riy-w-TTTW7T
A
POSTĘPY
A S T R O N O M I I
C Z A S O P I S M O
P O Ś W I Ę C O N E U P O W S Z E C H N I A N I U
W I E D Z Y A S T R O N O M I C Z N E J
PTA
T OM VIII — ZESZYT 1
1
9
6
0
K R A K Ó W — S T Y C Z E Ń — M A R Z E C 1 9 6 0
SPIS TREŚCI ZESZYTU 1 ARTYKUŁY K. R u d n i c k i , Metoda morfologiczna w a s t r o n o m i i ...3 J. S m a k , Fotom etria U, B, V ... 15 Z PRACOWNI I OBSERWATORIÓW J. K o r d y l e w s k i , Kometa G iacobini-Zinner 1900 I I I ...39 W. O p a 1 s k i, P race O bserw atorium Astronomiczno-Geodezyjnego Po
litechniki W arszawskiej w ram ach Operacji Długości Iii-g o Między narodowego Roku G e o f i z y c z i n e g o ... 41 A. O p o l s k i , Ewolucyjne aspekty statystyki gwiazd wizualnie podw ój
nych ...42 A. O p o l s k i , Możliwości w yznaczania spektroskopowych m as gwiazd . 43 A. G. P a c h o l c z y k , Międzygwiazdowe pasmo X 4430 i polaryzacja
św iatła g w i a z d ... 43 A. G. P a c h o l c z y k i J. S. S t o d ó ł k i e w i c z , M agnetograw itacyjna
niestabilność ośrodka znajdującego się w stanie różniczkowej rotacji A. G. P a c h o l c z y k i J. S. S t o d ó ł k i e w i c z , M agnetograw itacyjna niestabilność jednorodnego, nieskończonego, lepkiego ośrodka o nie skończonym przew odnictw ie elektrycznym, znajdującego się pod działaniem sił C o r i o l i s a ... 44 A. G. P a c h o l c a y k i J. S. S t o d ó ł k i e w i c z , M agnetograw itacyjna
niestabilność jednorodnego, nieskończonego, nielepkiego ośrodka o skończonym przewodnictwie elektrycznym , znajdującego się pod działaniem sił C o r i o l i s a ... 45 B. R o m p o 11, A utokolim acyjny pryzm atyczny spektrohelioskop O bser
w atorium W ro c ła w sk ie g o ...'... 45 K. R u d n i c k i , Metoda badania w erteksu mało liczebnych grup gwiazd
n a podstaw ie ruchów w ł a s n y c h ...45 P. R y b k a , O zm ianach nachylenia instrum entu, przejściowego
Repsol-da In sty tu tu Astronomicznego U niw ersytetu W rocławskiego . . . 47 K. S e r k o w s k i , W yznaczanie zależności poćmienia brnegowego od
długości fali na podstaw ie dw ubarw nych obserwacji gwiazd zaćmie niowych ... ... 50 J. S m a k , O zawartości helu w gwiazdach populacji II (uwagi wstępne) 54 A. S t a w i k o w s k i , Efekty intensyfikacji m agnetycznej linii w w id
mach gwiazd zmiennych typu RR L y r a e ...57 R. S z a f r a n i e c , Zbliżenie kom ety P e rrin e I — M rkos do Jowisza
w 1959 roku ...61 Z LITERATURY NAUKOWEJ
J. S m a k , Popraw ki bolom etryczne i tem peratury efektyw ne gwiazd . 61 KRONIKA
J. W i t k o w s k i , Trzecie m iędzynarodow e Sym pozjum przypływ ów skorupy z i e m s k ie j...65 K. S t o ł y h w o , W spomnienia z pierwszego etapu działalności pedago
P O L S K I E T O W A R Z Y S T W O A S T R O N O M I C Z N E
POSTĘPY
ASTRONOMII
k w a r t a l n i k
T O M V I I I - Z E S Z Y T 1
K R A K Ó W • S T Y C Z E Ń -
M A R Z E C 1960
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Redaktor Naczelny: Stefan Piotrowski', WarszawaCzłonkowie: Józef W itkowski, Poznań W łodzimierz Zonn, Warszawa
S ekretarz Redakcji: Rozalia Szafraniec, Kraków
Adres Redakcji: K raków 2, p lac Na Groblach 8 m. 4 Adres Sekretariatu: K raków 2, ul. Kopernika 27 m. 3
P A Ń S T W O W E W Y D A W N I C T W O N A U K O W E , O D D Z I A Ł W L O D Z I N a k ł a d 422 + 10S e g z . A r k . w y d . 4,75, a r k . d r u k . 4,25 P a p i e r r o to g r . k l . I I I , 70 g z F a b r y k i p a p ie r u w B o r u s z o w ic a c h P o d p i s a n o d o d r u k u 5. I I . 1960 r. D r u k u k o ń c z o n o w l u t y m 1960 r. Z a m ó w i e n i e 445. S -6 . C e n a z ł 10,— Z A K Ł A D Y G R A F I C Z N E R S W „ P R A S A " — Ł O D Z , Ż W I R K I 17
011
-
3 7
?
Metoda morfolog-iczna iu astronomii
KONRAD RUDNICKIUWAGI WSTĘPNE
Każda epoka posiada charakterystyczny styl badań nauko
wych. Każda osiąga zdobycze naukowe charakterystyczne dla swo
jego stylu. Możliwości każdego stylu są jednak ograniczone.
Metody badań naukowych powstają na gruzach metod epok po
przednich, często w ciężkiej walce zdobywają sobie uznanie,
przechodzą okres rozkwitu, potem degenerują się i jeśli nie
zanikną same w odpowiednim czasie,stanowią przeszkodą do dal
szego rozwoju nauki.
Jeśli idzie o astronomią, to dla zilustrowania tej zasa
dy dość przytoczyć metodą badań astronomicznych najstarszą
ze znanych, gdy ciała niebieskie traktowano w sposób uczucio
wy jako istoty żywe i opierając sią na "powszechnie zrozumia
łych i przyjątych" prawdach usiłowano je wykorzystać dla po
trzeb życia. Wychodząc z obserwacji astronomicznych zdobyto
w tych czasach umiejętność orientowania sią w porach roku,
w godzinach dnia i nocy, zdobyto umiejętność nawigacji astro
nomicznej, słowem stworzono podstawy pod istniejącą do dziś
astronomią praktyczną.
Dalej jednak takie metody doprowadzić nie mogły. Mało
dziś wiemy, jak silną walką trzeba było stoczyć o uznanie za
naukowe nowych metod, które rozwinęły sią kilkaset lat przed
naszą erą.W każdym razie możemy sobie uświadomić, jak żywot
ne były stare przyzwyczajenia, przeglądając przysyłane cza
sem do obserwatoriów "genialne" wypracowania różnych "miłoś
ników nauki", którzy na podstawie uczuciowo-emocjonalnych ol
śnień starają sią opracowywać teorie astronomiczne. Czasami
bywają to skądinąd rozsądni ludzie, a ich jedyną winą jest
■to, że stosują metodę sprzed 5 tysięcy lat, którą dziś nic no
wego nie da sią już osiągnąć.
Styl naukowy następnego okresu, w którym powstała filozo
fia, to przede wszystkim logiczne ujmowanie, wiązanie ze so
wą zjawisk w zwarte teorie. Oczywiście tacy astronomowie jak
H i p a r c h czy P t o l e m e u s z położyli niemałe za
sługi w dziedzinie udoskonalenia obserwacji. Charakterystycz
ne dla nich było jednak przede wszystkim wiązanie różnych
zjawisk w jedną logiczną całość, tworzenie teorii, systemów
naukowych, w sposób istotnie różniący ich prace od "uczucio
wej" astronomii okresu poprzedniego. Powszechnie wiadomo jak
wielkie osiągnięcia dała ta metoda. Odkryto m.in.
nierównoś-4 K. Rudnicki
oi w ruchach Słońca i Księżyca, precesję, ewekcję, a co naj
ważniejsze - sporządzono katalogi gwiazd i tablice planet, co
umożliwiło znacznie dokładniejsze niż dawniej przewidywanie
zjawisk niebieskich, zwłaszcza zaćmień.Charakterystyczne w tym
okresie jest opieranie się nie tyle na rzeczach "powszechnie
znanych", ile na orzeczeniach wielkich uczonych. Stąd system
opierania się na autorytetach i logicznego komentowania.W naj
bardziej wyrafinowanej postaci przedstawił się ten system ja
ko scholastyka. Prace scholastyków wymagały od uczonych nie
słychanego wygimnastykowania umysłowego, doszły do niebywałej
perwersji logicznej, a zarazem coraz mniej były zdolne posu
wać naukę naprzód. Coraz bardziej upajano się sylogizmami,
a zapomniano o obserwacji przyrody,o konfrontacji teorii z do
świadczeniem, a przecież właśnie przy próbach lepszego ujęcia
doświadczeń powstał i rozwinął się styl pracy naukowej wiel
kich filozofów i przyrodników Grecji.
Na uniwersytetach komentowano uczone autorytety, rozważa
no przysłowiowe problemy aniołów na ostrzu szpilki, a jedno
cześnie nowe metody pracy naukowej powstawały zdała od akade
mii, wśród ludzi, którzy na nowo usiłowali oprzeć wiedzę na
obserwacji rzeczywistości . Jak ostre i często w dosłownym sen
sie krwawe walki o nowe metody naukowe stoczono z broniącą
się średniowieczną scholastyką, wiadomo powszechnie.
Wreszcie zatriumfował nowy styl pracy naukowej, dla które
go charakterystyczne było uznanie praw przyrody za powszech
nie obowiązujące w przestrzeni i - w zasadzie przynajmniej
- w czasie. Przyrodnicze teorie naukowe musiały być teraz nie
tylko logiczne, ale również zgodne z prawami przyrody. Jeśli
idzie o astronomię, oznaczało to oparcie się o prawa fizyki.
Astronomia stała się ściśle związana z fizyką, w której coraz
większą rolę zaczęły odgrywać równania matematyczne. W opar
ciu o układanie i rozwiązywanie tego typu równań rozwinęła
się mechanika nieba, a potem astrofizyka i inne pochodne dzie
dziny astronomii. Dziś przeżywamy niewątpliwy rozkwit i nie
wątpliwe triumfy takiego właśnie stylu pracy naukowej. Trzeba
sobie jednak zdawać sprawę, że i ten styl nie jest wieczny,że
i on może, a nawet musi kiedyś przestać być wystarczający, że
i jemu grozi z czasem degeneracja.
WSPÓŁCZESNY STAN NAUKI
W roku 1957 ukazała się interesująca książka znanego szwaj-
carskiego astronoma P. Z w i c k e g o,pracującego od wielu
lat w USA,zatytułowana "Morphological Astronomy" [5]. Autor
wykazuje wiele niepokojących objawów degeneracji dzisiejszych
metod naukowych w zakresie nauk ścisłych. Jeśli idzie o astro
nomię, można to zauważyć chociażby stąd, że rosną ostatnio ma
sy obserwacji nieoprae.owanych, lub opracowanych częściowo,
z których nie wyciąga się żadnych wniosków teoretycznych (au
tor pisze, że samymi kliszami z fotografiami nieba, które nie
zostały przebadane, można by załadować wiele ciężarówek).Z dru
giej strony powstającym ostatnio w coraz większej liczbie hi
potezom (zwłaszcza astrofizycznym i kosmologicznym) brak opar
cia w obserwacjach. Zresztą autorzy hipotez czasem takiego
Metoda morfologiczna w astronomii 5
oparcia wcale nie szukają, nie zastanawiają się w ogóle, w ja
ki sposób ich hipoteza miałaby byó zweryfikowana obserwacyj
nie. Do uznania jakiejś pracy za naukową wystarcza czasem pra
widłowe rozwiązanie jakiegoś równania, nawet wtedy, kiedy nic
nie wiadomo, czy gdziekolwiek we wszechświecie mogą byó speł
nione założenia użyte przy jego wyprowadzeniu. W dziedzinie
obserwacji przeciwnie, za naukowe uważa sią czasem prace wy
konane w ten sposób, że trudno z nich wyciągnąć jakieś wnios
ki teoretyczne. Obserwator cząsto nie troszczy sią o to, do
czego jego obserwacje mają sią przydać. Słowem teoria zaczyna
sią odrywać od obserwacji,nauka przestaje sią troszczyć ozwią-
zek z rzeczywistością*. Jest to niewątpliwy objaw pewnego
"uscholastyczniania" dzisiejszej nauki.
Autor nie sili sią na określenie, jak groźne jest to zja
wisko. Nie ustala, czy idzie tu o upadek w wielkiej skali, po
dobny do zmierzchu wiedzy "emocjonalnej" przed pojawieniem
sią filozofii, lub zmierzchu scholastyki przed rozbłyśniąciem
odrodzenia, czy też może tylko o przełom w mniejszej skali.
Ważny jest dla niego fakt, że dotychczas metody pracy nauko
wej pojawiały sią - z niewielkimi wyjątkami - spontanicznie,
podczas gdy dziś świadomość człowieka stoi na tyle wysoko, że
można sią pokusić o świadome pokierowanie losami nauki, o doj
rzenie i zapobieżenie wadom obecnych metod zanim doprowadzą
do niebezpiecznych skutków.
Niewątpliwie niebezpieczeństwo jest jeszcze dość odległe,
aktualne osiągnięcia cząsto oszałamiające, ale nie powinniśmy
sią nimi upajać, lecz zwrócić uwagą na istniejące braki. "Kto
nie ohce uznać,że jest na wpół głupi,ten jest całkiem głupi".
- cytuje przysłowie Z w i c k y. Najgorsze jest samozadowo
lenie. Lepiej uczciwie poszukać śladów naszej "głupoty" nauko
wej.
PRZESĄDY W NAUCE
Weźmy pod uwagą istniejące w nauce przesądy. Z zakresu
astronomii wystarczy przypomnieć chociażby dwa fakty:
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu uważano, że przestrzeń mię-
dzygwiazdowa jest pusta i przeźroczysta. Rozumowano pozornie
logicznie. Jeśli nic nie zmusza do’przyjącia, że przestrzeń
jest czymś zapełniona, należy wierzyć, że jest pusta. Niektó
rzy uważali pustość i przeźroczystość przestrzeni miądzygwiaz-
dowej za pewnik, a okazało sią to tylko przesądem.
Podobny zawód ąprawił przesąd dotyczący skali odległości
galaktyk. Metodą cefeid ustalano odległości najbliższych ga
laktyk, następnie uważając te odległości za znane wyznaczano
odległości galaktyk bardziej odległych z jasności ich najjaś
niejszych gwiazd. Cały ten system opierał sią na kilku tylko,
niepewnych punktach nawiązania, mimo to wielu uważało go za
pewny i budowało na nim daleko nawet idące teorie kosmologicz
ne. Tymczasem okazało się, że skala jasności cefeid zawierała
* Autor wspomina jeszcze bardziej groźne objawy odejścia od rzeczywis
tości w innych naukach, np. w fizyce. Tu ograniczam się tylko do spraw
astronomii.
6 K. Rudnicki
błąd [2], a rzekome najjaśniejsze gwiazdy okazały się jasnymi
mgławicami (obszarami H Ii) [3].W rezultacie cała skala odleg
łości dalekich galaktyk jest błędna o czynnik 5 do 10 i wyma
ga nowych opracowań.
Mimo tych dwu znanych faktów, podobne "pewniki" istnieją
do dziś
wwielu zagadnieniach astronomicznych. Z w i c k y wspo
mina o wielu. Ograniczą sią do przytoczenia przekonania, że
obszar wszechświata, w którym sią znajdujemy jest typowy dla
całego kosmosu i wyciąganie stąd daleko idących wniosków, że
stała Plancka nie jest funkcją czasu i przestrzeni, że prawa
grawitacji działają wg tych samych wzorów na odległości nie
słychanie odległe,co i na bliskie (obojętne, czy bądziemy my
śleć o wzorach Newtona, czy Einsteina), albo, że wszystkie
czynniki formujące i rządzące ciałami niebieskimi mają związ
ki przyczynowo skutkowe*. Oczywiście nie o to idzie, żeby
twierdzić
, że zbadany obszar wszechświata jest nietypowy,albo
że stała Plancka zmienia sią z czasem - to byłyby jeszcze gor
sze przesądy. Idzie o to, żeby zdawać sobie sprawą z założeń
hipotetycznych i budując jakąkolwiek teorią albo umieć je wy
eliminować, albo zdawać sobie sprawą z niepewności wyników
opartych na hipotezach.
Łączy sią to z pewnego typu manią wyników ilościowych.Każ
dy autor pracy astronomicznej uważa za konieczne podać w wyni
ku jakieś liczbowe parametry - wprost nie wypada inaczej.Oczy
wiście, ponieważ w każdym prawie zagadnieniu istnieją elemen
ty niepewne, dla uzyskania wyników ilościowych,trzeba je w ja
kiś sposób hipotetycznie uzupełniać.Powstaje w ten sposób wie
le prac typu co byłoby gdyby założenia były spełnione**Co gor
sza, cząsto tego typu wyniki formułowane są jako ścisłe osiąg
nięcia. Z w i c k y słusznie zauważa, że o wyniki ilościowe
można sią pokusić tylko przy dobrze już zbadanych zagadnie
niach. Pierwszym etapem w każdej dziedzinie powinno być zbada
nie jakościowe zjawisk, a to można przeprowadzać eliminując
elementy, które by wymagały sztucznych założeń. Piąkny przy
kład takiego postępowania przedstawia Z w i c k y w badaniu
gromad galaktyk. Nie mając danych o ich odległościach, ani
o stanie przezroczystości materii miądzygalaktycznej,nie jest
w stanie ocenić w pierwszym etapie ani mas, ani rozmiarów,ani
jasności absolutnych poszczególnych galaktyk w gromadzie, czy
też całych gromad. Przeprowadzając jednak daleko idący prze
gląd wszystkich dostąpnych faktów obserwacyjnych, opierając
sią na wnikliwej analizie statystycznej,dochodzi do ciekawych
wyników dotyczących sposobu w jaki gromady galaktyk zapełnia
ją przestrzeń, stosunku galaktyk luźnych do zrzeszonych w gro
mady itp. W trakcie tych badań posługuje sią skomplikowanym
aparatem matematycznym i rozwiniętym rachunkiem liczbowym,koń
cowe wyniki są jednak natury wyłącznie jakościowej. Dopiero
w dalszym etapie pracy przeprowadza Z w i c k y pewne roz
ważania ilościowe. W zasadzie zresztą raczej ogranicza sią do
* Fizyka zna już inne, bardziej ogólne typy związków.
** Przypominam sobie referat pewnego polskiego astronoma zakładające go, że liczba planet wokół każdej gwiazdy jest proporcjonalna do jej masy. Na zapytanie skąd wziął taki związek, odpowiedział: "0 tym oczywiście nic nie wiadomo, ale musiałem się przecież na czymś oprzeć". Szczerość umoty wowania była rzadka, ale metoda postępowania bardzo częsta.
Metoda morfologiczna w astronomii 7
pokazania, jakie wyniki da się w przyszłości uzyskać i zdoby
cie jakich wiadomości będzie do tego potrzebne.
ANALIZA I KONSTRUKCJA
Wytykanie poszczególnych usterek współczesnej metodologii
naukowej i ich eliminowanie może być pożyteczne, ale oczywiś
cie nie jest w stanie zaradzić przeżywaniu sią współczesnego
stylu pracy naukowej. Co najwyżej może przedłużyć nieco jego
trwanie. Sytuacja wymaga jednak już dziś zastanowienia sią nad
jakimś generalnym rozwiązaniem, wskazania jakiejś ogólnej dro
gi, jaką mają pójść dalsze badania. Takie rozwiązanie widzi
Z w i c k y w morfologicznej metodzie badań.
Podstawowym postulatem metody morfologicznej jest uświa
domienie sobie przez każdego badacza, że celem pracy naukowej
jest poznanie rzeczywistości, że rozprawa naukowa o tyle jest
pożyteczna, o ile wiąże sią z tym, co istnieje naprawdą. Pra
cownik nauki powinien podchodzić do swojej dziedziny wiedzy
z szacunkiem czy nawet z miłością dla prawdy.Jego wysiłki ni
gdy nie powinny mieć na celu popisania sią własnymi możliwoś
ciami, zabłyśniącia w oczach współkolegów, czy laików.Najbar-
dziej wnikliwa rozprawa teoretyczna,czy rachunkowa, jeśli nie
wynika z tego, co rzeczywiste,jest tylko co najwyżej wprawką,
ćwiczeniem, ale nie właściwą pracą naukową. Podobnie jest
z precyzyjnymi obserwacjami, lub rachunkami, jeśli ich precy
zja ma służyć jedynie popisaniu sią rzemiosłeni astronomicznym.
Precyzja musi być zawsze celowa, związana z chęcią poznania
prawdy.
Nie jest to postulat nowy. Wszystkie wielkie style praoy
naukowej zawsze od niego zaczynały. Kiedy trzeba było uwolnić
nauką od mglistych fantazji - obojętne, za czasów Hiparcha,
czy Kopernika - zawsze zaczynano od rozbudzenia szacunku dla
obiektywnej rzeczywistości. Wobec oznak pewnego "uscholastycz-
niania" się współczesnej nauki, metoda morfologiczna również
zaczyna od uświadomienia potrzeby tego szacunku.
Palej Z w i c k y zastanawia się w jaki sposób dotych
czas rozwijała sią nauka,w jaki sposób dokonywano odkryć i wy
nalazków i dochodzi do wniosku, że czasem były to odkrycia
przypadkowe, ozęściej zaś, szczególnie w czasach nowszych
i zwłaszcza - jeśli idzie o odkrycia ważniejsze - łączyły się
z jednym z dwu charakterystycznych typów postępowania.
Pierwszy z nich polegał na zaprzeczeniu którejś z prawd
starych i badaniu wniosków jakie stąd wynikają, sprawdzeniu
czy w ten sposób nie otrzyma sią czegoś realnego i pożyteczne
go. Przykładem takiego podejścia do zagadnienia jest zaprze
czenie "prawdzie" o nieruchomości Ziemi i utworzenie systemu
heliocentrycznego, albo stworzenie geometrii nieeuklidesowych
przez zaprzeczenie jednego z "pewników" Euklidesa. Taka meto
da rozwijania nauki posiada znaczne ograniczenia. Czasem samo
zaprzeczenie "prawdy" starej jest jednocześnie sformułowaniem
nowej (przykład: geometria nieeuklidesowa),
często jednak w miej
scu zdetronizowanego pewnika powstaje pustka i wtedy trzeba
szukać innych metod aby ją zapełnić, albo zdać sią na przypa
dkowe odkrycia i intuicję. Nadto jest to metoda jeszoze dość
przypadkowa, brak bowiem jakichś obiektywnyoh
wskaźników,cze-8 K. Rudnicki
mu mianowicie należy zaprzeczać aby dojść do postępowych sfor
mułowań. Poza tym jest to metoda w pewnym sensie pasożytnicza
w stosunku do odkryć wcześniejszych. Można
ją stosować tylko
do tych zagadnień, które już w jakimś stopniu są opracowane,
w których już istnieją sformułowania czy przekonania, którym
można przeczyć. Nie można stosować takiej metody do całkiem
nowych, otwierających się dopiero dziedzin. Ten sposób postę
powania, który Z w i c k y nazywa metodą negac .11 1 konstruk-
c.1i oddał wielkie usługi w przeszłości. Największe odkrycia
ubiegłych wieków w ten właśnie sposób zostały dokonane. Z w i-
c k y uważa, że i w przyszłości może być z pożytkiem tu i ów
dzie stosowany, jednak nie do niego należy przyszłość.
Przyszłość otwiera się według Z w i c k e g o przed me
todą analizy j konstrukcji, która polega na nieuprzedzonym
objęciu oałości badanego zagadnienia, zastanowieniu się jakie
informacje można o nim uzyskać, jakiego typu mogą być w ogóle
rozwiązania, które z nich należy od razu wykluczyć i wreszoie
- jakie badania należy wykonać, żeby móc rozstrzygnąć, które
z pozostałych rozwiązań jest prawidłowe.
Tak mniej więcej
ustawione były badania eksperymentalne F a r a d a y a , któ
ry nie poddając się żadnym uprzedzeniom badał związki między
zjawiskami elektrycznymi, magnetycznymi, chemicznymi. Tak po
stępował w teoretycznych badaniach E i n s t e i n , gdy obej
mował na raz całość zagadnień czasu, przestrzeni, masy i ener
gii, nie poddając się żadnym a priori podjętym wyobrażeniom
i uprzedzeniom. W ogóle, zwłaszcza w ostatnich dziesięciole
ciach ta metoda jest coraz częściej stosowana, przeważnie jed
nak w sposób nieświadomy.
Szacunek dla rzeczywistości i świadome stosowanie sposobu
analizy i konstrukcji stanowi podstawę lansowanej przez Z w i
c k e g o morfologicznej metody badań.
PEWNOŚĆ I HIPOTEZA
Posługiwanie się metodą morfologiczną nie jest łatwe.Przy
stępując do jakiegokolwiek zagadnienia, badacz powinien w pew
nym sensie zapomnieć, że ktokolwiek przed nim tą dziedziną
już się zajmował. Oczywiście nie idzie o zapomnienie w dosłow
nym sensie tego wyrazu, nie idzie o ignorancję, ni o lekcewa
żenie pracy poprzedników. Trzeba
jednak zachować całkowicie
świeżość umysłu, wyzwolić się od wszelkich uprzedzeń, być go
towym do przyjęcia prawd najbardziej nawet nieoczekiwanych
i sprzecznych z dotychczasowymi wyobrażeniami, Jeśli tylko te
prawdy konsekwentnie wynikają z przeprowadzonych badań.Badacz
stosujący metodę morfologiczną nie może mieć żadnych a priori
powziętyon wyobrażeń o wynikach pracy. Nie powinien się nicze
go z góry spodziewać, lecz raczej czekać
spokojnie, co
same
badania przyniosą.
W wyniku badań morfologicznych tylko wyjątkowo będziemy
mogli się spotkać z jednoznacznym ujęciem, jednoznacznym roz
wiązaniem zagadnienia. Zastanawiając się nad wszelkimi możli
wymi rozwiązaniami, nawet po odrzuceniu tych, które na podsta
wie otrzymanych informaoji trzeba będzie wykluczyć,
często
otrzymamy wiele jednakowo dobrze pasujących rozwiązań. Czasem
Metoda morfologiczna w astronomii 9
będą to całe kontinua rozwiązań, lub liczne klasy takich kon
tinuów. Wynik badań morfologicznych może być bardziej ogólni
kowy od zwyczajowo przyjętych wniosków, podawanych we współ
czesnych publikacjach naukowych, natomiast przy prawidłowym
zastosowaniu metody morfologicznej, musi to być wynik pewny.
Najlepiej wytłumaczyć to na przykładzie.
Pojawiają się
liczne prace dotyczące przyczyn, które wywołują powstawanie
spiralnej struktury galaktyk. Tego rodzaju prace, świadczące
nieraz o wielkim wysiłku umysłowym ich twórców, opisują pewne
hipotetyczne, ściśle określone procesy fizyczne (mechaniczne,
elektromagnetyczne lub inne),śledzą te procesy liczbowo,przy
taczają fakty przemawiające na korzyść przyjętych hipotez. Sfor
mułowania końcowe takich prac bywają dość jednoznaczne, trud
no jednak z tych sformułowań określić ich stosunek do rzeczy
wistości. Z w i c k y, zajmując się przykładowo zagadnieniami
budowy galaktyk, stosuje metodę morfologiczną, w wyniku której
wyciąga wniosek, że przy tworzeniu ramion spiralnych brały
udział nie tylko siły grawitacyjne (mechaniczne). Ten wniosek
jest tylko jakościowy, zawiera się w jego przedziale nieskoń
czenie wiele możliwych rozwiązań, jest jednak całkowicie pew
ny i ukazuje bezpośrednio realną rzeczywistość.
To co tu powiedziałem, wcale nie znaczy, żeby metoda mor
fologiczna wyrzekała się stosowania hipotez. Przeciwnie operu
je często nie tylko pojedynczymi hipotezami, lecz nawet cały
mi ich kompleksami i kontinuami. Od hipotezy wymaga się
jed
nak, żeby dawała informacje o innych alternatywnych hipote
zach, żeby można było ustalić jej miejsce pośród innych, rów
nie możliwych do przyjęcia przy danym stanie posiadanych in
formacji o badanym zagadnieniu. Hipoteza musi wreszcie wska
zywać, jakie badania należy wykonać w dalszym ciągu, aby roz
strzygnąć o jej słuszności.
Poza tym od hipotezy wymaga się, aby wynikała nie z widzi
misię jej twórcy, ale z realnych faktów,żeby była następstwem
- pewnego rodzaju ekstrapolacją wiadomości już zdobytych. Nie
powinniśmy wmawiać w przyrodę tego lub owego, powinniśmy słu
chać, jak przyroda sama przemawia. Wtedy, nawet jeśli chwilo
wo źle ją zrozumiemy, w końcu
jednak dojdziemy do poprawnych
wiadomości.
Dobrze ustawiona hipoteza, związana z całością badań mor
fologicznych jest czynnikiem postępowym. Natomiast wiele po
jedynczych hipotez nie powiązanych ze sobą ani z rzeczywistoś
cią, raczej zaciemnia niż rozjaśnia obraz naszej wiedzy i cza
sem przyczynia się do powstawania naukowych nieporozumień,błęd
nych nawyków myślowych, lub zgoła przesądów.
Powstawanie licznych hipotez często wypływa stąd,że pyta
my o rzeczy, o których jeszcze nic domyślać się nie możemy.
Takie pytania są wprost niemądre. W prawidłowo ustawionych ba
daniach kolejne pytania pojawiają
się same, wynikają w orga
niczny sposób z odpowiedzi na pytania poprzednie.
Nie tylko
odpowiedzi należy czerpać ze świata rzeczywistego, również py
tania powinna podsuwać sama rzeczywistość i tylko wtedy są
one postawione prawidłowo, nie przedwcześnie.
10 K. Rudnicki
PRZYC ZYUKARSTWO I PRACA KOLEKTYWNA
Metoda morfologiczna w zasadzie nie dopuszcza wykonywania
oderwanych prac przyczynkowych. Drobny przyczynek może mieć
dla tej metody wartość o tyle, o ile wiąże się z jakąś więk
szą całością. Wynika to wprost z postulatu całościowego ujmo
wania zagadnień. Jeśli ktoś chce sią zająć morfologicznie ce—
feidami i zacznie je studiować od strony zmian okresów w trak
cie badań musi dojść do wszelkich innych spraw związanych z ty
mi gwiazdami, między innymi do zagadnienia ich przestrzennego
rozmieszczenia. Przeciwnie — ktoś, kto zacznie od rozmieszcze
nia musi wcześniej czy później natknąć się na zagadnienie zmia
ny okresów. Obojętne jest w tej metodzie od czego zaczniemy,
zawsze musimy objąć całość zagadnień dotyczących badanych
obiektów, czy zjawisk. Również nie można jakimś zagadnieniem
zajmować się wyłącznie od strony obserwacyjnej, ani wyłącznie
od teoretycznej. Obserwacje nawet najelementarniejsze wymaga
ją rozumnego uporządkowania - a więc teorii. Podobnie każda
teoria wymaga wsparcia obserwacyjnego.
Tu napotykamy ważny problem postępującej obecnie w nauce
coraz węższej specjalizacji. To zjawisko przez wielu określa
ne jako groźne, przy stosowaniu metody morfologicznej znika
samo. Morfolog nie może być ciasnym specjalistą, bo nie bę
dzie mógł objąć całości zagadnienia. Ideałem badacza byłby
ktoś znający się na wszystkim i trzeba przyznać, że Z w i c-
k y jest dość bliski tego ideału. Można go podziwiać, jak
z jednakową lekkością porusza się w abstrakcyjnych zagadnie
niach relatywistycznych, w rachunku prawdopodobieństwa,w astro
fizyce teoretycznej, a zarazem projektuje nowe metody obser
wacji, nowe narzędzia, zajmując się jeszcze przy tym fizyką,
techniką, socjologią i filozofią.
Oczywiście żadna jednostka nie może być wszechstronna,to
też badania morfologiczne nadają się raczej do wykonywania
przez zespoły niż przez jednostki (Zwicky również nie pracuje
samotnie), tym bardziej, że jednostce często nie starczyłoby
życia na solidne, morfologiczne opracowanie jakiegoś zagadnie
nia. W takim zespole ktoś orientuje się lepiej w jednej, ktoś
- w innej dziedzinie. Może i powinna się wytworzyć pewna spe
cjalizacja, jednak każdy współpracownik musi się orientować
z grubsza w specjalnościach swoich kolegów.
Kolektywna praca jest koniecznym następstwem metody morfo
logicznej. Dlatego organizacja pracy jest przy tej metodzie
nie mniej ważnym czynnikiem niż posiadanie odpowiedniego in
strumentarium. Osobną część swej książki poświęca Z w i c k y
reformie organizaoji pracy naukowej.
TEORIA I RZECZYWISTOŚĆ
Często się obecnie uważa, że rzeczywistość
przyrodniczą
można opisać za pomocą formalnych teorii. Był czas, kiedy
wprost za cel badań przyrodniczych uważano stworzenie takich
"prawdziwych", "zgodnych z rzeczywistością" teorii. Wprawdzie
historia nauki wykazała, że żadna teoria dotychczas nie okaza
ła się "całkiem prawdziwa", mimo to przesąd o możliwości
ści-Metoda morfologiczna w astronomii 11
słego, formalistycznego ujęcia świata trwa do dziś - przynaj
mniej w podświadomości - u wielu naukowców. Tym chyba tłuma
czy się fakt powstawania tak wielkiej liczby abstrakcyjnych
rozważań kosmologicznych i kosmogonicznych. Morfolog powinien
sobie zdawać sprawę, że rzeczywistości nie da się ująć w po
staci jednej choćby najogólniejszej teorii. Kie znaczy to,że
by rzeczywistość była nie poznawalna. Przeciwnie - metoda mor
fologiczna nie głosi żadnych "granic poznania", raczej należy
przypuszczać, że możliwości poznawcze są nieograniczone,
a wszystko w swoim czasie może być poznane i pojęte. Abstrak
cyjne teorie są dla morfologa cennymi narzędziami badań rze
czywistości, ale nigdy nie są samą rzeczywistością. Teoria mo
że być na większym lub mniejszym obszarze zagadnień, czasu
i przestrzeni styczna do rzeczywistości, ale nie ma podstaw
do przypuszczeń, żeby się mogła z nią pokrywać dokładnie.
Wspaniałe przykłady zastosowania formalnych teorii do ba
dań morfologicznych daje Z w i c k y przy okazji opracowa
nia zagadnień gromad galaktyk. Stosuje np. teorię rozkładów
przypadkowych nie przypuszczając ani na chwilę, żeby w rzeczy
wistości mogło istnieć coś naprawdę zgodnego z takim rozkła
dem. Stosuje teorię emdenowskich, grawitujących, izotermicz-
nych kul gazowych, nie dopuszczając myśli, że ta teoria mogła
by ściśle opisywać to. co się dzieje w gromadach. Teoria cały
czas traktowana jest tylko jako narzędzie, z jej pomocą wycią
ga się pewne wnioski dotyczące prawdziwej struktury gromad
i gęstości materii w gromadach.
NARZĘDZIA I BADACZ
Mógłby ktoś mieć wątpliwość,czy metoda morfologiczna jest
w ogóle jakąś w istocie odrębną metodą, czy nie jest to raczej
pewnego rodzaju filozofia. Rzeczywiście przyzwyczajeni jesteś
my nazywać metodą jakieś odrębne ujęcie matematyczne (metoda
wyrównawcza najmniejszych kwadratów, Enckego metoda wyznacza
nia orbit etc.; lub obserwacyjne (metoda Talcotta wyznaczania
szerokości, metoda Argelandera wyznaczania jasności itp).Trze
ba jednak wziąć pod uwagę, że najważniejszym - a zarazem naj
pierwotniejszym - narzędziem badarczym jest sam człowiek.
W metodzie morfologicznej pozostają te same narzędzia, te sa
me wzory matematyczne, te same nawet teorie, zmienia się na
tomiast stosunek badacza do zagadnień.Jeśli zgadzamy się z tym,
że z daną postacią równań, z montażem lunety, czy odpowiednim
ustawieniem teodolitu związana jest taka czy inna metoda ba
dań, to niewątpliwie odpowiednie "ustawienie" badacza daje
również w istocie odrębną metodę badań.
Dbamy o poprawność wzorów matematycznych,o poprawność mon
tażów, o dobre spoziomowanie i orientację przyrządów, wkłada
my pracę w pielęgnację i udoskonalanie narzędzi - podobnie m u
simy dbać o odpowiednie "ustawienie", pielęgnację i doskonale
nie nas samych. Z w i c k y w pewnym miejscu zamiast mówić
o stosowaniu przez badacza metody morfologicznej, mówi o mor-
lologicznym życiu. Metoda morfologiczna wiąże się z wewnętrz
ną uczciwością, z naukową moralnością, a trudno o moralność
w jednej dziedzinie, gdy brak jej w całości życia. Kto wie,
12 K. Rudnicki
czy kilka faktów nieuczciwości i oszustw naukowyoh,jakie w os
tatnich latach wstrząsnęły opinią świata, nie są po prostu wy
nikiem zapomnienia tej prawdy,że praca naukowa wymaga również
pracy nad sobą.
ZASTOSOWANIA
To, co tu dotychczas napisałem składa się niewątpliwie
tylko z ogólników. Mógłby ktoś słusznie żądać jakichś szczegó-
łowszych wskazówek, jak w praktyce stosować metodę morfolo
giczną.
Z w i c k y w omawianej książce zaczyna również od
ogólników. Następnie, żeby wskazać konkretnie, jak posługiwać
się tą metodą opisuje przykładowo krok za krokiem badania gro
mad galaktyk wykonane przez siebie i współtowarzyszy,a następ
nie w sposób bardziej pobieżny szkicuje pewne badania w in
nych dziedzinach astronomii, w ich liczbie pewne badania do
piero zaplanowane. Studiując te przykłady widzi się wyraźnie,
jak wygląda morfologiczna metoda w konkretnym działaniu i na
biera się do niej szacunku. Niestety cała książka
Z w i c-
k e g o, a w szczególności ta jej część, jest trudna do stresz
czenia. Wszystkie zagadnienia są w niej tak organicznie połą
czone ze sobą, że opuszczenie jednego fragmentu utrudnia zro
zumienie reszty. W szczególności byłoby bezcelowe streszcze
nie przytoczonych przez
Z w i c k e g o przykładów zastoso
wań. Oczywiście można by na kilku stronach opisać obserwacje,
podać główne wzory matematyczne i otrzymane
ciekawe, a pod
wielu względami nawet rewelacyjne wyniki, trzeba by wtedy jed
nak zrezygnować z najważniejszego, to
jest z przedstawienia
działania metody morfoldgicznej. Dlatego pozwolę sobie poprze-
stać na- tych niewielu ogólnikach, a tych, których te sprawy
bliżej zainteresują odesłać do
samodzielnej lektury książki
Zwickego [5].
UWAGI KOŃCOWE
Z w i c k y nie uważa się za wynalazcę metody morfolo
gicznej. Jak to wspomniano już wyżej,
stosował ją F a r a
d a y a później wielu innych badaczy. Szczególnie w ostat
nich latach pojawiają się od czasu do czasu prace astronomicz
ne, w których stosowane jest w mniejszym lub większym stopniu
podejście morfologiczne. W szczególności można by tu wymienić
sporo prac W o r o n c o w a - W e l j a m i n o w a [4],któ
ry czasem nawet używa terminu "morfologiczny" może w nieco
tylko węższym znaczeniu niż
Z w i c k y. Tak samo oparcie ba
dań struktury galaktyki na cechach morfologicznych gwiazd wpro
wadzone przez E u k a r k i n a i P a r e n a g ę [ 1 ] nie
wątpliwie nie tylko z nazwy łączy się z metodą tu opisaną.Co
raz szersze rozpowszechnianie się tej metody - jeśli nawet
w użyciu niekonsekwentnym lub spaczonym - świadczy chyba, że
zapotrzebowanie na nią jest aktualne.
Zasługa Z w i c k e g o polega na tym, że uświadomił so
bie jaką rolę ta metoda może odgrywać w przyszłości, że jasno
sformułował jej postulaty, ujął ją w system, opisał w taki
Metoda morfologiczna w astronomii 13
sposób, że można nie tylko przypadkowo wpaść na nią i nieświa
domie jej używać, ale można sią jej nauczyć, podobnie jak każ
dej innej metody.
Warszawa - lipiec 1959
BIBLIOGRAFIA
[1] B.W. K u k a r k i n , "Issledowanije stojenija i razwitija zwjozdnych sistiem Moskwa 1949.
[2] A. 0 p o 1 8 k i, Postępy Astronomii, tom I, str. 40, 1953. [3] A. S a n d a g e , Astrophysical J. 127, Nr 3 (1958).
[4] B.A. W o r o n c o w - W i e l j a m i n o w , m.in. Astronomiezeskij Żurnał, tom XXVIII, str. 388 (1951)i tom XXX, str.37 (1953;; tom XXX, str. 394 (1953); tom XXXI, str. 27 (1954); tom XXXII, str.401 (1955); tom XXXIII, str. 14 (1956); tom XXXIII, str. 205 (1956); tom XXXIV, str. 8 (1957); tem XXXV, str. 208 (1958); tom XXXV, str. 858 (1958). [5] F. Z w i o k y, "Morphological Astronomy", Berlin 1957.
---■
Fotometria U, B,V
JÓZEF SMAK
Na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia w fotometrii
astronomicznej nastąpił nadzwyczaj szybki rozwój zarówno w za
kresie techniki pomiarów, jak i pod wzglądem koncepcyjnym,po
przez rozszerzenie problematyki badań fotometrycznych i wzrost
icb znaczenia dla innych, działów astronomii. Teoria ewolucji
gwiazd, która swój rozkwit zawdzięcza silnemu oparciu o dane
obserwacyjne, głównie fotometryczne, jest najlepszym dowodem
znaczenia nowoczesnych pomiarów fotometrycznych. Ogólny roz
wój techniki przejawił się w dziedzinie fotometrii wypracowa
niem standardowych już dziś metod pomiarów fotoelektrycznych.
Szczytowym osiągnięciem w tym zakresie były pomiary jasności
obiektów niedostępnych nawet dla kliszy fotograficznej, wyko
nane przez B a u m a metodą zliczania impulsów. Rola kliszy
fotograficznej w pracach o charakterze fundamentalnym została
zredukowana. W zastosowaniu masowym technika fotograficzna
jest i będzie stosowana w dalszym ciągu ze względów ekonomicz
nych, jednakże już tylko w oparciu o precyzyjną kalibrację
fotoelektryczną.
W aspekcie astronomicznym wzrosło znaczenie fotometrii,ja
ko głównego obok spektroskopii działu obserwacyjnego, stano
wiącego podstawę badań fizyki gwiazd i budowy Galaktyki. Ta
strona rozwoju fotometrii wiąże się z powstaniem nowego ukła
du -
UtBtV,
wprowadzonego przez H.L. J o h n s o n a i jego
współpracowników. Idea fotometrii wielobarwnej nie była wpraw
dzie nowa w astronomii. Pomiary w trzech barwach w celu wyzna
czania absorpcji międzygwiazdowej stosował pierwszy W. B e c-
k e r. W tym samym czasie S t e b b i n s i W h i t f o r d
wprowadzi*!! swój układ sześciobarwny. Zasługa twórców systemu
U fB .V nie
sprowadzała się więc do zwykłego nowatorstwa. Ich
realny wkład do astronomii był jeszcze czymś więcej; było nim
wykonanie w tym systemie ogromnej ilości stojących na najwyż
szym poziomie technicznym pomiarów odnoszących się do obiek
tów mających w tej chwili kluczowe znaczenie dla wielu zagad
nień astrofizycznych i stellar-statystycznych. Wyniki tych
prac sprawiły, że fotometria t/,5,
V
jest obecnie nie tylko ukła
dem fotometrycznym - oznacza ona jedną z podstawowych metod
badawczych astronomii.
I. DEFINICJA SYSTEMU
Podstawowym wzorcem fotometrycznym była do r.1953 Północna
Sekwencja Biegunowa -
WPS,
zawierająoa jasności
kilkudziesię-16 J . Smak
ciu gwiazd wyznaczone drogą fotograficzna w tzw. Układzie Mię
dzynarodowym jasności fotograficznych
\lPg)
i fotowizualnych
(/Pv). W "ty® układzie i przez nawiązanie do NPS wykonywane by
ły prace dwubarwne zarówno fotograficzne jak i fotoelektrycz-
ne. Ostatnio jednakże coraz ostrzej zaczęły występować pewne
niedoskonałości Sekwencji oraz Układu Międzynarodowego. Było
to głównie wynikiem wnikliwych badań J o h n s o n a
(1952),
który stwierdził, że
NPS
pod wieloma względami nie odpowiada
wymaganiom, jakie nowoczesna fotometria stawia przed wzorcem
fundamentalnym. Stało się konieczne stworzenie nowego, speł
niającego te wymagania wzorca i związanego z nim lepszego
ukła
du fotometrycznego.
Ogólne charakterystyki układów fotometrycznyoh
Wymagania stawiane przed nowoczesnym układem fotometrycz-
nym, zdefiniowanym poprzez pewien wzorzec jasności i wskaźni
ków barwy można przedstawić w postaci następujących punktów:
1. Układ musi zawierać jasności i wskaźniki barwy dla
gwiazd ze wszystkich części diagramu //-/?, niepoczerwienio-
nych przez absorpcję międzygwiazdową,
2. Analogicznie - muszą być reprezentowane gwiazdy ze
wszystkich części diagramu
H - R
z różnymi wartościami poczer
wienienia.
3. Punkt zerowy wskaźników barwy winien być ustalony w sto
sunku do gwiazd o dobrze znanym rozkładzie energii.
Do tych punktów dochodzi dodatkowy:
4. Przejścia między dwoma różnymi układami fotometryczny-
mi są możliwe z pożądaną precyzją jedynie wtedy, gdy układy
zawierają jasności z szerokiego przedziału widmowego tak, że
przy transformowaniu jasności lub barw możliwa jest interpo
lacja, a nie ekstrapolacja.
Powyższe dezyderaty wiążą się bezpośrednio z wynikami ba
dań J o h n s o n a
(1952; dotyczących jasności fotograficz
nych (niebieskich) zawierających niezaniedbywalny procent pro
mieniowania o długości fali
\
< 3800 I. Transformacje między
układami zawierającymi takie jasności są z reguły nieliniowe
i, co więcej, wieloznaczne, zależą przy tym od typu widmowego
i klasy jasności gwiazd,które służyły do dokonania przejścia.
Okazuje się ponadto.że nawet niewielka różnica czułości w ul
trafiolecie może dac bardzo duże rozbieżności obserwacyjne mię
dzy dwoma układami. Przykładem tego może być fakt, że wiele
współczesnych systemów fotometrycznyoh nawiązujących do Sek
wencji Polarnej, a więc będących z definicji tym samym Ukła
dem Międzynarodowym różni się miedzy sobą w sposób drastycz
ny. Wynika to z jednej strony z różnic między jasnościami nie
bieskimi tych układów, z drugiej - z niespełnienia przez
NPS
postulatów 1-4.
Fundamentalny układ fotometryczny
U,B, V
.
W maju 1953 r. ukazała się w "Astrophysical Journal" pra^-
ca H.L. J o h n s o n a i W.W. M o r g a n a
(1953) wprowa
dzający nowy układ fotometryczny oparty na fotoelektrycznych
pomiarach trójbarwnych gwiazd różnych typów widmowych i klas
jasności, o różnych stopniach poczerwienienia,
rozrzuconych
Fotometria U,B,V 17
po całym niebie i będących standardami nowego systemu. Nowy
układ nawiązywał w definicjach do Układu Międzynarodowego,usu-
wał natomiast jego
niedoskonałości.
Instrumentalnie
_
fotometria
U, B, V
6
jest określona przez
używane w pomiarach
Johnsona i Morgana
kombinacje filtrów.
4
Podaje je tabela 1,
a wynikające z czu
łości fotomnożników
1P21 i przepuszczal
ności filtrów krzy-
2
we czułości spek
tralnej trzech jas
ności
U,B, V
przed
stawia rys. 1.
Dzięki zastoso
waniu fotometrii fo-
toelektryczne
j Jo-
h n s o n i M o r
g a n mogli skalę
Rys. 1. Krzywe czułości barwnej systemu V tB,Vswych jasności
o-przeó bezpośrednio na definicji pogsonowskiej,rezygnując z na
wiązywania do skali
NPS,
Jeśli
u%bty
oznaczają odczyty fotome
tru w trzech dziedzinach widma, to odpowiednie jasności będą
z dokładnością do punktu zerowego zdefiniowane jako:
U
= - 2,5 log
u
+ const
B
* - 2,5 log
b
+ const
(
1
)
V
= - 2,5 log 7 + const
T a b e l a 1
Układ filtrów w pomiarach fotoelektrycznych U,B,V
u
B
VCorning 9863 Corning 5030 + Corning 3384
lUD +2 ran Schott GG 13 lub
2 mm Sohott UG 2 lub 2 mm Schott GG 11
1 ran Sohott BG 12+ +2 ram Schott GG 13
Punkt zerowy skali jasności V został oparty o jasności fo-
towizualne
IP v
gwiazd
NPS,
Jasności te nie różnią się w spo
sób istotny od
IPv
Układu Międzynarodowego. Otrzymuje się bo
wiem zależność:
V = IPv +
0,000
+
0,002
(5
- V)
(
2
)
ii***
18 J . Smak.
Jasności niebieskie -
B
nowego układu dzięki użyciu filtru-
Schott GG 13 nie zawierają ultrafioletu (A < 3800a).
Punkt zerowy wskaźników barwy został oparty na pomiarach
sześciu niepoczerwienionych gwiazd typu AG/: aLyr, -yUMa,
109
Vir, aCrB, "fOph i HR 3314. Przyjęto dla nich:
U-B = B - V = 0
Wskaźniki barwy z tak dobraną skalą i punktem zerowym róż
nią się dośó znacznie od wyznaczanych dotychczas. Dla ilustra
cji podajemy przejście do fotoelektrycznych wskaźników barwy
Eggena (P-
VjE
i poprzednio stosowanych przez J o h n s o n a
i
M o r g a n a wskaźników, otrzymywanych z tymi samymi kom
binacjami filtrów, ale w oparciu o skalę jasności
7Pg
,
jpy
Północnej Sekwencji Biegunowej:
(
p-v)E
= - 0,12 + 1,04
(B-V)
(3)
iP-v)j-M=
- 0,18 + 1,09
{B-V)
(4)
II. ZALEŻNOŚĆ
(tf-
F0T0METRYCZNE EFEKTY WIEKU
I SKŁADU CHEMICZNEGO
Fotometria trójbarwna
UyB,V
dostarcza dwu wskaźników bar
wy:
1 / - B 1 B - V
. Obydwa te wskaźniki zależą od cech fizycznych
gwiazdy oraz od poczerwienienia międzygwiazdowego. W przypad
ku gwiazd niepoczerwienionych, lub z wyznaczoną na innej dro
dze wartością poczerwienienia można dokonać dyskusji wskaźni
ków barwy w aspekcie fizycznym. W dalszym ciągu podamy podsu
mowanie dotychczasowych wyników otrzymanych dla grup gwiazd
różnych typów.
Gwiazdy ciągu głównego
Zależność między niepoczerwienionymi wskaźnikami barwy
(
U-B)0
i
[p-V)0
została wyznaczona przez
J o h n s o n a
i M o r g a n a w oparciu o gwiazdy bliskie Słoiica, w przy
padku których zaniedbanie absorpcji międzygwiazdowej jest uza
sadnione. Sam kształt
tej
zależności może być najdokładniej
otrzymany w przypadku gromad otwartych o niewielkim poczerwie
nieniu, gdy można przyjąć,że wskaźniki barw wszystkich gwiazd
zmienione są jednakowo w obrębie danej barwy. Dla dużych ab
sorpcji nadwyżki barwy
E v_„
i
E B _V
są bowiem (por.niżej) funk
cjami typu widmowego i wielkości poczerwienienia. Wykres dwu-
wskaźnikowy (rys. 2; dla gwiazd klasy jasności V, jako najle
piej znanych obiektów odgrywa rolę standardu porównawczego.
Główną cechą zależności
[U-B)
—
jest obecność głębokiej
depresji wskaźnika ultrafioletowego w o k o l i c y # - F = 0, tj.dla
gwiazd, w których widmach istotną rolę odgrywają linie serii
Balmera, oraz absorpcja ciągła w granicy serii.Przechodząc do
gwiazd późnych typów widmowych stwierdzamy dość znaczny roz
rzut punktów dla
B - V
> 1,40. Są to gwiazdy typu widmowego
M,
wśród których wiele posiada linie emisyjne zmieniające jas
ność gwiazdy.
B - V
Rys. 2 . 'Ny^rea(U-B)—(B-v)dla. niepoczerwienionych gwiazd różnych klas .jasności.Linia gruba przedstawia standardową zależność dla gwiazd ciągu g±ównego. Pozostałe linie
2 0 J • cko&k
Już pierwsze prace wykonane w nowym systemie wykazały, że
zależność (
U - B ) 0
— (fl-K)0 nie jest identyczna dla wszystkich
obiektów nawet w obrąbie populacji I. J o h n s o n i K n u
c k l e s (1955) stwierdzili mianowicie, że gwiazdy ciągu
głównego typów J^G gromady Coma posiadają w stosunku do stan
dardowej linii
(U-BJo
—
{fi-v)0
nadwyżką ultrafioletową ok.
0^035. Jest to niewątpliwie efekt składu chemicznego; można
przypuszczać opierając sią na w ynikach dla gwiazd populacji
II (por,niżej), że mamy tu do czynienia z mniejszą zawartoś
cią pierwiastków ciężkich.Dyspersja składu chemicznego gwiazd
populacji I wybranych z ogólnego pola galaktycznego przejawia
sią na diagramie dwu-wskaznikowym istnieniem znacznie w i ę k s z e
go rozrzutu, niż to ma miejsce w przypadku gromad otwartych,
zwłaszcza dla podanych wyżej typów widmowych.
T a b e l a 2
Podstawowe charakterystyki promieniowania gwiazd ciągu głównego
MKSp [B - V)0 W ~ B )0 Te My 0 5 -0.32 -1 .15 44 600 0 7 -0.32 -1 .14 0 9 -0.31 -1 .12 -4.6 09.5 -0.30 -1.10 36 800 -4.4 B 0 -0.30 -1.08 -4.0 B 1 -0.26 -0.93 27 300 -3.0 B 2 -0.24 -0.86 22 700 -2.7 B 3 -0.20 -0.71 -2.1 B 5 -0.16 -0.56 15 600 -1.4 B 7 -0.12 -0.42 B 8 -0.09 -0.30 12 800 -0.6 B 9 -0.06 -0.19 11 800 0.1 A 0 0.00 0.00 11 000 0.2 A 1 0.05 0.05 10 300 A 3 0.09 0.07 9 100 1.7 A 5 0.15 0.09 8 700 2.1 A 7 0.19 0.08 8 100 2.5 F 0 0.30 0.02 7 600 2 .9 F 2 0.37 0.00 7 000 3.1 F 5 0.44 -0.02 6 600 3.4 F 6 0.47 -0.02 6 390 3.7 F 8 0.53 0.02 6 150 4 . 0 G 0 0.60 0.06 6 000 4 .3 G 2 0.64 0.16 5 730 4.6 G 5 0.68 0.21 5 520 5 .0 G 8 0.70 0.24 5 320 5.5 K 0 0.82 0.48 5 120 5.9 K 1 0.86 0.54 4 920 K 3 1.01 0.89 4 610 6 .8 K 5 1.18 1.12 4 400 7.7 K 7 1.37 1.26 M 1 1.48 1.21 3 400 9.6 M 3 1.49 1. 10 10.5 M 5 1.69 1 .24 12 .2
Fotometria U ,B ,V 21
Johnson i Morgan wyznaczyli również zależności między no
wymi wskaźnikami barwy i typami widmowymi w systemie
MK, Ta
bela 2 podsumowuje omawiane zależności. Dodatkowo zawiera ona
kalibracją jasnościową ciągu głównego*, oraz przejście do tem
peratur efektywnych. Są to zależności najczęściej używane
w praktyce astronomicznej. Dane
A r p a
(1958) i tylko dla
gwiazd typów wcześniejszych od
AO zostały zastąpione nowymi,
otrzymanymi przez J o h n s o-
n a
(1958).
Fotometria
V stwarza
możliwości czysto fotometrycz-
nego ustalania typów widmowych
i fizycznych (intrinsic) wskaź
ników barwy, bez znajomości po
czerwienienia międzygwiazdowe-
go. Wyznaczalne wprost z da
nych obserwacyjnych wyrażenie:
Q = (U - B ) - X(B-V)
(5)
£
gdzie
X -
jes-t stosunkiem
- Vnadwyżek barwy, nie zależy od
samej wielkości absorpcji mię-
dzygwiazdowej, a jest tylko
funkcją fizycznych wskaźników
barwy lub typu widmowego gwiaz
dy.
Przyjmując w pierwszym przy
bliżeniu, że
X jest stałe dla
wszystkich typów widmowych i nie
zależne od wielkości absorpcji
i znając tę wartość z wyznacze
nia omówionego w części IV
J o h n s o n
i M o r g a n
mogli wyznaczyć zależność
Q(Sp)
wprost z danych obserwacyjnych za pośrednictwem definicji (
5
).
Okazuje się, że zależność taka nie jest jednoznaczna dla ca
łego przedziału typów widmowych. Jeśli jednak ograniczyć się
do gwiazd BO - AO, to omawiana relacja jest prawie liniowa.
Odpowiednia zależność < ? [ ( # - dla niepcczerwienionych wskaź
ników barwy
B
— V została wyznaczona w oparciu o pomiary jas
nych gwiazd z prawdopodobnie zaniedbywalną absorpcją. Ostat
nio J o h n s o n
(1958) przedyskutował zależność
X od typu
widmowego gwiazdy i wielkości poczerwienienia (por.iv)i otrzy
mał w rezultacie nieco inne niż początkowo zależności
Q(Sp)
i
Q [(5-1%]. Tę ostatnią podaje rys. 3. Pakt uwzględnienia
zmienności
X sprawia,że nie możemy wprost z obserwowanych U-B
i
B — V wyznaczyć za pośrednictwem Q z równania (
5
) wskaźniki
* Nie jest to ciąg główny "wieku zero", lecz średni obserwow^yl[la gwiazd na różnych stadiach ewolucji; ze względów ewolucyjnych przebiega on ok. 0™5 nad ciągiem "wieku zero" obserwowanym na przykład w gromadach otwartych.
tabeli pochodzą z artykułu
(B-V
)0
Rys. 3. Zależność między parametrem Q22 J. Smak