• Nie Znaleziono Wyników

Karol L. Koniński

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Karol L. Koniński"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Kazimierz Wyka

Karol L. Koniński

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/1-2, 205-224

(2)

KAROL L. KONIŃSKI I.

Dorobek K arola Ludw ika Konińskiego w dziedzinie k r y ­ tyki literackiej i tw órczości oryginalnej stanow i tylko w yci­ nek jego szerokich zainteresow ań m yślow ych i tylko część jego spuścizny pisarskiej. D latego nie od rzeczy będzie p rz y ­ pomnieć najpierw — chociażby najkrócej — ro zm iary tych zainteresow ań i w skazać, w jaki sposób p race czysto litera­ ckie Konińskiego łączą się z jego publicystyką.

Karol Ludwik Koniński urodził się we Lwowie 1. XI. 1891 jako syn Karola, i: M ichaliny ze Skrzeszew skich. Ojciec jego był postacią nieprzeciętną, o niepospolitej w yrazistości c h a­ rak teru i um ysłu. Dopiero w późnym wieku, kiedy syn jest dorosły, ojciec kończy w ydział filozoficzny, doktoryzuje się i przechodzi do szkolnictw a średniego. Je st autorem książki „Szkoła na m iarę“. Z decydow any ateista, o surow ej, laickiej m oralności typu protestanckiego, na rówmie praw ym i logicz­ nym um yśle sy n a silnie zaciąży ł (z w yjątkiem zagadnień religijnych) i w jego wspom nieniach p rzetrw ał w pełnym sz a ­ cunku dla swej osoby. Zm arł dopiero w Krakowie w czasie okupacji.

Karol Ludwik Koniński zrazu w ychow uje się na prow in­ cji w schodnio-galicyjskiej (Żydaczów ), po przeprow adzeniu się rodziców do K rakow a kończy w tym mieście szkołę śre d ­ nią (realną), poczym zapisuje się w U niw ersytecie Jagielloń­ skim na historię i filozofię ścisłą. Dokończeniu studiów p rze­ szkad za pierw sza w ojna św iatow a. Koniiiski jest członkiem drużyn strzeleckich, ale do Legionów nie idzie, przede w szy st­ kim z powodu oporu rodziny, w yw ołanego jego słabym zd ro ­ wiem. W r. 1916 zm obilizow any do w ojska austriackiego, na front nie zo staje w ysłan y , lecz jeszcze przed końcem w ojny zw olniony ze służby, w czasie której nabaw ił się gruźlicy k rę ­ gosłupa. Z choroby nie w yleczy się do końca życia, całym i m ie­ siącam i, a naw et latam i p rz y k u ty do gipsowego łoża, oderw any od bibliotek i żyw ego k o n tak tu z ludźmi, m im o to p rac u jąc y zaciekle, w każdym stadium choroby, nasilającej się wielo­

(3)

2 0 6 Kazimierz W yka

krotnie do stan u śm iertelnego. Od roku 1929 p rzebyw a stale w Z akopanem , w roku 1931 dok toryzu je się w U niw ersytecie lwowskim u prof. F, B ujaka na podstaw ie p rac y „O kulturze ludow ej“ (rękopis, w y z y sk a n y częściow o jako w stęp do „ P i­ s a rz y ludow ych“).

D ziałalność publicystyczna K onińskiego p rzy p a d a przede w szystkim na lata 1925— 1939 i w y ra ż a się liczbą około 25 dużych, b y w a naw et że kilkuarkuszow ych, rozpraw i dwustu- kilkudziesięciu artykułów . R ozpraw rozrzuconych we w sz y st­ kich bodaj ów czesnych m iesięcznikach kulturalno-naukow ych, z „P rzeg ląd em W spó łczesnym “ , „P rzegląd em W arszaw sk im “, „P rzeg ląd em P o w szech n y m “, „M archołtem “ i „A teneum “ na czele, z tygodników zaś z „M yślą N aro do w ą“ i „Z w rotem “, k tóre też zaw ierają (w raz z „G łosem N aro du “) gros a rty k u ­ łów Konińskiego. C horoba, w reszcie i m otyw y psychologiczne, sw oisty typ p racy , p o leg ający na niecierpliw ym przerzucaniu się do now ych tem atów , spraw iły , że mimo dość obfitego

dorobku Koniński nie zdobył się — poza dwom a tom am i „P i­ s a rz y ludow ych“ — na w ydanie żadnej książki, a w szystkie jego najobszerniejsze p race spoczyw ają w rękopisach.

Od pierw szych ro zp raw Konińskiego przew ija się przez jego p isarstw o kilka głów nych zainteresow ań: problem na­ rodu i problem religii, jako tem a ty najdaw niejsze. D ołącza się do nich z czasem — około 1930 roku — problem k u ltu ry i litera tu ry ludowej, w reszcie tuż przed sam ą wojną i w jej ciągu następuje w y try sk niew ątpliw ego talentu czy sto p isa r­ skiego. Z ty ch zainteresow ań pow szechniejszych om ówimy u w stępu problem narodu, jako rzu c a ją c y najw ięcej św iatła na odrębność postaw y i poglądów Konińskiego. Koniński był niew ątpliw ie najsilniej żw iązany duchowo z narodow cam i pol­ skimi, w pism ach tego obozu głównie drukow ał, ale m otyw y jego poglądów o raz ich w ygląd intelektualny, wreszcie- ko n­ sekw encje polityczne, rzucone na rozwój polskiego n acjo na­ lizmu w latach m iędzyw ojennych, nad ają jego stanow isku o drębny w y ra z . Nie m iejsce tu taj na szczegółow e dowody, o graniczam się do punktów najw ażniejszych.

„N arodow ość jako stan c z y n n y nie jest stanem n atu­ ralnym , jest h ip erstru k tu rą kulturalną ponad n atu raln y m fak­ tem bytu plem iennego i odrębności języ k o w ej“ („K artki z polskości Ś ląsk a cieszyńskieg o“, P rzegl. W spółcz. 1935. t. IV, str. 261) — takie zdanie najlepiej w prow adza w sta n o ­ w isko Konińskiego. O znacza ono w swoich konsekw encjach, że w szelkie, w yn ik ające z pozytyw izm u pojęcia o narodzie jako odrębnym i nadrzędnym organizm ie, a już tym bardziej irracjo n alne p rzy pisy w anie pojęciu narodu jakichś treści mi­ sty czn y ch i niezm iennych, a więc przekonania stanow iące szkielet m yślow y w spółczesnych nacjonalizm ów , b yły Koniń­ skiem u obce.

(4)

Karol L. Koniński 2 0 7

Skutek dalszy był ten, że w zjaw isku narodu szczegól­ nie pociągały Konińskiego spraw y odszczepieństw a n aro do ­ wego, problem renegacji, stanow iący zagadnienie, w k tórym naród jako h ip erstru k tu ra kulturalna przełam uje się w pew ­ nym pryzm acie m oralnym , w w yborze jednej k ultury n arodo­ wej przed drugą. P o z o sta ła na ten tem at w rękopisie napisana w 1929 roku wielka rozpraw a „Zagadnienie narodow ego od­ stępstw a na tle polskiej myśli' narodow ej 1831— 1863“. Kazu- istykę m oralną tego problem u na p rzykładzie pogranicza czesko-polskieg;o prześledził Koniński w rozpraw ie „Kartki z polskości Ś ląska cieszyńskiego“ (P rzegląd W spółczesny 1935), w reszcie od najw cześniejszych jego .ro zp ra w (por. np, „Człowiek zupełny, tw órca i n a ró d “, P rzegl. W spółcz. 1923 n r 16) zn ajdujem y na ten tem at uwagi, sięgające głęboko w trzon zagadnienia.

Koniński bowiem nie ograniczał problemu odstępstw a narodow ego do sfery niskich pobudek, ale przyjm ow ał i takie w ypadki, jak np. „możliwość renegacji w imię tw órczości. P rz y sta ją c do cyw ilizacji bogatszej, w której nie tylko jako konsum ent, ale. również jako tw órca m a lepsze w arunki — renegat niejednokrotnie na w łasnym odstępstw ie nie poprze­ staje, lecz owszem dorad za je swoim rodakom , i to w p rze­ konaniu, iż asym ilacja ta, w yzw alając ich z olbrzym iej tru d ­ ności utrzy m an ia cywilizacji w łasnej, zaoszczędzi owocnie ich tw órcze siły“ („Człowiek zupełny“, 1. c. str. 258). Ko­ niński też był, jak nikt z naszych krytyków , p redestynow any do rozpatrzen ia problem u C o nrada w jego całym skom pliko­ w aniu m oralnym .

Ta w y raźn a odrębność w intelektualnym rozw iązyw aniu sp ra w y narodu oraz w yczulona w rażliw ość m oralna spow o­ dow ały, że rozwój polityczny Konińskiego poszedł inaczej, aniżeli rozwój polskiego nacjonalizm u w latach m iędzyw o­ jennych. Koniński w ostatnich latach przed wojną odchodzi od najbliższego mu dotąd politycznie obozu. Od roku 1935 praw ie p rzestaje pisyw ać w „M yśli N arodow ej“, a jako p u ­ blicysta polityczny przechodzi całkowicie do „obozu M orges“ i jego organu, katow ickiego tygodnika „Z w rot“. Pow ód tej ewolucji najlepiej określić słowam i sam ego p isarza: „są nacjo­ naliści... których całą m ądrością i racją bytu był realizm poli­ tyczny, m ówiący, że nie na W schodzie, ale tam na Zachodzie, od niemieckiej ściany grozi nam wróg śm iertelny... I oto rzecz p rz y k ra i niepojęta, że zam iast iść w pierw szych szeregach w gotowości czujnej i aktyw nej, przeciw ko sw astyckim , nor- dyczącym się, zjednoczonym , solidarnym , rozszalałym Niem­ com — oto ci w łaśnie ludzie dziś pozw alają sobie dwuznacznie, lub zgoła niedopuszczalnie, na sym patie hitlerowskie, sw astyc- kie, sym patie krótkow zroczne, niesam ow ite“... („Zdrow a re­ akcja i zm ącona rea k c ja “, G azeta literacka, lipiec 1933).

(5)

2 0 8 Kazimierz W yka

Na problem niem iecki Koniński był bowiem specjalnie uw rażliw iony. I kiedy dzisiaj czy ta ć jego trzy n aście punktów, zap o w iad ający ch rozw ój zw ycięskiego hitleryzm u (por. „Lo­ gika s w a sty k i“, P rzeg l. Pow szech., m arzec 1933), dostrzegam y, że m ieści się w tych punktach przew id ziana i' przepow iedziana z niezw ykłą p recy zją zapow iedź w szystkiego, co w latach w ojny w dziedzinie „ p ra w “ przyniósł hitleryzm . B ył u w rażli­ w iony na długo p rzed dojściem H itlera do w ładzy, czego p rz y ­ k ład em chociażby w niosek, z a m y k a ją c y rozpraw ę na tem at „D er w ahre S ta a t“ O. S p an n a: „Kto pojm ie w yraźnie i wnikli­ wie, że w d z i e j a c h w s z y s t k o j e s z c z e m o ż e s i ę p o w t ó r z y ć ą ż d o n i e w o l i o s o b i s t e j w ł ą ­ c z n i e — ten zachcianek najezdniczych takiego niem ieckiego p ro feso ra-id ealisty lek cew ażyć sobie nie będzie“ („Z tęsknot i m yśli k ry z y s u “, P rzeg ł. W spółcz. grudzień 1928).

T e m aty główne publicystyki Konińskiego, a szczególnie tem a t narodu, splecione są bowiem z innymi, niemniej stałym i dy sp o zycjam i jego um ysłu. Splecione tak ściśle, że niejedno z rozw iązań intelektualnych stanow i p oprostu tran sp o zycję tych kilku zasad n iczy ch dążności. B ędą nimi: antynom ia kon­ serw aty zm u i postępu, pietyzm u i odm iany, w idziane zaw sze w świetle rozw iązań m oralnych i organicznych. Koniński i w piśm ie i w rozm ow ie nazyw ał siebie m oralistą i m iano takie uw ażał za n ajtrafn iejsze, jeżeli chodzi o nazw anie jego dzia­ łalności. W y b ó r zatem postaw y, k tó rą Koniński zwie (przy pew nym przesunięciu pola znaczenia danego term inu) — nacjo­ nalisty czn ą, jest w łaśnie konsekw encją ty ch trw ały ch jego dyspozycji m oralnych. „W postaw ie nacjonalistycznej z a sa ­ dniczo n ajłatw iej o um iejętność u trzy m an ia rów now agi m iędzy tendencjam i postępow ym i a zachow aw czym i, o zdolność uni­ k an ia niebezpieczeństw m artw ego znieruchom ienia duchowego z jednej, chaotyczn ego rozluźnienia się z drugiej s tro n y “

(„O byczaj i m y śl“, M yśl N arodow a, 1929, n r 9).

T ak p o jęta p o staw a posiada w dążnościach Konińskiego sw oje drugie oblicze: w yższości tego, co już zdało próbę życia, nad tym , co p róby tej d otąd nie przeszło. „Nie żarło czn y pęd do nowości, ale pietyzm uw ażam y za ugrun to w any w istocie m oralnej człow ieka. P ie ty z m jest to obowiązek zachow ania w sobie tego, co się wspólnie z człow iekiem cennym przeżyło cennego — jest więc sy n te z ą p rzy k a z a ń sym patii, ‘rzeczy ­ w istości najb liższej4 i ’wolności od czasu 4, czyli poprostu cią­ głości osobistej. P iety zm zaś, jeśli nie chce być w ym ienionym na drobną m onetę konw encjonalnych obrzędów pam iątkow ych lub z a g rz ą ść w coraz pły tszych w odach biernej żałoby, musi stać się czynnym , musi w ejść w atm osferę tw órczości. I to jest w łaśnie n ajg łęb szy poziom m oralności narodotw órczej. Ś w i a ­ d o m o ś ć n a r o d o w a m o r a l n a j e s t w ł a ś n i e w y ­

(6)

Karol L. Koniński 2 0 9

r a z e m p i e t y z m u c z y n n e g o , m i ę d z y t w ó r - c z e g o “ (Człowiek zupełny, 1. c. str. 253).

Już te c y ta ty św iadczą, że nie chodzi w opisyw anym sta ­ nowisku o jakiś konserw aty zm bezw zględny. Koniński' był um y­ słem organicznym i łudził się, że ludzkość może postępow ać naprzód, od rzucając form y już p rzestarzałe tylko w sposób ro ­ z u m ny ,-nie czyniąc tego nigdy w sposób gw ałtow ny. Łudził się jeszcze dalej: sądził, że na glebę pietyzm u czy konserw a­ tyzm u m ożna przeszczepić arg u m en ty ruchów rew olucyjnych, neutralizując je w ten sposób. Św ietnym tego dowodem jest n. p. arg u m en tacja szkicu „Przew ietrzenie k u ltu ry “ (Myśl N arodow a, 1927, nr 22). N ależy w yprow adzić człow ieka p ra ­ cującego z m urów m iejskich, m iasta „napełnić pow ietrzem , rozm ieścić w przestrzeni, ozdobić roślinnością“ — k to m a tego dokonać? „P raw o człow ieka do pow ietrza i przestrzeni może być w w aru nk ach w spółczesnych użyte jako tem at p rzew ro ­ towy, ale w treści swej postulat ten jest naw skroś k onserw a­ ty w n y kulturalnie“ i dlatego powinna go sobie przysw oić grupa, k tó rab y „zaprag n ęła ocalić i pogłębić całość tendencji p sy ­ chicznych jednostkow ych i zbiorowych, kulturalnie zacho­ w aw czy ch“.

Tu złudzenie posiadało jednakow oż sw oją drugą, nie­ wątpliwie cenną stronę. Koniński, chociaż lękał się ruchów i państw rew olucyjnych, doskonale rozum iał potrzebę zasadn i­ czej rewizji, i to w spraw ach ta k czułych, jak n. p. spraw a sto ­ sunku do w łasności p ryw atnej. Oprócz szkicu „O postaw ę wo • bec w łasności“ (K ultura i W ychow anie, 1934, r. II nr 1) po­ zostaw ił w rękopisie zasadniczą rozpraw ę „H um anizacja w ła­ sności“, zaw ierającą pełny i rad yk aln y p ro g ram ograniczenia w łasności, uzasadniony w yłącznie ze stanow iska chrześci­ jańskiego.

Te dwie dyspozycje — pietyzm wobec w artości już istnie­ jących oraz m oralne, pełne niespokojnego szukania po pog ran i­ czach uzasadnienie tego pietyzm u—stanow ią pomost, k tó ry pu­ blicystykę Konińskiego łączy z jego k ry ty k ą literacką. W ięcej niż łączy : ta um iejętność subtelnego drążenia m oralnego w śród problem ów pogranicznych dopiero w jego k ry ty c e i tw órczości oryginalnej zn ajduje pełne ujście.

II.

Kiedy w rozpraw ie o „Pałubie“ Irzykow skiego („K ata­ stro fa w ierności“, P rzegl. W spółcz., m aj 1931) zastanaw ia się Koniński nad -pow tórnym m ałżeństw em bohatera powieści Strum ieńskiego i kied y m a ocenić, czy Strum ieński uczynił dobrze, żeniąc się pow tórnie — a to w łaśnie ma mu za złe Irzykow ski w powieści, pisze tak : „Strum ieński ożenił się po­ wtórnie. I to w łaśnie byłaby jego zd rad a — wina. Ale, pow ta-

(7)

210 Kazimierz Wyka

rzam , chcę b rać spraw ę Struraieńskiego na. serio, więc p ra k ­ tycznie, b rać go nie jako powieściowego m anekina na proble­ m at, ty lk o jako życiow o praw dopodobnego czîowreka z ż y ­ ciowo pow ażnym zadaniem . W ięc co m ial zrobić człowiek doj­ rzały , ale m łody jeszcze, p rzy z w y cz a jo n y już do życia seksu­ alnego?... W iększym filisterstw em , niźli w p rak ty ce ratow ać z ideału, co się da, jest zachow yw ać całe ideały — ale m a ry ­ now ane w lite ra tu rz e “ (1. c. str. 218—219).

Kiedy w omówieniu poem atu M. Paw likow skiego „W ierzę w jednego B o g a “ („M iędzy stoicyzrnem a chrześcijań stw em “, M yśl N arodow a, 1935, n r 37) cy tu je w erset Paw likow skiego, św iad czący jak z zach w y tu nad p rzy ro d ą rodzi się m odlitw a, dodaje niespodziew anie: „W yznam odrazu otw arcie, że głębiej w zru szy łab y mię ta afirm acja, g d y b y mię doszła z ust czło­ wieka, k tó ry n a s e r i o dośw iadczył złej doli, boć przecież sam o już m odlenie się w domu św iatłym i zam ożnym , nie w ciem nym zak am ark u m iejskiej lub w iejskiej biedoty jest wielkim przyw ilejem losu, którego nie zaznały m iliony“ (1. c. str. 565).

W obydw u w y p ad kach k ry ty k w ychodzi poza granice om aw ianego utw oru i wie, że wychodzi. „Nie jako powieścio­ wego m anek in a“ pragnie trak to w ać Strum ieńskiego, ale jak p ostać „z ż y c ia “. Ocenę w ersetu Paw likow skiego m ąci mu m yśl, iż ten w erset p o w staw ał w zasobnym kulturalnie domu w M edyce, a wieleż takich domów w P o lsce? W obydwu w y ­ p adkach k ry ty k w yłam uje się z ram utw oru w imię pewnego postulatu m oralnego i p ostulat ten czyni spraw dzianem słusz­ ności danej postaci (Strum ieński) czy danego m otyw u (este- ty zu ją ca religijność). Postępow anie, które stanow i podstaw ow e założenie k ry ty k i literackiej Konińskiego, a zarazem ta stro n a zagadnień literackich, na któ ry ch przede w szystkim skupia się jego uw aga jak o k ry ty k a . T ę d y też, jak się w spom niało, publi­ c y s ty k a K onińskiego przechodzi w jego k ry ty k ę literacką.

W p rzed staw io n y sposób Koniński postępuje bardzo często. Z obrazujem y to przyn ajm niej na jednym jeszcze p rz y ­ kładzie. R o z trz ą sa Koniński los Niechcica w „Nocach i dniach“ i pow iada, że „bądź co bądź Niechcicowi au to rk a ułatw iła nieco życie, rzeczyw istość, k tó rą mu dała, aby się na nią zgodził, nie b y ła z tych n a jtru d n ie jsz y c h “ (M yśl N arodow a, 1935, n r 52). Z ostaw iła go n a wsi, w śród zn anych mu w arunków życia i p racy , d ała mu żonę n ienajgorszą i dom, w k tó ry m nie brak „naw et rub aszn y ch pociech spiżarni zaopatrzonej w przysm aki wiejskie, k tó ry c h woń persw aduje, że życie nie jest takie złe“. Ale niechby ten Niechcic znalazł się w środow isku miejskim; niechby m usiał zo stać urzędniczyną na lichym zarobku, „z k tó­ rego u trz y m ać trzeba dziecko, um ierające na suchoty w sute- rynie w ielkiego m ia sta “, ujrzelibyśm y dopiero, jak on zdał swój egzam in z ch a ra k te ru .

(8)

Karol L. Koniński 211

D y g resja podobnej treści ciągnie się długo i kończy jakże znam iennym w yznaniem : „Jeśliby kto tu zarzucił, że do k ry ­ ty k a nie należą takie m oralistycznc dygresje, tylko ro z p a try ­ wanie ‘w yłącznie literack iej’, czyli estetyczno-form alnej stro n y dzieła, to ja naw et na tę zasadę zgodziw szy się prow i­ zorycznie odpowiem, że ta (pozorna) d y g resja i z tego w zględu jest celowa. Bo p ra k ty k a ‘ściśle literack a’ bada w rażenia z dzieła i przedm iotow e w arunki w rażeń; jeżeli celowość dzieła literackiego jest m oralistyczna, to k ry ty k py ta o głębie w strząsu m oralnego, jaki dzieło w yw oła; w danym w ypadku stw ierdzam , że w rażenie m oralne jest głębokie — ale nie jest jeszcze ta-к w strząsające, jak b y mogło być, gdyby autork a swego człow ieka m oralnie zw ycięskiego postaw iła w okolicz­ nościach życia bardziej nieszczęsnego“ (ibid).

Koniński był zatem św iadom wyników swojego m oralizm u kry tyczn ego. Jego m oralizm to nie poszukiw anie form uł budu­ jących czy kaznodziejskich, to jedno, — ponadto ten m oralizm , chociaż w ybiega poza utw ór, nie jest tylko snuciem dow olnych rozw ażań, ale do utw oru pow raca i służy jego ocenie. Dlaczego godność m oralna Niechcica nie daje jakiegoś w strząsu, choć budzi szacunek? Bo istnieją losy trudniejsze od jego. Dlaczego Irzykow ski niesłusznie pom aw ia Strum ieńskiego o zdradę ideału? Bo cóż m a czynić w jego sytuacji norm alny m ężczyzna. J en m oralizm jest więc p r a k t y c z n y i k o n k r e t n y . Nie odwołuje się do jakichś ab strak cyjn y ch norm, lecz do przecięt­ nych sy tuacji duchow ych i tego, jak zazw yczaj by w ają one rozw iązyw ane. Z aw ierają się w nim te właściwości, które Ko­ niński p rzy p isy w ał „człowiekowi polskiem u1' wogóle — „ro z­ sądek konkretny, rozum dośw iadczony“. „Człowiek rozsądny, w szlachetnym a nie płasko u ty litarn y m sensie, to przeciw ień­ stwo człow ieka suchego, bez uczuć. On m u s i być rozsądnym , aby sobie dać radę ze swoim nadm iarem , on musi sta ra ć się o o b i e k t y w i z m , to znaczy chcieć zrozum ieć św iat od jego strony, w jego w łasnym , niezależnym od m ego widzimisię b y ­ towaniu, ażeby nie zatopić się w swojej w ulkanicznej lawie uczuć i afektów, n astrojów i popędów“ („O człowieku pol­ skim “, P rzegl. W spółcz. kwiecień 1936, str. 85).

Ale m oralizm Konińskiego, chociaż Jego bazę tw o rzy ta podstaw a zdrow ego rozsądku i dośw iadczenia, sięga, znacznie dalej. Jest również m oralizm em w sensie poszukiw ania i od­ w ażania istotnych intencji m oralnych, a więc niekoniecznie tych, które autorow i czy postaci w ydają się najdonioślejsze, ale tych, które z dzieła w ynikają w sposób często niezam ie­

rzony ze stro n y pisarza. To drążenie na pog'raniczu m oralnym , które w ogólnej publicystyce Konińskiego nie zaw sze znajdo­ w ało dosyć m ateriału, w śród dzieł literackich znajduje go pod dostatkiem i co w ażniejsze — przede w szystkim poszukuje on w literaturze m ateriału do takich prób.

(9)

212 Kazimierz W yka

K iedy przypom nieć najw ażniejsze p race k ry ty c z n e Koniń­ skiego, d o strzeg am y , że do ty czą one przew ażnie dzieł, które przede w szystkim są w ażne ze w zględu na swoj w ygląd m o­ raln y , a jeżeli naw et posiadają skom plikow any w y g ląd for­ m alny, to jest to jedynie m ask a dla u k ry ty c h treści1 etycz­ nych. Koniński pisał o „N iespodziance“ R ostw orow skiego (M yśl N arodow a, 1929, n r 11), dw ukrotnie zestaw iał „ Ju ­ d a s z a “ T e tm a je ra z „ Ju d aszem “ R ostw orow skiego („Polskie

d ra m a ty o Ju d a sz u “, Głos Narodu. 1922, nr 104, 112, „Dwa d ra m a ty o Ju d a sz u “, M yśl N arodow a, 1932, n r U ), o „Dniu jego p o w ro tu “ N ałkow skiej („W tajnikach w ybaczenia“, M yśl N arodow a, 1931, n r 26), o Paw likow skiej, W olskiej i O bertyn- skiej („Poeci m ed y c c y “, /Myśl N arodow a, 1935, nr 31—33), 0 „Nocach i dniach“ D ąbrow skiej (M yśl N arodow a, 1935, n r 50— 53), o M ickiewiczu na tle jego rozm ów („M ickiewicz sej­ m ow y“, P rz e g lą d W spółczesny, w rzesień 1933), o Ignacym C hrzanow skim (tam że, kwiecień 1936), kilkakrotnie, i to zaw sze ze stanow iska etycznego o Boyu-Źełeńskim (por. n. p. „Dwie m isje B o y a “, Myśl N arodow a, 1931, nr 5, „Zabaw a z W ojcie­ chow skim “, G azeta L iteracka, 1932, r. III nr 5, „Żeleńskiego atak u je Irzy k o w sk i“, tam że, 1933, r. IV, n r 9) — i to jest grupa jego p rac -krytyczno-literackich, skierow anych ku dziełom 1 osobom, n asu w ający m przede w szystkim konieczność oceny

m oralnej. W y b ijają się pośród nich znakom ite, o trw ałej w a r­ tości i niestępionej przenikliw ości duszoznaw czej ro zpraw y o „człow ieku polskim “ C hrzanow skim , o M ickiewiczu i D ą­ brow skiej.

Ale, jak się rzekło, Koniński z niem niejszą trafnością, ch o ­ ciaż rzadziej, sięgał do dzieł skom plikow anych form alnie, a sk ry w a ją c y c h pew ną kazuistyk ę m oralną. Jej obfite źródło znalazł przede w szy stk im w dorobku K arola Irzykow skiego; bezw zględna praw ość m oralna i przenikliw ość m yślow a łączy tych p isarzy , łączy rów nież to, co z m yślą o „P ału bie“ napisał Koniński: „za wiele widzę p a s j i ’ m y ś l o w e j , bym mógł przypuścić... że było to pisane tylko z zim nym okrucieństw em c zy steg o in telek tu alisty “. Znalazł przede w szy stkim w „ P a łu ­ bie“, jakiej poświęcił sw oją bodaj n ajlepszą pracę k ry ty czn a („K atastro fa w ierności“, P rz e g lą d W spółczesny, m aj 1931), zn alazł rów nież w cały m system ie k ry ty c z n y m Irzykow skiego, do k tó reg o po wiele ra z y pow racał, najobszerniej w rozpraw ie „ E ty zm w k ry ty c e litera c k ie j“ (Zet, 1935, n r 23— 24, nr 1—2, ponadto o „W alce o tre ś ć “ — „Na tro pach fra z e su “*, M yśl N a­

rodow a, 1930 n r 33, o „L żejszym k alib rze“ — „O statn ia k sią­ żka Irzy k o w sk ieg o “, Ateneum, 1938, n r 3). Stosunek treści do form y, tak jak go ujm uje Irzykow ski, uznaw ał też Koniński za sw oją w łasność i posługiw ał się nim w podanym przez Irzyk ow ­ skiego sform ułow aniu (por. „Cień P a r a k le ta “, G azeta literacka, 1933, kwiecień). Irzykow ski ze swej stro n y doskonale rozum iał

(10)

Karol L. Koniński 2 1 3

intencje Konińskiego, w yczuw a! pokrew ieństw o um ysłów i po ogłoszeniu „K atastrofy w ierności“ zaw iązała się m iędzy pisa­ rzam i długoletnia i b ardzo ciekaw a korespondencja (listy Irz y ­ kow skiego zachow ały się).

S p raw a „ P a łu b y “ nie jest odosobnionym przykładem . Do tej sam ej części dorobku Konińskiego należą omówienia „ P r z y ­ gody w nieznanym k ra ju “ A. G ruszeckiej (P rzegląd W spół­ czesny, czerw iec 1934), „W ygnańców E w y “ Kudlińskiego

(Myśl N arodow a, 1933, nr 22) c z y a rty k u ły o „P asjach błę- dom icrskich“ Iw aszkiew icza (Ateneum, 1939, n r 7) oraz W it­ kiewiczu („N ark o ty k i“, M yśl N arodow a 1933, n r 20, „Rozm owa z niedźw iedziem “, G azeta Literacka, lipiec 1932).

Na podstaw ie tych dwóch działów dorobku Konińskiego odtw órzm y jego m etodę k ry ty czn ą, podajm y nadto niektóre przynajm niej p rzy k ła d y przenikliw ości m oralnej, bo tym p rze­ cież w yp ad a m ierzyć osiągnięcia k ry ty k a-m o ralisty , k tó ry nie zadow ala się pozoram i. „ S ą b ł ę d y a r t y s t y c z n e , k t ó r e m a s i ę p r a w o o d c z u w a ć j a k o b ł ę d y e t у с z n e “ („W tajnikach w ybaczenia“, 1. c. str, 344) — pisze Koniński z m yślą o pierw otnym , dzisiaj poniechanym przez N ałkow ską, zakończeniu „Dnia jego pow rotu“ i w skazuje w tych słow ach to połączenie pom iędzy k ry ty k ą stricto sensu a oceną m oralną, któ re najczęściej u niego zachodzi. W tym w zględzie istnieje u Konińskiego całkow ita jedność zadań k r y ­ tycznych. „Dopóki rzecz toczy się jak sam o życie, dopóki z d a ­ rzenie jest praw dopodobne, nie ma się potrzeby bezpośred­ niej — k ry ty k i form alnej; odczuwanie czysto form alne jest tylko zaciekaw ieniem w tórnym , ‘luksusow ym ’ lub też nauko­ w ym : jak z r o b i o n e jest zdarzenie, że nie widać, iż jest z r o b i o n e ? Ale jak się zdarzenie załam uje, jak p rzestaje mieć w ygląd praw dy, to w ted y z konieczności jawri się k ry ty k a form y, (kom pozycyjnej), k tó ra zresztą identyczna jest z k ry ­ tyką treści: bez zrozum ienia treści zdarzenia, nie pojąć, skąd załam anie?“ (ibid. str. 345).

Słow a takie w yjaśniają, dlaczego to m oralizując na m a r­ ginesach dzieł, Koniński poprzestaje zazw yczaj na danych zdrow ego rozsądku il dośw iadczenia życiowego. Ale mówią również one coś więcej. P r z y takim zrów naniu problem ów form y, p raw d y i treści etycznej nietrudno dostrzec koneksje tego ujęcia z system em k ry ty czn y m Irzykow skiego, a poprzez niego z m ora!izm em form u Hebbla i' niejednym z poglądów B rzozow skiego. W sposób tak integralny, zrów nując ocenę etyczną z oceną form alną, k ry ty k staw ia przed sobą otw orem taką drogę, na jak ą go pociągną górujące w nim skłonności: albo ku pasjonującym , jeżeli je napraw dę równom iernie tra k ­ tować, zagadnieniom tego integralizm u, albo poprostu ku m ora- lizmowi. Koniński przew ażnie odczytuje postaw y i intencje m o ­ ralne, znacznie rzadziej utrzym uje się w ram ach założonej

(11)

2 1 4 Kazimierz W yka

rów ności ze spraw am i' form y. C zyni to, chociaż co raz napo­ ty k a m y w jego a rty k u łach zdania, dowodzące, że ta św iado­ m ość nigdy go nie opuszczała, jak ten n. p. ustęp z recenzji „ P rz y g o d y w nieznanym k ra ju “ : „N aczelne zadanie k ry ty k i f o r m a l n e j m ożna, zd aje się, zaw rzeć w pytaniu: jakim i sposobam i p o eta buduje fikcyjny św iat sw ojego dzieła, z jakich m ateriałów , i czy to jest św iat po swojem u konsekw entny, t. zn. c zy czytelnik zo staje przeniesiony w sferę jakiejś ‘rzeczyw i­ sto ści’ specyficznej, w której p rzebyw a bezpiecznie, czyli też b łęd y au tora, jego n iedopatrzenia i niedociągnięcia nie w y trą ­

cają go raz po raz ze złudzenia, i z pow rotem odrzucają go w jego w łasną rzeczyw istość ‘rze c z y w istą ’“ (1. c. str. 431).

Tak więc m etoda Konińskiego, założenia, któ ry ch nie zaw sze on d otrzym uje, są szersze od jego pred ylek cji k ry ty c z ­ nych. M etoda mieści w sobie (i m ieści słusznie) rów noległość form y a jej oceny konkretno-m oralnej, rozw iązania to prze- ślepiają. D w a p rz y k ła d y w skażą, jak p rześlepiają. Analizuje np. Koniński „P rzy g o d ę w nieznanym k ra ju “, dow odząc tra f­ nie, że jej problem c e n traln y stanow i sp raw a sam otności, nie­ m ożność naw iązania rzeczyw isteg o k o ntak tu z drugim czło­ wiekiem . S tw ierd ziw szy to w treści dzieła, nagle poczyna autorce czynić w y rz u ty za „nierów ność język a, nieprzystęp- ność w y rażen ia się“, nie pam iętając, że ten przeintelektualizo- w any, tru d n y sty l powieści pozo staje w najściślejszym zw iązku z jej problem em centralnym , że powieść o lierm etyzm ie p sy ­ chologicznym musi rów nież posiadać cechy herm etyzm u s ty ­ listycznego, a w przy p ad k u G ruszeckiej p o siada w w ysokim stopniu. Albo znów z ro zp raw y n a tem at „Nocy i dni“ zn a­ m ienne rozdzielenie problem u jeszcze bardziej jednolitego: „ Jak idea dzieła jest docieraniem i dodzieraniem się up orczy­ w ym do w ew nętrznego nurtu patosu, piękności, wielkości, sensu, jaki tętni tajnie w spraw ach m ałych, tak i w narracji swej poetka grom adzi nam pełno relacyj o aktualiach życio­ w ych, albo i o w ażnych spraw ach życiow ych, ale spraw ach prozaicznych, jak k łopoty z dziećmi, gospodarskie, choroby i ty m podobne“ (l.c. str. 819). Ja k b y tego gatunku „ideę“ dało się przep ro w ad zić p rzez inaczej w y g lą d a ją c ą „form ę“.

W y zn aw an a przez K onińskiego skala w artości literackich odbiega od skali w yznaw anej przez w spółczesnych mu k r y ty ­ ków. W niej^ to w y ra ż a się przede w szystkim pietyzm wobec w artości, k tó re już były. Koniński nie stronił w praw dzie od w spółczesności i żaden z jego artyk u łó w nie jest pośw ięcony którem uś z p isa rz y M łodej »Polski (poza grzecznościow ym w stępem do „Rym ów i rytm ów “ M acieja Szukiew ieza), mimo to ten sam Koniński okres M łodej Polski uw ażał za bezw zględ­

nie w yższy od przeży w an ej przez niego rzeczyw istości literac­ kiej. „H istory czn ie-literack o poeci m ed y ccy należą, przez W o l­ ską, do okresu. Młodej Polski, przez najm łodszych kontynuują

(12)

Karol L. Koniński 2 1 5

tę w spaniałą dobę poezji naszej, której przekazane zdobycze napew no stanow ią to, co najlepsze jest w naszej poezji powo­ jenn ej“ („Poeci m ed y ccy “, 1. c. str. 499) — albo ty m razem z dziedziny postulatów k ry ty c z n y ch : „W alka o wolność sztuki, w epoce M łodej Polski zw ycięsko przeprow adzona, nauczyła k ry ty k ę literacką zasady , odtąd niew zruszonej, że jedynym obowiązkiem tw ó rcy jest tw orzyć to i t y l k o t o, co n a j ­ l e p s z e g o tw o rzy ć on zd o ła“ (ibidem, str. 500).

T a m łodopolska skala w artości w y ra ż ała się głównie w arty k u łach p ro g ram ow o-krytycznych, takich jak np. „Zu­ bożenie d u szy “ (M yśl N arodow a, 1927, nr 23), „Zgaszenie k rajo b raz u “ (M yśl N arodow a, 1928, nr 2 i 4) czy „K oniunktura pato su “ (M yśl N arodow a, 1929, nr 2), pośw ięconych polemice z tezam i poetyckim i „Z w rotnicy“, którym Koniński pośw ięcał baczniejszą uwagę, aniżeli równoczesnem u rozwojowi skam an- drytów . Z nachodzą się w tej polemice ch arak te ry sty c z n e dla m łodopolskiego dziedzictw a nieçorozumieni'a. Koniński broni praw a poezji do k rajo b razu i opisu, praw a podw ażanego przez P rzybosia, nie d o strzegłszy, że w tezach przeciw nika chodzi tylko o młodopolskie, bierne i' estety zu jące użytkow anie piękna przy ro d y , o n atu raln ą reakcję przeciw ko stanow isku już do p rzesytu zbanalizow anem u przez epigonów. Mimo to ujęcie Ko­ nińskiego kw itow ane było w „Z w rotnicy“ jako pozycja opo­ nenta lojalnego i uczciwego.

Tę c h a ra k te ry sty c z n ą dysproporcję pom iędzy m etodą k ry ty c z n ą Konińskiego a jego upodobaniam i i skalą w artości literackich pom niejsza w dużej m ierze i w yrów nuje jego p rze­ nikliwość m oralna, um iejętność oceny w ym ijającej pozory. Na tych pograniczach sądu, gdzie łatw o się zabłąkać, Koniński nie błądzlił praw ie nigdy, um iał odczuć doskonale pisarzy na pozór mu dalekich, umiał celnie nazw ać objawy trudne do ^określenia. Oto niektóre przy k ład y . Zdaw ałoby się, że trudno

0 książkę odleglejszą od upodobań Konińskiego, jak „N ienasy­ cenie“ W itkiew icza. T ym czasem c zy tam y : „Jakże m ęskim w porów naniu ze znużeniem m elancholijnym Iw aszkiew icza jest srogie i w yuzdane szyderstw o W itkiewicza, P rz era ź liw y 1 gęsty cuch śm ierci idzie od w itkiewiczow skiego św iata. Ale jednak w tej złow rogiej zawziętości, w przedstaw ianiu upadku, w tym naw et dosyć hum orystycznym , osobistym p rzekom a­ rzaniu się i lżeniu przez au to ra swych postaci’, w yczuw a się ja ­ kąś krzepkość i jak ąś indygnację. Nie m a tu dekadentyzm u znużenia, ani tego dekadentyzm u najgłębszego, k tó ry jest chłodno szyd erczy m zadowoleniem z zaniku w artości... Grube to szyd erstw o przypom ina mi raczej, choć naturalnie bardzo z daleka, cierpki i b rutaln y sm utek starego, zgorzkniałego — choć nie cynika bynajm niej — barokow ego szlachcica, W a ­ cław a P o to ck ieg o“ („R ozm ow a z niedźwiedziem “, 1. c.).

(13)

2 1 6 Kazimierz W yka

Kto znał osobiście Ignacego Chrzanow skiego, tego na- pew no u d e rz y absolutną trafn o ścią takie oto porów nanie użyte w doskonałej c h a ra k te ry sty c e C hrzanow skiego, porów nanie o intuicji k ry ty k a i o sam ym przedm iocie m ówiące więcej od cały ch stro n ic: „d la mnie nie ulega w ątpliw ości, że w W ieku O św iecenia Ig n acy C hrzanow ski byłby prędzej człowiekiem w peruce niż człow iekiem ze sarm ackim czubem na ciem ieniu— ale, jako P o lak , byłby człow iekiem Ośw iecenia w guście jakie­ goś G en erała Ziem P odolskich i jego w ychow anków , t. j. bez fanatyzm u w olnom yślicielskiego i bez kosm opolityzm u; a jakby się dow iedział o Rew olucji F rancuskiej, to by jej był sprzyjał, rad u ją c się z D eklaracji p raw człow ieka i obyw atela, ale po­ tęp iając i bolejąc nad jej w yb ryk am i i okrucieństw am i“

(„O człow ieku polskim “, 1. c. str. 98).

To o ludziach. Z niem niejszą trafnością oznaczał Koniński całe zjaw isk a kulturalne, całe p rąd y , i1 to naw et takie, k tóre — zdaw ało b y się — m ogły przem ów ić do jego um ysłu religijnego,

n asyconego skłonnościam i gnostycznym i. Oto zdania o tow iań- szczyźnie: „N iepodobna zaprzeczyć, że tow iańszczy zna jest se k tą — i to nie tylko w znaczeniu teologiczno-dogm atycznym , z o rtodoksalnego punktu w idzenia, choćby tylko przez swoje stosunki sek ciarsk ie — lecz i w ogólniejszym . Sektą, z całą ty ­ pow ą psychiką ‘w y b ra n y c h ’ o dg rad zający ch się z żałosną ja k ą ś pychą od otoczenia, p rzy pisujący ch sobie jakieś praw a z u p in i e w yjątkow e... sektą, z całym ty m niewolniczym , do­ słownie, poddaniem się ubóstw ianej, znowuż dosłownie, je d ­ nostce, z cały m ty m nerw ow ym , niesam ow itym , obyczajem , tak dalekim od sposobu bycia now ożytnego, ale i różnym od m istyki r e g u l a r n e j , ze w szystkim i tym i w ygórow anym i, już nie m istycznym i, ale fantasty cznym i nadziejam i, z całym , słow em , tym swoim a u t y z m e m z b i o r o w y m , k tó ry jest d ecy du jącą cechą sekciarstw a, jako zjaAviska psy ch o -so * cjaln eg o “ („M ickiewicz sejm ow y“ , 1. c. str. 356).

Dorobek k ry ty c z n y K onińskiego p rzed staw ia się zaty m jak o całość o zakreślonej w praw dzie w sposób oryginalny i w ła sn y m etodzie k ry ty c z n ej, ale m etodzie rzadziej w y k o ny­ w anej w pełnym swoim rozm iarze, częściej porzucanej na rzecz ulubionych p red y lek cy j tem aty czn ych p isarza. Kiedy jednak Koniński m etodę sw oją p rzeprow adzi w całej pełni, pow stają p rac e tak znakom ite, jak „K atastrofa w ierności“, kiedy po­

n a d to w ocenie zjaw isk zda się na sw oją niezaw odną um iejęt­ ność o d czy tyw an ia utajonych intencji i w łaściw ości m oralnych, p o w stają rów nie znakom ite stronice jego pism.

III.

Dorobek K onińskiego nie o granicza się do ram już om ó­ w ionych, przy n osi niejedną niespodziankę z poza ich zakresu.

(14)

Karol L. Koniński 2 1 7

Niespodziankę św iadczącą, że był to um ysł bo g atszy nad wszelkie, naw et z jego w łasnej p racy w yabstrahow ane for­ m uły. Z tych niespodzianek dla b ad acza litera tu ry 'n a jw a zn ie j- szą jest praw ie całkiem zapom niana, a całkowicie słuszna w swoicli w ynikach i niemniej słuszna w użytej m etodzie roz­ p raw a: „Niech Imię jego będzie pochwalone. P rzy czy n ek do kwestii form y poetyckiej oraz zw iązków m iędzy szykiem w y ­ razów a akcen tem “ (Języ k Polski, 1923, n r 3 i 4).

B ezpośredni cel tej ro zpraw y jest dosyć p ro sty : zbadać, dlaczego z wielu m ożliw ych układów zdania „Niech Imię jego będzie pochw alone“ posłużył się Kasprowicz w drugim wierszu „M ojej pieśni w ieczornej“ tym właśnie, a nie innym układem . Ten cel staje się zarazem dla Konińskiego p retekstem do zilu­ strow ania pew nych ogólnych założeń z teorii literatu ry, zało­ żeń — pow iedzm y to odrazu — najbardziej pouczających w śród jego pom ysłów teoretycznych oraz pretekstem do stw orzenia ciekawej a p a ra tu ry pojęciowej, dotyczącej szyku w yrazów , budow y fra z y zdaniow ej etc.

Założenia ogólne w y gląd ają następująco: „Skoro m niej­ szą lub w iększą (głębię uczuciow ą’, m niejszą lub w iększą ‘w a r­ tość e stety czn ą’ utw oru p rzy zn ajem y mu tylko dzięki zetknię­ ciu się z n i m s a m y m — tj. z pewną określoną ilością pew ­ nych w yrazów , w pewien określony sposób ustaw ionych, — n i e z a ś z d u s z ą p o e t y , któ rab y poprzez utwór, ale j a k o b y środkam i p o z a u t w o r e m znajdującym i się do nas przem aw iała, skoro więc poczucie najbardziej naw et ści­ słego zw iązku z poetą zaw dzięczam y nie czemu innemu, jak tylko jego u t w o r o w i , — przeto, w y j ś ć p r a g n ą c p o z a s f e r ę o g ó l n i k o w e j l i t e r a c k o - e s t e t y c z - n e j t e r m i n o l o g i i w a r t o ś c i u j ą c e j , winniśm y w drodze badań m onograficznych ustaw iać i ustalać następu ­ jące dwa szeregi odpowiedników : L S z e r e g s u b i e k ­ t y w n y — d o z n a ń czytelnika (badacza);, doznań ozna­ czanych teilminamii m ający m i ogólnie zrozum iałe znaczenie em ocjonalne i estetyczno-w artościujące; II. Szereg o b i e k - t y w n y — pew nych c e c h b u d o w y utw orów poetyckich... W inniśm y do danego nam m ateriału poetyckiego w prow adzać dowolnie pewne zm iany, aby się dowiedzieć, j a k i e i m o d ­ p o w i e d z ą z m i a n y w doznaniach subiektyw nych, aby więc dojść, c z y m s i ę r ó ż n i doznanie form y f a k t y c z ­ n i e u ż y t e j od doznań form innych, e w e n t u a ! n у с h “. W obec tego Koniński w sposób bardzo subtelny i pełen cierpliwości bada możliwe u k łady wym ienionej frazy, notuje odpow iadające jej przem ianom doznania subiektywne, dla ich oznaczenia tw o rzy nowe i> ciekaw e term iny (np. d ysw ersja, przycisk nowości, układ najm niejszego napięcia etc.), czyniąc to w sposób ścisły i jak n ajd alszy od niekontrolow anej impre- syjności1. Z przeglądu tego okazuje się, że istnieją fra z y o z n a ­

(15)

cznie silniejszym napięciu em ocjonalnym i znaczeniow ym , ani­ żeli ta, jakiej użył Kasprow icz, bard zo bliska „układow i n aj­ m niejszego nap ięcia“, a więc takiem u, „którem u w szeregu subiektyw nym odpow iada poczucie czegoś niepobudzającego“. W n aszy m w ypadku jest nim układ analogiczny do pozdro­ w ienia „Niech będzie pochw alony Jezus C h ry s tu s “, a m iano­ wicie: „niech będzie pochw alone jego im ię“.

D laczego K asprow icz nie u żył układów m ocniejszych em ocjonalnie, ale ty lk o o stopień m ocniejszy od wym ienionej fo rm u ły? T łu m aczy to m iejsce w ersetu pośród otaczający ch go w ierszy :

On był i m y śm y byli przed początkiem — niech imię Jego będzie pochw alone!

R azem z gw iazdam i byliśm y i słońcem .

Wiiersze p ierw szy i' trzeci, w yw odzi Koniński, „m ają ch a­ ra k te r e p i c z n y : w p ro sty c h zdaniach rozsnuw a się tu opo­ w iadanie o pew nych b y t a c h . N atom iast w iersz drugi' jest w staw k ą liryczną, w y ra ż a ją c ą pragnienie oddania chw alby jednem u z ty ch bytów ; którem u zaś, to nie ulega żadnej w ąt­ pliw ości: Jem u, nie nam. Wliersz drugi jest r y t u a l n y m p o- k ł o n e m, oddanym w czasie, kied y psychika przebiega od w yobrażenia w spólności naszej z ‘Nim ’ do w yobrażenia w spól­ ności ‘z gw iazdam i i słońcem ’“.

„Z pow yższego w ynika, że w iersz drugi nie m oże mieć ani fizjognomii zb y t w yraźnej, ani1 nie może kończyć się spadkiem głosu / bo to by w yw ołało psychiczne w yodrębnienie się w ier­ sza trzeciego, k tó ry przecież jest ko n ty n u acją w iersza pierw ­ szego // spadek — „niech imię jego pochw alone będzie“ //, ani w reszcie nie m oże odznaczać się ak centam i logicznym i, z w ła ­ szcza na j e g o // p rzy k ła d — „jego niech imię pochwalone będzie“ //.

„S tąd o kład ten m usiał zostać w y b ran y spośród tych, które są najbliższe poziom u w artościow ego ‘układu n ajm n iej­

szego napięcia’... P o z o sta ła jeszcze jedna sp raw a: czy powie­ dzieć ‘imię jego niech będzie pochw alone’, czy też ‘niech imię Liego będzie pochw alone1? Otóż „szala p rze w aż y ła “ (czyli r a ­

czej w ew nętrzne ucho p oety u słyszało tylko to) na k o rzy ść tej ostatniej form y, jako zaw ierającej dy sw ersję grupy ‘niech fl będzie pochw alone’, jako w y razistszej niż pierw sza. D ysw er- sja zachodzi w tedy, kied y w y ra z y należące do jednej gru p y drugorzędnej poprzedzielane są w yrazam i z innych g rup .“

Om ówiona ro zp raw a w yd aje się w ażna nie ty le m oże ze względu na jej w yniki, św iadczące, że w ty m m iejscu K aspro­ w icza ucho nie zaw iodło (a częściej zawodziło, niż w sk azy - zw ało n a le ż y ty w ybór), ile ze w zględu na m ieszczące się w niej m ożliwości i zapow iedzi. M ożliwości zaw ierające się w tym , że tylko w ten cierpliw y i ek sp erym en talny sposób dają się

(16)

Karol L. Koniński 2 1 9

napraw dę zbadać tajem nice stylu poetów o pew nych w y ra ź ­ nych predylekcjach składniow ych, jak np. Norwid czy Miciń- ski. C zy stw orzone p rzez Konińskiego pojęcia pomocnicze na to w y starczą, rzecz to odrębna. Zapowiedzi zaw ierają się zaś w tym , że Koniński doskonale przeczuw ał znaczenie specjalnie s k o n s t r u o w a n e j f r a z y dla zagadnień rytm u i stylu poetyckiego. F ra zy , k tó ra w najnow szych naszych badaniach nad w ierszem (M. Dłuska, S. Furm anik) jest słusznie wpro-^ w adzana jako pojęcie nadrzędne nad stopą m etryczną, pojęcie* w reszcie, które dopiero pozw ala w yjść poza ustalone trz y s y ­ stem y w iersza (sylabiczny, sylabo-toniczny i tuniczny) i zmie­ ścić w system klasyfikacji w iersza w iersz aw an g ard y i po­ dobne mu zjaw iska. C ała arg um entacja Konińskiego o parta jest bowiem o zagadnienie fra z y i jej zm iennego w aloru zna- czeniow o-rytm icznego, a więc o moment, którego jeszcze Sie­

dlecki ani Zawodziński nie oceniali w jego pełnej w artości. Dlatego to zapom niana ro zp raw a Konińskiego w ydaje się pi­ szącem u p rek u rso rsk a tak w swoich m ożliwościach p ra k ty c z ­ nych, jak zapow iedziach teoretycznych.

Z ainteresow ania Konińskiego dla k u ltu ry i litera tu ry lu­ dowej pochodzą dobrze sprzed pierw szej w ojny św iatow ej, kiedy jako uczeń gim nazjalny bawił w Albigowej, w zorow ej wsi galicyjskiej pod Łańcutem (por. „P isarze ludowi“ , t. I, str. VIII), ale dopiero około 1930 roku te zainteresow ania na nowo naw inęły mu się pod pióro, tym razem w sposób stały. Ich owocem ^w spom niana już p raca doktorska „O kulturze lu­ dow ej“, w spółpraca w miesięczniku J. C ierniaka (przyjaciela Konińskiego) „ T e atr ludow y“ (cykl arty k ułów : „Rom ain Rol­ land o tea trz e ludow ym “, 1932, nr 10, „Z dziejów te a tru zbio­ row ego“, nr 11, „O komedię ludow ą“, 1933, nr 1, „Pojęcie te ­ a tru “, n r 3 —4, „O tzw. teatralizacji ż y c ia “, nr 5, „ T e atr obrzę­ dow y“, n r 11, „R odzaje te a tru “, nr 12), wiele artyk ułó w w in­ nych czasopism ach (z nich najw ażniejsze: „Z życia rodziny wiejskiej i robotniczej“, P rz eg lą d Pow szechny, 1932, m arzec, к W spraw ie lite ra tu ry ludow ej“ , Zagon, lip? ее 1939, „O u- praw nienie g w a ry “, „C zy pielęgnow ać g w arę“, Myśl N aro­ dowa, 1937, nr 45, 46), w reszcie wstęp (poprzednio drukow any w „Kulturze i W y chow aniu“, 1936. nr 2) oraz opracow anie antologii „P isarze ludowi. W y b ó r pism i studium o literaturze ludowej“ (Lwów, 1938, t. I— II).

To (niepełne) zestaw ienie tytułów daje pojęcie o roz m iarze ludowych p rac i zainteresow ań Konińskiego, ocenę zaś ich w artości najlepiej będzie, jeżeli pow tórzym y za badaczem najbardziej w tym w zględzie kom petentnym , prof. S. P ig o ­ niem: „Dopiero kied y zadania podjął się dr K. L. Koniński... w tedy okazało się, że piśm iennictw o ludowe u nas jest już zjaw iskiem w cale rozległym , w sobie skom plikow anym , o zd e­ cydow anych talentach i bogatej problem atyce, i że m oże być

(17)

220 Kazimierz W yka

przedm iotem osobnego badania. D w utom ow a antologia „P i­ sa rz e ludow i“, op racow ana z pietyzm em przez Konińskiego, sta ła się dokonaniem g ranicznym . Od niej rozpoczyna się u nas naukow e studium p isa rz y ludow ych“ („Z arys najnow ­ szej lite ra tu ry ludow ej“, Kraków , 1946, str. 8—9).

W roku 1935 (nr 32) przyniosło „ P ro sto z m ostu“ osnute na m otyw ie biblijnym opow iadanie K onińskiego „W y p raw a do ziemi M o ry ja “. Niewiele w cześniej drukow ane, piękne i zadum ane „wspom nienie listopadow e“ p. t. „G odzina w B e­ sk id zie“ („Z et“, 1934, n r 15) św iadczyło również, że Koniński w ład a dobrze k o n stru k cją a rty sty c z n ą , a przede w szystkim uczuciow ą ew okacją wspom nień. Dopiero jednak n a kilka m iesięcy p rzed w ybuchem w ojny okazało się jaw nie, że sk ry w a się w nim n iew y ż y ty talent pisarski. „A teneum “ S. N apier- skiego przyniosło w o statnim sw ym zeszycie (maj, 1939) opo­ w iadanie K onińskiego „ S tra sz n y czw artek w domu p a s to ra “. O pow iadanie to p o siada niew ątpliw ą, a naw et całkiem oryg in alną w a rto ść a rty sty c z n ą . Dzieje się w rodzinie p a s to r­ skiej na Ś ląsk u C ieszyńskim (nietrudno w śród pięknych opisów cieszyńskiego k rajo b raz u rozpoznać Skoczów jako m iejsce akcji) i p rzed staw ia w dosyć skom plikow any form alnie spo­ sób — n a rra c ja odw ijana w stecz — spraw ę tragicznego zbiegu w ypadków , k tó ry w kilka chwil z p a sto ra flubiny czyni nie­ szczęśliw ca podobnego biblijnem u Hiobowi: giną jego dzieci, Ale co innego w „S tra sz n y m cz w a rtk u “ jest w ażniejsze: ele­ m ent p a ł u b i с z n y tej opowieści. Koniński, zam knąw szy w łaściw e opow iadanie, dem askuje skąd ono się poczęło — w zm ianka d ziennikarska — ukazuje, jak z prostego p rzy padku czyni on problem w iny i k a ry , zastan aw ia się, „czy k a ta stro fa jaw nie p rzy p ad k o w a pozbaw iona jest tragicznego piękna i w ogóle t r a g i z m u ? “ Co w reszcie doniosłe: to zdem a­ skow anie m oralnej osnow y opow iadania nie burzy go jako cało­ ści a rty sty c z n e j. Zapew ne dlatego, że nietrudno w ty m p o stę ­ pow aniu dostrzec rów now ażnik a rty s ty c z n y m etody k ry ty c z ­ nej K onińskiego: staw iał on zaw sze fikcję literacką przed tryb u n ałem rzeczy w isto ści i jej p y tań m oralnych, ta k samo postępuje w swoim opowiadaniu.

Koniński nosił się z zam iarem rozbudow y tego opow ia­ dania w try p ty k now elistyczny. Z zam iaru sw ojego — do­ słow nie na m iesiąc przed śm iercią, w śród w ysokiej gorączki — w y k o n ał część drugą try p ty k u , nowelę „ P a s to r“. Są to dalsze dzieje p a sto ra Hubiny, którem u po pierw szej katastro fie życio­ wej p o zo stała jeszcze żona. „ P a s to r“ p rzedstaw ia drugi etap jego nieszczęścia: porzuca go żona, p o zostaw iając mu wiedzę, że nigdy go nie kochała. C en traln ą postać opow iadania stanow i dobrze n ak reślo n y typ przedw ojennego nietzscheanisty i amo- ralisty (obydwie nowele ro zg ry w a ją się p rzed rokiem 1914),

(18)

Karol L. Koniński 221

p rzy p om in ający niejedną z postaci Gide‘a. Nowela ta, chociaż nie posiada już tego niepokojącego pałubi-zmu, co_ „ S tra sz n y czw a rte k “, u tw ierdza w przekonaniu, że w Konińskim skryw a! się auten ty czn y pisarz.

Z trzeciego członu całości — miał się rozgryw ać w z a ­ św iatach — pozostał tylko plan.

IV.

W ojna sprow adziła Konińskiego do wsi i domu rodziny jego żony — R udaw y koło K rakow a, położonej o kilka kilo­ m etrów od Krzeszowic, gdzie piszący spędził cały okres oku­ pacji. W roku 1941 poznałem Konińskiego i odtąd wiele go­ dzin i całych dni spędziłem na rozm owach z nim. Jedną z tych rozm ów, nie przypuszczałem , że ostatnią, zanotow ał i odtw orzył W ojciech Żukrow ski w „O drze“ (1945, nr 1). Cho­ roba bowiem, k tó ra już w roku wybuchu w ojny doprow adziła Konińskiego na brzeg śmierci, p rzy czaiła się później, pozwoliła mu intensyw nie pracow ać, ale zim ą roku 1942/43 w ybuchnęła ze zdw ojoną zajadłością. Z aatakow ane zo stały organ a w e­ w nętrzne. 23 m arca 1943 przy szed ł zgon. Zwłoki spoczyw ają na cm entarzu w Rudaw ie.

W latach pobytu Konińskiego w Rudaw ie zapoznałem się z tą częścią jego dorobku pisarskiego; k tó ra chociaż nicogło- szona dotąd drukiem , stanow i najpełniejsze zw ierciadło jego osobowości, a zarazem bardzo osobliwy, bardzo jed yn y do­ kum ent m yśli polskiej. Koniński od wielu lat prow adził zapiski osobiste, coś w rod zaju pam iętnika idei i m yśli, nazw anego „Ex laby rinth o “. O bdarzony w yjątkow o nieczytelnym — pi­ syw ał przew ażnie w pozycji leżącej — w dodatku sk racan y m stenograficznie pism em, pisał je napraw dę dla siebie, bo na­ w et p rzy dobrej znajom ości jego pism a przed brudnopisem staje się jak przed pow ikłanym gąszczem . W czasie w ojny część tych zapisek, te, które aktualnie prow adził, Koniński przepisał w dwóch dużych, każdy objętości dobrego tomu, ze­ szytach. P ien v szem u pozostaw ił tytuł „Ex labyrintho“ i cią­ głość, jaką zapiski posiadały, drugi skom ponow ał w całość

„rozm yślań bezsennej n o cy “ i nazw ał „Nox a tr a “.

T ak pow stały dw a bardzo przedziw ne i nie posiadające analogii w naszy m piśm iennictw ie tom y. G dyby przez porów ­ nanie określić ich w ygląd, jest to coś pom iędzy „Dziennikiem “

Arniela a „D ziennikam i“ Hebbla, bliżej znacznie Hebbla na skutek tego, że w pam iętniku Konińskiego nie ma śladu ego- tyzm u, że panuje w nim podobnie surow a atm osfera m yślow a, co u Hebbla. N otaty tych obydw u tomów z uporczyw ą n atręt- nością pow racają w ciąż do jednego problem u: poszukiw anie Boga, m ożliwość istnienia Boga w' świecie rzeczyw istym , świecie w alki i zła. Koniński wr swej postaw ie życiow ej nale­

(19)

żał do katolików i napew no bytby dzisiaj jedną z czołow ych postaci obozu katolickiego, byłb y człow iekiem w całej pełni1 rozum iejącym dokonane przem ian y społeczne; ale w sw ym życiu w ew n ętrzny m był on b ard zo daleki od fideizmu. B ył poszukiw aczem Boga, ale ze stanow iska ściśle katolickiego napew no poszukiw aczem heretyckim .

Szukanie B oga m iało u niego specjalny w ygląd. P o sia­ d ając n ad czu łą w rażliw ość m oralną, odrzucał w sposób bez­ w zględny przekonanie, by św iat rzeczyw isty, p rzy ro d a , t. zw. celow ość w szech św iata dow odziły istnienia pierw iastka tra n s ­ cendentalnego. Jest w jego pam iętniku poszukiw anie innych dow odów : płynących z inicjacji, z poznania gnostycznego. Ale i ta form uła niedostatecznie określa jego stanow isko. Zna­ jąc p ragnienia gnostyczne, Koniński zaspokojenia dla nich nie szu kał w objaw ieniach, w sekciarskich w tajem niczeniach. Dziwność jego p rzeży ć religijnych jest w łaśnie w tym , że z p otrzebą n adprzyrodzoności, k tórej nie dowodzi dla niego św iat rzeczy w isty , łączy ł sposób m yślenia bardzo ścisły, lo­ giczny i w y g im n asty k ow an y. Zajm ow ał się specjalnie logi­ sty k ą, pozostaw ił z tej dziedziny kilka dużych i' niew ykończo­ nych rozpraw , pisanych w ciągu w ojny (powinni je ocenić fachow cy), w ogóle p re c y z ja dowodzenia, chociaż na usługach św iatopoglądu irracjonalnego, b y ła jego cechą. I dlatego ro z ­ trz ą sa n ia religijne Konińskiego po siad ają ten rzad ko chyba, (dodaję: chyba, poniew aż na zagadnieniach tutaj referow anych nie znam się specjalnie) sp o ty k a n y obraz m yśli dysk u rsyw n ej, postępującej od ogniw a do ogniwa, z irracjon alną treścią o p ra­ cow yw aną p rzez tę m yśl.

„Czem u»B óg nie w szechm ocny? Bo jeśli w szechm ocny, to nie p otrzebuje środków niedoskonałych, owszem, żadnych środków nie p otrzebuje; stw a rz a jednym tchnieniem swej woli piękno doskonałe, jedynie godne sw ego S tw ó rcy ; je d y ­ nym godnym B oga stw orzeniem m oże być tylko drugi Bóg. A jeśli Bóg w szechm ocny, czem uż postępuje tak, jak by nie był w szechm ocny, co tajem nicą jeszcze ciem niejszą i sro ższą? Odpow iedź b y łab y bard zo p ro sta — i codzień ją daje zd ro w y rozsądek ateistów : Bo nie ma B oga, bo całe to zagadnienie sztuczne; bo Bóg jest m rzonką — i jakże ta m rzonka m a być w szechm ocna? Na co staro w iercy dow odzą istnienia B oga rozm aitym i sposobam i, z k tó rych żaden nie daje odpowiedzi na kw estię k ap italn ą; S k ą d niedoskonałe z doskonałego? Ale jest inna m ożliw ość: Osobno jest doskonałe i osobno niedo­ skonałe; ale doskonałe działa na niedoskonałe, pociąga je ku sobie, przep raco w u je je; co jest logicznie dopuszczalne pod W'arunkiem, iż doskonałe doskonałem będąc kw alitatyw nie, nie jest nieskończone w swej m ocy, kw an ty taty wnie ograni­ czone'* („Ex la b y rin th o “, uw aga 91).

(20)

Karol L. Koniński 2 2 3

Oto p rzy k ła d dysk ursu na usługach m etafizyki. Ale roz­ w ażan ia Konińskiego nie posiadałyby zapew ne tej, co posiadają, w artości, g dy by m yśl logiczna i ocena m oralna b y ły w nich zaw sze pokornym i sługam i pragnienia religijnego i gdyby n a j­ bardziej naw et w ykrętn y m m eandrem prow adziły jednak stale do zaspokojenia tego pragnienia. Myśl jest u niego funkcją d o ­ statecznie autonom iczną, by doprow adzać Konińskiego, jeżeli nie do zupełnego zw ątpienia i agnostycyzm u, to przynajm niej do prześw iadczenia, że obecność Boga w bycie nie daje się do­ wieść upraw ianym i przez niego sposobami logicznymi, a tylko te sposoby zobow iązują go do w iary. P o trzeb ą religijna re a ­ guje na to w strząsem uczuciowym,* nieledwie rozpaczą, ale m yśl nie cofa się przed swoimi konsekwencjam i. Św iadectw em tej walki jest „Nox a tr a “, noc dośw iadczenia w niewierze i w al­ ki m iędzy chęcią w iary a niezbitym i dowodam i myśli.

P o śró d tego, nie p rzestającego ani przez chwilę płynąć potoku rozm yślań religijnych, nikną zapiski innego rodzaju. T ym czasem one w łaśnie dają m iarę um ysłu Konińskiego, one dowodzą, że „Ex labyrintho“ to nie w ylew m onomanii mi- styczno-religijnej, oham ow anej w życiu codziennym . Ale i w zapiskach religijnych panu je rozm aitość stylu i spojrzenia na świat, um iejętność ewokacji bardzo przeciw nych stanów du­ chowych. P rz ez te przeciw ieństw a przem aw ia pisarz niew ąt­ pliwy, k tó ry w kilku zdaniach mieści, co zam ierzył:

„2. Istotą życia, istotną w artością życia, jest radość, do­ bra, c z y sta i niewinna rad o ść; ‘nektar żyw ota, natenczas słodki, g d y go z innymi dzielę’; wiosna, łąki, z każdego p łata ziemi try s k a radość kwiatów, zieleń w iosenna złotaw a, sub­ telna i niewinna, blaski szerokie i swobodne, w iatr, ‘k tó ry się złotym objaw ia oddechem ’, niebo wesołe, miłość czysta, wielka eksplozja radości, sam Bóg cieszy się wiosną. Niech wiosna trw a, niech trw a wiecznie, niech będą k rain y wiekuiste,w k tó­ rych kw itną kw iaty wiekuiste, w któ ry ch wiosna nie m ija! Niech się święci niebo czystej radości, radości pospólnej i obiek­ tyw nej, w świetle ukojnym Boga, k tó ry jest słońcem Raju, tym sam ym słońcem , którego głęboki blask łagodny świeci na dalekich tłach sta ry c h obrazów . W iosna, wiosna w iekuista, śni się mi w tę jesień zim ną i sam otną, czystości słonecznej pragnę ja, z a tru ty toksynam i życia — i ja nędzny niewolnik, ja, tylu żałobam i o kry ty. W iosny pragnę, żądam wiosny, k tó ra trw a i nie mija, to jest mój pierw szy i ostatni dogm at.“

„86. I cóż z tego, że jesteś nieuwłosiony na ciele, ogona nie m asz, chodzisz nie na czterech, ale na dwóch nogach, zn a­ kowaniem akusty czn ym posługujesz się dla rozm owy, m a­ chiny budujesz, pod niebo w latujesz, upraw iasz m atem atykę i astronom ię, a naw et filozofujesz, a naw et teologizujesz i me- tafizy kujesz? Dopóki dobrej woli w tobie nie ma, porządkom od ciebie lepszym i niemniej niż ty w ażnym nie służysz —

(21)

2 2 4 Kazimierz W yka

i dopóki cham stw o w tobie jest, gotow e zjeść każdego, kto ci na pokarm posłużyć m oże — i póki bestialstw o w tobie d rze­ mie, na to ty lk o czekając, aby się cudzym cierpieniem i cudzą hańbą sycić i rozkoszow ać — dopóty do zoologii naieżysz. I razem z tw ym i braćm i ogoniastym i, czw oronogim i i p ełzają­ cym i, braćm i tw ym i niewinnym i, gd y ty już niew inny nie je­ steś — n ależysz do naturalnego pań stw a śm ierci: m asz w ygląd człow ieka, ale nie jesteś człow iekiem ; tam i tylko tam , gdzie się zapaliła isk ra dobrej woli, woli obiektyw nej, i gdzie ta iskra w alczy o sw oje trw anie, tam tylko z a cz y n a się człow ieczeń­ stw o — a z człow ieczeństw em praw o do am bicji nadnaturalnej. Jeśli ty, ro zp ie ra jąc y się łokciam i p rz y w ejściu, chamie, rościsz sobie p reten sję do nieba, to nie widzę powodu, dla którego by tw ój lojalniejszy od ciebie pies nie miał p raw a do tego sam ego; jeśli p raw do nieśm iertelności' odm aw iasz psu i koniowi, krok o­ dylow i i smokowi, to na jakiej zasadzie sobie je p rzy zn ajesz? C zym się n ad nich w y w y ż sz a sz ? “

C y tató w dosyć, by s ta rc z y ły za dowód, że „Ex laby ­ rin th o “ i „Nox a tr a “ stanow ią pam iętnik religijny całkowicie pozbaw iony precedensu w naszej literaturze, a przez niem niej- szą w arto ść rzad szy ch znacznie uw ag na inne tem aty, pam ięt­ nik m yślow y wogóle też bez precedensu.

Dorobek k ry ty c z n y K. L. Konińskiego wnosi do k ry ty k i literackiej dw udziestolecia m iędzyw ojennego ton w łasny dzięki p rak ty czn ej i m oralnej postaw ie Konińskiego, postaw ie, którą w najlep szych sw ych p racach udało mu się połączyć z w łasną i uśw iadom ioną m etodą badania k ry ty czn eg o . Dorobek w tw ó r­ czości oryginalnej św iadczy, że potrzeba takiej konfrontacji m oralnej tkw iła w nim bardzo głęboko, w reszcie zak res zain­ teresow ań, sięg ający aż po p recy zy jn e badania form alne, dowo­ dzi, że był to p isarz i k ry ty k , rozum iejący odrębne p raw a d y s­ cyplin hum anistycznych, dalekich od jego zainteresow ań głów ­ nych. N ajgłębiej sięgające śla d y ty ch zainteresow ań i in ten ­ syw nego ż y c ia w ew nętrznego o stały m napięciu religijnym po­ zostaw ił w p racach d o tąd niew ydanych. Na podstaw ie zaś tego, co ogłosił, wolno orzec śm iało z dzisiejszej perspektyw y, że w hierarchii k ry ty k i literackiej dw udziestolecia należy mu się m iejsce w yższe, aniżeli to, jakie przeczuw ali w spółcześni.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prezentowane na konfe- rencji referaty oraz komunikaty będą stanowić punkt wyjścia do dyskusji na temat stanu środowiska w stre- fach nadgranicznych, ze szczególnym uwzględnieniem

Klienci stają się wówczas także współproducentami, mogą więc poczuć się zobowiązani do przekazywania waż- nych informacji, co już samo w sobie tworzy elementy

Previous studies on the impact of noise on humans have shown that the harmfulness of noise depends primarily on its intensity level and is modified by such factors as

Z wszechstronnej analizy stanu prawnego, a także po uwzględnieniu racji etycz­ nych, medycznych i pragmatycznych przemawiających „za” i „przeciw” karalności

W kolejnych artykułach zaprezentowano zastosowanie map myśli w nauczaniu zajęć technicznych w szkole podstawowej i gimnazjum, w tym przedstawiono szczegółowy opis

Die Tendenz zu einer jedenfalls differenzierteren Sicht des Katholizismus wird erkennbar, wenn sich Dörfler über die Kirche als geschichtliche Größe äußert, wie dies in seiner

w tym znaczeniu, że ta ostatnia musi stać w służbie kerygmatu, uwzględnia­ ją c jeg o potrzeby, co jednak nie niweluje wpływu odwrotnego, bowiem teo­ logia stanowi

Podsumowując, pomiar intencji, postaw oraz subiektywnych norm jest w ogól- nym zarysie zgodny z modelem teoretycznym, jednak widoczne są istotne proble- my w konstrukcji