Aleksander Brückner
"Historya literatury polskiej", Cz. 1,
z.1, Ign. Chrzanowski, Warszawa
1906 ; "Ilustrowane dzieje
piśmiennictwa polskiego", Wiktor
Doleżan, Poznań 1906 ; "Dzieje
literatury polskiej"... : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 6/1/4, 112-117
R e c e n z y e i S p r a w o z d a n i a .
^Wydawnictwa popularne.
Ign. Chrzanowski:
H i s t o r y a l i t e r a t u r y p o l s k i e j . Książka
dla młodzieży (z wypisami) przez . . . Część pierwsza : Literatura nie
podległej Polski. Zeszyt I. W a rsz a w a , nakład Gebethnera i Wolffa,
1906. 8°, str. 248.
W iktor Doleźan:
I l u s t r o w a n e d z i e j e p i ś m i e n n i c t w a
p o l s k i e g o . Przystępnie o p ow iedział. . . Poznań, 1906, 8°, str. 339.
Dr. Konstanty W ojciechow ski:
D z i e j e l i t e r a t u r y p o l
s k i e j . N apisał . . . Osobne odbicie z dzieła : „Polska, obrazy i opisy“.
Lwów, nakładem Macierzy Polskiej, 1907, 8° m., str. 364.
W i e k XIX. S t o l a t m y ś l i p o l s k i e j . Życiorysy, streszczenia,
wyjątki. Pod redakcyą Ign. Chrzanowskiego, Henr. Gallego, St. Krze
mińskiego. Tom I ., wypisy nr. 1 — 142. W arszaw a, 1906, 8°, str.
XVIII+ 4 8 0 .
Cechą ch arak terystyczn ą u b ie g łeg o roku nazw ałbym istn e za w alenie rynku k sięg a rsk ieg o dziejam i literatu ry i w yp isam i z niej. N ie brakowało nam wcale podręczników (począw szy od K uliczkow - sk iego), ani w yp isów (począw szy od szkolnych, g a lic y jsk ic h — naj daw niejszym i z nich odstraszano raczej od literatury, późniejsze le psze) : mimo to w idocznie publiczność nowych łaknęła. I słu szn ie ; co b y ło , b y ło nadto su ch e, rozbite na paragrafy, jak b y do uczenia się na p am ięć, do u żytk u szk oln ego, nie do czytan ia przeznaczone, i popularnem b yć n ie m ogło ; dzieła C hm ielow skiego, T arnow skiego i i., zb y t obszerne, d la „m aluczkich“ w cale się nie nadaw ały. I spadł na niw ę sp ragn ioną w łaśn ie w roku u b iegłym deszcz ca ły d zieł i w yd aw n ictw popularnych , o bardzo nierównej wartości. Poznajm y niektóre z nich bliżej.
N a czele w ym ien iam y: ^ H istorya literatu ry polskiej. K siążk a dla m łodzieży (z w ypisam i) przez I g n . C hrzanow skiego“. W y szed ł
Recenzye i Sprawozdania. 113
dotąd tylko ze sz y t p ierw szy części pierwszej („L iteratura niepodle głej P o lsk i“ — w samym nagłów ku brzmi nuta w ojownicza) , t. j. nieco m niejsza jej czę<ść. P lan autora łatwo odgadnąć : zam iast na zw isk w ielu i w ypisów licznych a drobnych, woli wybór kilku pisa rzy a w y p isy , nie z wielu d z i e ł , lecz tak obszerne , żeby pojęcie o całości u ła tw ia ły . W ięc Jan Kochanowski zajął str. 151 — 2 0 7 . (druku wcale z b ite g o ), t. j. więcej niż piątą część całego zeszytu , Skarga 21 str. itd. ; o innych, Kromerze np. i H eidensteinie, co po łacin ie pisali , albo o B ie lsk im , prawi się tylko drobnym drukiem (w yjątek czyn i się dla M odrzewskiego). K siążk a podzielona na pa ragrafy, w zg lę d y dydaktyczne przeważają, jakby na samouków autor liczjd ; daje przykłady, jak się streszcza p oezye, t, j. ich cią g my ślow y w y ja śn ia , jak się porównywa autorów (n. p. Reja i Pryca). Mimo to n ikt tej k siążk i podręcznikiem szkolnym nie nazw ie. Ź y w y temperament a u to r sk i, w iedza sam oistna (nic tu powtarzanego za k im k olw iek , przyjętego na w iarę), gorące usiłow anie przedmiotu, przekonania postępow e, mowa bardzo otw arta, nadają książce cechę osob liw szą; ch arak terystyk i i uw agi autorskie odczyta z przyjemno ścią i zajęciem najbardziej „fachow y“ czyteln ik . Autor zupełnie ory g in aln y ; czego on nie zestaw ił n. p. z literatury średniowiecznej — nie pom inął nawet żyw otu A leksandrowego (nie wiem tylko, czy c y tuje z rękopisu 1510 r. , czy z druku 1550 r.?) ani rozm yślania P rzem ysk iego; dał nawet dwie bajki Biernata Lubelczyka. Od pier w szych słów §. 1. bije ten pogląd sam oistny, to przejęcie się żyw e epoką i dziełam i , co się w dalszym ciągu chyba stopnieje. J eżeli autor w tym samym duchu dzieła dokończy, stw orzy dla literatu ry popularno - naukowej przyczynek ze wszech miar znakom ity. Źe 0 szczeg ó ły spierać się można , nie d ziw w tak obszernym zarysie, n. p. P ie śń o porażce pruskiej umieszczono pod r. 1510, chociaż do wód W i n d a k i e w i с z a , źe to rzecz pióra G órnickiego, n ie z b ity ; albo str. 18. „na cały św ia t cyw ilizow an y zasłyn ęła akademia (kra kowska) znakom itym i te o lo g a m i. (Mateusz z Krakowa, Jakób z P a r a d y ż a , św. Jan K a n ty )“ — ależ Mateusz do akademii nie n ależał n igdy, a o teologu Janie K antym Europa przynajmniej nic nie w ie d zia ła ; czy Skarga kazania sejmowe r. 1597 w W arszawie w y g ło s ił , nie wiem , wiem tylko , że je w Krakowie w tedy w ydrukow ał. W ięcej zastrzeżeń możnaby czyn ić co do układu ; zdaje się, że autor tylko do chronologii ściśle się s to s u je , w ięc następują u niego Rej, B ielsk i, Kromer, F ryc (nie F rycz!), O rzechowski, G órnicki, K ocha n ow ski , S z a r z y ń s k i, K lonow ie (nie barbarzyńska forma K lonow icz, obca najzupełniej sław etnem u Klona s y n o w i), H e id e n ste in , Skarga ; autor widocznie u m yślnie nie d zieli poezyi od prozy, ani w prozie nie przestrzega działów osobnych, np. h istoryi i teologii ; odstępuje w ięc 1 tutaj od szablonu , w ątp ię jednak , czy słu szn ie ; lin ie rozwojowe łam ią mi się zanadto. C zy następn y zeszy t w yłączn ie dziejam i X V I I . i X V III. w. się zajmie? w takim razie dostaliby się Z bylitow scy, G rochowski i i. za n a w ia s, ale jeżeli p. Chrzanowski „anonim a“ ,
choć go sam w ydał, p ośw ięcił, te i Z b ylitow sk ich i t. d. wolno mu śm iało pominąć. N atom iast spierałbym się z nim jeszcze o niejedno. Np. tw ierdzi, że w X V . w. literatura się pom yślnie rozw ijała — b y łem zaw sze przekonania przeciw nego i na srogie jej ubóstwo narze kałbym do dzisiaj, g d y b y to co pomogło. N a tej samej str. u żyłb ym w yrazu źródłowego „studium gen erale“, zam iast nie historycznej „A kadem ii“ ; lap sus calam i: u n iw ersytet praski „w d ru g iej“ , zam iast pierwszej połow ie X IV . w. założono i i. L ecz nie u w łacza to w n i czem w ysokiej w artości d zieła i cieszym y się szcierze źe się nare szcie m łodzież nasza doczekała k siążk i, napisanej z znaw stw em i m i łością, ciepło a p rzystęp n ie w ystaw iającej rzetelnie stan w ied zy d zi siejszej, skreślonej w duchu postępowym . N ie tylk o Królestwo, i G-a- licy a w inna z niej korzystać ; cena bardzo przystępna to u ła tw i. Źe autor takim trudem nie gard ził , źe p ośw ięcił mu ty le s ił i czasu, to praw dziw a za słu g a obyw atelska.
Na przeciwnym b iegu n ie w y sta w iłb y m „Illustrow ane dzieje pi śm iennictw a p o lsk ieg o “, W i k t o r a D o l e ż a n a , zarys pobieżny, bez sądu w łasn ego , opowiadanie o ludziach i czasach raczej , niż o d ziełach ; wobec ilu s t r a c y i, w ykonanych d osyć prim ityw nie , i li cznych w ierszów (w y p isy prozą są w y ją tk o w e ), w yw ody autorskie w łasne nieraz -wcale szczup łe — i z nich niejedenbyśm y skreślili,, n. р. co o m itologii na str. 9. pow iedział. L ecz p. D. je st bardzo skrom nego o swej k siążce zdania, od syła czyteln ik a do d zieł obszer n iejszych , g łó w n ie (i słu szn ie) do czytania autorów sam ych , w ięc ch ętn ie mu poświadczym y, że wedle s ił szczu p łych wywriązał się n ieźle z zadania, z w prowadzenia początkującego czyteln ik a w gm ach literatury narodowej , aby się w nim nieco rozejrzał i zoryentował ; rzecz nie dla szkoły, lecz dla m łodzieży przeznaczona, dla kół sz e rokich, czyta się gład k o a ożyw ia ją duch p atryotyczn y.
D la jeszcze szerszych kół obmyślano w ydaw n ictw o p. t. „Pol ska. Obrazy i o p isy “ , nakładem M acierzy Polskiej , którego tom drugi w części p iśm ien nictw u poświęcono. Są to „Dzieje literatury p olsk iej“ dra K on st. W ojciechow skiego. Ilu stracye liczn iejsze i le piej w ykonane , niż u Doleżana , dopełniają znakomicie t e k s t u , co w y sze d ł z pióra fachow ego, odrzuciłbym z nich tylk o na sam ym po czątku „K am ienie m ik orzyń sk ie“ ( D o l e ź a n równym nas „au tenty k iem “, bo „Św iatow idem “ ugaszcza , jak b y literatura polska czy od run, czy od Zbrucza się poczynała) a na końcu „Zjazd R ejow sk i“, co przecież nie literatów (D zieje lite r a tu r y !), lecz historyk ów , lin g w istów itd . sk u p ił. W tek ście samym również z uszczerbkiem lite ratury p ięknej, fachowrą uw zględniono. I o inne rozmiary m ożnaby się spierać. Jan K ochanow ski np. zajął więcej stron ( 5 4 — 79. ) , niź ca ły w iek X V II. (str. 91 — 107. ) , nazw any „Dobą zastoju“ ; „Doba n ajw iększego upadku i p rzesilen ia“ kończy już na str. 110., poczem „Doba w p ływ u fran cu szczyzny od r. 1768 — 1 8 2 2 “ n astępu je; po d ział nie u w zględ n ia w ięc ani upadku p olitycznego, ani przełomu nowego w iek u : literatura S tan isław ow sk a a W arszaw ska bynajmniej
Receiizye i Sprawozdania. 115
identycznem i nie b y ły . I „dobę M ickiew iczow ską“ zanadto autor w ysu n ął, bo aż po rok 1 8 6 3 ; zato po K rasińskim dopiero p rzy stą p ił do Fredry! W ięc porządek chronologiczny szwankuje m iejscam i; po dobnie u w stęp u , najpierw działalność u niw ersytetu o m ó w ił, potem dopiero do Grala przeszedł! Pośpiech czy korekta nieuważna p ła ta ły nieraz figle, np. w 8 w ierszach na str. 32. popełniono cztery b łęd y : „ilość druków (w Polsce) do końca X V I. w. d osięga cyfry 7 5 .0 0 0 , ja k na owe сгазу bardzo pokaźnej (bardzo wierzę , było ich jednak n ie ste ty tylk o 7 5 0 0 , liczba sm u tn a, dziwnie m a ła , szczególniej na w iek wolności umysłowej ! ) ; za pierw szą drukowaną książkę polską uchodzi Bonawentura-Opeć 1518, poczem ukazuje się M archołt („Ope- c i a “ z 1518 r. nie b yło, a „M archołt“ go w yprzedził), wraz z dru
kiem k szta łci się i sztuka rytownicza, p, kartę tytu łow ą b ib lii nie- św ieskiej 1568 r .‘‘ (zam iast 1572 r. , pomieszano b iblię n ieśw iesk ą z brzeską ; a drzew oryt nieśw ieskiej biblii je st już w oryginale tak podły, że grzechem nazwę umieszczenie jeszcze podobizny jego !). P om inąw szy takie u s te r k i, rzecz napisana wcale żyw o i barw nie, cz y ta się z za jęciem , stoi na w yższym poziomie niż np. książka p. Doleżana ; życzę jej też jak najszerszego koła czyteln ik ów i jak naj rychlej nowego w y d a n ia , coby usterki usunęło ; nie zaw adziłoby rów nież partyę początkową dokładniej od św ieżyć.
Na zakończenie w ym ieniam y rzecz bardzo poważną i obszerną, zakrojoną na dwanaście tomów. „Sto lat m yśli polskiej“ . W ięc nowe w y p isy z literatury polskiej, oryginalnej (przekłady pominięto z za sa d y ) , ograniczonej w iekiem jej najbogatszym i najw ażniejszym , k ied y literatu rze przypadło w udziale bronić sam oistności narodo wej , podtrzym yw ać wiarę, krzepić znużonych , w ytyk ać drogi b łą dzącym i nieświadom ym. Z aiste, próba ciekawa, cel god ny w ysiłk ów . W przedmowie w ytk n ięto plan; literaturze p r z e d r o m a n t y - c z n e j (protestujem y przeciw takiej ety k iecie, pozbawiającej litera turę w arszaw ską sam oistności), poświęcono dwa tomy ; romantycznej (1 8 2 2 — 1 8 6 3 ) , s z e ść ; p o r o m a n t y c z n e j (i to nieszczególna na zwa), cztery. N asuw ają się grube w ątpliw ości : poco literaturze ro m antycznej w ykreślono taką przew agę ? przecież na tytu le czytam y : sto lat m y ś l i , nie p o e z y i polskiej! Spodziewam się p rzecież, że nie będą nam dawać w ypisów z „Pana Tadeusza“ czy z „B aladyn y“ , z „M aryi“ czy z „Zamku K an iow skiego“ , z balad W itw ick ieg o czy O dyńca, z kom edyi Fredrow ych czy z powieści K raszew skiego lub C zajkow skiego. D la m yśli p o lsk iej, S taszic i K ołłątaj choćby d z ie sięciu rom antyków przeważą — im należało też choćby o ty le w ię cej przeznaczyć.
U bodzyśm y w k siążk i a do czytan ia nie skorzy, w ięc sam po m y sł w ypisów, co nam poniekąd zastąp ić mają czytanie d zieł sa m ych (dlatego możnaby tu M ickiew icza i Słow ackiego albo pominąć* albo jak najkróciej u w zględnić), bardzo trafny i inicyatorce jego za zdrościć go można. M ickiewicza i Słow ackiego każdy, kto czyta, nie z w ypisów tylko poznaje, ale Staszica, Kołłątaja i tylu, ty lu in nych
w ten sposób tylk o szerokiej m asie u p rzystęp nić można. I w ydaje mi s i ę , że im w ła śn ie m iejsca poskąpiono; przyznam s ię , że w ła śnie z „Rodu L u d zk ieg o “ np., w ięcej w ym agałem i oczekiw ałem ; prze cież to rzecz, jak rękopis najrzadszy, rzadka, któż ją zn a? — ja przy najmniej tylk o ze studyum Korzona coś o niej wiedziałem . Czy oba wiano się może „zabobońców“ ? D la m y ś l i polskiej literatura „przed- rom antyczua“ ma znaczenie odrębne, sam oistne, nie je s t tylk o przed sionkiem do „Balad i R om ansów “. W łaśn ie ten tom p ierw szy m ógł być najciekaw szym z w szy stk ich dw unastu i najw iększe oddać za słu g i , bo prawi o sam ych ludziach zapom nianych (prócz N iem cew i cza), o których i fachowiec mało co w ie.
C hętnie w yznaję , iłem sam z tego tomu sk orzystał. Daje on, uieraz wcale obszerne i k rytyczn e biografie, w yczerpującą bibliogra fię przedm iotu, w y p isy , osobno liczbow ane. W ięc otrzym ujem y : S ta szica, K ołłątaja, C zackiego, A lbertrandego, ks. Czartoryskiego, W y b ick iego , Woronicza , N iem cew icza (bardzo obficie zastąpionego, str. 2 6 0 — 8 5 7 !), M atu szew ica, obu Ś n iad eck ich , O ssolińskiego, «Tuszyń skiego, B entk ow sk iego, M ajewskiego, A. Sapiehę i Tom aszew skiego ; pisow nię zmodernizowano w w ypisach . O w ybór ustępów spierać się nie m yślę ; ile uważałem , kierowała nim ręka szczęśliw a — p ragn ął bym ich w ięcej tylko i obszerniejszych — z ow ych ośmiu tomów dla lat 1 8 0 1 — 1868 b yłbym n ie dwa, lecz trzy, literaturze rozsądku i g u stu przeznaczył. W ięc m ożnaby chyba w biografii i bibliografii, baidzo starannych i gru n tow nych, poczynić jak ie poprawki. Np. do kończenie opisu podróży ks. A leks. Sapiehy nie „ukrywa się za pewne w B ib l. głów nej w W arszaw ie i publicznej w P etersb u rgu “, lecz le ż y najspokojniej w K rasiczyn ie ; dawno noszono się z m yślą ogłoszen ia tej drugiej części i bardzo żałować w ypada, żo dotąd, po całem stu leciu (!), m yśli tej nie uskuteczniono (tak to u n as bywa, napisze k toś raz coś nowego, ciekaw ego , po stu latach jako antyk, n iby z Herkulanum i Pompei, w ydostan ie się na św iat B oży) O Ma jewskim , naszym jedynym san sk rytyście, p isa ł obszernie i w zw iązku ogólniejszym prof. Murko w Grradcu. P rzy „Śpiew ach H istoryczn ych “ należałoż chyba zaznaczyć, dla samej n iezw yk łości zjaw iska, źe zna la zły n aw et za gran icą gorące uznanie i naśladowców, przecież ze „Śpiew ów “ w y s z ły „D um y R ylejew a“ .
A le to drobnostki: cały tom p rzyn iósł ty le w ażnego, nowego, ciekaw ego, że w itam y go z żyw ą w dzięcznością i pragniem y tylk o, aby mu d rugi dorównał. — P onaw iam y prośbę w yd zielen ia jeszcze tomu dla tej epoki i dodania now ych w ypisów n. p. z „Rodu L u dz k ie g o “ czy z „W iadom ości B ruk ow ych “ — żadna przez to ujma całości nie spotka , i k o m p o zy c y i, której chyba niema , na szwank się n ie narazi ; i z „L istów L ite w s k ic h “ N iem cew icza dorzuciłbym z sa ty r y cznych jeden, aby tę ż y łk ę u w yd atn ić, może co i z bajek politycznych dodaćby można. Z jak ą staran nością redakcya p o stę p o w a ła , w idać choćby z t e g o , że do skreślenia profilu Śniadeckich w ezwała ludzi fachow ych, pp. D ick stein a i K ram sztyka.
Recenzye i Sprawozdania. 117
W ypisy, zakrojone na tak szeroką s k a lę , mogą rzeczyw iście w ielk ie oddać p r z y s łu g i, bo wprowadzają n ie byle jak w panteon m y śli polskiej , w skszeszają pamięć o dziełach i pracownikach , n ie słu sz n ie zapomnianych, wymierzają im spraw iedliw ość. R edakcya nie sp ełn ia tylk o zadania literackiego ; przyśw iecał jej cel w y ższ y , wy> mownie w w stęp ie określony — i to czyn obyw atelski. Z żadnej innej k siążk i nie pozna nasz ogół ty lu tak ciekaw ych a tak — nie znanych p isarzy. Ż yczym y jej też , b y jak najdalej i najrychlej się rozchodziła.
A. Brückner.
Z w i e k u M i k o ł a R e j a . K s i ę g a j u b i l e u s z o w a . 1505— 1905.
W arszaw a 1905. Str. VIII+ 3 2 8 + 1 1 4 .
N ie jestem zb ytnim zwolennikiem k sią g jub ileuszow ych — mie sz a n y c h , N ie mają one n ig d y jedności wewnętrznej ; przyczem zb yt cz ęsto powtarzamy sobie przy ich oglądaniu fraszkę K ochanow sk ieg o : „N ie w szytk oć mury wiodą materią p rzednią“. Taką k sięgę wyobrażam sobie albo zupełnie jed nolitą — w ięc R ejow ską tylko z tem, co się w prost z Rejem łą c zy , ale w p r o s t albo też, jeżeli ju ż ma b yć różnorodną , to tak różnorodną , żebym w niej znalazł prace ze w szy stk ich m ożliw ie d ziedzin , które są w zw iązku ty tu łem — w ięc „Z w ieku Mikołaja R eja“ : pragnąłbym w takiej k siążce znaleźć badania nad m ożliw ie w szystk iem i objawami życia ówczesnej P olsk i. Albo w ięc Rej , albo jego w iek , a nie trochę Reja i trochę jeg o w ieku. Takie żądanie , zdaje mi się , je st uprawnione , bo w y p ływ a ono z pragnienia wew nętrznej jedności i hąrmonii , nie zado w alającego się jednością czysto m echaniczną.
Po tem zastrzeżeniu przypatrzm y się nieco naszej księdze, po w stałej w W arszaw ie i wykonanej siłam i w arszawskiem i. Zawiera ona w dwóch działach (w „Opracowaniach“ i w „M ateryałach“) do s y ć dużo literatury, trochę h istoryi i cokolwiek prawa.
Pow iedzm yż odrazu, że lepiej się przedstawiają m ateryały, niż opracowania , lepiej m ateryały historyczne , aniżeli inne. L is ty Bar b ary R ad ziw iłłó w n y (wyd. P u ła s k i) , to najciekawsza rzecz w całej „K sięd ze“ , obok nich niemniej interesujące lis ty D ziałyń sk ich (w yd. Sobieski) ; tam te ważne dla p sych ologii osób h istorycznych , te dla h isto ry i rodzin i ich u działu w w ydarzeniach dziejow ych. Do h isto ry i również należy „Echo epizodu soch aczew sk iego“ (w yd. Chrza n ow ski). Tu też należą „Cztery pomniki reformacyi X V I . wieku w Polsce“ (w yd. W oyde). Tu w ięk sza część w ydanych przez prof. W ierzbow sk iego dokumentów do biografii Mikołaja Reja i rodziny j e g o — tu w reszcie w ydane przez p. Chrzanowskiego „Dwa lis ty ła ciń sk ie , A lojzego Lipomana i Mikołaja R ad ziw iłła , w przekładzie polskim M ikołaja R eja “ , tu, nie do h isto ry i literatury. W iem dobrze, źe,