• Nie Znaleziono Wyników

Cztery listy S. Goszczyńskiego do W. Pola

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Cztery listy S. Goszczyńskiego do W. Pola"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Władysław Antoniewicz

Cztery listy S. Goszczyńskiego do W.

Pola

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 9/1/4, 571-578

(2)

obowiązki i ciężki zdacie rachunek, jeśli je zaniechacie. W tych dniach wypadnie mi opuścić te strony na jakiś czaś, dlatego chciał­ bym wiedzieć, jak stoją autorskie wiadom e ci interesa ? Czy ręko- pism w yszedł z cenzury? Czy masz nadzieję prędko go odebrać? Czy m ożna zacząć rozsprzedawanie biletów ? Czy już nie rozsprze- dano cokolwiek ? D o n ieś mi o wszystkiem przez Władysła­ wa. Jeżeliście zaczęli sprzedawać, daj kilkanaście biletów Wła­ dysław ow i dla niego i dla Siemieńskiego, poślij H enrykow i*) i, jeśli można, Grabowskiemu. Tylko zmiłuj się, porządnie trzymaj kontrolę i, kto je bierze, niech także ma zapisane, komu dał jaki, ażebyś d o­ kładną miał w iadom ość o prenumeratorach i w przypadku wiedział, gdzie którego szukać. Zacząw szy zbierać przedpłatę, zbierajcie prę­ dko, a ty odsyłaj pieniądze W ładysławowi z O żydowa ; bo nie p o ­ trzeba ci przypominać, jak one są mi konieczne, zwłaszcza w teraź­ niejszym stanie rzeczy.

Ucałuj odem nie W incentego i pow iedz mu, żeby mi nie kazał robić koszul, o których mówiliśmy, 'bo pieniądze zdadzą się teraz prędzej, niż bielizna, chyba, że już są w robocie. D onieś mi także, co się stało z pobudką2). Niedrukowane wiersze odeślij mi przez W ładysława.

Całuję Cię serdecznie Twój Franciszek. A listy pal.

II.

Cztery listy S. G oszczyńskiego do W. Pola

podał WŁADYSŁAW ANTONIEWICZ. (Krosno).

1.

U kończony 28 grudnia 1852 r. „Mohort“, ukazał się w obiegu ksiągarskim pod koniec grudnia /8 5 4 r. i rozchodził się szybko. N ow y nakład, dokonany przy pom ocy Eugeniusza hr. Dzieduszy- ckiego, ukazał się w pierwszych dniach lutego 1855 r. Sukces i roz­ głos, jaki zyskał „Mohort“, pom ogły W. P olow i do podźwignięcia się ze smutnego stanu finansowego, w który popadł po otrzymaniu dymisyi wraz z kilku profesorami na uniwersytecie Jagiellońskim. Był on niemniej pobudką do podjęcia nowej pracy i nowych pro­ jektów.

„A kiedy już o wszystkiem masz w iedzieć — pisał W. Pol do 15 letniego syna Winc. Hugona, bawiącego w szkołach lw o ­ wskich — dnia 8 lutego 1855 r. — to Ci i o tem donoszę, żem począł pisać czyli raczej dyktować księdzu kanonikowi (Scipiono- wi) n ow y poemat „Pacholę hetmańskie“; jest to jakoby dyaryusz

‘) Janko.

(3)

gierm ka rycerskiego, który się ch o w ał na d w o rze hetm ana Jana T arnow skiego, rzecz w iększa od W. Stw osza“ ..1)

P racę tę p rzery w ały p oecie reum atyczne bóle lew ej nogi, w którą był niegdyś ran n y — to troska o żonę, której organizm w ątły poczęła niszczyć ch o ro b a. P ani Kornelia P olow a m iała z a ­ miar, po p rze p ro w a d ze n iu się na now e mieszkanie przy ulicy K ru­ pniczej, zabrać 8 letniego synka Stanisława, chodzącego w K rako­ w ie „na pensyę do p. H endla“ i letnią p o rą odw iedzić Lw ów .

„My tu życie pędzim y jednostajnie, co do d o c h o d ó w zaw sze kłopotliw ie, co do przyjem ności tow arzystw a miłe i s w o b o d n e , zaw sze ktoś je st“.2)

Codziennym i gośćm i byli: Łucyanow ie Siemieńscy, Szym on Dutkiewicz, ksiądz kanonik Jan hr. Scipio, dr. Zieleniecki lu b dr. B rodow icz, którzy radzili poecie arnikę lub wyjazd do kąpiel siar- czanych do S w oszow ic, a pani P o lo w ej wyjazd do Krynicy.

„...P an Zieleniecki zadecydow ał, iż nie w ziąwszy tu kilkanaście kąpieli słodow ych i nie p o d rato w aw szy siły moje, nie m ogłabym się w p o d ró ż udać... Ja tak p o d u p ad łam na zdrow iu, że najm niej­ sze um artw ienie już dla m nie wielkiem i memu z d ;o w iu szkodzi, sam a siebie nie pozn aję, już p o d o b n o nie przyjdą do sił lepszych, bo do gorszego, nie lepszego idzie. G dy pom yślę o przyszłości naszej to mnie aż strach bierze, nie chcę Cię smucić, bo Bóg m iło­ sierny pam ięta o w szystkich ludziach i o nas nigdy jeszcze nie za­ p o m n iał...“ Tak pisała p. P o lo w a do syna W incentego H u g o n a 28 maja 1855.

Pol w yjechał 18 czerw ca do Sw oszow ic, a p. P o lo w a p o d w pływ em nalegań d ra Dietla w yjechała do p iero 26 lipca d o Kry­ nicy. Leczenie sp ó ź n io n e nie przyniosło d odatniego skutku. P o w ró ­ ciła tedy do K rakow a i tu zm arła 28 sierpnia 1855 r.

Los p oety był p o żałow ania godny. Musiał troskać się o chleb codzienny, o w szystko, co życie niesie, co też ujem nie w płynąć m usiało na dalszą tw ó rczo ść W. P o la. P ew ną osłodą w sm utku były listy znajom ych, którym Pol przesłał egzem plarze „ M )h o rta .i!

D o takich listów zaliczam y listy Karola Balińskiego i p o n iższy list Sew eryna G oszczyńskiego. G oszczyńskiego łączyła z P olem przyjaźń od r. 1833, kiedy G oszczyński baw ił u J. Ziętkiew icza, w uja Pola, w M ostkach p o d Lw ow em .

S. Goszczyński d o W. Pola.

Zacny i K ochany Bracie W incenty !

O trzym ałem w tych czasach w iadom ości o T o b ie i T w ój R apsod o M ohorcie. D ziękuję Ci z serca za ten u p om inek, ale

*) P am iętn iczek W . P ola z 1855 r. (druk ow an y p rzez p. H. B ieg e leise n a w „ S w ie c ie “, W arszaw a, 1901); listy n i e d r u k o w a n e W . P ola d o syn a z 23/1 , 8 /2 , 27/2, 10/8 1855 r.

(4)

przcdew szystkiem przyjmij m oje bratnie w sp ó łczu cie z p o w o d u straty najboleśniejszej dla c zło w iek a w jego d o m o w ej aferze! Nie tru d n o nie poczuć, jak w ielka m usi być boleść T w o ja p o zacnej Tw ojej żonie, niech Ci ulży to przekonanie, że nie sam tylko n o ­ sisz żal p o Niej i że zasłużyła so b ie na to. Ale św ięć się w ola B o ż a ! A dla zm arłej m iejm y to je d n o życzenie, by jej Bóg policzył to życie tru d ó w i cierpień, k tó re tu przebyła a m iłosierdzie Boże dla Jej ducha niech się zleje w części na C iebie i na Tw oją ro ­ dzinę, którzyście p rzetrw ali Ją na tej ziemi i na których leży do spełnienia, co przez Nią m o g ło być niespełnione — z głębi duszy przesyłam Ci to życzenie, w in ie n e m je zm arłej jako chrześcianin, jak o ten, którym nieraz d o z n a ł Jej d o b ro ci i m iłości w spotkaniu się naszem na d ro d ze tej pielgrzym ki naszej. D alekie to już te chwile, ale ich pam ięć w e m nie w ieczna, św ieża, w czorajsza...

W szystko to odśw ieżyło mi się jeszcze m ocniej z otrzym a­ niem T w ojego rap so d u . Nie m o g ę Ci w yp o w ied zieć, ile on sp ra ­ w ił mi radości. W inszuję Ci te g o u tw o ru — jest praw dziw ie m i­ strzow ski, poczęty i w ykonany w id o czn ie p o d w yższem natchnie­

niem !

Takie poem ata jak M o h o rt są m odlitw ą, m odlitw ą dusz p o l­ skich, ludzi działania i podają w z ó r działania i to n działania w czło­ w ieku. Takich dzieł nam p o trz e b a i potrzeb a nam takich ludzi.

Nie pow iadam , i n iezaw o d n ie zgodzisz się na to , abyśm y nasz czas w parli w e form y przeszłości, byli niew olniczym i naśladow ni- kam i ojców naszych — nie! ale m usim y koniecznie w ysnuć życie nasze z ducha, który ich ożywiał.

P ostęp jest p raw o Boże, p o stę p nie zabija ducha, tylko go objaw ia coraz w idoczniej, co raz pełniej. Jest on konieczny w p o l­ skiej rycerskości i da się n ieraz p o strz e d z ! W m ojem przekonaniu już K ościuszko przedstaw ia nam typ wyższy żołnierza polskiego, żołnierza w postępie na d ro d z e chrześcijańskiej, nie dlatego, że zajm ow ał stanow isko wyższe, ale że miał pole trudniejsze i p o k a ­ zał na niem cnoty, ró w n ie silne, jak były M ohorta, chociaż w e fo r­ m ach łagodniejszych. K ościuszko, który przeżył M ohorta, przeciągał m ożna pow iedzieć czuw anie jeg o nad granicam i Polski, w służbie mniej w idom ej św iatu, n ie o ce n io n ej przez św iat, ale niezm iernie w ażnej. Jego życie w e F rancyi, w Szwajcaryi, cóż było innego, je­ żeli nie o w o życie na kresach? w p raw d zie p o za ziemią polską,

ale zaw sze w dziedzinie ducha polskiego — i na tern stanow isku o d d ał nam , późniejszym w iekow e usługi. Kiedy inni, czy poryw czejsi, czy m niej w ym agający a łatw iejsi do ustępstw , z istoty rzeczy dla jej p o z o ró w , walczyli orężem m ateryalnem o O jczyznę więcej ma- teryalną, co było na ow e czasy o grom ną zasługą i ma praw o do naszej części i w dzięczności. K ościuszko w e w alkach trudniejszych a niepokaźnych bił się o O jczyznę w jej jądrze duchow em , czuw ał nad nietykalnością, nad n iepokalanością Myśli polskiej, był zarazem żołnierzem i kapłanem Polski. — Jeszcze w inniśm y przykład

(5)

nienia najtrudniejszych części naszego powołania, obronienia i utrzy­ mania w czystości najwyższej podstawy naszego powołania. Przy­ kład wielkiej wagi, bo widzieliśm y na nieszczęście, że w aleczność i pośw ięcenie się na polu bitwy z szablą lub karabinem, nie zawsze szły w parze z czystością ducha polskiego w e walczącym.

Zboczenie moje do Kościuszki pokazuje Ci tylko moje stano­ wisko zapatrywania się na rycerskość Polaka dla naszych czasów, nie ubliża bynajmniej takiemu typowi jak Mohort. Jest on dla mnie Polakiem, na swój czas doskonałym, jest koniecznym w prawdzi- wem życiu Polski a więc mającym swoją wartość wieczną. Jest ta­ kim typem, jakie znajdziemy może, kierowani wyższem natchnieniem w ep oce L egionów i powstania L istopadow ego a może nawet i w naszych ruchach ostatnich drobnych jako ogół, niedojrzałych, bezładnych, niebłogosław ionych, ale które dla pojedynczych m o­ gły otwierać pole niemałej zasługi, to jest postępu, o ile były p o­ lem szczerego i czystego pośw ięcenia się w duchu ojczystym; znaj­ dziemy je najpewniej w naszym obecnym obozie narodowym, cho­ ciaż rozbrojonym, rozprzężonym , ale odznaczonym nad inne ludy chorągwią Chrystusową od chwili, kiedy postaw iono Polsce w ca­ łej wysokości religijnej Jej pow ołanie, kiedy zatknięto w imię Chry­ stusa sztandar Chrystusa na sercach Polski, jako ludu Bożego, otw ie­ rającego światu nową epokę chrześcijaństwa w yższego a więc P ol­ ski doskonalszej, niż była dotąd, doskonalszej życiem Polaka pry- watnem i publicznem na w zór życia Chrystusowego na ziemi.

Wszystko to, powtarzam, pomaga mi uczuć tem mocniej war­ tość i pożyteczność Tw ojego rapsodu. Niech Cię Bóg wynagrodzi za to natchnieniem jeszcze w yższem ! Wybacz, że się tak rozpisa­ łem . Wina Mohorta, że mię rozbudził, jak pobudka. Zresztą cóż mamy dziś lepszego robić, jeżeli nie o podobnych rzeczach rozma­ wiać, porozumiewać się w tych rozm ow ach, wiązać nowe stosunki, wzmacniać dawne, takie n. p. jak nasze z Tobą, mój zacny Bracie i Kolego, aby jak najrychlej ujrzeć się pod błogosławieństwem Bo- żem w kupie ściśnionej i znow u pełnej tymi, którzy kiedyś szli razem.

Czas drogi, rok po roku, dzień po dniu, jak strzał po strzale w yrywa nam kogoś, przerżadza stare nasze szeregi, otóż w tych dniach ponieśliśmy ogromną stratę w Mickiewiczu. Zapewne już Was ta wieść doszła. W tej chwili bez dokładnych szczegółów o jego chwilach ostatnich nie m ogę Ci więcej powiedzieć, czujemy tylko wszyscy, że miejsce jego niełatwo m oże być zastąpione. Naj­ smutniejsza, że upadł wtedy właśnie, kiedy m ógł był najwięcej robić dla dobra sw ojego i drugich.

Ale może to nie ostatnie porozum ienie się nasze. Ja przynaj­ mniej pragnę, aby nie było ostatnie i proszę Cię przy pierwszej spo­ sobności obdarz mię kilku słowam i o Tw ojem zdrowiu i położeniu, daj mi także w ieść o dawnych a w spólnych nam przyjaciołach.

(6)

Niech Cię Bóg pociesza i ukrzepia na siłach ciała i d ucha. W e m nie znajdziesz zaw sze szacunek i miłość jak d o tą d .

T w ój b rat i sługa

Seweryn G o szczyń ski

12 grudnia 1855, Paryż.

2

.

W. Pol przeżył chwile tryum fów w iedeńskich z 1857 r. i lu- belsko-w arszaw skich z 1858 r., przecierpiał zgon matki (15 kw ie­ tnia 1857), przetrzym ał b olesne pociski „p ro k u rato ra n a ro d u “ K or­ nela U jejskiego i stw orzył w iele now ych prac.

Lecz tw ó rczo ść W . P o la niebaw em skończyć się miała. Dr. Ł. Rydel d okonał 20 maja 1868 r. operacyi katarakty ocznej, na którą cierpiał poeta. O peracya się udała, lecz porażenie nerw u w zro k o ­ w ego stało sie przyczyną ociem nienia Pola. „O kiem i rę k ą“ dla poety była córka Z ofia1) lub syn W incenty H ugo, który po ukończe­ niu nniw ersytetu w Brukseli pow rócił do kraju. Pol, aby mieć byt znośny, dyktow ał w ięc „w spom nienia“ sw oje z lat niedalekich a se r­ cu polskiem u drogich. Pragnął w ydać antologię p oetów w spółcze­ snych — prosił więc znajom ych o nadsyłanie u tw o ró w do zam ie­ rz o n eg o zbioru. G oszczyński, p rz eb u d zo n y z ekstazy religijnej i z du- mari n ad „Posłaniem do P o lsk i“ odpow iedział W. Polow i na w e ­ zw anie poniższym listem :

S. Goszczyński do W. Pola.

D rogi W incenty!

Najmilszą dla mnie n ag ro d ą tru d ó w m ojego życia są uczucia braterskie takiego serca jak Tw oje, tak je też przyjm uję. — Miłość i szacunek należą Ci się o d e mnie ; miałeś je zawsze, — pom im o przerw y tylu lat w naszym stosunku bliższym — i mieć je zaw sze będziesz: tego bądź pew nym .

Dzisiaj łączy się do nich szczere ubolew anie nad bolesnym ciosem , którym jesteś dotknięty przez utratę w zroku. G dybym miał słow a skutecznego pocieszenia, byłbym Ci je o d d aw n a przesłał, ale w m ojem przekonaniu słow a ludzkie są tu bezsilne i niéma nic, coby złagodziło ból takiego ciosu, chyba poczucia tej jednej p raw ­ dy, dotykalnej dla mnie, że w e wszystkiem , co spotyka człow ieka, jest m iłość Boża, którą wszelkiemi środkam i pro stu je d ro g ę jego ku sobie, drogę postępu, zbaw ienia w iecznego — o ile je człow iek przyjm uje z tą wiarą. U znanie i przyjęcie tego jest zapew ne trudne, praw ie n iep o d o b n e człow iekow i zw iązanem u więcej z ziemią jak z niebem , ale łatw o pojętne pragnącem u być praw dziw ym chrze- ścianinem , a za takiego mam Ciebie, i dla tego spodziew am się, że znajdziesz sam w sobie więcej pociechy niż Ci jej ludzie dać m ogą.

‘) Do dziś dnia żyjąca pani Podoska.

(7)

Co się tyczy tw ego żądania, abym dał coś z moich poezyi do Zbioru, którego ogłoszeniem zajmujesz się, będę się starał uczynić zadość. Nie przyrzekam nic z pew nością, bo nié mam nic goto­ w ego, ale spodziewam się zdobyć się na cokolwiek.

Twój list zastał mię właśnie śród pracy nad poezyą dosyć obszerną, która w tych dniach drukować się pocznie w Paryżu, co mi nie dozwalało zatrudnić się czem innem. Wszakże, powtarzam, mam nadzieję, że mi się uda w ykończyć cokolwiek dla Ciebie przed Świętami.

Piszę tych słów kilka przez Pana Witołda Bochenka, z którego odjazdu korzystam dla przesłania ich Tobie z najczulszém pozdro­ wieniem. Racz je przyjąć jak od

Brata i przyjaciela

Seweryn G o szczyń ski.

12 grudnia 1868 r.

14 Avenue du Bel-Air du Trône, Paryż.

3.

Dnia 28 marca 1869 r. bawiący w Paryżu J. Janicki wręczył Goszczyńskiemu list W. Pola wraz z wierszem, napisanym na skon Zygmunta Krasińskiego, a zarazem z przypomnieniem obietnicy na­ pisania utworu do antologii polowskiej. Autor „Króla zam czyska“, zajęty wydaniem „Nocy Belwederskiej“, nie miał czasu na spełnie­ nie życzeń Pola, o czem świadczą oba listy:

S. Goszczyński do W. Pola.

Mój drogi Wincenty!

Pan Janicki wręczył mi Twój list z pow odu m ojego Posłania, w sam dzień Wielkiejnocy. Jeżeli odpow iedź nań zw lokłem tak długo, to jedynie przez chęć uczynienia zadość Twojem u w ezw a­ niu i przyłączeniu do niej czegośkolwiek, coby m ogło znaleźć miej­ sce w Twoim Albumie. Jak na przekorę mam jedno zobow iązanie, z którego jak najrychlej muszę się otrząść, a które dotąd nic d o ­ zw oliło mi zająć się wyłącznie pracą dla Ciebie. Od zobowiązania tego będę za kilka dni w olny, a wtedy bez przeszkody i przerwy zajmę się przesyłką dla Ciebie.

Licz na to z całą pewnością.

A teraz podziękowanie z głębi duszy za Tw oich słów kilka co się tyczy m ojego Posłania. Nie dziękowałbym za pochw ały, ale winienem podziękow ać za przyjęcie, jakie moja praca znalazła u Cie­ bie. Jest to uczczenie tych prawd, dla których i ja mam cześć naj­ większą, jest to zespolenie się w Imię Chrystusa, jest to braterstwo w duchu Chrystusowym, jedyne prawdziwe braterstwo, a do którego cała ludzkość powołana a przed wszystkimi dzisiaj nasz naród.

(8)

Tem czuciem braterskiem, przesłanem mi we wylaniu się tak szczerém, tak głębokiem, pokrzepiłeś mię, jak żebyś podstawił swoje ramię pod krzyż mojego ducha. Dla tego winienem Ci podzięko­ wanie i składam je w tych kilku słowach, o ile słowa mogą świad­ czyć o tem, co jest po za sferą mowy ludzkiej.

Wielką prawdę mówisz, że skutek z mojej pracy Bogu tylko może być wiadomy i Jemu powinien być zostawiony. Człowiek w swojem posłannictwie wyższem, w podawaniu prawdy Bożej nie jest sędzią swoich bliźnich, skoro idzie rzecz między człowiekiem a Bogiem, ani siepaczem nieba — jest tylko Posłańcem świata wyż­ szego i ma jedyny obowiązek podać wiernie, choćby z ofiarą życia choćby z największemi cierpieniami ducha, co mu było zwierzone dla bliźnich. Wszelka troska po za tém jest kłopot marny. A uczy nas tego między innemi przykład rolnika, który rzuca ziarno na ziemię i resztę opiece Boga powierza! Jeżeli się kłopoce losem ziarna, to napróżno, bo największy jego kłopot nie zmieni losu ziarnka, jeżeli Bóg nie zachowa go w swojej opiece.

Jakakolwiek jest wartość pracy, w której podałem prawdy wyższe, to jedno świadectwo mogę sobie oddać, że podałem to innym, czemu sam już nie wierzę, ale co dla mnie jest prawdą matematyczną, co mnie samego leczy, wzmacnia, żywi, czem ja sam żyję.

A dziś jedno z gorących moich pragnień jest : służyć i dalej narodowi w podobny sposób, o ile Bóg będzie mi otwierał pole, a ludzie nie będą je zamykać.

Otrzymałem także Tw ój wiersz na śmierć Zygmunta Krasiń­ skiego, pełny głębokiego czucia i wzniosłych pomysłów. Dziękuję za ten drogi dla mnie upominek. W zamian przeszlę C i egzem­ plarz mojego Posłania, wyłącznie dla Ciebie przeznaczony.

Przyłączam do tego listu poezyę, którą spodziewam się znaj­ dziesz godną pomieszczenia w Twoim Albumie. Autorem jej jest Teodor Rutkowski, Ukrainiec jak ja, a jeden z czujących i pojmu­ jących główny nasz cel i drogę do niego, jak ja ten cel i tą drogę czuję i pojmuję.

Przyjmij na zakończenie mój najszczérszy uścisk bratni. Życzę C i wszelkiego dobra i wszelkich pociech pod Twoim krzyżem

Seweryn G oszczyński.

1 m aja 1869.

Paryż, 14 Avenue du Bel-Air du Trône.

4.

S. Goszczyński do W. Pola.

Mój drogi Wincenty !

Nie mogę C i wyrazić jak mi i przykro i wstydno, że dotych­ czas nie mogłem się uiścić z danej C i obietnicy przyłożenia się

(9)

i moją cząstką do Z b io ru poezyi, którym się zajm ujesz. Bóg jedejr widzi z jakiemi przeszkodam i mam do w alczenia — ale o p o w ie­ dzieć to n ie p o d o b n a , i T o b ie napom ykam tylko o tém w p rzek o ­ naniu że, św iadom y różnych kolei żyw ota, łatw o w ejdziesz w moje położenie, w yczujesz cobym miał do pow iedzenia i uniew innisz mię p rzed sobą, przynajm niéj w jakiejś części. O dzyw am się tą razą głów nie, aby się dow iedzieć co się dzieje z T w oim zbiorem ? czy się już drukuje? czy mam jeszcze p o rę do w ynagrodzenia m o ­ jej zwłoki i do p rzesłania obiecanej pracy?

Zechciej mię łaskaw ie zaw iadom ić o tern — a natychm iast cały oddam się tej ro b o c ie . W tej chwili jestem czém inném za­ jęty i dla w ażnych w m ojém po ło żen iu m ateryalném p o w o d ó w , ale spodziew am się, że nim nadejdzie Tw oja o d p o w ied ź, ułatwię się z tern zatrudnieniem i b ęd ę miał w olny um ysł i w o ln e ręce do zadość uczynienia m ojej obietnicy.

Przy tej sp o so b n o ści p o żąd an ą b ędzie mi rzeczą dow iedzieć się o T w ojém zd ro w iu i pow o d zen iu .

W tych dniach opuszcza drukarnię opowiedziana przezemnie „N oc 29-0 Listopada“. Właśnie to pismo zabrało mi w iele czasu. Wydawcą jego jest W ładysław Mickiewicz. W chodzi ono do Zbioru jego Biblioteki taniej.

C óż m ów isz o odkryciu szczątków Kazimierza W.? W ażny to w ypadek. Silnie m nie on uderzył, bo wiém, że w Bożym św ię­ cie niém a p rzypadków , a w szystko jest p o d kierunkiem Boga, dla budzenia i rozruszania ludzi. Nie jest-że to głos w ieków przeszło­ ści naszej, który przem aw ia z g ro b ó w szczątkami wielkich ludzi do obecności! D ałby Bóg, abyśm y w ydobyli tajem nicze słow o teg o w ypadku i skorzystali z niego!

Czekam z upragnieniem słow a Tw ojej o d p o w ied zi, a tem cza- sem pozdraw iam Cię uczuciam i najszczérszego b raterstw a

Seweryn G o szczyń ski.

19, lipca 1869 r.

Cytaty

Powiązane dokumenty