich ludzi, zwycięzców, i tych z m arginesu, którzy przegrali swój los — dziennikarz taki wie, że istnieją norm y życia

(3)

3 0 0 K in g a K lim c z a k

lecznego, jakich przekroczyć nie w olno, że są tematy, do których podejść należy z delikatno­ ścią, że jest granica stosowności, której naruszenie grozić m oże ludzką krzywdą.

Zakres pojęcia „stosow ność” w reportażu radiow ym zm ieniał się, a drogę tej ewolucji wy­ znaczała historia. N ajw ażniejszym m om entem było niewątpliwie przejście z ustroju k o m u ­ nistycznego na ścieżkę dem okracji, a co za tym idzie — przeniesienie punktu ciężkości (nie tylko przecież w reportażu) z ogółu na jednostkę, pow olne kształtowanie się szacunku (i um iejętności jego okazywania) dla pojedynczego człowieka, przyzw olenie na swobodę i wolność jego wypowiedzi, poglądów, w końcu przyznanie m u pełnego prawa decydowania o sobie.

W okresie kom unizm u reporter, którem u udało się zdobyć odpow iednie zezwolenie sądu, mógł nagrywać aresztowanie oskarżonego człowieka, cały proces, wstrząsające zezna­ nia. Sam oskarżony nie miał prawa decydowania o swoim losie, nikt nie pytał się go o zgodę na nagranie. Reportaż JaninyJankow skiej M a m dopiero 2 1 lat powstał właśnie w takich okoliczno­ ściach — na bazie m ateriału zdobytego podczas procesu.

C zasem dziennikarz przekraczał świadom ie norm y uznane społecznie za obowiązujące, przekraczał granice „stosowności”. Jego działanie było uspraw iedliw ione tylko wówczas, gdy taka prowokacja miała na celu szczytne intencje, „wyższe cele”. W spom nę tylko, że przekra­ czanie granic „stosowności” dla wyższych ideologicznie celów zdarzało się najczęściej w cza­ sach kom unizm u. Janina Jankowska, robiąc reportaże przed rokiem 1990, uważała, ż e je st upraw niona do nagrywania z ukrytego m ikrofonu. Chciała udokum entow ać dla przyszłych pokoleń i pokazać sobie w spółczesnym p r a w d ę, a ta niestety była przez wiadze skrzętnie ukrywana. Podejrzewam, że w takiej właśnie atm osferze powstał reportaż JaninyJankow skiej P o lski S ierp ień i zapewne też O s z u k a m '2.

O kazją do konfrontow ania sposobu postrzegania świata przez reporterów z różnych stron E uropy (i nie tylko) były m iędzynarodow e festiwale twórczości radiowej. To wtedy, podczas ich trwania szczególnie wyraźnie okazywało się, że to, co zdaniem dziennikarzy ze wschodniej części Starego K ontynentu ( w tym Polski) mieści się w granicach „stosow ności”, dla reporterów z dem okratycznej E uropy Zachodniej je st absolutnie „niestosow ne”, wręcz szokuje i oburza3. Podczas jednego z takich festiwali z bardzo negatyw nym i em ocjam i spot­ kała się emisja reportażu, któiy został zm ontow any na podstawie m ateriałów zarejestrow a­ nych podczas aresztowania pewnego człowieka, ale bez wyrażenia jego zgody na nagranie. Podobne w rażenie na dziennikarzach z Z achodu wywarł polski reportaż przedstawiający hi­ storię kobiety, która podczas wywabiania benzyną plam y z bluzki uległa silnem u poparzeniu, zwłaszcza twarzy. Kontrowersje w zbudził jed n ak nie sam temat, ale sposób i okoliczności, w jakich m ateriał został zdobyty. Autorka dokonała wstrząsającego nagrania przypadkowo, Wracając z jakiegoś wywiadu w szpitalu, usłyszała w jednej z sal przeraźliwy krzyk tej właśnie

: J. Jankow ska. S z tu ka reportażu radiow ego, |\v:] 70 lat Polskiego R ad ia. W arszawa 1995, s. 110.

ł Por np. A. Schopenhauer. Eiystyka, czyli sztu ka p row a d z en ia sporów, tl. B. i L. Konorscy, przedni. T. Kotar biiiski. Kraków 1976; K. Szym anek, S z tu k a argumentacji. Warszawa 2001; f. Żakow ski, E ty ka m ediów. Refleksja osobiste, [w:] M edia i dzien nikarstw o w Polsce 1 9 8 9 -1 9 9 5 . Kraków 1996, s. 202-21 1.

(4)

poparzonej kobiety. Bezjej zgody zarejestrowała na taśmie odgłosy cierpienia, które następnie wyemitowała w reportażu. Dziennikarka nie rozum iała oburzenia, zjakim został odebrany jej materiał. Uważała, ze w pełni spełniła swój reporterski obowiązek, zdobywając autentyczne, pełne emocji nagranie, które przecież porusza słuchacza. W ychowana w systemie k o m u n i­ stycznym i w charakterystycznej dla tam tego okresu mentalności, nie rozumiała, że istnieje — lub co najmniej w inna istnieć — w artość najwyższa, czyli szacunek wobec pojedynczego człowieka.

Przed dw udziestu, trzydziestu laty pom iędzy dziennikarzam i ze w schodu i zachodu E u­ ropy istniała także różnica w pojm ow aniu stosowności, dotycząca możliwości (bądź niem oż­ ności) uczynienia bohateram i nagrań członków rodziny i najbliższego środowiska. W Polsce nie robiono takich nagrań, uważając je za przykład swoistego ekshibicjonizm u. Domownicy, rodzina, jej problemy, troski — były dla reporterów z naszego kraju czymś w rodzaju tem atów tabu. Wszelką prywatność pozyskiwano z „obcego źródła”. Głębokich wyznań dokonywali przed polskim m ikrofonem ludzie niezwiązani blisko z reporterem , który ten m ikrofon trzy­ mał. N a Zachodzie — przeciwnie. Tu tem atów (często kontrow ersyjnych i wymagających od rozm ów cy em ocjonalnego ekshibicjonizm u) szukano w najbliższym otoczeniu. Bacznie ob­ serwowano relacje między znajom ym i m ałżonkam i, rozm awiano na trudne tem aty z rodzi­ cami i dziećmi z sąsiedztwa, opisywano tragedie „z własnego podw órka”. Przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje Janina Jankow ska (m oim zdaniem trafnie) między innym i w tym, że polscy dziennikarze zawsze mieli dużą odwagę pytania swoich rozm ów ców o sprawy bardzo intym ne. Ich zachodnim kolegom znacznie trudniej przychodziło pozyskiwanie wyznań, prywatnego, delikatnego materiału. Jeśli sięgali do sfery intym nej, to do tej „ze swego teren u ”, rodzinnego środowiska, bo tu m ożna było zadawać pytania najłatwiej i najbezpieczniej. Być m oże pow odem tego, że pokazywanie sfery prywatnej szerokiem u gronu adresatów (w prze­ ważającej większości ludziom obcym i anonim ow ym ) uważali Polacy za rzecz „niestosow ną”, było także wychowanie w' duchu i m entalności m inionego systemu? W szystko, co intym ne, osobiste i jednostkow e, stanowiło prywatną sprawcę człowieka, a obnażanie tych sfer po pros­ tu budziło strach.

Z czasem, wi az ze zm ianam i polityczno-społecznym i, ewoluował w polskim reportażu radiowym zakres słowa „stosow ność”. N adanie praw pojedynczem u obywatelowi, przenie­ sienie punktu ciężkości ze społeczeństwa najednostkę i jej indywidualną godność, wiązało się ze zm ianam i w etyce dziennikarskiej, w sposobie pozyskiwania m ateriału dźwiękowego, w końcu sprowadzało się też do różnicy stosunku dziennikarza do „nagrywanego” przez nie­ go człowieka. D ziś nie rejestruje się na taśmie wyznań ludzi w tragicznych sytuacjach, w cza­ sie agonii czy aresztowań, bez ich zgody na ową rejestrację. I co ważniejsze — nie ma zgody prawTiej na em itow anie na antenie reportażu zawierającego nagrania, na które nie uzyskano pozwolenia. N atom iast dziś bohateram i czym się swoich bliskich. Najwyraźniej mniej w sty­ dzim y się swojej prywatności.

O becnie na antenie radiowej reportaż zajmuje coraz mniej miejsca. M ow a oczywiście o radiu publicznym , bo w kom ercyjnym tego rodzaju twórczość nie ma w ogóle racji bytu.

(5)

3 0 2 K in g a K lim c z a k

W ażny zaś punkt w codziennym rozkładzie programów, i to zarów no w stacjach publicznych, ja k niepublicznych, stanowi publicystyka, poranne rozm ow y z politykami, wywiady4 na naj­

ważniejsze w danym czasie i często bardzo kontrow ersyjne tematy. Warto w tym miejscu za­ stanowić się nad współcześnie obserwowaną relacją dziennikarz — rozm ów ca i dziennikarz (nadawca) — słuchacz (odbiorca)3 w radiowym dyskursie publicznym i w reportażu radio­ wym, i jednocześnie nad stosownością każdej z tych relacji. N ie sposób oczywiście ściśle p o ­ równywać z sobą tych dwóch rodzajów dziennikarskiej pracy, wraz z charakterystycznym i dla nich sposobami nawiązywania kontaktu z rozm ów cą lub ze słuchaczem , czy też właściwych im środków wyrazu. Innych zachowań oczekuje się od tw órcy reportażu, innych od prow a­ dzącego dyskusje publiczną dziennikarza0. C hodzi raczej o przeanalizowanie, na ile każda z tych relacji (oddzielnie wf dyskursie, oddzielnie w reportażu) jest „stosowna” z osobna, na ile wykorzystuje możliwy dla siebie skalę „właściwych” zachowań. Z arów no od dziennika- rza-publicysty, jak od dziennikarza-reportera słuchacz znajdujący się po drugiej stronie od­ biornika, niezależnie od swojego wykształcenia i pozycji społecznej, domaga się okazania na­ leżnego sobie szacunku.

Przysłuchując się w spółczesnem u dyskursowi publicznem u i próbując wydobyć z niego najważniejsze cechy w zakresie interesujących nas tu zagadnień, skupiłam się głównie na p o­ rannych rozm ow achjolanty Pieńkowskiej w trzecim program ie Polskiego Radia oraz (w roz­ głośniach kom ercyjnych) D oroty Gaw ryluk w T ok F M i M oniki O lejnik w R a d iu Z e t.

R ozm ow y publicystyczne charakteryzuje bardzo mały (by nie pow iedzieć żaden) dystans pom iędzy redaktorem a jego rozm ówcą, najczęściej politykiem. Taka dyskusja nie ma jed n ak w ym iaru partnerskiego. D ziennikarz jest często stroną atakującą, agresywną, niekiedy natar­ czywie i zuchwale przerywa, wtrąca sw'oje zdanie7. Ajeśli rozm ów ca nie pozostaje m u dłużny, dyskurs ten — z załozenia publiczny — staje się niem al walką na ringu, podczas której, sku­

4 W y w ia d ja k o o s o b n y g a tu n e k r a d io w y w y m a g a łb y o c z y w iś c ie o d r ę b n e g o o m ó w ie n ia . O ile , j a k s ą d z ę , p r o b ­ l e m r e p o r t a ż u ra d io w e g o w z n a c z n y m s t o p n i u u p o r z ą d k o w a ł a E . P l e s z k u n - O l c j n i c z a k o w a w te k ś c ie o p u b l i ­ k o w a n y m w m a te r ia ła c h s e m i n a r y j n y c h z K a z im ie r z a D o l n e g o (2 0 0 3 ), o ty le b r a k p r a c y w m ia r ę z w ię ź le o m a ­ w ia ją c e j w y w ia d i r o z m o w ę r a d io w ą , w y p o s a ż o n e j w s to s o w n ą b ib lio g r a f ię . T y m c z a s t w o m o ż n a w s k a z a ć k ilk a p ra c o g ó ln y c h : W F u r m a n . A. K a lis z e w s k i. K. W o ln y , G a tu n k i d zien n ika rskie. Specyfika ich tw o rzen ia i redagowa­

nia.R z e s z ó w 2 0 0 0 : M ed ia i d zien n ika rstw o w Polsce 1 9 8 9 -1 9 9 8 ,K r a k ó w 1 9 96; O warsztacie d z ie n n ik a r sk im ,re d . T. A d a m u w s k i. W a r sz a w a 2 0 0 2 ; D zie n n ik a r stw o i św ia t m ediów .K raków * 2 0 0 0 ; Teoria i p ra kty k a d zien n ika rstw a . W a rsz a w a 1 9 64: M . S z u lc z e w s k i. Publicystyka i współczesność.W a rs z a w a 1969. N a t e m a t w y w ia d u , le c z w y łą c z ­ n ie p r a s o w e g o , p is z ą n p . M . K ita (I I y w ia d prasow y.K a to w ic e 1998) c zy M . W o r s o w ic z ( l l y w i a d pra so w y ja k o ro z­

m ow a „w ro li”.|w : ] Tekst w m ediach.Ł ódz' 2 0 0 2 , s. 3 8 7 - 3 9 7 ) .

5 P o r .J . P ie b in g , N n L n r c d i odbiorca w procesie k o m u n ik o w a n ia .S z c z y t n o 1 9 9 5 ;J . M i k u ł o w s k i - P o m o r s k i , O prob­ lem ie tak z w a n e j skuteczności m edióir. „ P rz e k a z y i O p i n i e " 1 989 n r 3 - 4 , s. 1 5 -4 2 .

6 P or. u p . T. D o b r z y ń s k a , M e ta jo iy irartościujące w publicystyce i u y p o w ied zia c h p o lity k ó w , [w :] K reow anie świata L u b l i n 1995, s. 2 0 1 - 2 1 4 ; J . G r z y b c z a k , C z y oild zia ływ a n ie m ed ió w je s t sku teczn e.„ Z e s z y ty P r a s o z n a w c z e ” 199: n r 3 - 4 . s. 1 7 -3 9 ; |. M i k u ł o w s k i - P o m o r s k i . Z . N ę c k i , K o m u n ik o ira u ie skuteczne?.K ra k ó w ' 1993.

7 O c z y w is ty m i o d d a w n a z n a n y m j e s t ta k t. iz w y w ia d m o ż e byc' — i rz e c z j a s n a b y w a — ta k ż e s p o s o b e m ły s o w a m a w ła s n e g o w i z e r u n k u p r z e z p o lity k a . P o r. n p . M . I ) a \v id z ia k - K ła d o c z n a . Autoprezentacja w w ywiadacl

prasowych udzielanych p r z e z Jó ze fa Piłsudskiego. [w :J Tekst w mediach.Ł ó d ź 2 0 0 2 . s. 1 9 8 -2 0 2 . W s p ó łc z e ś n ie za p o r. n p . W A d a m c z y k , M ed ia m asow e w b u d o w a n iu dem okracji w Polsce ( 1 9 8 9 - 1 9 9 5 ) , P o z n a ń 1 9 99; A . S z m a jk c

(6)

piając się na wzajem nej szybkiej w ym ianie ostrych zdań, siedzący przy m ikrofonach w studiu dysputanci zdają się zapominać o obecności słuchaczy. O bie strony „łapią się za słówka”, roz­ mówcy bywają wobec siebie złośliwi i ironiczni — co wyrażają m iędzy innym i przez intonac­ ję głosu i odpow iednie akcenty zdaniowe. Zdarza się, że dziennikarz przerywa sw em u adw er­ sarzowi po to, by powiedzieć to samo, co ten właśnie zaczął mówić, puentuje tylko całą kwe- stięjeszczejakim ś ostrzejszym wyrażeniem . Bywa i tak, że redaktor celowo podgrzewa atm o­ sferę, prow okuje (najczęściej polityka) do „w yrzucenia” swych emocji (najlepiej jak najbar­ dziej negatywnych pod czyimś konkretnym adresem!)*.

N ajbardziej na tej „bojowej atm osferze” podczas debat publicznych z politykami traci słuchacz, który po wygłaszanym na początku audycji przez niektórych dziennikarzy zwrocie „moim i państwa gościem ” lub „naszym gościem b y ł... ” (zwrocie, który zakładajednakobec­ ność jakiejś „publiczności”), m oże mieć wrażenie, że całkowicie się o nim zapom ina, a cala rozm ow a odbywa się nie dla niego i poza m ożliwościami jego percepcji. Rzadko się bow iem zdarza, aby dziennikarz, który podczas dw unastu-piętnastu m inut rozm ow y porusza wiele tematów, często je zmienia, przerywa wątek i zaczyna następny, wyjaśniał odbiorcy wszelkie zawiłości polityczne, przypom inał i krótko prezentował zdarzenia, do jakich nawiązuje, tak aby człowiek przy głośniku mógł zorientow ać się w om aw ianym natłoku problem ów i czegoś treściwego z audycji się dowiedzieć. Czasem wydaje się, że założeniem dziennikarzajest to, iż słuchacz wszystko wie albo (co gorsza) rozum ieć wszystkiego nie musi.

Inną znaczącą kwestią w om aw ianiu relacji nadawca (dziennikarz) — odbiorca (słuchacz) je st fakt, że podczas dyskursów publicznych m ało jest pytań o m eritum , pytań, które wyjaśni­ łyby istotne, acz zawiłe kwestie, pytań odważnych i konkretnych. M ówi się dużo i szybko, ale często jakby „obok” problemów, nie docierając do ich sedna. Bywa też tak, ze trudne, drążące zawiłości pytania są wprawdzie przez dziennikarza zadawane, ale brak na nie odpowiedzi, po­ nieważ uchylają się od nich politycy. Uciekają w wygodne dla siebie tematy, powtarzają kilka razy to samo zdanie, irytując swym zachowaniem i redaktora, i słuchacza, który, nie mogąc doczekać się upragnionej riposty, zniecierpliwiony, czasem po prostu wyłącza radio.

W spółczesne dyskursy publiczne, przypom inające walkę dwóch zamkniętych w studiu osób, izolują słuchaczy, pow odują frustrację społeczną. Przysłuchując się audycji, która dzieje się poza nim , odbiorca czuje się niepotrzebny, niezaangażowany w sprawy kraju, ma świado­ m ość swej bezradności i poczucie, że się go ignoruje. Takie rozm ow y mogą w zbudzać w spo­ łeczeństwie agresję i złość, ukazując, że nawet ludzie reprezentujący nas na arenie m iędzyna­ rodowej, ludzie dbający o nasze bezpieczeństwo, nie potrafią spokojnie rozmawiać, a świat polityki jest nieuporządkow any i pełen przemocy. O dbiorcy takiego dyskursu stają się

świad-s P r z y k ła d e m n ie c h b ę d z i e f r a g m e n t r o z m o w y M o n ik i O l e j n i k z L e c h e m K a c z y ń świad-s k im z 1H w r z e ś n ia 2 0 0 4 . d o ­ ty c z ą c e j m i ę d z y i n n y m i k o n f l i k t u p r e z y d e n t a W a rs z a w y z M ie c z y s ł a w e m W a c h o w s k im . W j e j tra k c ie K a c z y ń ­ sk i d o ś ć s p o k o jn ie , acz ir o n i c z n ie w y p o w ia d a ł się n a t e m a t s w e g o p r z e c i w n i k a . N a k o n ie c r o z m o w y u sły sz a ł z u s t r e d a k t o r O l e j n i k s ło w a : „ M ie c z y s ła w W a c h o w s k i m ó w i: « N o d o b r z e , ż e b y [ p a n ] s tra c ił s ta n o w is k o p r e ­ z y d e n t a , b o K a c z y ń s k i je st n i e u d a c z n i k i e m » ”. Po c z y m s ły c h a ć ś m i e c h d z ie n n ik a r k i.

(7)

3 0 4 K in g a K lim c z a k

kami spektaklu, który rozgrywa się poza nim i. A takiej relacji ze słuchaczem uznać za „sto­ sow ną” nie możemy.

D obry reportaż jest specyficznym rodzajem twórczości radiowej, rzec m ożna — „jest sto­ sow ny samym w sobie”. O w a „stosow ność” realizuje się na dw óch płaszczyznach, w rela­ cjach: dziennikarz — bohater nagrania oraz dziennikarz — słuchacz. Reportaż radiowy prze­ de wszystkim, uwzględniając wynikającą z ludzkiej natury potrzebę szczegółowego w ypo­ wiedzenia się, daje człowiekowi m ożliw ość zabrania głosu w omawianej materii, przybliżenia innym siebie i swoich spraw. W zruszającym i pięknym przykładem opow iedzenia ludzkich losów poprzez reportaż i dzięki niem u może być C z ło w ie k z bandurą Janiny Jankowskiej. Jest to historia spotkanego w Kijowie przez autorkę pieśniarza, który grą na tradycyjnym ukraiń­ skim instsrum encie i śpiewem zarabia na życie, praca ta zaś daje m u ogrom ną radość. Bard wyśpiewuje słuchaczowi swoją opowieść o rodzinie i dzieciństwie, słowem i muzyką wyznaje m iłość do Ukrainy, nuci pieśń specjalnie dla nas — Polaków. A reporterka pozwala m u m ó ­ wić, a właściwie śpiewać, o czym chce i ile chce. Czasem tylko, z uwagi na słuchacza, którem u m ogą być obce przedstawiane przez „człowieka z bandurą” zdarzenia i m om enty historyczne, dopowiada i wyjaśnia. Innym razem, odwołując się do wyobraźni plastycznej odbiorcy, m alu­ je obraz okolicy, w której spotkała barda, aby reportaż był całością, pełnym obrazem , aby słu­ chacz z łatwością mógł wyobrazić sobie owo magiczne miejsce w centrum Kijowa:

Siedzi na stołeczku u stóp zamkniętej cerkwi w wysokiej baraniej czapce. Siwa broda ukrywa wiek. N ad nim wynoszą się przepyszne cerkiewne kopuły, zdobiące najpiękniejszy zakątek Kijowa (...). N a schodach otw arty futerał, do którego przechodnie wrzucają pieniądze. I Ionorarium trubadura losu ukraiń­ skiego.

Partnerską, wręcz „koleżeńską” relację m iędzy autorką reportażu ajej bohaterem , m ożna zaobserwować też w reportażu B e z ż a lu — opowieści o Janie Kelusie. Relacja ta nie jest ni­ czym zaskakującym, zważywszy fakt, że dziennikarka zna osobiście barda „Solidarności”. Ważne je st jed n a k to, że ten przyjacielski nastrój w ytw orzony został niejako dla słuchacza. Zw roty: „wiesz”, „pamiętasz”, zaśmiania się, potakiwania, szczekanie psa — wszystko to tw o ­ rzy klimat dla snucia opowieści o nieprzeciętnym człowieku, o powiązaniu jego losów z h i­ storią narodu, klimat dla wyznań kogoś, kto śpiew em angażował się w walkę polityczną. Par­ tnerski nastrój stwrorzony został nie tylko po to, by dw oje ludzi m ogło pow spom inać dawne czasy, porozm awiać o w spólnych doświadczeniach, ale po to, by coś z tej opowieści wziął tak­ że ktoś trzeci — słuchacz.

Przykładem postawy szacunku, wyrażanego w sposobie prow adzenia rozm ow y z b ohate­ rem reportażu (wspomaganego także kompozycją audycji), je st reportaż Tenor. To opowieśi o człowieku, który, doszedłszy kiedyś do finału program u telewizyjnego P rogi kariery, wiąza z tym faktem nadzieje na sław'ę i pieniądze. Niestety, po program ie nie zgłosił się nikt, kto ze chciałby zainwestować w jego głos. „Tenor”, który określa się sam jako przystojny i utalento w^any m ężczyzna (jest przy tym niezwykle zabawny), pośrednio oskarża autorów program

(8)

i biorących w nim udział sędziów o zm arnow anie tak wielkiego i obiecującego talentu, któ­ rym jest właśnie on. D rugim rozm ów cą redaktor Jankowskiej w tym reportażu jest W łodzi­ m ierz Korcz, jed en z dw unastu ekspertów, którzy oceniali występ „tenora”. Autorka konfron­ tuje ich wypowiedzi, „spotyka ich dla siebie” po raz drugi, aby mogli wyjaśnić powstałą sytu­ ację. Każdego z nich traktuje tak samo, każdem u zadaje trudne pytania.

[D o W Korcza:] Czy państwo zdawali sobie sprawę, że ci ludzie (...), którzy prezentow ali swoje um iejętności, którzy śpiewali, którzy brali udział w progra­ m ie, łączyli z tym taktem wielkie nadzieje na przyszłość?

[D o „tenora”, który skarży się, że nie znalazł się sponsor i nie pom ógł m u w y­ dać płyty:] A nie mógł pan sam zebrać pieniędzy gdzieś indziej zarobionych i sam nagrać?

Bohater — tenor, niegrzeszący skrom nością, ośmiesza się (oczywiście nieświadom tego), jednak na tle całego reportażu nie jest postacią przejaskrawioną. Autorka traktuje go, m im o je- go śm iesznostek, z szacunkiem, ale uświadamia 11111 też, że niezrealizowanie m arzeń arty­ stycznych to rów nież wina samego tenora. Rzecz piękna 1 „stosowna”: na końcu reportażu sam ekspert docenia talent tenora, stwierdzając tylko, że nie czas dziś 11a takie głosy.

Reportaż radiow yjest gatunkiem bardzo bliskim em ocjonalnie słuchaczowi. Tu praw dzi­ wi ludzie, językiem barw nym , żywym i pełnym ekspresji, opowiadają swoje historie innym ludziom . Tu dokum entuje się prawdę historyczną środkam i wyrazu właściwymi radiu, b u ­ duje się nastrój m inionych wydarzeń, by mogły go przeżyć następne pokolenia. Tu — poszu­ kując autentyzm u — w chodzi się w sam środek problem u, w jego m eritum . I jeśli stosow no­ ści w radiu szukać w relacji dziennikarza z słuchaczem, rozm ówcą czy bohaterem audycji, to w reportażu znajdziem yją na pewno.

Reportaż radiowy przeszedł długą drogę „technicznej ew olucji”,) — od literackiego (pisa­ nego), odczytywanego lub tw orzonego na żywo przed m ikrofonem w studiu, poprzez wsączanie krótkich m ateriałów dźwiękowych z życia, aż do całkowitego zwycięstwa autenty­ z m u — czyli wyjścia dziennikarza z m ikrofonem na ulicę, by tam zdobyć pełny materiał, a na­ stępnie opracować go do m ontażu z użyciem kom putera. N a przestrzeni prawie pięćdziesię­ ciu lat różne też były tematy, które najbardziej reporterów interesowały. Pojawiały się od­ m ienne tendencje eksponowania samego dziennikarza w jego dziele. N iektórzy starali się całkowicie ukryć reportera i jego glos, inni — jak Jacek Stw ora10 — uczynili narrację autorską kluczowym elem entem u tw o ru ". Reportaż zmieniał się i ciągle się zmienia. Ewolucji też ule­ gało pojecie „stosowności” w reportażu. Porównując jed n a k ten rodzaj twórczości radiowej

11 P or. M . K u b ic a . K rótkie form y reporterskie w P olskim R adio,W a rsz a w a 1971.

10 K u c z c i |a c k a S tw 'o ry z o r g a n iz o w a n o w b ie ż ą c y m r o k u w7 K a z im ie r z u D o ln y m d z ie s ią ty 'ju z k o n k u r s r e p o r ­ ta ż u r a d k w e g o je g o im ie n ia . P o m y s ło d a w c z y n ią k o n k u r s u je s t J a n i n a J a n k o w s k a . k tó ra za tę in ic ja ty w ę o t r z y ­ m a ła n a fe s tiw a lu r a d io w y m P rix liuropa w B e r lin ie w 1998 r o k u w y r ó ż n i e n i e w k a te g o rii p o m y s ł ó w m e d i a l ­ n y c h (M a r k e t Place o fld e a s).

(9)

3 0 6 K in g a K lim c z a k

choćby z analizowanymi tu rozm ow am i publicystycznym i, stwierdzić m ożna, że „stosow- ność” jest nadrzędną cechą dobrego reportażu. „Stosow ny” je st on dzięki spokojowi, jaki w nosi w m edialny chaos oraz w ludzkie życie; dzięki tem u, ja k o tym życiu opowiada — w piękny, barwny, autentyczny sposób — i z jakim odnosi się do niego szacunkiem . Jak ujęła to Jam na Jankowska:

Wielki reportaż zm usza odbiorcę do nam ysłu nad ludzka egzystencją, wyostrza

■ • , • p

jego percepcję świata '.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dalszą konsekwencją tego, iż ludzie mediów stali się w tak wysokim stopniu uzależnieni od świata polityki, jest postępujący upadek autorytetu tej profesji Postrzegani

z działalność komisji problemowych i Rady Lekarskiej, organizacja Okrę- gowego Zjazdu Lekarzy, organizacja wyborów, usługi cateringowe, dele- gacje, ubezpieczenia, ryczałty. Co

Ostatnio głośno było o tej placówce w poznańskich mediach nie tylko dlatego, że uro- dziły się w niej kolejne trojaczki.. Otóż zakończona została kolejna ważna inwestycja

Kiedy światło dociera do tylnej części oka, przemieszcza się wzdłuż wiązki nerwów znajdujących się w siatkówce.. Otrzymane obrazy są następnie przekazywane do mózgu

Kilka minut przed końcem zajęć nauczyciel prosi uczniów, by na karteczkach wyrazili swoje opinie na temat lekcji: Co Ci się szczególnie podobało podczas lekcji. Co można

„– Spodnie nie dotyczą kota, messer – niezmiernie godnie odpowiedział kocur, – Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie

Cassoni [20] określa proces równoległy jako dwie symetryczne interakcje między tera- peutą i klientem oraz między terapeutą i superwizorem. Według Cassoni [20] pojęcie

Powierzchniowa forma tych problemów sugeruje błędną ścieżkę rozwiązań, prawdo- podobnie więc osoba badana szacuje swoje „poczucie ciepła” na podstawie złej repre-