• Nie Znaleziono Wyników

Don Kichot XVIII-wiecznej prasy polskiej (Stefan Łuskina)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Don Kichot XVIII-wiecznej prasy polskiej (Stefan Łuskina)"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Łojek, Jerzy

Don Kichot XVIII-wiecznej prasy

polskiej (Stefan Łuskina)

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 30/3-4, 17-25

(2)

I JERZY ŁO JEK j

DON KICH OT X V III-W IE C Z N E J PR A SY P O L S K IE J

(ST E FA N Ł U SK IN A )

U rodził się w czasach, gdy gazeta in fo rm acy jn a nie w eszła jeszcze w życie codzienne klas ośw ieconych społeczeństw a P olski i L itw y i b yła rzadkością, zw racającą co p raw d a uw agę w szystkich, k tó ry m bliskie b y ­ ły sp ra w y publiczne i p ro blem y w ielkiej polityki, jed n a k dostępną m ało kom u nie tylko n a co dzień, ale n aw et okazjonalnie. G azeta tam ty c h czasów przychodziła przede w szystkim z zagranicy w języku obcym (głównie francuskim ), inform ow ała o sp raw ach w ielkiego św iata, p rz y ­ nosiła w izję spraw i problem ów z reg u ły obcych jeszcze szlacheckiem u społeczeństw u Polski i L itw y, w iele info rm acji o życiu um ysłow ym i ideo­ w ym (nie tylko politycznym i nie tylko o w yd arzen iach w ojennych) E u ro p y uw ik łanej w w alkę idei O św iecenia ze s ta ry m p orządkiem m yśli, w ładzy i stosunków społecznych. E rozja sta re j E u ro p y b yła pow olna, ale w yraźna. T ym w szystkim , k tó ry m s ta ry p orządek — system w ia ry głoszonej przez Kościół katolicki, a także kościoły p ro testan ck ie (zawsze co p raw d a w oczach Rzym u n aw et jako sojusznicy podejrzane) oraz po­ rzą d e k w ładzy o p a rte j n a h ierarch iczn ej s tra ty fik a c ji społecznej i n a d ­ rzęd n ej pozycji m on arch y — w ydaw ał się fu n d am en tem b y tu społecz­ nego, bez którego św iat b y się zaw alił, nap ływ in fo rm acji i idei z Z a­ chodu ukazyw ał się jako — w znacznej p rzy n a jm n ie j części — zagroże­ nie stru k tu ry , do k tó re j od. lat, jeśli nie w ieków naw ykli.

Jak k o lw iek by osądzać rolę zakonu jezuitów w dziedzinie rozpow szech­ n ian ia nau k i i inform acji, stw ierdzić trzeb a, iż świadom ość tego zakonu, jak w ielką rolę o dgryw a odpow iednio dob ran a i przedstaw ion a in fo r­ m acja w działaniach dla rato w a n ia podstaw sta re g o a zagrożonego b y tu społecznego, b y ła zjaw iskiem now oczesnym , w pew nym sensie o dw a stulecia w yp rzedzającym n iek tó re zjaw iska now oczesnej propagandy.

G dy w m ałej w si szlacheckiej w w ojew ództw ie w itebskim n a Biało­ ru si rodził się (31 X II 1725) przyszły osław iony re d a k to r „G azety W ar­ szaw skiej” , S tefan Ł uskina, periodyczna p rasa in fo rm acy jn a na ziem iach Rzeczypospolitej jeszcze nie istn iała, a w łaściw ie się nie utrw aliła. Do­ piero z końcem 1729 r. zacznie w ychodzić — n a zm ianę z „U przyw ilejo­ w a n y m i W iadom ościam i z C udzych K ra jó w ” — p ija rsk i „ K u rie r P o lsk i”,

(3)

18 S T E F A N Ł U S K I N A

ty go d n ik in fo rm acy jn y o ty le niezw y kły n a w e t na tle całej ów czesnej p rasy eu ro p ejskiej, że przynoszący w yłącznie in form acje z te re n u Rze­ czypospolitej (podczas gdy „W iadom ości” zajm ow ały się tylko zag ra­ nicznym i). Nie w iadom o, w jakim stopniu m łody S tefan Ł u skina zdołał choćby zauw ażyć istn ienie p rasy in fo rm acy jn ej; n a jej rolę ideow o-w y- chow aw czą zwrócą m u dopiero uw agę w ychow aw cy zakonni w W iedniu i w Rzymie.

N iezbyt zam ożna rodzina Łuskinów m usiała należeć n a B iałorusi do bardzo gorliw ych w yznaw ców katolicyzm u, skoro dw aj b racia w yw odzą­ cy się z tej fam ilii, Ignacy i S tefan Ł uskinow ie, w chłopięcym w ieku w stąp ili do T ow arzystw a Jezusow ego. S tefan kształcił się praw dopodob­ nie w kolegium jezuickim w W itebsku, został zakonnikiem 4 w rześn ia 1742 r., m ając niespełna la t 17. Studiow ał potem w A kadem ii W ileńskiej i tu ta j u jaw n ił zdolności, k tó re ok reślają k ieru n e k jego rozw oju in te le k ­ tualnego. Ł usk ina zajął się z pow odzeniem m ate m a ty k ą, fizyką i a s tro ­ nom ią, w tej dziedzinie uzyskał kw alifikacje akadem ickie, studiow ał na koszt zakonu w W iedniu w 1751, w Rzym ie 1752— 1756, w e F ra n c ji 1757— 1758. Z podróży zagranicznych przyw iózł — w y d a tk u ją c n a to 3000 d u ­ kató w z rodzinnej schecy — bogaty zbiór in stru m e n tó w fizycznych i astronom icznych, k tó ry podarow ał po lata ch Stanisław ow i A ugustow i. Po pow rocie do Polski b ył profesorem kolegiów jezuickich w W ilnie, a potem w W arszaw ie, gdzie uczył m atem aty k i, fizyki, astronom ii i fi­ lozofii. W 1761 r. prow adził głośne obserw acje przejścia p lan e ty W enus przed tarczą słońca. Ogłosił p a rę ro zpraw z dziedziny n a u k ścisłych, m .in. stu d iu m o zaćm ieniu słońca w 1764 r. W w ieku 41 la t był znan y niem al w yłącznie jako w y b itn y naukow iec jezuicki. N ależał do tej k a ­ tego rii działaczy zakonnych, spośród k tó ry c h w yw iedzie się potem w ielu znakom ity ch działaczy K om isji E duk acji N arodow ej, a jeżeli m ożna z kim kolw iek go porów nać, to ch yba tylko z nieco m łodszym M arcinem P o czobuttem -O dlanickim (1728— 1810), rów nież jezu itą i re k to re m A ka­ dem ii W ileńskiej; był zapew ne Ł uskina dru g im po Poczobutcie ówcze­ sny m astronom em polskim . I tak i w łaśnie człow iek m iał przejść do h i­ sto rii jako uosobienie nie tylk o k o n serw aty zm u i zgoła w stecznictw a ideowego, ale i najw iększego (choć bezinteresow nego) słu żalstw a wobec dw orów rozbiorow ych w całej prasie polskiej X V III w.

Zanim zab rał się do p rasy, czekało go jeszcze jedno w ażne dośw iad­ czenie, nie tylko życiowe, ale n a w e t i polityczne: przez jeden rok (lu ty 1765—lu ty 1766) b ył w L u n eville spow iednikiem starego k ró la S tan isła­ w a Leszczyńskiego. D w ór lo ta ry ń sk i był bardzo już oddalony od n u rtu w ażnych w y darzeń politycznych, niem n iej jed n a k Ł u skina m usiał się w te d y oprzeć o św iat w ielkiej polityki. Od razu w arto stw ierdzić, że nie zostaw iło to w jego osobowości żadnego śladu ; w sw ojej p rac y dzienni­ k arsk iej będzie daw ał czasam i u p u st w iedzy przyrodniczej i m atem aty cz­ n ej, nigdy jed n a k nie zdradzi się ze znajom ością tajn ik ó w p o lity k i m ię­

(4)

dzynarodow ej, a z p o bytu we F ra n c ji pozostanie m u tylko uw ielbienie dla dw oru B urbonów , bez śladu zain tereso w an ia sk u tk am i polityk i f ra n ­ cuskiej dla sy tu a c ji R zeczypospolitej.

Po pow rocie do W arszaw y prow adził jeszcze Ł u skin a sw oje w y k łady w kolegium jezuickim (był n a w e t jego rek to rem ) i zajm ow ał się n adal p racą naukow ą w dziedzinie astronom ii. J e s t zupełnie niew ytłu m aczalne, dlaczego człow iek tego ty p u chw ycił się w k ró tce potem w yłącznie pracy d zien nikarsk iej i redakcyjn o -w y d aw n iczej, z k tó rą nazw isko jego zw ią­ zać się m iało na zawsze, i to w odczuciu opinii publicznej w bardzo n eg aty w n y m sensie. J e s t to ty m dziw niejsze, iż dzięki o statn im d w u ­ dziestu latom sw ojej p rac y Ł u sk in a przeszedł do h isto rii jako n ajw aż­ niejsze, chociaż w ym ieniane z reg u ły w n e g aty w n y m kontekście, nazw i­ sko ów czesnej p rasy polskiej.

M onopolistyczny p rzy w ilej n a w ydaw anie gazet in fo rm acy jn y ch w K oronie (nie na L itw ie) był, od 1736 r., w łasnością zakonu jezuitów . N a tej podstaw ie zakon w yd aw ał w o statn ich la ta c h sw ojej egzystencji p u blik ow an ą dw a raz y w tygodniu gazetę in fo rm acy jn ą „W iadomości W arszaw skie”. N akład te j gazety był niew ielki, nie p rzekraczał tysiąca egzem plarzy, a jej treść oceniana b y ła przez środow iska zw iązane z n u r ­ tem ośw ieceniow ym raczej negatyw nie, chociaż p rzeciętn i (nieliczni sk ąd ­ inąd) odbiorcy szlacheccy uznaw ali tę gazetę za całkiem dobrą. Nie jest jasne, kiedy Ł uskin a zw iązał się z w ydaw n ictw em „W iadomości W ar­ szaw skich” (którym i pod koniec istnien ia zakonu jezuitów kierow ał ks. F ranciszek Bohomolec). W każdym razie w y d aje się pew ne, iż w kołach likw idow anego T ow arzystw a Jezusow ego (breve k asacyjne papież K le­ m ens X IV podpisał 21 lipca 1773 r., a w W arszaw ie ogłoszono je 9 listo­ pad a 1773 r .) zapadło postanow ienie oddania gazety w ręce tego spośród b y ły ch członków T ow arzystw a, k tó ry m iał najw iększe szanse uzyskania p ry w atn eg o p rzy w ileju w ydaw niczego od k ró la S tan isław a A ugusta. Człow iekiem tak im był S tefan Ł usk in a — znan y jako naukow iec, b y ły spow iednik S tan isław a Leszczyńskiego, od niejakiego czasu bliski (nie w iadom o do jakiego stopnia) w spółpracow nik gazety, skądinąd gorący zw olennik politycznego p ro g ram u kró la — dojścia do porozum ienia z dw oram i zaborczym i i n iek o nty n uo w an ia (wzorem B aru) oporu z b ro j­ nego przeciw ko zaborcom , w reszcie — co dla S tanisław a A ugusta było może z początku m n iej oczyw iste — zagorzały bojow nik Kościoła w w a l­ ce przeciw ko deistycznym ideom Oświecenia.

Ł uskina, jak dowiodło potem doświadczenie, w p rac y dzienn ikarsk iej daw ał sobie doskonale rad ę, a jego „G azeta W arszaw ska” — tak i bow iem ty tu ł n ad ał sw ojem u w y d aw n ictw u od n u m eru 2 1774 r. — nie okazała się b y n ajm n iej gorsza od ów czesnych pism niem ieckich czy w łoskich, chociaż z n a tu ry rzeczy ustępo w ała gazetom dom inującym na ry n k u europejskim , tzw. „gazetom m iędzynarodow ym ” , w y d aw anym w języku fran cu sk im w H olandii i w Z achodnich Niem czech, a rozchodzącym się

(5)

20 S T E F A N Ł U S K I N A

po całej Europie. Ja k ie m iał uprzednio dośw iadczenie w p rac y dzienni­ k arsk iej i w ydaw niczej, czy podczas swoich podróży zagranicznych za­ poznał się z jakąk o lw iek fo rm ą działalności w zakresie publik ow ania g azet in form acy jny ch, tego n ieste ty stw ierdzić nie zdołano. W każdym razie n a m iarę ta m ty c h czasów (zwłaszcza w początkach istn ien ia „G a­ zety W arszaw skiej”, bo inaczej w y g ląd ały te sp raw y w la ta c h 1791— 1792, gdy w ychodziła już „G azeta N arodow a i Obca” ) było to czasopismo in fo rm acy jn e na zupełnie n iezłym poziom ie europejskim .

O ficjalnym założeniem Ł u sk in y było — bow iem w m yśl pojęć epoki być m usiało — dostarczanie odbiorcom jedy n ie o b iek tyw n ych rela cji 0 w ażnych lub ciekaw ych w ydarzen iach w E uropie i w świecie, w nie­ w ielkim n ato m iast stopniu w k ra ju , i to bez żadnych kom entarzy. Tw o­ rzyw em in fo rm acy jn y m b y ły w iadom ości publik ow ane na łam ach n a j­ w iększych eu rop ejskich gazet in fo rm acy jn y ch , w y d aw anych w języku fran cu sk im (niekoniecznie w e F ran cji), niem ieckim i w łoskim . Co było w ażne i godne p rzekazan ia czytelnikom polskim , o ty m decydow ał n a ­ tu ra ln ie re d a k to r i on to, ksiądz Ł uskina, b y ł a u to rem niem al w szystkich a rty k u łó w i w iadom ości, pu blik o w any ch w „Gazecie W arszaw sk iej” . O p ierały się one n a daleko idących p rzeró b k ach sty listyczn ych , m ontażu 1 sp ecjalny m doborze in form acji, publik o w an y ch w prasie obcej. T u ta j w łaśnie znajdow ała szczególny w y raz osobowość d ziennikarsk a Łuskiny. Jeżeli ktoś dysponow ał w iększą w iedzą i lepszą o rien tacją, w y k racza­ jącą poza treść „G azety W arszaw skiej”, m ógł dostrzec w y ra ź n ą ten d en cję rów nież w e w cale częstych i czasam i bardzo znam iennych przem ilcze­ niach — jak np. w zu pełnym b ra k u w iadom ości z fro n tu p olsk o-rosy j­ skiego w czasie w o jn y o bronnej 1792 r., gdy skądinąd łam y „G azety W arszaw skiej” przepełnione b y ły doniesieniam i o postępie w ojsk a u stria c ­ kich i p ru sk ic h w głąb zrew olucjonizow anej F ran cji.

Isto tę swojego św iatopoglądu — k tó ry przez ostatn ie 20 la t życia określał cały sens jego p rac y dzien n ik arsk iej — S tefan Ł u skina scha­ rak tery zo w ał w m em oriale, złożonym do w ładz K on fed eracji T argo- w ickiej 19 g ru d n ia 1792 r.: „Z aczynam albow iem już rok sześćdziesiąty ósm y życia m ojego, p racam i i tru d a m i (m ianowicie w alcząc przez la t 20 z dzisiejszym i zd rad liw y m i filozofam i i m ocnym i ducham i) m ocna sko­ łata n eg o ”.

M ianem „m ocnych duchów ” (esprits fo rts — ten te rm in nie b ył z re ­ sztą w piśm iennictw ie X V III w. zby t upow szechniony) nazyw ał Ł u skin a w szelkich opozycjonistów ideow ych wobec d o k try n y K ościoła — zwo­ lenników filozofii O św iecenia, deistów , m aterialistów , a nade w szystko libertynó w . W koncepcji k się d za-red ak to ra ów czesny św iat by ł m echa­ nizm em n a d e r pro sty m . S kłonny do zła i m oralnego up adk u, n aiw n y lud ulegał p odstępnym i zręcznym kuszeniom w rogów społecznego po rząd ku i w ia ry katolickiej, w śród k tó ry c h od la t naczelną i najg roźniejszą rolę odgryw ali m asoni. U padek w iary i m oralności był podstaw ą zabu rzeń

(6)

społecznych, w śród k tó ry c h najw iększe — m ające ugodzić w cały system europejskiego porządku, R ew olucję F ra n cu sk ą — przez w iele la t p rz y ­ gotow yw ali z p rem e d y ta c ją pozba\vieni sum ienia e k strem aln i i cyniczni spiskow cy. O patrzność Boża p rzy p om in ała co p raw d a ludow i o jego po­ w innościach (w śród k tó ry c h posłuszeństw o wobec p raw ej w ładzy i dwo­ rów m onarszych należało do najw ażniejszych), zsyłając doraźne k a ry w postaci klęsk żyw iołow ych, chorób i głodu, ale z d ru g iej stro n y pod­ stęp n i m asoni i „m ocne d u c h y ” system atyczn ie podkopyw ali porządek społeczny, posługując się w olnością d ru k u i in n y m i sw obodam i, n ieo p atrz­ nie przy znaw an ym i niekiedy przez dob ro tliw y ch m onarchów .

Ł uskina nie był co p raw d a o b ojętn y n a niespraw iedliw ość społeczną i nędzę ludzką, ale ustanow ienie w te j dziedzinie w łaściw ego porządku w iązał ze spraw iedliw ością m onarchów i w łaściw ą in spiracją Kościoła. G w aran tem ładu społecznego i obrońcą spraw iedliw ości b y ł dla niego p rzede w szystkim Kościół. N atom iast strażnik iem w łaściw ego k ieru n k u d o k try n y relig ijn ej i społecznej Kościoła był zakon jezuitów . Ł usk ina nie m iał w ątpliw ości, że z chw ilą zniesienia T ow arzystw a Jezusow ego św iat począł chylić się ku upadkow i, a R ew olucja F ra n cu sk a w y n ik ła (w jego koncepcji) poniekąd z pow odu u tra ty przez E uropę takiego gw a­ ra n ta praw om yślności ideow ej, jakim był przez dw a stulecia zakon je ­ zuitów.

Z czołow ych postaci O św iecenia Ł usk in a nie znosił szczególnie Vol- ta ire ’a i Rousseau, a w 1778 r., po śm ierci V o ltaire’a, ze specjalny m upo­ dobaniem p rzed ru ko w ał na łam ach „G azety W arszaw skiej” w szystkie n a jb a rd zie j n apastliw e wobec pisarza w ypow iedzi gazet cudzoziem skich, nie gardząc p ry m ity w n y m i plotkam i, k tó re latem 1778 r. obiegły część p ra s y euro p ejskiej. W ypow iedzi Ł u sk in y na tem a t V o ltaire’a należą do jego n a jb a rd zie j c h arak tery sty czn y ch . Z tego więc cyklu w a rto p rz y to ­ czyć p rzy k ład p u b licy sty k i re d a k to ra „G azety W arszaw skiej” :

„Z P a ry ża 8 czerwca. J...] Z m arły ten nasz V oltaire, chociaż kosz­ tow nie aż n az b y t n abalsam ow any, niepięknie w cale pachnie u w szystkich tu te jsz y c h p raw o w ierny ch , a n a jb a rd zie j u zw ierzchności duchow nej. Ta jego zawsze m yśl była, aby razem oszukać m ógł ludzi i biesa. O szukiw ał ludzi przez sw e bezbożne i bezecne pism a; i to m u dobrze udało się, bo na nich zebrał w ięcej niż 100 000 liw rów in tra ty rocznej w ostatn iej sw ej starości. Biesa zaś w ty m chciał odrw ić, iż jak tylk o czuł się do jak iej ciężkiej choroby (a m iał ich w iele w sw ym życiu i przeto ty le raz y był za um arłego głoszony), ta k zaraz kapłanów zw oływ ał dla uczynienia zbaw iennej pok u ty; chociaż ozdrow iaw szy, znowu się w racał do swego. Zaczem w te j o statn iej jego chorobie m iał ci on przy sobie kap łan a, sam ego proboszcza św. Sulpicjusza, ale ten zastał chorego już bez zm y­ słów, an i m ógł na nim żadnego znaku p o k u ty dom acać się. W ty m więc o statnim razie, czy on jeszcze biesa, czy też bies już jego oszukał — zostaw m y to Bogu. To tylko tym czasem w iem y, że zw ierzchność d

(7)

u-22 S T E F A N Ł U S K I N A

chow na grześć go n a św iętym m iejscu nie dopuszcza, chociaż już na k ilk u m iejscach o to kuszono się. D ziw na zatem rzecz jest, że ta k w iel­ kiego w szystkich dzisiejszych filozoficznych m ocnych duchów p a tria rc h y relik w ii żadne św ięte m iejsce p rzy jąć nie chce! W szakże ta k liczni n a d e r po całym świecie są uczniow ie tego nieboszczyka, iż gdyby choć po odro­ bince rozebrali m iędzy sobą tę swą relikw ię, nie zostałoby z n iej an i k rzty ; a ty m sam ym nie p o trzebow ałby już V oltaire żadnego pogrzebu”

(1 VII 1778). '

Spośród p rzedstaw icieli oświeconego absolutyzm u ze szczególną za­ ciekłością ścigał Ł usk ina na łam ach sw ojej gazety byłego szefa rząd u P o rtu g alii, S ebastiana de C arvalho de P om b ala (1699— 1782), k tó ry w 1759 r. u su n ął z P o rtu g a lii zakon jezuitów . S p raw a jezuitów b yła dla Ł u sk iny p u n k tem w yjścia do oceny w szystkich niem al m onarchów eu ro ­ pejskich. Poniew aż K a ta rz y n a II nie zgodziła się na sek u lary zację je­ zuitów i zachow ała ich ośrodek n a ziem iach pozyskanych od Polski w cza­ sie pierw szego rozbioru, wokół A kadem ii Połockiej, stało się to źródłem niezw ykłego uw ielbienia przez Ł uskinę im p erato row ej rosyjsk iej, k tó re j cała polity ka b yła szczególnie w ynoszona pod niebiosa n a łam ach „G a­ zety W arszaw skiej”. W ty m w łaśnie punkcie osobiste poglądy Ł u skin y zgadzały się znakom icie z koncepcjam i p olitycznym i S tan isław a A ugusta. K ról Ł uskinę protegow ał, nie pobierał od niego n adw yżek dochodów ponad zagw arantow ane p rzyw ilejem 7000 złp. rocznie, a w lata ch osiem ­ d ziesiątych pensjonow ał go dodatkow o w w ysokości 4000 złp. rocznie. Było to m ożliw e ty lko dlatego, że cała koncepcja in fo rm acyjna „G azety W arszaw skiej” znakom icie S tanisław ow i A ugustow i odpow iadała. K ról nie rozstał się z Ł uskiną n a w e t w tedy, gdy linia jego gazety rozeszła się całkowicie z linią S tro n n ictw a P atriotycznego. W czasie w o jn y 1792 r. Ł u skin a uchylił się zupełnie od relacjonow ania w szystkiego, co było isto t­ ne w stosu nk ach m iędzy P olską a Rosją, a potem zupełnie jaw n ie poparł K on federację Targow icką. Ten koniec k a rie ry dziennikarsko -p olity cznej Ł u sk iny okazał się ko n sek w en tn y i logiczny, ale w y d aje się, że m im o w szystko nie był z pew nością konieczny. D roga od pozycji jezuickiego naukow ca do sy tu a c ji eks-jezuickiego zw olennika T argow icy nie b yła ani prosta, ani n a tu ra ln a , ani nieu ch ron n a. T rzeba było szczególnego za­ cietrzew ienia, a zwłaszcza niezw ykłego zaślepienia w k w estiach n a jw y ż ­ szych ra c ji p ań stw a polsko-litew skiego, aby ze sp raw y jezuickiej uczynić sobie odskocznię do ogólnego uw ielb ien ia dw orów zaborczych i całko­ w itego poparcia polityk i P e te rs b u rg a wobec Polski. P ra sa polska ta m ­ ty ch la t o sp raw ach w ielkiej polityki, w k tó rą uw ikłan e b y ły in te re sy R zeczypospolitej, nie pisała niem al w ogóle. R ozpraw iano o problem ach Anglii, F ra n cji, H iszpanii, T u rcji czy Szwecji, nieśm iało i bardzo sk rom ­ nie w zm iankując pro blem y Rosji, A u strii i P ru s; ale ogólny sens sym ­ p a tii politycznych re d a k to ra by ł n ie tru d n y do w yłow ienia. W m om en­ tach n ajb ard ziej k ry ty czn y ch , gdy „G azeta W arszaw ska” sta n ę ła w w y ­

(8)

raźnej opozycji wobec S tro n n ictw a P atriotycznego, bo jk o tu jąc na swoich łam ach całkow icie w ojnę o bronną przeciw ko in te rw e n cji ro sy jsk ie j (Łu­ skina ogłosił tylko d ek la rac ję Jak o w a B ułhakow a z 18 m a ja 1792 r., potem zaś ignorow ał w ojnę zupełnie), tak a p ostaw w ydaw cy „G azety W arszaw skiej” była m ożliw a jedynie dzięki ochronie politycznej ze s tro ­ n y S tanisław a A ugusta, k tó ry d arzy ł Ł uskinę i jego w ydaw nictw o sw oją d y sk re tn ą p ro tek cją m im o ob urzenia p atriotó w , łudząc się, że będzie to jeszcze kiedyś „jego” d w orska gazeta polityczna.

Ł uskina kończył k a rie rę dzienn ik arsk ą w czasach ogrom nego w zro­ stu znaczenia sp raw y fran cu sk iej. D obierając w iadom ości z F ra n c ji dla sw ojej „G azety W arszaw skiej” , przez w iele la t jako p u n k t w idzenia w y b ierał P aryż. Jesien ią 1789 r. przeniósł sw oje zain teresow ania do W er­ salu. W 1791 r. znam ien n a b y ła n astęp u jąca zm iana: n a K oblencję. W szystkie w iadom ości n a łam ach „G azety W arszaw skiej” m iały c h a ra k ­ teryzow ać R ew olucję F ra n cu sk ą jako n iero zum ny szał opętanego po­ spólstw a, burzącego ład społeczny i niszczącego podstaw y egzystencji socjalnej św iata w sk u tek zakażenia szkodliw ym i i złow rogim i ideam i fi­ lozoficznym i i politycznym i. A lbow iem dla Ł u sk in y nie istn iały żadne obiektyw ne i niezależne od w oli ludzkiej, a w p ły w ające n a rozw ój w y ­ padków stosunki społeczne i sy tu acje polityczne. Jeżeli gdziekolw iek dochodziło do w strząsów i zaburzeń, to dlatego jedynie, iż p rzew ro tn i filozofowie i działacze polityczni, św iadom ie zm ierzający do obalenia ład u socjalnego, u k n u li złow rogi spisek w celu obalenia religii, po rządku spo­ łecznego i tronów . G dyby nie ich działalność, nic by nie zakłóciło idy lli spokojnego b y to w an ia ludów pod panow aniem d obrotliw ych m onarchów . G dyby nie swoboda rozpow szechniania m yśli i pism , ancien régim e trw ałb y — w p rzeko n aniu Ł usk in y — wiecznie. „W olność d ru k o w an ia i wolność n a te a tra c h gadania n ajw iększą jest nieprzyjaciółką d la szczę­ snego O jczyzny zachow ania” — tw ierd ził Ł u sk in a w kom en tarzu o roz­ pow szechnianiu się w e F ra n c ji idei rew o lucy jn ych, już zresztą za cza­ sów K o n fed eracji Targow ickiej (10 X I 1792). W iadomość o egzekucji L udw ika XVI d ała Ł uskinie asu m p t do szczególnego w y b u ch u jego p u ­ blicystyki:

„Z P a ry ża dnia 23 stycznia. Ś m ie rte ln y cios jest dokonany. L ud w ik XVI już nie żyje!” — D okładnie, na trz e ch p ełny ch szpaltach, opisyw ał przebieg egzekucji i o statn ie chw ile k ró la F ran cji. „T ak zakończył swe życie L u dw ik XVI, m o n arch a fran cuski, i poległ m ężnie pod rozw alina- m i o łta rza i tro nu, k tó re dzisiejsza bezbożna filozofia (z niedościgłych dopuszczających sądów bożych) z g ru n tu u nas [we F rancji] w yw róciła i obaliła. O debrali bezbożni i zajadli poddani sw em u p an u życie n a tej nędznej ziem i doczesnej; a ty m sam ym ta k k rw aw y m i niespraw iedliw ym prześladow aniem otw orzyli m u drogę do życia wiecznego w niebie. Z er­ w ali m u z głow y koronę fran cu sk ą; a on m a za to daleko lepszą koronę m ęczeńską” (9 II 1793). Rzecz ciekw a, spodziew ał się re s ty tu c ji m o n ar­

(9)

24 S T E F A N Ł U S K I N A

chii B urbonów w e F ra n cji, chociaż sądził, że n astąp i to zapew ne dopiero za życia w nuków tych, k tó rz y w idzieli k rólew ską gilotynę.

O cena R ew olucji F ra n cu sk ie j nie jest n a pew no n ajw ażn iejszym ele­ m en tem ideologii Ł u sk in y spośród tych, któ re przesądziły, że dziennikarz ten przeszedł do h isto rii z n eg aty w n ą opinią w spółczesnych i potom nych. Czysto in fo rm acy jn a w artość jego p rac y nie b y ła w cale nikła; je s t fa k ­ tem znam iennym , że gazety in fo rm acy jn e lepsze od jego pism a ówcześnie znaleźć m ożna było dopiero w H am b u rg u , a w łaściw ie dopiero w e F r a n ­ cji i w H olandii; w ty m sam ym co Rzeczpospolita rejonie E u ro p y nie było gazet in fo rm acy jn y ch na ty m sam ym co „G azeta W arszaw ska” po­ ziom ie — aby nie przyw oływ ać już p rzy k ład u o w iele lepszych, chociaż k ró tk o trw a ły c h , gazet in fo rm acy jn y ch o kresu S ejm u C zteroletniego. Poza doniesieniam i o w y d arzen iach polityczn y ch ukazyw ało się w „Gazecie W arszaw sk iej” w iele in form acji o spraw ach k u ltu ry i n au k i (mowa tylko o w iadom ościach w tekście, nie o p łatn y c h ogłoszeniach), o podróżach, od kryciach i w ynalazkach, poszerzających h o ry zont in te le k tu a ln y ty ch w szystkich, k tó rz y z ty m pism em się stykali. Zw ażyw szy, że co ro k u na łam ach „G azety W arszaw sk iej” ukazyw ało się ponad tysiąc kró tk ich arty k u łó w in fo rm acy jn y ch (w m iarę u p ły w u czasu pow iększała się ich liczba kosztem objętości), trz e b a stw ierdzić, że spod pióra S te fa n a Ł u sk i­ n y wyszło przeszło 20 tys. doniesień o ro zm aitych sp raw ach bieżących, k tó re — bez w zględu na sw oją treść, ideologię i c h a ra k te r — w y w a rły duży w pły w na kształto w anie się m entalności tej części społeczeństw a szlacheckiego, któ re m iało z p rasą o k azjonalny lu b sta ły k ontak t.

M entalność przeciętnego szlachcica w y tw arzało kolegium jezuickie, rzadziej pi jarsk ie lu b teatyńskie; m iędzy 1773 a 1792 r. — szkoły K om isji E d u k acji N arodow ej. N akłada się n a to w szystko przypadkow a le k tu ra książek, broszur, k ale n d a rz y — tylko z rzad k a, chociaż w niek tó ry ch środow iskach w znacznym nasileniu — sprow adzanej z zagranicy lite ­ r a tu r y i pu b licy sty k i fran cu sk iej. N a ty m tle rola gazet info rm u jący ch 0 a k tu a ln y ch w y d arzeniach w św iecie m iała istotne znaczenie, a n a w e t w w ypad ku „G azety W arszaw sk iej” niekoniecznie tylko negatyw ne.

N iem niej dorobek d zien n ik arsk i Ł usk in y — duży i zauw ażalny — przez koła opiniotw órcze W arszaw y był w chw ili jego śm ierci (21 sie rp ­ n ia 1793 r., w czasach sejm u grodzieńskiego) oceniany zdecydow anie negatyw nie. Ci w szyscy, k tó ry c h stać było na w łasn y osąd postaci S te ­ fa n a Ł uskiny, żegnali go ze słow am i p o tęp ien ia dla całej drogi dzien­ n ik arsk ie j w ydaw cy „G azety W arszaw skiej” — chociaż tak ie uogólnienie było może przesadne. Ł u skin a zgubił się ostatecznie w opinii społeczeń­ stw a dopiero w 1792 r., kied y to — skłócony z „G azetą N arodow ą i O bcą” 1 nie pojm u jący, co w łaściw ie w R zeczypospolitej się dzieje — po części z m ałostkow ego egoizm u, po części zaś z powodów quasi-ideow ych — u znał zam ach targow icki na dzieło 3 M aja za próbę rozsądnego zaw ró­ cenia p ań stw a z ry zyk ow n y ch dróg za daleko sięgającej n a p ra w y i po­

(10)

litycznej przebudow y. Nie m iał zapew ne żadnej w łasnej koncepcji p ro ­ gram ow ej i geopolitycznej, k tó rą m ożna by uznać za p rze jaw choćby m ylnie, ale uczciwie po jętej ra c ji stanu. W yobrażał sobie, że m ożliw y jest pow rót do u s tro ju sprzed 19 stycznia 1789 r., sprzed obalenia R ady N ieustającej, z przyw ró cen iem w szystkich elem entów przebrzm iałego ustro ju . Ón to jako pierw szy stw orzy ł teorię w ojny 1792 r. jako rze ­ kom ej „w ojny dom ow ej” m iędzy rządem p atrio ty czn y m w W arszaw ie a K onfed eracją Targow icką, zapom inając o ro zstrzygającym czynniku obcej in te rw e n cji zbrojnej. P isał raz jed en ty lko w czasie kam panii o bron­ nej p rzełam u jąc m ilczenie na tem a t w ojn y w Polsce, ale b y n a jm n ie j n ie dostrzegając w ów czesnej sy tu acji stan u narodow ej obrony niepodleg­ łości: „W żałosnych i m niej spodziew anych dzisiejszych naszych okolicz­ nościach, gdy niezgody dom owe otw orzyły drogę orężow i zagranicznem u do ojczyzny naszej, pasterze polskich diecezji w ydali sw e procesa, k tó re m ają być czytane z am bon kościelnych, zalecając gorące m odły do Boga oraz zachęcając obyw atelów do m ężnego ojczyzny sw ej bronienia, o to p rzy jednom yślnych zawsze dla dobra k ra ju sercach, u n ik ając jak t r u ­ cizny tego w szystkiego, co by ich od tejże jednom yślności odciągało, a do nieszczęsnej niezgody prow adziło” (13 V I 1792). N acisk n a „niezgody dom ow e” — a nie b y n a jm n ie j zb ro jną in te rw e n cję obcą — jako źródło nieszczęścia k ra ju o k reślał w y raźn ie sto su nek Ł usk in y do T argow icy, w k tó re j chciał widzieć ró w n opraw ną i rów now ażną ze S tronnictw em P a ­ trio ty czn y m siłę i stro n ę w rzekom ej w ojnie dom ow ej. T argow ica Ł u ­ skiny nie p rzy jęła, a z jego teorii skorzystać nie chciała, uw ażając swoich przeciw ników jedynie za „nikłą g arstk ę spiskow ców w arszaw skich ” . C ała ta d o k try n a pozostała w h isto rii spadkiem po n ieu dan ych m arzen iach reakcyjnego Don K ichota X V III-w iecznej p rasy polskiej.

Cytaty

Powiązane dokumenty