Michał Głowiński
"Tak jest dziwnie, tak jest inaczej"
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (10), 9-15
Szkice
Michał Głowiński
„Tak jest dziwnie,
tak jest inaczej”
„Z apew ne jed n y m z objaw ów kry zysu pow ieści — pisze J a n in a A bram ow ska w doskonałym szkicu o Dziennikach N ałkow skiej — je st fakt, że w prozie polskiej la t o sta tn ic h n ajcie kaw sze zjaw iska stano w ią książki n iefab u larn e, książki z pogranicza eseju i zapisków o sobistych” 1. Pow ieść p rzestała w zasadzie in teg ro w ać dośw iad czenia czytelników , tro c h ę dlatego, że zap atrzy ła się zbytnio w siebie, tro ch ę dlatego, że s ta ła się bądź czystą poezją, bądź czystą rozry w ką; nie bez znacze nia są rów nież okoliczności zew n ętrzne, ograniczające pow ieściow y język. U kształtow ało się zjaw isko „po w ieści o n iczym ”, nie je s t to w szakże owo „n ic” , 0 któ reg o opisaniu m arz y ł p rzed w iekiem F la u b ert. Nasze w spółczesne polskie pow ieściow e „n ic” pozba w ione je st ja k b y św iadom ości siebie. R e p rezen tu je zjaw isko, k tó re o k reśliłb y m jako socparnasizm . ó w jaśnie p an Nic nie m a n a ogół wsitępu do zapis ków in ty m n y ch , choćby z tej racji, że są one za
1 J. Abramowska: «Chodzi o to, ja cy je ste śm y sami...».
„Nurt” 1971 nr 9(71), s. 57.
Pow ieści o niczym
M I C H A Ł G Ł O W I Ń S K I 10
Dzienniki usuną w cień pow ieści
zw yczaj bliskie em pirii, życiow ej i in te le k tu a ln e j, w jak iej ży ją ich au to rzy . Poza ty m — fa k t nie bez znaczenia — nie są one bądź w ogóle przeznaczone do publikacji, bądź n ie są p rzeznaczone do p u b li k acji n aty ch m iastow ej. Choć bezpośrednio zw iązane z chw ilą, w jak iej p ow stają, z w szy stkim i jej sw o- istościam i i z całą jej ulotnością, szczególnie łatw o m ogą w yzw olić się od rygorów , k tó re ona n arzuca. M ożna w ięc powiedzieć — z p ew ny m n ad datk iem patosu co p raw d a — że dzienniki in ty m n e są sferą p isarsk iej wolności.
Ich w yjście z au to rsk ich szuflad i z bibliotecznych zak am ark ó w zm ieni zapew ne k ra jo b ra z lite ra tu ry o sta tn ic h dziesięcioleci, ta k ja k ogłoszenie D zienni
k ó w Żerom skiego w płynęło n a p rzew artościow anie
jego dorobku. U dostępnione (we frag m en tach ) w p ra sie literack iej fra g m e n ty dzienników M arii D ąb row skiej i A n ny K ow alskiej każą spodziew ać się w iele. To sam o dotyczy dzienników N a łk o w s k ie j2. J a k się zdaje, N ałkow ską czeka los podobny do Żerom skiego: dzienniki, jeśli n a w e t nie usuną w cień tw órczości b ele try sty cz n e j, uczynią w artością te zjaw iska, k tó re w pow ieściach w ydaw ać się m ogą z dzisiejszej p e rsp e k ty w y w ątpliw e. W D ziennikach Ż erom skiego elem en tem u m oty w o w any m i sk łan ia jący m do a p ro b a ty stało się to, co razi w jego u tw o rac h fab u la rn y c h : eg zaltacja i n a d m ie rn y liryzm ; w d zien nikach N ałkow skiej, ja k sądzić m ożna na podstaw ie o p u b likow anych fragm entów , w artością s ta ją się reflek sje i uogólnienia, k tó re w pow ieś ciach n ieje d n o k ro tn ie nie b y ły w olne od m inoderii 1 sk łan iały do porów nań z m ądrościam i salonow ym i.
D zien nik czasu w o jn y N ałkow skiej w y raźnie się ró ż
ni od zapisów d o k u m e n ta ln y c h z tych lat, zapisów, k tó re m ia ły być k ro n ik ą w y d arzeń bądź w całym k ra ju (Kronika L andaua), bądź na jakim ś jego n ie
2 Z. Nałkowska: Dziennik czasu wojny. Wstęp, opracowanie i przepisy H. Kirchner. Warszawa 1970. W szystkie cytaty na podstaw ie tego wydania.
11
w ielkim teren ie (D zienn ik z lat okupacji Z a m oj-
s zczy zn y Z y g m u n ta K lukow skiego), bądź w reszcie
w społeczności zam k niętej w p rze strz e n i okolonej m u ram i i b ezap elacyjn ie skazanej n a zagładę (D zien
n ik D aw ida S ierako w iaka). Różni się ty m przede
w szystkim , że cele dokum em tarne m a ją w nim zna czenie zgoła niew ielkie. M ożna się dom yślać, że N ał kow ska k o n ty n u u je te n ty p in ty m n y ch zapisów, ja kie rozpoczęła p rzed la ty , gdy — jako po czątk ująca p isark a — zdecydow ała się na p row adzenie dzien nika. Nie m u siała w ięc poszukiw ać języka, k tó ry po zw oliłby jej m ówić o now ych dośw iadczeniach — historycznych i o sobistych (co w tej persp ek ty w ie w ychodzi w w iększości w yp ad kó w n a jedno), m ogła ukazyw ać różnice m ięd zy ty m , co je s t te ra z a tym , co było niegdyś. O różnicach ty c h nie m ów i się w praw dzie bezpośrednio, ich św iadom ość organizu je je d n a k ite zapisy, je s t w nich s ta le obecna. O kupacja stano w i zakłócenie u stalo n eg o p o rząd k u św iata, o za kłóceniach zaś m ożna pisać w ted y , gdy jest się ich św iadom ym , gdy d y sp o n u je się dystansem , k tó ry um ożliw ia p o rów nania. Pod ty m w zględem okup a- c y jn y przekaz N ałkow skiej zdecydow anie odbiega od in ty m n eg o p isa rstw a tych, w k tó ry c h biografii to w szystko, co stało się po w rześn iu 1939, było w isto cie p ierw szy m św iadom ie przeży w an y m dośw iadcze niem (myślę o P a m ię tn ik u A n d rz e ja Trzebińskiego). W te j optyce św ia t o k u p a c ji był św iatem jed y n ym i n iep o rów n y w aln ym .
A u te n ty c z n y dzien n ik in ty m n y , tak i, k tórego zapisy p o w sta ją pod rzeczy w isty m im pulsem chw ili i nie są podp orządkow ane z góry p rz y ję ty m założeniom litera c k im , nie stanow i k o n stru k cji, nie m a w nim rozw oju, nie o bow iązuje k o nsekw encja. Je śli zaś, w ta k im czy in n y m w y p ad k u , zjaw isk a te się k ry s ta liz u ją , m a ją c h a ra k te r uboczny i w tó rn y . „ K o n stru k c ja ” sam a się t u k o n stru u je , je s t epifenom enem , isto tn a jest tu jed y n ie pozycja d ia ry s ty w świecie, jej ew o lu cje i p rzem iany . „K om pozycja” w ypow ie
Zdobyć nowy język
M I C H A Ł G Ł O W I Ń S K I 12 Kompozycja biografii i historii Co w ym yśla geniusz polszczyzny?
dzi je st więc jedy n ie n a stęp stw em „kom p ozy cji” bio grafii i „kom pozycji” h isto rii. W dzienn iku o k u pa cy jn y m N ałkow skiej ta k a kom pozycja w tó rn ie się k ry sta liz u je (czemu zresztą sp rz y ja fakt, że został od łączony od zapisów w cześniejszych i późniejszych) — jak o w y raz ew olucji a u to rk i w w o jen ny m św iecie. Je d e n z ośrodków, w okół k tó ry c h owa w tó rn a kom pozycja je st obudow ana, określić m ożna jak o oswa ja n ie dośw iadczeń o ku pacy jn y ch . W yraża się ono zarów no w poszczególnych form ułach, ja k w rozło żeniu zainteresow ań tem atycznych. P rz y k ła d e m fo r m u ły tego rod zaju może być znakom ite zdanie, n a p isane w dzień w ig ilijn y rok u 1940: „ ta k je s t dziw nie, tak jest in aczej” . D oskonale ono s u m u je ten o r zapisów N ałkow skiej z p ierw szych la t okupacji. W ty ch w łaśnie zapisach d om in ują relacje o d n iu co dzien n ym p isark i, głów nie o sklepie z p apierosam i, ja k i jej przyszło prow adzić. K łopoty zw iązane ze zdobyw aniem to w aru i z jego sp rzedażą to jak b y m ate ria liz ac ja ow ej inności, k tó ra nie p rz e s ta je N ał kow skiej dziwić, ale także — fascynow ać. Rzecz ch a ra k te ry sty c z n a : w zapisach późniejszych kłopoty zw iązane ze sklepem z a jm u ją znacznie m niej m ie j sca. N ie dlatego, że u stały; przeciw nie, z ró żn ych n apo m k n ień m ożna w nioskow ać, że się n a w e t spo tęgow ały, p rz e sta ły je d n a k być in te re su ją c e jako ■nowość i inność, zn alazły się w sferze dośw iadczeń osw ojonych. Je st to tylko p rzy k ład szerszego zja w iska: określić je m ożna jako n a ra stan ie o k u p a c y j nej zw ykłości czy norm alności (norm alności w n ie norm alności). O kupacja s ta ła się dniem codziennym , banalnością. P ow stała o k u p acy jn a „ n o rm alk a” . To słowo, n iez b y t jeszcze litera c k ie , k tó re geniusz pol szczyzny w y m yślił w in n y ch okolicznościach, dosko n ale — ja k się zdaje — p rzy leg a do sytuacji, o k tó rej tu m ow a. „N o rm alk a” bow iem to codzienność uciążliw a, taka, k tó re j nie m ożna aprobow ać, ale też n ie m ożna zmienić.
O sw ajanie o k u pacji dotyczy, oczyw iście, tylko d ro b n y ch w ydarzeń dnia codziennego, nie o b e jm u je n a rastającego te rro ru . Z początku N ałkow ska u n ika pisar.ia o nim, z a jm u ją ją w yłącznie fak ty , k tó re poznała z w łasnego dośw iadczenia. T ru d n o stw ie r dzić, w jak im sto p n iu ograniczenie to w y n ik a z p rzy ję ty c h zasad p isarsk ich (pisać w dzienniku in tym nym o ty m jedynie, czego zaznało się bezpośred nio), w jakim zaś je st w ynik iem św iadom ie n a rz u conych rygorów ; dziennik o k u p a c y jn y ze w zględu n a ostrożność p isa n y jest pod w y d a tn ą k o n tro lą cenzora w ew nętrznego. N iew ykluczone, że obydw a czynniki solid arn ie od eg rały tu jak ą ś rolę. Jedn o je s t wszakże pew ne: ta p o staw a nie dała się kon sekw entnie u trzy m ać. Z ałam ała się pod naporem w ydarzeń. Stało się to, jak się zdaje, w pierw szych m iesiącach 1943 r. N ałkow ska nie elim in u je w ów czas cenzora w ew nętrznego, n ie pisze o k o n k retach , zm ienia się jed n a k w y raźn ie ton reflek sji, zm ienia się c h a ra k te r uogólnień. T ru d n o o lep szy p rzy k ład niż zapis z 28 k w ietn ia tego w łaśn ie rok u . Nie p a d a ją tu słow a „po w stan ie w getcie w arszaw sk im ” , aczkolw iek o nim mowa:
,,Rzeczywistość jest do w ytrzym ania, gdyż nie cała dana jest w doświadczeniu, nie cała jest widziana. Dociera do nas w ułamkach zdarzeń, w strzępach relacji, w echach w ystrzałów — straszliw a i niedotykalna, w kłębach dy m ów, w pożarach, o których historia m ówi, że «obracały w perzynę», choć nikt nie rozumie tych słów. Ta rzeczy w istość daleka i zarazem rozgrywająca się o ścianę, jest do wytrzymania. Ale nie można wytrzym ać m yśli. Oto gro by, które podw ażyły cały dotychczasowy układ relacji. J e s teśm y oto rozciągnięci — my tutaj — ściśle wzdłuż osi tej sym etrii. Los tych ludzi daleko, los tych ludzi obok. Umarli, umarli. Poważne defilady zrezygnowanych, skoki w płom ie nie, skoki w przepaść. Baba w tym ogródku słysząca kapa nie kropel. Chłopczyk w oknie, dzieci na rękach. Nie mogę w ytrzym ać m yśli, zm ieniam się od nich”.
J e s t to zapis pod każdym w zględem w zorcow y. Nie tylko z ra c ji sw y ch przem ilczeń i uogólnień, z rac ji p rzeciw staw ian ia bezpośrednich dośw iadczeń i w ie
M I C H A Ł G Ł O W I Ń S K I
1 4
U kształtow ał się nowy świat
dzy, k tó ra byw a od nich n iep oró w n anie b ardziej uciążliw a. Także z tej p rzyczyny, że u k a z u je zała m anie się dotychczasow ego sy ste m u w arto ści i w y obrażeń, „dotychczasow ego u k ład u re la c ji” . U k ształ tow ał się in n y św iat, w k tó ry m n a w e t śm ierć n a tu ra ln a „w y d a je się jak im ś zb y tk ie m ” (zapis z 9 paź d ziern ik a 1943 r.) i w k tó ry m p o w sta ją py tania: „I czy żyć jeszcze n ie je s t rzeczą w p ro st n ie ta k to w n ą ? ” (zaipis z 14 g ru d n ia 1943 r.).
D zien nik czasu w o jn y w y k racza je d n a k poza pole,
którego g ranice w yznaczają re a lia ok upacyjnego dnia codziennego i w ielka m arty ro lo g ia, istn ie je w nich jeszcze św iat trzeci, św iat norm alny ch, nie ok reślo n y c h bezpośrednio przez h isto rię sp ra w ludzkich. N ałkow ska pisze nie ty lk o o śm ierci m atki, pisze szeroko o sw ych sp raw ach osobistych, pisze o k ło potach kobiety, k tó ra św iadom a je st sw ojego sta rz e nia, pisze o k o n tak ta ch tow arzyskich, a niekiedy ta k że — o sp raw ach swej tw órczości litera c k ie j. Ś w iat in ty m n y nie został tu w ięc zaw ieszony, je st n a d a l przed m io tem analizy, dochodzą do głosu w spom nie nia lat daw nych. N a stro n a c h pośw ięconych tej sfe rze zjaw isk N ałkow ska często p rzypom ina b o h a te rk i sw ych powieści. W ie jed n ak, że w czasie zagłady, w czasie, gdy „dotychczasow y u k ład re la c ji” p rz e sta ł istnieć, zafascynow anie sferą intym ności w y daw ać się m oże dw uznaczne. „Czy m am się czuć w inna, że o tym czasie, ta k n aładow anym stra szli- wością, przeżyw am tak silnie w zm ożone życie w ła s n e ” (zapis z 26 czerw ca 1944 r.). P rzeży w an ie owo je s t jed n a k „rato w aniem i ubezpieczaniem sw ej identy czn o ści” (zapis z 26 w rześn ia 1944 r.). I ten w ą te k n ieu sta n n ie p rzew ija się p rzez Dziennik. N a ł kow ska je s t św iadom a, że nie m oże się społecznie i psychicznie zdegradow ać, że m usi pozostać sobą — w b rew okolicznościom historycznym , k tó re tem u nie sp rz y ja ją .
W y darzenia codzienne, m artyro log ia, intym ność — pisząc o ty ch trz e c h sfe ra ch dośw iadczeń, N ałkow ska
pozostaje w ie rn a klasycznej polszczyźnie, nie w p ro w adza o k upacy jnej m ow y potocznej z jej now ym i słow am i i pow iedzeniam i. Tej sfe ry zjaw isk jak b y w ogóle nie dostrzega; gdy raz p o jaw ia się słowo „ b im b e r” , to z dy stan sem tak w y raźn ie zaznaczonym , żeby nie m ożna było pom yśleć, że słow o to należy do języka a u to rk i („M ężczyźni p iją to, co się nazyw a b im b e r” w zapisie z 4 sierp n ia 1944 r.). J a k się zda je, niedopuszczanie w obręb sw ojego p isa rstw a słów należących do o k upacyjnego argot, k tó re ta k pow aż ne zajęły m iejsce w utw o rad h w ty ch lata ch pow stałych bądź o ty ch lata ch m ów iących, je st także w y nikiem zabiegów „o rato w a n ie i ubezpieczanie swej identy czności” . N arzucanie św iatu , w k tó ry m „ta k je s t dziw nie, ta k jest in aczej” , porząd k u w łasnej m ow y to nie ty lk o jego osw ajanie. W ierność k la sycznej, p rz e jrz y ste j polskiej prozie jest tu elem en tem p o sta w y wobec historii, postaw y, k tó ra sta ła się w jak im ś sensie także w artością.
Wierność klasycznej