Kazimierz Wyka
Karol L. Koniński
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/1-2, 205-224
KAROL L. KONIŃSKI I.
Dorobek K arola Ludw ika Konińskiego w dziedzinie k r y tyki literackiej i tw órczości oryginalnej stanow i tylko w yci nek jego szerokich zainteresow ań m yślow ych i tylko część jego spuścizny pisarskiej. D latego nie od rzeczy będzie p rz y pomnieć najpierw — chociażby najkrócej — ro zm iary tych zainteresow ań i w skazać, w jaki sposób p race czysto litera ckie Konińskiego łączą się z jego publicystyką.
Karol Ludwik Koniński urodził się we Lwowie 1. XI. 1891 jako syn Karola, i: M ichaliny ze Skrzeszew skich. Ojciec jego był postacią nieprzeciętną, o niepospolitej w yrazistości c h a rak teru i um ysłu. Dopiero w późnym wieku, kiedy syn jest dorosły, ojciec kończy w ydział filozoficzny, doktoryzuje się i przechodzi do szkolnictw a średniego. Je st autorem książki „Szkoła na m iarę“. Z decydow any ateista, o surow ej, laickiej m oralności typu protestanckiego, na rówmie praw ym i logicz nym um yśle sy n a silnie zaciąży ł (z w yjątkiem zagadnień religijnych) i w jego wspom nieniach p rzetrw ał w pełnym sz a cunku dla swej osoby. Zm arł dopiero w Krakowie w czasie okupacji.
Karol Ludwik Koniński zrazu w ychow uje się na prow in cji w schodnio-galicyjskiej (Żydaczów ), po przeprow adzeniu się rodziców do K rakow a kończy w tym mieście szkołę śre d nią (realną), poczym zapisuje się w U niw ersytecie Jagielloń skim na historię i filozofię ścisłą. Dokończeniu studiów p rze szkad za pierw sza w ojna św iatow a. Koniiiski jest członkiem drużyn strzeleckich, ale do Legionów nie idzie, przede w szy st kim z powodu oporu rodziny, w yw ołanego jego słabym zd ro wiem. W r. 1916 zm obilizow any do w ojska austriackiego, na front nie zo staje w ysłan y , lecz jeszcze przed końcem w ojny zw olniony ze służby, w czasie której nabaw ił się gruźlicy k rę gosłupa. Z choroby nie w yleczy się do końca życia, całym i m ie siącam i, a naw et latam i p rz y k u ty do gipsowego łoża, oderw any od bibliotek i żyw ego k o n tak tu z ludźmi, m im o to p rac u jąc y zaciekle, w każdym stadium choroby, nasilającej się wielo
2 0 6 Kazimierz W yka
krotnie do stan u śm iertelnego. Od roku 1929 p rzebyw a stale w Z akopanem , w roku 1931 dok toryzu je się w U niw ersytecie lwowskim u prof. F, B ujaka na podstaw ie p rac y „O kulturze ludow ej“ (rękopis, w y z y sk a n y częściow o jako w stęp do „ P i s a rz y ludow ych“).
D ziałalność publicystyczna K onińskiego p rzy p a d a przede w szystkim na lata 1925— 1939 i w y ra ż a się liczbą około 25 dużych, b y w a naw et że kilkuarkuszow ych, rozpraw i dwustu- kilkudziesięciu artykułów . R ozpraw rozrzuconych we w sz y st kich bodaj ów czesnych m iesięcznikach kulturalno-naukow ych, z „P rzeg ląd em W spó łczesnym “ , „P rzegląd em W arszaw sk im “, „P rzeg ląd em P o w szech n y m “, „M archołtem “ i „A teneum “ na czele, z tygodników zaś z „M yślą N aro do w ą“ i „Z w rotem “, k tóre też zaw ierają (w raz z „G łosem N aro du “) gros a rty k u łów Konińskiego. C horoba, w reszcie i m otyw y psychologiczne, sw oisty typ p racy , p o leg ający na niecierpliw ym przerzucaniu się do now ych tem atów , spraw iły , że mimo dość obfitego
dorobku Koniński nie zdobył się — poza dwom a tom am i „P i s a rz y ludow ych“ — na w ydanie żadnej książki, a w szystkie jego najobszerniejsze p race spoczyw ają w rękopisach.
Od pierw szych ro zp raw Konińskiego przew ija się przez jego p isarstw o kilka głów nych zainteresow ań: problem na rodu i problem religii, jako tem a ty najdaw niejsze. D ołącza się do nich z czasem — około 1930 roku — problem k u ltu ry i litera tu ry ludowej, w reszcie tuż przed sam ą wojną i w jej ciągu następuje w y try sk niew ątpliw ego talentu czy sto p isa r skiego. Z ty ch zainteresow ań pow szechniejszych om ówimy u w stępu problem narodu, jako rzu c a ją c y najw ięcej św iatła na odrębność postaw y i poglądów Konińskiego. Koniński był niew ątpliw ie najsilniej żw iązany duchowo z narodow cam i pol skimi, w pism ach tego obozu głównie drukow ał, ale m otyw y jego poglądów o raz ich w ygląd intelektualny, wreszcie- ko n sekw encje polityczne, rzucone na rozwój polskiego n acjo na lizmu w latach m iędzyw ojennych, nad ają jego stanow isku o drębny w y ra z . Nie m iejsce tu taj na szczegółow e dowody, o graniczam się do punktów najw ażniejszych.
„N arodow ość jako stan c z y n n y nie jest stanem n atu ralnym , jest h ip erstru k tu rą kulturalną ponad n atu raln y m fak tem bytu plem iennego i odrębności języ k o w ej“ („K artki z polskości Ś ląsk a cieszyńskieg o“, P rzegl. W spółcz. 1935. t. IV, str. 261) — takie zdanie najlepiej w prow adza w sta n o w isko Konińskiego. O znacza ono w swoich konsekw encjach, że w szelkie, w yn ik ające z pozytyw izm u pojęcia o narodzie jako odrębnym i nadrzędnym organizm ie, a już tym bardziej irracjo n alne p rzy pisy w anie pojęciu narodu jakichś treści mi sty czn y ch i niezm iennych, a więc przekonania stanow iące szkielet m yślow y w spółczesnych nacjonalizm ów , b yły Koniń skiem u obce.
Karol L. Koniński 2 0 7
Skutek dalszy był ten, że w zjaw isku narodu szczegól nie pociągały Konińskiego spraw y odszczepieństw a n aro do wego, problem renegacji, stanow iący zagadnienie, w k tórym naród jako h ip erstru k tu ra kulturalna przełam uje się w pew nym pryzm acie m oralnym , w w yborze jednej k ultury n arodo wej przed drugą. P o z o sta ła na ten tem at w rękopisie napisana w 1929 roku wielka rozpraw a „Zagadnienie narodow ego od stępstw a na tle polskiej myśli' narodow ej 1831— 1863“. Kazu- istykę m oralną tego problem u na p rzykładzie pogranicza czesko-polskieg;o prześledził Koniński w rozpraw ie „Kartki z polskości Ś ląska cieszyńskiego“ (P rzegląd W spółczesny 1935), w reszcie od najw cześniejszych jego .ro zp ra w (por. np, „Człowiek zupełny, tw órca i n a ró d “, P rzegl. W spółcz. 1923 n r 16) zn ajdujem y na ten tem at uwagi, sięgające głęboko w trzon zagadnienia.
Koniński bowiem nie ograniczał problemu odstępstw a narodow ego do sfery niskich pobudek, ale przyjm ow ał i takie w ypadki, jak np. „możliwość renegacji w imię tw órczości. P rz y sta ją c do cyw ilizacji bogatszej, w której nie tylko jako konsum ent, ale. również jako tw órca m a lepsze w arunki — renegat niejednokrotnie na w łasnym odstępstw ie nie poprze staje, lecz owszem dorad za je swoim rodakom , i to w p rze konaniu, iż asym ilacja ta, w yzw alając ich z olbrzym iej tru d ności utrzy m an ia cywilizacji w łasnej, zaoszczędzi owocnie ich tw órcze siły“ („Człowiek zupełny“, 1. c. str. 258). Ko niński też był, jak nikt z naszych krytyków , p redestynow any do rozpatrzen ia problem u C o nrada w jego całym skom pliko w aniu m oralnym .
Ta w y raźn a odrębność w intelektualnym rozw iązyw aniu sp ra w y narodu oraz w yczulona w rażliw ość m oralna spow o dow ały, że rozwój polityczny Konińskiego poszedł inaczej, aniżeli rozwój polskiego nacjonalizm u w latach m iędzyw o jennych. Koniński w ostatnich latach przed wojną odchodzi od najbliższego mu dotąd politycznie obozu. Od roku 1935 praw ie p rzestaje pisyw ać w „M yśli N arodow ej“, a jako p u blicysta polityczny przechodzi całkowicie do „obozu M orges“ i jego organu, katow ickiego tygodnika „Z w rot“. Pow ód tej ewolucji najlepiej określić słowam i sam ego p isarza: „są nacjo naliści... których całą m ądrością i racją bytu był realizm poli tyczny, m ówiący, że nie na W schodzie, ale tam na Zachodzie, od niemieckiej ściany grozi nam wróg śm iertelny... I oto rzecz p rz y k ra i niepojęta, że zam iast iść w pierw szych szeregach w gotowości czujnej i aktyw nej, przeciw ko sw astyckim , nor- dyczącym się, zjednoczonym , solidarnym , rozszalałym Niem com — oto ci w łaśnie ludzie dziś pozw alają sobie dwuznacznie, lub zgoła niedopuszczalnie, na sym patie hitlerowskie, sw astyc- kie, sym patie krótkow zroczne, niesam ow ite“... („Zdrow a re akcja i zm ącona rea k c ja “, G azeta literacka, lipiec 1933).
2 0 8 Kazimierz W yka
Na problem niem iecki Koniński był bowiem specjalnie uw rażliw iony. I kiedy dzisiaj czy ta ć jego trzy n aście punktów, zap o w iad ający ch rozw ój zw ycięskiego hitleryzm u (por. „Lo gika s w a sty k i“, P rzeg l. Pow szech., m arzec 1933), dostrzegam y, że m ieści się w tych punktach przew id ziana i' przepow iedziana z niezw ykłą p recy zją zapow iedź w szystkiego, co w latach w ojny w dziedzinie „ p ra w “ przyniósł hitleryzm . B ył u w rażli w iony na długo p rzed dojściem H itlera do w ładzy, czego p rz y k ład em chociażby w niosek, z a m y k a ją c y rozpraw ę na tem at „D er w ahre S ta a t“ O. S p an n a: „Kto pojm ie w yraźnie i wnikli wie, że w d z i e j a c h w s z y s t k o j e s z c z e m o ż e s i ę p o w t ó r z y ć ą ż d o n i e w o l i o s o b i s t e j w ł ą c z n i e — ten zachcianek najezdniczych takiego niem ieckiego p ro feso ra-id ealisty lek cew ażyć sobie nie będzie“ („Z tęsknot i m yśli k ry z y s u “, P rzeg ł. W spółcz. grudzień 1928).
T e m aty główne publicystyki Konińskiego, a szczególnie tem a t narodu, splecione są bowiem z innymi, niemniej stałym i dy sp o zycjam i jego um ysłu. Splecione tak ściśle, że niejedno z rozw iązań intelektualnych stanow i p oprostu tran sp o zycję tych kilku zasad n iczy ch dążności. B ędą nimi: antynom ia kon serw aty zm u i postępu, pietyzm u i odm iany, w idziane zaw sze w świetle rozw iązań m oralnych i organicznych. Koniński i w piśm ie i w rozm ow ie nazyw ał siebie m oralistą i m iano takie uw ażał za n ajtrafn iejsze, jeżeli chodzi o nazw anie jego dzia łalności. W y b ó r zatem postaw y, k tó rą Koniński zwie (przy pew nym przesunięciu pola znaczenia danego term inu) — nacjo nalisty czn ą, jest w łaśnie konsekw encją ty ch trw ały ch jego dyspozycji m oralnych. „W postaw ie nacjonalistycznej z a sa dniczo n ajłatw iej o um iejętność u trzy m an ia rów now agi m iędzy tendencjam i postępow ym i a zachow aw czym i, o zdolność uni k an ia niebezpieczeństw m artw ego znieruchom ienia duchowego z jednej, chaotyczn ego rozluźnienia się z drugiej s tro n y “
(„O byczaj i m y śl“, M yśl N arodow a, 1929, n r 9).
T ak p o jęta p o staw a posiada w dążnościach Konińskiego sw oje drugie oblicze: w yższości tego, co już zdało próbę życia, nad tym , co p róby tej d otąd nie przeszło. „Nie żarło czn y pęd do nowości, ale pietyzm uw ażam y za ugrun to w any w istocie m oralnej człow ieka. P ie ty z m jest to obowiązek zachow ania w sobie tego, co się wspólnie z człow iekiem cennym przeżyło cennego — jest więc sy n te z ą p rzy k a z a ń sym patii, ‘rzeczy w istości najb liższej4 i ’wolności od czasu 4, czyli poprostu cią głości osobistej. P iety zm zaś, jeśli nie chce być w ym ienionym na drobną m onetę konw encjonalnych obrzędów pam iątkow ych lub z a g rz ą ść w coraz pły tszych w odach biernej żałoby, musi stać się czynnym , musi w ejść w atm osferę tw órczości. I to jest w łaśnie n ajg łęb szy poziom m oralności narodotw órczej. Ś w i a d o m o ś ć n a r o d o w a m o r a l n a j e s t w ł a ś n i e w y
Karol L. Koniński 2 0 9
r a z e m p i e t y z m u c z y n n e g o , m i ę d z y t w ó r - c z e g o “ (Człowiek zupełny, 1. c. str. 253).
Już te c y ta ty św iadczą, że nie chodzi w opisyw anym sta nowisku o jakiś konserw aty zm bezw zględny. Koniński' był um y słem organicznym i łudził się, że ludzkość może postępow ać naprzód, od rzucając form y już p rzestarzałe tylko w sposób ro z u m ny ,-nie czyniąc tego nigdy w sposób gw ałtow ny. Łudził się jeszcze dalej: sądził, że na glebę pietyzm u czy konserw a tyzm u m ożna przeszczepić arg u m en ty ruchów rew olucyjnych, neutralizując je w ten sposób. Św ietnym tego dowodem jest n. p. arg u m en tacja szkicu „Przew ietrzenie k u ltu ry “ (Myśl N arodow a, 1927, nr 22). N ależy w yprow adzić człow ieka p ra cującego z m urów m iejskich, m iasta „napełnić pow ietrzem , rozm ieścić w przestrzeni, ozdobić roślinnością“ — k to m a tego dokonać? „P raw o człow ieka do pow ietrza i przestrzeni może być w w aru nk ach w spółczesnych użyte jako tem at p rzew ro towy, ale w treści swej postulat ten jest naw skroś k onserw a ty w n y kulturalnie“ i dlatego powinna go sobie przysw oić grupa, k tó rab y „zaprag n ęła ocalić i pogłębić całość tendencji p sy chicznych jednostkow ych i zbiorowych, kulturalnie zacho w aw czy ch“.
Tu złudzenie posiadało jednakow oż sw oją drugą, nie wątpliwie cenną stronę. Koniński, chociaż lękał się ruchów i państw rew olucyjnych, doskonale rozum iał potrzebę zasadn i czej rewizji, i to w spraw ach ta k czułych, jak n. p. spraw a sto sunku do w łasności p ryw atnej. Oprócz szkicu „O postaw ę wo • bec w łasności“ (K ultura i W ychow anie, 1934, r. II nr 1) po zostaw ił w rękopisie zasadniczą rozpraw ę „H um anizacja w ła sności“, zaw ierającą pełny i rad yk aln y p ro g ram ograniczenia w łasności, uzasadniony w yłącznie ze stanow iska chrześci jańskiego.
Te dwie dyspozycje — pietyzm wobec w artości już istnie jących oraz m oralne, pełne niespokojnego szukania po pog ran i czach uzasadnienie tego pietyzm u—stanow ią pomost, k tó ry pu blicystykę Konińskiego łączy z jego k ry ty k ą literacką. W ięcej niż łączy : ta um iejętność subtelnego drążenia m oralnego w śród problem ów pogranicznych dopiero w jego k ry ty c e i tw órczości oryginalnej zn ajduje pełne ujście.
II.
Kiedy w rozpraw ie o „Pałubie“ Irzykow skiego („K ata stro fa w ierności“, P rzegl. W spółcz., m aj 1931) zastanaw ia się Koniński nad -pow tórnym m ałżeństw em bohatera powieści Strum ieńskiego i kied y m a ocenić, czy Strum ieński uczynił dobrze, żeniąc się pow tórnie — a to w łaśnie ma mu za złe Irzykow ski w powieści, pisze tak : „Strum ieński ożenił się po wtórnie. I to w łaśnie byłaby jego zd rad a — wina. Ale, pow ta-
210 Kazimierz Wyka
rzam , chcę b rać spraw ę Struraieńskiego na. serio, więc p ra k tycznie, b rać go nie jako powieściowego m anekina na proble m at, ty lk o jako życiow o praw dopodobnego czîowreka z ż y ciowo pow ażnym zadaniem . W ięc co m ial zrobić człowiek doj rzały , ale m łody jeszcze, p rzy z w y cz a jo n y już do życia seksu alnego?... W iększym filisterstw em , niźli w p rak ty ce ratow ać z ideału, co się da, jest zachow yw ać całe ideały — ale m a ry now ane w lite ra tu rz e “ (1. c. str. 218—219).
Kiedy w omówieniu poem atu M. Paw likow skiego „W ierzę w jednego B o g a “ („M iędzy stoicyzrnem a chrześcijań stw em “, M yśl N arodow a, 1935, n r 37) cy tu je w erset Paw likow skiego, św iad czący jak z zach w y tu nad p rzy ro d ą rodzi się m odlitw a, dodaje niespodziew anie: „W yznam odrazu otw arcie, że głębiej w zru szy łab y mię ta afirm acja, g d y b y mię doszła z ust czło wieka, k tó ry n a s e r i o dośw iadczył złej doli, boć przecież sam o już m odlenie się w domu św iatłym i zam ożnym , nie w ciem nym zak am ark u m iejskiej lub w iejskiej biedoty jest wielkim przyw ilejem losu, którego nie zaznały m iliony“ (1. c. str. 565).
W obydw u w y p ad kach k ry ty k w ychodzi poza granice om aw ianego utw oru i wie, że wychodzi. „Nie jako powieścio wego m anek in a“ pragnie trak to w ać Strum ieńskiego, ale jak p ostać „z ż y c ia “. Ocenę w ersetu Paw likow skiego m ąci mu m yśl, iż ten w erset p o w staw ał w zasobnym kulturalnie domu w M edyce, a wieleż takich domów w P o lsce? W obydwu w y p adkach k ry ty k w yłam uje się z ram utw oru w imię pewnego postulatu m oralnego i p ostulat ten czyni spraw dzianem słusz ności danej postaci (Strum ieński) czy danego m otyw u (este- ty zu ją ca religijność). Postępow anie, które stanow i podstaw ow e założenie k ry ty k i literackiej Konińskiego, a zarazem ta stro n a zagadnień literackich, na któ ry ch przede w szystkim skupia się jego uw aga jak o k ry ty k a . T ę d y też, jak się w spom niało, publi c y s ty k a K onińskiego przechodzi w jego k ry ty k ę literacką.
W p rzed staw io n y sposób Koniński postępuje bardzo często. Z obrazujem y to przyn ajm niej na jednym jeszcze p rz y kładzie. R o z trz ą sa Koniński los Niechcica w „Nocach i dniach“ i pow iada, że „bądź co bądź Niechcicowi au to rk a ułatw iła nieco życie, rzeczyw istość, k tó rą mu dała, aby się na nią zgodził, nie b y ła z tych n a jtru d n ie jsz y c h “ (M yśl N arodow a, 1935, n r 52). Z ostaw iła go n a wsi, w śród zn anych mu w arunków życia i p racy , d ała mu żonę n ienajgorszą i dom, w k tó ry m nie brak „naw et rub aszn y ch pociech spiżarni zaopatrzonej w przysm aki wiejskie, k tó ry c h woń persw aduje, że życie nie jest takie złe“. Ale niechby ten Niechcic znalazł się w środow isku miejskim; niechby m usiał zo stać urzędniczyną na lichym zarobku, „z k tó rego u trz y m ać trzeba dziecko, um ierające na suchoty w sute- rynie w ielkiego m ia sta “, ujrzelibyśm y dopiero, jak on zdał swój egzam in z ch a ra k te ru .
Karol L. Koniński 211
D y g resja podobnej treści ciągnie się długo i kończy jakże znam iennym w yznaniem : „Jeśliby kto tu zarzucił, że do k ry ty k a nie należą takie m oralistycznc dygresje, tylko ro z p a try wanie ‘w yłącznie literack iej’, czyli estetyczno-form alnej stro n y dzieła, to ja naw et na tę zasadę zgodziw szy się prow i zorycznie odpowiem, że ta (pozorna) d y g resja i z tego w zględu jest celowa. Bo p ra k ty k a ‘ściśle literack a’ bada w rażenia z dzieła i przedm iotow e w arunki w rażeń; jeżeli celowość dzieła literackiego jest m oralistyczna, to k ry ty k py ta o głębie w strząsu m oralnego, jaki dzieło w yw oła; w danym w ypadku stw ierdzam , że w rażenie m oralne jest głębokie — ale nie jest jeszcze ta-к w strząsające, jak b y mogło być, gdyby autork a swego człow ieka m oralnie zw ycięskiego postaw iła w okolicz nościach życia bardziej nieszczęsnego“ (ibid).
Koniński był zatem św iadom wyników swojego m oralizm u kry tyczn ego. Jego m oralizm to nie poszukiw anie form uł budu jących czy kaznodziejskich, to jedno, — ponadto ten m oralizm , chociaż w ybiega poza utw ór, nie jest tylko snuciem dow olnych rozw ażań, ale do utw oru pow raca i służy jego ocenie. Dlaczego godność m oralna Niechcica nie daje jakiegoś w strząsu, choć budzi szacunek? Bo istnieją losy trudniejsze od jego. Dlaczego Irzykow ski niesłusznie pom aw ia Strum ieńskiego o zdradę ideału? Bo cóż m a czynić w jego sytuacji norm alny m ężczyzna. J en m oralizm jest więc p r a k t y c z n y i k o n k r e t n y . Nie odwołuje się do jakichś ab strak cyjn y ch norm, lecz do przecięt nych sy tuacji duchow ych i tego, jak zazw yczaj by w ają one rozw iązyw ane. Z aw ierają się w nim te właściwości, które Ko niński p rzy p isy w ał „człowiekowi polskiem u1' wogóle — „ro z sądek konkretny, rozum dośw iadczony“. „Człowiek rozsądny, w szlachetnym a nie płasko u ty litarn y m sensie, to przeciw ień stwo człow ieka suchego, bez uczuć. On m u s i być rozsądnym , aby sobie dać radę ze swoim nadm iarem , on musi sta ra ć się o o b i e k t y w i z m , to znaczy chcieć zrozum ieć św iat od jego strony, w jego w łasnym , niezależnym od m ego widzimisię b y towaniu, ażeby nie zatopić się w swojej w ulkanicznej lawie uczuć i afektów, n astrojów i popędów“ („O człowieku pol skim “, P rzegl. W spółcz. kwiecień 1936, str. 85).
Ale m oralizm Konińskiego, chociaż Jego bazę tw o rzy ta podstaw a zdrow ego rozsądku i dośw iadczenia, sięga, znacznie dalej. Jest również m oralizm em w sensie poszukiw ania i od w ażania istotnych intencji m oralnych, a więc niekoniecznie tych, które autorow i czy postaci w ydają się najdonioślejsze, ale tych, które z dzieła w ynikają w sposób często niezam ie
rzony ze stro n y pisarza. To drążenie na pog'raniczu m oralnym , które w ogólnej publicystyce Konińskiego nie zaw sze znajdo w ało dosyć m ateriału, w śród dzieł literackich znajduje go pod dostatkiem i co w ażniejsze — przede w szystkim poszukuje on w literaturze m ateriału do takich prób.
212 Kazimierz W yka
K iedy przypom nieć najw ażniejsze p race k ry ty c z n e Koniń skiego, d o strzeg am y , że do ty czą one przew ażnie dzieł, które przede w szystkim są w ażne ze w zględu na swoj w ygląd m o raln y , a jeżeli naw et posiadają skom plikow any w y g ląd for m alny, to jest to jedynie m ask a dla u k ry ty c h treści1 etycz nych. Koniński pisał o „N iespodziance“ R ostw orow skiego (M yśl N arodow a, 1929, n r 11), dw ukrotnie zestaw iał „ Ju d a s z a “ T e tm a je ra z „ Ju d aszem “ R ostw orow skiego („Polskie
d ra m a ty o Ju d a sz u “, Głos Narodu. 1922, nr 104, 112, „Dwa d ra m a ty o Ju d a sz u “, M yśl N arodow a, 1932, n r U ), o „Dniu jego p o w ro tu “ N ałkow skiej („W tajnikach w ybaczenia“, M yśl N arodow a, 1931, n r 26), o Paw likow skiej, W olskiej i O bertyn- skiej („Poeci m ed y c c y “, /Myśl N arodow a, 1935, nr 31—33), 0 „Nocach i dniach“ D ąbrow skiej (M yśl N arodow a, 1935, n r 50— 53), o M ickiewiczu na tle jego rozm ów („M ickiewicz sej m ow y“, P rz e g lą d W spółczesny, w rzesień 1933), o Ignacym C hrzanow skim (tam że, kwiecień 1936), kilkakrotnie, i to zaw sze ze stanow iska etycznego o Boyu-Źełeńskim (por. n. p. „Dwie m isje B o y a “, Myśl N arodow a, 1931, nr 5, „Zabaw a z W ojcie chow skim “, G azeta L iteracka, 1932, r. III nr 5, „Żeleńskiego atak u je Irzy k o w sk i“, tam że, 1933, r. IV, n r 9) — i to jest grupa jego p rac -krytyczno-literackich, skierow anych ku dziełom 1 osobom, n asu w ający m przede w szystkim konieczność oceny
m oralnej. W y b ijają się pośród nich znakom ite, o trw ałej w a r tości i niestępionej przenikliw ości duszoznaw czej ro zpraw y o „człow ieku polskim “ C hrzanow skim , o M ickiewiczu i D ą brow skiej.
Ale, jak się rzekło, Koniński z niem niejszą trafnością, ch o ciaż rzadziej, sięgał do dzieł skom plikow anych form alnie, a sk ry w a ją c y c h pew ną kazuistyk ę m oralną. Jej obfite źródło znalazł przede w szy stk im w dorobku K arola Irzykow skiego; bezw zględna praw ość m oralna i przenikliw ość m yślow a łączy tych p isarzy , łączy rów nież to, co z m yślą o „P ału bie“ napisał Koniński: „za wiele widzę p a s j i ’ m y ś l o w e j , bym mógł przypuścić... że było to pisane tylko z zim nym okrucieństw em c zy steg o in telek tu alisty “. Znalazł przede w szy stkim w „ P a łu bie“, jakiej poświęcił sw oją bodaj n ajlepszą pracę k ry ty czn a („K atastro fa w ierności“, P rz e g lą d W spółczesny, m aj 1931), zn alazł rów nież w cały m system ie k ry ty c z n y m Irzykow skiego, do k tó reg o po wiele ra z y pow racał, najobszerniej w rozpraw ie „ E ty zm w k ry ty c e litera c k ie j“ (Zet, 1935, n r 23— 24, nr 1—2, ponadto o „W alce o tre ś ć “ — „Na tro pach fra z e su “*, M yśl N a
rodow a, 1930 n r 33, o „L żejszym k alib rze“ — „O statn ia k sią żka Irzy k o w sk ieg o “, Ateneum, 1938, n r 3). Stosunek treści do form y, tak jak go ujm uje Irzykow ski, uznaw ał też Koniński za sw oją w łasność i posługiw ał się nim w podanym przez Irzyk ow skiego sform ułow aniu (por. „Cień P a r a k le ta “, G azeta literacka, 1933, kwiecień). Irzykow ski ze swej stro n y doskonale rozum iał
Karol L. Koniński 2 1 3
intencje Konińskiego, w yczuw a! pokrew ieństw o um ysłów i po ogłoszeniu „K atastrofy w ierności“ zaw iązała się m iędzy pisa rzam i długoletnia i b ardzo ciekaw a korespondencja (listy Irz y kow skiego zachow ały się).
S p raw a „ P a łu b y “ nie jest odosobnionym przykładem . Do tej sam ej części dorobku Konińskiego należą omówienia „ P r z y gody w nieznanym k ra ju “ A. G ruszeckiej (P rzegląd W spół czesny, czerw iec 1934), „W ygnańców E w y “ Kudlińskiego
(Myśl N arodow a, 1933, nr 22) c z y a rty k u ły o „P asjach błę- dom icrskich“ Iw aszkiew icza (Ateneum, 1939, n r 7) oraz W it kiewiczu („N ark o ty k i“, M yśl N arodow a 1933, n r 20, „Rozm owa z niedźw iedziem “, G azeta Literacka, lipiec 1932).
Na podstaw ie tych dwóch działów dorobku Konińskiego odtw órzm y jego m etodę k ry ty czn ą, podajm y nadto niektóre przynajm niej p rzy k ła d y przenikliw ości m oralnej, bo tym p rze cież w yp ad a m ierzyć osiągnięcia k ry ty k a-m o ralisty , k tó ry nie zadow ala się pozoram i. „ S ą b ł ę d y a r t y s t y c z n e , k t ó r e m a s i ę p r a w o o d c z u w a ć j a k o b ł ę d y e t у с z n e “ („W tajnikach w ybaczenia“, 1. c. str, 344) — pisze Koniński z m yślą o pierw otnym , dzisiaj poniechanym przez N ałkow ską, zakończeniu „Dnia jego pow rotu“ i w skazuje w tych słow ach to połączenie pom iędzy k ry ty k ą stricto sensu a oceną m oralną, któ re najczęściej u niego zachodzi. W tym w zględzie istnieje u Konińskiego całkow ita jedność zadań k r y tycznych. „Dopóki rzecz toczy się jak sam o życie, dopóki z d a rzenie jest praw dopodobne, nie ma się potrzeby bezpośred niej — k ry ty k i form alnej; odczuwanie czysto form alne jest tylko zaciekaw ieniem w tórnym , ‘luksusow ym ’ lub też nauko w ym : jak z r o b i o n e jest zdarzenie, że nie widać, iż jest z r o b i o n e ? Ale jak się zdarzenie załam uje, jak p rzestaje mieć w ygląd praw dy, to w ted y z konieczności jawri się k ry ty k a form y, (kom pozycyjnej), k tó ra zresztą identyczna jest z k ry tyką treści: bez zrozum ienia treści zdarzenia, nie pojąć, skąd załam anie?“ (ibid. str. 345).
Słow a takie w yjaśniają, dlaczego to m oralizując na m a r ginesach dzieł, Koniński poprzestaje zazw yczaj na danych zdrow ego rozsądku il dośw iadczenia życiowego. Ale mówią również one coś więcej. P r z y takim zrów naniu problem ów form y, p raw d y i treści etycznej nietrudno dostrzec koneksje tego ujęcia z system em k ry ty czn y m Irzykow skiego, a poprzez niego z m ora!izm em form u Hebbla i' niejednym z poglądów B rzozow skiego. W sposób tak integralny, zrów nując ocenę etyczną z oceną form alną, k ry ty k staw ia przed sobą otw orem taką drogę, na jak ą go pociągną górujące w nim skłonności: albo ku pasjonującym , jeżeli je napraw dę równom iernie tra k tować, zagadnieniom tego integralizm u, albo poprostu ku m ora- lizmowi. Koniński przew ażnie odczytuje postaw y i intencje m o ralne, znacznie rzadziej utrzym uje się w ram ach założonej
2 1 4 Kazimierz W yka
rów ności ze spraw am i' form y. C zyni to, chociaż co raz napo ty k a m y w jego a rty k u łach zdania, dowodzące, że ta św iado m ość nigdy go nie opuszczała, jak ten n. p. ustęp z recenzji „ P rz y g o d y w nieznanym k ra ju “ : „N aczelne zadanie k ry ty k i f o r m a l n e j m ożna, zd aje się, zaw rzeć w pytaniu: jakim i sposobam i p o eta buduje fikcyjny św iat sw ojego dzieła, z jakich m ateriałów , i czy to jest św iat po swojem u konsekw entny, t. zn. c zy czytelnik zo staje przeniesiony w sferę jakiejś ‘rzeczyw i sto ści’ specyficznej, w której p rzebyw a bezpiecznie, czyli też b łęd y au tora, jego n iedopatrzenia i niedociągnięcia nie w y trą
cają go raz po raz ze złudzenia, i z pow rotem odrzucają go w jego w łasną rzeczyw istość ‘rze c z y w istą ’“ (1. c. str. 431).
Tak więc m etoda Konińskiego, założenia, któ ry ch nie zaw sze on d otrzym uje, są szersze od jego pred ylek cji k ry ty c z nych. M etoda mieści w sobie (i m ieści słusznie) rów noległość form y a jej oceny konkretno-m oralnej, rozw iązania to prze- ślepiają. D w a p rz y k ła d y w skażą, jak p rześlepiają. Analizuje np. Koniński „P rzy g o d ę w nieznanym k ra ju “, dow odząc tra f nie, że jej problem c e n traln y stanow i sp raw a sam otności, nie m ożność naw iązania rzeczyw isteg o k o ntak tu z drugim czło wiekiem . S tw ierd ziw szy to w treści dzieła, nagle poczyna autorce czynić w y rz u ty za „nierów ność język a, nieprzystęp- ność w y rażen ia się“, nie pam iętając, że ten przeintelektualizo- w any, tru d n y sty l powieści pozo staje w najściślejszym zw iązku z jej problem em centralnym , że powieść o lierm etyzm ie p sy chologicznym musi rów nież posiadać cechy herm etyzm u s ty listycznego, a w przy p ad k u G ruszeckiej p o siada w w ysokim stopniu. Albo znów z ro zp raw y n a tem at „Nocy i dni“ zn a m ienne rozdzielenie problem u jeszcze bardziej jednolitego: „ Jak idea dzieła jest docieraniem i dodzieraniem się up orczy w ym do w ew nętrznego nurtu patosu, piękności, wielkości, sensu, jaki tętni tajnie w spraw ach m ałych, tak i w narracji swej poetka grom adzi nam pełno relacyj o aktualiach życio w ych, albo i o w ażnych spraw ach życiow ych, ale spraw ach prozaicznych, jak k łopoty z dziećmi, gospodarskie, choroby i ty m podobne“ (l.c. str. 819). Ja k b y tego gatunku „ideę“ dało się przep ro w ad zić p rzez inaczej w y g lą d a ją c ą „form ę“.
W y zn aw an a przez K onińskiego skala w artości literackich odbiega od skali w yznaw anej przez w spółczesnych mu k r y ty ków. W niej^ to w y ra ż a się przede w szystkim pietyzm wobec w artości, k tó re już były. Koniński nie stronił w praw dzie od w spółczesności i żaden z jego artyk u łó w nie jest pośw ięcony którem uś z p isa rz y M łodej »Polski (poza grzecznościow ym w stępem do „Rym ów i rytm ów “ M acieja Szukiew ieza), mimo to ten sam Koniński okres M łodej Polski uw ażał za bezw zględ
nie w yższy od przeży w an ej przez niego rzeczyw istości literac kiej. „H istory czn ie-literack o poeci m ed y ccy należą, przez W o l ską, do okresu. Młodej Polski, przez najm łodszych kontynuują
Karol L. Koniński 2 1 5
tę w spaniałą dobę poezji naszej, której przekazane zdobycze napew no stanow ią to, co najlepsze jest w naszej poezji powo jenn ej“ („Poeci m ed y ccy “, 1. c. str. 499) — albo ty m razem z dziedziny postulatów k ry ty c z n y ch : „W alka o wolność sztuki, w epoce M łodej Polski zw ycięsko przeprow adzona, nauczyła k ry ty k ę literacką zasady , odtąd niew zruszonej, że jedynym obowiązkiem tw ó rcy jest tw orzyć to i t y l k o t o, co n a j l e p s z e g o tw o rzy ć on zd o ła“ (ibidem, str. 500).
T a m łodopolska skala w artości w y ra ż ała się głównie w arty k u łach p ro g ram ow o-krytycznych, takich jak np. „Zu bożenie d u szy “ (M yśl N arodow a, 1927, nr 23), „Zgaszenie k rajo b raz u “ (M yśl N arodow a, 1928, nr 2 i 4) czy „K oniunktura pato su “ (M yśl N arodow a, 1929, nr 2), pośw ięconych polemice z tezam i poetyckim i „Z w rotnicy“, którym Koniński pośw ięcał baczniejszą uwagę, aniżeli równoczesnem u rozwojowi skam an- drytów . Z nachodzą się w tej polemice ch arak te ry sty c z n e dla m łodopolskiego dziedzictw a nieçorozumieni'a. Koniński broni praw a poezji do k rajo b razu i opisu, praw a podw ażanego przez P rzybosia, nie d o strzegłszy, że w tezach przeciw nika chodzi tylko o młodopolskie, bierne i' estety zu jące użytkow anie piękna przy ro d y , o n atu raln ą reakcję przeciw ko stanow isku już do p rzesytu zbanalizow anem u przez epigonów. Mimo to ujęcie Ko nińskiego kw itow ane było w „Z w rotnicy“ jako pozycja opo nenta lojalnego i uczciwego.
Tę c h a ra k te ry sty c z n ą dysproporcję pom iędzy m etodą k ry ty c z n ą Konińskiego a jego upodobaniam i i skalą w artości literackich pom niejsza w dużej m ierze i w yrów nuje jego p rze nikliwość m oralna, um iejętność oceny w ym ijającej pozory. Na tych pograniczach sądu, gdzie łatw o się zabłąkać, Koniński nie błądzlił praw ie nigdy, um iał odczuć doskonale pisarzy na pozór mu dalekich, umiał celnie nazw ać objawy trudne do ^określenia. Oto niektóre przy k ład y . Zdaw ałoby się, że trudno
0 książkę odleglejszą od upodobań Konińskiego, jak „N ienasy cenie“ W itkiew icza. T ym czasem c zy tam y : „Jakże m ęskim w porów naniu ze znużeniem m elancholijnym Iw aszkiew icza jest srogie i w yuzdane szyderstw o W itkiewicza, P rz era ź liw y 1 gęsty cuch śm ierci idzie od w itkiewiczow skiego św iata. Ale jednak w tej złow rogiej zawziętości, w przedstaw ianiu upadku, w tym naw et dosyć hum orystycznym , osobistym p rzekom a rzaniu się i lżeniu przez au to ra swych postaci’, w yczuw a się ja kąś krzepkość i jak ąś indygnację. Nie m a tu dekadentyzm u znużenia, ani tego dekadentyzm u najgłębszego, k tó ry jest chłodno szyd erczy m zadowoleniem z zaniku w artości... Grube to szyd erstw o przypom ina mi raczej, choć naturalnie bardzo z daleka, cierpki i b rutaln y sm utek starego, zgorzkniałego — choć nie cynika bynajm niej — barokow ego szlachcica, W a cław a P o to ck ieg o“ („R ozm ow a z niedźwiedziem “, 1. c.).
2 1 6 Kazimierz W yka
Kto znał osobiście Ignacego Chrzanow skiego, tego na- pew no u d e rz y absolutną trafn o ścią takie oto porów nanie użyte w doskonałej c h a ra k te ry sty c e C hrzanow skiego, porów nanie o intuicji k ry ty k a i o sam ym przedm iocie m ówiące więcej od cały ch stro n ic: „d la mnie nie ulega w ątpliw ości, że w W ieku O św iecenia Ig n acy C hrzanow ski byłby prędzej człowiekiem w peruce niż człow iekiem ze sarm ackim czubem na ciem ieniu— ale, jako P o lak , byłby człow iekiem Ośw iecenia w guście jakie goś G en erała Ziem P odolskich i jego w ychow anków , t. j. bez fanatyzm u w olnom yślicielskiego i bez kosm opolityzm u; a jakby się dow iedział o Rew olucji F rancuskiej, to by jej był sprzyjał, rad u ją c się z D eklaracji p raw człow ieka i obyw atela, ale po tęp iając i bolejąc nad jej w yb ryk am i i okrucieństw am i“
(„O człow ieku polskim “, 1. c. str. 98).
To o ludziach. Z niem niejszą trafnością oznaczał Koniński całe zjaw isk a kulturalne, całe p rąd y , i1 to naw et takie, k tóre — zdaw ało b y się — m ogły przem ów ić do jego um ysłu religijnego,
n asyconego skłonnościam i gnostycznym i. Oto zdania o tow iań- szczyźnie: „N iepodobna zaprzeczyć, że tow iańszczy zna jest se k tą — i to nie tylko w znaczeniu teologiczno-dogm atycznym , z o rtodoksalnego punktu w idzenia, choćby tylko przez swoje stosunki sek ciarsk ie — lecz i w ogólniejszym . Sektą, z całą ty pow ą psychiką ‘w y b ra n y c h ’ o dg rad zający ch się z żałosną ja k ą ś pychą od otoczenia, p rzy pisujący ch sobie jakieś praw a z u p in i e w yjątkow e... sektą, z całym ty m niewolniczym , do słownie, poddaniem się ubóstw ianej, znowuż dosłownie, je d nostce, z cały m ty m nerw ow ym , niesam ow itym , obyczajem , tak dalekim od sposobu bycia now ożytnego, ale i różnym od m istyki r e g u l a r n e j , ze w szystkim i tym i w ygórow anym i, już nie m istycznym i, ale fantasty cznym i nadziejam i, z całym , słow em , tym swoim a u t y z m e m z b i o r o w y m , k tó ry jest d ecy du jącą cechą sekciarstw a, jako zjaAviska psy ch o -so * cjaln eg o “ („M ickiewicz sejm ow y“ , 1. c. str. 356).
Dorobek k ry ty c z n y K onińskiego p rzed staw ia się zaty m jak o całość o zakreślonej w praw dzie w sposób oryginalny i w ła sn y m etodzie k ry ty c z n ej, ale m etodzie rzadziej w y k o ny w anej w pełnym swoim rozm iarze, częściej porzucanej na rzecz ulubionych p red y lek cy j tem aty czn ych p isarza. Kiedy jednak Koniński m etodę sw oją p rzeprow adzi w całej pełni, pow stają p rac e tak znakom ite, jak „K atastrofa w ierności“, kiedy po
n a d to w ocenie zjaw isk zda się na sw oją niezaw odną um iejęt ność o d czy tyw an ia utajonych intencji i w łaściw ości m oralnych, p o w stają rów nie znakom ite stronice jego pism.
III.
Dorobek K onińskiego nie o granicza się do ram już om ó w ionych, przy n osi niejedną niespodziankę z poza ich zakresu.
Karol L. Koniński 2 1 7
Niespodziankę św iadczącą, że był to um ysł bo g atszy nad wszelkie, naw et z jego w łasnej p racy w yabstrahow ane for m uły. Z tych niespodzianek dla b ad acza litera tu ry 'n a jw a zn ie j- szą jest praw ie całkiem zapom niana, a całkowicie słuszna w swoicli w ynikach i niemniej słuszna w użytej m etodzie roz p raw a: „Niech Imię jego będzie pochwalone. P rzy czy n ek do kwestii form y poetyckiej oraz zw iązków m iędzy szykiem w y razów a akcen tem “ (Języ k Polski, 1923, n r 3 i 4).
B ezpośredni cel tej ro zpraw y jest dosyć p ro sty : zbadać, dlaczego z wielu m ożliw ych układów zdania „Niech Imię jego będzie pochw alone“ posłużył się Kasprowicz w drugim wierszu „M ojej pieśni w ieczornej“ tym właśnie, a nie innym układem . Ten cel staje się zarazem dla Konińskiego p retekstem do zilu strow ania pew nych ogólnych założeń z teorii literatu ry, zało żeń — pow iedzm y to odrazu — najbardziej pouczających w śród jego pom ysłów teoretycznych oraz pretekstem do stw orzenia ciekawej a p a ra tu ry pojęciowej, dotyczącej szyku w yrazów , budow y fra z y zdaniow ej etc.
Założenia ogólne w y gląd ają następująco: „Skoro m niej szą lub w iększą (głębię uczuciow ą’, m niejszą lub w iększą ‘w a r tość e stety czn ą’ utw oru p rzy zn ajem y mu tylko dzięki zetknię ciu się z n i m s a m y m — tj. z pewną określoną ilością pew nych w yrazów , w pewien określony sposób ustaw ionych, — n i e z a ś z d u s z ą p o e t y , któ rab y poprzez utwór, ale j a k o b y środkam i p o z a u t w o r e m znajdującym i się do nas przem aw iała, skoro więc poczucie najbardziej naw et ści słego zw iązku z poetą zaw dzięczam y nie czemu innemu, jak tylko jego u t w o r o w i , — przeto, w y j ś ć p r a g n ą c p o z a s f e r ę o g ó l n i k o w e j l i t e r a c k o - e s t e t y c z - n e j t e r m i n o l o g i i w a r t o ś c i u j ą c e j , winniśm y w drodze badań m onograficznych ustaw iać i ustalać następu jące dwa szeregi odpowiedników : L S z e r e g s u b i e k t y w n y — d o z n a ń czytelnika (badacza);, doznań ozna czanych teilminamii m ający m i ogólnie zrozum iałe znaczenie em ocjonalne i estetyczno-w artościujące; II. Szereg o b i e k - t y w n y — pew nych c e c h b u d o w y utw orów poetyckich... W inniśm y do danego nam m ateriału poetyckiego w prow adzać dowolnie pewne zm iany, aby się dowiedzieć, j a k i e i m o d p o w i e d z ą z m i a n y w doznaniach subiektyw nych, aby więc dojść, c z y m s i ę r ó ż n i doznanie form y f a k t y c z n i e u ż y t e j od doznań form innych, e w e n t u a ! n у с h “. W obec tego Koniński w sposób bardzo subtelny i pełen cierpliwości bada możliwe u k łady wym ienionej frazy, notuje odpow iadające jej przem ianom doznania subiektywne, dla ich oznaczenia tw o rzy nowe i> ciekaw e term iny (np. d ysw ersja, przycisk nowości, układ najm niejszego napięcia etc.), czyniąc to w sposób ścisły i jak n ajd alszy od niekontrolow anej impre- syjności1. Z przeglądu tego okazuje się, że istnieją fra z y o z n a
cznie silniejszym napięciu em ocjonalnym i znaczeniow ym , ani żeli ta, jakiej użył Kasprow icz, bard zo bliska „układow i n aj m niejszego nap ięcia“, a więc takiem u, „którem u w szeregu subiektyw nym odpow iada poczucie czegoś niepobudzającego“. W n aszy m w ypadku jest nim układ analogiczny do pozdro w ienia „Niech będzie pochw alony Jezus C h ry s tu s “, a m iano wicie: „niech będzie pochw alone jego im ię“.
D laczego K asprow icz nie u żył układów m ocniejszych em ocjonalnie, ale ty lk o o stopień m ocniejszy od wym ienionej fo rm u ły? T łu m aczy to m iejsce w ersetu pośród otaczający ch go w ierszy :
On był i m y śm y byli przed początkiem — niech imię Jego będzie pochw alone!
R azem z gw iazdam i byliśm y i słońcem .
Wiiersze p ierw szy i' trzeci, w yw odzi Koniński, „m ają ch a ra k te r e p i c z n y : w p ro sty c h zdaniach rozsnuw a się tu opo w iadanie o pew nych b y t a c h . N atom iast w iersz drugi' jest w staw k ą liryczną, w y ra ż a ją c ą pragnienie oddania chw alby jednem u z ty ch bytów ; którem u zaś, to nie ulega żadnej w ąt pliw ości: Jem u, nie nam. Wliersz drugi jest r y t u a l n y m p o- k ł o n e m, oddanym w czasie, kied y psychika przebiega od w yobrażenia w spólności naszej z ‘Nim ’ do w yobrażenia w spól ności ‘z gw iazdam i i słońcem ’“.
„Z pow yższego w ynika, że w iersz drugi nie m oże mieć ani fizjognomii zb y t w yraźnej, ani1 nie może kończyć się spadkiem głosu / bo to by w yw ołało psychiczne w yodrębnienie się w ier sza trzeciego, k tó ry przecież jest ko n ty n u acją w iersza pierw szego // spadek — „niech imię jego pochw alone będzie“ //, ani w reszcie nie m oże odznaczać się ak centam i logicznym i, z w ła szcza na j e g o // p rzy k ła d — „jego niech imię pochwalone będzie“ //.
„S tąd o kład ten m usiał zostać w y b ran y spośród tych, które są najbliższe poziom u w artościow ego ‘układu n ajm n iej
szego napięcia’... P o z o sta ła jeszcze jedna sp raw a: czy powie dzieć ‘imię jego niech będzie pochw alone’, czy też ‘niech imię Liego będzie pochw alone1? Otóż „szala p rze w aż y ła “ (czyli r a
czej w ew nętrzne ucho p oety u słyszało tylko to) na k o rzy ść tej ostatniej form y, jako zaw ierającej dy sw ersję grupy ‘niech fl będzie pochw alone’, jako w y razistszej niż pierw sza. D ysw er- sja zachodzi w tedy, kied y w y ra z y należące do jednej gru p y drugorzędnej poprzedzielane są w yrazam i z innych g rup .“
Om ówiona ro zp raw a w yd aje się w ażna nie ty le m oże ze względu na jej w yniki, św iadczące, że w ty m m iejscu K aspro w icza ucho nie zaw iodło (a częściej zawodziło, niż w sk azy - zw ało n a le ż y ty w ybór), ile ze w zględu na m ieszczące się w niej m ożliwości i zapow iedzi. M ożliwości zaw ierające się w tym , że tylko w ten cierpliw y i ek sp erym en talny sposób dają się
Karol L. Koniński 2 1 9
napraw dę zbadać tajem nice stylu poetów o pew nych w y ra ź nych predylekcjach składniow ych, jak np. Norwid czy Miciń- ski. C zy stw orzone p rzez Konińskiego pojęcia pomocnicze na to w y starczą, rzecz to odrębna. Zapowiedzi zaw ierają się zaś w tym , że Koniński doskonale przeczuw ał znaczenie specjalnie s k o n s t r u o w a n e j f r a z y dla zagadnień rytm u i stylu poetyckiego. F ra zy , k tó ra w najnow szych naszych badaniach nad w ierszem (M. Dłuska, S. Furm anik) jest słusznie wpro-^ w adzana jako pojęcie nadrzędne nad stopą m etryczną, pojęcie* w reszcie, które dopiero pozw ala w yjść poza ustalone trz y s y stem y w iersza (sylabiczny, sylabo-toniczny i tuniczny) i zmie ścić w system klasyfikacji w iersza w iersz aw an g ard y i po dobne mu zjaw iska. C ała arg um entacja Konińskiego o parta jest bowiem o zagadnienie fra z y i jej zm iennego w aloru zna- czeniow o-rytm icznego, a więc o moment, którego jeszcze Sie
dlecki ani Zawodziński nie oceniali w jego pełnej w artości. Dlatego to zapom niana ro zp raw a Konińskiego w ydaje się pi szącem u p rek u rso rsk a tak w swoich m ożliwościach p ra k ty c z nych, jak zapow iedziach teoretycznych.
Z ainteresow ania Konińskiego dla k u ltu ry i litera tu ry lu dowej pochodzą dobrze sprzed pierw szej w ojny św iatow ej, kiedy jako uczeń gim nazjalny bawił w Albigowej, w zorow ej wsi galicyjskiej pod Łańcutem (por. „P isarze ludowi“ , t. I, str. VIII), ale dopiero około 1930 roku te zainteresow ania na nowo naw inęły mu się pod pióro, tym razem w sposób stały. Ich owocem ^w spom niana już p raca doktorska „O kulturze lu dow ej“, w spółpraca w miesięczniku J. C ierniaka (przyjaciela Konińskiego) „ T e atr ludow y“ (cykl arty k ułów : „Rom ain Rol land o tea trz e ludow ym “, 1932, nr 10, „Z dziejów te a tru zbio row ego“, nr 11, „O komedię ludow ą“, 1933, nr 1, „Pojęcie te a tru “, n r 3 —4, „O tzw. teatralizacji ż y c ia “, nr 5, „ T e atr obrzę dow y“, n r 11, „R odzaje te a tru “, nr 12), wiele artyk ułó w w in nych czasopism ach (z nich najw ażniejsze: „Z życia rodziny wiejskiej i robotniczej“, P rz eg lą d Pow szechny, 1932, m arzec, к W spraw ie lite ra tu ry ludow ej“ , Zagon, lip? ее 1939, „O u- praw nienie g w a ry “, „C zy pielęgnow ać g w arę“, Myśl N aro dowa, 1937, nr 45, 46), w reszcie wstęp (poprzednio drukow any w „Kulturze i W y chow aniu“, 1936. nr 2) oraz opracow anie antologii „P isarze ludowi. W y b ó r pism i studium o literaturze ludowej“ (Lwów, 1938, t. I— II).
To (niepełne) zestaw ienie tytułów daje pojęcie o roz m iarze ludowych p rac i zainteresow ań Konińskiego, ocenę zaś ich w artości najlepiej będzie, jeżeli pow tórzym y za badaczem najbardziej w tym w zględzie kom petentnym , prof. S. P ig o niem: „Dopiero kied y zadania podjął się dr K. L. Koniński... w tedy okazało się, że piśm iennictw o ludowe u nas jest już zjaw iskiem w cale rozległym , w sobie skom plikow anym , o zd e cydow anych talentach i bogatej problem atyce, i że m oże być
220 Kazimierz W yka
przedm iotem osobnego badania. D w utom ow a antologia „P i sa rz e ludow i“, op racow ana z pietyzm em przez Konińskiego, sta ła się dokonaniem g ranicznym . Od niej rozpoczyna się u nas naukow e studium p isa rz y ludow ych“ („Z arys najnow szej lite ra tu ry ludow ej“, Kraków , 1946, str. 8—9).
W roku 1935 (nr 32) przyniosło „ P ro sto z m ostu“ osnute na m otyw ie biblijnym opow iadanie K onińskiego „W y p raw a do ziemi M o ry ja “. Niewiele w cześniej drukow ane, piękne i zadum ane „wspom nienie listopadow e“ p. t. „G odzina w B e sk id zie“ („Z et“, 1934, n r 15) św iadczyło również, że Koniński w ład a dobrze k o n stru k cją a rty sty c z n ą , a przede w szystkim uczuciow ą ew okacją wspom nień. Dopiero jednak n a kilka m iesięcy p rzed w ybuchem w ojny okazało się jaw nie, że sk ry w a się w nim n iew y ż y ty talent pisarski. „A teneum “ S. N apier- skiego przyniosło w o statnim sw ym zeszycie (maj, 1939) opo w iadanie K onińskiego „ S tra sz n y czw artek w domu p a s to ra “. O pow iadanie to p o siada niew ątpliw ą, a naw et całkiem oryg in alną w a rto ść a rty sty c z n ą . Dzieje się w rodzinie p a s to r skiej na Ś ląsk u C ieszyńskim (nietrudno w śród pięknych opisów cieszyńskiego k rajo b raz u rozpoznać Skoczów jako m iejsce akcji) i p rzed staw ia w dosyć skom plikow any form alnie spo sób — n a rra c ja odw ijana w stecz — spraw ę tragicznego zbiegu w ypadków , k tó ry w kilka chwil z p a sto ra flubiny czyni nie szczęśliw ca podobnego biblijnem u Hiobowi: giną jego dzieci, Ale co innego w „S tra sz n y m cz w a rtk u “ jest w ażniejsze: ele m ent p a ł u b i с z n y tej opowieści. Koniński, zam knąw szy w łaściw e opow iadanie, dem askuje skąd ono się poczęło — w zm ianka d ziennikarska — ukazuje, jak z prostego p rzy padku czyni on problem w iny i k a ry , zastan aw ia się, „czy k a ta stro fa jaw nie p rzy p ad k o w a pozbaw iona jest tragicznego piękna i w ogóle t r a g i z m u ? “ Co w reszcie doniosłe: to zdem a skow anie m oralnej osnow y opow iadania nie burzy go jako cało ści a rty sty c z n e j. Zapew ne dlatego, że nietrudno w ty m p o stę pow aniu dostrzec rów now ażnik a rty s ty c z n y m etody k ry ty c z nej K onińskiego: staw iał on zaw sze fikcję literacką przed tryb u n ałem rzeczy w isto ści i jej p y tań m oralnych, ta k samo postępuje w swoim opowiadaniu.
Koniński nosił się z zam iarem rozbudow y tego opow ia dania w try p ty k now elistyczny. Z zam iaru sw ojego — do słow nie na m iesiąc przed śm iercią, w śród w ysokiej gorączki — w y k o n ał część drugą try p ty k u , nowelę „ P a s to r“. Są to dalsze dzieje p a sto ra Hubiny, którem u po pierw szej katastro fie życio wej p o zo stała jeszcze żona. „ P a s to r“ p rzedstaw ia drugi etap jego nieszczęścia: porzuca go żona, p o zostaw iając mu wiedzę, że nigdy go nie kochała. C en traln ą postać opow iadania stanow i dobrze n ak reślo n y typ przedw ojennego nietzscheanisty i amo- ralisty (obydwie nowele ro zg ry w a ją się p rzed rokiem 1914),
Karol L. Koniński 221
p rzy p om in ający niejedną z postaci Gide‘a. Nowela ta, chociaż nie posiada już tego niepokojącego pałubi-zmu, co_ „ S tra sz n y czw a rte k “, u tw ierdza w przekonaniu, że w Konińskim skryw a! się auten ty czn y pisarz.
Z trzeciego członu całości — miał się rozgryw ać w z a św iatach — pozostał tylko plan.
IV.
W ojna sprow adziła Konińskiego do wsi i domu rodziny jego żony — R udaw y koło K rakow a, położonej o kilka kilo m etrów od Krzeszowic, gdzie piszący spędził cały okres oku pacji. W roku 1941 poznałem Konińskiego i odtąd wiele go dzin i całych dni spędziłem na rozm owach z nim. Jedną z tych rozm ów, nie przypuszczałem , że ostatnią, zanotow ał i odtw orzył W ojciech Żukrow ski w „O drze“ (1945, nr 1). Cho roba bowiem, k tó ra już w roku wybuchu w ojny doprow adziła Konińskiego na brzeg śmierci, p rzy czaiła się później, pozwoliła mu intensyw nie pracow ać, ale zim ą roku 1942/43 w ybuchnęła ze zdw ojoną zajadłością. Z aatakow ane zo stały organ a w e w nętrzne. 23 m arca 1943 przy szed ł zgon. Zwłoki spoczyw ają na cm entarzu w Rudaw ie.
W latach pobytu Konińskiego w Rudaw ie zapoznałem się z tą częścią jego dorobku pisarskiego; k tó ra chociaż nicogło- szona dotąd drukiem , stanow i najpełniejsze zw ierciadło jego osobowości, a zarazem bardzo osobliwy, bardzo jed yn y do kum ent m yśli polskiej. Koniński od wielu lat prow adził zapiski osobiste, coś w rod zaju pam iętnika idei i m yśli, nazw anego „Ex laby rinth o “. O bdarzony w yjątkow o nieczytelnym — pi syw ał przew ażnie w pozycji leżącej — w dodatku sk racan y m stenograficznie pism em, pisał je napraw dę dla siebie, bo na w et p rzy dobrej znajom ości jego pism a przed brudnopisem staje się jak przed pow ikłanym gąszczem . W czasie w ojny część tych zapisek, te, które aktualnie prow adził, Koniński przepisał w dwóch dużych, każdy objętości dobrego tomu, ze szytach. P ien v szem u pozostaw ił tytuł „Ex labyrintho“ i cią głość, jaką zapiski posiadały, drugi skom ponow ał w całość
„rozm yślań bezsennej n o cy “ i nazw ał „Nox a tr a “.
T ak pow stały dw a bardzo przedziw ne i nie posiadające analogii w naszy m piśm iennictw ie tom y. G dyby przez porów nanie określić ich w ygląd, jest to coś pom iędzy „Dziennikiem “
Arniela a „D ziennikam i“ Hebbla, bliżej znacznie Hebbla na skutek tego, że w pam iętniku Konińskiego nie ma śladu ego- tyzm u, że panuje w nim podobnie surow a atm osfera m yślow a, co u Hebbla. N otaty tych obydw u tomów z uporczyw ą n atręt- nością pow racają w ciąż do jednego problem u: poszukiw anie Boga, m ożliwość istnienia Boga w' świecie rzeczyw istym , świecie w alki i zła. Koniński wr swej postaw ie życiow ej nale
żał do katolików i napew no bytby dzisiaj jedną z czołow ych postaci obozu katolickiego, byłb y człow iekiem w całej pełni1 rozum iejącym dokonane przem ian y społeczne; ale w sw ym życiu w ew n ętrzny m był on b ard zo daleki od fideizmu. B ył poszukiw aczem Boga, ale ze stanow iska ściśle katolickiego napew no poszukiw aczem heretyckim .
Szukanie B oga m iało u niego specjalny w ygląd. P o sia d ając n ad czu łą w rażliw ość m oralną, odrzucał w sposób bez w zględny przekonanie, by św iat rzeczyw isty, p rzy ro d a , t. zw. celow ość w szech św iata dow odziły istnienia pierw iastka tra n s cendentalnego. Jest w jego pam iętniku poszukiw anie innych dow odów : płynących z inicjacji, z poznania gnostycznego. Ale i ta form uła niedostatecznie określa jego stanow isko. Zna jąc p ragnienia gnostyczne, Koniński zaspokojenia dla nich nie szu kał w objaw ieniach, w sekciarskich w tajem niczeniach. Dziwność jego p rzeży ć religijnych jest w łaśnie w tym , że z p otrzebą n adprzyrodzoności, k tórej nie dowodzi dla niego św iat rzeczy w isty , łączy ł sposób m yślenia bardzo ścisły, lo giczny i w y g im n asty k ow an y. Zajm ow ał się specjalnie logi sty k ą, pozostaw ił z tej dziedziny kilka dużych i' niew ykończo nych rozpraw , pisanych w ciągu w ojny (powinni je ocenić fachow cy), w ogóle p re c y z ja dowodzenia, chociaż na usługach św iatopoglądu irracjonalnego, b y ła jego cechą. I dlatego ro z trz ą sa n ia religijne Konińskiego po siad ają ten rzad ko chyba, (dodaję: chyba, poniew aż na zagadnieniach tutaj referow anych nie znam się specjalnie) sp o ty k a n y obraz m yśli dysk u rsyw n ej, postępującej od ogniw a do ogniwa, z irracjon alną treścią o p ra cow yw aną p rzez tę m yśl.
„Czem u»B óg nie w szechm ocny? Bo jeśli w szechm ocny, to nie p otrzebuje środków niedoskonałych, owszem, żadnych środków nie p otrzebuje; stw a rz a jednym tchnieniem swej woli piękno doskonałe, jedynie godne sw ego S tw ó rcy ; je d y nym godnym B oga stw orzeniem m oże być tylko drugi Bóg. A jeśli Bóg w szechm ocny, czem uż postępuje tak, jak by nie był w szechm ocny, co tajem nicą jeszcze ciem niejszą i sro ższą? Odpow iedź b y łab y bard zo p ro sta — i codzień ją daje zd ro w y rozsądek ateistów : Bo nie ma B oga, bo całe to zagadnienie sztuczne; bo Bóg jest m rzonką — i jakże ta m rzonka m a być w szechm ocna? Na co staro w iercy dow odzą istnienia B oga rozm aitym i sposobam i, z k tó rych żaden nie daje odpowiedzi na kw estię k ap italn ą; S k ą d niedoskonałe z doskonałego? Ale jest inna m ożliw ość: Osobno jest doskonałe i osobno niedo skonałe; ale doskonałe działa na niedoskonałe, pociąga je ku sobie, przep raco w u je je; co jest logicznie dopuszczalne pod W'arunkiem, iż doskonałe doskonałem będąc kw alitatyw nie, nie jest nieskończone w swej m ocy, kw an ty taty wnie ograni czone'* („Ex la b y rin th o “, uw aga 91).
Karol L. Koniński 2 2 3
Oto p rzy k ła d dysk ursu na usługach m etafizyki. Ale roz w ażan ia Konińskiego nie posiadałyby zapew ne tej, co posiadają, w artości, g dy by m yśl logiczna i ocena m oralna b y ły w nich zaw sze pokornym i sługam i pragnienia religijnego i gdyby n a j bardziej naw et w ykrętn y m m eandrem prow adziły jednak stale do zaspokojenia tego pragnienia. Myśl jest u niego funkcją d o statecznie autonom iczną, by doprow adzać Konińskiego, jeżeli nie do zupełnego zw ątpienia i agnostycyzm u, to przynajm niej do prześw iadczenia, że obecność Boga w bycie nie daje się do wieść upraw ianym i przez niego sposobami logicznymi, a tylko te sposoby zobow iązują go do w iary. P o trzeb ą religijna re a guje na to w strząsem uczuciowym,* nieledwie rozpaczą, ale m yśl nie cofa się przed swoimi konsekwencjam i. Św iadectw em tej walki jest „Nox a tr a “, noc dośw iadczenia w niewierze i w al ki m iędzy chęcią w iary a niezbitym i dowodam i myśli.
P o śró d tego, nie p rzestającego ani przez chwilę płynąć potoku rozm yślań religijnych, nikną zapiski innego rodzaju. T ym czasem one w łaśnie dają m iarę um ysłu Konińskiego, one dowodzą, że „Ex labyrintho“ to nie w ylew m onomanii mi- styczno-religijnej, oham ow anej w życiu codziennym . Ale i w zapiskach religijnych panu je rozm aitość stylu i spojrzenia na świat, um iejętność ewokacji bardzo przeciw nych stanów du chowych. P rz ez te przeciw ieństw a przem aw ia pisarz niew ąt pliwy, k tó ry w kilku zdaniach mieści, co zam ierzył:
„2. Istotą życia, istotną w artością życia, jest radość, do bra, c z y sta i niewinna rad o ść; ‘nektar żyw ota, natenczas słodki, g d y go z innymi dzielę’; wiosna, łąki, z każdego p łata ziemi try s k a radość kwiatów, zieleń w iosenna złotaw a, sub telna i niewinna, blaski szerokie i swobodne, w iatr, ‘k tó ry się złotym objaw ia oddechem ’, niebo wesołe, miłość czysta, wielka eksplozja radości, sam Bóg cieszy się wiosną. Niech wiosna trw a, niech trw a wiecznie, niech będą k rain y wiekuiste,w k tó rych kw itną kw iaty wiekuiste, w któ ry ch wiosna nie m ija! Niech się święci niebo czystej radości, radości pospólnej i obiek tyw nej, w świetle ukojnym Boga, k tó ry jest słońcem Raju, tym sam ym słońcem , którego głęboki blask łagodny świeci na dalekich tłach sta ry c h obrazów . W iosna, wiosna w iekuista, śni się mi w tę jesień zim ną i sam otną, czystości słonecznej pragnę ja, z a tru ty toksynam i życia — i ja nędzny niewolnik, ja, tylu żałobam i o kry ty. W iosny pragnę, żądam wiosny, k tó ra trw a i nie mija, to jest mój pierw szy i ostatni dogm at.“
„86. I cóż z tego, że jesteś nieuwłosiony na ciele, ogona nie m asz, chodzisz nie na czterech, ale na dwóch nogach, zn a kowaniem akusty czn ym posługujesz się dla rozm owy, m a chiny budujesz, pod niebo w latujesz, upraw iasz m atem atykę i astronom ię, a naw et filozofujesz, a naw et teologizujesz i me- tafizy kujesz? Dopóki dobrej woli w tobie nie ma, porządkom od ciebie lepszym i niemniej niż ty w ażnym nie służysz —
2 2 4 Kazimierz W yka
i dopóki cham stw o w tobie jest, gotow e zjeść każdego, kto ci na pokarm posłużyć m oże — i póki bestialstw o w tobie d rze mie, na to ty lk o czekając, aby się cudzym cierpieniem i cudzą hańbą sycić i rozkoszow ać — dopóty do zoologii naieżysz. I razem z tw ym i braćm i ogoniastym i, czw oronogim i i p ełzają cym i, braćm i tw ym i niewinnym i, gd y ty już niew inny nie je steś — n ależysz do naturalnego pań stw a śm ierci: m asz w ygląd człow ieka, ale nie jesteś człow iekiem ; tam i tylko tam , gdzie się zapaliła isk ra dobrej woli, woli obiektyw nej, i gdzie ta iskra w alczy o sw oje trw anie, tam tylko z a cz y n a się człow ieczeń stw o — a z człow ieczeństw em praw o do am bicji nadnaturalnej. Jeśli ty, ro zp ie ra jąc y się łokciam i p rz y w ejściu, chamie, rościsz sobie p reten sję do nieba, to nie widzę powodu, dla którego by tw ój lojalniejszy od ciebie pies nie miał p raw a do tego sam ego; jeśli p raw do nieśm iertelności' odm aw iasz psu i koniowi, krok o dylow i i smokowi, to na jakiej zasadzie sobie je p rzy zn ajesz? C zym się n ad nich w y w y ż sz a sz ? “
C y tató w dosyć, by s ta rc z y ły za dowód, że „Ex laby rin th o “ i „Nox a tr a “ stanow ią pam iętnik religijny całkowicie pozbaw iony precedensu w naszej literaturze, a przez niem niej- szą w arto ść rzad szy ch znacznie uw ag na inne tem aty, pam ięt nik m yślow y wogóle też bez precedensu.
Dorobek k ry ty c z n y K. L. Konińskiego wnosi do k ry ty k i literackiej dw udziestolecia m iędzyw ojennego ton w łasny dzięki p rak ty czn ej i m oralnej postaw ie Konińskiego, postaw ie, którą w najlep szych sw ych p racach udało mu się połączyć z w łasną i uśw iadom ioną m etodą badania k ry ty czn eg o . Dorobek w tw ó r czości oryginalnej św iadczy, że potrzeba takiej konfrontacji m oralnej tkw iła w nim bardzo głęboko, w reszcie zak res zain teresow ań, sięg ający aż po p recy zy jn e badania form alne, dowo dzi, że był to p isarz i k ry ty k , rozum iejący odrębne p raw a d y s cyplin hum anistycznych, dalekich od jego zainteresow ań głów nych. N ajgłębiej sięgające śla d y ty ch zainteresow ań i in ten syw nego ż y c ia w ew nętrznego o stały m napięciu religijnym po zostaw ił w p racach d o tąd niew ydanych. Na podstaw ie zaś tego, co ogłosił, wolno orzec śm iało z dzisiejszej perspektyw y, że w hierarchii k ry ty k i literackiej dw udziestolecia należy mu się m iejsce w yższe, aniżeli to, jakie przeczuw ali w spółcześni.