• Nie Znaleziono Wyników

Czy wspólne dziedzictwo na Warmii i Mazurach? : z zagadnień współczesnej świadomości historycznej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czy wspólne dziedzictwo na Warmii i Mazurach? : z zagadnień współczesnej świadomości historycznej"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Janusz Jasiński

Czy wspólne dziedzictwo na Warmii i

Mazurach? : z zagadnień

współczesnej świadomości

historycznej

Echa Przeszłości 10, 465-486

2009

(2)

ECHA PRZESZŁOŚCI X, 2009 PL ISSN 1509-9873

PROBLEMY I DYSKUSJE

Janusz Jasiński

Olsztyn

CZY WSPÓLNE DZIEDZICTWO

NA WARMII I MAZURACH?

Z ZAGADNIEŃ WSPÓŁCZESNEJ ŚWIADOMOŚCI

HISTORYCZNEJ

U w a g i w s tę p n e

Rok 1989 stanow i przełom w dziejach Polski, a to dzięki odzyskaniu politycznej niepodległości. W ślad za n ią poszły radykalne zm iany ustrojowe, łącznie z gospodarczymi i w szerokim zakresie w dziedzinie kultury. Ale na byłych Ziemiach O dzyskanych stosunek do regionalnej historii odróżniał je od „starej Polski”. Oto w II połowie XX w. pokolenia wyrosłe n a Ziemiach Zachodnich i Północnych zaczęły akceptować jako swoje w łasne, obok pol­ skich, tradycje niem ieckie. J e s t to problem tyle ciekawy, co i niepokojący, przeto tym bardziej w ym aga poważnych studiów socjologiczno-historycznych, które zresztą są ju ż wyrywkowo prowadzone. Rzecz ujm ując w najw iększym skrócie, n a powyższe przem iany złożyły się trzy procesy.

1. K ażda tw orząca się społeczność po pewnym czasie szuka zakorzenienia n a swojej ziemi. O ile n ajstarsi osiedleńcy, pochodzący najliczniej z terenów zabużańskich, odczuwali (i n adal odczuwają) nostalgię za krajem dzieciństwa i młodości, to ich dzieci i wnukowie, szanując odczucia ojców i dziadków, n a tu ra ln ą koleją rzeczy w iążą się em ocjonalnie nie tylko z krajem swego urodzenia, la t szkolnych i zawodowej pracy, lecz także z grobam i swoich przodków n a nowej ziemi, które często usytuow ane są obok grobów dawnych mieszkańców, najczęściej oznaczonych inskrypcjam i: „Hier r u h t in G ott” ... Schm idt czy Schulz.

2. Przez całe dziesięciolecia czytaliśm y głównie w prasie o polskości W ar­ m ii i M azur, nierzadko niezgodnie z praw dą, ja k bezpośrednio po roku 1945 o piastow skich tradycjach w Olsztynie, przy jednoczesnym pom ijaniu róż­

(3)

4 6 6 Jan u sz Jasiń sk i

nych aspektów niemieckości. Czasam i, ale rzeczywiście wyjątkowo, krytyko­ w ano a rc h ite k tu rę p ru sk ą , zw łaszcza budow nictw o doby secesji1. Ową sprzeczność pomiędzy słowem drukow anym czy oficjalnymi wypowiedziami a rzeczywistością z łatw ością dostrzegano. Niestety, te n s ta n rzeczy - n a zasadzie w ylew ania dziecka z k ąp ielą - budził nieufność wobec rzetelnych poszukiw ań naukow ych dotyczących różnych zagadnień tem aty ki polskiej, naw iązujących do studiów prowadzonych m .in. już w XIX w. (Wojciech Kę­ trzyński, Karol E m ilian Sieniaw ski i in.). Toteż gdy z czasem coraz bardziej dostrzegano b ra k wiarygodności mediów pereelow skich, proporcjonalnie od­ bijało się to niekorzystnie, chociaż niesłusznie, n a zaufaniu do nauki. Tak n a szą naukę postrzegano w RFN i częściowo niem iecki p u n k t w idzenia przy­ jęty został przez polską opinię publiczną po roku 1989.

3. Od zakończenia II wojny światowej upłynęło do roku przełom u blisko pół wieku. Siłą rzeczy najgorsze w spom nienia z la t 1939-1945 wyblakły, n ajstarsze pokolenia, w raz z ich negatyw nym oglądem okupantów, odchodzą n a zawsze. W czasie sta n u wojennego okazało się, że ci Niemcy nie są tacy straszn i, odwrotnie - przyszli nam z w ielką c h ary taty w n ą pomocą. Przeto w szystkie te przem iany rzutow ały i n ad al rz u tu ją pośrednio n a jakość odnie­ sień wobec historii Ziem Zachodnich i Północnych.

W 1991 r. pow stająca W spólnota K ulturow a B orussia ogłosiła swój moc­ ny m anifest, głosząc w nim istn ienie w przeszłości i teraźniejszości wielokul- turowości naszego obszaru. Pisała: „Chcemy poprzez pełniejsze poznanie re ­ gionalnej przeszłości, stosunków politycznych i narodowych, w artości k u ltu ­ ralnych i cywilizacyjnych, krytycznie i twórczo dążyć do budow ania nowej wiedzy, nowej k u ltu ry i postaw życiowych w łaśnie tu n a W arm ii i Mazu- rac h ”2. W zasadzie program te n został niem al powszechnie zakceptowany, poniew aż nie zaw ierał otw artej negacji dotychczasowych b a d a ń różnych przejawów k u ltu ry niepolskiej (o czym za chwilę). Ale w ślad za pierwszym oświadczeniem Borussii, zaczęły się ukazyw ać zbyt daleko idące krytyczne oceny dawniejszych b a d a ń z powodu dotychczasowego nadm iernego - ja k głoszono - eksponow ania polonizm u kosztem innych w artości kulturow ych. M inionem u życiu publicznem u zarzucano w tej dziedzinie przekłam ania, a n aw et w prost kierow anie się ideologicznymi przesłankam i. Czy rzeczywi­ ście k ry ty k a ta była uzasadniona?

W obec n ie m ie c k ie j sp u ś c iz n y k u ltu r o w e j n a W arm ii i M azu rach p r z e d 1989 r.

J e s t rok 1945, rozpoczyna się polskie w ładanie w O kręgu M azurskim bezpośrednio po traum atycznej okupacji w Polsce przedw rześniow ej. Co się okazuje? Nieliczni polscy urzędnicy i społeczni działacze z sam ozaparciem

1 Z. R ew ski, O o d p ru sa czen ie a rc h ite k tu r y Z ie m Z a c h o d n ic h , „O d ra ” 1949, n r 7. 2 „B o ru ssia ” 1991, n r 1, s. 1 0 8 -1 0 9 .

(4)

Czy w spólne dziedzictw o na W armii i Mazurach?. 4 6 7

p rzystępu ją do ratow ania, zbieran ia i m agazynow ania dóbr kulturalnych. Jeżdżą, p en etru ją, zwożą, w ydzierają je sowieckim ekipom. Nie chodzi tu 0 ratow anie tylko dowodów polskości, ale o całość zastanej kultury, ta k du­ chowej, ja k i m aterialn ej, a więc kościelnej, m ieszczańskiej, dworskiej, także ludowej. W gruncie rzeczy była ona w większości pochodzenia niemieckiego. Dzięki tej działalności zbierackiej pow stały biblioteki In sty tu tu M azurskiego 1 M uzeum M azurskiego, odtworzono zbiory hozjańskie, erygowano Wojewódz­ kie Archiw um Państw ow e. W dziele rato w an ia zbiorów poniem ieckich aktyw ­ nie uczestniczył pełnom ocnik rzą d u n a O kręg M azurski, płk J a k u b Praw in. Dzięki jego interw encji w niejednym w ypadku odbierano dobra k u ltu raln e z rą k Arm ii Czerwonej. D la ilu stracji owego pionierskiego o kresu przytaczam fragm ent spraw ozdania inż. J a n a Grabowskiego, ówczesnego naczelnika Wy­ działu K u ltu ry i Sztuki: „ M iesiąc sprawozdawczy [sierpień 1945] poświęci­ łem zabezpieczaniu dóbr kultury, jak ie mogły były pozostać po opuszczaniu siedzib niem ieckich przez wojska radzieckie. Rozesłałem do starostów pism a, polecając im zwrócenie uw agi n a pozostałości w dworach, jak ie w pism ach wymieniłem. Po rozesłaniu pism w yruszyłem w objazd. W M orągu uchwyci­ łem nić, k tó ra zwróciła m oją uw agę n a pozostałości bibliotek pochodzących z Królewca, a prawdopodobnie w obawie przed zniszczeniam i wojennymi, rozparcelow anych pomiędzy dwory n a obszarze całego pow iatu morąskiego. Trafiłem n a znaczne zbiory k siąg w zrujnow anych dworach: Gross A rnsdorf [Jarnołtowo], B au d itte n [Budwity], R eichertsw alde [Markowo] i Silberbach [Strużyna]. Pobieżne obliczenia pozw alają oznaczyć liczbę tomów n a k ilk a n a ­ ście tysięcy. Oczywiście owe księgi zabezpieczyłem i zwożę do O lsztyna do tymczasowej składnicy n a Zam ku. Oprócz M orąga otrzym ałem wiadomość 0 odnalezieniu części bibliotek n a terenie pow iatu rastem borskiego [kętrzyń­ skiego]. W powiecie pasłęckim , ja k m nie inform ują otrzym yw ane m eldunki, znajduje się jeszcze wiele przedmiotów, pochodzących z Królewca, które wy­ m agają natychm iastow ego zab ran ia do O lsztyna. Jedynie w pow iatach połu­ dniowych szczycieńskim i niborskim [nidzickim] dwory są puste, w yszabro­ w ała je bowiem doszczętnie ludność z drugiej strony granicy. N a terenie pow iatu pasłęckiego byłem w Q u itan ien [Kwitajny] siedzibie niem ieckiej ga­ łęzi rodziny Doenhoffów. Przywiozłem sta m tą d dw adzieścia kilk a portretów 1 obrazów. Pom iędzy nim i k ilk a z początku XVI w., wybornego pędzla oraz sz ta n d a r wojskowy polski z czasów Wazów. Zabezpieczyłem n a m iejscu pięk­ ne, zabytkowe meble, które w najbliższych dniach przywiozę do Olsztyna. Dowiedziałem się, że n a teren ie pow iatu pasłęckiego w opuszczonym młynie znajduje się k ilk a skrzyń sta ra n n ie opakowanych, pochodzące niew ątpliw ie z Królewca. Je ste m pewien, że i w innych miejscowościach tego pow iatu trafię n a ciekawe znaleziska. Pojechawszy do Dobrego M iasta, aby zabrać zabezpieczone dawniej rzeźby z kolegiackiego kościoła, dowiedziałem się ze zdum ieniem , że bibliotekę m iejscową zarekw irow ały władze sowieckie i wy­ staw iły przy niej w artę. Ob. Pełnom ocnik R ządu R.P. n a O kręg M azurski poruszył wszelkie sprężyny, aby zdjąć rekwizycję biblioteki, co się powiodło.

(5)

4 6 8 Jan u sz Jasiń sk i

Biblioteka wróciła do Dobrego M iasta. Jednocześnie udało się ocalić wywiezio­ n ą bibliotekę k a te d raln ą we Fromborku. Pozwolę sobie wspomnieć, że składni­ ca n a Zam ku w Olsztynie liczy już obecnie przeszło setkę obrazów i rzeźb zinw entaryzow anych, dział zaś regionalny po przyw iezieniu kafli ze Szczytna będzie zaw ierał wszystko, co ocalało z ceram iki ludowej m azurskiej”3.

W specjalnej instru k cji Wydział K u ltury i S ztuki w skazywał, jak ie zabyt­ ki k u ltu ry należy otaczać urzędow ą opieką: obrazy, rzeźby, wydawnictwa, tkaniny, przedm ioty codziennego użytku, specjalnie ręcznie w ykonane, kafle, meble - im starsze tym cenniejsze. Nie trz e b a tu dodatkowo tłum aczyć, że w większości pow staw ały one w pracow niach i w a rszta ta c h niemieckich. Pierw szy dyrektor M uzeum M azurskiego, niedaw no zm arły H ieronim Skurp- ski (1914-2007), człowiek światły, o niezwykle szerokich horyzontach, już na jesieni 1945 r. zaproponował dwie stałe ekspozycje: „Przyszłe m uzeum obej­

mować będzie dział sztuki oraz dział regionalny w raz z etnografią, w m iarę m iejsca i odpow iednich eksponatów . D z i a ł s z t u k i z a w i e r a ł b y w s z y s t k o [podkr. - J.J.], co pozostało i udało się uratow ać z m alarstw a, rzeźby, przem ysłu artystycznego, w szystkich epok i stylów po m uzeach, zbio­ rach pryw atnych, dworach wiejskich i zburzonych kościołach n a całym te re ­ nie O kręgu M azurskiego. Dział sztuki ludowej obejmowałby wszystko, co odnosiło się do polskiej części terenów, a więc do M azur i W arm ii”4. I chociaż S kurpski expressis verbis nie powiedział, że w dziale sztuk i chodzi przew aż­ nie o niepolskie obiekty, to z k o n tek stu jego propozycji w ynika, że w łaśnie je m iał n a myśli, zwłaszcza iż dział sztuki przeciw staw ił polskiej sztuce ludo­ wej. Był to więc pogląd otw arty n a dzieła ogólnoludzkie bez względu n a ich etniczny rodowód. Ponownie przypom inam , m iało to miejsce już w 1945 r., a nie dopiero po 1989. Je śli zaś S kurpski specjalnie dbał o rodzim ą sztukę ludową, to należy pam iętać, że była zw alczana szczególnie silnie w okresie hitlerow skim , bardzo często fałszowana, po czym prezentow ana, jeśli nie jako niem iecka, to germ ańska. Podkreślam owe m anipulacje, tym bardziej iż obec­ nie ten , kto odwołuje się do istn ien ia rodzim ych pam iątek, oskarżany je st niejednokrotnie o nacjonalizm.

N ajpierw więc gromadzono dobra k u ltu ra ln e , n astęp n ie je opracowywa­ no, wreszcie prezentow ano n a różnych w ystawach. W ielką zasługę w tym zakresie należy oddać kustoszowi olsztyńskiego m uzeum , d r K am ili Wró­ blewskiej. W m iesięczniku „W armia i M azury”, począwszy od 1964 r., przez k ilka la t publikow ała artyk u ły w czterech cyklach: „Stary p o rtre t ze zbiorów M uzeum M azurskiego”, „Sztuka W arm ii i M azur w okresie m illennium ”, „Biografie artystów W arm ii i M azur” oraz „A rchitektura W arm ii i M azur”, popularyzując w te n sposób w ielokulturow ość regionu. W ielokulturowość, po­ niew aż b o h ateram i jej artykułów byli obok Niemców Flam andow ie, rodowici M azurzy i W arm iacy oraz Polacy przybyli tu z różnych stro n Rzeczypospoli­

3 A rchiw um P aństw ow e w O lsztynie, U rz ąd P ełnom ocnika R ząd u n a O kręg M azurski, n r 36. 4 Ib id em , n r 219. H ie ro n im S k u rp s k i z 14 lis to p a d a 1945 r.

(6)

Czy w spólne dziedzictw o na W armii i Mazurach?. 4 6 9

tej. W róblewska ukazyw ała przeszłość regionu w całej jej złożoności i we właściwych proporcjach. M iesięcznik był organem Stow arzyszenia Społeczno- K ulturalnego „Pojezierze”, cieszył się wśród elit regionu sporą poczytnością, n ak ła d jego wynosił około 5 tys. egzemplarzy. W śród czytelników nie było żadnych protestów przeciwko tego rodzaju polityce redakcji. Sam też uw aża­ łem popularyzację powyższych postaci i obiektów kulturow ych za rzecz oczy­ wistą. Później a u to rk a zorganizow ała w M uzeum W arm ii i M azur k ilk a wy­ staw n a te n tem at, wydając zarazem odpowiednie katalogi; za opiekę nad tym i zabytkam i był wdzięczny książę A leksander zu Dohna, dawniejszy w ła­ ściciel m ajo ratu w Słobitach5. W te n sposób Polska ju ż 30-40 la t tem u krok po kroku zrzucała niesłuszne piętno nacjonalizm u uform owane w kręgach byłych m ieszkańców P ru s W schodnich, chociaż z m iernym sku tk iem w środo­ w iskach rewizjonistycznych. Inny przykład. Borussia wywołuje wrażenie, j a ­ koby była odkrywcą arch itek ta światowej sławy, E richa M endelsohna, urodzo­ nego w Olsztynie, pochodzenia żydowskiego. Otóż pierwszeństwo w tej sprawie należy przyznać Andrzejowi W akarowi, historykowi, publicyście, redaktorow i „Warmii i M azur” (1920-1995), który pisał o M endelsohnie już w 1964 r. N astępnie najpełniejszy arty k u ł o M endelsohnie opublikował Bolesław Wolski w 1967 r.6 Także w latach siedem dziesiątych sporo o nim pisano. Tak więc już przed 1989 r. należał do kanonu postaci związanych z h istorią Olsztyna.

To nie wszystko, Olsztyn pam iętał także o innych postaciach niem iec­ kich. F rag m enty Dzieci Jerom inów E rn s ta W iecherta tłum aczyła „W armia i M azury” już w lata ch 1958-1959, później W ydawnictwo Pojezierze opubliko­ wało całe jego dzieło (dwa w ydania). W tych sam ych lata ch m iesięcznik dostrzegł p isarza z Pruskiej Litwy H erm a n n a S u d erm an n a (1851-1928), d ru ­ kując jego utw ór Jo ns u n d Erdm e. H istoryk Zygm unt Lietz przedstaw ił pol­ skim czytelnikom innego Zyda z Olsztyna, Hugo Haasego, czołowego polityka socjaldem okracji (1863-1919). E dw ard M artuszew ski upom niał się w 1960 r. o pam iątkow ą tablicę w Ławicach pod Iław ą dla noblisty E m ila B ehringa (1854-1917), motywując, że „można go zaliczyć do dobroczyńców ludzkości”. Drukowano też w latach sześćdziesiątych i siedem dziesiątych głośnych pisarzy niemieckich, m.in. Siegfrieda Lenza, G unthera G rassa, historyka Gottholda Rhodego. Dzięki Skurpskiem u wydobyto też z niepam ięci artystę i p isarza z Nidzicy R oberta Budzynskiego (1876-1959), po roku 1989 nie przypom nia­ nego. Dostrzeżono także, dziś ta k często drukowanego, białoruskiego p isarza S o k rata Janow icza oraz całą plejadę autorów rosyjskich z K aliningradu. Tak więc i w tym w ypadku ścieżki zostały p rze tarte przed przełom em roku 1989.

Spójrzmy jeszcze n a problem a rc h ite k tu ry specjalnie dworskiej i pałaco­ wej. N iem al w całości obiekty te należały do Niemców, bardzo często do znanych rodów junkierskich. Nie potrzeba chyba przypom inać, ja k ą złą sła ­

5 A. z u D o h n a, E r in n e r u n g e n eines a lte n O stp reu ssen , B e rlin 1991.

6 B. W olski, E r ic h M e n d e lso h n -a rc h ite k t z O lszty n a , [w:]: S z k ic e o lszty ń sk ie , re d . J . J a s i ń ­ ski, O lsz ty n 1967, s. 2 5 7 -2 6 8 .

(7)

4 7 0 Jan u sz Jasiń sk i

wę m iały one w polskiej opinii publicznej, szczególnie w historiografii m a rk ­ sistowskiej. Je d n a k pałace n ależą do zabytków sztuki i dlatego państw o polskie (inaczej niż w sąsiednim obwodzie kaliningradzkim ) przeznaczało n a ich odbudowę wielkie pieniądze. Wojewódzki konserw ator zabytków Lucjan Czubiel persw adow ał: „Decyzje U rzędu K onserw atorskiego oraz M in ister­ stw a K ultury i S ztuki m u szą być w tym zakresie niepodw ażalne, gdyż w yni­ k a ją one jedynie ze słusznych i dalekowzrocznych inwencji ochrony tradycji k u ltu raln ej społeczeństw a”7. K ilka la t później z du m ą informował o mało

znanej pracy swojego urzędu: „O statnia inw entaryzacja w ykazała 2700 za­ bytków. S ą to zam ki, pałace, dwory, fortyfikacje, bram y m iejskie, baszty, ratu sze, młyny, w iatraki, kapliczki przydrożne, kam ienice m iejskie, mosty, wieże wodne”8. Problem jed n a k dotyczył nie tylko ich odbudowy, ale i u trz y ­ m an ia ich w należytym stanie. Niestety, różne spółdzielcze czy państwowe przed sięb iorstw a, n a czele z osław ionym i pegeeram i, którym oddaw ano w użytkow anie odnowione obiekty, bardzo szybko ponownie doprowadzały je do dewastacji. To była k w a d ra tu ra koła w socjalistycznej gospodarce.

Problem dotyczył zresztą nie tylko pałaców poniemieckich, ale i polskich, np. pałac w Czerninie koło Sztum u, należący ongiś do znanej rodziny Doni- m irskich, został także zapuszczony. Dlatego Czubiel gorzko konstatow ał: „nie m ożna powiedzieć, że w tej chwili ju ż zrobiono wszystko to, co przeszłość zostaw iła n am w postaci oryginalnej, ciekawej, historycznej i architektonicz­ nej substancji, służyło w pełni przyszłości. Wiele je s t instytucji, które powin­ ny bardziej niż dotychczas interesow ać się stan em obiektów zabytkowych, znajdujących się n a ich teren ie lub będących w ich użytkow aniu”. Niemniej wiele zrobiono. W 1978 r. odbyło się w Olsztynie II Forum PRL-RFN, na które zjechało szereg czołowych polityków z obu krajów. Przyjechała m.in. h ra b in a M arion Donhoff. R eportaż o niej opublikował Tadeusz W illan, wów­ czas red a k to r „Warmii i M azur”. H ra b in a uw ażnym okiem przyglądała się dawnym Prusom W schodnim. Była w Olsztynie, O lsztynku, From borku, Mo­ rąg u i K w itajnach. N a zakończenie podzieliła się swoimi w rażeniam i: „Tylko w krajach, które wycierpiały, co Polska, które były ta k bardzo zniszczone podczas wojny, spotyka się ta k w ielką troskę o pom niki przeszłości. Imponuje nam , że w Polsce nigdy nie brakow ało i nie braku je n a te n cel środków” - dokończyła z niew ątpliw ą p rzesad ą9. N ależy też pam iętać o odbudowywa­

nych zam kach pokrzyżackich, ja k w Nidzicy, K ętrzynie, Ostródzie, O lsztyn­ ku, P asłęku, poza tym o odrestaurow anych ratu sz ac h w Pasłęku, Ornecie, Górowie Iławeckim , o B ram ie M iejskiej w P rab u tach , Wieży Wodnej we F rom borku itd. oraz o wielu zabytkowych kam ieniczkach w całym wojewódz­ twie itd. Zgoda, było to postępowanie oczywiste, ja k najbardziej racjonalne. Ale w obwodzie kaliningradzkim raczej budowano, niż odbudowywano, a n a przy­ kład ruiny średniowiecznego zam ku w Królewcu wysadzono w powietrze.

7 „W arm ia i M a z u ry ” 1974, n r 2. 8 Ib id em , 1979, n r 10.

(8)

Czy w spólne dziedzictw o na W armii i Mazurach?. 4 7 1

Zrozum iałe, że n a u k a historyczna początkowo koncentrow ała się n a pol­ skich w ątkach przeszłości. Był to teren, k tóry w różnym stopniu i różnych okresach był częścią Korony Polskiej, poza tym m ieszkała tu ludność polska. W zw iązku z 500. rocznicą inkorporacji W arm ii i M azur i innych ziem p ru ­ skich do p a ń stw a polskiego (1954), zrodziło się dodatkowe zainteresow anie ich historią. M iano także n a uw adze ak tu aln e względy polityczno-społeczne, czego nie należy się wstydzić, bo chodziło o szybszą integrację nowych m iesz­ kańców n a ziem iach należących przed 1945 r. do Niemiec. Niemniej ju ż po 20 lata ch ogłoszony został nowy program badawczy, który obok wątków pol­ skich, objął całokształt zagadnień byłych P ru s W schodnich. Pozwolę sobie zacytować m oją wypowiedz z 1965 r.: „Należy również zająć się kw estią ludności litew sk iej, zw łaszcza k w e s tią jej odrodzen ia narodow ego [...]. W oparciu o m ateriały olsztyńskie m ożna opracować spraw y ludności żydow­ skiej oraz cygańskiej pomijanej w dotychczasowych b ad an iach i pogłębić wciąż egzotyczny problem zam ieszkałych w powiecie m rągow skim filiponów, a raczej starow ierców ”. W dalszym ciągu postulow ałem zajęcie się tem atam i gospodarczymi, m igracjam i i p a rtiam i politycznymi. Dalej: „W dziedzinie praw noustrojow ej w pierwszym względzie zasługuje n a opracow anie problem lan d rech tu n a W arm ii oraz określenie, ja k długo i w jak im zakresie W arm ia zachow ała swoje odrębności regionalne w ram ach prowincji wschodniopru- skiej. Nowego zainteresow ania w ym aga też całokształt spraw adm inistracyj­ nych: podziałów terytorialnych, zak resu kom petencji poszczególnych władz, u stro ju sądow nictw a (łącznie z patrym onialnym i i sołtysimi), u stro ju m iej­ skiego. W zespole K om itetu Stanowego oraz w zespole sejmów prowincjal- nych istnieje m ateriał (przypom niany przez T adeusza Grygiera) do dziejów w alki prowincji wschodniopruskiej z centralizm em berlińskim ”. Pisałem też 0 potrzebie zajęcia się h isto rią Kościołów katolickiego i ew angelickiego10. Moja pierw sza pow ażniejsza rozpraw a dotyczyła zagadnień społeczno-gospo­ darczych całej W armii, czyli ludności pod względem etnicznym i polskiej, 1 niem ieckiej11. A zatem nie byliśm y przeczuleni n a punkcie polskości. Był to, rzecz zrozum iała, program m aksim um , długofalowy, przew idziany n a dalekie lata. Całe szczęście, że środow isku olsztyńskiem u przyszedł z pomocą zespól profesora G erard a Labudy, badający historię Wielkiego Pomorza.

K u p o je d n a n iu

W spomniane już przyczyny łagodzące nieprzyjazne stosunki pomiędzy Pola­ kam i i Niemcami, pogłębione refleksją nad wezwaniem „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, wreszcie dwa tra k ta ty państwowe z 1990 i 1991 r. stworzyły w sumie klim at sprzyjający porozumieniu, a naw et pojednaniu obu narodów.

10 J. Jasiński, Potrzeby badawcze historiografii Warmii i Mazur od końca XVIII wieku do

1945 r., [w:] Stan i potrzeby badawcze nauk społecznych na Warmii i Mazurach. Referaty z sesji naukowej w Olsztynie. 26-27 lutego 1965 r., Olsztyn 1966, s. 47-57.

(9)

4 7 2 Jan u sz J asiń sk i

W łaśnie czynniki kościelno-religijne odegrały w tym zakresie w ażną rolę. N a W arm ii i M azurach bez w ew nętrznych oporów uznano, że mniejszość niem iecka m a praw o do nabożeństw w ojczystym języku, chętnie modlono się wspólnie przed staw ianym i krzyżam i upam iętniającym i ofiary roku 1945, zwłaszcza że spraw cam i zbrodni z reguły byli czerwonoarmiści. Z daw ną niem iecką ludnością w arm iń sk ą obchodzono 750. rocznicę erygow ania diece­ zji w arm ińskiej, pam iętając, że u jej początku i nie tylko byli biskupi n ie­ mieccy, że diecezja sk ład ała się z m ieszkańców polskich i niem ieckich, że w ogóle tradycje b isk u pstw a przez długie stulecia były wspólne. Przypom nia­ no katolicki wygląd O lsztyna, m .in. przez odbudowę figury św. J a n a Nepo­ m ucena oraz ponowne um ieszczenie obrazu NM P we wnęce Górnej Bramy; odświeżono pam ięć pl. Trzech Krzyży, zapom nianą już n a początku XX w.

W im ię racji ogólnoludzkich, chrześcijańskich, historycznych, także wy­ chowawczych, przystąpiono do odnaw iania zniszczonych bądź zapuszczonych nekropolii. O ile B orussia zajęła się głównie cm entarzam i wojennymi z la t 1914-1915, to założony w 1993 r. Społeczny K om itet R atow ania Dawnych C m entarzy dążył i dąży do resta u ro w an ia w szystkich nekropolii, bez względu n a w yznanie i narodowość pogrzebanych osób. Tu w arto przypom nieć dwie decyzje sprzed 1989 r. W 1984 r. władze wojewódzkie opublikowały wykaz w szystkich cm entarzy założonych przed 1945 r., uznając je n a podstaw ie u staw z 1962 i 1983 r. za nekropolie „podlegające ochronie praw nej”, czyli obiekty zabytkow e12. I drugie przypom nienie. W czasie Walnego Zgrom adze­ n ia Delegatów Polskiego Tow arzystw a Historycznego w Toruniu w 1988 r. w łaśnie przedstaw iciele O lsztyna dom agali się opieki nad w szystkim i s ta ry ­ m i nekropoliam i w całej Polsce. W niosek te n został przyjęty jednom yślnie. Przeto i w tej dziedzinie rok 1989 nie stanow ił przełom u w sposobie m yślenia polskich elit. Dopiero w ostatn ich lata ch konkretne działania, w spierane inten sy w ną popularyzacją ze strony mediów, dokonały zasadniczej przem ia­ ny m entalnej w ujm ow aniu problem u cm entarzy w społeczeństwie, najm oc­ niej wśród młodego pokolenia, ale i wśród władz samorządowych.

W raz z coraz liczniejszym i k o n tak tam i polsko-niem ieckimi uśw iadom io­ no sobie, że ludność niem iecka położyła duże zasługi dla rozwoju gospodar­ czego, cywilizacyjnego i kulturow ego poszczególnych miejscowości n a W armii i M azurach. Ze zrozum ieniem przyjęto nazw y ulic K anta, H erd era i Wiecher- ta w Olsztynie. Zawieszenie pam iątkow ej tablicy K a n ta w Jarnołtow ie koło M orąga, gdzie filozof przez kilk a la t był pryw atnym nauczycielem, zbliżyło do siebie lokalną społeczność z m niejszością niem iecką. Zaczęła się ukazywać, chociaż krótko, niem iecka m u tacja regionalnego dodatku „Gazety Wybor­ czej”, coraz częściej drukow ane s ą niemieckojęzyczne przew odniki po m ia ­ stach W arm ii i Mazur. Odbyw ają się spotkania młodzieży polskiej i niem iec­ kiej, m ieszane sympozja naukowe; daw ni m ieszkańcy bez obaw są przyjm o­

(10)

Czy w spólne dziedzictw o na W armii i M azurach?. 4 7 3

w ani przez dzisiejszych właścicieli domów i gruntów (przynajm niej ta k było do niedaw na). Szczególnie młodzież fascynuje się przeszłością starych P r u ­ sów, Krzyżaków, Niemców, różnym i zabytkam i. Tak pojm ow ana historia, rzecz zrozum iała, znajduje wdzięczny odbiór po stronie niemieckiej i n iew ąt­ pliwie służy pojednaniu.

K ilka p o jęć k o n tr o w e r sy jn y c h

Jednakże inne zaszłości historyczne nie są ta k proste. Ponieważ od 1990 r. cenzura została skasow ana, m ożna się było swobodnie wypowiadać i n a te ­ m a t delikatnej spraw y w ysiedleń ludności niem ieckiej. Część polskiej opinii publicznej, po pewnych w ahaniach, przyjęła od publicystyki niemieckiej te r­ m in „wypędzenie”, mimo że w litera tu rz e polskiej funkcjonowało pojęcie „wy­ siedlenie”, przez które rozum ie się również przym usowy transfer. L ite ra tu ra polska stosow ała dla obu eksodusów jednakow y term in, mimo że naziści często w ysiedlenia łączyli z pacyfikacjam i, a już z reguły z w ysyłką do obo­ zów koncentracyjnych lub n a przym usowe roboty do Reichu. Tymczasem Niemcy n ad al posługują się pojęciem „wypędzenie”, w te n sposób a priori zak ład ają bezpraw ie tego tran sferu . Nie chcą też widzieć, że była to w ym u­ szona okolicznościami wojennymi i sytuacją geopolityczną decyzja zwycię­ skiej koalicji. Chodziło o to, że Polacy ze zburzonych m ia st i m iasteczek n a czele z W arszawą, z Kresów W schodnich, reem igranci z całej Europy m usieli gdzieś m ieszkać i to natych m iast, a nie dopiero po odbudowie k ra ju zniszczo­ nego z winy III Rzeszy. Trzeba też pam iętać, że chłonność m ieszkalnictw a n a Ziemiach Zachodnich i Północnych, w skutek działań wojennych i celowej dew astacji dokonanej przez Arm ię Czerw oną, była przynajm niej o 50% m niejsza niż w 1944 r. Również rynek pracy był spustoszony (gospodarstw a wiejskie, w arsztaty rzem ieślnicze, drobny przem ysł). Staw iam przeto pytanie retoryczne: W ja k i sposób obie nacje mogłyby się pomieścić? A przy tym , czy po straszliw ej okupacji ich życie w ogóle udałoby się ułożyć n a zasadzie względnie popraw nego sąsiedztw a? W szak Polacy m ieli w świeżej pam ięci zbrodnie okupanta, a z kolei Niemcy nie chcieli się w ew nętrznie, i nie tylko, pogodzić z faktem , że b ęd ą m ieszkać w obcym, wrogim państw ie polskim. Ów s ta n „tymczasowości” w świadomości zwłaszcza wschodnich Niemców domi­ nował aż do ratyfikacji w 1972 r. u k ład u warszaw skiego z 1970 r. K rytykow a­ nie z dzisiejszej perspektyw y w ysiedleń Niemców je s t przejaw em pięknego, ale abstrakcyjnego m oralizatorstw a, nie zakotwiczonego w ówczesnych re ­ alia ch geopolitycznych, a tak ż e m oralnych. S łusznie k a rd y n a ł Döpfner stw ierdził, że przyznanie Polsce byłych niem ieckich ziem wschodnich bez równoczesnego w ysiedlenia ludności niemieckiej nie m iałoby sensu. Zrozu­ m iałe, że każdy przym usowy tra n sfe r je s t złem, ale w ówczesnej sytuacji - m niejszym , bo innego wyjścia nie było. Za zbrodnie III Rzeszy, w tym także W ehrm achtu, za fizyczne i m oralne popieranie wojny przez ogrom ną w ięk­ szość Niemców (póki m niem ano, że H itler zwycięży), cierpienia dotknęły

(11)

4 7 4 Jan u sz Jasiń sk i

także stosunkowo niew ielki odsetek niew innych Niemców. I tylko n a d ich losem ubolewał w 1995 r. W ładysław B artoszew ski, ale nie przepraszał. Nie posłużył się też nigdy w yrażeniem „wypędzenie”13.

Niestety, w tej spraw ie Polacy dali sobie częściowo narzucić rzekomo w łaściw ą analogię wysiedleń. Polska „wypędziła” Niemców, a ZSRR „repa­ triow ał” Polaków. Tymczasem w tym porów naniu zniknął najw iększy sp raw ­ ca wysiedleń, tzn. III R zesza14. H ra b in a M arion Dönhoff, k tó ra w P rusach W schodnich wszystko postrad ała, nie zaw ahała się odważnie oświadczyć, m a­ jąc n a m yśli u tra tę „H eim atu” przez m iliony Niemców: „któż mógłby to brać za złe Polakom. W szak nigdy dotychczas żadnem u narodow i nie zadano tyle cierpień, ja k Polakom ze strony III Rzeszy”15. Uczciwe pojednanie może n astąp ić w tedy - to tru izm - gdy obie strony zn ają p ełn ą p raw d ą o w zajem ­ nych stosunkach, przede w szystkim w czasie II wojny światowej i bezpośred­ nio po niej. Tymczasem pam ięć o w ysiedleniach Polaków w o statn ich latach uległa pow ażnem u zatarciu w Polsce, a w Niemczech w ogóle nie przedostała się do zbiorowej świadomości. Rzecz parad ok salna, dopiero w skutek nagło­ śnionych posunięć E rik i Steinbach, n a zasadzie n a tu ra ln e j reakcji, zaczęła się w Polsce odświeżać świadomość najgorszego e ta p u stosunków polsko- niem ieckich, czyli la t 1939-1945. N ato m iast po drugiej stronie Odry upo­ w szechnia się wiedzę „bycia ofiarą” ostatniej wojny przy niechęci do szuk an ia rzeczywistych przyczyn swojej tra g e d ii16. Nie oznacza to, że braku je w spo­ łeczności niem ieckich historyków rzetelnych b a d ań o postępow aniu o k up an­ tów w Polsce. Ich chwalebnym przykładem je s t chociażby publikacja N ie­ mieckiego In sty tu tu Historycznego w W arszawie o zbrodniach, szczególnie W ehrm achtu, popełnionych w naszym k ra ju w 1939 r.17 Problem , czy rezu l­ ta ty poszukiw ań naukowych zechcą popularyzować wysokonakładowe gazety, one s ą w szak, obok telew izji, czynnikam i najb ard ziej opiniotw órczym i. W Olsztynie recenzji z tej publikacji nie zauważyłem w żadnym codziennym ty tu le prasowym.

13 K o m p le ks w yp ęd zeń , re d . W. B orodziej, A. H ajn icz, K rak ó w 1998, s. 4 7 8 -4 9 5 .

14 P r z y k ła d e m teg o j e s t w y d a w n ictw o W yp ęd zen i ze W sch o d u . W sp o m n ie n ia P o la kó w

i N iem có w , red . H . J . B ö m elb u rg , R. S tö b in g er, R. T rab a , O lsz ty n 2001. J e ś li r e d a k to rz y nie

m ogli zn aleźć now ych w s p o m n ie ń o w y s ie d len iac h P o lak ó w z o k u p o w an ej P o lsk i, to n a leżało d o konać p rz e d ru k u z d aw n iejsz y ch . Z re s z tą n a w e t w O śro d k u B a d a ń N a u k o w y ch im . W. K ę­ trzy ń s k ie g o z n a jd u ją się n a te n te m a t n ie w y k o rz y sta n e m ate ria ły . W te n sposób p ro b lem zo stał p rz e d sta w io n y w k rzy w y m zw ierciadle.

15 M. D önhoff, P olen u n d D eutsche, D ie schw ierige V ersöhnung, H a m b u rg 1990, s. 55.

16 Z. M a z u r, C e n tr u m p r z e c iw k o W y p ę d z e n io m (1 9 9 9 -2 0 0 6 ), P o z n a ń 2 0 0 6 , s. 333: „W k a ż d y m ra z ie u p a m ię tn ie n ie »w ypędzeń« w sz e rszy m k o n tek ś cie n iem iec k ic h »ofiar« nie je s t obecnie w R epublice F e d e ra ln e j p ro b lem em m a rg in a ln y m . N iem cy c h cą w yjść z c ie n ia o sk a rże ń o ro z p ę ta n ie m o rd erczej w ojny i u ru c h o m ie n ie m asow ej e k s te rm in a c ji społeczności żydow skiej, o in n y c h n a ro d a c h nie w sp o m in ając. S a m i c h cą się zn aleźć w e »w spólnocie ofiar«, a innych, zw łaszcza C zechów i Polaków , w p ro w ad zić do »w spólnoty spraw ców «”.

17 J . B öhler, A u fta k t z u m V ern ich tu n g skrieg . D ie W eh rm a ch t in P olen 1939, F r a n k f u r t am M a in 2006.

(12)

Czy w spólne dziedzictw o na Warmii i Mazurach?. 4 7 5

Inny problem. N iem al w szystkie pism a, a szczególnie te najbardziej po­ p u larn e, pod wpływem niem ieckim , a n aw et część historyków polskich odci­ n a się od pojęcia Ziemie Odzyskane przez dorzucenie ironicznego dopisku „tak zw ane”. Do owego „rewizjonizmu historycznego” odniosłem się przed trzem a laty. Pow tarzam najw ażniejsze wnioski.

Ziemie O dzyskanie były w lata ch 1945-1948 nazw ą oficjalną, a zatem zgodnie z dotychczasowym zwyczajem nie tylko polskiej historiografii, nie pow inniśm y się od niej dystansować. Gdy podważam y jej sensowność, tym sam ym milcząco zakładam y, że były niem ieckie. Tymczasem ich losy toczyły się różnym i drogami. W najw iększym skrócie - powiedzmy - należały do h isto rii polskich Ziem Zachodnich i h istorii niem ieckich Ziem Wschodnich. N azw a Ziemie O dzyskane je s t swego rodzaju syntezą politycznej m yśli za­ chodniej Polaków, sięgającą z jednej strony do początków p a ń stw a piastow ­ skiego, a z drugiej - do program u odbudowy Polski w XIX i XX w., w ykracza­ jącego daleko poza arg um en ty czysto historyczne. G eneralnie Polacy zdawali sobie spraw ę w 1945 r., że najw ażniejsza racja za przyznaniem im w Poczda­ mie Ziem Zachodnich i Północnych w ynikała z potrzeby dokonania rekom ­ pensaty za u tra tę Kresów Wschodnich. Większość badaczy drugiej połowy XX w. nie dystansuje się od term in u Ziemie O dzyskane, n a to m ia st odwrotnie postę­ puje dom inująca część masowych środków p rzekazu i one to k sz ta łtu ją mylny pogląd o przeszłości Ziem Zachodnich i Północnych1 8. Osadnicy polscy przy­

jeżdżający n a teren y należące przed w ojną do Niemiec, wiedzieli, że urzędo­ wo nazyw ają się Ziem iam i O dzyskanym i i ta k je słusznie w swoich wspo­ m nieniach określali. Dlaczego nie piszem y „tzw. Galicja” lub „tzw. G eneralne G u b e rn a to rstw o ”? Pom ijając przytoczone wyżej argu m en ty, p am iętajm y przede w szystkim o tym - pow tarzam - że term in Ziemie O dzyskane był dla la t 1945-1948 oficjalną nazw ą i ta zasad a po dziś dzień obowiązuje.

M niejszą k arierę zrobił n a to m ia st inny nowy pogląd, mianowicie, że wbrew stereotypow i o n ieu stan n y ch konfliktach z Niem cam i, w łaśnie północ­ n a g ranica Polski okazała się najbardziej stabilna. Moim zdaniem je s t to typow a m anipulacja obrazem naszych stosunków z Zakonem Krzyżackim, a następ n ie z B ran d en b u rg ią - P ru sam i. Je śli za p u n k t wyjścia przyjm iem y II pokój toruński, to należy pam iętać, że już kilkanaście la t później doszło do wojny księżej (1477-1478), a następnie do niezmiernie niszczącej wojny pruskiej za czasów ostatniego wielkiego m istrza krzyżackiego, Albrechta (1519-1521). W XVII w. słusznie oskarżono o złamanie przysięgi wierności lennika Jerzego W ilhelm a, a wkrótce ew identnie zdradził króla polskiego i Koronę Wielki E lektor Fryderyk W ilhelm, przechodząc n a stronę króla szwedzkiego K arola G ustaw a, za co otrzym ał „w prezencie” W armię. Mniej się też pam ięta, że walczył on z Polakam i pod W arszawą, w skutek czego doczekał się najazdu polsko-tatarskiego n a M azury (Prostki). Nie m ożna też zapomnieć o próbach

18 J . J a s iń s k i, K w e stia p o jęcia Z ie m O d z ys ka n y ch , [w:] Z ie m ie O d z y s k a n e /Z ie m ie Z a c h o d ­

nie i P ółnocne 1945-2 0 0 5 . 60 la t w g ra n ic a c h p a ń s tw a po lskieg o , re d . A. S a k so n , P o z n a ń 2006,

(13)

4 7 6 Jan u sz J asiń sk i

zdobycia P ru s Książęcych przez króla J a n a III, o poryw aniu wysokich m ęż­ czyzn Polaków do wojsk p ru sk o -b ran d e n b u rsk ic h w XVIII w., wreszcie o w ykorzystyw aniu słabości Polski nie tylko gospodarczej przez F ryd eryka II. W świetle tych przypom nień głoszona teza o trw ałej granicy, m ająca być dowodem popraw nych stosunków polsko-pruskich (niemieckich), je s t delik at­ nie mówiąc czystym nieporozum ieniem .

Kolejną tez ą (niem iecko-borussiańską) je s t próba zadekretow ania pojęcia W arm ii i M azur jako określenia ideologicznego, wynikającego z przesłanek politycznych, a to rzekom o, aby nie przywoływać niem iłej nazw y P rusy Wschodnie. Tymczasem, gdy Polsce przyznano w 1945 r. tylko południow ą część prowincji, elity polskie stan ęły przed niełatw ym pytaniem , jak ie m iano najbardziej adekw atne należy jej nadać. W wolnej publicznej dyskusji zabie­ r a li głos n a jw y b itn ie jsi uczen i - historycy, etnografow ie, geografow ie, a praw ie w ogóle politycy. Rząd opowiedział się najpierw za Okręgiem M a­ zurskim , co było jed n a k oczywistym błędem , bo eliminowało W arm ię, n a stę p ­ nie za województwem olsztyńskim . Je d n a k oddolny nacisk polskich elit spo­ wodował, że jednocześnie posługiwano się niem al synonimicznym term inem W arm ia i Mazury, który ostatecznie zwyciężył w urzędowej nazwie - woje­ wództwo w arm ińsko-m azurskie (1999)19. W prawdzie aktu aln e województwo

wychodzi poza historyczne tereny Warmii i Mazur, ale bardziej odpowiedniej nazwy historycznej nie ma. N atom iast gdy historycy badają przeszłość regionu, to - zależnie od okresu - posługują się ówczesnymi term inam i: Zakon Krzyżac­ ki, P ru sy Krzyżackie, P ru sy Książęce, Królestwo w Prusach, P rusy Wschodnie oraz dom inium albo biskupstwo warm ińskie. Z resztą i niektórzy autorzy nie­ mieccy nie odcinali się od podwójnej nazwy: E rm lan d u n d M asuren2 0.

N ie p o k o ją c e o b ja w y d e g r a d a c ji r o d z im y c h tra d y cji

W raz z coraz większym dostrzeganiem spuścizny niemieckiej zauw aża się bagatelizow anie, a n aw et w ogóle pom ijanie wątków polskich w kulturze, czy szerzej w historii naszego regionu. Znam iennym przykładem tej ten d e n ­ cji była próba usunięcia z wieży ratuszow ej O lsztyna H ym n u warm ińskiego (O Warmio moja m ila), do którego melodię skomponował słynny m uzyk F e ­ liks Nowowiejski (1877-1946). P raw ykonanie hym nu odbyło się w łaśnie w Olsztynie w gorącej atm osferze plebiscytowej (1920). Niedawno młodzi rad n i przy aplauzie mediów chcieli zastąpić go nowym tek stem i m elodią „biesiadną”. Po burzliw ych p ro testach społeczeństw a władze wycofały się z niewczesnego pom ysłu, m ało tego, podjęły uchwałę, że H y m n w arm iński je s t zarazem hym nem O lsztyna. Od tego czasu, gdy odgrywany je s t podczas

oficjalnych uroczystości, słuchacze przyjm ują postaw ę zasadniczą.

19 J . J a s iń s k i, P o ls k a wobec d zie d zic tw a histo ryczn eg o P r u s W sch o d n ich p o 1945 r., [w:]

W spólne d z ie d z ic tw o ? Z e stu d ió w n a d sp u ś c izn ą k u ltu r o w ą n a Z ie m ia c h Z a c h o d n ic h i P ółnoc­ n ych , red . Z. M azur, P o z n a ń 2000, s. 2 0 -2 6 .

20 J . J a s iń s k i, W obronie pojęcia „ W arm ia i M a z u r y ”, „Z apiski H isto ry c zn e ” 2001, z. 4, s. 1 6 5 -1 7 5 . R o b e rt T ra b a u trz y m u je n a d a l, że j e s t to pojęcie ideologiczne.

(14)

Czy w spólne dziedzictw o na W armii i Mazurach?. 4 7 7

W drugiej połowie la t dziew ięćdziesiątych B orussia w ydała antologię lite ­ ra c k ą P ru s W schodnich n ajp ierw po n iem ieck u21, n a stę p n ie po polsku i rosyjsku. Z am iar był słuszny, gdyż w te n sposób chciano ukazać wielokultu- rowość prowincji, poczynając od czasów staro p ru skich po wiek XX. Trudno jed n a k zrozumieć, dlaczego np. został całkowicie pom inięty św ietny okres k u ltu ry polskiej w XVI w. W połowie tego stulecia ukazało się w Królewcu więcej druków polskich niż w całym państw ie polskim. D ziałał w tedy sław ny wydawca i a u to r protestancki, Polak, J a n Seklucjan, który m .in. opublikował pierw szy d ru k ewangelicki w języku polskim W yznanie wiary (1544). Tutaj odbyła się pierw sza dyskusja naukow a n a te m a t polskiej ortografii. S ta n i­ sław M urzynow ski w 1551 r., a więc kilkanaście la t przed Rejowym „Polacy nie gęsi...” dobitnie tłum aczył, żeby nie w stydzi się pisać po polsku: „Bo jako Żydzi, Grekowie, Łacinicy i inne narody swymi języki czystych a poważnych i zbawiennych rzeczy dosyć popisali, którym się wszyscy dziwujemy, ta k nie wiem, przecz bychmy tego i my Polacy językiem naszym dokazać nie mogli”22.

N a Kongresie K u ltu ry polskiej w Olsztynie w 2000 r. w głównym refe ra ­ cie błędnie przedstaw iono nie tylko nasze naukow e b a d a n ia historyczne, lecz n aw et popularyzację k u ltu ry w daw nych wiekach, rzekomo uk azyw aną jako wyłącznie polską (Kazim ierz Brakoniecki). N a poprzednich stron ach udowod­ niłem , iż rzeczywistość w yglądała zgoła inaczej.

A oto przykład współczesnego pom ijania polskich tradycji W arm ii i M a­ zur. Dwór w podolsztyńskim Tracku n ależał przez ponad dwa stulecia do polsko-warm ińskiego rodu Grzymałów; także m ający być tam rem ontow any pałac z przełom u XVIII/ XIX w. został wzniesiony przez Grzymałów, którzy dopiero w 1832 r. sprzedali go Belianom . Tam urodził się O skar Belian, przyszły bu rm istrz i n ad b u rm istrz O lsztyna (o nim za chwilę), ale spędził on w Tracku zaledwie najw cześniejsze dzieciństwo. Dlatego n ik t dotychczas nie nazyw ał dw orku w Tracku „dworkiem B eliana”. Niespodziewanie wbrew t r a ­ dycji, wbrew praw dzie historycznej, nazwę powyższą zaczęły lansow ać olsz­ tyńskie media.

N astępn y casus. W 200. rocznicę urodzin W incentego Pola O lsztyn u fu n ­ dował m u pam iątkow y głaz. „G azeta O lsztyńska” orzekła, że poeta nie m iał nic wspólnego z Olsztynem . Znowu niepraw da. Jego ojciec był rodowitym W arm iakiem spod Reszla. Syn p am iętał o k ra ju swojego pochodzenia, in te re ­ sował się h isto rią W armii, w 1831 r. odwiedził w Olsztynie kolegów ze swoje­ go pułku, pisał o gwarze w arm ińskiej itd .23

21 M e in e r H e i m a t G e s ic h t. O s tp r e u s s e n im S p ie g e l d e r L i t e r a tu r . M it V o rw o rte n v o n K. B e d n a rz , A. S zczypiorski, N. E h le r t u n d K. P ru n s k ie n e , H e ra u s g . v o n W. L ip s ch e r u n d K. B rak o n ieck i. M it 26 A b b ild u n g en , M ü n c h e n 1996, ss. 669.

22 S. M u rzy n o w sk i, H isto ry ja ża ło sn a a str a s z liw a o F r a n c is z k u S p ierze o ra z O rtografija

p o lsk a , oprac. J . M a łłe k i F. P ep ło w sk i, O lsz ty n 1974, s. 3 0 -3 1 .

23 „Siedlisko. D ziedzictw o k u ltu ro w e i to żsam o ść społeczności n a Z iem iach Z achodnich i P ó łn o cn y ch ”, I n s ty tu t Z ach o d n i [dalej: „S iedlisko”], 2008, n r 5, s. 2 1 -2 3 .

(15)

4 7 8 Jan u sz Jasiń sk i

P a m ię ć n ie m ie c k a z a k lę ta w k a m ie n ia c h

U schyłku XX w. Towarzystwo M iłośników O lsztyna, inspirow ane przez olsztyńskie ziomkowstwo w G elsenkirchen, bardzo mocno zaangażowało się n a rzecz ustaw ienia n a jednym z głównych placów m iasta pom nika wspom nia­ nego już O skara Beliana, b u rm istrza i nadburm istrza w latach 1877-1908. U zasadniano, że Belian położył olbrzymie zasługi w rozbudowaniu swego m ia­ sta. Jed n ak że z b ra k u „zlustrow ania” jego działalności, nie wiedziano, że n a W arm ii był on najgorliw szym realizatorem polityki B ism arcka w czasie kul- tu rkam p fu , co udowodnił ju ż niem iecki historyk F ran z D ittrich tuż przed I w ojną św iatow ą2 4. Jeszcze gorzej, bo należał do założycieli h a k a ty w m ie­

ście, a n aw et przez jed en rok pełnił funkcję przewodniczącego O rtsgruppe A llenstein. Dzięki k on trarg u m en tacji miejscowych historyków, R ada M iejska odrzuciła pomysł Tow arzystw a M iłośników O lsztyna. W arto dodać, że w is t­ niejącym w G elsenkirchen m uzeum O lsztyna braku je w ogóle świadectw polskości naszego m iasta, nie upam iętniono n aw et ostatniego red a k to ra „Ga­ zety O lsztyńskiej”, Sew eryna Pieniężnego, który w 1940 r. poniósł m ęczeńską śm ierć w H ohenbruch koło Królewca. Ba, w sam ym Olsztynie miejscowe Zakłady Graficzne cichutko, bez rozgłosu, już w 1998 r. w zw iązku z ich kom ercjalizacją pozbyły się dotychczasowego p atrona, Sew eryna Pieniężnego. Je śli zaś chodzi o działalność b urm istrzów olsztyńskich, to należałoby raczej wydobyć z zapom nienia J a k u b a Rarkowskiego, rządzącego m iastem w latach 1836-1865. W łaśnie on, nie sp ek tak u larnie, lecz uparcie i m ądrze przeobra­ żał Olsztyn w m iasto uporządkow ane, dbał o jego gospodarkę, o urządzenia kom unalne, o szpitale, cm entarze, budownictwo m ieszkalne, i to za jego czasów założono Towarzystwo U piększania O lsztyna2 5.

Bez większego nagłośnienia władze kościelne archidiecezji w arm ińskiej um ieściły dwa popiersia ostatniego b isk u p a niemieckiego M aksym iliana Kal- lera (1880-1947), jedno w k atedrze from borskiej, drugie we w spółkatedrze olsztyńskiej. K aller był rzeczywiście gorliwym duszpasterzem , tw ardo bronił u p raw nień swoich diecezjan w III Rzeszy. Jednak że, niestety, całkowicie aprobował w ojenną politykę H itlera. W 1939 r. w listach pastersk ich pisał, że wojna z P olską je s t prow adzona za ojczyznę, za fü h re ra i w imię Pana! N a początku 1941 r. ogłosił kolejny list p astersk i. Oto jego fragm ent: „Z podzi­ wem patrzym y n a n a sz ą arm ię w jej bohaterskim zm aganiu pod w spaniałym przywództwem [...]. W łaśnie jako chrześcijanie jesteśm y zdecydowani z a an ­ gażować w szystkie nasze siły, by zapewnić ostateczne zwycięstwo naszej oj­ czyźnie. W łaśnie jako wierzący w C h ry stu sa stoim y w iernie przy Führe- rze”2 6. Je śli biskup dał się omamić propagandzie hitlerow skiej, to nie rozu­

24 F. D ittric h , D er K u ltu r k a m p f im E r m la n d e , B e rlin 1913.

25 O lsz ty n 1 3 5 3 -2 0 0 3 , re d . S. A c h rem c zy k i W. O g ro d ziń sk i, O lsz ty n 2003, s. 1 6 5 -1 7 0 .

26 A. W olff-P ow ęska, A b liźniego swego... K ościoły w N iem czec h wobec „problem u ż y d o w ­

skiego”, P o z n a ń 2003, s. 354, cyt za: A. G roß, G ehorsam e K irch e-u n g eh o rsa m e C h riste n im N a tio n a ls o z ia lis m u s , M ain z 2000.

(16)

Czy w spólne dziedzictw o na W armii i Mazurach?. 4 7 9

miem, dlaczego po wojnie nie odciął się od swych wypowiedzi, dlaczego nie wyraził przynajm niej słów ubolew ania. W 1970 r. postawiono przed k a te d rą from borską obelisk z nazw iskam i biskupów polskich lub propolskich do K ra ­ sickiego włącznie, n ato m ia st nie uwzględniono biskupów niem ieckich ze ś re ­ dniowiecza i XIX-XX w. Tymczasem Kościół katolicki je s t in sty tu cją po­ nadnarodow ą, ponadpaństw ow ą. Ten b łąd należałoby obecnie napraw ie przez dostaw ienie z jednej strony k am ien ia z nazw iskam i biskupów niemieckich, podobnie z drugiej (wśród nich znalazłby się Kaller), a następnie, aby rzecz prowadzić konsekw entnie, wypadałoby pam iętać o polskich biskupach powo­ jennych. Byłaby to in teresu jąca p rze p lata n k a odpowiadająca historycznej rzeczywistości. Niem niej K aller n a specjalne wyróżnienie w obu św iątyniach nie zasługuje.

Postaw iony został także we From borku inny kam ień upam iętniający t r a ­ gedię uciekających Niemców w 1945 r. przez Zalew W iślany i Mierzeję. Oto jego tekst:

450 Ostpreußische Flüchtlinge flohen über Haff und Nehrung, gejagt von uner­ bittlichen Krieg. Viele ertranken, andere starben in Eis und Schnee. Ihr Opfer mahnt zu Verständigung und Frieden.

Jan. - Febr. 1945 stycz. - luty

450 000 mieszkańców Prus Wschodnich przeżyło exodus przez Zalew i Mierzeję, pędzeni przez okrutną wojnę. Wielu utonęło, inni zginęli w lodzie i śniegu. Ich ofiary wzywają nas do porozumienia i pokoju.

Pom ijając pytanie, dlaczego w Polsce widnieje n a pierw szym miejscu n ap is niem iecki, i pom ijając niedokładny jego przekład n a język polski, w y ra­ żam zdziwienie z powodu ostatniego zdania. Kogo ofiary trag ed ii w zyw ają do porozum ienia. Polaków? Bo kam ień stoi w Polsce. Może jed n a k należało go um ieścić n a rosyjskiej części Mierzei. A w ogóle to Niemcy Niemcom zgotowa­ li te n los. Pam iętajm y, iż n ik t inny, ja k gau leiter Koch w strzym yw ał do końca ew akuację P ru s W schodnich; 44% współczesnych Niemców je s t zdania, że w iną za ucieczki i „wypędzenia” należy obarczyć ich przodków27. Poza tym brakuje mi przynajm niej pół zdania o tym , że d ra m a t dotknął także robotni­ ków przym usow ych, w sum ie ok. 12% ogółu ludności P ru s W schodnich w 1944 r., a to Polaków, Francuzów, Ukraińców, Rosjan, Białorusinów, którzy rów nież zostali zm uszeni do ucieczki i którzy rów nież ginęli „w lodzie i śniegu”, a niejednokrotnie ratow ali niem ieckie kobiety i dzieci. Mówią o tym w spom nienia uciekinierów. N a m iejscu władz from borskich nie zgodził­ bym się n a tego rodzaju n ap is28. W Gołdapi postawiono n a cm en tarzu k a ­ mień, głoszący, że żyło tu 16 generacji niem ieckich. A przecież Gołdap był

27 P. Je n d ro sz c z y k , K ło p o ty N iem có w z p rzeszło ścią , „R zeczpospolita” z 4 s ie rp n ia 2005. 28 W p ew n y m se n sie F ro m b o rk z re h a b ilito w a ł się, fu n d u ją c p a m ią tk o w ą tab licę z n a s tę ­ p u jąc y m te k s te m : „W h o łd zie b o h a te ro m w a lk o w olność i n iepodległość ojczyzny k u ch w ale i w iecznej p a m ię ci”. T ab lica z o s ta ła przy o zd o b io n a b ia ły m orłem , a pośw ięcono j ą w rocznicę o d z y sk a n ia n iepodległości 11 lis to p a d a 2004 r.

(17)

4 8 0 Jan u sz J asiń sk i

jedynym m iastem n a M azurach, w którym przez całe stulecia, obok ludności niem ieckiej, m ieszkała ludność polska i litew ska. Jeszcze w XIX w. odpraw io­ no tu nabożeństw a w trzech językach. Dlaczego ta k łatwo rezygnujemy, wbrew praw dzie, z nieniem ieckich tradycji?

C a su s N a k o m ia d y

N a specjalną uwagę zasługuje rozgłos z powodu odgrzebanego po 40 lata ch obelisku „wielkiego k anclerza” w N akom iadach n a M azurach z błędem ortograficznym w nazw isku („Bism ark”). Otóż kilku aktywistów, którym p a ­ tronuje wójt gm iny K ętrzyn, uroczyście ustaw iło kam ień w głównym punkcie wsi, rzekomo zgodnie z wolą jej mieszkańców. Dlaczego rzekomo? Oto n a 500 m ieszkańców w głosowaniu wzięło udział zaledwie 10%, z czego trzecia część opowiedziała się przeciwko uhonorow aniu „żelaznego kanclerza”. Przy tym mało się pam ięta o istotnym przypisie do tej sprawy. J a k w ykazały bad an ia poznańskiego socjologa A ndrzeja Saksona a k u ra t sprzed trzech lat, aż 44% ludności w Polsce w ogóle nie wie, kim był Bism arck, 33% oceniło go n ega­ tywnie i tylko 4% pozytywnie. M ożna założyć, że s ta n wiedzy o kanclerzu w yglądał podobnie i w N akom iadach. Za pom nikiem opowiedzieli się w w ięk­ szości ci - m ożna założyć - którzy o nim wcale lub niem al nic nie wiedzieli, chociaż m usieli się o nim uczyć w szkołach, widocznie zapomnieli. Jed en z tam tejszych m ieszkańców w prost potwierdza: „Ludzie [...] są niew ykształ- ceni, często nie m ają n aw et szkoły podstawowej. Nie wiedzą, kim był Bi­ sm arck”29.

A rgum enty zwolenników m ałych ojczyzn są różne: „jest to kam ień zabyt­ kowy”, byłby to „gest pojednania”, „wieś go postaw iła niech więc i tera z stoi”, „dzięki Bism arckowi N akom iady rozw inęły się gospodarczo i kulturow o”, „będą wycieczki Niemców, b ędą pieniądze”. N ajpoważniejsze uzasadnienie wypływa jed n a k z chęci uszanow ania k rajobrazu kulturow ego, z afirm acji historii oraz dziedzictwa ziemi. Odpowiadam. Czy n a pewno obelisk w 1899 r. pow stał w w yniku wolnej decyzji daw nych mieszkańców? Nie wiem, ale i nie w iedzą tego jego protagoniści. P ra k ty k a była inna. Główną rolę n a wsi m a­ zurskiej odgrywały jej elity: wójt, dwór, proboszcz (pastor), nadleśniczy, re k ­ tor (kierow nik szkoły), a także żandarm . Gospodarze, robotnicy rolni, wiejscy rzem ieślnicy nie m ieli tu nic do powiedzenia.

Czy B ism arck zasłużył się n a polu gospodarczym i k u ltu ra ln y m M azur? W ystarczy zapoznać się z ełcką „G azetą Ludow ą” z przełom u XIX i XX w., p rzedstaw iającą sytuację społeczną i gospodarczą wsi, aby dojść do odw rot­ nych konstatacji, o czym świadczy m .in. m azu rsk a em igracja zarobkow a do Niemiec Zachodnich i za ocean przed I w ojną światową. W spółczesny h isto ­ ryk niem iecki A ndreas K ossert pisał n a te n tem at: „Coraz więcej Mazurów, których nie m ogła wyżywić ziem ia rodzinna, szukało szczęścia z d ala od

(18)

Czy w spólne dziedzictw o na Warmii i Mazurach?. 4 8 1

m azurskich jezior i lasów. Głód i nędza wygnały ich w obie strony”. O epoce Bism arcka: „M azurzy byli potrzebni jako pomocnicy, robotnicy najem ni, słu ­ żący i żołnierze [...]. Szerokie m asy M azurów pozostały zdeklasow ane”30.

N ap ły ną pieniądze w raz z niem ieckim i tu ry stam i - m arz ą niektórzy. N ależy jed n a k pam iętać, jeśli chodzi o rolę B ism arcka w historii Niemiec, iż m iał i m a w ielu przeciwników. Nie kochali go katolicy z powodu kulturkam p- fu (ok. 40% m ieszkańców II Rzeszy), także socjaldem okraci (represyjne u s ta ­ wy wyjątkowe), wreszcie m niejszości narodow e, obok Polaków Duńczycy i Alzatczycy. Duńczycy po odzyskaniu północnego Szlezwigu w 1920 r. bez­ zwłocznie usunęli w szystkie jego pom niki. Może rzeczywiście nieco więcej Niemców przyjedzie do N akom iad, ale nie tyle dla złożenia hołdu kanclerzo­ wi, ile z ciekawości.

Teraz dw a słowa o właściwościach kulturow ych krajobrazu m azurskiej m ałej ojczyzny. O dróżnia się ona od „starych” ziem polskich nie tylko w alora­ mi przyrodniczym i, to znaczy jezioram i, lasam i, narzutow ym i głazam i, ale również dziełem rą k i um ysłów byłych mieszkańców, a więc uroczymi k rę ty ­ mi szosam i ocienionymi alejam i drzew, innym i niż w dawnej Polsce, dw orka­ mi, pałacam i, zniszczonymi, ale i odbudowanym i, licznymi cm entarzykam i, neogotyckim i kościołami, czerwonym i dom kam i wtopionym i w n a tu ra ln y krajobraz, wiejskim i staw kam i itd. W szystkie te zew nętrzne właściwości wy­ sta rc zą do zachow ania kolorytu małej ojczyzny.

M ieszkańcy N akom iad zostali pochwaleni za to, że nie w głębiają się w uczoną historię, lecz poznają j ą z autopsji. Pozornie to naw et ładnie wyglą­ da: „Historii m azurskiej k rain y nie uczyli się z książek. Poznali j ą z nagrob­ ków ginących cmentarzy, m urów stary ch kościołów, mebli, sprzętów pozosta­ łych w domach, które stały się ich dom am i”. Otóż to. Nie lekceważąc w izual­ nej m etody spotkań z historią, przecież nie m ożna odciąć się od wiedzy książkowej, szkolnej, uniw ersyteckiej. Istotnie, nekropolie wiele mówią, nie­ mniej ta k one, ja k i inne zabytki św iadczą zaledwie o drobnym ułam k u historii. Lekcew ażona w iedza książkow a dowodzi jed n ak , że B ism arck nie zasługuje n a oddaw anie m u hołdu w Polsce, także w N akom iadach. Ju ż nie mówię o jego wielkiej polityce antypolskiej, zm ierzającej do u trzy m an ia k raju w niewoli. N a M azurach, zanim się w ogóle zrodził ru ch polski, który zresztą nigdy nie zagroził potężnej II Rzeszy, to w łaśnie B ism arck wznowił bez­ w zględną działalność germ anizacyjną. Nie je s t to teza w ydum ana przez pro- pagandystów PRL-u, ale p raw d a udokum entow ana jeszcze przed I wojną światow ą, w okresie międzywojennym, a potw ierdzona b adan iam i naukow y­ mi po II wojnie światowej. A zatem dwa słowa n a te n tem at.

B ism arck został prem ierem P ru s w 1862 r. i już trzy la ta później jego m in ister kazał nauczać w szkołach elem entarnych, również n a M azurach, po

30 A. K o sse rt, M a zu ry. Z a p o m n ia n e p o łu d n ie P r u s W sch o d n ich , W a rsz a w a 2004, s. 142, 1 6 8 -1 6 9 . Szerzej n a te m a t po m n ik ó w B is m a rc k a i in n y c h p o zostałości n iem ieck ie g o im p e ria li­ z m u por. Z. M azu r, Ig r a s z k i z p o n ie m ie c k im d zie d zic tw e m , „S iedlisko” 2007, n r 3, s. 1 5 -2 0 .

(19)

4 8 2 Jan u sz J asiń sk i

niem iecku, pozwalając prowadzić lekcje religii w języku polskim jedynie n a szczeblu najniższym , n a co u sk a rż a ł się Wojciech K ętrzyński. Ponieważ n a ­ kaz m in istra w praktyce nie był stosowany, ponowiony został w 1873 r. i tym razem rygorystycznie egzekwowany. W 1888 r., a więc n ad al za rządów Bi­ sm arcka, całkowicie wyrugowano polskie nauczanie religii n a M azurach. Cie­ szył się z tego powodu su p e rin te n d e n t m rągow skim Otto G erss (nie mylić z M arcinem G erssem , jego stryjem ): „O d d w u d z i e s t u l a t p r a c u j e m y z p o d w ó j n ą g o r l i w o ś c i ą n a d z n i e m c z e n i e m M a z u r ó w [pod­ kreśl. - J.J.], w spierając nauczycieli w ich nadzwyczajnej mozolnej robocie”. R ezultaty tej „roboty” widać było i w N akom iadach. O ile w 1870 r. mówiło tam po polsku około 50% m ieszkańców (według pruskich statystyk), to pod koniec XIX w. ju ż tylko 7%31. Zrozum iałe, że n a cofanie się języka polskiego wpływały także inne procesy, jed n a k poważny udział w zan ik an iu ludu m a­ zurskiego m iała polityka B ism arcka. Bo odbieranie m u mowy ojczystej - to pozbaw ianie isto ty jego m azurskości. N iebaw em do M azurów zaczęli się przyznaw ać rodowici Niemcy, lecz tylko dlatego, iż urodzili się w coraz popu­ larniejszym pod względem turystycznym „M asurenlandzie”, którzy jed n a k niewiele m ieli wspólnego z rdzennym i m azurskim i współm ieszkańcam i.

W brew niektórym obrońcom samego pom nika, nie m ożna go izolować od historycznej postaci kanclerza, nie je s t przeto ów k am ień ta k „niew inny” (Wojciech W rzesiński). Taka je s t bowiem rola tablic, obelisków, pomników - sym bolizują one wielkość postaci, chwalebne czyny i wzniosłe idee. U hono­ row anie B ism arcka w roku 1899, za rządów niem ieckich, je s t rzeczą oczywi­ stą, ale dlaczego sto la t później, w państw ie polskim? - tru d n o pojąć. Rów­ nież niezrozum iałym zjaw iskiem je s t ignorow anie przez działaczy Stow arzy­ szenia „M ała Ojczyzna” i N akom iad stanow iska władz państw ow ych oraz zdecydowanej większości historyków zajm ujących się dziejam i stosunków polsko-niemieckich. Środowisko olsztyńskie, reprezentow ane głównie przez pokolenie średnie, afirm ując w ielką k u ltu rę niem iecką zw iązaną z naszym regionem , wyraziło zdecydowany sprzeciw wobec a k tu w Nakom iadach; przy­ pomniało, że miejscowość ta nie je s t autonom iczną en klaw ą w Polsce. W śród olsztyńskich sygnatariuszy był rodowity M azur i rodowity W arm iak. Ważny je s t też głos In sty tu tu Kaszubskiego. K aszuby za czasów B ism arcka znajdo­

wały się w podobnej sytuacji politycznej ja k Mazury. Czytam y w oświadcze­ n iu In sty tu tu Kaszubskiego: „... dla społeczności kaszubskiej jakiekolw iek próby choćby tylko przyw racania pom ników B ism arcka są bolesne i bulw er­ sujące, bo w najnow szych dziejach niewiele znalazłoby się polityków niem iec­ kich równie niechętnie i pogardliwie trak tu jący ch Kaszubów”. In sty tu t nie aprobował pomysłu, wbrew historykow i Lechowi Trzeciakowskiem u, aby po­ m nik przenieść do byłej rezydencji kan clerza w W arcinie, gdyż wyglądałoby to n a zaczątek „bismarckowskiego m auzoleum ”. Przyszedł też głos innego

31 W. C hojn ack i, Z b o ry p o lsk o -ew a n g elickie w b yły ch P ru sa c h W sch o d n ich w X V I - X X w., „R eform acja w P olsce” 1 9 5 3 -1 9 5 5 , t. 12, s. 3 6 4 -3 6 5 .

(20)

Czy w spólne dziedzictw o na W armii i Mazurach?. 4 8 3

h isto ry k a gdańskiego, W ładysław a Zajewskiego: „Bism arck to niezwykle zręczny polityk i dyplom ata p ruski, którego decyzją było, że »siła idzie przed prawem«. Ten kanclerz prowadził nie tylko politykę zdecydowanie antypol­ sk ą i z całych sił u trw ala ł rozbiór Polski, lecz w tym w ypadku »sprzeczną n aw et z racją n arod u niemieckiego«, a co n ap isał ongi nasz znakom ity znaw ­ ca dyplomacji w ieku XIX prof. dr H enryk W ereszycki”. Od la t zajm ujący się najnow szą h isto rią P ru s W schodnich Wojciech W rzesiński przypom niał, że n aw et niedaw no zm arły w nuk kanclerza, K laus von Bism arck, „wypowie­ dział się przeciwko kultyw ow aniu tradycji bism arckow skich”. Dalej W rzesiń­ ski: „Bism arck chciał doprowadzić do zlikw idow ania kw estii polskiej, doty­ czyło to polityki osadniczej, wyznaniowej”, również germ anizacyjnej. Młodsze pokolenie nie może bezrefleksyjnie „nawiązywać do złych tradycji”, czego przykładem je s t odnowiony obelisk w N akom iadach.

Socjolog Andrzej Sakson zwrócił uwagę n a to, że pom niki B ism arcka usunięto i n a tych ziem iach, które po I wojnie światowej wróciły do Francji i Danii; n a to m ia st w o statn im okresie w okolicach Kłajpedy miejscowa spo­ łeczność nie dopuściła do reaktyw ow ania nazw y wsi Bism arck. Robert Traba z Borussii zajął stanow isko kompromisowe. Z jednej strony tra k tu je pom nik jako „część krajob razu kulturow ego tej ziem i”, ale wobec kontrow ersji, które wzbudza, chce przekazać go do pobliskiego m uzeum 32, za czym zresztą opo­ w iadają się wszyscy przeciwnicy obelisku.

Je śli zaś zwolennicy obelisku w N akom iadach tra k tu ją daw nych i współ­ czesnych historyków jako przeczulonych n a punkcie B ism arcka, to niechże przynajm niej u zn ają decyzję instytucji ja k najbardziej powołanej do rozstrzy­ g an ia tego rodzaju sporów. D r Andrzej Przewoźnik z Rady Ochrony Pamięci Walk i M ęczeństwa orzekł: „To człowiek, który je s t czytelnym symbolem nie­ mieckiej polityki antypolskiej. Wydaje się, że naw et w Niemczech n ik t nie czci Bism arcka”33. Oczywiście „nikt” - to przesada, ale oświadczenia Przewoźnika absolutnie lekceważyć nie wolno. Wreszcie przypomnijmy zdecydowanie nega­ tyw ną opinię W ładysława Bartoszewskiego, który nie m a najmniejszej w ątpli­ wości, że k u lt B ism arcka w Polsce je s t wielkim nieporozumieniem .

Niestety, pom nik w N akom iadach, to nie jedyny przypadek niepokojącej afirm acji najgorszych k a r t histo rii prusko-niem ieckiej n a obecnych ziem iach polskich. W 2006 r. został odbudowany z nieco zmienionym napisem (przez dodanie polskiego tek stu ) pom nik k u chwale plebiscytu z 1920 r. w Ram so­ wie (pow. olsztyński)34. Czy w Polsce zapom niano, ja k nieuczciwie został przeprowadzony?35 J e s t to kolejny bezrozum ny hołd oddany niespraw iedli­ wej polityce niem ieckiej. Ba, próbuje się czcić n a w e t W ehrm acht. Oto

32 „ G az e ta W a rm ii i M a z u r” z 8 p a ź d z ie rn ik a 2005.

33 „ G az e ta O ls z ty ń s k a ” z 8 p a ź d z ie rn ik a 2005.

34 L a n d k re is A llen stein O stpreußen, „H eim atjah rb u ch . W eih n ach ten ” 2006, n r 37, s. 191-195.

35 W. W rze siń sk i, P leb iscyt n a W a rm ii i M a zu r a c h o ra z n a P o w iś lu w 1920 ro k u , O lszty n 1974. N ie p o zo staw ił suchej n itk i n a tej b e zm y śln o ści J . C h ło sta, P r a w d a o p leb isc yta c h n a

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zadanie: Usunięcie biomasy po wyciętych krzewach i drzewach cena brutto 1000,00 zł/ha... Zadanie: Usunięcie biomasy po wyciętych krzewach

Są wśród nich uchwa- ły władz konfederacji radomskiej i barskiej, które wydawały odpowiednie uniwer- sały do województwa inflanckiego, rozporządzenia nowych

Zarazem uwzględnia się również w takim podejściu silne nastawienie unifikacyjne. Tym samym chodzi o wywołanie paradygmatu metodologicznego w naukach prawnych opartego

a) wykaz robót budowlanych wykonanych w okresie ostatnich pięciu lat przed upływem terminu składania ofert albo wniosków o dopuszczenie do udziału w postępowaniu, a jeżeli

W przypadku, gdy Wykonawcę reprezentuje pełnomocnik, do oferty musi być załączone pełnomocnictwo (oryginał lub kopia poświadczona za zgodność z oryginałem przez notariusza

– w świetle zatem prawdy formalnej w przypadku wydania wyroku zaocznego, zgodność z prawdziwym stanem rzeczy oznacza zgodność z materiałem znajdującym się w aktach sprawy,

Zasadniczo powiela ona rozwiązania wcześniejszej ustawy z 1 r., ale uwzględnia także rozwiązania ustawodawstwa krajowego (w tym jeden z typów pozwoleń wodnoprawnych,

W konsekwencji człowiek nie może (i nie powinien próbować) uwolnić się od swojej fizyczno- ści. Jest przede wszystkim bytem somatycznym, który zaspokoić musi konkret- ne