R O C Z N IK I N A U K S P O Ł E C Z N Y C H T o m X X V I, z e s z y t 2 - 1998 B A R B A R A K I E R E Ś L u b l i n K L A S Y C Z N A T E O R I A C Z Ł O W I E K A A M I Ł O Ś Ć N A R Z E C Z E Ń S K A I M A Ł Ż E Ń S K A
W spółcześnie często obserw u jem y zjaw isko sp row adzania m iłości do sfery cielesno-zm ysłow ej człow ieka, u tożsam ianej z jeg o życiem płciow ym . K ochać - to zaspokajać pożądanie zm ysło w o -p łcio w e , a wartość (ideał) miłości m ie rzy się inten sy w n o ścią i w ielora kością tego zaspokajania. M iłość p rz ed staw ia się zarazem determ inistycznie - jak o uczucie, na które nie m am y w pły w u i którego nie pow inniśm y ham ow ać; takie poglądy s ięg ają sw ym i k o rz eniam i koncepcji Z. F r e u d a 1. W b rew jed n ak tej m odzie warto p rzypom nieć, że p r o blem miłości jest jednym z centralnych pro b lem ó w życia ludzkiego, a je g o określone rozw iązanie rzutuje na ro z u m ie n ie w olności c z ło w ie k a oraz jeg o odpow iedzialności za w łasne czyny.
Wszelki determ inizm niszczy lu d z k ą podm io to w o ść, co czyni c z ło w ie k a polem zm agania się anonim ow ych sił i zw alnia go z odpow ied z ia ln o ści za swe zachowanie. Jest to niezgodne za ró w n o z n aukow ym opisem faktu m iło ś ci, j a k i z jej ludzkim d o ś w iadc zeniem , i n iebez piecz ne w sw ych k o n s e k wencjach. D ow ó d na to znajdziem y m.in. w poglądach n arzeczonych, którzy jako najgłębsz ą rację zaw arcia m ałże ń stw a zgodnie p o d a ją m iłość do w y b ra nej osoby, a m iłości nie sprow a dzają do jej w ym iaru c ie le sn o -p łc io w e g o 2. Co prawda młodzi ludzie nie zaw sze po trafią spraw nie j ę z y k o w o w y p o w ie dzieć się na temat miłości, są z d e p ry m o w a n i i onieśm ieleni in ty m n o śc ią
1 N a tem a t ró ż n y ch filo z o fic z n y c h in te rp re ta c ji c z ło w ie k a zo b . M . A . K r ą p i e c, J a - c zło w ie k , L u b lin 1974, s. 60; A . M a r y n i a r c z y k, F ilo z o fic z n e „ o b r a zy " c zło w ie k a a p sy c h o lo g ia , „ C z ło w ie k w k u ltu rz e ” , 6 -7 (1 9 9 5 ), s. 7 7 -9 9 .
2 A u to rk a a rty k u łu od k ilk u n a stu lat p ro w a d z i p rz y D A K U L k u rsy d la n a rz e c z o n y c h w m ały ch g ru p a ch tzw . m e to d ą a k ty w iz u ją c ą . N a te m a t teg o ty p u p rz y g o to w a n ia d o m a ł ż eń stw a zob. M . B r a u n - G a ł k o w s k a , M iło ś ć a k ty w n a , W a rs z a w a 1985, s. 1 58-193.
zagadnienia i je g o treściow ym bo g ac tw em , ale zawsze jed n ak traktują miłość ja k o p o d staw ę i spoiw o m ałżeństw a. Ich w ypow iedzi d o ty czą sfery duchow ej w y m ia ró w m iłości - pośw ięcenia, pom ocy, przyjaźni, życzliwości, a dopiero j a k b y w tórnie d o ty k a ją życia p łciow ego. R zecz jas n a nie oddziela ją sfery ciele sn o -zm y sło w ej m ałże ń stw a od jego aspektu duchow ego, lecz - co należy podkreślić - dostrzegając w a g ę życia płciow ego, nie dop u szc zają myśli, aby ich m ałże ń stw o m iało się do tej sfery sprowadzać. R ozum ieją, że byłaby to p o d staw a bard zo krucha, re d u k u ją c a m ałżeństw o do w zajem nego św iadczenia sobie usług seksualnych. Fakt w yraźnej rozbieżności pom iędzy spontanicz n ym i intuicjam i „ o b u d z o n y m i” przez miłość do drugiej osoby a m o d ą na n a tu ra listy cz n o -sen ty m en talisty czn y redukcjonizm w dzisiejszej kulturze skła nia do p rz y p o m n ie n ia fu n d a m e n taln y ch praw d na tem at miłości. Przedstaw im y tu k lasycz ne podejście do tej problem atyki.
Istotę m iłości narzec zeń sk iej i m ałżeńskiej należy rozpatryw ać przede w szy stk im na tle ogólnej teorii miłości, która jest składnikiem teorii c z ło w ie ka oraz teorii rzeczyw istości; takie ujęcie tej problem atyki znajdziem y u F. B ednarskiego, J. W oro n ie ck ieg o , K. W ojtyły i M. A. K rą p c a 3. N a w iązu j ą oni do tradycji filozofii klasycznej, której ukoronow aniem jest myśl św. T o m a sz a z A kw inu. Sw. T o m a sz ja k o pierw szy napisał traktat o u c z u ciach i miłości. P odobnie u jm u je to zagadnienie B ednarski, w yróżniając za św. T o m a sz e m trzy rodzaje skłonności obecnych w cz łow ie ku4:
1 . S k ł o n n o ś ć n a t u r a l n a {appetitus naturalis); jest to p rz y
rodzony popęd, inklinacja ku tem u, co o d pow iada naturze człow ieka, co jest dla je g o natury ob iek ty w n ie stosow ne. Tę cechę m ają wszystkie byty, np. roślina zw raca się ku światłu, za puszcz a korzenie, aby dostać się do wody. W p rz y p ad k u c z ło w ie k a je s t to naturalna, tzn. zakorzeniona w naturze, n ieza leżna od je g o woli skłonność org a n iz m u do czynności płciow ych, skierow a n ych na p rokreac ję i d o ty czą cy ch prz etrw a n ia gatunku; stosow na dla natury c z ło w ie k a je st skłonność m ę żc zy zn y do kobiety i kobiety do m ężczyzny.
2. S k ł o n n o ś ć z m y s ł o w a {appetitus sensitivus); jest to ucz u
ciow ość, czyli popęd zm y sło w y do tego, co zmysły p rzedstaw iają nam jak o d obro (przyjem ność, korzyść). Skłonność tę m ają jedynie zw ierzęta oraz
’ K ard. K arol W o jty ła su p o n u je m y śl k la s y c z n ą , a le p o sz e rz a w id z en ie p ro b lem u m iło śc i, d z ię k i b o w iem z a s to s o w a n iu m eto d y fe n o m e n o lo g ic z n e j u k a zu je w ie lo w y m ia ro w o ść k o n tek stu m iło śc i (w y m ia r m e ta fiz y c z n y , e ty c z n y , p s y c h o lo g ic z n y , sp o łe cz n y ); zo b . M iło ś ć i o d p o w ie d z ia ln o ś ć , L u b lin 1982, s. 255.
4 F. B e d n a r s k i O P , M iło ś ć n a r z e c z e ń s k a i m a łż e ń s k a w św ie tle filo z o fii św . T o m a sza z A k w in u , L o n d y n 1958, s. 10.
ludzie. W niej m a swe źródło uc z u c io w a m iłość płcio w a resp. m iłość ja k o uczucie. Istotę uczucia w yjaśnia Krąpiec:
U c zu c ie, z w an e n iek ie d y [..,] w z ru sz e n ie m , je s t sw o is ty m p s y c h ic z n y m d o z n a n ie m p o ż ą d a w c z o -ja k o ś c io w y m , c h a ra k te ry z u ją c y m się w s tę p n ie n a b y c ie m lu b u tr a tą stan u p sy c h icz n ej o b o ję tn o śc i w o b ec „ w z ru s z a ją c e g o ” p rz e d m io tu . R o d z i się c h a ra k te ry s ty cz n y [...] ru ch p o ż ąd a w c z y „ d o ” lu b „ o d ” k o n k re tn e j rz e c z y [...] U c z u c ia w se n sie ścisły m są a k tam i p o ż ą d a n ia z m y s ło w e g o i ja k o tak ie m u s z ą b y ć w e w n ę trz n ie z e s p o lo n e z fiz jo lo g ic z n y m i p rz em ia n a m i o rg a n iz m u [...] P o n a d to są p rz e ja w e m p o ż ą d a n ia [...] z w ią z a n e g o z p o z n an iem p o d m io tu i ty m r ó ż n ią się od tzw . n a tu ra ln e g o p o ż ą d a n ia , któ re je s t in k lin a c ją bytu [...] d o w ła ś c iw e g o so b ie d o b ra 5.
P rzedm iot m iłości oddziałuje na n asze zm y sły (dobro nas p ociąga), rodzi się w nas uczucie jako skutek p o żą d an ia zm ysłow ego. W u czuciu miłości k o cham y dobro zm ysłow e nie ze w z glę du n a nie samo, lecz ze w z g lę d u na nas. U czucia sytuują się więc na pozio m ie n asz ego życia z m y s ło w eg o , które św. T om asz uznaje za A rystotelesem za życie zw ierzęce. O ile je d n a k u z w ie rzęcia uczucia stan o w ią jakby zw ie ń cze n ie je g o życia psy ch icz n eg o , o tyle u człow ieka d o m ag ają się one w yc how ania, czyli uszlachetnienia, by m ogły być p odniesione od tego, co zm ysłow e, do tego, co duchow e. U c z u c ia są więc zdolnościam i do kochania na p oziom ie n asz ego p o zn a n ia zm y s ło w e g o i n a sz e go życia zm ysłow ego.
3. S k ł o n n o ś ć u m y s ł o w a (appetitus intellectualis); in klina
cja ku temu, co rozum pozna i uzna za dobre. W tej skłonności m a sw e źród ło w olityw na miłość płciowa: w ola c z ło w ie k a chce, ro z u m ie i p rz ed staw ia osobę jak o pew ne d o b ro 6.
' K r ą p i e c , dz. c y t., s. 231.
6 F ilo z o fia k las y cz n a ro z ró ż n ia w n a sz ej p s y c h ic e d w a p o rząd k i: z m y s ł o w y - śc iśle z w iąz an y z fu n k c ja m i fiz jo lo g ic z n y m i - i u m y s ł o w y - c ze rp ią c y w z m y s ła c h sw ó j m ate ria ł, ale m ają cy w łasn y z ak res p o n a d z m y sło w y . N a k a żd y m z ty c h p o z io m ó w ro z ró ż n ia m y d w ie z a s a d n ic z o o d rę b n e fu n k c je w ła d z p sy c h ic z n y c h , a m ia n o w ic ie : p o z n a w c z e i p o ż ą d a w c z e . A c zk o lw ie k śc iśle u z a le ż n io n e n a w z a jem od sie b ie , s ą o n e je d n a k w isto cie s w o je j z u p ełn ie ró ż n e i w żad en sp o só b n ie d a d z ą się je d n a d o d ru g ie j s p ro w a d z ić . W d z ie d z in ie p o z n a w c z e j p o d m io t p o z n ając y , c zy li c zło w iek , je s t ja k b y n ie ru c h o m y , a p rz e d m io t p o z n a w a n y je s t ja k b y w ru ch u . N a to m ia st w d z ie d z in ie p o ż ą d a w c z e j je s t o d w ro tn ie - p rz e d m io t je s t ja k b y n ie ru c h o m y, a p o d m io t sk ła n ia się do n ie g o a lb o od n ie g o o d d a la , w z ale ż n o śc i o d teg o , c z y m u o d p o w ia d a, c zy też n ie. W ty m z n a c z e n iu u c z u c ie je s t n a stę p s tw e m p rz y c ią g a ją c e g o lu b o d p y c h a ją c e g o o d d z ia ły w a n ia ja k ie g o ś p rz e d m io tu n a d u s z ę lu d zk ą . G ra fic z n ie m o ż n a p rz e d sta w ić te d w a p o z io m y i w ład ze n a stęp u jąc o :
P o z n a n ie P o ż ą d a n ie P o z io m u m y sło w y --- ro z u m --- w o la P o z io m z m y s ło w y --- z m y s ły u c z u c ia
T e trzy skłonności - w rodzoną, z m y s ło w ą i d u c h o w ą - św. T om asz ro z różnia, ale ich nie rozdziela, s ą one bow iem w człow ieku ściśle zespolone; sta n o w ią nie tyle trzy rodzaje m iłości, ile w łaśnie jedną, lu d z k ą miłość, która za zw y c zaj je st ró w n o c z e śn ie i p ro porcjonalnie m iło śc ią w rodzoną, uczuciow ą i w o lity w n ą, z tym że m iłość ucz u cio w a zw ykle najbardziej rzuca się w oczy, „ p r z y g łu s z a ją c ” często m iłość p rz y ro d z o n ą i duchow ą. W y n ik a z tego, że p ełny l u d z k i j a k o l u d z k i akt m iłości b u d u ją te trzy aspekty m iłości; k iedy koch a m y , k ocha cała nasza osoba, kocham y rów nież w naszej zm y s ło w o ś c i, lecz nade w szystko w miłości jest obecny (choć w różnym stopniu) n asz rozum i w olna wola. E lim ina cja składnika intelektualno-woli- ty w n e g o sp ro w a d z a m iłość lu d zk ą do w y m iaru czysto w egetatyw no-zw ierzę- cego, n iero z u m n e g o , a dopiero ten trzeci w y m ia r w skazuje na jej osobowe oblicze. T e n w łaśnie aspekt w y s u w a ją na pierw szy plan w swych w y pow ie dziach n arzec zeni. Ś w iadec tw o to w ystarczy za k om entarz do w spółczesnych, re d u k c jo n isty c z n y c h ujęć miłości.
R o z ró ż n ie n ie dok o n an e przez św. T o m a sz a pozw ala nam zrozum ieć błąd dz is ie js z e g o p rz ed s taw ian ia m iłości. K iedy d efiniujem y m iłość jako uczucie, r e d u k u je m y j ą (upraszczam y) do je d n e g o jej aspektu, red u k u je m y tym samym całego cz ło w ie k a do sfery jego życia zw ierzęcego.
Z d a n ie m W o ro n ie ck ieg o , w n asz ych czasach - pod w p ływ e m silnych p rą dów m a teria liz m u i senty m en talizm u - w y p a czo n o rozum ienie miłości, a m i łości chrześc ijań sk ie j w szczególności. Do czego to d o prow adziło? A u tor ten pisze:
Z c h w ilą gdy p rz e s ta n o ro z ró ż n ia ć w n a sz ej p sy c h ice c zy n n o ś c i w oli na p o zio m ie u m y sło w y m o d p o d o b n y c h im a fe k tó w na p o z io m ie z m y s ło w y m , c zy li o d c zu ć w śc i sły m te g o stó w a z n a c z e n iu , i m iło ść z a c z ę to sp ro w a d z a ć ty lk o d o tej n iższe j d z ie d zin y , a p rz y n a jm n ie j w e d le w z o ró w m iło śc i u c z u c io w e j c h c ia n o o c en ia ć w y ż sz ą m iło ść d u c h o w ą (K a to lic k a e ty k a w y c h o w a w c za , t. II, s. 196-197).
W o ro n ie ck i, rozróżniając m iłość u c z u c io w ą i m iłość duchow ą, wskazuje na fakt, iż m iędzy nim i istnieje w iele p o dobieństw i w spólnych cech, często p rz e n ik a ją c y c h się i w a ru n k u jący c h n aw zajem , ale m iarą ludzkiego działania p o w in n a b y ć za w sze m iłość duchow a, a więc to akty intelektualo-w olityw ne p o w in n y k iero w ać działaniem ludzkim ja k o ludzkim .
A le - ja k p isz e W o ro n ie c k i - „W rz e c z y sa m ej, ani ro z u m , ani w o la , ani u c zu c ia nic nie ro b ią , a d z ia ła sa m a d u s z a lu d z k a tym lub o w y m u z d o ln ie n ie m . P o d m io te m d z ia ła ln o śc i p s y c h ic z n e j je s t to, c o b y śm y d z iś ja ź n ią c z ło w ie k a n a zw a li [...]” - J . W o r o n i e c k i OP, K a to lic k a e ty k a w y c h o w a w c za . L u b lin 1986, t. I, s. 98.
W oroniecki pisze:
A le ja k ż e c zę sto w ż y ciu c z ło w ie k a d z ie je się p rz e c iw n ie , ja k c z ę s to w in ien on z n a k a zu m iło ści d u c h o w e j, k tó ra p a n u je w je g o d u sz y , p o w s trz y m a ć a k te m w o li o b jaw y m iło śc i u c zu c io w ej, k tó re go p o ry w a ją , a lb o w z n ie c ić je w so b ie , g d y się sa m e nie b u d z ą '.
A u tor ten podkreśla, że pow sze ch n ie ro z u m ie się m iłość ja k o odruch b u dzącego się pożądania zjednoczenia, odruch bezrefleksyjny; tak u p ro s z c z o n ą miłość zw ykło się w ysuw ać w literaturze na p ierw szy plan:
[...] ile złe g o m o g ą z ro b ić te n d e n c je s e n ty m e n ta ln e , w y s u w a ją c e n a c z o ło n a sz e g o ż y c ia d u c h o w e g o u c zu c ia . C h o ć b y n a w et n ie b ra ć ich ty lk o w n a jś c iś le js z y m z n a c z e n iu u c zu ć d z ie d zin y z m y s ło w ej, to je d n a k z a w s ze w e d le ich w z o ró w b ę d zie się s ą d z ić w s z y s tk ie inne w y ższe o b jaw y ż y cia a fe k ty w n e g o . O tó ż m iło ś ć u c z u c io w a n a p o z io m ie z m y s ło w ym m o że być ty lk o m iło ś c ią p o ż ą d a n ia , i d la te g o też tam , g d z ie o n a n a d a je to n , całe p o stę p o w a n ie n a b ie ra c ec h s u b ie k ty w iz m u , e g o iz m u i b ie rn o ś c i8.
K. W o jtyła“ w skazuje na k oniecz ność integracji m iłości (łac. integ er - cały) m ożliw ej dzięki w olności człow ieka, która k ształtuje sam o d zie ln y s to su nek do przedm iotu miłości. Bez tej zdolności c z ło w ie k byłby skaz any na determ inację. W olność oparta na zdolności p o zn a w an ia p ra w d y u m o żliw ia człow iekow i autodeterm inację, czyli sam o d zie ln e stanow ienie o ch arakterze i kierunku w łasnych czynów. Miłość, ja k k o lw ie k m ocno i w yra źnie o p iera się na ciele i zmysłach, to jed n ak zaw sze jest s p ra w ą d u ch a ludzkiego. W p r o c e sie integracji miłości, jaki ro z g ry w a się w raz z m i ło śc ią s e k su a ln ą w e w nę trzu osoby, chodzi o to, by w ola za an g a ż o w a ła się w sposób najpełniejszy. W o ła jest tą instancją w osobie, bez udziału której żadne przeżycie nie m a pełnej osobow ej wartości.
P rzyjrzyjm y się teraz, ja k św. T o m a s z określa naturę m i ło ś c i 10. W e d łu g niego jest to z g o d n o ś ć n a t u r y p o m ięd zy pod m io te m d ziałania a przedm iotem miłości, „miłość jest w sp ó łn a tu ra ln o śc ią ” m iędzy istotą p o ż ą dając ą a celem jej dążenia. N atom iast p rz ed m io te m m iłości je st w e d łu g św. T o m a sz a pew ne dobro (byt w ystępujący w postaci dobra), które ja k m agnes m a zdolność przyciągania do siebie. A le A kw in a ta prz estrze g a jed n o c z e ś n ie ,
7 T am że , s. 197. 8 T am że , s. 200.
9 W o jty ła, dz. c y t., s. 103-106.
10 Św . T o m a s z z A k w i n u , S u m a te o lo g ic z n a I-III, t. I-X X X IV , L o n d y n 1962- 1986 (d a le j cy t. ST h )\ tu ta j I-II, 26, 1.
iż dobro to m o ż e być p ra w d z iw e lub pozorne; dobro p o zorne jest wtedy, gdy c z łow ie kow i w y d a j e s i ę , że coś m u odpow iada, je d n a k w rz ecz y w is tości je s t n ie o d p o w ie d n ie dla niego, n iezgodne z jego naturą. M iłość do dobra po zornego niszczy c z ło w ie k a za m ia st go budować.
D obro je s t n ie tylko p rz ed m io te m miłości, ale w łaśnie dlatego, że jest jej p odm iotem , je st ró w n o c z e śn ie jej p o d s ta w o w ą p rz y czy n ą i źródłem . O c zyw iś cie, aby jak ieś d o bro - czy to w postaci korzyści, czy przyjem ności, piękna, p ra w d y czy cnoty - m ogło zrodzić miłość, m usi być uprzednio poznane (nie m ożna k ocha ć ani p o żą d ać czegoś, czego się nie zna). P raw d z iw e poznanie p rz edm iotu j a k o p e w n e g o d o b ra je st więc niezbędnym w arunkiem miłości; jak m ó w i sentencja łacińska: Ig n o th i nulla cupido. Zdarza się, że zm ysłom czy też u m ysłow i „w y d aje się” złem to, co w rzeczyw istości je s t dobrem i od wrotnie - d o b re m „w y d aje s ię ” to, co w rzeczyw istości jest złem, ale fałszyw ość p o z n a n ia - pisze św. T o m a sz - pociąga za sobą fałszyw y kieru nek m iłości czy nien aw iśc i. N a le ży zatem przyjąć tw ierdzenie, iż im d o s k o nalej p o znaje się d o bro ja k ie g o ś przedm iotu, tym d o skonalsza pow inna być m iłość '. M iłość okre śla ł A k w in a ta ja k o upodobanie w przedm iocie po żą danym , a p o d s ta w ą tego u p o d o b a n ia je st p o dobieństw o p o m iędzy podm iotem a prz ed m io te m m iłości. P o d o b ie ń stw o to m oże być dwojakie: a)gdy rzeczy (osoby) p o sia d a ją to sam o w rzeczyw istości; b) gdy je d n a rzecz (osoba) ma w m ożności (p otenc jalnie ) i w pew n ej skłonności to, co druga m a w rz ecz y wistości. P o d o b ie ń stw o p ierw szeg o rodzaju jest p rz y c z y n ą m iłości przyjaciel skiej, czyli życzliw ości: d w ie istoty po d o b n e do siebie c h c ą być przyjaciółmi. N a tom iast p o d o b ie ń s tw o dru g ieg o rodzaju jest p rz y c z y n ą miłości pożądaw- czej, p o n ie w a ż każdy byt, w m iarę j a k znajduje się w m ożności, pożąda urz ecz y w istn ien ia się tejże m ożności (kocham y dobro, które nam pozw ala urzeczyw istnić to, co p o siad am y w z a lą ż k u )12.
F iloz oficzna an a liz a skutków m iłości - do której teraz przejdziem y - dok o n an a przez św. T o m a s z a to - zdaniem B ednarskiego - „najpiękniejsza perła to m istycz nej m etafizyki życia u c z u cio w eg o ” . W e d łu g A kw inaty miłość rodzi następ u ją ce o w o c e : 13
1. Jedność p o m ię d z y k o ch a ją cy m a przedm iotem ukochanym .
Już A rystofa nes p ow iedz ia ł, że zakochani pragnęliby z obojga stać się jed n y m , p o n ie w a ż je d n a k taka je d n o ść - pisze św. T o m asz - spow odow ałaby
11 P o r. M . A . K r ą p i e c . P sy c h o lo g ia ra c jo n a ln a , L u b lin 1996, s. 248. 12 S T h , I-II, 27, 3.
zgubę jed n eg o z nich lub obojga, w obec tego p o s z u k u ją jed n o ści stosow nej i odpow iedniej, by m ogli w z ajem nie obcow ać, pro w a d zić w spólne ro z m o w y i utrzym yw ać w łaściw ego rodzaju związki. M iłość skłania k o ch a ją ceg o do pożądania i szukania obecności osoby ukochanej; jest to więc w sp ó ln e o b c o wanie, które urzeczyw istnia tę jedność. T o m iłość spraw ia, że o soba u k o ch a n a jednoczy się w pew ien sposób z podm iotem k ocha ją cym ; miłość - p isze św. Tom asz - jed n o cz y bardziej niż poznanie. S w ą analizę jedności ja k o skutku miłości A kw in a ta prow adzi dalej. P odobnie j a k m iłość m oże być d w o ja k a (przyjacielska i pożądaw cza), tak też i j e d n o ś ć 14, kiedy bow iem ktoś kocha m iłością pożądaw czą, widzi w drugim jak b y część sw ojego d o b robytu, n a to miast gdy ktoś kogoś kocha m iło śc ią przyjacielską, chce dla niego dobra tak, jak dla siebie sam ego, gdyż widzi w nim ja k b y d rugiego siebie (a lte r ego). Stąd przyjaciela naz y w a się p o ło w ą swej duszy. P ie rw sz y rodzaj jed n o ści jest urzeczyw istniany przez miłość spraw czo, tzn. p o b u d za on a do s zu k a n ia o b e c ności ukochanego przedm iotu ja k o czegoś an a lo g ic zn eg o i p ra w d ziw ie w ła s nego. Drugi rodzaj jedności jest spraw iany przez m iłość istotnościow o, g dyż sama miłość jest je d n o ś c ią i więzią. Dziś p o w ied z ie lib y śm y , że pierw szy rodzaj miłości (jedności) to miłość egoistyczna, za ch łan n a na d rugiego c z ło wieka, ciągle poszukująca jego obecności, n a tom iast d ru g a to m iłość dojrzała, dająca jed n o ść z sam ego faktu k o c h a n ia 15.
2. W z ajem n e przenikanie się, czyli zażyłość.
Istota u k o ch a n a zaw iera się w kochającym w tym zn a czeniu, że je s t p rz e d miotem jeg o uczucia i upodobania. K ochający zaś za w iera się w istocie u k o chanej, o ile niejako p rzenika w głąb tego, co w niej je s t n ajbardziej w e wnętrzne. Nic bow iem nie przeszkadza - pisze św. T o m a sz - aby coś w r ó ż ny sposób zaw ierało coś i zaw ierało się w cz ym ś. P o d o b n ie ja k rozum p rz e n i
14 Z e w z g lęd u n a sp o só b o d n o sz e n ia się p o d m io tu d o p rz e d m io tu , c zy li o so b y k o c h a ją c e j do o d p o w ia d a ją c e g o je j d o b ra , św . T o m a sz o d ró ż n ia d w a ro d z a je m iło śc i: p r z y j a c i e l s k ą , czy li d o s k o n a lą (a m o r a m ic itia e ) i p o ż ą d a w c z ą , c z y li n ie d o s k o n a łą , e g o is ty c z n ą (a m o r c o n c u p is c ie n tia e ). P ie rw sz a z n ich m a m ie jsc e w te d y , g d y k o c h a m y k o g o ś ze w z g lęd u na n ieg o sa m eg o , c zy li ta k ą m iło śc ią , k tó ra p o le g a n a w o li c z y n ie n ia o so b ie u k o c h a n e j teg o , c o j ą d o sk o n a li, co je s t d la n iej n a p raw d ę d o b re . D ru g a - g d y k o c h a m y k o g o ś ja k o śro d e k do ja k ie g o ś c elu , ze w zg lęd u n a sie b ie , g d y k o c h am y c o ś d la te g o , że to c o ś je s t d la nas sa m y ch d o b rem . T en je s t n aszy m p rz y ja c ie le m , d la k o g o c h c e m y d o b ra , te g o z aś p o ż ąd a m y , k o g o c h ce m y dla sie b ie . P o d z iału te g o n ie n a le ż y ro z u m ie ć ja k o p o d z ia łu n a d w ie ró ż n e m iło śc i, lecz s ą to ra c z e j d w a sp o so b y m iło w a n ia. T a sa m a b o w ie m m iło ść m o że być m iło ś c ią p rz y ja c ie ls k ą i p o ż ą d a w c z ą z ara ze m . Ś w . T o m a sz pisał: „ M iło ś ć n ie d z ie li się n a p rz y ja ź ń i p o ż ą d a n ie, lecz na m iło ść p rz y ja c ie ls k ą i p o ż ą d a w c z ą ” (S T h , I-II, 26, 4).
15 P o r. a n alizę p sy c h o lo g ic z n ą ro z w o ju m iło śc i w : M . B r a u n - G a ł k o w s k a , R o z m o w y o ży c iu i m iło śc i, W a rsz a w a 1986. s. 127.
ka to, co poznaje, tak uczucie m iłości w n ik a w głąb istoty ukochanej. Ale - do d aje św. T o m a sz - k ocha ją cy jest w u k o c h a n y m inaczej przez miłość pożą- daw czą, a inaczej przez m iłość przyjacielską. M iłość po żą d aw c za bow iem nie za d o w a la się ja k im k o lw ie k z e w nętrz nym , pow ierzch o w n y m osiągnięciem lub z a c h o w a n ie m się istoty ukochanej, lecz usiłuje j ą posiąść w sposób dosko nały, przen ik ając niejako do jej w nętrza. N a to m iast przez miłość przyjacielską k o ch a ją cy je s t w ukoch a n y m w tym znaczeniu, że dobro i zło przyjaciela uznaje za swoje, a je g o w olę za w ła s n ą tak, że niem al sam w swoim przyja cielu zdaje się o d cz u w ać dobro i cierpieć zło. C e c h ą charakterystyczną przy ja c ió ł je s t to, że c h c ą tych sam ych rz ecz y oraz że to samo ich cieszy i to sam o ich sm uci. T a k więc, uznając sp ra w y przyjaciela za s\\'oje, kochający w y d a je się być w uko ch a n y m , jakby utożsam iając się z nim. T ę myśl św. T o m a s z a m o żn a ująć j e sz c z e inaczej, a m ian o w icie w zajem ne przenikanie się, m ając e m iejsce w miłości pożą daw c zej, je s t zniszczeniem naturalnej o d rę b ności, je st j a k b y pasoż ytnic zym „ w c z e p ie n ie m ” się w drugiego człowieka, które za w s z e pro w a d zi do zguby obojga. N a tom iast przenikanie się w miłości p rzy ja cielsk iej je st bud u jące dla obu stron; daje szansę dostrzeżenia drugiego c z ło w ie k a (tego, co dla niego dobre, a co złe) z je d n o cz es n y m zachowaniem w łasne j odrębności.
3. Z a c h w y t osoby kochającej z p o w o d u istoty ukochanej.
Św. T o m a sz po jm u je zachw yt ja k o „w yjśc ie p o za siebie”, poza ciasny krąg z a in te reso w a ń w ła s n ą osobą, poza krąg w łasn e g o egocentryzm u (skoncentro w a n ia n a sobie). M iłość sprawia, że c z ło w ie k roz m yśla o ukochanej istocie, jeśli zaś ro z m y ślan ie o jakiejś rzeczy je st natężone, pow oduje to oderwanie się od innych rzeczy. A k w in a ta pro w a d zi tę myśl dalej i d okonuje kolejnego rozróżnienia: inaczej prz ejaw ia się z a ch w y t w przypadku m iłości p o żą d aw czej, a inaczej w p rz ypadku m iłości p rzyjacielskiej. W miłości pożądaw czej k o ch a ją cy w znosi się ponad siebie ku dobru zew nętrznem u, które pragnie m ieć, ale za sadniczo nie w znosi się po n ad pożądanie, lecz zam yka się w ra m a ch tegoż uczucia. N a tom iast w m iłości przyjacielskiej uczucie na ogół w y c h o d z i po za siebie, g d y ż chce dobra dla przyjaciela i dobro to sprawia, starając się i troszcząc się o nie ze w z g lę d u na u k o c h a n ą osobę, przejm ując na siebie troskę i starania o jej szczęście. Ten, kto kocha, w takiej mierze w y c h o d z i po za siebie, w jakiej chce d o b ra dla przyjaciela i w jakiej je spra wia. W id z im y więc, że zachw yt nie za w sze jest „w yjściem poza siebie”, że m o że on za m yka ć c z ło w ie k a na dobro d rugiego i być jedynie um ocnieniem w łasn e g o egoizm u. T ylko z a chw yt to w arzy szą cy miłości przyjacielskiej jest sz a n są dla człow ieka; m o że on sprawić, że c z łow ie k jak „Bóg, który wyszedł
poza siebie przez m iło ść ” (STh, I-II, 28, 3) i sw ą m iło śc ią p rz ez p o d o b ie ń stwo uczestniczy w miłości Bożej.
4. G orliw ość jak o skutek n a tę ż e n ia miłości.
Skoro miłość jest dążeniem ku istocie ukochanej, jasn e jest, że dąż y ona do w ykluczenia w szystkiego, co się jej sprzeciw ia. Jednak fakt ten „ z a c h o d z i” inaczej - pisze św. T o m asz - w m iłości pożą daw c zej, a inaczej w miłości przyjacielskiej. W m iłości pożą d aw c zej ten, kto czegoś usilnie pożąda, z w raca się przeciw temu w szystkiem u, co sp rz eciw ia się o siągnięc iu rzeczy u k o c h a nej lub jej spokojnem u używ aniu. M iłość p rz yjacielska n ato m iast stara się o dobro przyjaciela i dlatego, jeśli je s t żarliwa, sprawia, że c z ło w ie k z w raca się przeciw w szystkiem u, co sp rz eciw ia się dobru przyjaciela. O ile w ięc miłość pożądliw a rodzi gorliw ość egoisty cz n ą, n a sta w io n ą na siebie sam ego, o tyle miłość przyjacielska w swej g o rliw ości szuka nie siebie, lecz dobra ukochanej osoby dla niej sam ej i p o b u d z a c z łow ie ka do p rz eciw s taw ia n ia się temu w szystkiem u, co sprzeciw ia się je j szczęściu.
5. W pływ na kochającego.
W edług św. T om asza, m iłość o d p o w ied n ieg o dobra doskonali i u lepsza kochającego, natom iast m iłość n ie o d p o w ie d n ie g o dobra (dobra p ozornego) osłabia go i psuje. D osk o n ale n ie się o so b y kochającej przez m iłość tego, co jest naprawdę dla niej dobre, je s t o czyw iste, skoro dobrem dla każdej osoby jest właśnie to, co j ą doskonali. D lateg o m iłość do B oga n ajbardziej d o s k o n a
li i ulepsza człow ieka; m iłość zaś grzechu osłabia go i psuje. Ale zdarza się - gdy chodzi o stronę m ateria ln ą (cielesną) uczucia m iłości - że m iłość szkodzi kochającem u ze w z g lę d u na n a d m ia r tego rodzaju p rzem iany, „z aśle pia” bowiem go w pożądaniu. D o sk o n ale n ie zaś urz ecz y w istn ia się za p o ś re d nictwem radości, k tórą miłość rodzi, gdy zdobędzie ukoch a n y przedm iot. Potocznie mówi się, że człow iek za k o ch an y widzi świat przez róż ow e o k u la ry, tzn. jest cały przepełniony r a d o ś c ią i dlatego d ostrzega w o kół tylko to, co jest dobre i piękne.
6. W szystko, co k ochający czyni.
Sw. Tom asz w skazuje na m iłość ja k o na n a jo g ó ln iejs zą p rz y czy n ę ludzkich czynności i dzieł każdego cz ło w ie k a, a w y jaśnia to następująco: każdy, kto coś czyni, czyni to dla jakiegoś celu; c e le m zaś dla każdego je st dobro u p ra g nione i um iłow ane. Jest w ięc ocz y w iste , że k to k olw iek coś czyni, c z y m k o l wiek by to było, działa z miłości. M iłość je st więc p ie rw s z ą p rz y c z y n ą d z ia łania. Podobnie miłość kobiety do m ę ż c z y z n y i m ężczyzny do kobiety p o b u dza do działania. M o ż n a pow iedzieć, że m ia rą miłości je s t zdolność c z ło w ie ka do działania na rzecz d rugiego czy ze w z glę du na niego, a um iejętność
a k ty w n e g o i od p o w ied z ia ln eg o działania św iadczy o dojrzałości do m ał ż e ń s t w a 16.
A n a liz a skutków m iłości d o k o n an a przez św. T o m a sz a pogłębia nasze ro z u m ie n ie samej m iłości, dając je d n o c z e śn ie pew n e d rogow ska zy co do kieru n k u rozw oju cz ło w ie k a w tym aspekcie. R o zróżnienia dokonane przez A k w in a tę w s k a z u ją nam , że nie każ da m iłość „pod n o si” c z łow ie ka w jego cz ło w ie cze ń stw ie, że nie dzieje się to a u tom atycz nie w raz z faktem uczucia „ k o c h a n ia ” , że m o żn a k ocha ć i je d n o c z e ś n ie coraz bardziej w idzieć samego siebie j a k o cel, „ w c h ła n ia ją c ” egoistycznie w siebie drugiego człowieka.
W św ietle dość p o w sz e c h n e g o ro z um ie nia tzw. rozw oju m iłości jako zm ia ny in tensyw ności u c z u c io w e g o p rz eżyw ania, aktualne stają się pytania, jakie staw ia św. Tom asz: „C zy m iłość m oże w z ra sta ć ? ”, „Czy miłość w zrasta przez d o d a n i e ? ” 17. O dpo w ia d ając słow am i św. A ugustyna: „m iłość zasługuje na to, by w zrastać, aby - gdy w z ro śn ie - u d o skonaliła się” , A kw in a ta pisze, że m iłość nie w zrasta przez dodanie, lecz jest siłą, która p rzekształca całego człow ieka. W z m a g a się ona w p o siadają cym j ą podm iocie, je st to więc zm ia n a istoty, a nie zm ia n a przez d odanie m iłości do miłości j u ż istniejącej. W z ro st m iłości - pisze św. T o m a s z - to nie w zrost pod w zględem „żaru u c z u c io w e g o ” , lecz w z m a g a ją c e się „bycie w p o d m io c ie ” , czyli coraz większe „ w k o rz e n ia n ie ” się w podm iot, coraz w iększ e „z adom ow ianie się w n im ” . M iło ść p rz em ien ia się w ten sposób, że prz y jm u jąc y j ą p o d m iot coraz b ar dziej w c h ła n ia j ą w siebie, n ią się przejm uje, to znaczy staje się podatny na c z y n ie n ie w e dług niej i coraz bardziej jej ulega.
S ło w a św. T o m a sz a s ą tak klarow ne, że w łaściw ie w szelki kom entarz w y d a je się zbędny. D opiero w zestaw ieniu z dzisiejszym , uproszczonym ro z u m ie n ie m tzw. ro z w o ju m iłości jak o n arastającego uczucia, w edług którego ten b ardziej kocha, kto d o zn a je nam iętniej, w idzim y, że myśl A kw inaty jest zg o d n a z tym, czego sam i d o św iadc zam y. Sw. T o m asz daje nam pełne, ludz kie w y jaśn ien ie tego, cz y m jest w zrost miłości. Bardziej kochać to nie znaczy bardziej (nam iętniej) p rz eży w a ć, lecz być tak w ypełnionym m iłością, by w y d a w a ć z siebie jej ow oce. Jest to miłość na m iarę człow ieka. T ak roz um ia n a p rz e m ia n a m iłości, je s t z a d a n i e m , a je d n o cz eśn ie c h lu b ą dla czło w ieka, n ato m iast p o jm o w a n ie miłości ja k o rosnącej nam iętności - to jej s p ro w a d z a n ie do form y niedojrzałej, j a k a na ogół m a m iejsce w okresie d o
16 B ra u n -G a łk o w s k a w k s ią ż c e M iło ś ć a k ty w n a p o d k re ś la z n a c z e n ie a k ty w n o śc i o b o jg a m a łż o n k ó w , ich n a s ta w ie n ie n a w s p ó łd z ia ła n ie i w s p ó łp ra cę .
rastania. T ak rozum iany w zrost m iłości nie m a w e dług św. T o m a sz a sw ego kresu w życiu ziem skim : „Nie m ożna zakreślić k ońcow ej granicy, po za k tórą wzrost m iłości nie m ógłby w ykroczyć. R azem b o w iem ze w zrostem miłości stale w zm aga się zdolność dalszego w z ro s tu ” 18.
A ktualne w ydaje się rów nie ż kolejne pytanie św. Tom asza: „Czy p o d miotem miłości jest w o la?” O dp o w ie d ź je st jed n a. P odm io tem miłości jest dobro, a ono je st w woli jak o podm iocie, tzn. p o cz ątek swój czerpie ze z m y słów ja k o skutek pożądania zm ysłow ego, ale potem dołącz a się rozum i wola: „ja chcę ciebie kochać i rozum iem d la c z e g o ” . T u m ożem y znaleźć u z a s a d nienie postulatu dłuższego „chodzenia ze s o b ą ” , po to, by poznać się, by móc powiedzieć „ja chcę, ja w y b ie ra m ” . D latego w iek dojrze w an ia, który jest „samym p rz e ż y w a n ie m ” , nie jest dobrym okresem do p o d e jm o w a n ia decyzji o życiu w m ałżeństw ie (choć nie jest to j e d y n y arg u m e n t za tym).
Sentym entalizm , tak w szechobecny w naszej kulturze, jest re z y g n a c ją z wpływu woli na działanie człow ieka i re d u k c ją bo g ac tw a życia d u ch o w eg o człow ieka do poziom u gry uczuć. O słabia on odp o w ied z ia ln o ść c z ło w ie k a za to, co robi, w ydając go na pastw ę nieko n tro lo w a n y ch uczuć. Z a p o m in a się dzisiaj, że pełny, tzn. ludzki, akt miłości je s t aktem w y b o ru dobra drugiej osoby, czyli jest aktem roz um nym i w olnym . Im puls m iłości w y c h o d zi z porządku pozn a w cz o -zm y sło w eg o , ale dec yzja m iłości jest zaw sze d e c y z ją rozumnej woli. D o skonalenie do m iłości poleg ało b y więc na podniesieniu rozum ności, czyli sam ośw iadom ości w yboru (dlaczego w y b i e r a m ? ) 19.
W arto rozpatrzeć jeszc ze je d e n problem poruszony przez św. T om asza. Pyta on: „C zy m iłow anie jest tym sam ym , co k o c h a n ie ? ”20. O d p ow ia dając, dokonuje on ro z różnienia na: lubienie, ukochanie, u m iło w an ie i przyjaźń. Lubienie je st term inem bardziej ogólnym i nie w y m ag a bliższe go w yjaśniania, ukochanie zaś dodaje do lubienia ideę uprzedniego w y b o ru (św ia dom ość wyboru), zakłada sąd rozumu; u m iłow anie n a tom iast dodaje do u k o ch a n ia pew ną doskonałość, w m iarę ja k to, co kocham y, bardziej ce nim y - zgodnie ze źródłosłow em sam ego słowa miłość - c a r i t a s (łac. c a r u s - drogi). R o z ró ż nienie podane przez św. T o m a sz a odzw ie rcied la je d n o c z e śn ie p e w n ą drogę, jak ą m ogą przebyć młodzi ludzie, którzy „ z ak o ch u ją się w s o b ie ” . Niestety
przytoczone term iny są dziś niem odne i prawie w yszły z użycia. Ludzie,
18 STh, II-II, 24, 7.
19 B ra u n -G ałk o w s k a, jw ., o k re śla c e le k u rsó w d la n a rz e c z o n y c h ja k o z m ie rz a ją c e do zw ięk sze n ia e m p a tii, k tó ra p ro w a d zi w ła śn ie d o le p s ze g o p o z n a n ia d ru g ie j o so b y , re fle k sy jn o śc i i u m ie jętn o śc i k o m u n ik o w a n ia się.
którzy w c h o d z ą w zw iązek m ałże ński i db ają jed y n ie o miłość roz u m ia n ą ja k o w zrost zm y sło w eg o żaru (nam iętności), a także nie znają subtelnych, lecz realn y ch m o żn o ści z a k tu a liz o w an ia miłości na sposób praw dziw ie ludzki, d o ś w ia d c z a ją b o lesnych roz cza row ań. P raw dy o miłości dostrzeżone przez św. T o m a s z a i innych sta n o w ią p o z n a w c z ą inspirację, a także nadzieję na to, że m o ż liw e je st w m ałże ń stw ie u kocha nie i um iłow anie, a wreszcie przyjaźń j a k o n ajw y ż sz y stopień m iłości.
Sw. T o m a sz p rz ed staw ia prz y ja źń jak o życzliw ość osób w zajem nie kocha ją c y c h się, ży czliw ość o p a r tą na ich w spółdziałaniu w dążeniu do tych sa m y c h celów . N a m iłość ja k o p rzyjaźń sk ład ają się trzy p o s t a w y ' a ) ż y c zl i w o ś ć, k tóra p o leg a n a tym , że ktoś życzy drugiem u dobra i nie życ zy m u zła; b) z g o d a po leg ają ca na tym, iż przyjaciele chcą lub nie c h c ą tego sam ego; c) d o b r o c z y n n o ś ć , która polega na tym, że tem u, ko g o się kocha, czyni się dobro i nie zadaje się bólu.
P o d o b n ie ja k miłość, tak też przyjaźń zm ienia swój ch arakter w m iarę jej aktualizacji, czyli p rz em iany jak o ścio w e j.
M ło d o c ia n i - p isz e św . T o m a sz - s ą sk ło n n i d o k o c h an ia i są g w a łto w n i w m iło ści, k o c h a ją b o w iem n ie n a p o d s ta w ie w y b o ru , ale p o d w p ły w em u c zu c ia i p o ż ą d a n ia p rz y je m n o ś c i. D la te g o m iło ść ich o d z n a c z a się g w a łto w n y m n a p ię c ie m , a p o n iew aż zaś u c z u c ie sz y b k o p rz e m ija , m iło ść u m ło d o c ia n y c h ła tw o ro z p ala się i g w a łto w n ie g a śn ie, i to n a w e t w ie le ra z y w c ią g u d n ia. P ó k i je d n a k trw a, m ło d o c ia n i p ra g n ą z so b ą p rz e b y w a ć c ały d z ie ń i b a w ić się w m ia rę ja k są so b ie n a w za jem m ili22.
T ę w łaśnie skłonność m łodo cian y ch ku sobie B ednarski nazyw a (za A rys totelesem ) p rz y ja ź n ią p rz y je m n o śc io w ą; jej przedm iotem form alnym , a ró w n o cześnie p o d s ta w ą w sp ó ln eg o obco w an ia, je st uczucie przyjem ności, jakiego d o z n a ją dzięki w z a je m n e m u tow arzystw u. M łodociani, j a k m ówi Arystoteles w 8 k sięd ze E tyki N iko m a ch e jsk iej, n ajw ięcej hołd u ją przyjaźni p rz yje m noś ciow ej, k ie ru ją się bow iem uczuciam i, a sąd rozum u nie jest w nich na tyle silny, by ucz ucia tak u p o rz ą d k o w a ć i w o d pow iedni sposób nim i pokierow ać. P o n ie w aż zaś uczucie zm ierza do p rz yje m nośc i lub przykrości jako do swego celu, m ło d o cian y ch n ajw ięc ej p o c ią g a to, co je st dla nich przyjem ne w danej chw ili, g dyż ucz ucia ja k o p rz ejaw y zm ysłow ej natury człow ieka najwięcej z w ra c a ją się do prz ed m io tu obec n eg o * 3. Jak podkreśla św. Tom asz, tego
21 Ś w . T o m a s z z A k w i n u , W y kła d y L istu d o R z y m ia n , P o z n a ń 1987, s. 193. 22 Św . T o m a sz p rz e p ro w a d z ił g łę b o k ą a n a liz ę p rz y ja ź n i w k o m en ta rz u d o 8, 9 k sięg i E tyki N ik o m a c h e js k ie j A ry s to te le s a - c y t. za: B e d n a r s k i, d z. c y t., s. 48.
rodzaju przyjem ności na ogół za śle p iają rozum , spraw iając, że jest on pod wpływem uczuć.
Nietrudno sobie w y obrazić persp ek ty w y m ałżeństw a, w którym je d y n y m rodzajem przyjaźni łączącej dw oje ludzi byłab y przyjaźń przy je m n o śc io w a; nie budzi zdziw ienia w ielkie ro zczarow anie, ja k ie m a m iejsce w takim m a ł żeństwie, gdzie jed y n ie p rz yje m ność w spó ln eg o bycia razem je s t tym e le m e n tem, który łączy i je s t za w sz e lk ą cenę e g z ekw ow a ny. Stąd przyjaźń p rz y je m nościow a wraz z p rz ekształcaniem się m iłości m łodzieńczej, „id e a listy c z n e j” w dojrzałą, pow inna roz w inąć się w p ra w d z iw ą przyjaźń n a rzec zeń sk ą , a potem w m ałże ń sk ą m iędzy tym i osobam i, które m ają w olę zw ią z a n ia się na całe życie w ęzłem m ałżeńskim . Przyjaźń n a rzec zeń sk a w e d łu g B e dnarskie go jest to również w zajem n a m iłość m iędzy m ę ż c z y z n ą a kobietą, j e sz c z e nie zw iązanych ze so b ą m ałże ń stw em , lecz w s półdziała ją cych w p rz y g o to w an iu się do niego przez zbadanie, czy m ałże ń stw o m iędzy nimi jest m o żliw e i w skazane oraz przez dosk o n alen ie sw ych c ha rakterów za po śre d n ic tw em o d działyw ania na siebie oraz o p a n o w an ia popędów . Istotą p rzyjaźni zarów no narzeczeńskiej, j a k i m ałżeńskiej jest w zajem n a życzliw ość, a więc szczera wola, aby czynić dobrze osobie ukochanej przez doskonalenie w artości z w ią zanych z płcią. Ale - jak pisze B ednarski - ażeby m iłość płcio w a była p rz y ja ź n ią m ałżeńską czy narzeczeńską, m u s z ą być spełnione trzy warunki: a) dwie osoby odm ien n ej płci m u s z ą się w zajem n ie kochać, m ieć w sobie skłonność do w z ajem n eg o cz ynie nia sobie dobra, czyli d o sk o n a le n ia się; b) miłość ta musi być ró w n o c ześn ie życzliw ością, a więc musi on a polegać nie tylko na uczuciu w z a je m n e g o upodobania, ale na szczerej i stałej woli w zajem nego dosk o n alen ia się, gdzie bow iem serce działa, a w o la m ilczy, tam m oże zachodzić co najw y ż ej zm y sło w e uczucie miłości, a nie przyjaźń; c) ta w zajem na życzliw ość m usi opierać się na w spólności w p e w n y ch dobrach zw iązanych z płcią, a więc na za m ie rzonym u narzeczonych, a rz ecz yw istym u m ałżonków w sp ółdziałaniu w p rz ek az y w an iu i doskonaleniu życia za p o m o c ą tych wartości.
Bednarski podkreśla, że przyjaźń n a rzec zeń sk a i m ałż e ń sk a jest tylko w ówczas praw d ziw a i doskonała, kiedy oboje narzeczeni czy m a łż o n k o w ie kochają się nie tylko dla obopólnej korzyści, p rzyjem ności, ja k ie daje im w zajem ne obcow anie, ale dla celów duch o w y ch , a zw ła szcz a m oralnyc h, jak ie naw zajem starają się w sobie rozw inąć i udoskonalić zgodnie z celem m a ł żeństw a czy narzeczeństw a. Przyjaźń m a łż e ń sk ą określa B ednarski ja k o m i łość między m ę ż c z y z n ą a kobietą, p o łączonym i ze so b ą w ię z ią m ałżeństw a i w spółdziałającym i w dosko n alen iu życia za po śre d n ic tw em w artości z w ią z a nych z płcią, a szczególnie przez prz ekaz yw anie życia poto m stw u i w y c h o w a
nie go. Jest to w ięc w spó łd ziała n ie nie tylko w e w zajem nym uszczęśliwianiu się czy n a w e t dosko n alen iu , ale także w doskonaleniu życia własnego po tom stw a.
*
W sp ó łc z e ś n ie m iłość traktuje się instrum entalnie, a nie jak o podm iotow y akt cz łow ieka, który w sposób w olny w ybiera dobro, którem u będzie służył i dzięki k tó rem u będ z ie się doskonalił. Dziś w re kla m ow o-estetyc znym op a kow aniu lalek B arbie i K e n a p rz e d sta w ia się miłość ja k o w zajem ne św iadcze nie sobie usług (cielesnych, seksualnych). T ak a miłość szybko wygasa, co jest naturalne i zro zu m iałe, p o n ie w a ż w raz z zaspokojeniem zm ysłow ym , nasy c e niem , n astęp u je z n u d z en ie i w tedy szuka się... now ego przedm iotu za spokoje nia. W ten sposób to, co n aturalnie o bec ne u m łodych ludzi, co jest przez nich intuicyjnie roz um ia ne, uleg a pod w pływ em m a ss-m ediów deform acji. Tym bardziej w ięc - p o w tó rz m y - rodzi się potrzeba uobecniania praw d od daw n a tk w ią c y c h w naszej kulturze, lecz zbyt rzadko przypom inanych. W arto zatem p rz y w o łać j e s z c z e raz p o d staw o w e tezy klasyków, traktując je jako dro g o w sk a zy dla m łodych ludzi w stępujących w zw iązki małżeńskie:
1. M iło ść to nie tylko z m y sło w e uczucie; dotyczy ona całego człow ieka - a w ięc ko rz en iam i tkwi w n aturalnej skłonności kobiety do m ężczyzny i m ężc zy zn y do kobiety - jest z a k o tw ic zo n a w jego zm ysłach (m iłość jako uczucie) o ra z a n g a ż u je jeg o rozum i wolę, dzięki którym m ożliw y jest w ybór i o d p o w ie d z ia ln o ść c z ło w ie k a za m iłość.
2. P o zn an ie je s t niezb ę d n y m w arunkiem miłości; pozn a n ie kogoś jako p ew nego dobra.
3. N a p o d sta w ie analizy skutków miłości bazującej na rozróżnieniu p o m ię dzy m iło śc ią p o ż ą d a w c z ą a m iło śc ią przyjacielską, m ożem y zarysować obraz m iłości m ałże ń sk ie j takiej, która byłaby godna człow ieka: a) jedność w m ał żeństw ie w y n ik a z sam eg o faktu kochania: miłość jedn o cz y bardziej niż p o znanie, m iłość sa m a je s t je d n o ś c i ą i w ięzią, dlatego ten, kto kocha m iłością przyjacielską, c h c e d o b ra dla d rugiego tak, jak dla siebie sam ego, gdyż widzi w nim j a k b y dru g ieg o siebie; b) w z ajem n e przenikanie się w miłości, które sprawia, że d o b ro i zło p rz yja ciela (męża, żony) uznaje się za swoje (podob nie są tra k to w a n e pro b lem y i spraw y trapiące przyjaciela), a to daje poczucie zażyłości; c) zachw yt, który jest sza n są dla człow ieka i m obilizuje go do w idzenia i starania się o dobro i szczęście dla przyjaciela (dzięki miłości c z łow ie k „ w y c h o d z i” po za siebie); d) gorliw ość, która pobu d za człow ieka do
przeciw staw iania się temu w szy stk iem u , co sp rz eciw ia się szczęściu osoby ukochanej; e) człow iek kochając doskonali się, staje się lepszy, nie w idzi już tylko siebie, lecz rów nież tę d ru g ą osobę, która jest obok, i służąc jej czuje się szczęśliwy i radosny; f) m iłość m obilizuje c z ło w ie k a do d ziała n ia dla drugiego, dając mu siły i m otyw ację.
4. W z ro st miłości w m ałże ństw ie to coraz w iększe - „ w k o rz e n ia n ie ” się w podm iot, tzn. miłość rosnąc „ p rzek s z ta łc a” c z ło w ie k a tak, że staje się on coraz bardziej podatny do czynienia w e dług jej m iary. W zrastając w m iłości, m ałżonkow ie stają się coraz bardziej jed n o ścią , coraz bardziej „ p rz e n ik a ją ” się w zajem nie, coraz bardziej „ w y c h o d z ą ” poza siebie i działa ją dla jej dobra, o dczuw ając coraz w ięk sz ą radość z tego pow odu.
5. Zw ieńczeniem czy też najw y ż szy m stopniem m iłości w m ałże ń stw ie jest przyjaźń (m iłość przyjacielska), która jest oparta na w zajem n ej ży czliw ości osób w spółdziałających w dążeniu do tych sam ych celów i p o lega na woli czynienia osobie ukochanej tego, co j ą doskonali, co jest dla niej n a p ra w d ę dobre.
6. T ak rozum iana miłość przyjacielska m oże rozw ijać się prz ez cały czas trwania m ałżeństw a; w y m ag a to je d n a k w ysiłku b u d o w a n ia w sobie trzech postaw: życzliwości, zgody i dobroczynności.
Na zakończenie p rz ypom nijm y frag m en t H y m n u o m iłości św. P aw ła z 1 Listu do K oryntian (13, 4-8); ujm uje on bow iem syntetycznie i w sposób w zniosły w szystko to, co w iem y o miłości w sposób intuicyjny:
[...] M iło ść c ie rp liw a je s t, łas k aw a je s t. M iło ść nie z az d ro śc i, nie sz u k a p o k la s k u , nie u n o si się p y ch ą; nie d o p u sz c z a się b e zw s ty d u , nie sz u k a sw eg o ,
nie uno si się g n iew em , nie p a m ię ta złeg o ;
nie c ie sz y się z n ie s p ra w ie d liw o ś c i, lec z w s p ó łw e s e li się z p ra w d ą. W sz y stk o z n o si,
w s zy s tk ie m u w ie rzy ,
w e w szy stk im p o k ła d a n a d z ie ję , w sz y s tk o p rz e trz y m a .
D IE K L A S S IS C H E T H E O R IE D E S M E N S C H E N U N D D IE V O R E H E L IG E S O W IE E H E L IG E L IE B E
Z u s a m m e n f a s s u n g
Im A rtik e l w e rd en P ro b le m e d e r L ie b e, v o r allem d e r v o re h e lic h e n u n d e h elich e n L iebe d a rg e s te llt. E s w ird b e to n t, d ie L ie b e ist ein A k t d e r p e rsö n lic h e n W ah l d es G u te n , das der a n d e re M e n sc h ist, und d e r M e n sc h , d e r w ä h lt, trä g t die V e ra n tw o rtu n g d afü r.
D ie g e g e n w ä rtig e K o n z e p tio n d e r L ie b e, nach d eren d e r M en sc h F re ih e it ist (V o lu n ta ris m u s) fü h rt zu m E g o is m u s und zum rein in stru m e n ta le n B e h a n d e ln d es a n d ere n M en sch en also zu s e in e r R e d u k tio n zum N iv e a u V e rb ra u c h s- und V e rg n ü g u n g sg ü te r.