• Nie Znaleziono Wyników

View of Pastoral Problems in American Polonia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Pastoral Problems in American Polonia"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

S tu d ia P o lo n ijn e T. 2. L u b lin 1977

PIOTR TARAS SAC

PROBLEMY DUSZPASTERSTWA POLONIJNEGO NA PRZYKŁADZIE SYTUACJI W USA

Istota życia społecznego związana jest ze społecznym zaspokojeniem ludzkich potrzeb. Człowiek pewne potrzeby zaspokaja sam, indyw idual­ nie, inne przy pomocy osób drugich i wówczas wchodzi w odpowiednie in ­ terakcje społeczne: naw iązuje kontakty, podejm uje określone czynności społeczne, dokonuje wymiany, zdobywa kw alifikacje, zakłada instytucje — w konsekwencji czego tworzą się odpowiednie instytucje i stru k tu ry życia społecznego.

Duszpasterstwo z punktu widzenia socjologii jest czynnością społecz­ ną realizowaną w określonym kontekście kulturow ym , związaną z zaspo­ kojeniem jakiegoś rodzaju ludzkich potrzeb. Z tej racji rozważanie pro­ blemu duszpasterstwa należy ująć w odpowiednią socjologiczną teorię kultury.

Emigracja powodowana jest nadzieją lepszego zaspokojenia potrzeb ludzkich: uzyskania osobistej wolności lub zdobycia lepszych środków m aterialnych do życia. Osoby em igrujące podejm ują jednak pewne ryzy­ ko: zryw ają dotychczasowe więzy społeczne nie wiedząc, w jakim stop­ niu, na jakich w arunkach i jak szybko nawiążą je z nowym środowiskiem. Zależnie od .dziedzictwa i wykształcenia posiadają w łasny model potrzeb i sposób ich zaspokajania (swoją kulturę). Czy w ich własnym doświad­ czeniu nie nastąpi „zderzenie się” różnych kultur? Czy łatwo w ejdą w in ­ terakcję społeczną ze swym nowym otoczeniem? Czy osiągną korzystną integrację społeczną?

W takich okolicznościach może w zrasta psychiczny niepokój, ja k rów ­ nież potrzeby religijne, zaspokojenie których nabiera szczególnego zna­ czenia: mogą one stanowić osnowę posiadanych nadziei, mogą chronić psy­ chikę i m oralną osobowość człowieka przed dezintegracją i rozkładem. Opieka duchowa nad em igrantam i ma więc w ielkie znaczenie, ale musi spełnić pewne w arunki: musi mieć powiązanie zarówno z ich k u ltu rą, jak i z ku ltu rą k ra ju osiedlenia oraz łączyć się z perspektyw ą ich życiowych dążeń.

(2)

Mówiąc o potrzebach i sposobie ich zaspokajania (czyli o kulturze) so­ cjologowie szukają ich charakterystycznych cech, głównych trendów, przewodnich idei, które umożliwiają uporządkować, porównać, wskazać na prawidłowości, by lepiej zrozumieć lawiną zjawisk życia społecznego. Między innym i rozróżnia się w socjologii kultu rę służenia tradycji (ang. tradition-directed), k u ltu rę autonomii w ew nętrznych imperatywów (ang. inner-directed) i k ultu rę kompromisowego współdziałania (other-direc- ted. Chodzi tu o model, o m yśl przew odnią i prawidłowości, które kształ­ tu ją ludzkie potrzeby, ich hierarchię i rozwój oraz sposób ich zaspoka­ jania.

W społeczeństwie kierow anym tradycją „[...] działalność większości osób jest określona przez charakterystyczną cechę, posłuszeństwa trad y ­ cji [...]” pisze David Riesman h Ten ma społeczne uznanie (prestiż), kto szanuje i jest nosicielem tradycji (przekazuje innym tradycję).

Możemy poznać znaczenie tego określenia, kiedy uświadom im y sobie, iż w spo­ łeczeństw ach, w których tradycja jest dominującym modelem utrzymania ładu, uwaga człow ieka jest skonoentrowana na zachowaniu zewnętrznej harm onii postę­ powania. Gdy zachow anie się jednostki jest regulowane szczegółowym i przepisa­ m i, w tedy indyw idualność charakteru nie m usi być wysoko rozwinięta, by dosto­ sow ać się do zasad, które są zobiektyw izow ane w obrzędzie i w estetyce. Jednak należy podkreślić, iż natura społeczeństw a m usi być zdolna do w yw ołania odpo­ w iedniego zachowania się i p osłu szeń stw a2.

Owo szanowanie dziedzictwa przeszłości jest nie tylko bazą kultury, ale i dyrektyw ą jej dalszego tworzenia.

Wyższą fazą rozw oju jest k u ltu ra autonomii wew nętrznych im peraty­ wów (inner-directed). Główną jej cechą jest to, iż człowiek jako jednost­ ka fizyczna lub jako grupa społeczna, np. klasa robotnicza czy naród, wi­ nien mieć swój w ew nętrzny ideał stosowny do czasu i okoliczności, jakiś wielki doraźny plan, k tó ry w życiu winien realizować nie bacząc na tra ­ dycje ani na inne osoby. Prestiż społeczny, poważanie człowieka zależy od tego, co on w życiu osiągnął dzięki osobistej inicjatywie. Dominanta tej k u ltu ry w ystąpiła w Europie Zachodniej i w Ameryce Północnej w XVIII, X IX i w początkach XX w. Łączy się z rozwojem przemysłu, kapitalizm u, nacjonalizm u i rasizmu.

Jej znam ieniem — pisze Riesm an — jest w zrost osobistej (ludzkiej) ruchliwości, szybkie grom adzenie kapitału (razem z ogromnymi technologicznymi zmianami) i p raw ie ciągła ekspansja: in tensyw ny w zrost produkcji materiałów, przyrost n a­ turalny ludności, w ykorzystyw anie bogactw naturalnych, kolonizacja i imperium.

1 The L on ely C ro w d : a S tu d y of the Changing A m erican Character. N ew Ha. ven 1961 s. 15.

(3)

Im w iększy w ybór oferuje społeczeństwo, tym w iększych in icjatyw domaga się ono od jednostki, żeby m ogła ona podołać now ym problemom, jakie w ynikają z tego t y ­ pu kultury, i żeby była zdolną żyć społecznie bez naśladow ania ścisłych zasad tra­ dycyjnych. Społeczeństwom , w których in n er-d ircted nabiera znaczenia, m im o że interesują się one także zgodnością postępow ania sw ych członków, n ie wystarcza tylko harm onia ich zachowania się. Za dużo p ow staje now ych sytuacji — sytuacji, których znaczenie n ie m oże być przew idziane z g ó r y 3.

Osiągnięcia k u ltu ry społeczeństw inner-directed są wielkie, ale nie zawsze hum anitarne. Jej wynikiem były ostre konflikty społeczne i m ię­ dzynarodowe, które doprowadziły do I i do II w ojny światowej. K ultu ra ta została poddana głębokiej krytyce. W refleksji nad zaistniałą sytuacją uświadomiono sobie, że cele i ideały realizowane w dotychczasowy spo­ sób mogą prowadzić do niekorzystnych sytuacji w zaspokajaniu potrzeb oraz do konfliktów. Kom unikacja i mass m edia pozwoliły też poznać, iż żadna k u ltu ra nie jest szczytem doskonałości, że można i należy się uczyć od drugich w celu doskonalenia swojej własnej kultury.

Owo zwrócenie się k u innym kulturom , jak również k u trad y cji (ale z innych racji i z inną postawą niż w kulturze tradition-directed), aby w ich kontekście kształtować swoje potrzeby i w doskonalszy sposób je za­ spokajać, nazwano k ulturą kompromisowego współdziałania other-directed albo po prostu, ku ltu rą „kompromisów”. Riesman tak ją charakteryzuje: 1 „Cechą wspólną dla wszystkich społeczeństw czy jednostek other-directed jest to, że współczesność jest źródłem ich działania”. Przez współczesność” Riesman rozumie równe partnerstw o podmiotów działania: osób lub grup społecznych.

Intensyw ny sposób kontaktu z innym i pozwala na lepszą harm onię działania nie przez wyuczony przym us zachowania się, jak w kulturze tradition-directed, lecz raczej przez w yjątkow ą wrażliwość na akcję i ży­ czenia drugich. „Członek społeczeństwa other-directed jest kosmopolitą. Dla niego granica pomiędzy swoim a obcym — granica zaznaczona w yraź­ nie w społeczeństwach kierowanych tradycją — została zburzona. Pod­ czas gdy osoba inner-directed może czuć się za granicą jak w domu, po­ siadając cechę niewrażliwości w stosunku do innych, osoba o kulturze other-directed jest w domu wszędzie i nigdzie w tym sensie, że m a zdol­ ność do powierzchownej zażyłości z każdym.

Jednostka kierowana trady cją otrzym uje sygnały od innych, lecz one przechodzą w kultu raln ą monotonię: taka jednostka nie potrzebuje skom­ plikowanych pomocy do podtrzym ania łączności. Człowiek o kulturze other-directed musi być zdolny do otrzym ywania sygnałów z bliska i z da­ leka, z różnych źródeł, których jest wiele, a zm iany są szybkie. To, co może być przyswojone, to nie ustalony kod, sposób zachowania się, lecz

(4)

opracowana ap aratu ra potrzebna do przyjm owania i przekazywania wia­ domości oraz brania udziału w ich c y rk u la cjii. Ten typ k u ltu ry rozwija się tylko wtedy, gdy ludzie mogą łatwo zaspokoić swoje pierwsze potrze­ by. W tedy rodzi się w nich pragnienie udoskonalenia swojej kultury, pragnienie kontaktu „pokojowego” z innym i kulturam i.

D odajm y jeszcze, iż w historii ludów wymienione typy k u ltu ry mogą się pow tarzać na drodze postępu spiralnego i że nie można szukać ostrych granic czasowych czy terytorialnych. Ciągle bowiem dokonuje się dyfu­ zja k u ltu r, w czym m igracje odgryw ają ważną rolę.

K ażdy z wymienionych typów k u ltu ry ma pewne konsekwencje dla życia religijnego i duszpasterstwa. Kościół katolicki bowiem usiłuje wpi­ sać się w kontekst każdej kultury. W życiu religijnym katolików długie wieki dominowała k u ltu ra tradition-directed. Jej uwieńczeniem był So­ bór Trydencki. Problem y, jakie stw orzyła k u ltu ra inner-directed, pró­ bował rozwiązać Sobór W atykański I i następujący po nim papieże. Pró­ bowano dokonać fuzji obydwu k u ltu r w życiu religijnym . Kościół zacho­ w ując w artości trad ycji przyjm ow ał też postawę właściwą kulturze inner-directed: przedstaw ił się jako społeczność doskonała z nieomylnym papieżem (w spraw ach swojego celu). W życiu religijnym szukano nie­

zawodnych i łatw ych środków do osiągnięcia celu — zbawienia. Jest to okres pryw atnych objawień akceptowanych przez Kościół (ukazujących sposób zapewnienia sobie zbawienia, np. pierwsze piątki miesiąca), okres ascezy „ideału osobistego”, okres narodzin wielu zgromadzeń zakonnych, tzw. „czynnych”. Był to w yraz k u ltu ry inner-directed.

K ryzys tego ty p u k u ltu ry dotknął również życie religijne. Starał się go rozwiązać Sobór W atykański II. Kościół obejmuje jednak ludy będą­ ce na różnym poziomie kultury. S tarły się przeto w nim różne prądy. U jaw nił się krępow any przez tradition-directed indywidualizm. W yra­ zem dialogu oraz other-directed jest np. D ekret o ekum enizm ie z h a­ słem dialogu oraz K o n stytu cja duszpasterska o Kościele w świecie współ­ czesnym nakazujące szukania „zriaków czasu”. Tego rodzaju postawa była niemożliwa do zaakcentow ania w kulturze inner-directed. Kościół uznał, że do realizacji swojego posłannictwa potrzebne mu są elem enty innych kultur.

Jakkolw iek celem tego arty k u łu nie jest analizowanie więzów łączą­ cych życie religijne z k u ltu rą danego społeczeństwa, to jednak uważam za konieczne zasygnalizowanie tego problemu, ponieważ wysuwa się on na czołowe miejsce w problem atyce duszpasterstw a emigracyjnego. Jego rozumienie stanowi w arunek posiadania właściwej koncepcji, wizji dusz­ pasterstw a — czego brak, niestety, duszpasterstw u polonijnemu. Osoby

(5)

emigrujące powodują bowiem „zderzanie się k u ltu r”, a duszpasterstw o to nie tylko nauczanie katechizmu, sprawowanie sakram entów i odpra­ wianie nabożeństw, ale to również ukazywanie sensu praktyk religijnych w kontekście całości potrzeb człowieka. Kto chce być dobrym liderem , duchowym emigrantów, musi znać nie tylko ich język i psychikę, ale rów ­ nież rozumieć ich potrzeby obecne i przewidywać przyszłe, musi wie­ dzieć, do czego będą oni dążyć w nowym społeczeństwie, aby te w łaśnie potrzeby łączyć z wartościami religijnym i. Nie jest to rzecz prosta ani łatwa. Łączy się z tym problem, odpowiedniej swobody działania duszpa­ sterskiego: własnej autonomii adm inistracyjnej i swobody otw ierania pla­ cówek duszpasterskich.

Praca duszpasterska ma również swój aspekt jurysdykcyjny. Ksiądz opiekujący się em igrantam i musi podlegać jakiem uś ordynariuszowi. J e ­ śli jest on również em igrantem i chce tworzyć odrębne duszpasterstwo,.. odrębną parafię, powstaje problem jego relacji do miejscowego ordyna­ riusza. Są tu możliwe dwa rozwiązania: 1. duszpasterze em igrantów po­ zostają pod bezpośrednią jurysdykcją miejscowego ordynariusza, k tó ry może rozporządzać również ich kościelnym m ajątkiem , lub 2. tw orzą w ła­ sną adm inistrację zależną od Stolicy Apostolskiej.

Nie jest też celem tego arty ku łu przeprowadzenie prawno-socjologicz- nej analizy dokumentów Kościoła dotyczących duszpasterstw a m igracyj­ nego. Wspomnę tylko, iż Kościół od wieków przyznaw ał em igrantom prawo do posiadania własnego duszpasterza, lecz w ydane w tej spraw ie przepisy począwszy od Soboru Laterańskiego IV z 1215 r. do Kodeksu Praw a Kanonicznego z 1918 r. (kan. 216 § 4) suponują rozwiązanie pierw ­ sze, tj. poddanie duszpasterzy em igrancyjnych miejscowemu ordynariu­ szowi. Prawodawca nie b rał pod uwagę zasadniczej tezy polityki społecz­ nej o zachowaniu równowagi sił (znaczenia) między grupam i społeczny­ mi, na każdej płaszczyźnie życia, gdzie mogą zachodzić wyzysk i konflik­ ty. Wyzysk społeczny może zachodzić również na płaszczyźnie życia reli­ gijnego.

Od początku XIX w. wzmogła się migracja ludności, która do naszych czasów objęła około 100 min osób, a dziś liczy około 50 m in osób 5. Wyło­ niły się problem y duszpasterstw a migracyjnego i towarzyszące im kon­ flikty z miejscową władzą. Stolica Apostolska wydała w tej spraw ie dzie­ siątki przepisów. Sam papież Pius X II w ydał 34 dokum enty dotyczące opieki duchowej nad em igrantami, których ukoronowaniem była k o nstytu­ cja apostolska E xsul fam ilia w ydana w 1952 r., nazw ana Magna charta duszpasterstwa emigracyjnego. Przyjm ow ała ona możliwość istnienia odrębnej adm inistracji duszpasterzy em igracyjnych (kan. 5). Po 17 la­

5 E. C l a r i z i o . The P astorał Care of P eople on th e M ore. „Migrationi. e Turismo” 1:1971 s. 15.

(6)

tach, w 1969 r., papież Paw eł VI w ydał znów m otu proprio Instrucja 0 opiece duszpasterskiej nad emigrantami. P rzyznaje ona em igrantom prawo posiadania własnych duszpasterzy, i to „tak długo, jak będzie tego w ym agała rzeczywista potrzeba (p. 11), a nie tylko dla pierwszej i drugiej generacji — jak by chciało w ielu biskupów — ale poddaje duszpasterzy em igracyjnych pod jurysdykcję miejscowych ordynariuszy (kan. 35 p. 2; kan. 45). Jakkolw iek instrukcja nie zwraca uwagi duszpasterzom na ro­ zum ienie procesów kulturow ych i na ich duszpasterską rolę w dyfuzji 1 interakcji kulturow ej, to jednak podnosi problem konieczności specjal­ nego przygotowania duszpasterzy do tej trudnej i odpowiedzialnej pracy. Je st to punkt godny odnotowania. W celu studiowania problemów zwią­ zanych z duszpasterstw em em igracyjnym papież Paw eł VI powołał 19 III 1970 r. Papieską Komisję do Spraw Migracji i Turystyki.

Należy zaznaczyć, że duszpasterze należący do zgromadzeń zakonnych posiadających przywilej egzempcji (niezależności od miejscowego ordy­ nariusza) mogą mieć większy margines swobody działania duszpasterskie­ go wśród emigrantów, ale jest to możliwe dopiero wówczas, gdy otworzą w łasną etniczną prowincję (własną jednostkę adm inistracyjną).

Pozostaje jeszcze do rozważenia problem dostatecznej liczby duszpa­ sterzy oraz problem pomocniczych układów duszpasterskich, jak szkoła podtrzym ująca polską świadomość i polską ku lturę oraz organizacje reli­ gijne i świeckie w spółpracujące z parafiami.

Rozpatrzm y te problem y w powiązaniu z polską emigracją osiadłą w USA. Wiadomo nam, z jakich powodów m iliony osób podjęły decyzję opuszczenia swojego kraju. N ajpierw musieli emigrować ci, którzy wal­ czyli o jego wolność — ich liczba (w ciągu półtora wieku) wyniosła ponad pół miliona osób. N astępnie od połowy XIX w. rozpoczęła się emigracja zarobkowa. Do czasu I w ojny światowej jej liczba wyniosła około 4 700 000 osób, do w ybuchu II w ojny światowej wzrosła ona o 1 110 000 ®. W czasie II w ojny światowej musiało opuścić swój kraj ponad 5 min Po­ laków. 3,5 m in wywieźli do siebie Niemcy, 1,5 m in znalazło się w ZSRR i 200 tys. w Anglii i w Afryce. Po wojnie 4,5 min osób wróciło do kraju, a około 600 tys. pozostało poza Polską, w tym 140 tys. osób osiadło ,w U S A 7. Po II wojnie światowej do 1970 r. wyjechało z Polski 592 tys.

osób, z tego około 150 tys. przybyło do U S A 8.

6 J. O k o ł o w i c z . W ych odźstw o i osadn ictw o polskie przed w ojną św iato­ wą. W arszawa 1920; W ych odźstw o polskie w poszczególnych krajach (spraw ozdania konsularne). W arszawa 1926.

7 B. W i e r z b i a ń s k i . Polacy w św iecie. Londyn 1946; A. Z a r y c h t a . E m igracja polska. W arszawa 1939 tab. 1; I. W a l c z e w s k i . D estin tragique de :Polonaise déportés en A llem agne. R om e 1951.

(7)

Głównymi krajam i osiedlania się Polaków b y ły 9:

do 1914 r. 1920-1970

S tany Zjednoczone Niemcy (Zagłębie Ruhry) Rosja Brazylia Australia Argentyna Francja Anglia Kanada 3 100 000 850 000 300 000 215 000 3 000 50 000 62 000 30 000 1 700 450 000 150 000 250 000 100 000 100 000 500 000 110 000 300 000 W sumie wyemigrowało z Polski około 7 m in osób, połowa z nich osie­ dliła się w USA. W yniknął więc poważny problem opieki duszpasterskiej. Opieka duszpasterska nad em igrantam i obejm uje — rzecz oczywista — nie tylko pierwsze pokolenie, ale i drugie, a czasem sięga do czwartego pokolenia. Stąd w yłania się pytanie: jak liczna jest Polonia, ile osób po­ siada świadomość swojego pochodzenia, zachowuje swoistą k u ltu rę i chcia­ łoby korzystać z posługi religijnej swoich rodaków? Odpowiedź nie jest łatwa, ponieważ wiele osób ulega całkowitej asyhiilacji na skutek m ał­ żeństw mieszanych, otoczenia, presji społecznej itp. Przybliżone oblicze­ nia wskazują, iż wielkość Polonii (liczba osób polskiego pochodzenia ży­ jących poza granicami Polski) wynosiła w 1970 r. w Europie — 2 632 000 osób, w Ameryce Południowej — 1 min, w USA — 8 min, w Kanadzie — 400 000 osób, w A ustralii — 120 000 i w A fryce 3,5 tys. W sumie około 12,1 min osób.

Polskiemu uchodźcy towarzyszył zawsze ksiądz katolicki. Dla em igra­ cji politycznej założono naw et specjalny zakon zm artw ychw stańców (Se- menenko i Kajsiewicz — 1848 r.). Przybyli oni z em igrantam i (około 3 tys. żołnierzy) do Stanów Zjednoczonych, gdzie podjęli opiekę duszpaster­ ską również nad emigracją zarobkową. W 1866 r. założyli tam swoją pro­ wincję. Jednak z racji niewielkiej liczby powołań nie odegrali oni w ięk­ szej roli. Ich wpływ zaznaczył się jedynie w Chicago, gdzie do dziś pro­ wadzą duszpasterstwo w 6 parafiach (tj. 15% polskich parafii w ty m m ie­ ście).

Nowa zarobkowa em igracja stara się o w łasnych duszpasterzy. Jest rzeczą charakterystyczną, że pierwsza polska parafia w Stanach Zjedno­ czonych łączy się z jedną z pierwszych polskich osad Panna M aria w Tek­ 9 O k o ł o w i c z , jw.; Z a r y c h t a , jw.; P. T a r a s . P roblem L iczebn ości i znaczenia Polonii zagranicznej. „Zeszyty N aukow e K UL” 17 :1974 nr 1-2 s. 17-50.

(8)

sasie, powstała w 1854 r. (Pierwsza polska osada w USA powstała w 1830 r. w Newton, w stanie Wisconsin, na północ od Chicago).

W 1880 r. było już w USA około 400 tys. Polaków (wraz z urodzonymi w USA) i pracowało wśród nich około 200 polskich księży. W 1890 r. licz­ ba Polonii wzrosła do 1 m in osób, wśród której pracowało około 400 pol­ skich księży. W następnym 10-leciu podwaja się wielkość Polonii i przy­ byw a 270 nowych księży. W 1910 r. Polonia liczy około 4 m in i w tym 10-leciu przybyło około 280 nowych księży 10. W sumie pracowało tam około 1000 k sięży 11.

W zestawieniu ty m widoczna jest niewielka liczba duszpasterzy w sto­ sunku do zaistniałych potrzeb. Sytuacja pogarszała się. W 1880 r. na jed­ nego księdza przypadało około 2000 w iernych (a optym alna liczba winna wynosić 1000 osób), w następnych latach liczba ta wzrosła i w 1910 r. wy­ nosiła około 4000 osób. Wiele skupisk polonijnych nie miało w ogóle dusz­ pasterza.

Na początku polskiej em igracji zarobkowej niektórzy biskupi am ery­ kańscy, m ając na uwadze fak t przechodzenia katolików na protestantyzm oraz widząc niełatw ą do przebycia przepaść między Polakami a inny­ mi am erykańskim i duszpasterzami, zwracali się do Rzymu z prośbą o pol­ skich księży. Kościół na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim i nie­ mieckim nie miał wolności, niedostateczna też była tam liczba ducho­ wieństwa. Jedynie z zaboru austriackiego przybywało więcej duszpaste­ rzy do USA, ale ciągle była to liczba niewystarczająca. Nie zawsze byli to księża na poziomie. Niestety, hierarchia polska mając własne kłopoty nie wykazała odpowiedniego zainteresowania emigracją. Wielki opiekun i duszpasterz Polonii ks. Józef Dąbrowski otworzył w 1885 r. Polskie Se­ m inarium Duchowne w D etroit (przeniesione następnie w 1909 r. do Or- chard Lake, Michigan) 12. Franciszkanie w 1887 r. otworzyli polską pro­ w incję oraz polskie seminarium. W 1905 r. uczynili to samo franciszkanie konw entualni i m isjonarze 13. Aby odciążyć księży od nauczania, sprowa­ dził ks. Dąbrowski w 1874 r. do USA felicjanki. Za nimi przybyw ały in­ ne polskie zgromadzenia. Sama Polonia wydała 6 żeńskich zgromadzeń zakonnych. Po I wojnie światowej rychło wzrosła liczba księży chętnych do pracy w USA. W 1932 r. kard. Hlond założył Towarzystwo Chrystu­ sowe do p racy wśród polskiej emigracji. Od 1920 do 1930 r. podjęło pracę 10 F. B o 1 e k, J. S w a s t e k. Catholic P riests of Polish D escent in the USA to 1957: a T en ta tive L ist. W: Sacrum Polov.iae M illenium . T. 6. Rzym 1959 s. 151-253.

U A lbu m ju b ileu szo w y. N ow York 1916 s. 273 nn.

12 W artykule tym pom ijam om ów ienie roli Polskiego Sem inarium w Orchard Lake.

is S. T a r g o s z . Polonia katolicka w Stanach Zjednoczonych w przekroju . D etroit 1943 s. 32 n.

(9)

wśród Polonii am erykańskiej 1050 nowych duszpasterzy. W 1942 r. w S ta­ nach Zjednoczonych było 831 polskich parafii, w których pracowało 1503 księży^ Prowadziły one 553 szkoły, do których uczęszczało 162 513 dzie­ ci 14. Poza tym było 130 polskich szkół średnich i w yższych15. Cztery męskie zgromadzenia posiadały tam wyodrębnione polskie prowincje z własnymi seminariami, średnim i szkołami, wydawnictwam i. Należało do nich 77 placówek z 480 k siężm i16. Było też 11 żeńskich zgromadzeń posiadających 556 domów oraz 9 346 zakonnic, z których 5 361 było n a ­ uczycielkami, a 302 pielęgniarkam i17. W ciągu następnych 30 lat nastą­ piły tu wielkie zmiany.

Jakkolwiek dostateczna liczba duszpasterzy jest rzeczą ważną, to jed­ nak biorąc pod uwagę fakt, iż księża byli przywódcami polskiej em igra­ cji, powstaje pytanie, czy byli dobrymi przywódcami, czy rozumieli roz­ wój k ultu ry i własną w niej rolę i jaki cel wskazywali polonijnej społecz­ ności.

Spójrzmy więc teraz na te problem y duszpasterstw a emigracyjnego w USA. Jak wiemy, zasadnicza fala polskiej ludności przybyw ała tam przed I wojną światową (ponad 3 m in osób). Byli to ludzie prości: 60°/o stanowili rolnicy, 30% bez określonego zawodu, około 9% górnicy i robot­ nicy fabryczni oraz l°/o in telig en cji18. W czasie niewoli ugruntow ała się na ziemiach polskich k ultu ra tradition-directed, gdyż ona była n ajb ar­ dziej funkcjonalna w zachowaniu tożsamości narodowej, w której Kościół katolicki odgrywał dominującą rolę. Tę k u ltu rę przywieźli polscy em i­ granci do Stanów Zjednoczonych.

W społeczeństwie anglosaskim A m eryki dominowała wówczas k u ltu ra inner-directed.

Polacy przyjeżdżając do USA nie znali angielskiego języka, u stro ju państwa, praw obywatelskich ani tam tejszej kultury. Nie mieli szans na pełną integrację społeczną. Przyzwyczajeni do ciężkiej pracy znosili ze spokojem wszelkie tru d y życia, a będąc głęboko religijni mieli wpojoną wielką uczciwość w stosunku do osób drugich. Poznawszy swoją sytuację poczuli odrazę do am erykańskich anglosasów, jako do heretyków i ludzi nieuczciwych. W pam iętniku Macieja W ojdy z 1872 r., pracującego przy budowie kolei do Lansing (Michigan), czytam y znam ienne wyznanie, iż nie chce być stu procentowym A m erykaninem „[...] bo to są ci najwięksi

14 Tamże s. 76.

13 F. B o l e k . The Polish Am erican School System . N ew York 1948 s. 107. is T a r g o s z, jw.

17 Tamże s. 46 n.

is W. S c z e r b a. O A tlas-encyklopedię Polonii zagranicznej. „Problemy P o­ lon ii Zagranicznej” 8 :1973 s. 65.

(10)

oszuści i złodzieje, jacy żyją na świecie” 19. Polacy uważali przeto za swój pierw szy i „św ięty” obowiązek ustrzec siebie i swoje dzieci przed „ame- rykanizm em ”. Tworzyli więc tam swoją k u ltu rę tradition-directed, w której ksiądz odgryw ał naczelną rolę. Ich grupą odniesienia była Pol­ ska, wobec której żywiono najgłębsze uczucia przywiązania. Byli prze­ konani, iż w Ameryce utworzą trw ałą na zawsze społeczność polonijną — jak ją sami nazyw ali — „czwartą dzielnicę Polski” 20. Nastąpiło więc zde­ rzenie się dwóch różnych k u ltu r nie tylko pod względem swojej jakości, ale i pod względem fazy rozwoju. Bilans tego zderzenia był niekorzystny dla polskich im igrantów, co się fatalnie odbiło na podtrzym yw aniu pol­ skości. Postaw a w ynikająca z k u ltu ry inner-directed jest bardziej przed­ siębiorcza, agresyw na i góruje nad postaw ą tradition-directed.

Dla Polaków religia była częścią ich życia. W niej były zakotwiczone wszelkie ich nadzieje, ona dawała im poczucie bezpieczeństwa w obcym kraju. Ksiądz zaś spełniał nie tylko posługi religijne, ale był też doradcą w codziennych kłopotach, organizatorem nauki dla dzieci, asekuracji na w ypadek losowych nieszczęść i śmierci oraz całego życia społecznego. Pod ty m względem księża spełniali wielką rolę i spełnili ją dobrze. Potrafili zdopingować wiernych, by stworzyć odpowiednie ośrodki życia społecz­ nego: parafie, kościoły, domy parafialne, szkoły. Ale z tym łączą się też pewne m inusy ich działalności.

Wielu duszpasterzy, podobnie jak inteligencja, wykazywało postawę zbliżoną do k u ltu ry inner-directed. Często dbali o własną karierę. Ideę służenia trady cji mieli „na eksport”, dla ludzi prostych. W ynikały stąd nieporozumienia, podziały. Niestety, nie potrafiono ukazać całej Polonii idei właściwej kulturze inner-directed i dla niej wspólnie pracować. Suk­ cesy jednostek były źródłem zawiści u innych. Tworzono bez potrzeby nowe parafie, budowano na tej samej ulicy co kilkaset metrów nowe ko­ ścioły (np. w Detroit, w Chicago), które w krótce okazały się zbyteczne.

Budując olbrzymie kościoły nakładano na w iernych wielkie podatki. Po­ lacy zam iast kształcić swoje dzieci musieli je wysyłać do pracy. Z tej ra­ cji dochodziło do rozbieżności między księżmi a świeckimi przywódcami

19 „Sodalis Polonia” (Orchard Lake) styczeń -luty 1947 s. 28.

20 M yśl przew odnią życia społecznego em igracji polskiej w yraził w 1872 r. je­ den z jej liderów Jan Barzyński (1844-1886) w liście do ks. K ajsiewicza (założyciela oo. zm artw ychw stańców w Rzymie) w sposób następujący:

„My tu taką Polskę zbudujemy: Polak, który się na am erykańskiej ziem i uro­ dził, n ie będzie nigdy tym europejskim Polakiem , ale m y chcemy, niech on wierzy po katolicku, niech m ów i po polsku, niech zna tradycję i historię P olsk i — a zresztą niech sobie będzie Y ankesem ”.

S. O s a d a . Prasa i publicystyka polska w Am eryce. Pittsburg 1930 s. 49; t e n ż e . Jak się kształtow ała polska dusza W ychodźstwa w Am eryce. Pittsburg 1930 s. 71.

(11)

polonijnych organizacji. Gdy np. powstało Zjednoczenie Polskie Rzym­ sko-Katolickie, powstał również o tym samym asekuracyjnym celu Zw ią­ zek Narodowy Polski. Przez długie lata organizacje te toczyły ze sobą wysoce szkodliwą i pustą, bezprzedmiotową walkę, podsycaną m. in. i przez duszpasterzy z jednej i z drugiej strony. Nie brakowało zacietrze­ wienia. Kiedy Związek Narodowy Polski w sparł finansowo Polskie Se­ m inarium Duchowne w Detroit, to z tej racji odmawiali wsparcia tej po­ żytecznej instytucji księża należący do Zjednoczenia Polskiego Rzymsko- -K atolickiego21. Oczywiście, tego rodzaju fakty ujem nie w pływ ały na całe duszpasterstwo. Jedynie żeńskie zgromadzenia zakonne do czasu II wojny światowej z całym zaangażowaniem, bezinteresownie i konse­ kwentnie służyły polskiej kulturze tradition-directed. Nic więc dziwne­ go, że nikt inny nie cieszył się w środowiskach polonijnych tak wielkim- prestiżem jak polskie siostry zakonne. Z tej też racji ich liczba w zrastała bardzo szybko. Zmiana orientacji w służbie dla Polonii i w spom niany kryzys religijny dotknął ie bardzo ostro: wiele młodych sióstr opuściło- zgromadzenia, nie ma też nowych powołań.

Księża, niestety, nie zrozumieli swej roli w kulturze am erykańskiej inner-directed na przełomie XIX i XX w., tak jak nie rozum ieją jej dziś w erze tworzenia się k u ltu ry other-directed. Mając wielki wpływ na lu ­ dzi, winni im wówczas pomóc w zintegrow aniu się (nie asymilowaniu)- z całym społeczeństwem, pokierować nimi, by szybko osiągnęli awans go­ spodarczy i społeczny. Wspólnie z inteligencją i organizacjami świeckimi mogli tworzyć kooperatywy, zakładać przedsiębiorstwa, własne banki. Jeśli to się udawało pojedynczym osobom, to mogło się też udać całym społecznościom. Mieli przecież wzór działalności polskich księży w zabo­ rze niemieckim (ks. W awrzyniak) i wśród Polonii niemieckiej. Rozwinię­ ta własna działalność gospodarcza i uzyskane fundusze chroniłyby spo­ łeczność polonijną przed kryzysam i gospodarczymi i służyłyby prow adze­ niu oświaty oraz utrzym aniu środków masowego przekazu własnej k u l­ tu ry (prasa, radio, telewizja). Tego rodzaju awans społeczny, spojony z życiem religijnym i z polską kulturą, m iałby odpowiednią wartość w społeczeństwie USA. Kryzys ekonomiczny Stanów Zjednoczonych w latach trzydziestych doprowadził społeczność polonijną do skrajnej nę­ dzy. Wówczas załamała się idea podtrzym ywania k u ltu ry polskiej tradi­ tion-directed.

Duszpasterze nie potrafili też wpłynąć na zachowanie spójności śro­ dowisk polonijnych ani na zachowanie więzi m iędzy pokoleniami. Na­ stępne pokolenia polskich emigrantów, począwszy od la t trzydziestych-21 J. S w a s t e k. The F orm ative Jears o / th e Polish S em in ary in th e Uni­ te d S tates. W: Sacrum Polonie M illenium . T. 6. s. 83 nn.

(12)

tego stulecia, a zwłaszcza po II wojnie światowej, weszły indywidualnie, a nie jako społeczność w k u ltu rę inner-directed, zrywając najczęściej więzy z k u ltu rą polską, a nierzadko i z polską parafią. Ich cel: sukces fi­ nansow y uzależniony był często od asymilacji ze społeczeństwem am ery­ kańskim . K u ltu ra i język polski nie przedstaw iały w ich oczach żadnej wartości, czasem stały na przeszkodzie w osiągnięciu sukcesu. Zacierano więc polskie pochodzenie, zmieniano nazwiska.

Tę samą postawę przyjęli teraz otwarcie wszyscy księża polskiego po­ chodzenia oraz polskie zgromadzenia zakonne. Służenie polskiej tradycji nie złączonej z nową k ultu rą straciło dla nich sens. Pobudowano więc własne szkoły, szpitale jako przedsiębiorstwa dochodowe dla całego spo­ łeczeństwa amerykańskiego.

Nie tylko czynniki ekonomiczne powodowały przyśpieszenie asymila­ cji Polaków w USA. Społeczność polonijna zachowująca swoją odrębność kulturow ą została poddana pod pręgież publicznych drw in i ordynarnego ubliżania. Tzw. Polish jokes, publikowane przez radio, telewizję i prasę, kolportow ane ulotkam i, powodowały to, że młodzież nie chciała przyzna­ wać do polskiego pochodzenia. Podtrzym yw aniu zaś polskiej ku ltu ry re­ ligijnej sprzeciwiała się katolicka hierarchia USA.

W przededniu I w ojny światowej w Stanach Zjednoczonych było 15 m in wszystkich katolików, wśród których pracowało 20 tys. k sięży 22. Przeciętnie przypadało więc na 1 księdza 750 osób. Polacy stanowili 25% w iernych, podczas gdy ich duszpasterze stanowili 5% ogółu kleru. Hie­ rarch ia kościelna zgodnie z k u ltu rą inner-directed sądziła, że Kościół w USA może spełnić swoją rolę jedynie wówczas, jeśli będzie dostatecznie bogaty, tzn. będzie posiadał instytucje wyposażone w bogate środki ma­ terialne. W ielka ofiarność Polaków na cele religijne i dysproporcja sto­ s u n k u w iernych do duszpasterzy w polskich parafiach była dla części du­ chowieństwa am erykańskiego (irlandzkiego i niemieckiego) bodźcem jak najszybszego wchłonięcia ich do swoich parafii. P resją chciano przyśpie­ szyć asym ilację polskich im igrantów. Nakładano na polskie parafie znaczne podatki, utrudniano budowę polskich szkół, odprawiania nabo­ żeństw, usuwano polskich księży, a naw et zamykano polskie kościoły (np. w D etroit kościół Sw. Wojciecha 1885-1887, w Chicago kościół Świętej Trójcy 1880-1892) 23.

Nie było czynnika w postaci odrębnej adm inistracji polskiego duszpa­ s te rstw a , k tó ry korygow ałby ew entualne uchybienia polskich księży

i w yjaśniał nieporozumienia. Próbę rozwiązania problem u podjęto w Buf­ 22 J. C o g 1 e y. Catholic A m erica. N ew York 1973 s. 52.

23 J. S w a s t e k , J. S z o p i f t s k i . D etro it’s O ldest Polish Parish St. A lber- ,tu s 1872-1973 Centenial. Detroit 1973 s. 239.

(13)

falo. W 1894 r. bp Stephen Ryan mianował ks. Jan a Pitassa (proboszcza parafii polskiej pod wezw. Sw. Stanisława) dziekanem i w ikariuszem ge­ neralnym wszystkich księży i w iernych polskiego pochodzenia. Niestety, nowy ordynariusz zniósł ten stan rzeczy w 1896 r. Szermierzem idei od­ rębnej adm inistracji polskich parafii był ks. Wacław K ruszka (1868-1937). Zasadnicza jednak większość Polaków pragnęła posiadać tylko swego przedstawiciela w danej diecezji w osobie biskupa sufragana. W tej sp ra­ wie słano petycje do Stolicy Apostolskiej począwszy od delegacji I K on­ gresu Polskiego (Buffalo 1896 r.), a skończywszy na m em orandum złożo­ nym przez A. Mazewskiego w imieniu Kongresu Polonii A m erykańskiej w 1971 r. Polscy księża w celu samoobrony i skuteczniejszej działalności duszpasterskiej założyli w Cleveland w 1909 r. z inicjatyw y ks. bpa P a ­ wła Rhodego (1871-1945) Zjednoczenie K apłanów Polskich w A meryce 2i. Do lat trzydziestych oddało ono duszpasterstw u i Polonii wielkie usługi. Między innym i wydawano „Przegląd Kościelny”, „Przegląd K atolicki” (1914-1936). Później jego działalność zaczęła upadać. Nie zapobiegł tem u procesowi Zjazd Polskich Księży w P ittsb u rg u (1939), usiłujący rozwinąć Akcję Katolicką Polonii, ani dwa Zjazdy Homiletyczne Duchowieństwa Polskiego (Detroit 1941, Pittsburg 1946), na których bp Stanisław Bona (1888-1967), ks. Aleksander Syski i ks. W alerian Jasiński pragnęli ożywić, polonijną działalność d uszpasterzy25. Nie brak też było presji oddolnej. Np. gdy przyjechał biskup bierzmować dzieci do polskiej parafii w Pepli- nie (Wisconsin) i rozpoczął przemowę, jedna z pań przerw ała mu, mówiąc: „Mr. Bishop, do you don’t know th a t’s Polish Parish, please speak to us polish” (Czy Biskup nie wie, że to jest polska parafia, proszę do nas mó­ wić po polsku). Wszyscy poparli ją oklaskami. Zmieszany biskup prosił jednego z polskich księży o przemowę do lu d z i26. Polakom nie chodziło o pustą ambicję, lecz o posiadanie liderów.

Polscy księża nie mieli jednak należytego oparcia w polskiej h ierar­ chii 27 ani też poparcia w Rzymie. Niemal we w szystkich ośrodkach polo­ nijnych istniały konflikty między duszpasterzam i a władzą kościelną.

24 K. W a c h 1 1. Polonia w Am eryce. F ilad elfia 1944 s. 90 n.

25 Pam iętnik Pierwszego Polskiego Z jazdu Homiletycznego w A m eryce. Or­

chard Lake 1941; P am iętnik Drugiego Zjazdu Homiletycznego. N ew Castle, Pa, 1946. Warto w nim zwrócić uwagę na referat W. Jasińskiego (Racja bytu parafii polonij­ nych s. 83-126).

2« Osobista relacja uczestnika owego zajścia.

27 Wprawdzie polscy biskupi, jak A. D unajew ski z Krakowa, I. Isakow icz ze Lwowa i J. Pelczar z Przem yśla zezw alali na wyjazd księżom, ale często puszczali księży nieodpowiedzialnych, z którym i sam i m ieli trudności. N atom iast nic n ie zrobiono, aby parafie polskie w USA m iały w łasny samorząd. Pom ogli zaś w u tw o­ rzeniu w Detroit Polskiego Sem inarium. Por. „Niedziela” (Detroit). Vol. 7 :1897. No 50 (Wiadomości m iejscowe).

(14)

Z ty ch racji i w takiej sytuacji wielu księży nie podporządkowało się am erykańskim biskupom i założyło w 1859-1900 r. Polski Kościół Naro­ dowy, niezależny od Rzymu. Do dziś jest on jedynym skutecznym argu­ m entem na uzyskanie pozwolenia otw arcia polonijnej placówki duszpa­ sterskiej. A by złagodzić napięcia, udzielono w 1908 r. sakry biskupiej jednem u z polskich księży (Pawłowi P. Rhodemu). Chciał on spełnić po­ kładane w nim nadzieje, ale kiedy rozwinął akcję lidera Polonii, został od niej odsunięty przez nominację na ordynariusza diecezji Green Bay.

Nie będę tu przedstaw iał historii konfliktów polskich parafii z am ery­ kańską hierarchią — są one zaprzeczeniem misji Kościoła. Chciałbym tylko zaznaczyć, że do lat trzydziestych naszego w ieku obrońcami polsko­ ści i polskich parafii byli ich duszpasterze. Z czasem konflikty zaczęły wygasać. W ielu polskich księży przyjąw szy tezę koniecznej asymilacji zaczęło realizować politykę am erykańskiego episkopatu. Obecnie coraz częściej obrońcami polskiej k u ltu ry są sami ludzie świeccy.

Zam iast w ielu uogólnionych wywodów przedstawię trzy znamienne fakty, które odzwierciedlają koloryt istniejącej tam sytuacji. 1. Episko­ p at am erykański na sesji odbytej pod przewodnictwem Johna Deardena, abpa D etroit, i Johna Króla, abpa Filadelfii, 12 IV 1967 r. w Chicago wy­ stosował do Stolicy Apostolskiej prośbę o udzielenie m u władzy likwido­ w ania parafii etn iczny ch 28. Do prasy podał następujący komunikat:

Na podstaw ie Ecclesiae Sanctae i Dominus Christus biskupi mają prawo zlikw i­ dować p arafie narodowościow e (te założone dla specjalnych grup etnicznych). Jed­ n akow oż Ś w ięta K ongregacja K onsystorska wskazała biskupom, że tam, gdzie istn ie­ je konkordat z rządem lub gdzie chodzi o praw a fizyczne lub m oralne osób, spra­ w a ta m usi być przedłożona Stolicy A postolskiej, przed powzięciem jakiejkolwiek decyzji. Poniew aż n ie m a żadnego konkordatu pom iędzy USA a Kościołem, który by odnosił się do tej sprawy, i poniew aż istn ieje m ało przykładów, gdzie chodzi o praw a fizyczne lub m oralne osób, biskupi am erykańscy zwrócili się do Kongrega­ cji K onsystoralnej o zw olnienie ich z tego warunku. Raport Komitetu został przy­ jęty przez b isk u p ó w 29.

Wówczas zawrzało w polonijnych środowiskach. Abp Dearden otrzy­ m ał wiele listów, m. in. Centralnego K om itetu Obywatelskiego Polonii w D etroit, proszących o w yjaśnienie zaistniałej sytuacji. Nie brak było polonijnych księży broniących stanowiska amerykańskiego episkopatu30. W ydział K ongresu Polonii na stan Michigan w ysłał 10 V III 67 r. w tej spraw ie petycję do papieża Paw ła VI, w której m. in. czytamy:

*8 Pol-Am Priest Raps Bishops’ Request to Vatican for OK to Abolish Natio­ nal Parishes in tJ. S. „Polish D aily N ew s” (Detroit) z 4 V 1967.

29 OSwiadczenie abpa Johna P. Deardena w sprawie parafii narodowościowych. „Dziennik P olsk i” (Detroit) z 24 V 1967.

(15)

Poprzez nasze codzienne kontakty w idzim y szeroko zakrojony niepokój wśród Polaków amerykańskich, naw et wśród tych, którzy są już z czwartego pokolenia. Ci Am erykanie pochodzenia polskiego n ie byli zapytyw ani przez am erykańskich biskupów i ci ludzie są już zaalarm ow ani pośpiechem , jaki w ykazują biskupi w tej sprawie. M gliste zapew nienia nie mogą złagodzić niepokoju tych ludzi, z których w ielu pam ięta długie dekady nieraz bardzo przykrych, a n aw et gorzkich dośw iad­ czeń.

W iele faktów jest wiadomych z dawnych i obecnych zasad pew nych am erykań­ skich biskupów i ich administracji odnośnie do parafii etnicznych. Podajem y tu dwa przykłady:

W Stanach Zjednoczonych znajduje się przeszło osiem set parafii p olsko-am e­ rykańskich, ale biskupi prawie n ie w ysyłają studentów do jedynego P olsk o-A m e­ rykańskiego Sem inarium, znajdującego się w Orchard Lake, M ichigan. Od w ielu lat nikt n ie był w ysłany z najw iększych ośrodków ludności polsko-am erykańskiej w N ew Yorku, Chicago, Detroit i Buffalo.

Również z powodu oznajmienia stanow iska superintendenta szkół w detroickiej Kancelarii nasze w ysiłk i co do w znow ienia nauczania języka polskiego, kultury i tradycji, jako regularnego przedm iotu w ykładow ego w pew nych szkołach para­ fialnych, w których znajduje się dostateczna liczba dzieci pochodzenia polskiego, nie dały żadnych w yników . Inne grupy etniczne m iały podobne doświadczenia, m i­ mo faktu, że takie nauki m iały na celu zachowanie w iele katolickich zw yczajów i tradycji.

Podkreślam y te punkty w odpowiedzi na ew aluację arcybiskupa Déarden’a. Wchodzą w to bowiem prawa m oralne i fizyczne zainteresow anych osób. Ci ludzie ze swych m ałych zarobków uzyskanych ciężką pracą budowali w łaśnie te tysiąc lub w ięcej parafii, szkół i kościołów i dziś je wspierają.

Amerykańscy biskupi, których co najm niej osiem dziesiąt procent pochodzi z jed ­ nej etnicznej grupy, n ie b yli bezstronnym i w załatwianiu spraw innych grup i ich tradycji. Biskupi czynili otwarcie i po kryjom u w ysiłk i w celu zm ieniania charak­ teru w ielu z tych grup. K ancelarie zadecydow ały znieść w szystk ie etniczne parafie w ciągu pięciu lat. Ta decyzja została potw ierdzona ośw iadczeniem kanclerza de­ troickiej Archidiecezji do spraw L itew skiego katolickiego społeczeństw a. N ie jest w ięc zadziwiającym, że od pewnego czasu księża pochodzenia polskiego b yli trzy­ mani z dala od' regularnych zajęć kancelaryjnych w detroickiej archidiecezji.

Sam układ słów i treści listu arcybiskupa D earden’a n ie zm niejsza obaw p o l­ sko-am erykańskiego społeczeństwa, ale- w ytw arza jeszcze głębszą konsternację. B i­ skupi m yślą tylko o zniesieniu etnicznych parafii: choć dokument Ecclesiae Sanctae

m ówi również o „[...] wznoszeniu [...] lub odnowieniu ich w różny sposób” („erige- re [...] vel eas quoquo modo innovare”).

Dekret Dominus Christus nie podaje żadnych szczególnych odniesień co do znie­ sienia parafii etnicznych, jak m ówi raport prasowy amerykańskich biskupów. D ę facto obowiązki biskupów odnośnie do grup etnicznych są jasno w yszczególnione:

»powinny być poczynione prow izje dla wiernych z różnych grup językowych, czy to przez księży z parafii tego sam ego języka lub przez biskupiego w ikariusza dobrze obznajomionego z językiem , a jeśli zajdzie potrzeba — specjalnie obdarowa­ nego dostojnością biskupią: lub w jakiś inny odpow iedni sposób«.

Jednakże arcybiskup Dearden jest przeciwnej opinii, poniew aż niedaw no oświadczył w liście do Polsko-A m erykańskiego Centralnego K om itetu O byw atel­ skiego z Detroit, że gdy kw alifikacje danego księdza na stanow isko biskupa są bra­

(16)

n e pod uw agę »[...] wśród w ielu k w alifikacji m iejsc« pochodzenia rodziców jego lub dziadków m iałoby m niejsze znaczenie«.

Z powodu tych indyw idualnych tendencji amerykańskich biskupów jesteśm y przekonani, że Stolica A postolska powinna zatrzym ać prawo apelacji i ostatecznego przejrzenia statutu etnicznych parafii.

My wierzym y, że strzeżenie praw polsko-am erykańskich służy definityw nie in­ teresom katolickiego Kościoła. Społeczność pluralistyczna, w której żyjem y, uznaje bogactwo w ielu kultur i w ielu języków charakterystycznych Stanom Zjednoczonym A m eryki. N asi prezydenci, nasi św iatli w ychow aw cy i liderzy społeczni potępiali ten tak zw any m elting pot i te teorie, jak również i sm utne konsekwencje dla indyw idualnych osób i dla W spólnego Dobra.

Pożałow ania godne jest, że zarządzająca klasa am erykańskiego katolickiego Ko­ ścioła w dalszym ciągu stosuje się do idei dążenia do jedności przez jednolitość.

Nic w ięc dziwnego, że w takim kulturalnym m arnotrawstw ie w iatry zmian mo­ gą w yw ołać „huragan pom yłek”, o których Jego Św iątobliw ość m ówiła ostatnio. Ten „huragan pom yłek” zagraża stabilizacji tych, których prezydent Wilson zakwa­ lifik ow ał jako „niezakorzenieni A m erykanie”.

Jesteśm y w ielce zaniepokojeni K ościołem rzym skokatolickim w Stanach Zjed­ noczonych Am eryki, gdy bogactwo tradycji i dowiedzionych zdolności do sentire

cum Ecclesia od w iek ów starej chrześcijańskiej kultury Polski, Litw y, Włoch, W ę­

gier, Łacińskiej A m eryki i innych narodów odm awiana jest ich dzieciom i naszej m łodzieży z nieustannym pozbawianiem ich źródła duchowego otoczenia, przy któ­ rym m ogliby w zm ocnić sw ą uczciwą i moralną stabilizację i rozwój.

L ist ten w yrażający nasze m yśli tak szczerze jest również pisany w imieniu i na rzecz praw w szystkich etnicznych i językowych grup, tak dużych, jak i małych, aby w szystk ie narodowości m ogły otrzymać odpow iednie uznanie i wzięcie pod uw a­ gę adm inistracji rzym skokatolickiego Kościoła w Stanach Zjednocznych Ameryki. Problem ten dotyczy bardzo w ielu osób, tak pośrednio jak bezpośrednio, a licz­ ba osób, których to dotyczy, jest w iększą, aniżeli się przypuszcza. Błagamy więc Wa­ szą Św iątobliw ość o danie tej spraw ie najw iększej, najpoważniejszej, natychm iasto­ w ej uw agi i rozważania, Z najw iększym szacu nk iem 31 [podpisy]:

2. Cztery lata później, 17 IV 1971 r., Komitet Spraw Wyznaniowych K ongresu Polonii (ludzie świeccy) udał się do kurii biskupiej w Detroit w spraw ie polonijnych szkół, parafii i nominowania polskiego biskupa. Został on za to napiętnow any w prasie przez polskich księży (jeden z nich pochodzi z Polski — tu otrzym ał święcenia). W odpowiedzi Kongresu Po­ lonii m. in. czytamy:

Tak w liście do kardynała Deardena, jak i w rozm owie z biskupem Gumbleto- ńem K om itet Spraw W yznaniowych i jego delegacja przyjęły za podstaw owe orze- czenie Soboru, Synodu diecezjalnego i obowiązujące prawo kościelne konstytucji apostolskiej E xsul fam ilia z r. 1952 i uzupełniającej ją Instrukcji Świętej Kongre­ gacji dla B iskupów z r. 1969 o w łaściw ej opiece duszpasterskiej dla imigrantów i grup etnicznych.

N ie w iem , czy autorzy listu om ów ili te dokumenty w swoich kazaniach i po­ uczyli w iernych sw ojej polskiej etnicznej parafii, jakie prawa i obowiązki im ona

(17)

przyznaje. N ie znają ich jednak widocznie dokładnie, bo n ie krytykow aliby nas za to, że „pouczamy kardynała”, iż kapłani dla im igrantów i parafii etnicznych „win­ ni być długo i dobrze szkoleni”. To instrukcja tak m ów i i staw ia n aw et dodatkowe wymagania:

»Opieka duchowa nad im igrantami w inna być powierzona: w m iarę m ożności kapłanowi należycie przygotowanemu w ciągu odpowiednio długiego czasu i obda­ rzonego cnotami, wiedzą, znajomością języków i innym i zaletam i moralnymi, dzięki którym będzie zdolny do podjęcia tego, tak bardzo delikatnego zadania« (par. 36. 4).

Zresztą sam rozum wskazuje, że w yszkolenie kapłana w dwóch językach i w dwóch kulturach w ym aga dłuższego czasu i specjalnych warunków.

Jeśli, według autorów listu, sem inarium św. Jana spełnia te warunki na rów ni z Orchard Lakę, to prosim y o podanie tych faktów do publicznej w iadom ości: Ile godzin tygodniowo m łodzi klerycy poświęcają na naukę języka, kultury, literatury i historii polskiej i z jakim w ynikiem , ile kursów poświęconych jest p atrystyce p ol­ skiej, znajomości psychologii i socjologii Polonii, studium nauki Koścoła o duszpa­ sterstw ie dla grup etnicznych itp.

Jak nam jednak oświadczył na jednym z posiedzeń kom itetu ów czesny prezes Stowarzyszenia Kapłanów, ks. prob. Kubik, wśród nowo w yśw ięconych kapłanów dla archidiecezji n ie ma żadnego, który m ógłby objąć parafię polską. Potw ierdza to ankieta, jaką przeprowadzono w tym sem inarium : ani jeden z kleryków pocho­ dzenia polskiego n ie chciał iść do parafii polskiej. Czy to jest dowód odpowiedniego przygotowania?

Dostateczna liczba kapłanów dwujęzycznych i dwukulturowych jest i powinna być troską zarówno nas, świeckich, jak i polskich kapłanów.

A kapłanów tych potrzeba wielu, gdyż jak sam ks. biskup Gumbleton oblicza, zgrupowania katolików pochodzenia polskiego można znaleźć w co najm niej 250 p a­ rafiach! Stąd troska nas, św ieckich, o posyłanie kapłanów do Orchard Lake, aby nie zabrakło ich na potrzeby Polonii.

Jednym z powodów braku obecnie m łodych księży m ów iących p łynnie po p ol­ sku jest w yelim inow anie nauki języka ze szkół parafialnych w latach czterdzie­ stych. Wątpię, czy autorowie przeprowadzili ankietę wśród w szystkich rodziców, w ięc twierdzenie »że wiadomo przecież, że polscy rodzice w ogromnej w iększości nie życzą sobie, aby w ich parafialnej szkole był nauczany język polski« jest raczej domysłem i stereotypową wym ówką. Obowiązkiem bowiem przyw ódców ducho­ wych jest przekonać rodziców o niezw ykłej w adze przedm iotów ojczystych i języka. Kultura bowiem, jak to podkreślił kard. Dearden w liście do Kongresu Polonii z 2 kwietnia br., jest nierozłącznie związana z religią. To samo stw ierdził Ojciec św. Paw eł VI w swoim motu proprio w r. 1969:

»Wiadomo, że duszpasterstwa tego n ie m ożna skutecznie uprawiać, jeżeli rów­ nocześnie nie uwzględni się należycie spuścizny duchowej i kultury um ysłowej w ła ­ ściwych em igrantów, w czym doniosłą rolę odgrywa ojczysty język, za pomocą któ­ rego wyrażają oni sw oje m yśli, swą m entalność i sw oją religijność«.

Podobnie, jeśli chodzi o nom inacje biskupów spośród kapłanów polonijnych, nasz postulat opierał się na Instrukcji, która dwukrotnie przytacza orzeczenie So­ boru Watykańskiego.

Autorzy n ie chcą brać na siebie odpow iedzialności za nasze, św ieckich, w y stą ­ pienie. Nikt ich nią n ie obciąża. A ów rum ieniec wstydu niech zachowają, bo m o­ że się przydać po rachunku w łasnego su m ien ia 32.

(18)

3. W społeczeństwie am erykańskim wielką rolę odgrywa szkolnictwo pryw atne. P arafie utrzym ują szkoły, ale tez im wiele zawdzięczają. Brak szkoły powoduje opuszczanie parafii przez młode małżeństwa, co może grozić jej dobrem u funkcjonowaniu, a naw et istnieniu. W USA wszystko musi być sam owystarczalne i opłacalne finansowo. Jeśli szkoła sprawia parafii wielkie kłopoty finansowe i ta z tej racij nie może uiszczać należ­ nych kontrybucji dla kurii, biskup nakazuje zamknięcie szkoły. W yni­ kają z tego powodu różne konflikty.

W polonijnym czasopiśmie w ydaw anym w języku angielskim „Post Eagle” z 3 VII 1974 r. czytamy:

Ponad 400 Polaków... ojców, matek, uczniów i sym patyków zebrało się ostatniej n iedzieli (30 czerwca 1974 r. — PT) w parku przy parafii „Holy Rosary” (Św. R ó­ żańca) w zachodniej stronie m iasta Passaic, N ew Jersey. Zebrali się oni mimo złej pogody, aby bronić dwóch polskich szkół parafialnych zam kniętych przez biskupa W awrzyńca Casey, ordynariusza diecezji Paterson.

N ajm łodsi ubrani b yli w polskie stroje ludowe. Towarzyszyli im uczniowie w dwóch szkół parafii pod wezw. Sw. Różańca i Sw. Józefa. W rękach trzymali plakaty dem onstracyjne z napisam i protestującym i przeciw zam knięciu szkół. Mię­ dzy innym i m ożna było przeczytać: „Kto w yrzucił polskie katechizm y do śm ietni­ ka”, „Władza należy się parafianom ”, „Dziś zam yka się naszą szkołę — jutro naszą p arafię”, „Dlaczego zam yka się tylko polskie szkoły”, „Teraz rozpoczynamy w alkę”, „Naszej szkoły powszechnej daj nam dzisiaj”. „Polska hojność została wynagrodzo­ na zam knięciem szkół”. Inne napisy trzymane w rękach uczniów m iały podobną treść.

Mimo protestów rodziców biskup Casey n ie uważał Polonii za tyle ważną, aby przyjął delegację, jaka przyszła do niego przed paru m iesiącam i. Oczywiście b i­ skup Casey m yśli, że jest nas tak mało, iż n ie powinniśm y być w ysłuchani [...].

Czas jest, abyśm y pow stali i w alczyli o to, co nasze. Chociaż dobra parafialne (kościół, plebania, szkoła — PT) zostały zapisane jako w łasność diecezji, to jednak zostały nabyte (zbudowane) za polskie pieniądze, za pieniądze naszych ojców. Musi być przecież spraw iedliw ość w tym kraju, aby przeszkodzić grabieniu naszych cięż­ ko zarobionych pieniędzy, za które pobudowano kościoły i szkoły. W ołamy i w zy­ w am y do w alk i przeciw biskupowi oraz przeciw wszystkim , którzy śm ią nam m ó­ wić, abyśm y zapom nieli o naszym pochodzeniu, o pochodzeniu z w ielkiego polskiego narodu.

Gdyby sytuacja n ie była poważna, m ogłoby się w ydaw ać to śmieszne dla k się­ ży, szczególnie dla w ielkich polskich księży m ówiących nam o tym , jak w Polsce lekcew ażeni są obyw atele i jak brakuje tam w olności religijnej. Co za ironia. Ko­ m uniści m ogliby się uczyć od tutejszej katolickiej hierarchii w dobrych Stanach Zjednoczonych, jak zam ykać parafialne szkoły i likw idować polskie parafie.

Mówiąc o polskich księżach (teraz będziem y antyklerykalni) — jest też w tej sp raw ie coś do powiedzenia. Rzecz dziwna, ale żaden ksiądz, żadna siostra n ie po­ kazali się w tej m anifestacji. Na ironię, są oni utrzym ywani przez polskich para­ fian, a n ie przez biskupa. Nikt z nich n ie odważył się stanąć po stronie tych, którzy ich utrzym ują od lat. To w styd, że ks. Dukas, proboszcz parafii Św. Różańca, zam ­ knął się przed parafianam i i n ie pokazał głow y, ale m y pamiętam y jego kazania,

(19)

kiedy potrzebował pieniędzy. Wówczas, mówił: „To przecież jest w asza parafia”. Jaki kłamca! I w tedy otrzymał pieniądze n a potrzeby parafii i na szkołę.

Będący tam w ydaw ca [„Post Eagle” — PT] rzekł do ludzi: to sm utne, że n ie ma tu żadnego księdza, który by bronił stanow iska parafian. Czyżby zdezertow ali przestraszeni? Wstyd! I oni chcą, abyśmy uczęszczali do kościoła. A jaka hańba z powodu podarcia i wrzucenia do śm ietnika przez ss. felicjanki katechizm ów i P i­ sma św. To taką wdzięczność otrzymała Polonia za utrzym yw anie tego polskiego zgromadzenia od tylu lat. Jakie przepisy dały im prawo zniszczenia tych książek w języku polskim i angielskim? Czy n ie byłoby bardziej po chrześcijańsku podaro­ w ać je komuś? Zostały przecież kupione za trud polskich ojców i m atek. Czy m a to coś wspólnego z polskością? A gdzie podziały się przeźrocza w raz z aparaturą ku­ pioną przez PTA?

Nasze ciężko zapracowane pieniądze w ydaw ane były na zachcianki biskupa, bez żadnego protestu ze strony polskich księży utrzym ywanych przez Polonię.

Hańba, jaką się okryły parafie pod w ezw. Sw. Różańca i Sw. Józefa, n ie zosta­ nie zapomniana i będzie ciążyć na biskupie oraz przestraszonych polskich księżach. Oni jej nigdy n ie zmażą, a ich zachow anie się odtrąci w ielu P olaków od katolickie­ go Kościoła. Według naszej religii, jak jesteśm y nauczani, duszpasterz m a zgrom a­ dzać, a n ie rozpraszać owce. Jeśli to jest prawda, to biskup i polscy księża n ie po­ stępują według nauki Chrystusa [...]. '

Czujemy w stręt do takich przyw ódców duchowych i do hierarchii dążącej do naszej likwidacji. Polonio odezwij się!

Czy mamy na to się zgodzić? Odpowiadamy: nie, nie, nie!

Zdaje się jednak, iż spraw a utrzym ania tzw. „polskich szkół” jest b ar­ dziej złożona, niż to w ynika z tonu przytoczonego arty k u łu z „Post Eagle”. Większość szkół przy polonijnych parafiach nie uczy języka pol­ skiego ani nie podtrzym uje polskiej kultury. U trzym yw anie ich jest w iel­ kim problemem finansowym dla parafii. G dyby polonijne parafie posia­ dały więcej autonomii, same rozwiązałyby swoje problem y bez tego ro­ dzaju incydentów. Praw dą jest jednak, iż obecnie do rzadkości należą duszpasterze polonijnych parafii, którzy b y dbali o polskość i podtrzym y­ wali polską kulturę religijną.

Odwrót od polskiej k u ltu ry nastąpił wówczas, gdy społeczeństwo an­ glosaskie Ameryki weszło w znacznej części w fazę k u ltu ry óther-direc- ted, gdy wielość kontaktów, znajomość obcych języków i możność ko­ rzystania z k u ltu ry innych narodów stały się wskaźnikiem wykształcenia oraz kluczem do zajmowania pozycji społecznych. Rozum iejący ducha nowej k u ltu ry Lewis Eichler, W alter Lippman, Edw ard Ross, F. S tu art Campbell i tylu innych am erykańskich socjologów, pisarzy naw ołują wszystkich rootless Américains do kontaktów z innym i k u ltu ra m i38.

Z tych samych racji ks. abp Michael J. C urley z Baltim ore zw racał się w 1941 r. do Amerykanów polskiego pochodzenia:

38 Por. L. E i c h l e r . The N ew Book of Etiquette. Garden City 1944; E. J. R o s s . Fundam ental Sociology. Bruce J.945; F. S t u a r t C a m p b e l l . The M e­

(20)

„Nigdy, ani na m inutę, n ie zapom inaj, że jesteś Polakiem . N ie wstydź się sw o­ jego pochodzenia. W takim stopniu będziesz dobrym i w iernym Amerykaninem, w jakim będziesz szanow ał Polskę — kraj sw ego pochodzenia [...] N ie waham się powiedzieć, że nasi katolicy polskiego pochodzenia są jednym i z najlepszych[...] Za­ chęcam ich przy każdej okazji, aby znali język i historię swojego pochodzenia oraz aby m ieli ducha tego w ielkiego narodu, który przez w ieki stanow ił w ał ochronny dla chrześcijaństw a w E u rop ie84.

Podobnie pisał kard. Edward Mooney w 1941.r.:

Każda grupa etniczna wśród nas posiada sw oją własną charakterystyczną m en­ talność, która odbija się w rodzimym języku. N ie można poznać dokładnie jakiegoś narodu, jeśli się n ie pozna jego języka. Jest to rzecz konieczna w prowadzeniu dusz­ pasterstw a. W ynika stąd jasny wniosek, iż księża, którzy pracują wśród Polaków, w inni znać dwa języki. N ie jest to spraw a łatw a dla nas Amerykanów, którzy nie uczym y się obcych języków jak narody europejskie [...] Zatem m łody ksiądz w ła­ dający zarówno językiem polskim, jak i angielskim podwaja swą wartość w K oś­ ciele 8!.

Dziś, gdy kontakt z k u ltu rą innych narodów jest miernikiem postępu i gdy k u ltu ra religijna społeczeństwa polskiego ma do zaprezentowania niew ątpliw a wartości, i gdy przed duszpasterstw em i szkolnictwem polo­ nijnym otw iera się w ielka szansa, w wielu wypadkach duszpasterstwa, szkoły i polskie zgromadzenia zakonne są czynnikiem hamującym, wstecz­ nym w stosunku do głównego n u rtu rozwoju k u ltu ry am erykańskiej. Wła­ ściwie trudno powiedzieć, czy i jaką ideę przewodnią ma dziś duszpaster­ stwo polonijne, choć pracuje tam wielu światłych i gorliwych duszpaste­ rzy. Od kilkudziesięciu la t znajduje się ono w impasie. Rzeczywistość jest bardzo złożona.

Przew ażająca większość A merykanów polskiego pochodzenia ma po­ staw ę właściw ą kulturze inner-directed o charakterze indyw idualnym , a nie społecznym. N ajistotniejsze są dla nich spraw y finansowe. Tę samą postawę przyjęła polska em igracja z czasu II w ojny światowej. Ponieważ składała się ona głównie z inteligencji, szybko opanowała język angielski i zintegrow ała się, a częściowo naw et już zasymilowała się ze społeczeń­ stw em am erykańskim . Jeśli nawiązywano kontakty z parafią i organiza­ cjami polonijnymi, to również w tym celu, by przez te instytucje mani­ festować swoją postawę polityczną wobec zaistniałej sytuacji w Polsce. Wnosiła przez to ferm ent w życie polonijne. Znaczna część tej emigracji przez fak t zajęci wysokich pozycji w społeczeństwie am erykańskim pod­ niosła k u ltu raln y prestiż Polonii. Jej głębsze powiązanie z polską parafią zależało od aktualnego duszpasterza, od którego wymagała znaczniejszych kw alifikacji duszpasterskich.

•84 „The Michigan Catholic” z 25 IX i 941. 35 „Sodalis" maj 1946 s. 20.

(21)

Do polskiej emigracji powojennej, która nie jest liczna (150 tys.), n a­ leży głównie inteligencja. Jej głównym celem jest zarobienie w USA pie­ niędzy. Szybko integruje się ze społeczeństwem, nie potrzebuje liderów. C harakteryzuje się chronicznym w strętem do organizacji społecznych — niechętnie się łączy ze skupiskami polonijnymi. Ma krytyczną postawę wo­ bec parafii polonijnych. Zraża ją np. opłata za przynależność do parafii (w Polsce jest inny system świadczeń duszpasterskich). Z trud em znaj­ duje wspólny język z duszpasterzami polonijnymi, u których nie znaj­ duje interesujących idei duszpasterskich. Biernie zaś uczestniczyć w li­ turgii może w każdym katolickim kościele. Potrzebow ałaby ona odręb­ nych duszpasterzy, ale jej rozproszenie nie pozwala realizować tego po­ stulatu.

W USA jest obecnie około 2 800 księży polskiego pochodzenia (w tym około 300 urodzonych w Polsce). Jednak tylko 25% może swobodnie po­ sługiwać się językiem polskim, 50% zna go połowicznie, pozostali nie zna­ ją go w ogóle.

Nierzadko można tam spotkać paradoks: są parafie polonijne, częścio­ wo zasymilowane, w których należałoby jednak kontynuow ać duszpaster­ stwo w języku polskim, ale w których nie ma księdza mówiącego po pol­ sku. Są też księża świetnie w ładający językiem polskim pracujący w pa­ rafiach niepolonijnych. Liczba parafii, w których zachowała się w jakim ś stopniu polska kultu ra religijna, a naw et połowa nabożeństw jest jeszcze - sprawowana w języku polskim, wynosi około 500 (plus około 100 parafii Polskiego Kościoła N arodowego)38. P otrzebują one odpowiednich dusz­ pasterzy. Na ogół księża dostosowują się do stylu życia w iernych i sami przyjm ują postawę osób ciągle „dorabiających się”, czasem wygodnych- (praca dwujęzyczna wymaga więcej trudu). Często brak im aspiracji przywódców duchowych. Ich największym zm artw ieniem iest utrzym a­ nie szkoły parafialnej („polskiej” —- w której od daw na ani nie używa się,, ani się nie uczy języka polskiego).

Kończąc przegląd problem atyki duszpasterstw a polonijnego nie chciał­ bym zostawić czytelnikowi pesymistycznego w rażenia co do przyszłości Polonii. Pragnąłem jedynie zaakcentować pewne zmiany, jakie zaszły w jej życiu. Choć rozpłynęły się zwarte, m ające czasem cechy getta, po­ lonijne środowiska, choć zmienił się model rodziny, w której też zanika polska mowa, choć przestały funkcjonować niektóre „Domy Polskie” i or­ ganizacje: dawne ośrodki życia społecznego, w „polskich szkołach” rzad­ ko się słyszy polski język, a w „polskich kościołach” pozostały tylko reszt­ ki „polskich nabożeństw”, choć w atmosferze zmian k u ltu ry i postaw' młodego pokolenia oraz braku życzliwości części hierarchii kościelnej:

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zawiesina w przepływie ścinającym ()=⋅ o0vrgr przepływ zewnętrzny tensor szybkości ścinania 2v effeffeffη=σg efektywny efektywny tensor tensor napięć

[r]

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

O kazuje się, że więż akustyczna rozpoczyna się przed wykluciem się piskląt, w ciągu p aru ostatnich dni wysia­..

wać się do organizm u nie tylko drogą pokarm ow ą, lecz także i oddechową, następnie ulega kum ulacji we w szystkich tkankach (również i w tk an ce kostnej),

by nawet dorosłe ryby dostały się do morza Czarnego, to prawdopodobnie zginęłyby same już podczas składania ikry na głębinie, przenoszącej 200 m; w żadnym

Jeżeli okaże się, że tak jest, pozostaje się przy dawnej dyecie, jeżeli zaś rozpad jest za słaby, w ten ­ czas Schenk zarządzał zm iany w dyecie, albo

Zauwa˙zmy, ˙ze badana formuła nie jest tautologi ˛ a KRZ, poniewa˙z nie jest tak, i˙zby ka˙zda alternatywa elementarna wchodz ˛ aca w skład powy˙zszej koniunkcji zawierała