• Nie Znaleziono Wyników

"Historya literatury polskiej", Cz. 1, z.1, Ign. Chrzanowski, Warszawa 1906 ; "Ilustrowane dzieje piśmiennictwa polskiego", Wiktor Doleżan, Poznań 1906 ; "Dzieje literatury polskiej", Konstanty Wojciechowski, Lwów 1907 ; "Wiek XIX. Sto lat myśli polskiej"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Historya literatury polskiej", Cz. 1, z.1, Ign. Chrzanowski, Warszawa 1906 ; "Ilustrowane dzieje piśmiennictwa polskiego", Wiktor Doleżan, Poznań 1906 ; "Dzieje literatury polskiej", Konstanty Wojciechowski, Lwów 1907 ; "Wiek XIX. Sto lat myśli polskiej""

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksander Brückner

"Historya literatury polskiej", Cz. 1,

z.1, Ign. Chrzanowski, Warszawa

1906 ; "Ilustrowane dzieje

piśmiennictwa polskiego", Wiktor

Doleżan, Poznań 1906 ; "Dzieje

literatury polskiej"... : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 6/1/4, 112-117

(2)

R e c e n z y e i S p r a w o z d a n i a .

^Wydawnictwa popularne.

Ign. Chrzanowski:

H i s t o r y a l i t e r a t u r y p o l s k i e j . Książka

dla młodzieży (z wypisami) przez . . . Część pierwsza : Literatura nie­

podległej Polski. Zeszyt I. W a rsz a w a , nakład Gebethnera i Wolffa,

1906. 8°, str. 248.

W iktor Doleźan:

I l u s t r o w a n e d z i e j e p i ś m i e n n i c t w a

p o l s k i e g o . Przystępnie o p ow iedział. . . Poznań, 1906, 8°, str. 339.

Dr. Konstanty W ojciechow ski:

D z i e j e l i t e r a t u r y p o l ­

s k i e j . N apisał . . . Osobne odbicie z dzieła : „Polska, obrazy i opisy“.

Lwów, nakładem Macierzy Polskiej, 1907, 8° m., str. 364.

W i e k XIX. S t o l a t m y ś l i p o l s k i e j . Życiorysy, streszczenia,

wyjątki. Pod redakcyą Ign. Chrzanowskiego, Henr. Gallego, St. Krze­

mińskiego. Tom I ., wypisy nr. 1 — 142. W arszaw a, 1906, 8°, str.

XVIII+ 4 8 0 .

Cechą ch arak terystyczn ą u b ie g łeg o roku nazw ałbym istn e za­ w alenie rynku k sięg a rsk ieg o dziejam i literatu ry i w yp isam i z niej. N ie brakowało nam wcale podręczników (począw szy od K uliczkow - sk iego), ani w yp isów (począw szy od szkolnych, g a lic y jsk ic h — naj­ daw niejszym i z nich odstraszano raczej od literatury, późniejsze le­ psze) : mimo to w idocznie publiczność nowych łaknęła. I słu szn ie ; co b y ło , b y ło nadto su ch e, rozbite na paragrafy, jak b y do uczenia się na p am ięć, do u żytk u szk oln ego, nie do czytan ia przeznaczone, i popularnem b yć n ie m ogło ; dzieła C hm ielow skiego, T arnow skiego i i., zb y t obszerne, d la „m aluczkich“ w cale się nie nadaw ały. I spadł na niw ę sp ragn ioną w łaśn ie w roku u b iegłym deszcz ca ły d zieł i w yd aw n ictw popularnych , o bardzo nierównej wartości. Poznajm y niektóre z nich bliżej.

N a czele w ym ien iam y: ^ H istorya literatu ry polskiej. K siążk a dla m łodzieży (z w ypisam i) przez I g n . C hrzanow skiego“. W y szed ł

(3)

Recenzye i Sprawozdania. 113

dotąd tylko ze sz y t p ierw szy części pierwszej („L iteratura niepodle­ głej P o lsk i“ — w samym nagłów ku brzmi nuta w ojownicza) , t. j. nieco m niejsza jej czę<ść. P lan autora łatwo odgadnąć : zam iast na­ zw isk w ielu i w ypisów licznych a drobnych, woli wybór kilku pisa rzy a w y p isy , nie z wielu d z i e ł , lecz tak obszerne , żeby pojęcie o całości u ła tw ia ły . W ięc Jan Kochanowski zajął str. 151 — 2 0 7 . (druku wcale z b ite g o ), t. j. więcej niż piątą część całego zeszytu , Skarga 21 str. itd. ; o innych, Kromerze np. i H eidensteinie, co po łacin ie pisali , albo o B ie lsk im , prawi się tylko drobnym drukiem (w yjątek czyn i się dla M odrzewskiego). K siążk a podzielona na pa­ ragrafy, w zg lę d y dydaktyczne przeważają, jakby na samouków autor liczjd ; daje przykłady, jak się streszcza p oezye, t, j. ich cią g my­ ślow y w y ja śn ia , jak się porównywa autorów (n. p. Reja i Pryca). Mimo to n ikt tej k siążk i podręcznikiem szkolnym nie nazw ie. Ź y w y temperament a u to r sk i, w iedza sam oistna (nic tu powtarzanego za k im k olw iek , przyjętego na w iarę), gorące usiłow anie przedmiotu, przekonania postępow e, mowa bardzo otw arta, nadają książce cechę osob liw szą; ch arak terystyk i i uw agi autorskie odczyta z przyjemno­ ścią i zajęciem najbardziej „fachow y“ czyteln ik . Autor zupełnie ory­ g in aln y ; czego on nie zestaw ił n. p. z literatury średniowiecznej — nie pom inął nawet żyw otu A leksandrowego (nie wiem tylko, czy c y ­ tuje z rękopisu 1510 r. , czy z druku 1550 r.?) ani rozm yślania P rzem ysk iego; dał nawet dwie bajki Biernata Lubelczyka. Od pier­ w szych słów §. 1. bije ten pogląd sam oistny, to przejęcie się żyw e epoką i dziełam i , co się w dalszym ciągu chyba stopnieje. J eżeli autor w tym samym duchu dzieła dokończy, stw orzy dla literatu ry popularno - naukowej przyczynek ze wszech miar znakom ity. Źe 0 szczeg ó ły spierać się można , nie d ziw w tak obszernym zarysie, n. p. P ie śń o porażce pruskiej umieszczono pod r. 1510, chociaż do­ wód W i n d a k i e w i с z a , źe to rzecz pióra G órnickiego, n ie z b ity ; albo str. 18. „na cały św ia t cyw ilizow an y zasłyn ęła akademia (kra­ kowska) znakom itym i te o lo g a m i. (Mateusz z Krakowa, Jakób z P a­ r a d y ż a , św. Jan K a n ty )“ — ależ Mateusz do akademii nie n ależał n igdy, a o teologu Janie K antym Europa przynajmniej nic nie w ie d zia ła ; czy Skarga kazania sejmowe r. 1597 w W arszawie w y g ło ­ s ił , nie wiem , wiem tylko , że je w Krakowie w tedy w ydrukow ał. W ięcej zastrzeżeń możnaby czyn ić co do układu ; zdaje się, że autor tylko do chronologii ściśle się s to s u je , w ięc następują u niego Rej, B ielsk i, Kromer, F ryc (nie F rycz!), O rzechowski, G órnicki, K ocha­ n ow ski , S z a r z y ń s k i, K lonow ie (nie barbarzyńska forma K lonow icz, obca najzupełniej sław etnem u Klona s y n o w i), H e id e n ste in , Skarga ; autor widocznie u m yślnie nie d zieli poezyi od prozy, ani w prozie nie przestrzega działów osobnych, np. h istoryi i teologii ; odstępuje w ięc 1 tutaj od szablonu , w ątp ię jednak , czy słu szn ie ; lin ie rozwojowe łam ią mi się zanadto. C zy następn y zeszy t w yłączn ie dziejam i X V I I . i X V III. w. się zajmie? w takim razie dostaliby się Z bylitow scy, G rochowski i i. za n a w ia s, ale jeżeli p. Chrzanowski „anonim a“ ,

(4)

choć go sam w ydał, p ośw ięcił, te i Z b ylitow sk ich i t. d. wolno mu śm iało pominąć. N atom iast spierałbym się z nim jeszcze o niejedno. Np. tw ierdzi, że w X V . w. literatura się pom yślnie rozw ijała — b y­ łem zaw sze przekonania przeciw nego i na srogie jej ubóstwo narze­ kałbym do dzisiaj, g d y b y to co pomogło. N a tej samej str. u żyłb ym w yrazu źródłowego „studium gen erale“, zam iast nie historycznej „A kadem ii“ ; lap sus calam i: u n iw ersytet praski „w d ru g iej“ , zam iast pierwszej połow ie X IV . w. założono i i. L ecz nie u w łacza to w n i­ czem w ysokiej w artości d zieła i cieszym y się szcierze źe się nare­ szcie m łodzież nasza doczekała k siążk i, napisanej z znaw stw em i m i­ łością, ciepło a p rzystęp n ie w ystaw iającej rzetelnie stan w ied zy d zi­ siejszej, skreślonej w duchu postępowym . N ie tylk o Królestwo, i G-a- licy a w inna z niej korzystać ; cena bardzo przystępna to u ła tw i. Źe autor takim trudem nie gard ził , źe p ośw ięcił mu ty le s ił i czasu, to praw dziw a za słu g a obyw atelska.

Na przeciwnym b iegu n ie w y sta w iłb y m „Illustrow ane dzieje pi­ śm iennictw a p o lsk ieg o “, W i k t o r a D o l e ż a n a , zarys pobieżny, bez sądu w łasn ego , opowiadanie o ludziach i czasach raczej , niż o d ziełach ; wobec ilu s t r a c y i, w ykonanych d osyć prim ityw nie , i li cznych w ierszów (w y p isy prozą są w y ją tk o w e ), w yw ody autorskie w łasne nieraz -wcale szczup łe — i z nich niejedenbyśm y skreślili,, n. р. co o m itologii na str. 9. pow iedział. L ecz p. D. je st bardzo skrom nego o swej k siążce zdania, od syła czyteln ik a do d zieł obszer­ n iejszych , g łó w n ie (i słu szn ie) do czytania autorów sam ych , w ięc ch ętn ie mu poświadczym y, że wedle s ił szczu p łych wywriązał się n ieźle z zadania, z w prowadzenia początkującego czyteln ik a w gm ach literatury narodowej , aby się w nim nieco rozejrzał i zoryentował ; rzecz nie dla szkoły, lecz dla m łodzieży przeznaczona, dla kół sz e ­ rokich, czyta się gład k o a ożyw ia ją duch p atryotyczn y.

D la jeszcze szerszych kół obmyślano w ydaw n ictw o p. t. „Pol­ ska. Obrazy i o p isy “ , nakładem M acierzy Polskiej , którego tom drugi w części p iśm ien nictw u poświęcono. Są to „Dzieje literatury p olsk iej“ dra K on st. W ojciechow skiego. Ilu stracye liczn iejsze i le ­ piej w ykonane , niż u Doleżana , dopełniają znakomicie t e k s t u , co w y sze d ł z pióra fachow ego, odrzuciłbym z nich tylk o na sam ym po­ czątku „K am ienie m ik orzyń sk ie“ ( D o l e ź a n równym nas „au tenty­ k iem “, bo „Św iatow idem “ ugaszcza , jak b y literatura polska czy od run, czy od Zbrucza się poczynała) a na końcu „Zjazd R ejow sk i“, co przecież nie literatów (D zieje lite r a tu r y !), lecz historyk ów , lin g ­ w istów itd . sk u p ił. W tek ście samym również z uszczerbkiem lite ­ ratury p ięknej, fachowrą uw zględniono. I o inne rozmiary m ożnaby się spierać. Jan K ochanow ski np. zajął więcej stron ( 5 4 — 79. ) , niź ca ły w iek X V II. (str. 91 — 107. ) , nazw any „Dobą zastoju“ ; „Doba n ajw iększego upadku i p rzesilen ia“ kończy już na str. 110., poczem „Doba w p ływ u fran cu szczyzny od r. 1768 — 1 8 2 2 “ n astępu je; po­ d ział nie u w zględ n ia w ięc ani upadku p olitycznego, ani przełomu nowego w iek u : literatura S tan isław ow sk a a W arszaw ska bynajmniej

(5)

Receiizye i Sprawozdania. 115

identycznem i nie b y ły . I „dobę M ickiew iczow ską“ zanadto autor w ysu n ął, bo aż po rok 1 8 6 3 ; zato po K rasińskim dopiero p rzy stą p ił do Fredry! W ięc porządek chronologiczny szwankuje m iejscam i; po­ dobnie u w stęp u , najpierw działalność u niw ersytetu o m ó w ił, potem dopiero do Grala przeszedł! Pośpiech czy korekta nieuważna p ła ta ły nieraz figle, np. w 8 w ierszach na str. 32. popełniono cztery b łęd y : „ilość druków (w Polsce) do końca X V I. w. d osięga cyfry 7 5 .0 0 0 , ja k na owe сгазу bardzo pokaźnej (bardzo wierzę , było ich jednak n ie ste ty tylk o 7 5 0 0 , liczba sm u tn a, dziwnie m a ła , szczególniej na w iek wolności umysłowej ! ) ; za pierw szą drukowaną książkę polską uchodzi Bonawentura-Opeć 1518, poczem ukazuje się M archołt („Ope- c i a “ z 1518 r. nie b yło, a „M archołt“ go w yprzedził), wraz z dru­

kiem k szta łci się i sztuka rytownicza, p, kartę tytu łow ą b ib lii nie- św ieskiej 1568 r .‘‘ (zam iast 1572 r. , pomieszano b iblię n ieśw iesk ą z brzeską ; a drzew oryt nieśw ieskiej biblii je st już w oryginale tak podły, że grzechem nazwę umieszczenie jeszcze podobizny jego !). P om inąw szy takie u s te r k i, rzecz napisana wcale żyw o i barw nie, cz y ta się z za jęciem , stoi na w yższym poziomie niż np. książka p. Doleżana ; życzę jej też jak najszerszego koła czyteln ik ów i jak naj­ rychlej nowego w y d a n ia , coby usterki usunęło ; nie zaw adziłoby rów nież partyę początkową dokładniej od św ieżyć.

Na zakończenie w ym ieniam y rzecz bardzo poważną i obszerną, zakrojoną na dwanaście tomów. „Sto lat m yśli polskiej“ . W ięc nowe w y p isy z literatury polskiej, oryginalnej (przekłady pominięto z za­ sa d y ) , ograniczonej w iekiem jej najbogatszym i najw ażniejszym , k ied y literatu rze przypadło w udziale bronić sam oistności narodo­ wej , podtrzym yw ać wiarę, krzepić znużonych , w ytyk ać drogi b łą ­ dzącym i nieświadom ym. Z aiste, próba ciekawa, cel god ny w ysiłk ów . W przedmowie w ytk n ięto plan; literaturze p r z e d r o m a n t y - c z n e j (protestujem y przeciw takiej ety k iecie, pozbawiającej litera­ turę w arszaw ską sam oistności), poświęcono dwa tomy ; romantycznej (1 8 2 2 — 1 8 6 3 ) , s z e ść ; p o r o m a n t y c z n e j (i to nieszczególna na­ zwa), cztery. N asuw ają się grube w ątpliw ości : poco literaturze ro­ m antycznej w ykreślono taką przew agę ? przecież na tytu le czytam y : sto lat m y ś l i , nie p o e z y i polskiej! Spodziewam się p rzecież, że nie będą nam dawać w ypisów z „Pana Tadeusza“ czy z „B aladyn y“ , z „M aryi“ czy z „Zamku K an iow skiego“ , z balad W itw ick ieg o czy O dyńca, z kom edyi Fredrow ych czy z powieści K raszew skiego lub C zajkow skiego. D la m yśli p o lsk iej, S taszic i K ołłątaj choćby d z ie ­ sięciu rom antyków przeważą — im należało też choćby o ty le w ię ­ cej przeznaczyć.

U bodzyśm y w k siążk i a do czytan ia nie skorzy, w ięc sam po­ m y sł w ypisów, co nam poniekąd zastąp ić mają czytanie d zieł sa ­ m ych (dlatego możnaby tu M ickiew icza i Słow ackiego albo pominąć* albo jak najkróciej u w zględnić), bardzo trafny i inicyatorce jego za­ zdrościć go można. M ickiewicza i Słow ackiego każdy, kto czyta, nie z w ypisów tylko poznaje, ale Staszica, Kołłątaja i tylu, ty lu in nych

(6)

w ten sposób tylk o szerokiej m asie u p rzystęp nić można. I w ydaje mi s i ę , że im w ła śn ie m iejsca poskąpiono; przyznam s ię , że w ła­ śnie z „Rodu L u d zk ieg o “ np., w ięcej w ym agałem i oczekiw ałem ; prze­ cież to rzecz, jak rękopis najrzadszy, rzadka, któż ją zn a? — ja przy­ najmniej tylk o ze studyum Korzona coś o niej wiedziałem . Czy oba­ wiano się może „zabobońców“ ? D la m y ś l i polskiej literatura „przed- rom antyczua“ ma znaczenie odrębne, sam oistne, nie je s t tylk o przed­ sionkiem do „Balad i R om ansów “. W łaśn ie ten tom p ierw szy m ógł być najciekaw szym z w szy stk ich dw unastu i najw iększe oddać za­ słu g i , bo prawi o sam ych ludziach zapom nianych (prócz N iem cew i­ cza), o których i fachowiec mało co w ie.

C hętnie w yznaję , iłem sam z tego tomu sk orzystał. Daje on, uieraz wcale obszerne i k rytyczn e biografie, w yczerpującą bibliogra­ fię przedm iotu, w y p isy , osobno liczbow ane. W ięc otrzym ujem y : S ta­ szica, K ołłątaja, C zackiego, A lbertrandego, ks. Czartoryskiego, W y­ b ick iego , Woronicza , N iem cew icza (bardzo obficie zastąpionego, str. 2 6 0 — 8 5 7 !), M atu szew ica, obu Ś n iad eck ich , O ssolińskiego, «Tuszyń­ skiego, B entk ow sk iego, M ajewskiego, A. Sapiehę i Tom aszew skiego ; pisow nię zmodernizowano w w ypisach . O w ybór ustępów spierać się nie m yślę ; ile uważałem , kierowała nim ręka szczęśliw a — p ragn ął­ bym ich w ięcej tylko i obszerniejszych — z ow ych ośmiu tomów dla lat 1 8 0 1 — 1868 b yłbym n ie dwa, lecz trzy, literaturze rozsądku i g u stu przeznaczył. W ięc m ożnaby chyba w biografii i bibliografii, baidzo starannych i gru n tow nych, poczynić jak ie poprawki. Np. do­ kończenie opisu podróży ks. A leks. Sapiehy nie „ukrywa się za­ pewne w B ib l. głów nej w W arszaw ie i publicznej w P etersb u rgu “, lecz le ż y najspokojniej w K rasiczyn ie ; dawno noszono się z m yślą ogłoszen ia tej drugiej części i bardzo żałować w ypada, żo dotąd, po całem stu leciu (!), m yśli tej nie uskuteczniono (tak to u n as bywa, napisze k toś raz coś nowego, ciekaw ego , po stu latach jako antyk, n iby z Herkulanum i Pompei, w ydostan ie się na św iat B oży) O Ma­ jewskim , naszym jedynym san sk rytyście, p isa ł obszernie i w zw iązku ogólniejszym prof. Murko w Grradcu. P rzy „Śpiew ach H istoryczn ych “ należałoż chyba zaznaczyć, dla samej n iezw yk łości zjaw iska, źe zna­ la zły n aw et za gran icą gorące uznanie i naśladowców, przecież ze „Śpiew ów “ w y s z ły „D um y R ylejew a“ .

A le to drobnostki: cały tom p rzyn iósł ty le w ażnego, nowego, ciekaw ego, że w itam y go z żyw ą w dzięcznością i pragniem y tylk o, aby mu d rugi dorównał. — P onaw iam y prośbę w yd zielen ia jeszcze tomu dla tej epoki i dodania now ych w ypisów n. p. z „Rodu L u dz­ k ie g o “ czy z „W iadom ości B ruk ow ych “ — żadna przez to ujma całości nie spotka , i k o m p o zy c y i, której chyba niema , na szwank się n ie narazi ; i z „L istów L ite w s k ic h “ N iem cew icza dorzuciłbym z sa ty r y ­ cznych jeden, aby tę ż y łk ę u w yd atn ić, może co i z bajek politycznych dodaćby można. Z jak ą staran nością redakcya p o stę p o w a ła , w idać choćby z t e g o , że do skreślenia profilu Śniadeckich w ezwała ludzi fachow ych, pp. D ick stein a i K ram sztyka.

(7)

Recenzye i Sprawozdania. 117

W ypisy, zakrojone na tak szeroką s k a lę , mogą rzeczyw iście w ielk ie oddać p r z y s łu g i, bo wprowadzają n ie byle jak w panteon m y śli polskiej , w skszeszają pamięć o dziełach i pracownikach , n ie­ słu sz n ie zapomnianych, wymierzają im spraw iedliw ość. R edakcya nie sp ełn ia tylk o zadania literackiego ; przyśw iecał jej cel w y ższ y , wy> mownie w w stęp ie określony — i to czyn obyw atelski. Z żadnej innej k siążk i nie pozna nasz ogół ty lu tak ciekaw ych a tak — nie­ znanych p isarzy. Ż yczym y jej też , b y jak najdalej i najrychlej się rozchodziła.

A. Brückner.

Z w i e k u M i k o ł a R e j a . K s i ę g a j u b i l e u s z o w a . 1505— 1905.

W arszaw a 1905. Str. VIII+ 3 2 8 + 1 1 4 .

N ie jestem zb ytnim zwolennikiem k sią g jub ileuszow ych — mie­ sz a n y c h , N ie mają one n ig d y jedności wewnętrznej ; przyczem zb yt cz ęsto powtarzamy sobie przy ich oglądaniu fraszkę K ochanow­ sk ieg o : „N ie w szytk oć mury wiodą materią p rzednią“. Taką k sięgę wyobrażam sobie albo zupełnie jed nolitą — w ięc R ejow ską tylko z tem, co się w prost z Rejem łą c zy , ale w p r o s t albo też, jeżeli ju ż ma b yć różnorodną , to tak różnorodną , żebym w niej znalazł prace ze w szy stk ich m ożliw ie d ziedzin , które są w zw iązku ty tu ­ łem — w ięc „Z w ieku Mikołaja R eja“ : pragnąłbym w takiej k siążce znaleźć badania nad m ożliw ie w szystk iem i objawami życia ówczesnej P olsk i. Albo w ięc Rej , albo jego w iek , a nie trochę Reja i trochę jeg o w ieku. Takie żądanie , zdaje mi się , je st uprawnione , bo w y ­ p ływ a ono z pragnienia wew nętrznej jedności i hąrmonii , nie zado­ w alającego się jednością czysto m echaniczną.

Po tem zastrzeżeniu przypatrzm y się nieco naszej księdze, po­ w stałej w W arszaw ie i wykonanej siłam i w arszawskiem i. Zawiera ona w dwóch działach (w „Opracowaniach“ i w „M ateryałach“) do­ s y ć dużo literatury, trochę h istoryi i cokolwiek prawa.

Pow iedzm yż odrazu, że lepiej się przedstawiają m ateryały, niż opracowania , lepiej m ateryały historyczne , aniżeli inne. L is ty Bar­ b ary R ad ziw iłłó w n y (wyd. P u ła s k i) , to najciekawsza rzecz w całej „K sięd ze“ , obok nich niemniej interesujące lis ty D ziałyń sk ich (w yd. Sobieski) ; tam te ważne dla p sych ologii osób h istorycznych , te dla h isto ry i rodzin i ich u działu w w ydarzeniach dziejow ych. Do h isto ­ ry i również należy „Echo epizodu soch aczew sk iego“ (w yd. Chrza­ n ow ski). Tu też należą „Cztery pomniki reformacyi X V I . wieku w Polsce“ (w yd. W oyde). Tu w ięk sza część w ydanych przez prof. W ierzbow sk iego dokumentów do biografii Mikołaja Reja i rodziny j e g o — tu w reszcie w ydane przez p. Chrzanowskiego „Dwa lis ty ła ciń sk ie , A lojzego Lipomana i Mikołaja R ad ziw iłła , w przekładzie polskim M ikołaja R eja “ , tu, nie do h isto ry i literatury. W iem dobrze, źe,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z jednej strony oznaczałoby to, że nie zamykamy się wyłącznie w kręgu zadań statutowych i bieżących zainteresowań Instytutu, lecz podejmujemy również szer- szą

Stopniowa ewolucja tego pojęcia szła od traktow ania rozm aitych n aru ­ szeń przepisów drogowych jako wykroczenia (w czasie gdy trakcja konna daw ała mało

Zaprezentowana instalacja przeznaczona do kompleksowego unieszkodliwiania odpadów komunalnych, zaprojektowana została wraz z piecem rusztowym typu W-MARK 5 przez

The smallest entropy generation was observed for small values of Reynolds number while the carriers of low efficiency of heat transfer were used.. More informative was the

Machacek, NATO Science Series, Application of Demilitarized Gun and Rocket Propellants in Commercial Explosives, Kluwer Academic Publishers, Printed in the

Żelaznej został aresztowany i skazany przez Sąd Okręgowy na 2 lata ciężkiego więzienia.. Na skutek wniesionej apelacji Sąd A pelacyjny w Warszawie, po

Партнерство с православной Церковью Несмотря на то, что формально белорусское законодательство провозглашает равенство всех Церквей,

Roczny koszt związany z eksploatacją środków transportu przez kierowcę (4) liczony jest jako procentowy udział tego kierowcy w eksploatowaniu każdego z pojazdów